Wikiźródła
plwikisource
https://pl.wikisource.org/wiki/Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Strona_g%C5%82%C3%B3wna
MediaWiki 1.39.0-wmf.26
first-letter
Media
Specjalna
Dyskusja
Wikiskryba
Dyskusja wikiskryby
Wikiźródła
Dyskusja Wikiźródeł
Plik
Dyskusja pliku
MediaWiki
Dyskusja MediaWiki
Szablon
Dyskusja szablonu
Pomoc
Dyskusja pomocy
Kategoria
Dyskusja kategorii
Strona
Dyskusja strony
Indeks
Dyskusja indeksu
Autor
Dyskusja autora
Kolekcja
Dyskusja kolekcji
TimedText
TimedText talk
Moduł
Dyskusja modułu
Gadżet
Dyskusja gadżetu
Definicja gadżetu
Dyskusja definicji gadżetu
Wikiźródła:Brudnopis
4
1341
3156789
3156706
2022-08-24T16:45:21Z
83.27.136.159
/* Wielkie liczby po sirowlasku */Nowa sekcja
wikitext
text/x-wiki
<!-- Prosimy o nieusuwanie tej linii -->{{/Nagłówek}}
==Zabawa literacka==
Chciałem Was zaprosić do wspólnej literackiej zabawy. Kiedyś czytałem, że Ken Kesey nad powieścią Jaskinie pracował ze swoimi studentami uczestniczącymi w warsztatach literackich. Studenci ciągnęli losy i przygotowywali w domu kolejne fragmenty książki. Tak powstała wydana pod psuedonimem O. U. Levon i S-ka "zbiorowa powieść". Może nam uda się coś podobnego, jakieś opowiadanie, stworzyć na podstawie naszych sproofreadowanych tekstów. Można dodać kolejne fragmenty opisów, dialogi, co Wam przyjdzie do głowy. Byłoby świetnie gdyby były to już teksty sproofreadowane, bez względu na stopień korekty. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 12:27, 4 cze 2013 (CEST)
{{tab}}[[Julianka|Za oknem ciemno było, deszcz padał i lipy szumiały. W pokoju téż panowała ciemność]]. [[Z różnych sfer/Bańka mydlana/II|Ożymski porwał się od okna i śpiesznie zapalił lampę]].<br />
{{tab}}— [[Stach z Konar (Kraszewski 1879)/Tom III/II|Czém jest człowiek?]] [[Mój stosunek do Kościoła/Rozdział 3. Moje dotychczasowe wystąpienia przeciw Kościołowi|Chodzi nie o metrykę, nie o świadectwo policyjne, ale o to, czem jest człowiek we własnem przekonaniu; chodzi o jego istotę psychiczną, o jego indywidualność.]]<br />
{{tab}}— [[Westalka/I|Przenikliwym nazywa się ten, kto rozpoznać zdołał cząstkę istoty człowieka, zawartej w jego formie]] — [[Gasnące słońce/Część pierwsza/I|odpowiedział Zygfryd wymijająco.]]
==Alfabet abchaski==
Alfabet składa się z 43 liter: А Б В Г Ҕ Д Е Ж З Ҙ Ӡ Ӡ’ И К Қ Ҟ Л М Н О П Ҧ Р С Ҫ Т Ҭ У Ф Х Ҳ Ц Ҵ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Ы Ҩ Ь Џ Ә. W alfabecie występuje 17 dodatkowych liter: Ҕ Ҙ Ӡ Ӡ’ Қ Ҟ Ҧ Ҫ Ҭ Ҳ Ҵ Ҷ Ҽ Ҿ Ҩ Џ Ә. Rosyjskie litery Ё Й Щ Ъ Э Ю Я nie występują w alfabecie abchaskim.
==Alfabet liwski==
Alfabet składa się z 51 liter: Aa Āā Bb Cc Čč Dd Ḑḑ Ee Ēē Ff Gg Ģģ Hh Ii Īī Jj Kk Ķķ Ll Ļļ Mm Nn Ņņ Oo Ōō Ȯȯ Ȱȱ Pp Qq Rr Ŗŗ Ss Šš Zz Žž Tt Țț Uu Ūū Vv Ww Õõ Ȭȭ Ää Ǟǟ Öö Ȫȫ Üü Xx Yy Ȳȳ.
== litera ==
Ё
== 2 ==
Й
== Alfabet rusiński ==
Alfabet składa się z 36 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ё Ж З І Ї И Ы Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ю Я Ь Ъ.
== Alfabet jakucki ==
Alfabet składa się z 26 liter: А Б Г Ҕ Д И Й К Л М Н Ҥ О Ө П Р С Һ Т У Ү Х Ч Ы Ь Э. Litery В Е Ё Ж З Ф Ц Ш Щ Ъ Ю Я występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet tadżycki ==
Alfabet składa się z 35 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Ӣ Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ӯ Ф Х Ҳ Ч Ҷ Ш Ъ Э Ю Я. Litery Ц Щ Ы Ь występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet ukraiński ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ж З И І Ї Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ь Ю Я.
== Alfabet rosyjski ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet białoruski ==
Alfabet składa się z 32 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З І Й К Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet uzbecki (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 34 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ҳ Ц Ч Ш Ъ Э Ю Я.
== Alfabet mołdawski (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 31 liter: А Б В Г Д Е Ж Ӂ З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я. Wszystkie litery możemy spotkać w alfabecie rosyjskim oprócz Ӂ. Rosyjskie litery Ё Щ Ъ nie występują w cyrylicy mołdawskiej.
== Alfabet grecki ==
Alfabet składa się z 24 liter: Α Β Γ Δ Ε Ζ Η Θ Ι Κ Λ Μ Ν Ξ Ο Π Ρ Σ Τ Υ Φ Χ Ψ Ω.
==Wersja łacińska alfabetu greckiego==
A B G D E Z I Th I K L M N X O P R S T U V Ch Ps W.
==Porządek zgodnie z kolejnością liter w alfabecie łacińskim==
A B Ch D E G H I K L M N O P Ps R Rh S T Th U V W X Y Z.
== Stary alfabet ==
Alfabet składa się ze 109 liter: А Ӕ Б В Г Ғ Ҕ Ґ Д Ꙣ Ђ Ѓ Ҙ Е Є Э Ё Ӓ Ж Җ З Ӡ Ѕ И І Ї Й Ј К Қ Ҟ Ԛ Л Ꙥ Љ М Ꙧ Н Ҥ Њ Ң О Ӧ Ө Ӫ Ꙩ Ꙫ Ꙭ ꙮ Ꚙ Ҩ П Ҧ Р С Ҫ Һ Т Ҭ Ћ Ќ Ꙉ У Ӱ Ў Ү Ӣ Ф Ӯ Х Ҳ Ѡ Ц Ҵ Ꙡ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Щ Ъ Ы Џ Ә Ь Ѣ Я Ԙ Ꙗ Ѥ Ю Ꙕ Ꙓ Ԝ Ѧ Ѩ Ꙙ Ꙝ Ѫ Ѭ Ꙛ Ѯ Ѱ Ꙟ Ѳ Ѵ Ѷ Ҁ.
== Byłe republiki radzieckie ==
Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan, Tadżykistan, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Ukraina, Mołdawia, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia.
== Państwa powstałe po rozpadzie Jugosławii ==
Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, częściowo uznawane Kosowo, Serbia, Macedonia Północna.
== Języki urzędowe nieistniejącego już ZSRR ==
Rosyjski (język ogólnozwiązkowy), lokalnie: Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Tadżycki, Gruziński, Ormiański, Azerski, Ukraiński, Rumuński (Mołdawski), Białoruski, Litewski, Łotewski, Estoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącego już ZSRR ==
Słowiańskie (Rosyjski, Ukraiński, Białoruski), Turkijskie (Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Azerski), Indoirańskie (Tadżycki), Kartwelskie (Gruziński), Ormiańskie (Ormiański), Romańskie (Rumuński (Mołdawski)), Bałtyckie (Litewski, Łotewski), Ugrofińskie (Estoński)
== Języki urzędowe nieistniejącej już Jugosławii ==
Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Albański, Serbski, Węgierski, Słowacki, Rumuński, Rusiński, Macedoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącej już Jugosławii ==
Słowiańskie (Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Serbski, Słowacki, Rusiński, Macedoński), Albańskie (Albański), Ugrofińskie (Węgierski), Romańskie (Rumuński)
== Alfabet estoński ==
Alfabet składa się z 32 liter: Aa Bb Cc Dd Ee Ff Gg Hh Ii Jj Kk Ll Mm Nn Oo Pp Qq Rr Ss Šš Zz Žž Tt Uu Vv Ww Õõ Ää Öö Üü Xx Yy.
== Alfabet chantyjski ==
Alfabet składa się z 57 liter: А Ӓ Ӑ Ә Ӛ Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Қ Ӄ Л Ӆ Ԓ М Н Ң Ӈ Н’ О Ӧ Ŏ Ө Ӫ П Р С Т У Ӱ Ў Ф Х Ҳ Ӽ Ц Ч Ҷ Ш Щ Ъ Ы Ь Э Є Є̈ Ю Ю̆ Я Я̆.
== Alfabet ewe ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B D Ɖ E Ɛ F Ƒ G Ɣ H X I K L M N Ŋ O Ɔ P R S T U V Ʋ W Y Z.
== Alfabet prasłowiański ==
Alfabet składa się z 33 liter: A Ą B C Č D E Ę Ě F G H X I Ь J K L M N O P R S Š Ŝ T U Ъ V Y Z Ž.
== Języki urzędowe nieistniejącego państwa, które ja wymyśliłem ==
48 języków: angielski, chiński, malajski, tamilski, rosyjski, słowacki, słoweński, ukraiński, czeski, serbski, chorwacki, bośniacki, czarnogórski, białoruski, bułgarski, rumuński, macedoński, albański, węgierski, nowogrecki, turecki, mołdawski, rusiński, kazachski, uzbecki, turkmeński, kirgiski, tadżycki, gruziński, ormiański, azerbejdżański, litewski, łotewski, estoński, mongolski, polski, niemiecki, francuski, norweski, szwedzki, fiński, islandzki, włoski, arabski, hiszpański, portugalski, perski, baskijski.
== Jus ==
Jus to archaiczna litera cyrylicy. Mały jus (Ѧ), Mały jus jotowany (Ѩ), Mały jus zamknięty (Ꙙ), Mały jus jotowany zamknięty (Ꙝ), Wielki jus (Ѫ), Wielki jus jotowany (Ѭ), Wielki jus zamknięty (Ꙛ).
Mały jus (Ѧ) ma wartość Ę, natomiast wielki jus (Ѫ) ma wartość Ą. Mały jus jotowany (Ѩ) ma wartość dwuznaku ię lub ję, natomiast wielki jus jotowany (Ѭ) ma wartość dwuznaku ią lub ją.
== Dialekt języka polskiego ==
Język sirowlaski (Djesik syrroruski) - odmiana języka polskiego, dialekt używany w nieistniejącym państwie, które ja wymyśliłem. Alfabet składa się z 40 liter: A Á Ą B C Ć D E É Ę F G H I Í J K L Ł M N Ń O Ó P Q R S Ś T U Ú Ü Ź Ż V W X Y Z.
== Wikipedia, Wikisłownik, Wikiźródła, Wikinews, Wikipedysta, Wikisłownikarz, Wikiskryba i Wikireporter po sirowlasku ==
Wikipedia - Wikipedija, Wikisłownik - Wikisłowmeniaak, Wikiźródła - Wikiźríoedła, Wikinews - Wikispríjoté, Wikipedysta - Wikipedijiojista, Wikisłownikarz - Wikisłowmeniaakraz, Wikiskryba - Wikiskrebija, Wikireporter - Wikirijepijeoryter.
== Wczesna cyrylica ==
Alfabet składa się z 44 liter: А Б В Г Д Є Ж Ѕ З И І К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ѡ Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Ѣ Я Ѥ Ю Ѧ Ѩ Ѫ Ѭ Ѯ Ѱ Ѳ Ѵ Ҁ.
== Klasyfikacja genetyczna języka polskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki zachodniosłowiańskie
* Języki lechickie
* Język polski
== Klasyfikacja genetyczna języka staroruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
== Klasyfikacja genetyczna języka rosyjskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język rosyjski
== Klasyfikacja genetyczna języka ruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
== Klasyfikacja genetyczna języka białoruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język białoruski
== Klasyfikacja genetyczna języka ukraińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
== Klasyfikacja genetyczna języka rusińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
== Klasyfikacja genetyczna języka łemkowskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
* Język łemkowski
== Klasyfikacja genetyczna języka prasłowiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Język prasłowiański
== Klasyfikacja genetyczna języka albańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki albańskie
* Język albański
== Klasyfikacja genetyczna języka ormiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki ormiańskie
* Język ormiański
== Alfabet połabski ==
Alfabet składa się z 54 liter: A Ă Å Ą D Ď Ʒ Ʒ́ E Ė Ĕ Ę F G Ǵ H Χ Χ́ I I̯ J K Ḱ L Ľ M Ḿ N Ń O Ö Ǫ P Ṕ R Ŕ S Ś T Ť Č U Ü U̯ V Z Ź Ž B Š Ć B́ C V́.
== Nazwy języka sirowlaskiego po polsku, angielsku, niemiecku, francusku, hiszpańsku, włosku, portugalsku, w esperanto i po czesku oraz po rumuńsku i węgiersku oraz słowacku i po łacinie ==
Język sirowlaski / Truchlamon language / Truchlamische Sprache / Langue truchlemise / Idioma tréchléañol / Lingua trecciano / Lingua trúgléména / Lingvo torokkono / Truchlémeština / Limba truchlemână / Tramogyel nyelv / Trúchemstočina / Lingua truchlamona
== Alfabet słowacki ==
Alfabet składa się z 46 liter: A Á Ä B C Č D Ď Dz Dž E É F G H Ch I Í J K L Ĺ Ľ M N Ň O Ó Ô P Q R Ŕ S Š T Ť U Ú V W X Y Ý Z Ž.
== Unifon alphabet ==
A Δ Ʌ B Ȼ D E Ɨ Ԙ F G H I Ŧ J K L M N Ŋ O O̲ 𐐅 ꐎ ꐎ P R S S̸ T Ћ Һ U ⩌ U̲ V W Z Y Ƶ
== Alfabet gruziński ==
Alfabet składa się z 33 liter: ა ბ გ დ ე ვ ზ თ ი კ ლ მ ნ ო პ ჟ რ ს ტ უ ფ ქ ღ ყ შ ჩ ც ძ წ ჭ ხ ჯ ჰ. Transkrypcja na alfabet łaciński: a b c č č̗ c̗ d e f g ɣ h x i j k ḱ l m n o p ṕ q r s š t t̗ u v z ž.
== Alfabet karakałpacki ==
Alfabet składa się z 33 liter: Duże litery: A Á B D E F G Ǵ H X Í I J K Q L M N Ń O Ó P R S T U Ú V W Y Z Sh C Ch. Małe litery: a á b d e f g ǵ h x ı i j k q l m n ń o ó p r s t u ú v w y z sh c ch.
== Alfabet polski ==
Alfabet składa się z 32 liter: A Ą B C Ć D E Ę F G H I J K L Ł M N Ń O Ó P R S Ś T U W Y Z Ź Ż. Używane są także dwuznaki Ch, Cz, Dz, Dź, Dż, Rz, Sz, Ci, Ni, Si, Zi. Te dwuznaki są traktowane jako dwie litery, nie jako jedna litera. Używane są także trójznaki Drz, Dzi, a także tetragraf Szcz.
== Tekst po sirowlasku i po polsku ==
Ja jestiemonilo Maitake, a Ujytikownikorek Fynydojumojomacji Wikimedia. Ja jestiemonilo Wikipedijiojistą, Wikisłowmeniaakrazem, Wikiskrebiją, Wikirijeporyterem i tik dilej. Ja jestem Maitake, Użytkownik Fundacji Wikimedia. Ja jestem Wikipedystą, Wikisłownikarzem, Wikiskrybą, Wikireporterem i tak dalej.
== Alfabet husycki ==
Alfabet składa się z 80 liter: A Á Ä Ą Ā Â Ã B C Ć Č D Ď Đ Dz Dž E É Ë Ę Ē Ê Ě Ė F G Ģ H Ch I Í Ī J K Ķ L Ĺ Ľ Ł Ļ Lj M N Ń Ň Ņ Nj O Ó Ô Ŏ Ō Õ Ò P Q R Ŕ Ř S Ś Š T Ť U Ú Ù Û Ū Ů Ŭ V W X Y Ý Z Ź Ż Ž.
== Alfabet języka balante w Senegalu ==
Alfabet składa się z 23 liter: A B Ɓ D E F G H I J L M N Ñ Ŋ O R S T Ŧ U W Y.
== Alfabet północnosaamski ==
Alfabet składa się z 29 liter: A Á B C Č D Đ E F G H I J K L M N Ŋ O P R S Š T Ŧ U V Z Ž.
== Ŧ ==
'''Ŧ''' - 14. litera grafii dla amerykańskiego angielskiego (Unifon), 20. litera alfabetu języka balante w Senegalu, 25. litera alfabetu północnosaamskiego.
== Alfabet chorwacki ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B C Č Ć D Dž Đ E F G H I J K L Lj M N Nj O P R S Š T U V Z Ž.
== Alfabet serbski ==
Alfabet składa się z 30 liter: А Б В Г Д Ђ Е Ж З И Ј К Л Љ М Н Њ О П Р С Т Ћ У Ф Х Ц Ч Џ Ш.
== Nazwy dni tygodnia i miesięcy po sirowlasku ==
Dni tygodnia: Penedielek, Wterek, Sreda, Cweritek, Pielomatek, Sebetoja, Nediela. Miesiące: Styczeń, Lity, Merzelojec, Kweten, Mej, Czyruwiec, Lypojec, Sterpen, Wrzesiomoneń, Pezdijernik, Lystyped, Grydojen.
== Liczby od 1 do miliona po sirowlasku ==
1 - yeden, 2 - dwe, 3 - tri, 4 - cwetory, 5 - piec, 6 - sest, 7 - sedem, 8 - osem, 9 - dzewec, 10 - dzesec, 11 - yedenasce, 12 - dwenesce, 13 - trinesce, 14 - cwetoresce, 15 - pietnesce, 16 - sestnestce, 17 - sedomnosce, 18 - ostemonosce, 19 - dzewetnysce, 20 - dwedzesta, 30 - trydescy, 40 - cwetoryscy, 50 - piecdesyt, 60 - sestdesyt, 70 - sedemdesyt, 80 - osemdesyt, 90 - dzewecdesyt, 100 - sto, 200 - dwesce, 300 - trysce, 400 - cwetorysce, 500 - pietorysce, 600 - sestorysce, 700 - sedorysce, 800 - osmorysce, 900 - dzewecorysce, 1000 - tysiac, 10000 - dzesec tysiacy, 100000 - sto tysiacy, 1000000 - milon.
== Wielkie liczby po sirowlasku ==
1000 - tysiac, 1000000 - milon, 1000000000 - milard, 1000000000000 - bilon, 1000000000000000 - bilard, 10^18 - trylon, 10^21 - trylard, 10^24 - kwadrylon, 10^27 - kwadrylard, 10^30 - kwintylon, 10^33 - kwintylard, 10^36 - sekstylon, 10^39 - sekstylard, 10^42 - septylon, 10^45 - septylard, 10^48 - oktylon, 10^51 - oktylard, 10^54 - nonylon, 10^57 - nonylard, 10^60 - decylon, 10^63 - decylard, 10^66 - undecylon, 10^69 - undecylard, 10^72 - duodecylon, 10^75 - duodecylard, 10^100 - gugioleh, 10^(10^100) - gugioliecipochleks.
== Alfabet gruziński (łaciński) ==
Alfabet składa się z 33 liter:
A B C Č Č̗ C̗ D E F G Ɣ H X I J K Ḱ L M N O P Ṕ Q R S Š T T̗ U V Z Ž.
c26ha4t6x3kqz6a0sjtgjv4dnuqppr7
3156797
3156789
2022-08-24T16:57:19Z
83.27.136.159
/* Alfabet husycki */Poprawka
wikitext
text/x-wiki
<!-- Prosimy o nieusuwanie tej linii -->{{/Nagłówek}}
==Zabawa literacka==
Chciałem Was zaprosić do wspólnej literackiej zabawy. Kiedyś czytałem, że Ken Kesey nad powieścią Jaskinie pracował ze swoimi studentami uczestniczącymi w warsztatach literackich. Studenci ciągnęli losy i przygotowywali w domu kolejne fragmenty książki. Tak powstała wydana pod psuedonimem O. U. Levon i S-ka "zbiorowa powieść". Może nam uda się coś podobnego, jakieś opowiadanie, stworzyć na podstawie naszych sproofreadowanych tekstów. Można dodać kolejne fragmenty opisów, dialogi, co Wam przyjdzie do głowy. Byłoby świetnie gdyby były to już teksty sproofreadowane, bez względu na stopień korekty. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 12:27, 4 cze 2013 (CEST)
{{tab}}[[Julianka|Za oknem ciemno było, deszcz padał i lipy szumiały. W pokoju téż panowała ciemność]]. [[Z różnych sfer/Bańka mydlana/II|Ożymski porwał się od okna i śpiesznie zapalił lampę]].<br />
{{tab}}— [[Stach z Konar (Kraszewski 1879)/Tom III/II|Czém jest człowiek?]] [[Mój stosunek do Kościoła/Rozdział 3. Moje dotychczasowe wystąpienia przeciw Kościołowi|Chodzi nie o metrykę, nie o świadectwo policyjne, ale o to, czem jest człowiek we własnem przekonaniu; chodzi o jego istotę psychiczną, o jego indywidualność.]]<br />
{{tab}}— [[Westalka/I|Przenikliwym nazywa się ten, kto rozpoznać zdołał cząstkę istoty człowieka, zawartej w jego formie]] — [[Gasnące słońce/Część pierwsza/I|odpowiedział Zygfryd wymijająco.]]
==Alfabet abchaski==
Alfabet składa się z 43 liter: А Б В Г Ҕ Д Е Ж З Ҙ Ӡ Ӡ’ И К Қ Ҟ Л М Н О П Ҧ Р С Ҫ Т Ҭ У Ф Х Ҳ Ц Ҵ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Ы Ҩ Ь Џ Ә. W alfabecie występuje 17 dodatkowych liter: Ҕ Ҙ Ӡ Ӡ’ Қ Ҟ Ҧ Ҫ Ҭ Ҳ Ҵ Ҷ Ҽ Ҿ Ҩ Џ Ә. Rosyjskie litery Ё Й Щ Ъ Э Ю Я nie występują w alfabecie abchaskim.
==Alfabet liwski==
Alfabet składa się z 51 liter: Aa Āā Bb Cc Čč Dd Ḑḑ Ee Ēē Ff Gg Ģģ Hh Ii Īī Jj Kk Ķķ Ll Ļļ Mm Nn Ņņ Oo Ōō Ȯȯ Ȱȱ Pp Qq Rr Ŗŗ Ss Šš Zz Žž Tt Țț Uu Ūū Vv Ww Õõ Ȭȭ Ää Ǟǟ Öö Ȫȫ Üü Xx Yy Ȳȳ.
== litera ==
Ё
== 2 ==
Й
== Alfabet rusiński ==
Alfabet składa się z 36 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ё Ж З І Ї И Ы Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ю Я Ь Ъ.
== Alfabet jakucki ==
Alfabet składa się z 26 liter: А Б Г Ҕ Д И Й К Л М Н Ҥ О Ө П Р С Һ Т У Ү Х Ч Ы Ь Э. Litery В Е Ё Ж З Ф Ц Ш Щ Ъ Ю Я występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet tadżycki ==
Alfabet składa się z 35 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Ӣ Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ӯ Ф Х Ҳ Ч Ҷ Ш Ъ Э Ю Я. Litery Ц Щ Ы Ь występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet ukraiński ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ж З И І Ї Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ь Ю Я.
== Alfabet rosyjski ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet białoruski ==
Alfabet składa się z 32 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З І Й К Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet uzbecki (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 34 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ҳ Ц Ч Ш Ъ Э Ю Я.
== Alfabet mołdawski (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 31 liter: А Б В Г Д Е Ж Ӂ З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я. Wszystkie litery możemy spotkać w alfabecie rosyjskim oprócz Ӂ. Rosyjskie litery Ё Щ Ъ nie występują w cyrylicy mołdawskiej.
== Alfabet grecki ==
Alfabet składa się z 24 liter: Α Β Γ Δ Ε Ζ Η Θ Ι Κ Λ Μ Ν Ξ Ο Π Ρ Σ Τ Υ Φ Χ Ψ Ω.
==Wersja łacińska alfabetu greckiego==
A B G D E Z I Th I K L M N X O P R S T U V Ch Ps W.
==Porządek zgodnie z kolejnością liter w alfabecie łacińskim==
A B Ch D E G H I K L M N O P Ps R Rh S T Th U V W X Y Z.
== Stary alfabet ==
Alfabet składa się ze 109 liter: А Ӕ Б В Г Ғ Ҕ Ґ Д Ꙣ Ђ Ѓ Ҙ Е Є Э Ё Ӓ Ж Җ З Ӡ Ѕ И І Ї Й Ј К Қ Ҟ Ԛ Л Ꙥ Љ М Ꙧ Н Ҥ Њ Ң О Ӧ Ө Ӫ Ꙩ Ꙫ Ꙭ ꙮ Ꚙ Ҩ П Ҧ Р С Ҫ Һ Т Ҭ Ћ Ќ Ꙉ У Ӱ Ў Ү Ӣ Ф Ӯ Х Ҳ Ѡ Ц Ҵ Ꙡ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Щ Ъ Ы Џ Ә Ь Ѣ Я Ԙ Ꙗ Ѥ Ю Ꙕ Ꙓ Ԝ Ѧ Ѩ Ꙙ Ꙝ Ѫ Ѭ Ꙛ Ѯ Ѱ Ꙟ Ѳ Ѵ Ѷ Ҁ.
== Byłe republiki radzieckie ==
Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan, Tadżykistan, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Ukraina, Mołdawia, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia.
== Państwa powstałe po rozpadzie Jugosławii ==
Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, częściowo uznawane Kosowo, Serbia, Macedonia Północna.
== Języki urzędowe nieistniejącego już ZSRR ==
Rosyjski (język ogólnozwiązkowy), lokalnie: Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Tadżycki, Gruziński, Ormiański, Azerski, Ukraiński, Rumuński (Mołdawski), Białoruski, Litewski, Łotewski, Estoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącego już ZSRR ==
Słowiańskie (Rosyjski, Ukraiński, Białoruski), Turkijskie (Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Azerski), Indoirańskie (Tadżycki), Kartwelskie (Gruziński), Ormiańskie (Ormiański), Romańskie (Rumuński (Mołdawski)), Bałtyckie (Litewski, Łotewski), Ugrofińskie (Estoński)
== Języki urzędowe nieistniejącej już Jugosławii ==
Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Albański, Serbski, Węgierski, Słowacki, Rumuński, Rusiński, Macedoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącej już Jugosławii ==
Słowiańskie (Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Serbski, Słowacki, Rusiński, Macedoński), Albańskie (Albański), Ugrofińskie (Węgierski), Romańskie (Rumuński)
== Alfabet estoński ==
Alfabet składa się z 32 liter: Aa Bb Cc Dd Ee Ff Gg Hh Ii Jj Kk Ll Mm Nn Oo Pp Qq Rr Ss Šš Zz Žž Tt Uu Vv Ww Õõ Ää Öö Üü Xx Yy.
== Alfabet chantyjski ==
Alfabet składa się z 57 liter: А Ӓ Ӑ Ә Ӛ Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Қ Ӄ Л Ӆ Ԓ М Н Ң Ӈ Н’ О Ӧ Ŏ Ө Ӫ П Р С Т У Ӱ Ў Ф Х Ҳ Ӽ Ц Ч Ҷ Ш Щ Ъ Ы Ь Э Є Є̈ Ю Ю̆ Я Я̆.
== Alfabet ewe ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B D Ɖ E Ɛ F Ƒ G Ɣ H X I K L M N Ŋ O Ɔ P R S T U V Ʋ W Y Z.
== Alfabet prasłowiański ==
Alfabet składa się z 33 liter: A Ą B C Č D E Ę Ě F G H X I Ь J K L M N O P R S Š Ŝ T U Ъ V Y Z Ž.
== Języki urzędowe nieistniejącego państwa, które ja wymyśliłem ==
48 języków: angielski, chiński, malajski, tamilski, rosyjski, słowacki, słoweński, ukraiński, czeski, serbski, chorwacki, bośniacki, czarnogórski, białoruski, bułgarski, rumuński, macedoński, albański, węgierski, nowogrecki, turecki, mołdawski, rusiński, kazachski, uzbecki, turkmeński, kirgiski, tadżycki, gruziński, ormiański, azerbejdżański, litewski, łotewski, estoński, mongolski, polski, niemiecki, francuski, norweski, szwedzki, fiński, islandzki, włoski, arabski, hiszpański, portugalski, perski, baskijski.
== Jus ==
Jus to archaiczna litera cyrylicy. Mały jus (Ѧ), Mały jus jotowany (Ѩ), Mały jus zamknięty (Ꙙ), Mały jus jotowany zamknięty (Ꙝ), Wielki jus (Ѫ), Wielki jus jotowany (Ѭ), Wielki jus zamknięty (Ꙛ).
Mały jus (Ѧ) ma wartość Ę, natomiast wielki jus (Ѫ) ma wartość Ą. Mały jus jotowany (Ѩ) ma wartość dwuznaku ię lub ję, natomiast wielki jus jotowany (Ѭ) ma wartość dwuznaku ią lub ją.
== Dialekt języka polskiego ==
Język sirowlaski (Djesik syrroruski) - odmiana języka polskiego, dialekt używany w nieistniejącym państwie, które ja wymyśliłem. Alfabet składa się z 40 liter: A Á Ą B C Ć D E É Ę F G H I Í J K L Ł M N Ń O Ó P Q R S Ś T U Ú Ü Ź Ż V W X Y Z.
== Wikipedia, Wikisłownik, Wikiźródła, Wikinews, Wikipedysta, Wikisłownikarz, Wikiskryba i Wikireporter po sirowlasku ==
Wikipedia - Wikipedija, Wikisłownik - Wikisłowmeniaak, Wikiźródła - Wikiźríoedła, Wikinews - Wikispríjoté, Wikipedysta - Wikipedijiojista, Wikisłownikarz - Wikisłowmeniaakraz, Wikiskryba - Wikiskrebija, Wikireporter - Wikirijepijeoryter.
== Wczesna cyrylica ==
Alfabet składa się z 44 liter: А Б В Г Д Є Ж Ѕ З И І К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ѡ Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Ѣ Я Ѥ Ю Ѧ Ѩ Ѫ Ѭ Ѯ Ѱ Ѳ Ѵ Ҁ.
== Klasyfikacja genetyczna języka polskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki zachodniosłowiańskie
* Języki lechickie
* Język polski
== Klasyfikacja genetyczna języka staroruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
== Klasyfikacja genetyczna języka rosyjskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język rosyjski
== Klasyfikacja genetyczna języka ruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
== Klasyfikacja genetyczna języka białoruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język białoruski
== Klasyfikacja genetyczna języka ukraińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
== Klasyfikacja genetyczna języka rusińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
== Klasyfikacja genetyczna języka łemkowskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
* Język łemkowski
== Klasyfikacja genetyczna języka prasłowiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Język prasłowiański
== Klasyfikacja genetyczna języka albańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki albańskie
* Język albański
== Klasyfikacja genetyczna języka ormiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki ormiańskie
* Język ormiański
== Alfabet połabski ==
Alfabet składa się z 54 liter: A Ă Å Ą D Ď Ʒ Ʒ́ E Ė Ĕ Ę F G Ǵ H Χ Χ́ I I̯ J K Ḱ L Ľ M Ḿ N Ń O Ö Ǫ P Ṕ R Ŕ S Ś T Ť Č U Ü U̯ V Z Ź Ž B Š Ć B́ C V́.
== Nazwy języka sirowlaskiego po polsku, angielsku, niemiecku, francusku, hiszpańsku, włosku, portugalsku, w esperanto i po czesku oraz po rumuńsku i węgiersku oraz słowacku i po łacinie ==
Język sirowlaski / Truchlamon language / Truchlamische Sprache / Langue truchlemise / Idioma tréchléañol / Lingua trecciano / Lingua trúgléména / Lingvo torokkono / Truchlémeština / Limba truchlemână / Tramogyel nyelv / Trúchemstočina / Lingua truchlamona
== Alfabet słowacki ==
Alfabet składa się z 46 liter: A Á Ä B C Č D Ď Dz Dž E É F G H Ch I Í J K L Ĺ Ľ M N Ň O Ó Ô P Q R Ŕ S Š T Ť U Ú V W X Y Ý Z Ž.
== Unifon alphabet ==
A Δ Ʌ B Ȼ D E Ɨ Ԙ F G H I Ŧ J K L M N Ŋ O O̲ 𐐅 ꐎ ꐎ P R S S̸ T Ћ Һ U ⩌ U̲ V W Z Y Ƶ
== Alfabet gruziński ==
Alfabet składa się z 33 liter: ა ბ გ დ ე ვ ზ თ ი კ ლ მ ნ ო პ ჟ რ ს ტ უ ფ ქ ღ ყ შ ჩ ც ძ წ ჭ ხ ჯ ჰ. Transkrypcja na alfabet łaciński: a b c č č̗ c̗ d e f g ɣ h x i j k ḱ l m n o p ṕ q r s š t t̗ u v z ž.
== Alfabet karakałpacki ==
Alfabet składa się z 33 liter: Duże litery: A Á B D E F G Ǵ H X Í I J K Q L M N Ń O Ó P R S T U Ú V W Y Z Sh C Ch. Małe litery: a á b d e f g ǵ h x ı i j k q l m n ń o ó p r s t u ú v w y z sh c ch.
== Alfabet polski ==
Alfabet składa się z 32 liter: A Ą B C Ć D E Ę F G H I J K L Ł M N Ń O Ó P R S Ś T U W Y Z Ź Ż. Używane są także dwuznaki Ch, Cz, Dz, Dź, Dż, Rz, Sz, Ci, Ni, Si, Zi. Te dwuznaki są traktowane jako dwie litery, nie jako jedna litera. Używane są także trójznaki Drz, Dzi, a także tetragraf Szcz.
== Tekst po sirowlasku i po polsku ==
Ja jestiemonilo Maitake, a Ujytikownikorek Fynydojumojomacji Wikimedia. Ja jestiemonilo Wikipedijiojistą, Wikisłowmeniaakrazem, Wikiskrebiją, Wikirijeporyterem i tik dilej. Ja jestem Maitake, Użytkownik Fundacji Wikimedia. Ja jestem Wikipedystą, Wikisłownikarzem, Wikiskrybą, Wikireporterem i tak dalej.
== Alfabet husycki ==
Alfabet składa się z 79 liter: A Á Ä Ą Ā Â Ã B C Ć Č D Ď Đ Dz Dž E É Ë Ę Ē Ê Ě F G Ģ H Ch I Í Ī J K Ķ L Ĺ Ľ Ł Ļ Lj M N Ń Ň Ņ Nj O Ó Ô Ŏ Ō Õ Ò P Q R Ŕ Ř S Ś Š T Ť U Ú Ù Û Ū Ů Ŭ V W X Y Ý Z Ź Ż Ž.
== Alfabet języka balante w Senegalu ==
Alfabet składa się z 23 liter: A B Ɓ D E F G H I J L M N Ñ Ŋ O R S T Ŧ U W Y.
== Alfabet północnosaamski ==
Alfabet składa się z 29 liter: A Á B C Č D Đ E F G H I J K L M N Ŋ O P R S Š T Ŧ U V Z Ž.
== Ŧ ==
'''Ŧ''' - 14. litera grafii dla amerykańskiego angielskiego (Unifon), 20. litera alfabetu języka balante w Senegalu, 25. litera alfabetu północnosaamskiego.
== Alfabet chorwacki ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B C Č Ć D Dž Đ E F G H I J K L Lj M N Nj O P R S Š T U V Z Ž.
== Alfabet serbski ==
Alfabet składa się z 30 liter: А Б В Г Д Ђ Е Ж З И Ј К Л Љ М Н Њ О П Р С Т Ћ У Ф Х Ц Ч Џ Ш.
== Nazwy dni tygodnia i miesięcy po sirowlasku ==
Dni tygodnia: Penedielek, Wterek, Sreda, Cweritek, Pielomatek, Sebetoja, Nediela. Miesiące: Styczeń, Lity, Merzelojec, Kweten, Mej, Czyruwiec, Lypojec, Sterpen, Wrzesiomoneń, Pezdijernik, Lystyped, Grydojen.
== Liczby od 1 do miliona po sirowlasku ==
1 - yeden, 2 - dwe, 3 - tri, 4 - cwetory, 5 - piec, 6 - sest, 7 - sedem, 8 - osem, 9 - dzewec, 10 - dzesec, 11 - yedenasce, 12 - dwenesce, 13 - trinesce, 14 - cwetoresce, 15 - pietnesce, 16 - sestnestce, 17 - sedomnosce, 18 - ostemonosce, 19 - dzewetnysce, 20 - dwedzesta, 30 - trydescy, 40 - cwetoryscy, 50 - piecdesyt, 60 - sestdesyt, 70 - sedemdesyt, 80 - osemdesyt, 90 - dzewecdesyt, 100 - sto, 200 - dwesce, 300 - trysce, 400 - cwetorysce, 500 - pietorysce, 600 - sestorysce, 700 - sedorysce, 800 - osmorysce, 900 - dzewecorysce, 1000 - tysiac, 10000 - dzesec tysiacy, 100000 - sto tysiacy, 1000000 - milon.
== Wielkie liczby po sirowlasku ==
1000 - tysiac, 1000000 - milon, 1000000000 - milard, 1000000000000 - bilon, 1000000000000000 - bilard, 10^18 - trylon, 10^21 - trylard, 10^24 - kwadrylon, 10^27 - kwadrylard, 10^30 - kwintylon, 10^33 - kwintylard, 10^36 - sekstylon, 10^39 - sekstylard, 10^42 - septylon, 10^45 - septylard, 10^48 - oktylon, 10^51 - oktylard, 10^54 - nonylon, 10^57 - nonylard, 10^60 - decylon, 10^63 - decylard, 10^66 - undecylon, 10^69 - undecylard, 10^72 - duodecylon, 10^75 - duodecylard, 10^100 - gugioleh, 10^(10^100) - gugioliecipochleks.
== Alfabet gruziński (łaciński) ==
Alfabet składa się z 33 liter:
A B C Č Č̗ C̗ D E F G Ɣ H X I J K Ḱ L M N O P Ṕ Q R S Š T T̗ U V Z Ž.
jww897bowra3kavhcjgiypgvqitzgyc
3156805
3156797
2022-08-24T17:05:00Z
83.27.136.159
/* Alfabet husycki */Poprawka
wikitext
text/x-wiki
<!-- Prosimy o nieusuwanie tej linii -->{{/Nagłówek}}
==Zabawa literacka==
Chciałem Was zaprosić do wspólnej literackiej zabawy. Kiedyś czytałem, że Ken Kesey nad powieścią Jaskinie pracował ze swoimi studentami uczestniczącymi w warsztatach literackich. Studenci ciągnęli losy i przygotowywali w domu kolejne fragmenty książki. Tak powstała wydana pod psuedonimem O. U. Levon i S-ka "zbiorowa powieść". Może nam uda się coś podobnego, jakieś opowiadanie, stworzyć na podstawie naszych sproofreadowanych tekstów. Można dodać kolejne fragmenty opisów, dialogi, co Wam przyjdzie do głowy. Byłoby świetnie gdyby były to już teksty sproofreadowane, bez względu na stopień korekty. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 12:27, 4 cze 2013 (CEST)
{{tab}}[[Julianka|Za oknem ciemno było, deszcz padał i lipy szumiały. W pokoju téż panowała ciemność]]. [[Z różnych sfer/Bańka mydlana/II|Ożymski porwał się od okna i śpiesznie zapalił lampę]].<br />
{{tab}}— [[Stach z Konar (Kraszewski 1879)/Tom III/II|Czém jest człowiek?]] [[Mój stosunek do Kościoła/Rozdział 3. Moje dotychczasowe wystąpienia przeciw Kościołowi|Chodzi nie o metrykę, nie o świadectwo policyjne, ale o to, czem jest człowiek we własnem przekonaniu; chodzi o jego istotę psychiczną, o jego indywidualność.]]<br />
{{tab}}— [[Westalka/I|Przenikliwym nazywa się ten, kto rozpoznać zdołał cząstkę istoty człowieka, zawartej w jego formie]] — [[Gasnące słońce/Część pierwsza/I|odpowiedział Zygfryd wymijająco.]]
==Alfabet abchaski==
Alfabet składa się z 43 liter: А Б В Г Ҕ Д Е Ж З Ҙ Ӡ Ӡ’ И К Қ Ҟ Л М Н О П Ҧ Р С Ҫ Т Ҭ У Ф Х Ҳ Ц Ҵ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Ы Ҩ Ь Џ Ә. W alfabecie występuje 17 dodatkowych liter: Ҕ Ҙ Ӡ Ӡ’ Қ Ҟ Ҧ Ҫ Ҭ Ҳ Ҵ Ҷ Ҽ Ҿ Ҩ Џ Ә. Rosyjskie litery Ё Й Щ Ъ Э Ю Я nie występują w alfabecie abchaskim.
==Alfabet liwski==
Alfabet składa się z 51 liter: Aa Āā Bb Cc Čč Dd Ḑḑ Ee Ēē Ff Gg Ģģ Hh Ii Īī Jj Kk Ķķ Ll Ļļ Mm Nn Ņņ Oo Ōō Ȯȯ Ȱȱ Pp Qq Rr Ŗŗ Ss Šš Zz Žž Tt Țț Uu Ūū Vv Ww Õõ Ȭȭ Ää Ǟǟ Öö Ȫȫ Üü Xx Yy Ȳȳ.
== litera ==
Ё
== 2 ==
Й
== Alfabet rusiński ==
Alfabet składa się z 36 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ё Ж З І Ї И Ы Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ю Я Ь Ъ.
== Alfabet jakucki ==
Alfabet składa się z 26 liter: А Б Г Ҕ Д И Й К Л М Н Ҥ О Ө П Р С Һ Т У Ү Х Ч Ы Ь Э. Litery В Е Ё Ж З Ф Ц Ш Щ Ъ Ю Я występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet tadżycki ==
Alfabet składa się z 35 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Ӣ Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ӯ Ф Х Ҳ Ч Ҷ Ш Ъ Э Ю Я. Litery Ц Щ Ы Ь występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet ukraiński ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ж З И І Ї Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ь Ю Я.
== Alfabet rosyjski ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet białoruski ==
Alfabet składa się z 32 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З І Й К Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet uzbecki (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 34 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ҳ Ц Ч Ш Ъ Э Ю Я.
== Alfabet mołdawski (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 31 liter: А Б В Г Д Е Ж Ӂ З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я. Wszystkie litery możemy spotkać w alfabecie rosyjskim oprócz Ӂ. Rosyjskie litery Ё Щ Ъ nie występują w cyrylicy mołdawskiej.
== Alfabet grecki ==
Alfabet składa się z 24 liter: Α Β Γ Δ Ε Ζ Η Θ Ι Κ Λ Μ Ν Ξ Ο Π Ρ Σ Τ Υ Φ Χ Ψ Ω.
==Wersja łacińska alfabetu greckiego==
A B G D E Z I Th I K L M N X O P R S T U V Ch Ps W.
==Porządek zgodnie z kolejnością liter w alfabecie łacińskim==
A B Ch D E G H I K L M N O P Ps R Rh S T Th U V W X Y Z.
== Stary alfabet ==
Alfabet składa się ze 109 liter: А Ӕ Б В Г Ғ Ҕ Ґ Д Ꙣ Ђ Ѓ Ҙ Е Є Э Ё Ӓ Ж Җ З Ӡ Ѕ И І Ї Й Ј К Қ Ҟ Ԛ Л Ꙥ Љ М Ꙧ Н Ҥ Њ Ң О Ӧ Ө Ӫ Ꙩ Ꙫ Ꙭ ꙮ Ꚙ Ҩ П Ҧ Р С Ҫ Һ Т Ҭ Ћ Ќ Ꙉ У Ӱ Ў Ү Ӣ Ф Ӯ Х Ҳ Ѡ Ц Ҵ Ꙡ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Щ Ъ Ы Џ Ә Ь Ѣ Я Ԙ Ꙗ Ѥ Ю Ꙕ Ꙓ Ԝ Ѧ Ѩ Ꙙ Ꙝ Ѫ Ѭ Ꙛ Ѯ Ѱ Ꙟ Ѳ Ѵ Ѷ Ҁ.
== Byłe republiki radzieckie ==
Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan, Tadżykistan, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Ukraina, Mołdawia, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia.
== Państwa powstałe po rozpadzie Jugosławii ==
Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, częściowo uznawane Kosowo, Serbia, Macedonia Północna.
== Języki urzędowe nieistniejącego już ZSRR ==
Rosyjski (język ogólnozwiązkowy), lokalnie: Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Tadżycki, Gruziński, Ormiański, Azerski, Ukraiński, Rumuński (Mołdawski), Białoruski, Litewski, Łotewski, Estoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącego już ZSRR ==
Słowiańskie (Rosyjski, Ukraiński, Białoruski), Turkijskie (Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Azerski), Indoirańskie (Tadżycki), Kartwelskie (Gruziński), Ormiańskie (Ormiański), Romańskie (Rumuński (Mołdawski)), Bałtyckie (Litewski, Łotewski), Ugrofińskie (Estoński)
== Języki urzędowe nieistniejącej już Jugosławii ==
Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Albański, Serbski, Węgierski, Słowacki, Rumuński, Rusiński, Macedoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącej już Jugosławii ==
Słowiańskie (Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Serbski, Słowacki, Rusiński, Macedoński), Albańskie (Albański), Ugrofińskie (Węgierski), Romańskie (Rumuński)
== Alfabet estoński ==
Alfabet składa się z 32 liter: Aa Bb Cc Dd Ee Ff Gg Hh Ii Jj Kk Ll Mm Nn Oo Pp Qq Rr Ss Šš Zz Žž Tt Uu Vv Ww Õõ Ää Öö Üü Xx Yy.
== Alfabet chantyjski ==
Alfabet składa się z 57 liter: А Ӓ Ӑ Ә Ӛ Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Қ Ӄ Л Ӆ Ԓ М Н Ң Ӈ Н’ О Ӧ Ŏ Ө Ӫ П Р С Т У Ӱ Ў Ф Х Ҳ Ӽ Ц Ч Ҷ Ш Щ Ъ Ы Ь Э Є Є̈ Ю Ю̆ Я Я̆.
== Alfabet ewe ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B D Ɖ E Ɛ F Ƒ G Ɣ H X I K L M N Ŋ O Ɔ P R S T U V Ʋ W Y Z.
== Alfabet prasłowiański ==
Alfabet składa się z 33 liter: A Ą B C Č D E Ę Ě F G H X I Ь J K L M N O P R S Š Ŝ T U Ъ V Y Z Ž.
== Języki urzędowe nieistniejącego państwa, które ja wymyśliłem ==
48 języków: angielski, chiński, malajski, tamilski, rosyjski, słowacki, słoweński, ukraiński, czeski, serbski, chorwacki, bośniacki, czarnogórski, białoruski, bułgarski, rumuński, macedoński, albański, węgierski, nowogrecki, turecki, mołdawski, rusiński, kazachski, uzbecki, turkmeński, kirgiski, tadżycki, gruziński, ormiański, azerbejdżański, litewski, łotewski, estoński, mongolski, polski, niemiecki, francuski, norweski, szwedzki, fiński, islandzki, włoski, arabski, hiszpański, portugalski, perski, baskijski.
== Jus ==
Jus to archaiczna litera cyrylicy. Mały jus (Ѧ), Mały jus jotowany (Ѩ), Mały jus zamknięty (Ꙙ), Mały jus jotowany zamknięty (Ꙝ), Wielki jus (Ѫ), Wielki jus jotowany (Ѭ), Wielki jus zamknięty (Ꙛ).
Mały jus (Ѧ) ma wartość Ę, natomiast wielki jus (Ѫ) ma wartość Ą. Mały jus jotowany (Ѩ) ma wartość dwuznaku ię lub ję, natomiast wielki jus jotowany (Ѭ) ma wartość dwuznaku ią lub ją.
== Dialekt języka polskiego ==
Język sirowlaski (Djesik syrroruski) - odmiana języka polskiego, dialekt używany w nieistniejącym państwie, które ja wymyśliłem. Alfabet składa się z 40 liter: A Á Ą B C Ć D E É Ę F G H I Í J K L Ł M N Ń O Ó P Q R S Ś T U Ú Ü Ź Ż V W X Y Z.
== Wikipedia, Wikisłownik, Wikiźródła, Wikinews, Wikipedysta, Wikisłownikarz, Wikiskryba i Wikireporter po sirowlasku ==
Wikipedia - Wikipedija, Wikisłownik - Wikisłowmeniaak, Wikiźródła - Wikiźríoedła, Wikinews - Wikispríjoté, Wikipedysta - Wikipedijiojista, Wikisłownikarz - Wikisłowmeniaakraz, Wikiskryba - Wikiskrebija, Wikireporter - Wikirijepijeoryter.
== Wczesna cyrylica ==
Alfabet składa się z 44 liter: А Б В Г Д Є Ж Ѕ З И І К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ѡ Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Ѣ Я Ѥ Ю Ѧ Ѩ Ѫ Ѭ Ѯ Ѱ Ѳ Ѵ Ҁ.
== Klasyfikacja genetyczna języka polskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki zachodniosłowiańskie
* Języki lechickie
* Język polski
== Klasyfikacja genetyczna języka staroruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
== Klasyfikacja genetyczna języka rosyjskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język rosyjski
== Klasyfikacja genetyczna języka ruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
== Klasyfikacja genetyczna języka białoruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język białoruski
== Klasyfikacja genetyczna języka ukraińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
== Klasyfikacja genetyczna języka rusińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
== Klasyfikacja genetyczna języka łemkowskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
* Język łemkowski
== Klasyfikacja genetyczna języka prasłowiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Język prasłowiański
== Klasyfikacja genetyczna języka albańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki albańskie
* Język albański
== Klasyfikacja genetyczna języka ormiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki ormiańskie
* Język ormiański
== Alfabet połabski ==
Alfabet składa się z 54 liter: A Ă Å Ą D Ď Ʒ Ʒ́ E Ė Ĕ Ę F G Ǵ H Χ Χ́ I I̯ J K Ḱ L Ľ M Ḿ N Ń O Ö Ǫ P Ṕ R Ŕ S Ś T Ť Č U Ü U̯ V Z Ź Ž B Š Ć B́ C V́.
== Nazwy języka sirowlaskiego po polsku, angielsku, niemiecku, francusku, hiszpańsku, włosku, portugalsku, w esperanto i po czesku oraz po rumuńsku i węgiersku oraz słowacku i po łacinie ==
Język sirowlaski / Truchlamon language / Truchlamische Sprache / Langue truchlemise / Idioma tréchléañol / Lingua trecciano / Lingua trúgléména / Lingvo torokkono / Truchlémeština / Limba truchlemână / Tramogyel nyelv / Trúchemstočina / Lingua truchlamona
== Alfabet słowacki ==
Alfabet składa się z 46 liter: A Á Ä B C Č D Ď Dz Dž E É F G H Ch I Í J K L Ĺ Ľ M N Ň O Ó Ô P Q R Ŕ S Š T Ť U Ú V W X Y Ý Z Ž.
== Unifon alphabet ==
A Δ Ʌ B Ȼ D E Ɨ Ԙ F G H I Ŧ J K L M N Ŋ O O̲ 𐐅 ꐎ ꐎ P R S S̸ T Ћ Һ U ⩌ U̲ V W Z Y Ƶ
== Alfabet gruziński ==
Alfabet składa się z 33 liter: ა ბ გ დ ე ვ ზ თ ი კ ლ მ ნ ო პ ჟ რ ს ტ უ ფ ქ ღ ყ შ ჩ ც ძ წ ჭ ხ ჯ ჰ. Transkrypcja na alfabet łaciński: a b c č č̗ c̗ d e f g ɣ h x i j k ḱ l m n o p ṕ q r s š t t̗ u v z ž.
== Alfabet karakałpacki ==
Alfabet składa się z 33 liter: Duże litery: A Á B D E F G Ǵ H X Í I J K Q L M N Ń O Ó P R S T U Ú V W Y Z Sh C Ch. Małe litery: a á b d e f g ǵ h x ı i j k q l m n ń o ó p r s t u ú v w y z sh c ch.
== Alfabet polski ==
Alfabet składa się z 32 liter: A Ą B C Ć D E Ę F G H I J K L Ł M N Ń O Ó P R S Ś T U W Y Z Ź Ż. Używane są także dwuznaki Ch, Cz, Dz, Dź, Dż, Rz, Sz, Ci, Ni, Si, Zi. Te dwuznaki są traktowane jako dwie litery, nie jako jedna litera. Używane są także trójznaki Drz, Dzi, a także tetragraf Szcz.
== Tekst po sirowlasku i po polsku ==
Ja jestiemonilo Maitake, a Ujytikownikorek Fynydojumojomacji Wikimedia. Ja jestiemonilo Wikipedijiojistą, Wikisłowmeniaakrazem, Wikiskrebiją, Wikirijeporyterem i tik dilej. Ja jestem Maitake, Użytkownik Fundacji Wikimedia. Ja jestem Wikipedystą, Wikisłownikarzem, Wikiskrybą, Wikireporterem i tak dalej.
== Alfabet husycki ==
Alfabet składa się z 77 liter: A Á Ä Ą Ā Ã B C Ć Č D Ď Đ Dz Dž E É Ë Ę Ē Ě F G Ģ H Ch I Í Ī J K Ķ L Ĺ Ľ Ł Ļ Lj M N Ń Ň Ņ Nj O Ó Ô Ŏ Ō Õ Ò P Q R Ŕ Ř S Ś Š T Ť U Ú Ù Û Ū Ů Ŭ V W X Y Ý Z Ź Ż Ž.
== Alfabet języka balante w Senegalu ==
Alfabet składa się z 23 liter: A B Ɓ D E F G H I J L M N Ñ Ŋ O R S T Ŧ U W Y.
== Alfabet północnosaamski ==
Alfabet składa się z 29 liter: A Á B C Č D Đ E F G H I J K L M N Ŋ O P R S Š T Ŧ U V Z Ž.
== Ŧ ==
'''Ŧ''' - 14. litera grafii dla amerykańskiego angielskiego (Unifon), 20. litera alfabetu języka balante w Senegalu, 25. litera alfabetu północnosaamskiego.
== Alfabet chorwacki ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B C Č Ć D Dž Đ E F G H I J K L Lj M N Nj O P R S Š T U V Z Ž.
== Alfabet serbski ==
Alfabet składa się z 30 liter: А Б В Г Д Ђ Е Ж З И Ј К Л Љ М Н Њ О П Р С Т Ћ У Ф Х Ц Ч Џ Ш.
== Nazwy dni tygodnia i miesięcy po sirowlasku ==
Dni tygodnia: Penedielek, Wterek, Sreda, Cweritek, Pielomatek, Sebetoja, Nediela. Miesiące: Styczeń, Lity, Merzelojec, Kweten, Mej, Czyruwiec, Lypojec, Sterpen, Wrzesiomoneń, Pezdijernik, Lystyped, Grydojen.
== Liczby od 1 do miliona po sirowlasku ==
1 - yeden, 2 - dwe, 3 - tri, 4 - cwetory, 5 - piec, 6 - sest, 7 - sedem, 8 - osem, 9 - dzewec, 10 - dzesec, 11 - yedenasce, 12 - dwenesce, 13 - trinesce, 14 - cwetoresce, 15 - pietnesce, 16 - sestnestce, 17 - sedomnosce, 18 - ostemonosce, 19 - dzewetnysce, 20 - dwedzesta, 30 - trydescy, 40 - cwetoryscy, 50 - piecdesyt, 60 - sestdesyt, 70 - sedemdesyt, 80 - osemdesyt, 90 - dzewecdesyt, 100 - sto, 200 - dwesce, 300 - trysce, 400 - cwetorysce, 500 - pietorysce, 600 - sestorysce, 700 - sedorysce, 800 - osmorysce, 900 - dzewecorysce, 1000 - tysiac, 10000 - dzesec tysiacy, 100000 - sto tysiacy, 1000000 - milon.
== Wielkie liczby po sirowlasku ==
1000 - tysiac, 1000000 - milon, 1000000000 - milard, 1000000000000 - bilon, 1000000000000000 - bilard, 10^18 - trylon, 10^21 - trylard, 10^24 - kwadrylon, 10^27 - kwadrylard, 10^30 - kwintylon, 10^33 - kwintylard, 10^36 - sekstylon, 10^39 - sekstylard, 10^42 - septylon, 10^45 - septylard, 10^48 - oktylon, 10^51 - oktylard, 10^54 - nonylon, 10^57 - nonylard, 10^60 - decylon, 10^63 - decylard, 10^66 - undecylon, 10^69 - undecylard, 10^72 - duodecylon, 10^75 - duodecylard, 10^100 - gugioleh, 10^(10^100) - gugioliecipochleks.
== Alfabet gruziński (łaciński) ==
Alfabet składa się z 33 liter:
A B C Č Č̗ C̗ D E F G Ɣ H X I J K Ḱ L M N O P Ṕ Q R S Š T T̗ U V Z Ž.
qxdfbh4dvkhhdfciolslcohb0xhq0i2
3156836
3156805
2022-08-24T18:50:54Z
83.27.136.159
/* Alfabet gruziński (łaciński) */Nowa sekcja
wikitext
text/x-wiki
<!-- Prosimy o nieusuwanie tej linii -->{{/Nagłówek}}
==Zabawa literacka==
Chciałem Was zaprosić do wspólnej literackiej zabawy. Kiedyś czytałem, że Ken Kesey nad powieścią Jaskinie pracował ze swoimi studentami uczestniczącymi w warsztatach literackich. Studenci ciągnęli losy i przygotowywali w domu kolejne fragmenty książki. Tak powstała wydana pod psuedonimem O. U. Levon i S-ka "zbiorowa powieść". Może nam uda się coś podobnego, jakieś opowiadanie, stworzyć na podstawie naszych sproofreadowanych tekstów. Można dodać kolejne fragmenty opisów, dialogi, co Wam przyjdzie do głowy. Byłoby świetnie gdyby były to już teksty sproofreadowane, bez względu na stopień korekty. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 12:27, 4 cze 2013 (CEST)
{{tab}}[[Julianka|Za oknem ciemno było, deszcz padał i lipy szumiały. W pokoju téż panowała ciemność]]. [[Z różnych sfer/Bańka mydlana/II|Ożymski porwał się od okna i śpiesznie zapalił lampę]].<br />
{{tab}}— [[Stach z Konar (Kraszewski 1879)/Tom III/II|Czém jest człowiek?]] [[Mój stosunek do Kościoła/Rozdział 3. Moje dotychczasowe wystąpienia przeciw Kościołowi|Chodzi nie o metrykę, nie o świadectwo policyjne, ale o to, czem jest człowiek we własnem przekonaniu; chodzi o jego istotę psychiczną, o jego indywidualność.]]<br />
{{tab}}— [[Westalka/I|Przenikliwym nazywa się ten, kto rozpoznać zdołał cząstkę istoty człowieka, zawartej w jego formie]] — [[Gasnące słońce/Część pierwsza/I|odpowiedział Zygfryd wymijająco.]]
==Alfabet abchaski==
Alfabet składa się z 43 liter: А Б В Г Ҕ Д Е Ж З Ҙ Ӡ Ӡ’ И К Қ Ҟ Л М Н О П Ҧ Р С Ҫ Т Ҭ У Ф Х Ҳ Ц Ҵ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Ы Ҩ Ь Џ Ә. W alfabecie występuje 17 dodatkowych liter: Ҕ Ҙ Ӡ Ӡ’ Қ Ҟ Ҧ Ҫ Ҭ Ҳ Ҵ Ҷ Ҽ Ҿ Ҩ Џ Ә. Rosyjskie litery Ё Й Щ Ъ Э Ю Я nie występują w alfabecie abchaskim.
==Alfabet liwski==
Alfabet składa się z 51 liter: Aa Āā Bb Cc Čč Dd Ḑḑ Ee Ēē Ff Gg Ģģ Hh Ii Īī Jj Kk Ķķ Ll Ļļ Mm Nn Ņņ Oo Ōō Ȯȯ Ȱȱ Pp Qq Rr Ŗŗ Ss Šš Zz Žž Tt Țț Uu Ūū Vv Ww Õõ Ȭȭ Ää Ǟǟ Öö Ȫȫ Üü Xx Yy Ȳȳ.
== litera ==
Ё
== 2 ==
Й
== Alfabet rusiński ==
Alfabet składa się z 36 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ё Ж З І Ї И Ы Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ю Я Ь Ъ.
== Alfabet jakucki ==
Alfabet składa się z 26 liter: А Б Г Ҕ Д И Й К Л М Н Ҥ О Ө П Р С Һ Т У Ү Х Ч Ы Ь Э. Litery В Е Ё Ж З Ф Ц Ш Щ Ъ Ю Я występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet tadżycki ==
Alfabet składa się z 35 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Ӣ Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ӯ Ф Х Ҳ Ч Ҷ Ш Ъ Э Ю Я. Litery Ц Щ Ы Ь występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet ukraiński ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ж З И І Ї Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ь Ю Я.
== Alfabet rosyjski ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet białoruski ==
Alfabet składa się z 32 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З І Й К Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet uzbecki (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 34 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ҳ Ц Ч Ш Ъ Э Ю Я.
== Alfabet mołdawski (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 31 liter: А Б В Г Д Е Ж Ӂ З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я. Wszystkie litery możemy spotkać w alfabecie rosyjskim oprócz Ӂ. Rosyjskie litery Ё Щ Ъ nie występują w cyrylicy mołdawskiej.
== Alfabet grecki ==
Alfabet składa się z 24 liter: Α Β Γ Δ Ε Ζ Η Θ Ι Κ Λ Μ Ν Ξ Ο Π Ρ Σ Τ Υ Φ Χ Ψ Ω.
==Wersja łacińska alfabetu greckiego==
A B G D E Z I Th I K L M N X O P R S T U V Ch Ps W.
==Porządek zgodnie z kolejnością liter w alfabecie łacińskim==
A B Ch D E G H I K L M N O P Ps R Rh S T Th U V W X Y Z.
== Stary alfabet ==
Alfabet składa się ze 109 liter: А Ӕ Б В Г Ғ Ҕ Ґ Д Ꙣ Ђ Ѓ Ҙ Е Є Э Ё Ӓ Ж Җ З Ӡ Ѕ И І Ї Й Ј К Қ Ҟ Ԛ Л Ꙥ Љ М Ꙧ Н Ҥ Њ Ң О Ӧ Ө Ӫ Ꙩ Ꙫ Ꙭ ꙮ Ꚙ Ҩ П Ҧ Р С Ҫ Һ Т Ҭ Ћ Ќ Ꙉ У Ӱ Ў Ү Ӣ Ф Ӯ Х Ҳ Ѡ Ц Ҵ Ꙡ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Щ Ъ Ы Џ Ә Ь Ѣ Я Ԙ Ꙗ Ѥ Ю Ꙕ Ꙓ Ԝ Ѧ Ѩ Ꙙ Ꙝ Ѫ Ѭ Ꙛ Ѯ Ѱ Ꙟ Ѳ Ѵ Ѷ Ҁ.
== Byłe republiki radzieckie ==
Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan, Tadżykistan, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Ukraina, Mołdawia, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia.
== Państwa powstałe po rozpadzie Jugosławii ==
Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, częściowo uznawane Kosowo, Serbia, Macedonia Północna.
== Języki urzędowe nieistniejącego już ZSRR ==
Rosyjski (język ogólnozwiązkowy), lokalnie: Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Tadżycki, Gruziński, Ormiański, Azerski, Ukraiński, Rumuński (Mołdawski), Białoruski, Litewski, Łotewski, Estoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącego już ZSRR ==
Słowiańskie (Rosyjski, Ukraiński, Białoruski), Turkijskie (Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Azerski), Indoirańskie (Tadżycki), Kartwelskie (Gruziński), Ormiańskie (Ormiański), Romańskie (Rumuński (Mołdawski)), Bałtyckie (Litewski, Łotewski), Ugrofińskie (Estoński)
== Języki urzędowe nieistniejącej już Jugosławii ==
Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Albański, Serbski, Węgierski, Słowacki, Rumuński, Rusiński, Macedoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącej już Jugosławii ==
Słowiańskie (Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Serbski, Słowacki, Rusiński, Macedoński), Albańskie (Albański), Ugrofińskie (Węgierski), Romańskie (Rumuński)
== Alfabet estoński ==
Alfabet składa się z 32 liter: Aa Bb Cc Dd Ee Ff Gg Hh Ii Jj Kk Ll Mm Nn Oo Pp Qq Rr Ss Šš Zz Žž Tt Uu Vv Ww Õõ Ää Öö Üü Xx Yy.
== Alfabet chantyjski ==
Alfabet składa się z 57 liter: А Ӓ Ӑ Ә Ӛ Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Қ Ӄ Л Ӆ Ԓ М Н Ң Ӈ Н’ О Ӧ Ŏ Ө Ӫ П Р С Т У Ӱ Ў Ф Х Ҳ Ӽ Ц Ч Ҷ Ш Щ Ъ Ы Ь Э Є Є̈ Ю Ю̆ Я Я̆.
== Alfabet ewe ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B D Ɖ E Ɛ F Ƒ G Ɣ H X I K L M N Ŋ O Ɔ P R S T U V Ʋ W Y Z.
== Alfabet prasłowiański ==
Alfabet składa się z 33 liter: A Ą B C Č D E Ę Ě F G H X I Ь J K L M N O P R S Š Ŝ T U Ъ V Y Z Ž.
== Języki urzędowe nieistniejącego państwa, które ja wymyśliłem ==
48 języków: angielski, chiński, malajski, tamilski, rosyjski, słowacki, słoweński, ukraiński, czeski, serbski, chorwacki, bośniacki, czarnogórski, białoruski, bułgarski, rumuński, macedoński, albański, węgierski, nowogrecki, turecki, mołdawski, rusiński, kazachski, uzbecki, turkmeński, kirgiski, tadżycki, gruziński, ormiański, azerbejdżański, litewski, łotewski, estoński, mongolski, polski, niemiecki, francuski, norweski, szwedzki, fiński, islandzki, włoski, arabski, hiszpański, portugalski, perski, baskijski.
== Jus ==
Jus to archaiczna litera cyrylicy. Mały jus (Ѧ), Mały jus jotowany (Ѩ), Mały jus zamknięty (Ꙙ), Mały jus jotowany zamknięty (Ꙝ), Wielki jus (Ѫ), Wielki jus jotowany (Ѭ), Wielki jus zamknięty (Ꙛ).
Mały jus (Ѧ) ma wartość Ę, natomiast wielki jus (Ѫ) ma wartość Ą. Mały jus jotowany (Ѩ) ma wartość dwuznaku ię lub ję, natomiast wielki jus jotowany (Ѭ) ma wartość dwuznaku ią lub ją.
== Dialekt języka polskiego ==
Język sirowlaski (Djesik syrroruski) - odmiana języka polskiego, dialekt używany w nieistniejącym państwie, które ja wymyśliłem. Alfabet składa się z 40 liter: A Á Ą B C Ć D E É Ę F G H I Í J K L Ł M N Ń O Ó P Q R S Ś T U Ú Ü Ź Ż V W X Y Z.
== Wikipedia, Wikisłownik, Wikiźródła, Wikinews, Wikipedysta, Wikisłownikarz, Wikiskryba i Wikireporter po sirowlasku ==
Wikipedia - Wikipedija, Wikisłownik - Wikisłowmeniaak, Wikiźródła - Wikiźríoedła, Wikinews - Wikispríjoté, Wikipedysta - Wikipedijiojista, Wikisłownikarz - Wikisłowmeniaakraz, Wikiskryba - Wikiskrebija, Wikireporter - Wikirijepijeoryter.
== Wczesna cyrylica ==
Alfabet składa się z 44 liter: А Б В Г Д Є Ж Ѕ З И І К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ѡ Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Ѣ Я Ѥ Ю Ѧ Ѩ Ѫ Ѭ Ѯ Ѱ Ѳ Ѵ Ҁ.
== Klasyfikacja genetyczna języka polskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki zachodniosłowiańskie
* Języki lechickie
* Język polski
== Klasyfikacja genetyczna języka staroruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
== Klasyfikacja genetyczna języka rosyjskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język rosyjski
== Klasyfikacja genetyczna języka ruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
== Klasyfikacja genetyczna języka białoruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język białoruski
== Klasyfikacja genetyczna języka ukraińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
== Klasyfikacja genetyczna języka rusińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
== Klasyfikacja genetyczna języka łemkowskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
* Język łemkowski
== Klasyfikacja genetyczna języka prasłowiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Język prasłowiański
== Klasyfikacja genetyczna języka albańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki albańskie
* Język albański
== Klasyfikacja genetyczna języka ormiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki ormiańskie
* Język ormiański
== Alfabet połabski ==
Alfabet składa się z 54 liter: A Ă Å Ą D Ď Ʒ Ʒ́ E Ė Ĕ Ę F G Ǵ H Χ Χ́ I I̯ J K Ḱ L Ľ M Ḿ N Ń O Ö Ǫ P Ṕ R Ŕ S Ś T Ť Č U Ü U̯ V Z Ź Ž B Š Ć B́ C V́.
== Nazwy języka sirowlaskiego po polsku, angielsku, niemiecku, francusku, hiszpańsku, włosku, portugalsku, w esperanto i po czesku oraz po rumuńsku i węgiersku oraz słowacku i po łacinie ==
Język sirowlaski / Truchlamon language / Truchlamische Sprache / Langue truchlemise / Idioma tréchléañol / Lingua trecciano / Lingua trúgléména / Lingvo torokkono / Truchlémeština / Limba truchlemână / Tramogyel nyelv / Trúchemstočina / Lingua truchlamona
== Alfabet słowacki ==
Alfabet składa się z 46 liter: A Á Ä B C Č D Ď Dz Dž E É F G H Ch I Í J K L Ĺ Ľ M N Ň O Ó Ô P Q R Ŕ S Š T Ť U Ú V W X Y Ý Z Ž.
== Unifon alphabet ==
A Δ Ʌ B Ȼ D E Ɨ Ԙ F G H I Ŧ J K L M N Ŋ O O̲ 𐐅 ꐎ ꐎ P R S S̸ T Ћ Һ U ⩌ U̲ V W Z Y Ƶ
== Alfabet gruziński ==
Alfabet składa się z 33 liter: ა ბ გ დ ე ვ ზ თ ი კ ლ მ ნ ო პ ჟ რ ს ტ უ ფ ქ ღ ყ შ ჩ ც ძ წ ჭ ხ ჯ ჰ. Transkrypcja na alfabet łaciński: a b c č č̗ c̗ d e f g ɣ h x i j k ḱ l m n o p ṕ q r s š t t̗ u v z ž.
== Alfabet karakałpacki ==
Alfabet składa się z 33 liter: Duże litery: A Á B D E F G Ǵ H X Í I J K Q L M N Ń O Ó P R S T U Ú V W Y Z Sh C Ch. Małe litery: a á b d e f g ǵ h x ı i j k q l m n ń o ó p r s t u ú v w y z sh c ch.
== Alfabet polski ==
Alfabet składa się z 32 liter: A Ą B C Ć D E Ę F G H I J K L Ł M N Ń O Ó P R S Ś T U W Y Z Ź Ż. Używane są także dwuznaki Ch, Cz, Dz, Dź, Dż, Rz, Sz, Ci, Ni, Si, Zi. Te dwuznaki są traktowane jako dwie litery, nie jako jedna litera. Używane są także trójznaki Drz, Dzi, a także tetragraf Szcz.
== Tekst po sirowlasku i po polsku ==
Ja jestiemonilo Maitake, a Ujytikownikorek Fynydojumojomacji Wikimedia. Ja jestiemonilo Wikipedijiojistą, Wikisłowmeniaakrazem, Wikiskrebiją, Wikirijeporyterem i tik dilej. Ja jestem Maitake, Użytkownik Fundacji Wikimedia. Ja jestem Wikipedystą, Wikisłownikarzem, Wikiskrybą, Wikireporterem i tak dalej.
== Alfabet husycki ==
Alfabet składa się z 77 liter: A Á Ä Ą Ā Ã B C Ć Č D Ď Đ Dz Dž E É Ë Ę Ē Ě F G Ģ H Ch I Í Ī J K Ķ L Ĺ Ľ Ł Ļ Lj M N Ń Ň Ņ Nj O Ó Ô Ŏ Ō Õ Ò P Q R Ŕ Ř S Ś Š T Ť U Ú Ù Û Ū Ů Ŭ V W X Y Ý Z Ź Ż Ž.
== Alfabet języka balante w Senegalu ==
Alfabet składa się z 23 liter: A B Ɓ D E F G H I J L M N Ñ Ŋ O R S T Ŧ U W Y.
== Alfabet północnosaamski ==
Alfabet składa się z 29 liter: A Á B C Č D Đ E F G H I J K L M N Ŋ O P R S Š T Ŧ U V Z Ž.
== Ŧ ==
'''Ŧ''' - 14. litera grafii dla amerykańskiego angielskiego (Unifon), 20. litera alfabetu języka balante w Senegalu, 25. litera alfabetu północnosaamskiego.
== Alfabet chorwacki ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B C Č Ć D Dž Đ E F G H I J K L Lj M N Nj O P R S Š T U V Z Ž.
== Alfabet serbski ==
Alfabet składa się z 30 liter: А Б В Г Д Ђ Е Ж З И Ј К Л Љ М Н Њ О П Р С Т Ћ У Ф Х Ц Ч Џ Ш.
== Nazwy dni tygodnia i miesięcy po sirowlasku ==
Dni tygodnia: Penedielek, Wterek, Sreda, Cweritek, Pielomatek, Sebetoja, Nediela. Miesiące: Styczeń, Lity, Merzelojec, Kweten, Mej, Czyruwiec, Lypojec, Sterpen, Wrzesiomoneń, Pezdijernik, Lystyped, Grydojen.
== Liczby od 1 do miliona po sirowlasku ==
1 - yeden, 2 - dwe, 3 - tri, 4 - cwetory, 5 - piec, 6 - sest, 7 - sedem, 8 - osem, 9 - dzewec, 10 - dzesec, 11 - yedenasce, 12 - dwenesce, 13 - trinesce, 14 - cwetoresce, 15 - pietnesce, 16 - sestnestce, 17 - sedomnosce, 18 - ostemonosce, 19 - dzewetnysce, 20 - dwedzesta, 30 - trydescy, 40 - cwetoryscy, 50 - piecdesyt, 60 - sestdesyt, 70 - sedemdesyt, 80 - osemdesyt, 90 - dzewecdesyt, 100 - sto, 200 - dwesce, 300 - trysce, 400 - cwetorysce, 500 - pietorysce, 600 - sestorysce, 700 - sedorysce, 800 - osmorysce, 900 - dzewecorysce, 1000 - tysiac, 10000 - dzesec tysiacy, 100000 - sto tysiacy, 1000000 - milon.
== Wielkie liczby po sirowlasku ==
1000 - tysiac, 1000000 - milon, 1000000000 - milard, 1000000000000 - bilon, 1000000000000000 - bilard, 10^18 - trylon, 10^21 - trylard, 10^24 - kwadrylon, 10^27 - kwadrylard, 10^30 - kwintylon, 10^33 - kwintylard, 10^36 - sekstylon, 10^39 - sekstylard, 10^42 - septylon, 10^45 - septylard, 10^48 - oktylon, 10^51 - oktylard, 10^54 - nonylon, 10^57 - nonylard, 10^60 - decylon, 10^63 - decylard, 10^66 - undecylon, 10^69 - undecylard, 10^72 - duodecylon, 10^75 - duodecylard, 10^100 - gugioleh, 10^(10^100) - gugioliecipochleks.
== Alfabet gruziński (łaciński) ==
Alfabet składa się z 33 liter:
A B C Č Č̗ C̗ D E F G Ɣ H X I J K Ḱ L M N O P Ṕ Q R S Š T T̗ U V Z Ž.
== Alfabet nieistniejącego języka ==
Alfabet składa się z 44 liter: A B Bi Ci D Di E Fi F I G Gi H J L K M Mi N Ni O Pi Ri P R Q Qi S Si Zi Z U V Vi T Ti C W Wi X Xi Y Yi Ui.
k6wn4gk4jflwvjynbpdlk8bs9vdce4g
3156845
3156836
2022-08-24T19:04:01Z
83.27.136.159
/* Alfabet nieistniejącego języka */Nowa sekcja
wikitext
text/x-wiki
<!-- Prosimy o nieusuwanie tej linii -->{{/Nagłówek}}
==Zabawa literacka==
Chciałem Was zaprosić do wspólnej literackiej zabawy. Kiedyś czytałem, że Ken Kesey nad powieścią Jaskinie pracował ze swoimi studentami uczestniczącymi w warsztatach literackich. Studenci ciągnęli losy i przygotowywali w domu kolejne fragmenty książki. Tak powstała wydana pod psuedonimem O. U. Levon i S-ka "zbiorowa powieść". Może nam uda się coś podobnego, jakieś opowiadanie, stworzyć na podstawie naszych sproofreadowanych tekstów. Można dodać kolejne fragmenty opisów, dialogi, co Wam przyjdzie do głowy. Byłoby świetnie gdyby były to już teksty sproofreadowane, bez względu na stopień korekty. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 12:27, 4 cze 2013 (CEST)
{{tab}}[[Julianka|Za oknem ciemno było, deszcz padał i lipy szumiały. W pokoju téż panowała ciemność]]. [[Z różnych sfer/Bańka mydlana/II|Ożymski porwał się od okna i śpiesznie zapalił lampę]].<br />
{{tab}}— [[Stach z Konar (Kraszewski 1879)/Tom III/II|Czém jest człowiek?]] [[Mój stosunek do Kościoła/Rozdział 3. Moje dotychczasowe wystąpienia przeciw Kościołowi|Chodzi nie o metrykę, nie o świadectwo policyjne, ale o to, czem jest człowiek we własnem przekonaniu; chodzi o jego istotę psychiczną, o jego indywidualność.]]<br />
{{tab}}— [[Westalka/I|Przenikliwym nazywa się ten, kto rozpoznać zdołał cząstkę istoty człowieka, zawartej w jego formie]] — [[Gasnące słońce/Część pierwsza/I|odpowiedział Zygfryd wymijająco.]]
==Alfabet abchaski==
Alfabet składa się z 43 liter: А Б В Г Ҕ Д Е Ж З Ҙ Ӡ Ӡ’ И К Қ Ҟ Л М Н О П Ҧ Р С Ҫ Т Ҭ У Ф Х Ҳ Ц Ҵ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Ы Ҩ Ь Џ Ә. W alfabecie występuje 17 dodatkowych liter: Ҕ Ҙ Ӡ Ӡ’ Қ Ҟ Ҧ Ҫ Ҭ Ҳ Ҵ Ҷ Ҽ Ҿ Ҩ Џ Ә. Rosyjskie litery Ё Й Щ Ъ Э Ю Я nie występują w alfabecie abchaskim.
==Alfabet liwski==
Alfabet składa się z 51 liter: Aa Āā Bb Cc Čč Dd Ḑḑ Ee Ēē Ff Gg Ģģ Hh Ii Īī Jj Kk Ķķ Ll Ļļ Mm Nn Ņņ Oo Ōō Ȯȯ Ȱȱ Pp Qq Rr Ŗŗ Ss Šš Zz Žž Tt Țț Uu Ūū Vv Ww Õõ Ȭȭ Ää Ǟǟ Öö Ȫȫ Üü Xx Yy Ȳȳ.
== litera ==
Ё
== 2 ==
Й
== Alfabet rusiński ==
Alfabet składa się z 36 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ё Ж З І Ї И Ы Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ю Я Ь Ъ.
== Alfabet jakucki ==
Alfabet składa się z 26 liter: А Б Г Ҕ Д И Й К Л М Н Ҥ О Ө П Р С Һ Т У Ү Х Ч Ы Ь Э. Litery В Е Ё Ж З Ф Ц Ш Щ Ъ Ю Я występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet tadżycki ==
Alfabet składa się z 35 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Ӣ Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ӯ Ф Х Ҳ Ч Ҷ Ш Ъ Э Ю Я. Litery Ц Щ Ы Ь występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet ukraiński ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ж З И І Ї Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ь Ю Я.
== Alfabet rosyjski ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet białoruski ==
Alfabet składa się z 32 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З І Й К Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet uzbecki (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 34 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ҳ Ц Ч Ш Ъ Э Ю Я.
== Alfabet mołdawski (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 31 liter: А Б В Г Д Е Ж Ӂ З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я. Wszystkie litery możemy spotkać w alfabecie rosyjskim oprócz Ӂ. Rosyjskie litery Ё Щ Ъ nie występują w cyrylicy mołdawskiej.
== Alfabet grecki ==
Alfabet składa się z 24 liter: Α Β Γ Δ Ε Ζ Η Θ Ι Κ Λ Μ Ν Ξ Ο Π Ρ Σ Τ Υ Φ Χ Ψ Ω.
==Wersja łacińska alfabetu greckiego==
A B G D E Z I Th I K L M N X O P R S T U V Ch Ps W.
==Porządek zgodnie z kolejnością liter w alfabecie łacińskim==
A B Ch D E G H I K L M N O P Ps R Rh S T Th U V W X Y Z.
== Stary alfabet ==
Alfabet składa się ze 109 liter: А Ӕ Б В Г Ғ Ҕ Ґ Д Ꙣ Ђ Ѓ Ҙ Е Є Э Ё Ӓ Ж Җ З Ӡ Ѕ И І Ї Й Ј К Қ Ҟ Ԛ Л Ꙥ Љ М Ꙧ Н Ҥ Њ Ң О Ӧ Ө Ӫ Ꙩ Ꙫ Ꙭ ꙮ Ꚙ Ҩ П Ҧ Р С Ҫ Һ Т Ҭ Ћ Ќ Ꙉ У Ӱ Ў Ү Ӣ Ф Ӯ Х Ҳ Ѡ Ц Ҵ Ꙡ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Щ Ъ Ы Џ Ә Ь Ѣ Я Ԙ Ꙗ Ѥ Ю Ꙕ Ꙓ Ԝ Ѧ Ѩ Ꙙ Ꙝ Ѫ Ѭ Ꙛ Ѯ Ѱ Ꙟ Ѳ Ѵ Ѷ Ҁ.
== Byłe republiki radzieckie ==
Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan, Tadżykistan, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Ukraina, Mołdawia, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia.
== Państwa powstałe po rozpadzie Jugosławii ==
Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, częściowo uznawane Kosowo, Serbia, Macedonia Północna.
== Języki urzędowe nieistniejącego już ZSRR ==
Rosyjski (język ogólnozwiązkowy), lokalnie: Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Tadżycki, Gruziński, Ormiański, Azerski, Ukraiński, Rumuński (Mołdawski), Białoruski, Litewski, Łotewski, Estoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącego już ZSRR ==
Słowiańskie (Rosyjski, Ukraiński, Białoruski), Turkijskie (Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Azerski), Indoirańskie (Tadżycki), Kartwelskie (Gruziński), Ormiańskie (Ormiański), Romańskie (Rumuński (Mołdawski)), Bałtyckie (Litewski, Łotewski), Ugrofińskie (Estoński)
== Języki urzędowe nieistniejącej już Jugosławii ==
Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Albański, Serbski, Węgierski, Słowacki, Rumuński, Rusiński, Macedoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącej już Jugosławii ==
Słowiańskie (Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Serbski, Słowacki, Rusiński, Macedoński), Albańskie (Albański), Ugrofińskie (Węgierski), Romańskie (Rumuński)
== Alfabet estoński ==
Alfabet składa się z 32 liter: Aa Bb Cc Dd Ee Ff Gg Hh Ii Jj Kk Ll Mm Nn Oo Pp Qq Rr Ss Šš Zz Žž Tt Uu Vv Ww Õõ Ää Öö Üü Xx Yy.
== Alfabet chantyjski ==
Alfabet składa się z 57 liter: А Ӓ Ӑ Ә Ӛ Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Қ Ӄ Л Ӆ Ԓ М Н Ң Ӈ Н’ О Ӧ Ŏ Ө Ӫ П Р С Т У Ӱ Ў Ф Х Ҳ Ӽ Ц Ч Ҷ Ш Щ Ъ Ы Ь Э Є Є̈ Ю Ю̆ Я Я̆.
== Alfabet ewe ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B D Ɖ E Ɛ F Ƒ G Ɣ H X I K L M N Ŋ O Ɔ P R S T U V Ʋ W Y Z.
== Alfabet prasłowiański ==
Alfabet składa się z 33 liter: A Ą B C Č D E Ę Ě F G H X I Ь J K L M N O P R S Š Ŝ T U Ъ V Y Z Ž.
== Języki urzędowe nieistniejącego państwa, które ja wymyśliłem ==
48 języków: angielski, chiński, malajski, tamilski, rosyjski, słowacki, słoweński, ukraiński, czeski, serbski, chorwacki, bośniacki, czarnogórski, białoruski, bułgarski, rumuński, macedoński, albański, węgierski, nowogrecki, turecki, mołdawski, rusiński, kazachski, uzbecki, turkmeński, kirgiski, tadżycki, gruziński, ormiański, azerbejdżański, litewski, łotewski, estoński, mongolski, polski, niemiecki, francuski, norweski, szwedzki, fiński, islandzki, włoski, arabski, hiszpański, portugalski, perski, baskijski.
== Jus ==
Jus to archaiczna litera cyrylicy. Mały jus (Ѧ), Mały jus jotowany (Ѩ), Mały jus zamknięty (Ꙙ), Mały jus jotowany zamknięty (Ꙝ), Wielki jus (Ѫ), Wielki jus jotowany (Ѭ), Wielki jus zamknięty (Ꙛ).
Mały jus (Ѧ) ma wartość Ę, natomiast wielki jus (Ѫ) ma wartość Ą. Mały jus jotowany (Ѩ) ma wartość dwuznaku ię lub ję, natomiast wielki jus jotowany (Ѭ) ma wartość dwuznaku ią lub ją.
== Dialekt języka polskiego ==
Język sirowlaski (Djesik syrroruski) - odmiana języka polskiego, dialekt używany w nieistniejącym państwie, które ja wymyśliłem. Alfabet składa się z 40 liter: A Á Ą B C Ć D E É Ę F G H I Í J K L Ł M N Ń O Ó P Q R S Ś T U Ú Ü Ź Ż V W X Y Z.
== Wikipedia, Wikisłownik, Wikiźródła, Wikinews, Wikipedysta, Wikisłownikarz, Wikiskryba i Wikireporter po sirowlasku ==
Wikipedia - Wikipedija, Wikisłownik - Wikisłowmeniaak, Wikiźródła - Wikiźríoedła, Wikinews - Wikispríjoté, Wikipedysta - Wikipedijiojista, Wikisłownikarz - Wikisłowmeniaakraz, Wikiskryba - Wikiskrebija, Wikireporter - Wikirijepijeoryter.
== Wczesna cyrylica ==
Alfabet składa się z 44 liter: А Б В Г Д Є Ж Ѕ З И І К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ѡ Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Ѣ Я Ѥ Ю Ѧ Ѩ Ѫ Ѭ Ѯ Ѱ Ѳ Ѵ Ҁ.
== Klasyfikacja genetyczna języka polskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki zachodniosłowiańskie
* Języki lechickie
* Język polski
== Klasyfikacja genetyczna języka staroruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
== Klasyfikacja genetyczna języka rosyjskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język rosyjski
== Klasyfikacja genetyczna języka ruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
== Klasyfikacja genetyczna języka białoruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język białoruski
== Klasyfikacja genetyczna języka ukraińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
== Klasyfikacja genetyczna języka rusińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
== Klasyfikacja genetyczna języka łemkowskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
* Język łemkowski
== Klasyfikacja genetyczna języka prasłowiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Język prasłowiański
== Klasyfikacja genetyczna języka albańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki albańskie
* Język albański
== Klasyfikacja genetyczna języka ormiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki ormiańskie
* Język ormiański
== Alfabet połabski ==
Alfabet składa się z 54 liter: A Ă Å Ą D Ď Ʒ Ʒ́ E Ė Ĕ Ę F G Ǵ H Χ Χ́ I I̯ J K Ḱ L Ľ M Ḿ N Ń O Ö Ǫ P Ṕ R Ŕ S Ś T Ť Č U Ü U̯ V Z Ź Ž B Š Ć B́ C V́.
== Nazwy języka sirowlaskiego po polsku, angielsku, niemiecku, francusku, hiszpańsku, włosku, portugalsku, w esperanto i po czesku oraz po rumuńsku i węgiersku oraz słowacku i po łacinie ==
Język sirowlaski / Truchlamon language / Truchlamische Sprache / Langue truchlemise / Idioma tréchléañol / Lingua trecciano / Lingua trúgléména / Lingvo torokkono / Truchlémeština / Limba truchlemână / Tramogyel nyelv / Trúchemstočina / Lingua truchlamona
== Alfabet słowacki ==
Alfabet składa się z 46 liter: A Á Ä B C Č D Ď Dz Dž E É F G H Ch I Í J K L Ĺ Ľ M N Ň O Ó Ô P Q R Ŕ S Š T Ť U Ú V W X Y Ý Z Ž.
== Unifon alphabet ==
A Δ Ʌ B Ȼ D E Ɨ Ԙ F G H I Ŧ J K L M N Ŋ O O̲ 𐐅 ꐎ ꐎ P R S S̸ T Ћ Һ U ⩌ U̲ V W Z Y Ƶ
== Alfabet gruziński ==
Alfabet składa się z 33 liter: ა ბ გ დ ე ვ ზ თ ი კ ლ მ ნ ო პ ჟ რ ს ტ უ ფ ქ ღ ყ შ ჩ ც ძ წ ჭ ხ ჯ ჰ. Transkrypcja na alfabet łaciński: a b c č č̗ c̗ d e f g ɣ h x i j k ḱ l m n o p ṕ q r s š t t̗ u v z ž.
== Alfabet karakałpacki ==
Alfabet składa się z 33 liter: Duże litery: A Á B D E F G Ǵ H X Í I J K Q L M N Ń O Ó P R S T U Ú V W Y Z Sh C Ch. Małe litery: a á b d e f g ǵ h x ı i j k q l m n ń o ó p r s t u ú v w y z sh c ch.
== Alfabet polski ==
Alfabet składa się z 32 liter: A Ą B C Ć D E Ę F G H I J K L Ł M N Ń O Ó P R S Ś T U W Y Z Ź Ż. Używane są także dwuznaki Ch, Cz, Dz, Dź, Dż, Rz, Sz, Ci, Ni, Si, Zi. Te dwuznaki są traktowane jako dwie litery, nie jako jedna litera. Używane są także trójznaki Drz, Dzi, a także tetragraf Szcz.
== Tekst po sirowlasku i po polsku ==
Ja jestiemonilo Maitake, a Ujytikownikorek Fynydojumojomacji Wikimedia. Ja jestiemonilo Wikipedijiojistą, Wikisłowmeniaakrazem, Wikiskrebiją, Wikirijeporyterem i tik dilej. Ja jestem Maitake, Użytkownik Fundacji Wikimedia. Ja jestem Wikipedystą, Wikisłownikarzem, Wikiskrybą, Wikireporterem i tak dalej.
== Alfabet husycki ==
Alfabet składa się z 77 liter: A Á Ä Ą Ā Ã B C Ć Č D Ď Đ Dz Dž E É Ë Ę Ē Ě F G Ģ H Ch I Í Ī J K Ķ L Ĺ Ľ Ł Ļ Lj M N Ń Ň Ņ Nj O Ó Ô Ŏ Ō Õ Ò P Q R Ŕ Ř S Ś Š T Ť U Ú Ù Û Ū Ů Ŭ V W X Y Ý Z Ź Ż Ž.
== Alfabet języka balante w Senegalu ==
Alfabet składa się z 23 liter: A B Ɓ D E F G H I J L M N Ñ Ŋ O R S T Ŧ U W Y.
== Alfabet północnosaamski ==
Alfabet składa się z 29 liter: A Á B C Č D Đ E F G H I J K L M N Ŋ O P R S Š T Ŧ U V Z Ž.
== Ŧ ==
'''Ŧ''' - 14. litera grafii dla amerykańskiego angielskiego (Unifon), 20. litera alfabetu języka balante w Senegalu, 25. litera alfabetu północnosaamskiego.
== Alfabet chorwacki ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B C Č Ć D Dž Đ E F G H I J K L Lj M N Nj O P R S Š T U V Z Ž.
== Alfabet serbski ==
Alfabet składa się z 30 liter: А Б В Г Д Ђ Е Ж З И Ј К Л Љ М Н Њ О П Р С Т Ћ У Ф Х Ц Ч Џ Ш.
== Nazwy dni tygodnia i miesięcy po sirowlasku ==
Dni tygodnia: Penedielek, Wterek, Sreda, Cweritek, Pielomatek, Sebetoja, Nediela. Miesiące: Styczeń, Lity, Merzelojec, Kweten, Mej, Czyruwiec, Lypojec, Sterpen, Wrzesiomoneń, Pezdijernik, Lystyped, Grydojen.
== Liczby od 1 do miliona po sirowlasku ==
1 - yeden, 2 - dwe, 3 - tri, 4 - cwetory, 5 - piec, 6 - sest, 7 - sedem, 8 - osem, 9 - dzewec, 10 - dzesec, 11 - yedenasce, 12 - dwenesce, 13 - trinesce, 14 - cwetoresce, 15 - pietnesce, 16 - sestnestce, 17 - sedomnosce, 18 - ostemonosce, 19 - dzewetnysce, 20 - dwedzesta, 30 - trydescy, 40 - cwetoryscy, 50 - piecdesyt, 60 - sestdesyt, 70 - sedemdesyt, 80 - osemdesyt, 90 - dzewecdesyt, 100 - sto, 200 - dwesce, 300 - trysce, 400 - cwetorysce, 500 - pietorysce, 600 - sestorysce, 700 - sedorysce, 800 - osmorysce, 900 - dzewecorysce, 1000 - tysiac, 10000 - dzesec tysiacy, 100000 - sto tysiacy, 1000000 - milon.
== Wielkie liczby po sirowlasku ==
1000 - tysiac, 1000000 - milon, 1000000000 - milard, 1000000000000 - bilon, 1000000000000000 - bilard, 10^18 - trylon, 10^21 - trylard, 10^24 - kwadrylon, 10^27 - kwadrylard, 10^30 - kwintylon, 10^33 - kwintylard, 10^36 - sekstylon, 10^39 - sekstylard, 10^42 - septylon, 10^45 - septylard, 10^48 - oktylon, 10^51 - oktylard, 10^54 - nonylon, 10^57 - nonylard, 10^60 - decylon, 10^63 - decylard, 10^66 - undecylon, 10^69 - undecylard, 10^72 - duodecylon, 10^75 - duodecylard, 10^100 - gugioleh, 10^(10^100) - gugioliecipochleks.
== Alfabet gruziński (łaciński) ==
Alfabet składa się z 33 liter:
A B C Č Č̗ C̗ D E F G Ɣ H X I J K Ḱ L M N O P Ṕ Q R S Š T T̗ U V Z Ž.
== Alfabet nieistniejącego języka ==
Alfabet składa się z 44 liter: A B Bi Ci D Di E Fi F I G Gi H J L K M Mi N Ni O Pi Ri P R Q Qi S Si Zi Z U V Vi T Ti C W Wi X Xi Y Yi Ui.
== Państwa Europy Środkowej ==
[[Plik:Flag of Poland.svg|mały|150px|Polska]]
[[Plik:Flag of Czech Republic.svg|mały|150px|Czechy]]
[[Plik:Flag of Slovakia.svg|mały|150px|Słowacja]]
[[Plik:Flag of Hungary.svg|mały|150px|Węgry]]
[[Plik:Flag of Austria.svg|mały|150px|Austria]]
[[Plik:Flag of Switzerland.svg|mały|150px|Szwajcaria]]
[[Plik:Flag of Slovenia.svg|mały|150px|Słowenia]]
a1z4ujokbn1norv45ybpj9baxcpt528
3156846
3156845
2022-08-24T19:05:30Z
83.27.136.159
/* Państwa Europy Środkowej */Poprawka
wikitext
text/x-wiki
<!-- Prosimy o nieusuwanie tej linii -->{{/Nagłówek}}
==Zabawa literacka==
Chciałem Was zaprosić do wspólnej literackiej zabawy. Kiedyś czytałem, że Ken Kesey nad powieścią Jaskinie pracował ze swoimi studentami uczestniczącymi w warsztatach literackich. Studenci ciągnęli losy i przygotowywali w domu kolejne fragmenty książki. Tak powstała wydana pod psuedonimem O. U. Levon i S-ka "zbiorowa powieść". Może nam uda się coś podobnego, jakieś opowiadanie, stworzyć na podstawie naszych sproofreadowanych tekstów. Można dodać kolejne fragmenty opisów, dialogi, co Wam przyjdzie do głowy. Byłoby świetnie gdyby były to już teksty sproofreadowane, bez względu na stopień korekty. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 12:27, 4 cze 2013 (CEST)
{{tab}}[[Julianka|Za oknem ciemno było, deszcz padał i lipy szumiały. W pokoju téż panowała ciemność]]. [[Z różnych sfer/Bańka mydlana/II|Ożymski porwał się od okna i śpiesznie zapalił lampę]].<br />
{{tab}}— [[Stach z Konar (Kraszewski 1879)/Tom III/II|Czém jest człowiek?]] [[Mój stosunek do Kościoła/Rozdział 3. Moje dotychczasowe wystąpienia przeciw Kościołowi|Chodzi nie o metrykę, nie o świadectwo policyjne, ale o to, czem jest człowiek we własnem przekonaniu; chodzi o jego istotę psychiczną, o jego indywidualność.]]<br />
{{tab}}— [[Westalka/I|Przenikliwym nazywa się ten, kto rozpoznać zdołał cząstkę istoty człowieka, zawartej w jego formie]] — [[Gasnące słońce/Część pierwsza/I|odpowiedział Zygfryd wymijająco.]]
==Alfabet abchaski==
Alfabet składa się z 43 liter: А Б В Г Ҕ Д Е Ж З Ҙ Ӡ Ӡ’ И К Қ Ҟ Л М Н О П Ҧ Р С Ҫ Т Ҭ У Ф Х Ҳ Ц Ҵ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Ы Ҩ Ь Џ Ә. W alfabecie występuje 17 dodatkowych liter: Ҕ Ҙ Ӡ Ӡ’ Қ Ҟ Ҧ Ҫ Ҭ Ҳ Ҵ Ҷ Ҽ Ҿ Ҩ Џ Ә. Rosyjskie litery Ё Й Щ Ъ Э Ю Я nie występują w alfabecie abchaskim.
==Alfabet liwski==
Alfabet składa się z 51 liter: Aa Āā Bb Cc Čč Dd Ḑḑ Ee Ēē Ff Gg Ģģ Hh Ii Īī Jj Kk Ķķ Ll Ļļ Mm Nn Ņņ Oo Ōō Ȯȯ Ȱȱ Pp Qq Rr Ŗŗ Ss Šš Zz Žž Tt Țț Uu Ūū Vv Ww Õõ Ȭȭ Ää Ǟǟ Öö Ȫȫ Üü Xx Yy Ȳȳ.
== litera ==
Ё
== 2 ==
Й
== Alfabet rusiński ==
Alfabet składa się z 36 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ё Ж З І Ї И Ы Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ю Я Ь Ъ.
== Alfabet jakucki ==
Alfabet składa się z 26 liter: А Б Г Ҕ Д И Й К Л М Н Ҥ О Ө П Р С Һ Т У Ү Х Ч Ы Ь Э. Litery В Е Ё Ж З Ф Ц Ш Щ Ъ Ю Я występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet tadżycki ==
Alfabet składa się z 35 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Ӣ Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ӯ Ф Х Ҳ Ч Ҷ Ш Ъ Э Ю Я. Litery Ц Щ Ы Ь występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet ukraiński ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ж З И І Ї Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ь Ю Я.
== Alfabet rosyjski ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet białoruski ==
Alfabet składa się z 32 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З І Й К Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet uzbecki (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 34 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ҳ Ц Ч Ш Ъ Э Ю Я.
== Alfabet mołdawski (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 31 liter: А Б В Г Д Е Ж Ӂ З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я. Wszystkie litery możemy spotkać w alfabecie rosyjskim oprócz Ӂ. Rosyjskie litery Ё Щ Ъ nie występują w cyrylicy mołdawskiej.
== Alfabet grecki ==
Alfabet składa się z 24 liter: Α Β Γ Δ Ε Ζ Η Θ Ι Κ Λ Μ Ν Ξ Ο Π Ρ Σ Τ Υ Φ Χ Ψ Ω.
==Wersja łacińska alfabetu greckiego==
A B G D E Z I Th I K L M N X O P R S T U V Ch Ps W.
==Porządek zgodnie z kolejnością liter w alfabecie łacińskim==
A B Ch D E G H I K L M N O P Ps R Rh S T Th U V W X Y Z.
== Stary alfabet ==
Alfabet składa się ze 109 liter: А Ӕ Б В Г Ғ Ҕ Ґ Д Ꙣ Ђ Ѓ Ҙ Е Є Э Ё Ӓ Ж Җ З Ӡ Ѕ И І Ї Й Ј К Қ Ҟ Ԛ Л Ꙥ Љ М Ꙧ Н Ҥ Њ Ң О Ӧ Ө Ӫ Ꙩ Ꙫ Ꙭ ꙮ Ꚙ Ҩ П Ҧ Р С Ҫ Һ Т Ҭ Ћ Ќ Ꙉ У Ӱ Ў Ү Ӣ Ф Ӯ Х Ҳ Ѡ Ц Ҵ Ꙡ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Щ Ъ Ы Џ Ә Ь Ѣ Я Ԙ Ꙗ Ѥ Ю Ꙕ Ꙓ Ԝ Ѧ Ѩ Ꙙ Ꙝ Ѫ Ѭ Ꙛ Ѯ Ѱ Ꙟ Ѳ Ѵ Ѷ Ҁ.
== Byłe republiki radzieckie ==
Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan, Tadżykistan, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Ukraina, Mołdawia, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia.
== Państwa powstałe po rozpadzie Jugosławii ==
Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, częściowo uznawane Kosowo, Serbia, Macedonia Północna.
== Języki urzędowe nieistniejącego już ZSRR ==
Rosyjski (język ogólnozwiązkowy), lokalnie: Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Tadżycki, Gruziński, Ormiański, Azerski, Ukraiński, Rumuński (Mołdawski), Białoruski, Litewski, Łotewski, Estoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącego już ZSRR ==
Słowiańskie (Rosyjski, Ukraiński, Białoruski), Turkijskie (Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Azerski), Indoirańskie (Tadżycki), Kartwelskie (Gruziński), Ormiańskie (Ormiański), Romańskie (Rumuński (Mołdawski)), Bałtyckie (Litewski, Łotewski), Ugrofińskie (Estoński)
== Języki urzędowe nieistniejącej już Jugosławii ==
Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Albański, Serbski, Węgierski, Słowacki, Rumuński, Rusiński, Macedoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącej już Jugosławii ==
Słowiańskie (Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Serbski, Słowacki, Rusiński, Macedoński), Albańskie (Albański), Ugrofińskie (Węgierski), Romańskie (Rumuński)
== Alfabet estoński ==
Alfabet składa się z 32 liter: Aa Bb Cc Dd Ee Ff Gg Hh Ii Jj Kk Ll Mm Nn Oo Pp Qq Rr Ss Šš Zz Žž Tt Uu Vv Ww Õõ Ää Öö Üü Xx Yy.
== Alfabet chantyjski ==
Alfabet składa się z 57 liter: А Ӓ Ӑ Ә Ӛ Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Қ Ӄ Л Ӆ Ԓ М Н Ң Ӈ Н’ О Ӧ Ŏ Ө Ӫ П Р С Т У Ӱ Ў Ф Х Ҳ Ӽ Ц Ч Ҷ Ш Щ Ъ Ы Ь Э Є Є̈ Ю Ю̆ Я Я̆.
== Alfabet ewe ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B D Ɖ E Ɛ F Ƒ G Ɣ H X I K L M N Ŋ O Ɔ P R S T U V Ʋ W Y Z.
== Alfabet prasłowiański ==
Alfabet składa się z 33 liter: A Ą B C Č D E Ę Ě F G H X I Ь J K L M N O P R S Š Ŝ T U Ъ V Y Z Ž.
== Języki urzędowe nieistniejącego państwa, które ja wymyśliłem ==
48 języków: angielski, chiński, malajski, tamilski, rosyjski, słowacki, słoweński, ukraiński, czeski, serbski, chorwacki, bośniacki, czarnogórski, białoruski, bułgarski, rumuński, macedoński, albański, węgierski, nowogrecki, turecki, mołdawski, rusiński, kazachski, uzbecki, turkmeński, kirgiski, tadżycki, gruziński, ormiański, azerbejdżański, litewski, łotewski, estoński, mongolski, polski, niemiecki, francuski, norweski, szwedzki, fiński, islandzki, włoski, arabski, hiszpański, portugalski, perski, baskijski.
== Jus ==
Jus to archaiczna litera cyrylicy. Mały jus (Ѧ), Mały jus jotowany (Ѩ), Mały jus zamknięty (Ꙙ), Mały jus jotowany zamknięty (Ꙝ), Wielki jus (Ѫ), Wielki jus jotowany (Ѭ), Wielki jus zamknięty (Ꙛ).
Mały jus (Ѧ) ma wartość Ę, natomiast wielki jus (Ѫ) ma wartość Ą. Mały jus jotowany (Ѩ) ma wartość dwuznaku ię lub ję, natomiast wielki jus jotowany (Ѭ) ma wartość dwuznaku ią lub ją.
== Dialekt języka polskiego ==
Język sirowlaski (Djesik syrroruski) - odmiana języka polskiego, dialekt używany w nieistniejącym państwie, które ja wymyśliłem. Alfabet składa się z 40 liter: A Á Ą B C Ć D E É Ę F G H I Í J K L Ł M N Ń O Ó P Q R S Ś T U Ú Ü Ź Ż V W X Y Z.
== Wikipedia, Wikisłownik, Wikiźródła, Wikinews, Wikipedysta, Wikisłownikarz, Wikiskryba i Wikireporter po sirowlasku ==
Wikipedia - Wikipedija, Wikisłownik - Wikisłowmeniaak, Wikiźródła - Wikiźríoedła, Wikinews - Wikispríjoté, Wikipedysta - Wikipedijiojista, Wikisłownikarz - Wikisłowmeniaakraz, Wikiskryba - Wikiskrebija, Wikireporter - Wikirijepijeoryter.
== Wczesna cyrylica ==
Alfabet składa się z 44 liter: А Б В Г Д Є Ж Ѕ З И І К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ѡ Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Ѣ Я Ѥ Ю Ѧ Ѩ Ѫ Ѭ Ѯ Ѱ Ѳ Ѵ Ҁ.
== Klasyfikacja genetyczna języka polskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki zachodniosłowiańskie
* Języki lechickie
* Język polski
== Klasyfikacja genetyczna języka staroruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
== Klasyfikacja genetyczna języka rosyjskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język rosyjski
== Klasyfikacja genetyczna języka ruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
== Klasyfikacja genetyczna języka białoruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język białoruski
== Klasyfikacja genetyczna języka ukraińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
== Klasyfikacja genetyczna języka rusińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
== Klasyfikacja genetyczna języka łemkowskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
* Język łemkowski
== Klasyfikacja genetyczna języka prasłowiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Język prasłowiański
== Klasyfikacja genetyczna języka albańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki albańskie
* Język albański
== Klasyfikacja genetyczna języka ormiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki ormiańskie
* Język ormiański
== Alfabet połabski ==
Alfabet składa się z 54 liter: A Ă Å Ą D Ď Ʒ Ʒ́ E Ė Ĕ Ę F G Ǵ H Χ Χ́ I I̯ J K Ḱ L Ľ M Ḿ N Ń O Ö Ǫ P Ṕ R Ŕ S Ś T Ť Č U Ü U̯ V Z Ź Ž B Š Ć B́ C V́.
== Nazwy języka sirowlaskiego po polsku, angielsku, niemiecku, francusku, hiszpańsku, włosku, portugalsku, w esperanto i po czesku oraz po rumuńsku i węgiersku oraz słowacku i po łacinie ==
Język sirowlaski / Truchlamon language / Truchlamische Sprache / Langue truchlemise / Idioma tréchléañol / Lingua trecciano / Lingua trúgléména / Lingvo torokkono / Truchlémeština / Limba truchlemână / Tramogyel nyelv / Trúchemstočina / Lingua truchlamona
== Alfabet słowacki ==
Alfabet składa się z 46 liter: A Á Ä B C Č D Ď Dz Dž E É F G H Ch I Í J K L Ĺ Ľ M N Ň O Ó Ô P Q R Ŕ S Š T Ť U Ú V W X Y Ý Z Ž.
== Unifon alphabet ==
A Δ Ʌ B Ȼ D E Ɨ Ԙ F G H I Ŧ J K L M N Ŋ O O̲ 𐐅 ꐎ ꐎ P R S S̸ T Ћ Һ U ⩌ U̲ V W Z Y Ƶ
== Alfabet gruziński ==
Alfabet składa się z 33 liter: ა ბ გ დ ე ვ ზ თ ი კ ლ მ ნ ო პ ჟ რ ს ტ უ ფ ქ ღ ყ შ ჩ ც ძ წ ჭ ხ ჯ ჰ. Transkrypcja na alfabet łaciński: a b c č č̗ c̗ d e f g ɣ h x i j k ḱ l m n o p ṕ q r s š t t̗ u v z ž.
== Alfabet karakałpacki ==
Alfabet składa się z 33 liter: Duże litery: A Á B D E F G Ǵ H X Í I J K Q L M N Ń O Ó P R S T U Ú V W Y Z Sh C Ch. Małe litery: a á b d e f g ǵ h x ı i j k q l m n ń o ó p r s t u ú v w y z sh c ch.
== Alfabet polski ==
Alfabet składa się z 32 liter: A Ą B C Ć D E Ę F G H I J K L Ł M N Ń O Ó P R S Ś T U W Y Z Ź Ż. Używane są także dwuznaki Ch, Cz, Dz, Dź, Dż, Rz, Sz, Ci, Ni, Si, Zi. Te dwuznaki są traktowane jako dwie litery, nie jako jedna litera. Używane są także trójznaki Drz, Dzi, a także tetragraf Szcz.
== Tekst po sirowlasku i po polsku ==
Ja jestiemonilo Maitake, a Ujytikownikorek Fynydojumojomacji Wikimedia. Ja jestiemonilo Wikipedijiojistą, Wikisłowmeniaakrazem, Wikiskrebiją, Wikirijeporyterem i tik dilej. Ja jestem Maitake, Użytkownik Fundacji Wikimedia. Ja jestem Wikipedystą, Wikisłownikarzem, Wikiskrybą, Wikireporterem i tak dalej.
== Alfabet husycki ==
Alfabet składa się z 77 liter: A Á Ä Ą Ā Ã B C Ć Č D Ď Đ Dz Dž E É Ë Ę Ē Ě F G Ģ H Ch I Í Ī J K Ķ L Ĺ Ľ Ł Ļ Lj M N Ń Ň Ņ Nj O Ó Ô Ŏ Ō Õ Ò P Q R Ŕ Ř S Ś Š T Ť U Ú Ù Û Ū Ů Ŭ V W X Y Ý Z Ź Ż Ž.
== Alfabet języka balante w Senegalu ==
Alfabet składa się z 23 liter: A B Ɓ D E F G H I J L M N Ñ Ŋ O R S T Ŧ U W Y.
== Alfabet północnosaamski ==
Alfabet składa się z 29 liter: A Á B C Č D Đ E F G H I J K L M N Ŋ O P R S Š T Ŧ U V Z Ž.
== Ŧ ==
'''Ŧ''' - 14. litera grafii dla amerykańskiego angielskiego (Unifon), 20. litera alfabetu języka balante w Senegalu, 25. litera alfabetu północnosaamskiego.
== Alfabet chorwacki ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B C Č Ć D Dž Đ E F G H I J K L Lj M N Nj O P R S Š T U V Z Ž.
== Alfabet serbski ==
Alfabet składa się z 30 liter: А Б В Г Д Ђ Е Ж З И Ј К Л Љ М Н Њ О П Р С Т Ћ У Ф Х Ц Ч Џ Ш.
== Nazwy dni tygodnia i miesięcy po sirowlasku ==
Dni tygodnia: Penedielek, Wterek, Sreda, Cweritek, Pielomatek, Sebetoja, Nediela. Miesiące: Styczeń, Lity, Merzelojec, Kweten, Mej, Czyruwiec, Lypojec, Sterpen, Wrzesiomoneń, Pezdijernik, Lystyped, Grydojen.
== Liczby od 1 do miliona po sirowlasku ==
1 - yeden, 2 - dwe, 3 - tri, 4 - cwetory, 5 - piec, 6 - sest, 7 - sedem, 8 - osem, 9 - dzewec, 10 - dzesec, 11 - yedenasce, 12 - dwenesce, 13 - trinesce, 14 - cwetoresce, 15 - pietnesce, 16 - sestnestce, 17 - sedomnosce, 18 - ostemonosce, 19 - dzewetnysce, 20 - dwedzesta, 30 - trydescy, 40 - cwetoryscy, 50 - piecdesyt, 60 - sestdesyt, 70 - sedemdesyt, 80 - osemdesyt, 90 - dzewecdesyt, 100 - sto, 200 - dwesce, 300 - trysce, 400 - cwetorysce, 500 - pietorysce, 600 - sestorysce, 700 - sedorysce, 800 - osmorysce, 900 - dzewecorysce, 1000 - tysiac, 10000 - dzesec tysiacy, 100000 - sto tysiacy, 1000000 - milon.
== Wielkie liczby po sirowlasku ==
1000 - tysiac, 1000000 - milon, 1000000000 - milard, 1000000000000 - bilon, 1000000000000000 - bilard, 10^18 - trylon, 10^21 - trylard, 10^24 - kwadrylon, 10^27 - kwadrylard, 10^30 - kwintylon, 10^33 - kwintylard, 10^36 - sekstylon, 10^39 - sekstylard, 10^42 - septylon, 10^45 - septylard, 10^48 - oktylon, 10^51 - oktylard, 10^54 - nonylon, 10^57 - nonylard, 10^60 - decylon, 10^63 - decylard, 10^66 - undecylon, 10^69 - undecylard, 10^72 - duodecylon, 10^75 - duodecylard, 10^100 - gugioleh, 10^(10^100) - gugioliecipochleks.
== Alfabet gruziński (łaciński) ==
Alfabet składa się z 33 liter:
A B C Č Č̗ C̗ D E F G Ɣ H X I J K Ḱ L M N O P Ṕ Q R S Š T T̗ U V Z Ž.
== Alfabet nieistniejącego języka ==
Alfabet składa się z 44 liter: A B Bi Ci D Di E Fi F I G Gi H J L K M Mi N Ni O Pi Ri P R Q Qi S Si Zi Z U V Vi T Ti C W Wi X Xi Y Yi Ui.
== Państwa Europy Środkowej ==
[[Plik:Flag of Poland.svg|mały|150px|Polska]]
[[Plik:Flag of Czech Republic.svg|mały|150px|Czechy]]
[[Plik:Flag of Slovakia.svg|mały|150px|Słowacja]]
[[Plik:Flag of Hungary.svg|mały|150px|Węgry]]
[[Plik:Flag of Austria.svg|mały|150px|Austria]]
[[Plik:Flag of Switzerland.svg|mały|150px|Szwajcaria]]
[[Plik:Flag of Germany.svg|mały|150px|Niemcy]]
[[Plik:Flag of Slovenia.svg|mały|150px|Słowenia]]
b98e856sw2c1m84umif7shsmx0iek25
3156997
3156846
2022-08-25T06:16:18Z
83.27.136.159
/* Państwa Europy Środkowej */Nowa sekcja
wikitext
text/x-wiki
<!-- Prosimy o nieusuwanie tej linii -->{{/Nagłówek}}
==Zabawa literacka==
Chciałem Was zaprosić do wspólnej literackiej zabawy. Kiedyś czytałem, że Ken Kesey nad powieścią Jaskinie pracował ze swoimi studentami uczestniczącymi w warsztatach literackich. Studenci ciągnęli losy i przygotowywali w domu kolejne fragmenty książki. Tak powstała wydana pod psuedonimem O. U. Levon i S-ka "zbiorowa powieść". Może nam uda się coś podobnego, jakieś opowiadanie, stworzyć na podstawie naszych sproofreadowanych tekstów. Można dodać kolejne fragmenty opisów, dialogi, co Wam przyjdzie do głowy. Byłoby świetnie gdyby były to już teksty sproofreadowane, bez względu na stopień korekty. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 12:27, 4 cze 2013 (CEST)
{{tab}}[[Julianka|Za oknem ciemno było, deszcz padał i lipy szumiały. W pokoju téż panowała ciemność]]. [[Z różnych sfer/Bańka mydlana/II|Ożymski porwał się od okna i śpiesznie zapalił lampę]].<br />
{{tab}}— [[Stach z Konar (Kraszewski 1879)/Tom III/II|Czém jest człowiek?]] [[Mój stosunek do Kościoła/Rozdział 3. Moje dotychczasowe wystąpienia przeciw Kościołowi|Chodzi nie o metrykę, nie o świadectwo policyjne, ale o to, czem jest człowiek we własnem przekonaniu; chodzi o jego istotę psychiczną, o jego indywidualność.]]<br />
{{tab}}— [[Westalka/I|Przenikliwym nazywa się ten, kto rozpoznać zdołał cząstkę istoty człowieka, zawartej w jego formie]] — [[Gasnące słońce/Część pierwsza/I|odpowiedział Zygfryd wymijająco.]]
==Alfabet abchaski==
Alfabet składa się z 43 liter: А Б В Г Ҕ Д Е Ж З Ҙ Ӡ Ӡ’ И К Қ Ҟ Л М Н О П Ҧ Р С Ҫ Т Ҭ У Ф Х Ҳ Ц Ҵ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Ы Ҩ Ь Џ Ә. W alfabecie występuje 17 dodatkowych liter: Ҕ Ҙ Ӡ Ӡ’ Қ Ҟ Ҧ Ҫ Ҭ Ҳ Ҵ Ҷ Ҽ Ҿ Ҩ Џ Ә. Rosyjskie litery Ё Й Щ Ъ Э Ю Я nie występują w alfabecie abchaskim.
==Alfabet liwski==
Alfabet składa się z 51 liter: Aa Āā Bb Cc Čč Dd Ḑḑ Ee Ēē Ff Gg Ģģ Hh Ii Īī Jj Kk Ķķ Ll Ļļ Mm Nn Ņņ Oo Ōō Ȯȯ Ȱȱ Pp Qq Rr Ŗŗ Ss Šš Zz Žž Tt Țț Uu Ūū Vv Ww Õõ Ȭȭ Ää Ǟǟ Öö Ȫȫ Üü Xx Yy Ȳȳ.
== litera ==
Ё
== 2 ==
Й
== Alfabet rusiński ==
Alfabet składa się z 36 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ё Ж З І Ї И Ы Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ю Я Ь Ъ.
== Alfabet jakucki ==
Alfabet składa się z 26 liter: А Б Г Ҕ Д И Й К Л М Н Ҥ О Ө П Р С Һ Т У Ү Х Ч Ы Ь Э. Litery В Е Ё Ж З Ф Ц Ш Щ Ъ Ю Я występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet tadżycki ==
Alfabet składa się z 35 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Ӣ Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ӯ Ф Х Ҳ Ч Ҷ Ш Ъ Э Ю Я. Litery Ц Щ Ы Ь występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet ukraiński ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ж З И І Ї Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ь Ю Я.
== Alfabet rosyjski ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet białoruski ==
Alfabet składa się z 32 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З І Й К Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet uzbecki (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 34 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ҳ Ц Ч Ш Ъ Э Ю Я.
== Alfabet mołdawski (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 31 liter: А Б В Г Д Е Ж Ӂ З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я. Wszystkie litery możemy spotkać w alfabecie rosyjskim oprócz Ӂ. Rosyjskie litery Ё Щ Ъ nie występują w cyrylicy mołdawskiej.
== Alfabet grecki ==
Alfabet składa się z 24 liter: Α Β Γ Δ Ε Ζ Η Θ Ι Κ Λ Μ Ν Ξ Ο Π Ρ Σ Τ Υ Φ Χ Ψ Ω.
==Wersja łacińska alfabetu greckiego==
A B G D E Z I Th I K L M N X O P R S T U V Ch Ps W.
==Porządek zgodnie z kolejnością liter w alfabecie łacińskim==
A B Ch D E G H I K L M N O P Ps R Rh S T Th U V W X Y Z.
== Stary alfabet ==
Alfabet składa się ze 109 liter: А Ӕ Б В Г Ғ Ҕ Ґ Д Ꙣ Ђ Ѓ Ҙ Е Є Э Ё Ӓ Ж Җ З Ӡ Ѕ И І Ї Й Ј К Қ Ҟ Ԛ Л Ꙥ Љ М Ꙧ Н Ҥ Њ Ң О Ӧ Ө Ӫ Ꙩ Ꙫ Ꙭ ꙮ Ꚙ Ҩ П Ҧ Р С Ҫ Һ Т Ҭ Ћ Ќ Ꙉ У Ӱ Ў Ү Ӣ Ф Ӯ Х Ҳ Ѡ Ц Ҵ Ꙡ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Щ Ъ Ы Џ Ә Ь Ѣ Я Ԙ Ꙗ Ѥ Ю Ꙕ Ꙓ Ԝ Ѧ Ѩ Ꙙ Ꙝ Ѫ Ѭ Ꙛ Ѯ Ѱ Ꙟ Ѳ Ѵ Ѷ Ҁ.
== Byłe republiki radzieckie ==
Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan, Tadżykistan, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Ukraina, Mołdawia, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia.
== Państwa powstałe po rozpadzie Jugosławii ==
Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, częściowo uznawane Kosowo, Serbia, Macedonia Północna.
== Języki urzędowe nieistniejącego już ZSRR ==
Rosyjski (język ogólnozwiązkowy), lokalnie: Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Tadżycki, Gruziński, Ormiański, Azerski, Ukraiński, Rumuński (Mołdawski), Białoruski, Litewski, Łotewski, Estoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącego już ZSRR ==
Słowiańskie (Rosyjski, Ukraiński, Białoruski), Turkijskie (Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Azerski), Indoirańskie (Tadżycki), Kartwelskie (Gruziński), Ormiańskie (Ormiański), Romańskie (Rumuński (Mołdawski)), Bałtyckie (Litewski, Łotewski), Ugrofińskie (Estoński)
== Języki urzędowe nieistniejącej już Jugosławii ==
Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Albański, Serbski, Węgierski, Słowacki, Rumuński, Rusiński, Macedoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącej już Jugosławii ==
Słowiańskie (Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Serbski, Słowacki, Rusiński, Macedoński), Albańskie (Albański), Ugrofińskie (Węgierski), Romańskie (Rumuński)
== Alfabet estoński ==
Alfabet składa się z 32 liter: Aa Bb Cc Dd Ee Ff Gg Hh Ii Jj Kk Ll Mm Nn Oo Pp Qq Rr Ss Šš Zz Žž Tt Uu Vv Ww Õõ Ää Öö Üü Xx Yy.
== Alfabet chantyjski ==
Alfabet składa się z 57 liter: А Ӓ Ӑ Ә Ӛ Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Қ Ӄ Л Ӆ Ԓ М Н Ң Ӈ Н’ О Ӧ Ŏ Ө Ӫ П Р С Т У Ӱ Ў Ф Х Ҳ Ӽ Ц Ч Ҷ Ш Щ Ъ Ы Ь Э Є Є̈ Ю Ю̆ Я Я̆.
== Alfabet ewe ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B D Ɖ E Ɛ F Ƒ G Ɣ H X I K L M N Ŋ O Ɔ P R S T U V Ʋ W Y Z.
== Alfabet prasłowiański ==
Alfabet składa się z 33 liter: A Ą B C Č D E Ę Ě F G H X I Ь J K L M N O P R S Š Ŝ T U Ъ V Y Z Ž.
== Języki urzędowe nieistniejącego państwa, które ja wymyśliłem ==
48 języków: angielski, chiński, malajski, tamilski, rosyjski, słowacki, słoweński, ukraiński, czeski, serbski, chorwacki, bośniacki, czarnogórski, białoruski, bułgarski, rumuński, macedoński, albański, węgierski, nowogrecki, turecki, mołdawski, rusiński, kazachski, uzbecki, turkmeński, kirgiski, tadżycki, gruziński, ormiański, azerbejdżański, litewski, łotewski, estoński, mongolski, polski, niemiecki, francuski, norweski, szwedzki, fiński, islandzki, włoski, arabski, hiszpański, portugalski, perski, baskijski.
== Jus ==
Jus to archaiczna litera cyrylicy. Mały jus (Ѧ), Mały jus jotowany (Ѩ), Mały jus zamknięty (Ꙙ), Mały jus jotowany zamknięty (Ꙝ), Wielki jus (Ѫ), Wielki jus jotowany (Ѭ), Wielki jus zamknięty (Ꙛ).
Mały jus (Ѧ) ma wartość Ę, natomiast wielki jus (Ѫ) ma wartość Ą. Mały jus jotowany (Ѩ) ma wartość dwuznaku ię lub ję, natomiast wielki jus jotowany (Ѭ) ma wartość dwuznaku ią lub ją.
== Dialekt języka polskiego ==
Język sirowlaski (Djesik syrroruski) - odmiana języka polskiego, dialekt używany w nieistniejącym państwie, które ja wymyśliłem. Alfabet składa się z 40 liter: A Á Ą B C Ć D E É Ę F G H I Í J K L Ł M N Ń O Ó P Q R S Ś T U Ú Ü Ź Ż V W X Y Z.
== Wikipedia, Wikisłownik, Wikiźródła, Wikinews, Wikipedysta, Wikisłownikarz, Wikiskryba i Wikireporter po sirowlasku ==
Wikipedia - Wikipedija, Wikisłownik - Wikisłowmeniaak, Wikiźródła - Wikiźríoedła, Wikinews - Wikispríjoté, Wikipedysta - Wikipedijiojista, Wikisłownikarz - Wikisłowmeniaakraz, Wikiskryba - Wikiskrebija, Wikireporter - Wikirijepijeoryter.
== Wczesna cyrylica ==
Alfabet składa się z 44 liter: А Б В Г Д Є Ж Ѕ З И І К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ѡ Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Ѣ Я Ѥ Ю Ѧ Ѩ Ѫ Ѭ Ѯ Ѱ Ѳ Ѵ Ҁ.
== Klasyfikacja genetyczna języka polskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki zachodniosłowiańskie
* Języki lechickie
* Język polski
== Klasyfikacja genetyczna języka staroruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
== Klasyfikacja genetyczna języka rosyjskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język rosyjski
== Klasyfikacja genetyczna języka ruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
== Klasyfikacja genetyczna języka białoruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język białoruski
== Klasyfikacja genetyczna języka ukraińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
== Klasyfikacja genetyczna języka rusińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
== Klasyfikacja genetyczna języka łemkowskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
* Język łemkowski
== Klasyfikacja genetyczna języka prasłowiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Język prasłowiański
== Klasyfikacja genetyczna języka albańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki albańskie
* Język albański
== Klasyfikacja genetyczna języka ormiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki ormiańskie
* Język ormiański
== Alfabet połabski ==
Alfabet składa się z 54 liter: A Ă Å Ą D Ď Ʒ Ʒ́ E Ė Ĕ Ę F G Ǵ H Χ Χ́ I I̯ J K Ḱ L Ľ M Ḿ N Ń O Ö Ǫ P Ṕ R Ŕ S Ś T Ť Č U Ü U̯ V Z Ź Ž B Š Ć B́ C V́.
== Nazwy języka sirowlaskiego po polsku, angielsku, niemiecku, francusku, hiszpańsku, włosku, portugalsku, w esperanto i po czesku oraz po rumuńsku i węgiersku oraz słowacku i po łacinie ==
Język sirowlaski / Truchlamon language / Truchlamische Sprache / Langue truchlemise / Idioma tréchléañol / Lingua trecciano / Lingua trúgléména / Lingvo torokkono / Truchlémeština / Limba truchlemână / Tramogyel nyelv / Trúchemstočina / Lingua truchlamona
== Alfabet słowacki ==
Alfabet składa się z 46 liter: A Á Ä B C Č D Ď Dz Dž E É F G H Ch I Í J K L Ĺ Ľ M N Ň O Ó Ô P Q R Ŕ S Š T Ť U Ú V W X Y Ý Z Ž.
== Unifon alphabet ==
A Δ Ʌ B Ȼ D E Ɨ Ԙ F G H I Ŧ J K L M N Ŋ O O̲ 𐐅 ꐎ ꐎ P R S S̸ T Ћ Һ U ⩌ U̲ V W Z Y Ƶ
== Alfabet gruziński ==
Alfabet składa się z 33 liter: ა ბ გ დ ე ვ ზ თ ი კ ლ მ ნ ო პ ჟ რ ს ტ უ ფ ქ ღ ყ შ ჩ ც ძ წ ჭ ხ ჯ ჰ. Transkrypcja na alfabet łaciński: a b c č č̗ c̗ d e f g ɣ h x i j k ḱ l m n o p ṕ q r s š t t̗ u v z ž.
== Alfabet karakałpacki ==
Alfabet składa się z 33 liter: Duże litery: A Á B D E F G Ǵ H X Í I J K Q L M N Ń O Ó P R S T U Ú V W Y Z Sh C Ch. Małe litery: a á b d e f g ǵ h x ı i j k q l m n ń o ó p r s t u ú v w y z sh c ch.
== Alfabet polski ==
Alfabet składa się z 32 liter: A Ą B C Ć D E Ę F G H I J K L Ł M N Ń O Ó P R S Ś T U W Y Z Ź Ż. Używane są także dwuznaki Ch, Cz, Dz, Dź, Dż, Rz, Sz, Ci, Ni, Si, Zi. Te dwuznaki są traktowane jako dwie litery, nie jako jedna litera. Używane są także trójznaki Drz, Dzi, a także tetragraf Szcz.
== Tekst po sirowlasku i po polsku ==
Ja jestiemonilo Maitake, a Ujytikownikorek Fynydojumojomacji Wikimedia. Ja jestiemonilo Wikipedijiojistą, Wikisłowmeniaakrazem, Wikiskrebiją, Wikirijeporyterem i tik dilej. Ja jestem Maitake, Użytkownik Fundacji Wikimedia. Ja jestem Wikipedystą, Wikisłownikarzem, Wikiskrybą, Wikireporterem i tak dalej.
== Alfabet husycki ==
Alfabet składa się z 77 liter: A Á Ä Ą Ā Ã B C Ć Č D Ď Đ Dz Dž E É Ë Ę Ē Ě F G Ģ H Ch I Í Ī J K Ķ L Ĺ Ľ Ł Ļ Lj M N Ń Ň Ņ Nj O Ó Ô Ŏ Ō Õ Ò P Q R Ŕ Ř S Ś Š T Ť U Ú Ù Û Ū Ů Ŭ V W X Y Ý Z Ź Ż Ž.
== Alfabet języka balante w Senegalu ==
Alfabet składa się z 23 liter: A B Ɓ D E F G H I J L M N Ñ Ŋ O R S T Ŧ U W Y.
== Alfabet północnosaamski ==
Alfabet składa się z 29 liter: A Á B C Č D Đ E F G H I J K L M N Ŋ O P R S Š T Ŧ U V Z Ž.
== Ŧ ==
'''Ŧ''' - 14. litera grafii dla amerykańskiego angielskiego (Unifon), 20. litera alfabetu języka balante w Senegalu, 25. litera alfabetu północnosaamskiego.
== Alfabet chorwacki ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B C Č Ć D Dž Đ E F G H I J K L Lj M N Nj O P R S Š T U V Z Ž.
== Alfabet serbski ==
Alfabet składa się z 30 liter: А Б В Г Д Ђ Е Ж З И Ј К Л Љ М Н Њ О П Р С Т Ћ У Ф Х Ц Ч Џ Ш.
== Nazwy dni tygodnia i miesięcy po sirowlasku ==
Dni tygodnia: Penedielek, Wterek, Sreda, Cweritek, Pielomatek, Sebetoja, Nediela. Miesiące: Styczeń, Lity, Merzelojec, Kweten, Mej, Czyruwiec, Lypojec, Sterpen, Wrzesiomoneń, Pezdijernik, Lystyped, Grydojen.
== Liczby od 1 do miliona po sirowlasku ==
1 - yeden, 2 - dwe, 3 - tri, 4 - cwetory, 5 - piec, 6 - sest, 7 - sedem, 8 - osem, 9 - dzewec, 10 - dzesec, 11 - yedenasce, 12 - dwenesce, 13 - trinesce, 14 - cwetoresce, 15 - pietnesce, 16 - sestnestce, 17 - sedomnosce, 18 - ostemonosce, 19 - dzewetnysce, 20 - dwedzesta, 30 - trydescy, 40 - cwetoryscy, 50 - piecdesyt, 60 - sestdesyt, 70 - sedemdesyt, 80 - osemdesyt, 90 - dzewecdesyt, 100 - sto, 200 - dwesce, 300 - trysce, 400 - cwetorysce, 500 - pietorysce, 600 - sestorysce, 700 - sedorysce, 800 - osmorysce, 900 - dzewecorysce, 1000 - tysiac, 10000 - dzesec tysiacy, 100000 - sto tysiacy, 1000000 - milon.
== Wielkie liczby po sirowlasku ==
1000 - tysiac, 1000000 - milon, 1000000000 - milard, 1000000000000 - bilon, 1000000000000000 - bilard, 10^18 - trylon, 10^21 - trylard, 10^24 - kwadrylon, 10^27 - kwadrylard, 10^30 - kwintylon, 10^33 - kwintylard, 10^36 - sekstylon, 10^39 - sekstylard, 10^42 - septylon, 10^45 - septylard, 10^48 - oktylon, 10^51 - oktylard, 10^54 - nonylon, 10^57 - nonylard, 10^60 - decylon, 10^63 - decylard, 10^66 - undecylon, 10^69 - undecylard, 10^72 - duodecylon, 10^75 - duodecylard, 10^100 - gugioleh, 10^(10^100) - gugioliecipochleks.
== Alfabet gruziński (łaciński) ==
Alfabet składa się z 33 liter:
A B C Č Č̗ C̗ D E F G Ɣ H X I J K Ḱ L M N O P Ṕ Q R S Š T T̗ U V Z Ž.
== Alfabet nieistniejącego języka ==
Alfabet składa się z 44 liter: A B Bi Ci D Di E Fi F I G Gi H J L K M Mi N Ni O Pi Ri P R Q Qi S Si Zi Z U V Vi T Ti C W Wi X Xi Y Yi Ui.
== Państwa Europy Środkowej ==
[[Plik:Flag of Poland.svg|mały|150px|Polska]]
[[Plik:Flag of Czech Republic.svg|mały|150px|Czechy]]
[[Plik:Flag of Slovakia.svg|mały|150px|Słowacja]]
[[Plik:Flag of Hungary.svg|mały|150px|Węgry]]
[[Plik:Flag of Austria.svg|mały|150px|Austria]]
[[Plik:Flag of Switzerland.svg|mały|150px|Szwajcaria]]
[[Plik:Flag of Germany.svg|mały|150px|Niemcy]]
[[Plik:Flag of Slovenia.svg|mały|150px|Słowenia]]
== Alfabet węgierski ==
Alfabet składa się z 44 liter: A Á B C Cs D Dz Dzs E É F G Gy H I Í J K L Ly M N Ny O Ó Ö Ő P Q R S Sz T Ty U Ú Ü Ű V W X Y Z Zs.
ld1whha8cwmeck7h6tv7uk2eg3e6w8b
3156999
3156997
2022-08-25T06:20:48Z
83.27.136.159
/* Alfabet węgierski */Nowa sekcja
wikitext
text/x-wiki
<!-- Prosimy o nieusuwanie tej linii -->{{/Nagłówek}}
==Zabawa literacka==
Chciałem Was zaprosić do wspólnej literackiej zabawy. Kiedyś czytałem, że Ken Kesey nad powieścią Jaskinie pracował ze swoimi studentami uczestniczącymi w warsztatach literackich. Studenci ciągnęli losy i przygotowywali w domu kolejne fragmenty książki. Tak powstała wydana pod psuedonimem O. U. Levon i S-ka "zbiorowa powieść". Może nam uda się coś podobnego, jakieś opowiadanie, stworzyć na podstawie naszych sproofreadowanych tekstów. Można dodać kolejne fragmenty opisów, dialogi, co Wam przyjdzie do głowy. Byłoby świetnie gdyby były to już teksty sproofreadowane, bez względu na stopień korekty. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 12:27, 4 cze 2013 (CEST)
{{tab}}[[Julianka|Za oknem ciemno było, deszcz padał i lipy szumiały. W pokoju téż panowała ciemność]]. [[Z różnych sfer/Bańka mydlana/II|Ożymski porwał się od okna i śpiesznie zapalił lampę]].<br />
{{tab}}— [[Stach z Konar (Kraszewski 1879)/Tom III/II|Czém jest człowiek?]] [[Mój stosunek do Kościoła/Rozdział 3. Moje dotychczasowe wystąpienia przeciw Kościołowi|Chodzi nie o metrykę, nie o świadectwo policyjne, ale o to, czem jest człowiek we własnem przekonaniu; chodzi o jego istotę psychiczną, o jego indywidualność.]]<br />
{{tab}}— [[Westalka/I|Przenikliwym nazywa się ten, kto rozpoznać zdołał cząstkę istoty człowieka, zawartej w jego formie]] — [[Gasnące słońce/Część pierwsza/I|odpowiedział Zygfryd wymijająco.]]
==Alfabet abchaski==
Alfabet składa się z 43 liter: А Б В Г Ҕ Д Е Ж З Ҙ Ӡ Ӡ’ И К Қ Ҟ Л М Н О П Ҧ Р С Ҫ Т Ҭ У Ф Х Ҳ Ц Ҵ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Ы Ҩ Ь Џ Ә. W alfabecie występuje 17 dodatkowych liter: Ҕ Ҙ Ӡ Ӡ’ Қ Ҟ Ҧ Ҫ Ҭ Ҳ Ҵ Ҷ Ҽ Ҿ Ҩ Џ Ә. Rosyjskie litery Ё Й Щ Ъ Э Ю Я nie występują w alfabecie abchaskim.
==Alfabet liwski==
Alfabet składa się z 51 liter: Aa Āā Bb Cc Čč Dd Ḑḑ Ee Ēē Ff Gg Ģģ Hh Ii Īī Jj Kk Ķķ Ll Ļļ Mm Nn Ņņ Oo Ōō Ȯȯ Ȱȱ Pp Qq Rr Ŗŗ Ss Šš Zz Žž Tt Țț Uu Ūū Vv Ww Õõ Ȭȭ Ää Ǟǟ Öö Ȫȫ Üü Xx Yy Ȳȳ.
== litera ==
Ё
== 2 ==
Й
== Alfabet rusiński ==
Alfabet składa się z 36 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ё Ж З І Ї И Ы Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ю Я Ь Ъ.
== Alfabet jakucki ==
Alfabet składa się z 26 liter: А Б Г Ҕ Д И Й К Л М Н Ҥ О Ө П Р С Һ Т У Ү Х Ч Ы Ь Э. Litery В Е Ё Ж З Ф Ц Ш Щ Ъ Ю Я występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet tadżycki ==
Alfabet składa się z 35 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Ӣ Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ӯ Ф Х Ҳ Ч Ҷ Ш Ъ Э Ю Я. Litery Ц Щ Ы Ь występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet ukraiński ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ж З И І Ї Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ь Ю Я.
== Alfabet rosyjski ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet białoruski ==
Alfabet składa się z 32 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З І Й К Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet uzbecki (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 34 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ҳ Ц Ч Ш Ъ Э Ю Я.
== Alfabet mołdawski (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 31 liter: А Б В Г Д Е Ж Ӂ З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я. Wszystkie litery możemy spotkać w alfabecie rosyjskim oprócz Ӂ. Rosyjskie litery Ё Щ Ъ nie występują w cyrylicy mołdawskiej.
== Alfabet grecki ==
Alfabet składa się z 24 liter: Α Β Γ Δ Ε Ζ Η Θ Ι Κ Λ Μ Ν Ξ Ο Π Ρ Σ Τ Υ Φ Χ Ψ Ω.
==Wersja łacińska alfabetu greckiego==
A B G D E Z I Th I K L M N X O P R S T U V Ch Ps W.
==Porządek zgodnie z kolejnością liter w alfabecie łacińskim==
A B Ch D E G H I K L M N O P Ps R Rh S T Th U V W X Y Z.
== Stary alfabet ==
Alfabet składa się ze 109 liter: А Ӕ Б В Г Ғ Ҕ Ґ Д Ꙣ Ђ Ѓ Ҙ Е Є Э Ё Ӓ Ж Җ З Ӡ Ѕ И І Ї Й Ј К Қ Ҟ Ԛ Л Ꙥ Љ М Ꙧ Н Ҥ Њ Ң О Ӧ Ө Ӫ Ꙩ Ꙫ Ꙭ ꙮ Ꚙ Ҩ П Ҧ Р С Ҫ Һ Т Ҭ Ћ Ќ Ꙉ У Ӱ Ў Ү Ӣ Ф Ӯ Х Ҳ Ѡ Ц Ҵ Ꙡ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Щ Ъ Ы Џ Ә Ь Ѣ Я Ԙ Ꙗ Ѥ Ю Ꙕ Ꙓ Ԝ Ѧ Ѩ Ꙙ Ꙝ Ѫ Ѭ Ꙛ Ѯ Ѱ Ꙟ Ѳ Ѵ Ѷ Ҁ.
== Byłe republiki radzieckie ==
Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan, Tadżykistan, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Ukraina, Mołdawia, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia.
== Państwa powstałe po rozpadzie Jugosławii ==
Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, częściowo uznawane Kosowo, Serbia, Macedonia Północna.
== Języki urzędowe nieistniejącego już ZSRR ==
Rosyjski (język ogólnozwiązkowy), lokalnie: Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Tadżycki, Gruziński, Ormiański, Azerski, Ukraiński, Rumuński (Mołdawski), Białoruski, Litewski, Łotewski, Estoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącego już ZSRR ==
Słowiańskie (Rosyjski, Ukraiński, Białoruski), Turkijskie (Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Azerski), Indoirańskie (Tadżycki), Kartwelskie (Gruziński), Ormiańskie (Ormiański), Romańskie (Rumuński (Mołdawski)), Bałtyckie (Litewski, Łotewski), Ugrofińskie (Estoński)
== Języki urzędowe nieistniejącej już Jugosławii ==
Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Albański, Serbski, Węgierski, Słowacki, Rumuński, Rusiński, Macedoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącej już Jugosławii ==
Słowiańskie (Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Serbski, Słowacki, Rusiński, Macedoński), Albańskie (Albański), Ugrofińskie (Węgierski), Romańskie (Rumuński)
== Alfabet estoński ==
Alfabet składa się z 32 liter: Aa Bb Cc Dd Ee Ff Gg Hh Ii Jj Kk Ll Mm Nn Oo Pp Qq Rr Ss Šš Zz Žž Tt Uu Vv Ww Õõ Ää Öö Üü Xx Yy.
== Alfabet chantyjski ==
Alfabet składa się z 57 liter: А Ӓ Ӑ Ә Ӛ Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Қ Ӄ Л Ӆ Ԓ М Н Ң Ӈ Н’ О Ӧ Ŏ Ө Ӫ П Р С Т У Ӱ Ў Ф Х Ҳ Ӽ Ц Ч Ҷ Ш Щ Ъ Ы Ь Э Є Є̈ Ю Ю̆ Я Я̆.
== Alfabet ewe ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B D Ɖ E Ɛ F Ƒ G Ɣ H X I K L M N Ŋ O Ɔ P R S T U V Ʋ W Y Z.
== Alfabet prasłowiański ==
Alfabet składa się z 33 liter: A Ą B C Č D E Ę Ě F G H X I Ь J K L M N O P R S Š Ŝ T U Ъ V Y Z Ž.
== Języki urzędowe nieistniejącego państwa, które ja wymyśliłem ==
48 języków: angielski, chiński, malajski, tamilski, rosyjski, słowacki, słoweński, ukraiński, czeski, serbski, chorwacki, bośniacki, czarnogórski, białoruski, bułgarski, rumuński, macedoński, albański, węgierski, nowogrecki, turecki, mołdawski, rusiński, kazachski, uzbecki, turkmeński, kirgiski, tadżycki, gruziński, ormiański, azerbejdżański, litewski, łotewski, estoński, mongolski, polski, niemiecki, francuski, norweski, szwedzki, fiński, islandzki, włoski, arabski, hiszpański, portugalski, perski, baskijski.
== Jus ==
Jus to archaiczna litera cyrylicy. Mały jus (Ѧ), Mały jus jotowany (Ѩ), Mały jus zamknięty (Ꙙ), Mały jus jotowany zamknięty (Ꙝ), Wielki jus (Ѫ), Wielki jus jotowany (Ѭ), Wielki jus zamknięty (Ꙛ).
Mały jus (Ѧ) ma wartość Ę, natomiast wielki jus (Ѫ) ma wartość Ą. Mały jus jotowany (Ѩ) ma wartość dwuznaku ię lub ję, natomiast wielki jus jotowany (Ѭ) ma wartość dwuznaku ią lub ją.
== Dialekt języka polskiego ==
Język sirowlaski (Djesik syrroruski) - odmiana języka polskiego, dialekt używany w nieistniejącym państwie, które ja wymyśliłem. Alfabet składa się z 40 liter: A Á Ą B C Ć D E É Ę F G H I Í J K L Ł M N Ń O Ó P Q R S Ś T U Ú Ü Ź Ż V W X Y Z.
== Wikipedia, Wikisłownik, Wikiźródła, Wikinews, Wikipedysta, Wikisłownikarz, Wikiskryba i Wikireporter po sirowlasku ==
Wikipedia - Wikipedija, Wikisłownik - Wikisłowmeniaak, Wikiźródła - Wikiźríoedła, Wikinews - Wikispríjoté, Wikipedysta - Wikipedijiojista, Wikisłownikarz - Wikisłowmeniaakraz, Wikiskryba - Wikiskrebija, Wikireporter - Wikirijepijeoryter.
== Wczesna cyrylica ==
Alfabet składa się z 44 liter: А Б В Г Д Є Ж Ѕ З И І К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ѡ Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Ѣ Я Ѥ Ю Ѧ Ѩ Ѫ Ѭ Ѯ Ѱ Ѳ Ѵ Ҁ.
== Klasyfikacja genetyczna języka polskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki zachodniosłowiańskie
* Języki lechickie
* Język polski
== Klasyfikacja genetyczna języka staroruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
== Klasyfikacja genetyczna języka rosyjskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język rosyjski
== Klasyfikacja genetyczna języka ruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
== Klasyfikacja genetyczna języka białoruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język białoruski
== Klasyfikacja genetyczna języka ukraińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
== Klasyfikacja genetyczna języka rusińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
== Klasyfikacja genetyczna języka łemkowskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
* Język łemkowski
== Klasyfikacja genetyczna języka prasłowiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Język prasłowiański
== Klasyfikacja genetyczna języka albańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki albańskie
* Język albański
== Klasyfikacja genetyczna języka ormiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki ormiańskie
* Język ormiański
== Alfabet połabski ==
Alfabet składa się z 54 liter: A Ă Å Ą D Ď Ʒ Ʒ́ E Ė Ĕ Ę F G Ǵ H Χ Χ́ I I̯ J K Ḱ L Ľ M Ḿ N Ń O Ö Ǫ P Ṕ R Ŕ S Ś T Ť Č U Ü U̯ V Z Ź Ž B Š Ć B́ C V́.
== Nazwy języka sirowlaskiego po polsku, angielsku, niemiecku, francusku, hiszpańsku, włosku, portugalsku, w esperanto i po czesku oraz po rumuńsku i węgiersku oraz słowacku i po łacinie ==
Język sirowlaski / Truchlamon language / Truchlamische Sprache / Langue truchlemise / Idioma tréchléañol / Lingua trecciano / Lingua trúgléména / Lingvo torokkono / Truchlémeština / Limba truchlemână / Tramogyel nyelv / Trúchemstočina / Lingua truchlamona
== Alfabet słowacki ==
Alfabet składa się z 46 liter: A Á Ä B C Č D Ď Dz Dž E É F G H Ch I Í J K L Ĺ Ľ M N Ň O Ó Ô P Q R Ŕ S Š T Ť U Ú V W X Y Ý Z Ž.
== Unifon alphabet ==
A Δ Ʌ B Ȼ D E Ɨ Ԙ F G H I Ŧ J K L M N Ŋ O O̲ 𐐅 ꐎ ꐎ P R S S̸ T Ћ Һ U ⩌ U̲ V W Z Y Ƶ
== Alfabet gruziński ==
Alfabet składa się z 33 liter: ა ბ გ დ ე ვ ზ თ ი კ ლ მ ნ ო პ ჟ რ ს ტ უ ფ ქ ღ ყ შ ჩ ც ძ წ ჭ ხ ჯ ჰ. Transkrypcja na alfabet łaciński: a b c č č̗ c̗ d e f g ɣ h x i j k ḱ l m n o p ṕ q r s š t t̗ u v z ž.
== Alfabet karakałpacki ==
Alfabet składa się z 33 liter: Duże litery: A Á B D E F G Ǵ H X Í I J K Q L M N Ń O Ó P R S T U Ú V W Y Z Sh C Ch. Małe litery: a á b d e f g ǵ h x ı i j k q l m n ń o ó p r s t u ú v w y z sh c ch.
== Alfabet polski ==
Alfabet składa się z 32 liter: A Ą B C Ć D E Ę F G H I J K L Ł M N Ń O Ó P R S Ś T U W Y Z Ź Ż. Używane są także dwuznaki Ch, Cz, Dz, Dź, Dż, Rz, Sz, Ci, Ni, Si, Zi. Te dwuznaki są traktowane jako dwie litery, nie jako jedna litera. Używane są także trójznaki Drz, Dzi, a także tetragraf Szcz.
== Tekst po sirowlasku i po polsku ==
Ja jestiemonilo Maitake, a Ujytikownikorek Fynydojumojomacji Wikimedia. Ja jestiemonilo Wikipedijiojistą, Wikisłowmeniaakrazem, Wikiskrebiją, Wikirijeporyterem i tik dilej. Ja jestem Maitake, Użytkownik Fundacji Wikimedia. Ja jestem Wikipedystą, Wikisłownikarzem, Wikiskrybą, Wikireporterem i tak dalej.
== Alfabet husycki ==
Alfabet składa się z 77 liter: A Á Ä Ą Ā Ã B C Ć Č D Ď Đ Dz Dž E É Ë Ę Ē Ě F G Ģ H Ch I Í Ī J K Ķ L Ĺ Ľ Ł Ļ Lj M N Ń Ň Ņ Nj O Ó Ô Ŏ Ō Õ Ò P Q R Ŕ Ř S Ś Š T Ť U Ú Ù Û Ū Ů Ŭ V W X Y Ý Z Ź Ż Ž.
== Alfabet języka balante w Senegalu ==
Alfabet składa się z 23 liter: A B Ɓ D E F G H I J L M N Ñ Ŋ O R S T Ŧ U W Y.
== Alfabet północnosaamski ==
Alfabet składa się z 29 liter: A Á B C Č D Đ E F G H I J K L M N Ŋ O P R S Š T Ŧ U V Z Ž.
== Ŧ ==
'''Ŧ''' - 14. litera grafii dla amerykańskiego angielskiego (Unifon), 20. litera alfabetu języka balante w Senegalu, 25. litera alfabetu północnosaamskiego.
== Alfabet chorwacki ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B C Č Ć D Dž Đ E F G H I J K L Lj M N Nj O P R S Š T U V Z Ž.
== Alfabet serbski ==
Alfabet składa się z 30 liter: А Б В Г Д Ђ Е Ж З И Ј К Л Љ М Н Њ О П Р С Т Ћ У Ф Х Ц Ч Џ Ш.
== Nazwy dni tygodnia i miesięcy po sirowlasku ==
Dni tygodnia: Penedielek, Wterek, Sreda, Cweritek, Pielomatek, Sebetoja, Nediela. Miesiące: Styczeń, Lity, Merzelojec, Kweten, Mej, Czyruwiec, Lypojec, Sterpen, Wrzesiomoneń, Pezdijernik, Lystyped, Grydojen.
== Liczby od 1 do miliona po sirowlasku ==
1 - yeden, 2 - dwe, 3 - tri, 4 - cwetory, 5 - piec, 6 - sest, 7 - sedem, 8 - osem, 9 - dzewec, 10 - dzesec, 11 - yedenasce, 12 - dwenesce, 13 - trinesce, 14 - cwetoresce, 15 - pietnesce, 16 - sestnestce, 17 - sedomnosce, 18 - ostemonosce, 19 - dzewetnysce, 20 - dwedzesta, 30 - trydescy, 40 - cwetoryscy, 50 - piecdesyt, 60 - sestdesyt, 70 - sedemdesyt, 80 - osemdesyt, 90 - dzewecdesyt, 100 - sto, 200 - dwesce, 300 - trysce, 400 - cwetorysce, 500 - pietorysce, 600 - sestorysce, 700 - sedorysce, 800 - osmorysce, 900 - dzewecorysce, 1000 - tysiac, 10000 - dzesec tysiacy, 100000 - sto tysiacy, 1000000 - milon.
== Wielkie liczby po sirowlasku ==
1000 - tysiac, 1000000 - milon, 1000000000 - milard, 1000000000000 - bilon, 1000000000000000 - bilard, 10^18 - trylon, 10^21 - trylard, 10^24 - kwadrylon, 10^27 - kwadrylard, 10^30 - kwintylon, 10^33 - kwintylard, 10^36 - sekstylon, 10^39 - sekstylard, 10^42 - septylon, 10^45 - septylard, 10^48 - oktylon, 10^51 - oktylard, 10^54 - nonylon, 10^57 - nonylard, 10^60 - decylon, 10^63 - decylard, 10^66 - undecylon, 10^69 - undecylard, 10^72 - duodecylon, 10^75 - duodecylard, 10^100 - gugioleh, 10^(10^100) - gugioliecipochleks.
== Alfabet gruziński (łaciński) ==
Alfabet składa się z 33 liter:
A B C Č Č̗ C̗ D E F G Ɣ H X I J K Ḱ L M N O P Ṕ Q R S Š T T̗ U V Z Ž.
== Alfabet nieistniejącego języka ==
Alfabet składa się z 44 liter: A B Bi Ci D Di E Fi F I G Gi H J L K M Mi N Ni O Pi Ri P R Q Qi S Si Zi Z U V Vi T Ti C W Wi X Xi Y Yi Ui.
== Państwa Europy Środkowej ==
[[Plik:Flag of Poland.svg|mały|150px|Polska]]
[[Plik:Flag of Czech Republic.svg|mały|150px|Czechy]]
[[Plik:Flag of Slovakia.svg|mały|150px|Słowacja]]
[[Plik:Flag of Hungary.svg|mały|150px|Węgry]]
[[Plik:Flag of Austria.svg|mały|150px|Austria]]
[[Plik:Flag of Switzerland.svg|mały|150px|Szwajcaria]]
[[Plik:Flag of Germany.svg|mały|150px|Niemcy]]
[[Plik:Flag of Slovenia.svg|mały|150px|Słowenia]]
== Alfabet węgierski ==
Alfabet składa się z 44 liter: A Á B C Cs D Dz Dzs E É F G Gy H I Í J K L Ly M N Ny O Ó Ö Ő P Q R S Sz T Ty U Ú Ü Ű V W X Y Z Zs.
== Alfabet angielski ==
Alfabet składa się z 26 liter: A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z.
07uxwfspk1hjvbdrdmog1qhiofj5t4f
3157001
3156999
2022-08-25T06:23:26Z
83.27.136.159
/* Alfabet angielski */Nowa sekcja
wikitext
text/x-wiki
<!-- Prosimy o nieusuwanie tej linii -->{{/Nagłówek}}
==Zabawa literacka==
Chciałem Was zaprosić do wspólnej literackiej zabawy. Kiedyś czytałem, że Ken Kesey nad powieścią Jaskinie pracował ze swoimi studentami uczestniczącymi w warsztatach literackich. Studenci ciągnęli losy i przygotowywali w domu kolejne fragmenty książki. Tak powstała wydana pod psuedonimem O. U. Levon i S-ka "zbiorowa powieść". Może nam uda się coś podobnego, jakieś opowiadanie, stworzyć na podstawie naszych sproofreadowanych tekstów. Można dodać kolejne fragmenty opisów, dialogi, co Wam przyjdzie do głowy. Byłoby świetnie gdyby były to już teksty sproofreadowane, bez względu na stopień korekty. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 12:27, 4 cze 2013 (CEST)
{{tab}}[[Julianka|Za oknem ciemno było, deszcz padał i lipy szumiały. W pokoju téż panowała ciemność]]. [[Z różnych sfer/Bańka mydlana/II|Ożymski porwał się od okna i śpiesznie zapalił lampę]].<br />
{{tab}}— [[Stach z Konar (Kraszewski 1879)/Tom III/II|Czém jest człowiek?]] [[Mój stosunek do Kościoła/Rozdział 3. Moje dotychczasowe wystąpienia przeciw Kościołowi|Chodzi nie o metrykę, nie o świadectwo policyjne, ale o to, czem jest człowiek we własnem przekonaniu; chodzi o jego istotę psychiczną, o jego indywidualność.]]<br />
{{tab}}— [[Westalka/I|Przenikliwym nazywa się ten, kto rozpoznać zdołał cząstkę istoty człowieka, zawartej w jego formie]] — [[Gasnące słońce/Część pierwsza/I|odpowiedział Zygfryd wymijająco.]]
==Alfabet abchaski==
Alfabet składa się z 43 liter: А Б В Г Ҕ Д Е Ж З Ҙ Ӡ Ӡ’ И К Қ Ҟ Л М Н О П Ҧ Р С Ҫ Т Ҭ У Ф Х Ҳ Ц Ҵ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Ы Ҩ Ь Џ Ә. W alfabecie występuje 17 dodatkowych liter: Ҕ Ҙ Ӡ Ӡ’ Қ Ҟ Ҧ Ҫ Ҭ Ҳ Ҵ Ҷ Ҽ Ҿ Ҩ Џ Ә. Rosyjskie litery Ё Й Щ Ъ Э Ю Я nie występują w alfabecie abchaskim.
==Alfabet liwski==
Alfabet składa się z 51 liter: Aa Āā Bb Cc Čč Dd Ḑḑ Ee Ēē Ff Gg Ģģ Hh Ii Īī Jj Kk Ķķ Ll Ļļ Mm Nn Ņņ Oo Ōō Ȯȯ Ȱȱ Pp Qq Rr Ŗŗ Ss Šš Zz Žž Tt Țț Uu Ūū Vv Ww Õõ Ȭȭ Ää Ǟǟ Öö Ȫȫ Üü Xx Yy Ȳȳ.
== litera ==
Ё
== 2 ==
Й
== Alfabet rusiński ==
Alfabet składa się z 36 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ё Ж З І Ї И Ы Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ю Я Ь Ъ.
== Alfabet jakucki ==
Alfabet składa się z 26 liter: А Б Г Ҕ Д И Й К Л М Н Ҥ О Ө П Р С Һ Т У Ү Х Ч Ы Ь Э. Litery В Е Ё Ж З Ф Ц Ш Щ Ъ Ю Я występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet tadżycki ==
Alfabet składa się z 35 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Ӣ Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ӯ Ф Х Ҳ Ч Ҷ Ш Ъ Э Ю Я. Litery Ц Щ Ы Ь występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet ukraiński ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ж З И І Ї Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ь Ю Я.
== Alfabet rosyjski ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet białoruski ==
Alfabet składa się z 32 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З І Й К Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet uzbecki (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 34 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ҳ Ц Ч Ш Ъ Э Ю Я.
== Alfabet mołdawski (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 31 liter: А Б В Г Д Е Ж Ӂ З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я. Wszystkie litery możemy spotkać w alfabecie rosyjskim oprócz Ӂ. Rosyjskie litery Ё Щ Ъ nie występują w cyrylicy mołdawskiej.
== Alfabet grecki ==
Alfabet składa się z 24 liter: Α Β Γ Δ Ε Ζ Η Θ Ι Κ Λ Μ Ν Ξ Ο Π Ρ Σ Τ Υ Φ Χ Ψ Ω.
==Wersja łacińska alfabetu greckiego==
A B G D E Z I Th I K L M N X O P R S T U V Ch Ps W.
==Porządek zgodnie z kolejnością liter w alfabecie łacińskim==
A B Ch D E G H I K L M N O P Ps R Rh S T Th U V W X Y Z.
== Stary alfabet ==
Alfabet składa się ze 109 liter: А Ӕ Б В Г Ғ Ҕ Ґ Д Ꙣ Ђ Ѓ Ҙ Е Є Э Ё Ӓ Ж Җ З Ӡ Ѕ И І Ї Й Ј К Қ Ҟ Ԛ Л Ꙥ Љ М Ꙧ Н Ҥ Њ Ң О Ӧ Ө Ӫ Ꙩ Ꙫ Ꙭ ꙮ Ꚙ Ҩ П Ҧ Р С Ҫ Һ Т Ҭ Ћ Ќ Ꙉ У Ӱ Ў Ү Ӣ Ф Ӯ Х Ҳ Ѡ Ц Ҵ Ꙡ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Щ Ъ Ы Џ Ә Ь Ѣ Я Ԙ Ꙗ Ѥ Ю Ꙕ Ꙓ Ԝ Ѧ Ѩ Ꙙ Ꙝ Ѫ Ѭ Ꙛ Ѯ Ѱ Ꙟ Ѳ Ѵ Ѷ Ҁ.
== Byłe republiki radzieckie ==
Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan, Tadżykistan, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Ukraina, Mołdawia, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia.
== Państwa powstałe po rozpadzie Jugosławii ==
Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, częściowo uznawane Kosowo, Serbia, Macedonia Północna.
== Języki urzędowe nieistniejącego już ZSRR ==
Rosyjski (język ogólnozwiązkowy), lokalnie: Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Tadżycki, Gruziński, Ormiański, Azerski, Ukraiński, Rumuński (Mołdawski), Białoruski, Litewski, Łotewski, Estoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącego już ZSRR ==
Słowiańskie (Rosyjski, Ukraiński, Białoruski), Turkijskie (Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Azerski), Indoirańskie (Tadżycki), Kartwelskie (Gruziński), Ormiańskie (Ormiański), Romańskie (Rumuński (Mołdawski)), Bałtyckie (Litewski, Łotewski), Ugrofińskie (Estoński)
== Języki urzędowe nieistniejącej już Jugosławii ==
Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Albański, Serbski, Węgierski, Słowacki, Rumuński, Rusiński, Macedoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącej już Jugosławii ==
Słowiańskie (Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Serbski, Słowacki, Rusiński, Macedoński), Albańskie (Albański), Ugrofińskie (Węgierski), Romańskie (Rumuński)
== Alfabet estoński ==
Alfabet składa się z 32 liter: Aa Bb Cc Dd Ee Ff Gg Hh Ii Jj Kk Ll Mm Nn Oo Pp Qq Rr Ss Šš Zz Žž Tt Uu Vv Ww Õõ Ää Öö Üü Xx Yy.
== Alfabet chantyjski ==
Alfabet składa się z 57 liter: А Ӓ Ӑ Ә Ӛ Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Қ Ӄ Л Ӆ Ԓ М Н Ң Ӈ Н’ О Ӧ Ŏ Ө Ӫ П Р С Т У Ӱ Ў Ф Х Ҳ Ӽ Ц Ч Ҷ Ш Щ Ъ Ы Ь Э Є Є̈ Ю Ю̆ Я Я̆.
== Alfabet ewe ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B D Ɖ E Ɛ F Ƒ G Ɣ H X I K L M N Ŋ O Ɔ P R S T U V Ʋ W Y Z.
== Alfabet prasłowiański ==
Alfabet składa się z 33 liter: A Ą B C Č D E Ę Ě F G H X I Ь J K L M N O P R S Š Ŝ T U Ъ V Y Z Ž.
== Języki urzędowe nieistniejącego państwa, które ja wymyśliłem ==
48 języków: angielski, chiński, malajski, tamilski, rosyjski, słowacki, słoweński, ukraiński, czeski, serbski, chorwacki, bośniacki, czarnogórski, białoruski, bułgarski, rumuński, macedoński, albański, węgierski, nowogrecki, turecki, mołdawski, rusiński, kazachski, uzbecki, turkmeński, kirgiski, tadżycki, gruziński, ormiański, azerbejdżański, litewski, łotewski, estoński, mongolski, polski, niemiecki, francuski, norweski, szwedzki, fiński, islandzki, włoski, arabski, hiszpański, portugalski, perski, baskijski.
== Jus ==
Jus to archaiczna litera cyrylicy. Mały jus (Ѧ), Mały jus jotowany (Ѩ), Mały jus zamknięty (Ꙙ), Mały jus jotowany zamknięty (Ꙝ), Wielki jus (Ѫ), Wielki jus jotowany (Ѭ), Wielki jus zamknięty (Ꙛ).
Mały jus (Ѧ) ma wartość Ę, natomiast wielki jus (Ѫ) ma wartość Ą. Mały jus jotowany (Ѩ) ma wartość dwuznaku ię lub ję, natomiast wielki jus jotowany (Ѭ) ma wartość dwuznaku ią lub ją.
== Dialekt języka polskiego ==
Język sirowlaski (Djesik syrroruski) - odmiana języka polskiego, dialekt używany w nieistniejącym państwie, które ja wymyśliłem. Alfabet składa się z 40 liter: A Á Ą B C Ć D E É Ę F G H I Í J K L Ł M N Ń O Ó P Q R S Ś T U Ú Ü Ź Ż V W X Y Z.
== Wikipedia, Wikisłownik, Wikiźródła, Wikinews, Wikipedysta, Wikisłownikarz, Wikiskryba i Wikireporter po sirowlasku ==
Wikipedia - Wikipedija, Wikisłownik - Wikisłowmeniaak, Wikiźródła - Wikiźríoedła, Wikinews - Wikispríjoté, Wikipedysta - Wikipedijiojista, Wikisłownikarz - Wikisłowmeniaakraz, Wikiskryba - Wikiskrebija, Wikireporter - Wikirijepijeoryter.
== Wczesna cyrylica ==
Alfabet składa się z 44 liter: А Б В Г Д Є Ж Ѕ З И І К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ѡ Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Ѣ Я Ѥ Ю Ѧ Ѩ Ѫ Ѭ Ѯ Ѱ Ѳ Ѵ Ҁ.
== Klasyfikacja genetyczna języka polskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki zachodniosłowiańskie
* Języki lechickie
* Język polski
== Klasyfikacja genetyczna języka staroruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
== Klasyfikacja genetyczna języka rosyjskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język rosyjski
== Klasyfikacja genetyczna języka ruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
== Klasyfikacja genetyczna języka białoruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język białoruski
== Klasyfikacja genetyczna języka ukraińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
== Klasyfikacja genetyczna języka rusińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
== Klasyfikacja genetyczna języka łemkowskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
* Język łemkowski
== Klasyfikacja genetyczna języka prasłowiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Język prasłowiański
== Klasyfikacja genetyczna języka albańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki albańskie
* Język albański
== Klasyfikacja genetyczna języka ormiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki ormiańskie
* Język ormiański
== Alfabet połabski ==
Alfabet składa się z 54 liter: A Ă Å Ą D Ď Ʒ Ʒ́ E Ė Ĕ Ę F G Ǵ H Χ Χ́ I I̯ J K Ḱ L Ľ M Ḿ N Ń O Ö Ǫ P Ṕ R Ŕ S Ś T Ť Č U Ü U̯ V Z Ź Ž B Š Ć B́ C V́.
== Nazwy języka sirowlaskiego po polsku, angielsku, niemiecku, francusku, hiszpańsku, włosku, portugalsku, w esperanto i po czesku oraz po rumuńsku i węgiersku oraz słowacku i po łacinie ==
Język sirowlaski / Truchlamon language / Truchlamische Sprache / Langue truchlemise / Idioma tréchléañol / Lingua trecciano / Lingua trúgléména / Lingvo torokkono / Truchlémeština / Limba truchlemână / Tramogyel nyelv / Trúchemstočina / Lingua truchlamona
== Alfabet słowacki ==
Alfabet składa się z 46 liter: A Á Ä B C Č D Ď Dz Dž E É F G H Ch I Í J K L Ĺ Ľ M N Ň O Ó Ô P Q R Ŕ S Š T Ť U Ú V W X Y Ý Z Ž.
== Unifon alphabet ==
A Δ Ʌ B Ȼ D E Ɨ Ԙ F G H I Ŧ J K L M N Ŋ O O̲ 𐐅 ꐎ ꐎ P R S S̸ T Ћ Һ U ⩌ U̲ V W Z Y Ƶ
== Alfabet gruziński ==
Alfabet składa się z 33 liter: ა ბ გ დ ე ვ ზ თ ი კ ლ მ ნ ო პ ჟ რ ს ტ უ ფ ქ ღ ყ შ ჩ ც ძ წ ჭ ხ ჯ ჰ. Transkrypcja na alfabet łaciński: a b c č č̗ c̗ d e f g ɣ h x i j k ḱ l m n o p ṕ q r s š t t̗ u v z ž.
== Alfabet karakałpacki ==
Alfabet składa się z 33 liter: Duże litery: A Á B D E F G Ǵ H X Í I J K Q L M N Ń O Ó P R S T U Ú V W Y Z Sh C Ch. Małe litery: a á b d e f g ǵ h x ı i j k q l m n ń o ó p r s t u ú v w y z sh c ch.
== Alfabet polski ==
Alfabet składa się z 32 liter: A Ą B C Ć D E Ę F G H I J K L Ł M N Ń O Ó P R S Ś T U W Y Z Ź Ż. Używane są także dwuznaki Ch, Cz, Dz, Dź, Dż, Rz, Sz, Ci, Ni, Si, Zi. Te dwuznaki są traktowane jako dwie litery, nie jako jedna litera. Używane są także trójznaki Drz, Dzi, a także tetragraf Szcz.
== Tekst po sirowlasku i po polsku ==
Ja jestiemonilo Maitake, a Ujytikownikorek Fynydojumojomacji Wikimedia. Ja jestiemonilo Wikipedijiojistą, Wikisłowmeniaakrazem, Wikiskrebiją, Wikirijeporyterem i tik dilej. Ja jestem Maitake, Użytkownik Fundacji Wikimedia. Ja jestem Wikipedystą, Wikisłownikarzem, Wikiskrybą, Wikireporterem i tak dalej.
== Alfabet husycki ==
Alfabet składa się z 77 liter: A Á Ä Ą Ā Ã B C Ć Č D Ď Đ Dz Dž E É Ë Ę Ē Ě F G Ģ H Ch I Í Ī J K Ķ L Ĺ Ľ Ł Ļ Lj M N Ń Ň Ņ Nj O Ó Ô Ŏ Ō Õ Ò P Q R Ŕ Ř S Ś Š T Ť U Ú Ù Û Ū Ů Ŭ V W X Y Ý Z Ź Ż Ž.
== Alfabet języka balante w Senegalu ==
Alfabet składa się z 23 liter: A B Ɓ D E F G H I J L M N Ñ Ŋ O R S T Ŧ U W Y.
== Alfabet północnosaamski ==
Alfabet składa się z 29 liter: A Á B C Č D Đ E F G H I J K L M N Ŋ O P R S Š T Ŧ U V Z Ž.
== Ŧ ==
'''Ŧ''' - 14. litera grafii dla amerykańskiego angielskiego (Unifon), 20. litera alfabetu języka balante w Senegalu, 25. litera alfabetu północnosaamskiego.
== Alfabet chorwacki ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B C Č Ć D Dž Đ E F G H I J K L Lj M N Nj O P R S Š T U V Z Ž.
== Alfabet serbski ==
Alfabet składa się z 30 liter: А Б В Г Д Ђ Е Ж З И Ј К Л Љ М Н Њ О П Р С Т Ћ У Ф Х Ц Ч Џ Ш.
== Nazwy dni tygodnia i miesięcy po sirowlasku ==
Dni tygodnia: Penedielek, Wterek, Sreda, Cweritek, Pielomatek, Sebetoja, Nediela. Miesiące: Styczeń, Lity, Merzelojec, Kweten, Mej, Czyruwiec, Lypojec, Sterpen, Wrzesiomoneń, Pezdijernik, Lystyped, Grydojen.
== Liczby od 1 do miliona po sirowlasku ==
1 - yeden, 2 - dwe, 3 - tri, 4 - cwetory, 5 - piec, 6 - sest, 7 - sedem, 8 - osem, 9 - dzewec, 10 - dzesec, 11 - yedenasce, 12 - dwenesce, 13 - trinesce, 14 - cwetoresce, 15 - pietnesce, 16 - sestnestce, 17 - sedomnosce, 18 - ostemonosce, 19 - dzewetnysce, 20 - dwedzesta, 30 - trydescy, 40 - cwetoryscy, 50 - piecdesyt, 60 - sestdesyt, 70 - sedemdesyt, 80 - osemdesyt, 90 - dzewecdesyt, 100 - sto, 200 - dwesce, 300 - trysce, 400 - cwetorysce, 500 - pietorysce, 600 - sestorysce, 700 - sedorysce, 800 - osmorysce, 900 - dzewecorysce, 1000 - tysiac, 10000 - dzesec tysiacy, 100000 - sto tysiacy, 1000000 - milon.
== Wielkie liczby po sirowlasku ==
1000 - tysiac, 1000000 - milon, 1000000000 - milard, 1000000000000 - bilon, 1000000000000000 - bilard, 10^18 - trylon, 10^21 - trylard, 10^24 - kwadrylon, 10^27 - kwadrylard, 10^30 - kwintylon, 10^33 - kwintylard, 10^36 - sekstylon, 10^39 - sekstylard, 10^42 - septylon, 10^45 - septylard, 10^48 - oktylon, 10^51 - oktylard, 10^54 - nonylon, 10^57 - nonylard, 10^60 - decylon, 10^63 - decylard, 10^66 - undecylon, 10^69 - undecylard, 10^72 - duodecylon, 10^75 - duodecylard, 10^100 - gugioleh, 10^(10^100) - gugioliecipochleks.
== Alfabet gruziński (łaciński) ==
Alfabet składa się z 33 liter:
A B C Č Č̗ C̗ D E F G Ɣ H X I J K Ḱ L M N O P Ṕ Q R S Š T T̗ U V Z Ž.
== Alfabet nieistniejącego języka ==
Alfabet składa się z 44 liter: A B Bi Ci D Di E Fi F I G Gi H J L K M Mi N Ni O Pi Ri P R Q Qi S Si Zi Z U V Vi T Ti C W Wi X Xi Y Yi Ui.
== Państwa Europy Środkowej ==
[[Plik:Flag of Poland.svg|mały|150px|Polska]]
[[Plik:Flag of Czech Republic.svg|mały|150px|Czechy]]
[[Plik:Flag of Slovakia.svg|mały|150px|Słowacja]]
[[Plik:Flag of Hungary.svg|mały|150px|Węgry]]
[[Plik:Flag of Austria.svg|mały|150px|Austria]]
[[Plik:Flag of Switzerland.svg|mały|150px|Szwajcaria]]
[[Plik:Flag of Germany.svg|mały|150px|Niemcy]]
[[Plik:Flag of Slovenia.svg|mały|150px|Słowenia]]
== Alfabet węgierski ==
Alfabet składa się z 44 liter: A Á B C Cs D Dz Dzs E É F G Gy H I Í J K L Ly M N Ny O Ó Ö Ő P Q R S Sz T Ty U Ú Ü Ű V W X Y Z Zs.
== Alfabet angielski ==
Alfabet składa się z 26 liter: A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z.
== Alfabet polski ==
Alfabet składa się z 32 liter: A Ą B C Ć D E Ę F G H I J K L Ł M N Ń O Ó P R S Ś T U W Y Z Ź Ż
2g0tbuf8v1iqbjigoauw8fum2znrs90
3157002
3157001
2022-08-25T06:23:44Z
83.27.136.159
/* Alfabet polski */Poprawka
wikitext
text/x-wiki
<!-- Prosimy o nieusuwanie tej linii -->{{/Nagłówek}}
==Zabawa literacka==
Chciałem Was zaprosić do wspólnej literackiej zabawy. Kiedyś czytałem, że Ken Kesey nad powieścią Jaskinie pracował ze swoimi studentami uczestniczącymi w warsztatach literackich. Studenci ciągnęli losy i przygotowywali w domu kolejne fragmenty książki. Tak powstała wydana pod psuedonimem O. U. Levon i S-ka "zbiorowa powieść". Może nam uda się coś podobnego, jakieś opowiadanie, stworzyć na podstawie naszych sproofreadowanych tekstów. Można dodać kolejne fragmenty opisów, dialogi, co Wam przyjdzie do głowy. Byłoby świetnie gdyby były to już teksty sproofreadowane, bez względu na stopień korekty. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 12:27, 4 cze 2013 (CEST)
{{tab}}[[Julianka|Za oknem ciemno było, deszcz padał i lipy szumiały. W pokoju téż panowała ciemność]]. [[Z różnych sfer/Bańka mydlana/II|Ożymski porwał się od okna i śpiesznie zapalił lampę]].<br />
{{tab}}— [[Stach z Konar (Kraszewski 1879)/Tom III/II|Czém jest człowiek?]] [[Mój stosunek do Kościoła/Rozdział 3. Moje dotychczasowe wystąpienia przeciw Kościołowi|Chodzi nie o metrykę, nie o świadectwo policyjne, ale o to, czem jest człowiek we własnem przekonaniu; chodzi o jego istotę psychiczną, o jego indywidualność.]]<br />
{{tab}}— [[Westalka/I|Przenikliwym nazywa się ten, kto rozpoznać zdołał cząstkę istoty człowieka, zawartej w jego formie]] — [[Gasnące słońce/Część pierwsza/I|odpowiedział Zygfryd wymijająco.]]
==Alfabet abchaski==
Alfabet składa się z 43 liter: А Б В Г Ҕ Д Е Ж З Ҙ Ӡ Ӡ’ И К Қ Ҟ Л М Н О П Ҧ Р С Ҫ Т Ҭ У Ф Х Ҳ Ц Ҵ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Ы Ҩ Ь Џ Ә. W alfabecie występuje 17 dodatkowych liter: Ҕ Ҙ Ӡ Ӡ’ Қ Ҟ Ҧ Ҫ Ҭ Ҳ Ҵ Ҷ Ҽ Ҿ Ҩ Џ Ә. Rosyjskie litery Ё Й Щ Ъ Э Ю Я nie występują w alfabecie abchaskim.
==Alfabet liwski==
Alfabet składa się z 51 liter: Aa Āā Bb Cc Čč Dd Ḑḑ Ee Ēē Ff Gg Ģģ Hh Ii Īī Jj Kk Ķķ Ll Ļļ Mm Nn Ņņ Oo Ōō Ȯȯ Ȱȱ Pp Qq Rr Ŗŗ Ss Šš Zz Žž Tt Țț Uu Ūū Vv Ww Õõ Ȭȭ Ää Ǟǟ Öö Ȫȫ Üü Xx Yy Ȳȳ.
== litera ==
Ё
== 2 ==
Й
== Alfabet rusiński ==
Alfabet składa się z 36 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ё Ж З І Ї И Ы Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ю Я Ь Ъ.
== Alfabet jakucki ==
Alfabet składa się z 26 liter: А Б Г Ҕ Д И Й К Л М Н Ҥ О Ө П Р С Һ Т У Ү Х Ч Ы Ь Э. Litery В Е Ё Ж З Ф Ц Ш Щ Ъ Ю Я występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet tadżycki ==
Alfabet składa się z 35 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Ӣ Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ӯ Ф Х Ҳ Ч Ҷ Ш Ъ Э Ю Я. Litery Ц Щ Ы Ь występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet ukraiński ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ж З И І Ї Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ь Ю Я.
== Alfabet rosyjski ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet białoruski ==
Alfabet składa się z 32 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З І Й К Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet uzbecki (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 34 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ҳ Ц Ч Ш Ъ Э Ю Я.
== Alfabet mołdawski (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 31 liter: А Б В Г Д Е Ж Ӂ З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я. Wszystkie litery możemy spotkać w alfabecie rosyjskim oprócz Ӂ. Rosyjskie litery Ё Щ Ъ nie występują w cyrylicy mołdawskiej.
== Alfabet grecki ==
Alfabet składa się z 24 liter: Α Β Γ Δ Ε Ζ Η Θ Ι Κ Λ Μ Ν Ξ Ο Π Ρ Σ Τ Υ Φ Χ Ψ Ω.
==Wersja łacińska alfabetu greckiego==
A B G D E Z I Th I K L M N X O P R S T U V Ch Ps W.
==Porządek zgodnie z kolejnością liter w alfabecie łacińskim==
A B Ch D E G H I K L M N O P Ps R Rh S T Th U V W X Y Z.
== Stary alfabet ==
Alfabet składa się ze 109 liter: А Ӕ Б В Г Ғ Ҕ Ґ Д Ꙣ Ђ Ѓ Ҙ Е Є Э Ё Ӓ Ж Җ З Ӡ Ѕ И І Ї Й Ј К Қ Ҟ Ԛ Л Ꙥ Љ М Ꙧ Н Ҥ Њ Ң О Ӧ Ө Ӫ Ꙩ Ꙫ Ꙭ ꙮ Ꚙ Ҩ П Ҧ Р С Ҫ Һ Т Ҭ Ћ Ќ Ꙉ У Ӱ Ў Ү Ӣ Ф Ӯ Х Ҳ Ѡ Ц Ҵ Ꙡ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Щ Ъ Ы Џ Ә Ь Ѣ Я Ԙ Ꙗ Ѥ Ю Ꙕ Ꙓ Ԝ Ѧ Ѩ Ꙙ Ꙝ Ѫ Ѭ Ꙛ Ѯ Ѱ Ꙟ Ѳ Ѵ Ѷ Ҁ.
== Byłe republiki radzieckie ==
Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan, Tadżykistan, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Ukraina, Mołdawia, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia.
== Państwa powstałe po rozpadzie Jugosławii ==
Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, częściowo uznawane Kosowo, Serbia, Macedonia Północna.
== Języki urzędowe nieistniejącego już ZSRR ==
Rosyjski (język ogólnozwiązkowy), lokalnie: Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Tadżycki, Gruziński, Ormiański, Azerski, Ukraiński, Rumuński (Mołdawski), Białoruski, Litewski, Łotewski, Estoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącego już ZSRR ==
Słowiańskie (Rosyjski, Ukraiński, Białoruski), Turkijskie (Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Azerski), Indoirańskie (Tadżycki), Kartwelskie (Gruziński), Ormiańskie (Ormiański), Romańskie (Rumuński (Mołdawski)), Bałtyckie (Litewski, Łotewski), Ugrofińskie (Estoński)
== Języki urzędowe nieistniejącej już Jugosławii ==
Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Albański, Serbski, Węgierski, Słowacki, Rumuński, Rusiński, Macedoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącej już Jugosławii ==
Słowiańskie (Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Serbski, Słowacki, Rusiński, Macedoński), Albańskie (Albański), Ugrofińskie (Węgierski), Romańskie (Rumuński)
== Alfabet estoński ==
Alfabet składa się z 32 liter: Aa Bb Cc Dd Ee Ff Gg Hh Ii Jj Kk Ll Mm Nn Oo Pp Qq Rr Ss Šš Zz Žž Tt Uu Vv Ww Õõ Ää Öö Üü Xx Yy.
== Alfabet chantyjski ==
Alfabet składa się z 57 liter: А Ӓ Ӑ Ә Ӛ Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Қ Ӄ Л Ӆ Ԓ М Н Ң Ӈ Н’ О Ӧ Ŏ Ө Ӫ П Р С Т У Ӱ Ў Ф Х Ҳ Ӽ Ц Ч Ҷ Ш Щ Ъ Ы Ь Э Є Є̈ Ю Ю̆ Я Я̆.
== Alfabet ewe ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B D Ɖ E Ɛ F Ƒ G Ɣ H X I K L M N Ŋ O Ɔ P R S T U V Ʋ W Y Z.
== Alfabet prasłowiański ==
Alfabet składa się z 33 liter: A Ą B C Č D E Ę Ě F G H X I Ь J K L M N O P R S Š Ŝ T U Ъ V Y Z Ž.
== Języki urzędowe nieistniejącego państwa, które ja wymyśliłem ==
48 języków: angielski, chiński, malajski, tamilski, rosyjski, słowacki, słoweński, ukraiński, czeski, serbski, chorwacki, bośniacki, czarnogórski, białoruski, bułgarski, rumuński, macedoński, albański, węgierski, nowogrecki, turecki, mołdawski, rusiński, kazachski, uzbecki, turkmeński, kirgiski, tadżycki, gruziński, ormiański, azerbejdżański, litewski, łotewski, estoński, mongolski, polski, niemiecki, francuski, norweski, szwedzki, fiński, islandzki, włoski, arabski, hiszpański, portugalski, perski, baskijski.
== Jus ==
Jus to archaiczna litera cyrylicy. Mały jus (Ѧ), Mały jus jotowany (Ѩ), Mały jus zamknięty (Ꙙ), Mały jus jotowany zamknięty (Ꙝ), Wielki jus (Ѫ), Wielki jus jotowany (Ѭ), Wielki jus zamknięty (Ꙛ).
Mały jus (Ѧ) ma wartość Ę, natomiast wielki jus (Ѫ) ma wartość Ą. Mały jus jotowany (Ѩ) ma wartość dwuznaku ię lub ję, natomiast wielki jus jotowany (Ѭ) ma wartość dwuznaku ią lub ją.
== Dialekt języka polskiego ==
Język sirowlaski (Djesik syrroruski) - odmiana języka polskiego, dialekt używany w nieistniejącym państwie, które ja wymyśliłem. Alfabet składa się z 40 liter: A Á Ą B C Ć D E É Ę F G H I Í J K L Ł M N Ń O Ó P Q R S Ś T U Ú Ü Ź Ż V W X Y Z.
== Wikipedia, Wikisłownik, Wikiźródła, Wikinews, Wikipedysta, Wikisłownikarz, Wikiskryba i Wikireporter po sirowlasku ==
Wikipedia - Wikipedija, Wikisłownik - Wikisłowmeniaak, Wikiźródła - Wikiźríoedła, Wikinews - Wikispríjoté, Wikipedysta - Wikipedijiojista, Wikisłownikarz - Wikisłowmeniaakraz, Wikiskryba - Wikiskrebija, Wikireporter - Wikirijepijeoryter.
== Wczesna cyrylica ==
Alfabet składa się z 44 liter: А Б В Г Д Є Ж Ѕ З И І К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ѡ Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Ѣ Я Ѥ Ю Ѧ Ѩ Ѫ Ѭ Ѯ Ѱ Ѳ Ѵ Ҁ.
== Klasyfikacja genetyczna języka polskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki zachodniosłowiańskie
* Języki lechickie
* Język polski
== Klasyfikacja genetyczna języka staroruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
== Klasyfikacja genetyczna języka rosyjskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język rosyjski
== Klasyfikacja genetyczna języka ruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
== Klasyfikacja genetyczna języka białoruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język białoruski
== Klasyfikacja genetyczna języka ukraińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
== Klasyfikacja genetyczna języka rusińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
== Klasyfikacja genetyczna języka łemkowskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
* Język łemkowski
== Klasyfikacja genetyczna języka prasłowiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Język prasłowiański
== Klasyfikacja genetyczna języka albańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki albańskie
* Język albański
== Klasyfikacja genetyczna języka ormiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki ormiańskie
* Język ormiański
== Alfabet połabski ==
Alfabet składa się z 54 liter: A Ă Å Ą D Ď Ʒ Ʒ́ E Ė Ĕ Ę F G Ǵ H Χ Χ́ I I̯ J K Ḱ L Ľ M Ḿ N Ń O Ö Ǫ P Ṕ R Ŕ S Ś T Ť Č U Ü U̯ V Z Ź Ž B Š Ć B́ C V́.
== Nazwy języka sirowlaskiego po polsku, angielsku, niemiecku, francusku, hiszpańsku, włosku, portugalsku, w esperanto i po czesku oraz po rumuńsku i węgiersku oraz słowacku i po łacinie ==
Język sirowlaski / Truchlamon language / Truchlamische Sprache / Langue truchlemise / Idioma tréchléañol / Lingua trecciano / Lingua trúgléména / Lingvo torokkono / Truchlémeština / Limba truchlemână / Tramogyel nyelv / Trúchemstočina / Lingua truchlamona
== Alfabet słowacki ==
Alfabet składa się z 46 liter: A Á Ä B C Č D Ď Dz Dž E É F G H Ch I Í J K L Ĺ Ľ M N Ň O Ó Ô P Q R Ŕ S Š T Ť U Ú V W X Y Ý Z Ž.
== Unifon alphabet ==
A Δ Ʌ B Ȼ D E Ɨ Ԙ F G H I Ŧ J K L M N Ŋ O O̲ 𐐅 ꐎ ꐎ P R S S̸ T Ћ Һ U ⩌ U̲ V W Z Y Ƶ
== Alfabet gruziński ==
Alfabet składa się z 33 liter: ა ბ გ დ ე ვ ზ თ ი კ ლ მ ნ ო პ ჟ რ ს ტ უ ფ ქ ღ ყ შ ჩ ც ძ წ ჭ ხ ჯ ჰ. Transkrypcja na alfabet łaciński: a b c č č̗ c̗ d e f g ɣ h x i j k ḱ l m n o p ṕ q r s š t t̗ u v z ž.
== Alfabet karakałpacki ==
Alfabet składa się z 33 liter: Duże litery: A Á B D E F G Ǵ H X Í I J K Q L M N Ń O Ó P R S T U Ú V W Y Z Sh C Ch. Małe litery: a á b d e f g ǵ h x ı i j k q l m n ń o ó p r s t u ú v w y z sh c ch.
== Alfabet polski ==
Alfabet składa się z 32 liter: A Ą B C Ć D E Ę F G H I J K L Ł M N Ń O Ó P R S Ś T U W Y Z Ź Ż. Używane są także dwuznaki Ch, Cz, Dz, Dź, Dż, Rz, Sz, Ci, Ni, Si, Zi. Te dwuznaki są traktowane jako dwie litery, nie jako jedna litera. Używane są także trójznaki Drz, Dzi, a także tetragraf Szcz.
== Tekst po sirowlasku i po polsku ==
Ja jestiemonilo Maitake, a Ujytikownikorek Fynydojumojomacji Wikimedia. Ja jestiemonilo Wikipedijiojistą, Wikisłowmeniaakrazem, Wikiskrebiją, Wikirijeporyterem i tik dilej. Ja jestem Maitake, Użytkownik Fundacji Wikimedia. Ja jestem Wikipedystą, Wikisłownikarzem, Wikiskrybą, Wikireporterem i tak dalej.
== Alfabet husycki ==
Alfabet składa się z 77 liter: A Á Ä Ą Ā Ã B C Ć Č D Ď Đ Dz Dž E É Ë Ę Ē Ě F G Ģ H Ch I Í Ī J K Ķ L Ĺ Ľ Ł Ļ Lj M N Ń Ň Ņ Nj O Ó Ô Ŏ Ō Õ Ò P Q R Ŕ Ř S Ś Š T Ť U Ú Ù Û Ū Ů Ŭ V W X Y Ý Z Ź Ż Ž.
== Alfabet języka balante w Senegalu ==
Alfabet składa się z 23 liter: A B Ɓ D E F G H I J L M N Ñ Ŋ O R S T Ŧ U W Y.
== Alfabet północnosaamski ==
Alfabet składa się z 29 liter: A Á B C Č D Đ E F G H I J K L M N Ŋ O P R S Š T Ŧ U V Z Ž.
== Ŧ ==
'''Ŧ''' - 14. litera grafii dla amerykańskiego angielskiego (Unifon), 20. litera alfabetu języka balante w Senegalu, 25. litera alfabetu północnosaamskiego.
== Alfabet chorwacki ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B C Č Ć D Dž Đ E F G H I J K L Lj M N Nj O P R S Š T U V Z Ž.
== Alfabet serbski ==
Alfabet składa się z 30 liter: А Б В Г Д Ђ Е Ж З И Ј К Л Љ М Н Њ О П Р С Т Ћ У Ф Х Ц Ч Џ Ш.
== Nazwy dni tygodnia i miesięcy po sirowlasku ==
Dni tygodnia: Penedielek, Wterek, Sreda, Cweritek, Pielomatek, Sebetoja, Nediela. Miesiące: Styczeń, Lity, Merzelojec, Kweten, Mej, Czyruwiec, Lypojec, Sterpen, Wrzesiomoneń, Pezdijernik, Lystyped, Grydojen.
== Liczby od 1 do miliona po sirowlasku ==
1 - yeden, 2 - dwe, 3 - tri, 4 - cwetory, 5 - piec, 6 - sest, 7 - sedem, 8 - osem, 9 - dzewec, 10 - dzesec, 11 - yedenasce, 12 - dwenesce, 13 - trinesce, 14 - cwetoresce, 15 - pietnesce, 16 - sestnestce, 17 - sedomnosce, 18 - ostemonosce, 19 - dzewetnysce, 20 - dwedzesta, 30 - trydescy, 40 - cwetoryscy, 50 - piecdesyt, 60 - sestdesyt, 70 - sedemdesyt, 80 - osemdesyt, 90 - dzewecdesyt, 100 - sto, 200 - dwesce, 300 - trysce, 400 - cwetorysce, 500 - pietorysce, 600 - sestorysce, 700 - sedorysce, 800 - osmorysce, 900 - dzewecorysce, 1000 - tysiac, 10000 - dzesec tysiacy, 100000 - sto tysiacy, 1000000 - milon.
== Wielkie liczby po sirowlasku ==
1000 - tysiac, 1000000 - milon, 1000000000 - milard, 1000000000000 - bilon, 1000000000000000 - bilard, 10^18 - trylon, 10^21 - trylard, 10^24 - kwadrylon, 10^27 - kwadrylard, 10^30 - kwintylon, 10^33 - kwintylard, 10^36 - sekstylon, 10^39 - sekstylard, 10^42 - septylon, 10^45 - septylard, 10^48 - oktylon, 10^51 - oktylard, 10^54 - nonylon, 10^57 - nonylard, 10^60 - decylon, 10^63 - decylard, 10^66 - undecylon, 10^69 - undecylard, 10^72 - duodecylon, 10^75 - duodecylard, 10^100 - gugioleh, 10^(10^100) - gugioliecipochleks.
== Alfabet gruziński (łaciński) ==
Alfabet składa się z 33 liter:
A B C Č Č̗ C̗ D E F G Ɣ H X I J K Ḱ L M N O P Ṕ Q R S Š T T̗ U V Z Ž.
== Alfabet nieistniejącego języka ==
Alfabet składa się z 44 liter: A B Bi Ci D Di E Fi F I G Gi H J L K M Mi N Ni O Pi Ri P R Q Qi S Si Zi Z U V Vi T Ti C W Wi X Xi Y Yi Ui.
== Państwa Europy Środkowej ==
[[Plik:Flag of Poland.svg|mały|150px|Polska]]
[[Plik:Flag of Czech Republic.svg|mały|150px|Czechy]]
[[Plik:Flag of Slovakia.svg|mały|150px|Słowacja]]
[[Plik:Flag of Hungary.svg|mały|150px|Węgry]]
[[Plik:Flag of Austria.svg|mały|150px|Austria]]
[[Plik:Flag of Switzerland.svg|mały|150px|Szwajcaria]]
[[Plik:Flag of Germany.svg|mały|150px|Niemcy]]
[[Plik:Flag of Slovenia.svg|mały|150px|Słowenia]]
== Alfabet węgierski ==
Alfabet składa się z 44 liter: A Á B C Cs D Dz Dzs E É F G Gy H I Í J K L Ly M N Ny O Ó Ö Ő P Q R S Sz T Ty U Ú Ü Ű V W X Y Z Zs.
== Alfabet angielski ==
Alfabet składa się z 26 liter: A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z.
== Alfabet polski ==
Alfabet składa się z 32 liter: A Ą B C Ć D E Ę F G H I J K L Ł M N Ń O Ó P R S Ś T U W Y Z Ź Ż.
9srdxli27muzzxvddxczzo61jqi7ngw
3157006
3157002
2022-08-25T06:31:35Z
83.27.136.159
/* Alfabet polski */Nowa sekcja
wikitext
text/x-wiki
<!-- Prosimy o nieusuwanie tej linii -->{{/Nagłówek}}
==Zabawa literacka==
Chciałem Was zaprosić do wspólnej literackiej zabawy. Kiedyś czytałem, że Ken Kesey nad powieścią Jaskinie pracował ze swoimi studentami uczestniczącymi w warsztatach literackich. Studenci ciągnęli losy i przygotowywali w domu kolejne fragmenty książki. Tak powstała wydana pod psuedonimem O. U. Levon i S-ka "zbiorowa powieść". Może nam uda się coś podobnego, jakieś opowiadanie, stworzyć na podstawie naszych sproofreadowanych tekstów. Można dodać kolejne fragmenty opisów, dialogi, co Wam przyjdzie do głowy. Byłoby świetnie gdyby były to już teksty sproofreadowane, bez względu na stopień korekty. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 12:27, 4 cze 2013 (CEST)
{{tab}}[[Julianka|Za oknem ciemno było, deszcz padał i lipy szumiały. W pokoju téż panowała ciemność]]. [[Z różnych sfer/Bańka mydlana/II|Ożymski porwał się od okna i śpiesznie zapalił lampę]].<br />
{{tab}}— [[Stach z Konar (Kraszewski 1879)/Tom III/II|Czém jest człowiek?]] [[Mój stosunek do Kościoła/Rozdział 3. Moje dotychczasowe wystąpienia przeciw Kościołowi|Chodzi nie o metrykę, nie o świadectwo policyjne, ale o to, czem jest człowiek we własnem przekonaniu; chodzi o jego istotę psychiczną, o jego indywidualność.]]<br />
{{tab}}— [[Westalka/I|Przenikliwym nazywa się ten, kto rozpoznać zdołał cząstkę istoty człowieka, zawartej w jego formie]] — [[Gasnące słońce/Część pierwsza/I|odpowiedział Zygfryd wymijająco.]]
==Alfabet abchaski==
Alfabet składa się z 43 liter: А Б В Г Ҕ Д Е Ж З Ҙ Ӡ Ӡ’ И К Қ Ҟ Л М Н О П Ҧ Р С Ҫ Т Ҭ У Ф Х Ҳ Ц Ҵ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Ы Ҩ Ь Џ Ә. W alfabecie występuje 17 dodatkowych liter: Ҕ Ҙ Ӡ Ӡ’ Қ Ҟ Ҧ Ҫ Ҭ Ҳ Ҵ Ҷ Ҽ Ҿ Ҩ Џ Ә. Rosyjskie litery Ё Й Щ Ъ Э Ю Я nie występują w alfabecie abchaskim.
==Alfabet liwski==
Alfabet składa się z 51 liter: Aa Āā Bb Cc Čč Dd Ḑḑ Ee Ēē Ff Gg Ģģ Hh Ii Īī Jj Kk Ķķ Ll Ļļ Mm Nn Ņņ Oo Ōō Ȯȯ Ȱȱ Pp Qq Rr Ŗŗ Ss Šš Zz Žž Tt Țț Uu Ūū Vv Ww Õõ Ȭȭ Ää Ǟǟ Öö Ȫȫ Üü Xx Yy Ȳȳ.
== litera ==
Ё
== 2 ==
Й
== Alfabet rusiński ==
Alfabet składa się z 36 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ё Ж З І Ї И Ы Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ю Я Ь Ъ.
== Alfabet jakucki ==
Alfabet składa się z 26 liter: А Б Г Ҕ Д И Й К Л М Н Ҥ О Ө П Р С Һ Т У Ү Х Ч Ы Ь Э. Litery В Е Ё Ж З Ф Ц Ш Щ Ъ Ю Я występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet tadżycki ==
Alfabet składa się z 35 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Ӣ Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ӯ Ф Х Ҳ Ч Ҷ Ш Ъ Э Ю Я. Litery Ц Щ Ы Ь występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet ukraiński ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ж З И І Ї Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ь Ю Я.
== Alfabet rosyjski ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet białoruski ==
Alfabet składa się z 32 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З І Й К Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet uzbecki (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 34 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ҳ Ц Ч Ш Ъ Э Ю Я.
== Alfabet mołdawski (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 31 liter: А Б В Г Д Е Ж Ӂ З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я. Wszystkie litery możemy spotkać w alfabecie rosyjskim oprócz Ӂ. Rosyjskie litery Ё Щ Ъ nie występują w cyrylicy mołdawskiej.
== Alfabet grecki ==
Alfabet składa się z 24 liter: Α Β Γ Δ Ε Ζ Η Θ Ι Κ Λ Μ Ν Ξ Ο Π Ρ Σ Τ Υ Φ Χ Ψ Ω.
==Wersja łacińska alfabetu greckiego==
A B G D E Z I Th I K L M N X O P R S T U V Ch Ps W.
==Porządek zgodnie z kolejnością liter w alfabecie łacińskim==
A B Ch D E G H I K L M N O P Ps R Rh S T Th U V W X Y Z.
== Stary alfabet ==
Alfabet składa się ze 109 liter: А Ӕ Б В Г Ғ Ҕ Ґ Д Ꙣ Ђ Ѓ Ҙ Е Є Э Ё Ӓ Ж Җ З Ӡ Ѕ И І Ї Й Ј К Қ Ҟ Ԛ Л Ꙥ Љ М Ꙧ Н Ҥ Њ Ң О Ӧ Ө Ӫ Ꙩ Ꙫ Ꙭ ꙮ Ꚙ Ҩ П Ҧ Р С Ҫ Һ Т Ҭ Ћ Ќ Ꙉ У Ӱ Ў Ү Ӣ Ф Ӯ Х Ҳ Ѡ Ц Ҵ Ꙡ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Щ Ъ Ы Џ Ә Ь Ѣ Я Ԙ Ꙗ Ѥ Ю Ꙕ Ꙓ Ԝ Ѧ Ѩ Ꙙ Ꙝ Ѫ Ѭ Ꙛ Ѯ Ѱ Ꙟ Ѳ Ѵ Ѷ Ҁ.
== Byłe republiki radzieckie ==
Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan, Tadżykistan, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Ukraina, Mołdawia, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia.
== Państwa powstałe po rozpadzie Jugosławii ==
Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, częściowo uznawane Kosowo, Serbia, Macedonia Północna.
== Języki urzędowe nieistniejącego już ZSRR ==
Rosyjski (język ogólnozwiązkowy), lokalnie: Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Tadżycki, Gruziński, Ormiański, Azerski, Ukraiński, Rumuński (Mołdawski), Białoruski, Litewski, Łotewski, Estoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącego już ZSRR ==
Słowiańskie (Rosyjski, Ukraiński, Białoruski), Turkijskie (Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Azerski), Indoirańskie (Tadżycki), Kartwelskie (Gruziński), Ormiańskie (Ormiański), Romańskie (Rumuński (Mołdawski)), Bałtyckie (Litewski, Łotewski), Ugrofińskie (Estoński)
== Języki urzędowe nieistniejącej już Jugosławii ==
Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Albański, Serbski, Węgierski, Słowacki, Rumuński, Rusiński, Macedoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącej już Jugosławii ==
Słowiańskie (Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Serbski, Słowacki, Rusiński, Macedoński), Albańskie (Albański), Ugrofińskie (Węgierski), Romańskie (Rumuński)
== Alfabet estoński ==
Alfabet składa się z 32 liter: Aa Bb Cc Dd Ee Ff Gg Hh Ii Jj Kk Ll Mm Nn Oo Pp Qq Rr Ss Šš Zz Žž Tt Uu Vv Ww Õõ Ää Öö Üü Xx Yy.
== Alfabet chantyjski ==
Alfabet składa się z 57 liter: А Ӓ Ӑ Ә Ӛ Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Қ Ӄ Л Ӆ Ԓ М Н Ң Ӈ Н’ О Ӧ Ŏ Ө Ӫ П Р С Т У Ӱ Ў Ф Х Ҳ Ӽ Ц Ч Ҷ Ш Щ Ъ Ы Ь Э Є Є̈ Ю Ю̆ Я Я̆.
== Alfabet ewe ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B D Ɖ E Ɛ F Ƒ G Ɣ H X I K L M N Ŋ O Ɔ P R S T U V Ʋ W Y Z.
== Alfabet prasłowiański ==
Alfabet składa się z 33 liter: A Ą B C Č D E Ę Ě F G H X I Ь J K L M N O P R S Š Ŝ T U Ъ V Y Z Ž.
== Języki urzędowe nieistniejącego państwa, które ja wymyśliłem ==
48 języków: angielski, chiński, malajski, tamilski, rosyjski, słowacki, słoweński, ukraiński, czeski, serbski, chorwacki, bośniacki, czarnogórski, białoruski, bułgarski, rumuński, macedoński, albański, węgierski, nowogrecki, turecki, mołdawski, rusiński, kazachski, uzbecki, turkmeński, kirgiski, tadżycki, gruziński, ormiański, azerbejdżański, litewski, łotewski, estoński, mongolski, polski, niemiecki, francuski, norweski, szwedzki, fiński, islandzki, włoski, arabski, hiszpański, portugalski, perski, baskijski.
== Jus ==
Jus to archaiczna litera cyrylicy. Mały jus (Ѧ), Mały jus jotowany (Ѩ), Mały jus zamknięty (Ꙙ), Mały jus jotowany zamknięty (Ꙝ), Wielki jus (Ѫ), Wielki jus jotowany (Ѭ), Wielki jus zamknięty (Ꙛ).
Mały jus (Ѧ) ma wartość Ę, natomiast wielki jus (Ѫ) ma wartość Ą. Mały jus jotowany (Ѩ) ma wartość dwuznaku ię lub ję, natomiast wielki jus jotowany (Ѭ) ma wartość dwuznaku ią lub ją.
== Dialekt języka polskiego ==
Język sirowlaski (Djesik syrroruski) - odmiana języka polskiego, dialekt używany w nieistniejącym państwie, które ja wymyśliłem. Alfabet składa się z 40 liter: A Á Ą B C Ć D E É Ę F G H I Í J K L Ł M N Ń O Ó P Q R S Ś T U Ú Ü Ź Ż V W X Y Z.
== Wikipedia, Wikisłownik, Wikiźródła, Wikinews, Wikipedysta, Wikisłownikarz, Wikiskryba i Wikireporter po sirowlasku ==
Wikipedia - Wikipedija, Wikisłownik - Wikisłowmeniaak, Wikiźródła - Wikiźríoedła, Wikinews - Wikispríjoté, Wikipedysta - Wikipedijiojista, Wikisłownikarz - Wikisłowmeniaakraz, Wikiskryba - Wikiskrebija, Wikireporter - Wikirijepijeoryter.
== Wczesna cyrylica ==
Alfabet składa się z 44 liter: А Б В Г Д Є Ж Ѕ З И І К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ѡ Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Ѣ Я Ѥ Ю Ѧ Ѩ Ѫ Ѭ Ѯ Ѱ Ѳ Ѵ Ҁ.
== Klasyfikacja genetyczna języka polskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki zachodniosłowiańskie
* Języki lechickie
* Język polski
== Klasyfikacja genetyczna języka staroruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
== Klasyfikacja genetyczna języka rosyjskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język rosyjski
== Klasyfikacja genetyczna języka ruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
== Klasyfikacja genetyczna języka białoruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język białoruski
== Klasyfikacja genetyczna języka ukraińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
== Klasyfikacja genetyczna języka rusińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
== Klasyfikacja genetyczna języka łemkowskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
* Język łemkowski
== Klasyfikacja genetyczna języka prasłowiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Język prasłowiański
== Klasyfikacja genetyczna języka albańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki albańskie
* Język albański
== Klasyfikacja genetyczna języka ormiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki ormiańskie
* Język ormiański
== Alfabet połabski ==
Alfabet składa się z 54 liter: A Ă Å Ą D Ď Ʒ Ʒ́ E Ė Ĕ Ę F G Ǵ H Χ Χ́ I I̯ J K Ḱ L Ľ M Ḿ N Ń O Ö Ǫ P Ṕ R Ŕ S Ś T Ť Č U Ü U̯ V Z Ź Ž B Š Ć B́ C V́.
== Nazwy języka sirowlaskiego po polsku, angielsku, niemiecku, francusku, hiszpańsku, włosku, portugalsku, w esperanto i po czesku oraz po rumuńsku i węgiersku oraz słowacku i po łacinie ==
Język sirowlaski / Truchlamon language / Truchlamische Sprache / Langue truchlemise / Idioma tréchléañol / Lingua trecciano / Lingua trúgléména / Lingvo torokkono / Truchlémeština / Limba truchlemână / Tramogyel nyelv / Trúchemstočina / Lingua truchlamona
== Alfabet słowacki ==
Alfabet składa się z 46 liter: A Á Ä B C Č D Ď Dz Dž E É F G H Ch I Í J K L Ĺ Ľ M N Ň O Ó Ô P Q R Ŕ S Š T Ť U Ú V W X Y Ý Z Ž.
== Unifon alphabet ==
A Δ Ʌ B Ȼ D E Ɨ Ԙ F G H I Ŧ J K L M N Ŋ O O̲ 𐐅 ꐎ ꐎ P R S S̸ T Ћ Һ U ⩌ U̲ V W Z Y Ƶ
== Alfabet gruziński ==
Alfabet składa się z 33 liter: ა ბ გ დ ე ვ ზ თ ი კ ლ მ ნ ო პ ჟ რ ს ტ უ ფ ქ ღ ყ შ ჩ ც ძ წ ჭ ხ ჯ ჰ. Transkrypcja na alfabet łaciński: a b c č č̗ c̗ d e f g ɣ h x i j k ḱ l m n o p ṕ q r s š t t̗ u v z ž.
== Alfabet karakałpacki ==
Alfabet składa się z 33 liter: Duże litery: A Á B D E F G Ǵ H X Í I J K Q L M N Ń O Ó P R S T U Ú V W Y Z Sh C Ch. Małe litery: a á b d e f g ǵ h x ı i j k q l m n ń o ó p r s t u ú v w y z sh c ch.
== Alfabet polski ==
Alfabet składa się z 32 liter: A Ą B C Ć D E Ę F G H I J K L Ł M N Ń O Ó P R S Ś T U W Y Z Ź Ż. Używane są także dwuznaki Ch, Cz, Dz, Dź, Dż, Rz, Sz, Ci, Ni, Si, Zi. Te dwuznaki są traktowane jako dwie litery, nie jako jedna litera. Używane są także trójznaki Drz, Dzi, a także tetragraf Szcz.
== Tekst po sirowlasku i po polsku ==
Ja jestiemonilo Maitake, a Ujytikownikorek Fynydojumojomacji Wikimedia. Ja jestiemonilo Wikipedijiojistą, Wikisłowmeniaakrazem, Wikiskrebiją, Wikirijeporyterem i tik dilej. Ja jestem Maitake, Użytkownik Fundacji Wikimedia. Ja jestem Wikipedystą, Wikisłownikarzem, Wikiskrybą, Wikireporterem i tak dalej.
== Alfabet husycki ==
Alfabet składa się z 77 liter: A Á Ä Ą Ā Ã B C Ć Č D Ď Đ Dz Dž E É Ë Ę Ē Ě F G Ģ H Ch I Í Ī J K Ķ L Ĺ Ľ Ł Ļ Lj M N Ń Ň Ņ Nj O Ó Ô Ŏ Ō Õ Ò P Q R Ŕ Ř S Ś Š T Ť U Ú Ù Û Ū Ů Ŭ V W X Y Ý Z Ź Ż Ž.
== Alfabet języka balante w Senegalu ==
Alfabet składa się z 23 liter: A B Ɓ D E F G H I J L M N Ñ Ŋ O R S T Ŧ U W Y.
== Alfabet północnosaamski ==
Alfabet składa się z 29 liter: A Á B C Č D Đ E F G H I J K L M N Ŋ O P R S Š T Ŧ U V Z Ž.
== Ŧ ==
'''Ŧ''' - 14. litera grafii dla amerykańskiego angielskiego (Unifon), 20. litera alfabetu języka balante w Senegalu, 25. litera alfabetu północnosaamskiego.
== Alfabet chorwacki ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B C Č Ć D Dž Đ E F G H I J K L Lj M N Nj O P R S Š T U V Z Ž.
== Alfabet serbski ==
Alfabet składa się z 30 liter: А Б В Г Д Ђ Е Ж З И Ј К Л Љ М Н Њ О П Р С Т Ћ У Ф Х Ц Ч Џ Ш.
== Nazwy dni tygodnia i miesięcy po sirowlasku ==
Dni tygodnia: Penedielek, Wterek, Sreda, Cweritek, Pielomatek, Sebetoja, Nediela. Miesiące: Styczeń, Lity, Merzelojec, Kweten, Mej, Czyruwiec, Lypojec, Sterpen, Wrzesiomoneń, Pezdijernik, Lystyped, Grydojen.
== Liczby od 1 do miliona po sirowlasku ==
1 - yeden, 2 - dwe, 3 - tri, 4 - cwetory, 5 - piec, 6 - sest, 7 - sedem, 8 - osem, 9 - dzewec, 10 - dzesec, 11 - yedenasce, 12 - dwenesce, 13 - trinesce, 14 - cwetoresce, 15 - pietnesce, 16 - sestnestce, 17 - sedomnosce, 18 - ostemonosce, 19 - dzewetnysce, 20 - dwedzesta, 30 - trydescy, 40 - cwetoryscy, 50 - piecdesyt, 60 - sestdesyt, 70 - sedemdesyt, 80 - osemdesyt, 90 - dzewecdesyt, 100 - sto, 200 - dwesce, 300 - trysce, 400 - cwetorysce, 500 - pietorysce, 600 - sestorysce, 700 - sedorysce, 800 - osmorysce, 900 - dzewecorysce, 1000 - tysiac, 10000 - dzesec tysiacy, 100000 - sto tysiacy, 1000000 - milon.
== Wielkie liczby po sirowlasku ==
1000 - tysiac, 1000000 - milon, 1000000000 - milard, 1000000000000 - bilon, 1000000000000000 - bilard, 10^18 - trylon, 10^21 - trylard, 10^24 - kwadrylon, 10^27 - kwadrylard, 10^30 - kwintylon, 10^33 - kwintylard, 10^36 - sekstylon, 10^39 - sekstylard, 10^42 - septylon, 10^45 - septylard, 10^48 - oktylon, 10^51 - oktylard, 10^54 - nonylon, 10^57 - nonylard, 10^60 - decylon, 10^63 - decylard, 10^66 - undecylon, 10^69 - undecylard, 10^72 - duodecylon, 10^75 - duodecylard, 10^100 - gugioleh, 10^(10^100) - gugioliecipochleks.
== Alfabet gruziński (łaciński) ==
Alfabet składa się z 33 liter:
A B C Č Č̗ C̗ D E F G Ɣ H X I J K Ḱ L M N O P Ṕ Q R S Š T T̗ U V Z Ž.
== Alfabet nieistniejącego języka ==
Alfabet składa się z 44 liter: A B Bi Ci D Di E Fi F I G Gi H J L K M Mi N Ni O Pi Ri P R Q Qi S Si Zi Z U V Vi T Ti C W Wi X Xi Y Yi Ui.
== Państwa Europy Środkowej ==
[[Plik:Flag of Poland.svg|mały|150px|Polska]]
[[Plik:Flag of Czech Republic.svg|mały|150px|Czechy]]
[[Plik:Flag of Slovakia.svg|mały|150px|Słowacja]]
[[Plik:Flag of Hungary.svg|mały|150px|Węgry]]
[[Plik:Flag of Austria.svg|mały|150px|Austria]]
[[Plik:Flag of Switzerland.svg|mały|150px|Szwajcaria]]
[[Plik:Flag of Germany.svg|mały|150px|Niemcy]]
[[Plik:Flag of Slovenia.svg|mały|150px|Słowenia]]
== Alfabet węgierski ==
Alfabet składa się z 44 liter: A Á B C Cs D Dz Dzs E É F G Gy H I Í J K L Ly M N Ny O Ó Ö Ő P Q R S Sz T Ty U Ú Ü Ű V W X Y Z Zs.
== Alfabet angielski ==
Alfabet składa się z 26 liter: A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z.
== Alfabet polski ==
Alfabet składa się z 32 liter: A Ą B C Ć D E Ę F G H I J K L Ł M N Ń O Ó P R S Ś T U W Y Z Ź Ż. Używane są także dwuznaki Ch Cz Dz Dź Dż Rz Sz Ci Ni Si Zi. Te dwuznaki są traktowane jako dwie litery, nie jako jedna litera. Używane są także trójznaki Drz, Dzi, a także tetragraf Szcz. W alfabecie występują litery dodatkowe ze znakami diakrytycznymi: Ą Ć Ę Ł Ń Ó Ś Ź Ż. Znaki diakrytyczne: Ogonek występuje pod literami Ą i Ę, Kreska nad literami Ć, Ń, Ó, Ś, Ź, Kropka nad literą Ż, zaś kreska skośna na literze Ł. Alfabet nie zawiera liter Q V X, używanych tylko w zapożyczeniach.
kdisx9qzorsb70on748c6cv95669xa9
3157008
3157006
2022-08-25T06:33:26Z
83.27.136.159
Usunięto sekcję
wikitext
text/x-wiki
<!-- Prosimy o nieusuwanie tej linii -->{{/Nagłówek}}
==Zabawa literacka==
Chciałem Was zaprosić do wspólnej literackiej zabawy. Kiedyś czytałem, że Ken Kesey nad powieścią Jaskinie pracował ze swoimi studentami uczestniczącymi w warsztatach literackich. Studenci ciągnęli losy i przygotowywali w domu kolejne fragmenty książki. Tak powstała wydana pod psuedonimem O. U. Levon i S-ka "zbiorowa powieść". Może nam uda się coś podobnego, jakieś opowiadanie, stworzyć na podstawie naszych sproofreadowanych tekstów. Można dodać kolejne fragmenty opisów, dialogi, co Wam przyjdzie do głowy. Byłoby świetnie gdyby były to już teksty sproofreadowane, bez względu na stopień korekty. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 12:27, 4 cze 2013 (CEST)
{{tab}}[[Julianka|Za oknem ciemno było, deszcz padał i lipy szumiały. W pokoju téż panowała ciemność]]. [[Z różnych sfer/Bańka mydlana/II|Ożymski porwał się od okna i śpiesznie zapalił lampę]].<br />
{{tab}}— [[Stach z Konar (Kraszewski 1879)/Tom III/II|Czém jest człowiek?]] [[Mój stosunek do Kościoła/Rozdział 3. Moje dotychczasowe wystąpienia przeciw Kościołowi|Chodzi nie o metrykę, nie o świadectwo policyjne, ale o to, czem jest człowiek we własnem przekonaniu; chodzi o jego istotę psychiczną, o jego indywidualność.]]<br />
{{tab}}— [[Westalka/I|Przenikliwym nazywa się ten, kto rozpoznać zdołał cząstkę istoty człowieka, zawartej w jego formie]] — [[Gasnące słońce/Część pierwsza/I|odpowiedział Zygfryd wymijająco.]]
==Alfabet abchaski==
Alfabet składa się z 43 liter: А Б В Г Ҕ Д Е Ж З Ҙ Ӡ Ӡ’ И К Қ Ҟ Л М Н О П Ҧ Р С Ҫ Т Ҭ У Ф Х Ҳ Ц Ҵ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Ы Ҩ Ь Џ Ә. W alfabecie występuje 17 dodatkowych liter: Ҕ Ҙ Ӡ Ӡ’ Қ Ҟ Ҧ Ҫ Ҭ Ҳ Ҵ Ҷ Ҽ Ҿ Ҩ Џ Ә. Rosyjskie litery Ё Й Щ Ъ Э Ю Я nie występują w alfabecie abchaskim.
==Alfabet liwski==
Alfabet składa się z 51 liter: Aa Āā Bb Cc Čč Dd Ḑḑ Ee Ēē Ff Gg Ģģ Hh Ii Īī Jj Kk Ķķ Ll Ļļ Mm Nn Ņņ Oo Ōō Ȯȯ Ȱȱ Pp Qq Rr Ŗŗ Ss Šš Zz Žž Tt Țț Uu Ūū Vv Ww Õõ Ȭȭ Ää Ǟǟ Öö Ȫȫ Üü Xx Yy Ȳȳ.
== litera ==
Ё
== 2 ==
Й
== Alfabet rusiński ==
Alfabet składa się z 36 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ё Ж З І Ї И Ы Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ю Я Ь Ъ.
== Alfabet jakucki ==
Alfabet składa się z 26 liter: А Б Г Ҕ Д И Й К Л М Н Ҥ О Ө П Р С Һ Т У Ү Х Ч Ы Ь Э. Litery В Е Ё Ж З Ф Ц Ш Щ Ъ Ю Я występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet tadżycki ==
Alfabet składa się z 35 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Ӣ Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ӯ Ф Х Ҳ Ч Ҷ Ш Ъ Э Ю Я. Litery Ц Щ Ы Ь występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet ukraiński ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ж З И І Ї Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ь Ю Я.
== Alfabet rosyjski ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet białoruski ==
Alfabet składa się z 32 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З І Й К Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet uzbecki (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 34 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ҳ Ц Ч Ш Ъ Э Ю Я.
== Alfabet mołdawski (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 31 liter: А Б В Г Д Е Ж Ӂ З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я. Wszystkie litery możemy spotkać w alfabecie rosyjskim oprócz Ӂ. Rosyjskie litery Ё Щ Ъ nie występują w cyrylicy mołdawskiej.
== Alfabet grecki ==
Alfabet składa się z 24 liter: Α Β Γ Δ Ε Ζ Η Θ Ι Κ Λ Μ Ν Ξ Ο Π Ρ Σ Τ Υ Φ Χ Ψ Ω.
==Wersja łacińska alfabetu greckiego==
A B G D E Z I Th I K L M N X O P R S T U V Ch Ps W.
==Porządek zgodnie z kolejnością liter w alfabecie łacińskim==
A B Ch D E G H I K L M N O P Ps R Rh S T Th U V W X Y Z.
== Stary alfabet ==
Alfabet składa się ze 109 liter: А Ӕ Б В Г Ғ Ҕ Ґ Д Ꙣ Ђ Ѓ Ҙ Е Є Э Ё Ӓ Ж Җ З Ӡ Ѕ И І Ї Й Ј К Қ Ҟ Ԛ Л Ꙥ Љ М Ꙧ Н Ҥ Њ Ң О Ӧ Ө Ӫ Ꙩ Ꙫ Ꙭ ꙮ Ꚙ Ҩ П Ҧ Р С Ҫ Һ Т Ҭ Ћ Ќ Ꙉ У Ӱ Ў Ү Ӣ Ф Ӯ Х Ҳ Ѡ Ц Ҵ Ꙡ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Щ Ъ Ы Џ Ә Ь Ѣ Я Ԙ Ꙗ Ѥ Ю Ꙕ Ꙓ Ԝ Ѧ Ѩ Ꙙ Ꙝ Ѫ Ѭ Ꙛ Ѯ Ѱ Ꙟ Ѳ Ѵ Ѷ Ҁ.
== Byłe republiki radzieckie ==
Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan, Tadżykistan, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Ukraina, Mołdawia, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia.
== Państwa powstałe po rozpadzie Jugosławii ==
Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, częściowo uznawane Kosowo, Serbia, Macedonia Północna.
== Języki urzędowe nieistniejącego już ZSRR ==
Rosyjski (język ogólnozwiązkowy), lokalnie: Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Tadżycki, Gruziński, Ormiański, Azerski, Ukraiński, Rumuński (Mołdawski), Białoruski, Litewski, Łotewski, Estoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącego już ZSRR ==
Słowiańskie (Rosyjski, Ukraiński, Białoruski), Turkijskie (Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Azerski), Indoirańskie (Tadżycki), Kartwelskie (Gruziński), Ormiańskie (Ormiański), Romańskie (Rumuński (Mołdawski)), Bałtyckie (Litewski, Łotewski), Ugrofińskie (Estoński)
== Języki urzędowe nieistniejącej już Jugosławii ==
Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Albański, Serbski, Węgierski, Słowacki, Rumuński, Rusiński, Macedoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącej już Jugosławii ==
Słowiańskie (Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Serbski, Słowacki, Rusiński, Macedoński), Albańskie (Albański), Ugrofińskie (Węgierski), Romańskie (Rumuński)
== Alfabet estoński ==
Alfabet składa się z 32 liter: Aa Bb Cc Dd Ee Ff Gg Hh Ii Jj Kk Ll Mm Nn Oo Pp Qq Rr Ss Šš Zz Žž Tt Uu Vv Ww Õõ Ää Öö Üü Xx Yy.
== Alfabet chantyjski ==
Alfabet składa się z 57 liter: А Ӓ Ӑ Ә Ӛ Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Қ Ӄ Л Ӆ Ԓ М Н Ң Ӈ Н’ О Ӧ Ŏ Ө Ӫ П Р С Т У Ӱ Ў Ф Х Ҳ Ӽ Ц Ч Ҷ Ш Щ Ъ Ы Ь Э Є Є̈ Ю Ю̆ Я Я̆.
== Alfabet ewe ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B D Ɖ E Ɛ F Ƒ G Ɣ H X I K L M N Ŋ O Ɔ P R S T U V Ʋ W Y Z.
== Alfabet prasłowiański ==
Alfabet składa się z 33 liter: A Ą B C Č D E Ę Ě F G H X I Ь J K L M N O P R S Š Ŝ T U Ъ V Y Z Ž.
== Języki urzędowe nieistniejącego państwa, które ja wymyśliłem ==
48 języków: angielski, chiński, malajski, tamilski, rosyjski, słowacki, słoweński, ukraiński, czeski, serbski, chorwacki, bośniacki, czarnogórski, białoruski, bułgarski, rumuński, macedoński, albański, węgierski, nowogrecki, turecki, mołdawski, rusiński, kazachski, uzbecki, turkmeński, kirgiski, tadżycki, gruziński, ormiański, azerbejdżański, litewski, łotewski, estoński, mongolski, polski, niemiecki, francuski, norweski, szwedzki, fiński, islandzki, włoski, arabski, hiszpański, portugalski, perski, baskijski.
== Jus ==
Jus to archaiczna litera cyrylicy. Mały jus (Ѧ), Mały jus jotowany (Ѩ), Mały jus zamknięty (Ꙙ), Mały jus jotowany zamknięty (Ꙝ), Wielki jus (Ѫ), Wielki jus jotowany (Ѭ), Wielki jus zamknięty (Ꙛ).
Mały jus (Ѧ) ma wartość Ę, natomiast wielki jus (Ѫ) ma wartość Ą. Mały jus jotowany (Ѩ) ma wartość dwuznaku ię lub ję, natomiast wielki jus jotowany (Ѭ) ma wartość dwuznaku ią lub ją.
== Dialekt języka polskiego ==
Język sirowlaski (Djesik syrroruski) - odmiana języka polskiego, dialekt używany w nieistniejącym państwie, które ja wymyśliłem. Alfabet składa się z 40 liter: A Á Ą B C Ć D E É Ę F G H I Í J K L Ł M N Ń O Ó P Q R S Ś T U Ú Ü Ź Ż V W X Y Z.
== Wikipedia, Wikisłownik, Wikiźródła, Wikinews, Wikipedysta, Wikisłownikarz, Wikiskryba i Wikireporter po sirowlasku ==
Wikipedia - Wikipedija, Wikisłownik - Wikisłowmeniaak, Wikiźródła - Wikiźríoedła, Wikinews - Wikispríjoté, Wikipedysta - Wikipedijiojista, Wikisłownikarz - Wikisłowmeniaakraz, Wikiskryba - Wikiskrebija, Wikireporter - Wikirijepijeoryter.
== Wczesna cyrylica ==
Alfabet składa się z 44 liter: А Б В Г Д Є Ж Ѕ З И І К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ѡ Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Ѣ Я Ѥ Ю Ѧ Ѩ Ѫ Ѭ Ѯ Ѱ Ѳ Ѵ Ҁ.
== Klasyfikacja genetyczna języka polskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki zachodniosłowiańskie
* Języki lechickie
* Język polski
== Klasyfikacja genetyczna języka staroruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
== Klasyfikacja genetyczna języka rosyjskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język rosyjski
== Klasyfikacja genetyczna języka ruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
== Klasyfikacja genetyczna języka białoruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język białoruski
== Klasyfikacja genetyczna języka ukraińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
== Klasyfikacja genetyczna języka rusińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
== Klasyfikacja genetyczna języka łemkowskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
* Język łemkowski
== Klasyfikacja genetyczna języka prasłowiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Język prasłowiański
== Klasyfikacja genetyczna języka albańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki albańskie
* Język albański
== Klasyfikacja genetyczna języka ormiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki ormiańskie
* Język ormiański
== Alfabet połabski ==
Alfabet składa się z 54 liter: A Ă Å Ą D Ď Ʒ Ʒ́ E Ė Ĕ Ę F G Ǵ H Χ Χ́ I I̯ J K Ḱ L Ľ M Ḿ N Ń O Ö Ǫ P Ṕ R Ŕ S Ś T Ť Č U Ü U̯ V Z Ź Ž B Š Ć B́ C V́.
== Nazwy języka sirowlaskiego po polsku, angielsku, niemiecku, francusku, hiszpańsku, włosku, portugalsku, w esperanto i po czesku oraz po rumuńsku i węgiersku oraz słowacku i po łacinie ==
Język sirowlaski / Truchlamon language / Truchlamische Sprache / Langue truchlemise / Idioma tréchléañol / Lingua trecciano / Lingua trúgléména / Lingvo torokkono / Truchlémeština / Limba truchlemână / Tramogyel nyelv / Trúchemstočina / Lingua truchlamona
== Alfabet słowacki ==
Alfabet składa się z 46 liter: A Á Ä B C Č D Ď Dz Dž E É F G H Ch I Í J K L Ĺ Ľ M N Ň O Ó Ô P Q R Ŕ S Š T Ť U Ú V W X Y Ý Z Ž.
== Unifon alphabet ==
A Δ Ʌ B Ȼ D E Ɨ Ԙ F G H I Ŧ J K L M N Ŋ O O̲ 𐐅 ꐎ ꐎ P R S S̸ T Ћ Һ U ⩌ U̲ V W Z Y Ƶ
== Alfabet gruziński ==
Alfabet składa się z 33 liter: ა ბ გ დ ე ვ ზ თ ი კ ლ მ ნ ო პ ჟ რ ს ტ უ ფ ქ ღ ყ შ ჩ ც ძ წ ჭ ხ ჯ ჰ. Transkrypcja na alfabet łaciński: a b c č č̗ c̗ d e f g ɣ h x i j k ḱ l m n o p ṕ q r s š t t̗ u v z ž.
== Alfabet karakałpacki ==
Alfabet składa się z 33 liter: Duże litery: A Á B D E F G Ǵ H X Í I J K Q L M N Ń O Ó P R S T U Ú V W Y Z Sh C Ch. Małe litery: a á b d e f g ǵ h x ı i j k q l m n ń o ó p r s t u ú v w y z sh c ch.
== Tekst po sirowlasku i po polsku ==
Ja jestiemonilo Maitake, a Ujytikownikorek Fynydojumojomacji Wikimedia. Ja jestiemonilo Wikipedijiojistą, Wikisłowmeniaakrazem, Wikiskrebiją, Wikirijeporyterem i tik dilej. Ja jestem Maitake, Użytkownik Fundacji Wikimedia. Ja jestem Wikipedystą, Wikisłownikarzem, Wikiskrybą, Wikireporterem i tak dalej.
== Alfabet husycki ==
Alfabet składa się z 77 liter: A Á Ä Ą Ā Ã B C Ć Č D Ď Đ Dz Dž E É Ë Ę Ē Ě F G Ģ H Ch I Í Ī J K Ķ L Ĺ Ľ Ł Ļ Lj M N Ń Ň Ņ Nj O Ó Ô Ŏ Ō Õ Ò P Q R Ŕ Ř S Ś Š T Ť U Ú Ù Û Ū Ů Ŭ V W X Y Ý Z Ź Ż Ž.
== Alfabet języka balante w Senegalu ==
Alfabet składa się z 23 liter: A B Ɓ D E F G H I J L M N Ñ Ŋ O R S T Ŧ U W Y.
== Alfabet północnosaamski ==
Alfabet składa się z 29 liter: A Á B C Č D Đ E F G H I J K L M N Ŋ O P R S Š T Ŧ U V Z Ž.
== Ŧ ==
'''Ŧ''' - 14. litera grafii dla amerykańskiego angielskiego (Unifon), 20. litera alfabetu języka balante w Senegalu, 25. litera alfabetu północnosaamskiego.
== Alfabet chorwacki ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B C Č Ć D Dž Đ E F G H I J K L Lj M N Nj O P R S Š T U V Z Ž.
== Alfabet serbski ==
Alfabet składa się z 30 liter: А Б В Г Д Ђ Е Ж З И Ј К Л Љ М Н Њ О П Р С Т Ћ У Ф Х Ц Ч Џ Ш.
== Nazwy dni tygodnia i miesięcy po sirowlasku ==
Dni tygodnia: Penedielek, Wterek, Sreda, Cweritek, Pielomatek, Sebetoja, Nediela. Miesiące: Styczeń, Lity, Merzelojec, Kweten, Mej, Czyruwiec, Lypojec, Sterpen, Wrzesiomoneń, Pezdijernik, Lystyped, Grydojen.
== Liczby od 1 do miliona po sirowlasku ==
1 - yeden, 2 - dwe, 3 - tri, 4 - cwetory, 5 - piec, 6 - sest, 7 - sedem, 8 - osem, 9 - dzewec, 10 - dzesec, 11 - yedenasce, 12 - dwenesce, 13 - trinesce, 14 - cwetoresce, 15 - pietnesce, 16 - sestnestce, 17 - sedomnosce, 18 - ostemonosce, 19 - dzewetnysce, 20 - dwedzesta, 30 - trydescy, 40 - cwetoryscy, 50 - piecdesyt, 60 - sestdesyt, 70 - sedemdesyt, 80 - osemdesyt, 90 - dzewecdesyt, 100 - sto, 200 - dwesce, 300 - trysce, 400 - cwetorysce, 500 - pietorysce, 600 - sestorysce, 700 - sedorysce, 800 - osmorysce, 900 - dzewecorysce, 1000 - tysiac, 10000 - dzesec tysiacy, 100000 - sto tysiacy, 1000000 - milon.
== Wielkie liczby po sirowlasku ==
1000 - tysiac, 1000000 - milon, 1000000000 - milard, 1000000000000 - bilon, 1000000000000000 - bilard, 10^18 - trylon, 10^21 - trylard, 10^24 - kwadrylon, 10^27 - kwadrylard, 10^30 - kwintylon, 10^33 - kwintylard, 10^36 - sekstylon, 10^39 - sekstylard, 10^42 - septylon, 10^45 - septylard, 10^48 - oktylon, 10^51 - oktylard, 10^54 - nonylon, 10^57 - nonylard, 10^60 - decylon, 10^63 - decylard, 10^66 - undecylon, 10^69 - undecylard, 10^72 - duodecylon, 10^75 - duodecylard, 10^100 - gugioleh, 10^(10^100) - gugioliecipochleks.
== Alfabet gruziński (łaciński) ==
Alfabet składa się z 33 liter:
A B C Č Č̗ C̗ D E F G Ɣ H X I J K Ḱ L M N O P Ṕ Q R S Š T T̗ U V Z Ž.
== Alfabet nieistniejącego języka ==
Alfabet składa się z 44 liter: A B Bi Ci D Di E Fi F I G Gi H J L K M Mi N Ni O Pi Ri P R Q Qi S Si Zi Z U V Vi T Ti C W Wi X Xi Y Yi Ui.
== Państwa Europy Środkowej ==
[[Plik:Flag of Poland.svg|mały|150px|Polska]]
[[Plik:Flag of Czech Republic.svg|mały|150px|Czechy]]
[[Plik:Flag of Slovakia.svg|mały|150px|Słowacja]]
[[Plik:Flag of Hungary.svg|mały|150px|Węgry]]
[[Plik:Flag of Austria.svg|mały|150px|Austria]]
[[Plik:Flag of Switzerland.svg|mały|150px|Szwajcaria]]
[[Plik:Flag of Germany.svg|mały|150px|Niemcy]]
[[Plik:Flag of Slovenia.svg|mały|150px|Słowenia]]
== Alfabet węgierski ==
Alfabet składa się z 44 liter: A Á B C Cs D Dz Dzs E É F G Gy H I Í J K L Ly M N Ny O Ó Ö Ő P Q R S Sz T Ty U Ú Ü Ű V W X Y Z Zs.
== Alfabet angielski ==
Alfabet składa się z 26 liter: A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z.
== Alfabet polski ==
Alfabet składa się z 32 liter: A Ą B C Ć D E Ę F G H I J K L Ł M N Ń O Ó P R S Ś T U W Y Z Ź Ż. Używane są także dwuznaki Ch Cz Dz Dź Dż Rz Sz Ci Ni Si Zi. Te dwuznaki są traktowane jako dwie litery, nie jako jedna litera. Używane są także trójznaki Drz, Dzi, a także tetragraf Szcz. W alfabecie występują litery dodatkowe ze znakami diakrytycznymi: Ą Ć Ę Ł Ń Ó Ś Ź Ż. Znaki diakrytyczne: Ogonek występuje pod literami Ą i Ę, Kreska nad literami Ć, Ń, Ó, Ś, Ź, Kropka nad literą Ż, zaś kreska skośna na literze Ł. Alfabet nie zawiera liter Q V X, używanych tylko w zapożyczeniach.
j8crxdiqbizae6goffbt2gikkh9vaun
3157009
3157008
2022-08-25T06:33:51Z
83.27.136.159
Usunięto sekcję
wikitext
text/x-wiki
<!-- Prosimy o nieusuwanie tej linii -->{{/Nagłówek}}
==Zabawa literacka==
Chciałem Was zaprosić do wspólnej literackiej zabawy. Kiedyś czytałem, że Ken Kesey nad powieścią Jaskinie pracował ze swoimi studentami uczestniczącymi w warsztatach literackich. Studenci ciągnęli losy i przygotowywali w domu kolejne fragmenty książki. Tak powstała wydana pod psuedonimem O. U. Levon i S-ka "zbiorowa powieść". Może nam uda się coś podobnego, jakieś opowiadanie, stworzyć na podstawie naszych sproofreadowanych tekstów. Można dodać kolejne fragmenty opisów, dialogi, co Wam przyjdzie do głowy. Byłoby świetnie gdyby były to już teksty sproofreadowane, bez względu na stopień korekty. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 12:27, 4 cze 2013 (CEST)
{{tab}}[[Julianka|Za oknem ciemno było, deszcz padał i lipy szumiały. W pokoju téż panowała ciemność]]. [[Z różnych sfer/Bańka mydlana/II|Ożymski porwał się od okna i śpiesznie zapalił lampę]].<br />
{{tab}}— [[Stach z Konar (Kraszewski 1879)/Tom III/II|Czém jest człowiek?]] [[Mój stosunek do Kościoła/Rozdział 3. Moje dotychczasowe wystąpienia przeciw Kościołowi|Chodzi nie o metrykę, nie o świadectwo policyjne, ale o to, czem jest człowiek we własnem przekonaniu; chodzi o jego istotę psychiczną, o jego indywidualność.]]<br />
{{tab}}— [[Westalka/I|Przenikliwym nazywa się ten, kto rozpoznać zdołał cząstkę istoty człowieka, zawartej w jego formie]] — [[Gasnące słońce/Część pierwsza/I|odpowiedział Zygfryd wymijająco.]]
==Alfabet abchaski==
Alfabet składa się z 43 liter: А Б В Г Ҕ Д Е Ж З Ҙ Ӡ Ӡ’ И К Қ Ҟ Л М Н О П Ҧ Р С Ҫ Т Ҭ У Ф Х Ҳ Ц Ҵ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Ы Ҩ Ь Џ Ә. W alfabecie występuje 17 dodatkowych liter: Ҕ Ҙ Ӡ Ӡ’ Қ Ҟ Ҧ Ҫ Ҭ Ҳ Ҵ Ҷ Ҽ Ҿ Ҩ Џ Ә. Rosyjskie litery Ё Й Щ Ъ Э Ю Я nie występują w alfabecie abchaskim.
==Alfabet liwski==
Alfabet składa się z 51 liter: Aa Āā Bb Cc Čč Dd Ḑḑ Ee Ēē Ff Gg Ģģ Hh Ii Īī Jj Kk Ķķ Ll Ļļ Mm Nn Ņņ Oo Ōō Ȯȯ Ȱȱ Pp Qq Rr Ŗŗ Ss Šš Zz Žž Tt Țț Uu Ūū Vv Ww Õõ Ȭȭ Ää Ǟǟ Öö Ȫȫ Üü Xx Yy Ȳȳ.
== litera ==
Ё
== 2 ==
Й
== Alfabet rusiński ==
Alfabet składa się z 36 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ё Ж З І Ї И Ы Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ю Я Ь Ъ.
== Alfabet jakucki ==
Alfabet składa się z 26 liter: А Б Г Ҕ Д И Й К Л М Н Ҥ О Ө П Р С Һ Т У Ү Х Ч Ы Ь Э. Litery В Е Ё Ж З Ф Ц Ш Щ Ъ Ю Я występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet tadżycki ==
Alfabet składa się z 35 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Ӣ Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ӯ Ф Х Ҳ Ч Ҷ Ш Ъ Э Ю Я. Litery Ц Щ Ы Ь występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet ukraiński ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ж З И І Ї Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ь Ю Я.
== Alfabet rosyjski ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet białoruski ==
Alfabet składa się z 32 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З І Й К Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet uzbecki (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 34 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ҳ Ц Ч Ш Ъ Э Ю Я.
== Alfabet mołdawski (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 31 liter: А Б В Г Д Е Ж Ӂ З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я. Wszystkie litery możemy spotkać w alfabecie rosyjskim oprócz Ӂ. Rosyjskie litery Ё Щ Ъ nie występują w cyrylicy mołdawskiej.
== Alfabet grecki ==
Alfabet składa się z 24 liter: Α Β Γ Δ Ε Ζ Η Θ Ι Κ Λ Μ Ν Ξ Ο Π Ρ Σ Τ Υ Φ Χ Ψ Ω.
==Wersja łacińska alfabetu greckiego==
A B G D E Z I Th I K L M N X O P R S T U V Ch Ps W.
==Porządek zgodnie z kolejnością liter w alfabecie łacińskim==
A B Ch D E G H I K L M N O P Ps R Rh S T Th U V W X Y Z.
== Stary alfabet ==
Alfabet składa się ze 109 liter: А Ӕ Б В Г Ғ Ҕ Ґ Д Ꙣ Ђ Ѓ Ҙ Е Є Э Ё Ӓ Ж Җ З Ӡ Ѕ И І Ї Й Ј К Қ Ҟ Ԛ Л Ꙥ Љ М Ꙧ Н Ҥ Њ Ң О Ӧ Ө Ӫ Ꙩ Ꙫ Ꙭ ꙮ Ꚙ Ҩ П Ҧ Р С Ҫ Һ Т Ҭ Ћ Ќ Ꙉ У Ӱ Ў Ү Ӣ Ф Ӯ Х Ҳ Ѡ Ц Ҵ Ꙡ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Щ Ъ Ы Џ Ә Ь Ѣ Я Ԙ Ꙗ Ѥ Ю Ꙕ Ꙓ Ԝ Ѧ Ѩ Ꙙ Ꙝ Ѫ Ѭ Ꙛ Ѯ Ѱ Ꙟ Ѳ Ѵ Ѷ Ҁ.
== Byłe republiki radzieckie ==
Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan, Tadżykistan, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Ukraina, Mołdawia, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia.
== Państwa powstałe po rozpadzie Jugosławii ==
Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, częściowo uznawane Kosowo, Serbia, Macedonia Północna.
== Języki urzędowe nieistniejącego już ZSRR ==
Rosyjski (język ogólnozwiązkowy), lokalnie: Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Tadżycki, Gruziński, Ormiański, Azerski, Ukraiński, Rumuński (Mołdawski), Białoruski, Litewski, Łotewski, Estoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącego już ZSRR ==
Słowiańskie (Rosyjski, Ukraiński, Białoruski), Turkijskie (Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Azerski), Indoirańskie (Tadżycki), Kartwelskie (Gruziński), Ormiańskie (Ormiański), Romańskie (Rumuński (Mołdawski)), Bałtyckie (Litewski, Łotewski), Ugrofińskie (Estoński)
== Języki urzędowe nieistniejącej już Jugosławii ==
Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Albański, Serbski, Węgierski, Słowacki, Rumuński, Rusiński, Macedoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącej już Jugosławii ==
Słowiańskie (Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Serbski, Słowacki, Rusiński, Macedoński), Albańskie (Albański), Ugrofińskie (Węgierski), Romańskie (Rumuński)
== Alfabet estoński ==
Alfabet składa się z 32 liter: Aa Bb Cc Dd Ee Ff Gg Hh Ii Jj Kk Ll Mm Nn Oo Pp Qq Rr Ss Šš Zz Žž Tt Uu Vv Ww Õõ Ää Öö Üü Xx Yy.
== Alfabet chantyjski ==
Alfabet składa się z 57 liter: А Ӓ Ӑ Ә Ӛ Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Қ Ӄ Л Ӆ Ԓ М Н Ң Ӈ Н’ О Ӧ Ŏ Ө Ӫ П Р С Т У Ӱ Ў Ф Х Ҳ Ӽ Ц Ч Ҷ Ш Щ Ъ Ы Ь Э Є Є̈ Ю Ю̆ Я Я̆.
== Alfabet ewe ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B D Ɖ E Ɛ F Ƒ G Ɣ H X I K L M N Ŋ O Ɔ P R S T U V Ʋ W Y Z.
== Alfabet prasłowiański ==
Alfabet składa się z 33 liter: A Ą B C Č D E Ę Ě F G H X I Ь J K L M N O P R S Š Ŝ T U Ъ V Y Z Ž.
== Języki urzędowe nieistniejącego państwa, które ja wymyśliłem ==
48 języków: angielski, chiński, malajski, tamilski, rosyjski, słowacki, słoweński, ukraiński, czeski, serbski, chorwacki, bośniacki, czarnogórski, białoruski, bułgarski, rumuński, macedoński, albański, węgierski, nowogrecki, turecki, mołdawski, rusiński, kazachski, uzbecki, turkmeński, kirgiski, tadżycki, gruziński, ormiański, azerbejdżański, litewski, łotewski, estoński, mongolski, polski, niemiecki, francuski, norweski, szwedzki, fiński, islandzki, włoski, arabski, hiszpański, portugalski, perski, baskijski.
== Jus ==
Jus to archaiczna litera cyrylicy. Mały jus (Ѧ), Mały jus jotowany (Ѩ), Mały jus zamknięty (Ꙙ), Mały jus jotowany zamknięty (Ꙝ), Wielki jus (Ѫ), Wielki jus jotowany (Ѭ), Wielki jus zamknięty (Ꙛ).
Mały jus (Ѧ) ma wartość Ę, natomiast wielki jus (Ѫ) ma wartość Ą. Mały jus jotowany (Ѩ) ma wartość dwuznaku ię lub ję, natomiast wielki jus jotowany (Ѭ) ma wartość dwuznaku ią lub ją.
== Dialekt języka polskiego ==
Język sirowlaski (Djesik syrroruski) - odmiana języka polskiego, dialekt używany w nieistniejącym państwie, które ja wymyśliłem. Alfabet składa się z 40 liter: A Á Ą B C Ć D E É Ę F G H I Í J K L Ł M N Ń O Ó P Q R S Ś T U Ú Ü Ź Ż V W X Y Z.
== Wikipedia, Wikisłownik, Wikiźródła, Wikinews, Wikipedysta, Wikisłownikarz, Wikiskryba i Wikireporter po sirowlasku ==
Wikipedia - Wikipedija, Wikisłownik - Wikisłowmeniaak, Wikiźródła - Wikiźríoedła, Wikinews - Wikispríjoté, Wikipedysta - Wikipedijiojista, Wikisłownikarz - Wikisłowmeniaakraz, Wikiskryba - Wikiskrebija, Wikireporter - Wikirijepijeoryter.
== Wczesna cyrylica ==
Alfabet składa się z 44 liter: А Б В Г Д Є Ж Ѕ З И І К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ѡ Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Ѣ Я Ѥ Ю Ѧ Ѩ Ѫ Ѭ Ѯ Ѱ Ѳ Ѵ Ҁ.
== Klasyfikacja genetyczna języka polskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki zachodniosłowiańskie
* Języki lechickie
* Język polski
== Klasyfikacja genetyczna języka staroruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
== Klasyfikacja genetyczna języka rosyjskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język rosyjski
== Klasyfikacja genetyczna języka ruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
== Klasyfikacja genetyczna języka białoruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język białoruski
== Klasyfikacja genetyczna języka ukraińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
== Klasyfikacja genetyczna języka rusińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
== Klasyfikacja genetyczna języka łemkowskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
* Język łemkowski
== Klasyfikacja genetyczna języka prasłowiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Język prasłowiański
== Klasyfikacja genetyczna języka albańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki albańskie
* Język albański
== Klasyfikacja genetyczna języka ormiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki ormiańskie
* Język ormiański
== Alfabet połabski ==
Alfabet składa się z 54 liter: A Ă Å Ą D Ď Ʒ Ʒ́ E Ė Ĕ Ę F G Ǵ H Χ Χ́ I I̯ J K Ḱ L Ľ M Ḿ N Ń O Ö Ǫ P Ṕ R Ŕ S Ś T Ť Č U Ü U̯ V Z Ź Ž B Š Ć B́ C V́.
== Nazwy języka sirowlaskiego po polsku, angielsku, niemiecku, francusku, hiszpańsku, włosku, portugalsku, w esperanto i po czesku oraz po rumuńsku i węgiersku oraz słowacku i po łacinie ==
Język sirowlaski / Truchlamon language / Truchlamische Sprache / Langue truchlemise / Idioma tréchléañol / Lingua trecciano / Lingua trúgléména / Lingvo torokkono / Truchlémeština / Limba truchlemână / Tramogyel nyelv / Trúchemstočina / Lingua truchlamona
== Alfabet słowacki ==
Alfabet składa się z 46 liter: A Á Ä B C Č D Ď Dz Dž E É F G H Ch I Í J K L Ĺ Ľ M N Ň O Ó Ô P Q R Ŕ S Š T Ť U Ú V W X Y Ý Z Ž.
== Unifon alphabet ==
A Δ Ʌ B Ȼ D E Ɨ Ԙ F G H I Ŧ J K L M N Ŋ O O̲ 𐐅 ꐎ ꐎ P R S S̸ T Ћ Һ U ⩌ U̲ V W Z Y Ƶ
== Alfabet gruziński ==
Alfabet składa się z 33 liter: ა ბ გ დ ე ვ ზ თ ი კ ლ მ ნ ო პ ჟ რ ს ტ უ ფ ქ ღ ყ შ ჩ ც ძ წ ჭ ხ ჯ ჰ. Transkrypcja na alfabet łaciński: a b c č č̗ c̗ d e f g ɣ h x i j k ḱ l m n o p ṕ q r s š t t̗ u v z ž.
== Alfabet karakałpacki ==
Alfabet składa się z 33 liter: Duże litery: A Á B D E F G Ǵ H X Í I J K Q L M N Ń O Ó P R S T U Ú V W Y Z Sh C Ch. Małe litery: a á b d e f g ǵ h x ı i j k q l m n ń o ó p r s t u ú v w y z sh c ch.
== Tekst po sirowlasku i po polsku ==
Ja jestiemonilo Maitake, a Ujytikownikorek Fynydojumojomacji Wikimedia. Ja jestiemonilo Wikipedijiojistą, Wikisłowmeniaakrazem, Wikiskrebiją, Wikirijeporyterem i tik dilej. Ja jestem Maitake, Użytkownik Fundacji Wikimedia. Ja jestem Wikipedystą, Wikisłownikarzem, Wikiskrybą, Wikireporterem i tak dalej.
== Alfabet husycki ==
Alfabet składa się z 77 liter: A Á Ä Ą Ā Ã B C Ć Č D Ď Đ Dz Dž E É Ë Ę Ē Ě F G Ģ H Ch I Í Ī J K Ķ L Ĺ Ľ Ł Ļ Lj M N Ń Ň Ņ Nj O Ó Ô Ŏ Ō Õ Ò P Q R Ŕ Ř S Ś Š T Ť U Ú Ù Û Ū Ů Ŭ V W X Y Ý Z Ź Ż Ž.
== Alfabet języka balante w Senegalu ==
Alfabet składa się z 23 liter: A B Ɓ D E F G H I J L M N Ñ Ŋ O R S T Ŧ U W Y.
== Alfabet północnosaamski ==
Alfabet składa się z 29 liter: A Á B C Č D Đ E F G H I J K L M N Ŋ O P R S Š T Ŧ U V Z Ž.
== Ŧ ==
'''Ŧ''' - 14. litera grafii dla amerykańskiego angielskiego (Unifon), 20. litera alfabetu języka balante w Senegalu, 25. litera alfabetu północnosaamskiego.
== Alfabet chorwacki ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B C Č Ć D Dž Đ E F G H I J K L Lj M N Nj O P R S Š T U V Z Ž.
== Alfabet serbski ==
Alfabet składa się z 30 liter: А Б В Г Д Ђ Е Ж З И Ј К Л Љ М Н Њ О П Р С Т Ћ У Ф Х Ц Ч Џ Ш.
== Nazwy dni tygodnia i miesięcy po sirowlasku ==
Dni tygodnia: Penedielek, Wterek, Sreda, Cweritek, Pielomatek, Sebetoja, Nediela. Miesiące: Styczeń, Lity, Merzelojec, Kweten, Mej, Czyruwiec, Lypojec, Sterpen, Wrzesiomoneń, Pezdijernik, Lystyped, Grydojen.
== Liczby od 1 do miliona po sirowlasku ==
1 - yeden, 2 - dwe, 3 - tri, 4 - cwetory, 5 - piec, 6 - sest, 7 - sedem, 8 - osem, 9 - dzewec, 10 - dzesec, 11 - yedenasce, 12 - dwenesce, 13 - trinesce, 14 - cwetoresce, 15 - pietnesce, 16 - sestnestce, 17 - sedomnosce, 18 - ostemonosce, 19 - dzewetnysce, 20 - dwedzesta, 30 - trydescy, 40 - cwetoryscy, 50 - piecdesyt, 60 - sestdesyt, 70 - sedemdesyt, 80 - osemdesyt, 90 - dzewecdesyt, 100 - sto, 200 - dwesce, 300 - trysce, 400 - cwetorysce, 500 - pietorysce, 600 - sestorysce, 700 - sedorysce, 800 - osmorysce, 900 - dzewecorysce, 1000 - tysiac, 10000 - dzesec tysiacy, 100000 - sto tysiacy, 1000000 - milon.
== Wielkie liczby po sirowlasku ==
1000 - tysiac, 1000000 - milon, 1000000000 - milard, 1000000000000 - bilon, 1000000000000000 - bilard, 10^18 - trylon, 10^21 - trylard, 10^24 - kwadrylon, 10^27 - kwadrylard, 10^30 - kwintylon, 10^33 - kwintylard, 10^36 - sekstylon, 10^39 - sekstylard, 10^42 - septylon, 10^45 - septylard, 10^48 - oktylon, 10^51 - oktylard, 10^54 - nonylon, 10^57 - nonylard, 10^60 - decylon, 10^63 - decylard, 10^66 - undecylon, 10^69 - undecylard, 10^72 - duodecylon, 10^75 - duodecylard, 10^100 - gugioleh, 10^(10^100) - gugioliecipochleks.
== Alfabet gruziński (łaciński) ==
Alfabet składa się z 33 liter:
A B C Č Č̗ C̗ D E F G Ɣ H X I J K Ḱ L M N O P Ṕ Q R S Š T T̗ U V Z Ž.
== Alfabet nieistniejącego języka ==
Alfabet składa się z 44 liter: A B Bi Ci D Di E Fi F I G Gi H J L K M Mi N Ni O Pi Ri P R Q Qi S Si Zi Z U V Vi T Ti C W Wi X Xi Y Yi Ui.
== Państwa Europy Środkowej ==
[[Plik:Flag of Poland.svg|mały|150px|Polska]]
[[Plik:Flag of Czech Republic.svg|mały|150px|Czechy]]
[[Plik:Flag of Slovakia.svg|mały|150px|Słowacja]]
[[Plik:Flag of Hungary.svg|mały|150px|Węgry]]
[[Plik:Flag of Austria.svg|mały|150px|Austria]]
[[Plik:Flag of Switzerland.svg|mały|150px|Szwajcaria]]
[[Plik:Flag of Germany.svg|mały|150px|Niemcy]]
[[Plik:Flag of Slovenia.svg|mały|150px|Słowenia]]
== Alfabet węgierski ==
Alfabet składa się z 44 liter: A Á B C Cs D Dz Dzs E É F G Gy H I Í J K L Ly M N Ny O Ó Ö Ő P Q R S Sz T Ty U Ú Ü Ű V W X Y Z Zs.
== Alfabet angielski ==
Alfabet składa się z 26 liter: A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z.
nxa4pw3dcnn8kztlq3fjcztdsah5e4p
3157011
3157009
2022-08-25T06:34:41Z
83.27.136.159
/* Alfabet karakałpacki */Nowa sekcja
wikitext
text/x-wiki
<!-- Prosimy o nieusuwanie tej linii -->{{/Nagłówek}}
==Zabawa literacka==
Chciałem Was zaprosić do wspólnej literackiej zabawy. Kiedyś czytałem, że Ken Kesey nad powieścią Jaskinie pracował ze swoimi studentami uczestniczącymi w warsztatach literackich. Studenci ciągnęli losy i przygotowywali w domu kolejne fragmenty książki. Tak powstała wydana pod psuedonimem O. U. Levon i S-ka "zbiorowa powieść". Może nam uda się coś podobnego, jakieś opowiadanie, stworzyć na podstawie naszych sproofreadowanych tekstów. Można dodać kolejne fragmenty opisów, dialogi, co Wam przyjdzie do głowy. Byłoby świetnie gdyby były to już teksty sproofreadowane, bez względu na stopień korekty. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 12:27, 4 cze 2013 (CEST)
{{tab}}[[Julianka|Za oknem ciemno było, deszcz padał i lipy szumiały. W pokoju téż panowała ciemność]]. [[Z różnych sfer/Bańka mydlana/II|Ożymski porwał się od okna i śpiesznie zapalił lampę]].<br />
{{tab}}— [[Stach z Konar (Kraszewski 1879)/Tom III/II|Czém jest człowiek?]] [[Mój stosunek do Kościoła/Rozdział 3. Moje dotychczasowe wystąpienia przeciw Kościołowi|Chodzi nie o metrykę, nie o świadectwo policyjne, ale o to, czem jest człowiek we własnem przekonaniu; chodzi o jego istotę psychiczną, o jego indywidualność.]]<br />
{{tab}}— [[Westalka/I|Przenikliwym nazywa się ten, kto rozpoznać zdołał cząstkę istoty człowieka, zawartej w jego formie]] — [[Gasnące słońce/Część pierwsza/I|odpowiedział Zygfryd wymijająco.]]
==Alfabet abchaski==
Alfabet składa się z 43 liter: А Б В Г Ҕ Д Е Ж З Ҙ Ӡ Ӡ’ И К Қ Ҟ Л М Н О П Ҧ Р С Ҫ Т Ҭ У Ф Х Ҳ Ц Ҵ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Ы Ҩ Ь Џ Ә. W alfabecie występuje 17 dodatkowych liter: Ҕ Ҙ Ӡ Ӡ’ Қ Ҟ Ҧ Ҫ Ҭ Ҳ Ҵ Ҷ Ҽ Ҿ Ҩ Џ Ә. Rosyjskie litery Ё Й Щ Ъ Э Ю Я nie występują w alfabecie abchaskim.
==Alfabet liwski==
Alfabet składa się z 51 liter: Aa Āā Bb Cc Čč Dd Ḑḑ Ee Ēē Ff Gg Ģģ Hh Ii Īī Jj Kk Ķķ Ll Ļļ Mm Nn Ņņ Oo Ōō Ȯȯ Ȱȱ Pp Qq Rr Ŗŗ Ss Šš Zz Žž Tt Țț Uu Ūū Vv Ww Õõ Ȭȭ Ää Ǟǟ Öö Ȫȫ Üü Xx Yy Ȳȳ.
== litera ==
Ё
== 2 ==
Й
== Alfabet rusiński ==
Alfabet składa się z 36 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ё Ж З І Ї И Ы Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ю Я Ь Ъ.
== Alfabet jakucki ==
Alfabet składa się z 26 liter: А Б Г Ҕ Д И Й К Л М Н Ҥ О Ө П Р С Һ Т У Ү Х Ч Ы Ь Э. Litery В Е Ё Ж З Ф Ц Ш Щ Ъ Ю Я występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet tadżycki ==
Alfabet składa się z 35 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Ӣ Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ӯ Ф Х Ҳ Ч Ҷ Ш Ъ Э Ю Я. Litery Ц Щ Ы Ь występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet ukraiński ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ж З И І Ї Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ь Ю Я.
== Alfabet rosyjski ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet białoruski ==
Alfabet składa się z 32 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З І Й К Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet uzbecki (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 34 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ҳ Ц Ч Ш Ъ Э Ю Я.
== Alfabet mołdawski (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 31 liter: А Б В Г Д Е Ж Ӂ З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я. Wszystkie litery możemy spotkać w alfabecie rosyjskim oprócz Ӂ. Rosyjskie litery Ё Щ Ъ nie występują w cyrylicy mołdawskiej.
== Alfabet grecki ==
Alfabet składa się z 24 liter: Α Β Γ Δ Ε Ζ Η Θ Ι Κ Λ Μ Ν Ξ Ο Π Ρ Σ Τ Υ Φ Χ Ψ Ω.
==Wersja łacińska alfabetu greckiego==
A B G D E Z I Th I K L M N X O P R S T U V Ch Ps W.
==Porządek zgodnie z kolejnością liter w alfabecie łacińskim==
A B Ch D E G H I K L M N O P Ps R Rh S T Th U V W X Y Z.
== Stary alfabet ==
Alfabet składa się ze 109 liter: А Ӕ Б В Г Ғ Ҕ Ґ Д Ꙣ Ђ Ѓ Ҙ Е Є Э Ё Ӓ Ж Җ З Ӡ Ѕ И І Ї Й Ј К Қ Ҟ Ԛ Л Ꙥ Љ М Ꙧ Н Ҥ Њ Ң О Ӧ Ө Ӫ Ꙩ Ꙫ Ꙭ ꙮ Ꚙ Ҩ П Ҧ Р С Ҫ Һ Т Ҭ Ћ Ќ Ꙉ У Ӱ Ў Ү Ӣ Ф Ӯ Х Ҳ Ѡ Ц Ҵ Ꙡ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Щ Ъ Ы Џ Ә Ь Ѣ Я Ԙ Ꙗ Ѥ Ю Ꙕ Ꙓ Ԝ Ѧ Ѩ Ꙙ Ꙝ Ѫ Ѭ Ꙛ Ѯ Ѱ Ꙟ Ѳ Ѵ Ѷ Ҁ.
== Byłe republiki radzieckie ==
Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan, Tadżykistan, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Ukraina, Mołdawia, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia.
== Państwa powstałe po rozpadzie Jugosławii ==
Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, częściowo uznawane Kosowo, Serbia, Macedonia Północna.
== Języki urzędowe nieistniejącego już ZSRR ==
Rosyjski (język ogólnozwiązkowy), lokalnie: Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Tadżycki, Gruziński, Ormiański, Azerski, Ukraiński, Rumuński (Mołdawski), Białoruski, Litewski, Łotewski, Estoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącego już ZSRR ==
Słowiańskie (Rosyjski, Ukraiński, Białoruski), Turkijskie (Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Azerski), Indoirańskie (Tadżycki), Kartwelskie (Gruziński), Ormiańskie (Ormiański), Romańskie (Rumuński (Mołdawski)), Bałtyckie (Litewski, Łotewski), Ugrofińskie (Estoński)
== Języki urzędowe nieistniejącej już Jugosławii ==
Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Albański, Serbski, Węgierski, Słowacki, Rumuński, Rusiński, Macedoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącej już Jugosławii ==
Słowiańskie (Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Serbski, Słowacki, Rusiński, Macedoński), Albańskie (Albański), Ugrofińskie (Węgierski), Romańskie (Rumuński)
== Alfabet estoński ==
Alfabet składa się z 32 liter: Aa Bb Cc Dd Ee Ff Gg Hh Ii Jj Kk Ll Mm Nn Oo Pp Qq Rr Ss Šš Zz Žž Tt Uu Vv Ww Õõ Ää Öö Üü Xx Yy.
== Alfabet chantyjski ==
Alfabet składa się z 57 liter: А Ӓ Ӑ Ә Ӛ Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Қ Ӄ Л Ӆ Ԓ М Н Ң Ӈ Н’ О Ӧ Ŏ Ө Ӫ П Р С Т У Ӱ Ў Ф Х Ҳ Ӽ Ц Ч Ҷ Ш Щ Ъ Ы Ь Э Є Є̈ Ю Ю̆ Я Я̆.
== Alfabet ewe ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B D Ɖ E Ɛ F Ƒ G Ɣ H X I K L M N Ŋ O Ɔ P R S T U V Ʋ W Y Z.
== Alfabet prasłowiański ==
Alfabet składa się z 33 liter: A Ą B C Č D E Ę Ě F G H X I Ь J K L M N O P R S Š Ŝ T U Ъ V Y Z Ž.
== Języki urzędowe nieistniejącego państwa, które ja wymyśliłem ==
48 języków: angielski, chiński, malajski, tamilski, rosyjski, słowacki, słoweński, ukraiński, czeski, serbski, chorwacki, bośniacki, czarnogórski, białoruski, bułgarski, rumuński, macedoński, albański, węgierski, nowogrecki, turecki, mołdawski, rusiński, kazachski, uzbecki, turkmeński, kirgiski, tadżycki, gruziński, ormiański, azerbejdżański, litewski, łotewski, estoński, mongolski, polski, niemiecki, francuski, norweski, szwedzki, fiński, islandzki, włoski, arabski, hiszpański, portugalski, perski, baskijski.
== Jus ==
Jus to archaiczna litera cyrylicy. Mały jus (Ѧ), Mały jus jotowany (Ѩ), Mały jus zamknięty (Ꙙ), Mały jus jotowany zamknięty (Ꙝ), Wielki jus (Ѫ), Wielki jus jotowany (Ѭ), Wielki jus zamknięty (Ꙛ).
Mały jus (Ѧ) ma wartość Ę, natomiast wielki jus (Ѫ) ma wartość Ą. Mały jus jotowany (Ѩ) ma wartość dwuznaku ię lub ję, natomiast wielki jus jotowany (Ѭ) ma wartość dwuznaku ią lub ją.
== Dialekt języka polskiego ==
Język sirowlaski (Djesik syrroruski) - odmiana języka polskiego, dialekt używany w nieistniejącym państwie, które ja wymyśliłem. Alfabet składa się z 40 liter: A Á Ą B C Ć D E É Ę F G H I Í J K L Ł M N Ń O Ó P Q R S Ś T U Ú Ü Ź Ż V W X Y Z.
== Wikipedia, Wikisłownik, Wikiźródła, Wikinews, Wikipedysta, Wikisłownikarz, Wikiskryba i Wikireporter po sirowlasku ==
Wikipedia - Wikipedija, Wikisłownik - Wikisłowmeniaak, Wikiźródła - Wikiźríoedła, Wikinews - Wikispríjoté, Wikipedysta - Wikipedijiojista, Wikisłownikarz - Wikisłowmeniaakraz, Wikiskryba - Wikiskrebija, Wikireporter - Wikirijepijeoryter.
== Wczesna cyrylica ==
Alfabet składa się z 44 liter: А Б В Г Д Є Ж Ѕ З И І К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ѡ Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Ѣ Я Ѥ Ю Ѧ Ѩ Ѫ Ѭ Ѯ Ѱ Ѳ Ѵ Ҁ.
== Klasyfikacja genetyczna języka polskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki zachodniosłowiańskie
* Języki lechickie
* Język polski
== Klasyfikacja genetyczna języka staroruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
== Klasyfikacja genetyczna języka rosyjskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język rosyjski
== Klasyfikacja genetyczna języka ruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
== Klasyfikacja genetyczna języka białoruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język białoruski
== Klasyfikacja genetyczna języka ukraińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
== Klasyfikacja genetyczna języka rusińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
== Klasyfikacja genetyczna języka łemkowskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
* Język łemkowski
== Klasyfikacja genetyczna języka prasłowiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Język prasłowiański
== Klasyfikacja genetyczna języka albańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki albańskie
* Język albański
== Klasyfikacja genetyczna języka ormiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki ormiańskie
* Język ormiański
== Alfabet połabski ==
Alfabet składa się z 54 liter: A Ă Å Ą D Ď Ʒ Ʒ́ E Ė Ĕ Ę F G Ǵ H Χ Χ́ I I̯ J K Ḱ L Ľ M Ḿ N Ń O Ö Ǫ P Ṕ R Ŕ S Ś T Ť Č U Ü U̯ V Z Ź Ž B Š Ć B́ C V́.
== Nazwy języka sirowlaskiego po polsku, angielsku, niemiecku, francusku, hiszpańsku, włosku, portugalsku, w esperanto i po czesku oraz po rumuńsku i węgiersku oraz słowacku i po łacinie ==
Język sirowlaski / Truchlamon language / Truchlamische Sprache / Langue truchlemise / Idioma tréchléañol / Lingua trecciano / Lingua trúgléména / Lingvo torokkono / Truchlémeština / Limba truchlemână / Tramogyel nyelv / Trúchemstočina / Lingua truchlamona
== Alfabet słowacki ==
Alfabet składa się z 46 liter: A Á Ä B C Č D Ď Dz Dž E É F G H Ch I Í J K L Ĺ Ľ M N Ň O Ó Ô P Q R Ŕ S Š T Ť U Ú V W X Y Ý Z Ž.
== Unifon alphabet ==
A Δ Ʌ B Ȼ D E Ɨ Ԙ F G H I Ŧ J K L M N Ŋ O O̲ 𐐅 ꐎ ꐎ P R S S̸ T Ћ Һ U ⩌ U̲ V W Z Y Ƶ
== Alfabet gruziński ==
Alfabet składa się z 33 liter: ა ბ გ დ ე ვ ზ თ ი კ ლ მ ნ ო პ ჟ რ ს ტ უ ფ ქ ღ ყ შ ჩ ც ძ წ ჭ ხ ჯ ჰ. Transkrypcja na alfabet łaciński: a b c č č̗ c̗ d e f g ɣ h x i j k ḱ l m n o p ṕ q r s š t t̗ u v z ž.
== Alfabet karakałpacki ==
Alfabet składa się z 33 liter: Duże litery: A Á B D E F G Ǵ H X Í I J K Q L M N Ń O Ó P R S T U Ú V W Y Z Sh C Ch. Małe litery: a á b d e f g ǵ h x ı i j k q l m n ń o ó p r s t u ú v w y z sh c ch.
== Alfabet polski ==
Alfabet składa się z 32 liter: A Ą B C Ć D E Ę F G H I J K L Ł M N Ń O Ó P R S Ś T U W Y Z Ź Ż. Używane są także dwuznaki Ch, Cz, Dz, Dź, Dż, Rz, Sz, Ci, Ni, Si, Zi. Te dwuznaki są traktowane jako dwie litery, nie jako jedna litera. Używane są także trójznaki Drz, Dzi, a także tetragraf Szcz.
== Tekst po sirowlasku i po polsku ==
Ja jestiemonilo Maitake, a Ujytikownikorek Fynydojumojomacji Wikimedia. Ja jestiemonilo Wikipedijiojistą, Wikisłowmeniaakrazem, Wikiskrebiją, Wikirijeporyterem i tik dilej. Ja jestem Maitake, Użytkownik Fundacji Wikimedia. Ja jestem Wikipedystą, Wikisłownikarzem, Wikiskrybą, Wikireporterem i tak dalej.
== Alfabet husycki ==
Alfabet składa się z 77 liter: A Á Ä Ą Ā Ã B C Ć Č D Ď Đ Dz Dž E É Ë Ę Ē Ě F G Ģ H Ch I Í Ī J K Ķ L Ĺ Ľ Ł Ļ Lj M N Ń Ň Ņ Nj O Ó Ô Ŏ Ō Õ Ò P Q R Ŕ Ř S Ś Š T Ť U Ú Ù Û Ū Ů Ŭ V W X Y Ý Z Ź Ż Ž.
== Alfabet języka balante w Senegalu ==
Alfabet składa się z 23 liter: A B Ɓ D E F G H I J L M N Ñ Ŋ O R S T Ŧ U W Y.
== Alfabet północnosaamski ==
Alfabet składa się z 29 liter: A Á B C Č D Đ E F G H I J K L M N Ŋ O P R S Š T Ŧ U V Z Ž.
== Ŧ ==
'''Ŧ''' - 14. litera grafii dla amerykańskiego angielskiego (Unifon), 20. litera alfabetu języka balante w Senegalu, 25. litera alfabetu północnosaamskiego.
== Alfabet chorwacki ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B C Č Ć D Dž Đ E F G H I J K L Lj M N Nj O P R S Š T U V Z Ž.
== Alfabet serbski ==
Alfabet składa się z 30 liter: А Б В Г Д Ђ Е Ж З И Ј К Л Љ М Н Њ О П Р С Т Ћ У Ф Х Ц Ч Џ Ш.
== Nazwy dni tygodnia i miesięcy po sirowlasku ==
Dni tygodnia: Penedielek, Wterek, Sreda, Cweritek, Pielomatek, Sebetoja, Nediela. Miesiące: Styczeń, Lity, Merzelojec, Kweten, Mej, Czyruwiec, Lypojec, Sterpen, Wrzesiomoneń, Pezdijernik, Lystyped, Grydojen.
== Liczby od 1 do miliona po sirowlasku ==
1 - yeden, 2 - dwe, 3 - tri, 4 - cwetory, 5 - piec, 6 - sest, 7 - sedem, 8 - osem, 9 - dzewec, 10 - dzesec, 11 - yedenasce, 12 - dwenesce, 13 - trinesce, 14 - cwetoresce, 15 - pietnesce, 16 - sestnestce, 17 - sedomnosce, 18 - ostemonosce, 19 - dzewetnysce, 20 - dwedzesta, 30 - trydescy, 40 - cwetoryscy, 50 - piecdesyt, 60 - sestdesyt, 70 - sedemdesyt, 80 - osemdesyt, 90 - dzewecdesyt, 100 - sto, 200 - dwesce, 300 - trysce, 400 - cwetorysce, 500 - pietorysce, 600 - sestorysce, 700 - sedorysce, 800 - osmorysce, 900 - dzewecorysce, 1000 - tysiac, 10000 - dzesec tysiacy, 100000 - sto tysiacy, 1000000 - milon.
== Wielkie liczby po sirowlasku ==
1000 - tysiac, 1000000 - milon, 1000000000 - milard, 1000000000000 - bilon, 1000000000000000 - bilard, 10^18 - trylon, 10^21 - trylard, 10^24 - kwadrylon, 10^27 - kwadrylard, 10^30 - kwintylon, 10^33 - kwintylard, 10^36 - sekstylon, 10^39 - sekstylard, 10^42 - septylon, 10^45 - septylard, 10^48 - oktylon, 10^51 - oktylard, 10^54 - nonylon, 10^57 - nonylard, 10^60 - decylon, 10^63 - decylard, 10^66 - undecylon, 10^69 - undecylard, 10^72 - duodecylon, 10^75 - duodecylard, 10^100 - gugioleh, 10^(10^100) - gugioliecipochleks.
== Alfabet gruziński (łaciński) ==
Alfabet składa się z 33 liter:
A B C Č Č̗ C̗ D E F G Ɣ H X I J K Ḱ L M N O P Ṕ Q R S Š T T̗ U V Z Ž.
== Alfabet nieistniejącego języka ==
Alfabet składa się z 44 liter: A B Bi Ci D Di E Fi F I G Gi H J L K M Mi N Ni O Pi Ri P R Q Qi S Si Zi Z U V Vi T Ti C W Wi X Xi Y Yi Ui.
== Państwa Europy Środkowej ==
[[Plik:Flag of Poland.svg|mały|150px|Polska]]
[[Plik:Flag of Czech Republic.svg|mały|150px|Czechy]]
[[Plik:Flag of Slovakia.svg|mały|150px|Słowacja]]
[[Plik:Flag of Hungary.svg|mały|150px|Węgry]]
[[Plik:Flag of Austria.svg|mały|150px|Austria]]
[[Plik:Flag of Switzerland.svg|mały|150px|Szwajcaria]]
[[Plik:Flag of Germany.svg|mały|150px|Niemcy]]
[[Plik:Flag of Slovenia.svg|mały|150px|Słowenia]]
== Alfabet węgierski ==
Alfabet składa się z 44 liter: A Á B C Cs D Dz Dzs E É F G Gy H I Í J K L Ly M N Ny O Ó Ö Ő P Q R S Sz T Ty U Ú Ü Ű V W X Y Z Zs.
== Alfabet angielski ==
Alfabet składa się z 26 liter: A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z.
dj5s9dgcyinhkcud0pm9vetr8ekq9yv
3157012
3157011
2022-08-25T06:35:28Z
83.27.136.159
/* Alfabet polski */Poprawka
wikitext
text/x-wiki
<!-- Prosimy o nieusuwanie tej linii -->{{/Nagłówek}}
==Zabawa literacka==
Chciałem Was zaprosić do wspólnej literackiej zabawy. Kiedyś czytałem, że Ken Kesey nad powieścią Jaskinie pracował ze swoimi studentami uczestniczącymi w warsztatach literackich. Studenci ciągnęli losy i przygotowywali w domu kolejne fragmenty książki. Tak powstała wydana pod psuedonimem O. U. Levon i S-ka "zbiorowa powieść". Może nam uda się coś podobnego, jakieś opowiadanie, stworzyć na podstawie naszych sproofreadowanych tekstów. Można dodać kolejne fragmenty opisów, dialogi, co Wam przyjdzie do głowy. Byłoby świetnie gdyby były to już teksty sproofreadowane, bez względu na stopień korekty. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 12:27, 4 cze 2013 (CEST)
{{tab}}[[Julianka|Za oknem ciemno było, deszcz padał i lipy szumiały. W pokoju téż panowała ciemność]]. [[Z różnych sfer/Bańka mydlana/II|Ożymski porwał się od okna i śpiesznie zapalił lampę]].<br />
{{tab}}— [[Stach z Konar (Kraszewski 1879)/Tom III/II|Czém jest człowiek?]] [[Mój stosunek do Kościoła/Rozdział 3. Moje dotychczasowe wystąpienia przeciw Kościołowi|Chodzi nie o metrykę, nie o świadectwo policyjne, ale o to, czem jest człowiek we własnem przekonaniu; chodzi o jego istotę psychiczną, o jego indywidualność.]]<br />
{{tab}}— [[Westalka/I|Przenikliwym nazywa się ten, kto rozpoznać zdołał cząstkę istoty człowieka, zawartej w jego formie]] — [[Gasnące słońce/Część pierwsza/I|odpowiedział Zygfryd wymijająco.]]
==Alfabet abchaski==
Alfabet składa się z 43 liter: А Б В Г Ҕ Д Е Ж З Ҙ Ӡ Ӡ’ И К Қ Ҟ Л М Н О П Ҧ Р С Ҫ Т Ҭ У Ф Х Ҳ Ц Ҵ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Ы Ҩ Ь Џ Ә. W alfabecie występuje 17 dodatkowych liter: Ҕ Ҙ Ӡ Ӡ’ Қ Ҟ Ҧ Ҫ Ҭ Ҳ Ҵ Ҷ Ҽ Ҿ Ҩ Џ Ә. Rosyjskie litery Ё Й Щ Ъ Э Ю Я nie występują w alfabecie abchaskim.
==Alfabet liwski==
Alfabet składa się z 51 liter: Aa Āā Bb Cc Čč Dd Ḑḑ Ee Ēē Ff Gg Ģģ Hh Ii Īī Jj Kk Ķķ Ll Ļļ Mm Nn Ņņ Oo Ōō Ȯȯ Ȱȱ Pp Qq Rr Ŗŗ Ss Šš Zz Žž Tt Țț Uu Ūū Vv Ww Õõ Ȭȭ Ää Ǟǟ Öö Ȫȫ Üü Xx Yy Ȳȳ.
== litera ==
Ё
== 2 ==
Й
== Alfabet rusiński ==
Alfabet składa się z 36 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ё Ж З І Ї И Ы Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ю Я Ь Ъ.
== Alfabet jakucki ==
Alfabet składa się z 26 liter: А Б Г Ҕ Д И Й К Л М Н Ҥ О Ө П Р С Һ Т У Ү Х Ч Ы Ь Э. Litery В Е Ё Ж З Ф Ц Ш Щ Ъ Ю Я występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet tadżycki ==
Alfabet składa się z 35 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Ӣ Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ӯ Ф Х Ҳ Ч Ҷ Ш Ъ Э Ю Я. Litery Ц Щ Ы Ь występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet ukraiński ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ж З И І Ї Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ь Ю Я.
== Alfabet rosyjski ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet białoruski ==
Alfabet składa się z 32 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З І Й К Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet uzbecki (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 34 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ҳ Ц Ч Ш Ъ Э Ю Я.
== Alfabet mołdawski (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 31 liter: А Б В Г Д Е Ж Ӂ З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я. Wszystkie litery możemy spotkać w alfabecie rosyjskim oprócz Ӂ. Rosyjskie litery Ё Щ Ъ nie występują w cyrylicy mołdawskiej.
== Alfabet grecki ==
Alfabet składa się z 24 liter: Α Β Γ Δ Ε Ζ Η Θ Ι Κ Λ Μ Ν Ξ Ο Π Ρ Σ Τ Υ Φ Χ Ψ Ω.
==Wersja łacińska alfabetu greckiego==
A B G D E Z I Th I K L M N X O P R S T U V Ch Ps W.
==Porządek zgodnie z kolejnością liter w alfabecie łacińskim==
A B Ch D E G H I K L M N O P Ps R Rh S T Th U V W X Y Z.
== Stary alfabet ==
Alfabet składa się ze 109 liter: А Ӕ Б В Г Ғ Ҕ Ґ Д Ꙣ Ђ Ѓ Ҙ Е Є Э Ё Ӓ Ж Җ З Ӡ Ѕ И І Ї Й Ј К Қ Ҟ Ԛ Л Ꙥ Љ М Ꙧ Н Ҥ Њ Ң О Ӧ Ө Ӫ Ꙩ Ꙫ Ꙭ ꙮ Ꚙ Ҩ П Ҧ Р С Ҫ Һ Т Ҭ Ћ Ќ Ꙉ У Ӱ Ў Ү Ӣ Ф Ӯ Х Ҳ Ѡ Ц Ҵ Ꙡ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Щ Ъ Ы Џ Ә Ь Ѣ Я Ԙ Ꙗ Ѥ Ю Ꙕ Ꙓ Ԝ Ѧ Ѩ Ꙙ Ꙝ Ѫ Ѭ Ꙛ Ѯ Ѱ Ꙟ Ѳ Ѵ Ѷ Ҁ.
== Byłe republiki radzieckie ==
Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan, Tadżykistan, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Ukraina, Mołdawia, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia.
== Państwa powstałe po rozpadzie Jugosławii ==
Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, częściowo uznawane Kosowo, Serbia, Macedonia Północna.
== Języki urzędowe nieistniejącego już ZSRR ==
Rosyjski (język ogólnozwiązkowy), lokalnie: Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Tadżycki, Gruziński, Ormiański, Azerski, Ukraiński, Rumuński (Mołdawski), Białoruski, Litewski, Łotewski, Estoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącego już ZSRR ==
Słowiańskie (Rosyjski, Ukraiński, Białoruski), Turkijskie (Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Azerski), Indoirańskie (Tadżycki), Kartwelskie (Gruziński), Ormiańskie (Ormiański), Romańskie (Rumuński (Mołdawski)), Bałtyckie (Litewski, Łotewski), Ugrofińskie (Estoński)
== Języki urzędowe nieistniejącej już Jugosławii ==
Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Albański, Serbski, Węgierski, Słowacki, Rumuński, Rusiński, Macedoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącej już Jugosławii ==
Słowiańskie (Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Serbski, Słowacki, Rusiński, Macedoński), Albańskie (Albański), Ugrofińskie (Węgierski), Romańskie (Rumuński)
== Alfabet estoński ==
Alfabet składa się z 32 liter: Aa Bb Cc Dd Ee Ff Gg Hh Ii Jj Kk Ll Mm Nn Oo Pp Qq Rr Ss Šš Zz Žž Tt Uu Vv Ww Õõ Ää Öö Üü Xx Yy.
== Alfabet chantyjski ==
Alfabet składa się z 57 liter: А Ӓ Ӑ Ә Ӛ Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Қ Ӄ Л Ӆ Ԓ М Н Ң Ӈ Н’ О Ӧ Ŏ Ө Ӫ П Р С Т У Ӱ Ў Ф Х Ҳ Ӽ Ц Ч Ҷ Ш Щ Ъ Ы Ь Э Є Є̈ Ю Ю̆ Я Я̆.
== Alfabet ewe ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B D Ɖ E Ɛ F Ƒ G Ɣ H X I K L M N Ŋ O Ɔ P R S T U V Ʋ W Y Z.
== Alfabet prasłowiański ==
Alfabet składa się z 33 liter: A Ą B C Č D E Ę Ě F G H X I Ь J K L M N O P R S Š Ŝ T U Ъ V Y Z Ž.
== Języki urzędowe nieistniejącego państwa, które ja wymyśliłem ==
48 języków: angielski, chiński, malajski, tamilski, rosyjski, słowacki, słoweński, ukraiński, czeski, serbski, chorwacki, bośniacki, czarnogórski, białoruski, bułgarski, rumuński, macedoński, albański, węgierski, nowogrecki, turecki, mołdawski, rusiński, kazachski, uzbecki, turkmeński, kirgiski, tadżycki, gruziński, ormiański, azerbejdżański, litewski, łotewski, estoński, mongolski, polski, niemiecki, francuski, norweski, szwedzki, fiński, islandzki, włoski, arabski, hiszpański, portugalski, perski, baskijski.
== Jus ==
Jus to archaiczna litera cyrylicy. Mały jus (Ѧ), Mały jus jotowany (Ѩ), Mały jus zamknięty (Ꙙ), Mały jus jotowany zamknięty (Ꙝ), Wielki jus (Ѫ), Wielki jus jotowany (Ѭ), Wielki jus zamknięty (Ꙛ).
Mały jus (Ѧ) ma wartość Ę, natomiast wielki jus (Ѫ) ma wartość Ą. Mały jus jotowany (Ѩ) ma wartość dwuznaku ię lub ję, natomiast wielki jus jotowany (Ѭ) ma wartość dwuznaku ią lub ją.
== Dialekt języka polskiego ==
Język sirowlaski (Djesik syrroruski) - odmiana języka polskiego, dialekt używany w nieistniejącym państwie, które ja wymyśliłem. Alfabet składa się z 40 liter: A Á Ą B C Ć D E É Ę F G H I Í J K L Ł M N Ń O Ó P Q R S Ś T U Ú Ü Ź Ż V W X Y Z.
== Wikipedia, Wikisłownik, Wikiźródła, Wikinews, Wikipedysta, Wikisłownikarz, Wikiskryba i Wikireporter po sirowlasku ==
Wikipedia - Wikipedija, Wikisłownik - Wikisłowmeniaak, Wikiźródła - Wikiźríoedła, Wikinews - Wikispríjoté, Wikipedysta - Wikipedijiojista, Wikisłownikarz - Wikisłowmeniaakraz, Wikiskryba - Wikiskrebija, Wikireporter - Wikirijepijeoryter.
== Wczesna cyrylica ==
Alfabet składa się z 44 liter: А Б В Г Д Є Ж Ѕ З И І К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ѡ Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Ѣ Я Ѥ Ю Ѧ Ѩ Ѫ Ѭ Ѯ Ѱ Ѳ Ѵ Ҁ.
== Klasyfikacja genetyczna języka polskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki zachodniosłowiańskie
* Języki lechickie
* Język polski
== Klasyfikacja genetyczna języka staroruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
== Klasyfikacja genetyczna języka rosyjskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język rosyjski
== Klasyfikacja genetyczna języka ruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
== Klasyfikacja genetyczna języka białoruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język białoruski
== Klasyfikacja genetyczna języka ukraińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
== Klasyfikacja genetyczna języka rusińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
== Klasyfikacja genetyczna języka łemkowskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
* Język łemkowski
== Klasyfikacja genetyczna języka prasłowiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Język prasłowiański
== Klasyfikacja genetyczna języka albańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki albańskie
* Język albański
== Klasyfikacja genetyczna języka ormiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki ormiańskie
* Język ormiański
== Alfabet połabski ==
Alfabet składa się z 54 liter: A Ă Å Ą D Ď Ʒ Ʒ́ E Ė Ĕ Ę F G Ǵ H Χ Χ́ I I̯ J K Ḱ L Ľ M Ḿ N Ń O Ö Ǫ P Ṕ R Ŕ S Ś T Ť Č U Ü U̯ V Z Ź Ž B Š Ć B́ C V́.
== Nazwy języka sirowlaskiego po polsku, angielsku, niemiecku, francusku, hiszpańsku, włosku, portugalsku, w esperanto i po czesku oraz po rumuńsku i węgiersku oraz słowacku i po łacinie ==
Język sirowlaski / Truchlamon language / Truchlamische Sprache / Langue truchlemise / Idioma tréchléañol / Lingua trecciano / Lingua trúgléména / Lingvo torokkono / Truchlémeština / Limba truchlemână / Tramogyel nyelv / Trúchemstočina / Lingua truchlamona
== Alfabet słowacki ==
Alfabet składa się z 46 liter: A Á Ä B C Č D Ď Dz Dž E É F G H Ch I Í J K L Ĺ Ľ M N Ň O Ó Ô P Q R Ŕ S Š T Ť U Ú V W X Y Ý Z Ž.
== Unifon alphabet ==
A Δ Ʌ B Ȼ D E Ɨ Ԙ F G H I Ŧ J K L M N Ŋ O O̲ 𐐅 ꐎ ꐎ P R S S̸ T Ћ Һ U ⩌ U̲ V W Z Y Ƶ
== Alfabet gruziński ==
Alfabet składa się z 33 liter: ა ბ გ დ ე ვ ზ თ ი კ ლ მ ნ ო პ ჟ რ ს ტ უ ფ ქ ღ ყ შ ჩ ც ძ წ ჭ ხ ჯ ჰ. Transkrypcja na alfabet łaciński: a b c č č̗ c̗ d e f g ɣ h x i j k ḱ l m n o p ṕ q r s š t t̗ u v z ž.
== Alfabet karakałpacki ==
Alfabet składa się z 33 liter: Duże litery: A Á B D E F G Ǵ H X Í I J K Q L M N Ń O Ó P R S T U Ú V W Y Z Sh C Ch. Małe litery: a á b d e f g ǵ h x ı i j k q l m n ń o ó p r s t u ú v w y z sh c ch.
== Alfabet polski ==
Alfabet składa się z 32 liter: A Ą B C Ć D E Ę F G H I J K L Ł M N Ń O Ó P R S Ś T U W Y Z Ź Ż. Używane są także dwuznaki Ch, Cz, Dz, Dź, Dż, Rz, Sz, Ci, Ni, Si, Zi. Te dwuznaki są traktowane jako dwie litery, nie jako jedna litera. Używane są także trójznaki Drz, Dzi, a także tetragraf Szcz. W alfabecie występują litery dodatkowe ze znakami diakrytycznymi: Ą Ć Ę Ł Ń Ó Ś Ź Ż. Znaki diakrytyczne: Ogonek występuje pod literami Ą i Ę, Kreska nad literami Ć, Ń, Ó, Ś, Ź, Kropka nad literą Ż, zaś kreska skośna na literze Ł. Alfabet nie zawiera liter Q V X, używanych tylko w zapożyczeniach.
== Tekst po sirowlasku i po polsku ==
Ja jestiemonilo Maitake, a Ujytikownikorek Fynydojumojomacji Wikimedia. Ja jestiemonilo Wikipedijiojistą, Wikisłowmeniaakrazem, Wikiskrebiją, Wikirijeporyterem i tik dilej. Ja jestem Maitake, Użytkownik Fundacji Wikimedia. Ja jestem Wikipedystą, Wikisłownikarzem, Wikiskrybą, Wikireporterem i tak dalej.
== Alfabet husycki ==
Alfabet składa się z 77 liter: A Á Ä Ą Ā Ã B C Ć Č D Ď Đ Dz Dž E É Ë Ę Ē Ě F G Ģ H Ch I Í Ī J K Ķ L Ĺ Ľ Ł Ļ Lj M N Ń Ň Ņ Nj O Ó Ô Ŏ Ō Õ Ò P Q R Ŕ Ř S Ś Š T Ť U Ú Ù Û Ū Ů Ŭ V W X Y Ý Z Ź Ż Ž.
== Alfabet języka balante w Senegalu ==
Alfabet składa się z 23 liter: A B Ɓ D E F G H I J L M N Ñ Ŋ O R S T Ŧ U W Y.
== Alfabet północnosaamski ==
Alfabet składa się z 29 liter: A Á B C Č D Đ E F G H I J K L M N Ŋ O P R S Š T Ŧ U V Z Ž.
== Ŧ ==
'''Ŧ''' - 14. litera grafii dla amerykańskiego angielskiego (Unifon), 20. litera alfabetu języka balante w Senegalu, 25. litera alfabetu północnosaamskiego.
== Alfabet chorwacki ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B C Č Ć D Dž Đ E F G H I J K L Lj M N Nj O P R S Š T U V Z Ž.
== Alfabet serbski ==
Alfabet składa się z 30 liter: А Б В Г Д Ђ Е Ж З И Ј К Л Љ М Н Њ О П Р С Т Ћ У Ф Х Ц Ч Џ Ш.
== Nazwy dni tygodnia i miesięcy po sirowlasku ==
Dni tygodnia: Penedielek, Wterek, Sreda, Cweritek, Pielomatek, Sebetoja, Nediela. Miesiące: Styczeń, Lity, Merzelojec, Kweten, Mej, Czyruwiec, Lypojec, Sterpen, Wrzesiomoneń, Pezdijernik, Lystyped, Grydojen.
== Liczby od 1 do miliona po sirowlasku ==
1 - yeden, 2 - dwe, 3 - tri, 4 - cwetory, 5 - piec, 6 - sest, 7 - sedem, 8 - osem, 9 - dzewec, 10 - dzesec, 11 - yedenasce, 12 - dwenesce, 13 - trinesce, 14 - cwetoresce, 15 - pietnesce, 16 - sestnestce, 17 - sedomnosce, 18 - ostemonosce, 19 - dzewetnysce, 20 - dwedzesta, 30 - trydescy, 40 - cwetoryscy, 50 - piecdesyt, 60 - sestdesyt, 70 - sedemdesyt, 80 - osemdesyt, 90 - dzewecdesyt, 100 - sto, 200 - dwesce, 300 - trysce, 400 - cwetorysce, 500 - pietorysce, 600 - sestorysce, 700 - sedorysce, 800 - osmorysce, 900 - dzewecorysce, 1000 - tysiac, 10000 - dzesec tysiacy, 100000 - sto tysiacy, 1000000 - milon.
== Wielkie liczby po sirowlasku ==
1000 - tysiac, 1000000 - milon, 1000000000 - milard, 1000000000000 - bilon, 1000000000000000 - bilard, 10^18 - trylon, 10^21 - trylard, 10^24 - kwadrylon, 10^27 - kwadrylard, 10^30 - kwintylon, 10^33 - kwintylard, 10^36 - sekstylon, 10^39 - sekstylard, 10^42 - septylon, 10^45 - septylard, 10^48 - oktylon, 10^51 - oktylard, 10^54 - nonylon, 10^57 - nonylard, 10^60 - decylon, 10^63 - decylard, 10^66 - undecylon, 10^69 - undecylard, 10^72 - duodecylon, 10^75 - duodecylard, 10^100 - gugioleh, 10^(10^100) - gugioliecipochleks.
== Alfabet gruziński (łaciński) ==
Alfabet składa się z 33 liter:
A B C Č Č̗ C̗ D E F G Ɣ H X I J K Ḱ L M N O P Ṕ Q R S Š T T̗ U V Z Ž.
== Alfabet nieistniejącego języka ==
Alfabet składa się z 44 liter: A B Bi Ci D Di E Fi F I G Gi H J L K M Mi N Ni O Pi Ri P R Q Qi S Si Zi Z U V Vi T Ti C W Wi X Xi Y Yi Ui.
== Państwa Europy Środkowej ==
[[Plik:Flag of Poland.svg|mały|150px|Polska]]
[[Plik:Flag of Czech Republic.svg|mały|150px|Czechy]]
[[Plik:Flag of Slovakia.svg|mały|150px|Słowacja]]
[[Plik:Flag of Hungary.svg|mały|150px|Węgry]]
[[Plik:Flag of Austria.svg|mały|150px|Austria]]
[[Plik:Flag of Switzerland.svg|mały|150px|Szwajcaria]]
[[Plik:Flag of Germany.svg|mały|150px|Niemcy]]
[[Plik:Flag of Slovenia.svg|mały|150px|Słowenia]]
== Alfabet węgierski ==
Alfabet składa się z 44 liter: A Á B C Cs D Dz Dzs E É F G Gy H I Í J K L Ly M N Ny O Ó Ö Ő P Q R S Sz T Ty U Ú Ü Ű V W X Y Z Zs.
== Alfabet angielski ==
Alfabet składa się z 26 liter: A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z.
9i4jgjjmwo260u3eyxmctyfhfbg78v3
Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy
4
5728
3156748
3148281
2022-08-24T14:10:44Z
Draco flavus
2058
/* Autorzy o nieustalonej dacie śmierci */
wikitext
text/x-wiki
<div style="border:1px solid #C0C0C0;background:#f8f8ff;text-align:center;font-size: 92%;padding:.2em">
<div style="text-align: right; font-size: 90%">[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy|Autorzy, od których śmierci upłynęło już 70 lat]] - indeks alfabetyczny:
<div align="right"><hr width=30%></div>
</div>
[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#A|A]] -
[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#B|B]] -
[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#C|C]] -
<!--[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#Č|Č]] -
-->[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#Ć|Ć]] -
[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#D|D]] -
[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#E|E]] -
[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#F|F]] -
[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#G|G]] -
[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#H|H]] -
[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#I|I]] -
[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#J|J]] -
[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#K|K]] -
[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#L|L]] -
[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#Ł|Ł]] -
[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#M|M]] -
[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#N|N]] -
[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#O|O]] -
[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#P|P]] -
[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#Q|Q]] -
[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#R|R]] -
[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#S|S]] -
<!--[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#Š|Š]] -
-->[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#Ś|Ś]] -
[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#T|T]] -
[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#U|U]] -
[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#V|V]] -
[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#W|W]] -
[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#X|X]] -
[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#Y|Y]] -
[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#Z|Z]] -
<!--[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#Ž|Ž]] -
-->[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#Ź|Ź]] -
[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#Ż|Ż]]
<div align="right"><hr width=30%></div>
<div style="text-align: right; font-size: 90%">'''[[Wikiźródła:Do zrobienia/autorzy#Autorzy, od których śmierci nie upłynęło jeszcze 70 lat|Autorzy, od których śmierci nie upłynęło jeszcze 70 lat]]'''
</div></div>
{{Skrót|WS:DSA}}
__NOTOC__
== Autorzy, od których śmierci upłynęło już 70 lat ==
{|width="100%"
|style="text-align:left; vertical-align:top;"|
=== A ===
* [[Autor:Antoni Abraham|Antoni Abraham]] [[w:Antoni Abraham|w]] (1869 - 1923)
* [[Autor:Aleksander Augezdecky|Aleksander Augezdecky]] [[w:Aleksander Augezdecky|w]] (pocz. XVIw. - 1577)
* [[Autor:Teodor Axentowicz|Teodor Axentowicz]] [[w:Teodor Axentowicz|w]] (1859 - 1938)
=== B ===
* [[Autor:Tomasz Baczyński|Tomasz Baczyński]] [[w:Tomasz Baczyński|w]] (1690 - 1756)
* [[Autor:Maksim Bahdanowicz|Maksim Bahdanowicz]] [[w:Maksim Bahdanowicz|w]] (1891 - 1917)
* [[Autor:Stefan Balicki|Stefan Balicki]] [[w:Stefan Balicki|w]] (1899 - 1943)
* [[Autor:Jerzy Samuel Bandtikie|Jerzy Samuel Bandtikie]] [[w:Jerzy Samuel Bandtikie|w]] (1768 - 1835)
* [[Autor:Károly Bányai|Károly Bányai]] [[w:Károly Bányai|w]] (1877 - 1919)
* [[Autor:Łazarz Baranowicz|Łazarz Baranowicz]] [[w:Łazarz Baranowicz|w]] (1595 - 1693)
* [[Autor:Jan Barczewski|Jan Barczewski]] [[w:Jan Barczewski|w]] (1790 - 1851)
* [[Autor:Stefan Barczewski|Stefan Barczewski]] [[w:Stefan Barczewski|w]] (1937 - 1862)
* [[Autor:Zygmunt Bartkiewicz|Zygmunt Bartkiewicz]] [[w:Zygmunt Bartkiewicz|w]] (1867 - 1944)
* [[Autor:Adam Dominik Bartoszewicz|Adam Dominik Bartoszewicz]] [[w:Adam Dominik Bartoszewicz|w]] (1838 - 1886)
* [[Autor:Joachim Stefan Bartoszewicz|Joachim Stefan Bartoszewicz]] [[w:Joachim Stefan Bartoszewicz|w]] (1867 - 1938)
* [[Autor:Jan Baudouin|Jan Baudouin]] [[w:Jan Baudouin|w]] (1735 - 1822)
* [[Autor:Seweryn Bączalski|Seweryn Bączalski]] [[w:Seweryn Bączalski|w]] (zm. 1631)
* [[Autor:Attilio Begey|Attilio Begey]] [[w:Attilio Begey|w]] (1843 - 1928)
* [[Autor:Nikołaj Wasilewicz Berg|Nikołaj Wasilewicz Berg]] [[w:Nikołaj Wasilewicz Berg|w]] (1823 - 1884)
* [[Autor:Władysław Berkan|Władysław Berkan]] [[w:Władysław Berkan|w]] (? - 1941)
* [[Autor:Aleksandr Bestużew|Aleksandr Bestużew]] [[w:Aleksandr Bestużew|w]] (1797 - 1837)
* [[Autor:Bronisław Białobłocki|Bronisław Białobłocki]] [[w:Bronisław Białobłocki|w]] (1861 - 1888)
* [[Autor:Jan Białobocki|Jan Białobocki]] [[w:Jan Białobocki|w]] (ur. ok. 1600 zm. po 1661)
* [[Autor:Marcin Białobocki|Marcin Białobocki]] [[w:Marcin Białobocki|w]] (1530 - 1586)
* [[Autor:Kunegunda Białopiotrowiczowa|Kunegunda Białopiotrowiczowa]] [[w:Kunegunda Białopiotrowiczowa|w]] (1793 - 1883)
* [[Autor:Franciszek Biegiesz|Franciszek Biegiesz]] [[w:Franciszek Biegiesz|w]] (1862 - 1938)
* [[Autor:Tomasz Bielawski|Tomasz Bielawski]] [[w:Tomasz Bielawski|w]] (2 poł. XVIw.)
* [[Autor:Jan Bielski|Jan Bielski]] [[w:Jan Bielski|w]] (1714 - 1768)
* [[Autor:Andriej Christoforowicz Biełobocki|Andriej Christoforowicz Biełobocki]] [[w:Andriej Christoforowicz Biełobocki|w]] (1650 - zm. po 1700)
* [[Autor:Stanisław Józef Bieżanowski|Stanisław Józef Bieżanowski]] [[w:Stanisław Józef Bieżanowski|w]] (1628 - 1693)
* [[Autor:Antoni Zygmunt Biliński|Antoni Zygmunt Biliński]] [[w:Antoni Zygmunt Biliński|w]] (1869 - 1938)
* [[Autor:Teodor Billewicz|Teodor Billewicz]] [[w:Teodor Billewicz|w]] (2 poł. XVII w.)
* [[Autor:Kazimierz Bisztyga|Kazimierz Bisztyga]] [[w:Kazimierz Bisztyga|w]] (1869 - 1938)
* [[Autor:Henryk Jan Bloch|Henryk Jan Bloch]] [[w:Henryk Jan Bloch|w]] (1866 - 1938)
* [[Autor:Michał Błażewski|Michał Błażewski]] [[w:Michał Błażewski|w]] (zm. ok. 1628)
* [[Autor:Jerzy Bocek|Jerzy Bocek]] [[w:Jerzy Bocek|w]] (1621 - 1690)
* [[Autor:Jan Chrystian Bockshammer|Jan Chrystian Bockshammer]] [[w:Jan Chrystian Bockshammer|w]] (1733 - 1804)
* [[Autor:Jakub Boczyłowic|Jakub Boczyłowic]] [[w:Jakub Boczyłowic|w]] (zm. 1697-99)
* [[Autor:Józef Ignacy Boelcke|Józef Ignacy Boelcke]] [[w:Józef Ignacy Boelcke|w]] (zm. 1786)
* [[Autor:Ioan Bogdan|Ioan Bogdan]] [[w:Ioan Bogdan|w]] (1864 - 1918)
* [[Autor:Antoni Bogdański|Antoni Bogdański]] [[w:Antoni Bogdański|w]] (1891 - 1938)
* [[Autor:Józef Symeon Bogucki|Józef Symeon Bogucki]] [[w:Józef Symeon Bogucki|w]] (1816 - 1855)
* [[Autor:Stanisław Bogusławski|Stanisław Bogusławski]] [[w:Stanisław Bogusławski|w]] (1804 - 1870)
* [[Autor:Jan Bojanowski|Jan Bojanowski]] [[w:Jan Bojanowski|w]] (koniec XVI i początek XVII w.)
* [[Autor:Wacław Bojarski|Wacław Bojarski]] [[w:Wacław Bojarski|w]] (1921 - 1943)
* [[Autor:Jakub Bojko|Jakub Bojko]] [[w:Jakub Bojko|w]] (1857 - 1943)
* [[Autor:Bolesławiusz|Bolesławiusz]] [[w:Bolesławiusz|w]] (ur. pierwsza ćwierć XVII - zm. 1689)
* [[Autor:Aleksandra Borkowska|Aleksandra Borkowska]] [[w:Aleksandra Borkowska|w]] (1828 - 1898)
* [[Autor:Aleksander Borkowski|Aleksander Borkowski]] [[w:Aleksander Borkowski|w]] (1811 - 1896)
* [[Autor:Józef Borkowski|Józef Borkowski]] [[w:Józef Borkowski|w]] (1809 - 1843)
* [[Autor:Leon Borkowski|Leon Borkowski]] [[w:Leon Borkowski|w]] (1784 - 1846)]
* [[Autor:Aleksander Borucki|Aleksander Borucki]] [[w:Aleksander Borucki|w]] (2 poł. XIX)
* [[Autor:Marcin Borzymowski|Marcin Borzymowski]] [[w:Marcin Borzymowski|w]] (1630 - ????)
* [[Autor:John Bowring|John Bowring]] [[w:John Bowring|w]] (1792 - 1872)
* [[Autor:Daniel Bratkowski|Daniel Bratkowski]] [[w:Daniel Bratkowski|w]] (zm. 1702)
* [[Autor:Michał Brensztejn|Michał Brensztejn]] [[w:Michał Brensztejn|w]] (1874 - 1938)
* [[Autor:Andrzej Brodziński|Andrzej Brodziński]] [[w:Andrzej Brodziński|w]] (1786 - 1812)
* [[Autor:Marcin Broniewski|Marcin Broniewski]] [[w:Marcin Broniewski|w]] (zm. 1593)
* [[Autor:Aleksander Bronikowski|Aleksander Bronikowski]] [[w:Aleksander Bronikowski|w]] (1787 - 1834)
* [[Autor:Walerij Briusow|Walerij Briusow]] [[w:Walerij Briusow|w]] (1873 - 1924)
* [[Autor:Julian Brun|Julian Brun]] [[w:Julian Brun|w]] (1886 - 1942)
* [[Autor:Józef Brykczyński|Józef Brykczyński]] [[w:Józef Brykczyński|w]] (1797 - 1823)
* [[Autor:Wojciech Brzega|Wojciech Brzega]] [[w:Wojciech Brzega|w]] (1872 - 1941)
* [[Autor:Hipolit Brzeziński|Hipolit Brzeziński]] [[w:Hipolit Brzeziński|w]] (18.. - 1938)
* [[Autor:Wincenty Brzozowski|Wincenty Brzozowski]] [[w:Wincenty Brzozowski|w]] (1877 - 1941)
* [[Autor:Eugeniusz Brzuska|Eugeniusz Brzuska]] [[w:Eugeniusz Brzuska|w]] (1885 - 1938)
* [[Autor:Ioan Budai-Deleanu|Ioan Budai-Deleanu]] [[w:Ioan Budai-Deleanu|w]] (1760 - 1820)
* [[Autor:Bieniasz Budny|Bieniasz Budny]] [[w:Bieniasz Budny|w]] (zm. po 1629)
* [[Autor:Szymon Budny|Szymon Budny]] [[w:Szymon Budny|w]] (1530 - 1593)
* [[Autor:Alojzy Budzisz|Alojzy Budzisz]] [[w:Alojzy Budzisz|w]] (1874 - 1934)
* [[Autor:Wincenty Budzyński|Wincenty Budzyński]] [[w:Wincenty Budzyński|w]] (1815 - 1866)
* [[Autor:Kazimierz Bujnicki|Kazimierz Bujnicki]] [[w:Kazimierz Bujnicki|w]] (1788 - 1878)
* [[Autor:Teodor Bujnicki|Teodor Bujnicki]] [[w:Teodor Bujnicki|w]] (1907 - 1944)
* [[Autor:Seweryn Bukar|Seweryn Bukar]] [[w:Seweryn Bukar|w]] (1773 - 1853)
* [[Autor:Adam Burski|Adam Burski]] [[w:Adam Burski|w]] (1560 - 1611)
* [[Autor:Józef Buszczyński|Józef Buszczyński]] [[w:Józef Buszczyński|w]] (1823 - 1887)
* [[Autor:Ignacy Bykowski|Ignacy Bykowski]] [[w:Ignacy Bykowski|w]] (1750 - 1817)
* [[Autor:Piotr Bykowski|Piotr Bykowski]] [[w:Piotr Bykowski|w]] (1823 - 1889)
* [[Autor:Jan Bystroń|Jan Bystroń]] [[w:Jan Bystroń|w]] (1860 - 1902)
* [[Autor:Wojciech Bystrzonowski|Wojciech Bystrzonowski]] [[w:Wojciech Bystrzonowski|w]] (1699 - 1773)
=== C ===
* [[Autor:Jan Cedrowski|Jan Cedrowski]] [[w:Jan Cedrowski|w]] (1617 - 1688)
* [[Autor:Adam Celiński|Adam Celiński]] [[w:Adam Celiński|w]] (1809 - 1837)
* [[Autor:Konrad Celtis|Konrad Celtis]] [[w:Konrad Celtis|w]] (1450 - 1508)
* [[Autor:Franciszek Cezary|Franciszek Cezary]] [[w:Franciszek Cezary|w]] (1583 - 1651)
* [[Autor:Henryk Chełchowski|Henryk Chełchowski]] [[w:Henryk Chełchowski|w]] (ur. pocz. XVII w. - zm. 1665)
* [[Autor:Stanisław Chełchowski|Stanisław Chełchowski]] [[w:Stanisław Chełchowski|w]] (1866 - 1907)
* [[Autor:Stefania Chłędowska|Stefania Chłędowska]] [[w:Stefania Chłędowska|w]] (1850 - 1884)
* [[Autor:Adam Tomasz Chłędowski|Adam Tomasz Chłędowski]] [[w:Adam Tomasz Chłędowski|w]] (1790 - 1855)
* [[Autor:Walenty Chłędowski|Walenty Chłędowski]] [[w:Walenty Chłędowski|w]] (1797 - 1846)
* [[Autor:Zorian Chodakowski|Zorian Chodakowski]] [[w:Zorian Chodakowski|w]] (1784 - 1825)
* [[Autor:Władysław Chodasiewicz|Władysław Chodasiewicz]] [[w:Władysław Chodasiewicz|w]] (1886 - 14.06.1939)
* [[Autor:Jan Kanty Chodani|Jan Kanty Chodani]] [[w:Jan Kanty Chodani|w]] (1769 - 1823)
* [[Autor:Aleksander Chodkiewicz|Aleksander Chodkiewicz]] [[w:Aleksander Chodkiewicz|w]] (1776 - 1838)
* [[Autor:Władysław Chodźkiewicz|Władysław Chodźkiewicz]] [[w:Władysław Chodźkiewicz|w]] (1820 - 1898)
* [[Autor:Jan Chodźko|Jan Chodźko]] [[w:Jan Chodźko|w]] (1777 - 1851)
* [[Autor:Leonard Chodźko|Leonard Chodźko]] [[w:Leonard Chodźko|w]] (1800 - 1871)
* [[Autor:Karol Chojecki|Karol Chojecki]] [[w:Karol Chojecki|w]] (1740 - 1791)
* [[Autor:Stanisław Chołoniewski|Stanisław Chołoniewski]] [[w:Stanisław Chołoniewski|w]] (1791 - 1846)
* [[Autor:Ferdynand Chotomski|Ferdynand Chotomski]] [[w:Ferdynand Chotomski|w]] (1797 - 1880)
* [[Autor:Piotr Choynowski|Piotr Choynowski]] [[w:Piotr Choynowski|w]] (1885 - 1935)
* [[Autor:Joachim Chreptowicz|Joachim Litawor Chreptowicz]] [[w:Joachim Litawor Chreptowicz|w]] (1729 - 1812)
* [[Autor:Kazimierz Chromiński|Kazimierz Chromiński]] [[w:Kazimierz Chromiński|w]] (1759 - 1816)
* [[Autor:Wojciech Chrościński|Wojciech Chrościński]] [[w:Wojciech Chrościński|w]] (1665 - 1722)
* [[Autor:Bernard Chrzanowski|Bernard Chrzanowski]] [[w:Bernard Chrzanowski|w]] (1861 - 1944)
* [[Autor:Antoni Chrząszczewski|Antoni Chrząszczewski]] [[w:Antoni Chrząszczewski|w]] (1770 - 1851)
* [[Autor:Sebastiano Ciampi|Sebastiano Ciampi]] [[w:Sebastiano Ciampi|w]] (1769 - 1847)
* [[Autor:Wacław Ciechowski|Wacław Ciechowski]] [[w:Wacław Ciechowski|w]] (1867 - 1938)
* [[Autor:Piotr Ciekliński|Piotr Ciekliński]] [[w:Piotr Ciekliński|w]] (1558 - 1604)
* [[Autor:Józef Ciembroniewicz|Józef Ciembroniewicz]] [[w:Józef Ciembroniewicz|w]] (1877 - 1929)
* [[Autor:August Cieszkowski|August Cieszkowski]] [[w:August Cieszkowski|w]] (1814 - 1894)
* [[Autor:Ludwik Cieszkowski|Ludwik Cieszkowski]] [[w:Ludwik Cieszkowski|w]] (1750 - 1810)
* [[Autor:Erazm Ciołek|Erazm Ciołek]] [[w:Erazm Ciołek|w]] (1474 - 1522)
* [[Autor:Jan Cochlovius|Jan Cochlovius]] [[w:Jan Cochlovius|w]] (1670 - 1734)
* [[Autor:Miron Costin|Miron Costin]] [[w:Miron Costin|w]] (1633 - 1691)
* [[Autor:Jan Crell|Jan Crell]] [[w:Jan Crell|w]] (1590 - 1633)
* [[Autor:Wojciech Cybulski|Wojciech Cybulski]] [[w:Wojciech Cybulski|w]] (1808 - 1867)
* [[Autor:Michał Czacki|Michał Czacki]] [[w:Michał Czacki|w]] (1753/55 - 1828)
* [[Autor:Tadeusz Czacki|Tadeusz Czacki]] [[w:Tadeusz Czacki|w]] (1765 - 1813)
* [[Autor:Władysław Czaplicki|Władysław Czaplicki]] [[w:Władysław Czaplicki|w]] (1828 - 1886)
* [[Autor:Izabela Czartoryska|Izabela Czartoryska]] [[w:Izabela Czartoryska|w]] (1746 - 1835)
* [[Autor:Adam Kazimierz Czartoryski|Adam Kazimierz Czartoryski]] [[w:Adam Kazimierz Czartoryski|w]] (1734 - 1823)
* [[Autor:Józef Czech|Józef Czech]] [[w:Józef Czech|w]] (1806 - 1876)
* [[Autor:Marcin Czechowic|Marcin Czechowic]] [[w:Marcin Czechowic|w]] (1532 - 1613)
* [[Autor:Gabriel Czechowicz|Gabriel Czechowicz]] [[w:Gabriel Czechowicz|w]] (1876 - 1938)
* [[Autor:Jan Czempiński|Jan Czempiński]] [[w:Jan Czempiński|w]] (1874 - 1938)
* [[Autor:Stanisław Czerniejewski|Stanisław Czerniejewski]] [[w:Stanisław Czerniejewski|w]] (zm. 1938)
* [[Autor:Ignacy Czerwiński|Ignacy Czerwiński]] [[w:Ignacy Czerwiński|w]] (1769 - 1834)
* [[Autor:Wacław Czosnowski|Wacław Czosnowski]] [[w:Wacław Czosnowski|w]] (1897 - 1938)
* [[Autor:Jan Czyński|Jan Czyński]] [[w:Jan Czyński|w]] (1801 - 1867)
* [[Autor:Jan Czyż|Jan Czyż]] [[w:Jan Czyż|w]] (1755 - 1843)
=== D ===
* [[Autor:Samuel Dambrowski|Samuel Dambrowski]] [[w:Samuel Dambrowski|w]] (1577 - 1625)
* [[Autor:Jan Daniecki|Jan Daniecki]] [[w:Jan Daniecki|w]] (XVI/XVIIw.)
* [[Autor:Daniel z Łęczycy|Daniel z Łęczycy]] [[w:Daniel z Łęczycy|w]] (1530 - 1600)
* [[Autor:Cyryl Danielewski|Cyryl Danielewski]] [[w:Cyryl Danielewski|w]] (1864 - 1923)
* [[Autor:Wojciech Darasz|Wojciech Darasz]] [[w:Wojciech Darasz|w]] (1808 - 1852)
* [[Autor:Aleksander Darowski|Aleksander Darowski]] [[w:Aleksander Darowski|w]] (1815 - 1874)
* [[Autor:Jan Darowski|Jan Kazimierz Darowski]] [[w:Jan Kazimierz Darowski|w]] (1605 - 1666)
* [[Autor:Jan Daubmann|Jan Daubmann]] [[w:Jan Daubmann|w]] (zm. 1573)
* [[Autor:Wincenty Dawid|Wincenty Dawid]] [[w:Wincenty Dawid|w]] (1816 - 1897)
* [[Autor:Tomasz Dąbal|Tomasz Dąbal]] [[w:Tomasz Dąbal|w]] (1890 - 1938)
* [[Autor:Aleksander Dąbrowski|Aleksander Dąbrowski]] [[w:Aleksander Dąbrowski|w]] (1860 - 1938)
* [[Autor:Tadeusz Dąbrowski|Tadeusz Dąbrowski]] [[w:Tadeusz Dąbrowski|w]] (1887 - 1919)
* [[Autor:Kazimierz Deczyński|Kazimierz Deczyński]] [[w:Kazimierz Deczyński|w]] (1800 - 1838)
* [[Autor:Anton Delwig|Anton Delwig]] [[w:Anton Delwig|w]] (1798 - 1831)
* [[Autor:Wojciech Dembołęcki|Wojciech Dembołęcki]] [[w:Wojciech Dembołęcki|w]] (1585 - 1646)
* [[Autor:Antoni Sebastian Dembowski|Antoni Sebastian Dembowski]] [[w:Antoni Sebastian Dembowski|w]] (1682 - 1763)
* [[Autor:Ignacy Dembowski|Ignacy Dembowski]] [[w:Ignacy Dembowski|w]] (1771 - 1822)
* [[Autor:Leon Dembowski|Leon Dembowski]] [[w:Leon Dembowski|w]] (1789 - 1878)
* [[Autor:Ludwik Dębicki|Ludwik Dębicki]] [[w:Ludwik Dębicki|w]] (1843 - 1908)
* [[Autor:Andrzej Dębowski|Andrzej Dębowski]] [[w:Andrzej Dębowski|w]] (2 poł. XVIw.)
* [[Autor:Stanisław Długosz|Stanisław Długosz]] [[w:Stanisław Długosz|w]] (1891 - 1915)
* [[Autor:Wiktor Dłużniewski|Wiktor Dłużniewski]] [[w:Wiktor Dłużniewski|w]] (1817 - 1873)
* [[Autor:Emma Dmochowska|Emma Dmochowska]] [[w:Emma Dmochowska|w]] (1864 - 1919)
* [[Autor:Franciszek Salezy Dmochowski|Franciszek Salezy Dmochowski]] [[w:Franciszek Salezy Dmochowski|w]] (1801 - 1871)
* [[Autor:Ludwik Adam Dmuszewski|Ludwik Adam Dmuszewski]] [[w:Ludwik Adam Dmuszewski|w]] (1777 - 1847)
* [[Autor:Leopold Dobrski|Leopold Dobrski]] [[w:Leopold Dobrski|w]] (1824 - 1905)
* [[Autor:Jan Dobrzański|Jan Dobrzański]] [[w:Jan Dobrzański|w]] (1820 - 1886)
* [[Autor:Stanisław Dobrzański|Stanisław Dobrzański]] [[w:Stanisław Dobrzański|w]] (1847 - 1880)
* [[Autor:Stanisław Dobrzycki|Stanisław Dobrzycki]] [[w:Stanisław Dobrzycki|w]] (1875 - 1931)
* [[Autor:Ignacy Domejko|Ignacy Domejko]] [[w:Ignacy Domejko|w]] (1802 - 1889)
* [[Autor:Włas Doroszewicz|Włas Doroszewicz]] [[w:Włas Doroszewicz|w]] (1865 - 1922)
* [[Autor:Dosoftei|Dosoftei]] [[w:Dosoftei|w]] (1624 - 1693)
* [[Autor:Jan Drews|Jan Drews]] [[w:Jan Drews|w]] (1646 - 1710)
* [[Autor:Jan Drobysz Tuszyński|Jan Drobysz Tuszyński]] [[w:Jan Drobysz Tuszyński|w]] (1640 - 1707)
* [[Autor:Aureli Drogoszewski|Aureli Drogoszewski]] [[w:Aureli Drogoszewski|w]] (1863 - 1943)
* [[Autor:Kasper Drużbicki|Kasper Drużbicki]] [[w:Kasper Drużbicki|w]] (1590 - 1662)
* [[Autor:Henryk Drzewiecki|Henryk Drzewiecki]] [[w:Henryk Drzewiecki|w]] (1905 - 1937)
* [[Autor:Karol Drzewiecki|Karol Drzewiecki]] [[w:Karol Drzewiecki|w]] (1805 - 1879)
* [[Autor:Stefan Drzewiecki|Stefan Drzewiecki]] [[w:Stefan Drzewiecki|w]] (1844 - 1938)
* [[Autor:Victor Ducange|Victor Ducange]] [[w:Victor Henri Joseph Brahain Ducange|w]] (1783 - 1833)
* [[Autor:Jean-Baptiste Dubois de Jancigny|Jean-Baptiste Dubois de Jancigny]] [[w:Jean-Baptiste Dubois de Jancigny|w]] (1753 - 1808)
* [[Autor:Piotr Pawłowicz Dubrowski|Piotr Pawłowicz Dubrowski]] [[w:Piotr Pawłowicz Dubrowski|w]] (1812 - 1882)
* [[Autor:Piotr Dufour|Piotr Dufour]] [[w:Piotr Dufour|w]] (1729 - 1797)
* [[Autor:Wacław Dykier|Wacław Dykier]] [[w:Wacław Dykier|w]] (1887 - 1938)
* [[Autor:Tytus Działyński|Tytus Działyński]] [[w:Tytus Działyński|w]] (1796 - 1861)
* [[Autor:Włodzimierz Dzieduszycki|Włodzimierz Dzieduszycki]] [[w:Włodzimierz Dzieduszycki|w]] (1825 - 1899)
* [[Autor:Wojciech Dzieduszycki|Wojciech Dzieduszycki]] [[Wojciech Dzieduszycki|w]] (1848 - 1909)
* [[Autor:Emil Dziedzic|Emil Dziedzic]] [[w:Emil Dziedzic|w]] (1914 - 1943)
* [[Autor:Albin Dziekoński|Albin Dziekoński]] [[w:Albin Dziekoński|w]] (1892 - xx.xx.1940)
* [[Autor:Józef Dzierzkowski|Józef Dzierzkowski]] [[w:Józef Dzierzkowski|w]] (1807 - 1865)
* [[Autor:Krzysztof Dzierżek|Krzysztof Dzierżek]] [[w:Krzysztof Dzierżek|w]] (zm. po 1610)
* [[Autor:Wacław Dziewulski|Wacław Michał Dziewulski]] [[w:Wacław Dziewulski|w]] (1882 - 1938)
=== E ===
* [[Autor:Feliks Ehrenfeucht|Feliks Ehrenfeucht]] [[w:Feliks Ehrenfeucht|w]] (1847 - 1896)
* [[Autor:Jan Elgot|Jan Elgot]] [[w:Jan Elgot|w]] (koniec XIV w. - 1452)
* [[Autor:Józef Elsner|Józef Elsner]] [[w:Józef Elsner|w]] (1769 - 1854)
* [[Autor:Sven Elvestad|Sven Elvestad]] [[w:Sven Elvestad|w]] (1885 - 1934)
* [[Autor:Bolesław Erzepki|Bolesław Erzepki]] [[w:Bolesław Erzepki|w]] (1852 - 1932)
* [[Autor:Ewaryst Estkowski|Ewaryst Estkowski]] [[w:Ewaryst Estkowski|w]] (1820 - 1856)
* [[Autor:Marcin Eysymont|Marcin Eysymont]] [[w:Marcin Eysymont|w]] (1735 - 1814)
=== F ===
* [[Autor:Franciszek Faber|Franciszek Faber]] [[w:Franciszek Faber|w]] (1497 - 1565)
* [[Autor:Ernest Farnik|Ernest Farnik]] [[w:Ernest Farnik|w]] (1871 - 05.11.1944)
* [[Autor:Michał Federowski|Michał Federowski]] [[w:Michał Federowski|w]] (1853 - 1923)
* [[Autor:Hieronim Feldmanowski|Hieronim Feldmanowski]] [[w:Hieronim Feldmanowski|w]] (1822 - 1885)
* [[Autor:Ewa Felińska|Ewa Felińska]] [[w:Ewa Felińska|w]] (1793 - 1859)
* [[Autor:Zygmunt Szczęsny Feliński|Zygmunt Szczęsny Feliński]] [[w:Zygmunt Szczęsny Feliński|w]] (1822 - 1895)
* [[Autor:Walenty Fiałek|Walenty Fiałek]] [[w:Walenty Fiałek|w]] (1852 - 1932)
* [[Autor:Jan Alojzy Ficek|Jan Nepomucen Alojzy Ficek]] [[w:Jan Alojzy Ficek|w]] (1790 - 1862)
* [[Autor:Robert Fiedler|Robert Fiedler]] [[w:Robert Fiedler|w]] (1810 - 1877)
* [[Autor:Marcin Fijałkowski|Marcin Fijałkowski]] [[w:Marcin Fijałkowski|w]] (zm. 1820)
* [[Autor:Zenon Fisz|Zenon Fisz]] [[w:Zenon Fisz|w]] (1820 - 1870)
* [[Autor:Emilie Flygare-Carlén|Emilie Flygare-Carlén]] [[w:en:Emilie Flygare-Carlén|w]] (1807 - 1892)
* [[Autor:Jerzy Förster|Jerzy Förster]] [[w:Jerzy Förster|w]] (1615 - 1660)
* [[Autor:Maciej Franconius|Maciej Franconius]] [[w:Maciej Franconius|w]] (XVI w.)
* [[Autor:Karol Frankowski|Karol Frankowski]] [[w:Karol Frankowski|w]] (1796 - 1846)
* [[Autor:Jan Aleksander Fredro|Jan Aleksander Fredro]] [[w:Jan Aleksander Fredro|w]] (1829 - 1891)
* [[Autor:Jan Maksymilian Fredro|Jan Maksymilian Fredro]] [[w:Jan Maksymilian Fredro|w]] (1784 - 1846)
* [[Autor:Christian Gottlieb Friese|Christian Gottlieb Friese]] [[w:Christian Gottlieb Friese|w]] (1717 - 1795)
* [[Autor:Jan Mikołaj Fritz|Jan Mikołaj Fritz]] [[w:Jan Mikołaj Fritz|w]] (1809 - 1870)
* [[Autor:Ludwik Fryde|Ludwik Fryde]] [[w:Ludwik Fryde|w]] (1912 - 1942)
|style="text-align:left;vertical-align:top;"|
=== G ===
* [[Autor:Henryk Gaertner|Henryk Gaertner]] [[w:Henryk Karol Gaertner|w]] (1892 - 1935)
* [[Autor:Józefa Gagatnicka|Józefa Gagatnicka]] [[w:Józefa Gagatnicka|w]] (1859 - 1938)
* [[Autor:Jura Gajdzica|Jura Gajdzica]] [[w:Jura Gajdzica|w]] (1777 - 1840)
* [[Autor:Joannicy Galatowski|Joannicy (Joanicjusz) Galatowski]] [[w:Joannicy Galatowski|w]] (zm. 1688)
* [[Autor:Edward Marian Galli|Edward Marian Galli]] [[w:Edward Marian Galli|w]] (1816 - 1893)
* [[Autor:Jędrzej Gałka|Jędrzej Gałka z Dobczyna]] [[w:Jędrzej Gałka|w]] (1400 - 1451)
* [[Autor:Paweł Gantkowski|Paweł Gantkowski]] [[w:Paweł Gantkowski|w]] (1869 - 1938)
* [[Autor:Piotr Gaszowiec|Piotr Gaszowiec]] [[w:Piotr Gaszowiec|w]] (ur. przed 1430 - zm. 1474)
* [[Autor:Jakub Gawatowic|Jakub Gawatowic]] [[w:Jakub Gawatowic|w]] (1598 - 1679)
* [[Autor:Feliks Gawadzicki|Feliks Gawadzicki]] [[w:Feliks Gawadzicki|w]] (1750 - 1836)
* [[Autor:Franciszek Gawełek|Franciszek Gawełek]] [[w:Franciszek Gawełek|w]] (1884 - 1919)
* [[Autor:Jan Gawiński|Jan Gawiński]] [[w:Jan Gawiński|w]] (ur. między 1622 a 1626 - zm. 1684)
* [[Autor:Stanisław Gąsiorek|Stanisław Gąsiorek]] [[w:Stanisław Gąsiorek|w]] (1493 - 1562)
* [[Autor:Adam Gdacjusz|Adam Gdacjusz]] [[w:Adam Gdacjusz|w]] (1609/1610 - 1688)
* [[Autor:Marcin Gerss|Marcin Gerss]] [[w:Marcin Gerss|w]] (1808 - 1895)
* [[Autor:Jakub Gębicki|Jakub Gębicki]] [[w:Jakub Gębicki|w]] (1569 - 1633)
* [[Autor:Jakub Gieysztor|Jakub Gieysztor]] [[w:Jakub Gieysztor|w]] (1827 - 1897)
* [[Autor:Gustaw Gizewiusz|Gustaw Gizewiusz]] [[w:Gustaw Gizewiusz|w]] (1810 - 1848)
* [[Autor:Andrzej Glaber|Andrzej Glaber]] [[w:Andrzej Glaber|w]] (1500 - 1572)
* [[Autor:Erazm Gliczner|Erazm Gliczner]] [[w:Erazm Gliczner|w]] (1535 - 1603)
* [[Autor:Teofila Glińska|Teofila Glińska]] [[w:Teofila Glińska|w]] (1762/1763 - 1799)
* [[Autor:Antoni Józef Gliński|Antoni Józef Gliński]] [[w:Antoni Józef Gliński|w]] (1817 - 1866)
* [[Autor:Augustyn Gliński|Augustyn Gliński]] [[w:Augustyn Gliński|w]] (1762 - 1828)
* [[Autor:Artur Gliszczyński|Artur Gliszczyński]] [[w:Artur Gliszczyński|w]] (1869 - 1910)
* [[Autor:Stefan Glixelli|Stefan Glixelli]] [[w:Stefan Glixelli|w]] (1888 - 1938)
* [[Autor:Franciszek Ksawery Godebski|Franciszek Ksawery Godebski]] [[w:Franciszek Ksawery Godebski|w]] (1801 - 1869)
* [[Autor:Ludwika Godlewska|Ludwika Godlewska]] [[w:Ludwika Godlewska|w]] (1863 - 1901)
* [[Autor:Stefan Godlewski|Stefan Godlewski]] [[w:Stefan Godlewski|w]] (1894 - 1942)
* [[Autor:Leopold Godowski|Leopold Godowski]] [[w:Leopold Godowski|w]] (1870 - 1938)
* [[Autor:Filip Nereusz Golański|Filip Nereusz Golański]] [[w:Filip Nereusz Golański|w]] (1753 - 1824)
* [[Autor:Krzysztof Golian|Krzysztof Golian]] [[w:Krzysztof Golian|w]] (1571 - 1630)
* [[Autor:Aleksander Goliński|Aleksander Goliński]] [[w:Aleksander Goliński|w]] (1879 - 1938)
* [[Autor:Józef Gołąbek|Józef Gołąbek]] [[w:Józef Gołąbek|w]] (1889 - 25.09.1939)
* [[Autor:Józef Gołuchowski|Józef Gołuchowski]] [[w:Józef Gołuchowski|w]] (1797 - 1858)
* [[Autor:Jan Gorczyczewski|Jan Onufry Gorczyczewski]] [[w:Jan Gorczyczewski|w]] (1751 - 1823)
* [[Autor:Jan Aleksander Gorczyn|Jan Aleksander Gorczyn]] [[w:Jan Aleksander Gorczyn|w]] (1618 - po 1694)
* [[Autor:Bolesław Gorczyński|Bolesław Gorczyński]] [[w:Bolesław Gorczyński|w]] (1880 - 1944)
* [[Autor:Antoni Gorceki|Antoni Gorceki]] [[w:Antoni Gorceki|w]] (1787 - 1861)
* [[Autor:Laurenty Gorka|Laurenty Gorka]] [[w:Laurenty Gorka|w]] (1671 - 1737)
* [[Autor:Julian Goslar|Julian Maciej Goslar]] [[w:Julian Goslar|w]] (1820 - 1852)
* [[Autor:Théodore Gosselin|Théodore Gosselin]] [[w:en:Théodore Gosselin|w]] (1855 - 1935)
* [[Autor:Anzelm Gostomski|Anzelm Gostomski]] [[w:Anzelm Gostomski|w]] (1508 - 1588)
* [[Autor:Hieronim Gostomski|Hieronim Gostomski]] [[w:Hieronim Gostomski|w]] (1882 - 1916)
* [[Autor:Franciszek Gościecki|Franciszek Gościecki]] [[w:Franciszek Gościecki|w]] (1668 - 1729)
* [[Autor:Wawrzyniec Goślicki|Wawrzyniec Goślicki]] [[w:Wawrzyniec Goślicki|w]] (1530 - 1607)
* [[Autor:Józef Gółkowski|Józef Gółkowski]] [[w:Józef Gółkowski|w]] (1787 - 1871)
* [[Autor:Jakub Górski|Jakub Górski]] [[w:Jakub Górski|w]] (ok. 1525 - 1585)
* [[Autor:Ambroży Grabowski|Ambroży Grabowski]] [[w:Ambroży Grabowski|w]] (1782 - 1868)
* [[Autor:Stanisław Graybner|Stanisław Graybner]] [[w:Stanisław Graybner|w]] (1846 - 1918)
* [[Autor:Józef Gregor|Józef Gregor]] [[w:Józef Gregor|w]] (1857 - 1926)
* [[Autor:Kazimierz Grendyszyński|Kazimierz Grendyszyński]] [[w:Kazimierz Grendyszyński|w]] (1866 - 1906)
* [[Autor:Stanisław Grodzicki|Stanisław Grodzicki]] [[w:Stanisław Grodzicki|w]] (1541 - 1613)
* [[Autor:Bartłomiej Groicki|Bartłomiej Groicki]] [[w:Bartłomiej Groicki|w]] (ok. 1519/1534 - 1605)
* [[Autor:Aleksander Groza|Aleksander Groza]] [[w:Aleksander Groza|w]] (1807 - 1875)
* [[Autor:Jan Gruszczyński|Jan Gruszczyński]] [[w:Jan Gruszczyński|w]] (zm. po 1571)
* [[Autor:Tadeusz Grużewski|Tadeusz Grużewski]] [[w:Tadeusz Grużewski|w]] (1870 - 1938)
* [[Autor:Grzegorz Paweł z Brzezin|Grzegorz Paweł z Brzezin]] [[w:Grzegorz Paweł z Brzezin|w]] (ok. 1526 - ok. 1591)
* [[Autor:Grzegorz z Sambora|Grzegorz z Sambora]] [[w:Grzegorz z Sambora|w]] (ok. 1523 - 1573)
* [[Autor:Grzegorz z Żarnowca|Grzegorz z Żarnowca]] [[w:Grzegorz z Żarnowca|w]] (ok. 1528 - 1601)
* [[Autor:Sabina Grzegorzewska|Sabina Grzegorzewska]] [[w:Sabina Grzegorzewska|w]] (1808 - 1872)
* [[Autor:Franciszek Grzymała|Franciszek Grzymała]] [[w:Franciszek Grzymała|w]] (ok. 1790 - 1871)
* [[Autor:Władysław Gubrynowicz|Władysław Gubrynowicz]] [[w:Władysław Gubrynowicz|w]] (1836 - 1914)
* [[Autor:Izydor Gulgowski|Izydor Gulgowski]] [[w:Izydor Gulgowski|w]] (1874 - 1925)
* [[Autor:Franciszek Gumowski|Franciszek Gumowski]] [[w:Franciszek Gumowski|w]] (1840 - 1900)
* [[Autor:Bronisław Gustawicz|Bronisław Gustawicz]] [[w:Bronisław Gustawicz|w]] (1852 - 1917)
* [[Autor:Wojciech Gutkowski|Wojciech Gutkowski]] [[w:Wojciech Gutkowski|w]] (1775 - 1826)
* [[Autor:Jan Gotfryd Guzowiusz|Jan Gotfryd Guzowiusz]] [[w:Jan Gotfryd Guzowiusz|w]] (1735 - 1785)
* [[Autor:Aleksander Gwagnin|Aleksander Gwagnin]] [[w:Aleksander Gwagnin|w]] (1534 - 1614)
=== H ===
* [[Autor:Wawrzyniec Hajda|Wawrzyniec Hajda]] [[w:Wawrzyniec Hajda|w]] (1844 - 1923)
* [[Autor:Jan Haller|Jan Haller]] [[w:Jan Haller|w]] (ok. 1467 - 1525)
* [[Autor:Korneli Juliusz Heck|Korneli Juliusz Heck]] [[w:Korneli Juliusz Heck|w]] (1860 - 1911)
* [[Autor:Walerian Heck|Walerian Heck]] [[w:Walerian Heck|w]] (1854 - 1929)
* [[Autor:Jerzy Bogusław Heczko|Jerzy Bogusław Heczko]] [[w:Jerzy Bogusław Heczko|w]] (1825 - 1907)
* [[Autor:Reinhold Heidenstein|Reinhold Heidenstein]] [[w:Reinhold Heidenstein|w]] (1553 - 1620)
* [[Autor:Ludwik Heimb|Ludwik Heimb]] [[w:Ludwik Heimb|w]] (ok. 1710 - 1765)
* [[Autor:Antoni Zygmunt Helcel|Antoni Zygmunt Helcel]] [[w:Antoni Zygmunt Helcel|w]] (1808 - 1870)
* [[Autor:Wiktor Heltman|Wiktor Heltman]] [[w:Wiktor Heltman|w]] (1796 - 1874)
* [[Autor:Teodor Heneczek|Teodor Wojciech Heneczek]] [[w:Teodor Heneczek|w]] (1817 - po 1872)
* [[Autor:Józef Albin Herbaczewski|Józef Albin Herbaczewski]] [[w:Józef Albin Herbaczewski|w]] (1876 - 1944)
* [[Autor:Benedykt Herbest|Benedykt Herbest]] [[w:Benedykt Herbest|w]] (1531 - 1598)
* [[Autor:Jan Herbinius|Jan Herbinius]] [[w:Jan Herbinius|w]] (1626 - 1679)
* [[Autor:Jan Szczęsny Herburt|Jan Szczęsny Herburt]] [[w:Jan Szczęsny Herburt|w]] (1567 - 1616)
* [[Autor:Jan Herden|Jan Herden]] [[w:Jan Herden|w]] (1635 - 1680)
* [[Autor:Jan Adolf Hertz|Jan Adolf Hertz]] [[w:Jan Adolf Hertz|w]] (1878 - 1943)
* [[Autor:Amelia Hertzówna|Amelia Hertzówna]] [[w:Amelia Hertzówna|w]] (1879 - 1942)
* [[Autor:Leon Heyke|Leon Heyke]] [[w:Leon Heyke|w]] (1885 - 16.10.1939)
* [[Autor:Karol Boromeusz Hoffman|Karol Boromeusz Hoffman]] [[w:Karol Boromeusz Hoffman|w]] (1798 - 1875)
* [[Autor:Antoni Hoffmann|Antoni Hoffmann]] [[w:Antoni Hoffmann|w]] (ok. 1760 - 1816)
* [[Autor:Dawid Hopensztand|Dawid Hopensztand]] [[w:Dawid Hopensztand|w]] (1904 - 1943)
* [[Autor:Stanisław Hozjusz|Stanisław Hozjusz]] [[w:Stanisław Hozjusz|w]] (1504 - 1579)
* [[Autor:Konstanty Hrynakowski|Konstanty Hrynakowski]] [[w:Konstanty Hrynakowski|w]] (1878 - 1938)
* [[Autor:Henryk Hryniewski|Henryk Hryniewski]] [[w:Henryk Hryniewski|w]] (1869 - 1938)
* [[Autor:Jerzy Hulewicz|Jerzy Hulewicz]] [[w:Jerzy Hulewicz|w]] (1886 - 1941)
* [[Autor:Ignacy Humnicki|Ignacy Humnicki]] [[w:Ignacy Humnicki|w]] (1798 - 1864)
* [[Autor:Andrzej Hünefeld|Andrzej Hünefeld]] [[w:Andrzej Hünefeld|w]] (1591 - 1666)
* [[Autor:Tadeusz Hyżdeu|Tadeusz Hyżdeu]] [[w:Tadeusz Hyżdeu|w]] (1769 - 1835)
=== J ===
* [[Autor:Adolf Jabłoński|Adolf Jabłoński]] [[w:Adolf Jabłoński|w]] (1824 - 1887)
* [[Autor:Jan Jakubowski|Jan Jakubowski]] [[w:Jan Jakubowski|w]] (1874 - 1938)
* [[Autor:Siergiej Jesienin|Siergiej Jesienin]] [[w:Siergiej Jesienin|w]] (1895 - 1925)
* [[Autor:Niels Juel-Hansen|Niels Juel-Hansen]] [[w:Niels Juel-Hansen|w]] (3.1.1841 - 23.8.1905)
=== K ===
* [[Autor:Józef Kawaler|Józef Kawaler]] [[w:Józef Kawaler|w]] (1881 - 1938)
* [[Autor:Andrzej Kędzior|Andrzej Kędzior]] [[w:Andrzej Kędzior|w]] (1851 - 1938)
* [[Autor:Jadwiga Kiewnarska|Jadwiga Kiewnarska]] [[w:Jadwiga Kiewnarska|w]] (1901 - 1938)
* [[Autor:Julian Klaczko|Julian Klaczko]] [[w:Julian Klaczko|w]] (1825 - 1906)
* [[Autor:Zdzisław Kleszczyński|Zdzisław Kleszczyński]] [[w:Zdzisław Kleszczyński|w]] (1899 - 1938)
* [[Autor:Józef Kłos|Józef Kłos]] [[w:Józef Kłos|w]] (1870 - 1938)
* [[Autor:Aleksiej Kolcow|Aleksiej Kolcow]] [[w:Aleksiej Kolcow|w]] (1809 - 1842)
* [[Autor:Jan Kondracki|Jan Kondracki]] [[w:Jan Kondracki|w]] (1895 - 1938)
* [[Autor:Stanisława Korwin-Szymanowska|Stanisława Korwin-Szymanowska]] [[w:Stanisława Korwin-Szymanowska|w]] (1881 - 1938)
* [[Autor:Paweł Kośmiński|Paweł Kośmiński]] [[w:Paweł Kośmiński|w]] (1860 - 1896)
* [[Autor:Michał Kowalczuk|Michał Kowalczuk]] [[w:Michał Kowalczuk|w]] (1855 - 1938)
* [[Autor:Karol Koziołek|Karol Koziołek]] [[w:Karol Koziołek|w]] (1856 - 1938)
* [[Autor:Wacław Kruszka|Wacław Kruszka]] [[w:Wacław Kruszka|w]] (1868 - 1937)
* [[Autor:Stanisław Kucicki|Stanisław Kucicki]] [[w:Stanisław Kucicki|w]] (1907 - 1938)
* [[Autor:Witold Kulesza|Witold Kulesza]] [[w:Witold Kulesza|w]] (1891 - 1938)
* [[Autor:Stanisław Kuliński|Stanisław Kuliński]] [[w:Stanisław Kuliński|w]] (1885 - 1938)
=== L ===
* [[Autor:Jerzy Laskarys|Jerzy Laskarys]] [[w:Jerzy Laskarys (poeta)|w]] (1828 - 1888)
* [[Autor:Marcin Laterna|Marcin Laterna]] [[w:Marcin Laterna|w]] (1552 - 1598)
* [[Autor:Józef Latosiński|Józef Latosiński]] [[w:Józef Latosiński|w]] (1861 - 1928)
* [[Autor:Fryderyka Lazarusówna|Fryderyka Lazarusówna]] [[w:Fryderyka Lazarusówna|w]] (1879 - 1942)
* [[Autor:Zdzisław Leder|Zdzisław Leder]] [[w:Zdzisław Leder|w]] (1880 - 1938)
* [[Autor:Mieczysław Leitgeber|Mieczysław Leitgeber]] [[w:Mieczysław Leitgeber|w]] (1841 - 1893)
* [[Autor:Ludwika Leśniowska|Ludwika Leśniowska]] [[w:Ludwika Leśniowska|w]] (1814 - 1890)
* [[Autor:Anna Lewicka|Anna Lewicka]] [[w:Anna Lewicka|w]] (1852 - 1932)
=== Ł ===
* [[Autor:Maria Łopuszańska|Maria Łopuszańska]] [[w:Maria Łopuszańska|w]] (1866 - 1942)
* [[Autor:Aleksander Łaparewicz|Aleksander Łaparewicz]] [[w:Aleksander Łaparewicz|w]] (1864 - 1938)
=== M ===
* [[Autor:Jan Majorkiewicz|Jan Majorkiewicz]] [[w:Jan Majorkiewicz|w]] (1820 - 1847)
* [[Autor:Emanuel Małyński|Emanuel Małyński]] [[w:Emanuel Małyński|w]] (1875 - 1938)
* [[Autor:Wincenty Dunin-Marcinkiewicz|Wincenty Dunin-Marcinkiewicz]] [[w:Wincenty Dunin-Marcinkiewicz|w]] (1808 - 1884)
* [[Autor:Bronisław Maryański|Bronisław Maryański]] [[w:Bronisław Maryański|w]] (1863 - 1912)
* [[Autor:Frederick Marryat|Frederick Marryat]] [[w:Frederick Marryat|w]] (1792 - 1848)
* [[Autor:Aleksander Michałowski|Aleksander Michałowski]] [[w:Aleksander Michałowski|w]] (1851 - 1938)
* [[Autor:Michał Mięsowicz|Michał Mięsowicz]] [[w:Michał Mięsowicz|w]] (1864 - 1938)
* [[Autor:Herman Mojmir|Herman Mojmir]] [[w:Herman Mojmir|w]] (1874? - 1919)
* [[Autor:Stanisław Morawski|Stanisław Morawski]] [[w:Stanisław Morawski (1802–1853)|w]] (1802 - 1853)
* [[Autor:Teodor Morawski|Teodor Morawski]] [[w:Teodor Morawski|w]] (1797 - 1879)
* [[Autor:Anna Olimpia Mostowska|Anna Olimpia Mostowska]] [[w:Anna Olimpia Mostowska|w]] (ok. 1762 - ok. 1811)
* [[Autor:Antoni Muchliński|Antoni Muchliński]] [[w:Antoni Muchliński|w]] (1808 - 1877)
=== N ===
* [[Autor:Ludwik Nabielak|Ludwik Nabielak]] [[w:Ludwik Nabielak|w]] (1804 - 1883)
* [[Autor:Adam Marian Nowakowski|Adam Marian Nowakowski]] [[w:Adam Marian Nowakowski|w]] (1899 - 1938)
* [[Autor:Stanisław Tomasz Nowakowski|Stanisław Tomasz Nowakowski]] [[w:Stanisław Tomasz Nowakowski|w]] (1888 - 1938)
* [[Autor:Jan Nowina-Przybylski|Jan Nowina-Przybylski]] [[w:Jan Nowina-Przybylski|w]] (1902 - 1938)
=== O ===
* [[Autor:Wojciech Owczarek|Wojciech Owczarek]] [[w:Wojciech Stanisław Owczarek|w]] (1875 - 1938)
=== P ===
* [[Autor:Zygmunt Papieski|Zygmunt Papieski]] [[w:Zygmunt Papieski|w]] (1852 - 1938)
* [[Autor:Jan Papłoński|Jan Papłoński]] [[w:Jan Papłoński|w]] (1819 - 1885)
* [[Autor:Jan Kazimierz Paszkiewicz|Jan Kazimierz Paszkiewicz]] [[w:Jan Kazimierz Paszkiewicz|w]] (I poł. XVII w.)
* [[Autor:Banjo Paterson|Banjo Paterson]] [[w:Banjo Paterson|w]] (1864 - 1941)
* [[Autor:Józef Sebastian Pelczar|Józef Sebastian Pelczar]] [[w:Józef Sebastian Pelczar|w]] (1842 - 1924)
* [[Autor:Alfons Bogdan Piaskowski|Alfons Bogdan Piaskowski]] [[w:Alfons Bogdan Piaskowski|w]] (1879 - 1938)
* [[Autor:Leon Piniński|Leon Piniński]] [[w:Leon Piniński|w]] (1857 - 1938)
* [[Autor:Wacław Wieńczysław Piotrowski|Wacław Wieńczysław Piotrowski]] [[w:Wacław Wieńczysław Piotrowski|w]] (1880 - 1938?)
* [[Autor:Jan Szczęsny Płatkowski|Jan Szczęsny Płatkowski]] [[w:Jan Szczęsny Płatkowski|w]] (1863 - 1938)
* [[Autor:Władysław Zygmunt Prażmowski|Władysław Zygmunt Prażmowski]] [[w:Władysław Zygmunt Prażmowski|w]] (1888 - 1938)
* [[Autor:Konrad Theodor Preuss|Konrad Theodor Preuss]] [[w:Konrad Theodor Preuss|w]] (1869 - 1938)
* [[Autor:Tadeusz Prus-Faszczewski|Tadeusz Prus-Faszczewski]] [[w:Tadeusz Prus-Faszczewski|w]] (1905 - 1943)
=== R ===
* [[Autor:Edward Rastawiecki|Edward Rastawiecki]] [[w:Edward Rastawiecki|w]] (1804 – 1874)
* [[Autor:Wojciech Ratuszyński|Wojciech Ratuszyński]] [[w:Wojciech Ratuszyński|w]] (zm. 1938)
* [[Autor:Tadeusz Reger|Tadeusz Reger]] [[w:Tadeusz Reger|w]] (1872 – 1938)
* [[Autor:Józef Rogosz|Józef Rogosz]] [[w:Józef Rogosz|w]] (1844 – 1896)
* [[Autor:Tadeusz Rojowski|Tadeusz Rojowski]] [[w:Tadeusz Rojowski|w]] (1856 – 1938)
* [[Autor:Jan Rostworowski|Jan Rostworowski]] [[w:Jan Rostworowski (cichociemny)|w]] (1915 – 1944)
* [[Autor:Karol Hubert Rostworowski|Karol Hubert Rostworowski]] [[w:Karol Hubert Rostworowski|w]] (1877 – 1938)
* [[Autor:Mikołaj Rouget|Mikołaj Rouget]] [[w:Mikołaj Rouget|w]] (1781 – 1847)
* [[Autor:Witold Rubczyński|Witold Rubczyński]] [[w:Witold Rubczyński|w]] (1864 – 1938)
=== S ===
* [[Autor:Antoine de Saint-Exupéry|Antoine de Saint-Exupéry]] [[w:Antoine de Saint-Exupéry|w]] (1900 - 1944)
* [[Autor:Stanisław Smolka|Stanisław Smolka]] [[w:Stanisław Smolka|w]] (1854 - 1924)
* [[Autor:Stefan Smólski|Stefan Smólski]] [[w:Stefan Smólski|w]] (1879 - 1938)
* [[Autor:Stanisław Sokołowski|Stanisław Sokołowski]] [[w:Stanisław Sokołowski|w]] (zm. 1938)
* [[Autor:Jan Sosnowski|Jan Sosnowski]] [[w:Jan Sosnowski|w]] (1876 - 1938)
* [[Autor:Piotr Stachiewicz|Piotr Stachiewicz]] [[w:Piotr Stachiewicz|w]] (1858 - 1938)
* [[Autor:Roman Starzyński|Roman Starzyński]] [[w:Roman Starzyński|w]] (1890 - 1938)
* [[Autor:Ludwik Stasiak|Ludwik Stasiak]] [[w:Ludwik Stasiak|w]] (1858 - 1924)
* [[Autor:Antoni Sygietyński|Antoni Sygietyński]] [[w:Antoni Sygietyński|w]] (1850 - 1923)
* [[Autor:Stanisław Szober|Stanisław Szober]] [[w:Stanisław Szober|w]] (1879 - 1938)
* [[Autor:Ludwik Sztyrmer|Ludwik Sztyrmer]] [[w:Ludwik Sztyrmer|w]] (1809 - 1886)
* [[Autor:Henryk Szulc|Henryk Szulc]] [[w:Henryk Szulc|w]] (1904 - 1938)
* [[Autor:Kazimierz Szulc|Kazimierz Szulc]] [[w:Kazimierz Szulc|w]] (1866 - 1938)
* [[Autor:Wacław Szymanowski|Wacław Szymanowski]] [[w:Wacław Szymanowski (pisarz)|w]] (1821 - 1886)
=== Ś ===
* [[Autor:Bolesław Świętorzecki|Bolesław Świętorzecki]] [[w:Bolesław Świętorzecki|w]] (1876 - 1938)
=== T ===
* [[Autor:Jan Taranowicz|Jan Taranowicz]] [[w:Jan Taranowicz|w]] (1876 - 1938)
* [[Autor:Fiodor Tiutczew|Fiodor Tiutczew]] [[w:Fiodor Tiutczew|w]] (1803 - 1873)
* [[Autor:Viliam Pauliny-Tóth|Viliam Pauliny-Tóth]] [[w:sk:Viliam Pauliny-Tóth|w]] (1826 - 1877)
=== U ===
=== W ===
* [[Autor:Henryk Walecki|Henryk Walecki]] [[w:Henryk Walecki|w]] (1877 - 1938)
* [[Autor:Albert Wilczyński|Albert Wilczyński]] [[w:Albert Wilczyński|w]] (1829 - 1900)
* [[Autor:August Wilkoński|August Wilkoński]] [[w:August Wilkoński|w]] (1805 - 1852)
* [[Autor:Sygurd Wiśniowski|Sygurd Wiśniowski]] [[w:Sygurd Wiśniowski|w]] (1841 - 1892)
* [[Autor:Helena Witkowska|Helena Witkowska]] [[w:Helena Witkowska|w]] (1870 - 1938)
* [[Autor:Kazimierz Wojciechowski|Kazimierz Wojciechowski]] [[w:Kazimierz Wojciechowski|w]] (1869 - 1938)
* [[Autor:Kazimierz Wóycicki|Kazimierz Wóycicki]] [[w:Kazimierz Wóycicki|w]] (1876 - 1938)
=== Z ===
* [[Autor:Stanisław Zakrzewski|Stanisław Zakrzewski]] [[w:Stanisław Zakrzewski|w]] (1873 - 1936)
* [[Autor:Józefa Zydlerowa|Józefa Zydlerowa]] [[w:Józefa Zydlerowa|w]] (1875(?) - 1933)
=== Ż ===
* [[Autor:Uładzimir Żyłka|Uładzimir Żyłka]] [[w:Uładzimir Żyłka|w]] (1900 - 1933)
== ==
|}
<br class=visualClear>
=== Autorzy zmarli w latach 1945–1951 ===
* 26.02.1945 [[Autor:Józef Gallus|Józef Gallus]], [[w:Józef Gallus|w]] (ur. 1860)
* 01.06.1945 [[Autor:Roman Dyboski|Roman Dyboski]], [[w:Roman Dyboski|w]] (ur. 1883)
* 06.06.1945 [[Autor:Andrzej Galica|Andrzej Galica]], [[w:Andrzej Galica|w]] (ur. 1873)
* poza powyższymi zmarli w 1945:
*:[[Autor:Robert Desnos|Robert Desnos]], [[wikipedia:pl:Robert Desnos|w]]
*:[[Autor:Teresa Bogusławska|Teresa Bogusławska]], [[wikipedia:pl:Teresa Bogusławska|w]]
*:[[Autor:Theodore Dreiser|Theodore Dreiser]], [[wikipedia:pl:Theodore Dreiser|w]]
*:[[Autor:Franz Werfel|Franz Werfel]], [[wikipedia:pl:Franz Werfel|w]]
*:[[Autor:Robert Benchley|Robert Benchley]], [[wikipedia:pl:Robert Benchley|w]]
*:[[Autor:Mário de Andrade|Mário de Andrade]], [[wikipedia:pl:Mário de Andrade|w]]
*:[[Autor:Mihail Sebastian|Mihail Sebastian]], [[wikipedia:pl:Mihail Sebastian|w]]
*:[[Autor:Alfred Douglas|Alfred Douglas]], [[wikipedia:pl:Alfred Douglas|w]]
*:[[Autor:Paul Valéry|Paul Valéry]], [[wikipedia:pl:Paul Valéry|w]]
*:[[Autor:Salomėja Nėris|Salomėja Nėris]], [[wikipedia:pl:Salomėja Nėris|w]]
*:[[Autor:Zenon Waśniewski|Zenon Waśniewski]], [[wikipedia:pl:Zenon Waśniewski|w]]
*:[[Autor:Emily Carr|Emily Carr]], [[wikipedia:pl:Emily Carr|w]]
*:[[Autor:Stefan Jaracz|Stefan Jaracz]], [[wikipedia:pl:Stefan Jaracz|w]]
*:[[Autor:Pierre Drieu La Rochelle|Pierre Drieu La Rochelle]], [[wikipedia:pl:Pierre Drieu La Rochelle|w]]
*:[[Autor:Aleksiej Nikołajewicz Tołstoj|Aleksiej Nikołajewicz Tołstoj]], [[wikipedia:pl:Aleksiej Nikołajewicz Tołstoj|w]]
*:[[Autor:Jerzy Paczkowski|Jerzy Paczkowski]], [[wikipedia:pl:Jerzy Paczkowski|w]]
*:[[Autor:Else Lasker-Schüler|Else Lasker-Schüler]], [[wikipedia:pl:Else Lasker-Schüler|w]]
*:[[Autor:Alexandre Cingria|Alexandre Cingria]], [[wikipedia:pl:Alexandre Cingria|w]]
*:[[Autor:Ion Pilat|Ion Pilat]], [[wikipedia:pl:Ion Pilat|w]]
*:[[Autor:Vlasta Štáflová|Vlasta Štáflová]], [[wikipedia:pl:Vlasta Štáflová|w]]
*:[[Autor:Juan Tablada|Juan Tablada]], [[wikipedia:pl:Juan Tablada|w]]
*:[[Autor:Ellen Glasgow|Ellen Glasgow]], [[wikipedia:pl:Ellen Glasgow|w]]
*:[[Autor:Antal Szerb|Antal Szerb]], [[wikipedia:pl:Antal Szerb|w]]
*:[[Autor:Guðmundur Kamban|Guðmundur Kamban]], [[wikipedia:pl:Guðmundur Kamban|w]]
*:[[Autor:Eustachy Wacław Szelążek|Eustachy Wacław Szelążek]], [[wikipedia:pl:Eustachy Wacław Szelążek|w]]
* 28.06.1947 [[Autor:Stanislav Kostka Neumann|Stanislav Kostka Neumann]], [[w:Stanislav Kostka Neumann|w]] (ur. 1875)
* xx.xx.1948 [[Autor:Maria Dunin-Kozicka|Maria Dunin-Kozicka]], [[w:Maria Dunin-Kozicka|w]] (ur. 1877)
* 17.08.1948 [[Autor:Kazimierz Czachowski|Kazimierz Czachowski]], [[w:Kazimierz Czachowski|w]] (ur. 1890)
* 22.10.1948 [[Autor:August Hlond|August Hlond]], [[w:August Hlond|w]] (ur. 1881)
* 27.10.1949 [[Autor:František Halas|František Halas]], [[w:František Halas|w]] (ur. 1901)
* 17.11.1949 [[Autor:Adam Kleczkowski|Adam Marian Kleczkowski]], [[w:Adam Kleczkowski|w]] (ur. 1883)
* xx.xx.1950 [[Autor:Mieczysław Derżyński|Mieczysław Derżyński]], [[w:Mieczysław Derżyński|w]] (ur. 1909)
* 19.07.1950 [[Autor:Jan Antoni Grabowski|Jan Antoni Grabowski]], [[w:Jan Antoni Grabowski|w]] (ur. 1882)
* 31.07.1950 [[Autor:Jan Effenberger-Śliwiński|Jan Effenberger-Śliwiński]], [[w:Jan Effenberger-Śliwiński|w]] (ur. 1884)
* 16.10.1950 [[Autor:Wacław Borowy|Wacław Borowy]], [[w:Wacław Borowy|w]] (ur. 1890)
* 18.10.1950 [[Autor:Emanuel Grim|Emanuel Grim]], [[w:Emanuel Grim|w]] (ur. 1883)
* 05.01.1951 [[Autor: Andriej Płatonow|Andriej Płatonow]], [[w:Andriej Płatonow|w]] (ur. 1899)
* 03.07.1951 [[Autor:Tadeusz Borowski|Tadeusz Borowski]], [[w:Tadeusz Borowski (poeta)|w]] (ur. 1922)
== Autorzy, od których śmierci nie upłynęło jeszcze 70 lat ==
=== Autorzy zmarli w 1952 roku ===
* 27.04.1952 [[w:Kazimierz Gołba|Kazimierz Gołba]] (ur. 1904)
* 27.05.1952 [[w:Feliks Gwiżdż|Feliks Gwiżdż]] (ur. 1885)
* 13.06.1952 [[w:Maria Buyno-Arctowa|Maria Buyno-Arctowa]] (ur. 1877)
* 21.06.1952 Józef Galewski (drukarz, autor podręczników o drukarstwie)
* 02.08.1952 [[w:Stanisław Adamczewski|Stanisław Adamczewski]] (ur. 1883)
* 31.10.1952 [[w:Benedykt Hertz|Benedykt Hertz]] (ur. 1872)
* 27.12.1952 [[w:Adolf Černý|Adolf Černý]] (ur. 1864)
=== Autorzy zmarli w latach 1953–60 ===
* 10.02.1953 [[w:Karol Badecki|Karol Badecki]] (ur. 1886)
* 21.03.1953 [[w:Juliusz German|Juliusz German]] (ur. 1880)
* 24.04.1953 [[w:Iwan Sołoniewicz|Iwan Sołoniewicz]] (ur. 1891)
* 30.06.1953 [[w:Karol Berger|Karol Berger]] (ur. 1894)
* 06.12.1953 [[w:Konstanty Ildefons Gałczyński|Konstanty Ildefons Gałczyński]] (ur. 1905)
* 10.12.1953 [[w:Enrico Damiani|Enrico Damiani]] (ur. 1892)
* 19.02.1954 [[w:Ludwik Szczepański|Ludwik Szczepański]] (ur. 1872)
* 19.07.1954 [[w:Antoni Gawiński|Antoni Gawiński]] (ur. 1876)
* 20.02.1955 [[w:Józef Jedlicz|Józef Jedlicz]] (Józef Kapuściński) (ur. 1878)
* 29.03.1955 [[w:Adam Bar|Adam Bar]] (ur. 1895)
* 18.01.1956 [[w:Jozef Bánsky|Jozef Bánsky]] (ur. 1919)
* 14.08.1956 [[w:Bertolt Brecht|Bertolt Brecht]] (ur. 1898)
* 18.07.1957 [[w:Maria Bersano Begey|Maria Bersano Begey]]
* 09.08.1957 [[w:Konrad Tom|Konrad Tom]] (Konrad Runowiecki) (ur. 1887)
* 15.11.1957 [[w:Andrzej Bursa|Andrzej Bursa]] (ur. 1932)
* 19.12.1957 [[w:Julije Benešić|Julije Benešić]] (ur. 1883)
* 08.03.1958 [[w:Ryszard Gansiniec|Ryszard Gansiniec]] (ur. 1888)
* 21.12.1958 [[w:Lion Feuchtwanger|Lion Feuchtwanger]] (ur. 1884)
* 02.03.1959 [[w:Wilam Horzyca|Wilam Horzyca]] (ur. 1889)
* 02.11.1959 [[w:Wiktor Hahn|Wiktor Hahn]] (ur. 1871)
* 07.12.1959 [[w:Artur Górski (krytyk literacki)|Artur Górski]] (ur. 1870)
* 15.05.1960 [[w:Ferdynand Goetel|Ferdynand Goetel]] (ur. 1890)
* 27.07.1960 [[w:Tadeusz Grabowski|Tadeusz Grabowski]] (ur. 1871)
* 12.09.1960 [[w:Franciszek Gil|Franciszek Gil]] (ur. 1917)
=== Autorzy zmarli w latach 1961 - 70 ===
* 07.03.1961 [[w:Giorgio Clarotti|Giorgio Clarotti]] (ur. 1903)
* 02.05.1961 [[w:Wojciech Bąk|Wojciech Bąk]] (ur. 1907)
* 03.06.1961 [[w:Władysław Folkierski|Władysław Folkierski]] (ur. 1889)
* 02.08.1961 [[w:Józef Bieniasz|Józef Bieniasz]] (ur. 1892)
* xx.xx.1962 [[w:Stefan Srebrny|Stefan Srebrny]] (ur. 1890))
* 10.02.1962 [[w:Władysław Broniewski|Władysław Broniewski]] (ur. 1897)
* 01.08.1962 [[w:Leon Kruczkowski|Leon Kruczkowski]] (ur. 1900)
* 16.12.1962 [[w:Tadeusz Bocheński|Tadeusz Bocheński]] (ur. 1895)
* 21.01.1963 [[w:Stanisław Grzesiuk|Stanisław Grzesiuk]] (ur. 1918)
* 29.03.1963 [[w:Pola Gojawiczyńska|Pola Gojawiczyńska]] (ur. 1896)
* 20.12.1963 [[w:Gustaw Morcinek|Gustaw Morcinek]] (ur. 1891)
* 25.12.1963 [[w:Marcjanna Fornalska|Marcjanna Fornalska]] (ur. 1870)
* xx.xx.1964 [[w:Zdana Matuszewicz|Zdana Matuszewicz]]
* 05.03.1964 [[w:Kazimierz Budzyk|Kazimierz Budzyk]] (ur. 1911)
* 18.11.1964 [[w:Jan Stanisław Bystroń|Jan Stanisław Bystroń]] (ur. 1892)
* 26.02.1965 [[w:Bogusław Butrymowicz|Bogusław Butrymowicz]] (ur. 1872)
* 02.05.1965 [[w:Otto Forst-Battaglia|Otto Forst-Battaglia]] (ur. 1889)
* 19.05.1965 [[w:Maria Dąbrowska|Maria Dąbrowska]] (ur. 1889)
* 12.08.1965 [[w:Nice Contieri|Nice Contieri]] (ur. 1912)
* 10.10.1965 [[w:Andrzej Boleski|Andrzej Boleski]] (ur. 1877)
* 24.01.1966 [[w:Wojciech Breowicz|Wojciech Breowicz]] (ur. 1902)
* 02.07.1966 [[w:Jan Brzechwa|Jan Brzechwa]] (ur. 1900)
* 29.05.1967 [[w:Adam Chętnik|Adam Chętnik]] (ur. 1885)
* 08.09.1967 [[w:Adolf Fierla|Adolf Fierla]] (ur. 1908)
* 12.11.1967 [[w:Stanisław Adamski (duchowny)|Stanisław Adamski]] (ur. 1875)
* 14.12.1967 [[w:Zdzisław Hierowski|Zdzisław Hierowski]] (ur. 1911)
* 09.04.1968 [[w:Zofia Kossak-Szczucka|Zofia Kossak-Szczucka]] (ur. 1889)
* 20.05.1968 [[w:Piotr Grzegorczyk|Piotr Grzegorczyk]] (ur. 1894)
* 09.06.1968 [[w:Helena Bobińska|Helena Bobińska]] (ur. 1887)
* 20.04.1969 [[w:Jan Dürr-Durski|Jan Dürr-Durski]]
* 22.04.1969 [[w:Waldemar Babinicz|Waldemar Babinicz]] (ur. 1902)
* 14.06.1969 [[w:Marek Hłasko|Marek Hłasko]] (ur. 1934)
* 25.07.1969 [[w:Witold Gombrowicz|Witold Gombrowicz]] (ur. 1904)
* 09.08.1969 [[w:Pawieł Naumowicz Bierkow|Pawieł Naumowicz Bierkow]] (ur. 1969)
* 03.12.1969 [[w:Stanisław Czernik|Stanisław Czernik]] (ur. 1899)
* 19.05.1970 [[w:Tadeusz Breza|Tadeusz Breza]] (ur. 1905)
* 20.05.1970 [[w:Eustachy Czekalski|Eustachy Czekalski]] (ur. 1885)
* 03.11.1970 [[w:Władysław Jan Grabski|Władysław Jan Grabski]] (ur. 1901)
=== Autorzy zmarli w latach 1971 - 80 ===
* 02.11.1971 [[w:Jan Brzoza|Jan Brzoza]] (ur. 1900)
* 03.11.1971 [[w:Janina Porazińska|Janina Porazińska]] (ur. 1888)
* 27.11.1971 [[w:Jean Bourrilly|Jean Bourrilly]] (ur. 1911)
* 08.05.1972 [[w:Stefan Flukowski|Stefan Flukowski]] (ur. 1902)
* 12.05.1972 [[w:Stanisław Furmanik|Stanisław Furmanik]] (ur. 1896)
* 24.05.1972 [[w:Michał Choromański|Michał Choromański]] (ur. 1904)
* 08.07.1972 [[w:Antoni Cwojdziński|Antoni Cwojdziński]] (ur. 1896)
* 20.10.1972 [[w:Magdalena Samozwaniec|Magdalena Samozwaniec]] (ur. 1894)
* 17.01.1973 [[w:Franciszek Bielak|Franciszek Bielak]] (ur. 1892)
* 30.04.1973 [[w:Maria Pruszkowska|Maria Pruszkowska]] (ur. 1910)
* 08.06.1973 [[w:Wacław Grubiński|Wacław Grubiński]] (ur. 1883)
* 02.11.1973 [[w:Maria Czerkawska|Maria Czerkawska]] (ur. 1881)
* 19.07.1974 [[w:Arthur Prudden Coleman|Arthur Prudden Coleman]] (ur. 1897)
* xx.09.1974 [[w:Janina Palmén|Janina Henrietta Palmén]] (ur. 21.11.1891)
* xx.xx.1975 [[w:Zofia Karczewska-Markiewicz|Zofia Karczewska-Markiewicz]] (ur. 1911)
* 22.01.1975 [[w:Tadeusz Stanisław Grabowski|Tadeusz Stanisław Grabowski]] (ur. 1881)
* 03.07.1975 [[w:Franciszek Beciński|Franciszek Beciński]] (ur. 1897)
* 17.10.1975 [[w:Jerzy Braun|Jerzy Braun]] (ur. 1901)
* 14.11.1975 [[w:Jan Rostworowski (poeta)|Jan M. Rostworowski]] (ur. 1919)
* 26.01.1976 [[w:Witold Doroszewski|Witold Doroszewski]] (ur. 1899)
* 07.06.1976 [[w:Ludwik Brożek|Ludwik Brożek]] (ur. 1907)
* 14.06.1976 [[w:Rosa Bailly|Rosa Bailly]] (ur. 1890)
* 18.06.1976 [[w:Aniela Gruszecka|Aniela Gruszecka]] (ur. 1884)
* 04.07.1976 [[w:Antoni Słonimski|Antoni Słonimski]] (ur. 1895)
* 17.08.1976 [[w:Wincenty Danek|Wincenty Danek]] (ur. 1907)
* 02.09.1976 [[w:Stanisław Grochowiak|Stanisław Grochowiak]] (ur. 1934)
* 07.10.1976 [[w:Jan Dopatka|Jan Dopatka]] (ur. 1893)
* 12.12.1976 [[w:Hermann Buddensieg|Hermann Buddensieg]] (ur. 1893)
* 22.02.1977 [[w:Kazimierz Andrzej Czyżowski|Kazimierz Andrzej Czyżowski]] (ur. 1894)
* 09.11.1977 [[w:Jerzy Cieślikowski|Jerzy Cieślikowski]] (ur. 1916)
* 29.01.1978 [[w:Stanisław Dygat|Stanisław Dygat]] (ur. 1914)
* 01.04.1978 [[w:Michał Gabriel Karski|Michał Gabriel Karski]] (ur. 1895)
* 27.09.1978 [[w:Telemac Dan|Telemac Dan]] (ur. 1902)
* 11.11.1978 [[w:Helena Boguszewska|Helena Boguszewska]] (ur. 1883)
* 27.06.1979 [[w:Antoni Gołubiew|Antoni Gołubiew]] (ur. 1907)
* 02.03.1980 [[w:Jarosław Iwaszkiewicz|Jarosław Iwaszkiewicz]] (ur. 1894)
* 29.06.1980 [[w:Aleksander Baumgardten|Aleksander Baumgardten]] (1908 - 1980)
=== Autorzy zmarli w latach 1981 - 90 ===
* 28.05.1981 [[w:Stefan Wyszyński|Stefan Wyszyński]] (ur. 1901)
* 17.02.1981 [[w:Janina Broniewska|Janina Broniewska]] (ur. 1904)
* 27.02.1982 [[w:Maria Kownacka|Maria Kownacka]] (ur. 1894)
* 06.06.1982 [[w:Maria Ksenia Bechczyc-Rudnicka|Maria Ksenia Bechczyc-Rudnicka]] (ur. 1888)
* 13.08.1982 [[w:Adam Ważyk|Adam Ważyk]] (ur. 17 listopada 1905)
* 15.11.1982 [[w:Franciszek Fenikowski|Franciszek Fenikowski]] (ur. 1922)
* 17.06.1983 [[w:Miron Białoszewski|Miron Białoszewski]]
* 16.02.1983 [[w:Kazimiera Iłłakowiczówna|Kazimiera Iłłakowiczówna]] (ur. 1892)
* 17.02.1983 [[w:Dora Gabe|Dora Gabe]] (ur. 1888)
* 22.02.1983 [[w:Mieczysław Jastrun|Mieczysław Jastrun]] (ur. 29 października 1903)
* 03.08.1983 [[w:Jan Brzękowski|Jan Brzękowski]] (ur. 1903)
* 05.08.1984 [[w:Jerzy Zagórski|Jerzy Zagórski]] (ur. 13 grudnia 1907)
* 19.07.1985 [[w:Janusz Zajdel|Janusz Zajdel]] (ur. 1938)
* 23.10.1985 [[w:Tadeusz Hołuj|Tadeusz Hołuj]] (ur. 1916)
* 14.04.1986 [[w:Stanisław Helsztyński|Stanisław Helsztyński]] (ur. 1891)
* 10.05.1986 [[w:Anna Kamieńska|Anna Kamieńska]] (ur. 12 kwietnia 1920)
* 03.09.1988 [[w:Adam Mauersberger|Adam Mauersberger]] (ur. 3 września 1910)
* 28.09.1986 [[w:Ewa Szelburg-Zarembina|Ewa Szelburg-Zarembina]] (ur. 1899)
* 15.07.1989 [[w:Maria Kuncewiczowa|Maria Kuncewiczowa]] (ur. 1895)
* 26.11.1989 [[w:Cecylia Lewandowska|Cecylia Lewandowska]] (ur. 1902)
* 22.12.1989 [[w:Samuel Beckett|Samuel Beckett]] (ur. 1906)
=== Autorzy zmarli w latach 1991 - 2000 ===
* 27.09.1991 [[w:Stefan Kisielewski]] (ur. 1911)
* 09.04.1992 [[w:Alfred Szklarski|Alfred Szklarski]] (ur. 1912)
* 23.02.1994 [[w:Zbigniew Bieńkowski|Zbigniew Bieńkowski]] (ur. 31 sierpnia 1913)
* 23.09.1994 [[w:Zbigniew Nienacki|Zbigniew Nienacki]] (ur. 1929)
* 30.05.1995 [[w:Małgorzata Hillar|Małgorzata Hillar]] (ur. 1930)
* 10.07.1996 [[w:Czesław Centkiewicz|Czesław Centkiewicz]] (ur. 1904)
* 02.11.1996 [[w:Artur Międzyrzecki|Artur Międzyrzecki]] (ur. 6 listopada 1922)
* 28.07.1998 [[w:Zbigniew Herbert|Zbigniew Herbert]] (ur. 1924)
* 21.07.1999 [[w:Jerzy Harasymowicz|Jerzy Harasymowicz]] (ur. 1933)
* 13.08.1999 [[w:Maria Krüger|Maria Krüger]] (ur. 1904)
* 04.06.2000 [[w:Gustaw Herling-Grudziński|Gustaw Herling-Grudziński]] (ur. 1919)
* 26.08.2000 [[w:Wojciech Żukrowski|Wojciech Żukrowski]] (ur. 1916)
=== Autorzy zmarli w latach 2001 - 2010 ===
* 13.05.2001 [[w:Paweł Hertz|Paweł Hertz]] (ur. 1918)
* 19.03.2004 [[w:Zygmunt Kubiak|Zygmunt Kubiak]] (ur. 30 kwietnia 1929)
* 11.09.2004 [[w:Jerzy Lisowski|Jerzy Lisowski]] (ur. 10 kwietnia 1928)
* 25.10.2003 [[w:Jadwiga Dackiewicz|Jadwiga Dackiewicz]] (ur. 6 marca 1920)
* 16.04.2005 [[w:Artur Hutnikiewicz|Artur Hutnikiewicz]] (ur. 1916)
* 27.03.2006 [[w:Stanisław Lem|Stanisław Lem]] (ur. 1921)
== Autorzy o nieustalonej dacie śmierci ==
Dane dotyczące dat urodzin i śmierci poniższych autorów są pilnie poszukiwane — jeśli je znasz prosimy o ich uzupełnienie (łącznie z podaniem źródła skąd one pochodzą).
* [[w:Rozalia Bersztajnowa|Rozalia Bersztajnowa]] (ur. w XIX w., zm. w XX w.; fl. ca 1896-1924)
* [[w:Karolina Bobrowska|Karolina Bobrowska]] (ur. w XIX w., zm. w XX w.; [[w:fl. ca|fl.ca]] 1913-1934)
* [[wikia:wiersze:J. Chorościcki|J. Chorościcki]] (ur. pr. w I poł. XIX w., zm. pr. w I poł. XX w.; [[w:fl. ca|fl.ca]] 1875)
* Jan Ludwik Kossowicz (fl. ca 1881)
* [[w:Józef Maciejowski|Józef Maciejowski]] (fl. ca. 1904-1937; pisarz, tłumacz)
* Konrad Robakowski ([[w:fl. ca|fl.ca]] 1902–1907; publikował wiersze w czasopiśmie ''Chimera'')
* Kazimierz Rozenberg (fl. ca 1935-1939)
* Zofia Schulbaumówna (fl. ca 1934-1939 (zm. 1941-1943? [https://dlibra.kul.pl/Content/42732/47439_104053-II_Zaglada-Zydow-lwowsk.pdf źródło]))
* [http://alpha.bn.org.pl/search~S5*pol/?searchtype=a&searcharg=Sujkowska%2C+Janina&searchscope=5&sortdropdown=-&SORT=D&extended=0&SUBMIT=Szukaj&searchlimits=&searchorigarg=tWichrowe+Wzg{u00F3}rza Janina Sujkowska] (tłumaczka z ang. i niem.; ur. pr. w II poł. XIX lub I poł. XX w., zm. pr. w I poł. XX w.; [[w:fl. ca|fl.ca]] 1928-1938)
* Maria Śliwińska (pseud. Anna Bronisławska; [[w:fl. ca|fl.ca]] 1902–1907)
* [[w:Alfons Wróblewski|Alfons Wróblewski]] (tłumacz z ros.; fl.ca 1901)
* [[w:Władysław Jastrzębiec-Zalewski|Władysław Jastrzębiec-Zalewski]] (1877-po 1934)
* [[w:Zbigniew Zamorski|Zbigniew Zamorski]] (ur. w XIX w., zm. w XX w.; [[w:fl. ca|fl.ca]] 1925–1932)
* Władysław Izdebski (ur. w XIX w., zm. w XX w.; [[w:fl. ca|fl.ca]] 1898–1930)
=== Autorzy o ustalonej dacie śmierci, ale bez źródła tych danych ===
* Emilia Szenwic (z d. Feinkind) (28.01.1889 Warszawa-30.03.1972 Rzym)
<br class=visualClear>
[[Kategoria:Metastrony Wikiźródeł|Do zrobienia]]
[[be:Вікікрыніцы:Беларускія аўтары ў грамадскім набытку]]
mmkbzno249qj1402a75sr5hfx1pfhb1
Wikiźródła:Skryptorium/Pulpit propozycji
4
28333
3157057
3032323
2022-08-25T09:38:06Z
Alnaling
32144
/* Semantyczne akapity */ nowa sekcja
wikitext
text/x-wiki
{{Skryptorium/pulpit
|nazwa= Pulpit propozycji
|opis= Przy tym pulpicie zgłaszamy różnego typu pomysły i propozycje oraz debatujemy nad ich realizacją.
}}
== Prośba o dokończenie i scalenie... ==
Przepisałem ostatnio, ile i jak dałem rady... Dokończenie mnie przerasta, uprasza się Szanowną Brać, kto żyw i chętny, o sfinalizowanie:
* Indeks:Norbert Bonczyk - Góra Chełmska.pdf
* Indeks:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu
Nie wiem, czy to dobre miejsce na umieszczenie tej prośby... No ale jak nie tu, to gdzie? Pozdr. wikiźródłowo! 🤪 [[Wikiskryba:Abraham|Abraham]] ([[Dyskusja wikiskryby:Abraham|dyskusja]]) 09:04, 28 wrz 2021 (CEST)
: {{ping|Abraham}} dokończymy :-) To jest dobre miejsce, ale mamy też taką rubrykę "Indeksy do przeniesienia do przestrzeni głównej" na stronie [[Wikiźródła:Do zrobienia]] (chociaż tamtych indeksów to chyba nikt nie chce przenieść🤪) Pozdrawiam [[Wikiskryba:Joanna Le|Joanna Le]] ([[Dyskusja wikiskryby:Joanna Le|dyskusja]]) 09:17, 28 wrz 2021 (CEST)
== Sylwetka miesiąca ==
Jesteśmy małą społecznością i, jak pokazuje praktyka, trudno nam znaleźć osobę, lub stworzyć zespół, który by się zajmował pewnymi zadaniami wymagającymi regularnego nadzoru. Jednym z nich jest aktualizacja sylwetki miesiąca na stronie głównej. Proces ten się składa z dwóch części: 1) decyzji, kto ma tą sylwetką w danym miesiącu być i 2) przygotowania odpowiedniego szablonu z krótka informacją. Kiedyś zajmowałem się tym ja, od kilku lat robił to głównie Bonvol, ale jak widać nasza aktywność nie jest regularna i, jeżeli mechanizm miałby pozostać na stronie głównej, musiałoby się w to włączyć więcej osób. Dlatego mam propozycję utworzenia przypominajki, która by wyświetlała aktywnym doświadczonym użytkownikom (moja propozycja: redaktorom) przy edytowaniu jakiejkolwiek strony lub przy zapisywaniu edycji, że właśnie się kończy miesiąc, a sylwetka na następny miesiąc nie została jeszcze zaktualizowana. Mogłoby to się dziać np. przez ostatnie 7 dni miesiąca. Sylwetki miesiąca można przygotowac z wyprzedzeniem nawet 11 miesięcy, więc jeśliby ktoś to zrobił, komunikat by nikogo nie molestował.
W związku z powyższym mam dwa pytania:
# (chyba przede wszystkim do [[User:Zdzislaw|Zdzislawa]]): czy da się coś takiego zrobić w LUA (sprawdzanie daty ostatniej edycji szablonu sylwetki następnego miesiąca) i podpiąć pod jakąś editnotice? Czy może byłby tu potrzebny jakiś js i na ile to by było pracochłonne / kosztowne?
# (do aktywnych redaktorów) {{Ping|Matlin|Joanna Le|Terwa|Anwar2|Wieralee}} {{Ping|Draco flavus|Wydarty|Tommy Jantarek|PG|Seboloidus}} {{Ping|JKW|Himiltruda|Beastradiorock|Alenutka|Zetzecik}} {{Ping|Cybertułacz|Fallaner|Wolan|Aarienn|Lord Ya}} {{Ping|Maire|Dzakuza21|Nawider|Abraham|Bonvol}} {{Ping|Cuowiek Maupa|Dankowski|Grawiton|Mahnka|Odder}} {{Ping|Sempai5|Salicyna|Silvanka|Szandlerowski|Zezen}}) Czy zgadzacie się na taką formę przypominajki (komunikat przy każdej edycji w ostatnim tygodniu miesiąca, jeśli są w tej materii "zaległości" - do końca miesiąca lub aż ktoś tę sylwetkę zrobi)? [[Wikiskryba:Ankry|Ankry]] ([[Dyskusja wikiskryby:Ankry|dyskusja]]) 18:28, 2 paź 2021 (CEST)
{{Ping|Ankry}} Myślę, że w obecnej sytuacji ktoś mający doświadczenie w przygotowywaniu tych sylwetek mógłby zrobić aktualizację na miesiąc obecny. W drugiej kolejności warto postawić pytanie osobie, która się zadeklarowała (jeśli dobrze rozumiem) do tworzenia tych sylwetek, co się stało? Pkt. 1) jest już obstawiony do VII 2022, a na punkt 2) jest zawsze m-c czasu (teraz akurat było 2 tyg.), więc jeśli tylko tematu nie zostawia się na koniec m-ca, to nie powinno być problemu z wcześniejszym poinformowaniem społeczności, że "nie dam rady z sylwetką m-ca". Uważam, że takie przypomnienie powinno być dla osób, które chcą to robić. Jest część redaktorów i redaktorek, pracujących prawie wyłącznie w przestrzeni indeks i strona. Więc nie wiem, czy tworzenie takich powiadomień dla wszystkich aktywnych nie jest trochę przesadzone przy problemie, którego rozwiązanie wymaga napisania na czas kilku rzeczowych zdań. Nie wiem też jak miała by wyglądać taka przypominajka, chodzi mi o jej potencjalną uciążliwość, ale "komunikat przy każdej edycji" nie brzmi zachęcająco. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 19:56, 2 paź 2021 (CEST)
:Osób z doświadczeniem w tej materii brakuje, natomiast osoba, która to no niedawna robiła (Bonvol) jest ostatnio nieaktywna. Więc trudno kierować do nich jakiekolwiek oczekiwania. Raczej należy się zastanowić, co możemy bez nich zrobić, bo myślenie życzeniowe niestety nie działa. [[Wikiskryba:Ankry|Ankry]] ([[Dyskusja wikiskryby:Ankry|dyskusja]]) 03:08, 3 paź 2021 (CEST)
W propozycjach jest dość duży zapas więc można rzeczywiście uaktualnić sylwetki na 11 miesięcy do przodu i moim zdaniem tak powinno być przyjęte, zrobić raz na rok i nie musieć monitorować. Technicznie wiem jak to zrobić i mógłbym uzupełnić przy okazji, tylko nie wiem co w nich zawrzeć. Może to złudzenie moje ale jakoś opisy inaczej wyglądają niż kiedyś.<br>Ta przypominajka przy każdej edycji to dość drastyczne posunięcie, wydaje mi się że wystarczyłby jeden apel albo na ogłoszeniach albo na stronach dyskusji aktywnych, ale to przy założeniu że aktualizujemy szablony raz na rok. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 02:06, 3 paź 2021 (CEST)
:Zgadza się, dość drastyczne, dlatego poruszam temat tutaj z szerokim pingiem. Zwracam jednak uwagę, że jeśli ktoś się podejmie aktualizacji i będzie ją realizował regularnie, to ta przypominajka się nie aktywuje. Ona by była na wypadek, gdyby nagle takiej osoby zabrakło. Co do apelu na ogłoszeniach, kto miałby z nim wystąpić? Bot?
:Z drugiej strony, jeśli nie ma chętnych do zajęcia się tym tematem, to może zrezygnować z sylwetek miesiąca? [[Wikiskryba:Ankry|Ankry]] ([[Dyskusja wikiskryby:Ankry|dyskusja]]) 03:08, 3 paź 2021 (CEST)
*1. Takie cuda da się zrobić w czystym wikikodzie :), tutaj gotowa ''przypominajka'': [[Wikiskryba:Zdzislaw/Przypominajka]]. Mogę ją zaimplementować w dowolnym miejscu.<br>
:2. Jeżeli miałoby to być zbyt uciążliwa jako editnotice przy każdej edycji, może umieścić ją nad OZ-tami.? [[Wikiskryba:Zdzislaw|Zdzislaw]] ([[Dyskusja wikiskryby:Zdzislaw|dyskusja]]) 19:16, 3 paź 2021 (CEST)
* Moim zdaniem ''sylwetka miesiąca'' powinna działać następująco. Np. styczeń — losowa wybierana opcja 01,02,03... z możliwością ustawienia wybranej sylwetki w dniach np. pan xyz od 01.10.2023 do 31.10.2023. Dzięki temu: a) zachowamy sylwetki już istniejące i co ważne ciągle rozwijane; b) jeżeli pojawi się ktoś naprawdę ciekawy możemy dodać kolejną sylwetkę c) projekt będzie wyglądał podobnie nawet za 20 lat niezależnie czy przybędzie nam wikiskrybów; czy zostanie np. jedna czasowo aktywna osoba - ciągle będzie istniało złudzenie aktywnego projektu. [[Wikiskryba:Nawider|Nawider]] ([[Dyskusja wikiskryby:Nawider|dyskusja]]) 20:16, 3 paź 2021 (CEST)
*:Wtedy trzeba byłoby unikać szczegółowych sformułowań, żeby za 20 lat nie pojawił się tekst, że autor urodził się 200 lat temu, gdy z obliczeń wynikałoby 220. Podobnie unikać zaproszeń do współpracy, bo może już nie być niczego do opracowania. Czyli sylwetka miesiąca musiałaby być dość ogólnikowa, zawierająca niezmienne informacje. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 21:42, 3 paź 2021 (CEST)
* Tak na marginesie... Nie mam zamiaru burzyć przyjętej koncepcji, ani długoletniej tradycji, jedynie pod rozwagę daję myśl: czy warto na siłę trzymać się rocznic urodzin i śmierci? Jeśli przypadnie takowa u Kraszewskiego, Konopnickiej, E. Zoli... — to pięknie. Ale w przypadku niedoszłego na ten miesiąc [[Autor:Gustave Flaubert|Flauberta]], cóż możemy zaproponować czytelnikom z twórczości autora, którego sylwetka będzie widniała na stronie głównej przez miesiąc? Jedną książkę? I to nie, bo tylko rozdział, a konkretnie 8 akapitów, z których można by jedynie wybrać coś na [[Szablon:Tekst na dziś|tekst dnia]]. Na styczeń 2022 został pierwotnie wybrany [[Autor:William James|William James]], z którego twórczości na razie nie mamy nic. Czy chcemy przyciągać uwagę, a potem rozczarowywać czytelnika? Może warto w takich sytuacjach przedstawić postać autora ze sporą ilością udostępnianej twórczości, ale nie obchodzącego żadnej rocznicy, albo nawet kogoś kto już był przedstawiany np. 5 lat temu, a od tego czasu podwoiliśmy jego dorobek? [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 14:46, 5 paź 2021 (CEST)
*:A taka jest przyjęta koncepcja? Wg mnie nic absolutnie nie stoi na przeszkodzie żeby przedstawić na głównej autora w ogóle ciekawego, lub autora dobrze u nas opracowanego, lub autora nowego na Wikiźródłach, którego kilka tekstów udałoby się nam opracować, bez jakiegokolwiek związku z kalendarium. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 14:58, 5 paź 2021 (CEST)
*:*Pod takim kątem, zaproponowanym przez Bonvola, były wybierane sylwetki miesiąca na przyszły rok na Źródłosłowie. Ale formalnych wymagań ani zaleceń chyba nie ma. Natomiast cały czas wisi pytanie, czy ktoś się tym zajmie: a) ktoś zadeklarowany b) losowa osoba, której będą najbardziej przeszkadzać przypominajki, czy c) po prostu wytniemy te sekcję ze strony głównej za względu na brak opieki. Bo w obecnej formie (nieaktualizowanej od miesięcy) jest to na dłuższą metę bez sensu. [[Wikiskryba:Ankry|Ankry]] ([[Dyskusja wikiskryby:Ankry|dyskusja]]) 19:34, 5 paź 2021 (CEST)
== Podpunkt 2.10 Prace dypolomowe w [[Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread]] ==
Wnoszę o dopisanie takiej kategorii, gdyż od niedawna otworzyliśmy furtkę dla tego typu prac. Już powstają 3 takie, każda ma zwój własny indeks. '''[[Wikiskryba:Superjurek|Superjurek]]''' ([[Dyskusja_wikiskryby:Superjurek|Dyskusja]]) 00:21, 30 gru 2021 (CET)
== Tłumaczenie dzieł obcojęzycznych poprzez Proofread ==
Zgłaszam propozycję w temacie tłumaczeń wikiskrybów. Chciałbym, abyśmy rozważyli tworzenie indeksów dla książek które nie są po polsku i strona po stronie zamieszczać tekst tłumaczenia, który będzie już po polsku, ale będzie ściśle korespondował graficznie z oryginalnym tekstem danej strony. Powód jest taki sam jak w przypadku proofreadu tekstów polskich 1 do 1: czyli transparentność, gdyż jeśli jest to dłuższa publikacja, to łatwiej wyłapać nie tylko literówki i błędy w formatowaniu ale też błędy merytoryczne w tłumaczeniach. W sytuacji zaś gdy nie da się prosto przełożyć tekstu w obrębie jednej strony (w co wątpię aby było poważnym problemem paraliżującym ten pomysł) to wszystkie te problemy można zaznaczyć kolorując stronę na niebiesko i opisać problem w dyskusji strony. '''[[Wikiskryba:Superjurek|Superjurek]]''' ([[Dyskusja_wikiskryby:Superjurek|Dyskusja]]) 12:46, 7 sty 2022 (CET)
:Na enwikisource coś takiego jest praktykowane. Z kolei zapewnienie dokładnego korespondowania jest trochę nierealne na granicach stron ze względu na różnice składniowe języków. Moja główna wątpliwość dotyczy tego, czy będą chętni do takich projektów? [[Wikiskryba:Ankry|Ankry]] ([[Dyskusja wikiskryby:Ankry|dyskusja]]) 13:10, 7 sty 2022 (CET)
::Trudno stwierdzić. Teraz nie, a za kilka miesięcy tak; albo może kiedyś przy uprzednim zatwierdzeniu tej praktyki powstaną na Wikiźródłach konkursy edycyjne polegające na przetłumaczeniu dzieła... Idea tłumaczenia w ramach wolontariatu ma swoje plusy. Tu bardzo ważne byłoby po prostu ustalenie, czy gdyby ktoś pokusił się o tą opcję, którą zasugerowałem, może wówczas liczyć na przyzwolenie społeczności aby taki Proofread zainicjować i poprowadzić do końca. Otwarcie takiej furtki będzie tym bardziej kuszące, gdy pojawi się jakieś dzieło na wolnej licencji w obcym języku. Wówczas tłumaczenie go na polski będzie jedyną opcją aby zaopatrzyć użytkowników języka polskiego w taki bardzo cenny nabytek (nie musimy wówczas czekać aż ktoś zajmujący się tym profesjonalnie zrobi to lub też nie). '''[[Wikiskryba:Superjurek|Superjurek]]''' ([[Dyskusja_wikiskryby:Superjurek|Dyskusja]]) 14:53, 7 sty 2022 (CET)
::: Zdecydowanie {{przeciw}}. Głównie ze względu na wspomniany "profesjonalizm". Mieliśmy już tu przed laty próby takich tłumaczeń, gdzie tłumaczeniem zajmowała się osoba nie znająca nawet języka, opierając się na google translatorze. Do tłumaczeń trzeba profesjonalizmu, choćby po to żeby umieć przetłumaczyć wszystkie gry słów, zabawy językowe, neologizmy, niestandardowe konstrukcje językowe. Nie wyobrażam sobie dobrego tłumaczenia bez znajomości języka choćby takiego dzieła jak "Lolita" pełnego swoistych dla Nabokova gier językowych, czy poezji, tym bardziej poezji lingwistycznej. Nie widzę też możliwości weryfikacji profesjonalizmu językowego wikiskrybów. Drugi powód: jest mnóstwo dzieł do opracowania, z każdym rokiem coraz więcej i coraz ciekawszych, mamy co robić, im mniej na Wikiźródłach twórczości własnej i próby "błyszczenia" tym wg mnie dla projektu lepiej. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 17:20, 7 sty 2022 (CET)
:::{{Przeciw}} Zgadzam się z Tommym J. raczej całkowicie. [[Wikiskryba:Joanna Le|Joanna Le]] ([[Dyskusja wikiskryby:Joanna Le|dyskusja]]) 18:53, 7 sty 2022 (CET)
::::A ja nie do końca: zależy co się tłumaczy. Natomiast uważam, że nie ma sensu dyskutować nad propozycją, która jest czysto teoretyczna i nie będzie komu wdrażać jej w życie. Jak będą zapaleńcy chcący się tym zająć, możemy wrócić do tematu. [[Wikiskryba:Ankry|Ankry]] ([[Dyskusja wikiskryby:Ankry|dyskusja]]) 21:53, 24 sty 2022 (CET)
:::::"Zależy co się tłumaczy" tylko żeby wiedzieć co się tłumaczy i na jakim poziomie językowym jest tłumaczony tekst, to wg mnie trzeba posiadać większą znajomość języka niż komunikatywną. Jak będą zapaleńcy, to jak rozwiązać choćby możliwe konflikty edycyjne, gdy dwóch "tłumaczy" nie porozumie się w kwestii tłumaczenia z jakiegoś rzadko używanego języka, gdy żaden admin nie będzie go znał? Dalej, jak zweryfikować zdolność i umiejętności translatorskie i językowe zapaleńca? Stworzymy jakieś komisje weryfikacyjne? Czy na zasadzie zaufania, a nuż wyjdzie, a widelec tekst nie zostanie zmasakrowany? [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 22:53, 24 sty 2022 (CET)
Dzień dobry, {{Ping|Superjurek}} proszę zapoznać się z oprogramowaniem dla tłumaczy typu np. darmowy omegat.org. Prawdziwe tłumaczenie książki nie odbywa się słowo po słowie, zdanie po zdaniu, strona po stronie, ale całościowo - tłumacz pracuje nad całym dokumentem jednocześnie, automatycznie wyłapuje podobne frazy i zastępuje je, korzysta z wbudowanej bazy słownictwa (np. charakterystycznego dla danego autora), korzysta z baz fleksji itp. Oprogramowanie proofread pozbawione tych wszystkich funkcjonalności to amatorszczyzna w procesie tłumaczenia. To tak jakby w zwykłym notatniku pisać rozbudowaną pracę doktorską - da się, ale to masochizm. Lepiej najpierw zrobić zwykły proofread we właściwej wersji językowej danej książki (jeśli jeszcze nie jest zrobiony) i następnie sproofradowaną książkę przenieść do oprogramowania dla tłumaczy, przetłumaczyć, a następnie wynik wgrać np. na Wikibooks. Dlatego summa summarum {{przeciw}} zaproponowanemu pomysłowi. [[Wikiskryba:Mahnka|Mahnka]] ([[Dyskusja wikiskryby:Mahnka|dyskusja]]) 04:02, 8 sty 2022 (CET)
* {{przeciw}} [[Wikiskryba:Wieralee|Wieralee]] ([[Dyskusja wikiskryby:Wieralee|dyskusja]]) 15:48, 8 sty 2022 (CET)
== Rewitalizacja stron Pomocy - Ilustracje ==
Nasze podręczniki na stronach [[Wikiźródła:Pomoc]] wymagają rewitalizacji, w pewnych obszarach brakuje informacji o pracy z proofread, inne informacje są dość skąpe, niektóre są nieaktualne. Na początek chciałabym się zająć stronami dotyczącymi ilustracji: [[Pomoc:Ilustrowanie tekstów]] i [[Wikiźródła:Zasady ilustrowania tekstów]], na których praktycznie nie ma nic na temat ilustrowania stron przepisywanych ze skanów. A ilość brakujących ilustracji sugeruje, że mało kto chce lub wie jak je uzupełniać.
Stworzyłam w [[Wikiskryba:Joanna Le/brudnopis1|brudnopisie]] stronę, która docelowo miałaby zastąpić tekst na stronie [[Pomoc:Ilustrowanie tekstów]]. Jest to w większości skopiowana część [[Wikiskryba:Wieralee/Poradnik cioci Wiery :-)|Poradnika Wiery]], z którego sama często korzystam przy dodawaniu ilustracji. Czy coś co jeszcze powinno być umieszczone na tej stronie?
Natomiast jeśli chodzi o stronę [[Wikiźródła:Zasady ilustrowania tekstów]] to w sumie dotyczy ona tylko ilustracji dodawanych do stron bez skanów i zastanawiałam się czy nie zrobić jej po prostu przekierowaniem do strony [[Pomoc:Ilustrowanie tekstów]]. Może ktoś ma na nią sposób?
Proszę Was o ewentualne uwagi, korekty, czy pytania. Śmiało edytujcie [[Wikiskryba:Joanna Le/brudnopis1|brudnopis]]. [[Wikiskryba:Joanna Le|Joanna Le]] ([[Dyskusja wikiskryby:Joanna Le|dyskusja]]) 19:33, 3 lut 2022 (CET)
:Wg mnie [[Wikiźródła:Zasady ilustrowania tekstów]] jest na tyle zdezaktualizowana, że przestała mieć sens przy 98% tekstów że skanami i 2590 tekstach bez skanów. Ilustrowanie tekstów bez skanów i tłumaczeń można dać jako część strony pomocy dotyczącej ilustrowania. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 02:43, 4 lut 2022 (CET)
== Semantyczne akapity ==
Aktualnie w przepisanych książkach akapity są osiągane przy użyciu <code><nowiki><br>{{tab}}</nowiki></code>, co wizualnie prezentuje się ok, ale stwarza problemy z dostępnością. Przykładowo korzystając z funkcji TalkBack na Androidzie przechodzenie między akapitami wymaga podwójnego przesunięcia by "czytało dalej", ponieważ po pierwszym przesunięciu syntezator czyta pusty <code><nowiki><span></nowiki></code> wyprodukowany przez <code><nowiki>{{tab}}</nowiki></code>. Z kolei w przypadku korzystania z "reader view" w Firefoxie, wcięcie akapitu jest zbyt małe, ponieważ ich CSS nie zawiera naszej specjalnej klasy <code>_tb</code> dla wcięć.
Aktualny wygląd wcięć akapitowych można łatwo uzyskać dodając <code>text-indent</code> i usuwając marginesy przy użyciu CSS. Rozpoczęcie akapitu byłoby wtedy osiągane przez wstawienie pustej linii, tak jak na Wikipedii czy angielskich Wikisource. Oprócz polepszonej dostępności dla osób korzystających z funkcji asystujących, takie podejście miałoby również inne pomniejsze zalety:
* Puste linie są bardziej widoczne w kodzie niż <code><nowiki><br>{{tab}}</nowiki></code>. Przykładowo, szukając literówki o której wiemy, że jest w trzecim akapicie, łatwiej jest go namierzyć wizualnie w trybie edycji.
* W niektórych przypadkach oprogramowanie wiki wstawia znaczniki akapitów za nas, co wizualnie prowadzi do "podwójnego" wyróżnienia akapitu zarówno przez wcięcie jak i odstęp. Przykładowo na [[Strona:Emilka_ze_Srebnego_Nowiu.pdf/210|tej stronie]] pomiędzy podpisem ''Emilja'', a ''P.S.'' znajduje się dodatkowy odstęp nieobecny w książce, ponieważ oprogramowanie (poprawnie) wykryło, że ''P.S.'' rozpoczyna nowy akapit.
* Lepsza integracja z istniejącymi narzędziami do przetwarzania stron internetowych, które zakładają, że akapity są oznaczane przez znacznik <code><nowiki><p></nowiki></code>.
Dla Wikiskrybów zmiana ta wymagałaby drobnej zmiany przyzwyczajeń przy przepisywaniu oraz zmian w funkcji "Sprzątanie kodu". Dla istniejących już indeksów wymaga ona napisania prostego bota, który zaktualizuje strony do nowego formatu. Nowy format mógłby być opt-in przez jakiś czas, dopóki większość/wszystkie teksty nie zostaną zaktualizowane. [[Wikiskryba:Alnaling|Alnaling]] ([[Dyskusja wikiskryby:Alnaling|dyskusja]]) 11:38, 25 sie 2022 (CEST)
rwvdifr414tjx6h8vxg0rsu4txo7y4m
Chłopi (Reymont)/całość
0
29042
3156989
3153389
2022-08-25T02:28:22Z
AkBot
6868
robot aktualizuje stronę *** aktualny tekst nadpisany ***
wikitext
text/x-wiki
{{Strona generowana automatycznie}}
{{Dane tekstu
| autor = Władysław Stanisław Reymont
| tytuł = [[Chłopi (Reymont)|Chłopi]]
| podtytuł =
| wydawnictwo = Gebethner i Wolff
| okładka = Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu
| strona z okładką = 9
| druk = Tłocznia Wł. Łazarskiego
| wydanie = szóste popularne
| rok wydania = 1925
| miejsce wydania = Warszawa
| strona indeksu = Chłopi (Reymont)
| źródło = [[commons:Category:Chłopi (Reymont)|Skany na Commons]]
| poprzedni = Chłopi (Reymont)
| następny =
| inne = {{epub}}
| wikipedia = Chłopi (powieść)
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Chłopi (Reymont)"
from="Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/009" onlysection="s1"
to="Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/009"/>
<pages index="Chłopi (Reymont)"
from="Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/009" onlysection="s3"
to="Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/009"/>
<pages index="Chłopi (Reymont)"
from="Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/014"
to="Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/014"/>
<pages index="Chłopi (Reymont)"
from="Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/008"
to="Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/008"/>
<pages index="Chłopi (Reymont)"
from="Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/015"
to="Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/329"/>
<pages index="Chłopi (Reymont)"
from="Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/005"
to="Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/310"/>
<span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_311" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/311"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/311|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/311{{!}}{{#if:311|311|Ξ}}]]|311}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Ziąb przytem był przykry i do żywego przejmujący, to i mało kiedy dojrzał kogo na drogach, deszcz jeno trzepał, wiatry przemiatały, drzewiny się trzęsły i smutek wiał światem całym, pustka była naokół i cichość w całej wsi jakby wymarłej, tyle jeno było żywych głosów, co tam jakieś bydlątko zaryczało przy pustym żłobie, to kury zapiały od czasu do czasu albo gąsiory, odsadzone od gęsi, siedzących na jajach, rozkrzykiwały po podwórcach.<br>
{{tab}}A że dnie były coraz dłuższe, to i barzej się mierziło ludziom, bo nikto roboty żadnej nie miał, paru robiło na tartaku, paru zwoziło z lasu drzewo dla młynarza, a reszta wałęsała się po chałupach, wysiadywała w sąsiedztwach, by jakoś ten dzień się przewlókł — a jaki taki, co starowniejszy, brał się narządzać pługi, to brony lub inszy sprzęt gospodarski sposobił na zwiesnę, do roli przydatny, jeno niesporo to szło i ciężko, bo wszystkim zarówno dokuczały pluchy i frasunki przejmowały serca; oziminy bowiem srodze cierpiały od tych wycinków, że już miejscami na niższych polach widziały się docna wymarzłe, to niejednemu kończyła się pasza i głód zaglądał do obór, gdzie znów ziemniaki pokazały się przemrożone, owdzie choroby zagnieździły się w chałupie, a do wielu przednówek się dobierał.<br>
{{tab}}Nie w jednej bo już chałupie jeno raz w dzień warzyli jadło a sól za jedyną okrasę mieli — to i coraz częściej ciągnęli do młynarza, brać ten jaki korczyk na krwawy odrobek, bo zdzierus był srogi a nikto gotowego grosza nie miał ni co wywieźć do miasteczka; <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_312" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/312"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/312|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/312{{!}}{{#if:312|312|Ξ}}]]|312}}'''<nowiki>]</nowiki></span>drudzy zasie to i do Żyda do karczmy szli, skamląc, by ino na bórg dał tę szczyptę soli, jaką kwartę kaszy, albo i ten chleba bochenek!<br>
{{tab}}Juści koszula nie rządzi, kiej brzuch błądzi.<br>
{{tab}}A narodu potrzebującego było tyla, zarobków zaś żadnych i u nikogo, gospodarze sami nie mieli co robić, dziedzic jak się był zawziął, że żadnemu Lipczakowi grosza zarobić w lesie nie da, tak i nie ustąpił mimo próśb, choć całą gromadą do niego chodzili, to juści, że i bieda u komorników i co biedniejszych gospodarzy robiła się taka, że dobrze stojał niejeden i Bogu dziękował, jeśli miał choć ziemniaki ze solą i te gorzkie łzy za przyprawę.<br>
{{tab}}To juści że z tych różnych różności rodziły się we wsi ciągłe biadania, swary, a kłótnie, a bijatyki, boć naród cierzpiał, chodził strapiony, niepewny jutra, struty niepokojem, że jeno szukał okazji, by na drugich wywrzeć z nawiązką to, co go na wnątrzu jadło — toć i bez to aż się chałupy trzęsły od plotek, kłyźnień, a przemówień.<br>
{{tab}}A kieby na tę przykładkę djabelską zwaliły się choroby różne na wieś, jak to zresztą zwyczajnie bywa przed zwiesną, w niezdrowy czas, kiej wapory smrodliwe biją z tającej ziemi, to i najpierwej spadła ospica kiej ten jastrząb na gąsięta i dusiła dzieciątka, biorąc kaj niekaj i starsze, że nawet dwoje wójtowych, najmłodszych, nie odratowały sprowadzone dochtory i powieźli je na cmentarz, potem zaś febry i gorączki, to insze choróbska zwaliły się na starszych, iż co drugi dom ktosik kwękał, na księżą oborę patrzył i {{pp|zmi|łowania}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_313" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/313"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/313|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/313{{!}}{{#if:313|313|Ξ}}]]|313}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|zmi|łowania}} Pańskiego wyglądał — aż Dominikowa nie mogła nastarczyć lekować, a że przytem i krowy zaczynały się cielić i niektóra kobieta też zległa, to rwetes we wsi stawał się coraz większy i zamieszanie jeszcze narastało.<br>
{{tab}}Bez takie ano sprawy naród burzył się w sobie i coraz niecierzpliwiej wyglądał zwiesny, boć wszystkim się widziało, że niech jeno śniegi spłyną, ziemia odtaje i przeschnie, słońce przygrzeje, by można wyjść z pługiem na role, to i biedy a frasunki się skończą.<br>
{{tab}}Ale wszystkim się widziało, że wiosna wolniej nadchodzi latoś niźli po drugie roki, bo wciąż lało i ziemia wolniej puszczała i wody leniwiej spływały, a co gorsza, że ano krowy jeszcze się nie leniły i włos mocno siedział, co znaczyło, że zima potrzyma dłużej.<br>
{{tab}}Więc niech jeno nastała jaka godzina suchsza i słońce zaświeciło, roiło się zaraz przed chałupami, ludzie z zadartemi głowami tęskliwie przepatrywali niebo, wymiarkowując, zali to nie na dłuższą odmianę idzie, staruchy zaś wyłazili pod ściany nagrzewać struchlałe kości, a co było dzieci, wszystkie biegały z wrzaskiem po drogach, kiej te źrebaki, wypuszczone na pierwszą trawę.<br>
{{tab}}I co w taki czas było radości, wesela, śmiechów!<br>
{{tab}}Świat cały zajmował się płomieniami od słońca, gorzały światłością wody wszelkie, rowy były, kiejby je kto roztopionem słońcem napełnił po brzegi, drogi zaś widziały się jakby z topionego złota uczynione, lody na stawie, przemyte deszczami, pobłyskiwały jako ta misa cynowa, czarniawo, drzewa nawet skrzyły się <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_314" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/314"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/314|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/314{{!}}{{#if:314|314|Ξ}}]]|314}}'''<nowiki>]</nowiki></span>od rosy nieobeschłej, a pola, pobróżdżone strugami, leżały jeszcze oniemiałe, czarne, martwe a już jakby dychające ciepłem i wezbrane wiosną i pełne skrzeń i bełkotliwych głosów wód, a tu i owdzie niestopione śniegi jarzyły się ostrą białością, kiej te płótna, rozciągnięte do blichu; niebo zmodrzało, odsłoniły się dale przymglone, ździebko jakby osnute pajęczynami, że oko szło nawskroś i leciało hen, na pola nieobjęte, na czarne linje wsi, na stoki borów, we świat ten cały dyszący radością, a powietrzem szły takie lube, wiośniane tchnienia, że w sercach człowieczych stawał radosny krzyk, dusze się rwały, we świat ponosiło, że kużdenby leciał w to słońce, jako te ptaki, co nadciągały gdziesik od wschodu i pławiły się w czystem powietrzu; każden rad wystawał przed domem i rad rozprawiał nawet z nieprzyjacioły.<br>
{{tab}}Milknęły wtedy kłótnie, przygasały spory, dobrość przejmowała serca i wesołe pokrzyki leciały po wsi, przepełniały domy radością i drżały świegotliwemi głosami w powietrzu ciepłem.<br>
{{tab}}Wywierano narozcież chałupy, odbijali okna, by wpuścić do izb nieco powietrza, kobiety wyłaziły na przyzby z kądzielami, nawet dzieciątka wynoszono w kołyskach na słońce, a z otwartych obór rozlegały się raz po raz tęskliwe poryki bydlątek, konie rżały, rwąc się z uździenic na świat, gęsi zaś uciekały z jaj i przekrzykiwały się z gęsiorami po sadach, koguty piały po płotach, a psy kiej oszalałe szczekały po drogach, ganiając wraz z dziećmi po błocie.<br>
{{tab}}Naród zaś postawał na opłotkach i, mrużąc od <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_315" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/315"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/315|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/315{{!}}{{#if:315|315|Ξ}}]]|315}}'''<nowiki>]</nowiki></span>blasków oczy, spozierał radośnie na wieś, taplającą się w słońcu, że jeno szyby grały ogniami, kobiety rozprawiały po sąsiedzku, przez sady, że głosy szły na całą wieś, powiedali sobie, że ktosik ano już słyszał skowronka, że i pliszki widzieli na topolowej drodze; to znowu któryś dojrzał na niebie, wysoko pod chmurami sznur dzikich gęsi, że wnet pół wsi wybiegło na drogę patrzyć, a inszy potem rozpowiadał jako i boćki już spadły na łęgach za młynem. Nie dawano temu wiary, boć dopiero marzec dobiegał do połowy! A któryś, bodaj Kłębowy chłopak, przyniósł pierwszą przylaszczkę i latał z nią po chałupach, że oglądali ów blady kwiatuszek z podziwem głębokim, by tę świętość najwyższą, i dziwowali się wielce!<br>
{{tab}}Tak ano to ciepło zwodne czyniło, że się już ludziom widziało, jako zwiesna się zaczyna, jako wnet z pługami ruszą na pola, więc z trwogą tem większą spoglądano na chmurzące się znagła niebo, a ze smutkiem głębokim, gdy słońce się skryło i zimny wiatr powiał, brzaski pogasły, świat ściemniał i drobny deszcz począł mżyć!.. A z wieczora mokry śnieg tak jął walić, że może w jakie dwa pacierze przybielił znowu wieś całą i pola...<br>
{{tab}}Wszystko powróciło do dawnego tak prędko, że w nowych dniach deszczów, wycinków i błotnej taplaniny niejednemu się widziało, jako tamte słoneczne godziny były jeno snem rychło przespanym.<br>
{{tab}}W takich to ano sprawach, radościach, smutkach a tęsknicach przechodził czas narodowi, to juści nie dziwota, że Antkowe sprawki, Borynowe pożycie czy <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_316" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/316"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/316|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/316{{!}}{{#if:316|316|Ξ}}]]|316}}'''<nowiki>]</nowiki></span>tam jakie insze historje, albo śmiercie czyje i co drugiego, jako te kamienie padały na dno pamięci, boć każden miał dosyć swojego — że ledwie uradził.<br>
{{tab}}A dnie przechodziły niepowstrzymanie, narastały, kiej te wody płynące z morza wielgachnego, że ani im początku ni końca wymiarkować, szły i szły, iż ledwie człowiek ozwarł oczy, ledwie się obejrzał, ledwie się niecoś wyrozumiał a już nowy zmrok, już noc, już nowe świtanie i dzień nowy i turbacje nowe i tak ano wkółko, by się jeno woli Boskiej stało zadość!<br>
{{tab}}Któregoś dnia, bodaj w samo półpoście, czas się zrobił jeszcze gorszy, niźli kiej indziej, bo chociaż jeno mżył drobny deszcz, ale ludzie czuli się tak źle jak nigdy dotela, łazili po wsi kiej spętani, poglądając żałośnie na świat, zatkany chmurzyskami tak gęsto, że darły się ano napęczniałemi brzuszyskami o drzewa. Smutno było, mokro i zimno i tak mroczno na świecie, że płakać się ano chciało z tęskności niezmożonej, nikto się już dzisiaj nie kłócił i nie przemawiał, każdemu zarówno wszystko było, bo każden jeno cichego kąta patrzał, by lec i o niczem nie baczyć.<br>
{{tab}}Dzień był posępny jak to patrzenie chorego, co ledwie oczy rozewrze i coś niecoś rozpozna i znowu pada w mrok chorobny, bowiem ledwie przedzwonili południe, zmroczało nagle, podniósł się głuchy wiatr i bił wraz z deszczem w poczerniałe chałupy.<br>
{{tab}}Na drogach było pusto i cicho od ludzi, tylko wiater z szumem przemiatał po błocie, to deszcz pluskał, jak kieby kto tem ziarnem ważnem ciepał na drzewiny roztrzęsione i poczerniałe ściany, to znowu staw barował <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_317" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/317"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/317|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/317{{!}}{{#if:317|317|Ξ}}]]|317}}'''<nowiki>]</nowiki></span>się ano z pękającemi lodami, bo raz po raz trzask się rozlegał i grochot, i wody z krzykiem wychlustywały na wybrzeża.<br>
{{tab}}W taki to dzień, jakoś na samem odwieczerzu, gruchnęła po wsi nowina, że dziedzic rąbie chłopski las.<br>
{{tab}}Nikt temu zrazu wiary nie dawał, bo skoro dotela nie rąbał, to jakże, terazby, w połowie marca, kiej ziemia odmarza i drzewa soki ciągnąć zaczynają, ciął będzie?<br>
{{tab}}Szła juści w boru robota, ale każden wiedział, iż przy obróbce drzewa.<br>
{{tab}}Jaki ta dziedzic był, to był, ale za głupiego nikto go nie miał.<br>
{{tab}}A jeno głupi w marcu spuszczałby budulec...<br>
{{tab}}I nawet niewiada, kto taką nowinę rozgłosił, ale mimo to zakotłowało się we wsi, że ino drzwi trzaskały i błoto się otwierało pod trepami, tak biegali z tą wieścią po chałupach, przystawali z nią po drogach, schodzili się do karczmy medytować i Żyda przepytać, ale żółtek jucha zapierał się i przysięgał, że nic nie wie, to już i gdzie niegdzie krzyki powstawały i to złe słowo padało i lament babi się rozlegał, wzburzenie zaś rosło niepomiernie, niepokój a złość i trwoga zarazem opanowywały naród cały.<br>
{{tab}}Dopiero stary Kłąb zarządził, by sprawdzić tę nowinę, i, nie bacząc na pluchę, pchnął konno swoich chłopaków do lasu na zwiady!<br>
{{tab}}Długo ich widać nie było zpowrotem, nie było chałupy, żeby z niej ktosik nie wypatrywał pod las na dróżki, którędy pojechali, ale już i mrok dobry zapadł, a oni nie wrócili jeszcze, na wieś zaś całą padła <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_318" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/318"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/318|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/318{{!}}{{#if:318|318|Ξ}}]]|318}}'''<nowiki>]</nowiki></span>cichość wzburzona i przez moc przytłumiana i groźna wielce, złości bowiem, kiej te dymy gryzące, osnuwały duszę, bo chociaż jeszcze nikto wiary pełnej nie dawał, ale wszyscy byli pewni potwierdzenia tej wieści złowróżbnej, więc jaki taki jeno klął, drzwiami trzaskał i szedł na drogę wyglądać, czy nie wracają...<br>
{{tab}}Kozłowa zaś podjudzała naród, co ino mogła, biegała ano z pyskiem i, kaj jeno chcieli dać ucha, przytwierdzała, zaklinając się na wszystkie świętości, jako na własne oczy sprawdziła, że już z dobre pół włóki chłopskiego wyboru wycięli, powołując się na Jagustynkę, z którą się była sielnie stowarzyszyła w ostatnich czasach. Juści, że stara przytakiwała wszystkiemu, rada będąc wielce mętowi, a nazbierawszy przytem nowinków różnych po chałupach, poszła z niemi do Borynów.<br>
{{tab}}Właśnie byli tam co ino zaświecili lampkę w izbie czeladnej, Józka z Witkiem obierali ziemniaki a Jaguś krzątała się kole wieczornych obrządków, stary zaś przyszedł nieco później; Jagustynka jęła mu wszystko opowiadać pilnie i z dobrą przykładką.<br>
{{tab}}Nie ozwał się na to, a jeno do Jagny rzekł:<br>
{{tab}}— Weź łopatę i bieżyj pomóc Pietrkowi, trza wodę spuścić ze sadu, bo może wleźć do kopców... Ruszaj-że się prędzej, kiej mówię! — krzyknął.<br>
{{tab}}Jagna cosik zamamrotała naprzeciw, ale tak na nią srogo gembę wywarł, że w dyrdy pobiegła, on zaś sam również poszedł w podwórze naglądać, że raz po raz rozlegał się jego gniewny głos w stajni, to w oborze, to przy kopcach, że aż w chałupie było słychać...<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_319" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/319"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/319|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/319{{!}}{{#if:319|319|Ξ}}]]|319}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Cięgiem to taki sprzeciwny? — spytała stara zabierając się do zniecenia ognia.<br>
{{tab}}— A cięgiem — odparła Józka, trwożnie nasłuchując.<br>
{{tab}}Jakoż i tak było, bo ano od dnia pogodzenia się z żoną, na co tak rychło się zgodził, aż się temu dziwowano, przemienił się do niepoznania. Zawżdy był kwardy i niełacno ustępliwy, ale teraz to już się zgoła na kamień przemienił. Jagnę do domu przyjął, niczego jej nie wymawiał, ale miał ją teraz zgoła za dziewkę i tak ją też uważał i honorował. Nie pomogło jej przymilanie się, ni uroda, ni nawet złości, ni te rzekome dąsy i gniewy, któremi to kobiety chłopów wojują. Całkiem na to nie zważał, jakby mu obcą była a nie żoną ślubną, że nawet już nie baczył, co ona wyrabia, choć dobrze pewnikiem wiedział o jej schodzeniach się z Antkiem.<br>
{{tab}}Nie pilnował jej nawet i jakby całkiem nie stał o nią. Jakoś w parę dni po zgodzie pojechał do miasta i aż drugiego dnia powrócił; powiadali sobie we wsi na ucho, że u rejenta jakieś zapisy robił, a jensi jeszcze przebąkiwali zcicha, że pewnie zapis Jagusi odebrał. Juści, że nikto prawdy nie wiedział kromie Hanki, która w takich łaskach u ojca teraz była, że ze wszystkiem się przed nią zwierzał i radził, ale ona i tej pary z gemby nie puściła przed nikim, co dnia zaglądała do starego, a dzieci to już prawie nie wychodziły z chałupy, że nieraz i sypiały razem z dziadkiem, tak je bowiem miłował.<br>
{{tab}}Boryna zaś jakby pozdrowiał od tej pory, chodził <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_320" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/320"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/320|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/320{{!}}{{#if:320|320|Ξ}}]]|320}}'''<nowiki>]</nowiki></span>po dawnemu prosto i hardo na świat spoglądał, jeno się tak ozeźlił w sobie, że o byle co gniewem buchał i ciężki był la wszystkich, prosto nie do wytrzymania, bo na czem swoją rękę położył, to juści, że do ziemi przygiąć się musiało i tak być, jako chciał, a nie, to fora ze dwora.<br>
{{tab}}Juści, krzywdy nie czynił nikomu, ale też i dobrości społecznie nie posiewał, nie, dobrze to czuły sąsiady. Rządy wziął w swoje ręce i nie popuszczał ni na pacierz, komory pilnie strzegł a kieszeni jeszcze barzej, sam ano wszystko wydawał i srogo stróżował, by dobra nie marnowali, la wszystkich w domu był twardy, ale już szczególniej dla Jagusi, boć nigdy tego użyczliwego słowa jej nie dał a tak napędzał do roboty, kiej tego zwałkonionego konia, i w niczem nie folgował, że i nie było dnia bez swarów, a często i gęsto rzemień bywał w robocie, albo i co twardziejsze, bo i w Jagnę wlazł jakiś zły duch i ciskał ją naprzeciw.<br>
{{tab}}Ulegać bowiem ulegała, niewolił ją, to i cóż było począć, mężowy chleb, mężowa wola, ale na słowo przykre miała swoich dziesięć, na krzyk zaś każden podnosiła taki wrzask, takie piekło wyprawiała, że na całą wieś się roznosiło. Piekło też wrzało w chałupie cięgiem, jakby sobie oboje w niem upodobali, zmagając się we złości całą mocą dotela, kto kogo przeprze, a żadne ustąpić pierwsze nie chciało.<br>
{{tab}}Próżno Dominikowa chciała łagodzić i zgodę sprząc między nimi, nie poredziła przemóc zawziętości, ni żalów, ni krzywd, jakie im w sercach narastały.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_321" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/321"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/321|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/321{{!}}{{#if:321|321|Ξ}}]]|321}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Borynowe miłowanie przeszło jako ta łońska zwiesna, o której nikto nie pamięta, a ostała się jeno żywa pamięć przeniewierstwa jej i krwawiący wstyd i luta, nieprzebłagana złość — w Jagnie się też dusza znacznie przemieniła, źle jej było, ciężko i tak przykro, że i nie wypowiedzieć: win swoich jeszcze nie miarkowała a kary czuła boleśniej, niźli drugie kobiety, że to i serce miała barzej czujące i chowana była pieściwiej i już w sobie była zgoła delikatniejsza od inszych.<br>
{{tab}}Męczyła się też, mój Jezus, męczyła!<br>
{{tab}}Juści, że robiła staremu wszystko na złość, nie ustępowała bez musu, broniła się, jak mogła, ale to jarzmo i tak coraz ciężej i boleśniej przyginało jej kark, a poratunku nie było znikąd. Ileż to razy chciała wrócić do matki — stara się nie godziła, pograżając jeszcze, że przez moc odeśle ją mężowi, na postronku...<br>
{{tab}}To i cóż miała począć ze sobą? co? Kiej nie poredziła żyć jak drugie kobiety, co to i parobków se nie żałują i uciechy żadnej i rade znoszą domowe piekło, co dnia się bijają z chłopami i co dnia razem spać chodzą pogodzeni.<br>
{{tab}}Nie, nie poredziła tego, mierziło się jej życie coraz barzej i jakaś nieopowiedziana tęskność rozrastała się w duszy, wiedziała to za czem?<br>
{{tab}}Za zło płaciła złem, prawda, ale w sobie była zestrachana cięgiem, pokrzywdzona wielce i tak rozżalona, że nieraz przepłakała całe długie noce, aż poduszka była mokra, a nieraz te dnie swarów, kłótni tak się jej przykrzyły, iż była gotowa uciekać choćby w cały świat.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_322" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/322"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/322|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/322{{!}}{{#if:322|322|Ξ}}]]|322}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Ale gdzie to pójdzie, dokąd?<br>
{{tab}}Dookoła stał świat otwarty, ale tak straszny, tak nieprzenikniony, tak obcy i głuchy, że zamierała w bojaźni! jako ten ptaszek, kiej go chłopaki przychwycą i pod garnczek wsadzą.<br>
{{tab}}To i nie dziwota, że z tego wszystkiego garnęła się do Antka, choć go miłowała jakby jeno ze strachu i rozpaczy: bo wtedy, po onej nocy strasznej, po ucieczce do matki cosik pękło w niej i pomarło, że się już nie wyrywała do niego całą duszą jak przódzi, nie biegła na każde zawołanie z bijącem sercem a radością, a jeno szła jakby z musu niewolenia, a i bez to, że w chałupie źle było i nudno, a i bez to, że na złość staremu, a i bez to, iż się jej widziało, że wróci to dawne, wielkie miłowanie — ale na dnie głębokiem serca krzewił się zjadliwy kiej trutka żal do niego, iż to wszystko, co ją spotyka, te smutki, zawody, to całe ciężkie życie, to przez niego; i ten jeszcze boleśniejszy, cichszy i nigdy niewypowiadany żal, że on nie jest tym, jakiego w sobie umiłowała — dziki, szarpiący żal zawodu i rozczarowania. Przecież się jej widział raniej jakimś inszym, takim, któren do nieba unosił umiłowaniem, zniewalał dobrością i był ponad wszystko na świecie najmilszy, a tak różny od drugich, że zgoła do nikogo niepodobien we wszystkiem — a teraz widział się jej takim samym jak i drugie chłopy, gorszym nawet, bo się go barzej bojała, niźli Boryny, bo ją straszył ponurością swoją i cierpieniem, a przerażał zawziętością. Bojała się go, wydawał się jej dzikim i strasznym, kiej ten zbój z lasów; jakże, sam ksiądz <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_323" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/323"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/323|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/323{{!}}{{#if:323|323|Ξ}}]]|323}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wypominał go w kościele, wieś cała odstąpiła, ludzie palcami wytykali, jako tego najgorszego; biła od niego jakaś zgroza śmiertelnego grzechu, że nieraz, słuchając jego głosu, zamierała z przerażenia, bo widziało się jej, że zły jest w nim i całe piekło dookoła; robiło się jej wtedy tak straszno w duszy, jak wtedy, gdy dobrodziej naród napomina i mękami straszy!<br>
{{tab}}Ani jej nawet na myśl nie przyszło, że i ona winowata tych grzechów jego, gdzie zaś, jeśli czasem rozmyślała, to jeno o jego odmienności, nie poredziła tak jasno kalkulować, ale czuła ją tylko mocno, że traciła coraz barzej serce do niego, iż sztywniała mu nieraz w ramionach, jakby piorunem znagła rażona, pozwalała się brać, bo jakże opierać się takiemu smokowi... a przytem młoda przecież była, o krwie gorącej, mocna, a on dziw nie zduszał w uściskach, to mimo wszystko, co myślała, oddawała mu się również potężnie, tym rzutem ziemi spragnionej wiecznie ciepłych dżdżów i słońca, jeno że już ni razu dusza jej nie padała mu do nóg z onej uciechy niepowściągliwej, ni razu nie omraczało jej czucie takiego szczęścia, co to aż do progu śmierci z lubością wiedzie, ni razu nie zapamiętała się już docna, nie; myślała wtedy o domu, o robotach, i o tem, by staremu co nowego na złość zrobić, a czasem, aby jak najprędzej ją puścił i poszedł sobie.<br>
{{tab}}Właśnie teraz snuło się jej to wszystko po głowie, spuszczała wody od kopców na podwórze, robiła odniechcenia, z przykazu jeno, spoglądając pilnie za głosem starego i doszukując się go w podwórzu; {{pp|Pie|trek}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_324" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/324"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/324|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/324{{!}}{{#if:324|324|Ξ}}]]|324}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|Pie|trek}} robił zawzięcie, że ino warczała gruda i błoto wyrzucane, a ona zaś chyba tyla, by jeno słychać było, że robi, a skoro stary poszedł do domu, naciągnęła zapaskę na głowę i ostrożnie przebrała się za przełaz, pod Płoszkową stodołę.<br>
{{tab}}Już tam Antek był.<br>
{{tab}}— Dyć czekam na cię z godzinę — szepnął z wymówką.<br>
{{tab}}— Mogłeś nie czekać, kiej ci było gdzie indziej potrza — burknęła niechętnie, rozglądając się dokoła, noc bowiem była dość widna, deszcz ustał, ino zimny, suchy wiatr pociągał od lasów i szumem bił w sady.<br>
{{tab}}Przygarnął ją do siebie mocno i zaczął całować po twarzy.<br>
{{tab}}— Gorzałka jedzie od ciebie kiej z kufy! — szepnęła, odchylając się z obrzydzeniem.<br>
{{tab}}— Bom pił, śmierdzi ci już moja gemba.<br>
{{tab}}— Hale, o gorzałce myślałam jeno! — powiedziała miękciej i ciszej.<br>
{{tab}}— Byłech i wczoraj, czemuś to nie wyszła?<br>
{{tab}}— Ziąb był taki a i roboty przecie mam niemało.<br>
{{tab}}— Prawda, a i starego też musisz pieścić i pierzyną przyokrywać — syknął.<br>
{{tab}}— A przecie, bo to nie mój chłop! — rzuciła twardo i niecierpliwie.<br>
{{tab}}— Jagna, nie drażnij!<br>
{{tab}}— Kiej ci się nie podoba — nie przychódź, płakała po tobie nie będę.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_325" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/325"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/325|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/325{{!}}{{#if:325|325|Ξ}}]]|325}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Przykrzy ci się już wychodzić do mnie, przykrzy...<br>
{{tab}}— Jakże, bo ino na mnie cięgiem huru-buru, kiej na tego łyska...<br>
{{tab}}— Baczysz mi to, Jaguś, dyć mam swojego tylachna, że i nie dziwota, jak się człowiekowi wypśnie to jakie słowo twarde, nie przez złość przecie, nie — szeptał pokornie i, objąwszy ją, tulił do siebie serdecznie, ale sztywna była, zadąsana i jeśli oddała całunki, to jakby z musu, i jeśli odrzekła to jakie słowo, to ino tak, by coś mówić, a cięgiem się rozglądała, chcąc już wracać.<br>
{{tab}}Czuł ci to dobrze, czuł, to jakby mu pokrzyw nakładli za pazuchę, tak to zapiekło, aż szepnął z wyrzutem bojaźliwym:<br>
{{tab}}— Przódzi nie bywało ci tak pilno...<br>
{{tab}}— Bojam się, wszyscy w chałupie, mogą mnie szukać...<br>
{{tab}}— Juści, przódy to choćby na całą noc się nie bojałaś, przemieniłaś się docna...<br>
{{tab}}— Nie pleć, co się ta miałam przemienić...<br>
{{tab}}Przymilkli, obejmując się mocno, czasem cisnęli się do się goręcej, sprzągani nagłem pożądaniem, szukając ust swoich chciwie, porwani wspólną falą przypominków, poczuciem win czynionych względem siebie, żalem nad sobą, litością, głębokiem pragnieniem utopienia się w sobie — ale nie poredzili, bo dusze odbiegały od siebie daleko, nie znajdowali słów pieszczonych i kojących, bo w sercach wrzały gorzkie urazy, tak żywe, iż bezwolnie rozplątały się im {{pp|ra|miona}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_326" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/326"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/326|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/326{{!}}{{#if:326|326|Ξ}}]]|326}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|ra|miona}}, chłodli do siebie i stali kiej te zimne słupy, że jeno serca biły im kołatliwie a na wargach plątały się słowa czułości i pocieszenia, jakie chcieli sobie powiedzieć i nie poredzili.<br>
{{tab}}— Miłujesz to mnie, Jaguś? — szepnął cicho.<br>
{{tab}}— A bo raz ci to powiadałam, abo nie wychodzę do cię, kiej jeno chcesz... — odparła unikliwie, przysuwając się doń biedrem, bo żal jakiś ściskał jej duszę i napełnił oczy łzami, że zachciało się jej płakać przed nim a przepraszać, że go już miłować nie poradzi, ale on to wnet pomiarkował, bo ten głos padł mu lodem na serce, aż się zatrząsł cały z bólu i złość pełna wyrzutów i żalów niewstrzymanych zalała mu serce.<br>
{{tab}}— Cyganisz jak ten pies; wszyscy mnie odstąpili, to i tobie pilno za drugimi. Miłujesz mnie, juści, jak tego psa złego, któren ugryźć może i przed którym ognać się trudno! juści! Przejrzałem cię nawylot, znam ja cię dobrze i wiem, by mnie powiesić chcieli, pierwszabyś troków nie żałowała, by ubić kamieniami, pierwszabyś rzuciła za mną — gadał prędko.<br>
{{tab}}— Jantoś — jęknęła przerażona.<br>
{{tab}}— Cicho, póki swoje powiedam — krzyknął groźnie, podnosząc pięście. — Prawdę powiadam. A kiej do tego przyszło, to mi już wszystko zarówno, wszystko!<br>
{{tab}}— Trza mi lecieć, wołają mnie ano! — jąkała, chcąc uciekać zestraszona wielce, ale ją pochwycił za rękę, że ni drgnąć nie mogła, i chrypliwym, złym, pełnym nienawiści głosem gadał:<br>
{{tab}}— A to ci jeszcze powiem, bo swoją głupią głową nie miarkujesz, że jeślim na takie psy zeszedł, to i bez <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_327" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/327"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/327|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/327{{!}}{{#if:327|327|Ξ}}]]|327}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ciebie, bez to, żem cię miłował, rozumiesz, bez to! Za cóż to mnie ksiądz wypomniał i wygnał z kościoła kiej zbója, za ciebie! Za cóż to wieś cała mnie odstąpiła, kiej parszywego, za ciebie! Wycierzpiałem wszyćko, przeniosłem, nawet i na to nie pomstowałem, że ci stary mojego rodzonego grontu zapisał tylachna... A tobie się już mierzi ze mną, wywijasz się kiej ten piskorz, cyganisz, uciekasz, bojasz się mnie i patrzysz na mnie jak wszystkie, kiej na tego mordownika i najgorszego!<br>
{{tab}}Innego ci już potrza, innego, radabyś, by parobki za tobą ganiały kiej te psy na zwiesnę, ty!.. — krzyczał zapamiętale i te wszystkie krzywdy, złoście, jakiemi się karmił oddawna, jakiemi jeno żył, zwalał na jej głowę, ją winił o wszystko, ją przeklinał zato, co przecierpiał, aż wkońcu brakło mu już głosu i taka go złość porwała, że rzucił się do niej z pięściami, ale opamiętał się w ostatniej chwili, pchnął ją tylko na ścianę i śpiesznie poszedł.<br>
{{tab}}— Jezus mój, Jantoś! — krzyknęła z mocą, zrozumiawszy znagła, co się stało, ale nie nawrócił, rzuciła się za nim z rozpaczą, zabiegła drogę i czepiła mu się szyi, to ją oderwał od siebie kiej pijawkę, rzucił na ziemię i bez jednego słowa poleciał, a ona padła z płaczem okropnym, jakby się świat cały nad nią zawalał.<br>
{{tab}}Dopiero w dobre parę pacierzy przyszła niecoś do siebie, nie mogąc jeszcze wyrozumieć wszystkiego, to jeno czuła okropnie, że stała się jej krzywda, stała się jej straszna niesprawiedliwość, iż serce rozpękało z bólu, dusiła się w sobie i chciało się jej krzyczeć ze <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_328" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/328"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/328|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/328{{!}}{{#if:328|328|Ξ}}]]|328}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wszystkich sił, na cały ten świat — jako niewinowata, niewinowata!<br>
{{tab}}Wołała za nim, choć już i kroki jego ucichły, wołała w całą tę noc — napróżno.<br>
{{tab}}Głęboka, ciężka skrucha i ten żal serdeczny i ten strach głuchy, gnębiący, okropny, że może on już nie powróci, i to miłowanie dawne, znagła zmartwychwstałe, zwaliły się na nią ciężkiem, twardem brzemieniem nieutulonych smutków, że, już i na nic nie bacząc, ryczała na głos, idąc do chałupy...<br>
{{tab}}Na ganku zetknęła się z Kłębiakiem, któren jeno wsadził głowę do izby i krzyknął:<br>
{{tab}}— Chłopski las rąbią! — i dalej poleciał.<br>
{{tab}}Migiem ta wieść rozlała się po wsi, buchnęła kiej pożar, ogarniając wszystkie serca strapieniem a gniewem srogim, że już drzwi się nie zamykały, tak biegali po chałupach z nowiną.<br>
{{tab}}Juści, rzecz była wielka la wszystkich i tak groźna, że cała wieś przycichła znagła, jak kieby piorun uderzył; chodzili lękliwie, na palcach, gadali szeptem, ważąc każde słowo, rozglądając się trwożnie i nasłuchując czająco, nikto nie krzyczał, nikto nie lamentował i nikto pomstą nie trząchał, bo każden czuł w tej minucie, że to nie przelewki a sprawa taka, na którą babie piski nie poredzą, a ino mądre pomyślenia i to społeczne postanowienie.<br>
{{tab}}Wieczór już był późny, ale śpik wszystkich odleciał, niejedni kolacji odbieżeli, zapominali o obrządkach wieczornych, zapominali zgoła o sobie, a jeno się snuli po drogach, wystawali w opłotkach, to nad <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_329" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/329"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/329|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/329{{!}}{{#if:329|329|Ξ}}]]|329}}'''<nowiki>]</nowiki></span>stawem, i szepty ciche, trwożne, przytajone drgały w mroku, kiej ten brzęk pszczelny.<br>
{{tab}}Czas też był cichszy, deszcz przestał, pojaśniało nawet ździebko, po niebie leciały chmurzyska stadami, a dołem, nisko przeciągał mroźny wiater, że ziemia jęła się ścinać w grudę i obmoknięte, czarne drzewa przybladły szroniejące, głosy zaś, choć przyduszone, szły wyraźniej.<br>
{{tab}}Naraz się rozniesło, że poniektórzy gospodarze się zebrali i walą do wójta.<br>
{{tab}}Jakoż przeszedł Winciorek z kulawym Grzelą; przeszedł Caban Michał z Frankiem Bylicą, stryjecznym Hanczynego ojca; przeszedł Socha; przeszedł Walek z krzywą gembą, Wachnik Józef, Sikora Kazimierz, a nawet stary Płoszka — jeno Boryny nikto nie dojrzał, ale mówili, że i on poszedł...<br>
{{tab}}Wójta doma nie było, bo zaraz po południu pojechał do kancelarji, to już wszystkie razem, całą kupą poszli do Kłęba, cisnęło się za nimi sporo ludzi, to bab, to dzieci, ale przywarli drzwi, nikogo już nie puszczając do środka, Kłębiak zaś, Wojtek, miał przykazane naglądanie po drogach i przy karczmie, czy się gdzie strażnik nie pokaże...<br>
{{tab}}Przed domem zaś, w opłotkach, a nawet na drodze zbierało się coraz więcej narodu, każdy był ciekaw, co tam starszyzna uradzi, a radzili długo, jeno że nikto nie wiedział co i jak? bo ino przez okna widać było ich siwe głowy w półkolu pochylone do komina, na którym się palił ogień, a zboku stojał <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_330" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/330"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/330|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/330{{!}}{{#if:330|330|Ξ}}]]|330}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Kłąb, cosik im prawił, pochylał się nisko i raz wraz bił pięścią w stół.<br>
{{tab}}Niecierpliwość zaś rosła w czekających z minuty na minutę, aż wkońcu Kobus, to Kozłowa, to i parobki niektóre zaczęli szemrać i głośno powstawać na radzących, że nic nie uradzą dobrego la narodu, bo im jeno o samych siebie chodzi, jako gotowi się jeszcze z dworem pogodzić a resztę na zgubę podać...<br>
{{tab}}Kobus się już był tak rozsierdził wraz z komornikami i drugą biedotą, że już otwarcie namawiał, by, nie zważając na radzących, o sobie pomyśleć, swoje uradzić, cosik postanowić a rychło, póki czas, póki tamte ich nie sprzedadzą...<br>
{{tab}}Jawił się na to Mateusz i zaczął nawoływać do karczmy, by tam swobodnie poradzić, a nie jak te pieski pod cudzym płotem naszczekiwać...<br>
{{tab}}Trafiło to do serca narodowi, bo całą hurmą ruszyli do karczmy.<br>
{{tab}}Żyd już światła gasił, ale musiał otworzyć i z trwogą patrzył na walącą się ciżbę; wchodzili w milczeniu, spokojnie zajmując wszystkie ławy, stoły i kąty, nikto bowiem nie pił a jeno kupili się gęsto, poredzając zcicha i wyczekując, kto z czem pierwszy wystąpi...<br>
{{tab}}Nie brakowało skorych do pierwszeństwa, jeno że się jeszcze każden wagował wystąpić i na drugich oglądał, aż dopiero Antek się wyrwał, na środek skoczył i ostro, z miejsca zaczął pomstować na dwór... Ale choć wszystkim trafił prosto do serca, mało kto przytwierdzał, boczono się nań, patrzono zyzem, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_331" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/331"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/331|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/331{{!}}{{#if:331|331|Ξ}}]]|331}}'''<nowiki>]</nowiki></span>niechętnie, odwracano się nawet plecami, że to jeszcze zbyt żywo pamiętano księże wypominki a i te jego grzeszne sprawki. Nie zważał na to, a że go wnet poniesła zapamiętałość i jakby dziki, bitkowy szał ogarniał, to z całej mocy krzyczał na końcu:<br>
{{tab}}— Nie dajta się chłopi, nie ustępujta, nie darujta krzywdy! Dzisiaj wama wzięli las, a jak się bronić nie będziecie, to jutro gotowi są wyciągnąć pazury po ziemię waszą, po chałupy, po dobytek! Któż im wzbroni! kto się im sprzeciwi!..<br>
{{tab}}Poruszył się nagle naród, pomruk głuchy poszedł po izbie, tłum się zakołysał gwałtownie, rozbłysły dziko oczy, sto pięści naraz wyrwało się nad głowy i sto piersi ryknęło wraz, kieby piorunami...<br>
{{tab}}— Nie damy! Nie damy! — huczeli, aż się karczma zatrzęsła od mocy.<br>
{{tab}}Na to i czekali przodownicy, bo wnet Mateusz, Kobus, to Kozłowa, to potem i drugie, rzucili się we środek i nuż krzyczeć, nuż pomstować a judzić... że wnet karczmę zalał wrzask, groźby, przekleństwa, tupania, bicie pięściami w stoły i hukliwa, sroga wrzawa zagniewanego narodu.<br>
{{tab}}Każdy wołał swoje, każdy się srożył, każden co innego radził, że ciskali się zapamiętale, kiej te pieski w sieniach przywarte, których nie ma kto na świat wypuścić i puszczać na nieprzyjacioły... To się i tumult srogi uczynił, krzyki i sprzeciwy, bo się naród ozeźlił i krzywdą swoją ostargał na wnątrzu, a na jedno zgodzić się nie mógł, bo nie było takiego, którenby swoją mocą wszystkich przeparł i do pomsty powiódł...<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_332" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/332"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/332|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/332{{!}}{{#if:332|332|Ξ}}]]|332}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Kupami się zwierali a w każdej był jakowyś pyskacz, któren wrzeszczał najgłośniej i pomstował, zaś wskroś gąszczu uwijali się przodownicy, rzucając gdzie trzeba było to słowo ostre, że już wkońcu jeden drugiego nie słyszał, bo wszyscy ano wraz krzyczeli.<br>
{{tab}}— Pół lasu położyli, a takie dęby, że w pięciu chłopa nie obejmie.<br>
{{tab}}— Kłębiak widział, Kłębiak!<br>
{{tab}}— Wytną i resztę, wytną, nie będą waju prosili o przyzwoleństwo! — skrzeczała Kozłowa, przeciskając się ku szynkwasowi.<br>
{{tab}}— Zawdy naród krzywdzili, jak ino mogli.<br>
{{tab}}— Kiej takie głupie barany jezdeśta, to niech waju zapędzają, kaj chcą...<br>
{{tab}}— Nie dać się, nie dać! Gromadą iść, rozgonić, las odebrać!<br>
{{tab}}— Zakatrupić krzywdzicieli!<br>
{{tab}}— Zakatrupić! — wrzasnęli wraz i znowuj pięście się podniosły groźnie, krzyk buchnął ogromny i tłum cały zawrzał nienawiścią a pomstą, a gdy przycichło, Mateusz krzyczał przy szynkwasie do swoich:<br>
{{tab}}— Ciasno jest wszystkim kiej w tej sieci, bo dwory wszędzie, ze wszystkich stron kiej te ściany ściskają wieś i duszą, chcesz krowę popaść za wsią — w dworskie wnet utkniesz; konia wypuścisz — dworskie za miedzą; kamieniem ciepnąć nie można, bo w dworskie padnie... a zaraz zajmą, zaraz sądy, zaraz sztrafy!<br>
{{tab}}— Prawda! Prawda! Łąka dobra, dwa pokosy daje — dworska juści, najlepsze pole — dworskie, las — dworskie wszystko — przytakiwali.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_333" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/333"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/333|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/333{{!}}{{#if:333|333|Ξ}}]]|333}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A ty narodzie na piaskach siedź, łajnem się ogrzewaj i zmiłowania pańskiego czekaj!<br>
{{tab}}— Odebrać lasy, odebrać ziemię! Nie dać swojego!<br>
{{tab}}Długo tak krzyczeli, ciepiąc się w różne strony, pomstując i pograżając srogo, a że radzili głośno i z gorącością niemałą, to niejednemu trza się było napić gorzałki dla pokrzepienia, drugie zaś piwo la ochłody pili, a trzecim się przypominały niedojedzone kolacje, że krzykali na Żyda o chleb i śledzie...<br>
{{tab}}A gdy sobie podjedli, a podpili, przystygli mocno z zawziętości i zaczęli się zwolna rozchodzić, nic nie postanowiwszy.<br>
{{tab}}Mateusz zaś wraz z Kobusem i Antkiem, któren już cały czas na boku się trzymał i cosik swojego kalkulował, poszli do Kłęba i, zastawszy jeszcze gospodarzy, wspólnie z nimi uradzili coś na jutro i cicho rozeszli się po chałupach.<br>
{{tab}}Noc też już była późna, światła pogasły w izbach, cichość padła na wieś, że jeno kiejś niekiej pies zaszczekał, albo wiatr zaszumiał, że przemarzłe drzewiny tłukły się w zmrokach o siebie kiej nieprzyjacioły, a potem długo i trwożnie szemrały. Przymrozek wziął galanty, płoty pobielały od szronu, ale jakoś zaraz z północka, gwiazdy się skryły, pociemniało i zrobiło się na świecie posępnie, straszno jakoś... Cały naród leżał we śpiku, ale sen był ciężki i gorączkowy, bo raz wraz zrywał się cichy płacz dzieciątek, to ktosik budził się cały w potach i takim strachu dziwnym, że pacierzem duszę krzepić musiał; gdzie znowu huki jakieś <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_334" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/334"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/334|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/334{{!}}{{#if:334|334|Ξ}}]]|334}}'''<nowiki>]</nowiki></span>spać nie dawały, że zrywali się wyglądać, czy nie złodzieje; niejeden zaś krzyczał przez sen, powiedając potem, że zmora go dusiła; to gdziesik psy zawyły tak żałośnie, aż serca truchlały z trwogi, przerażających przeczuć i obaw...<br>
{{tab}}Noc się wlekła długo i ciężko, oprzędzając duszę trwogą, niepokojem i strasznemi snami, pełnemi mar i widzeń gorączkowych.<br>
{{tab}}A skoro się jeno uczynił świt, że chyla tyla rozedniało i jaki taki oczy ozwarł i ciężką senną jeszcze głowę podnosił, Antek pobiegł na dzwonnicę i zaczął bić w dzwon, kieby na pożar...<br>
{{tab}}Próżno mu bronił Jambroży wespół z organistą, klął ich, chciał nawet bić i swoje robił z całej {{Korekta|mocy|mocy.}}<br>
{{tab}}Dzwon zaś bił wolno, bezustannie a tak ponuro, aż strach padł na serca, że ludzie strwożeni, wylękli wybiegali napół ubrani, pytać, co się stało, i ostawali już przed chałupami jakby w skamienieniu tak zasłuchani, bo dzwon wciąż bił i huczał ponurym, wielkim głosem w świtowych brzaskach, aż ziemia dygotała, aż wystraszone ptactwo uciekało ku borom, a naród przetrwożony żegnał się i skrzepiał w sobie, boć już i Mateusz, Kobus a drugie biegali po wsi, łomocząc kijami w płoty i krzycząc.<br>
{{tab}}— Na las! Na las! Wychodź, kto żyw! Pod karczmę! Na las!<br>
{{tab}}To i na łeb i szyję przyodziewali się, że niejeden jeszcze w drodze się dopinał a pacierz kończył i w dyrdy bieżał pod karczmę, gdzie już stojał Kłąb z niektórymi gospodarzami...<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_335" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/335"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/335|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/335{{!}}{{#if:335|335|Ξ}}]]|335}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Zaroiły się wnet drogi, opłotki, obejścia, zawrzały naraz wszystkie chałupy, dzieci podniesły niemały wrzask, kobiety krzykały przez sady, rwetes powstał taki, bieganina, jakgdyby pożar wybuchnął we wsi...<br>
{{tab}}— Na las! Kto ino ma z czem, kosę, to z kosą, cepy, kłonice, siekiery a brać!<br>
{{tab}}— Na las! — krzykiem tym trzęsło się powietrze i huczała wieś cała.<br>
{{tab}}Dzień się już robił duży, a cichy był, jasny, omglony jeszcze i mroźny, drzewa stojały w osędzieliznie kiej w pajęczynach, drogi chrupały pod nogami słabą grudzią, wody się ścięły, że pełno było zamarzłych kałuż, kiej tego szkła potrzaskanego, w nozdrzach wierciło ostre, rzeźwe powietrze a tak słuchliwe, że całym światem szły te krzyki a wrzawa.<br>
{{tab}}Ale przycichało zwolna, bo zawziętość przejmowała serca i jakaś sroga, pewna siebie, nieustępliwa moc zakamieniła dusze i oblekała je w taką surową powagę, iż milkli bezwiednie, zatapiając się w sobie.<br>
{{tab}}Tłum wciąż się zwiększał, zajęli już cały plac przed karczmą aż do drogi, stojąc gęsto, ramię przy ramieniu, a jeszcze przybywali spóźnieni.<br>
{{tab}}Witano się w milczeniu, każden stawał, gdzie popadło, obzierał się naokół i czekał cierpliwie na starszyznę, która poszła po Borynę.<br>
{{tab}}Pierwszy był ano we wsi, to jemu się należało naród poprowadzić, bez niego żaden gospodarzby się nie ruszył.<br>
{{tab}}Stojali więc cierzpliwie a cicho, kiej ten bór zbity w gęstwę i zasłuchany w głosy, jakie z niego idą, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_336" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/336"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/336|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/336{{!}}{{#if:336|336|Ξ}}]]|336}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i w te bełkoty strug, co gdziesik między korzeniami płyną... czasem jeno to jakie słowo przeleciało, czasem czyjaś pięść wybuchnęła wgórę, to jakieś oczy rozgorzały bystrzej, to baranice zakolebały się mocniej, to czyjaś twarz poczerwieniała barzej i znowu nieruchomieli, że widzieli się kiej te snopy, ustawione wpodle siebie gęsto.<br>
{{tab}}Kowal przyleciał, przeciskał wskroś gęstwy i zaczął naród odwodzić, straszyć, że zato, co zamyślają, cała wieś pójdzie w kajdany i zmarnieje, a za nim młynarz powtarzał to samo, ale nikto nie zważał na nich ni słuchał — wiedziano bowiem dobrze, że obaj dworowi się wysługują i swój mają interes w przeszkadzaniu.<br>
{{tab}}I Rocho przyszedł i ze łzami przekładał podobnie — nie pomogło.<br>
{{tab}}Aż wkońcu i ksiądz przyleciał i jął swoje prawić — nie usłuchali, stali nieporuszeni, nikt czapki nawet nie zdjął, nikto go w rękę nie pocałował a ktosik nawet głośno krzyknął:<br>
{{tab}}— Płacą mu, to prawi!<br>
{{tab}}— Kazaniem krzywdy nie zapłaci — ktosik dorzucił urągliwie.<br>
{{tab}}A tak patrzyli ponuro i zawzięcie, że ksiądz się rozpłakał, nie przestając na wszystkie świętości zaklinać, by się opamiętali a do domów rozeszli, ale nie skończył, bo przyszedł Boryna i cały naród do niego się odwrócił.<br>
{{tab}}Maciej blady był kiej ściana i surowy, że aż mróz szedł od niego, ale oczy jarzyły mu się kiej <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_337" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/337"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/337|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/337{{!}}{{#if:337|337|Ξ}}]]|337}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wilkowi: szedł wyprostowany, chmurny a pewny siebie, znajomków pozdrawiał skinieniem i oczami po ludziach wodził; rozstąpiali się przed nim, czyniąc wolne przejście, a on wstąpił na belki, leżące pod karczmą, lecz, nim przemówił, zaczęli tłumnie krzyczeć:<br>
{{tab}}— Prowadźcie, Macieju! Prowadźcie!<br>
{{tab}}— Na las! Na las! — darły się drugie. Dopiero kiej przycichło, pochylił się, wyciągnął ręce i jął wielkim głosem wołać:<br>
{{tab}}— Narodzie chrześcijański, Polaki sprawiedliwe, gospodarze a komorniki! Krzywda się nam wszystkim stała, krzywda równa, jakiej ni ścierpieć, ni podarować! Dwór las nasz tnie, dwór nikomu z naszych roboty nie dawał, dwór cięgiem na nas nastaje i do zaguby wiedzie! Bo i nie spamięta ni tych krzywd, tych fantowań, tych szkód a utrapień, jakie cały naród ponosi! Podawalim do sądu — co mu kto zrobi! Jeździlim ze skargą — na darmo. Ale miarka się przebrała, tnie nasz bór! Pozwolim to na to, co?<br>
{{tab}}— Nie, nie! nie dać! Rozpędzić, zakatrupić, nie dać — krzyczeli, a twarze szare, chmurne, zasępione rozbłysły wnet kiejby piorunami, sto pięści zamigotało w powietrzu i sto gardzieli zaryczało, a gniew zatrząsł sercami.<br>
{{tab}}— Nasze prawo, a nikto go nam nie przyznaje; nasz bór, a tnie go! To i cóż my sieroty poczniemy, kiej nikt na świecie o nas nie stoi a wszystkie ukrzywdzają, cóż?.. Narodzie kochany, ludzie chrześcijańskie, Polaki, to mówię wama, że rady już inszej niema, jeno sami musimy swojego dobra bronić, gromadą całą <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_338" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/338"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/338|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/338{{!}}{{#if:338|338|Ξ}}]]|338}}'''<nowiki>]</nowiki></span>iść i boru rąbać nie pozwolić! Wszystkie chodźmy, kto jeno żyw, kto jeno kulasami rucha, całą wsią, wszystkie jak jeden. Nie bójta się niczego ludzie, nie bójta, nasze prawo, to i nasza wola i sprawiedliwość nasza, a całej wsi karać nie ukarzą... Za mną ludzie, zbierać się duchem, za mną. Na las! — ryknął mocno.<br>
{{tab}}— Na las! — odwrzasnęli wraz wszyscy, rum się uczynił, tłum się zakołysał, rozpękł i z krzykiem każden w dyrdy leciał do domu, sposobić się, że powstała gorączkowa śpieszna krzątanina, przybierania się, zaprzęgi, wyciągania sań, rżenie koni, wrzaski dzieci, klątwy, to kobiece lamenty, że ino się wieś trzęsła od przygotowań, a może w jakie dwa pacierze już narychtowani ciągnęli na topolową, gdzie czekał Boryna w saniach wraz z Płoszką, Kłębem i co pierwszymi.<br>
{{tab}}Ustawili się w rzędy, jak komu popadło, chłopy, parobki, kobiety, dzieci nawet co starsze ruszyły; kto był saniami, kto konno, kto wozem, a reszta, wieś prawie cała na piechty się wybrała i zwarła się w gęstwę kieby w ten zagon długi, szumiący zbożem, przerośnięty czerwienią kobiecych przyodziewków, nad którym ino się trzęsły koły niezgorsze, to widły zardzewiałe, to cepy, a tu i owdzie, kiej błyskawica, zamigotała kosa, że jakby na rolę ciągnął naród, jeno, że nie było śmiechów, żartów i wesela. Stali w cichości, omroczeni, surowi, gotowi na wszystko, a gdy już nastał czas, Boryna wstał w saniach, ogarnął naród oczami i krzyknął, żegnając się:<br>
{{tab}}— W imię Ojca i Syna i Ducha świętego! Amen, w drogę!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_339" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/339"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/339|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/339{{!}}{{#if:339|339|Ξ}}]]|339}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Amen! Amen! — przywtórzyli, a że zaświegotała właśnie sygnaturka, snadź ksiądz ze mszą wychodził, żegnano się, zdejmowano czapki, bito się w piersi, a jaki taki westchnął żałośnie, i ruszali sfornie, mocno i w milczeniu i całą prawie wsią, jeno kowal przywarł gdziesik w opłotkach, przebrał się do chałupy, skoczył na konia i popędził bocznemi drogami ku dworowi, Antek zaś, któren był od samego zjawienia się ojca skrył się w karczmie, skoro ruszyli, wziął od Żyda fuzję, schował ją pod kożuch, i pognał do borów naprzełaj przez pola... nie oglądając się nawet za gromadą...<br>
{{tab}}A naród ruszył żwawo za Boryną, jadącym na przedzie.<br>
{{tab}}Tuż za nim ciągnęły Płoszki, ilu ich było z trzech chałup, ze Stachem na przedzie, naród był nieurodny, ale pyskaty, szumny i wielce w siebie dufający.<br>
{{tab}}A za nimi Sochy, których wiódł sołtys.<br>
{{tab}}A trzecie były Wachniki, chłopy drobne, suche, ale zajadłe kiej osy.<br>
{{tab}}A czwarte szły Gołębie, Mateusz im przewodził, niewiela ich było, jeno że starczyli za pół wsi, bo same zabijaki nieustępliwe i rozrosłe kiej dęby.<br>
{{tab}}A piąte Sikory, krępe niby pnie, żylaste i mrukliwe.<br>
{{tab}}A potem Kłębiaki i młódź druga, wyrosła, bujna, swarliwa i na bitki wszelkie łakoma, którą prowadził Grzela, wójtów brat.<br>
{{tab}}A wkońcu Bylice szły, Kobusy, Pryczki, Gulbasy, Paczesie, Balcerki i ktoby je tam wszystkie spamiętał.<br>
{{tab}}Szli mocno, aż się ziemia trzęsła, posępni, kwardzi a groźni, kiej ta chmura gradowa, co to jeno {{pp|po|łyskuje}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_340" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/340"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/340|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/340{{!}}{{#if:340|340|Ξ}}]]|340}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|po|łyskuje}}, nabrzmiewa piorunami, głuchnie a leda chwila spadnie i świat cały roztratuje.<br>
{{tab}}A za nimi niesły się płacze, wrzaski i lamenty pozostałych.<br>
{{kropki-hr}}
{{tab}}Świat był jeszcze zmartwiały od nocnego chłodu, pełen sennej głuszy i spowity w lute i szkliste mgły.<br>
{{tab}}Cichość zalegała bory, ziąb przeciągał ostry i słaby brzask zórz oczerwieniał czuby i sypał się gdzie niegdzie na śniegi blade.<br>
{{tab}}Jeno na Wilczych dołach grzmiały huki walących się raz po raz drzew, bicie siekier i przeszywający, zgrzytliwy pisk pił.<br>
{{tab}}Walili bór!<br>
{{tab}}Więcej niźli czterdzieści chłopa pracowało od samego świtania, kieby to stado dzięciołów spadło na bór, przypięło się do drzew i kuło tak zawzięcie i zajadle, że drzewa padały jedne po drugich, poręba rosła, pocięte olbrzymy leżały pokotem niby łan stratowany, a jeno kajś niekaj, niby te osty kwarde, sterczały smukłe nasienniki, pochylając się ciężko, jako matki żałośnie płaczące nad pobitemi, kajś niekaj szeleściły smutno krze niedocięte, to jakaś drzewina — mizerota, której topór nie chycił, dygotała trwożnie — a wszędy, na płachtach śniegów podeptanych, niby na tych całunach ostatnich, leżały pobite drzewa, kupy gałęzi, wierzchoły martwe i kloce potężne, obdartym i poćwiertowanym trupom podobne, zaś strugi żółtych trocin rozsączały się w śniegach, kieby ta żałosna krew lasu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_341" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/341"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/341|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/341{{!}}{{#if:341|341|Ξ}}]]|341}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}A wokół nad porębą, niby nad grobem otwartym, stał las zbitą, wyniosłą i nieprzeniknioną ciżbą, jako te przyjacioły, krewniaki a znajomkowie, co gęstwą stanęli pochyloną i w trwożnem milczeniu, z tłumionym krzykiem rozpaczy nasłuchują padających w śmierć i patrzą zdrętwiali na nieubłaganą kośbę.<br>
{{tab}}Bo rębacze szli naprzód nieustannie, rozwiedli się w szeroką ławę i zwolna, w milczeniu wpierali się w bór, zda się niezmożony, któren posępną, wyniosłą ścianą pni zwartych zastępował im drogę, a tak przysłaniał ogromem, że ginęli zgoła w cieniu konarów, jeno topory błyskały w mrokach i biły niestrudzenie, jeno świst pił nie ustawał ani na chwilę, a co trochę drzewo się jakieś chwiało i znagła kiej ten ptak, zdradnie pochwycony we wnyki, odrywało się od swoich, biło gałęziami i z jękiem śmiertelnym padało na ziemię — a za niem drugie, trzecie, dziesiąte...<br>
{{tab}}Padały sosny ogromne, już od starości ozieleniałe, padały jedle, kieby w zgrzebne kapoty przyodziane; padały świerki rozłożyste, padały i dęby bure, brodami siwych mchów obrosłe — kiej te starce, których pioruny nie zmogły i setki lat nie skruszyły, a topory na śmierć powiędły, a inszych zasie tyle, podlejszych drzew, któż to wypowie ile, a jakich padało!<br>
{{tab}}Las marł z jękiem, drzewa padały ciężko jako te chłopy w boju ściśnięte a parte jedne przez drugie, nieustępliwe, krzepkie, jeno że bite mocą niezmożoną, iż ni Jezus krzyknąć nie krzykną i wraz całą ławą się chylą i w lutą śmierć padają.<br>
{{tab}}Jęk jeno rozbrzmiewał po lesie, ziemia drgała <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_342" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/342"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/342|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/342{{!}}{{#if:342|342|Ξ}}]]|342}}'''<nowiki>]</nowiki></span>cięgiem od zwalonych drzew, siekiery waliły bez przestanku, zgrzyt pił nie ustawał, a świst gałęzi, niby ten wzdych ostatni, przedzierał powietrze.<br>
{{tab}}I tak szły godziny za godzinami, a coraz nowe pokosy drzew zalegały porębę, i robota nie ustawała.<br>
{{tab}}Sroki krzyczały, wieszając się po nasiennikach, to czasem stado wron przeciągnęło z krakaniem nad tem polem śmierci, to zwierz jaki wysuwał się z gęstwiny, stawał na skraju i długo wodził szklistemi oczami po skołtunionych dymach ognisk, po drzewach padających, a dojrzawszy ludzi, z bekiem uciekał.<br>
{{tab}}A chłopi rąbali zawzięcie, wżerając się w bór kiej te wilki, gdy stada dopadną, a ono się zbije w kupę i zdrętwiałe śmiertelnie, pobekujące, czeka, póki ostatnia owieczka nie padnie pod kłami.<br>
{{tab}}Dopiero po śniadaniu, gdy słońce podniosło się dotela, że osędzielina jęła skapywać, a złote pająki światła pełzały wskroś boru, dosłyszał ktosik daleką wrzawę.<br>
{{tab}}— Ludzie jakieś idą całą gromadą — rzekł któryś, przyłożywszy ucho do drzewa.<br>
{{tab}}Jakoż i gwar był coraz bliższy i wyraźniejszy, że wnet rozległy się pojedyńcze okrzyki i głuchy łopot wielu nóg, a nie wyszło i Zdrowaś, kiedy na dróżce, biegnącej od wsi, zamajaczyły sanie, które wnet wypadły na porębę, stojał w nich Boryna, a za nimi konno, wozami i piechty wysypywał się gęsty tłum kobiet, chłopów i wyrostków, a wszystko to, podniesłszy srogi krzyk, jęło gnać ku rębaczom.<br>
{{tab}}Boryna zeskoczył ze sani i pognał przodem; za nim zaś, gdzie kto ino wziął miejsce, lecieli drudzy; <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_343" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/343"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/343|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/343{{!}}{{#if:343|343|Ξ}}]]|343}}'''<nowiki>]</nowiki></span>kto był z kijem, kto znów groźnie potrząchał widłami, któren cepy dzierżył mocno w garści, inszy kosą migotał, a inszy jeszcze z prostą gałęzią, a jak kobiety, to prosto z pazurami i wrzaskiem, a wszystkie runęli na przerażonych rębaczów.<br>
{{tab}}— Nie rąbać! Wara od boru! Nasz las, nie pozwalamy! — wrzeszczeli razem, że i nikto nie wyrozumiał, czego chcieli, dopiero Boryna przystanął przy struchlałych i ryknął, że na cały las się rozległo:<br>
{{tab}}— Ludzie z Modlicy! ludzie z Rzepek i skąd ta jeszcze jesteśta, słuchajta!<br>
{{tab}}Przycichło ździebko, a on znowu wołał:<br />
{{tab}}— Zabierzta co wasze i idźta z Bogiem, rąbać wzbraniamy, a którenby nie usłuchał, z całym narodem miał będzie sprawę...<br>
{{tab}}Nie opierali się, boć srogie twarze, kije, widły, cepy i tyla narodu rozgniewanego, gotowego do bitki, strachem przejmowało, to zaczęli się zmawiać, skrzykiwać, topory za pas zakładać, piły zbierać i kupić do się z pomrukiem gniewnym, a zwłaszcza Rzepczaki, że to szlachta była i od wieków w kłótniach sąsiedzkich z Lipczakami, to wyklinali na głos, trzaskali toporami, odgrażali się, ale, chcąc nie chcąc, ustępowali przed siłą, a naród zaś krzykał groźnie, następował na nich i wypierał w bór.<br>
{{tab}}Insi zaś rozbiegli się po porębie gasić ogniska i rozwalać poukładane sążnie, a baby, z Kozłową na przedzie, dojrzawszy budy, zbite z desek na kraju poręby, pognały tam, i nuż je rozdzierać a rozwłóczyć po lesie, by i śladu nie zostało.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_344" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/344"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/344|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/344{{!}}{{#if:344|344|Ξ}}]]|344}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Boryna zaś, skoro rębacze ustąpili tak łacno, skrzykiwał gospodarzy i namawiał, by całą gromadą do dworu teraz iść i zapowiedzieć dziedzicowi, aby się nie ważył lasu ruszyć, póki sądy nie oddadzą, co jest chłopskiego. Ale nim się zmówili, nim wymiarkowali, co zrobić, aby było jak najlepiej, baby podniesły krzyk i zaczęły bezładnie uciekać od bud, bo kilkanaście koni wypadłych z lasu jechało im na karkach...<br>
{{tab}}Dwór uprzedzony przybywał rębaczom na pomoc.<br>
{{tab}}Na czele parobków jechał rządca, wpadli na porębę ostro i zaraz z miejsca, dopadłszy kobiet, zaczęli je prać batami, a rządca, chłop kiej tur, bił pierwszy i krzyczał:<br>
{{tab}}— Złodzieje, wszarze! Batami ich! W postronki, do kryminału!<br>
{{tab}}— Kupą, kupą, do mnie, nie dawać się! — wrzeszczał Boryna, bo naród już się rozlatywał zestrachany, ale na ten głos powstrzymali się w miejscu, nie bacząc na baty, prażące niejednych już po łbach, w dyrdy, osłaniając rękami głowy, biegli do starego.<br>
{{tab}}— Kijami psubratów! Cepami w konie! — krzyczał rozsrożony stary i, porwawszy jakiś kół, pierwszy rzucił się na dworskich; a prał, gdzie popadło, za nim zaś, kiej ten bór wichurą gniewu przejęty, zwarły się chłopy ramię w ramię, cepy przy cepach, widły przy widłach i z krzykiem ogromnym runęli na dworskich, prażąc, czem kto ino mógł dosięgnąć, aż zadudniało, jakby kto groch na podłodze kijem wyłuskiwał.<br>
{{tab}}Podniesły się wrzaski nieludzkie, przekleństwa, kwiki przetrąconych koni, jęki rannych, głuche a gęste <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_345" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/345"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/345|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/345{{!}}{{#if:345|345|Ξ}}]]|345}}'''<nowiki>]</nowiki></span>razy kołów, szamotania chrapliwe i dzikie pokrzyki pobojowiska.<br>
{{tab}}Dworscy bronili się tęgo, wymyślali i bili niezgorzej od chłopów, ale zaczęli się wkońcu mieszać i cofać, bo konie, smagane cepami, stawały dęba i z kwikiem nawracały, ponosząc, aż rządca, widząc, co się dzieje, spiął swojego bułanka i skoczył w całą kupę narodu, ku Borynie, ale ino tyla go było widać, bo naraz zawarczały cepy i kilkadziesiąt bijaków spadło na niego, a kilkadziesiąt rąk chwyciło go ze wszystkich stron i wyrwało z konia, że kiej ten kierz, ryjem podważony, wyleciał w powietrze i padł w śnieg, pod nogi, iż ledwie go Boryna ochronił i zawlókł nieprzytomnego w przezpieczne miejsce.<br>
{{tab}}Skłębiło się wtedy wszystko znagła, jak kiedy wicher uderzy niespodzianie w kopy, zamąci, że jeno jeden kłęb nierozeznany się uczyni, tacza po polu i przewala po zagonach; krzyk się podniósł straszny i taki zamęt, taki wir, że już nic nie było widno, kromie splątanych kup, tarzających się po śniegach, kromie pięści walących z wściekłością, a czasem jakiś wydzierał się z kupy i uciekał kiej oszalały, ale nawracał wnet i z nowym krzykiem, z nową wściekłością rzucał się do bitki...<br>
{{tab}}Prali się w pojedynkę i kupami, wodzili za orzydla, to za łby, gnietli kolanami, ozdzierali do żywego mięsa, a przeprzeć się jeszcze nie mogli, bo dworscy pozeskakiwali z koni, nie ustępując ani na krok, ile że przybywała im ciągła pomoc, bo rębacze przeszli na ich stronę i tęgo wspierali; pierwsze Rzepczaki hurmą a milczkiem <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_346" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/346"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/346|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/346{{!}}{{#if:346|346|Ξ}}]]|346}}'''<nowiki>]</nowiki></span>kiej te złe psy rzucili się pomagać, a wiódł wszystkich borowy, któren w ostatniej chwili się zjawił, że zaś chłop był jak byk, mocarz głośny na okolicę, a przy tem zadzierzysty i swoje sprawy z Lipcami mający, to pierwszy się rzucał w pojedynkę na całe kupy, rozbijał łby kolbą fuzji, rozpędzał i tak prał, że niech Bóg broni!<br>
{{tab}}Poszedł nań Stacho Płoszka, by go wstrzymać, bo już naród zaczął przed nim uciekać, to go uchwycił za orzydle, okręcił nad sobą i rzucił na ziem, kiej ten snopek wymłócony, aż Stacho padł nieprzytomny. Skoczył doń któryś z Wachników i trzasnął go cepami gdziesik w ramię, ale dostał naodlew pięścią między oczy, że jeno ozwarł ramiona i z tem słowem Jezus rymnął na ziemię.<br>
{{tab}}Wkońcu już i Mateusz nie wytrzymał i rzucił się do niego, ale choć chłop był w mocy jednemu Antkowi równy, nie wytrzymał i pacierza, borowy go zmógł, sprał, w śniegu utytłał i do ucieczki przyniewolił, a sam ruszył ku Borynie, któren w kupie całej wodził się za łby z Rzepczakami, ale nim się doń dobrał, opadły go z wrzaskiem baby, przychwyciły pazurami, wpięły mu się w kudły, splątały i, przygiąwszy do ziemi, wodziły się z nim — jako te kundle, kiej psa owczarskiego opadną, kłami za skórę ujmą i ciepią się z nim to w tę, to w ową stronę.<br>
{{tab}}Ale już pod ten czas i naród brał górę, zwarli się i pomieszali kiej te liście, każden swojego ułapił, dusił i taczał się z nim po śniegu, a baby dopadały z boków i darły za kudły.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_347" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/347"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/347|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/347{{!}}{{#if:347|347|Ξ}}]]|347}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Wrzask był ano już taki, zamęt, kotłowanina, że swój swojego ledwie rozpoznał, ale wkońcu przeparli dworskich, paru już z nich leżało pokrwawionych, a insze zaś, zmordowane, osłabłe, chyłkiem uciekały w las, tylko rębacze bronili się ostatkami sił, a nawet gdzie niegdzie prosili o miłosierdzie, ale że naród był rozsrożony jeszcze barzej na nich, niźli na dworskich, że rozgorzał kiej ta żagiew na wietrze, to próśb nie słuchał i na nic nie baczył — jeno prał z całą wściekłością.<br>
{{tab}}Porzucali kije, cepy, widły a zwarli się na moc, chłop z chłopem, pięść na pięść, siła na siłę, gnietli się tak ano, dusili, ozdzierali, kulali po ziemi, że już przymilkły wrzaski, a tylko ciężkie charczenia, klątwy, a szamotania słychać było.<br>
{{tab}}Taki się sądny dzień zrobił, że i wypowiedzieć niesposób!<br>
{{tab}}Ludzie poszaleli prawie, zawziętość nimi rzucała i gniew ponosił, a zwłaszcza Kobus z Kozłową widzieli się całkiem powściekani, że aż strach było na nich patrzeć, tak byli okrwawieni, pobici a mimo to rzucający się na całe kupy.<br>
{{tab}}Tak się ano przepierali jeszcze, a z coraz większym krzykiem Lipczaków, że już się zaczynały gonitwy uciekających i bicie w dziesięciu jednego, gdy borowy opędził się wreszcie babom, ale srodze poturbowany i przeto jeszcze wścieklejszy zaczął skrzykiwać swoich, a dojrzawszy Borynę, skoczył na niego, chwycili się wpół, opletli barami kiej niedźwiedzie i nuż się przepierać, a zataczać, a bić o drzewa, bo się już byli wywiedli w {{Korekta|bór|bór.}}<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_348" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/348"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/348|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/348{{!}}{{#if:348|348|Ξ}}]]|348}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Na to właśnie nadleciał Antek, spóźnił się wielce, więc przystanął na skraju boru, by złapać nieco powietrza i wnet dojrzał, co się z ojcem dzieje.<br>
{{tab}}Zatoczył dookoła jastrzębiemi ślepiami, nikto na nich nie baczył, wszystkie ano były w takiej bitce, w takiem pomieszaniu, że ni jednej twarzy nie rozeznał, więc cofnął się, chyłkiem przedostał się do Boryny i przystanął o parę kroków za drzewem.<br>
{{tab}}Borowy przemagał, ciężko mu szło, bo już był srodze zmordowany, a i stary trzymał się krzepko, padli właśnie na ziemię, tarzając się kiej dwa psy i tłukąc o ziemię, ale coraz częściej stary był na spodzie, czapa mu zleciała, że jeno ten siwy łeb podskakiwał po korzeniach.<br>
{{tab}}Antek raz się jeszcze obejrzał, wyciągnął flintę z pod kożucha, przykucnął i, przeżegnawszy się bezwiednie, zmierzył do ojcowej głowy... nim jednak spuścił kurek, porwali się obaj na nogi, Antek też się podniósł i fuzję przyłożył do oka — nie strzelał jednak, strach nagły, okropny ścisnął mu tak serce, że ledwie mógł dychać, ręce mu latały kiej w febrze, zadygotał cały, w oczach pociemniało i tak się zakręciło w głowie, że stał długą chwilę, nie wiedząc zgoła, co się z nim dzieje, naraz rozległ się krótki, przerażający krzyk:<br>
{{tab}}— Ratujta, ludzie!.. Ratujta...<br>
{{tab}}Borowy właśnie w ten mig trzasnął Borynę kolbą przez łeb, aż krew chlusnęła, a stary jeno zakrzyczał, podniósł ręce do góry i padł kiej kloc na ziemię...<br>
{{tab}}Antek oprzytomniał, rzucił fuzję i skoczył do ojca; stary jeno charczał, krew zalewała mu twarz, {{pp|gło|wę}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_349" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/349"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/349|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/349{{!}}{{#if:349|349|Ξ}}]]|349}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|gło|wę}} miał prawie napół rozłupaną, żyw był jeszcze, ale już oczy zachodziły mu mgłą i kopał nogami...<br>
{{tab}}— Ociec! Mój Jezus! Ociec! — wrzasnął strasznym głosem, porwał go na ręce, przytulił do piersi i zaczął wniebogłosy krzyczeć:<br>
{{tab}}— Ociec! Zabili go! Zabili! — wył kiej ta suka, gdy jej dzieci potopią.<br>
{{tab}}Aż kilkoro ludzi co najbliższych posłyszało i przybiegło na ratunek; złożyli pobitego na gałęziach i jęli śniegiem obwalać mu głowę i ratować, jak ino poredzili. Antek zaś przysiadł na ziemi, targał się za włosy i krzyczał nieprzytomnie:<br>
{{tab}}— Zabili go! Zabili!<br />
{{tab}}Aż myśleli, iż mu się znagła w głowie popsuło.<br>
{{tab}}Naraz ucichł, przypomniał sobie znagła wszystko i rzucił się do borowego z krzykiem przerażającym i z takiem szaleństwem w oczach, że borowy się zląkł i zaczął uciekać, ale czując, że go tamten dogania, odwrócił się raptem i strzelił mu prawie prosto w piersi, nie trafił go jednak jakimś cudem, tyle jeno, że twarz osmalił, a Antek zwalił się na niego jak piorun.<br>
{{tab}}Próżno się bronił, próżno wymykał, próżno przywiedziony rozpaczą i strachem śmiertelnym o zmiłowanie prosił — Antek porwał go w pazury, kiej ten wilk wściekły, zdusił za gardziel, aż grdyka zachrzęściała, uniósł do góry i tłukł nim o drzewo potąd, póki ostatniej pary nie puścił.<br>
{{tab}}A potem jakby się zapamiętał, że już nie wiedział, co robił, rzucił się w bitkę, a tam, kędy się zjawił, serca truchlały, ludzie uciekali ze strachem, bo straszny <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_350" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/350"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/350|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/350{{!}}{{#if:350|350|Ξ}}]]|350}}'''<nowiki>]</nowiki></span>był, umazany ojcową krwią i swoją, bez czapki, z pozlepianym włosem, siny kiej trup, okropny jakiś a tak nadludzko mocny, że prawie sam jeden zmordował i pobił tę resztę, dających opór, aż musieli go wkońcu uspokajać i odrywać, boby zabijał na śmierć.<br>
{{tab}}Bitka się skończyła, i Lipczaki, choć zmordowani, pokaleczeni, okrwawieni, napełniali las radosną wrzawą.<br>
{{tab}}Kobiety opatrywały co ciężej rannych i przenosiły na sanie, a było ich niemało, Kłębiak jeden miał złamaną rękę, Jędrzych Pacześ przetrącony kulas, że stąpić nie mógł i darł się wniebogłosy, kiej go przenosili, Kobus zaś był tak pobity, że się ruchać nie mógł, Mateusz żywą krew oddawał i na krzyż narzekał, a insi też ucierpieli niegorzej, że prawie nie było ani jednego, któryby cało wyszedł, ale że górę wzięli, to i na ból nie bacząc, pokrzykali wesoło a rozgłośnie — i zabierali się do powrotu.<br>
{{tab}}Borynę złożyli na saniach i wieźli wolno, bojąc się, by w drodze nie zamarł; nieprzytomny był, a z pod szmat wciąż wydobywała się krew, zalewając mu oczy i twarz całą, blady był jak płótno i zupełnie podobny do trupa...<br>
{{tab}}Antek szedł przy saniach, wpatrzony przerażonym wzrokiem w ojca, podtrzymywał mu głowę na wybojach i raz wraz bełkotał cicho, prosząco, żałośnie:<br>
{{tab}}— Ociec! Laboga, ociec!..<br>
{{tab}}Ludzie szli bezładnie, kupami, jak komu lepiej było, a lasem, bo środkiem drogi szły sanie z poranionymi, jaki taki jęczał i postękiwał, a reszta śmiała się głośno, pokrzykując wesoło i szumnie. Zaczęli {{pp|opo|wiadać}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_351" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/351"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/351|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/351{{!}}{{#if:351|351|Ξ}}]]|351}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|opo|wiadać}} sobie różności, a przechwalać się z przewagi {{Korekta|e przekpiwać|i przekpiwać}} z pokonanych, gdzie niegdzie już i śpiewy zaczęły się rozlewać, ktoś znów krzykał na cały bór, aż się rozlegało, a wszyscy byli pijani triumfem, że niejeden zataczał się na drzewa i potykał o lada jaki korzeń!..<br>
{{tab}}Mało kto czuł pobicie i zmęczenie, bo wszystkie serca rozpierała nieopowiedziana radość zwycięstwa, wszyscy pełni byli wesela i takiej mocy, że niechby się kto sprzeciwił, na prochby starli, na cały światby się porwali.<br>
{{tab}}Szli mocno, głośno, hałaśliwie, tocząc jarzącemi oczami po tym borze zdobytym, któren chwiał się nad głowami, szumiał sennie i sypał na nich rosisty opad osędzielizny — kieby temi łzami pokrapiał.<br>
{{tab}}Naraz Boryna otworzył oczy i długo patrzał w Antka, jakby sobie nie wierząc, aż głęboka, cicha radość rozświetliła mu twarz, poruszył ustami parę razy i z największym wysiłkiem szepnął:<br>
{{tab}}— Tyżeś to, synu?.. Tyżeś!..<br>
{{tab}}I omdlał znowu.<br>
<br><br>
{{C|KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ.}}
<br><br><br>
{{c|w=150%|{{roz|WIOSN|1}}A.|po=20px}}
<span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_007" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/007"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/007|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/007{{!}}{{#if:007|007|Ξ}}]]|007}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{Centruj|I.}}<br>
{{tab}}Czas był wiosenny o świtaniu.<br />
{{tab}}Kwietniowy dzień dźwigał się leniwie z legowisk mroków i mgieł, jako ten parob, któren legł spracowany, a nie wywczasowawszy się docna, zrywać się ano musi nadedniem, by wnetki imać się pługa i do orki się brać.<br>
{{tab}}Poczynało dnieć.<br>
{{tab}}Ale cichość była jeszcze całkiem drętwa, tyle jeno, co rosy kapały rzęsiście z drzew pośpionych w mącie nieprzejrzanym.<br>
{{tab}}Niebo, kiej ta płachta modrawa, przejęta wilgotnością i orosiała, przecierało się już ździebko nad ziemią czarną, głuchą i zgoła w mrokach zagubioną.<br>
{{tab}}Mgły niby mleko wzburzone przy udoju zalewały łęgi i pola nizinne. Kokoty zaczęły piać na wyprzódki gdziesik po wsiach jeszcze niewidnych.<br>
{{tab}}Ostatnie gwiazdy gasły kiej oczy, śpiączką morzone.<br>
{{tab}}Na wschodzie zaś, jako zarzewie, roztlewające z pod ostygłych popiołów, jęły się rozżarzać zorze czerwone.<br>
{{tab}}Mgły się zakolebały znagła, wzdęły i, ruchający ciężko, niby wody roztopów wiosennych, biły w czarne <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_008" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/008"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/008|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/008{{!}}{{#if:008|008|Ξ}}]]|008}}'''<nowiki>]</nowiki></span>pola, albo zasie, kieby dymy kadzielne, wionęły sinem przędziwem ku niebu.<br>
{{tab}}Dzień się już stawał i przepierał z blednącą nocą, która przywierała do ziem grubym, przemoczonym kożuchem.<br>
{{tab}}Niebo się rozlewało zwolna światłościami, zniżając się coraz barzej nad światem, że już kajś niekaj wydzierały się na jaśnię czuby drzew, oprzędzone mgłami, a gdzie znów, na wyżach, jakieś pola szare, przesiąkłe rosą, wyleniały się z nocy; to stawy zamigotały poślepłemi lustrami, albo strumienie, kiej długachne, orosiałe przędze, wlekły się wskroś mgieł rzednących i świtów.<br>
{{tab}}Dzień się już czynił coraz większy, zorze rozsączały się w martwe siności, że na niebie poczynały gorzeć jakoby krwawe łuny pożarów jeszcze niedojrzałych, i tak się galanto rozwidniało, iż ano bory wyrastały dokoła czarną obręczą, a wielka droga, obsiadła rzędami topoli pochylonych, utrudzonych jakoby w ciężkim chodzie pod wzgórze, dźwigała się coraz widniej na światłość, zaś wsie, potopione w mrokach przyziemnych, wyzierały gdzie niegdzie pod zorze, kieby te czarne kamienie z pod wody spienionej i poniektóre już drzewa co bliższe srebrzyły się całe w rosach i brzaskach.<br>
{{tab}}Słońca jeszcze nie było, czuło się jeno, że lada pacierz wyłupie się z tych zórz rozgorzałych i padnie na świat, któren dolegiwał ostatków, ozwierał ciężko mgławicami zasnute oczy, poruchiwał się ździebko, przecykał zwolna, ale jeszcze się lenił w słodkim, odpoczywającym dośpiku, bo cichość padła barzej w uszach <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_009" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/009"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/009|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/009{{!}}{{#if:009|009|Ξ}}]]|009}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dzwoniąca, jakoby ziemia dech przytaiła — jeno wiater, jako to dychanie dzieciątka cichuśkie, powiał od lasów, aż rosy potrzęsły się z drzew.<br>
{{tab}}Aż z tej omdlałej szarości świtów, z tych sennych jeszcze, omroczałych pól, jakoby w kościele rozmodlonym i oniemiałym, kiedy dobrodziej ma wznieść na Podniesienie Hostję Przenajświętszą — wystrzelił znagła głos skowronkowy...<br>
{{tab}}Wyrwał się gdziesik z roli, zatrzepotał skrzydłami i jął świergotać, jako ta z czystego srebra sygnaturka, jako ten wonny pęd wiośniany tlił się w bladem niebie, bił wgórę, głośniał, iż w onej świętej cichości wschodów rozdzwaniał się na świat cały.<br>
{{tab}}Wraz i drugie jęły się zrywać, skrzydełkami bić, w niebo się drzeć i śpiewać zawzięcie, a poranek głosić wszemu stworzeniu czującemu.<br>
{{tab}}A po nich wnet i czajki zakwiliły jękliwie na moczarach.<br>
{{tab}}Boćki też wzięły klekotać rozgłośnie gdziesik po wsiach, jeszcze nierozpoznanych w szarościach.<br>
{{tab}}Słońce zaś było już ino, ino...<br>
{{tab}}Aż i ono pokazało się z za lasów dalekich, wychylało się z przepaści i kieby tę ogromną, złocistą i rozgorzałą ogniami patynę wynosiły Boże, niewidzialne ręce nad sennemi ziemicami i, żegnając światłością świat, żywe i umarłe, rodzące się i struchlałe, rozpoczynało świętą ofiarę dnia, że wszystko jakby znagła padło w proch przed majestatem i zamilkło, przywierając oczy niegodne.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_010" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/010"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/010|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/010{{!}}{{#if:010|010|Ξ}}]]|010}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}I oto dzień się stał, jako to nieobjęte morze weselnej światłości.<br>
{{tab}}Mgły, kiej wonne dymy, biły z łąk ku rozzłoconemu niebu, a ptactwo i stworzenie wszelkie uderzyło w wielki krzyk śpiewań, jakoby w ten pacierz serdecznych dziękczynień.<br>
{{tab}}Słońce zaś urastało wciąż, wynosiło się nad bory czarne, nad wsie nieprzeliczone, coraz wyżej, i wielkie, gorejące, ciepłe, kiej to święte oko miłosierdzia Pańskiego, brało we władną i słodką moc panowanie nad światem.<br>
{{tab}}W ten czas właśnie, na wzgórzu piaszczystem pod lasem, z pod dworskich stogów łubinowych, stojących wpodle szerokiej i wyboistej drogi, pokazała się stara Agata, powinowata czy krewniaczka Kłębów.<br>
{{tab}}Powracała ona z żebrów, na któren to chleb Jezusowy była poszła jeszcze w kopania, a teraz-ci znawrotem do Lipiec ciągnęła, jako ci ptakowie, zawżdy wracający o wiośnie do gniazd {{Korekta|swoich|swoich.}}<br>
{{tab}}Stare to było, schuchrane, słabe i ledwie dychające, iż się widziała, jako ta wierzba przydrożna, pokrzywiona, spróchniała, co to się już ledwie tli i domiera w piachach; w łachmanach juści była, z kosturem dziadowskim w ręku, z tobołkami na plecach, obwieszona różańcami.<br>
{{tab}}Wylazła z pod brogów o samym wschodzie i, śpiesznie drepcąc, podnosiła do słońca twarz szarą i wyschłą, jako te płone ugory zeszłoroczne; jeno jej siwe, zaczerwienione oczy rozbłyskiwały radością.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_011" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/011"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/011|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/011{{!}}{{#if:011|011|Ξ}}]]|011}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Jakże!.. po długiej i ciężkiej zimie do swojej wsi rodzonej wracała, to biegła aż truchcikiem, że ino torbeczki wyskakiwały po bokach i dzwoniły różańce, ale iż ją spierało, a zadychliwość raz wraz chwytała się bolących piersi, to musiała przystawać, wolnieć i już szła ciężko, z utrudzeniem, jeno temi głodnemi oczyma latając po świecie i pośmiechując się do tych pól szarych, w zielonawe mgły przysłonionych, do wsi wynurzających się zwolna z mgielnych topieli, do tych nagich jeszcze drzew, stróżujących nad drogami, lebo samotne stójki odbywających po polach, do całego świata!<br>
{{tab}}Słońce się już było podniesło na parę chłopów, że dojrzał choćby i najdalsze kraje pól; wszystko błyszczało różaną rosą, czarne role połyskiwały się w słońcu, wody grały po rowach, skowronkowe głosy dzwoniły w chłodnem powietrzu, gdzie zaś, pod kamionkami tliły się ostatnie płaty śniegów, żółte bazie na poniektórych drzewach trzęsły się kieby te bursztynowe paciorki, w zaciszach zaś albo i pod nagrzanemi kałużami, z pośród rdzawych, zeszłorocznych liści, przedzierały się złotawe źdźbła traw młodych, gdzie znów patrzyły żółte oczy kaczeńców, wiaterek też wziął przygarniać leciuchno i roztrząsać wilgotne, rzeźwe zapachy pól, pławiących się leniwie w słońcu, a wszędy było tak wiośniano, rozlegle, jasno, chociaż i jeszcze ździebko szarawo, i taką lubością tchnęło, że już się dusza Agaty wyrywała, by lecieć, jako ten ptak, radością opity, niesie się z krzykiem w cały świat.<br>
{{tab}}— Jezus mój! Jezusiczku kochany! — pojękiwała <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_012" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/012"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/012|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/012{{!}}{{#if:012|012|Ξ}}]]|012}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ledwie, przysiadając nieco i jakby zgarniając ten świat wszystek w roztrzęsione radością i wielce czujące serce.<br>
{{tab}}Hej! zwiesna ci to szła przecież nieobjętemi polami, skowronkowe pieśnie głosiły ją światu, i to słońce święte, i ten wiater pieszczący, słodki a ciepły, kiej matczyne całunki, i to przytajone jeszcze dychanie ziemic, tęsknie czekających na pługi i ziarno, i to wrzenie wesela, unoszące się wszędy, i to powietrze ciepłe, orzeźwiające i jakoby nabrzmiałe tem wszystkiem, co wnetki się stanie zielenią, kwiatem i kłosem pełnym.<br>
{{tab}}Hej! zwiesna-ci to szła, jakoby ta jasna pani w słonecznem obleczeniu, z jutrzenkową i młodą gębusią, z warkoczami modrych wód, od słońca płynęła, nad ziemiami się niesła w one kwietniowe poranki, a z rozpostartych rąk świętych puszczała skowronki, by głosiły wesele, a za nią ciągnęły żórawiane klucze z klangorem radosnym, a sznury dzikich gęsi przepływały przez blade niebo, że boćki ważyły się nad łęgami, a jaskółki świegotały przy chatach, i wszystek ród skrzydlaty nadciągał ze śpiewaniem, a kędy tknęła ziemię słoneczna szata, tam podnosiły się drżące trawy, nabrzmiewały lepkie pęki, chlustały zielone pędy i szeleściły listeczki nieśmiałe, i wstawało nowe, bujne, potężne życie, a zwiesna już szła całym światem, od wschodu do zachodu, jako ta wielmożna Boża wysłanniczka, łaski i miłosierdzie czyniąca...<br>
{{tab}}Hej! zwiesna-ci to ogarniała przyziemne, pokrzywione chaty, zaglądała pod strzechy miłosiernemi oczyma, budząc struchlałe, omroczone role serc człowiekowych, że dźwigały się z utrapień i ciemnic, poczynając <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_013" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/013"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/013|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/013{{!}}{{#if:013|013|Ξ}}]]|013}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wiarę na lepszą dolę, na obfitsze zbiory i na tę wytęsknionej szczęśliwości godzinę...<br>
{{tab}}Ziemia się rozdzwaniała życiem, kieby ten dzwon umarły, gdy mu nowe serce uwieszą, serce ze słońca uczynione, że bije górnie, dzwoni, huczy radośnie, budzi struchlałe i śpiewa takie rzeczy i sprawy, takie cuda i moce, aże serca biją do wtóru weselnego, aże same łzy leją się z oczu, aże dusza człowiekowa zmartwychwstaje w nieśmiertelnych mocach i klęczący ze szczęścia ogarnia sobą oną ziemię, ów świat cały, każdą grudkę napęczniałą, każde drzewo, każden kamień i chmurę każdą, wszystko ano, co uwidzi i co poczuje...<br>
{{tab}}Tak-ci to i czuła Agata, kusztykając zwolna i żrąc spragnionemi oczyma tę ziemię kochaną, tę ziemię świętą, że szła jak pijana.<br>
{{tab}}Aż dopiero, gdy sygnaturka zaświegotała na Lipieckim kościele, kiej ten ptaszek, zwołujący na modlitwę, ocknęła stara znagła, padając na kolana.<br>
{{tab}}...iżeś swoją świętą przyczyną sprawił, jakom powróciła...<br>
{{tab}}...iżeś, Panie, pokazał miłosierdzie nad sierotą...<br>
{{tab}}Mogła to mówić! kiej łzy, jako ten deszcz rzęsisty, zalały jej serce i spływały po wynędzniałej twarzy, że jeno mamrotała cosik, a tak się trzęsła w sobie, że ani weź naleźć różańca, ni tych słów pacierza, które się rozsuły po duszy palącą rosą, to porwała się z mocą i poszła, pilnie patrząc po polach i powiadając na głos jakie słowo modlitwy, przypomniane znagła...<br>
{{tab}}Że zaś dzień był już duży i mgły całkiem spadły, Lipce jawiły się przed nią jakby na dłoni. Leżały nieco <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_014" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/014"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/014|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/014{{!}}{{#if:014|014|Ξ}}]]|014}}'''<nowiki>]</nowiki></span>w dole, nad ogromnym stawem, modrzącym się kiej lustro z pod białawej a leciuchnej przysłony, obsiadły wodę kręgiem niskich, szerokich chałup, co jak kumy, w sobie wielce podufałe, przysiadły w sadach jeszcze nagich, dymy kajś niekaj rwały się nad strzechami, gdzie zaś szyby przebłyskiwały w słońcu, albo bieliły wskroś czarniawych sadów świeżo pobielone ściany.<br>
{{tab}}Każdą chałupę mogła już dojrzeć zosobna. Młyn ano, którego bełkotliwy turkot dochodził coraz żywiej, stał na kraju wsi, przy drodze, którą szła, a naprzeciw prawie, na drugim końcu, kościół wznosił wysokie, białe mury wśród drzew olbrzymich i grał oknami i złotym krzyżem na bani, a wpodle niego czerwieniły się dachówki plebanji. Wokół {{korekta|zas|zaś}}, jak jeno dojrzeć, stały sinym wiankiem lasy i rozlewały się pola nieprzejrzane, leżały wsie dalekie, wsie, kieby te szare liszki, przywarte do ziemi, a w sady pochowane; drogi kręto powyciągane, kamionki, rzędy drzew przechylonych, piaszczyste wydmy, zrzadka porosłe jałowcami, i wąska przędza rzeczki, ciekącej połyskliwie i wlewającej się do stawu, między chałupami.<br>
{{tab}}Bliżej zaś, dokoła wsi, wielgachnym kręgiem leżały Lipeckie ziemie, pokrajane w pasy, kieby te postawy zgrzebnego płótna, rozciągnięte pod wzgórza i poćwiartowane na działki. Pola wiły się i wydłużały przy polach, porozdzielane krętemi miedzami, na których gęsto rozrastały się grusze rozłożyste, górzyły się kamionki, cierniem obrosłe, w złotawem świetle ostro wyrzynały się szare i utytłane kiej ścierki ugory: to płachty zielonawe ozimin, to zeszłoroczne kartofliska <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_015" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/015"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/015|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/015{{!}}{{#if:015|015|Ξ}}]]|015}}'''<nowiki>]</nowiki></span>czerniały, albo i już latosie podorówki, miejscami zaś, po dołkach siwiały wody i wlekły się, kiej to szkliwo roztopione; za młynem rozlewały się łąki rudawe, po których brodziły bociany raz wraz poklekujące, i kapuśniska tak jeszcze pod wodą, że jeno grzbiety zagonów przemiękłych łyśniły się kiej piskorze, czajki białobrzuszne kołowały nad niemi, a po rozstajach stróżowały święte drzewa krzyżowe i jensze wyobrażenia Pańskie, zaś nad tym całym światem, zaklęsłym ździebko w miejscu, kędy wieś przywarła, wisiało rozgorzałe, złotawe słońce, pobrzmiewały skowronkowe śpiewania, rozlegały się niekiedy od obór tęskliwe ryki bydła, to gęsi gdziesik pokrzykiwały gęgliwie i leciały rozgłośne wołania ludzkie, a wraz i wiater tchnął lubym, ciepłym powiewem, zgarniając wszystkie te głosy, że ziemia stawała niekiedy w takiej cichości a zadumaniu, jakoby w tej świętej chwili rodów i poczynań.<br>
{{tab}}Jeno na polach mało gdzie dojrzał robotę, tyle tylko, co zaraz pod wsią gmerało się kilka kobiet, rozrzucających nawóz, że ostry, przenikliwie w nozdrzach wiercący zapach płynął smugą całą.<br>
{{tab}}— Zaspały próżniaki czy co, dzień taki wybrany, a na rolę mało kto ciągnie... ziemia aż się prosi pługa! — mruczała zgorszona.<br>
{{tab}}I aby być bliżej jeszcze zagonów, zlazła z drogi na ścieżkę, ciągnącą się za rowem, gdzie już czerwone rzęsy stokrotek otwierały się do słońca i gęściej zieleniła się trawa.<br>
{{tab}}Juści, że tak pusto było na polach, aże dziw <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_016" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/016"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/016|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/016{{!}}{{#if:016|016|Ξ}}]]|016}}'''<nowiki>]</nowiki></span>brał! Przecie dobrze baczyła, jako po inne lata, w tę porę to jeno się czerwieniło po zagonach od kiecek i aż się trzęsło od przyśpiewek i wrzasków dzieuszych; rozumiała też, jako przy takiej pogodzie najwyższy już czas do wywożenia gnojów, do podorówek, do siewów, a dzisiaj co? Jeden, jedyny chłop, którego dojrzała gdziesik w pośrodku pól, siał cosik, szedł pochylony i zawracał, rozrzucający w półkole jakieś ziarno.<br>
{{tab}}— Musi być, że groch sieje, kiej tak wcześnie... Dominikowej chłopaki, widzi mi się, bo akuratnie tam ich pola wypadają... A niech wama darzy i plonuje Bóg miłosierny, gospodarze kochane! — szeptała serdecznie.<br>
{{tab}}Ścieżka była ciężka, nierówna, zawalona świeżemi kretowiskami, kamieniem, a miejscami błotna, ale nie zwracała na to uwagi, wpatrując się z lubością i rozczuleniem w każden zagon, w każde {{kor|pólk o|pólko}} zosobna.<br>
{{tab}}— Księże żyto, bujne, sielnie się ruszyło!.. Prawda, kiej wędrowałam we świat, orał pod nie parobek, a dobrodziej siedzieli se gdzieś tutaj, baczę dobrze...<br>
{{tab}}I znowu kusztykała, wzdychając ciężko i łzawo wlokąc oczyma.<br>
{{tab}}— Cie, Płoszkowe żyto... musi być późne, albo i wymiękło ździebko.<br>
{{tab}}Nachyliła się z trudem, dotykając drżącemi, staremi palcami wilgotnych ździebeł i głaszcząc je z miłością, jakoby te włosy dziecińskie.<br>
{{tab}}— Borynowa pszenica, sielny kawał! Juści!.. bo to nie gospodarz pierwszy na Lipce?.. ale cosik przyżółta, musiało ją przemrozić, czy co... ciężką zimę tu przeszła... — medytowała, spostrzegając po {{pp|przypłaszczo|nych}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_017" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/017"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/017|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/017{{!}}{{#if:017|017|Ξ}}]]|017}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|przypłaszczo|nych}} zagonach i wbitych w ziemię, obwalanych mułem źdźbłach ozimin ślady wielkich śniegów i wód roztopowych.<br>
{{tab}}— Wycierpieli się ludziska niemało, nabiedowali! — westchnęła, przysłaniając oczy dłonią, bo naprzeciw, od wsi, szły jakieś chłopaki.<br>
{{tab}}— Juścić co Michał organistów z którymś organiściakiem. Po wielkanocnym spisie do Woli idą, kiej z tylachnemi koszykami... Juści, że nie kto drugi.<br>
{{tab}}Pochwaliła Boga, gdy nadeszli, rada wielce zagadać z nimi coś niecoś, ale chłopcy odburknęli pozdrowienie i przeszli prędko, rozgadani ze sobą.<br>
{{tab}}— Dyć od tylich skrzatów baczę ich, a nie poznali mnie! — Markotność ją przejęła. — Cie! a skądby i taką dziadówkę pamiętały! Ale Michał wyrósł galanto, pewnikiem już dobrodziejowi przygrywa na organach...<br>
{{tab}}Rozmyślała, wpatrując się znowu w drogę, że to wyszedł ze wsi Żyd jakiś, pchając przed sobą sporego cielaka.<br>
{{tab}}— A od kogo to kupione? — zagadnęła.<br>
{{tab}}— Od Kłębowej! — odparł, mocując się z białoczerwonym ciołkiem, któren się opierał, zawracał i pobekiwał żałośnie.<br>
{{tab}}— To ani chybi po granuli... juści... pognała się była jeszcze przed żniwami... a może i po siwej... Sielny ciołek.<br>
{{tab}}Obejrzała się za nim z gospodarską lubością, ale już ich nie było na drodze: ciołek wyrwał się z rąk, skoczył na pole i, podniósłszy ogon, rwał ku wsi, naprzełaj, a Żyd z rozwianym chałatem zabiegał mu drogę.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_018" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/018"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/018|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/018{{!}}{{#if:018|018|Ξ}}]]|018}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— W ogon go pocałuj, a poproś pięknie, to ci wróci... — szepnęła z kuntentnością, przyglądając się gonitwie.<br>
{{tab}}— A i na Kłębowych morgach ni żywej duszy! — zauważyła przytem, ale nie było już czasu na pomyślunki: wieś była już tak blisko, że poczuła zapach dymów i dojrzała po sadach wietrzące się pierzyny, to jeno ogarniała oczyma wieś całą, i najgłębsza, wdzięczna radość zatrzęsła jej sercem, że to Jezus pozwolił dożyć tej zwiesny i powraca ją oto do swoich, powraca do rodzonych.<br>
{{tab}}A przecież mogła zamrzeć zimą, między obcymi, chorzała bowiem ciężko, ale Jezus ją powrócił...<br>
{{tab}}Dyć tem ano żywiła duszę przez długą zimę, tem się jeno krzepiła w każdej godzinie i tem się broniła od mrozów, nędzy i śmierci...<br>
{{tab}}Przysiadła pod krzakami, aby się ździebko przygarnąć, nim wejdzie, ale miała to siły, kiej ją tak rozebrała radość, że każda kosteczka trzęsła się zosobna i serce tłukło się boleśnie, niby ten ptak duszony?<br />
{{tab}}— Są jeszcze dobre i miłosierne ludzie, są... — szeptała, opatrując troskliwie torbeczki. Jakże, uciułała sobie tyla, że musi starczyć na pochowek.<br>
{{tab}}Przecie od dawnych już lat o tem jeno deliberowała i w to całą duszę kładła, że skoro śmierci porę Pan Jezus spuści, aby się to mogło stać we wsi swojej, w chałupie, na łóżku, zasłanem pierzynami, pod rzędem obrazów, tak, jako umierały gospodynie wszystkie. Całe życie zbierała na chwilę oną świętą i ostatnią.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_019" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/019"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/019|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/019{{!}}{{#if:019|019|Ξ}}]]|019}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Miała ci już u Kłębów na górze skrzynię, a w niej pierzynę sporą, poduszki i prześcieradła i wsypki nowe, a wszystko czyste, nieużywane zgoła, by nie marać, zawsze mieć gotowe, no i że nie było gdzie rozłożyć tej pościeli. Miała to kiej swoją izbę albo i łóżko? Kątem zawżdy, na barłogu jakim, to w obórce, jak się zdarzyło i kaj ludzie dobre pozwolili przytulić głowę. Nie cisnęła się ta ona nigdy naprzód, między możne i władne, nie wyrzekała na dolę, bo wiedząca była dobrze, że wszystko urządzenie na świecie z woli Bożej pochodzi, a nie zmienić go człowiekowi grzesznemu.<br>
{{tab}}To se jeno tajnie, pocichuśku, przepraszając Boga za pychę, o tem jedynie marzyła, by mieć gospodarski pochowek — o to jeno prosiła lękliwie...<br>
{{tab}}Nie dziwota więc, że skoro się teraz przywlekła do wsi ostatkami sił, czując, że już ten czas ostatni przychodzi na nią, to wzięła sobie przypominać, czy aby czego nie przepomniała.<br>
{{tab}}Ale nie, wszystko miała potrzebne — gromnicę niesła z sobą, co ją ano wyprosiła, stróżując jakiegoś umarlaka, i buteleczkę z wodą święconą miała, i nowe kropidło kupiła, i obrazik poświęcany Częstochowskiej, jaki musi mieć w ręku w skonania godzinie, i te kilkadziesiąt złotych na pochowek... a może i starczy na mszę świętą przy trumnie, ze światłem i pokropieniem choćby w kruchcie! Juści, że i myśleć nie śmiała, by ją ksiądz eksportował na cmentarz.<br>
{{tab}}Gdzieby zaś to mogło być!.. Niekażden gospodarz dostępuje takiego honoru i szczęścia, a przytem i wszystkich pieniędzy na to jednoby nie starczyło!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_020" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/020"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/020|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/020{{!}}{{#if:020|020|Ξ}}]]|020}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Westchnęła żałośnie, podnosząc się na nogi.<br>
{{tab}}Dziwnie jednak zasłabła, kłuło ją w piersiach, kaszel męczył, że ledwie się mogła ruchać, odpoczywając co chwila.<br>
{{tab}}— Żeby choć do sianokosów dociągnąć, albo i do żniw pierwszych — marzyła, słodko przywierając oczyma do chałup coraz bliższych.<br>
{{tab}}— A potem już się położę i zamrę ci, Jezu kochany, zamrę... — jakby się tłumaczyła lękliwie z tych grzesznych nadziei.<br>
{{tab}}Ale wraz spadła na nią troska: kto to ją przyjmie do chałupy na ten czas skonania?<br>
{{tab}}— Poszukam se dobrych i czujących ludzi, a może i jaki grosz przyobiecam, to się łacniej zgodzą... Juści! komu ta niewola kłopotać się cudzymi, a chałupę sobie mierzić.<br>
{{tab}}Aby się to mogło stać u Kłębów, krewniaków, nawet pomyśleć nie śmiała.<br>
{{tab}}— Tylachna dzieci, w chałupie ciasno, a to i drób teraz się lęgnie, i trza mu miejsca, i nie honor byłby dla takich gospodarzy, by pod ich dachem krewniackie dziadówki pomierały...<br>
{{tab}}Rozmyślała bez żalu, wchodząc na drogę, biegnącą po grobli, wyniesionej nieco, by chronić staw od wylewów na niskie łąki a kapuśniska.<br>
{{tab}}Młyn stojał pobok grobli, jeno tak nisko, że omączone dachy wystawały nieco nad drogą, trząsł się cały i z głuchym łoskotem pracował.<br>
{{tab}}A z lewa staw świecił się ano, słońce wlekło się złotemi włosami po cichej, rozmodrzonej od nieba {{pp|wo|dzie}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_021" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/021"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/021|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/021{{!}}{{#if:021|021|Ξ}}]]|021}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wo|dzie}}, na brzegach, obrosłych przychylonemi olchami, trzepały się z krzykiem gęsi, na drogach zaś, jeszcze nieco błotnych, dzieci przeganiały stadami, pokrzykując z uciechy.<br>
{{tab}}Lipce ano siedziały z obu stron stawu jak przódzi, jak zawdy chyba od początku świata, całe w sadach rozrosłych a w opłotkach.<br>
{{tab}}Agata wlekła się z trudem, chyżo jeno biegając oczyma, a wszystko widząc. W młynarzowym domu, co stał odsunięty od drogi, a podobien się zdał choćby i do dwora jakiego, przez wywarte okna powiewały białe firanki, a sama młynarzowa siedziała przed progiem w pośrodku piskliwego stada gęsiąt żółciuchnych kiej z wosku, które przygarniała.<br>
{{tab}}Pochwaliła stara Boga i przeszła cicho, rada, że jej nie poczuły psy, wylegujące się pod ścianami.<br>
{{tab}}Przeszła most, pod którym woda z hukiem przewalała się na młyńskie koła; drogi stąd rozchodziły się kiej ręce, ogarniające cały staw.<br>
{{tab}}Kolebała się w sobie przez chwilę, ale chęć obejrzenia wszystkiego przemogła i wzięła się na lewo, dłuższą nieco drogą.<br>
{{tab}}Kuźnia, stojąca pierwsza zaraz z brzegu, była zamknięta i głucha; jakiś przodek od wozu i niecoś zardzewiałych pługów leżało pod ścianami okopconemi, ale kowala ani widu, jeno kowalowa, rozdziana do koszuli, kopała grządki w sadzie wzdłuż drogi.<br>
{{tab}}Przystawała teraz przed każdą chałupą, wspierając się o niskie, kamienne płoty i przeglądając ciekawie obejścia, opłotki, wywarte sienie i okna. Psy ujadały <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_022" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/022"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/022|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/022{{!}}{{#if:022|022|Ξ}}]]|022}}'''<nowiki>]</nowiki></span>za nią niekiedy, ale obwąchawszy i jakby snadź poznając swojaczkę, wracały legać na przyzby, w słońce.<br>
{{tab}}A ona-ci teraz szła wolniuśko, krok za krokiem, ledwie dychając z utrudzenia, a barzej i z uciechy serdecznej.<br>
{{tab}}Sunęła się tak cichuśko, jako ten wiater, któren raz po raz powiewał po stawie i gmerał w rudych baziach olch, a szara była i niewidna kiej te płoty albo ta ziemia, miejscami już przesychająca, abo zaś kieby ten chudy cień, od drzew nagich padający na ziemię, że jakby jej nikto i nie spostrzegał.<br>
{{tab}}A radowała się całem sercem, że wszystko tak znajduje, jako i była zostawiła jesienią.<br>
{{tab}}Śniadania musieli warzyć, bo kurzyło się z kominów, a gdzie niegdzie z wywartych okien buchały zapachy gotowanych ziemniaków.<br>
{{tab}}Choć to i dzieci krzykały tu i owdzie, abo i gęsi, stróżujące przy gąsiętach, podnosiły często strwożone gęgoty, a dziwnie cicho i pusto było we wsi.<br>
{{tab}}Słońce się już ano podniesło na pół drogi do południa i siało kieby tem szczerem złotem i jęło się przeglądać w stawie, a nikto się jeszcze nie kwapił w pole, żaden wóz nie turkotał z opłotków, ni poskrzypywały pługi, ciągnięte na rolę.<br>
{{tab}}— Na jarmarek musiały pojechać, abo co? — myślała, baczniej się jeszcze rozglądając po chałupach.<br>
{{tab}}Wójtowe stodoły żółciły się nowem drzewem z pośród sadów bezlistnych, a Gulbasowa chałupa, obok stojąca, miała oberwane poszycie, że łaty dachu widać było kiej te żebra nagie.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_023" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/023"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/023|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/023{{!}}{{#if:023|023|Ξ}}]]|023}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Wiatry zerwały, ale wałkoniowi nie chciało się naprawić! — mruczała.<br>
{{tab}}Wpodle zaś Pryczki siedziały w starej pokrzywionej chałupinie, z powybijanych szyb wyzierały słomiane wiechcie.<br>
{{tab}}A oto i sołtysowa chałupa, szczytem do drogi, na starą modę.<br>
{{tab}}Za nim tuż Płoszków dom, na dwie strony zamieszkany.<br>
{{tab}}Potem Balcerków posiedzenie; poznałaby nie wiem gdzie, to dom był znaczny, że to dzieuchy popstrzyły wapnem szare ściany i pofarbowały ramy okien na niebiesko.<br>
{{tab}}A tam znów, w szerokim, starym sadzie rozsiadły się Boryny, pierwsze gospodarze i bogacze lipeckie. Słońce jeno grało w czystych szybach; ściany jaśniały jakby z nowa pobielone; obejście było obszerne, budynki w rząd stawiane, a proste i tak galante, że niejeden i chałupy takiej nie miał. Płoty całe i wszystko w takim porządku, kieby u jakiego Olendra na kolonjach a lepiej nie było.<br>
{{tab}}A dalej dom Gołębiów.<br />
{{tab}}I inszych, które wszystkie jako ten pacierz napamięć wiedziała. Ale wszędy jednako było cicho i pusto, jeno w sadach czerwieniły się pościele wietrzone i różny przyodziewek, a jeno gdzie niegdzie uwijały się porozdziewane do koszul kobiety, przy kopaniu grządek.<br>
{{tab}}W zacisznych miejscach sadów kapuściane wysadki puszczały zielone warkocze z ogniłych łbów, to zaś pod ścianami one lilje wyrastały w szarej ziemi <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_024" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/024"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/024|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/024{{!}}{{#if:024|024|Ξ}}]]|024}}'''<nowiki>]</nowiki></span>blademi kłami, rozsady wschodziły pod przykrywą tarniowych gałązek, drzewa stały w nabrzmiałych, lepkich pąkach, a wszędzie pod płotami burzyły się pokrzywy i chwasty różne i krze agrestowe obwiane były jasną, młodziuchną zielenią.<br>
{{tab}}A choć to i najprawdziwsza zwiesna siała się prosto z nieba i tętniąca była w każdej grudce ziemi napęczniałej, a tak jakoś smutnie się widziało w Lipcach, cicho i dziwnie pusto.<br>
{{tab}}— A chłopa to ni na lekarstwo nigdzie. Nic, jeno na sądy poszły, albo na zebranie je zwołały.<br>
{{tab}}Tłumaczyła tak sobie, wchodząc do kościoła, otwartego narozcież.<br>
{{tab}}Po mszy już było, dobrodziej spowiadał w konfesjonale, kilkanaścioro ludzi z dalszych wsi siedziało w ławkach w cichości a skupieniu, że jeno chwilami ciężkie wzdychy rwały się na kościół, albo to jakie słowo pacierza głośniejsze.<br>
{{tab}}Od lampki płonącej, uwieszonej na sznurze przed wielkim ołtarzem, wlekły się pasma dymów niebieskawych ku wysokim oknom, przez które padało słońce; za szybami ćwierkały wróble, fruwając niekiedy pod nawami ze źdźbłami w dziobach, a czasem jaskółki wpadały ze świegotem przez wielkie drzwi, pokołowały błądząco w cichościach i chłodach murów i uciekały chyżo na świat jasny.<br>
{{tab}}Zmówiła jeno krótki pacierz, tak już było jej pilno do Kłębów, ale przed kościołem zaraz spotkała się oko w oko z Jagustynką.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_025" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/025"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/025|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/025{{!}}{{#if:025|025|Ξ}}]]|025}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Jagata! — krzyknęła tamta z wydziwem niemałym.<br>
{{tab}}— Dyć żywie jeszcze, gospodyni! żywie! — Chciała ją w rękę pocałować.<br>
{{tab}}— A powiedali, żeście już nogi wyciągnęli gdziesik w ciepłych krajach... Ale wama ten letki chleb Jezusowy na zdrowie nie poszedł, bo coś mi na księżą oborę patrzycie... — mówiła, szydliwie ją rozglądając.<br>
{{tab}}— Wasza prawda, gospodyni... a tom ledwie już dowlekła kosteczki... dojdę se już pomaluśku a wrychle, dojdę...<br>
{{tab}}— Do Kłębów śpieszycie?<br>
{{tab}}— A gdzieżbym to szła? Krewniaki przecie...<br>
{{tab}}— Radzi was przyjmą, torbeczki dygujecie niezgorsze, a jakiś grosz też być musi w supełkach, to juści, że chętliwie przypuszczą waju do krewniactwa.<br>
{{tab}}— Zdrowi są? nie wiecie? — markotne jej były te przekpinki.<br>
{{tab}}— Zdrowi... jeno Tomek, że słabował ździebko, to się teraz lekuje w kreminale.<br>
{{tab}}— Kłąb! Tomasz! Nie powiedajcie, bo mnie nie do śmiechu!<br>
{{tab}}— Rzekłam, a dołożę, że nie sam siedzi, a z dobrą kompanją, bo z całą wsią... I morgi nie pomogą, kiej sąd przyskrzybnie drzwiami a okratuje.<br>
{{tab}}— Jezus Marja Józefie święty! — jęknęła, jako słup stając w zdumieniu.<br>
{{tab}}— Bieżcież rychlej do Tomkowej, to się tam napasiecie nowinkami barzej drujkiemi niźli miód. Hi, hi! <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_026" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/026"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/026|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/026{{!}}{{#if:026|026|Ξ}}]]|026}}'''<nowiki>]</nowiki></span>świętują se chłopy aż miło! — zaśmiała się urągliwie, a złe jej oczy strzeliły nienawiścią.<br>
{{tab}}Agata powlekła się ogłuszona, nie mogąc jeszcze uwierzyć w słyszane, spotkała kilka znajomych kobiet, które ją przywitały dobrem słowem, zagadując o tem i owem, ale jakby nie słyszała pogwary, rozdygotana w sobie strachem coraz zjadliwszym, że już z umysłu przywalniała, by jeno opóźnić sprawdzenie tych nowin piekących. Długo siedziała pod sztachetami plebanji, bezmyślnie patrząc na księży dom. Na ganku stojał bociek na jednej nodze i jakby naglądał psów, baraszkujących po żółtych uliczkach ogrodu, a Jambroży z dziewką okładali nową darnią boki klombu, któren się już rudział, kieby szczotką żelazną, temi młodemi chlustami kwiatów przeróżnych.<br>
{{tab}}Dopiero wzmógłszy się na siłach chyłkiem ruszyła w opłotki Kłębowego domu, stojącego tuż w rząd z plebanją.<br>
{{tab}}Z dygotem juści szła, czepiając się płotów i latając przetrwożonemi oczyma po sadzie i chałupie, siedzącej w głębi, ale jeno krowy pod oknami chlipały głośno z cebratek, sień wywarta była naprzestrzał, że dojrzała maciorę z prosiętami, wylegujące się w błocie podwórza, i kury, pilnie grzebiące w gnoju.<br>
{{tab}}Podjąwszy próżną już cebratkę, bo śmielej było jej z czemścić w garści wejść, wsunęła się do wielkiej, mrocznej izby.<br>
{{tab}}— Niech będzie pochwalony! — ledwie wykrztusiła.<br>
{{tab}}— A na wieki! Kto tam? — ozwał się po chwili zajękliwy głos z komory.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_027" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/027"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/027|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/027{{!}}{{#if:027|027|Ξ}}]]|027}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Dyć to ja, Agata! — Jezus, jak ją spierało pod piersiami!<br>
{{tab}}— Agata! Widzieliście-no, moi ludzie! Agata! — gadała prędko Kłębowa, ukazując się na progu z pełną zapaską piszczących gąsiąt, stare zaś z sykiem i gęgotem dyrdały za nią. — No, to chwała Bogu! A powiadali ludzie, jakoście jeszcze na gody pomarli, niewiada było ino kaj, że nawet mój zbierał się do kancelarji na przewiady. Siadajcież... strudzeni pewnikiem jesteście. Gęsi się ano lęgną...<br>
{{tab}}— Pięknie się wywiedły, kiej ich aż tyla!<br>
{{tab}}— A będzie kopa bezmała, przez pięciu. Chodźcie przed dom, bo trza ich podkarmić i przypilnować, aby stare nie stratowały.<br>
{{tab}}Wybrała je starannie z zapaski na ziemię, iż zaroiły się kiej te żółciuchne pępuszki, a stare jęły radośnie gęgotać a wodzić nad niemi dziobami.<br>
{{tab}}Kłębowa wyniesła na deseczce posiekanego jajka wraz z pokrzywami i kaszą i przykucnęła przy nich, pilnie bacząc, bo stare kuły w drobiazg, tratowały i kradły jedzenie, jak ino mogły, rejwach czyniąc krzykliwy.<br>
{{tab}}— Siodłate wszystkie będą — zauważyła, siadając na przyzbie.<br>
{{tab}}— Juści, a z wielkiego gatunku. Organiścina odmieniła mi jaja, że trzy swoje dawałam za jedno... Dobrze, iżeście już ściągnęli do chałupy... roboty tyla, że niewiada, gdzie przódzi pazury zaczepić.<br>
{{tab}}— Zaraz się wezmę do roboty, zaraz... jeno mocy nieco nabierę... chorzałam i całkiem się wyzbyłam z sił... ale niechaj ino wydycham... to zaraz...<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_028" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/028"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/028|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/028{{!}}{{#if:028|028|Ξ}}]]|028}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}I chciała się podnieść, chciała iść... by się wziąć za robotę jaką, ale chudzina jeno się potoczyła na ścianę i z jękiem padła.<br>
{{tab}}— Docna, widzę, zwątleliście, nie do roboty już wama, nie! — rzekła ciszej, rozpatrując jej twarz siną, obrzękłą i dziwnie pokurczoną postać.<br>
{{tab}}Zakłopotała się tym oglądem i stropiła, że nietylko wyręki mieć z niej nie będzie, ale gotów się jeszcze kłopot zawiązać.<br>
{{tab}}Snadź przeczuła to Agata, bo się lękliwie, przepraszająco ozwała:<br>
{{tab}}— Nie bójcie się, nie będę waju zawalała miejsca, ni cisnęła się do miski, nie, wydychne se ino i pójdę... chciałam jeno obaczyć wszystkich... popytać... ale se pójdę... — Łzy cisnęły się do oczu.<br>
{{tab}}— Nie wyganiam was przecie, siedźcie, a wola wasza będzie iść, to se pójdziecie...<br>
{{tab}}— A kaj to chłopaki? pewnikiem w polu z Tomkiem? — zapytała wreszcie.<br>
{{tab}}— To nic nie wiecie? Adyć wszystkie w kreminale!<br>
{{tab}}Agata jeno ręce spletła w niemym krzyku boleści.<br>
{{tab}}— Powiedziała mi już to słowo Jagustynka, jeno uwierzyć nie mogłam.<br>
{{tab}}— Najczystszą prawdę wam rzekła, tak ci jest, tak!<br>
{{tab}}Wyprostowała się na te wspominki, a po wynędzniałej twarzy posypały się ciężkie łzy.<br>
{{tab}}Agata patrzała w nią, jak w obraz, nie śmiejąc już dopytywać.<br>
{{tab}}— Mój Jezu! Sąd ci tu był we wsi ostateczny, kiej ano wzięli wszystkich i do miasta powiedli, {{pp|ostat|nia}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_029" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/029"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/029|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/029{{!}}{{#if:029|029|Ξ}}]]|029}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|ostat|nia}} godzina, powiadam wam, że dziw, jako żywię jeszcze i ten dzień jasny oglądam! A to już jutro będzie całe trzy tygodnie, a mnie się widzi, jakby to wczoraj się stało. Ostał jeno w chałupie Maciek, wiecie, i dzieuszyska, które teraz gnój powiezły w pole, i ja sierota nieszczęsna!<br>
{{tab}}— A poszły! ścierwy... to własne dzieci tratują, jako te świnie! — krzyknęła naraz na gęsi: — Pilusie, pilu, pilu, pilu!<br>
{{tab}}Nawoływała gąsięta, bo całem stadem, z matkami na czele, ruszyły w opłotki.<br>
{{tab}}— Niech się zabawią, gap nikaj nie widać, przypilnuję bacznie.<br>
{{tab}}— Ruchać się nie możecie, a gdzie wam za gąsiętami biegać!...<br>
{{tab}}— Już me ździebko chorość odeszła, skorom jeno w te progi stąpiła.<br>
{{tab}}— To pilnujcie... narządzę wama co jeść... a może mleka uwarzyć?<br>
{{tab}}— Bóg wam zapłać, gospodyni, ale sobota to ci wielkopostna, to z mlekiem jeść mi się nie godzi... wrzątku dajcie jaki garnuszek, chleb mam, to se wdrobię i pojem galanto.<br>
{{tab}}Jakoż Kłębowa wnet jej przyniesła osolonego wrzątku na miseczce, w któren stara wdrobiła chleb i pojadała zwolna, dmuchając w łyżkę, a Kłębowa zaś przysiadła w progu i, oganiając oczyma gąsięta, skubiące pod płotami, znowu powiedała:<br>
{{tab}}— O las poszło. Dziedzic sprzedał go kryjomo przed Lipcami Żydom. Jęli go wnet rąbać! Krzywda <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_030" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/030"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/030|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/030{{!}}{{#if:030|030|Ξ}}]]|030}}'''<nowiki>]</nowiki></span>była taka i sprawiedliwości znikąd, to i co miały począć? do kogo iść ze skargą? A do tego zawziął się na cały naród, że ni jednego komornika ze wsi do roboty nie zawołał. Zmówili się też i całą wsią poszli swojego bronić, ile ino narodu było. Powiedali, że wszystkich karać nie pokarzą, jeśliby na to przyszło, ale nikto o tem nie pomyślał, bo jakże? za co to mieli karać? przecie o swoje jeno zabiegali. Poszli do poręby, pobili rębaczów, że po dobrej woli nie ustąpili, pobili dworskich i wszystkich ano z boru wygnali... Na swojem postawili, a po sprawiedliwości, bo póki z lasu nie wydzielą, co jest czyje, ruchać go nikt prawa nie ma. Ale się dużo przytem pomarnowało naszych, starego Borynę przywieźli z rozłupaną głową: borowy-ci go tak uszlachtował, a tego-ci znowuj Antek Boryniak zakatrupił za ojca.<br>
{{tab}}— Jezus! zakatrupił, na śmierć?!<br>
{{tab}}— Na śmierć, a stary do dzisiaj ano choruje i bez rozumu zgoła leży, juści, on najbardziej ucierzpiał, ale i drugi też niemało: Szymek Dominikowej miał przetrącony kulas, Mateusz Gołąb był tak pobity, że go aż przywieźć musieli, Płoszce Stachowi rozwalili łeb, a drugim dostało się też dosyć, że i nie spamiętać co i komu! Nikto się tem zbytnio nie frasował, ni narzekał, bo swoje dokazali, wrócili też bujno, ze śpiewami, kiej po tej wojnie wygranej, całą noc w karczmie z uciechy pili, a barzej pobitym gorzałkę do chałup nieśli.<br>
{{tab}}A na trzeci dzień jakoś, w niedzielę, śnieg padał mokry i zrobiła się taka plucha od samego rana, iż <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_031" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/031"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/031|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/031{{!}}{{#if:031|031|Ξ}}]]|031}}'''<nowiki>]</nowiki></span>trudno było nosa wyścibić na dwór. Zbieraliśmy się właśnie do kościoła iść, kiedy Gulbasowe chłopaki poczęły na wsi krzyczeć: „Strażniki jadą!“<br>
{{tab}}Jakoż może w pacierz przyjechało ich ze trzydziestu, a z nimi urzędniki i cały sąd, rozłożyli się na plebanji. No, że już i nie wypowiem, co się działo, kiej zaczęły sądzić, wypytywać, zapisywać, a naród pokolei brać pod stróżę... Nikto się nie opierał, każden pewny był swojego, a wszystkie kiej na spowiedzi przyświarczały i prawdę szczerą mówili. Dopiero pod wieczór skończyli i chcieli zrazu całą wieś, wraz ze wszystkiemi kobietami brać, ale podniósł się taki krzyk a ten płacz dzieciński, że chłopy się już za kołami oglądali... Dobrodziej musiał cosik przełożyć starszym, że nas poniechali, nawet Kozłowej, silnie wygrażającej wszystkim, nie wzięli, chłopów jeno samych zabrali do kreminału, Antka zaś Borynowego w postronki przykazali wiązać!<br>
{{tab}}— Jezus! w postronki przykazali wiązać!<br>
{{tab}}— I związali, ale porwał ci je, kiej te nicie nadgniłe, aż się przelękły wszystkie, bo wydał się, jakby mu dur do łba przystąpił, albo i zły opętał, a on stanął przed nimi, a w oczy im rzekł:<br>
{{tab}}— Skujcie mię mocno w kajdany i pilnujta, bo wszystkich zakatrupię i sobie co złego zrobię...<br>
{{tab}}Tak się ano zapamiętał, że mu ojca zabili, sam ano ręce podał w żelaza, sam nogi nastawił i tak go powieźli...<br>
{{tab}}— Jezu mój miłościwy! Marja! — jęczała Agata.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_032" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/032"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/032|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/032{{!}}{{#if:032|032|Ξ}}]]|032}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Widzę zawdy i do samej śmierci nie zabaczę, jak ich brali...<br>
{{tab}}— Wzieni mojego z chłopakami... wzieni Płoszków...<br>
{{tab}}— Wzieni Pryczków...<br>
{{tab}}— Wzieni Gołębiów...<br>
{{tab}}— Wzieni Wachników...<br>
{{tab}}— Wzieni Balcerków...<br>
{{tab}}— Wzieni Sochów...<br>
{{tab}}—...a tyla jeszcze drugich wzieni, że więcej niźli pięćdziesiąt chłopa popędzili do kreminału...<br>
{{tab}}Że i rozum ludzki nie poradzi wypowiedzieć, co się tutaj działo... jakie płacze się krwawiły, tych wrzasków lamentliwych... ni tych przekleństw strasznych.<br>
{{tab}}A tu zwiesna nadeszła, śniegi rychło spłynęły, role podeschły, ziemia aż się prosi o obróbkę, czas na orki, czas na siewy, czas na wszystkie roboty, a robić niema kto!<br>
{{tab}}Wójt jeno ostał, kowal i tych kilku staruchów ledwie się ruchających, a z parobków jeden ino głupawy, Jasiek Przewrotny!<br>
{{tab}}A tu i czas przychodzi rodów, że już poniektóre zległy, krowy się też cielą, lągi wszędzie, o chłopach też trza myśleć i podwozić im to pożywienie, to grosz jaki, albo i tę czystą koszulę, a roboty innej tyla, że już i niewiada, za co się przódzi brać, samym przecie nie uradzi, a najemnika dostać nie można po drugich wsiach, boć kużden sobie przódzi obrobić musi...<br>
{{tab}}— Nie puszczą ich to rychło?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_033" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/033"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/033|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/033{{!}}{{#if:033|033|Ξ}}]]|033}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Bóg ta wie kiedy! Jeździł do urzędu ksiądz, jeździł i wójt i powiedają, że kiej śledztwa skończą, to ich popuszczają, że to sądy mają być później, ale już trzy niedziele przeszło, a jeszcze ni jeden nie wrócił. Rocho też we czwartek pojechał dowiadywać się.<br>
{{tab}}— Boryna żywie to jeszcze?<br>
{{tab}}— Żywie, jeno ledwie dycha i do rozumu nie przychodzi, jako ten klocek leży... Zwoziła Hanka dochtorów, to znających się, nic nie pomaga...<br>
{{tab}}— Juści, pomogą tam dochtory, gdzie chto na śmierć chory!<br>
{{tab}}Zmilkły, wyczerpane wspominkami. Kłębowa zapatrzyła się wskroś sadu, na daleką topolową drogę, wiodącą do miasta i popłakiwała zcicha, nos cięgiem ucierając...<br>
{{tab}}Potem zaś, krzątając się pilnie kiele narządzania obiadu, opowiadała zwolna wszystko, co się stało we wsi przez zimę, a czego Agata zgoła nie wiedziała.<br>
{{tab}}Aż stara rozpletła ręce i pochyliła się ku ziemi ze zgrozy i zdumienia, bo te nowinki kiej kamienie spadały na nią i przejmowały duszę taką zgryzotą i bólem, że chlipać cicho poczęła.<br>
{{tab}}— Mój Boże, tam we świecie cięgiem myślałam o Lipcach, ale żeby takie sprawy się działy, to mi nawet i do rozumu nie przychodziło... a tom nawet póki życia długiego i nie słyszała o podobnem! Złe się tutaj osadziło na dobre, czy co?<br>
{{tab}}— Juści, że jakby na to przychodziło!<br>
{{tab}}— A może jeno dopust Boży za złość ludzką i grzechy!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_034" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/034"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/034|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/034{{!}}{{#if:034|034|Ξ}}]]|034}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Pewnie, że nieinaczej. Pan Jezus karze choćby za takie śmiertelne grzechy, jako to Antka z macochą. Nowe zaś przewiny idą, stają się na wszystkich oczach!..<br>
{{tab}}Już Agata bojała się rozpytywać o więcej, tylko podniesła roztrzęsioną rękę i jęła się śpiesznie żegnać, pacierz mamląc gorący!<br>
{{tab}}— Nieszczęście takie padło na cały naród i Boryna też leży bez duszy, a powiedają — ściszyła głos, obzierając się strachliwie — jako Jagusia już się na dobre z wójtem sprzęgła... Nie stało Antka, brakło Mateusza, brakło i drugich parobków, to dobry pierwszy z brzega, byle jeno wygodził... O świecie, świecie! — jęknęła, załamując ręce ze zgrozy.<br>
{{tab}}Stara się już nie ozwała, poczuła się znagła utrudzoną i tak przejętą temi nowinkami, że powlekła się do obórki wypoczywać.<br>
{{tab}}Dopiero o samym zachodzie dojrzeli ją wlekącą się na wieś do znajomków, powróciła zaś, kiej już u Kłębów siedzieli przy wieczerzanych miskach.<br>
{{tab}}Łyżka na nią czekała i miejsce, juści nie pierwsze, ale zawżdy nie ostatnie, bo przy Kłębowej, jeno że pojadała mało wiele, kiej to dzieciątko przebierne, pogadując zcicha o świecie, to o tych odpustowych miejscach, które była schodziła aż się niemało temu nadziwowali.<br>
{{tab}}Zaś kiej już noc zapadła, że nawet i zorze grające po szybach przygasły i wieś docna ogłuchła, zapalili w izbie światło i jęli się zwolna do snu sposobić, wtedy Agata wyniesła swoje torbeczki pod światło, wyjmując zwolna różne różności, jakie przyniosła.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_035" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/035"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/035|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/035{{!}}{{#if:035|035|Ξ}}]]|035}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Otoczyli ci ją zwartem kołem, tając przydechy i dziw jej nie zjadając rozgorzałemi oczyma.<br>
{{tab}}A ona najpierw po obraziku poświęcanym rozdała każdemu, potem zaś sznury paciorków dziewuchom, a tak pięknych, że ino grały farbami, wrzask się bez to uczynił w izbie, tak jedna przez drugą cisnęły się do lusterka, przymierzać, cieszyć się sobą i szyję wzdymać kiej te indory napuszone, a to i koziki sielne, prawdziwie misiarskie nalazły się dla chłopaków, i cała paczka machorki dla Tomasza, w ostatku i la Kłębowej wyjęła fryzkę szeroką, wzburzoną i kolorową nicią obdzierganą, że gospodyni aż wręcz plasnęła z wielkiej kontentności...<br>
{{tab}}I wszyscy radowali się niemało, nie raz i nie dwa oglądając te śliczności i ciesząc oczy podarunkami, wielce, z niemałą lubością powiedała, co ile kosztuje i gdzie to kupione.<br>
{{tab}}Długo w noc przesiedzieli, poredzając jeszcze o nieobecnych.<br>
{{tab}}— Aż strach za grdykę łapie, tak cicho na wsi! — zauważyła wkońcu Agata, gdy przymilkli, i opadło ich głuche, martwe milczenie. — Gdzie to po inne roki, w tym zwiesnowym czasie, to aże się wieś trzęsła od wrzasków i śmiechów!..<br>
{{tab}}— Bo jako ten grób otwarty widzi się cała wieś, że jeno kamieniem przywalić i krzyże postawić... że nawet i pacierza nie będzie miał kto zmówić, ni na mszę dać... — potwierdziła smutnie Kłębowa.<br>
{{tab}}— Prawda! Pozwolicie, gospodyni, tobym ano na górkę poszła, kości me bolą po drodze i oczy już śpik morzy.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_036" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/036"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/036|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/036{{!}}{{#if:036|036|Ξ}}]]|036}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A śpijcie, gdzie wama do upodoby przylegnąć, miejsca nie brakuje.<br>
{{tab}}Stara wnet pozbierała sakwy i jęła się w sionce skrobać po drabce, gdy Kłębowa zaczęła mówić za nią przez wywarte drzwi:<br>
{{tab}}— Hale! małom nie zabaczyła wama powiedzieć, że wzielim waszą pierzynkę ze skrzyni... Marcycha chorzała w zapusty na krosty... ziąb był taki, przyodziać nie było czem... tośwa se pożyczyli od waju... pierzyna już wywietrzona i choćby jutro a zaniesie się ją na górę...<br>
{{tab}}— Pierzynę... wasza wola... juści, kiej było potrza... juści...<br>
{{tab}}Chyciło ją tak cosik za gardziel, że urwała; dowlekła się poomacku do skrzyni, przykucnęła i, podniósłszy wieko, jęła śpiesznie drżącemi rękoma błądzić i obmacywać swoje wiano śmiertelne...<br>
{{tab}}Juści... pierzyny nie było... a nową całkiem ostawiła... w czystem obleczeniu... ni razu nieużywaną... dyć ją z tych należnych piórek po pastwiskach uścibała... byle mieć na tę ostatnią skonania godzinę...<br>
{{tab}}A wzieni ją... wzieni...<br>
{{tab}}Płacz ją taki chycił, żałośliwości pełen, że dziw jej serce nie pękło.<br>
{{tab}}I długo pacierz mówiła, łzami go polewając gorzkiemi, długo płakała i boleśnie a cichuśko skarżyła się Jezusowi kochanemu za krzywdę swoją...<br>
{{tab}}Noc musiała już być duża, bo ano kury piać zaczynały na północek, albo i na odmianę.<br>
<br><br>{{---|50}}<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_037" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/037"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/037|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/037{{!}}{{#if:037|037|Ξ}}]]|037}}'''<nowiki>]</nowiki></span><br>
{{C|II.}}<br />
{{tab}}Nazajutrz była Palmowa Niedziela.<br>
{{tab}}Jeszcze dobrze przed słońcem, ale już o dużym dniu, wyjrzała z Borynowej chałupy Hanka, w wełniak jeno przyodziana i jakąś chuścinę, że to ziąb był na świecie galanty.<br>
{{tab}}Zajrzała aż za opłotki, na drogę czarniawą, rosami opitą, a gdzie niegdzie oszroniałą. Pusto było jeszcze i ni znaku życia, świt jeno skrzył się suchy i przyodziewał zmartwiałe czuby drzew w modre obleczenia, zaś resztki nocy czaiły się strachliwie pod płotami.<br>
{{tab}}Powróciła na ganek i, z trudem przyklęknąwszy, że to leda tydzień spodziewała się rodów, jęła mówić pacierz, błądząc po świecie zaspanymi oczyma.<br>
{{tab}}Dzień zaś roznosił się zwolna białawą pożogą, zorze przecierały się kieby przez sito, brzaskami osypując wschodnią stronę, która podnosiła się coraz wyżej, niby ten złoty baldach nad promieniejącą już, ale jeszcze niewidną monstrancją.<br>
{{tab}}Że zaś przymrozek był z nocy, to płoty, mostki, dachy i kamienie polśniewały szronem, a drzewa stały kiej chmury przebielone.<br>
{{tab}}Wieś jeszcze spała w przyziemnych mrokach utopiona, że jeno poniektóre chałupy bardziej przy drodze wyłupywały się nieco jaśnią bielonych ścian, zaś po omglonej gładzi stawu wlekły się długachne, czarniawe pasma prądów, jakoby szkliwa tężejące.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_038" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/038"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/038|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/038{{!}}{{#if:038|038|Ξ}}]]|038}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Młyn gdziesik hurkotał bez przestanku, a jakaś niewidna rzeczka mrowiła się po kamieniach cichuśkiem, przytajonem bełkotaniem.<br>
{{tab}}Kokoty piały już naumor i ptaszyny różne zgwarzały się zcicha po sadach, jakoby w tym pacierzu społecznym, kiej Hanka przecknęła, śpik ją ano zmorzył i strudzone, niewywczasowane kości ciągnęły pod pierzynę, ale się nie dała, szronem przetarła oczy i, nalazłszy to zagubione słowo pacierza, poszła w podwórze, naglądać chudoby, a budzić śpiące.<br>
{{tab}}Najpierw wywarła drzwi do wieprzka, któren usiłował na przednie kulasy się zwlec, ale, że spaśny był wielce, zwalił się na gruby zad i jeno chrząkającym ryjem wodził za nią, gdy mu żarcie przegarniała, dorzucając niecoś świeżego.<br>
{{tab}}— Portki tak ciężą, że ci i na kulasy niełacno; jak nic, ma na cztery palce słoniny. — Obmacała mu boki z lubością.<br>
{{tab}}Otwarła potem do kur, porzuciwszy przed progiem, na przynętę, świńskiego jedzenia przygarścią, że sfruwały z grzęd skwapliwie, koguty zaś piać wzięły rozgłośnie.<br>
{{tab}}Gęsi, zawarte pobok, przyjęły ją gęganiem i sykami; wygnała precz gąsiory, iż wnetki wojnę uczyniły z kurami, a zaczęła wyciągać z pod matek, siedzących w gniazdach, jaja i przepatrywać je pod światło.<br>
{{tab}}— Leda godzina kluć się będą — myślała, nasłuchując cichego, ledwie odczutego dziobania w jajach.<br>
{{tab}}Rychtyk i Łapa wylazł z budy, kiej szła ku stajni, przeciągnął się a ziewał, nie bacząc na syczące nań gąsiory.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_039" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/039"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/039|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/039{{!}}{{#if:039|039|Ξ}}]]|039}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Hale! próżniaczysko, niby parob noc przesypia, coby stróżował!<br>
{{tab}}Pies pomachał ogonem, szczeknął radośnie, buchnął przez kury, aż się pierze posypało, i dalejże drzeć się do niej, skakać do piersi, a polizywać ręce, że rada nierada pogłaskała go po łbie.<br>
{{tab}}— Drugi człowiek a tak czujący nie będzie, jako to stworzenie. Miarkuje jucha gospodarza! Wyprostowała się ździebko, wodząc oczyma po oszroniałych dachach, bo jaskółki, siedzące rzędem na kalenicy, zaświegotały pieściwie.<br>
{{tab}}— Pietrek! Dzień ano kiej wół! — zakrzyczała, bijąc pięścią we drzwi stajni, a posłyszawszy mruczenie i odsuwanie zawory, wywarła drugie zaraz drzwi do obory.<br>
{{tab}}Krowy leżały rzędem przed żłobami.<br>
{{tab}}— Witek! A to śpi pokraka, kiej po weselu!<br>
{{tab}}Chłopak się wraz przebudził, skoczył z pryczy i jął pośpiesznie wciągać portczyny i cosik mamrotać strachliwie.<br>
{{tab}}— Przyrzuć krowom siana, by przejadły do udoju, i zaraz przychodź skrobać ziemniaki. A Łysuli nie dawaj, niech ją sama pasie — dodała twardo, bo była to krowa Jagusi.<br>
{{tab}}— Tak ją pasą, aże krowa ryczy i z głodu słomę z pod siebie wyjada.<br>
{{tab}}— A niech zdycha, nie moja strata! — szepnęła zawzięcie.<br>
{{tab}}Witek jeszcze tam cosik mruknął, ale skoro wyszła, gruchnął się wpoprzek barłogu z obertelkiem w garści, byle jeszcze z pacierz zadrzemać.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_040" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/040"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/040|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/040{{!}}{{#if:040|040|Ξ}}]]|040}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Hanka zaś poszła jeszcze do stodoły, gdzie na klepisku okryte słomą leżały ziemniaki, przebierane do sadzenia, i zajrzała pod szopę, kędy składali wszelki sprzęt gospodarski. Łapa wyskakiwał przed nią, co chwila zbaczając do gąsiorów i wojnę z niemi czyniąc, aż wszystko obejrzawszy bacznie, czy jakiej szkody z nocy niema, jak to czyniła co dnia, polazła do przełazu, wyjrzeć w pola, na oziminy.<br>
{{tab}}Zaczęła znowu mówić przerwany pacierz.<br>
{{tab}}Słońce też już wstało, wskroś sadów powiała wichura płomieni, że szrony się zaiskrzyły i rosy jęły skapywać z drzew; wiater też się poruszył i gmerał cichuśko w gałęziach, skowronki dzwoniły coraz rzęsiściej, a we wsi, na drogach, czynił się ruch, słychać było chlustanie wody przy nabieraniu ze stawu, wrótnie kajś niekajś darły się zardzewiałe, to gęsi gdziesik krzyczały i pies naszczekiwał, abo i głos ludzki rozbrzmiewał w porankowej cichości.<br>
{{tab}}Wieś się budziła później ździebko, że to niedziela była i każden rad dłużej wylegiwał pod pierzyną spracowane kości.<br>
{{tab}}Hanka na nic nie baczyła, zstępując w siebie, w te różne myśle, jakie ją oprzędły, że pacierz jeno wargami mówiła, daleko od niego duszą i cała we wspomnieniach utopiona.<br>
{{tab}}Podniesła ciche, opite radością oczy na pola szerokie, zawarte ścianą dalekiego lasu, po którym rozlewały się płomienie wschodu, iż z pośród modrawych gąszczów wybłyskiwały bursztynowe, grubachne chojary; zaś wszystkie ziemie jakoby drgały w złotych, {{pp|budzą|cych}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_041" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/041"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/041|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/041{{!}}{{#if:041|041|Ξ}}]]|041}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|budzą|cych}} brzaskach; ozime zboża, mokrą, zielonawą wełną otulały zagony, a kajś niekaj po brózdach lśniły się poniki wody, kiej te srebrne strużyny, niesły się z pól wilgotne, chłodne przydechy wraz z tą świętą cichością wiośnianą, w jakiej to rośnie wszystko i na świat się jawi...<br>
{{tab}}Nie za tem jednakże patrzała i nie tego.<br>
{{tab}}Jawiły się ano w niej przypominki bied, głodu, krzywdy, Antkowe przeniewierstwa, bóle kiej góźdź raniące i tych smutków i utrapień tylachna, że aż ją dziw brał, jako to poredziła przemóc i przemogła i doczekała się, że oto Pan Jezus przemienił wszystko na lepsze...<br>
{{tab}}Przecie na gospodarce jest znowu, na ziemi.<br>
{{tab}}A kto mocen jest wyrwać ją stąd? Któren poredzi!<br>
{{tab}}Zmogła już tyla, przecierpiała bez te pół roku, że drugi człowiek bez całe życie nie przecierpi, to udźwignie, co ta na nią Panu Jezusowi spuścić się spodoba, wydzierży i doczeka się Antkowego ustatkowania i że te ziemie będą ich na wieki.<br>
{{tab}}Trzy niedziele całe, a jej się widzi, jakoby to wczoraj się stało, kiej chłopy szły na las...<br>
{{tab}}Nie poszła z inszemi, bo ano w jej stanie ciężko było i nieprzezpiecznie...<br>
{{tab}}Turbowała się jeno o Antka, bo zaraz jej rzekli, jako z narodem się nie złączył i nie poszedł; rozumiała, iż to na złość staremu zrobił, a może i la tego, by się w ten czas gdzie z Jagusią zwieść...<br>
{{tab}}Żarło ją to, ale wypatrywać go przecie nie poszła.<br>
{{tab}}Aż tu przed samem południem przylatuje Gulbasiak i wrzeszczy:<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_042" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/042"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/042|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/042{{!}}{{#if:042|042|Ξ}}]]|042}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Pobilim dworskich! pobilim! — i kiej wściekły pognał dalej.<br>
{{tab}}Zmówiła się z Kłębową i poszły naprzeciw. Dominikowej chłopak nadbiegał i już zdala krzyczał:<br>
{{tab}}— Boryna zabit, Antek zabit, Mateusz i drugie!.. — zatrzepał rękoma, cosik zamamrotał i padł, że trza mu było nożem zęby otwierać, by wlać wody, tak go ścisnęło z utrudzenia.<br>
{{tab}}A jej wtedy dusza ze strachu zakrzepła na ten lity kamień.<br>
{{tab}}Szczęściem, że, nim jeszcze chłopaka docucili, wywalili się z boru na drogę i powiedali, jak było, a może w pacierz sama już dojrzała przy ojcowym wozie Antka żywego: jako trup był siny, okrwawiony, zgoła nieprzytomny.<br>
{{tab}}Juści, że ją płacz chwycił i boleść ozdzierała, ale się przemogła, ile że ją ociec, stary Bylica odciągnął na bok i cicho powiedział:<br>
{{tab}}— Stary wnet zamrze, Antek o Bożym świecie nie wie, a w Borynowej chałupie nikogój, jeszcze się kowal tam wniesie i nikto go już nie wygoni!..<br>
{{tab}}Zmiarkowała rychło, że w dyrdy poleciała do chałupy, zabrała dzieci i co było na podorędziu ze szmat, resztę zaś zdała na Weronczyną opiekę i przeniosła się chybcikiem na dawne miejsce, po drugiej stronie Borynowej chałupy.<br>
{{tab}}Jeszczech Borynę opatrywał Jambroży, jeszcze ludzie byli się nie rozeszli, jeszcze cała wieś wrzała uciechą, a gdzie jękami pobitych, a ona cichuśko się wniesła i osiadła na amen.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_043" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/043"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/043|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/043{{!}}{{#if:043|043|Ξ}}]]|043}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}A stróżowała pilnie: toć Antkowy też był gront, a stary ledwie zipał i mógł leda pacierz wyciągnąć kulasy.<br>
{{tab}}Wiadomo przecież, iż któren pierwszy dopadnie dziedzictwa i wczepi weń pazury, to i niełacno go oderwać i prawo za sobą będzie miał.<br>
{{tab}}Co jej tam znaczyły kowalowe krzyki a groźby, któremi jej bronił wstępu, srodze zgniewany, iż go uprzedziła!<br>
{{tab}}Pytać się to miała kogój o przyzwoleństwo, chyciła się ziemi, a jak ta suka warowała i broniła swojego, pewna rychłej śmierci starego i że Antka wezmą, bo ją był o tym uprzedził Rocho.<br>
{{tab}}To i komu się to miała oddać w opiekę? Kiej wiadomo, że jak się sam człowiek nie przyłoży, to mu i Pan Jezus nie dołoży.<br>
{{tab}}Nie płaczem i skamlaniem dochodzi się swego, a jeno tymi kwardemi, nieustępliwemi pazurami — wiedziała ci ona już o tem, wiedziała!<br>
{{tab}}Więc choć i Antka wzieni, uspokoiła się rychło, bo co poredzisz przeciw doli, człowieku? czem się oprzesz, kruszyno?<br>
{{tab}}Gdzie zaś to był i czas na długie lamenty i wyrzekania, kiej tylachne gospodarstwo wzięła na swoją głowę!<br>
{{tab}}Przeciech sama ostała, kiej ten kierz na rozdrożnem wywieisku, jeno że się nie cofnęła przed robotą, ni ludzi nie ulękła. A przeciwko niej była Jagna; byli kowalowie, zawzięci na nią, że niech Bóg broni; był wójt, któren był swoje zamysły na Jagnę powziął i bez to <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_044" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/044"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/044|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/044{{!}}{{#if:044|044|Ξ}}]]|044}}'''<nowiki>]</nowiki></span>sielnie się nią opiekował; był nawet dobrodziej, rychtowany nasprzeciw przez Dominikową.<br>
{{tab}}Tyle że jej nie przemogli, nie dała się niczemu, co dnia głębiej wrastając w ziemię i krzepciej dzierżąc w garściach rządy, iż ledwie po dwóch niedzielach a już wszystko szło jej wolą, rozumem a mocą.<br>
{{tab}}Ona zaś ni dojadła, ni dospała, ni wypoczęła, harując nikiej ten wół w jarzmie od świtania do nocy późnej.<br>
{{tab}}Jeno, że to niezwyczajna była ni takiej pracy, ni stanowienia o wszystkiem swoją głową, a wielce z natury nieśmiała i przez Antka zahukana, to jej tak ciężko nieraz przychodziło, aż ręce opadały.<br>
{{tab}}Ale krzepił ją strach, by z gospodarki nie wysadzili, a i ta zawziętość przeciw Jagnie.<br>
{{tab}}Zresztą z czego ta jej moc szła, to szła, dość, że się nie dała, urastając we wszystkich oczach na niemały podziw i uważanie.<br>
{{tab}}— A to przódzi się widziała, jako trzech nie zliczy, a teraz ci już za dobrego chłopa stanie — powiedały o niej co najpierwsze we wsi gospodynie, że nawet Płoszkowa i drugie rade przyjacielstwa z nią szukały, chętliwie wspomagając dobrem słowem i czem jeno mogły.<br>
{{tab}}Juści, że wdzięcznem sercem przyjmowała, nie stowarzyszając się jednak zbytnio i nie ciesząc z ich łask, bo niełacno zapominała krzywd niedawnych.<br>
{{tab}}Nie lubiła pleść bele czego, to i nie potrza jej było sąsiedzkich ugwarzań, ni tego w opłotkach wystawania la obmowy.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_045" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/045"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/045|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/045{{!}}{{#if:045|045|Ξ}}]]|045}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Mało to swoich miała frasunków, by się jeszcze cudzem turbować!..<br>
{{tab}}Właśnie wspomniało się jej o Jagnie, z którą wiedła zażartą, milczącą i nieustępliwą wojnę, o Jagusi, której samo przypomnienie było jako to żgnięcie w serce, że i teraz poderwała się z miejsca, żegnając się śpiesznie a bijąc w piersi na dokończenie pacierza.<br>
{{tab}}Zeźliła się jeszcze bardziej, iż w chałupie spali, a i w podwórzu było cicho.<br>
{{tab}}Skrzyczała Witka, spędziła z barłogu Pietrka, dostało się przytem i Jóźce, że słońce na chłopa, a ona się wyleguje.<br>
{{tab}}— Jeno z oka spuścić na ten pacierz, a wszystkie po kątach śpią!<br>
{{tab}}Mamrotała, rozpalając ogień na kominie.<br>
{{tab}}Wywiedła dzieci na ganek i, wetknąwszy im po glonku chleba, przywołała Łapy, by się z niemi zabawiał, a sama poszła zajrzeć do Boryny.<br>
{{tab}}Ale na ojcowej stronie było jeszcze całkiem cicho, że ze złością huknęła drzwiami; nie przebudziło to Jagny, stary zaś tak samo leżał, jak go była ostawiła wieczorem: na pasiato-czerwonej pościeli leżała jego sina, obrosła twarz, wychudła i tak zmartwiała, że podobien się stał do onych świątków w drzewie rzezanych; otwarte szeroko oczy patrzyły przed się nieruchomo, nic zgoła nie widzące, głowę miał owiązaną szmatami, a rozwiedzione szeroko ręce zwisały martwo, kiej te nadrąbane gałęzie.<br>
{{tab}}Poprawiła mu pościeli, strzepując pierzynę bardziej na nogi, że to gorąco było w izbie, a potem {{pp|na|lewała}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_046" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/046"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/046|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/046{{!}}{{#if:046|046|Ξ}}]]|046}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|na|lewała}} mu po ździebku do ust świeżej wody: pił zwolna aże mu grdyka chodziła, ale się nie poruszył; leżał wciąż, kiej ta kłoda zwalona, jeno w oczach zaświeciło mu cosik, jak kiedy rzeka z pod nocy się przetrze i rozbłyśnie na jedno oczymgnienie.<br>
{{tab}}Westchnąwszy nad nim żałośnie, trzasnęła znowu trepem w wiaderko, ciskając rozsrożonemi oczyma po śpiącej.<br>
{{tab}}Ale Jagusia i tak nie przecknęła; leżała ano na bok, twarzą na izbę, pierzynę snadź z gorąca zepchnąwszy do pół piersi, że ramiona i szyja leżały nagie, zrumienione i ździebko ruchające się w cichem dychaniu: przez rozchylone, wiśniowe wargi lśniły się jej zęby, kiej te paciorki najbielsze, a rozplecione włosy burzyły się po białej poduszce, spływając aż na ziemię, kiej ten len najczystszy, w słońcu wysuszony.<br>
{{tab}}— Zedrzeć ci ino pazurami tę gębusię, a nie wynosiłabyś się urodą nad drugie! — szepnęła Hanka z taką nienawiścią, aż ją w sercu zakłuło i same palce się sprężyły do darcia, ale bezwolnie przygładziła sobie włosy i zajrzała w lusterko, wiszące na okiennej ramie; cofnęła się jednak prędko, dojrzawszy swoją twarz wynędzniałą, pokrytą żółtemi plamami, i zaczerwienione oczy.<br>
{{tab}}— Niczem się nie umartwi, dobrze się naźre, w cieple się wyśpi, dzieci nie rodzi, to nie ma być urodna! — pomyślała z taką goryczą, że, wychodząc, drzwiami trzasnęła, aż szyby zabrzęczały.<br>
{{tab}}Obudziła się wreszcie Jagna. Jeno stary leżał wciąż bez ruchu, wpatrzony przed siebie.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_047" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/047"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/047|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/047{{!}}{{#if:047|047|Ξ}}]]|047}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Leżał już tak całe trzy niedziele, od kiela go z lasu przywieźli. Czasem się jeno jakby budził, Jagny wołał, za ręce ją brał, cosik chciał rzec i znowuj drętwiał, nie przemówiwszy ni słowa jednego.<br>
{{tab}}Już mu i Rocho przywoził z miasta doktora, któren go obejrzał, na papierku cosik przepisał, dziesięć rubli wziął, leki też kosztowały niemało, a rychtyk pomogło tyle, co i te darmowe Dominikowej zamawiania.<br>
{{tab}}Zrozumieli rychło, jako się już nie wyliże, i ostawili go w spokojności. Wiadomo jest, że kiej kto na śmierć choruje, to żeby mu już nie wiem jakie leki a doktory zwoził, zamrzeć musi, a ma zaś ozdrowieć, i bez niczyjej pomocy ozdrowieje.<br>
{{tab}}Więc mieli kole niego tyle już jeno starunków, co mu ta często odmieniali na głowie zmoczone szmaty, wody pić podając albo i ździebko mleka, bo jeść nie mógł, że mu się to wszystko zwracało.<br>
{{tab}}Miarkowali też ludzie, a najbardziej Jambroży, jako praktyk był wielki, że jeśli Boryna do rozumu nie przyjdzie, to śmierć będzie miał letką i rychłą. Spodziewali się jej co dzień i nie przychodziła; aż się już mierziło to długie czekanie, boć trza go było pilnować i jaką taką dawać opiekę.<br>
{{tab}}Jagny to było psie prawo doglądać i przy nim dulczyć — cóż, kiej nie poredziła i godziny w chałupie wysiedzieć? Stary obmierzł jej docna i ciążyła ta ciągła wojna z Hanką, która ją odsuwała od wszystkiego i pilnowała gorzej złodzieja — to i nie dziwota, że ciągnęło ją na świat, że chciało się jej lecieć na te <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_048" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/048"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/048|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/048{{!}}{{#if:048|048|Ξ}}]]|048}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ugrzane przypołudnia, pomiędzy ludzi, na wolność, to zdawała pilnowanie Jóźce i niesła się niewiada gdzie, iż nieraz dopiero wieczorami wracała...<br>
{{tab}}Jóźka zaś tyle go jeno doglądała, co przy ludziach: skrzat był jeszcze głupi a latawiec. Hanka więc i to musiała wziąć na swoją głowę i o chorego dbać, bo chociaż i kowalowie mało dziesięć razy na dzień zaglądali, to jeno poto, by jej pilnować, czy czego z chałupy nie wynosi, a głównie czekali, iż może stary przemówi jeszcze i majątkiem rozporządzi.<br>
{{tab}}Żarli się przytem, jako te psy kiele zdychającego barana, i przepierali z warkotem, kto pierwej chyci kłami za jelita i jaką sztuczkę la siebie wyszarpie; tymczasowie zaś kowal, co ino upatrzył, co mu tylko w pazury wpadło, to porywał, choćby i stary postronek albo kawał deski; z garści trza mu było wyrywać i na każdym kroku pilnować, że dzień nie przeszedł bez kłótni a srogich pomstowań.<br>
{{tab}}Powiadają: kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje, i prawda, ale kowal umiał wstawać i o północku, lecieć choćby na dziesiątą wieś, jeśli jeno szło o dobry zarobek; chłop był chciwy na grosz i tak zabiegliwy, jak mało któren.<br>
{{tab}}Oto i teraz, ledwie co Jagna z łóżka wylazła i wełniaki na się wdziała, drzwi skrzypnęły i on się cicho wsunął, prosto idąc do chorego.<br>
{{tab}}— Nie gadał czego? — zajrzał mu zbliska w oczy.<br>
{{tab}}— Dyć leży, jak leżał! — odburknęła, zbierając włosy pod chustkę.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_049" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/049"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/049|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/049{{!}}{{#if:049|049|Ξ}}]]|049}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Bosa jeszcze była, w koszuli, ździebko rozespana i taka urodna, a jakowemś prażącem ciepłem buchająca i lubością, że powiódł po niej zmrużonemi ślepiami.<br>
{{tab}}— Wiecie — przysunął się tuż do niej — organista wygadał się przede mną, że stary musi mieć sporo gotowego grosza, bo jeszcze przed Godami chciał dać chłopu z Dębicy całe pięćset rubli; o procenta się jeno nie zgodzili. Muszą te pieniądze być schowane gdzie w chałupie... Uważajcie pilnie na Hankę, bo jakby chyciła przed nami, już by ich ludzkie oko nie zobaczyło... Moglibyście zwolna, kryjomo przepatrywać wszystkie kąty, jeno by nikto się nie pomiarkował... Słuchacie to?<br>
{{tab}}— Coby zaś nie! — okryła ramiona zapaską, bo jakby ją obmacywał temi złodziejskiemi ślepiami.<br>
{{tab}}Przeszedł się kołujący po izbie i niby odniechcenia zaglądał za obrazy, wyszukując przytem pilnie, gdzie popadło.<br>
{{tab}}— Macie to klucz od komory? — Łypnął ślepiami na małe, zawarte drzwi.<br>
{{tab}}— A wisi na Pasyjce pod oknem.<br>
{{tab}}— Dłutam mu pożyczył, będzie już z miesiąc, a teraz mi potrzebne i nikaj go naleźć nie mogę. Myślę, co tam w rupieciach zarzucone...<br>
{{tab}}— Szukajcie sami, ja go wama nie wyślipiam.<br>
{{tab}}Odstąpił od drzwi, bo rozległ się w sieni głos Hanki, klucz na miejscu powiesił i za czapkę wziął.<br>
{{tab}}— To jutro poszukam... pilno mi bieżyć do dom... Rocho przyjechał?<br>
{{tab}}— Ja to wiem? Spytajcie Hanki!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_050" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/050"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/050|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/050{{!}}{{#if:050|050|Ξ}}]]|050}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Postał jeszcze ździebko, poskrobał rudych wąsów, a oczy to mu, jak te złodzieje, latały po kątach; zaśmiał się cosik do siebie i poszedł.<br>
{{tab}}Jagna zrzuciła zapaskę i jęła się słania łóżka i drugich uprzątań, rzucając niekiedy przyczajone spojrzenia na męża, i tak zawżdy chodziła po izbie, by się nie natknąć na jego oczy, wciąż rozwarte.<br>
{{tab}}Juści, że był jej obmierzły, bojała się go i nienawidziła całą mocą za wszystkie krzywdy doznane, a ile razy ją wołał i brał w swoje rozpalone i lepkie ręce, zamierała z obrzydzenia i strachu, tak śmiercią wiało od niego i trupem, ale pomimo wszystkiego, może jeno ona jedna najszczerzej pragnęła, by wyzdrowiał.<br>
{{tab}}Teraz-ci dopiero miarkowała, co straci, skoro go nie stanie; przy nim gospodynią się czuła, słuchali jej wszyscy, a drugie kobiety czy dzieuchy, rade nierade, uważać ją i ustępować pierwszego miejsca musiały — jakże! Borynową przecie była — Maciej zaś, chociaż w domu był kąśliwy kiej pies i dobrego słowa nie dał, ale przed ludźmi wielce dbał o nią i strzegł, by jej kto nie śmiał nie poszanować.<br>
{{tab}}Nie rozumiała ona tego przódzi, dopiero kiej Hanka zwaliła się do chałupy i górę nad nią brać poczęła, odsuwając od panowania, poczuła swoje opuszczenie i krzywdy.<br>
{{tab}}Nie o gront jej szło przecież — co jej tam były majątki?.. tyle stała o nie akuratnie, co o łońskie lato, a chociaż już się wzwyczaiła do rządów i rada była wielce wynosić się a puszyć bogactwem i rozpierać na swojem, to i za temby nie płakała, bo u matki było <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_051" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/051"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/051|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/051{{!}}{{#if:051|051|Ξ}}]]|051}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jej też niezgorzej — ale jedno ją ano gnębiło boleśnie, że przed Hanką ustępować musi, przed Antkową kobietą: to ją przypiekało do żywego, budząc złość i chęć robienia nasprzeciw.<br>
{{tab}}Juści, że ją i matka podmawiała, i kowal rychtował codziennem podjudzaniem, bo sama z siebie, toby może rychło ustąpiła. Tak ją już mierziły te wojny, że nieraz chciała wszystko ciepnąć i przenieść się do matki.<br>
{{tab}}— Ani się waż! siedź, póki nie zamrze! waruj swojego! — nakazywała srogo stara.<br>
{{tab}}To i siedziała, choć ckniło się jej niewypowiedzianie — jakże? całe dni nie było do kogo gęby otworzyć, ni pośmiać się z kim, ni wybiec do kogo...<br>
{{tab}}A w domu pojękiwał stary, była Hanka, zawżdy gotowa do kłótni, szła ciągła wojna, że już zgoła było nie do wytrzymania.<br>
{{tab}}U matki też było niesposób wysiedzieć.<br>
{{tab}}To latała z kądzielą po chałupach — ale mogła to i tam wytrzymać, kiej we wsi były same kobiety, rozkisłe, rozpłakane, rozwrzeszczane, jako te dni marcowe, a wszędy, jako ta nieustająca litanja, wyrzekania, a nikaj żadnego parobka, choćby na lekarstwo!<br>
{{tab}}Że już ni miejsca, ni rady dać sobie nie mogła.<br>
{{tab}}Do tego zaś często, coraz częściej nawiedzały ją wspominki o Antku.<br>
{{tab}}Prawda, jako pod sam koniec, nim go wzięli, wielce ku niemu ochłodła i te spotykania już były jeno strachem i męką; na ostatku zaś ukrzywdził ją jeszcze tak bardzo, aż dusza pęczniała żalem na przypominki... ale miała wyjść do kogo, wiedziała, że tam, pod {{pp|bro|giem}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_052" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/052"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/052|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/052{{!}}{{#if:052|052|Ξ}}]]|052}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|bro|giem}}, o każdym zmierzchu czeka na nią i wypatruje... że jest ktosik, któremu lubo się słuchać... To choć się trzęsła z trwogi, by nie wypatrzyli, choć i on nieraz skrzyczał za długie czekanie, ochotnie biegła, zapominając o całym świecie, gdy ją przygarnął do siebie krzepko, niby ten smok ognisty, i brał, ni pytając o przyzwoleństwo... Ni w myśli postało opieranie, kiej ściskał, aż ją mdliło w dołku, i takim warem przejmował.<br>
{{tab}}Nieraz do północka zasnąć nie mogła, chłodząc rozpaloną całunkami twarz o zimną ścianę, wzburzona do dna i pełna w kościach onych słodkich, prażących ogniem wspominań!<br>
{{tab}}A teraz jest, jak ten kołek, sama, nikt jej nie podpatruje, nikt nad nią prawa nie ma, ale i do nikogo się nie wydziera, nikto już jej tam za przełazem nie czeka, i nikto nie przyniewala...<br>
{{tab}}Że wójt za nią chodzi, podskubuje, słodkie słówka prawi, do płotów przyciska, do karczmy na poczęstunek ciągnie i radby ją dla siebie zniewolił, to ino bez to mu przyzwala, że ckni się jej wielce i niema z kim drugim się pośmiać, ale tak mu do Antka, kiej psu do gospodarza!<br>
{{tab}}I przez złość to jeszcze robi la całej wsi i la tamtego.<br>
{{tab}}{{korekta|Sposponował|Spostponował}}-ci on ją i sponiewierał naostatku! Jakże — całą noc i cały dzień przesiedział w chałupie, przy starym, nawet spał na jej łóżku, krokiem się prawie z izby nie ruszał, a jej jakby nie dojrzał, choć wciąż stawała przed nim, jak ten pies, skamląc oczyma o zmiłowanie.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_053" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/053"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/053|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/053{{!}}{{#if:053|053|Ξ}}]]|053}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Nie spojrzał na nią, ojca jeno widział a Hankę i dzieci, psa nawet.<br>
{{tab}}To może i bez to już docna straciła serce do niego, i całkiem się w niej przemieniło naprzeciw, bo kiej go brali w kajdany, wydał się jakimś drugim, obcym zgoła i tak obojętnym, że nie potrafiła go żałować, a nawet ze skrytą radością przyglądała się Hance, jak ta włosy rwała, łbem tłukąc o ścianę i wyjąc, niby suka za topionemi szczeniętami.<br>
{{tab}}Cieszyła się mściwie z jej udręki, odwracając z odrazą oczy od jego twarzy strasznej, jakoby wpół obłąkanej.<br>
{{tab}}Tak się wtenczas obcym stał dla niej, że nawet nie umiałaby go sobie teraz przypomnieć, jak człowieka raz jeden widzianego.<br>
{{tab}}Ale temci lepiej baczyła tamtego Antka, tamtego z dni miłowań i szałów, z dni schadzek i przytulań, całunków i uniesień... tamtego, ku któremu teraz, w niespane często noce wydzierała się jej dusza i rozprężone udręką serce krzyczało żalem i tęsknicą nieopowiedzianą.<br>
{{tab}}Do tamtego... z tamtych dni szczęścia rwała się Jagusina dusza, ani wiedząc, kędy jest i żywie-li on gdzie we świecie szerokim...<br>
{{tab}}Ano i teraz snuł się jej przez pamięć jako ten sen luby, z którym się ciężko rozstawać, kiej znowu rozległ się wrzaskliwy głos Hanki.<br>
{{tab}}— Kiej pies odarty, tak się wydziera i dunderuje! — szepnęła, rozbudzona z przypominków.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_054" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/054"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/054|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/054{{!}}{{#if:054|054|Ξ}}]]|054}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Słońce już bokiem zaglądało, rozczerwieniając mrocznawą izbę, ptaki radośnie ćwierkały w sadzie, podnosiło się ciepło, bo z dachów kieby szklanemi paciorkami spływał przymrozek, a przez wywarte okno wraz z wietrzykiem porannym buchał krzyk gęsi, trzepiących się w stawie.<br>
{{tab}}Krzątała się po izbie kiej szczygieł, z cichą przyśpiewką, boć to niedziela była i czas nadchodził szykowania się do kościoła z palmami, już owe pędy łozy czerwonej, pokryte srebrzystemi kotkami, stały w dzbanku od wczoraj, pomdlałe nieco, że to im wody zapomniała nalać. Poczęła je właśnie troskliwie cucić, gdy Witek wrzasnął przez drzwi:<br>
{{tab}}— Gospodyni kazali, byście swoją krowę napaśli, aż z głodu ryczy!<br>
{{tab}}— Powiedz, że wara jej do krowy mojej! — odkrzyknęła w cały głos, nasłuchując, co tamta wyszczekuje na odzew.<br>
{{tab}}— A pyskuj, póki ci gęba nie ustanie: nie dowiedziesz me dzisiaj do złości!<br>
{{tab}}I jęła najspokojniej wybierać ze skrzyni ubiory, rozkładając je po łóżku, rozpatrując, w jakie by się przyodziać do kościoła; naraz, kiej ta chmura padnie na słońce, iż się wszystek świat przyciemni, tak-ci i w niej dziwnie pomroczało. Pocóż się to przybierać będzie i stroić? dla kogo?<br>
{{tab}}La tych babskich ślepiów, zazdrośnie taksujących każdą jej wstążkę i potem zato obnoszących ją na ozorach?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_055" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/055"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/055|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/055{{!}}{{#if:055|055|Ξ}}]]|055}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Odbiegła strojów z niechęcią i, siadłszy w oknie, czesała jasne, bujne włosy, smutnie spozierając na wieś, w słońcu już całą i w topliwych rosach połyskującą; domy kajś niekaj przebielały się ze sadów, i słupy niebieskich dymów buchały wgórę, zaś na drodze, po drugiej stronie stawu, całkiem przysłonionej drzewami, przechodziły niekiedy kobiety, bo widziała czerwień wełniaków, odbitą we wodzie, i jak się przesuwały wskroś mdlejących już cieniów drzew nadbrzeżnych; potem gęsi przepływały białemi sznurami, że się wydawało, jakoby płynęły wskroś modrej topieli nieba odbitego, ostawiając za sobą te czarniawe, półkoliste kręgi, kiej węże cicho pełznące; to chybotliwe jaskółki przewijały się niziutko, łyskając białemi brzuchami, a gdziesik znowu, u wodopojów, krowy porykiwały lub pies naszczekiwał.<br>
{{tab}}Zagubiła wnet pamięć tych rzeczy, topiąc oczy w górze, wysoko, gdzie na modrem niebie pasły się stada chmur, białym, wełnistym barankom podobne, bo gdziesik z pod nich, w wysokościach ciągnęło jakieś niedojrzane ptactwo, że jeno krzyk długi a jękliwy rozsypywał się nad ziemią rzewliwie, aż ją od tych głosów sparło cosik pod piersiami, a nagła, zdawna już czająca się tęsknica ścisnęła serce, że wodziła przygasłemi oczyma po rozruchanych drzewach, po wodzie, kaj i owe chmury zdały się płynąć zanurzone w niebieskościach, po wszystkim świecie, nic jeno nie rozpoznając z poza wezbranej tęskności, że łzy ważne pociekły po zbladłych policzkach, kieby te paciorki lśniące rozerwanego różańca, i suły się wolno jedna za drugą i gdziesik, na samo dno duszy spływały.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_056" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/056"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/056|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/056{{!}}{{#if:056|056|Ξ}}]]|056}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Mogła to zmiarkować, co się jej stało?<br>
{{tab}}Jeno czuła, iż ją cosik rozpiera, podrywa i ponosi, że oto poszłaby na kraj świata, gdzie oczy poniesą, gdzie jeno powiedzie ta tęskność niezmożona. I płakała tak bezwolnie i prawie bezboleśnie, jako to drzewo, obciążone kwiatem w wiośniane poranki, kiej słońce przygrzeje a wiatry zakolebią, rosi obficie, wpiera się w ziemię, nabrzmiewa sokami rodnemi, a kwietne gałęzie ku niebu podaje...<br>
{{tab}}— Witek! a poproś pięknie tej dziedziczki na śniadanie! — wrzasnęła znowu Hanka.<br>
{{tab}}Jagna, kieby przecknęła, otarła łzy, doczesała włosów i poszła śpiesznie.<br>
{{tab}}W Hanczynej izbie już wszyscy siedzieli przy śniadaniu. Z michy kurzyły się ziemniaki, właśnie je była Jóźka omaszczała śmietaną przesmażoną z cebulą, gdy reszta już bodła łychami, wlepiając łakome ślepie w jadło.<br>
{{tab}}Hanka wzięła pierwsze miejsce w pośrodku przed ławą, na której jedli, Pietrek siedział w końcu, a pobok niego przykucał na ziemi Witek, Jóźka zaś pojadała stojący, pilnując dokładania, a dzieci siedziały pod kominem przy niezgorszej miseczce, oganiając się łyżkami przed Łapą, któren kiedy niekiedy pojadał razem z niemi.<br>
{{tab}}Jagna miała swoje miejsce od drzwi, naprzeciwko Pietrka.<br>
{{tab}}Jedli zwolna, spozierając niekiedy z pod łbów.<br>
{{tab}}Darmo Jóźka trzepała trzy po trzy i Pietrek rzucał jakie słowo, a wkońcu i Hanka zagadywała, tknięta <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_057" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/057"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/057|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/057{{!}}{{#if:057|057|Ξ}}]]|057}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jej zapłakanemi, smutnemi oczyma, Jagusia ni pary z gęby nie puściła.<br>
{{tab}}— Witek, a któren ci takiego guza nabił? — pytała Hanka.<br>
{{tab}}— Zwaliłem się o żłób! — Rozczerwienił się kiej rak i potarł bolące miejsce, porozumiewawczo spoglądając na Jóźkę.<br>
{{tab}}— Przyniosłeś to już gałązek z palmami?<br>
{{tab}}— Zaraz polecę, ino zjem — tłumaczył się, śpiesznie dojadając.<br>
{{tab}}Jagna położyła łyżkę i wyszła.<br>
{{tab}}— Znowuj bąk ją jakiś ukąsił! — szepnęła Jóźka, dolewając barszczu Pietrkowi.<br>
{{tab}}— Niekażden umie trajkotać tak cięgiem, jak ty. Doiła to już krowę?<br>
{{tab}}— Zabrała skopek, to pewnie poszła do obory.<br>
{{tab}}— Hale, Józia, trza dla siwuli makuchu ugotować.<br>
{{tab}}— Już siarę odpuszcza, próbowałam dzisiaj.<br>
{{tab}}— Odpuszcza, to leda dzień się ocieli...<br>
{{tab}}— Ciołka będzie miała! — rzekł Witek, podnosząc się od jadła.<br>
{{tab}}— Głupi! — szepnął pogardliwie Pietrek, popuszczając ździebko obertelek, że to był niezgorzej podjadł, i, zapaliwszy od głowni papierosa, wyszedł razem z chłopakiem.<br>
{{tab}}Kobiety w milczeniu wzięły się do {{Korekta|roboty|roboty.}} Jóźka zmywała naczynia, a Hanka słała łóżka.<br>
{{tab}}— Pójdziecie do kościoła z palmami?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_058" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/058"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/058|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/058{{!}}{{#if:058|058|Ξ}}]]|058}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Idź z Witkiem, Pietrek też może, niech jeno konie obrządzi; ja ostanę, przypilnuję ojca, i może Rocho wróci akuratnie i co nowego przyniesie od Antka...<br>
{{tab}}— Nie powiedzieć to Jagustynce, żeby jutro przyszła do ziemniaków? co?<br>
{{tab}}— Juści, same nie wydołamy, a nagwałt trza je przebierać.<br>
{{tab}}— A i gnój jużby rozrzucać!<br>
{{tab}}— Pietrek jutro na południe ma skończyć wywózkę, to od obiadu weźmie się z Witkiem do rozrzucania; co czasu zbędzie, to i ty pomożesz...<br>
{{tab}}Wrzask gęsi podniósł się przed oknami, wpadł zadyszany Witek.<br>
{{tab}}— Że to nawet gąsiorom spokoju nie dajesz!<br>
{{tab}}— Szczypać me chciały, tom się ino obraniał!<br>
{{tab}}Rzucił na skrzynię cały pęk wilgotnych jeszcze od rosy złotawych rózeg, osypanych baźkami. Jóźka jęła je układać, zwięzując czerwoną wełną.<br>
{{tab}}— Bociek to kujnął cię w czoło? — spytała go pocichu.<br>
{{tab}}— Juści, że nie kto drugi, nie wydaj me ino... — Obejrzał się na gospodynię, wybierającą ze skrzyni świąteczne szmaty. — A to ci powiem, jak było... Wypatrzyłem, że na noc przed gankiem ostaje... podkradłem się późną nocą, kiej już wszyscy na plebanji spali... i jużem go brał... a choć me kujnął... byłbym spencerkiem go okręcił i wyniósł... kiej psy me zwietrzyły... znają me przecie, a tak docierały zapowietrzone, że musiałem uciekać, jeszcze mi nogawice ozdarły... ale nie daruję...<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_059" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/059"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/059|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/059{{!}}{{#if:059|059|Ξ}}]]|059}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A jak się ksiądz dowie, żeś mu wziął {{Korekta|boćka|boćka?}}<br>
{{tab}}— A kto mu to powie?... A odbiorę mu, bo mój.<br>
{{tab}}— A kaj go schowasz, by ci nie odebrali?<br>
{{tab}}— Już ja taki schowek umyśliłem, że i strażniki nie zwąchają... A potem, kiej przepomną, sprowadzę go do chałupy i powiem, com se nowego znęcił i obłaskawił — rozpozna to kto, Józia? Ino me nie wydaj, to ci jakich ptaszków przyniosę, albo i młodego zajączka.<br>
{{tab}}— Chłopak to jestem, bym się ptaszkami bawiła? Głupi, przebierz się zaraz, to razem pójdziemy do kościoła.<br>
{{tab}}— Józia, dasz mi ponieść palmę? co?<br>
{{tab}}— Zachciało mu się!.. dyć ino kobiety mogą nieść do poświęcania!<br>
{{tab}}— Przed kościołem ci oddam, ino przez {{Korekta|wieś..,|wieś...}}<br>
{{tab}}Prosił tak gorąco, aż przyobiecała, zwracając się prędko do wchodzącej właśnie Nastki Gołębianki, już wyszykowanej do kościoła i z palmami w ręku.<br>
{{tab}}— Nie miałaś czego o Mateuszu? — zagadnęła Hanka po przywitaniu.<br>
{{tab}}— Tyle jeno, co wójt wczoraj przywiózł: jako zdrowszy.<br>
{{tab}}— Wójt akuratnie tyle wie co nic, albo i wy, myśli, czego nie było.<br>
{{tab}}— To samo pono i dobrodziejowi mówił.<br>
{{tab}}— A o Antku to i słowa rzec nie umiał.<br>
{{tab}}— Pono Mateusz siedzi z drugimi, Antek zaś osobno.<br>
{{tab}}— I... tak jeno szczeka, żeby się miał z czem do chałup zamawiać...<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_060" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/060"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/060|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/060{{!}}{{#if:060|060|Ξ}}]]|060}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Był to z tem i u was!<br>
{{tab}}— Co dnia zachodzi, ale do Jagusi; ma z nią jakieś sprawy, to się schodzą i przed ludźmi uredzają w opłotkach.<br>
{{tab}}Powiedziała ciszej, z naciskiem, wyglądając oknem, bo w sam raz Jagna schodziła z ganku, wystrojona sielnie, z książką w ręku i z palmami. Długo patrzała za nią.<br>
{{tab}}— Spóźnita się, dzieuchy; ludzie już całą drogą walą.<br>
{{tab}}— Nie przedzwaniali jeszcze.<br>
{{tab}}Ale wraz i dzwony się ozwały hukliwie, nawołując w dom Pański, i bimbały wolno, długo rozgłośnie.<br>
{{tab}}Że w jaki pacierz, a wszyscy poszli z chałupy do kościoła.<br>
{{tab}}Hanka ostała sama, nastawiła obiad, przyogarnęła się {{Korekta|nieco i.|nieco i,}} zabrawszy dzieci, siadła z niemi na ganku by je wyczesać i przeiskać, że to w tygodniu nie starczyło nigdy czasu.<br>
{{tab}}Słońce podniesło się już dość wysoko i ludzie zewsząd zbierali się do kościoła, co trocha wysypując się z opłotków, że po drogach, niby te maki, czerwieniały się kobiece przyodziewy i brzmiały pogwary z krzykami dzieci, zabawiających się ciskaniem kamieni po wodzie i za ptakami; niekiedy wozy turkotały, pełne ludzi z drugiej wsi, to chłopy jakieś, snadź obce, przechodziły, pochwalając Boga, aż zwolna wszyscy przeszli i opustoszałe drogi pomilkły.<br>
{{tab}}Hanka, wyiskawszy dzieci doczysta, zaprowadziła je na słomę przed doły, by się same zabawiały, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_061" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/061"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/061|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/061{{!}}{{#if:061|061|Ξ}}]]|061}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zajrzała do parkocących garnków i wróciła na dawne miejsce, modląc się półgłosem na koronce, że to na książce nie umiała.<br>
{{tab}}Dzień już się podnosił ku południowi, cichość zgoła świąteczna ogarniała wieś, że nikaj głosów żadnych nie było, tyle jeno, co te wróble ćwierkania i świegoty jaskółek lepiących gniazda pod okapami. Czas był ciepły, pierwsza wiosna ledwie co trąciła ziemię i tknęła drzew; niebo wisiało młode, przemodrzone i dziwnie łyskliwe; sady stały bez ruchu, ku słońcu podając gałęzie, nabite spęczniałemi pąkami, zaś olchy, staw brzeżące, niby w cichuśkiem dychaniu poruchiwały żółtemi baziami, a pędy topól rdzawe, lepkie i pachnące, a jakoby miodem ciekące, otwierały się na światło, niby te dzioby pisklęce...<br>
{{tab}}Pod chałupami dogrzewało galanto, że już muchy wyłaziły na ogrzane ściany, a czasem i pszczoła się pokazywała, z brzękiem padając na stokrotki, patrzące z pod płotów, albo się pilnie nosiła po krzach, co niby zielone płomienie buchały młodemi listkami.<br>
{{tab}}Ale z pól i od borów zawiewał jeszcze ostry, wilgotny wiatr.<br>
{{tab}}Msza już musiała być w połowie, bo w cichem i jakoby wrzącem wiosną powietrzu prężyły się głosy śpiewów dalekich, organowe grania i czasem, jako ten deszcz rzęsisty, rozsypywały się w mdlejące dźwięki dzwonków.<br>
{{tab}}Czas snuł się wolno i cicho, bo kiej słońce stanęło najwyżej, to nawet ptaki zamilkły, jeno że wrony, czające się złodziejsko za gąsiętami, przewijały się <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_062" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/062"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/062|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/062{{!}}{{#if:062|062|Ξ}}]]|062}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nisko nad stawem, krzyk niecąc gąsiorów; bociek też raz jeden zaklekotał gdziesik i przeleciał blisko, że ino jego cień wielgachny poniósł się po ziemi.<br>
{{tab}}Hanka modliła się żarliwie, bacząc na dzieci, a i do starego zaglądając niekiedy.<br>
{{tab}}Ale cóż, leżał jak zawżdy, bez ruchu i przed się zapatrzony.<br>
{{tab}}Domierał se tak zwolna, dochodził swojego czasu po ździebku z dnia na dzień, jako to zboże kłosne, w słońcu pod ostry sierp dojrzewające... Nie rozpoznawał nikogo, bo nawet wtedy, kiej Jagny wołał i za ręce ją brał, w inszą stronę patrzał; Hance się jeno wydawało, co na jej głos poruchuje wargami, a oczy mu chodzą jakby chciał cosik rzec...<br>
{{tab}}I tak było wciąż bez przemiany, aż płacz chwytał patrzących.<br>
{{tab}}Mój Jezu, ktoby się był tego spodziewał! Taki gospodarz, taki mądrala, taki bogacz, że trudno znaleźć drugiego, a teraz ci leży, niby to drzewo piorunem rozłupane, gałązków zielonych jeszcze pełne, a już śmierci na pastwę wydane...<br>
{{tab}}Nie pomarł przecie i nie żywie, jeno wszystek już w rękach boskiego miłosierdzia.<br>
{{tab}}O dolo człowiekowa, dolo nieustępliwa!<br>
{{tab}}O boskich przeznaczeń mocy, która się jawisz kiej się nikto nie spodzieje, czy w dzień biały, czy też w noc ciemną, a jednako kruszynę ludzką mieciesz w gorzkiej śmierci strony!..<br>
{{tab}}Dumała nad nim żałośnie, poglądając ku niebu westchnęła raz i drugi, skończyła koronkę i wziąć się <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_063" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/063"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/063|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/063{{!}}{{#if:063|063|Ξ}}]]|063}}'''<nowiki>]</nowiki></span>musiała do południowych udojów, bo wzdychy wzdychami, a robota pierwsza przed wszystkiem.<br>
{{tab}}Kiej wróciła z pełnemi szkopkami, już wszyscy byli w chałupie. Jóźka powiedała, o czem ksiądz mówił z ambony i kto był w kościele; gwarno stało się w izbie i na ganku, że to kilka rówieśnic z nią przyszło, i społecznie łykali te kotki poświęcane, chroniące pono od bólów gardzieli.<br>
{{tab}}Śmiechu było niemało, że to niejedna przełknąć nie mogła i zakrztusiła się, aż wodą popijając, albo ją musiano pięścią grdykać w plecy, by łacniej przeszło, co Witek z wielką uciechą robił.<br>
{{tab}}Jagna jeno nie wróciła na obiad; widzieli ją idącą z matką i kowalami. A ledwie co wstali od misek, kiej wszedł Rocho. Rzucili się witać radośnie, bo bliskim im się stał, niby ten dziaduś rodzony, a on się witał cicho, każdemu coś rzekł i w głowę całował, ale gdy mu podano jeść, nie jadł: strudzony był srodze i troskliwie obzierał się po izbie. Hanka warowała jego oczu, a nie śmiejąc pytać.<br>
{{tab}}— Widziałem się z Antkiem! — rzekł cicho, nie patrząc na nikogo.<br>
{{tab}}Zerwała się ze skrzyni; strach ją przejął i za serce ścisnął, że słowa nie mogła wykrztusić.<br>
{{tab}}— Zdrowy całkiem i dobrej myśli. Choć strażnik nas pilnował, rozmawiałem z nim dobrą godzinę.<br>
{{tab}}— W tych żelazach siedzi? — wykrztusiła strachliwie.<br>
{{tab}}— Cóż znowu!.. zwyczajnie, jak i drudzy!.. nie jest mu tam tak źle, nie bójcie się.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_064" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/064"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/064|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/064{{!}}{{#if:064|064|Ξ}}]]|064}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Bo Kozioł rozpowiadał, jako tam biją i do ściany przykuwają.<br>
{{tab}}— Może tak i bywa gdzie indziej... za co inszego... ale Antka nie tknęli — powiadał.<br>
{{tab}}Spletła ręce z radości, a uśmiech, kiej słońce, przemknął po niej.<br>
{{tab}}— A na odchodnem zapowiedział, byście, na nic nie bacząc, wieprzka zabili jeszcze przed świętami, bo i on chce święconego zażyć.<br>
{{tab}}— Głodzą go tam chudziaka, głodzą! — jęknęła zawodliwie.<br>
{{tab}}— Kiej ociec mówili, że jak się podpasie, to przedadzą — zauważyła Jóźka.<br>
{{tab}}— Mówili, ale kiej Antek przykazują zabić, to jego teraz wola pierwsza po ojcowej — podniesła ostry, nieustępliwy głos.<br>
{{tab}}— I jeszcze mówili, abyście na roli kazali bić wszystko, co potrzeba, na nic się nie oglądając. Powiedziałem, jako tu sobie zmyślnie poczynacie.<br>
{{tab}}— Rzekł to co na to? powiedział?<br>
{{tab}}Radość ją warem oblała.<br>
{{tab}}— To mi powiedział, że jak zechcecie, poredzicie wszystkiemu...<br>
{{tab}}— A poredzę, poredzę! — szepnęła z mocą i oczy jej rozbłysły nieustępliwą wolą.<br>
{{tab}}— Cóż tu u was nowego?<br>
{{tab}}— A nic, jak było... Puszczą go to rychło? — zapytała z dygotem trwogi.<br>
{{tab}}— Może zaraz po świętach, może ździebko później, jak śledztwo skończą... A to się przewlecze, że to <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_065" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/065"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/065|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/065{{!}}{{#if:065|065|Ξ}}]]|065}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wieś cała, tyle ludzi... — odpowiadał wymijająco, nie patrząc jej w oczy.<br>
{{tab}}— Pytał się to o chałupę, o dzieci, o... mnie... o wszystkich?.. — zaczęła trwożnie.<br>
{{tab}}— Pytał, juści, kolejno powiadałem.<br>
{{tab}}— I... o wszystkich we wsi?..<br>
{{tab}}Strasznie jej się wiedzieć chciało, zali o Jagnę też pytał, cóż, kiej nie śmiała zagadać otwarcie, a ubocznie zaś, tak, by nie miarkując niczego, sam się wygadał, długo się biedząc, nie potrafiła, że i sposobny czas przeszedł, bo się już rozniesło po wsi o jego powrocie, i wkrótce, jeszcze przed nieszporami, zaczęły się schodzić kobiety, ciekawe wielce posłyszeć niecoś o swoich.<br>
{{tab}}Wyszedł do nich przed dom i, siedząc na przyźbie, rozpowiadał, co się był o każdym zosobna wywiedział, i choć nic złego nie mówił, a to babskie ciche chlipanie jęło się wzmagać w gromadzie, gdzie zaś i płacz głośny, a gdzie i słowo żałośliwe się wyrwało...<br>
{{tab}}A potem zaś na wieś poszedł, wstępując do każdej prawie chałupy, a widział się jako ten świątek z ową białą brodą i wzniesionemi oczyma, któren wszędy niósł te słowa pociechy, a kaj wstąpił, to jakby jasnością się napełniały izby, a w sercach zakwitały nadzieje i dufność krzepiła chwiejne, ale i łzy rzęsiściej płynęły i odnowione wspomnienia ciężej przygniatały i żałośliwość tęskliwiej wstawała...<br>
{{tab}}Bo prawdę była rzekła wczoraj Kłębowa do Agaty, iż wieś stała się podobna do grobu otwartego; prawda, bo niby po zarazie widziało się w Lipcach, kiej to <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_066" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/066"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/066|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/066{{!}}{{#if:066|066|Ξ}}]]|066}}'''<nowiki>]</nowiki></span>większą część narodu wywiezą pod mogiłki, albo zaś i wtedy, kiej to wojna przetratuje a chłopów wybije, że jeno po chałupach opustoszałych ostają babie lamenty, dziecińskie płacze, wyrzekania, i te wzdychy, i ta żywa a silnie boląca pamięć krzywd.<br>
{{tab}}Że już i nie wypowiedzieć, co się w umęczonych duszach działo!<br>
{{tab}}Trzecia niedziela się kończyła, a Lipce jeszcze się nie uspokajały, naprzeciw zaś, bo cięgiem wzrastało poczucie krzywdy i niesprawiedliwości, to i nie dziwota, jako o każdem świtaniu, kiej przecknęli jeno ze śpiku, w każde przypołudnie i na odwieczerzu każdem — w chałupach, czy na dworze, gdzie się jeno naród kupił, nieustannie i lamentliwie, niby ten pacierz dziadowski, rozlegały się wyrzekania i żądza odemsty pieniła się w sercach, kiej to djabelskie, złe zielsko, że same pięści się zaciskały i krwawe, zawzięte słowa rwały się piorunami.<br>
{{tab}}To juści, że Rochowe słowa, kiej ten kijaszek, jakim niebacznie rozgrzebią przytajony ogień, iż płomię znowu siłą wybucha, to jedno sprawiły, co we wszystkich wszystką pamięć krzywd wywlekły przed oczy, iż nawet mało kto poszedł na nieszpory, zbierali się jeno po opłotkach, po drogach stowarzyszali, to do karczmy szli, poredzając, płacząc a pomstując...<br>
{{tab}}Jedna Hanka spokojniejszą się uczuła i tak rada mężowej pochwały, tak nią skrzepiona na duszy i pełna nadziei, żądna roboty i pokazania, że poradzi wszystkiemu, iż niesposób tego wypowiedzieć.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_067" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/067"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/067|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/067{{!}}{{#if:067|067|Ξ}}]]|067}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Skoro się rozeszły kobiety, wraz też przyszła kowalowa posiedzieć przy chorym, Hanka zaś z Jóźką udały się do chlewu wieprzka oglądać.<br>
{{tab}}Wypuściły go na podwórze, ale że świntuch był spasiony, to uwalił się zaraz w gnojówce i ani chciał się ruszyć.<br>
{{tab}}— Nie dawaj mu już dzisiaj jeść, niech się oczyści.<br>
{{tab}}— Akuratnie i zapomniałam dać mu po połedniu...<br>
{{tab}}— To i dobrze na ten raz, trzaby go jutro sprawić. Wołałaś Jagustynki?<br>
{{tab}}— Przyjść obiecała jeszcze dzisiaj, na odwieczerzu...<br>
{{tab}}— Odziej się i bieżyj do Jambroża, niech jutro, choćby i po mszy, a przychodzi ze statkami oporządzić wieprzka.<br>
{{tab}}— Będzie to mógł, kiej dobrodziej zapowiadał, co jutro dwóch księży przyjedzie słuchać spowiedzi?<br>
{{tab}}— Czas znajdzie!.. wie, że gorzałki żałować nie będę, a on jeno poradzi galanto szlachtować i mięso sprawić. Jagustynka też pomoże.<br>
{{tab}}— Tobym raniuśko jechała do miasta po sól i przyprawy...<br>
{{tab}}— Zachciało ci się przewietrzyć!.. nie potrza: wszystkiego dostanie u Jankla, sama tam zaraz pójdę i przyniesę.<br>
{{tab}}— Jóźka! — krzyknęła jeszcze za nią — a gdzie to Pietrek z Witkiem?<br>
{{tab}}— Pewnikiem poszli na wieś, bo Pietrek wziął skrzypice.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_068" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/068"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/068|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/068{{!}}{{#if:068|068|Ξ}}]]|068}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Spotkasz ich, to przypędź, niechby z szopy koryto przynieśli przed chałupę, trza je będzie rankiem wyparzyć.<br>
{{tab}}Jóźka rada, że mogła się wyrwać na wieś, pognała do Nastki, by spólnie poszukać Jambroża.<br>
{{tab}}Ale Hanka nie wybrała się do karczmy, zaraz bowiem przywlókł się jej ociec, stary Bylica, więc dała mu podjeść nieco, opowiadając radośnie, co był Rocho przywiózł od Antka, i nie skończyła wszystkiego, kiej wpadła z krzykiem Magda:<br>
{{tab}}— Chodźcie prędzej, ojcu cosik jest!<br>
{{tab}}Jakoż Boryna siedział na kraju łóżka, rozglądając się po izbie. Hanka przypadła ku niemu trzymać, aby nie zleciał, a on wodził oczyma po niej, wlepiając je naraz we drzwi, któremi właśnie kowal wchodził niespodzianie.<br>
{{tab}}— Hanka!<br>
{{tab}}Powiedział wyraźnie i mocno, aż struchlała w sobie.<br>
{{tab}}— Dyć jestem. Nie ruchajcie się ino, doktór wzbrania — szeptała zestrachana.<br>
{{tab}}— Co tam na świecie?<br>
{{tab}}Głos miał rozbity, obcy jakiś.<br>
{{tab}}— Zwiesna idzie, ciepło... — jąkała.<br>
{{tab}}— Wstali to?.. czas w pole...<br>
{{tab}}Nie wiedzieli, co rzec, spoglądając na siebie; ino Magda ryknęła płaczem.<br>
{{tab}}— Swojego bronić! nie dajta się, chłopy!<br>
{{tab}}Krzyczał, ale słowa mu się rwały, jął się trząść i gibać w Hanczynych ręku, że kowalowie chcieli ją <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_069" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/069"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/069|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/069{{!}}{{#if:069|069|Ξ}}]]|069}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wyręczyć; nie popuściła jednak, mimo, że już mdlały jej ramiona i grzbiet. Patrzali w niego z trwogą, czekając, co powie.<br>
{{tab}}— Jęczmionaby siać pierwsze... Do mnie, chłopy!.. ratunku!.. — krzyknął naraz strasznie, wyprężył się i padł wtył, oczy mu się zwarły, zarzęział.<br>
{{tab}}— Umiera!.. Jezus!.. umiera!.. — wrzeszczała Hanka, targając nim z całej mocy.<br>
{{tab}}A Magda wnet zapaloną gromnicę wtykała mu w bezwładną rękę.<br>
{{tab}}— Księdza, prędzej, Michał!..<br>
{{tab}}Ale nim kowal wyszedł, Boryna otworzył oczy, puszczając z rąk gromnicę, że się potrzaskała w kawałki.<br>
{{tab}}— Już mu przeszło, szuka czegoś...<br>
{{tab}}Szeptał, nachylając się nad nim, ale stary odepchnął go dość silnie i zawołał zupełnie przytomnie:<br>
{{tab}}— Hanka, wypraw tych ludzi.<br>
{{tab}}Magda z płaczem rzuciła się do niego, ale snadź jej nie poznał.<br>
{{tab}}— Nie chcę... nie potrza... wypędź... — powtarzał uporczywie.<br>
{{tab}}— Choć do sieni ustąpcie, nie sprzeciwiajcie się... — błagała.<br>
{{tab}}— Wyjdź, Magda, ja się z tego miejsca nie ruszę — wycedził nieustępliwie kowal, miarkując, że stary chce coś tajnego Hance powiedzieć.<br>
{{tab}}Dosłyszał to stary i, uniósłszy się, tak groźnie spojrzał, wskazując mu ręką drzwi, że się wyniósł, kiej ten pies kopnięty, z przekleństwem skoczył do płaczącej na ganku Magdy, ale znagła przycichł, rozejrzał się <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_070" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/070"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/070|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/070{{!}}{{#if:070|070|Ξ}}]]|070}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i wpadł do sadu i, przebrawszy się chyłkiem pod szczytowe okno, przywarł pod niem nasłuchiwać, bo jak raz tam dotykały głowy łóżka, że przez szyby można było posłyszeć coś niecoś.<br>
{{tab}}— Siądź przy mnie...<br>
{{tab}}Rozkazał stary po jego wyjściu.<br>
{{tab}}Juści, że przysiadła na brzeżku, ledwie płacz powstrzymując.<br>
{{tab}}— W komorze znajdziesz nieco grosza... schowaj, by ci go nie wydarli...<br>
{{tab}}— Gdzie?<br>
{{tab}}Trzęsła się już ze wzruszenia.<br>
{{tab}}— We zbożu...<br>
{{tab}}Mówił wyraźnie, odpoczywając po każdem słowie, a ona, tłumiąc strach jakiś, cała była w jego oczach, świecących dziwnie.<br>
{{tab}}— Antka broń... pół gospodarki sprzedaj, a nie daj go... nie daj... twoje...<br>
{{tab}}Nie skończył już, posiniał i zwalił się na pościel, oczy mu przygasły i zasnuły się mgłą, bełkotał jeszcze cosik i jakby próbował się podnieść.<br>
{{tab}}Hanka zakrzyczała ze strachu, przybiegli wnet kowalowie, cucili, wodą zlewali, ale już nie oprzytomniał, i jak przódzi leżał drętwy, nieruchomy, z otwartemi oczyma, daleki od tego, co się przy nim działo.<br>
{{tab}}Długi czas przesiedzieli przy nim, kobiety płakały cicho, a nikto nie rzekł i słowa; zmierzch już zapadał, izba pogrążała się w cieniach, kiej wyszli społem na dzień dogasający, że już jeno w stawie tliły się resztki zórz zachodnich.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_071" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/071"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/071|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/071{{!}}{{#if:071|071|Ξ}}]]|071}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Co wama powiedział? — zagadnął ostro, przestępując jej drogę.<br>
{{tab}}— Słyszeliście.<br>
{{tab}}— Ale co później mówił?<br>
{{tab}}— Co i przódzi, przy was...<br>
{{tab}}— Hanka, nie doprowadzajcie me do złości, bo będzie źle...<br>
{{tab}}— Tyle się waszych gróźb bojam, co tego psa...<br>
{{tab}}— I wtykał wam cosik w garście... — dorzucił podstępnie.<br>
{{tab}}— A co, to jutro za stodołą znajdziecie... — szydziła urągliwie.<br>
{{tab}}Rzucił się ku niej, i możeby doszło do czego gorszego, żeby nie Jagustynka, która nadeszła na ten czas i po swojemu zaraz rzekła:<br>
{{tab}}— Tak se zgodliwie, po przyjacielsku poredzacie, że się po całej wsi roznosi...<br>
{{tab}}Sklął ją, co wlazło, i poniósł się na wieś.<br>
{{tab}}Noc wkrótce zapadła ciemna, chmurzyska przysłoniły niebo, że ni jeden gwiezdny migot się nie przedzierał, wstawał wiatr i miecił zwolna drzewinami, iż poszumiwały głucho i smutnie: szło znowu na jakąś odmianę.<br>
{{tab}}W Hanczynej izbie było jasno i dość gwarno, ogień trzaskał na kominie, wieczerza się dogotowywała, kilka starszych kobiet z Jagustynką na czele pogadywały różności, Jóźka zaś z Nastką i z Jaśkiem Przewrotnym siedziały na ganku, bo Pietrek wyciągał na skrzypicach taką nutę żałosną, aż się im na płacz zbierało; jeno Hanka nie mogła usiedzieć na miejscu, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_072" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/072"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/072|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/072{{!}}{{#if:072|072|Ξ}}]]|072}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wciąż rozmyślając nad Borynowemi słowami, a co trocha zaglądając na drugą stronę...<br>
{{tab}}Ale cóż?.. niesposób teraz było w komorze szukać: Jagna siedziała w izbie, układając świąteczne szmaty we skrzyni.<br>
{{tab}}— Pietrek, a przestań, przecież to już prawie wielki poniedziałek, a ten dudli a dudli, grzech!<br>
{{tab}}Zgromiła, tak roztrzęsiona w sobie, że jej się płakać chciało. Juści że przestał, i wszyscy przyszli do izby.<br>
{{tab}}— O tym dziedzicowym bracie, głupim Jacku mówimy — objaśniała któraś.<br>
{{tab}}Nie mogła jednak wyrozumieć, o czem mówią, gdyż psy zaczęły coś głośno szczekać w opłotkach, aż znowu wyjrzała, podszczuwając jeszcze. Łapa rzucił się zajadle w sad...<br>
{{tab}}— Huzia go, Łapa!.. Weź go, Burek!.. Huzia!..<br>
{{tab}}Ale psy zmilkły nagle i, powróciwszy, skamlały radośnie.<br>
{{tab}}I nie jeden raz tego wieczora było tak samo, że wstało w niej jakieś strachliwe podejrzenie.<br>
{{tab}}— Pietrek, a zawrzyj wszystko na noc, bo musi być, ktosik tu penetruje, a swój, że psy nie chcą docierać.<br>
{{tab}}Rozeszli się wnet wszyscy, i wkrótce śpik ogarnął cały dom, jeno Hanka poszła jeszcze sprawdzić, czy drzwi pozawierane, a potem długo stojała pod ścianą, trwożnie nasłuchując...<br>
{{tab}}— We zbożu... to juści w którejś z beczek... By ino me kto nie ubiegł!..<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_073" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/073"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/073|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/073{{!}}{{#if:073|073|Ξ}}]]|073}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="r02"/>{{tab}}Zimny pot strachu ją oblał, i serce gwałtownie zakołatało.<br>
{{tab}}Prawie że nie spała tej nocy.<br>
<br><br>{{---|50}}<br><section end="r02"/>
<section begin="r03"/>{{c|III.}}<br>
{{tab}}— Józia, rozpal na kominie i co jest garnków zbierz, nalej wodą i przystaw do ognia, ja polecę do Żyda po przyprawy.<br>
{{tab}}— A śpiesznie, bo Jambroża ino patrzeć.<br>
{{tab}}— Nie bój się, równo z dniem nie przykusztyka, kościół musi pierwej obrządzić.<br>
{{tab}}— Hale, przedzwoni i wnet się zjawi, bo Rocho mają go zastąpić.<br>
{{tab}}— Zdążę jeszcze, a krzyknijno na chłopaków, by rychlej wyskrobali koryto i przywlekli je na ganek. Jagustynka przyjdzie, to niechby pomyła cebrzyki, beczki też trza wynieść z komory i zatoczyć do stawu, niech odmiękną; jeno nie zabacz kamieni nakłaść, by ich woda nie wzięła. Dzieci nie budź, niech se śpią robaki, przestroniej będzie... — nakazywała ostro Hanka i, przyokrywszy się zapaską na głowę, wysunęła się śpiesznie na wczesny i galanto rozkisły poranek.<br>
{{tab}}Dzień, co się był dopiero stał, chmurny, mokry i przykrym ziąbem przejęty; siwe mgły dymiły z przemiękłej ziemi, opadając drobnym i zimnym dżdżem, oślizgłe drogi siwiły się opite wodą, a poczerniałe chałupy ledwie co były widne w szarudze, a przemiękłe<section end="r03"/> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_074" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/074"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/074|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/074{{!}}{{#if:074|074|Ξ}}]]|074}}'''<nowiki>]</nowiki></span>drzewiny, skurczone, jawiły się kajś niekaj dygotliwym cieniem, kieby z tych skłaczonych, szklistych mgieł uczynione, i naglądały w staw ledwie siniejący, że jeno z pod skołtunionych przysłon grążył się drżący, cichy bulgot kropel, bijących nieustannie w wodę, a wszędy szła plucha, że świata bożego ledwie dojrzał, i pusto było jeszcze.<br>
{{tab}}Dopiero kiej sygnaturka jęła pojękiwająco przedzwaniać, zaczerwieniły się gdzie niegdzie przyodziewy kobiet, przebierających się suchszemi miejscami do kościoła.<br>
{{tab}}Hanka przyśpieszała, rachując, że może się z Jambrożym spotka już na skręcie przed kościołem, ale nie wyszedł jeszcze, jeno, jak co dnia o tej porze, kręcił się przed stawem ślepy koń księdzowy, ciągając na płozach beczkę, przystawał wciąż i utykał na wybojach, jeno węchem zmierzając ku wodzie, bo parob był właśnie przykucnął od pluchy w opłotkach i kurzył papierosa.<br>
{{tab}}I wraz też przed plebanję zajeżdżała bryczka w spaśne kasztanki, z której wysiadał tłusty i czerwony ksiądz z Łaznowa.<br>
{{tab}}— Spowiedzi słuchał będzie, a to i dobrodzieja ze Słupi jeno co patrzeć.<br>
{{tab}}Pomyślała, obzierając się napróżno za Jambrożym, że wnet ruszyła pobok kościoła, drogą barzej jeszcze błotną, bo obsadzoną rzędami wielgachnych topoli, ale tak potopionych w szarudze, że jakby za szybą zapoconą majaczyły ruchającemi się cieniami; minęła karczmę i wzięła się na prawo roztapianą, polną dróżką.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_075" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/075"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/075|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/075{{!}}{{#if:075|075|Ξ}}]]|075}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Miarkowała, iż zdąży jeszcze odwiedzić ojca i z siostrą pogwarzy, z którą się już była całkiem pojednała od czasu przeprowadzki do Boryny.<br>
{{tab}}Siedzieli wszyscy w chałupie.<br>
{{tab}}— Bo to Jóźka pytlowała wczoraj, że ojciec słabują — zaczęła wstępnie.<br>
{{tab}}— I... by nie pomagał, to się wyleguje pod kożuchem, i stęka i chorobą się wymawia — odparła chmurnie Weronka.<br>
{{tab}}— Ziąb tu u ciebie, że jaże po łystach liże.<br>
{{tab}}Wzdrygnęła się, bo jakoż chałupa przeciekała kiej przetak i maziste błocko pokrywało podłogę.<br>
{{tab}}— A bo to jest czem palić! Któż to przyniesie suszu? Mam to siły bieżyć do lasu tyli świat i dygować na plecach, kiej tyle inszej roboty, że niewiada za co pierwej ręce zaczepić! Uradzę to sama wszystkiemu!<br>
{{tab}}Westchnęły obie na swoje sieroctwo i opuszczenie.<br>
{{tab}}— Kiej Stacho był, to się zdało, że nic w chałupie nie stoi, a skoro go brakło, to widno dopiero, co chłop znaczy. Nie jedziesz do miasta?<br>
{{tab}}— Juści, że chciałabym najprędzej, ale Rocho się dowiedział, co dopiero we święta będą do nich puszczali, to w niedzielę się zbierę i powięzę chudziakowi niecoś święconego.<br>
{{tab}}— Poniesłabym i ja mojemu niejedno, ale cóż mogę? tę skibkę chleba?<br>
{{tab}}— Nie frasuj się, narządzę więcej, by la obu starczyło, i razem powieziemy.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_076" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/076"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/076|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/076{{!}}{{#if:076|076|Ξ}}]]|076}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Bóg ci zapłać za dobrość, w porę to choćby odrobkiem odpłacę.<br>
{{tab}}— Ze szczerego serca dawam, nie za odrobek. Kumałam się niezgorzej z biedą i wiem, jak ta suka gryzie, pamiętam... — szepnęła żałośnie.<br>
{{tab}}— Człowiek całe życie przyjacielstwo z nią trzyma, że chyba do grobu przed nią uciecze. Miałam niecoś zapasnego grosza; myślałam: na zwiesnę kupię jakiego prosiaka, podkarmię i na kopania przyrosłoby kilka złotych. Stachowim dać musiała kilkanaście złotych, tu grosz, tam dwa, i kiej ta woda wyciekło wszystko, a nowego się nie złoży. Tyleśmy się dorobili, że z gromadą trzymał!..<br>
{{tab}}— Nie powiadaj bele czego, po dobrej woli poszedł z drugimi, swojego się dobijać, i wy tam jaką morgę lasu mieć będziecie...<br>
{{tab}}— Będzie!.. nim słońce wzejdzie, oczy rosa wyje: któren pieniądz ma, temu duda gra, a ty biedaku handluj głodem i ciesz się, że jeść kiedyś będziesz!..<br>
{{tab}}— Braknie ci to czego? — spytała nieśmiało.<br>
{{tab}}— A cóż to mam? Tyle co Żyd, albo młynarz na borg dadzą! — zawołała, rozwodząc ręce z rozpaczą.<br>
{{tab}}— Nie poredzę ci, żebym i z duszy chciała: nie na swojem jestem i sama oganiać się muszę, kiej od psów, i pilnować, by mnie nie wyciepnęli z chałupy... że już nieraz i rozum odchodzi z turbacji!<br>
{{tab}}Wspomniała się jej noc dzisiejsza.<br>
{{tab}}— Zato Jagusię o nic głowa nie zaboli: nie taka głupia, używa se dowoli...<br>
{{tab}}— Jakże?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_077" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/077"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/077|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/077{{!}}{{#if:077|077|Ξ}}]]|077}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Podniosła się, niespokojnemi oczyma ogarniając siostrę.<br>
{{tab}}— Nic wielkiego, jeno to, że się nażyje dobrego po grdykę; stroi się, po kumach spaceruje i święto se robi co dnia. Wczoraj, na ten przykład, widzieli ją z wójtem w karczmie, w alkierzu siedzieli, a Żyd ledwie nadążył donosić półkwaterki... Nie taka głupia, by starego żałowała... — dorzuciła przekąśliwie.<br>
{{tab}}— Wszystko swój koniec ma! — szepnęła ponuro Hanka, naciągając zapaskę na głowę.<br>
{{tab}}— Ale co się naużywa, tego jej nikto nie odbierze: mądra jucha...<br>
{{tab}}— Łacno o rozum temu, któren się na nic nie ogląda! Hale, wieprzka dzisiaj szlachtujemy, zajrzyj na odwieczerzu, pomożesz... — przerwała te gorzkie wywody Hanka i wyszła.<br>
{{tab}}Zajrzała do ojca na drugą stronę, do dawnej swojej izby: stary ledwie był widny w barłogu, jeno postękiwał zcicha.<br>
{{tab}}— Ociec, co to wama jest?<br>
{{tab}}Przykucnęła przy nim.<br>
{{tab}}— Nic, córuchno, nic, tyle, że me febra trzęsie i w dołku okrutnie ściska...<br>
{{tab}}— A bo tu ziąb i wilgoć, kiej na dworze. Wstańcie i przyjdźcie do nas, dzieci przypilnujecie, bo wieprzka bijemy. Jeść się wama nie chce?<br>
{{tab}}— Jeść!.. juści ździebko... bo to zapomniały mi wczoraj dać... jakże... i sami jeno ziemniaki ze solą... a to Stacho w kryminale... Przyjdę, Hanuś, przyjdę... — pojękiwał radośnie, gramoląc się z barłogu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_078" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/078"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/078|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/078{{!}}{{#if:078|078|Ξ}}]]|078}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Hanka zaś, pełna myśleń o Jagnie, które ją bodły, kiej te noże ostre, poleciała śpiesznie do karczmy, czynić zakupy.<br>
{{tab}}Juści, że już teraz Żyd nie żądał zgóry pieniędzy, a jeno skwapliwie odważał i odmierzał, czego zechciała, jeszcze podsuwając pod oczy coraz to nowe la zachęty.<br>
{{tab}}— Niech Jankiel daje, co mówię!.. nie dzieckom, wiem, poco przyszłam i czego mi potrza! — zgromiła go wyniośle, nie wdając się w rozmowę.<br>
{{tab}}Żyd się jeno uśmiechał, bo i tak nabrała za kilkanaście złotych, jako że gorzałki wzięła więcej, aby już i na święta starczyło, a przytem chleba pytlowego, parę rządków bułek, śledzi coś z mendel, a nawet wkońcu dobrała małą buteleczkę araku, że ledwie mogła udźwignąć tobół.<br>
{{tab}}— Jagna może używać, a ja to pies? haruję przecie kiej wół!<br>
{{tab}}Myślała tak, wracając do domu, ale żal się jej zrobiło wydatku zbędnego, iż gdyby nie wstyd, byłaby arak odniesła Żydowi.<br>
{{tab}}W chałupie już zastała niemały rwetes przygotowań. Jambroży nagrzewał się przed kominem, wiodąc swoim zwyczajem przekpinki z Jagustynką, tęgo zajętą wyparzaniem statków, aż para zapełniła całą izbę.<br>
{{tab}}— Czekałem na was, by przedzwonić pałą po łbie świntuchowi!<br>
{{tab}}— Żeście to pośpieszyli tak rychło!<br>
{{tab}}— Rocho me zastępuje w zakrystji, Walek księży zakalikuje organiście, a Magda kościół podmiecie. Narychtowałem wszystko, by ino wama zawodu nie {{pp|zro|bić}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_079" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/079"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/079|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/079{{!}}{{#if:079|079|Ξ}}]]|079}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|zro|bić}}! Księża dopiero po śniadaniu wezmą się do spowiedzi. Ale też ziąb dzisiaj, jaże kości truchleją! — wykrzyknął żałośnie.<br>
{{tab}}— Zęby w ogniu suszą i na ziąb narzekają! — zdziwiła się Jóźka.<br>
{{tab}}— Głupia: na wnątrzu zimno, jaże mi ten drewniany kulas stergnął.<br>
{{tab}}— Zaraz naszykują wama rozgrzywkę. Józia, namocz duchem śledzie.<br>
{{tab}}— Dajcie, jakie są, jeno sporo gorzałką zalać, to galanto sól wyciągnie.<br>
{{tab}}— A wy zawdy po swojemu, by o północku w kieliszki zadzwonili, wstaniecie radzi na pijatykę — zauważyła złośliwie Jagustynka.<br>
{{tab}}— Prawda wasza, babciu, ale widzi mi się, że wama cosik ozór skiełczał, i radzibyście go też w gorzałce pomoczyć, co? — śmiał się, zacierając ręce.<br>
{{tab}}— Jeszczebyś me, stary zbuku, nie przepił.<br>
{{tab}}— Ludzi coś mało ciągnie do kościoła — przerwała im Hanka, wielce nierada tym przymówkom do gorzałki.<br>
{{tab}}— Bo wczas, jeszcze się zlecą, w dyrdy bieżyć będą, wytrząchać grzechy.<br>
{{tab}}— I polenić się, co nowego posłyszeć i świeżych grzechów nabrać...<br>
{{tab}}— Od wczoraj już się dzieuchy szykowały — pisnęła skądciś Józia.<br>
{{tab}}— Juści, bo im przed swoim dobrodziejem wstyd — dogadywała stara.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_080" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/080"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/080|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/080{{!}}{{#if:080|080|Ξ}}]]|080}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Babciu, wama byłby już czas siąść na pokutę w kruchcie i te paciorki prząść, a nie ogadywać drugich!<br>
{{tab}}— Poczekam, byś siadł wpodle, kuternogo!<br>
{{tab}}— Mam czas, pierwej waju pięknie przedzwonię i łopatą oklepię...<br>
{{tab}}— Nie tykajcie me, bom zła! — warknęła cicho.<br>
{{tab}}— Kijaszkiem się zastawię i nie ugryziecie, a ząbków szkoda, ile że ostatnie...<br>
{{tab}}Jagustynka cisnęła się ze złością, ale nie odrzekła, bo i właśnie Hanka nalewała kieliszek, przepijając do nich, a Jóźka podała śledzia, którego otrząskał o drewno nogi, ze skóry ołupił, na wąglikach przypiekł i ze smakiem zjadł.<br>
{{tab}}— Dosyć zabawy! do roboty, ludzie! — zawołał naraz, zrzucając kożuch, zakasał rękawy, poostrzył jeszcze na osełce noża, wziął z kąta tęgą pałę od rozcierania ziemniaków la świń i ruszył żwawo na dwór.<br>
{{tab}}Wszyscy też poszli za nim w podwórze, on zaś z Pietrkiem wywodził z chlewu opierającego się silnie wieprzka.<br>
{{tab}}— Nieckę na krew, a prędko! — krzyknął.<br>
{{tab}}Przynieśli wnet, wieprzek czochał się o węgieł i pokwikiwał zcicha...<br>
{{tab}}Stali kołem, w milczeniu patrząc w jego białe boki i tłusty, obwisły brzuch, a moknąc galanto, bo deszcz mżył coraz gęstszy i mgły zwalały się na sad. Łapa jeno naszczekiwał, obiegając dokoła. Jakieś kobiety przystawały w opłotkach i kilkoro dzieci wieszało się na płotach, ciekawie naglądając.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_081" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/081"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/081|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/081{{!}}{{#if:081|081|Ξ}}]]|081}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Jambroż się przeżegnał, pałę nieco wziął za się i jął zachodzić wieprzkowi zboku. Naraz przystanął, rękę odwiódł, przechylił się bokiem tak mocno, jaże mu guzik pod szyją puścił u koszuli, naprężył się i kiej nie huknie w wieprzkowy łeb między uszy, aż świntuch z kwikiem padł na przednie nogi, a potem kiej mu nie poprawi już obu rękoma, że zwalił się na bok, wierzgając kulasami, wtedy mu wmig przysiadł na brzuchu, nożem błysnął i aż po osadę wbił w serce.<br>
{{tab}}Postawili niecki, krew chlusnęła, kiej z sikawki, aż na ścianę chlewa, i jęła z bulgotem spływać, parując, niby wrzątek.<br>
{{tab}}— Pódzi, Łapa! widzisz go: juchy mu się chce, post przecie! — ozwał się wreszcie, odganiając psa i dysząc ciężko. Zmęczył się był nieco.<br>
{{tab}}— W ganku oparzycie?<br>
{{tab}}— Do izby wniesę koryto, przecież trza go uwiesić do rozbierania.<br>
{{tab}}— W izbie ciasno — myślałam.<br>
{{tab}}— Macie drugą stronę, ojcową, tam dużo miejsca, staremu to nie przeszkodzi... ino prędzej, bo nim ostygnie, łacniej mu szerść puści! — rozkazywał, obdzierając mu tymczasem ze grzbietu szczecinę co dłuższą.<br>
{{tab}}A w parę pacierzy wieprzek już oparzony, obrany ze szczeciny, wymyty, wisiał w Borynowej izbie, rozpięty na orczyku, przywiązanym do belki.<br>
{{tab}}Jagny nie było: poszła zaraz z rana do kościoła, ani się spodziewając, co ma nastąpić; jeno stary jak zwykle na łóżku leżał wpatrzony gdziesik nieprzytomnemi oczyma.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_082" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/082"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/082|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/082{{!}}{{#if:082|082|Ξ}}]]|082}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Zrazu sprawiali się cicho, często obzierając się na chorego, ale że się nie poruchiwał nawet, zabaczyli wnet o nim, mocno zajęci wieprzkiem, któren nie zawiódł przewidywań, bo słoninę na grzbiecie miał grubą dobrze na sześć palców i sielne sadło.<br>
{{tab}}— Zaśpiewalim mu, przewieźlim, czas go już gorzałką skropić! — wołał Jambroży, myjąc ręce nad korytem.<br>
{{tab}}— Chodźcie na śniadanie, znajdzie się czem przepić.<br>
{{tab}}Juści, że nim się zabrał do ziemniaków z barszczem, wypił z niezgorszą przylewką, ale przy jadle siedział krótko, wnet się zabierając do roboty i wszystkich poganiając, zwłaszcza Jagustynkę, z którą pospólnie robił, że to zarówno się znała na soleniu i przyprawie mięsa.<br>
{{tab}}Hanka też pomagała, co ino mogła, Jóźka zaś rada czepiała się bele czego, by ino przy wieprzku ostawać i w chałupie.<br>
{{tab}}— Pomagaj gnój nakładać, niech prędko wywożą, bo widzi mi się, że dzisiaj nie skończą próżniaki! — krzyczała na nią.<br>
{{tab}}Z żalem juści niemałym leciała w podwórze, całą złość wywierając na chłopaków, że cięgiem słychać było jej jazgoty — bo i jakże!.. wyganiała ją, kiej w chałupie czyniło się coraz gwarniej, bo co trocha wpadała jaka kuma, zamawiając się bele czem, po sąsiedzku, a ujrzawszy wiszącego wieprzka, rozwodziła ręce i dalejże na głos wydziwiać, że taki wielgachny, taki spaśny, jakiego nie miał i młynarz, albo organista.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_083" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/083"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/083|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/083{{!}}{{#if:083|083|Ξ}}]]|083}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Hanka była tem wielce rozradowana, puszyła się sielnie, że szlachtuje świniaka, i choć było jej nieco żal gorzałki, trudno, skoro musiała, jak to było we zwyczaju u gospodarzy przy takiem święcie, częstowała, chleb z solą podając na przegryzkę i rada słuchając tych słówek przypochlebnych i ugwarzając się niemało, bo to ledwie jedna za próg, już drugie w sieniach trepy z błota obijały, wstępując niby po drodze do kościoła i na te krótkie Zdrowaś — że kiej na odpust waliły, a dzieci się też sporo plątało po kątach, i do okien zaglądając, aż je nieraz Jóźka musiała rozganiać.<br>
{{tab}}Bo to i we wsi czynił się ruch nadspodziewanie, coraz więcej ludzi człapało po drogach, to wozy z drugich wsi raz po raz turkotały, że nad stawem, kieby w procesji, wciąż się czerwieniły babskie przyodziewy, naród bowiem ciągnął do spowiedzi, nie bacząc na złe drogi, ni na dzień płaksiwy, przykry a tak zmienny, iż co kilka pacierzów padał deszcz, to ciepły wiater przewalał się po sadach, albo zaś nawet sypały śnieżne krupy grube, kiej pęczak, a przyszedł i taki czas, że słońce przedarło się z chmur i kieby złotem posuło świat — jak to zresztą zwyczajnie bywa na pierwszą zwiesnę, kiej czas podobien się czyni w matyjaśności do dziewki poniektórej, której to posobnie i śmiech, i płacz, i wesele, i żałoście biją do głowy, a sama nie miarkuje, co się z nią wyprawia.<br>
{{tab}}Juści, że ta u Hanki nikto na pogodę nie baczył i robota a pogwary szły, jaże się rozlegało. Jambroży się zwijał, poganiał drugich, przekpinki wedle zwyczaju wiódł, ale że musiał co parę pacierzy do kościoła {{pp|za|glądać}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_084" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/084"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/084|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/084{{!}}{{#if:084|084|Ξ}}]]|084}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|za|glądać}}, czy tam wszystko sprawnie idzie, to na ziąb narzekał i o rozgrzewkę wołał:<br>
{{tab}}— Pousadzałem dobrodziejów, narodem ich obwaliłem, że do połednia się nie ruszą.<br>
{{tab}}— Hale, Łaznowski proboszcz długo nie strzyma: powiadali, że mu gospodyni cięgiem porcenelę podawać musi!<br>
{{tab}}— Babciu, pilnujcie nosa, poniechajcie księży!<br>
{{tab}}Nie lubił tego.<br>
{{tab}}— A o tym ze Słupi też powiadają, że zawdy przy spowiedzi flaszuchnę z pachnącem w garści trzyma i nos se przytyka, bo mu ano naród śmierdzi, że po każdym wyspowiadanym złe powietrze chustką rozgania i wykadza...<br>
{{tab}}— Zawrzyjcie gębę: wara wam od księży! — wybuchnął zeźlony.<br>
{{tab}}— Rocho są w kościele? — podjęła śpiesznie Hanka, również wielce nierada pyskowaniom Jagustynki.<br>
{{tab}}— Siedzą od samego rana, do Mszy służył i co potrza obrządza.<br>
{{tab}}— A kajże to Michał?<br>
{{tab}}— Poszedł z organiściakiem do Rzepek, po spisie.<br>
{{tab}}— Gęsią orze, piaskiem sieje i niezgorzej im się dzieje! — westchnął Jambroży.<br>
{{tab}}— Jeszczeby! już najmniej jak za każdą duszę zapisaną jajko dostają...<br>
{{tab}}— A za kartki do spowiedzi osobno przeciek bierze po trzy grosze z duszy. Co dnia widzę, jakie torby dygują z różnościami. Samych jajów sprzedała {{pp|orga|niścina}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_085" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/085"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/085|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/085{{!}}{{#if:085|085|Ξ}}]]|085}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|orga|niścina}} w zeszłym tygodniu coś dwadzieścia i dwie kopy — rzekła Jagustynka.<br>
{{tab}}— Kiej nastał, to pono piechty przyszedł z jednym węzełkiem, a terazby go i we cztery dworskie wozy nie wywiózł.<br>
{{tab}}— Organista z górą dwadzieścia roków w Lipcach siedzi, parafja duża, pracuje, zabiega, grosza szczędzi, to się i dorobił — tłumaczył Jambroży.<br>
{{tab}}— Dorobił się! Drze z narodu, jak ino może, a nim co komu zrobi dobrze, w garście cudze patrzy, po trzydzieści złotych od pochowku bierze zato, co ta pobeczy po łacińsku i na organach poprzebiera.<br>
{{tab}}— Zawdy uczony jest we swoim i nieraz dobrze musi się nagłowić!<br>
{{tab}}— Juści, że nauczny, kaj cieni beknąć, a kaj grubiej i jak wycyganiać.<br>
{{tab}}— Jenszyby przepił, a ten syna na księdza kieruje.<br>
{{tab}}— To i honor będzie miał niemały i profit! — dogadywała stara zajadle.<br>
{{tab}}Przerwali w najlepszem miejscu, gdyż Jaguś wpadła, stając naraz w progu kiej wryta.<br>
{{tab}}— Dziwujesz się wieprzkowi? — zaśmiała się Jagustynka.<br>
{{tab}}— Nie mogliście to po swojej stronie szlachtować! Izbę mi całkiem zapaskudzą — wykrztusiła, w ponsach cała stając.<br>
{{tab}}— Masz czas, to se wymyjesz! — odrzekła zimno, z naciskiem, Hanka.<br>
{{tab}}Jaguś cisnęła się naprzód kieby do kłótni, ale dała spokój, zakręciła się jeno po izbie, wzięła różańce <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_086" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/086"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/086|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/086{{!}}{{#if:086|086|Ξ}}]]|086}}'''<nowiki>]</nowiki></span>z pasyjki, a przyokrywszy rozbabrane łóżko jakąś chuściną, wyszła bez słowa, choć wargi trzęsły się jej ze złości utajonej.<br>
{{tab}}— Pomoglibyście, tyle roboty! — powiedziała jej w sieniach Jóźka.<br>
{{tab}}Wywarła na nią gębę w takiej złości, że nawet słów nie można było rozeznać, i poleciała jak wściekła. Witek za nią wyjrzał i mówił, jako prościutko do kowala się poniesła.<br>
{{tab}}— A niech se idzie: poskarży się ździebko, to jej ulży!<br>
{{tab}}— Wojować wama znowuj przyjdzie! — zauważyła ciszej Jagustynka.<br>
{{tab}}— Moiście, dyć jeno wojną żyję! — odparła spokojnie, choć trwożna była, boć rozumiała, że musi tu lada chwila przylecieć kowal i bez srogiej kłótni się nie obędzie.<br>
{{tab}}— Ino ich patrzeć! — szepnęła ze współczuciem Jagustynka.<br>
{{tab}}— Nie bójcie się, wytrzymam, nie ustraszą me — ozwała się z uśmiechem.<br>
{{tab}}Jagustynka aż głową pokiwała z podziwu nad nią, spoglądając porozumiewawczo na Jambroża, któren właśnie składał robotę.<br>
{{tab}}— Zajrzę do kościoła, południe przedzwonię i zaraz na obiad wrócę! — rzekł.<br>
{{tab}}Jakoż wrócił rychło, opowiadając, że już księża przy stole siedzą, że młynarz przysłał ryb cały więcierz, i że po obiedzie będą jeszcze spowiadali, gdyż siła narodu czeka.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_087" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/087"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/087|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/087{{!}}{{#if:087|087|Ξ}}]]|087}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Po prędkim i krótkim obiedzie, jeno tęgo zakropionym, bo Jambroży wyrzekał żałośliwie, jako gorzałka za słaba do tak przesłoniałych śledzi, wzięli się znowu do roboty.<br>
{{tab}}Właśnie był Jambroży ćwiertował wieprza i obrzynał mięsiwo na kiełbasy, a Jagustynka, rozłożywszy połcie na stole, uczynionym ze drzwi, narzynała słoninę, troskliwie ją przesalając, gdy wleciał kowal.<br>
{{tab}}Widno mu było z twarzy, że ledwie się hamował.<br>
{{tab}}— Nie wiedziałem, żeście aż tylego wieprzka sobie kupili! — zaczął z przekąsem.<br>
{{tab}}— A kupiłam i szlachtuję, widzicie!<br>
{{tab}}Strach ją ździebko przejął.<br>
{{tab}}— Sielny wieprzak, daliście ze trzydzieści rubli.<br>
{{tab}}Oglądał go pilnie.<br>
{{tab}}— A słoninę to ma grubą, że szukać! — zaśmiała się stara, podsuwając mu pod oczy połeć.<br>
{{tab}}— I... niecałe trzydzieści dałam, niecałe! — odpowiedziała z prześmiechem Hanka.<br>
{{tab}}— Borynowy wieprzek! — wybuchnął naraz, nie mogąc już powstrzymać złości.<br>
{{tab}}— Jaki to zmyślny: nawet po ogonie rozpozna czyj! — szydziła stara.<br>
{{tab}}— Niby jakiem prawem żeście zarżnęli — zakrzyczał wzburzony.<br>
{{tab}}— Nie wykrzykujcie, bo tu nie karczma, a takiem prawem, że Antek przez Rocha przykazały go zarznąć.<br>
{{tab}}— Cóż tu Antek ma do rządzenia? jego to?<br>
{{tab}}— A juści, że jego!<br>
{{tab}}Skrzepła już w sobie, nabrała mocy do walki.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_088" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/088"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/088|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/088{{!}}{{#if:088|088|Ξ}}]]|088}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Do wszystkich należy!.. drogo wy za niego zapłacicie!<br>
{{tab}}— Nie przed tobą będziem zdawać sprawę!<br>
{{tab}}— Ino przed kim? Do sądu pójdzie skarga.<br>
{{tab}}— Cichojcie, przywrzyjcie pysk, bo chory tu ano leży, a jego to wszyćko...<br>
{{tab}}— Ale wy będziecie jedli.<br>
{{tab}}— Pewnie, że wama nie dam i powąchać.<br>
{{tab}}— Pół świni dacie i piekła wam robić nie będę — szepnął łagodniej.<br>
{{tab}}— I jednego kulasa przez mus nie dostaniecie.<br>
{{tab}}— To po dobroci dacie tę oto ćwierć i połeć słoniny.<br>
{{tab}}— Antek każe wam dać, to dam, ale bez jego przykazu ni kosteczki.<br>
{{tab}}— Wściekła się baba!.. Antków to wieprzek czy co? — złość go znowu ponosiła.<br>
{{tab}}— Ojcowy, to jakby było Antkowy, bo skoro ociec chorzy, to on tu rządzi za niego i jego głową wszyćko stoi. A potem będzie, jak Pan Jezus da...<br>
{{tab}}— W kreminale niech se rządzi, jak mu pozwolą... Smakuje mu gospodarka, powloką go w kajdanach na Sybir i tam se będzie gospodarzył! — wykrzyknął spieniony.<br>
{{tab}}— Wara ci od niego!.. może i powleką... jeno, że i tak nie ogryziesz tych zagonów, byś latego i gorszym jeszcze Judaszem stał się la narodu! — mówiła groźnie, roztrzęsiona nagłym strachem o męża.<br>
{{tab}}Kowalowi aż kulasy zadygotały i ręce jęły drżeć i trzepać się po odzieniu, taką chęć poczuł za gardziel <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_089" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/089"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/089|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/089{{!}}{{#if:089|089|Ξ}}]]|089}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ją chycić, powlec po izbie i skopać, ale się jeszcze zdzierżył: ludzie byli — jeno ciskał w nią rozsrożonemi ślepiami, słowa nie mogąc wykrztusić. Ale ona się nie ulękła, bierąc nóż do krajania mięsa i bystro a urągliwie patrząc w niego, aż przysiadł na skrzyni, papierosa skręcał i czerwonemi ślepiami izbę oblatywał, rozważając cosik w sobie i kalkulując, bo wstał rychło i rzekł dobrotliwie:<br>
{{tab}}— Chodźcieno na drugą stronę, rzeknę coś waju na zgodę.<br>
{{tab}}Otarłszy ręce, poszła, pozostawiając wywarte naoścież drzwi.<br>
{{tab}}— Nie chcę się z wami prawować i kłócić — zaczął, zapalając papierosa.<br>
{{tab}}— Bo nic ze mną nie zwojujecie!<br>
{{tab}}Uspokoiła się znowu.<br>
{{tab}}— Mówił co jeszcze ociec wczoraj?<br>
{{tab}}Łagodny już był, uśmiechał się do niej.<br>
{{tab}}— Ni... leżał cicho, jako i dzisiaj leży...<br>
{{tab}}Podejrzliwa czujność w niej wstała.<br>
{{tab}}— Wieprzak fraszki, małe ptaszki, zarzynajcie go sobie i zjedzcie, wasza wola... nie moja strata. Człowiek nieraz plecie, czego potem żałuje. Nie pamiętajcie, com rzekł! O ważniejszą sprawę idzie... Wiecie, powiadają na wsi, jako ociec mają mieć sporo gotowego grosza gdziesik w chałupie schowanego... — Przerwał, wwiercając się oczyma w jej twarz. — Opłaciłoby się poszukać, broń Boże śmierci, to jeszcze się kaj zapodzieją, albo kto obcy złapie.<br>
{{tab}}— A powie to, kaj schował!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_090" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/090"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/090|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/090{{!}}{{#if:090|090|Ξ}}]]|090}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Głęboką nieprzenikliwość miała w oczach.<br>
{{tab}}— Wamby wyśpiewał, byście go ino mądrze za język pociągnęli.<br>
{{tab}}— Niech ino mu rozum przyjdzie, popróbuję wypytać...<br>
{{tab}}— Byście mądrą byli i język za zębami trzymali, to o tem, gdyby się pieniądze znalazły, możem ino na spółkę wiedzieć. Znalazłby się większy grosz, toby było łacniej i Antka wykupić z kreminału... a poco drugie wiedzieć mają?.. Jagna ma dosyć zapisu... i możnaby też na proces mieć, by jej te morgi wyprawować... A Grzeli mało to posyłali do wojska! — szepnął, nachylając się do niej.<br>
{{tab}}— Prawdę mówicie... juści... — jąkała, strzegąc się, by z czem się nie wyrwać.<br>
{{tab}}— Rachuję, że musiał kaj w chałupie schować... jak uważacie?<br>
{{tab}}— Wiem to, kiej mi o tem ni słówkiem nie natrącił?..<br>
{{tab}}— O zbożu wam cosik wczoraj prawił... nie baczycie to? — podsuwał.<br>
{{tab}}— Juści, że o siewach wspominał.<br>
{{tab}}— I o beczkach cosik powiadał — przypominał, nie spuszczając z niej oczu.<br>
{{tab}}— Jakże! boć w beczkach stoi zboże do siewu! — zawołała, niby nie rozumiejąc.<br>
{{tab}}Zaklął zcicha, ale się teraz utwierdzał coraz bardziej, że ona coś wie; wyczytał to z jej twarzy zamkniętej i z oczu zbyt przyczajonych i trwożnych.<br>
{{tab}}— A com waju zawierzył, nie rozpowiadajcie...<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_091" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/091"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/091|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/091{{!}}{{#if:091|091|Ξ}}]]|091}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Pleciuch to jestem, któremu pilno z nowinkami po kumach?..<br>
{{tab}}— Dyć przestrzegam ino... Ale pilnujcie dobrze, bo skoro już raz staremu zaświtało we łbie, to może mu się lada pacierz całkiem rozwidnić...<br>
{{tab}}— No... niechby przyszło do tego co rychlej!..<br>
{{tab}}Obrzucił ją lepkiemi ślepiami raz i drugi, poskubał wąsów i wyszedł, odprowadzany jej oczyma, pełnemi przytajonej szydliwości.<br>
{{tab}}— Judasz, ścierwo, zbój!<br>
{{tab}}Buchnęła nienawiścią, postępując za nim parę kroków; boć to nie po raz pierwszy ciska jej w oczy groźby i strachania, że Antka na Sybir poślą i do taczek przykują.<br>
{{tab}}Juści, że nie całkiem wierzyła, rozumiejąc, iż głównie przez złość pyskuje, aby ją przetrwożyć i bez to łacniej z chałupy wygryźć.<br>
{{tab}}Ale mimo to, żarła ją trwoga o niego niemała. Przewiadywała się też nieraz i kaj jeno mogła, co go może za kara spotkać, miarkując ze smutkiem, iż całkiem na sucho ujść mu nie ujdzie.<br>
{{tab}}— Po prawdzie, że ojca rodzonego bronił, ale borowego zakatrupił, to juści pokarać go muszą, jakże...<br>
{{tab}}Mówili co rozważniejsi, że się nijakiej prawdy dobić nie mogła, bo kużden inszą wywodził. Adwokat w mieście, do którego ją ksiądz z listem posłał, powiedział, jako może być różnie: i całkiem źle, i niezgorzej, trza jeno pieniędzy na sprawę nie skąpić i cierpliwie czekać. We wsi zaś najbardziej ją trwożyli, że to kowal podmawiał swoje wymysły i wszystkich podrychtowywał.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_092" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/092"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/092|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/092{{!}}{{#if:092|092|Ξ}}]]|092}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Nie dziwota też, że i teraz jego słowa kamieniami padły na duszę. Nogi pod nią truchlały przy robocie, mówić nie mogła, tak ją strach zatykał, a do tego zaś i Magda po jego odejściu przyleciała i siadła przy chorym, oganiając go niby od much, których nie było, a śledząc wszystko bacznemi ślepiami.<br>
{{tab}}Ale snadź jej to wrychle obmierzło, gdyż się w robocie pomagać ofiarowywała.<br>
{{tab}}— Nie trudź się, uredzim sami, mało się to w chałupie naharujesz!<br>
{{tab}}Odradzała Hanka takim głosem, że Magda dała spokój, pogadywała jeno niekiedy a lękliwie, że to już z samego przyrodzenia nieśmiała była i milcząca.<br>
{{tab}}A jakoś na samem odwieczerzu zjawiła się znowu Jaguś, ale wespół z matką.<br>
{{tab}}Witały się, kieby w najlepszej zgodzie żyły, i tak przyjacielsko a przychlibnie, że to Hankę tknęło i, chociaż odpłacała im tem samem, nie żałując dobrych słów, ni nawet gorzałki, miała się jednak na baczności. Ale Dominikowa odsunęła kieliszek.<br>
{{tab}}— Wielki tydzień! Gdzieżbym to gorzałkę piła!<br>
{{tab}}— Nie w karczmie i przy okazji, toć nie grzech! — usprawiedliwiała Hanka.<br>
{{tab}}— Człowiek chętliwie se folguje i rad zawżdy sposobnością wymawia...<br>
{{tab}}— Przepijcie gospodyni do mnie, ja to nie organista! — wykrzyknął Jambroż.<br>
{{tab}}— Niech ino szkło brzęknie, to was zarno grzysi ponoszą — mruknęła Dominikowa, zabierając się do opatrzenia głowy chorego.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_093" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/093"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/093|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/093{{!}}{{#if:093|093|Ξ}}]]|093}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Cie... komu sygnaturka sprawia, że bije się pięścią pokutnie, a drugiemu zaś flaszkowy pobrzęk to czyni, że wpodle za kieliszkiem maca...<br>
{{tab}}— Leży se ten chudziaczek, leży, i o bożym świecie nie wie! — zawołała żałośnie nad Boryną.<br>
{{tab}}— I jadł kiełbasy nie będzie i gorzałki nie posmakuje! — ciągnęła tym samym sposobem, a wielce szydliwie Jagustynka.<br>
{{tab}}— Wama ino prześmiechy na pamięci! — zestrofowała ją gniewnie.<br>
{{tab}}— A cóżto? płakaniem biedy se odejmę. Tyla mojego, co się pośmieję.<br>
{{tab}}— Kto sieje zło, niech se smutki zbiera i pokutę odprawuje!..<br>
{{tab}}— Niedarmo powiadają, że Jambroż, choć przy kościele służy, a gotów sięby i z grzychem pokumać, by jeno pofolgować i użyć! — rzekła wyniośle Dominikowa, obrzucając go srogiemi oczyma.<br>
{{tab}}— Przeciwić się dobremu i ze złem kumać potrafi, któren jeno nie baczy, jaką potem weźmie zapłatę — dodała ciszej, jakby grożąc.<br>
{{tab}}Milczenie padło na izbę. Jambroż zakręcił się gniewnie, ale zdzierżał w sobie ostrą odpowiedź, boć wiedział, że i tak każde jego słowo znał będzie dobrodziej najpóźniej jutro po mszy; niedarmo Dominikowa przesiadywała cięgiem w kościele... A i reszta zwarzyła się też pod jej sowiemi ślepiami; nawet nieustępliwa Jagustynka przymilkła trwożnie.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_094" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/094"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/094|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/094{{!}}{{#if:094|094|Ξ}}]]|094}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Jakże, cała wieś się jej bojała; już pono niejeden poczuł na sobie moc jej złych ślepiów, niejednego już pokręciło albo rozchorzał, gdy nań urok rzuciła.<br>
{{tab}}Pracowali w cichości z pochylonemi trwożnie twarzami, że jeno jej biała gęba, sucha i poradlona, kieby z blichowanego wosku, nosiła się po izbie. Nie odzywała się również, zabierając się z Jagną do pomagania tak ostro, że Hanka wzbronić nie śmiała.<br>
{{tab}}Że zaś Jambroża odwołał księży parobek do kościoła, ostały jeno same, pilnie układając mięso i połcie w cebrzyki a beczkę.<br>
{{tab}}— Po tej stronie w komorze będzie chłodniej la mięsa, mniej się w izbie pali... — zarządziła stara, wraz zataczając statki z Jagusią.<br>
{{tab}}Tak się to prędko stało, że, nim się Hanka mogła sprzeciwić, nim pomiarkowała, już one powtaczały do komory, więc srodze rozeźlona zaczęła śpiesznie przenosić na swoją stronę, co ino pozostało, przywołując Jóźkę i Pietrka do pomocy.<br>
{{tab}}O samym zmierzchu, gdy już zapalili światło, zabrali się pośpiesznie do robienia kiełbas, kiszek i onych grubaśnych salcesonów. Hanka siekała mięso z jakąś ponurą wściekłością, tak była jeszcze wzburzona.<br>
{{tab}}— Nie zostawię w tamtej komorze, żeby zechlała albo wyniesła! Niedoczekanie twoje! To ci fortelnica! — szepnęła wreszcie przez zęby.<br>
{{tab}}— Rano, pocichuśku, jak pójdzie do kościoła, przenieść wszystko do swojej komory i będzie po krzyku! Nie odbije wam przecie! — radziła Jagustynka, szprycując mięso w długachne flaki, że się skręcały po <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_095" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/095"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/095|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/095{{!}}{{#if:095|095|Ξ}}]]|095}}'''<nowiki>]</nowiki></span>stole, kiej te węże czerwone a tłuste i co trochu rozwieszała je na żerdce nad kominem.<br>
{{tab}}— Niech spróbuje! Zmówiły się i z tem przyleciały!<br>
{{tab}}Nie mogła się uspokoić.<br>
{{tab}}— Nim Jambroż wróci, kiełbasy będą gotowe... — zagadywała stara.<br>
{{tab}}Ale Hanka zmilkła, zajęta pracą, a głównie rozmyślaniem, jakby odebrać połcie owe i szynki.<br>
{{tab}}Ogień trzaskał na kominie i tak się galanto buzowało, że w całej izbie było czerwono, w garach parkotały gotujące się różności, z których czyniono kiszki, a dzieci cosik trwożnie gaworzyły nad nieckami z krwią.<br>
{{tab}}— Laboga, jaże me mdli od tych smaków! — westchnął Witek, pociągając nosem.<br>
{{tab}}— Nie wywąchuj, bo możesz co oberwać! Krowy ano pój, siano zakładaj i sieczkę na noc zasypuj... Późno już! Kiedy to obrządzisz?...<br>
{{tab}}— Pietrek zaraz przyjdzie, sam przecie nie uredzę...<br>
{{tab}}— A kajże to poszedł?<br>
{{tab}}— Nie wiecie?... pomaga sprzątać na drugiej stronie!...<br>
{{tab}}— Co? Pietrek! ruszaj bydło obrządzać!<br>
{{tab}}Krzyknęła naraz Hanka w sień z taką mocą, że Pietrek w ten mig poleciał w podwórze.<br>
{{tab}}— A przyłóż kulasów i sama se izbę wyporządź!... widzisz ją!... dziedziczka jakaś, rączków se szczędzi, parobkiem się wyręcza! — wołała rozzłoszczona do ostatka, wywalając jednocześnie na stół z garnka dymiącą się wątrobę i dutki, gdy jakiś wóz zaturkotał i dzwonek zajęczał na dworze.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_096" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/096"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/096|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/096{{!}}{{#if:096|096|Ξ}}]]|096}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A to ksiądz z Panem Jezusem jedzie do kogoś!... — objaśniał Bylica, akuratnie wchodząc do izby.<br>
{{tab}}— Któżby zachorzał? nie słychać było!...<br>
{{tab}}— Za wójtową chałupę pojechali! — krzyknął przez okno zadyszany Witek.<br>
{{tab}}— Ani chybi do któregoś z komorników...<br>
{{tab}}— A może do waszych, do Pryczków, tam, ano siedzą...<br>
{{tab}}— Hale! zdrowe były: takim ścierwom nic się złego nie stanie — szepnęła Jagustynka, ale, chociaż w niezgodzie żyła z dziećmi, a w ciągłych procesach, zadrżała:<br>
{{tab}}— Przewiem się nieco i zaraz przyletę...<br>
{{tab}}Wybiegła śpiesznie.<br>
{{tab}}Ale kawał wieczoru się przewlekło i Jambroży zdążył znawrotem, a ona nie powróciła; właśnie był stary powiadał, iż księdza wzywali do Agaty, Kłębowej krewniaczki, co to w sobotę z żebrów przyciągnęła.<br>
{{tab}}— Jakże? nie u Kłębów to siedzi?<br>
{{tab}}— U Kozłów, czy ta u Pryczków pono się przytuliła na skonanie.<br>
{{tab}}Tyle jeno o tem przerzekli, zajęci wielce robotą, jeszcze i bez to opóźnianą, że Jóźka, a to i sama Hanka, cięgiem odbiegały roboty, by lecieć w podwórze do wieczornych obrządków.<br>
{{tab}}Wieczór się ciągnął zwolna i przykrzył się wielce a dłużył, że to i ciemnica zwaliła się na świat, iż pięści nie dojrzał, deszcz zacinał ziębiący, wiater ciepał się raz po raz o ściany i tratował sady, że drzewiny z {{pp|szu|mem}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_097" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/097"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/097|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/097{{!}}{{#if:097|097|Ξ}}]]|097}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|szu|mem}} tłukły się w ciemnościach, a niekiedy buchał w komin, aż głownie wyskakiwały na izbę.<br>
{{tab}}Prawie przed samą północą skończyli, a Jagustynka jeszcze nie wróciła.<br>
{{tab}}„Plucha i błocko, to się jej nie chciało poomacku utykać!“ — myślała Hanka, wyzierając na dwór przed spaniem.<br>
{{tab}}Juści, czas był taki, że psa żalby na świat gonić, wiejba, aż dachy trzeszczały, chmurzyska opite deszczem, bure i napęczniałe przewalały się po zmętniałem niebie, a nikaj w wysokościach ni jednej gwiazdy, ni też ogniowego migotu w chałupach, zgoła przepadłych w nocy. Wieś już dawno spała, wiater jeno hulał po polach i barował się z drzewami, a wody stawu przegarniał ze świstem.<br>
{{tab}}Zaraz poszli spać, już nie czekając.<br>
{{tab}}Jagustynka zaś dopiero nazajutrz rano się zjawiła, ale mroczna, kiej ten dzień przybłocony, wiejny i zimny; ugrzała jeno w chałupie ręce i zaraz poszła do stodoły, przebierać ziemniaki, już tam z dołów na kupę zwalone.<br>
{{tab}}Robiła prawie w pojedynkę, bo Jóźka odbiegała często nakładać gnój, któren od świtania wywoził śpiesznie Pietrek, niemało już dzisia skrzyczany od Hanki, że to wczoraj się lenił i nie zdążył; poganiał też tęgo, na Witka hukał, konie batem prażył i jeździł, aż błoto się otwierało.<br>
{{tab}}— Wałkoń jucha, na bydlątkach tera się odbija! — rzekła stara, ciskając na gęsi, bo się przywiędły całem stadem na klepisko i nuż szczypać ziemniaki a przykry <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_098" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/098"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/098|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/098{{!}}{{#if:098|098|Ξ}}]]|098}}'''<nowiki>]</nowiki></span>gęgot czynić. Zagadnęła potem do niej Jóźka: nie odezwała się, siedząc kiej ten mruk i pilnie kryjąc pod nasuniętą na czoło zapaskę oczy zaczerwienione jakoś.<br>
{{tab}}Hanka zrazu jeno raz jeden zajrzała do nich, czatując w izbie na wyjście Jagny, by wtedy zabrać mięso do swojej komory i spenetrować zarazem beczki ze zbożem, ale jakby na złość Jagna ni krokiem nie ruszała się z chałupy, że, już nie mogąc wstrzymać, zaglądała do chorego, to zamówiwszy się o coś, wlazła do komory.<br>
{{tab}}— Czegoj szukacie? dyć wiem, gdzie co jest, to wama pokażę! — wołała Jagna, idąc za nią, że trzeba było wychodzić, ledwie co wraziwszy ręce we zboże, a pieniądze mogły być głębiej, na spodzie...<br>
{{tab}}Zrozumiała też rychło, że tamta jej stróżuje, więc poniewoli dała spokój, odkładając swoje zamysły na sposobniejszą porę.<br>
{{tab}}„Trza się wziąć do szykowania podaronków“ — pomyślała, żałośnie przyglądając się kiełbasom, rozwieszonym na drążku; we zwyczaju bowiem było u Borynów i co pierwszych gospodarzy, iż któren świnię zaszlachtował, ten zaraz nazajutrz rozsyłał w podarunku najbliższym krewniakom, albo z którymi przyjacielstwo trzymał, po kiełbasie, lebo czego inszego po kawale.<br>
{{tab}}— Juści, łacno nie jest, ale dać musisz, powiedziałyby, co żałujesz... — rzekł naraz Bylica, utrafiając w sam raz w żałośliwe strapienia.<br>
{{tab}}Więc chocia serce ściskał żal, jęła rychtować na talerzach i miseczkach z ciężkiem westchnieniem, zmieniając nie po raz jeden zbyt krótkie kawałki na dłuższe to przydając niektórym po kawale kiszki, to znowu <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_099" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/099"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/099|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/099{{!}}{{#if:099|099|Ξ}}]]|099}}'''<nowiki>]</nowiki></span>odbierając, aż w końcu, zmęczona i rozbolała, przywołała Jóźki.<br>
{{tab}}— Przyodziej się pięknie i rozniesiesz po ludziach...<br>
{{tab}}— Jezus, tylachna wszystkiego!...<br>
{{tab}}— Cóż poredzić, kiej trzeba! Sam Maciek stłoczy, ale sam nie wyskoczy! Te dłuższe nieś stryjnie najpierw, zbójem na mnie patrzy, pyskuje, ale nie ma rady; to ci z miseczkom wójtom, łajdus on, ale z Maciejem żyli w przyjacielstwie i może być w czem pomocny; cała kiszka, kiełbasa i kawał boczku la Magdy, la kowali. Niech nie szczekają, że sami zjadamy ojcowego świniaka; juści, całkiem im tem pyska nie zatka, ale przyczepkę będą miały mniejszą... Pryczkowej tę tu kiełbasę: harda, wynośliwa, pyskata, ale z przyjacielstwem szła pierwsza... Kłębowej ten ostatni...<br>
{{tab}}— Dominikowej to nie ślecie?<br>
{{tab}}— Później się da, po połedniu... juści, że trzeba... z taką to jak z tem łajnem: nie porusz i jeszcze z dala obchodź. Noś posobnie, ino nie zagaduj się tam z dzieuchami, bo robota czeka.<br>
{{tab}}— Dajcie i Nastce, one takie biedne, nawet na sól nie mają... — prosiła cicho.<br>
{{tab}}— Niech przyjdzie, to dam niecoś. Ociec, la Weronki zabierzecie, miała wczoraj zajrzeć...<br>
{{tab}}— Młynarzowa ją przed wieczorem wezwała sprzątać pokoje, bo pewnikiem goście do nich zwalą na święta.<br>
{{tab}}I długo jeszcze jąkał nowinki, ale Hanka, wyprawiwszy Jóźkę, przyodziała się nieco cieplej i pobiegła pomagać Jagustynce, a poganiać chłopaków.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_100" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/100"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/100|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/100{{!}}{{#if:100|100|Ξ}}]]|100}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Czekalim na was z kolacją — zaczęła, zdziwiona milczeniem starej.<br>
{{tab}}— I... najadłam się tam patrzeniem, jaże me jeszcze dzisiaj w dołku gniecie...<br>
{{tab}}— To Agata pono zachorzała?<br>
{{tab}}— Juści, u Kozłów se dochodzi sierota.<br>
{{tab}}— Jakże, nie u Kłębów leży?<br>
{{tab}}— Krewniakiem przyznają, któremu niczego nie potrza, albo i z pełną garścią przychodzi; na inszych, choćby rodzonych, piesków się ano spuszcza...<br>
{{tab}}— Co wy też! przecie jej nie wygnały!<br>
{{tab}}— Hale, przywlekła się do nich w sobotę i zaraz w nocy zachorzała... Powiedają, że Kłębowa wziena jej pierzynę i prawie nagą we świat puściła...<br>
{{tab}}— Kłębowa! Nie może być, taka poczciwa kobieta, cheba plotki pletą.<br>
{{tab}}— Swojego nie mówię, ino co mi w uszy wlazło...<br>
{{tab}}— I u Kozłowej leży! A któżby się spodział, że taka litościwa!<br>
{{tab}}— Za pieniądze to i ksiądz litościwy. Kozłowa wzięła od Agaty dwadzieścia złotych gotowego grosza i zato mają ją przetrzymać u siebie do śmierci, bo stara liczy, że lada dzień zamrze. Ale pochowek osobno, a stara se nie dzisia to jutro dojdzie, niedługo jej czekać... nie...<br>
{{tab}}Zmilkła naraz, usiłując napróżno powstrzymać chlipanie.<br>
{{tab}}— Cóż to wama, chorzyście? — pytała Hanka ze współczuciem.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_101" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/101"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/101|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/101{{!}}{{#if:101|101|Ξ}}]]|101}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Tyle się już ludzkiej biedy najadłam, że me w końcu do cna rozebrało. Człowiek nie kamień, broni się przed sobą, choćby tą złością na cały świat, ale się nie obroni: przyjdzie taka pora, co już nie zdzierży więcej i w ten piasek dusza mu się rozsypie żałosny.<br>
{{tab}}Zaniesła się płaczem i długo się trzęsła, nos głośno wycierając, aż znowu jęła mówić boleśnie, że te jej słowa, kiej łzy gorzkie i palące, kapały na Hanczyną duszę.<br>
{{tab}}— I nie ma końca tej ludzkiej marnacji. Siadłam przy Agacie, kiej już ksiądz odjechał, aż tu przylatuje Filipka zza wody, z krzykiem, że jej najstarsza kończy... Poleciałam juści... Jezus, w chałupie żywy mróz siedzi... Okna wiechciami pozatykane... jedno łóżko w chałupie, a reszta w barłogu, kiej psy się gnieździ... nie pomarła dzieucha, ino ją tak z głodu sparło... ziemniaków już brakło, pierzynę już przedali... każdą kwartę kaszy wymodlają u młynarza, nikt nie chce zborgować i pożyczyć do nowego... bo i kto?.. Poratunku niema, Filip przecież w kreminale z drugimi... Ledwiem wyszła od nich, powieda Grzegorzowa, że Florka Pryczkowa zległa i pomocy potrzebuje... Łajdusy to i krzywdziciele moi, choć dzieci rodzone... zaszłam, nie czas krzywdy pamiętać... No, i tam niezgorzej bieda kły szczerzy; drobiazgu pełno, Florka chora, grosza jednego w zapasie niema i pomocy znikąd... grontu przeciek nie ugryzie... jeść niema kto uwarzyć, pole odłogiem stoi, choć zwiesna idzie... bo Adam jak drugie w kreminale... Chłopaka urodziła zdrowego kiej krzemień, żeby się jeno odchował, bo Florka wyschła kiej szczapa i {{Korekta|etj|tej}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_102" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/102"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/102|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/102{{!}}{{#if:102|102|Ξ}}]]|102}}'''<nowiki>]</nowiki></span>kropli mleka w piersiach nie ma, a krowa dopiero na ocieleniu... I wszędzie tak źle, a u komorników to już trudno wypowiedzieć... Ni komu robić, ni gdzie zarobić, ni grosza ni poratunku znikąd... Mógłby już to Jezus sprawić, by choć letką śmiercią pomarły, nie męczyłby się naród co najbiedniejszy.<br>
{{tab}}— A komuż się to we wsi przelewa? wszędzie bieda i ten skrzybot serdeczny.<br>
{{tab}}— Hale, i gospodarze turbacje niemałe mają... jeden się frasuje, czemby lepszem kichy nadziać, a inszy, komuby na większy precent pieniądz rozpożyczył, ale żaden się nie poturbuje o biedotę, chociaby ta pode płotem zdychała... Mój Boże, w jednej wsi siedzą, przez miedzę, a nikomu to śpiku nie psuje... Juści, każden Jezusowi ostawia starunek o biedotę i na zrządzenie boskie zwala wszystko, a sam rad przy pełnej misce brzuchowi folguje i choćby ciepłym kożuchem uszy odgradza, by ino skamlania biedujących nie posłyszeć...<br>
{{tab}}— Cóż poredzić? któryż to ma tylachna, by wszystkiej biedzie zaradził?<br>
{{tab}}— Kto nie ma chęci, ten wie, jak wykręci! Nie do was piję, nie na swojem siedzicie i dobrze wiem, jak wam ciężko, ale są takie, coby mogły pomóc, są: a młynarz, a ksiądz, a organista, a drugie...<br>
{{tab}}— By im kto podsunął o tem, to możeby się zlitowały... — tłumaczyła.<br>
{{tab}}— Kto ma czujną duszę, ten sam dosłyszy wołanie cierpiących, nie potrza mu o tem z ambony krzykiwać! Moiściewy, dobrze one wiedzą, co się z narodem biednym dzieje, boć tą biedą ludzką się ano pasą <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_103" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/103"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/103|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/103{{!}}{{#if:103|103|Ξ}}]]|103}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i na niej tłuścieją... Młynarzowi to żniwo teraz, chociaż do przednówka daleko: procesjami ludzie ciągną po mąkę i kaszę, za ostatni grosz, na bórg za odrobek albo dobry precent, a choćby pierzynę Żydowi sprzedać, a jeść trza kupić...<br>
{{tab}}— Prawda, darmo nikto nie da...<br>
{{tab}}Przypomniała sobie własne, niedawne nędze i westchnęła ciężko.<br>
{{tab}}— Przesiedziałam dopóźna przy Florce, kobiet się też naschodziło i powiadały, co się we wsi dzieje, powiadały...<br>
{{tab}}— W imię Ojca i Syna! — krzyknęła naraz Hanka, zrywając się na równe nogi, bo wiatr tak ano trzasnął wrótniami, że dziw się nie rozleciały. Wywarła je z trudem, mocno podparłszy kołkami.<br>
{{tab}}— Wieje sielnie, jeno ciepły jakiś, by deszczu nie sprowadził.<br>
{{tab}}— Już i tak wóz się w polu po sękle zarzyna.<br>
{{tab}}— Parę dni dobrego słońca i wnet przeschnie, zwiesna przecie.<br>
{{tab}}— Żeby choć zacząć sadzić przed świętami!<br>
{{tab}}Przegadywały niekiedy, pilnie zajęte, aż i całkiem przycichły, jeno pacanie przebieranych ziemniaków słychać było, że to drobne rzucały na jedną kupę, a nadbutwiałe na drugą.<br>
{{tab}}— Będzie czem podpaść maciorę i la krów też starczy na picie...<br>
{{tab}}Ale Hanka jakby nie słyszała, przemyśliwając wciąż, jakby się do tych ojcowych pieniędzy dobrać najsprawniej, że tylko niekiedy spoglądała przez wrótnie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_104" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/104"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/104|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/104{{!}}{{#if:104|104|Ξ}}]]|104}}'''<nowiki>]</nowiki></span>na świat, na drzewiny rozciapane i szamocące się z wichurą. Postrzępione, sine chmurzyska przewalały się po niebie, kiej roztrzęsione snopy, a wiater jeszcze się wciąż wzmagał i tak jakości podwiewał zdołu, iże poszycie na chałupie jeżyło się niby szczotka. Ziąb przytem ciągnął wilgotny i srodze przejęty nawozem, któren wybierali z gnojowiska. W podwórzu zaś było prawie pusto, jeno niekiedy przebiegały rozczapierzone kury, poganiane przez wiater, gęsi siedziały w zaciszu pod płotem na gąsiętach, cicho piukających, a co parę pacierzy podjeżdżał ostro Pietrek z pustym wozem, zakręcał dookoła, stawał rychtyk naprost klepiska, zabijał ręce, koniom podrzucał kłak siana i, nakładłszy wespół z Witkiem gnoju, podpierał wóz na wybojach i ruszał w pole.<br>
{{tab}}Czasami znów Jóźka wpadała z krzykiem, zaczerwieniona, zdyszana, przejęta tem roznoszeniem kiełbas, i trajkotała.<br>
{{tab}}— Zaniesłam wójtom, teraz poletę do stryjecznych... W chałupie siedzieli, izby już bielą na święta, tak dziękowali, tak dziękowali...<br>
{{tab}}Rozpowiadała szeroko, choć nikto jej za język nie ciągał, i znowu leciała na wieś, niosąc ostrożnie w chustkę białą owiązane miseczki z podarunkami.<br>
{{tab}}— Trajkot dzieucha, ale zmyślna — zauważyła Jagustynka.<br>
{{tab}}— Juści co zmyślna wielce, jeno że do psich figlów i gdzieby się zabawić...<br>
{{tab}}— Cóż chcecie?.. skrzat to jeszcze, dzieciuch...<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_105" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/105"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/105|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/105{{!}}{{#if:105|105|Ξ}}]]|105}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Witek, obacz-no, kto tam wszedł do chałupy! — zawołała naraz Hanka.<br>
{{tab}}— Kowal poszli dopiero co!<br>
{{tab}}Tknięta jakimś złem przeczuciem, pobiegła prosto na ojcowską stronę; chory leżał jak zwyczajnie nawznak, Jagna cosik szyła pod oknem, w izbie nie było więcej nikogo.<br>
{{tab}}— A kajże się to Michał podział?..<br>
{{tab}}— Muszą być gdziesik, szukają klucza od wozów, którego byli kiejś pożyczyli Maciejowi — objaśniała, nie podnosząc oczu.<br>
{{tab}}Hanka zajrzała do sieni, nie było go; zajrzała na swoją stronę: jeno Bylica siedział z dziećmi przy kominie i wystrugiwał im wiatraczki; nawet w podwórzu szukała; nikaj ni znaku po nim, więc już prosto rzuciła się do komory, choć drzwi były przywarte.<br>
{{tab}}Jakoż kowal stał tam przy beczce z rękoma po łokcie we zbożu i pilnie w niem grzebał.<br>
{{tab}}— W jęczmieniu toby klucz chowali? co? — wyrzuciła zdyszana, ledwie zipiąc ze wzburzenia i stając groźnie naprzeciw.<br>
{{tab}}— Patrzę, czy nie spleśniały, czy aby zda się do siewu... — jąkał zaskoczony niespodzianie.<br>
{{tab}}— Nie wasza sprawa!.. Pocoście tu wleźli? — krzyknęła.<br>
{{tab}}Wyjął niechętnie ręce i, ledwie hamując wściekłość, zamruczał:<br>
{{tab}}— A wy pilnujecie me, kiej złodzieja...<br>
{{tab}}— Nibyto nie wiem, pocóżeście tu przyszli, co? Hale, do cudzej komory właził będzie i penetrował po <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_106" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/106"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/106|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/106{{!}}{{#if:106|106|Ξ}}]]|106}}'''<nowiki>]</nowiki></span>beczkach, kłódki może będziecie ukręcać, do skrzyń otwierać... co? — wrzeszczała coraz głośniej.<br>
{{tab}}— Nie powiadałem wam wczoraj, czego nam szukać potrza...<br>
{{tab}}Wysilał się na spokój.<br>
{{tab}}— Przede mną cyganiliście, jedno by mi piaskiem oczy zasypać, a robicie drugie. Przejrzałam już wasze Judaszowe zamysły, przejrzałam...<br>
{{tab}}— Hanka, stul pysk, bo ci go przymknę! — zaryczał złowrogo.<br>
{{tab}}— Spróbuj, zbóju jeden! tknij me choć palcem, a takiego wrzasku narobię, że pół wsi się zbiegnie i obaczy, coś ty za ptaszek! — groziła.<br>
{{tab}}Rozejrzał się dobrze po ścianach i ustąpił wreszcie, klnąc siarczyście.<br>
{{tab}}Popatrzyli sobie w oczy zbliska i z taką mocą, że by mogli, na śmierćby się przebodli temi rozgorzałemi ślepiami.<br>
{{tab}}Hanka aż wodę piła, długo nie mogąc się opamiętać po tem wzburzeniu.<br>
{{tab}}— Trza je naleźć i schować przezpiecznie, bo niechby ich dopadł, ukradnie — rozmyślała, wracając do stodoły, ale naraz zawróciła z pół drogi.<br>
{{tab}}— Siedzisz w chałupie, stróżujesz, a obcych do komory puszczasz! — krzyknęła zgóry na Jagnę, otwierając drzwi.<br>
{{tab}}— Michał nie obcy; ma takie prawo, jak i wy! — wcale się nie ulękła jej krzyku.<br>
{{tab}}— Szczekasz kiej ten pies, zmówiłaś się z nim dobrze, ale bacz, że niech jeno co z chałupy zginie, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_107" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/107"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/107|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/107{{!}}{{#if:107|107|Ξ}}]]|107}}'''<nowiki>]</nowiki></span>to jak Bóg w niebie, do sądu podam i ciebie wskażę, żeś pomagała... Zapamiętaj to sobie!... — wrzeszczała rozsrożona.<br>
{{tab}}Jagna skoczyła z miejsca, chwytając w garść co było na podorędziu.<br>
{{tab}}— Bić się chcesz! bij! popróbuj ino, to ci te cacaną gębusię tak sprawię, aż się czerwoną oblejesz i rodzona matka cię nie pozna!..<br>
{{tab}}Dunderowała, zajadle krzykając nad nią, co tylko ślina i złość na język stoczyła.<br>
{{tab}}I niewiada zgoła, na czemby się to skończyło, bo już pazury rozczapierzały, drąc się coraz bliżej, gdyby nie Rocho, któren akuratnie w samą porę nadszedł, że Hanka, przywstydzona jego patrzeniem, ochłonęła nieco i zmilkła, zatrzaskując jeno za sobą drzwi z całej złości.<br>
{{tab}}Jagna zaś ostała na izbie, ruchać się nie mogąc z przerażenia; wargi jej latały, niby we febrze, i serce kołatało, łzy posypały się kiej groch. Aż wkońcu oprzytomniała; rzucając w kąt maglownicę, ściskaną w garści, buchnęła się na łóżko, w boleściwym, nieutulonym płaczu roztrzęsiona.<br>
{{tab}}Hanka tymczasem opowiadała Rochowi, o co im poszło.<br>
{{tab}}Słuchał cierpliwie jazgotliwych i szlochem przeplatanych powiadań, a nie mogąc z nich wiele wymiarkować, przerwał ostro i jął ją surowo gromić, odsunął nawet podawane jedzenie i wielce rozgniewany po czapkę sięgał.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_108" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/108"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/108|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/108{{!}}{{#if:108|108|Ξ}}]]|108}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Już mi we świat iść przyjdzie i nigdy Lipiec na oczy nie oglądać, kiejście tacy. Złemu to wszystko na pociechę, albo żydowinom, co się ze swarliwości a głupoty chrześcijańskiego narodu prześmiewają! Jezus mój miłosierny, to mało bied, mało chorób, mało głodowań, to się jeszcze w pojedynkę za łby biorą i złością dokładają.<br>
{{tab}}Zadyszał się tą przemową, Hankę zaś przejęła taka żałość i strach, by w gniewie nie odszedł, że pocałowała go w rękę, przepraszając z całego serca...<br>
{{tab}}— Byście wiedzieli, co z nią już wytrzymać ciężko, na złość wszystko robi, a na moją szkodę. Przecież z krzywdą naszą tu siedzi... jakże, tylachna gruntu ma zapisane... A nie wiecie to, jaka jest?.. co to wyprawiała z parobkami... jaka... (— nie, nie potrafiła wypomnieć o Antku —)... a teraz już się pono z wójtem zmawia... — dodała ciszej. — To juści, że skoro ją dojrzę, to się jaże we mnie gotuje ze złości, iż prostobym nożem pchnęła...<br>
{{tab}}— Pomstę ostawcie Bogu! ona też człowiek i krzywdy czuje, a za swoje grzechy ciężko odpowie. Powiadam wam: nie krzywdźcie jej!<br>
{{tab}}— To ja ją krzywdzę?<br>
{{tab}}Zdumiała się wielce, nie mogąc wymiarkować, w czem się Jagnie krzywda dzieje.<br>
{{tab}}Rocho przegryzał chleb, wodząc za nią oczyma, a cosik medytując, wreszcie pogładził dziecińskie głowiny, tulące mu się do kolan, i zabierał się do wyjścia.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_109" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/109"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/109|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/109{{!}}{{#if:109|109|Ξ}}]]|109}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="r03"/>{{tab}}— Zajrzę do was którego dnia wieczorem, a teraz wama jeno rzeknę: Poniechajcie jej, róbcie swoje, a resztę Pan Jezus sprawi...<br>
{{tab}}Pochwalił Boga i poszedł na wieś.<br>
<br><br>{{---|50}}<br><section end="r03"/>
<section begin="r04"/>{{c|IV.}}<br>
{{tab}}Rocho wlókł się wolno drogą nad stawem, raz, że wiatr tak w niego siepał, iż ledwie się na nogach utrzymał, a po drugie, jako strapiony był wielce tem wszystkiem, co się we wsi działo, to jeno raz po raz wznosił rozpalone oczy na chałupy, przemyśliwał ważnie i wzdychał żałośnie. Tak źle się bowiem działo w Lipcach, że już zgoła gorzej nie mogło.<br>
{{tab}}Zaś nie to było najgorsze, że niejeden głodem przymierał, że choroby się krzewiły, że się kłócili barzej i za łby brali, że nawet śmierć wybierała swoje gęściej, niźli po inne roki — takusieńko było i łoni, i drzewiej; do tego się już był naród wezwyczaił, rozumiejąc dobrze, jako inaczej być nie będzie... Złe i o wiele gorsze było całkiem co inszego — oto, że ziemia stojała odłogiem, bo nie miał w niej kto robić...<br>
{{tab}}Zwiesna już szła całym światem wraz z tem ptactwem, ciągnącem do łońskich gniazd, na wyżnich miejscach podsychały role, wody opadły i ziemia się prawie prosiła o pługi, o nawozy i o to ziarno święte...<br>
{{tab}}A któż miał iść w pole, kiej wszystkie robotne ręce były w kreminale!.. Przecie prawie same kobiety<section end="r04"/> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_110" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/110"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/110|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/110{{!}}{{#if:110|110|Ξ}}]]|110}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ostały we wsi, a nie ich to moc, ni głowa poredzić wszystkiemu.<br>
{{tab}}A tu na niejedną przychodzi pora rodów, jak to na zwiesnę zwyczajnie, a tu krowy się cieliły, drób się lągł, maciory się prosiły, w ogródkach też czas był zasiewać i wysadki sadzić, ziemniaki trza było przebierać z dołów przed sadzeniem, wodę z pól spuszczać, gnój wybierać i wywozić — to choć urób kulasy po łokcie, a bez chłopa nie wydolisz... A tu jeszcze trza obrządzać inwentarz, rznąć sieczkę, poić, drwa rąbać, lebo i z lasu wieźć, a tylachna inszej, codziennej roboty, choćby na ten przykład z dzieciskami, których było wszędzie, kiej maku, że Jezus! gnatów już nie czuły, krzyże im ano drętwiały na odwieczerzu z utrudzenia, a i połowy nie było zrobione — bo kaj to jeszcze ze wszystkich najpierwsze — polne roboty?..<br>
{{tab}}A ziemia czekała; wygrzewało ją młode słońce, suszyły wiatry, przejmowały nawskroś te ciepłe i płodne deszcze, stężały owe mgliste i nagrzane noce zwiesnowe — że trawy już puszczały zieloną szczotką, oziminy podnosiły się w chyżym roście, skowronki przedzwaniały nad zagonami, boćki brodziły po łęgach, kwiaty też kajś niekaj buchały z moczarów ku niebu połyskliwemu, ku niebu, co się co dnia, niby ta płachta jasna i obtulna, podnosiło coraz wyżej, że już coraz dalej sięgały tęskliwe oczy, aż po owe wręby wsi i borów, niedojrzanych w zimowych mrokach; cały świat przecykał z martwego śpiku i prężył się a przystrajał do zwiesnowych godów wesela i radości...<br>
{{tab}}Zaś wszędy po sąsiedztwach, kaj jeno okiem {{pp|do|sięgnąć}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_111" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/111"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/111|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/111{{!}}{{#if:111|111|Ξ}}]]|111}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|do|sięgnąć}}, robili tak pilno, że całe dni, deszcz był, czy pogoda, rozlegały się wesołe przyśpiewy i hukania, po polach błyskały pługi, ruchali się ludzie, konie rżały i wozy turkotały wesoło, a jeno lipeckie role stały puste, ciche, zgoła obumarłe i jako ten smętarz żałosne...<br>
{{tab}}A kieby na dobitkę jeszcze te ciężkie strapienia o uwięzionych...<br>
{{tab}}Mało jeśli co dnia nie ciągnęło do miasta po kilkoro ludzi z węzełkami, a i z tem płonem skamlaniem, by wypuścili niewinowatych.<br>
{{tab}}Hale! będzie ta kto miał miłosierdzie nad pokrzywdzonym narodem, jeśli on sam sobie sprawiedliwości nie wydrze!..<br>
{{tab}}Źle się działo, tak źle, że nawet obce ludzie, z drugich wsi, zaczęli już miarkować, jako krzywda Lipiec jest krzywdą wszystkiego narodu chłopskiego. Jakże, jeno małpa małpie zajdy szarpie, a człowiek za człowiekiem powinien trzymać, by i jemu na taki sam koniec nie przyszło.<br>
{{tab}}Więc i nie dziwota, jako drugie wsie, choć ta przódzi koty darły z Lipcami o granice i różne szkody sąsiedzkie, albo i z czystej zazdrości, że to Lipczaki wynosiły się hardo nad wszystkie, a wieś swoją uważały za najpierwszą, teraz poniechali sporów, otrząchając z siebie zawziętość, bo często chłop jakiś z Rudek, to z Wólki, to z Dębicy, a nawet i z Rzepeckiej szlachty niejeden przebierał się do Lipiec na kryjome przewiady.<br>
{{tab}}Zaś w niedzielę po sumie albo jak wczoraj przy zjeździe do spowiedzi, rozpytywali się pilnie o {{pp|uwię|zionych}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_112" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/112"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/112|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/112{{!}}{{#if:112|112|Ξ}}]]|112}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|uwię|zionych}}, srożąc przytem twarze, siarczyście klnąc, a zarówno z Lipeckiemi pięście zaciskając na krzywdzicieli, i wielce się litując nad dolą pokrzywdzonego narodu.<br>
{{tab}}Właśnie był teraz nad tem Rocho medytował, postanawiając zarazem jakieś przedsięwzięcie ważne, gdyż jeszcze barzej zwolnił kroku, często przystawał, chroniąc się od wiatru za grubsze drzewa i jakby nic dokoła nie widzący, we świat poglądał daleki...<br>
{{tab}}A widniej się jakoś zrobiło i cieplej, jeno ten uprzykrzony wiater wzmagał się z godziny na godzinę, że jeden szum niósł się całym światem i już co cieńsze drzewiny pokładały się z jękiem, trzepiąc gałęziami po stawie, snopki ano wyrywał z dachów i co kruchsze gałęzie odzierał, a wiał już teraz górą i z taką mocą, że wszyćko się ruchało: i sady, i płoty, i chałupy, i pojedyncze drzewa, aż się zdało jako z nim w jedną stronę lecą, a nawet to blade słońce, co się z poza rozwalonych chmur wysupłało, wydało się również uciekającem po niebie, zawlekanem kieby piaskami rozwianemi, zaś nad kościołem jakieś stado ptaków z rozczapierzonemi skrzydłami, nie mogąc się uporać z pędem, dały się nieść wichurze i ze strachliwym krzykiem rozbijały się o wieżę i rozchwiane drzewa.<br>
{{tab}}Ale wiater, choć był przykry i nieco szkodliwy, sielnie też przesuszał role, bo już od rana galanto zbielały zagony, a drogi ociekały z wody...<br>
{{tab}}Rocho długo stojał w medytacji onej, o Bożym świecie zapomniawszy, aż poruszył się znagła, doszły go bowiem z wichurą jakieś swarliwe głosy.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_113" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/113"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/113|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/113{{!}}{{#if:113|113|Ξ}}]]|113}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Rozejrzał się bystro: po drugiej stronie stawu, przed sołtysową chałupą, w opłotkach, czerwieniła się kupa kobiet z jakimiś ludźmi w pośrodku...<br>
{{tab}}Pośpieszył tam z ciekawością, coby się stało, nie wiedząc.<br>
{{tab}}Ale dojrzawszy zdala strażników z wójtem, skręcił w najbliższe opłotki, a stamtąd jął się ostrożnie przebierać sadami ku gromadzie, nie lubił jakoś leźć w oczy urzędom.<br>
{{tab}}Gwar zaś był coraz wrzaskliwszy, kobiet wciąż przybywało, dzieci też całą hurmą zbiegały ze wszystkich stron, cisnąc się do starszych, a poszturchując między sobą, aż ciasno się uczyniło w opłotkach i wywalili się na drogę, nie bacząc na błoto, ni na rozkolebane drzewa, siekące gałęziami. Jazgotali cosik spólnie, to jakieś osobne głosy się wydzierały, ale coby, nie mógł wymiarkować, bo wiater porywał słowa. Dojrzał jeno przez drzewa, że Płoszkowa rej wiodła: gruba, spaśna, z rozczerwienioną gębą, wykrzykiwała cosik najgłośniej i tak zajadle podjeżdżała pięściami pod wójtowy nos, że się ten cofał, a reszta przytwierdzała jej wrzaskiem, kiej to stado indorów rozwścieczonych. Kobusowa zaś uwijała się po bokach, próżno chcąc się przedrzeć do strażników, nad którymi co chwila trzęsły się zaciśnięte pięście, a gdzie niegdzie już i kij albo utytłana mietlica...<br>
{{tab}}Wójt cosik tłumaczył, drapiąc się frasobliwie po głowie, a powstrzymując na sobie babski napór, że strażnicy wysunęli się ostrożnie z kupy nad staw i poszli ku młynowi; wójt ruszył za nimi, odszczekując <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_114" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/114"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/114|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/114{{!}}{{#if:114|114|Ξ}}]]|114}}'''<nowiki>]</nowiki></span>się niekiedy, a grożąc chłopakom, bo zaczęli frygać za nim błotem.<br>
{{tab}}— Czego chcieli? — pytał Rocho, wchodząc między kobiety.<br>
{{tab}}— Czego? aby wieś dała dwadzieścia wozów i ludzi do szarwarku, by w ten mig jechali naprawiać drogę w lesie... — objaśniała go Płoszkowa.<br>
{{tab}}— Jakiś większy urząd ma przejeżdżać tamtędy, i bez to przykazują zawozić wyrwy...<br>
{{tab}}— Powiedzielim, że wozów, ni koni nie damy.<br>
{{tab}}— Któż to pojedzie?<br>
{{tab}}— Niech pierwej puszczą naszych chłopów, to im drogę narządzą.<br>
{{tab}}— Dziedzicaby zaprzęgły!<br>
{{tab}}— Sameby się wzięły do roboty, a nie penetrowały po chałupach!<br>
{{tab}}— Ścierwy, ukrzywdziciele! — wołała jedna przez drugą, a coraz głośniej.<br>
{{tab}}— Jeno dojrzałam strażników, zaraz mnie cosik niedobrego tknęło...<br>
{{tab}}— Przeciek z wójtem już od rana naradzały się w karczmie.<br>
{{tab}}— Nachlały się gorzałki i dalej-że chodzić po chałupach, a ludzi pędzić do roboty...<br>
{{tab}}— Wójt dobrze wie, powinien był w urzędzie przełożyć, jak jest w Lipcach — ozwał się Rocho, próżno chcąc przekrzyczeć wzburzone głosy.<br>
{{tab}}— Hale, dobrze on z nimi trzyma!<br>
{{tab}}— I pierwszy na wszystko naprowadza.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_115" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/115"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/115|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/115{{!}}{{#if:115|115|Ξ}}]]|115}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A o to jeno stoi, z czego ma profit — zakrzyczały znowu.<br>
{{tab}}— Namawiał, aby dać tamtym po mendlu jajek z chałupy, albo po kurze, to poniechają i drugie wsie do szarwarku wygonią.<br>
{{tab}}— Tych kamieni bym dała!<br>
{{tab}}— Kijaszkiem przyłożyła!<br>
{{tab}}— Cichojcie, kobiety, by was nie skarali za ubliżenie urzędowi!<br>
{{tab}}— Niech karzą, niech wezmą do kozy, do oczu stanę choćby największemu urzędowi i wypowiem wszystko, w jakiem to ukrzywdzeniu żyjemy!..<br>
{{tab}}— Wójtabym się bojała!.. Figura zapowietrzona!.. Tyle mi znaczy, co ta kukła do strachania wróbli!.. Nie pamięta o tem, że chłopy go wybrały, to i one mogą z tego urzędu zesadzić... — wrzeszczała Płoszkowa.<br>
{{tab}}— Karaćby jeszcze mieli!... A nie płacim to podatków, nie dajem chłopaków w rekruty, nie robim, co ino każą!.. Mało im jeszcze, że nam chłopów pobrali!..<br>
{{tab}}— A niech się zjawią, wnet jakaś bieda pada na kogoś.<br>
{{tab}}— Psa mi ano we żniwa w polu ustrzelili!..<br>
{{tab}}— Mnie zaś do sądu podali, że się sadze zapaliły!..<br>
{{tab}}— A mnie to nie, żem tu łoni len suszyła za stodołą?<br>
{{tab}}— A jak to sprały Gulbasiaka, że kamieniem na nich puścił!..<br>
{{tab}}Krzyczały spólnie, ciżbiąc się do Rocha, aż uszy zatykał od wrzasku.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_116" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/116"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/116|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/116{{!}}{{#if:116|116|Ξ}}]]|116}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Adyć przyciszcie się! Gadaniem nic nie poredzi! Cichojcie!.. — wołał.<br>
{{tab}}— To idźcie do wójta i przedstawcie, albo wszystkie tam pociągniem z mietłami!.. — darła się zawzięcie Kobusowa.<br>
{{tab}}— Pójdę, ino już się rozejdźcie!.. Przecież tyle roboty ma każda w chałupie... już ja przedstawię dobrze!.. — prosił gorąco, bojąc się powrotu strażników.<br>
{{tab}}Że zaś w tę porę przedwonili południe na kościele, to się zaczęły zwolna rozchodzić, rajcując głośno i przystając przed chałupami.<br>
{{tab}}Rocho zaś prędko wszedł do sołtysowego domu, gdzie był teraz mieszkał, nauczał bowiem dzieci w pustej izbie Sikorów, na drugim końcu wsi, za karczmą. Sołtysa nie było doma, podatki powiózł do powiatu.<br>
{{tab}}Opowiedziała mu zaraz Sochowa, spokojnie, po porządku, jak to było.<br>
{{tab}}— By jeno z tych wrzasków nie wyszło co złego!.. — zauważyła wkońcu.<br>
{{tab}}— Wójtowa wina. Strażniki robią, co im przykazali, on zaś wie, jako we wsi ostały same prawie kobiety, że w polu niema kto robić, a nie dopiero na szarwarki jeździć. Pójdę do niego, niech załagodzi sprawę, by sztrafów nie kazali płacić!..<br>
{{tab}}— To wszystko patrzy, jakby się na Lipcach mściły za las!.. — powiedziała.<br>
{{tab}}— Któżby?.. dziedzic?!.. Moiście wy! a cóż on ma do urzędów?..<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_117" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/117"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/117|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/117{{!}}{{#if:117|117|Ξ}}]]|117}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Zawżdy pan z panem łacniej się zmówi, w przyjacielstwie żyją, a mścić się na Lipcach zapowiadał!..<br>
{{tab}}— Boże! że to i dnia spokojnego niema!.. Cięgiem coś nowego!..<br>
{{tab}}— By ino gorsze już nie przyszło!.. — westchnęła, składając ręce, jak do pacierza.<br>
{{tab}}— Zleciały się, kiej sroki, a pyskowały, że niech Bóg broni!..<br>
{{tab}}— Jakże, ten się drapie, kogo swędzi!..<br>
{{tab}}— Wrzaskiem nie poradzi, jeno nową biedę można sprowadzić!..<br>
{{tab}}Rozdrażniony był i zestrachany, by znowu na wieś co złego nie padło.<br>
{{tab}}— Wracacie to do dzieci?<br>
{{tab}}Podniósł się był z ławy.<br>
{{tab}}— Rozpuściłem swoją szkołę, święta; a po drugie, że muszą w chałupach pomagać, tyle wszędzie roboty!..<br>
{{tab}}— Byłam rano za najemnikami na Woli, po trzy złote obiecywałam od orki, jeśćbym dała i ni jednego nie namówiłam. Każden swoje przódzi obrabia: gdzie mu to dbać o kogo! Obiecują przyjść za niedzielę, albo i dwie!..<br>
{{tab}}— Jezu! że to człowiek ma ino te dwie i słabe ręce!.. — westchnął ciężko.<br>
{{tab}}— Pomagacie wy i tak narodowi, pomagacie!.. Kiejby nie wasz rozum i to serce dobre, to już niewiada, coby się z nami wszystkiemi stało!..<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_118" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/118"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/118|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/118{{!}}{{#if:118|118|Ξ}}]]|118}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Bym to mógł, co chcę, nie byłoby biedy na świecie! nie!<br>
{{tab}}Rozwiódł ręce w onej niemocy ciężkiej i wyszedł śpiesznie do wójta. Jeno że tam nierychło doszedł, wstępując po chałupach.<br>
{{tab}}Wieś się już uspokoiła nieco; jeszcze tam kajś, w poniektórych opłotkach pyskowały co najzawziętsze, ale większość rozeszła się szykować warzę obiednią, a po drogach jeno wiater hulał, jak przódzi, i drzewinami miotał.<br>
{{tab}}Ale wnetki po przypołudniu mimo wichury uprzykrzonej, zaroiło się wszędy od ludzi, że w obejściach, po ogrodach, przed chałupami, w sieniach i izbach zawrzało, kiej w ulach, od roboty i nieustających jazgotów babich — boć to przeciech ino same kobiety się zwijały a dziewczyniska, zaś trafił się chłopak, to jeszcze taki z koszulą w zębach, a najwyżej do pasionki przydatny, gdyż co starsze wraz z ojcami siedziały.<br>
{{tab}}Zwijali się żwawo, jeszcze popędzając do pośpiechu, że to wczoraj, z powodu zjazdu księży do spowiedzi, dziadoskie świątko se zrobili, przesiadując prawie dzień cały w kościele, a dzisiaj znowu zabałamucili przez strażników.<br>
{{tab}}A tu i święta nadchodziły, wielki wtorek już był na karku, toć i roboty przybyło i różnych turbacyj niemało — to kiele chałup trza było porządki czynić, to dzieci obszyć, siebie też ździebko obrządzić, do młyna wieźć, o święconem pomyśleć i tyle jeszcze inszych różności, że już w każdej chałupie głowiły się ciężko gospodynie, jak tu wszystkiemu zaradzić, a {{pp|prze|patrywały}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_119" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/119"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/119|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/119{{!}}{{#if:119|119|Ξ}}]]|119}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|prze|patrywały}} pilnie komory, coby karczmarzowi przedać, albo do miasta wywieźć na ten grosz potrzebny. Nawet już kilka kobiet pojechało zaraz po obiedzie, wioząc cosik pod słomą na przedanie.<br>
{{tab}}— By was tam gdzie drzewo nie przywaliło! — ostrzegał Rocho Gulbasową, przejeżdżającą właśnie taką mizerną koniną, że ledwie szła pod wiatr.<br>
{{tab}}I skręcił zaraz do jej chałupy, dojrzawszy, że dziewczyny, wylepiające szpary, nie mogą sięgnąć nad okna. Pomógł im w tem i jeszcze wapno w szaflu rozrobił do bielenia ścian i galanty pendzel wyrychtował ze słomy.<br>
{{tab}}I polazł dalej.<br>
{{tab}}U Wachników gnój wywoziły na pobliskie pole, ale tak sprawnie im to szło, że połowa wytrząchała się z desek po drodze, a dzieuchy we dwie konia za uzdę ciągnęły, bo słuchać pono nie chciał. Wszedł tam Rocho, gnój na wozie oklepał, jak się należało, i konia batem złoił, iż ciągnął posłusznie, kiej dziecko...<br>
{{tab}}U Balcerków znowu Marysia, ta, co po Jagnie Borynowej za najgładszą była we wsi uważana, siała groch tuż za płotem w czarną i sielnie znawożoną ziemię; jeno, że się ruchała, kiej mucha w smole, okręcona na głowie w chustkę i w ojcowej kapocie do ziemi, by jej kiecki nie rozwiewało.<br>
{{tab}}— Nie śpiesz się tak, jeszcze wydolisz!.. — zaśmiał się, wchodząc na zagon.<br>
{{tab}}— Jakże... kto groch sieje w wielki wtorek — za garniec zbierze worek! — odkrzyknęła.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_120" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/120"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/120|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/120{{!}}{{#if:120|120|Ξ}}]]|120}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Nim dosiejesz, już ci pierwszy wzejdzie! Ale za gęsto, Maryś, za gęsto... niechby wyrósł, to zwije się w kołtuny i położy!<br>
{{tab}}Pokazywał, jak siać z wiatrem, bo głupia, nie zmiarkowała się, siejąc, jak popadło.<br>
{{tab}}— A Wawrzon Socha mi powiedział, jakoś do wszystkiego sposobna! — rzekł odniechcenia, idąc wpodle brózdą pełną błota.<br>
{{tab}}— Mówiliście to z nim?.. — wykrzyknęła, przystając nagle, by tchu złapać.<br>
{{tab}}Sczerwieniła się strasznie, ale bojała pytać.<br>
{{tab}}Rocho się jeno uśmiechnął, ale odchodząc, powiedział:<br>
{{tab}}— We święta mu powiem, jak się to sielnie przypinasz do roboty!..<br>
{{tab}}Zaś u Płoszków, stryjecznych Stacha, dwóch chłopaków podorywało tuż przy drodze kartoflisko: jeden poganiał, drugi nibyto orał, a skrzaty były oba, ledwie nosem ogona końskiego sięgające i przez żadnej mocy, to juści, że pług im chodził kiej chłop napity, a koń co trocha do stajni zawracał, prały go też wciąż na spółkę i klęły, swarząc się między sobą.<br>
{{tab}}— Poredzim, Rochu, poredzim, ino bez te ścierwy kamienie pług wyskakuje, a i kobyła ciągnie do źróbka... — tłumaczył się z płaczem starszy, kiej mu Rocho odebrał pług i rznął skibę założną, przyuczając zarazem trzymania kobyły.<br>
{{tab}}— Teraz już całe staję podorzem do nocki!.. — wykrzykiwał zuchowato, rozglądając się strachliwie, czy kto nie dojrzał Rochowej pomocy, a gdy stary poszedł, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_121" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/121"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/121|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/121{{!}}{{#if:121|121|Ξ}}]]|121}}'''<nowiki>]</nowiki></span>przysiadł wnet na pługu od wiatru, jak to ociec robili, i zakurzył papierosa.<br>
{{tab}}A Rocho szedł dalej po chałupach, miarkując, gdzie może być w czem pomocny.<br>
{{tab}}Przyciszał kłótnie, spory łagodził, doredzał, a gdzie było potrza, i w robocie, choćby najcięższej, pomagał, bo jak u Kłębów drew narąbał, widząc, że Kłębowa nie mogła poradzić sękatemu pniakowi, a Paczesiowej wody przyniósł ze stawu; gdzie znowu rozswawolone dzieci do posłuchu napędzał...<br>
{{tab}}A zauważył, że się kajś zbytnio smucą i wyrzekają — żarty stroił ucieszne i te prześmiechy... Z dzieuchami też rad o pannowych sprawach radził i chłopaków wspominał; z kobietami pogadywał o dzieciach, o kłopotach, o sąsiadkach i o tem wszyćkiem, w czem jeno babi gatunek pociechę najduje — byle jeno naród ku lepszym myślom podprowadzić...<br>
{{tab}}A że człowiek był mądry, pobożny, we świecie niemało bywały, to wiedział zaraz z pierwszego spojrzenia, co rzec i komu, jaką przypowiastką wyrwać duszę smutkowi, komu był potrzebny śmiech, komu wspólny pacierz, albo to twarde, mądre słowo, lub i pogroza...<br>
{{tab}}Taki zaś dobry był i spółecznie czujący, że choć i nieproszony, a niejedną nockę przesiedział przy chorych, krzepiąc swoją dobrością nieboraków, że go już nawet więcej uważali, niźli dobrodzieja...<br>
{{tab}}Aż w końcu to się już narodowi począł widzieć jako ten święty Pański, po zagrodach roznoszący Boże zmiłowanie a pociechy.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_122" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/122"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/122|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/122{{!}}{{#if:122|122|Ξ}}]]|122}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Hale! mógł to zaradzić biedzie wszystkiej? mógł to przeprzeć dolę i przekarmić głodne, uzdrowić chore, albo wystarczyć swojemi za brakujące ręce?..<br>
{{tab}}Nad moc jednego człowieka się trudził, pomagając i broniąc narodu — jeno że la wszystkiej wsi było to jedną okruszyną, tem, jakoby kto w spiekocie wargi spragnione rosą odwilżał, pić nie podając!..<br>
{{tab}}Jakże! wieś przeciech była ogromna, samych chałup stojało ponad pięćdziesiąt, i ziemi do obróbki leżał szmat wielgachny, i lewentarza do obrządków, a i gąb do przeżywienia czekało coniemiara.<br>
{{tab}}A zaś to wszystko, od czasu wzięcia chłopów, trzymało się więcej boską Opatrznością, niźli ludzkiemi zabiegami, więc i nie dziwota, że z dniem każdym więcej się mnożyło bied, potrzeb, skamłań i turbacyj...<br>
{{tab}}Rocho dobrze to wszystko czuł i wiedział; ale dopiero dzisiaj, chodząc od chałupy do chałupy, dojrzał, jaki to upadek wszędy się wkrada...<br>
{{tab}}Mało bowiem, że pola leżały odłogiem, że nikto nie orał, nie siał, nie sadził, boć co tam w roli paprali, za dziecińską zabawę starczyło — ale już ruinę i opuszczenie widać było na każdym kroku: płoty się ano waliły miejscami, gdzie zaś przez odarte dachy krokwie i łaty wyłaziły, to oberwane wrótnie zwisały, kiej przetrącone skrzydła, trzepiąc o ściany, a niejedna chałupa się wypinała, daremnie prosząc podpory.<br>
{{tab}}A wszędy wody gniły pod chałupami, błoto po kolana i nieporządki pod ścianami, że przejść było niełacno, a na każdym kroku taka marnacja, że aż za serce <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_123" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/123"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/123|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/123{{!}}{{#if:123|123|Ξ}}]]|123}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ściskało; toć często krowy porykiwały z głodu i konie prosto w gnój obrastały, bo nie było komu oczyścić.<br>
{{tab}}I tak się działo ze wszystkiem, że nawet cielaki, utytłane w błocie kiej świnie, łaziły samopas po drogach, statki gospodarskie niszczały na deszczu, pługi rdza zjadała, w półkoszkach wylęgiwały maciory, a co się zaś pochyliło, co oberwało, co nadłamane padło — już tak ostać ostawało, bo któż to miał co podjąć? któż naprawiać? kto złemu zaradzić i gorszemu zapobiec?.. Kobiety?..<br>
{{tab}}Ależ tym chudzinom ledwie już sił i czasu starczyło na to, co najpilniejsze! Juści, niechby chłopy wróciły, a w mig byłoby inaczej...<br>
{{tab}}Czekali też na ich powrót, jak na zmiłowanie Pańskie, czekali z dnia na dzień, krzepiąc się tą nadzieją...<br>
{{tab}}Ale chłopy nie powracali i ni sposobu było się dowiedzieć, kiej ich puszczą. Więc tymczasowie jeno zły miał uciechę i profit z tej marnacji narodu, z tych kłyźnień, swarów a bitek, z tego umęczenia serc w biedzie a żałościach...<br>
{{tab}}Już siwy zmierzch zasiewał świat, kiej Rocho wyszedł z ostatniej za kościołem chałupy, od Gołębiów, i powlókł się do wójta na drugi koniec wsi...<br>
{{tab}}Wiater wciąż hurkotał, ciskając się coraz barzej, a tak miecąc drzewinami, że nie było przezpiecznie iść, bo raz po raz leciały na drogę odłamane gałęzie.<br>
{{tab}}Stary też, zgarbiony, przemykał pod samemi płotami, ledwie widny w tej dziwnej szarości zmierzchu, kieby ze startego na proch szkła uczynionego.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_124" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/124"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/124|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/124{{!}}{{#if:124|124|Ξ}}]]|124}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Jeśli do wójta idziecie, we młynie pono; w chałupie go niema! — Jagustynka zjawiła się przed nim niespodziewanie.<br>
{{tab}}Zawrócił ku młynowi bez słowa, nie cierpiał bowiem tego pleciucha.<br>
{{tab}}Dopędziła go wnet i, drepcąc pobok, zaszeptała prawie w same uszy:<br>
{{tab}}— Zajrzyjcie do moich Pryczków, abo i do Filipki... zajrzyjcie!..<br>
{{tab}}— Bym co pomógł, to zajrzę...<br>
{{tab}}— Tak skamlały, abyście do nich zajrzeli... przyjdźcie!.. — gorąco prosiła.<br>
{{tab}}— Dobrze, jeno przódzi muszę z wójtem pomówić.<br>
{{tab}}— Bóg zapłać!<br>
{{tab}}Pocałowała go w rękę roztrzęsionemi wargami.<br>
{{tab}}— A wam co?<br>
{{tab}}Zdumiał się, bo zawżdy byli z sobą jakby we wojnie.<br>
{{tab}}— Coby zaś, jeno na każdego przychodzi taki czas, że jako ten pies zgoniony a bezpański, rad, kiej go poczciwa ręka pogłaszcze... — szepnęła łzawo, ale nim nalazł dla niej to dobre słowo, odeszła śpiesznie.<br>
{{tab}}A on i we młynie wójta nie nalazł; ze strażnikami pono do miasta pojechał — powiedział młynarczyk, zapraszając na odpocznienie do swojej izdebki, gdzie już dosyć siedziało lipeckich bab i chłopów z drugich wsi, oczekując na swoją kolej mielenia. Byłby tam Rocho chętnie posiedział dłużej, ale Tereska, żołnierka, siedząca z inszemi, przysiadła wnet do niego i jęła nieśmiało a cichuśko wypytywać o Mateusza Gołębia.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_125" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/125"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/125|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/125{{!}}{{#if:125|125|Ξ}}]]|125}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Byliście u chłopów, toście i jego musieli widzieć... a zdrowy? a dobrej myśli? a kiej go puszczą?... — przycierała, w oczy mu nie spoglądając.<br>
{{tab}}— A jak się ma wasz we wojsku? zdrowy? rychło wraca?.. — spytał wkońcu również cicho, uderzając ją srogiemi oczyma.<br>
{{tab}}Sczerwieniła się i uciekła na młyn.<br>
{{tab}}Pokiwał głową nad jej zaślepieniem i poszedł, chcąc cosik przełożyć a ostrzec przed grzechem, ale na młynicy, choć się paliły lampki, w tym roztrzęsionym kurzu mącznym i mroku, nie mógł jej odnaleźć: schowała się przed nim. Młyn zaś tak turkotał, wody z takim krzykiem nieustannym waliły na koła, a wiater kieby temi największemi worami rypał raz po razie we ściany i dachy, że wszystko było w takim dygocie i roztrzęsieniu, jakby leda mgnienie rozlecieć się miało, aż Rocho dał spokój szukaniu i zaraz poszedł do tych nieboraczek.<br>
{{tab}}Tymczasem noc się już stała zupełna; wskroś rozkolebanych drzew trzęsły się gdzie niegdzie zapalone światła, jako te ślepie wilcze, ale na świecie było dziwnie jasno, że dojrzał chałupy, pokryte w sadach, a nawet pól mogły sięgnąć oczy, niebo zaś wisiało wysokie i ciemne, granatowe, prawie czyste, bo ino kajś niekaj jakby śniegiem przyprószone, i gwiazdy się coraz rzęsiściej wysypywały, tylko wiater nie ścichał, a naprzeciw, mocy jeszcze nabierał większej i całym światem już się przewalał.<br>
{{tab}}I wiał tak bezmała całą noc, że mało kto poredził oczy zmrużyć choćby na pacierz, gdyż chałupy <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_126" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/126"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/126|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/126{{!}}{{#if:126|126|Ξ}}]]|126}}'''<nowiki>]</nowiki></span>srodze przewiewał, drzewa chlastały po ścianach i szyb, gnietły, a tak we ściany rypał i tłukł, kieby temi barami, iż myśleli nieraz, co całą wieś wyrwie i po świecie roztrzęsie.<br>
{{tab}}Uspokoiło się dopiero nad ranem, ale ino co kokoty przepiały na świtanie i pomordowany naród zasnął, grzmoty jęły huczeć i przewalać się nad światem, a łyskawice zamigotały krwawemi postronkami, potem zaś deszcz spadł ulewny. Nawet powiadali, że pioruny gdziesik biły nad borami.<br>
{{tab}}Ale dobrym już rankiem całkiem się uspokoiło, deszcz przestał i ciepło prosto buchało z pól, a ptaki jęły świegotać radośnie, a choć słońce się nie pokazało, jednak miejscami rozrywały się niskie, białawe chmury i niebo galanto modrzało. Mówili, że na pogodę idzie.<br>
{{tab}}Zaś we wsi lament powstał i krzyki, bo się pokazało tyle szkód po wichurze, że i nie zliczyć: na drogach leżały pokotem połamane drzewa, kawały dachów, płoty, iż nie można było przejechać.<br>
{{tab}}U Płoszków zwaliło chlewy i wszystkie gęsi przygnietło. I tak w każdej chałupie pokazała się jakaś szkoda, że wszystkie opłotki zaroiły się kobietami, a biadania i płacze sypały się jako ten deszcz rzęsisty.<br>
{{tab}}Właśnie i Hanka wyszła na świat, by obejrzeć gospodarstwo i sprawdzić szkody, gdy na podwórze wpadła Sikorzyna.<br>
{{tab}}— A to nie wiecie?... Stachom rozwaliło chałupę!... cud Boski, że ich nie pozabijało! — wrzeszczała już zdaleka.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_127" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/127"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/127|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/127{{!}}{{#if:127|127|Ξ}}]]|127}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Jezus Marja!...<br>
{{tab}}Zmartwiała z przerażenia.<br>
{{tab}}— Przyleciałam po was, bo oni tam prosto przez rozumu, płaczą ino...<br>
{{tab}}Hanka, chwyciwszy jeno zapaskę na głowę, w dyrdy pobiegła, ludzie zaś, rychło zwiedziawszy się o nieszczęściu, gęsto ciągnęli za nią.<br>
{{tab}}Jakoż prawda się okazała: z chałupy Stachowej zostały tylko ściany, ino barzej jeszcze pogięte i w ziemię wbite; dachu nie było całkiem, tyle, że jakieś nadłamane krokwie chwiały się nad szczytem; komin też się zwalił, że ostał z niego niewielki osztych, kiej ten ząb wypróchniały sterczący; ziemię dokoła zaścielały potargane snopki a rupiecie potrzaskane.<br>
{{tab}}Weronka zaś siedziała pod ścianą na kupie zwalonych rzeczy i, ogarniając rękoma rozpłakane dzieci, ryczała na głos.<br>
{{tab}}Przypadła do niej Hanka, ludzie też kołem otoczyli, pocieszając, ale nie słyszała nic i nie widziała, zanosząc się coraz cięższem szlochaniem.<br>
{{tab}}— O sieroty my biedne, sieroty nieszczęśliwe!.. — jęczała boleśnie, że niejednej łzy się puszczały z żalu.<br>
{{tab}}— I gdzie się podziejem nieszczęśliwe? kaj głowy przytulim? kaj pójdziem?!.. — krzyczała bez pamięci, przytulając dzieci.<br>
{{tab}}A stary Bylica, skurczony i siny kiej trup, obchodził wciąż rumowiska i kury zganiał do kupy, to krowie, uwiązanej do trześni, kłak siana podrzucał, albo przykucał pod ścianą, gwizdał na psa i patrzał na ludzi, kiej ten głupi...<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_128" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/128"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/128|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/128{{!}}{{#if:128|128|Ξ}}]]|128}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Myśleli, że rozum docna stracił.<br>
{{tab}}Naraz poruszyli się wszyscy, rozstępując a chyląc pokornie do ziemi, bo proboszcz ano nadszedł niespodziewanie.<br>
{{tab}}— Ambroży dopiero co powiedział mi o tem nieszczęściu. Gdzież Stachowa?<br>
{{tab}}Odsłonili ją, wbok się odsuwając, ale ona nic nie dojrzała przez płacz.<br>
{{tab}}— Weronka, dyć sam dobrodziej przyszli! — szepnęła jej Hanka.<br>
{{tab}}Zerwała się wtedy, a spostrzegłszy księdza przed sobą, rymnęła mu do nóg, wybuchając płaczem jeszcze jękliwszym i barzej zawodzącym.<br>
{{tab}}— Uspokójcie się, nie płaczcie!.. cóż poradzić? wola Boża... no, mówię: wola Boża! — powtórzył, ale tak wzruszony, że sam ukradkiem łzy ocierał.<br>
{{tab}}— Na żebry przyjdzie nam iść, na żebry, w cały świat!<br>
{{tab}}— No, nie krzyczcie, dobrzy ludzie nie pozwolą wam zginąć i Pan Bóg was w czem innem zapomoże. Nie potłukło was? co?<br>
{{tab}}— Bóg jeszcze łaskaw!<br>
{{tab}}— Cud się stał prawdziwy.<br>
{{tab}}— Mogło co do jednego wydusić, jak te gęsi Płoszkowej.<br>
{{tab}}— Że i żywa noga mogła nie wyjść! — powiadały jedna przez drugą.<br>
{{tab}}— A w inwentarzu macie jaką stratę? co? W inwentarzu mówię!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_129" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/129"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/129|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/129{{!}}{{#if:129|129|Ξ}}]]|129}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Bóg jakoś ustrzegł, w sieni było wszystko, a ona w całości ostała.<br>
{{tab}}Ksiądz zażywał tabakę, rozglądając łzawemi oczyma tę kupę rumowisk, która jeno ostała z chałupy, boć dach się zwalił docna i razem z sufitem runął do środka, że przez wygniecione szyby widać było tylko kupy połamanego drzewa i przegniłej słomy z poszycia.<br>
{{tab}}— Macie szczęście, bo mogło wszystkich przygnieść... no, no!<br>
{{tab}}— A niechby przygniotło, niechby nas wszystkich zabiło, to jużbym na ten upadek nie patrzała, to jużbym tego biedowania i marnacji nie dożyła... O Jezu mój, Jezu! Bez niczego ostałam z temi sierotami... A kaj się teraz podzieję? co pocznę? — zaryczała znowu, drąc się za włosy rozpacznie.<br>
{{tab}}Ksiądz rozłożył bezradnie ręce, przestępując z nogi na nogę.<br>
{{tab}}— Suszej będzie! — szepnęła któraś nieśmiało, podsuwając mu kawał deski, bo w błocie po kostki stojał, przestąpił na nią i, zażywając tabaki, rozmyślał, co by tu powiedzieć na pocieszenie.<br>
{{tab}}Hanka zajęła się gorliwie siostrą i ojcem, a reszta ciżbiła się przy dobrodzieju, wlepiając w niego oczy.<br>
{{tab}}Ze wsi nadchodziło coraz więcej kobiet i dzieci, że ino błocko chlupało pod trepami, a przyciszone, trwożliwe głosy poszemrywały w zwiększającej się kupie, to płacz dzieciński albo Weronczyne, słabnące już szlochanie, zaś na twarzach, ledwie widnych z pod nasuniętych na czoło zapasek, żal się taił i leżała troska <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_130" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/130"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/130|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/130{{!}}{{#if:130|130|Ξ}}]]|130}}'''<nowiki>]</nowiki></span>chmurna, jako to niebo, wiszące nad głowami, a nie po jednym policzku łzy skapywały gorące...<br>
{{tab}}Ale w sobie byli wszyscy spokojni, z poddaniem się znosząc ten dopust Boży. Jakże? gdyby tak kużden człowiek jeszcze cudze biedy brał w serce, toby mu na swoje mocy nie starczyło, a przytem: odrobi to, kiej się już złe stanie? zapobieży?..<br>
{{tab}}Ksiądz naraz przystanął do Weronki i rzekł:<br>
{{tab}}— A najpierw to Panu Bogu powinniście podziękować za ocalenie...<br>
{{tab}}— Juści, prawda, i choćby prosię przedam, a na mszę zaniesę...<br>
{{tab}}— Nie potrzeba, schowajcie pieniądze na pilniejsze potrzeby, ja i tak zaraz po świętach Mszę odprawię na waszą intencję.<br>
{{tab}}Ucałowała mu gorąco ręce i za nogi obłapiła w serdecznem dziękczynieniu za dobrość i miłosierdzie, on zaś przeżegnał ją, błogosławiący, i za głowę ścisnął, a dzieci, tulące mu się z piskiem do kolan, przytulił poczciwie i kiej ten najlepszy ociec popieszczał...<br>
{{tab}}— Tylko dufności nie traćcie, a wszystko się na dobre obróci. Jakże to było?<br>
{{tab}}— Jak? Poszlim spać zaruteńko z wieczora, bo gazu nie było w lampce a i drew brakowało na opał. Wiało juści sielnie, aż chałupa trzeszczała, ale się nic nie bojałam, bo nietakie wichry przetrzymała. Nie spałam zrazu, tak cugi przez izbę wiały, ale musiałam potem zadrzemać. Aż tu naraz kiej nie huknie, kiej się nie zatrzęsie, kiej cosik nie rypnie w ściany. Jezus!.. myślałam, że wszystek świat się przewala. Skoczyłam <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_131" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/131"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/131|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/131{{!}}{{#if:131|131|Ξ}}]]|131}}'''<nowiki>]</nowiki></span>z łóżka i ledwie com dzieci zgarnęła w naręcze, a tu już wszystko trzeszczy, łamie się, na głowę leci... ledwiem co do sieni zdążyła, i chałupa się za mną zapadła... Jeszczem i myśli nie zebrała, kiej i komin obalił się z hukiem... Na dworze zaś tak wiało, że na nogach trudno było ustoić, i wiater roznosił poszycie. A tu noc, do wsi kawał drogi, wszyscy śpią i ani sposób, by krzyki posłyszeli... Do dołu ziemniaczanego wciągnęłam się z dziećmi i tak do świtania przesiedzielim.<br>
{{tab}}— Opatrzność boska czuwała nad wami. Czyjaż to krowa przy trześni?<br>
{{tab}}— A dyć moja to, moja żywicielka jedyna!<br>
{{tab}}— Mleczna będzie, grzbiet jak belka, kłęby wysokie... Cielna?<br>
{{tab}}— Leda dzień powinna się ocielić.<br>
{{tab}}— Przyprowadźcie ją do mojej obory, zmieści się, do trawy może tam postać... Ale gdzie się wy podziejecie?.. mówię: gdzie?..<br>
{{tab}}Naraz pies jakiś zaczął szczekać i na ludzi rzucać się zajadle, a kiej go odegnali, w progu usiadł i przeraźliwie zawył.<br>
{{tab}}— Wściekł się, czy co? czyj to? — pytał ksiądz, chroniąc się ździebko za baby.<br>
{{tab}}— Dyć to Kruczek, nasz... juści, żal mu szkody... czujący piesek... — jąkał Bylica, idąc go przyciszać.<br>
{{tab}}A ksiądz pochwalił Boga na pożegnanie, skinął na Sikorzynę, by szła za nim, i, wyciągnąwszy obie ręce do kobiet, cisnących się je całować, odchodził zwolna.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_132" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/132"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/132|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/132{{!}}{{#if:132|132|Ξ}}]]|132}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Widzieli, że długo z nią na drodze o czemś rozprawiał.<br>
{{tab}}Naród zaś babski, ugwarzywszy się ździebko i naużalawszy nad pokrzywdzoną, jął się rozchodzić dość śpiesznie, przypominając sobie znagła o śniadaniach i pilnych robotach.<br>
{{tab}}Przy rumowisku ostała jeno sama rodzina i właśnie medytowali, jakby tu co niebądź wydobyć z zawalonej izby, gdy powróciła zadyszana Sikorzyna.<br>
{{tab}}— A to do mnie się przenieście, na drugą stronę, kaj Rocho dzieci nauczał... Juści, komina braknie, ale wstawicie cyganek i waju wystarczy... — rzekła prędko.<br>
{{tab}}— Moiście, a czemże to wama za komorne zapłacę!<br>
{{tab}}— Niech was o to głowa nie boli. Znajdziecie jaki grosz, zapłacicie, a nie, to przy robocie jakiej pomożecie, albo prosto i za Bóg zapłać siedźcie. Pustką przecież ta izba stoi! Z duszy serca proszę, a ksiądz ten papierek wama przysyła na pierwsze wspomożenie!<br>
{{tab}}Rozwinęła jej przed oczyma trzy ruble.<br>
{{tab}}— Niech mu Bóg da zdrowie! — wykrzyknęła Weronka, całując ten papierek.<br>
{{tab}}— Poczciwy, że drugiego nie naleźć! — dodała Hanka.<br>
{{tab}}— Krowie na księżej oborze też będzie niezgorzej! juści... — stary powiedział.<br>
{{tab}}I zaraz zaczęły się przenosiny.<br>
{{tab}}Chałupa Sikorów stała tuż przy dróżce, na skręcie do wsi, może o jakie dwa stajania od Stachów, zaraz też jęli tam przenosić pozostałą chudobę i co <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_133" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/133"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/133|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/133{{!}}{{#if:133|133|Ξ}}]]|133}}'''<nowiki>]</nowiki></span>się jeno poradziło naprędce wydostać z pod rumowisk ze statków i pościeli. Hanka aż parobka swojego przyzwała do pomocy, a wkońcu i Rocho nadszedł, raźno zabierając się do pomagania, że, nim przedzwonili południe, Weronka już była osiedlona na nowem pomieszkaniu.<br>
{{tab}}— Komornica teraz jestem, dziadówka prawie! Cztery kąty i piec piąty, ani obrazu nawet, ni jednej całej miski! — wyrzekała gorzko, rozglądając się.<br>
{{tab}}— Obraz ci jaki przyniesę, a i statków co ino najdę zbędnych. Stacho wrócą i chałupę przy ludzkiej pomocy rychło podźwigną, że nie ostaniesz tak długo... — uspokajała ją Hanka poczciwie. — A kaj to ociec?<br>
{{tab}}Chciała go zabrać do siebie.<br>
{{tab}}Stary ostał przy rumowiskach, w progu ano siedział, opatrując bok pieskowi.<br>
{{tab}}— Zbierajcie się ze mną, u Weronki na nowem ciasno, a u nas przecie znajdzie się la was kąt jakiś.<br>
{{tab}}— Nie {{korekta|póde|pójdę}}, Hanuś... juści... ostanę... urodziłem się tutaj, to i zamrę.<br>
{{tab}}Co się go naprosiła, co mu się naprzekładała, nie chciał i nie.<br>
{{tab}}— W sieni se legowisko wyszykuję... juści... a jeśli każesz... to do waju jeść przyjdę... dzieci ci zato przypilnuję... juści... Pieska ino zabierz, bok mu skaleczyło... juści... stróżować ci będzie... czujny wielce.<br>
{{tab}}— Zwalą się ściany i jeszcze was przygniecie! — prosiła, przekładając.<br>
{{tab}}— I... dłużej przetrzymają niźli człowiek niejeden... Pieska weź...<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_134" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/134"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/134|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/134{{!}}{{#if:134|134|Ξ}}]]|134}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Nie nalegała już więcej, skoro nie chciał. Po prawdzie, i u niej było ciasno, a ze starym nowy kłopotby był.<br>
{{tab}}Przykazała Pietrkowi wziąć Kruczka na postronek i do chałupy prowadzić.<br>
{{tab}}— Stanie za Burka, któren gdziesik uciekł. Niezguła dopiero! — krzyknęła niecierpliwie, gdyż Pietrek nie mógł dać rady psu.<br>
{{tab}}— Głupi... gryzł tu będzie... tam źreć co dnia dostaniesz... juści, a w cieple się wyleżysz... Kruczek! — napominał go stary, pomagając brać na sznurek.<br>
{{tab}}Pobiegła przodem, by jeszcze na odchodnem zajrzeć do siostry.<br>
{{tab}}Zdziwiła się, zastawszy w izbie kilka kobiet i Weronkę, znowuj rozpłakaną.<br>
{{tab}}— A czem to sobie u was zasłużyłam na tyle dobrości? czem? — biadoliła.<br>
{{tab}}— Niewiela możem, wszędy bieda, ale co przynieślim, bierzcie, bo ze szczerego serca dajem — przemówiła Kłębowa, wtykając jej w garść spory węzełek.<br>
{{tab}}— Takie nieszczęście was spotkało!<br>
{{tab}}— Nie z kamienia przecie naród i kużden z biedą się zna.<br>
{{tab}}— I przez chłopa jesteście, jak drugie.<br>
{{tab}}— To w taką porę waju ciężej niźli inszym.<br>
{{tab}}— I barzej was Pan Jezus doświadcza... — powiadały wraz, składając przed nią węzełki, bo ano społecznie się zmówiły i naniesły jej, co ino która mogła: to grochu, to krup jęczmiennych, to mąki...<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_135" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/135"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/135|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/135{{!}}{{#if:135|135|Ξ}}]]|135}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Ludzie kochane, gospodynie, matki rodzone! — szlochała rzewliwie, obłapiając się z niemi tak gorąco, aż się wszystkie popłakały.<br>
{{tab}}— Są jeszcze dobre na świecie, są!.. — myślała Hanka z rozczuleniem.<br>
{{tab}}A tu i organiścina wtaczała się we drzwi, bochen chleba dźwigając pod pachą i kawał słoniny w papierze.<br>
{{tab}}Hanka, nie czekając już na jej przemowę, że to południe akuratnie przedzwaniali, śpiesznie poleciała do chałupy.<br>
{{tab}}Jasno było na świecie, słońce się nie pokazywało, ale mimo to dzień posiewał dziwnie przesłonecznioną widność; niebo wisiało wysoko, niby ta modrawa płachta, zrzadka jeno pozarzucana białemi chustami strzępiastych chmur, dołem zaś role rozlewały się w roztocz nieobjętą, widną kiej na dłoni, pozieleniałą miejscami, a gdzie płową od rżysk i ugorów, strugami wód łyskającą, jakby temi szybami.<br>
{{tab}}Skowronki wyśpiewywały rozgłośnie, a z pól, od borów, z niebieskawych dali, całym światem płynęło rzeźwe, wiośniane powietrze, przejęte ciepłą wilgocią i miodnym zapachem topolowych pąków.<br>
{{tab}}A po drogach wsi roiło się od ludzi: ściągali w opłotki gałęzie i drzewa, przez wichurę wyłamane.<br>
{{tab}}W powietrzu zaś było tak cicho, że drzewiny, jakby obwiane jeno puchem pierwszej zieleni pąków, ledwie się poruchiwały.<br>
{{tab}}Nieprzeliczona chmara wróbli kotłowała się przy kościele, że czarno było, jakby od sadzy, na klonach <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_136" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/136"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/136|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/136{{!}}{{#if:136|136|Ξ}}]]|136}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i lipach rozłożystych, aż wrzask i ogłuszający świergot rozchodził się na całą wieś.<br>
{{tab}}Zaś nad wygładzonym, lśniącym stawem krzyczały gęsiory, stróżując gęsiąt, i klepały ostro kijami, gdyż prano w wielu naraz miejscach.<br>
{{tab}}A wszędy był rejwach, pośpieszna robota, przekrzyki między chałupami, chmary dzieciaków i czerwieniejących po sadach kobiet.<br>
{{tab}}Sienie i izby stały naprzestrzał wywarte, po płotach suszyli przeprane dopiero co szmaty, wietrzyli po sadach pościele, ściany bielono tu i owdzie, psy wojnę czyniły ze świniami, bobrującemi po rowach, a kajś znowu krowy wynosiły rogate łby z za ogrodzeń, porykując tęskliwie.<br>
{{tab}}Niejeden też wóz wyjechał do miasteczka po świąteczne zakupy. A zaraz z południa nadjechał długim wasągiem stary handlarz Judka ze swoją żydowicą i bachorem.<br>
{{tab}}Jeździli od chałupy do chałupy, przeprowadzani przez pieski, sielnie docierające, a mało skąd Judka wychodził z pustemi rękoma, bo nie był okpis, jak karczmarz, albo i drugie, płacił niezgorzej, a nawet, jak komu na przednówku było potrza, to na niewielki procent wygodził. Mądry był Żyd, znał wszystkich we wsi i wiedział, jak do kogo przemówić, to i raz po raz ciągał na wóz ciołaka, albo zboża jakiego ćwiartkę wynosił, a żydowica osobno na swoją rękę handlowała, znosząc jajka, koguty, to jakąś wypierzoną kokoszkę, albo i tego płótna półsztuczek, że to głównie na zamianę wycyganiała za owe fryzki, a wstążki, a tasiemki, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_137" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/137"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/137|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/137{{!}}{{#if:137|137|Ξ}}]]|137}}'''<nowiki>]</nowiki></span>a szpilki, i cały ów kram do przystrajania, na któren babski gatunek zawżdy łakomy, a co w wielgachnem pudle nosiła z sobą, kusząc niem co łakomsze...<br>
{{tab}}Zajeżdżały właśnie przed Borynów dom, gdy Jóźka przypadła z piskiem:<br>
{{tab}}— Hanuś, kupcie czerwonej tasiemki!.. a i tej brezylji do jajek potrza farbowania... nici też zabrakło! — prosiła skamląco Hanki.<br>
{{tab}}— Jutro pojedziesz do miasta, to nakupisz, co potrzeba.<br>
{{tab}}— A nawet w mieście taniej i tak nie ocyganiają! — upewniała, rada też jeździć, że już bez nakazu wyleciała do handlarzy, krzycząc, iż niczego im nie potrza i nic nie przedadzą.<br>
{{tab}}— A spędź kury, by się jaka do żydowskiego woza nie zaprzęgła! — krzyknęła za nią Hanka, wyglądając przed dom.<br>
{{tab}}Tereska żołnierka skręcała właśnie w opłotki, jakby uciekając przed żydowicą, która za nią cosik wykrzykiwała.<br />
{{tab}}Wpadła do izby, słowa nie mogąc przemówić a jąkając się jeno i czerwieniąc okrutnie, a tak jakoś strapiona, że aż łzy zasiwiły się u jej rzęs długich.<br>
{{tab}}— Co to wam, Teresko? — spytała wielce rozciekawiona.<br>
{{tab}}— Abo te oszukańce dają mi tylko piętnaście złotych, a wełniak całkiem nowy! Tak mi potrza pieniędzy, że dziw się nie skręcę...<br>
{{tab}}— Pokażcie... a drogi? — łakoma była na przyodziewę.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_138" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/138"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/138|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/138{{!}}{{#if:138|138|Ξ}}]]|138}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Choćby ze trzydzieści złotych! Wełniak nowiuśki, ma całe siedm łokci i pół piędzi, samej czystej wełny wyszło na niego więcej niźli cztery funty... farbierzowi też płaciłam.<br>
{{tab}}Rozwinęła go na izbie, że zabłysnął i zamigotał kiej tęcza i grał farbami, aż oczy trza było mrużyć.<br>
{{tab}}— Śliczności, nie wełniak! Wielka szkoda, ale cóż?.. sama potrzebuję grosza na święta. Nie możecie to poczekać do przewodów?<br>
{{tab}}— Hale, kiej mi choćby w tej godzinie potrzeba!<br>
{{tab}}Zwijała prędko wełniak, odwracając twarz, jakby zawstydzona.<br>
{{tab}}— Może wójtowa kupi... łatwiej u nich o grosz.<br>
{{tab}}Wzięła go raz jeszcze oglądać, a do boku przymierzać i z westchnieniem żalu oddała.<br>
{{tab}}— Swojemu chcesz posłać pieniądze do wojska?<br>
{{tab}}— Juści... pisał... skamle, że mu bieda... Ostajcie z Bogiem!<br>
{{tab}}I prawie pędem wybiegła z chałupy, a Jagustynka, rozcierająca w cebratce ziemniaki la maciory, zaczęła się śmiać na całe gardło.<br>
{{tab}}— Przyparliście ją, że dziw kiecki nie zgubiła z pośpiechu! Pieniędzy jej potrza la Mateusza, nie la chłopa.<br>
{{tab}}— To one się tak znają! — zdumiała się {{Korekta|wielce|wielce.}}<br>
{{tab}}— Cie! jakbyście w lesie siedzieli...<br>
{{tab}}— Skądże to mam wiedzieć?<br>
{{tab}}— A dyć Tereska co tydzień lata do Mateusza i jak pies dni całe waruje pod kreminałem, a zanosi mu, co ino może.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_139" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/139"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/139|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/139{{!}}{{#if:139|139|Ξ}}]]|139}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Bójcie się Boga!.. nie ma to swojego chłopa?<br>
{{tab}}— Wiadomo, ale tamten we wojsku, daleko, i niewiada, czy wróci, a kobiecie samej się cni, Mateusz zaś był blisko, na podorędziu, i chłop kiej smok. Cóż to ma sobie żałować?!<br>
{{tab}}Hance przyszedł na myśl Antek z Jagną. Głęboko się zamedytowała.<br>
{{tab}}— A jak Mateusza wzieni, skompaniła się z jego siostrą, z Nastką, nawet siedzi w ich chałupie i razem już do miasta latają. Nastka nibyto do brata, a głównie by Szymkowi Dominikowej się przypominać...<br>
{{tab}}— Że to wy wiecie o wszystkiem! no, no!<br>
{{tab}}— Na oczach głupie szyćko robią, to przejrzeć łacno. Wełniak przedaje ostatni, by Mateuszowi święta sprawić! — szydziła złośliwie.<br>
{{tab}}— No, no, co się to nie wyrabia z ludźmi!.. I mnieby trza jechać do Antka.<br>
{{tab}}— Tyli świat drogi, w waszym stanie, jeszcze się pochorujecie... Nie może to Jóźka, albo kto drugi? — ledwie się wstrzymała, by Jagny nie wymienić...<br>
{{tab}}— Sama pójdę, da Bóg, że mi się nic nie stanie. Rocho mówili, że we święta będą puszczali do niego, pojadę... Ale, trzaby już te boczki poprzekładać na drugą stronę.<br>
{{tab}}— Trzeci dzień słonieją, juści że nie zawadzi; zaraz tam pójdę.<br>
{{tab}}I poszła, ale jeszcze rychlej wróciła zmieszana jakoś, oznajmiając, że mięsa z połowę brakuje.<br>
{{tab}}Porwała się do komory Hanka, poleciała za nią <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_140" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/140"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/140|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/140{{!}}{{#if:140|140|Ξ}}]]|140}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Jóźka, i stanęły wystraszone nad cebrzykiem, deliberując, kaj się mogło podziać.<br>
{{tab}}— To nie psia robota: wyraźnie znać odkrojenie nożem... złodziej obcy też nie przyszedł po parę funtów... To Jagusina sprawka! — zawyrokowała Hanka, rzucając się zajadle do izby, ale Jagny nie było, jeno stary leżał jak zawżdy z wytrzeszczonemi ślepiami.<br>
{{tab}}Dopiero Jóźce się przypomniało, jako Jaguś, wychodząc rano z domu, cosik kryła pod zapaską, ale myślała, iż to jakiś stroik, któren sobie szykowała na święta, wespół z Balcerkówną.<br>
{{tab}}— Do matki wyniesła... Komu smakuje, nie pyta czyje...<br>
{{tab}}Ale na te słowa Jagustynki, Hanka zakrzyczała w złości:<br>
{{tab}}— Jóźka! wołaj Pietrka!.. trza tę resztę przenieść do mojej komory.<br>
{{tab}}Wmig też przenieśli; chciała przy tej okazji beczki ze zbożem przetoczyć na swoją stronę, by w nich swobodnie przeszukać, ale poniechała: za wiele ich było, i mogliby o tem donieść kowalowi.<br>
{{tab}}I już całe popołudnie, jak pies, warowała na Jagnę, i gdy ta nadeszła o zmierzchu, wsiadła zaraz na nią zgóry o mięso.<br>
{{tab}}— A zjadłam!.. tak moje, jak i wasze, to urznęłam kawał i zjadłam! — odpowiedziała hardo i, mimo że już prawie cały wieczór Hanka nie dawała jej spokoju, dunderując zawzięcie, nie odezwała się więcej ani słowa, jakby z rozmysłem drażniąc. Nawet przyszła <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_141" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/141"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/141|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/141{{!}}{{#if:141|141|Ξ}}]]|141}}'''<nowiki>]</nowiki></span>na kolację, jakby nigdy nic, i z uśmiechem w oczy jej poglądała.<br>
{{tab}}Hanka dziw się nie wściekła ze złości, że to jej przemóc nie poredziła.<br>
{{tab}}Przez to już cały wieczór dopiekała wszystkim o bele co, spać nawet wcześniej wyganiając, że to jutro Wielki Czwartek i trza się będzie brać do porządków.<br>
{{tab}}I sama też legła rychlej niźli zazwyczaj, ale długo w noc nie zasnęła i, posłyszawszy zajadłe naszczekiwania piesków, wyjrzała na dwór.<br>
{{tab}}U Jagny jeszcze się świeciło.<br>
{{tab}}— Późno, gazu szkoda, za darmo go nie dają! — warknęła w sieni.<br>
{{tab}}— Palcie i wy, choćby całą noc! — odpowiedziała jej przez drzwi.<br>
{{tab}}Tak się znowu zeźliła, że dopiero po pierwszych kurach zadrzemała.<br>
{{tab}}A wczesnym rankiem, na samem świtaniu, Jóźka, choć śpioch był największy, pierwsza się zerwała z łóżka, przypominając jazdę po zakupy i biegnąc budzić chłopaków, żeby konie szykowali, a nawet potem hardo się postawiła, kiej Hanka przykazała Pietrkowi założyć do wozu gniadą.<br>
{{tab}}— Ja w deskach i ślepą kobyłą nie pojadę! — wrzeszczała z płaczem. — Cóżem to dziadówka, by mnie w gnojnicach wozili? Wiedzą przecie w mieście, czyjam córka! Ociecby nigdy na to nie pozwolili...<br>
{{tab}}Narobiła tyle piekła, że postawiła na swojem i wyjechała bryką i parą koni, z parobkiem na przedniem siedzeniu, jak to gospodynie zazwyczaj jeździły.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_142" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/142"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/142|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/142{{!}}{{#if:142|142|Ξ}}]]|142}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A czerwonego kup, a złocistego i jakie ino będą papiery! — wołał za nią Witek z ogródka, gdzie już równo ze świtaniem rozbijał na zagonikach pecyny i spulchniał ziemię, gdyż Hanka jeszcze dzisiaj zamierzała tam posiać rozsadę. A gdy gospodyni dłużej się nie pokazywała z chałupy, leciał na drogę i z drugiemi chłopakami grzechotał pod płotami, że to od rana dzwony umilkły, jak to było we zwyczaju w kużden Wielki Czwartek.<br>
{{tab}}Pogoda się ustalała podobna wczorajszej; smutniej jeno było jakoś na świecie i jakby ciszej. W nocy przyszedł ziąb, to ranek podnosił się, osiwiały rosami, przemglony a chłodny, że już na dużym dniu, a jeszcze świegotały jaskółki, na dachach pokulone, i rozgłośniej krzyczały gęsi, wypędzone na staw, ale wieś, skoro jeno rozedniało, wstała odrazu na równe nogi.<br>
{{tab}}Jeszcze do śniadań było daleko, a już powstał rwetes i krętanina, dzieci zaś, wypędzane z chałup, by nie przeszkadzały, nosiły się po drogach, grzechocąc a klekotając w kołatki.<br>
{{tab}}Nawet mało która poszła na mszę, odprawiającą się dzisiaj bez grania i dzwonienia.<br>
{{tab}}Szła już bowiem ostatnia pora, by się zabierać do porządków świątecznych, a głównie do wypieku chlebów i zaczyniania na placki a owe wymyślne kukiełki, to też prawie w każdej chałupie okna i drzwi stały szczelnie poprzywierane, by ciast nie zaziębić, buzowały się ognie, a z kominów biły dymy w pochmurzone niebo.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_143" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/143"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/143|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/143{{!}}{{#if:143|143|Ξ}}]]|143}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Po oborach zaś ryczały inwentarze, żłoby ogryzając z głodu, świnie pyskały w ogródkach, drób się wałęsał po drogach, a dzieci robiły, co chciały, za łby się wodząc i po drzewach łażąc za wroniemi gniazdami, gdyż nie było komu przeszkodzić, bo wszystkie kobiety tak się zajęły rozczynianiem i toczeniem bochenków, otulaniem w pierzyny dzież i niecek z ciastem, wsadzaniem do pieców, że jakby o całym świecie zapomniały, tem się jedynie frasując, by zakalec nie wlazł do placków, albo się nie spaliły.<br>
{{tab}}A wszędzie szło to samo; u młynarza, u organistów, na plebanji, u gospodarzy czy komorników, bo żeby najbiedniejszy i choćby na bórg albo za tę ostatnią ćwiartkę, a musiał sobie narządzić jakie takie święcone, żeby chocia raz w rok, na Wielkanoc, podjeść dowoli mięsiwa i onych smakowitych różności.<br>
{{tab}}Że zaś niewszędzie mieli szabaśniki do wypieku, to w sadach między chałupami gęsto krążyły dzieuchy z naręczami szczap, a niekiedy ukazywały się nad stawem kobiety umączone, rozbabrane i, kieby na procesji owe feretrony, ostrożnie dźwigające wielgachne stolnice i niecki pełne placków, ponakrywanych poduszkami.<br>
{{tab}}Nawet w kościele szła robota: parobek księży zwoził z lasu świerczaki, a organista, wespół z Rochem i Jambrożym, jął przystrajać grób Pana-Jezusowy.<br>
{{tab}}A nazajutrz, w piątek, robota się jeszcze wzmogła tak bardzo, że nawet mało kto dojrzał organistowego Jasia, któren z klas na święta przyjechał i spacerował po wsi, w okna jeno zaglądając, gdyż ani sposobu zajrzeć było do kogo, ni z kim pogadać.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_144" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/144"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/144|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/144{{!}}{{#if:144|144|Ξ}}]]|144}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Jakże, ani wleźć do której chałupy, bo wszędzie przejścia i nawet sady stały zawalone szafami, łóżkami a sprzętem przeróżnym, że to izby bielili dzisiaj nagwałt, szorowali podłogi, a przed domami myli doczysta obrazy, powystawiane pod ściany.<br>
{{tab}}Wszędy zaś taki gwałt panował i krętanina, że w dyrdy biegali, poganiając się jeszcze do pośpiechu i wrzawę czyniąc coraz większą, dzieci nawet pędząc do zgartywania błota w obejściach i wysypywania żółtym piaskiem opłotków.<br>
{{tab}}A że wedle starego obyczaju od piątku rana aż do niedzieli nie godziło się jeść ciepłej warzy, więc głodowali ździebko na chwałę Pańską, poprzestając na suchym chlebie i ziemniakach pieczonych.<br>
{{tab}}Juści, iż przez te dni takusieńko kaj indziej działo się i u Borynów, tyle jeno różnie, że więcej było rąk i z groszem skrzybot mniejszy, to i rychlej pokończyli przygotowania.<br>
{{tab}}W piątek, już o samym zmierzchu, Hanka wespół z Pietrkiem skończyła bielenie izb i chałupy, więc zaczęła się śpiesznie myć i przyogarniać do kościoła, bo już szły drugie kobiety na złożenie do grobu Ciała Jezusowego.<br>
{{tab}}Na kominie huczał duży ogień, i w grapie, którą dwojgu ciężko było podjąć, gotowała się cała świńska noga, naprędce wczoraj przywędzona, w mniejszym zaś saganie kiełbasy parkotały, że po izbie chodziły takie wiercące w nozdrzach smaki, aż Witek, strugający cosik wpośród dzieci, raz po raz nosem pociągał i wzdychał.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_145" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/145"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/145|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/145{{!}}{{#if:145|145|Ξ}}]]|145}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}A pod kominem, w samem świetle ognia, siedziały zgodnie Jagna z Jóźką, zajęte pilnie kraszeniem jajek, a każda swoje zosobna chroniła i kryjomo, aby się barzej wysadzić. Jagusia najpierw myła swoje w ciepłej wodzie i wytarte dosucha dopiero znaczyła w różności roztopionym woskiem, a potem wpuszczała we wrzątek, bełkocący we trzech garnuszkach, w których je kolejno zanurzała. Żmudna była robota, bo wosk miejscami nie chciał trzymać, albo jajka w rękach się gnietły lub pękały przy gotowaniu, ale wkońcu naczyniły ich przeszło pół kopy i nuż dopiero okazywać sobie i przechwalać się piękniej kraszonemi!<br>
{{tab}}Kaj się ta było Jóźce mierzyć z Jagusią! Pokazywała swoje, w piórkach żytnich i cebulowych gotowane, żółciuchne, białemi figlasami ukraszone i tak galante, jak mało któraby potrafiła, ale ujrzawszy Jagusine, gębę ozwarła z podziwu i markotność ją chyciła. Jakże, to aż mieniło się w oczach, czerwone były, żółte, fiołkowe i jak lnowe kwiatuszki niebieskie, a widać było na nich takie rzeczy, że prosto nie do uwierzenia: koguty piejące na płocie; gąski na drugim syczały na maciory, uwalone w błocie; gdzie znów stado gołębi białych nad polami czerwonemi, a na inszych wzory takie i cudeńka, kiej na szybach, gdy zamróz je lodem potrzęsie.<br>
{{tab}}Dziwowali się temu, oglądając raz po raz, a kiej Hanka powróciła z Jagustynką z kościoła, też wzięła patrzeć, ale nic nie rzekła, jeno stara, przejrzawszy wszystkie, szepnęła w zdumieniu:<br>
{{tab}}— Skąd się to bierze u ciebie?.. no, no...<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_146" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/146"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/146|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/146{{!}}{{#if:146|146|Ξ}}]]|146}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Skąd?.. a samo tak z głowy pod palce przychodzi!<br>
{{tab}}Uradowana była!<br>
{{tab}}— Dobrodziejowiby parę zanieść!<br>
{{tab}}— Święcił jutro będzie, to mu podam, może weźmie...<br>
{{tab}}— Takie śliczności, że dobrodziej nie widzieli!.. zdziwują się wielce! — mruknęła urągliwie Hanka, gdy Jagna poszła na swoją stronę, bo już późno było.<br>
{{tab}}Na wsi też długo w noc siedzieli tego wieczora.<br>
{{tab}}Chmurno było na świecie i ciemno, choć spokojnie; młyn jeno turkotał zawzięcie, a po chałupach prawie do północka świeciło się w oknach, że kładły się światła na drogi, a kajś niekaj aż na stawie się trzęsły wraz z wodą: majstrowali ano świąteczne przyodziewy i kończyli jeszcze roboty.<br>
{{tab}}Sobota zaś przyszła całkiem ciepła i mgłami rzadkiemi otulona, ale tak jakoś weselnie było na świecie, że naród chociaż po ciężkiej pracy wczorajszej, żwawo się podnosił do nowych utrudzeń i turbacyj.<br>
{{tab}}A przed kościołem wnet się zatrzęsło od przekrzyków i biegów, bo jak to było we zwyczaju odwiecznym, w każdą Wielką Sobotę, zebrali się zaraz rankiem, chować żur i grzebać śledzia, jako tych najgorszych trapicieli przez wielki post. Nie było parobków ni starszych, to zmówiły się na to same chłopaki, jeno z Jaśkiem Przewrotnym na czele, porwali gdziesik wielki garnek z żurem, do którego jeszcze dołożyli różnych paskudności.<br>
{{tab}}Witek dał się namówić i poniósł garnek na {{pp|ple|cach}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_147" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/147"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/147|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/147{{!}}{{#if:147|147|Ξ}}]]|147}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|ple|cach}} w siatce od serów, drugi zaś chłopak wlókł pobok na postronku śledzia, wystruganego z drzewa. Żur ze śledziem szły w parze, przodem, a za niemi całą hurmą reszta, grzechocąc, kołatając a wrzeszcząc, co ino gardzieli starczyło. Jasiek wiódł wszystkich, bo chociaż głupawy był i niemrawa, ale do psich figlów głowę miał i sprawność. Obeszli w procesji cały staw, i koło kościoła skręcali już na topolową drogę, kaj się to miał odbyć pochowek, gdy wtem Jasiek walnął łopatą w garnek, że rozleciał się w kawałki, a żur z onemi różnościami polał się po Witku.<br>
{{tab}}Uciecha zapanowała, że aż przysiadali na drodze, ale Witek się zeźlił i prosto z gołemi rękoma rzucił się na Jaśka, pobił się i z drugiemi; aż wyrwawszy się, poleciał z rykiem do chałupy.<br>
{{tab}}Dołożyła mu jeszcze Hanka od siebie za zniszczony całkiem spencerek i w las pognała po borowinowe gałązki i wąsy zajęcze.<br>
{{tab}}Jeszcze się z niego ześmiał Pietrek, a i Jóźka nie pożałowała, pilnie wysypując szerokie opłotki, aż do drogi, piaskiem, przywiezionym z pod cmentarza, bo tam był najżółciejszy; wysypała też cały zajazd przed gankiem i ścieżkę pod okapem, że jakby opasała chałupę w żółtą wstęgę.<br>
{{tab}}A w Borynowej izbie już się wzięli szykować święcone.<br>
{{tab}}Izba była wymyta i piaskiem wysypana, okna czyste i ściany a obrazy omiecione z pajęczyn, Jagusine zaś łóżko pięknie chustką przykryte, i Hanka z Jagusią i Dominikową, choć nie {{pp|mó|wiły}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_148" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/148"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/148|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/148{{!}}{{#if:148|148|Ξ}}]]|148}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|mó|wiły}} prawie z sobą, ustawiły pod szczytowem oknem, wpodle Borynowego łóżka, duży stół, nakryty cieniuśką, {{Korekta|białną|białą}} płachtą, której wręby oblepiła Jagusia szerokim pasem czerwonych wystrzyganek. Na środku, z kraja od okna postawili wysoką pasyjkę, przybraną papierowemi kwiatami, a przed nią, na wywróconej donicy baranka z masła, tak zmyślnie przez Jagnę uczynionego, że kiej żywy się widział: oczy miał ze ziarn różańcowych wlepione, a ogon, uszy, kopytka i chorągiewkę z czerwonej, postrzępionej wełny. Dopiero zaś pierwszem kołem legły chleby pytlowe i kołacze pszenne, z masłem zagniatane i na mleku, po nich następowały placki żółciuchne, a rodzynkami kieby temi gwoździami gęsto ponabijane; były i mniejsze, Józine i dzieci, były i takie specjały z serem, i drugie jajeczne, cukrem posypane i tym maczkiem słodziuśkim, a naostatku postawili wielką michę ze zwojem kiełbas, ubranych jajkami obłupanemi, a na brytfance całą świńską nogę i galanty karwas głowizny, wszystko zaś poubierane jajkami kraszonemi, czekając jeszcze na Witka, by ponatykać zielonej borowiny i temi zajęczemi wąsami opleść stół cały.<br>
{{tab}}A tyle co skończyły, sąsiadki jęły zwolna znosić swoje na miskach, niecułkach a donicach i ustawiać je na ławie pobok stołu, gdyż ino w kilku chałupach co przedniejszych gospodarzy zbierać się ze święconem ksiądz nakazywał, że mu to czasu brakowało chodzić po wszystkich.<br>
{{tab}}Lipce miał najbliżej, to święcił naostatku, nieraz już o samym zmierzchu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_149" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/149"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/149|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/149{{!}}{{#if:149|149|Ξ}}]]|149}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Porozchodziły się bez dłuższej pogwary, by zdążyć jeszcze do kościoła na uroczystość poświęcenia ognia i wody, zalewając przedtem ogniska w chałupach, by je znowu rozniecić tym młodym, poświęconym ogniem.<br>
{{tab}}Poleciała na to i Jóźka, zabrawszy dzieci z sobą.<br>
{{tab}}Ale siedzieli dość długo, bo dopiero w samo południe powracały kobiety, ostrożnie przysłaniając i chroniąc świece, zapalone w kościele.<br>
{{tab}}Jóźka przyniosła wody całą flaszkę i ogień, którym zaraz Hanka rozpaliła drwa przygotowane i pierwsza też wody święconej popiła, dając kolejnie wszystkim — od chorób gardzieli pono strzegła — a potem skropiła nią inwentarz i drzewiny rodne w sadzie, że to się przyczyniało do urodzajów i dawało bydlątkom letkie lągi.<br>
{{tab}}A później, widząc, że ni Jagna, ni kowalowa nie pomyślały o starym, umyła go w ciepłej wodzie, przyczesała jego skołtunione włosy i przewlekła mu koszulę i pościele. Boryna dozwalał z sobą robić wszystko, nie poruszywszy się ani razu; leżał jak zawżdy, wpatrzony przed siebie i martwy jak zawżdy...<br>
{{tab}}Zaraz z południa zrobiło się na wsi jakby święto, jeszcze tu i owdzie doganiali grubszej roboty, ale już głównie zajęli się przyodziewkiem świątecznym, czesaniem, myciem i szorowaniem dzieci, że nie z jednej chałupy wydzierały się krzyki obronne.<br>
{{tab}}I wypatrywali niecierpliwie księdza, któren przyjechał ze dworów dopiero przed zmrokiem i zaraz zjawił się na wsi, w komżę ubrany.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_150" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/150"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/150|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/150{{!}}{{#if:150|150|Ξ}}]]|150}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Michał organistowy niósł za nim miednik z wodą święconą i kropidło.<br>
{{tab}}Hanka wyszła go przyjmować aż na drogę.<br>
{{tab}}Śpieszył się, wpadł prędko do chałupy, odmówił modlitwę, pokropił dary Boże i zajrzał w siną, obrosłą twarz Borynową.<br>
{{tab}}— Bez zmiany? co?<br>
{{tab}}— A juści, rana się prawie zagoiła, a im nic nie lepiej.<br>
{{tab}}Zażył tabaki, powlókł oczyma po kupiących się przy progu i w sieniach.<br>
{{tab}}— Gdzie to ten chłopiec, który mi sprzedał bociana?<br>
{{tab}}Jóźka wypchnęła z pod komina na środek zawstydzonego Witka.<br>
{{tab}}— Naści dziesiątkę, udał ci się: tak kury goni z ogrodu, że ni jedna nie zostaje!... A jutro które do mężów idą?<br>
{{tab}}— Z pół wsi się wybiera!<br>
{{tab}}— To dobrze, byle tylko zgodnie i cicho, a na rezurekcję przychodzić, o dziesiątej zacznę, mówię: o dziesiątej! A śpijcie w kościele, to Ambrożemu każę wyprowadzić! — dodał groźnie, wychodząc powoli.<br>
{{tab}}Ruszyli z nim całą gromadą, odprowadzając do młynarzów.<br>
{{tab}}A Witek, pokazując Jóźce miedzianą dziesiątkę, szepnął ze złością:<br>
{{tab}}— Niedługo będzie mój bociek księże kury płoszył, nie!...<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_151" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/151"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/151|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/151{{!}}{{#if:151|151|Ξ}}]]|151}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Rozbiegli się we dwie strony, bo gospodyni wracała na ganek.<br />
{{tab}}Ściemniało się zwolna, zmierzch cichuśko sypał się na ziemię, zatapiając sady, domy i pola okólne w modrawym, ledwie przejrzanym mącie, bielały kajś niekaj ściany z przypadłych do ziemi chałup i trzęsły się wskroś sadów zapalone światła, górą zaś, na niebie jasnem, wyrzynał się blady sierp młodego miesiąca.<br />
{{tab}}Świąteczną cichością osnuła się wieś i mrokiem, w kościele wyniesionym nad chałupami, zagorzały wszystkie okna i z otwartych wielkich drzwi biła szeroka smuga światłości.<br />
{{tab}}Wkrótce zaturkotały pierwsze wozy, zajeżdżając przed cmentarz, i ludzie z dalszych wsi nadchodzić poczęli gromadami, z chałup lipeckich też raz po raz wychodzono do kościoła, bo często z wywieranych drzwi padała w noc struga światła, topiąc się w omroczałym stawie, i tupoty a przyciszone pogwary mrowiły się w ciepłem i omglonem powietrzu. Pozdrawiali się na drogach, nie dojrzawszy w nocy, i niby ta rzeka, wzbierająca zwolna a bezustannie, ciągnęli na rezurekcję.<br />
{{tab}}U Borynów, na gospodarstwie, do pilnowania ostawały ino psy, stary Bylica i Witek, któren pilnie majstrował wespół z Maćkiem Kłębowym kogutka, co to z nim mieli pójść po dyngusie.<br />
{{tab}}Hanka wyprawiła najpierw Jóźkę z dziećmi i parobka; sama później miała nadejść. Ubrana już była, ale ociągała się z wyjściem, jakby na coś oczekując, że wciąż wystawała w ganku i stróżowała na drodze. Dopiero gdy Jagna poszła z kowalową i dosłyszała <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_152" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/152"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/152|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/152{{!}}{{#if:152|152|Ξ}}]]|152}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="r04"/>kowala, idącego z wójtem ku kościołowi, wróciła do izby, przykazując cosik pocichu staremu. Stanął na straży w opłotkach, a ona wsunęła się na palcach do ojcowej komory... Po dobrej półgodzinie wyszła stamtąd, coś pilnie zapinając stanik; oczy jej gorzały i ręce się trzęsły.<br />
{{tab}}Nagadała czego nikto nie pojął i poszła na rezurekcję.<br />
<br /><br />{{---|50}}<br /><section end="r04"/>
<section begin="r05"/>{{c|V.}}<br />
{{tab}}Na drogach było pusto i ciemno, w chałupach gasły światła i przechodzili już ostatni ludzie, jeno na kościelnym placu stały gęstwą wozy z wyłożonemi końmi, że tylko tupoty a parskania roznosiły się w mroku, a pod dzwonnicą czerniały dworskie powozy.<br />
{{tab}}Hanka jeszcze raz w kruchcie cosik pomajdrowała kiele stanika i, spuściwszy chustkę na plecy, jęła się ostro przepychać do przednich ławek.<br />
{{tab}}Kościół już był jakby nabity, ściżbiony naród kłębił się i wrzał, niby woda, z poszumem pacierzy, wzdychań, kaszlów a pozdrawiań, i kołysał się od ściany do ściany, aż się od tego naporu kolebały chorągwie, w ławki pozatykane, i te świerczaki, któremi umaili ołtarze i ściany wszystkie.<br />
{{tab}}Ledwie co się przepchała do swojego miejsca, kiej proboszcz wyszedł z nabożeństwem, i wraz też<section end="r05"/> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_153" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/153"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/153|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/153{{!}}{{#if:153|153|Ξ}}]]|153}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jęły się z gęstwy rwać głośne wzdychy i te ręce szeroko rozwodzone. Klękali kornie, cisnąc się coraz barzej, że wnet cały naród był na kolanach, ramię przy ramieniu, dusza przy duszy, jako to pole nasadzone głowami, że ino w tym rozkołysanym ździebko, człowieczym łanie oczy się mrowiły, połyskliwie kiej motyle niesąc się ku ołtarzowi wielkiemu, na figurę Jezusa zmartwychwstałego, któren stojał nagi, skrwawiony, ranami pokryty i w płaszcz czerwony jeno przyodziany z chorągiewką w ręku.<br />
{{tab}}Cichość znagła objęła kościół, jakby tego zwiesnowego przypołudnia, kiej to słońce przypiecze pola, wiater ustanie i przygięte zboża se kłosami gwarzą, a jeno gdziesik wysoko, pod niebem modrym, skowronkowe pieśni słodko podzwaniają...<br />
{{tab}}Rozmadlali się z wolna, że wargi się wszędy trzęsły i pacierze ze wzdychaniami szemrały cichuśko a rzęsiście, kiej ten deszczyk, trzepiący po liściach; głowy pochylały się coraz niżej, czasem jęk wyrwał się skądciś, to czyjeś rozmodlone ręce wychynęły prosząco ku ołtarzowi, albo i płacz zakwilił pisklęcy, żałosny, z tej ciżby, co jak krze przyziemne tuliła się trwożnie w cieniach naw wyniosłych i mrocznych, niby bór odwieczny, bo chociaż na ołtarzach gorzały światła, gęsty mrok zalegał kościół, że to oknami, a głównie przez wielkie drzwi wywarte, noc się cisnęła czarna i zaglądał blady sierp księżyca z za chmury.<br />
{{tab}}Jeno Hanka nie mogła się przyłożyć do pacierza, trzęsła się w sobie, tak zalękniona, jakby to jeszcze tam była, w komorze ojcowej.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_154" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/154"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/154|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/154{{!}}{{#if:154|154|Ξ}}]]|154}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Dreszcz ją przejmował, czuła na rękach sypkie zimno zboża i raz po raz ściskała ramiona, aby poczuć między piersiami wtulony węzełek.<br />
{{tab}}Tak ją roztrząsała radość i strach jakiś zarazem, że często różaniec wysuwał się z palców, zapominała słów modlitwy, wodząc rozpalonemi oczyma po ludziach, a nie dostrzegając nikogo, choć pobok siedziała Jóźka, Jaguś z matką i drugie.<br />
{{tab}}W ławkach, stojących z boku ołtarza, modliły się na książkach dziedziczki z Rudki, z Modlicy i dziedzicówny z Wólki, a dziedzice stojały we drzwiach zakrystji, poredzając cosik; na stopniach ołtarza stojała z daleka młynarzowa i organiścina, sielnie wystrojone. Zasie przed kratą, tam, kaj było miejsce la najpierwszych gospodarzy lipeckich, które zawżdy stróżę trzymali w czas nabożeństwa, baldach nosili nad dobrodziejem i pod ręce go wiedli na procesjach, klęczały teraz gęstą ławą chłopy z drugich wsi, że ledwie było można dojrzeć między nimi wójta, sołtysa i ten czerwony łeb kowalowy.<br />
{{tab}}Niejedne kobiece oczy się tam niesły, wypatrując tęskliwie swoich... ale na darmo: były tam chłopy z Dębicy, z Woli, z Rzepek, z całej parafji, jeno lipeckich nie dojrzał, jeno tych najpierwszych dzisia nie stało. Zatrzepotały się też dusze kobiece, kiej ptaki spłoszone, że niejedna głowa z płaczem do ziemi przywarła, niejeden jęk żałosny rwał się z gęstwy, a bolesne przypominki sieroctwa żywym ogniem zapiekły.<br />
{{tab}}Jakże, największe święta w całym roku, Wielkanoc, i tyla obcego narodu się zebrało, a na {{pp|wszyst|kich}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_155" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/155"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/155|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/155{{!}}{{#if:155|155|Ξ}}]]|155}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wszyst|kich}} twarzach, choć ździebko przychudłych z postu, radość się rozlewa, puszą się ano, paradują strojami, rozpierają w kościele, kieby dziedzice, toczą hardo oczyma, zajmują pierwsze miejsca, a tamte, lipeckie mizeraki cóż teraz czynią, co? W ciemnicach ano o głodzie i chłodzie krzywdę gorzką gryzą, i żalem się pasą, i tęsknicą...<br />
{{tab}}La wszystkiego stworzenia dzień radości nastaje, jeno nie dla nich... chudziaków pokrzywdzonych... Wszystkie społem do chałup powrócą radośnie zażywać świąt, odpoczynku, jadła, zwiesnowego słońca, przyjacielskich ugwarzeń, jak Pan Bóg przykazał, jeno nie te opuszczone lipeckie sieroty...<br />
{{tab}}Same rozbolałe, chyłkiem rozejdą się do pustych domów i ze łzami przegryzać będą ten placek świąteczny, a z tęsknicą i turbacjami społem do snów legną...<br />
{{tab}}Jezus mój, Jezu! rwały się żalne, przyduszone skowyty dokoła Hanki, aż przecknęła, dojrzawszy naraz znajome twarze i oczy, łzami przeszklone... Nawet Jaguś zwiesiła głowę nad książką i na białe karty lała ciężkiemi łzami, aż ją matka szturchaniem przywodziła do opamiętania, hale! poredziła się utulić, kiej właśnie Antek jawił się w pamięci tak żywo, że, jak wtedy w Boże Narodzenie, słyszała głos jego gorący i zdało się jej, iż wpodle klęczy, cisnąc głowę do jej kolan... to żal ją ścisnął za serce i same łzy się polały z nagłej tęskności...<br />
{{tab}}Szczęściem, co dobrodziej w tę porę rozpoczynał kazanie i rumor się czynił w kościele, gdyż {{pp|powsta|wali}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_156" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/156"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/156|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/156{{!}}{{#if:156|156|Ξ}}]]|156}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|powsta|wali}} z klęczek, cisnąc się jeszcze barzej ku ambonie i zadzierając głowy w górę, ku księdzu, któren o Męce Pańskiej powiadał i o tem, jak go to paskudne żydowiny ukrzyżowały, że to świat przyszedł zbawić, że sprawiedliwość chciał dawać pokrzywdzonym, że za biedotą się upominał. Tak rzewliwie owe krzywdy Pańskie na oczy przywodził, jaże się gorąco robiło i niejedna pięść chłopska zwierała się na odemstę, a babi naród w głos szlochał, czyniąc sprawę wedle nosów.<br />
{{tab}}Długo nauczał, wykładając wszystko dokumentnie, jaże kajś niekaj oczy kleiły się śpikiem, a po kątach już na dobre drzemali, ale pod koniec zwrócił się prosto do narodu i, wychylony z ambony, jął sielnie wytrząchać pięściami a krzyczeć, jako co dnia, co godzina i na każdem miejscu Jezus umęczon jest przez grzechy nasze, zabit przez złoście, bezbożności a nieposłuszeństwo prawom boskim, jako każden człowiek krzyżuje Go w sobie, nie pomnąc na Jego rany ni krew świętą, wylaną dla naszego zbawienia!<br />
{{tab}}Ryknął ci na to cały naród, i płacze, szlochania kiej wicher rozniesły się jękiem wstrząsającym po kościele, aż przestał mówić. Dopiero kiej przycichli, zaczął znowu, ale już radośnie i krzepiąco, o Zmartwychwstaniu Pańskiem powiadać. O onej zwieśnie, jaką Pan w dobroci swojej czyni co rok człowiekowi grzesznemu i czynić będzie aż do owej pory, kiej Jezus powróci znowuj na świat, by sądzić żywe i pomarłe, by harde poniżać, grzeszne w ogień piekielny na wiek wieków spychać, a sprawiedliwe po prawicy swojej sadzać w chwale wiekuistej! Jako przyjdzie ten czas, iże <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_157" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/157"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/157|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/157{{!}}{{#if:157|157|Ξ}}]]|157}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wszelka niesprawiedliwość ustanie, wszelka krzywda weźmie zapłatę, a płakania cierpiących ustaną i zło panować nie będzie...<br />
{{tab}}I tak gorąco to mówił, tak poczciwie, że każde słowo, kiej słodkość, lało się w serca i, kieby słońce, rozpalało w duszach, że dziwna błogość przejmowała wszystkich, jeno lipeckie ludzie zatrzęsły się z żalu, i przypomnienia krzywd tak boleśnie ścisnęły dusze, jaże ryknęli wraz z płaczem, krzykiem, szlochaniem i walili się krzyżem na podłogę, tym jękiem żalnym, tym skrzybotem serdecznym wołając o zmiłowanie i poratunek!...<br />
{{tab}}Zakotłowało się w kościele, płacz się podniósł powszechny i krzyki, ale wnet pomiarkowali drudzy i jęli podnosić lipeckie kobiety, usadzać je a krzepić dobrymi słowy, a dobrodziej poczciwy, ocierając łzy rękawem, wołał, że Pan Jezus doświadcza tych, których miłuje, iż chociaż zawinili, kara rychło się skończy, by jeno dufali w miłosierdzie Pańskie, a lada dzień powrócą wszystkie chłopy...<br />
{{tab}}Uspokoili się po tych słowach, ulżyło im galanto i dufność wstąpiła w serca.<br />
{{tab}}A gdy wnet potem ksiądz zaintonował u ołtarza pieśń Zmartwychwstania, kiej organy wtórem huknęły z całej mocy, kiej dzwony zaśpiewały na cały świat, a dobrodziej z Przenajświętszym Sakramentem jął zstępować ku narodowi, w sinym obłoku kadzideł i dzwonnej wrzawie, pieśń buchnęła ze wszystkich gardzieli, zakolebała się ciżba, palący wicher uniesienia osuszył łzy i porwał dusze, iż naraz społem, kiej ten <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_158" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/158"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/158|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/158{{!}}{{#if:158|158|Ξ}}]]|158}}'''<nowiki>]</nowiki></span>bór człowieczy, rozchwiany i śpiewający jednym, ogromnym głosem, ruszył procesją za proboszczem, któren monstrancję dzierżył przed sobą, że jakoby słońce złociste, słońce promieniejące rozgorzało nad głowami, płynąc z wolna skroś gęstwy nieprzeliczonej, wskroś świateł jarzących, w kadzielnych dymach ledwie dojrzane, śpiewaniami opowite i przez oczy wszystkiego narodu i przez serca wszystkie z miłością niesione...<br />
{{tab}}Obchodzili kościół we środku a wolniuśko, noga za nogą, cisnąc się w strasznej ciasnocie i śpiewając z całej mocy, a organy wciąż grały, a dzwony bezustannie biły...<br />
{{tab}}Alleluja! Alleluja! Alleluja! Huczał kościół, aż mury się trzęsły, śpiewały serca wszystkie i gardziele, a te głosy płomienne i ogniem nabrzmiałe niby żar-ptaki, rwały się z krzykiem wesela ogromnym, kołowały pod sklepieniami, kiejby poślepłe w upale, i w noc wiośnianą płynęły, na słońca się gdziesik niesły, we wszystek świat, kaj jeno uniesieniem dusze człowiecze sięgają...<br />
{{tab}}Prawie przed północkiem skończyło się nabożeństwo, i ludzie jęli się śpieszno na świat wywalać. Tylko Hanka ostała jeszcze, bo się tak rozmodliła gorąco, tak ją ano słowa księże przejęły otuchą, a te śpiewy radosne, nabożeństwo i pamięć tego, czego to dzisiaj dopięła, tak ją ukrzepiły, iże całą radość składała pod Jezusowe nogi, zapomniawszy w pacierzu o całym świecie. Dopiero Jambroży brząkaniem kluczów przyniewolił ją do wyjścia z pustego już kościoła.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_159" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/159"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/159|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/159{{!}}{{#if:159|159|Ξ}}]]|159}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Że nawet i ten strach o Antka, któren od tyla czasu żył w niej i skowyczał za leda powodem, jakby w niej pomarł nagle, tak bardzo poczuła się spokojna i dufna w sobie.<br>
{{tab}}Rozglądała się za swoimi, posuwając się wolno ku domowi, gdyż wozy toczyły się nieprzerwanym łańcuchem i ludzie szli całemi kupami bokiem drogi, ledwie dojrzanej, bo księżyc już zaszedł i ciemno było na świecie, bure chmurzyska ciągnęły górą, co trocha przesłaniając te granatowe pola nieba, kaj się jarzyły gwiazdy dalekie.<br>
{{tab}}Noc szła ciepła, cicha i od ros obfitych wilgotnawa, z pól pociągał mięciuchny wiaterek, przejęty surowizną ziemic i mokradeł, a po drogach roznosiły się miodne zapachy topoli i brzózek. Ludzie mrowili się w cieniach wsi, że ino kajś niekaj zamajaczyły głowy na jaśni powietrza nieprzysłonionego; wszędy rozlegały się kroki a głosy, pieski też zajadlej docierały z opłotków, a po chałupach tu i owdzie rozbłyskiwały światła.<br>
{{tab}}Hanka, opatrzywszy po drodze stajnie i obory, poszła do chałupy. Już się tam kładli spać.<br>
{{tab}}— Niech jeno wróci a gospodarzy, to ni słówkiem mu przypomnę przeszłe. — Postanawiała, rozdziewając się do snu. — A jeżeli znowuj się z nią sprzęgnie? — pomyślała naraz, dosłyszawszy Jagusię, wracającą na swoją stronę.<br>
{{tab}}Legła w pościel, nasłuchując czas jakiś. Na wsi było cicho, jeno z dróg dalekich trzęsły się ostatnie turkoty wozów i głosy zamierające w pustych oddalach.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_160" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/160"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/160|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/160{{!}}{{#if:160|160|Ξ}}]]|160}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Boga by nie było, ni sprawiedliwości na świecie! — szepnęła groźnie, ale zbrakło jej sił do rozmyślań, bo śpik ją zaraz z miejsca zmorzył.<br />
{{kropki-hr}}
{{tab}}Nazajutrz bardzo późno obudziły się Lipce.<br />
{{tab}}Dzień się już rozwierał, kiej to modre oko, jeszcze bielmem śpiku zasnute, ale już widne docna i połyskujące, a wieś spała w najlepsze.<br />
{{tab}}Nie kwapili się zrywać z barłogów, choć dzień ci to szedł Pańskiego Zmartwychwstania. Słońce wyniesło się zarno od wschodu i zagrało w stawach a rosach, i płynęło po bladem, wysokiem niebie, jakby śpiewając wszemu światu ciepłem, a światłością: Alleluja!<br />
{{tab}}Niesło się ogromne i płomienne wskroś mgieł przyziemnych, wskroś sadów, i chałup, i pól, że ptaki zaśpiewały radośnie, wody dzwoniły weselnym bełkotem, bory zaszumiały, wiater powiał, zatrzęsły się młode liście, a ziemia zadrgała, że gęste runie zbóż zakolebały się cichuśko i rosy kiej łzy posypały się na ziemię.<br />
{{tab}}Hej! wesoły dzień nastał! Chrystus nam zmartwychwstał! Alleluja!<br />
{{tab}}Zmartwychwstał On, umęczon i lutą złością zabit! Powstał-ci znowu w żywe, z ciemności, z mrozów, z pluch się wyniósł Najmilszy! Śmierci srogiej się wydarł, zmógł niezmożone ku człowiekowemu szczęściu, i oto w ten czas wiośniany, w tę porę rodną unosi się nad ziemiami, w tym słońcu przenajświętszem utajony, i rozsiewa wokół wesele, budzi omdlałe, ożywia martwe, wznosi przygięte, jałowe zapładnia.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_161" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/161"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/161|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/161{{!}}{{#if:161|161|Ξ}}]]|161}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Alleluja! Alleluja! Alleluja!...<br />
{{tab}}Tem ci to świat wszystek się rozlegał onego dnia Pańskiego.<br />
{{tab}}Jeno w Lipcach było ciszej i smutniej, niźli po inne roki w tę porę.<br />
{{tab}}Zaspali galanto, bo już o dużym dniu, kiej słońce wciągało się nad sady, dopiero ruch się czynił po chałupach, skrzypiały wierzeje i rozczochrane głowy wyglądały rozziewane na świat Boży, któren stojał w słońcu, skowronkowemi świergotami dzwoniący i młodą zielenią przytrząśnięty.<br />
{{tab}}I u Borynów zaspali. Jedna Hanka, co się ździebko poraniła, by obudzić Pietrka do szykowania konia i bryki, sama zaś zajęła się przygotowaniem święconego. Jóźka tymczasem z niemałym piskiem pucowała dzieci, sama się też we świąteczne szmaty przyodziewając, a pod studnią na podwórzu Pietrek z Witkiem domywali się doczysta; tylko stary Bylica zabawiał się z pieskiem na ganku, często nosem pociągając, czy już krają kiełbasy.<br />
{{tab}}Wedle zwyczaju, nie rozpalano ognia w kominie, kontentując się zimnem święconem. Właśnie je była Hanka przynosiła z ojcowej izby, rozdzielając po talerzach, że każdemu po równo wypadało po kawale kiełbasy, szynki, sera, chleba, jajek i placka słodkiego.<br />
{{tab}}Dopiero kiej się i sama ogarnęła, zwołała wszystkich do jadła i nawet poszła po Jagusię; przyszła ci zaraz, sielnie zestrojona i tak piękna, że kiejby zorza się widziała, a modre oczy niby gwiazdy jarzyły się z pod lnowych, gładko przyczesanych włosów. Ale <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_162" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/162"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/162|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/162{{!}}{{#if:162|162|Ξ}}]]|162}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wszyscy zarówno byli w szmatach świątecznych, że ino grały w oczach wełniaki i gorsety, a i Witek, choć boso, w nowym był spencerku ze świecącemi guzikami, co je był uprosił od Pietrka, któren dzisiaj wystąpił w całkiem nowej przyodziewie: w granatowym żupanie i portkach pasiastych żółto-zielonych, wygolił się doczysta, włosy obciął, jak drugie, równo nad czołem, i koszulę na czerwoną wstążkę zawiązał, że skoro wszedł, zdumieli się przemianą, a Jóźka jaże w ręce zaklaskała:<br />
{{tab}}— Pietrek ci to? a toby cię rodzona nie poznali!<br />
{{tab}}— Burkową skórę zrzucił i parobek kiej świeca... — zauważył Bylica.<br />
{{tab}}Prześmiechnął się ino parob, tocząc oczyma za Jagusią, a robiąc grdyką, gdyż Hanka, przeżegnawszy się, przepijała gorzałką do każdego i niewoliła zasiadać do stołu. Zajęli ławki, że nawet Witek, choć nieśmiało, przysiadł na kraju.<br />
{{tab}}I pojadali zwolna, w cichości smakując święconego, że to bez tyle tygodni niezgorzej się wypościli. Kiełbasy czujne były, czosnkiem dobrze przyprawione, gdyż po izbie rozniesły się zapachy, jaże psy się wierciły między ludźmi, skamlając żałośnie.<br />
{{tab}}Nikto się nie ozwał, póki pierwszego głodu nie zapchali, tęgo pracując, że ino, w onej uroczystej cichości spożywania, glamania się rozchodziły, przysapki a bulgoty gorzałki, bo Hanka nie żałowała nikomu, sama jeszcze przyniewalając do picia.<br />
{{tab}}— Rychło to pojedziem? — ozwał się pierwszy Pietrek.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_163" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/163"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/163|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/163{{!}}{{#if:163|163|Ξ}}]]|163}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Zaraz choćby, po śniadaniu.<br />
{{tab}}— Jagustynka chciała się z wami zabrać do miasta — wtrąciła Jóźka.<br />
{{tab}}— Przyjdzie na czas, to pojedzie; czekać nie będę.<br />
{{tab}}— Obroków to wziąć?<br />
{{tab}}— Na jeden popas, wieczorem wrócimy.<br />
{{tab}}I znowuj jedli, aż niejednemu ślepie wyłaziły z onej lubości, twarze czerwieniały i sytność rozpierała serca gorącem i głęboką radością. Wolniuśko pojedali, nadziewając się z rozmysłem, by jak najwięcej zmieścić i jak najdłużej czuć w gębie smakowitości. Dopiero kiej Hanka się podniesła, wzięli się też dźwigać od mich z dobrą już wagą w kałdunach, a Pietrek z Witkiem, czego byli nie dojedli, do stajni ponieśli z sobą.<br />
{{tab}}— Szykujże zaraz konie! — zarządziła Hanka i, przyrychtowawszy la męża tobół święconego, co go ledwie uniesła, odziewać się jęła do drogi.<br />
{{tab}}Już ano konie czekały przed chałupą, kiej wpadła zadyszana Jagustynka.<br />
{{tab}}— Mało co nie czekałam na waju!..<br />
{{tab}}— Toście już po święconem? — westchnęła żałośnie, pociągając nosem.<br />
{{tab}}— Znajdzie się jeszcze la was, siadajcie, przegryźcie co niebądź...<br />
{{tab}}Juści, nie potrza było wygłodzonej biedoty przyniewalać, przypięła się do jadła, kiej wilk, i zmiatała, co jeno było na podorędziu.<br />
{{tab}}— Pan Jezus wiedział, na co świńtucha stworzył!— szepnęła, podjadłszy nieco. — Jeno to dziwna, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_164" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/164"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/164|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/164{{!}}{{#if:164|164|Ξ}}]]|164}}'''<nowiki>]</nowiki></span>że choć mu za życia w błocie legać pozwalają, to po śmierci radzi go w gorzałce moczą! — prześmiewała po swojemu.<br />
{{tab}}— Pijcie na zdrowie a prędko, bo czas nagli.<br />
{{tab}}I może w pacierz pojechały. Hanka już z bryki nakazywała Jóźce, by nie zapominała o ojcu, tak że dziewczyna zaraz nadrobiła różności na talerz i poniesła. Nie ozwał się na jej zagadywania, ni nawet spojrzał na nią, ale co mu wetknęła w zęby, zjadł chciwie, patrząc wciąż martwym wzrokiem, jak zawdy. Możeby nawet i więcej pojadł, ale Jóźce się przykrzyło i poleciała na dwór patrzeć, jak prawie z każdej chałupy wyjeżdżały lub wychodziły kobiety z tobołkami, że kilkanaście wozów toczyło się do miasta i nad rowami ciągnęły rzędem kobiety, czerwono przyodziane, z węzełkami na plecach.<br />
{{tab}}A kiej się rozwiały ostatnie turkoty, padła na wieś dziwnie smutna cichość i pustka; dzień się powlókł wolno, głuche milczenie zaległo drogi, ni gwarów zwyczajnych w taką porę, ni śpiewań, ni ludzi, tyle jeno, co tam nieco dzieci uwijało się nad stawem, śmigając kamieniami na gęsi.<br />
{{tab}}Słońce szło wgórę, jasnością zalewając świat, ciepło się podnosiło, że już muchy brzęczały po szybach, jaskółki zapamiętale chlustały wskroś przejrzystego powietrza, staw mienił się w ogniach, drzewa zaś, kiejby spławione w zieleni, polśniewały świeżyzną, rozlewając miodne zapachy; z pól ogromnych, opłyniętych niebieskością, bił niekiedy chłodnawy, ziemią przejęty ciąg i skowronkowe śpiewania; wszystek świat tchnął <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_165" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/165"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/165|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/165{{!}}{{#if:165|165|Ξ}}]]|165}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zwiesnową, cichą lubością, a od wsi, ledwie widnych w dalekościach, słoneczną pożogą przemglonych, niesły się czasami jędrne krzykania i huki pistoletowych strzelań!<br />
{{tab}}Jeno w Lipcach było smutnie i żałośnie, kiejby po pogrzebie, tyle co wypuszczone do picia bydło łaziło, kiej chciało, cochając się o drzewa i porykując ku polom zieleniejącym. Pustką zarówno stojały opłotki, jak i sienie powywierane, jeno miejscami na słonecznej stronie wygrzewali się pod białymi ścianami, gdzie zaś dziewczyny czesały się w oknach otwartych, a staruchy, rozsiadłe na progach, przeiskiwały dzieci.<br />
{{tab}}I tak oto przechodziły godziny cichości sennej i smutnej, niekiej wiater zatrząsł drzewinami, że poszumiały cichuśko, ważąc się ku chatom i lękliwie jakby poglądając w puste izby, to wróble stado z wrzaskiem przenosiło się z sadu na drogę, albo zaszarpały się krótkie krzyki dzieci, odganiających wrony od kurczątków.<br />
{{tab}}Mój Jezu, nie tak było przódzi w ten dzień, nie tak!..<br />
{{tab}}Słońce się już wspinało ku południowi, nad kominy, kiej Rocho przylazł do Borynów, zajrzał do chorego, pogadał z dziećmi i zasiadł w ganku na słońcu. Poczytywał cosik na książce i bacznie wodził oczyma po drogach. A wkrótce nadeszła kowalowa z dziećmi i, odwiedziwszy ojca, przysiadła na przyźbie.<br />
{{tab}}— Wasz w domu? — zapytał Rocho po długiej chwili.<br />
{{tab}}— Gdzie zaś!.. do miasta zabrał się z wójtem.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_166" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/166"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/166|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/166{{!}}{{#if:166|166|Ξ}}]]|166}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Cała wieś tam dzisiaj.<br />
{{tab}}— Juści, pocieszą się nieco święconem, chudziaki.<br />
{{tab}}— Wyście to z matką nie pojechali? — pytał Jagny wychodzącej.<br />
{{tab}}— A cóż tam po mnie! — wyszła w opłotki, spoglądając tęsknie na pola.<br />
{{tab}}— Nowy wełniak ma dzisiaj! — szepnęła z westchnieniem Magda.<br />
{{tab}}— Po matuli, nie poznajecie go to, co? A i korale wszystkie zawiesiła i bursztyny te wielgachne też po matusi! — pouczała ją Jóźka żałośnie. — Jeno chustkę na głowie ma swoją...<br />
{{tab}}— Prawda, tylachna szmat ostało po nieboszczkach, to nama ich tknąć nie pozwolił, a jej wszystko oddał i paraduje se teraz...<br />
{{tab}}— Hale, jeszcze kiejś wyrzekała przed Nastką, co są zleżałe i śmierdzą...<br />
{{tab}}— Żeby jej tak zapachnęło to łajno diabelskie!<br />
{{tab}}— Niech jeno ociec ozdrowieją, zarno upomnę się o korale, pięć sznurków ostało długich kiej bicze i jak groch największy!<br />
{{tab}}Magda się już nie odezwała; westchnąwszy ciężko, zaczęła iskać najmłodsze dziecko. Jóźka się też zaraz poniesła na wieś, Witek pod stajnią majstrował jeszcze cosik kiele kogutka, dzieci zaś baraszkowały razem z pieskami przed gankiem, pod okiem Bylicy, któren czuwał nad niemi kiej kokosz, a Rocho jakby ździebko zadrzemał.<br />
{{tab}}— Skończyliście polne roboty?<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_167" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/167"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/167|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/167{{!}}{{#if:167|167|Ξ}}]]|167}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Tyle jeno, że ziemniaki wsadzone i groch posiany.<br />
{{tab}}— U drugich i tyla nie zrobione!<br />
{{tab}}— Zdążą jeszcze; powiedali, co puszczą chłopów na przewody.<br />
{{tab}}— Któż to taki wiedzący powiadał?<br />
{{tab}}— A różni mówili w kościele! Kozłowa zbiera się iść prosić dziedzica...<br />
{{tab}}— Głupia, dziedzic to ich więzi, czy co?<br />
{{tab}}— By się wstawił, to możeby puścili...<br />
{{tab}}— Wstawiał się już nieraz i nie pomogło...<br />
{{tab}}— Żeby ino chciał, ale nie chce przez złość la Lipiec, mój powiada... — urwała nagle, pochylając zmieszaną twarz nad dziecińską głową, trzymaną między kolanami, że Rocho napróżno czekał jakiegoś słowa.<br />
{{tab}}— Kiedyż się tam Kozłowa wybiera? — pytał ciekawie.<br />
{{tab}}— A zaraz po południu iść mają...<br />
{{tab}}— Tyle wskórają, co się przelecą i powietrza innego zachwycą.<br />
{{tab}}Nie odrzekła, gdyż w opłotki skręcał z drogi pan Jacek, dziedziców brat, o którym powiadali, że głupawy był nieco, bo zawżdy ze skrzypkami się nosił, na rozstajach pod figurami grywał i tylko z chłopami przestawał. Szedł przygięty, ze skrzypicą pod pachą, z fajeczką w zębach, chudy, wysoki, z żółtą bródką i rozbieganemi oczyma. Rocho wyszedł naprzeciw. Musieli się znać, bo poszli razem nad staw i długo tam siedzieli na kamieniach, cosik cicho poredzając, że już dawno przedzwonili południe, kiej się rozeszli. Rocho <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_168" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/168"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/168|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/168{{!}}{{#if:168|168|Ξ}}]]|168}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wrócił na ganek, ale był jakiś osowiały i markotno patrzał.<br />
{{tab}}— Schuchrało się panisko, że ledwiem go poznał! — ozwał się Bylica.<br />
{{tab}}— Znaliście go? — ściszył głos, oglądając się na kowalową.<br />
{{tab}}— Jakżeby... Niemało dokazywał za młodu, niemało... Kat-ci był la dzieuch... we Woli ni jednej nie przepuścił... dobrze baczę, w jakie to cuganty jeździł... jak se używał... baczę... — pojękiwał stary.<br />
{{tab}}— Wziął za to ciężką pokutę, ciężką! Toście i najstarsi we wsi, co?<br />
{{tab}}— Jambroży musi być starszy, bo jak ino baczę, on zawdy był stary.<br />
{{tab}}— Sam rozpowiada, co śmierć o nim zapomniała! — wtrąciła kowalowa.<br />
{{tab}}— Kostucha ta o nikim nie zabaczy, jeno tego ostawia se, by lepiej skruszał, bo kwardy, juści... wycygania się, jak może... juści... — jąkał cicho.<br />
{{tab}}Zamilkli na długo.<br />
{{tab}}— Baczę, kiej to w Lipcach wszystkiego piętnastu gospodarzy siedziało — zaczął znowu Bylica, wyciągając nieśmiało palce ku tabace Rochowej.<br />
{{tab}}— A teraz siedzi czterdziestu! — podsunął mu tabakierkę.<br />
{{tab}}— I nowe już czekają na działy, urodzi rok, czy nie, a naród zawsze jednako plonuje, juści... a ziemi nie przybywa... jeszcze niecoś lat, a zbraknie la wszystkich... — Kichał rzęsiście.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_169" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/169"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/169|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/169{{!}}{{#if:169|169|Ξ}}]]|169}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A bo to już dzisiaj we wsi nie ciasno! — rzekła kowalowa.<br />
{{tab}}— Prawda, a kiej się chłopaki pożenią, to już la ich dzieci nie ostanie i po morgu, juści...<br />
{{tab}}— To we świat iść muszą! — zauważył Rocho.<br />
{{tab}}— Z czym to pójdą? z gołymi pazurami ten wiater zagrabiać?<br />
{{tab}}— A Niemcy ano na Słupi wykupiły dziedzica i teraz się stawiają... po dwie włóki na osadę — mówił Rocho dość smutnie.<br />
{{tab}}— Juści... powiadali o tem... hale Niemcy naród inszy, uczony i zasobny, handlują wespół z Żydami, a krzywdą ludzką se pomagają... a niechby tak po chłopsku z gołemi palicami chytały się ziemie, toby i trzech siewów nie przetrzymały... i co do jednego wykupiły... W Lipcach ciasno, duszą się ludzie, a tamten ma tylachna pola, że ugorem prawie leży... — wskazał dworskie ziemie za młynem, wzgórzem pod las biegnące, kaj czerniały łubinowe stogi.<br />
{{tab}}— Na podlesiu?<br />
{{tab}}— Rychtyk przyległe do naszych, w sam raz do wykupna, ze trzydzieści gospodarstw tamby wymierzył, juści... ze trzydzieści... ale bo to dziedzic przeda, kiej mu pieniędzy nie potrza?.. bogacz taki...<br />
{{tab}}— Hale! bogacz a kręci się za groszem kiej piskorz za błotem, że już od chłopów pożycza i kaj ino może. Żydy go przyduszają o swoje, co na las dały, podatki winien, dworskim nie płaci, jeszcze ordynarji na Nowy Rok należnej nie dostały, wszędzie winien, a skąd to weźmie oddać, kiej boru zabronił urząd ciąć, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_170" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/170"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/170|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/170{{!}}{{#if:170|170|Ξ}}]]|170}}'''<nowiki>]</nowiki></span>póki się z chłopami nie ugodzi? Nie wysiedzi on długo na Woli, nie! Powiadali, co się już za kupcami ogląda... — rozgadała się niespodzianie kowalowa, ale kiej Rocho chciał ją więcej pociągnąć za język, zacięła się jakoś i, zbywszy go bele czem, dzieci zwołała i do dom poszła.<br />
{{tab}}— Sporo musi wiedzieć od swojego, jeno się boja popuścić... Juści że przyległe ziemie rodne, łąki dwukośne, juści... — rozmyślał głośno stary, wpatrzony w podlaskie pola, kaj widać było za stogami dachy zabudowań folwarcznych, jeno że Rocho nie słuchał, bo, dojrzawszy Kozłową, stojącą nad stawem z kobietami, poszedł do nich prędko.<br />
{{tab}}— Hi... hi... zmogły dziedzica... Mój Jezu, a pożywiłyby się chłopy niezgorzej... Juści... druga wieśby stanęła, rąk nie zbraknie ni głodnych na ziemie... juści... — rozmarzył się Bylica, dyrdając za dziećmi, bo jaże na drogę się wytoczyły.<br />
{{tab}}Na nieszpory zaczęli dzwonić.<br />
{{tab}}Słońce się już przetaczało ku borom i drzewa poczęły kłaść długie cienie na drogi i staw, a przedwieczorna cichość tak przywalała świat, że słychać było dalekie jeszcze dudnienie wozów, krzyki ptactwa na ogorzeliskach i ciche, przejmujące granie organów w kościele.<br />
{{tab}}Że zaś powracały już niektóre z miasta, zaklekotały od trepów wszystkie mostki, tak biegli, nowin posłuchać.<br />
{{tab}}Zaś po nieszporach, o samym zachodzie, dobrodziej pojechał drogą do Wólki. Jambroży powiedział, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_171" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/171"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/171|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/171{{!}}{{#if:171|171|Ξ}}]]|171}}'''<nowiki>]</nowiki></span>że do dworu na bal, a zaraz po jego wyjeździe organisty z całym domem walili w goście do młynarzów; Jasio wiódł matkę sielnie zestrojoną i wesoło pozdrawiał dzieuchy, wyzierające z opłotków.<br />
{{tab}}Zmierzch się roztrząsał cichy po ziemiach, słońce zaszło i zorze się rozlewały coraz szerzej, że z pół nieba stanęło w krwawych ogniach, kieby tem zarzewiem przysypane, wody się krwawo zatliły i szyby rozgorzały, od miasta zaś coraz więcej nadjeżdżało wozów i coraz rozgłośniej wrzały krzyki przed domami.<br />
{{tab}}Hanki jeno nie było widać, ale mimo to przed chałupą gwarno było i wesoło; dzieuch rówiesnych naszło się do Jóźki, że kiej te szczygły świergotliwe obsiadły przyźbę i ganek, zabawiając się prześmiechami z Jaśkiem Przewrotnym, któren przyleciał za Nastusią, choć go ta już całkiem odpędzała od siebie, na kogo innego rachując. Jóźka ugaszczała je, jak ino mogła, plackiem jajecznym a kiełbasą.<br />
{{tab}}Nastusia rej wiedła, jako najstarsza i że to najbardziej się przekpiwała z chłopaka, co to był niezguła, a siarczystego parobka chciał udawać. Stojał właśnie przed wszystkiemi, w pasiastych portkach, w nowym spencerku i w kapelusie nabakier, ujął się pod boki, a ze śmiechem powiadał:<br />
{{tab}}— Musita o mnie stoić, bom sam jeden parobek we wsi!<br />
{{tab}}— Nie bój się: za krowami dyrdać ma kto jeszcze!<br />
{{tab}}— Pokraka jedna, do skrobania ziemniaków sposobny!<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_172" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/172"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/172|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/172{{!}}{{#if:172|172|Ξ}}]]|172}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Dzieciom nosy obcierać! — wrzeszczały jedna przez drugą, rozgłośnym śmiechem wybuchając, ale Jasiek się nie stropił, strzyknął śliną przez zęby i rzekł:<br />
{{tab}}— O takie głupie skrzaty nie stoję!.. Gęsi wama paść jeszcze!<br />
{{tab}}— Sam łoni za krowim ogonem tańcował, a tera parobka udaje...<br />
{{tab}}— I co dnia portki gubił, tak przed bykiem uciekał.<br />
{{tab}}— Ożeń się z Magdą od Jankla, ta ci pasuje w sam raz.<br />
{{tab}}— Żydowskie bachory niańczy, to i tobie nos będzie umiała ucierać.<br />
{{tab}}— Albo z Jagatą, to ją na odpusty poprowadzisz — rzucały w niego szydliwie.<br />
{{tab}}— A jakbym do której z wódką posłał, toby się do Częstochowy ochfiarowała i wszystkie piątki suszyła z radości! — odpowiedział.<br />
{{tab}}— A pozwoli ci to matka, kiejś w chałupie potrzebny do mycia garnków i macania kur — zawołała Nastka.<br />
{{tab}}— Bo się ozgniewam i pójdę do Marysi Balcerkówny!<br />
{{tab}}— Idź: już tam Marysia czeka na cię z pomietłem, albo czemś gorszem...<br />
{{tab}}— A niech cię jeno dojrzy, to zaraz pieski pospuszcza.<br />
{{tab}}— I nie zgub czego po drodze! — śmiała się Nastuś, pociągając go ździebko za portki, bo miał wszystką przyodziewę kiejby na wyrost.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_173" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/173"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/173|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/173{{!}}{{#if:173|173|Ξ}}]]|173}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Po dziadku dodziera buciarów.<br />
{{tab}}— Kamizelę ma ze wsypy, co ją to świnie podarły.<br />
{{tab}}Leciały słowa kiej grad wraz ze śmiechem; śmiał się zarówno i skoczył, by Nastkę wpół ująć, ale mu któraś podstawiła nogę, że runął jak długi pod ścianę, nie mogąc powstać, bo go wciąż popychały.<br />
{{tab}}— Dajta mu spokój, jakże... — przyciszała Jóźka, pomagając mu wstać, bo choć niedojda, gospodarskim był synem i jej powinowatym przez matkę.<br />
{{tab}}A potem zabawiali się w ślepą babkę.<br />
{{tab}}Jaśka na nią obrały i, zawiązawszy mu oczy, ustawiły go wprost ganku, rozbiegając się naraz z krzykiem na wsze strony, kiej wróble. Pogonił za niemi z rozczapierzonemi rękoma, natykając się co trocha na płoty i ściany; kierował się za śmiechami, ale niełacno którą przychwycił, bo śmigały kole niego kiej jaskółki, potrącając w przelocie, że zatętniało przed chałupą, jakby to stado źrebaków przeganiał po grudzi, a piski, wrzawa, śmiechy się zatrzęsły, aż na całą wieś się rozlegało.<br />
{{tab}}Mrok już gęstniał, zorze się dopalały i zabawa trwała w najlepsze, kiej naraz w podwórzu buchnął wrzask kurzy.<br />
{{tab}}Jóźka poleciała tam w te pędy.<br />
{{tab}}Witek stojał pod szopą, chowając cosik za siebie, a Gulbasiak przywarował za pługami, że mu ino łeb się bielił.<br />
{{tab}}— Nic, Józia... nic... — szeptał pomieszany.<br />
{{tab}}— Kuręście dusili... pióra jeszcze ano lecą...<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_174" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/174"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/174|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/174{{!}}{{#if:174|174|Ξ}}]]|174}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Inom kogutowi trochę z ogona wyrwał, bo mi potrza la mojego ptaka. Ale nie nasz kogut, nie, Józia! Gulbasiak skądciś przyniósł... swojego...<br />
{{tab}}— Pokaż! — rozkazała surowo.<br />
{{tab}}Cisnął jej pod nogi napół żywego ptaka, całkiem oskubanego z piór.<br />
{{tab}}— Pewnie, że nie nasz! — rzekła, nie mogąc rozpoznać. — Ale pokaż swojego cudaka.<br />
{{tab}}Wyniósł na jaśnię już całkiem gotowego kogutka: z drzewa był wystrugany i oblepiony ciastem, w które powtykano piórek, że kiej żywy się widział, bo i łeb z dziobem miał prawdziwy, na patyk nadziany.<br />
{{tab}}Na desce se stojał, czerwono ukraszonej, a tak zmyślnie przyrychtowanej do maluśkiego wozika, że skoro Witek zaruchał długim dyszelkiem, kogut jął tańcować i skrzydła rozkładać, do tego zaś zapiał Gulbasiak, jaże się kury z grzęd odezwały.<br />
{{tab}}— Jezu, a tom póki życia takiego cudaka nie uwidziała! — przykucnęła pobok.<br />
{{tab}}— Dobry jest, co? Utrafiłem, Józia, co? — szeptał z dumą.<br />
{{tab}}— Sameś to wystroił? ze swojej głowy?<br />
{{tab}}Dziw ją rozpierał.<br />
{{tab}}— A sam! Jędrek mi jeno koguta żywego przyniósł... a sam, Józia...<br />
{{tab}}— Moiście wy, a to kiej żywy się rucha, choć z drewna. Pokaż go dzieuchom!... dopiero to będą wydziwiać!... Pokaż, Witek!<br />
{{tab}}— Ni, jutro pójdziemy po dyngusie, to obaczą. Jeszcze sztachetków brak kiele niego, żeby nie {{Korekta|sfrunął|sfrunął.}}<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_175" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/175"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/175|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/175{{!}}{{#if:175|175|Ξ}}]]|175}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— To opatrz krowy i do izby przychodź robić, widniej ci będzie...<br />
{{tab}}— Przyjdę, jeno jeszcze na wsi cosik sprawię...<br />
{{tab}}Wróciła przed dom, ale dziewczyny już skończyły zabawę i zaczęły się rozchodzić, bo noc się robiła, światła zapalali po domach, gwiazdy się też kajś niekaj pokazywały, a chłód wieczorny zaciągał z pól.<br />
{{tab}}Już wszystkie kobiety powróciły z miasta, a Hanka nie nadjeżdżała.<br />
{{tab}}Jóźka narządziła sutą wieczerzę: barszcz na kiełbasie i ziemniaki, tłusto omaszczone. Zaczęła ją podawać na ławę, gdyż Rocho czekał, dzieci jeść skamlały, a Jagna raz po raz zaglądała do izby, kiej Witek wsunął się cichuśko i zaraz przykucnął przed dymiącemi michami. Dziwnie był czerwony, mało jadł i łyżką po zębach dzwonił, tak mu się ręce trzęsły, a nie dojadłszy do końca, poleciał.<br />
{{tab}}Złapała go Jóźka w podwórzu przed chlewem, jak nabierał w połę świńskiego żarcia z cebratki, a ostro nastawała: co mu się stało?<br />
{{tab}}Wykręcał się, jak mógł, wycyganiał, ale wkońcu prawdę powiedział:<br />
{{tab}}— A to odebrałem dobrodziejowi swojego boćka!<br />
{{tab}}— Jezus, Marja! a nie dojrzał cię kto?<br />
{{tab}}— Nie, dobrodziej pojechali, psy poszły żreć, a bociek w ganku stojał! Maciuś to wypatrzył i przyleciał powiedzieć! Kapotą Pietrkową go przydusiłem, by me nie kujnął, i poniesłem do schowka. Ino pary z gęby nie puść, moja złociuśka! Za parę niedziel przywiedę go do chałupy, obaczysz, jak paradował na {{pp|gan|ku}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_176" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/176"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/176|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/176{{!}}{{#if:176|176|Ξ}}]]|176}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|gan|ku}} będzie, a nikto go przecie nie rozpozna. Nie wydaj me ino!<br />
{{tab}}— Hale! kiej cię to z czem wydałam? Dziw mi jeno, żeś to się ważył, Jezu!<br />
{{tab}}— Swoje odebrałem. Pedziałem, co nie daruję, i odebrałem... Potom go pewnie łaskawił, żeby drugie uciechę miały, juści!... — szepnął i poleciał gdziesik w pole.<br />
{{tab}}Niezadługo jawił się znawrotem i zasiadł przed kominem wraz z dziećmi do wykończania kogutka.<br />
{{tab}}A w izbie zrobiło się jakoś sennie i smutno. Jaguś poszła na swoją stronę, zaś Rocho siedział przed domem razem z Bylicą, któren już żydy woził, tak go śpik morzył.<br />
{{tab}}— Idźcie do dom, bo tam na was czeka pan Jacek!— szepnął mu Rocho.<br />
{{tab}}— Na mnie czeka... pan Jacek... dyć lecę... na mnie?... no... no — jąkał zdumiony, całkiem wytrzeźwiawszy, i poszedł.<br />
{{tab}}A Rocho na przyźbie ostał, pacierz szeptał, wpatrzony w noc, w owe nieprzejrzane dalekości nieba, kaj się aż trzęsło od gwiezdnych migotów, dołem zaś, nad ziemiami wynosił się już srodze rogaty miesiąc i bódł ciemności.<br />
{{tab}}W chałupach światła gasły posobnie, kiej oczy snem zwierane; milczenie, przejęte cichuśkiem dygotaniem listeczków i głuchym, dalekim bełkotem rzeczki, rozlewało się dokoła. Tylko jeszcze u młynarzów gorzały okna i zabawiali się dopóźna.<br />
{{tab}}W izbie Borynów już przycichło, spać wszyscy legli, gasząc światło, że ino koło garnków z wieczerzą, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_177" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/177"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/177|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/177{{!}}{{#if:177|177|Ξ}}]]|177}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ustawionych w kominie, żarzyły się węgle, a świerszcz poskrzypiwał gdzieś w kącie, ale Rocho wciąż siedział na dworze, oczekując na Hankę, że dopiero koło samego północka zadudniły kopyta na moście koło młyna i wkrótce wtoczyła się bryka.<br />
{{tab}}Hanka była dziwnie smutna i milcząca, że dopiero kiej zjadła wieczerzę i parobek poszedł do stajni, odważył się pytać:<br />
{{tab}}— Widzieliście męża?<br />
{{tab}}— Całe popołudnie z nim przesiedziałam! Zdrowy jest i dobrej myśli... kazał was pozdrowić... I drugich chłopów też widziałam... mają ich puścić, jeno nikto nie wie, kiedy... U tego, co ma na sądach Antka bronić, też byłam...<br />
{{tab}}Nie mówiła tego, co jej kamieniem zaciężyło na sercu, a jeno takie różności drugie, Antka się nie tyczące, aż rozpłakała się nagle i, choć przysłoniła twarz rękoma, łzy pociekły przez palce.<br />
{{tab}}— Przyjdę rano... odpocznijcie sobie: strząśliście się mocno... by wam nie zaszkodziło...<br />
{{tab}}— A niechbym już raz zdechła i więcej nie cierpiała! — wybuchnęła.<br />
{{tab}}Pokiwał głową i wyniósł się bez słowa, jeno przed chałupą pieski cosik rozszczekane gniewnie przyciszał, do budy zapędzając.<br />
{{tab}}Ale Hanka, choć się zarno do dzieci przyłożyła, usnąć nie mogła mimo utrudzenia. Jakże!... toć Antek ją przyjął, kiej tego psa uprzykrzonego... Święcone ze smakiem jadł, te kilkanaście złotych wziął, nie pytając, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_178" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/178"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/178|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/178{{!}}{{#if:178|178|Ξ}}]]|178}}'''<nowiki>]</nowiki></span>skąd miała, i nawet się nie użalił nad jej umęczeniem daleką drogą!..<br />
{{tab}}Opowiadała mu, co i jak się robi w gospodarce — nie pochwalił, a naprzeciw niejednemu ze złością przyganiał... O całą wieś rozpytywał, a o dzieciach ni wspomniał... Szła ku niemu z tem sercem wiernem i kochającem, utęskniona wielce łask jego; żoną mu przecie ślubną była i matką jego dzieci, to jej nawet nie przyhołubił, nie pocałował, nie zatroskał się o jej zdrowie... Kiej obcy się widział i kiej na obcą sobie spoglądał, niebardzo słuchając jej rozpowiadań, że już wkońcu i mówić nie mogła, żal ją dusił, łzy zalewały, to jeszcze krzyknął, by mu z bekami nie przyjeżdżała! Jezus kochany, dziw, że trupem nie padła... To za tę ciężką służbę kole jego dobra, za pracę nad siły, za te cierpienia wszyćkie — nic w zapłacie: ni jednego słowa łaski, ni jednego słowa pociechy!<br />
{{tab}}— Jezu, wejrzyj miłościwie, wspomóż, bo nie zdzierżę! — jęczała, cisnąc głowę w poduszki, by dzieci nie rozbudzić, a każda kostka w niej z osobna się trzęsła płakaniem, żałością, poniżeniem i strasznem poczuciem krzywdy!<br />
{{tab}}Nie mogła sobie popuścić duszy tam przy nim, ni potem zpowrotem przy ludziach, więc teraz dopiero oddawała się rozpaczy, teraz pozwalała męce rozdzierać serce i łzom gorzkim płynąć.
{{kropki-hr}}
{{tab}}Zaś nazajutrz, w świąteczny poniedziałek, dzień się podnosił jeszcze jaśniejszy, barzej jeno skąpany w rosach i modrawych omgleniach, ale i barzej {{pp|roz|słoneczniony}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_179" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/179"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/179|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/179{{!}}{{#if:179|179|Ξ}}]]|179}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|roz|słoneczniony}} i jakiś zgoła weselszy. Ptaki śpiewały rozgłośniej, a ciepły wiater przeganiał po drzewinach, że szemrały jakby pacierzem cichuśkim; ludzie zrywali się raźniej, wywierając drzwi a okna, na świat Boży lecieli spojrzeć, na sady przytrząśnięte zielenią, na te nieobjęte ziemie, zwiesną oprzędzone, całe rosami skrzące, w słońcu radosnem utopione, na pola, kaj już oziminy, wiatrem kolebane, niby płowe, pomarszczone wody ku chałupom spływały.<br />
{{tab}}Myli się przed domami, przekrzyki się niesły wskroś sadów, kajś już dym walił z komina, konie rżały po stajniach, skrzypiały wierzeje, wodę czerpali ze stawu, bydło szło do picia, krzyczały gęsi, a kiej dzwony uderzyły i ogromne, niebosiężne głosy jęły huczeć i rozlewać się na wieś, na pola, na bory dalekie, wzmogły się jeszcze krzyki, a serca żywiej i weselej zabiły.<br />
{{tab}}Chłopaki już latały z sikawkami, sprawiając sobie śmigus, albo przyczajone za drzewami nad stawem lały nie tylko przechodzących, ale każdego, kto ino na próg wyjrzał, że już nawet ściany były pomoczone i kałuże siwiły się pod domami.<br />
{{tab}}Zawrzały wszystkie drogi i obejścia, wrzaski, śmiechy, przegony narastały coraz barzej, bo i dzieuchy gziły się niezgorzej, lejąc się między sobą i ganiając po sadach, że zaś ich dużo było i dorosłych, to wnet dały radę chłopakom, rozganiając ich na wszystkie strony, a tak się rozswawolili, że nawet Jaśka Przewrotnego, któren się z sikawką od gaszenia pożarów zaczajał na Nastkę, dopadły Balcerkówny, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_180" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/180"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/180|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/180{{!}}{{#if:180|180|Ξ}}]]|180}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wodą zlały i jeszcze do stawu zepchnęły na pośmiewisko...<br />
{{tab}}Ale ozgniewany za despekt, iż to dzieuchy górę nad nim wzięły, przyzwał w pomoc Pietrka Borynowego i tak się zmyślnie zasadzili na Nastkę, aż ją dostali w pazury i pod studnię zawlekli, a tak srodze spławili, jaże wniebogłosy wrzeszczała... Zaś potem, dobrawszy jeszcze Witka, Gulbasiaka i co starszych, chycili Marysię Balcerkównę i taką jej kąpiel sprawili, aż matka z kijem leciała na pomoc; przyparli też gdzieś Jagnę i tęgo utytlali, nawet Jóźce nie przepuszczając, choć się prosiła i z bekiem leciała na skargę do Hanki.<br />
{{tab}}— Skarży się a rada, oczy się jej skrzą do figlów!<br />
{{tab}}— A i mnie zapowietrzone do żywej skóry dojęły! — użalała się wesoło Jagustynka, wpadając do chałupy.<br />
{{tab}}— Niby te obwiesie komu przepuszczają! — biadoliła Jóźka, przewłócząc się w suche szmaty, ale mimo strachu wyszła potem na ganek, bo aż dudniało na drogach od przeganiań i wieś się trzęsła wrzaskami: chłopaki dziw nie oszalały z uciechy, chodzili całą hurmą, zaganiając, kto się napatoczył, pod sikawki, aż sołtys musiał rozganiać swawolników, bo niesposób się było pokazać z chałupy.<br />
{{tab}}— Wama cosik niezdrowo po wczorajszem? — szepnęła Jagustynka, susząc plecy przed kominem.<br />
{{tab}}— Juści, trzęsie się we mnie i cięgiem me kopie, mgli me przytem...<br />
{{tab}}— Połóżcie się. Trzaby się wam napić maciórkowego naparu! Strzęśliście się wczoraj! — zafrasowała się <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_181" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/181"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/181|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/181{{!}}{{#if:181|181|Ξ}}]]|181}}'''<nowiki>]</nowiki></span>bardzo, ale że zapachnęła kiszka przysmażona, siadła wraz z drugimi do śniadania, łakomie wypatrując większego kawałka.<br />
{{tab}}— Pojedzcie i wy, gospodyni: głodzeniem zdrowiu nie pomoże...<br />
{{tab}}— Kiej mi się mierzi mięso; arbaty se zgotuję.<br />
{{tab}}— Na przepłókanie flaków niezgorsze, ale byście się gorzałki przegotowanej z tłustością i korzeniami napili, rychlejby pomogło...<br />
{{tab}}— Juści, zmarlakaby postawiły takie leki!.. — zaśmiał się Pietrek, któren wziął miejsce kole Jagusi, w oczy jej zaglądał, podając usłużliwie, na co jeno spojrzała, i cięgiem ją zagadując, ale że go zbywała bele czem, jął rozpytywać Jagustynkę o Mateusza, o Stacha Płoszkę i drugich.<br />
{{tab}}— Jakże, widziałam wszystkich, spólnie se siedzą, a pokoje mają dworskie zgoła, wysokie, widne, z podłogą, jeno że z tą żelazną pajęczyną w oknach, by się im na spacer nie zachciało. A przekarmiają ich też niezgorzej. Grochówkę im przynieśli w połednie, spróbowałam: kieby na starym bucie zgotowana i smarowidłem od woza omaszczona. Na drugie zaś prażonych jagieł im postawili... no, Łapaby kulas na nie podniósł, a nie powąchał nawet. Za swoje się żywią, któren zaś nie ma grosza, pacierzem se to jadło doprawia — opowiadała urągliwie.<br />
{{tab}}— Rychło zaczną puszczać?<br />
{{tab}}— Powiedały, że już na przewody niektóre wrócą! — szepnęła ciszej, obzierając się trwożnie na Hankę, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_182" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/182"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/182|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/182{{!}}{{#if:182|182|Ξ}}]]|182}}'''<nowiki>]</nowiki></span>a Jagnę jakby coś podrzuciło z miejsca, że uciekła z izby, jeść nie skończywszy, stara zaś o Kozłowej zaczęła mówić.<br />
{{tab}}— Późno wróciły i z niczem, przetrzęsły się {{korekta|eno|jeno}} po kiełbasach i dworowi się napatrzyły! Powiedają, że czymś innem pachnie niźli chałupa!.. Dziedzic im powiedział, co nikomu poradzić nie może, bo to sprawa komisarza i urzędu, a kiejby nawet mógł, też by się nie wstawił za żadnym Lipczakiem, boć przez nich sam jest szkodny najbarzej! Wiecie, że to las mu sprzedawać wzbronili, a kupce go teraz po sądach włóczą. Klął pono siarczyście i krzyczał, że kiej on przez chłopów ma iść z torbami, to niech całą wieś zaraza wytraci!.. Kozłowa już z tem od rana po chałupach lata i pomstą odgraża.<br />
{{tab}}— Głupia, co mu ta zrobi pogrozą!<br />
{{tab}}— Moiście, a bo to wiada, kiej kto komu miętkie miejsce wymaca, że i najlichszy... — urwała, porywając się podtrzymać Hankę, lecącą na ścianę.<br />
{{tab}}— Laboga! By to prędzej nie przyszło przed czasem — szeptała wystraszona, ciągnąc ją do łóżka, bo jej w ręku zemglała, pot kroplisty wystąpił na jej twarz, żółtemi plamami okrytą. Leżała, ledwie dychając, stara zaś octem wycierała jej skronie i, dopiero kiej chrzanu pod nos nakładła, Hanka oprzytomniała, otwierając oczy, zgudka ją jeno chyciła.<br />
{{tab}}Rozeszli się do obrządzeń gospodarskich, Witek tylko ostał i, upatrzywszy sposobną porę, jął prosić gospodyni, aby go puściła z kogutkiem.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_183" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/183"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/183|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/183{{!}}{{#if:183|183|Ξ}}]]|183}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A idź, przyodziewy jeno nie ściarachaj i sprawuj się dobrze! Psy uwiąż, by za wami na drugie wsie nie poleciały! Kiedyż pójdzieta?<br />
{{tab}}— A zarno po kościele.<br />
{{tab}}Jagustynka wraziła głowę przez okno i zapytała:<br />
{{tab}}— Kaj to psy, Witek? Wyniesłam im jeść, wołam i ni jednego!<br />
{{tab}}— Prawda, dyć i w oborze rano nie były! Łapa! Burek! na tu! — nawoływał, wybiegając przed dom, ale się nie odezwały.<br />
{{tab}}— Musiały na wieś polecieć, bo suka Kłębów się goni... — objaśnił.<br />
{{tab}}Nikomu do głowy nie przyszło myśleć, kaj się psy podziały — zwyczajna przecie rzecz. Dopiero po jakimś czasie Jóźka posłyszała gdziesik w podwórzu jakby głuche skamlenie, a nic tam nie nalazłszy, pobiegła w sad, myśląc, że to Witek się rozprawia z jakimś psem obcym. Zdziwiła się, nie dojrzawszy nikogo, sad był pusty i to skomlenie ucichło; ale powracając, natknęła się na Burka; leżał nieżywy pod szczytową ścianą — łeb miał rozwalony.<br />
{{tab}}Narobiła takiego wrzasku, że się wszyscy zlecieli.<br />
{{tab}}— Burek zabity! Złodzieje pewnie!<br />
{{tab}}Trwoga powiała nad nimi.<br />
{{tab}}— A dyć nie co insze, w imię Ojca i Syna! — krzyknęła Jagustynka, dojrzawszy naraz kupę ziemi wywalonej i dół wielki pod przyciesiami.<br />
{{tab}}— Podkopali się do ojcowej komory!<br />
{{tab}}— Jama, że koniaby przewlókł!<br />
{{tab}}— A zboża pełno w dole!<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_184" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/184"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/184|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/184{{!}}{{#if:184|184|Ξ}}]]|184}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Jezu, a może tam jeszcze są zbóje! — zakrzyczała Jóźka.<br />
{{tab}}Rzucili się na Borynową stronę, Jagusi już nie było, stary jeno leżał twarzą do izby, w komorze zaś, zawdy mrocznej, widno było, światło buchało dziurą, że łacno dojrzeli jako wszystko było pomieszane, kiej groch z kapustą, zboże powysypywane zalegało ziemię razem ze szmatami, pościąganemi z drągów; nawet motki przędzy i wełna leżały potargane i zwichlone. Niesposób było narazie zmiarkować, czego brakowało.<br />
{{tab}}Ale Hanka odrazu pomiarkowała, że to kowalowa być musi robota; gorąc ją przejął na myśl, iż kiejby się jeden dzień opóźniła, nalazłby pieniądze i zabrał... Nachyliła się nad dołem, kryjąc przed ludźmi kuntentność, a sprawdzając cosik sobie za stanikiem.<br />
{{tab}}— Czy aby nie brak czego w oborze? — rzekła, niby tknięta podejrzeniem.<br />
{{tab}}Na szczęście, nic nigdzie nie brakowało.<br />
{{tab}}— Dobrze były drzwi pozawierane! — ozwał się Pietrek i skoczył naraz do ziemniaczanego dołu, odwalił z wejścia ocipkę wielgachną i wyciągnął stamtąd Łapę skowyczącego.<br />
{{tab}}— Juści, że złodzieje go tam wrzucili, ale to dziwne, pies zły i dał się...<br />
{{tab}}— I nikto w nocy nie słyszał szczekania!<br />
{{tab}}Dali znać o sprawie sołtysowi, rozniosło się też migiem po wsi, że w dyrdy lecieli oglądać, wyrzekać a deliberować. Sad zapełnił się ludźmi, cisnęli się kiej do konfesjonału, kużden głowę wtykał do dołu, powiadał swoje i Burka pilnie oglądał.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_185" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/185"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/185|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/185{{!}}{{#if:185|185|Ξ}}]]|185}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Zjawił się i Rocho, a uspokoiwszy rozpłakaną i wrzeszczącą Jóźkę, która każdemu zosobna opowiadała, jak to było, poszedł do Hanki, leżącej znowu na łóżku, ale jakoś dziwnie spokojnej...<br />
{{tab}}— Zląkłem się, byście tego zbytnio do serca nie wzięli! — zaczął.<br />
{{tab}}— I... niczego chwała Bogu nie wziął... zapóźnił się... — przyciszyła głos.<br />
{{tab}}— Miarkujecie kto?..<br />
{{tab}}— Dałabym głowę, że kowal.<br />
{{tab}}— To chyba na cosik upatrzonego polował?<br />
{{tab}}— Juści... jeno że mu się wypsnęło, do waju tylko mówię...<br />
{{tab}}— Juści, za rękę trzaby złapać, albo świadków mieć... No, na co się to człowiek waży la grosza!..<br />
{{tab}}— Nawet przed Antkiem się nie wygadajcie, moi drodzy! — prosiła.<br />
{{tab}}— Wiecie, żem nieskory do zwierzeń, a łacniej przecież zabić człowieka, niźli go urodzić. Znałem go, że krętacz, ale o taką rzeczbym nie posądził.<br />
{{tab}}— Jego stać na najgorsze, znam ja go dobrze...<br />
{{tab}}Wójt nadszedł z sołtysem i wzięli oglądać szczegółowo, wypytując się Jóźki o wszystko.<br />
{{tab}}— Żeby Kozioł nie siedział, myślałbym, co to jego sprawka... — szepnął wójt.<br />
{{tab}}— Cichojcie, Pietrze, bo Kozłowa ku nam zmierza — trącił go sołtys.<br />
{{tab}}— Spłoszyli się, że nic pono nie unieśli.<br />
{{tab}}— Pewnie strażnikom trzaby dać znać... nowa <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_186" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/186"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/186|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/186{{!}}{{#if:186|186|Ξ}}]]|186}}'''<nowiki>]</nowiki></span>robota, diabli nadali, że człowiek świąt nawet zażyć spokojnie nie może...<br />
{{tab}}Sołtys naraz się schylił i podniósł żelazny, okrwawiony pręt.<br />
{{tab}}— Temci zakatrupił Burka!<br />
{{tab}}Żelazo przechodziło z rąk do rąk.<br />
{{tab}}— Pręt, z jakiego zęby do bron kują.<br />
{{tab}}— Mogli ukraść choćby i z kuźni Michałowej.<br />
{{tab}}— Kuźnia już od piątku zawarta.<br />
{{tab}}— Kowala trza wypytać, czy mu nie zginęło.<br />
{{tab}}— Tak mogli ukraść, jak mogli przynieść z sobą, wójt to wama mówi, a kowala w chałupie niema, co zaś robić, moja to sprawa z sołtysem! — podniósł głos, krzycząc, by się nie tłoczyli po próżnicy i do dom szli.<br />
{{tab}}Nikto się go nie ulęknął, jeno że czas się było zabierać do kościoła, to wnet się porozchodzili, bo już i ludzie z drugich wsi nad płotami ciągnęli gęsiego i wozy coraz częściej dudniły na moście.<br />
{{tab}}A kiej się docna wyludniło, wsunął się do sadu Bylica i nuże dopiero oglądać swojego pieska, cucić go a przemawiać do niego cichuśko.<br />
{{tab}}Dom też opustoszał, do kościoła poszli, Hanka jeno w łóżku ostała, pacierze se przepowiadając, a myśląc o Antku, że zaś cicho się zrobiło, bo stary dzieci powiódł na drogę, zasnęła kwardo.<br />
{{tab}}Już ano stanęło przypołudnie, galancie przygrzane i tak cichuśkie, jaże śpiewy narodu rozchodziły się z kościoła i brzęczały po szybach, już i przedzwonili na Podniesienie, a ona cięgiem spała. Zbudził ją dopiero turkot wozów pędzących po wybojach, bo jak <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_187" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/187"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/187|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/187{{!}}{{#if:187|187|Ξ}}]]|187}}'''<nowiki>]</nowiki></span>to było we zwyczaju, w drugie święto Wielkanocy, po sumie, ścigali się, któren pierwej dopadnie swojej chałupy, że ino migały przez drzewa bryki, zapchane ludźmi, i konie, prane batami. Ścigali się tak siarczyście, że chałupa się trzęsła i wrzawa turkotów i śmiechów wichrem przeleciała.<br />
{{tab}}Chciała się podnieść, obaczyć, ale domowi wracali i Jagustynka, krzątając się kiele obiadu, jęła opowiadać, jak zwaliło się tylachna narodu, co i połowa nie miała miejsca w kościele, że wszystkie dwory zjechały, a po sumie dobrodziej zwoływał gospodarzy do zakrystji i cosik z nimi uradzał, Jóźka zaś znowuj rozpowiadała o dziedziczkach, jak to były wystrojone.<br />
{{tab}}— Wiecie, a to panienki z Woli to ci takie kupry dźwigają na zadzie, jakby te indory, kiej se ogony rozczapierzone postawią.<br />
{{tab}}— Sianem se te miejsca wypychają, lebo gałganami — pojaśniała stara.<br />
{{tab}}— A w pasie wcięte kiej osy, batem by je poprzecinał, że ani poznać, kiej te brzuchy dziewają... Zbliskam wypatrywała.<br />
{{tab}}— Kaj? a pod gorsety wpychają. Powiadała mi jedna dwórka, co za pokojową była w Modlickim dworze, jak to poniektóre dziedziczki się głodzą i pasami na noc ściągają, by ino nie pogrubieć. Taka moda dworska, aby każda pani cieniuśką się wydawała, niby tyczka, na zadzie jeno wydęta.<br />
{{tab}}— We wsi inaczej, boć z chudych przekpiwają się parobki.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_188" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/188"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/188|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/188{{!}}{{#if:188|188|Ξ}}]]|188}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Zaśby nie! dzieucha musi być kiej lepa, rozrosła wszędzie taka, co to jak się człek do niej przyprze, to jakby do pieca gorącego... — powiedział Pietrek, wpatrzony w Jagusię, wystawiającą garnki z komina.<br />
{{tab}}— Widzisz go, pokrakę, wypróżnował się, podjadł se mięsem i jakie mu to już smaki na ozór przychodzą! — zgromiła go Jagustynka.<br />
{{tab}}— Jak taka się przy robocie rucha, to dziw się jej wełniak nie rozpęknie...<br />
{{tab}}Chciał jeszcze cosik trefnego dodać, ale Dominikowa przyszła opatrywać Hankę i wygonili go z izby.<br />
{{tab}}Obiad też zaraz podawali na ganku, gdyż ciepło było i słonecznie. Młoda zieleń polśniewała, trząchając się cichuśko na gałązkach i gmerząc kiej motyle, ptasie świegoty roznosiły się ze sadów.<br />
{{tab}}Dominikowa zakazała Hance ruszać się z pościeli, a że zaraz po obiedzie nadeszła Weronka z dziećmi, do łóżka przystawili ławę i Jóźka naniosła święconego i flachę gorzałki z miodem, bo Hanuś, choć z trudem nieco, ale godnie, po gospodarsku podejmowała siostrę i sąsiadki, które wedle zwyczaju jęły posobnie przychodzić w goście, użalać się nad nią, gorzałki pociągać, słodkim plackiem wolniuśko się delektować i różności sąsiedzkie rozpowiadać, głównie zaś o tym podkopie pod komorę trajkotać.<br />
{{tab}}Zasie domowi przed chałupą się wygrzewali, poredzając z ludźmi, jacy wciąż do sadu szli, a srodze medytowali nad jamą jeszcze niezawaloną, gdyż wójt wzbronił do czasu przyjazdu pisarza i strażników.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_189" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/189"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/189|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/189{{!}}{{#if:189|189|Ξ}}]]|189}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Właśnie Jagustynka była rozpowiadała o tem, niewiada już dzisiaj po raz który, kiej z podwórza wywalili się chłopaki z kogutkiem. Witek ich wiódł, wystrojony sielnie, w butach nawet i kaszkiecie Borynowym, srodze nabakier nadzianym, a pobok w kupie szedł Maciuś Kłębów, Gulbasiak, Jędrek, Kuba Grzeli z krzywą gębą syn i drugie. Kije mieli w rękach i torbeczki przez plecy, Witek zaś tulił pod pachą skrzypice Pietrkowe.<br />
{{tab}}Wywiedli się na drogę z paradą i najpierwej ruszyli do dobrodzieja, bo tak po inne roki parobki poczynały. Śmiało weszli do ogrodu, przed plebanię, ustawili się w rząd, wysuwając przed się kogutka. Witek zagrał na skrzypicy, Gulbasiak jął kręcić cudakiem i piać, a wszyscy, rypiąc kijami i nogami do wtóru, wraz zaśpiewali piskliwie: <br />
{{f|<poem>Przyszliśmy tu po dyngusie!
Zaśpiewamy o Jezusie,
O Jezusie, o Maryje —
Dajcie nam co, gospodynie!..</poem>|w=85%|przed=15px|po=15px}}
{{tab}}I długo śpiewali, a coraz śmielej i rozgłośniej, aż wyszedł dobrodziej i po dziesiątku im rozdał, kogutka pochwalił i z łaską ich odpuścił...<br />
{{tab}}Witek jaże spotniał ze strachu, czy o boćka nie zagada, snadź go jednak wśród drugich nie rozpoznał, ale na pokoje odszedł, przysyłając jeszcze przez dziewczynę słodziuśkiego placka, że huknęli mu śpiewkę na podziękę i do organistów pociągnęli.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_190" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/190"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/190|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/190{{!}}{{#if:190|190|Ξ}}]]|190}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Potem zaś już chałupy nawiedzali wraz z całą chmarą dzieci rozwrzeszczanych i tak się cisnących, że musieli obraniać kogutka przed naporem, gdyż każde piórek chciało tykać i kijaszkiem zaruchać.<br />
{{tab}}Witek ich prowadził, rej wiodąc i na wszystko mając czujne oko, nogą znać dawał, by zaczynać, a smykiem rządził, kaj nutę wyciągać cieniuśką, a kaj grubą; jemu też oddawali gościńce. A z taką paradą się wodzili i tak szumnie, jaże na całą wieś roznosiły się śpiewania i przygrywki skrzypicy, a ludzie wielce się dziwowali, że to skrzaty, ledwie odrosłe od ziemie, a poczynają sobie niby parobki.<br />
{{tab}}Pod zachód się już miało, poczerwieniałe ździebko słońce przetaczało się nad bory, a po niebie modrem rozwłóczyły się białe chmurki, kiej te nieprzeliczone stado gęsi, wiater się też ruchał kajś górą chwiejąc czubami ordzawiałych topoli, a we wsi czyniło się coraz rojniej i gwarliwiej: starsi poredzali przed chałupami, zasiedając progi, dzieuchy gziły się nad stawem, lub ująwszy się wpół, chodziły kolebiąco, piesneczki zawodząc, iż kiej kwiaty makowe lebo nasturcji roiły się między drzewinami, we wodzie się odbijając niby w lustrze, dzieci latały z dyngusiarzami, zaś jeszcze insi w pola szli miedzami.<br />
{{tab}}Na nieszpór już przedzwaniali, kiej gruba Płoszkowa, odwiedziwszy przódzi Borynę, wchodziła do Hanki.<br />
{{tab}}— Byłam u chorego. Jezu, a to leży, jak leżał... Zagadywałam: ani spojrzał na mnie. Słońce mu świeci na łóżko, to je palicami zagrabia, jakby w garście chciał <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_191" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/191"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/191|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/191{{!}}{{#if:191|191|Ξ}}]]|191}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ująć i kiej to maluśkie dzieciątko w niem grzebie! Prosto płakać, co się to z człowieka zrobiło! — rozpowiadała, siadając przy łóżku, ale przepiła jak i drugie, sięgając do placka. — Jada to teraz, bo widzi mi się potłuściał?<br />
{{tab}}— Już niezgorzej, że może mu ku zdrowiu idzie!..<br />
{{tab}}— Chłopaki poszły z kogutkiem do Woli! — zatrajkotała Jóźka, wpadając, ale dojrzawszy Płoszkową, wyniesła się przed dom do Jagusi.<br />
{{tab}}— Jóźka, bydło czas obrządzać! — zawołała.<br />
{{tab}}— Pewnie komu święta, to święta, a brzuch zawdy o głodzie pamięta! Byli z kogutkiem i u mnie... sprawny ten wasz Witek i ze ślepiów mu dobrze patrzy.<br />
{{tab}}— Juści, co do figlów pierwszy, do roboty jeno go trza kijem napędzać!<br />
{{tab}}— Moiście, a dyć ze służbą wszędy jednaka bieda! Młynarzowa się przede mną uskarżała na swoje dziewki, że pół roku utrzymać nie może.<br />
{{tab}}— Prędko się tam dorabiają dzieciaków... Świeży chleb pomaga!<br />
{{tab}}— Chleb jak chleb, ale to czeladnik sprawi, to synek, ten z klas, do domu zajrzy, a powiadają, że i sam młynarz żadnej nie przepuści... to i trudno dziewki dotrzymać do roku. Coprawda, to i służba hardzieje... Mój ano chłopak do pasionki, że to chłopaków w domu brak, za psa me uważa i każe se mleka na podwieczorek podawać! Słyszane to rzeczy!<br />
{{tab}}— Parobka mam, to mi nie nowina, czego im się zachciewa, ale godzić się na wszyćko muszę, bo <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_192" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/192"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/192|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/192{{!}}{{#if:192|192|Ξ}}]]|192}}'''<nowiki>]</nowiki></span>pójdzie se we świat w największą robotę i cóż pocznę przez niego w tylim gospodarstwie!<br />
{{tab}}— Żeby go wama tylko nie odmówiła która — rzekła ciszej.<br />
{{tab}}— Wiecie to co? — zatrwożyła się niemało.<br />
{{tab}}— Doszło me cosik zboku... może cyganią, to nie rozpowiadam. Hale, gadu gadu, a z czem to ja przyszłam? Obiecały się przyjść niektóre, ugwarzym się sieroty, przyjdźcie i wy... jakże Borynowej bynie było, kiej co najpierwsze się zbierą.<br />
{{tab}}Przypochlebiała, ale Hanka wymówiła się słabością, po prawdzie, bo już poczuła się ździebko napitą.<br />
{{tab}}Płoszkowa, wielce markotna odmową, Jagnę poszła zapraszać.<br />
{{tab}}Ale i Jagusia się wymawiała, że to już kajś indziej z matką się obiecały...<br />
{{tab}}— Poszlibyście, Jagna, ckni się wama za chłopami, a do Płoszkowej ani chybi co Jambroży zajrzy, albo któren z dziadków i zawżdy chocia portkami zaleci... — szepnęła Jagustynka spod chałupy.<br />
{{tab}}— A wy to po swojemu, tem słowem kieby nożem żgacie...<br />
{{tab}}— Wesoło mi, tom rada kużdemu, czego mu potrza! — szydziła.<br />
{{tab}}Jaguś ciepnęła się ze złości i na drogę wyszła, bezradnie wodząc oczyma po świecie i ledwie płacz wstrzymując. Juści, że się jej strasznie ckniło!<br />
{{tab}}Cóż, że święta czuć było wszędzie, że ludzie się roili, że śmiechy i krzyki trzęsły się nad wsią, że nawet po szarych polach czerwieniały kobiety i piesneczki kajś <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_193" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/193"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/193|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/193{{!}}{{#if:193|193|Ξ}}]]|193}}'''<nowiki>]</nowiki></span>niekaj dzwoniły?.. — jej było smutnie i tak ckno czegoś, że już wytrzymać nie mogła. Od samego rana tak ją cosik rozpierało i ponosiło, że po znajomych latała, po drogach, w pole wychodziła i nawet coś ze trzy razy się przeobłóczyła, na darmo wszystko, nie pomogło: rwało ją coraz barzej, by gdziesik lecieć, coś robić, szukać czegoś...<br />
{{tab}}Że i teraz się poniesła aż na topolową drogę i szła zapatrzona w czerwoną kulę słońca, spadającego nad bory, szła przez te progi cieniów i lśnień, które zachód rzucał przez drzewa.<br />
{{tab}}Chłód mroków ją owionął, a ciche, nagrzane dychanie pól przejmowało nawskroś lubym dygotem; od wsi goniły słabnące gwary, a skądciś zawiewał zawodliwy głos skrzypicy i czepiał się serca, kiejby ta złotemi rosami brzęcząca pajęczyna, jaże rozsnuła się w cichuśkim trzepocie topoli, w mrokach, co już pełzały bruzdami i czaiły się w krzach tarnin.<br />
{{tab}}Szła przed siebie, ani wiedząc, co ją niesie i dokąd.<br />
{{tab}}Wzdychała głęboko, czasami ręce rozwodząc, czasami przystając bezradnie i tocząc rozpalonemi oczyma, jakby zaczepki dla udręczonej duszy szukała, ale szła dalej, przędąc myśli wiotkie i nikłe, jako te świetliste nici na wodzie, że nie uchycisz, bo zmącą się i przepadną od cienia ręki. Patrzała w słońce, nie widząc niczego, topole, co rzędami pochylały się nad nią, zdały się jej jako zamglone przypomnienia... Siebie jeno mocno czuła i to, że ją rozpiera jaże do bólu, do krzyku, do płaczu, że ją ponosi gdziesik, iż czepiłaby się tych ptaków, lecących pod zachód, i na kraj świata <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_194" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/194"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/194|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/194{{!}}{{#if:194|194|Ξ}}]]|194}}'''<nowiki>]</nowiki></span>pofrunęła. Wzbierała w niej jakaś moc paląca i tak rzewliwa, że łzy przysłaniały oczy i ognie się po niej rozlewały; rwała lepkie, pachnące pędy topoli, chłodząc nimi rozpalone usta i oczy...<br />
{{tab}}Czasem przysiadała pod drzewem i skulona, wsparłszy twarz na pięściach, zapadała w siebie bez pamięci, cisnąc się jeno do pnia i prężąc... i ledwie dysząc...<br />
{{tab}}Jakby i w niej wiosna zaśpiewała swoją pieśń upalną, że burzyło się w niej i cosik poczynało, jako w tych ziemiach rodnych, ugorem leżących, poczyna się o wiośnie, jako w tych drzewinach, opitych mocą rostu, śpiewa i jako wszędy się rozpręża, kiej pierwsze słońce przygrzeje...<br />
{{tab}}Dygotała w sobie, paliły ją oczy, zaś omdlałe nogi stulały się bezwolnie i ledwie ją niesły. Płakać się jej chciało, śpiewać, tarzać po runiach zbóż mięciuchnych i chłodnymi rosami operlonych, to brała ją szalona chęć skoczyć w ciernie, przedzierać się wskroś szarpiących gąszczów i poczuć dziki, luby ból przepierań i szamotań.<br />
{{tab}}Zawróciła naraz zpowrotem i, dosłyszawszy głosy skrzypicy, pobiegła ku nim. Hej, tak zakręciły się w niej, taką zawrotną lubością przejęły, że w tanyby się puściła, w ścisk karczmy rozhukanej, w tumult, w pijatykę nawet, że choćby w samo zatracenie, hej!..<br />
{{tab}}Dróżką od cmentarza, do topolowej, całą w czerwonych ogniach zachodu, szedł ktosik z książką w ręku i pod białemi brzózkami przystawał.<br />
{{tab}}Jasio to był, organistów syn.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_195" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/195"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/195|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/195{{!}}{{#if:195|195|Ξ}}]]|195}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Z za drzewa chciała popatrzeć na niego, ale ją dojrzał.<br />
{{tab}}I uciec nie poredziła, nogi jakby się ziemi czepiły, i oczu nie mogła oderwać od niego; zbliżał się z uśmiechem, zęby mu grały w czerwonych wargach, smukły był, rosły i biały na gębie.<br />
{{tab}}— Jakbyście mnie, Jaguś, nie poznali?<br />
{{tab}}Aż ją w dołku ścisnęło od tego głosu.<br />
{{tab}}— Cobym ta nie poznała!.. jeno pan Jaś taki tera galanty, taki inszy...<br />
{{tab}}— Pewnie, lata idą... Byliście u kogo na budach?<br />
{{tab}}— Tak sobie ino chodziłam, święto przecie. Nabożna? — tknęła nieśmiało książki.<br />
{{tab}}— Nie, o krajach dalekich i o morzach!<br />
{{tab}}— Jezu! o morzach! A te obraziki też nie święte?<br />
{{tab}}— Zobaczcie! — podsunął jej pod oczy książkę i pokazywał.<br />
{{tab}}Stali ramię w ramię, bezwolnie wpierając się w siebie biedrami, a tykając głowami nisko przychylonymi. Pojaśniał ją niekiedy, wtedy podnosiła na niego oczy podziwu pełne, nie śmiejąc dychać ze wzruszenia, a cisnąc się coraz barzej, by lepiej dojrzeć, gdyż słońce opuściło się już za bory.<br />
{{tab}}Naraz wstrząsnął się cały i odsunął ździebko.<br />
{{tab}}— Mroczeje, czas do domu! — szepnął cicho.<br />
{{tab}}— A to pódźmy!<br />
{{tab}}Szli w milczeniu, nakryci prawie cieniami drzew. Słońce zaszło, modrawe mroki trzęsły się na pola, zórz dzisiaj nie było, jeno przez grubachne pnie topoli widniał na niebie złocisty rozlew, świat przygasał.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_196" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/196"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/196|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/196{{!}}{{#if:196|196|Ξ}}]]|196}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— I to wszystko prawda, co tam pokazane? — przystanęła.<br />
{{tab}}— Wszystko, Jaguś, wszystko.<br />
{{tab}}— Jezu, takie wody wielgachne, takie światy, że uwierzyć trudno.<br />
{{tab}}— Są, Jaguś, są! — szeptał coraz ciszej, zaglądając jej w oczy z tak bliska, że wstrzymała oddech, dreszcz ją przeszedł i podała się piersiami naprzód, czekała, iż ją obejmie i do pnia przyprze, jaże ramiona się jej ozwarły i gotowa się była dać, ale Jasio odsunął się śpiesznie.<br />
{{tab}}— Muszę iść prędzej, dobranoc Jagusi! — i poleciał.<br />
{{tab}}Z dobry pacierz przestojała, nim się poredziła ruszyć z miejsca.<br />
{{tab}}— Urzekł me, czy co! — myślała, wlekąc się ociężale, mąt jakiś miała w głowie, ciągotki ją rozbierały.<br />
{{tab}}Wieczór się robił, światła błyskały tu i owdzie, a z karczmy roznosiło się granie i przytłumione rozmowy.<br />
{{tab}}Zajrzała przez okno do izby rozświetlonej: pan Jacek stojał w pośrodku i rznął na skrzypcach, zaś przed szynkwasem kolebał się Jambroży, krzykliwie cosik rozpowiadał komornicom, często po kieliszek sięgając.<br />
{{tab}}Naraz ktosik ją wpół krzepko ujął, że krzyknęła kurcząc się i wydzierając.<br />
{{tab}}— Przydybałem cię i nie puszczę... napijem się ździebko... pódzi... — szeptał wójt, nie zwalniając z pazurów i pociągnął ją bocznemi drzwiami do alkierza.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_197" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/197"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/197|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/197{{!}}{{#if:197|197|Ξ}}]]|197}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Nikto nie dojrzał, bo już prawie ciemno było na świecie i mało kto przechodził drogą.<br />
{{tab}}Wieś już przycichała, milkły gwary i pustoszały opłotki, naród rozchodził się po chałupach, dobiegały święta i dni słodkich wczasowań, powszednie jutro stojało za progiem i w mrokach ostre kły szczerzyło, że niejedną duszę lęk ściskał i turbacje obsiadały na nowo...<br />
{{tab}}Posmutniała wieś i przygłuchła, jakby do ziem barzej przywierając i tuląc się w sady oniemiałe, jeszcze tam kajś niekaj siedzieli na przyźbach, dojadając święcone i zcicha gwarząc, gdzie zaś spać się rychlej wybierali, pieśnie pobożne przyśpiewując.<br />
{{tab}}Tylko u Płoszkowej rojno było i gwarno: zeszły się były sąsiadki, a obsiadłszy ławy, poredzały godnie między sobą. Wójtowa na pierwszym miejscu {{korekta|siedziała|siedziała,}} zaś pobok pękata, wyszczekana Balcerkowa swojego dowodziła; była i chuda Sikorzyna, była i jazgocząca cięgiem Borynowa, stryjeczna chorego, była i kowalowa z najmłodszem przy piersi, ugwarzająca się z pobożną, cichą sołtysową, i drugie były, co najpierwsze we wsi.<br />
{{tab}}Siedziały napuszone i odęte, kiej kwoki w barłogu, a wszyćkie we świątecznych sutych wełniakach, w chustkach, lipecką modą do pół pleców opuszczonych, w czepcach kiej koła bieluchne, a rzęsiście skarbowane nad czołami, we fryzkach po uszy nastroszonych, na które tyle korali nawiesiły, ile która miała. Zabawiały się galanto, gęby zwolna czerwieniały i kuntentność rozpierała, poprawiały pilnie wełniaków, by się nie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_198" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/198"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/198|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/198{{!}}{{#if:198|198|Ξ}}]]|198}}'''<nowiki>]</nowiki></span>przygnietły, i już jęły do się przysiadać coraz bliżej, a ciszej poredzać, bierąc się wzajem na ozory.<br />
{{tab}}A kiej kowal się jawił, powiedał, co prosto z miasta wraca, na dobre się rozweseliły. Chłop był wyszczekany, jak mało któren, że zaś był już ździebko napity, to jął wycyganiać takie rzeczy do śmiechu, jaże za boki się brały; izba się zatrzęsła, on zaś śmiał się najgłośniej, jaże ten jego rechot słychać było u Borynów.<br />
{{tab}}Długo se używali, bo coś trzy razy Płoszkowa po gorzałkę posyłała do Żyda.<br />
{{tab}}Zaś u Borynów jeszcze siedzieli przed chałupą. Hanka wstała i, otulona w kożuch, gdyż ziąb wziął po zachodzie, była z drugimi.<br />
{{tab}}Póki dnia starczyło, Rocho im czytał z książki, że nieraz Hanka, rozglądając się, przykazywała cicho Jóźce:<br />
{{tab}}— Wyjrzyjno na drogę...<br />
{{tab}}Ale nikogoj nie było i czytał, póki wieczór nie zamroczył ziemi, a potem powiadał jeszcze różności, gdyż srodze się rozciekawili. Noc ich okrywała, iż ledwie się znaczyli na białej ścianie chałupy; wieczór się stawał ciemny i chłodny, gwiazdy nie wzeszły, głucha cichość ogarniała świat, jeno co woda bełkotała kajściś i psy warczały.<br />
{{tab}}Zbili się w kupę, że Nastuś z Jóźką, Weronka z dziećmi, Jagustynka, Kłębowa i Pietrek prawie u nóg Rochowych przysiedli, a Hanka nieco z boku na kamieniu.<br />
{{tab}}Rozpowiadał o całym polskim narodzie historje różne, to przypowieści święte, to cudeńka takie o świecie, że ktoby je ta pojął i zapamiętał!<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_199" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/199"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/199|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/199{{!}}{{#if:199|199|Ξ}}]]|199}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Zasłuchali się, nie ważąc odsapnąć, ni poruszyć się z miejsc i całą duszą pijąc te słowa miodne, jak wyschła ziemia pije dżdże rosiste i ciepłe.<br />
{{tab}}On zaś, prawie niewidny la oczu, uroczystym, cichym głosem powiadał:<br />
{{tab}}— „Po zimie zwiesna przychodzi każdemu, któren jej czeka w pracy, modlitwie a gotowości.“<br />
{{tab}}— „Dufajcie, bo pokrzywdzone zawżdy górę wezmą.“<br />
{{tab}}— „Ofiarną krwią i trudem trza posiewać człowieczą szczęśliwość, a któren posiał, wzejdzie mu i czas żniwny miał będzie.“<br />
{{tab}}— „Ale kto jeno o chleb powszedni zabiega, do stołu Pańskiego nie siądzie.“<br />
{{tab}}— „Kto ino wyrzeka na złe, nie czyniąc dobra, ten gorsze zło rodzi.“<br />
{{tab}}Długo powiadał, a tak mądrze, że nie spamiętać, i coraz ciszej a rzewliwiej, że zaś go noc całkiem okryła, to się zdawało, jakoby ten głos święty z ziemie wychodził, albo że to głos pomarłych pokoleń Borynowych, co w noc tę Zmartwychwstania Bóg je na świat odpuścił i prawią teraz ze zmurszałych ścian, z drzew pochylonych, z gęstej nocy, ku przestrodze a opamiętaniu rodzonych.<br />
{{tab}}Dusze się wszystkie ważyły na tych słowach, bijących w serca jak dzwon, i niesły się w omroczone utęsknienia, w niepojęte dziwy marzeń.<br />
{{tab}}Nikto nie dosłyszał nawet, że psy zaczęły w całej wsi ujadać, ktoś krzyczał na drogach i zadudniały bieganiny.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_200" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/200"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/200|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/200{{!}}{{#if:200|200|Ξ}}]]|200}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Podlesie się pali! — zawrzeszczał jakiś głos przez sad.<br />
{{tab}}Wybiegli na drogę.<br />
{{tab}}Prawda była: dworskie budynki na Podlesiu stały w ogniu, płomienie kiej czerwone krze wybuchały z ciemności.<br />
{{tab}}— A słowo ciałem się stało! — szepnęła Jagustynka, Kozłową wspominając.<br />
{{tab}}— Kara Boska przychodzi.<br />
{{tab}}— Za naszą krzywdę! — krzyżowały się w ciemnościach głosy.<br />
{{tab}}Drzwi chałup trzaskały, ludzie w dyrdy a napół odziani wpadali na drogi, a coraz większą kupą cisnęli się na most przed młynem, skąd widać było najlepiej, że może w jakiś pacierz cała wieś już się stłoczyła.<br />
{{tab}}Pożar zaś urastał co chwila, folwark stojał na wzgórzu pod lasem, więc chociaż o parę wiorst od Lipiec, widać było jak na dłoni wzmaganie się ognia. Na czarnej ścianie lasu roiły się ogniste jęzory i wybuchały krwawe, skłębione chmury. Nie było wiatru i ogień wynosił się coraz wyżej, budynki płonęły kiej smolne szczapy, czarne dymy waliły słupami, a krwawy, zwichrzony brzask rozlewał się w ciemnościach rzeką ognistą i chwiał się już nad borem.<br />
{{tab}}Przeraźliwe ryki rozdarły powietrze.<br />
{{tab}}— Wołowina się pali, nie uratują wiele, bo jedne drzwi.<br />
{{tab}}— Stogi się teraz zajmują!<br />
{{tab}}— Już stodoły w ogniu! — wołali strwożeni.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_201" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/201"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/201|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/201{{!}}{{#if:201|201|Ξ}}]]|201}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Ksiądz nadbiegł, kowal, sołtys, a w końcu i wójt skądciś się zjawił, ale choć pijany, że ledwie się trzymał na nogach, zaczął wrzeszczeć i wyganiać ludzi, by na pomoc lecieli dworowi.<br />
{{tab}}Ale nikt się z tym nie śpieszył, a jeno zły pomruk zerwał się w ciżbie:<br />
{{tab}}— Niechaj chłopów puszczą, to polecą ratować!<br />
{{tab}}I nie pomogły klątwy ni groźby, ani nawet proboszczowe płaksiwe błagania: naród stojał nieporuszony i w ogień ponuro patrzał.<br />
{{tab}}— Psiekrwie, paroby dworskie! — zakrzyczała Kobusowa, pięścią grożąc.<br />
{{tab}}Że tylko wójt wraz ze sołtysem i kowalem pojechali do ognia i to z gołemi rękoma, gdyż ani bosaków, ni wiader nie pozwolili zabierać z chałup:<br />
{{tab}}— Kijami tego, któren ruszy! Na stracenie ścierwę! — zawrzeszczały jak jedna.<br />
{{tab}}A cała wieś się już zebrała, do najmłodszych, co je rozkrzyczane na ręku przyhuśtywali, i kłębili się wielką, ponurą ciżbą, że mało kto się odzywał, a i to szeptem, paśli jeno chciwe oczy i wzdychali, bo w każdem sercu krzewiły się przytajone srogo radoście, że to za lipeckie krzywdy Pan Bóg dziedzica ogniem pokarał.<br />
{{tab}}Dopóźna w noc się paliło, a nikto do dom nie poszedł: czekali cierpliwie końca, że to już jedno morze ognia przewalało się nad folwarkiem i biło spiętrzonemi falami w niebo, zapalone snopki z dachów i gonty roznosiły się krwawym deszczem, a od czerwonych łun, co jak ogniste płachty wiewały w ciemnościach, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_202" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/202"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/202|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/202{{!}}{{#if:202|202|Ξ}}]]|202}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="r05"/>zrumieniły się czuby drzew i dachy młynicy, zaś staw jakby kto potrząsł bladem zarzewiem.<br>
{{tab}}Turkoty wozów, krzyki ludzi, ryki, straszna groza zniszczenia biły z pożaru, a wieś wciąż stała, jakby ten żywy mur w ziemię wrosły, a pasący oczy i dusze odemstą...<br>
{{tab}}Zaś od karczmy rozlegał się ochrypły głos pijanego Jambroża:<br>
{{f|<poem>:::„Da Maryś moja, Maryś!
:::Da dobre piwo warzysz!“</poem>|w=85%|przed=15px|po=15px}}
<br><br>{{---}}<br><section end="r05"/>
<section begin="r06"/>{{c|VI.}}<br>
{{tab}}Na taką dziwną wieść Hanka aż się uniesła z pościeli, że Jagustynka przechwyciła ją jeszcze w porę i do poduszek przygnietła.<br>
{{tab}}— Dyć się nie ruchajcie, nie pali się nikaj!<br>
{{tab}}— Bo taką rzecz powiedzieli, jakby im we łbie zamroczyło; przemyjcie sobie ciemię święconą wodą, to wama dur przejdzie.<br>
{{tab}}— Nie, Hanuś, rozum swój mam i prawdę rzekłem, jako pan Jacek od wczoraj siedzi wraz ze mną... juści... — jąkał Bylica, przyginając się do kichania po tęgiem zażyciu.<br>
{{tab}}— Widać już docna ogłupiał! Obaczcie, czy nie wracają, dziecko mi zagłodzą.<br>
{{tab}}— Od kościoła nikogój jeszcze nie widno! —<section end="r06"/> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_203" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/203"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/203|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/203{{!}}{{#if:203|203|Ξ}}]]|203}}'''<nowiki>]</nowiki></span>objaśniła po chwili Jagustynka, znowu zabierając się do uprzątania izby, posypując ją piaskiem.<br />
{{tab}}Stary kichał zawzięcie raz po razie, że aż na ławie przysiadł.<br />
{{tab}}— Trąbicie, kiej w mieście na rynku!<br />
{{tab}}— Bo krzepka tabaka pana Jackowa, całą paczkę mi dał... całą...<br />
{{tab}}Rano jeszcze było, oknem zazierało jasne i ciepłe słońce, drzewa się w sadzie chwiały od wiatru, zaś przez wywarte drzwi do sieni cisnęły się pogięte gęsie szyje i czerwone, syczące dzioby, a całe stado utaplanych w błocie i piszczących gąsiąt skrabało się na próg wysoki. Naraz pies gdziesik zawarczał, że gęsi podniosły krzyk, a kwoki, siedzące na jajach, gdakać poczęły strachliwie i sfruwać z gniazd.<br />
{{tab}}— Adyć chociaż do sadu wypędźcie, może się trawą zabawią.<br />
{{tab}}— Wypędzę, Hanuś, i od gap przypilnuję...<br />
{{tab}}Wnet przycichło w izbie, jeno szum drzew dochodził ze dworu i kolebały się ździebko światy, wiszące u czarnego pułapu.<br />
{{tab}}— Co tam chłopaki robią? — zapytała Hanka po długiej chwili.<br />
{{tab}}— Pietrek orze ziemniaczysko pod górką, a Witek we wałacha bronuje zagony pod len na świńskim dołku.<br />
{{tab}}— Mokro tam jeszcze?<br />
{{tab}}— Juści, trepy całkiem więzną, ale po zbronowaniu rychlej przeschnie.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_204" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/204"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/204|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/204{{!}}{{#if:204|204|Ξ}}]]|204}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Nim się też ziemia wygrzeje do siewu, może już wstanę...<br />
{{tab}}— O sobie teraz pamiętajcie, a roboty wama nikto nie ukradnie!<br />
{{tab}}— Wydojone to krowy?<br />
{{tab}}— Samam doiła, bo Jaguś pod oborą szkopki ustawiła i gdziesik poszła.<br />
{{tab}}— Nosi się cięgiem po wsi, jak ten pies, że żadnej pomocy, ni wyręki. Hale, powiedzcie Kobusowej, że zagony pod kapustę dam i Pietrek gnój od niej wywiezie i zaorze, ale po cztery dni odrobku z jednego! Przy sadzeniu ziemniaków odrobiłaby połowę, a resztę we żniwo.<br />
{{tab}}— Kozłowa też chciałaby zagon pod len na odrobek.<br />
{{tab}}— Tyla odrobi, co pies napłacze. Niech se kaj indziej szuka, dosyć się łoni naszczekała przed całą wsią na ojca, że ją ukrzywdził.<br />
{{tab}}— Jak wam do upodoby, wasz gront to i wasza wola! Filipka tu wczoraj podczas waszych rodów zachodziła, o ziemniaki.<br />
{{tab}}— Za pieniądze chciała?<br />
{{tab}}— Odrobiłaby; tam grosza w chałupie nie poświeci, głodem przymierają.<br />
{{tab}}— Z pół korczyka do jedzenia zaraz niech weźmie, a potrza jej więcej, to dopiero po sadzeniu, boć niewiada, wiela ostanie. Przyjdzie Jóźka, to odmierzy, choć robotnica z Filipki, no!... zbywa jeno...<br />
{{tab}}— A z czego to nabierze mocy? Nie doje, nie dośpi, a co rok rodzi.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_205" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/205"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/205|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/205{{!}}{{#if:205|205|Ξ}}]]|205}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Marnacja, mój Jezu, żniwa jeszcze za górami, a przednówek za progiem.<br />
{{tab}}— Za progiem! W chałupach już siedzi, za brzuchy ściska, że ledwie zipią.<br />
{{tab}}— Wypuściliście to maciorę?<br />
{{tab}}— Legła pod ścianą, ale prosiaki śliczne, okrągluchne, kiej te bułeczki.<br />
{{tab}}Bylica stanął we drzwiach i zająkał:<br />
{{tab}}— Gęsi pod jangrestami ostawiłem. A to przyszedł niby pan Jacek we święto i powiada: „Wprowadzę się do ciebie, Bylica, na komorne i dobrze zapłacę...“ Myślałech: przekpiwa se z chłopa, jako u panów zwyczajnie, i rzekę: „Grosza mi potrza i pokoje wolne mam!“ Zaśmiał się, dał mi paczkę peterburki, chałupę obejrzał i mówi: „Wy możecie tu wysiedzieć, to i ja poradzę, a chałupę zwolna wyporządzim, że za dwór starczy!“<br />
{{tab}}— Cie, taki szlachcic, dziedziców brat! — dziwiła się stara.<br />
{{tab}}— Zrobił se legowisko pobok mojego i siedzi. Wychodziłem, to na progu papierosa kurzył i wróble ziarnem przynęcał.<br />
{{tab}}— A cóż to jadł będzie?<br />
{{tab}}— Garnuszki ze sobą sprowadził i arbatę cięgiem warzy a popija...<br />
{{tab}}— Na darmo tego nie robi, cosik w tem być musi, że taki pan...<br />
{{tab}}— A jest, że docna ogłupiał! Człowiek każden zawdy zabiega i turbuje się o lepsze, a taki pan chciałby mieć gorzej? Nic inszego, jeno rozum stracił — <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_206" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/206"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/206|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/206{{!}}{{#if:206|206|Ξ}}]]|206}}'''<nowiki>]</nowiki></span>mówiła Hanka, unosząc głowę, gdyż w opłotkach rozległy się głosy.<br />
{{tab}}Wracali już z kościoła od chrztu. Przodem Jóźka niesła dziecko w poduszce, chustą przykrytej, pod stróżą Dominikowej, a za nimi walili wójt z Płoszkową, w kumy proszeni, ztyłu zaś kusztykał Jambroży, nie mogąc nadążyć.<br />
{{tab}}Ale nim próg przestąpili, Dominikowa odebrała dziecko i, przeżegnawszy się, jęła z niem, wedle starego obyczaju, obchodzić cały dom, na węgłach jeno przystając i przy każdym z osobna mówiąc:<br />
{{tab}}— Na wschodzie — tu wieje...<br />
{{tab}}— Na północy — tu ziębi...<br />
{{tab}}— Na zachodzie — tu ciemno...<br />
{{tab}}— Na południu — tu grzeje...<br />
{{tab}}— A wszędy strzeż się złego, duszo ludzka, i jeno w Bogu miej nadzieję.<br />
{{tab}}— Niby nabożna, a taka guślarka z Dominikowej! — śmiał się wójt.<br />
{{tab}}— Pacierz pomaga, ale i zamawianie nie zaszkodzi, wiadomo! — szepnęła Płoszkowa.<br />
{{tab}}Szumno weszli do izby. Stara rozpowiła dzieciątko i, jak je Pan Bóg stworzył, nagusieńkie i kiej rak czerwone, matce do rąk podała.<br />
{{tab}}— Prawego chrześcijanina, któremu Rocho na imię przy chrzcie świętym dano, przynosim wam, matko. Niech się zdrowo chowa na pociechę!<br />
{{tab}}— I niechaj z tuzin Rochów wywiedzie! Tęgi parobek: krzyczał, że nie trza go było szczypać przy chrzcie, a sól wypluwał, jaże śmiech brał...<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_207" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/207"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/207|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/207{{!}}{{#if:207|207|Ξ}}]]|207}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Bo idzie z rodu, któren się gorzałki nie wyprzysięgał — ozwał się Jambroży.<br />
{{tab}}Chłopak piszczał i majdał kulasami na pierzynie, Dominikowa przetarła mu wódką oczy, usta i czoło i dopiero go Hance przystawiła do piersi. Przypiął się kiej smok i ścichnął.<br />
{{tab}}Hanka dziękowała serdecznie kumom, całując się ze wszystkiemi, a przepraszając, że chrzciny nie takie, jak być powinny Borynowego dziecka.<br />
{{tab}}— Urodzicie za rok czwartego, poprawim sobie wtedy i odbijem! — żartował wójt, ocierając wąsy, bo już kieliszek szedł ku niemu.<br />
{{tab}}— Chrzciny bez ojca, to jakby grzech bez odpuszczenia — ozwał się niebacznie Jambroży.<br />
{{tab}}Rozpłakała się na to Hanka, aż kobiety jęły do niej przepijać na pocieszenie i w ramiona brać, że utuliwszy żałoście, zapraszała, by się do jadła brali, gdyż jajecznica na kiełbasie już pachnęła z michy.<br />
{{tab}}Jagustynka czyniła przyjęcie, bo Jóźka przyśpiewywała dzieciątku, usypiając je w dużej niecce, że to u starej kołyski biegunów brakowało.<br />
{{tab}}Długo skrzybotały łyżki, a nikto słowa nie wypuścił.<br />
{{tab}}Że zaś dzieci do sieni się naszło i coraz to głowiny do izby wtykały, wójt rzucił im przygarść karmelków, iż z piskiem a bijatyką wytoczyły się przed dom.<br />
{{tab}}— Nawet Jambroż zapomniał języka w gębie! — zaczęła Jagustynka.<br />
{{tab}}— Bo se po cichu miarkuje, że chłopakowi gospodarkę trza szykować i dzieuchę.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_208" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/208"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/208|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/208{{!}}{{#if:208|208|Ξ}}]]|208}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Gront — ojcowy to kłopot, a dzieucha — kumów.<br />
{{tab}}— Nie zbraknie tego nasienia, nie! Proszą się z niem i, by kto wziął, dopłacają.<br />
{{tab}}— Musi być, co wójtowej ckni się do małego; widziałam, jak wietrzyła na płocie przyodziewę po swoich nieborakach!<br />
{{tab}}— Pono na jesień wójt obiecują sprawić chrzciny!<br />
{{tab}}— Przy takim urzędzie, a o czem potrza, nie zapominają!<br />
{{tab}}— A bo smutno w chałupie bez dziecińskich wrzasków! — rzekł poważnie.<br />
{{tab}}— Prawda, że i utrapień z niemi niemało, ale i wyręka jest i pociecha...<br />
{{tab}}— Specjały! I na złocie straci, kto je przepłaci! — mruknęła Jagustynka.<br />
{{tab}}— Pewnie, że bywają i złe, za nic mające ojców, kwarde, ale jaka mać, taka nać, to się zbiera, co się zasiało! — westchnęła Dominikowa.<br />
{{tab}}Rozsrożyła się Jagustynka, czując, że to jej przymawia.<br />
{{tab}}— Łacno wam prześmiewać z drugich, że macie takich dobrych chłopaków, co to i oprzędą, i wydoją, i garnki pomyją, jak najsprawniejsze dzieuchy.<br />
{{tab}}— Bo w poczciwości chowane i w posłuszeństwie.<br />
{{tab}}— Prawda, same nawet pysków nastawiają do bicia! Wypisz, wymaluj — podobne do swojego ojca! Juści jaka mać, taka nać, prawdęście rzekli; a że pamiętam, coście za młodu z chłopakami wyprawiali, to mi nie dziwota, co Jagusia do was się całkiem udała, bo takusieńka, jako i wy: niechby kołek, bele w czapie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_209" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/209"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/209|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/209{{!}}{{#if:209|209|Ξ}}]]|209}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nabakier, zechciał... nie odmówi z poczciwości — syczała jej nad uchem, aż tamta pobladła, chyląc głowę coraz niżej.<br />
{{tab}}Jagna właśnie sień przechodziła, zawołała jej Hanka, wódką częstując: wypiła i, nie patrząc na nikogo, na swoją stronę poszła.<br />
{{tab}}Wójt schmurniał, napróżno oczekując, że powróci.<br />
{{tab}}Rozmowy jakoś nie szły, nasłuchiwał i chodził oczyma kryjomo za nią, gdy znowu się ukazała i na podwórze przyszła.<br />
{{tab}}I kobietom odechciało się pogwary; stare jeno się żarły rozwścieklonemi ślepiami, zaś Płoszkowa poredzała zcicha z Hanką. Jeden Jambroży nie przepuszczał flaszce i, choć nikto nie słuchał, plótł cosik i wycyganiał niestworzone rzeczy.<br />
{{tab}}Wójt się naraz podniósł i niby za dom się wyniósł, a chyłkiem, przez sad na podwórze poszedł. Jagusia siedziała na progu obory, dając pić po palcu srokatemu ciołkowi.<br />
{{tab}}Obejrzał się trwożnie i, pchając jej za gors karmelki, szepnął:<br />
{{tab}}— Naści, Jaguś, przyjdź o zmierzchu do alkierza, to dam ci cosik lepszego.<br />
{{tab}}I, nie czekając odpowiedzi, do izby śpiesznie powracał.<br />
{{tab}}— Ho! ho, ciołek wam się zdarzył, dobrze go przedacie — mówił, rozpinając kapot.<br />
{{tab}}— Na chowanie pójdzie, bo to z dworskiego gatunku.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_210" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/210"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/210|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/210{{!}}{{#if:210|210|Ξ}}]]|210}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Profit będzie pewny, ile że młynarzowy byk już do niczego. Ucieszy się Antek z takiego przychowku.<br />
{{tab}}— Mój Jezu! kiej on go obaczy? kiej?<br />
{{tab}}— Niezadługo, ja to wama powiadam, to wierzcie.<br />
{{tab}}— Dyć wszystkich z dnia na dzień czekają.<br />
{{tab}}— Mówię, że leda dzień się zjawią, cosik się ta przecie z urzędu wie...<br />
{{tab}}— A najgorsze, co pola nie chcą czekać.<br />
{{tab}}— Jak się w porę nie obsieje, to straszno myśleć o jesieni!<br />
{{tab}}Wóz jakiś zaturkotał. Jóźka, wyjrzawszy za nim, powiedziała:<br />
{{tab}}— Proboszcz z Rochem przyjechali.<br />
{{tab}}— Ksiądz po wino do mszy się wybierał — objaśniał Jambroży.<br />
{{tab}}— Że to Rocha wziął na probanta, nie Dominikową! — drwiła stara.<br />
{{tab}}Nie zdążyła się odciąć Dominikowa, bo kowal wszedł i wójt podniósł się do niego z kieliszkiem.<br />
{{tab}}— Spóźniłeś się, Michał, to gońże nas teraz!<br />
{{tab}}— Prędko was, kumie, zgonię, bo tu już po was lecą...<br />
{{tab}}Co jeno domówił, wpadł zadyszany sołtys.<br />
{{tab}}— A chodźże, Pietrze, pisarz ze strażnikami na was czekają.<br />
{{tab}}— Psiachmać, że to ni pacierza spokojności! Hale cóż, urząd pierwszy...<br />
{{tab}}— Odprawcie ich prędko i powracajcie.<br />
{{tab}}— Abo to chwaci czasu; o pożar na Podlesiu i o wasz podkop będą penetrowali...<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_211" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/211"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/211|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/211{{!}}{{#if:211|211|Ξ}}]]|211}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Wybiegł wraz z sołtysem, a Hanka, wpierając oczy w kowala, rzekła:<br />
{{tab}}— Przyjdą opisywać, to im rozpowiecie wszystko, Michale.<br />
{{tab}}Skubał wąsy i wbił ślepie w dzieciaka, niby się to mu przypatrując.<br />
{{tab}}— Cóż to im powiem? tyla, co i Jóźka poredzi!<br />
{{tab}}— Dzieuchy przecie do urzędników nie wyślę, nie przystoi, a powiecie, że ile wiadomo, z komory niczego nie wynieśli, czy zaś co inszego nie zginęło, to już... Bogu jednemu wiadomo... i... — strzepnęła pierzynę, pokaszlując, by nie pokazać mu twarzy szydliwej, ale on się jeno ciepnął i wyszedł.<br />
{{tab}}— Świędlerz jucha! — prześmiechnęła się leciuchno.<br />
{{tab}}— Że krótkie były, to się jeszcze urwały! — narzekał Jambroż, po czapkę sięgając.<br />
{{tab}}— Jóźka, urznij im kiełbasy, niech se chrzciny w domu przydłużą.<br />
{{tab}}— Gęś to jestem, bym suchą kiełbasę ćkał?<br />
{{tab}}— Podlejcie se gorzałką, byście nie wyrzekali.<br />
{{tab}}— Mądre ludzie powiadają: rachuj kaszę, kiej ją sypiesz do garnka, paliców przy robocie nie oglądaj, ale kieliszków przy poczęstunku nie licz...<br />
{{tab}}— Kaj grzysi przydzwaniają, tam pijak do mszy służy!<br />
{{tab}}Przegadywali, nie szczędząc gorzałki, ale nie wyszły i dwa pacierze, kiej sołtys jął oblatywać chałupy i wołać, by się wszyscy schodzili do wójta przed pisarza i strażników.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_212" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/212"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/212|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/212{{!}}{{#if:212|212|Ξ}}]]|212}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Ozgniewało to Płoszkową, że, ująwszy się pod boki, pysk na niego wywarła:<br />
{{tab}}— A mam gdziesik... za pazuchą... wójtowe przykazy! Nasza to sprawa? prosilim ich? czas mamy la strażników, co? Nie psy jesteśmy, co na leda gwizd do nogi się zlatują! Potrza im czego, niech przyjdą i pytają! Jedna droga! Nie pójdziemy! — zawrzeszczała, wybiegając na drogę do gromadki wylękłych kobiet, zbierających się nad stawem.<br />
{{tab}}— Do roboty, kumy, w pola, kto ma sprawę do gospodyń, powinien wiedzieć, kaj nas szukać. Hale, niedoczekanie ich, byśmy na bele przykaz rzucały wszystko i szły wystawać pod drzwiami, kiej psy, trąby jedne! — krzyczała, srodze zaperzona.<br />
{{tab}}Gospodynią była po Borynach pierwszą, to posłuchały jej, rozlatując się kiej spłoszone kokoszki, że zaś już większość w polach robiła od rana, pusto się zrobiło na wsi, dzieci jeno kajś niekaj bawiły się nad stawem i staruchy wygrzewały się pod słońce.<br />
{{tab}}Juści, że pisarz się zeźlił i sielnie sklął sołtysa, ale rad nierad musiał poleźć w pola. Długo uganiali się po zagonach, rozpytując ludzi, czy kto czego nie wie o pożarze na Podlesiu. Rychtyk to samo powiedali, co i on wiedział, bo kto by się to wydał z tem przed strażnikami, co la siebie taił?<br />
{{tab}}Czas jeno stracili do południa, nałazili się po wertepach i zabłocili po pasy, gdyż role były jeszcze miejscami przepadziste, a na darmo.<br />
{{tab}}Tak byli tem rozgniewani, że skoro przyszli do Boryny opisywać ów podkop, starszy klął na czem <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_213" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/213"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/213|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/213{{!}}{{#if:213|213|Ξ}}]]|213}}'''<nowiki>]</nowiki></span>świat stoi, a natknąwszy się w ganku na Bylicę, z pięściami do niego skoczył i krzyczał:<br />
{{tab}}— Ty, mordo sobacza, czemu to nie pilnujesz, że ci się złodzieje podkopują, co! — i już od maci jął mu wywodzić.<br />
{{tab}}— A pilnuj sobie, od tegoś postanowiony, ja nie twój parobek, słyszysz! — odciął z miejsca stary, do żywego dotknięty.<br />
{{tab}}Aż pisarz ryknął, by pysk stulił, kiej z osobą urzędową mówi, bo do kozy pójdzie za hardość, ale stary się rozwścieklił na dobre. Prostował się hardo i groźny, miotający oczyma, zachrypiał:<br />
{{tab}}— A tyś co za osoba? Gromadzie służysz, gromada ci płaci, to rób, coć masz przez wójta nakazane, a wara ci od gospodarzy! Widzisz go, łachmytek jeden, pisarek jakiś! Odpasł się na naszym chlebie i będzie tu ludźmi pomiatał... i na ciebie się znajdzie większy urząd i kara...<br />
{{tab}}Wójt z sołtysem rzucili się go przyciszać, bo srożył się coraz barzej i już kole siebie za czemś twardem macał drżącemi rękoma.<br />
{{tab}}— A zapisz me do śtrafu, zapłacę i jeszcze ci na gorzałkę dołożę, jak mi się spodoba! — wołał.<br />
{{tab}}Nie zwracali na niego uwagi, opisując wszystko podrobno i rozpytując domowych o podkop, a stary mruczał cosik do siebie, obchodził dom, zazierał po kątach, psa nawet kopnął, nie mogąc się uspokoić.<br />
{{tab}}Po skończeniu chcieli co przegryźć, ale Hanka kazała powiedzieć, że mleka i chleba zbrakło akuratnie, są jeno ziemniaki od śniadania.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_214" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/214"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/214|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/214{{!}}{{#if:214|214|Ξ}}]]|214}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Ponieśli się do karczmy, w żywe kamienie Lipce wyklinając.<br />
{{tab}}— Dobrześ zrobiła, Hanuś, nic ci nie zrobią. Jezu, to nawet nieboszczyk dziedzic, choć miał prawo, a tak me nigdy nie sponiewierał, nigdy...<br />
{{tab}}Długo nie mógł zapomnieć obrazy.<br />
{{tab}}Zaraz po południu któraś wstąpiła, powiedając, że jeszcze w karczmie siedzą i sołtys poleciał sprowadzić Kozłową.<br />
{{tab}}— Szukaj wiatru w polu! — zaśmiała się Jagustynka.<br />
{{tab}}— Pewnie po susz do lasu poleciała!<br />
{{tab}}— We Warsiawie siedzi od wczoraj, po dzieci pojechała do szpitala, ma dwoje przywieźć na odchowanie, niby z tych podrzutków...<br />
{{tab}}— By je głodem zamorzyć, jak to było z tamtymi, dwa roki temu.<br />
{{tab}}— Może to i lepiej la chudziaków, nie będą się całe życie tyrały kiej psy...<br />
{{tab}}— I bękart człowiecze nasienie... już ona ciężko przed Bogiem odpowie.<br />
{{tab}}— Przecie z rozmysłu nie głodzi, sama nieczęsto naje się do syta, to skąd i la dzieci weźmie...<br />
{{tab}}— Płacą na utrzymanie, nie z dobrości je przytula! — rzekła Hanka surowo.<br />
{{tab}}— Pięćdziesiąt złotych na cały rok od sztuki, niewielka to obrada...<br />
{{tab}}— Niewielka, bo przepija z miejsca, a potem dzieciska z głodu mrą.<br />
{{tab}}— Dyć nie wszystkie: a nie wychował się to wasz Witek, a i ten drugi, co to jest w Modlicy u gospodarza!<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_215" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/215"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/215|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/215{{!}}{{#if:215|215|Ξ}}]]|215}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A bo Witka ociec wzięli takim skrzatem, co jeszcze koszulę w zębach nosił, i w chałupie się odgryzł. Tak samo było i z tamtym.<br />
{{tab}}— Bronię to Kozłowej?... powiadam ino, jak się mi widzi. Musi kobieta szukać jakiego zarobku, bo do garnka nie ma co wstawić.<br />
{{tab}}— Juści, Kozła niema, to niema kto ukraść.<br />
{{tab}}— A z Jagatą się jej nie udało: stara, miasto umrzeć, pozdrowiała galanto i wyniesła się od niej. Wyżala się teraz po wsi, że Kozłowa co dnia jej wymawiała, iż ze śmiercią zwłóczy, by ją poszkodować.<br />
{{tab}}— Wróci pewnie do Kłębów: gdzież jej szukać schronienia?<br />
{{tab}}— Nie wróci: rozżaliła się na krewniaków. Kłębowa nierada ją puściła od siebie, boć to i pościel stara ma i grosz pewnie spory, ale nie chciała ostać; przeniesła skrzynie do sołtyski i upatruje se, u kogoby mogła pomrzeć spokojnie.<br />
{{tab}}— Pożyje jeszcze, a w każdej chałupie teraz się przyda, choćby gęsi popaść, albo za krowami wyjrzeć. Kaj się to znowu Jagna zadziała?<br />
{{tab}}— Pewnikiem u organistów panience fryzki wyszywa.<br />
{{tab}}— Pora na zabawę, jakby w chałupie brakowało roboty!<br />
{{tab}}— Dyć od samych świąt przesiaduje tam cięgiem — skarżyła Jóźka.<br />
{{tab}}— Zrobię z nią porządek, że mnie popamięta... Pokażcie mi dziecko.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_216" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/216"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/216|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/216{{!}}{{#if:216|216|Ξ}}]]|216}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Wzięła je do siebie i, skoro posprzątały po obiedzie, rozegnała wszystkich do roboty. Sama jeno w izbie ostała, nasłuchując niekiedy za dziećmi, bawiącemi się przed domem pod okiem Bylicy, a po drugiej stronie Boryna leżał jak zawdy samotnie, patrzał w słońce, co się przez okno kładło na izbę smugą rozedrganą, i gmerał w niej palcami, a cosik do siebie gwarzył zcicha, jak to dzieciątko, sobie ostawione.<br />
{{tab}}Na wsi też pustką wiało, bo czas się zrobił wybrany i kto jeno mógł się ruchać, wychodził w pola, do roboty.<br />
{{tab}}Od samych świąt pogoda się już ustaliła, że codzień było cieplej i jaśniej.<br />
{{tab}}Dni już szły długachne, rankami omglone, szarawe i cicho nagrzane w południa, a zorzami o zachodzie rozpalone, prawej zwiesny dni.<br />
{{tab}}Poniektóre wlekły się cichuśko, kiej te strumienie w słońcu roziskrzone, chłodnawe jak one i jak one przejrzyste i ździebko pluszczące o brzegi, puste i sinawe, a jeno kajś niekaj żółte od mleczów, to stokrótkami rozbielone, albo rozzieleniałe wierzbowemi pędami.<br />
{{tab}}Przychodziły i ciepłe całkiem, nagrzane, wilgotnawe, przesiane słońcem, pachnące świeżyzną i tak przejęte rostem, tak zwiesną nabrzmiałe, tak mocą opite, że z wieczora, kiej ptasie głosy przycichły i wieś legła, to zdawało się czuć w ziemi parcie korzeni i wynoszenie się ździebeł i jakby słyszał cichuśkie szmery otwierających się pąków, pęd rostów i głosy stworzeń, wydających się na świat Boży...<br />
{{tab}}Szły zaś i drugie, do tamtych zgoła niepodobne.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_217" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/217"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/217|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/217{{!}}{{#if:217|217|Ξ}}]]|217}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Bez słońca, przemglone, szaro-modrawe, niskie, chmurzyskami brzuchatemi przywalone a parne, ciężkie i bijące do głowy kiej gorzałka, iż ludzie czuli się jakby pijani; drzewiny kurczyły się w dygocie, a wszelkie stworzenie, rozpierane jakąś lubością, darło się gdziesik i ponosiło niewiada kaj i poco, że ino krzyczeć się chciało, przeciągać, albo tulać, choćby i po tych trawach mokrych, jako te psy ogłupiałe czyniły.<br />
{{tab}}To przychodziły już od samego świtania zadeszczone, jakby zgrzebnem przędziwem obmotane, że świata nie dojrzał, ni dróg, ni chat, skulonych pod przemokłemi sadami. Deszcz padał wolno, ciągle, bezustannie, równiuśkie, drżące nici szare jakby się odwijały z jakiegoś wrzeciona niedojrzanego, wiążąc niebo z ziemią, że ino przygięło się wszystko cierpliwie i mokło, nasłuchując rzęsistego trzepotu i bulgotów strug, co się z białymi kłakami staczały z pól czarniawych.<br />
{{tab}}Zwyczajnie to było, jak każdego roku na pierwszą zwiesnę, nikto się też nad niemi nie zastanawiał, nie pora była na deliberowanie, świt bowiem wyganiał naród do roboty, a późny mrok dopiero spędzał, że ledwie czasu starczyło, by pojeść i nieco wytchnąć.<br />
{{tab}}Lipce też przez to całe dni stojały pustką, pod strażą tylko staruch, psów i tych sadów coraz gęściej przysłaniających chałupy; czasem się jeno dziad jakiś przewlókł, odprowadzany psiemi jazgotami, albo wóz do młyna, i znowu drogi leżały puste, a oniemiałe chałupy przezierały wskroś sadów przepalonemi szybkami na pola szerokie, na pola nieobjęte, co jakby morzem ziem wieś całą okrążały, na pola, co niby matka {{pp|ro|dzona}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_218" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/218"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/218|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/218{{!}}{{#if:218|218|Ξ}}]]|218}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|ro|dzona}} tuliły na podołku dzieciny swoje i przy piersi wezbranej trzymała w żywiącem objęciu.<br />
{{tab}}Juści, co dnie to szły robotne, ciepłe, deszczami przekrapiane, raz nawet śnieg pierzasty jął walić, że przysiwił pola, jeno co na krótko, bo go wnet słońce do cna zeżarło — to i nie dziwota, że na wsi przycichały swary, kłótnie a sprawy wszelkie, bo robota zaprzęgała w twarde jarzma i do ziemi wszystkie łby przygięła.<br />
{{tab}}Że już co rano, jeno świt rosisty otwarł siwe ślepie, a pierwsze skowronki zaśpiewały, wieś zrywała się na równe nogi, rejwach się podnosił, trzaskanie wrótni, płacze dzieci, krzyki gęsi, wypędzanych nad rowy, i wnet wyprowadzali konie, chłopaki pługi wiodły, ziemniaki wynosili na wozy i rozchodzili się tak prędko w pola, że w pacierz abo dwa cicho już było na wsi a pusto. Nawet na Mszę prawie nikto nie wstępował, że często granie organów huczało w pustym kościele, rozlewając się na pola co bliższe, a dopiero na głos sygnaturki klękali po rolach do rannych pacierzy.<br />
{{tab}}Wychodzili wszyscy do roboty, a prawie tego znać nie było na ziemiach; dopiero przyjrzawszy się baczniej, to tam kajś niekaj dopatrzył pługi, konie przygięte w pracy, gdzie wóz na miedzy i kobiety, co jak liszki czerwone gmerały się wśród pól ogromnych, pod niebem jasnem i wysokiem.<br />
{{tab}}A wokół od Rudki, od Woli, od Modlicy, od wszystkich wsi, widnych czubami sadów i białemi ścianami w niebieskawem powietrzu, roztrzęsały się gwarliwe, pełne krzykań i śpiewów odgłosy robót. Kaj jeno okiem sięgnął za kopce graniczne, wszędy dojrzał {{pp|chło|pów}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_219" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/219"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/219|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/219{{!}}{{#if:219|219|Ξ}}]]|219}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|chło|pów}} siejących, pługi w orce, ludzi przy sadzeniu ziemniaków, zaś po piaszczystych rolach już kurz się podnosił za bronami.<br />
{{tab}}Jeno lipeckie ziemie leżały w odrętwiałej cichości, smutne, ogłuchłe, jako te niepłodne wywieiska, albo drzewiny, schnące wśród lasu młodego. Bo i w opuszczeniu sierocem leżały, mój Boże, odłogiem prawie, gdyż te kobiece ręce nie znaczyły i za dziesięciu chłopów, choć się wieś cała trudziła w pocie od świtu do nocy.<br />
{{tab}}Cóż to mogły same poradzić? Zwijały się jeno kole ziemniaków a lnów, a po reszcie pól kuropatki skrzykiwały się coraz głośniej, to zajączek często kicał, a tak wolno, że mogli zrachować, ile razy zabielił podogoniem z ozimin; wrony łaziły stadami po ugorujących zagonach, leniwie wyciągających się w słońcu, napróżno czekając ręki ludzkiej.<br />
{{tab}}Cóż to naród miał z tego, że dni przychodziły wybrane i cudne, że wynosiły się rankami, jakby we srebrze skąpane złote monstrancje, że zielone były, pachnące ziołami, nagrzane i śpiewające ptasimi głosami, że każdy rów złocił się od mleczów, każda miedza mieniła się kiej wstęga, szyta w stokrocie, a łęgi kiej tym puchem zróżowionym kwiatami były potrząśnięte, że każda drzewina tryskała wezbraną zielenią, a wszystek świat wzbierał taką zwiesną, aż ziemia zdawała się kipić i bulgotać od tego wrzątku zwiesnowego!<br />
{{tab}}A cóż z tego, kiej pola niezaorane, nieobsiane, nieobrobione leżały, niby paroby zdrowe i krzepkie, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_220" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/220"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/220|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/220{{!}}{{#if:220|220|Ξ}}]]|220}}'''<nowiki>]</nowiki></span>przeciągające się jeno na słońcu, a całe tygodnie trawiąc na niczem, zasie na tłustych, rodnych ziemiach, miasto zbóż, ognichy się pleniły, osty strzelały wgórę, lebiody trzęsły się po dołkach, rudziały szczawie, perze kłuły się gęsto po podorówkach jesiennych, a na rżyskach wynosiły się smukłe dziewanny i łopiany, kiej te kumy podufałe, zasiadały szeroko, że co ino tliło się w przytajeniu i strachem dotela żyło, kiełkowało teraz weselnie, szło chyżym rostem, pchało się z bruzd na zagony i panoszyło się bujnie po rolach.<br />
{{tab}}Aż lęk jakiś przewiewał po tych polach opuszczonych.<br />
{{tab}}Że zdawało się, jakby bory, chylące się nisko nad ugorami, gwarzyły zdumione, że strumienie lękliwiej wiły się skroś pustek, a tarniny, już obwalone białymi pąkami, grusze po miedzach, przelotne ptactwo, to jakiś wędrownik z obcych stron i nawet te krzyże i figury, stróżujące nad drogami, wszystko się rozgląda w zdumieniu i pyta dni jasnych i tych odłogów pustych:<br />
{{tab}}„A kaj się to podziały gospodarze? kaj to te śpiewy, te bujne radoście, kaj?..<br />
{{tab}}Jeno ten płacz kobiecy im powiadał, co się w Lipcach stało.<br />
{{tab}}I tak schodził dzień po dniu bez żadnej przemiany na lepsze; naprzeciw, gdyż co dnia prawie mniej kobiet wychodziło w pole, że to w chałupach zaległej robocie ledwie poradził.<br />
{{tab}}Tylko u Borynów szło wszystko jak zwyczajnie, wolniej jeno niźli po inne lata i ździebko gorzej, że to <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_221" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/221"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/221|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/221{{!}}{{#if:221|221|Ξ}}]]|221}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Pietrek dopiero się przyuczał do polowych robót, ale zawdy szło jakoś, boć i rąk pomocnych nie brakło.<br />
{{tab}}Hanka, choć jeszcze z łóżka, rządziła wszystkiem tak zmyślnie i kwardo, że nawet Jaguś musiała z drugiemi stawać do roboty i o wszelkiej rzeczy równą pamięć miała: o lewentarzu, o chorym, kaj orać i co gdzie siać, o dzieciach, gdyż Bylica już od chrzcin nie przychodził, zachorzał pono. Juści, że całe dni leżała w samotności, tyle jeno ludzi widując, co w obiad i wieczorem, albo Dominikową, zaglądającą do niej raz w dzień; żadna z sąsiadek nie pokazywała się, nawet Magda, a o Rochu to jakby słuch zaginął: jak pojechał wtenczas z proboszczem, tak i nie powrócił. Strasznie mierziło się jej to leżenie, więc aby rychlej ozdrowieć i sił nabrać, nie żałowała sobie tłustego jadła, ni jajków, ni mięsa, nawet przykazała zarznąć na rosół kokoszkę, nie nieśną po prawdzie, ale zawdy wartała ze dwa złote.<br />
{{tab}}Toteż tak prędko zmogła chorobę, że już w Przewody wstała, postanawiając iść na wywód do kościoła; odradzały jej kobiety, ale się uparła i zaraz po sumie poszła z Płoszkową.<br />
{{tab}}Chwiała się jeszcze na nogach i często wspierała na kumie.<br />
{{tab}}— Jaże mi się w głowie kołuje, tak zwiesną pachnie.<br />
{{tab}}— Dzień, dwa i wzwyczaicie się.<br />
{{tab}}— Tydzień dopiero, a zmiany na świecie za cały miesiąc.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_222" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/222"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/222|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/222{{!}}{{#if:222|222|Ξ}}]]|222}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Na bystrym koniu zwiesna jedzie, że nie przegoni.<br />
{{tab}}— Zielono też, mój Jezu, zielono!<br />
{{tab}}Juści, sady wisiały nad ziemią, kiej ta chmura zieloności, że ino kominy z niej bielały i dachy się wynosiły. Po gąszczach ptastwo świergotało zapamiętale, dołem zaś od pól ciepły wiater pociągał, aż się burzyły chwasty pod płotami, a staw marszczył się i pręgował.<br />
{{tab}}— Tęgie pąki wzbierają na wiśniach, ino patrzeć kwiatu.<br />
{{tab}}— By mróz nie zwarzył, to owocu będzie galanto.<br />
{{tab}}— Powiadają, że kiedy chleb nie zrodzi, sad dogodzi!<br />
{{tab}}— Ma się na to w Lipcach, idzie po temu!.. — westchnęła smutnie, spoglądając łzawo na nieobsiane pola.<br />
{{tab}}Prędko się uwinęły z wywodem, bo dzieciak się rozkrzyczał, a i Hanka poczuła się tak utrudzoną, że zaraz po powrocie do izby przyległa nieco na pościeli, ale nie odzipnęła jeszcze, kiej Witek z krzykiem wleciał:<br />
{{tab}}— Gospodyni, a to Cygany do wsi idą!<br />
{{tab}}— Masz diable kaftan, tego jeszcze brakowało. Zawołaj Pietrka i drzwi pozamykać, by czego nie porwały.<br />
{{tab}}Przed dom wyszła zatrwożona wielce.<br />
{{tab}}Jakoż wkrótce rozleciała się po wsi cała banda Cyganek, obdartych, rozmamłanych, czarnych kiej sagany, z dziećmi na plecach, a uprzykrzonych, że niech Bóg broni; łaziły, żebrząc, wróżyć chciały i do izb <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_223" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/223"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/223|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/223{{!}}{{#if:223|223|Ξ}}]]|223}}'''<nowiki>]</nowiki></span>gwałtem się cisnęły. Z dziesięć ich było, a narobiły wrzasku na całą wieś.<br />
{{tab}}— Jóźka, spędź gęsi i kury w podwórze, dzieci przywiedź do chałupy, jeszcze ukradną! — siadła w ganku pilnować, a dojrzawszy jakąś Cyganichę, zmierzającą w opłotki, poszczuła ją psem. Łapa się rozsrożył i nie puścił, że czarownica pogroziła kijem i cosik na nią mamrotała.<br />
{{tab}}— Hale, gdzieś mam twoje przekleństwa, złodziejko!<br />
{{tab}}— Nie urzekłaby, gdybyście ją puścili — szepnęła Jagna z przekąsem.<br />
{{tab}}— Aleby co ukradła. Takiej nie upilnuje, choćby jej na ręce patrzał, a chcecie wróżenia, to gońcie se za nimi.<br />
{{tab}}Snadź trafiła w przytajone chęci, bo Jagna poniesła się na wieś i całe to niedzielne popołudnie łaziła za Cygankami. Nie poredziła wyzbyć się jakiejś głuchej obawy, ni przezwyciężyć ciekawości wróżby, że po sto razy zawracała do chałupy i niesła się znowu za niemi, aż dopiero na zmierzchu, kiej Cyganichy pociągnęły ku lasowi, dojrzawszy, że jedna wstąpiła do karczmy, wsunęła się za nią i z wielkim strachem, żegnając się raz po raz, kazała sobie wróżyć, nie bacząc na ludzi przy szynkwasie stojących.<br />
{{tab}}Wieczorem, po kolacji, zeszły się do Jóźki na ganek dziewczyny i rajcowały o Cyganach, opowiadając, co której wywróżyły: że Marysi Balcerkównie wesele przepowiedziały na kopaniu, Nastce wielgi majątek i chłopa, Ulisi Sochównie, że ją zwiedzie kawaler, tej <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_224" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/224"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/224|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/224{{!}}{{#if:224|224|Ξ}}]]|224}}'''<nowiki>]</nowiki></span>pękatej Weronce Bartkowej chorobę, zasie Teresce żołnierce...<br />
{{tab}}— Pewnikiem bękarta! — zawarczała Jagustynka, siedząca zboku.<br />
{{tab}}Nie zważali na nią, bo właśnie Pietrek się przysiadł i jął im prawić różności, jak to Cygany swojego króla mają, któren cały we srebrnych guzach chodzi, a taki ma posłuch, że kiejby przykazał la śmiechu tylko powiesić się któremu, a wmig to robią.<br />
{{tab}}— Złodziejski król, mocarz taki a psami go szczują — szepnął Witek.<br />
{{tab}}— Pieskie nasienie, pogany zatracone! — mruknęła stara i, przysunąwszy się, rozpowiadała, jak to Cygany dzieci kradną po wsiach.<br />
{{tab}}— I żeby czarne były, to je kąpią we wywarze z olszyny, że i rodzona matka potem nie rozpozna, zaś cegłą ścierają jaże do kości te miejsca, kaj przy chrzcie oleje święte kładli na nie, i prosto w djablęta przemieniają.<br />
{{tab}}— A pono takie czary i zamawiania potrafią, jaże strach mówić! — pisnęła któraś.<br />
{{tab}}— Prawda, niechby cię ochuchała, a jużby ci wąsy wyrosły na łokieć.<br />
{{tab}}— Prześmiewacie!... Opowiadają, że chłopu ze Słupskiej parafii, co ich pono wyszczuł psami, to Cyganicha jeno mignęła jakiemś lusterkiem przed ślepiami, a zaraz całkiem zaniewidział.<br />
{{tab}}— I podobno ludzi, w co chcą, przemieniają, nawet we zwierzaki.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_225" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/225"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/225|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/225{{!}}{{#if:225|225|Ξ}}]]|225}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Kto się spije, ten się sam najlepiej we świnię przemienia.<br />
{{tab}}— Hale, a ten gospodarz z Modlicy, co to łoni na odpuście beł, nie łaził to na czworakach, nie szczekał?..<br />
{{tab}}— Zły go opętał, przecie dobrodziej wypędzali z niego djabła.<br />
{{tab}}— Jezu, że to są na świecie takie sprawy, jaże skóra cierpnie!..<br />
{{tab}}— Bo złe wszędy się czai, jak ten wilk kole owiec.<br />
{{tab}}Trwoga wionęła przez serca, że skupiły się barzej, a Witek rozdygotany strachem, cicho szepnął:<br />
{{tab}}— A u nas też cosik straszy...<br />
{{tab}}— Nie pleć bele czego! — powstała na niego Jagustynka.<br />
{{tab}}— Śmiałbym to, kiej chodzi cosik po stajni, obroków przysypuje, konie rżą... i za bróg chodzi, bo widziałem, jak Łapa tam leciał, warczał, kręcił ogonem i łasił się, a nikogoj nie było... To pewnikiem Kubowa dusza przychodzi... — dodał ciszej, oglądając się na wszystkie strony.<br />
{{tab}}— Kubowa dusza! — szepnęła Jóźka, żegnając się raz po raz.<br />
{{tab}}Zatrzęsły się wszystkie, mróz przeszedł kości, a kiej drzwi jakieś skrzypnęły, zerwały się z krzykiem. To Hanka stanęła w progu.<br />
{{tab}}— Pietrek, a kaj te Cygany stoją?<br />
{{tab}}— Mówili w kościele, że siedzą w lesie za Borynowym krzyżem.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_226" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/226"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/226|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/226{{!}}{{#if:226|226|Ξ}}]]|226}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Trza stróżować w nocy, by czego nie wyprowadzili.<br />
{{tab}}— W bliskości pono nie kradną.<br />
{{tab}}— Jak się im uda, dwa roki temu też tam stali, a Sosze maciorkę wzięli... Nie trza się na to spuszczać! — ostrzegła Hanka i, kiej się dziewczyny rozeszły, pilnowała chłopaków, by za sobą dobrze pozamykali oborę i stajnię, zaś powracając, zajrzała na ojcową stronę, czy już jest Jagusia.<br />
{{tab}}— Skocz-no, Jóźka, po Jagnę, niech przychodzi do chałupy, nie ostawię dzisiaj drzwi na całą noc wywartych.<br />
{{tab}}Ale Jóźka rychło oznajmiła, że u Dominikowej ciemno i na wsi już prawie wszędzie śpią.<br />
{{tab}}— Nie puszczę latawca, niech se do rana posiedzi na dworze! — wygrażała, zasuwając drzwi.<br />
{{tab}}Musiało też być już bardzo późno, kiej posłyszawszy targanie drzwiami, zwlekła się otwierać i aż się cofnęła, tak od Jagny buchnęło gorzałką. Niezgorzej musiała być napita, gdyż długo macała za klamką i słychać było z izby potykanie się o sprzęty i to, że jak stała, buchnęła się na łóżko.<br />
{{tab}}— Cie! że i na odpuście galanciejby się nie uraczyła, no, no!..<br />
{{tab}}Ale już ta noc nie miała przejść spokojnie, gdyż na samem świtaniu zatrząsł się na wsi taki wrzask i lament, że, kto jeszcze spał, w koszuli śpiesznie wybiegał na drogę, myśląc, że się kaj pali...<br />
{{tab}}To Balcerkowa z córkami darła się wniebogłosy, że jej konia wyprowadzili złodzieje.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_227" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/227"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/227|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/227{{!}}{{#if:227|227|Ξ}}]]|227}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Wmig cała wieś się zleciała przed chałupę, a one, rozmamłane, opowiadały nieprzytomnie pośród płaczów i lamentów, jako Marysia poszła o świcie przysypać obroku, a tu drzwi wywarte, stajnia pusta i konia przy żłobie niema.<br />
{{tab}}— Ratuj, Jezu miłosierny! ratujcie ludzie, ratujcie! — ryczała stara, drąc się za łeb i tłukąc się o płoty, kiej ten ptak spętany.<br />
{{tab}}Przyleciał sołtys, po wójta też posłali, ale go w domu nie było, zjawił się dopiero w parę pacierzy, jeno że się ledwie na nogach utrzymał: napity był, rozespany i zgoła nieprzytomny, bo jął cosik mamrotać i ludzi rozganiał, aż go sołtys musiał usunąć z oczu.<br />
{{tab}}Ale i tak mało kto zważał na niego w tem ciężkiem strapieniu, co jak kamienie przywaliło wszystkie dusze; słuchali wciąż opowiadań, drepcząc ze stajni na drogę i znawrotem, nie wiedząc, co począć, bezradni i docna wystraszeni, aż któraś rzuciła na głos:<br />
{{tab}}— To cygańska robota!<br />
{{tab}}— Prawda, w lesie stoją! penetrowały wczoraj!<br />
{{tab}}— Nie kto drugi ukradł, nie! — zerwały się burzliwe głosy.<br />
{{tab}}— Lecieć do nich i odebrać, a sprać złodziejów! — wrzasnęła Gulbasowa.<br />
{{tab}}— Na śmierć zakatrupić za taką krzywdę!<br />
{{tab}}Wrzask buchnął ogromny ku wschodzącemu właśnie słońcu, kołki zaczęły rwać z płotów, trząchać pięściami, kręcić się wkółko, to gdziesik już naprzód wybiegać z krzykiem, kiej nowa sprawa się wydała.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_228" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/228"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/228|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/228{{!}}{{#if:228|228|Ξ}}]]|228}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Sołtyska z płaczem przybiegła, że i im wóz ukradli z podwórza.<br />
{{tab}}Osłupieli, jak kieby piorun trzasnął gdziesik z bliskości, że długi czas jeno wzdychali, rozwodząc ręce i spoglądając na się ze zgrozą.<br />
{{tab}}— Konia z wozem ukradły, no, tego jeszcze we wsi nie bywało.<br />
{{tab}}— Jakaś kara spada na Lipce.<br />
{{tab}}— I co tydzień gorzej!<br />
{{tab}}— Przódzi bez całe roki tylachna się nie zdarzało, co teraz przez miesiąc.<br />
{{tab}}— A na czem się to jeszcze skończy, na czem! — poszeptywały trwożnie.<br />
{{tab}}Naraz rzucili się za sołtysem do Balcerkowego sadu, kaj widne były końskie ślady, znaczne po rosie i na świeżej ziemi, aż do sołtysowej stodoły; tam konia wprzęgli do wozu złodzieje i, kołując po rolach, wyjechali koło młynarza na drogę, biegnącą do Woli.<br />
{{tab}}Pół wsi poszło, rozpatrując w cichości ślady, które dopiero pod stogami spalonemi, przy skręcie na Podlasie urwały się z nagła, że niesposób ich było odszukać.<br />
{{tab}}Ale ta kradzież tak sturbowała wszystkich, że choć dzień był bardzo cudny, mało kto wziął się do roboty: łazili powarzeni, łamali ręce, użalając się nad Balcerkową, przejmując się coraz większym strachem o swój dobytek.<br />
{{tab}}Zaś Balcerkowa siedziała przed stajnią, jakby przy tym katafalku, zapuchła z płaczu i, ledwie już zipiąc, wybuchała niekiedy wśród jęków:<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_229" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/229"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/229|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/229{{!}}{{#if:229|229|Ξ}}]]|229}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— O mój kasztan jedyny, moje konisko kochane, mój parobku najlepszy! A to mu dopiero na dziesiąty rok szło, samam go od źrebięcia wychowała, jak to dzieciątko rodzone, dyć w tym samym roku się ulągł, co i mój Stacho! A cóż my teraz sieroty poczniemy bez ciebie, co?<br />
{{tab}}Zawodziła tak żałośliwie, iż co miętsi płakali z nią razem, rozżalając się nad stratą, gdyż bez konia to jak przez rąk, zwłaszcza teraz na zwiesnę i kiej chłopów nie było.<br />
{{tab}}Juści, co sąsiadki obsiadły ją, z całego serca pocieszając, a pospólnie wspominały kasztana, chwaląc go niemało.<br />
{{tab}}— Piękny był koń, krzepki jeszcze, kiej dziecko łagodny.<br />
{{tab}}— Skopał mi chłopaka, kumo, ale po prawdzie wałach był przedni.<br />
{{tab}}— Prawda, grudę miał w kulasach i ździebko ślepiał, ale zawdy czterdzieści papierków daliby za niego.<br />
{{tab}}— A figlował kiej pies, nie ściągał to pierzyn z płotów? co?<br />
{{tab}}— Szukać takiego drugiego, szukać! — wyrzekały bolejąco, niby nad jakimś umarlakiem, a Balcerkowa, co spojrzała na żłób, to ją nowy ryk wstrząsał i nowe żałoście chwytały za gardziel, i ta pusta stajnia, kiej świeży grób, budziła pamięć straty nieodżałowanej i krzywdy. Uspokoiła się dopiero, kiej powiedzieli, jako sołtys wziął Pietrka od Hanki, księżego Walka, młynarczyka i pojechali szukać u cyganów.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_230" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/230"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/230|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/230{{!}}{{#if:230|230|Ξ}}]]|230}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Hale, szukaj wiatru w polu: kto ukradnie, schowa ładnie.<br />
{{tab}}Dobrze już było pod wieczór, kiej powrócili rozpowiadając, że ani śladu nikaj, jakby kamień rzucił we wodę.<br />
{{tab}}Wójt też się pokazał we wsi i, choć już mrok zapadał, zabrał sołtysa na brykę i pojechał donieść strażnikom i kancelarji, a Balcerkowa z Marysią poszły na sąsiednie wsie szukać na swoją rękę.<br />
{{tab}}Ale wróciły z niczem, dowiedziały się jeno, że po inszych wsiach również mnożyły się kradzieże. Bez to na ludzi padło jeszcze cięższe udręczenie, bo strach o dobytek, jaże wójt ustanowił stróże i w braku parobków po dwie kobiety wespół ze starszymi chłopcami miały co noc obchodzić wieś i pilnować, a oprócz tego i w każdej chałupie zosobna czuwali, wszystkie zaś dziewki poszły spać do stajni i obór.<br />
{{tab}}Jednako i to nie pomogło, a trwoga jeszcze barzej urosła, gdyż mimo tych stróżowań, zaraz pierwszej nocy Filipce z za wody złodzieje wyprowadzili maciorę na oprosieniu.<br />
{{tab}}Prosto nie opowiedzieć, co się z tą chudziaczką wyrabiało: tak rozpaczała, że i po dziecku nie poredziłaby ciężej, boć to był jej dobytek jedyny, za któren rachowała się przeżywić do żniw; ryczała też, tłukąc się o ściany, jaże strach było patrzeć. Nawet do dobrodzieja poleciała z lamentami, że, litując się nad nią, dał jej całego rubla i obiecał prosiaka z tych, co się dopiero miały uląc na żniwa.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_231" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/231"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/231|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/231{{!}}{{#if:231|231|Ξ}}]]|231}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}A naród już nie wiedział, co począć i jak zapobiec kradzieżom. Dzień nastał iście pogrzebowy, że zaś i pogoda się przemieniła, deszczyk siepał od rana i szare ciężkie niebo przygniatało świat wszystek, to smutek ogarniał duszę, ludzie chodzili w utrapieniu, wzdychający i żalni, ze strachem myśląc o nocy najbliższej.<br />
{{tab}}Jakby na szczęście przed samym wieczorem zjawił się Rocho i, biegając po chałupach, roznosił nowinę tak dziwną, że zgoła nie do uwierzenia. Oto rozpowiadał radośnie, jako we czwartek, pojutrze, zjadą się całą hurmą sąsiedzi pomagać Lipcom w polnych robotach.<br />
{{tab}}Nie mogli zrazu uwierzyć, ale kiej dobrodziej wyszedłszy na wieś, potwierdzał najuroczyściej — radość buchnęła po ludziach, że już o zmierzchu, kiej deszcz przestał, a ino kałuże poczerwieniały od zórz, przeciekających z pod oparów, zaroiły się drogi, rozbrzmiewając weselnemi krzykami. Zagotowało się po chałupach od gwarów, biegali po sąsiadach rozważać i dziwować się tej nowinie, zapominając całkiem o kradzieżach i tak się ciesząc serdecznie tą pomocą niespodzianą, że nawet mało kto pilnował tej nocy.<br />
{{tab}}Nazajutrz, jeno się świt przetarł chyla tyla, cała wieś stanęła na nogi; wyprzątali chałupy, brali się do pieczenia chlebów, rychtowali wozy, krajali ziemniaki do sadzenia, szli w pola rozrzucać nawóz, leżący na kupach — a w której chałupie turbowano się wedle jadła i napitku la tych gości niespodzianych, rozumiano bowiem, jako trza wystąpić godnie, po gospodarsku, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_232" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/232"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/232|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/232{{!}}{{#if:232|232|Ξ}}]]|232}}'''<nowiki>]</nowiki></span>iż bez to niejedna kura i gąska, ostawiona na przedanie, dały gardło i niemało znowu nabrali na bórg w karczmie i we młynie, że jak przed wielkiem świętem uczyniło się w Lipcach.<br />
{{tab}}A Rocho, może najbardziej radosny i wzruszony, cały dzień uwijał się po wsi, popędzając jeszcze tu i owdzie do przygotowań, a tak był jaśniejący i napodziw rozmowny, że kiej zajrzał do Borynów, Hanka, która znowu leżała, czując się chorą, rzekła cicho:<br />
{{tab}}— Oczy się wam świecą, kiej w chorobie...<br />
{{tab}}— Zdrowym, jeno radosny, jak nigdy w życiu. Miarkujcie: tyla chłopów się zwali na całe dwa dni do Lipiec, że najpilniejsze roboty obrobią. Jakże się nie radować?<br />
{{tab}}— Dziwno mi jeno, że tak za darmo, przez zapłaty, za jedno Bóg zapłać chcą robić... tego jeszcze nie bywało...<br />
{{tab}}— A za Bóg zapłać przyjadą pomagać, jak prawe Polaki a chrześcijany powinny! Juści, co tak nie bywało, ale i bez to złe panoszy się we świecie. Przemieni się jeszcze na lepsze, zobaczycie! Naród przyjdzie do rozumu, pomiarkuje, że niema się na kogo inszego oglądać, że nikto mu nie pomoże, jeno on sam sobie, wspierając jeden drugiego w potrzebie! A rozrośnie się wtenczas po wszystkie ziemie, kiej ten bór niezmożony, i nieprzyjacioły jego sczezną niby śniegi! Obaczycie, przyjdzie taka pora! — wołał, promieniejąc, a ręce wyciągał gdziesik, jakby chciał kochaniem objąć wszystek naród i wiązać go miłością w jeden pęk nieprzełamany...<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_233" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/233"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/233|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/233{{!}}{{#if:233|233|Ξ}}]]|233}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Ale uciekł zaraz, gdyż zaczęła wypytywać, kto sprawił taki cud, że przyjadą z pomocą? Chodził po wsi, gdyż do późnej nocy świeciło się po chałupach, że to dzieuchy prawie świąteczne obleczenia szykowały, spodziewając się, iż coś parobków jutro przyjedzie.<br />
{{tab}}A nazajutrz, ledwie świt pobielił dachy, wieś już była gotowa, z kominów się kurzyło, dziewczyny kiej oparzone latały między chałupami, chłopaki zaś skrabały się po drabinach na kalenice, patrząc na drogi. Świąteczna cisza padła na wieś. Dzień przyszedł chmurny, bez słońca, ale ciepły i dziwnie jakoś tęskny. Ptactwo zajadle świergotało po sadach, zaś głosy ludzkie cichły, ciężko się ważąc w tym nagrzanym wilgotnym powietrzu.<br />
{{tab}}Długo czekali, bo dopiero kiej przedzwonili na mszę, zadudniały głucho drogi, a z pod sinych, rzadkich mgieł jęły się wytaczać szeregi wozów.<br />
{{tab}}— Jadą z Woli!<br />
{{tab}}— Jadą z Rzepek!<br />
{{tab}}— Jadą z Dębicy!<br />
{{tab}}— Jadą z Przyłęka!<br />
{{tab}}Wrzeszczeli ze wszystkich stron, na wyprzódki biegnąc przed kościół, kaj już pierwsze wozy zajechały, a wkrótce wszystek plac ludźmi się zapchał i zaprzęgami. Chłopi, świątecznie przyodziani, zeskakiwali z wasągów, rzucając pozdrowienia kobietom, nadchodzącym zewsząd, dzieci zaś jak zawdy wrzask podniesły, otaczając przybyłych.<br />
{{tab}}I szli zaraz na mszę, bo już w kościele zahuczały organy.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_234" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/234"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/234|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/234{{!}}{{#if:234|234|Ξ}}]]|234}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}A skoro ksiądz skończył, prawie cała wieś wysypała się za wrótnie cmentarza pod dzwonnicę, gospodynie wystąpiły na przedzie, dzieuchy kręciły się na bokach, wiercąc ślepiami parobków, a komornice zbiły się osobno w kupę kiej kuropatki, nie śmiejąc cisnąć się na oczy dobrodzieja, który wnet się ukazał, pozdrowił wszystkich i razem z Rochem jął rozporządzać, który do jakiej chałupy ma jechać robić, bacząc jeno, by bogatszych do bogatszych kwaterować.<br />
{{tab}}Tak ano wmig wszystko rozporządził, że nie przeszło i pół godziny, a już rozdrapali chłopów, przed kościołem ostały jeno spłakane komornice, na darmo czekające, że i im któryś przypadnie, po wsi zaś rwetes się czynił: wystawiali ławy przed chałupy, duchem podając śniadania i częstując gorzałką na prędsze skumanie. Dziewki rade usługiwały, ledwie tykając jadła, gdyż większość była parobków i tak wystrojonych, jakby na zmówiny a nie do roboty zjechali.<br />
{{tab}}Nie było czasu na rozgadki, tyle jeno mówili, z których są wsi i jak się wołają, nawet jedli mało wiele, wymawiając się wielce politycznie, jako jeszcze nie zarobili na sutsze jadło.<br />
{{tab}}Wrychle też, pod przewodem kobiet, zaczęli wyjeżdżać w pola.<br />
{{tab}}Jakby to uroczyste świątko uczyniło się na świecie.<br />
{{tab}}Puste i zdrętwiałe pola ożyły, potrzęsły się głosy, ze wszystkich podwórz wytaczały się wozy, wszystkiemi dróżkami ciągnęły pługi, wszystkiemi miedzami ludzie ruszali, a wszędy, skróś sadów i przez pola rwały się pokrzyki, leciały radosne pozdrowienia, konie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_235" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/235"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/235|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/235{{!}}{{#if:235|235|Ξ}}]]|235}}'''<nowiki>]</nowiki></span>rżały, turkotały rozeschłe koła, psy ujadały, zapamiętale ganiając za źrebakami, a bujna, mocna radość przepełniała serca i po ziemiach się niesła — i na poletkach pod ziemniaki, na jęczmiennych rolach, na rżyskach, na zachwaszczonych ugorach stawali i wesołym pogwarem, szumnie i rozgłośnie, kiej do tańca.<br />
{{tab}}Naraz przycichło wszystko, baty świsnęły, zaszczękały orczyki, sprężyły się konie i rdzawe jeszcze pługi jęły się zwolna wpierać w ziemię i wywalać pierwsze skiby czarne i lśniące, a naród się prostował, nabierał dechu, żegnał, potaczał oczyma po rolach, przyginał i pracy a trudu się imał.<br />
{{tab}}Zgoła nabożna i święta cichość ogarnęła pola, jakby się rozpoczęło nabożeństwo w tym niezmierzonym kościele. Naród w pokorze przywarł do zagonów, ścichnął i ze wzdychem serdecznym rzucał święte, rodne ziarna, posiewał trud na plenne jutro, matce ziemi oddawał się wszystek i z dufnością.<br />
{{tab}}Hej! ożyły znowu lipeckie pola, doczekały się gospodarzy tęskniące, a toć, jak okiem sięgnął, od borów chmurnych aż po wyżnie polnych granic, po wszystkich ziemiach w tym szaro-zielonawem, mgławem powietrzu, niby pod wodą, jaże roiło się od czerwonych wełniaków, pasiastych portek, białych kapot, koni przygiętych w pługach i wozów po miedzach.<br />
{{tab}}Niby pszczelny rój obsiadł ziemię pachnącą i roił się pracowicie w cichości bladego zwiesnowego dnia — że jeno skowronki rozgłośniej śpiewały, ważąc się gdziesik niedojrzane, wiater też przewiał niekiedy, {{pp|za|targał}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_236" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/236"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/236|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/236{{!}}{{#if:236|236|Ξ}}]]|236}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|za|targał}} drzewiny, rozwiał przyodziewy kobietom, przygładził żyta i w bory uciekał z chichotem.<br />
{{tab}}Długie godziny pracowali bez wytchnienia, tyle jeno odpoczywając, co tam ktoś grzbiet wyprostował, odzipnął i znowuj się przykładał do zagona. Że nawet na południe z ról nie zjeżdżali, przysiedli jeno na miedzach pojeść z dwojaków i kościom dać folgę, ale skoro tylko konie przejadły, za pługi się imali, nie leniąc ni ociągając. Dopiero o samym zmierzchu zaczęli ściągać z pól.<br />
{{tab}}Wnetki rozbłysły chaty i zawrzały gwarem a krętaniną, cała wieś stanęła w łunach ogni, co się z okien i drzwi wywartych darły na drogę, w każdej chałupie zwijali się kiele obrządków i wieczerzy. Rwetes się podniósł, przekrzyki, rżenia koni, skrzypy wierzei, cielęce beki, gęgoty gęsi, na noc spędzonych do zagród, dziecińskie wrzaski, że cała wieś huczała i trzęsła się tym dziwnie radosnym bełkotem.<br />
{{tab}}Przycichło dopiero, kiej gospodynie do mich zapraszały, tak sielnie honorując chłopów, że sadzały ich na pierwszych miejscach, podtykając co najlepsze, nie żałowały bowiem ni mięsa, ni gorzałki...<br />
{{tab}}We wszystkich chałupach wieczerzali, wszędy przez wywarte okna i drzwi widne były głowy w krąg zebrane i gęby ruchające, skrzybot łyżek się rozchodził, a smaki słoniny przysmażonej wiały po drogach, aż w nozdrzach wierciło.<br />
{{tab}}Tylko jeden Rocho nikaj nie przysiadł na dłużej, chodził od domu do domu, siał dobrym słowem, poredzał i szedł dalej do drugich, jako ten gospodarz <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_237" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/237"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/237|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/237{{!}}{{#if:237|237|Ξ}}]]|237}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zapobiegliwy i o wszystkiem jednako baczący, a tak samo jak cała wieś pełen wesela i może barzej jeszcze przejęty radością.<br />
{{tab}}Nawet u Hanki czuć było to dzisiejsze świątko, bo choć pomocy nie potrzebowała, to by drugim ulżyć, zaprosiła do siebie na kwaterę dwóch Rzepczaków, które robiły u Weronki i Gołębowej.<br />
{{tab}}Tych se wybrała, że to Rzepczaki za szlachtę się miały.<br />
{{tab}}Juści co w Lipcach przekpiwali się zawdy z takiej szlachty i za psi pazur ich nie mieli, gorzej niźli na miejskich łachmytków i prefesjantów powstając; ale skoro weszli do chałupy, Hanka zaraz spostrzegła, że to inszy gatunek, znaczniejszy.<br />
{{tab}}Chłopy były drobne i chuderlawe, z miejska w czarne kapoty odziane, ale sielnie miniaste; wąsiska im sterczały kiej wiechy konopne i oczyma toczyli górnie, jednako rozmowni byli, a obejście mieli delikatne i mowę zgoła pańską. Obyczajny był naród, bo tak wszyćko grzecznie chwalili, a każdej poredzili tym słowem zabasować, że kobiety jaże urastały z kuntentności.<br />
{{tab}}Sutszą też wieczerzę kazała Hanka narządzić i podać im na stole, pokrytym czystą płachtą.<br />
{{tab}}Sielnie ich obserwowała, przykazując wszystkim uważnie, że prawie na palcach kiele nich chodziły, z oczu odgadując potrzeby, Jagna zaś, jakby całkiem głowę straciła, wystroiła się kieby na odpust i siedziała zapatrzona w młodszego niby w obraz.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_238" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/238"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/238|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/238{{!}}{{#if:238|238|Ξ}}]]|238}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Ma on swoje dwórki, na bose ani spojrzy — szepnęła Jagustynka, jaże Jaguś w ogniach stanęła i na swoją stronę uciekła.<br />
{{tab}}Rocho wszedł był właśnie, za stołkiem się rozglądając.<br />
{{tab}}— Temu się najbarzej zdumiewają nasze chłopy, co ludzie z Rzepek zjechali Lipcom pomagać! — rzekł cicho.<br />
{{tab}}— Nie o swoją sprawę pobilim się w lesie, to nikt z nas zawziętości nie żywi — odpowiedział starszy.<br />
{{tab}}— Bo zawdy bywa, że kiej się dwóch za łby bierze, trzeci korzysta!<br />
{{tab}}— Prawda, Rochu, ale niech-no dwóch się zgodnie zmówi w przyjacielstwo, to ten trzeci może niezgorzej oberwać po łbie — co?<br />
{{tab}}— Mądrze mówicie, panie Rzepecki, mądrze...<br />
{{tab}}— A co dzisiaj Lipcom dolega, jutro może przyjść na Rzepki.<br />
{{tab}}— I na każdą wieś, panie Rzepecki, jeśli, miasto za sobą obstawać i pospólnie się bronić, kłyźnią się, dzielą i przez złoście wydają wrogowi. Mądre i przyjacielskie sąsiady to jak te płoty a ściany bronne: świnia się bez nie nie przeciśnie i zagona nie spyska...<br />
{{tab}}— Wie się już o tem, Rochu, między nami, jeno chłopy jeszcze tego nie miarkują i stąd bieda idzie...<br />
{{tab}}— I na to już pora przychodzi, panie Rzepecki: mądrzeją...<br />
{{tab}}Wytoczyli się wnet po wieczerzy na ganek, kaj już Pietrek przygrywał na skrzypicy dziewczynom co się były zleciały posłuchać.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_239" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/239"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/239|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/239{{!}}{{#if:239|239|Ξ}}]]|239}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Wieczór szedł cichy i ciepły, mgły białemi kożuchami zsiadały się na łęgach, czajki kwiliły z mokradeł i młyn po swojemu turkotał, a czasem drzewa zaszumiały. Niebo było wysokie, ale zawalone buremi chmurzyskami, że jeno na obrzeżach zwałów przecierały się miesięczne brzaski, a miejscami, z wyrw głębokich kieby w studniach, gwiazdy bystro świeciły.<br />
{{tab}}Wieś huczała kiej ul przed wyrojem. Dopóźna jarzyły się wszystkie okna, dopóźna też w {{korekta|takophłoca|opłotkach}} i po drogach wrzały przyciszone szepty i śmiechy buchały wesołe; dziewki szczerzyły zęby do kawalerów i rade się z nimi wodziły nad stawem, starsze zaś, zasiadłszy z gospodarzami na progach, ugwarzały se godnie, zażywając chłodu i odpocznienia.<br />
{{tab}}A nazajutrz, ledwie się niebo zarumieniło zorzami, jeszcze w świtowych, przyziemnych sinościach, zaczęli się zrywać ze śpiku i sposobić do pracy.<br />
{{tab}}Słońce wzeszło pięknie, że świat, kieby tem srebrem, szronami potrząśnięty, w ogniach stanął cały, w skrzeniach mokrawych i w chłodnym a rzeźwym poranku. Ptactwo uderzyło w krzyk ogromny, zaszumiały drzewa, zabełtały wody, podniesły się ludzkie głosy i wiater, otrząsając krze, roznosił po wsi terkoty, wołania, ryki, dzieuszyne śpiewki, co kajś zatrzepotały, i cały ten rwetes i krętaninę wychodzących na {{Korekta|robotę|robotę.}}<br />
{{tab}}Na łęgach mgły jeszcze leżały białe kiej śniegi, jeno na wyższych rolach porzedły i, słonecznemi biczami pocięte i spędzone, dymiły już kiej z trybularzów i ku czystemu niebu darły się strzępiastym przędziwem; w szronach leżały jeszcze pola, kuląc się <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_240" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/240"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/240|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/240{{!}}{{#if:240|240|Ξ}}]]|240}}'''<nowiki>]</nowiki></span>w dośpiku i nabrzmiewając niby pąki, a naród zwolna wpierał się wszystkiemi stronami w orosiałe, senne zagony, wtapiał się w przesłoneczniane tumany i przywierał do poletek w cichości — bo od ziem, od drzew, z sinych dalekości, od wód błyskających krętowinami, od mgieł i od nieba, wynoszącego rozgorzały krąg słońca — wszystkim światem taka wiosna waliła i bił taki czad mocy i upojenia, że jaże w piersiach zapierało, jaże dusza się trzęsła w takiej przenajświętszej radości, co to jeno łzami skapuje cichemi, wzdychem się wypowie albo klękaniem przed tym zwiesnowym cudem i w najlichszej trawce widomym.<br />
{{tab}}To i mnogi ów naród obzierał się długo dokoła, żegnał pobożnie, pacierze szeptał i w cichości za robotę się brał, że kiej przedzwaniali na mszę, już wszyscy byli na swoich miejscach.<br />
{{tab}}Mgły rychło się rozwiały i pola stanęły na słonecznej jaśni, że jak okiem sięgał po lipeckich ziemiach, pociętych pasami zielonych ozimin, wszędy czerwieniały wełniaki, orały pługi, wlekły się brony, wodzone przez dziewki, gmerały się rzędy kobiet, sadzących ziemniaki, a gęsto, po czarnych i długich zagonach chodziły chłopy przepasane płachtami, pochyleni ździebko i nabożnym, sypkim rzutem ręki rozsiewali ziarna w spulchnione, czekające role...<br />
{{tab}}Tak zaś wszyscy pracowali gorliwie, głów nawet nie podnosząc, iż ani spostrzegli dobrodzieja, któren zaraz po mszy jawił się przy swoim parobku, orzącym nade drogą, a potem ku zdumieniu chodził po poletkach, pozdrawiał wesoło, częstował tabaką, komu i {{pp|pa|pierosa}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_241" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/241"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/241|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/241{{!}}{{#if:241|241|Ξ}}]]|241}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|pa|pierosa}} udzielił, tam rzucił jakieś słowo łaskawe, ówdzie dziecińskie głowy przygładził i z dzieuchami zażartował, indziej zaś to wróble stado, na zasiany jęczmień spadłe, pecyną zgonił, a często pierwszą garść siewu krzyżem błogosławił, albo i sam rozrzucił, a wszędy do pośpiechu przynaglał, jakby i ekonom nie poredził lepiej.<br />
{{tab}}I zaraz po obiedzie razem ze wszystkimi do roboty się stawił, objaśniając kobietom, że choć to dzisiaj wypadało świętego Marka, ale procesja odbędzie się dopiero w oktawę, trzeciego maja.<br />
{{tab}}— Nie pora dzisiaj, szkoda czasu, bo chłopy drugi raz nie przyjadą pomagać!<br />
{{tab}}Tłumaczył i sam też z pola nie zeszedł aż do samego końca; sutannę podkasał, kijem się wspierał, że to tęgie brzucho musiał dźwigać, i chodził niestrudzenie, niekiedy jeno przysiadając po miedzach, by pot obetrzeć z łysiny a odzipnąć.<br />
{{tab}}Radzi mu byli serdecznie, iż pod jego okiem robota jakby szła prędzej i lekciej, chłopy zaś za honor sobie miały, co im sam dobrodziej ekonomuje.<br />
{{tab}}Słońce już czerwone i pełne nad bory się zwieszało, ziemie gasły, a dale jęły modrzeć, kiej pokończywszy co najpilniejsze roboty, zaczęli ściągać do wsi; śpieszyli się, by jeszcze za widoku do dom zdążyć.<br />
{{tab}}Wielu i za wieczerzę dziękowało, przegryzając jeno co niebądź naprędce, a insi z pośpiechem brali miski wczas narządzone; konie, już założone do wozów, rżały przed domami.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_242" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/242"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/242|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/242{{!}}{{#if:242|242|Ξ}}]]|242}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Ksiądz się znowu pokazał na wsi wraz z Rochem, obchodził wszystkich i każdemu chłopu zosobna raz jeszcze dziękował za poczciwą pomoc Lipczakom.<br />
{{tab}}— Bo co dasz potrzebującemu, jakbyś samemu Jezusowi dawał! No, mówię wam, że choć nieskorzy jesteście dawać na Mszę, choć o potrzebach kościoła nie pamiętacie, choć już od roku wołam, że dach mi zacieka na plebanji, codzień modlić się za was będę, za waszą poczciwość Lipcom okazaną... — wołał ze łzami, całując chylące mu się po drodze głowy.<br />
{{tab}}Właśnie byli kole kowala, skręcali na drugą stronę wsi, kiej im zastąpiły drogę zapłakane komornice, z Kozłową na przedzie.<br />
{{tab}}— A to dopraszam się dobrodzieja, szlim pytać: czy to nam chłopy pomagać nie będą?<br />
{{tab}}Zaczęła hardo, podniesionym głosem.<br />
{{tab}}— Bo czekalim, że i na nas przyjdzie kolej, a oni już odjeżdżają...<br />
{{tab}}— I my sieroty ostaniem przez żadnego wspomożenia... — wraz mówiły.<br />
{{tab}}Ksiądz zafrasował się, srodze poczerwieniawszy.<br />
{{tab}}— Cóż wam poradzę?.. nie wystarczyło dla wszystkich... i tak całe dwa dni poczciwie pomagali... no, mówię... — bełkotał, latając po nich oczyma.<br />
{{tab}}— Juści! pomagali, ale gospodarzom, bogaczom jeno... — zaszlochała Filipka.<br />
{{tab}}— Nama jako zapowietrzonym nikto się nie pokwapił wspomóc...<br />
{{tab}}— Nikogoj głowa nie zaboli o nas, sieroty...<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_243" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/243"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/243|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/243{{!}}{{#if:243|243|Ξ}}]]|243}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Żeby choć kilka pługów do ziemniaków, to i tego nie! — szeptały łzawo.<br />
{{tab}}— Moiście... odjeżdżają już... no... zaradzi się jakoś... prawda, że i wam ciężko... i wasi mężowie z drugimi... no mówię, że się zaradzi.<br />
{{tab}}— A o czem to będziem czekać tej pomocy?.. a jak się jeszcze i tego ziemniaka nie wsadzi, to już ino postroneczka szukać! — zawiedła Gulbasowa.<br />
{{tab}}— No, mówię, że się zaradzi... Dam wam swoich koni, choćby na cały dzień, jeno mi ich nie zgońcie... młynarza też uproszę, wójta, Boryny, może dadzą...<br />
{{tab}}— Może! Czekaj tatka latka, jaż kobyłę wilcy zjedzą! Chodźta kobiety, nie skamlajta po próżnicy!.. żebyśta nie potrzebowały, toby wama dobrodziej pomogli... La gospodarzy jest wszystko, a ty biedoto, kamienie gryź i łzami popijaj! Owczarz jeno stoi o barany, bo je strzyże, a z czegóż to nas oskubie, cheba z tych wszy! — wywierała pysk Kozłowa, jaże ksiądz zatkał uszy i poszedł.<br />
{{tab}}Zbiły się w kupkę i rzewnemi łzami płakały, w głos wyrzekając, a Rocho utulał je, jak umiał, obiecując poczciwie pomoc jaką wyjednać. Odwiódł gdziesik pod płot, bo już zaczęli się rozjeżdżać na wszystkie strony, drogi zaczerniały od koni a ludzi, zaturkotały wozy i ze wszystkich progów leciały gorące słowa dziękczynień:<br />
{{tab}}— Niech wama Bóg zapłaci!<br />
{{tab}}— Bywajcie zdrowi!<br />
{{tab}}— Odpłacim się jeszcze w sposobną porę!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_244" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/244"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/244|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/244{{!}}{{#if:244|244|Ξ}}]]|244}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A zawdy w niedzielę zajeżdżajcie do nas, kiej do krewniaków!<br />
{{tab}}— Ojców pozdrówcie! A kobiety nam swoje przywieźcie!<br />
{{tab}}— W potrzebie się któren znajdzie, z całej duszy pomożem!<br />
{{tab}}— Ostajta z Bogiem i niech wama plonuje, ludzie kochane! — krzykali, czapami trząchając do się i rękoma wymachując.<br />
{{tab}}Dziewczyny i co ino było dzieci szły przy wozach, odprowadzając ich za wieś. Największą kupą tłoczyli się na topolowej, gdyż tamtędy aż z trzech wsi jechali. Wozy toczyły się wolno, rozmawiali wesoło, buchając częstym śmiechem i baraszkując.<br />
{{tab}}Mrok się już sypał, zorze gasły, jeno wody kajś niekaj gorzały czerwono, mgły się zwijały na łęgach i wieczorna, zwiesnowa cichość przędła się po ziemiach. Żaby jęły gdziesik daleko a zgodnie rechotać...<br />
{{tab}}Doprowadzili się do rozstajów i tam żegnali się wśród śmiechów i krzykań, ale nim jeszcze konie ruszyły z kopyta, kiej któraś z dziewczyn zaśpiewała za nimi:<br />
{{f|<poem>„Dasz, Jasiu, na zapowiedzie!
Słuchaj ino, tatuś jedzie,
Dudni na moście —
{{tab|60}}da dana!
Dudni na moście!“</poem>|w=85%|przed=15px|po=15px}}
{{tab}}A chłopaki im na to, odwracając się z wozów:<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_245" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/245"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/245|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/245{{!}}{{#if:245|245|Ξ}}]]|245}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="r06"/>{{f|<poem>„Teraz, Maryś, takie ziąby —
Zskrzytwiałyby dziewosłąby;
Dam w wielkim poście...
{{tab|60}}da dana!
Dam w wielkim poście!...“</poem>|w=85%|przed=15px|po=15px}}
{{tab}}Dzwoniły młode głosy po rosie i we wszystek świat się niesły radosne.<br />
<br /><br />{{---|50}}<br /><section end="r06"/>
<section begin="r07"/>{{c|VII.}}<br />
{{tab}}Chłopy wracają!<br />
{{tab}}Piorunem ta wieść runęła i kiej płomień rozniesła się po Lipcach!<br />
{{tab}}Prawda–li to? I kiedy? I jak?..<br />
{{tab}}Nikto jeszcze nie wiedział.<br />
{{tab}}To jeno pewne było, że stójka z gminy, któren jeszcze przed wschodem leciał do wójta z jakimś papierem, rzekł o tem Kłębowej, wypędzającej właśnie gęsi na staw, ta się w ten mig rzuciła z nowiną do sąsiadów, zaś Balcerkówny rozkrzyczały od siebie najbliższym chałupom, że nie wyszło i „Zdrowaś“, a już całe Lipce zerwały się na nogi, trzęsąc radosną wrzawą, aż się zakotłowało w izbach.<br />
{{tab}}A rano było jeszcze, tyle co się świt przetarł, i majowy, wczesny dzień wstawał, jeno że jakiś poczerniały i mokry; deszcz mżył kiej przez gęste sito i pluskał cichuśko po rozkwitających sadach.<br /><section end="r07"/> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_246" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/246"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/246|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/246{{!}}{{#if:246|246|Ξ}}]]|246}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Chłopy wracają! Chłopy wracają! — rwał się krzyk nad wszystką wsią, przez sady leciał hukliwie, z każdej chałupy bił kiej dzwon radosny, z każdego serca buchał płomieniem i z każdej gardzieli się wydzierał.<br />
{{tab}}Dzień dopiero co wstał, a wieś już wrzała kiejby na odpuście; dzieci wylatywały z krzykiem na drogi, trzaskały drzwi, kobiety odziewały się na progach, już wypatrując tęskliwie wskroś drzewin rozkwitłych i szarugi, przysłaniającej dalekości.<br />
{{tab}}— Wszystkie wracają! Gospodarze, parobcy, chłopaki, wszystkie! Już idą! Już wyszli z lasa, już są na topolowej! — wołali naprzemiany, i ze wszystkich progów darły się krzyki, a co gorętsze wybiegały kiej oszalałe; gdzie już płacz się rozlegał i tętenty biegnących naprzeciw...<br />
{{tab}}Jeno trepy kłapały i błoto się otwierało, tak wyrywali za kościół na topolową – ale na długiej, zadeszczonej drodze jeno mętne kałuże stały i siwiły się koleiny, głęboko wyrżnięte.<br />
{{tab}}Ni żywej duszy nie wypatrzył pod sczerniałemi od pluchy topolami.<br />
{{tab}}Choć srodze zawiedzeni, bez namysłu i w dyrdy rzucili się na drugi koniec wsi, za młyn, na drogę od Woli, bo i tamtędy mogli powracać.<br />
{{tab}}Hale cóż, kiej i tamój było pusto! Deszcz zacinał, przysłaniając szarą kurzawą szeroki, wyboisty gościniec; gliniaste wody rowami waliły, w brózdach burzyła się woda i drogą też szorowały strugi spienione, a rozkwitłe ciernie, brzeżące zielonawe pole, skulały zziębłe kwiaty.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_247" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/247"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/247|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/247{{!}}{{#if:247|247|Ξ}}]]|247}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Wrony kołują górą, to plucha przejdzie! — rzekła któraś, próżno wypatrując.<br />
{{tab}}Posunęli się jeszcze ździebko, gdyż od spalonego folwarku ktosik zamajaczył na drodze i ku nim się zbliżał.<br />
{{tab}}Dziad to był ślepy i wszystkim znany; pies, któren go wiódł na sznurku, zaszczekał zajadle i jął się ku nim rwać, ślepiec zaś nasłuchiwał pilnie, kij gotując ku obronie, ale dosłyszawszy rozmowy, przyciszył pieska i, pochwaliwszy Boga, rzekł wesoło:<br />
{{tab}}— Miarkuję, co to lipeckie ludzie... hę? I coś sporo narodu...<br />
{{tab}}Dziewczyny go obstąpiły i nuże rozpowiadać jedna przez drugą.<br />
{{tab}}— Sroki me opadły i wszystkie naraz skrzeczą! — mruknął, nasłuchując uważnie na wsze strony, gdyż cisnęły się z bliska.<br />
{{tab}}Kupą już wracali, dziad w pośrodku wlókł się, huśtający na kulach i nogach pokręconych, wypierał naprzód ogromną, ślepą twarz.<br />
{{tab}}Policzki miał czerwone i spaśne, oczy bielmem zasnute, brwie siwe i krzaczaste, nochal kiej trąbę, a brzucho niezgorzej wzdęte.<br />
{{tab}}Cierpliwie słuchał, aż wymiarkowawszy, przerwał im trajkoty:<br />
{{tab}}— Z temem i śpieszył do wsi. Niechrzczony jeden powiedział mi w sekrecie, co Lipczaki dzisiaj wracają z kreminału! Wczoraj mi rzekł, myślę sobie, jutro dodnia skoczę i pierwszy dam znać. Jakże, szukać takiej <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_248" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/248"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/248|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/248{{!}}{{#if:248|248|Ξ}}]]|248}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wsi jak Lipce! A które to wpodle drepcą? — bo nie poredzę po samym głosie rozeznać!<br />
{{tab}}— Marysia Balcerkówna!.. Nastka Gołębiów!.. Ulisia Sołtysowa!.. Kłębowa Kasia!.. Sikorzanka Hanusia! — wołały wszystkie.<br />
{{tab}}— Ho! ho! sam-ci to kwiat pannowy wyszedł! Widzi mi się, co wam było pilno do parobków, a dziadem musita się kontentować!.. he?<br />
{{tab}}— A nieprawda! po ojców wyszlim — zawrzeszczały.<br />
{{tab}}— Loboga, dyć ślepy jestem, ale nie głuchy! — aż baranicę głębiej nacisnął.<br />
{{tab}}— Powiedziały we wsi, że już idą, tośmy wyleciały naprzeciw!<br />
{{tab}}— A tu nikaj nikogo!<br />
{{tab}}— Jeszcze zawcześnie; dobrze, by na połednie zdążyli gospodarze, bo chłopaki to może i do wieczora nie ściągną...<br />
{{tab}}— Jakże, razem ich puszczą, to i razem przyjdą!<br />
{{tab}}— A może się w mieście zabawią? mało to tam pannów?.. cóż to im za niewola do waju się śpieszyć?.. he! he! — przekomarzał się śmiejący.<br />
{{tab}}— A niech się zabawią! nikto za nimi nie płacze!<br />
{{tab}}— Juści, w mieście nie brakuje tych, co w mamki poszły, albo w piecach u Żydów palą... takie będą im rade — szepnęła chmurnie Nastusia.<br />
{{tab}}— Któren mieskie wycieruchy przekłada, o takiego żadna nie stoi!<br />
{{tab}}— Dawnoście, dziadku, w Lipcach nie byli? — zagadnęła któraś.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_249" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/249"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/249|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/249{{!}}{{#if:249|249|Ξ}}]]|249}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A dawno, coś na jesieni! Zimowałem se u miłosiernych ludzi, we dworze-m przesiedział zły czas.<br />
{{tab}}— Może we Wólce? u naszego? co?<br />
{{tab}}— A we Wólce! Ja ta zawdy zapanbrat z dziedzicami i z dworskiemi pieskami: znają me i nie ukrzywdzą! Dały mi ciepły przypiecek, warzy ile wlazło, tom bez cały czas powrósła kręcił i Boga chwalił. Człek się wyporządził i pieskowi też niezgorzej boki wydobrzały! Ho! ho! dziedzic mądry: z dziadami trzyma i wie, że torbę i wszy za darmo miał będzie... he! he! — aż brzuchem trząsł i łypał powiekami od śmiechu, a wciąż rajcował.<br />
{{tab}}— A dał Pan Jezus zwiesnę, sprzykrzyły mi się pokoje i dworskie przypochlebstwa, zacniło mi się za chałupami i tym światem szerokim... Hej, deszczyk-ci to siepie kiej czyste złoto, ciepły i rzęsisty i rodzący, jaże świat pachnie młodą trawą... Kaj to lecita? Dzieuchy?!<br />
{{tab}}Dosłyszał naraz, że poniesły się z miejsca, ostawiając go przed młynem.<br />
{{tab}}— Dzieuchy!<br />
{{tab}}Ale żadna już nie odkrzyknęła; dojrzały kobiety, ciągnące nad stawem ku wójtowej chałupie, i do nich śmigały.<br />
{{tab}}Z pół wsi już się tam zbierało, by się coś rzetelnego dowiedzieć.<br />
{{tab}}Wójt snadź wstał niedawno, bo jeno w portkach siedział na progu, owijając onucami nogi, a o buty krzyczał na żonę.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_250" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/250"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/250|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/250{{!}}{{#if:250|250|Ξ}}]]|250}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Przypadały do niego z wrzaskiem, zadyszane, obłocone, które jeszcze nie myte ni czesane, a wszystkie ledwie zipiące z niecierpliwości.<br />
{{tab}}Dał się im wyrajcować, buty co ino sadłem wysmarowane naciągnął, umył się w sieni i, poczesując kudły w otwartym oknie, rzucił drwiąco:<br />
{{tab}}— Pilno wama do chłopów, co? Nie bójta się, wracają dzisiaj z pewnością. Matka, daj-no papier, co go to stójka przyniósł... za obrazem leży.<br />
{{tab}}Obracał go w garściach, aż trzepnąwszy weń palcami rzekł:<br />
{{tab}}— Wyraźnie stoi o tym jak wół... „Tak jak krześcijany wsi Lipec, gminy Tymów, ujezda...“ — a czytajta se same! Wójt wama mówi, co wracają, to prawda być musi!<br />
{{tab}}Rzucił im papier, któren szedł z rąk do rąk, i chociaż żadna nie wymiarkowała ni literki, że to był urzędowy, przypinały się do niego, wlepiając oczy z jakąś trwożną radością, kiejby w obraz, aż dostał się Hance, która, wziąwszy przez zapaskę, oddała z powrotem.<br />
{{tab}}— Kumie, czy to wszystkie wracają? — spytała lękliwie.<br />
{{tab}}— Napisane, co wracają, to wracają!<br />
{{tab}}— Razem brali całą wieś, to i razem puszczą! — ozwała się któraś.<br />
{{tab}}— Wstąpcie, kumo, przemiękliście ździebko! — zapraszała wójtowa, ale Hanka nie chciała, naciągnęła zapaskę na czoło i pierwsza ruszyła znawrotem.<br />
{{tab}}Wolniuśko jeno szła, ledwie dychająca z radości a strachu zarazem.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_251" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/251"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/251|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/251{{!}}{{#if:251|251|Ξ}}]]|251}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}„Juści, co i Antka wrócą, juści!“ — pomyślała, wspierając się naraz o płot, bo tak ją w dołku ścisnęło, że omal nie padła. Długo łapała powietrze zgorączkowanemi wargami... Nie, niedobrze się jeszcze czuła, dziwnie słabo.— „Wróci Antek, wróci!“ — radość ją rozpierała do krzyku, a jednocześnie jęły ją przenikać strachy jakieś, niepewności, obawy jeszcze zgoła ciemne.<br />
{{tab}}Coraz wolniej szła i ciężej, usuwając się pod płoty, bo całą drogą waliły kobiety, leciały szumnie, ze śmiechami, rozwrzeszczane i jaśniejące radością, a nie bacząc na pluchę, kupiły się pod chałupami, to nad stawem i rajcowały zawzięcie.<br />
{{tab}}Dopędziła ją Jagustynka.<br />
{{tab}}— Juści, że wiecie! no, to dopiero nowina. Czekam na nią co dnia, a kiej przyszła, zwaliła me kiej pałą w ciemię. Od wójta idziecie?<br />
{{tab}}— Przytwierdził i nawet z papieru o tem przeczytał.<br />
{{tab}}— Przeczytał, to juści, że pewne! Chwała ci, Panie, powrócą chudziaki, powrócą gospodarze! — szeptała gorąco, rozwodząc ręce.<br />
{{tab}}Łzy posypały się jej z wyblakłych oczu, aż Hanka się zdumiała.<br />
{{tab}}— Myślałach, że zapomstujecie, a wy w bek, no, no!..<br />
{{tab}}— Co wy?! w taką porę bych pomstowała! Człowiek jeno z biedy da czasem folgę ozorowi, ale w sercu co inszego siedzi, że czy chce, czy nie chce, a z drugiemi radować się musi, albo i smucić... Nie poredzi żyć zosobna, nie...<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_252" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/252"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/252|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/252{{!}}{{#if:252|252|Ξ}}]]|252}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Przechodziły koło kuźni: młoty biły hukliwie, ogień buchał czerwony z ogniska, a kowal obręcz naciągał na koło pod ścianą. Spostrzegłszy Hankę, wyprostował się i wparł oczy w jej rozgorączkowaną twarz.<br />
{{tab}}— A co?... doczekały się Lipce święta!... wracają pono niektóre.<br />
{{tab}}— Wszystkie wracają, wójt o tem czytał! — poprawiła go Jagustynka.<br />
{{tab}}— Wszystkie?... zbójów przecież tak zaraz nie wypuszczą, nie...<br />
{{tab}}Hance aż się w głowie zakotłowało i serce dziw nie pękło z bólu, ale zdzierżyła uderzenie i, odchodząc, rzekła mu ze straszną nienawiścią:<br />
{{tab}}— By ci ten psi ozór przyrósł do podniebienia!<br />
{{tab}}Przyśpieszyła kroku, uciekając od jego śmiechu, co jakby kłami chwytał za serce.<br />
{{tab}}Dopiero z ganku obejrzała się na świat.<br />
{{tab}}— Maże się i maże... ciężko będzie z pługiem wyjechać na rolę.<br />
{{tab}}Udawała spokój.<br />
{{tab}}— Ranny deszcz i starej baby taniec niedługo trwają.<br />
{{tab}}— Trza będzie tymczasem sadzić ameryki pod motyczkę.<br />
{{tab}}— Kobiet ino patrzeć, spóźniły się bez tę nowinę, ale przyjdą... byłam u nich z wieczora, wszystkie się obiecały na odrobek.<br />
{{tab}}W izbie już ogień buzował; ciepło było i jaśniej niźli na dworze. Jóźka skrobała ziemniaki, a dzieciak <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_253" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/253"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/253|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/253{{!}}{{#if:253|253|Ξ}}]]|253}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wrzeszczał wniebogłosy mimo zabawiań starszych dzieci. Hanka, przyklęknąwszy przed kołyską, jęła go karmić.<br />
{{tab}}— Józia, niech Pietrek narządzi deski, gnój będzie wywoził od Florki na te zagony kiele Paczesiowego żyta. Nim plucha przejdzie, parę fur wywiezie... co się ma wałęsać po próżnicy!<br />
{{tab}}— Przy was to nikto z leniem się nie stowarzyszy.<br />
{{tab}}— Bo i sama kulasów nie żałuję! — powstała, chowając piersi.<br />
{{tab}}— Hale, adybym na śmierć zapomniała, przecie to od połednia świątko! Proboszcz procesję zapowiadał, odłożoną ze św. Marka na oktawę...<br />
{{tab}}— Przecie to ino w krzyżowe dni bywają procesje!...<br />
{{tab}}— Z ambony zapowiadał na dzisiaj, to musi, co i bez krzyżowych dni można chodzić do figur i święcić granice.<br />
{{tab}}— Chłopaki będą brały dzisiaj na pokładankę po kopcach! — zaśmiała się Jóźka do wchodzącego Witka.<br />
{{tab}}— Idą już, idą. Bieżyjcie z nimi, a zarządźcie, co potrza. Ja ostanę w chałupie, obrządzę i śniadanie zgotuję. Jóźka z Witkiem będą donosili ziemniaki na pole! — zarządzała Hanka, wyzierając na komornice, które pookręcane w płachty i zapaski, że ledwie im było oczy widać, z koszykami na ręku i motyczkami, schodziły się pod ścianę, otrzepując trepy o przyciesie.<br />
{{tab}}Powiedła je zaraz Jagustynka przez przełaz, nad polną drogę, kaj tuż przy brogu leżały czarne, przesiąkłe wodą zagony.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_254" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/254"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/254|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/254{{!}}{{#if:254|254|Ξ}}]]|254}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Stanęły wnet do roboty, po dwie na zagonie, głowami do siebie — dzióbały motyczkami dołki, a wraziwszy weń ziemniak, przygarniały go ziemią, okopując zarazem w poprzeczne grządki.<br />
{{tab}}Cztery robiły, stara była jeno na przyprzążkę, do poganiania.<br />
{{tab}}Cóż, kiej robota szła niesporo!.. ręce grabiały z zimna i w brózdach było mokro, w trepy nabierało się wody, a szmaty na nic się marały w błocie, bo deszcz, choć ciepły i coraz drobniejszy, mżył cięgiem, rozpryskując się po skibach, a trzepiąc po sadach, co zwiesiły okwiecone gałęzie nad drogę i z jakąś lubością nastawiały się na pluchę.<br />
{{tab}}Ale już szło na odmianę: kokoty piały, niebo się stronami podnosiło niezgorzej przetarte, jaskółki jęły śmigać powietrzem kiejby na zwiady, a zaś wrony uciekały z kalenic i niesły się cichuśko a nisko nad polami.<br />
{{tab}}Baby gmerały, przygięte do zagonów, podobne do kłębów szmat przemoczonych, poredzając, wolniuśko robiąc, a z długiemi odpoczynkami, że to na odrobek przyszły, aż dopiero stara, obsadzająca grochem piechotą nadbróździa, zaczęła w głos, rozglądając się dokoła:<br />
{{tab}}— Niewiela dzisiaj gospodyń w polu, ni na ogrodach.<br />
{{tab}}— Chłopy wracają, to nie robota im w głowie!<br />
{{tab}}— Pewnie, tłuste jadło narządzają i pierzyny grzeją...<br />
{{tab}}— Prześmiewacie, a samej jaże łysty do nich drygają! — rzekła Kozłowa.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_255" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/255"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/255|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/255{{!}}{{#if:255|255|Ξ}}]]|255}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Nie wyprę się, co mi już Lipce obmierzły bez chłopów. Staram przecie, ale prosto powiem, że choć to są juchy, łajdusy, świędlerze i zabijaki, a niech się jawi choćby i ta najgorsza pokraka, to zarno z nim raźniej, i weselej, i lekciej na świecie. Która co inszego powie, zełże jak pies.<br />
{{tab}}— Wyczekały się na nich kobiety, kiej kania na deszcz! — westchnęła któraś.<br />
{{tab}}— Niejedna to czekanie ciężko przypłaci, a dzieuchy najprzódziej...<br />
{{tab}}— Że i trzy kwartały nie miną, a dobrodziej nie nadąży...<br />
{{tab}}— Stare a bają trzy po trzy: dyć na to Pan Jezus stworzył kobietę! nie grzech mieć dziecko! — podniesła głos przekornie Grzeli z krzywą gębą kobieta.<br />
{{tab}}— A wy cięgiem swoje: zawdy za bękartami stoicie!<br />
{{tab}}— A zawdy, jaże do samej śmierci każdemu do oczu stanę i rzeknę: bękart czy nie — zarówno ludzkie nasienie, prawo ma na świecie jedno, i jednako je Pan Jezus szanuje, wedle zasług jego i grzechów...<br />
{{tab}}Zakrzyczały ją, wyśmiewając wzgardliwie. Zabiła ręce i pokiwała głową.<br />
{{tab}}— Szczęść Boże na robotę! jakże idzie? — krzyknęła Hanka z przełazu.<br />
{{tab}}— Bóg zapłać! dobrze, ino mokro.<br />
{{tab}}— Nie brakuje ziemniaków?<br />
{{tab}}Przysiadła nieco na żerdce.<br />
{{tab}}— Donoszą ile potrza; jeno mi się widzi, co za grubo krajane...<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_256" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/256"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/256|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/256{{!}}{{#if:256|256|Ξ}}]]|256}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Za grubo, dyć ino napół, przecie u młynarza co drobniejsze ziemniaki całe sadzą. Rocho powiedział, że takie są dwa razy plenniejsze.<br />
{{tab}}— Musi miemiecka to moda, bo jak Lipce Lipcami, zawdy się ziemniaki krajało na tyla, chyla oczków miały — kwękała sprzeczliwie Gulbasowa.<br />
{{tab}}— Moiście, przecie dzisiejsi ludzi niegłupsi wczorajszych...<br />
{{tab}}— Hale, tera jajo chce być mędrsze od kury i stadu przewodzić...<br />
{{tab}}— Rzekliście! Ale po prawdzie, co poniektóre, choć lata mają, rozumu nie nabyły! — zakończyła Hanka, cofając się z przełazu.<br />
{{tab}}— Zadufana w sobie, jakby już na całej gospodarce Borynów siedziała — mruknęła Kozłowa, obzierając się za nią.<br />
{{tab}}— Poniechajcie jej: szczere złoto nie kobieta! Niewiada, czyby się nalazła od niej lepsza i mądrzejsza. Co dnia z nią siedzę, a oczy i rozumienie mam. Nacierzpiała się ona i przeszła krzyże, że niech Bóg broni...<br />
{{tab}}— Czeka ją jeszcze niejedno... Jagna w chałupie, i skoro Antek wróci, cudeńka się tu zaczną i breweryje, będzie czego słuchać...<br />
{{tab}}— Że Jagna z wójtem się sprzęgła, cosik mi o tem bąknęli — prawda to?<br />
{{tab}}Zaśmiały się z Filipki, że pyta, o czem już wróble świergocą.<br />
{{tab}}— Nie rozpuszczajta ozorów: i wiater czasem <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_257" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/257"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/257|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/257{{!}}{{#if:257|257|Ξ}}]]|257}}'''<nowiki>]</nowiki></span>słucha i roznosi, kaj nie potrzeba! — zgromiła Jagustynka.<br />
{{tab}}Przygięły się do roli, dziabki migały, szczękając niekiej o kamienie, a one rajcowały zawzięcie, całą wieś obgadując.<br />
{{tab}}Zaś Hanka szła od przełazu chyłkiem pod wiśniami, bo ją chwytały za głowę obwisłe i przemoczone gałęzie, jakby nabite zbielałem już pąkowiem i listeczkami.<br />
{{tab}}Poszła w podwórze przeglądać gospodarstwo.<br />
{{tab}}Od samych świąt prawie się nie wychylała z domu, że to pogorszyło się jej po wywodzie. Dzisiejsza nowina zerwała ją z łóżka i trzymała na nogach, że choć się chwiała na każdym kroku, zaglądała po kątach źląc się coraz barzej.<br />
{{tab}}A to krowy były jakoś osowiałe i do pół boków w gnoju, prosiaki coś za mało przyrosły, nawet gęsi wydawały się dziwnie niemrawe, jakby zamorzone.<br />
{{tab}}— Adybyś choć wiechciem wytarł wałacha! — wsiadła na Pietrka, wyjeżdżającego do gnoju, ale parobek cosik mruknął złego i pojechał.<br />
{{tab}}W stodole nowa zgryzota: w kupie ziemniaków, leżących na klepisku, pyskał se w najlepsze Jagusin wieprzek, zaś kury grzebały w pośladzie, któren dawno miał być zniesiony na górę. Skrzyczała zato Jóźkę i do Witkowych kudłów skoczyła; ledwie się chłopak wyśliznął i uciekł, a dziewczyna bekiem i skargą się zaniesła.<br />
{{tab}}— Haruję cięgiem kiej koń, a wy krzyczycie. Jagnie, co się całe dnie wałkoni, to przepuszczacie!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_258" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/258"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/258|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/258{{!}}{{#if:258|258|Ξ}}]]|258}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— No, cicho, głupia, cicho! Sama widzisz, co się tu wyrabia...<br />
{{tab}}— Mogłam to wszyćkiemu uradzić? co?<br />
{{tab}}— No, cicho! Nieśta ziemniaki, bo zbraknie kobietom!<br />
{{tab}}Dała już spokój krzykom: „Prawda, dziewczyna wszystkiemu nie uradzi, a najemniki!.. Boże się zmiłuj. Od rana już zachodu wyglądają. Dorabiać się w najemników, to jakby wilki zgodził do owiec wodzenia. Przez sumienia są ludzie.“<br />
{{tab}}Rozmyślała z goryczą, wywierając całą złość na wieprzaku, jaże z kwikiem pognał, że go to i Łapa jeszcze po swojemu za ucho odprowadzał...<br />
{{tab}}Do stajni potem zajrzała, ale jakby po nową zgryzotę — ano klacz obgryzała pusty żłób, a źrebak, utytłany kiej świnia, słomę wyciągał z podściółki.<br />
{{tab}}— Kubie-by serce pękło, kiejby cię takim zobaczył — szepnęła, zakładając im za drabkę siano i głaszcząc po mięciuchnych a ciepłych chrapach.<br />
{{tab}}Ale już nie poszła dalej: ogarnęło ją naraz zniechęcenie i taki płacz chycił za gardziel, że wsparłszy się o barłóg Pietrkowy, zaryczała, sama nie wiedząc la czego.<br />
{{tab}}Tak zbrakło jej sił, że opadła w sobie, kiej ten kamień ciężki. Już nie mogła uredzić doli, mój Jezu, nie mogła, a toć poczuła się taka opuszczona na świecie, jako to drzewo, rosnące na wywieisku, samotne i na każdą zła przygodę wystawione! Ani wyżalić się przed kim! I ani końca przewidzieć złej doli! Nic, jeno <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_259" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/259"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/259|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/259{{!}}{{#if:259|259|Ξ}}]]|259}}'''<nowiki>]</nowiki></span>cięgiem truć się zgryzotą i płakaniem... nic kromie udręki wiecznej i czekania na gorsze...<br />
{{tab}}Źrebak lizał ją po twarzy, że bezwolnie przytulała głowę do jego karku i zanosiła się coraz boleśniej.<br />
{{tab}}Cóż jej ta po gospodarce, po bogactwie, po ludzkiem uważaniu, kiej la siebie nie miała ani jednej chwili szczęśliwości w całem życiu, nic zgoła! Skarżyła się tak żałośnie, jaże klacz zarżała ku niej, targając się na łańcuchu.<br />
{{tab}}Zawlekła się do izby i, przysadziwszy do piersi rozkrzyczanego chłopaka, zapatrzyła się bezmyślnie w zapocone szyby, zbrużdżone ociekającemi kroplami.<br />
{{tab}}Dziecko jakoś matyjasiło, skamląc i popłakując.<br />
{{tab}}— Cicho, maluśki, cicho!.. wróci tatulo, przywiezie ci kuraska... wróci, synka na koń wsadzi... cicho maluśki: A, a, a! kotki dwa! Szare bure obydwa!... Wróci tatulo, wróci! — przyśpiewywała, huśtając go i chodząc po izbie.<br />
{{tab}}— A może i wróci! — potwierdziła sobie, przystając nagle.<br />
{{tab}}Płomień ją ogarnął, moc rozprężyła przygięte plecy i taka radość wstąpiła w serce, że się już rwała do komory rznąć kawał świniny la niego, że już po gorzałkę chciała posyłać la niego, nawet już ku skrzyni szła, by się przyodziać świątecznie la niego — ale nim to uczyniła, przypominki słów kowalowych spadły na obolałe serce, kiej jastrzębie ostrymi pazurami, zmartwiała na miejscu, obzierając się jeno po izbie rozpalonym wzrokiem, jakby za ratunkiem, nie wiedząc znów co myśleć, co poczynać...<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_260" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/260"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/260|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/260{{!}}{{#if:260|260|Ξ}}]]|260}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A jak nie wróci! Jezu! Jezu! — jęknęła, chwytając się za głowę,<br />
{{tab}}Bała się tego mówić, a głos ten huczał w niej kiej w studni; gotował się, wrzał i wzbierał w piersiach krzykiem strachu.<br />
{{tab}}Dzieci jęły się za łby wodzić i krzyczeć; wyciągnęła je za drzwi, zabierając się do narządzania śniadania, bo już Jóźka zaglądała do izby, wietrząc łakomie, czy zgotowane.<br />
{{tab}}Łzy ustać musiały i boleście przytaić się w duszy, bo jarzmo codziennego trudu w kark się wpijało, przypominając, że robota czekać nie może...<br />
{{tab}}Uwijała się też, jak mogła, choć nogi się pod nią plątały i wszystko leciało z rąk. Jeno wzdychała żałośnie, łzę jaką puszczając niekiedy, a we świat zamglony tęsknie spoglądając...<br />
{{tab}}— Czy to Jagusia nie wyjdzie do sadzenia? — wrzasnęła Jóźka przez okno.<br />
{{tab}}Hanka odstawiła gar z barszczem i na drugą stronę pobiegła.<br />
{{tab}}Stary leżał na bok, twarzą do okna, jakby patrząc na Jagnę, czeszącą długie, jasne włosy przed lusterkiem, na skrzyni ustawionem.<br />
{{tab}}— Czy to dzisiaj święto, że do roboty nie wychodzicie?..<br />
{{tab}}— Z rozplecionemi włosami nie poletę...<br />
{{tab}}— Od świtania mogłaś je już dziesięć razy zapleść!<br />
{{tab}}— Mogłam, ale nie zapletłam!<br />
{{tab}}— Jagna, wy tak ze mną nie igrajcie!<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_261" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/261"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/261|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/261{{!}}{{#if:261|261|Ξ}}]]|261}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Bo co? Odprawicie mnie może, albo wytrącicie z zasług? — warknęła hardo, nie śpiesząc się z czesaniem — nie u was siedzę i nie na waszej łasce!<br />
{{tab}}— A ino kaj? co?<br />
{{tab}}— U siebie jezdem, byście sobie to baczyli...<br />
{{tab}}— Niech ociec zamrą, to się pokaże, czy u siebie jesteś!<br />
{{tab}}— Ale póki żyją, to ja waju mogę drzwi pokazać.<br />
{{tab}}— Mnie! mnie! — skoczyła, jakby biczem podcięta.<br />
{{tab}}— Przyczepiacie się cięgiem do mnie, kiej rzep do ogona! Marnego słowa wam nie mówię, a wy ino huru buru jak na tego łysego konia...<br />
{{tab}}— Podziękuj Bogu, że gorszegoś nie oberwała! — rozczapierzyła się groźnie.<br />
{{tab}}— Spróbujcie: inom jedna sierota, ku mojej obronie nikto nie stanie, ale uwidzicie, czyje ostanie na wierzchu!<br />
{{tab}}Odgarnęła włosy z twarzy i srogie, pełne zawziętości oczy uderzyły kieby nożem, jaże Hankę z miejsca taka złość poniesła, iż jęła wytrząsać pięściami a krzyczeć, co ino ślina przyniesła.<br />
{{tab}}— Grozisz! Zacznij ino, zacznij! Niewiniątko, sierota pokrzywdzona... Juści... Dobrze ludzie wiedzą, co wyrabiasz! w całej parafji wiedzą o twoich sprawkach. Nie raz cię już widzieli z wójtem w karczmie, nie dwa! A wtedy, com ci po północku drzwi otwierała, wracałaś z pijatyki, z łajdactwa, pijana byłaś kiej świnia... Do czasu dzban wodę nosi, do czasu... Nie bój się, kto w głośności żyje, o tym cicho mówią! <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_262" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/262"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/262|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/262{{!}}{{#if:262|262|Ξ}}]]|262}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Skończy się twoje panowanie, że ni wójt, ni kowal cię nie obronią, ty... ty!...<br />
{{tab}}Jaże się zakrztusiła z krzyków.<br />
{{tab}}— Robię, co robię, a każdemu wara do mnie jak temu psu! — wrzasnęła nagle, odrzucając włosy na plecy, kiejby tę przygarść lnu najczystszego<br />
{{tab}}Rozjuszona już była i gotowa nawet do bitki, bo jaże się cała trzęsła; ręce jej latały kole bioder i tak srogo ciepała ślepiami, że w Hance opadło serce, zmilkła i, trzasnąwszy jeno drzwiami, uciekła z izby.<br />
{{tab}}Ale po tej kłótni ruchać się nie mogła, siadła z dzieckiem pod oknem, a Jóźka zajmowała się podawaniem śniadania.<br />
{{tab}}Dopiero kiej się znowu porozchodzili do roboty, zebrała się jakoś w sobie i, poniechawszy robót, wybrała się do ojca, któren zachorzał już parę dni temu, ale z pół drogi zawróciła do chałupy.<br />
{{tab}}Tak się w niej roztrzęsło, że ani sposób iść było.<br />
{{tab}}A zaś potem, choć przyszła nieco do sił, rękoma jeno robiła, bezwolnie prawie, a głównie myślała o Antku, we świat się zapatrując daleki...<br />
{{tab}}Pogoda się też robiła, deszcz ustał, kapało jeno z dachów i z drzew, że to wiater jął otrząsać gałęzie, drogi siwiły się kałużami, świat stawał się coraz jaśniejszy.<br />
{{tab}}Rachowali, co na przypołudnie słońce pokaże się niechybnie, bo już jaskółki latały górą; białe, przezłocone chmury szły po niebie stadami, a z pól ciepło buchało i ptasi wrzask podnosił się w sadach, jakby ośnieżonych kwiatami. Zaś wieś galanto pogłośniała; <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_263" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/263"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/263|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/263{{!}}{{#if:263|263|Ξ}}]]|263}}'''<nowiki>]</nowiki></span>kurzyło się ze wszystkich prawie kominów, smaczne jadła narządzali, radość wydzierała się z chałup i babie jazgoty niesły się od chałupy do chałupy, dzieuchy przyodziewały się świątecznie, wstęgi zaplatając w kosy, niejedna w dyrdy leciała po gorzałkę, bo Żyd, ucieszony powrotem chłopów, dawał na bórg, ile kto ino chciał, a co raz to ktosik właził na drabinę i z dachów przepatrywał pilnie wszystkie drogi, biegnące od miasta...<br />
{{tab}}Tak się zajęły porządkami, że mało która szła w pole; nawet gęsi zapomniały powyganiać nad rowy, że gęgały wrzaskliwie w podwórzach, zaś dzieciska, puszczone dzisiaj na wolę i nie przykarcane, wyprawiały po drogach takie breweryje, że niech Bóg broni! Starsze, z długachnemi tykami, zwijały się na topolowej, skrabiąc się na drzewa i spychając wronie gniazda, że wystraszone ptaszyska, kiej chmura sadzy, kołowały wysoko z żałosnem, jękliwem krakaniem; a znowuj drugie, mniejsze ganiały ślepego konia księżego, założonego do beczki na saniach, chcąc go napędzić z wyższego brzegu do stawu, jeno co koń mądrala nie dał się zażyć z mańki. Niekiedy, już nad samiutką krawędzią, przystawał jakby na złość, łeb spuszczał, głuchnął na wrzaski, cierpliwie się otrząsając z błota i grud, których mu nie szczędzili. Ale skoro poczuł, że mu na beczkę włażą i do uzdy już sięgają, rżał groźnie i ponosił, skręcając znagła w największą kupę zbereźników, iż rozlatywali się z krzykiem. Dobre parę pacierzy tak się zabawiali, jaże go wkońcu i zmanili, podtykając pod chrapy wiecheć zapalony, że konisko zestrachane rzuciło się wbok, akuratnie prosto na przywarte opłotki <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_264" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/264"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/264|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/264{{!}}{{#if:264|264|Ξ}}]]|264}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Borynowe. Wywalił wrótnie i tak się w nie zaplątał orczykami, że go dopadły z bliska i dalejże prać batami, co ino wlazło.<br />
{{tab}}Kulasy byłby sobie połamał w żerdkach, kieby nie Jagna, która, dosłyszawszy krzyki, kijem rozpędziła wisusów i wywiedła go na drogę, ale że koń wystraszony stracił wiatr, nie wiedząc, w jaką stronę się obrócić, a chłopaczyska czaiły się za drzewami, powiedła go na plebanję.<br />
{{tab}}Dróżką między księżym ogrodem a Kłębami go poprowadziła, gdy właśnie bryczka organistów zajechała przed ich dom, stojący w głębi. Organiścina już była na siedzeniu, a Jasio całował się przed progiem z rodziną.<br />
{{tab}}— Konia przywiedłam, bo dzieci go płoszyły... — zaczęła nieśmiało.<br />
{{tab}}— Ojciec, krzyknij na Walka, niech go odbierze! Te, ryfo jedna, konia samego porzucasz, żeby nogi połamał, co? — gruchnęła na parobka.<br />
{{tab}}Jasio, spostrzegłszy Jagnę, jeno śmignął oczyma po ojcach i rękę do niej wyciągnął.<br />
{{tab}}— Zostańcie, Jaguś, z Bogiem.<br />
{{tab}}— Do klasów to już?<br />
{{tab}}Za serce ją cosik ścisnęło, jakby żal cichy.<br />
{{tab}}— Na księdza go odwożę, moja Borynowo! — napuszała się dumnie.<br />
{{tab}}— Na księdza!<br />
{{tab}}Podniesła zdumione oczy na niego. Siadał właśnie na przedniem siedzeniu, plecami do koni.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_265" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/265"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/265|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/265{{!}}{{#if:265|265|Ξ}}]]|265}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Będę dłużej patrzał na Lipce! — zawołał, ogarniając przytulającem spojrzeniem opleśniałe dachy ojcowej chałupy i te sady, lśniące rosami a kwiatami obwalone.<br />
{{tab}}Konie ruszyły truchcikiem.<br />
{{tab}}Jagna poszła w trop tuż za bryczką. Jasio krzyczał jeszcze cosik do sióstr, buczących pod domem, a patrzał jeno na nią jedną: w jej modre, zwilgotniałe oczy, kieby ten dzień majowy bardzo cudne; na jej głowę jasną, oplecioną warkoczami, co jak grubachne postronki leżały potrójnie nad białem czołem, zwisając jeszcze półkoliście kiele uszu; na jej twarz bieluchną i tak śliczną, iż do róży polnej podobną.<br />
{{tab}}Ona zaś szła prawie bezwolnie, jakby urzeczona jego oczyma jarzącemi, wargi się jej trzęsły, że zębów zawrzeć nie mogła, serce lubo dygotało, a oczy szły za nim pokornie, zgoła truchlejąc z dziwnej słodkości...<br />
{{tab}}Jakby ją sen zmorzył nagły i tym pachnącym kwiatem niepamięci zasypywał... Dopiero kiej bryka skręciła ku topolowej, rozerwały się ich oczy, puściły te parzące ogniwa i rozprysnęły się tak doszczętnie, jaże uderzyła się spojrzeniem o pusty świat i przystanęła nagle.<br />
{{tab}}Jasio machał czapką na pożegnanie. Wjeżdżali już w mrok topoli.<br />
{{tab}}Rozglądała się dokoła, oczy trąc, jakby ze snu wyrwana.<br />
{{tab}}— Jezu, taki toby ślepiami do samego piekła zaprowadził...<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_266" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/266"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/266|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/266{{!}}{{#if:266|266|Ξ}}]]|266}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Otrząsnęła się jakby z tych parzących spojrzeń Jasiowych.<br />
{{tab}}— Organistów syn, a kiej dziedziców się widzi... I księdzem ostanie, może jeszcze do Lipiec go dadzą!.<br />
{{tab}}Obejrzała się: bryka już zniknęła, turkot jeno dochodził i głosy pozdrowień, zamienianych z przechodzącymi.<br />
{{tab}}— Taki mleczak, dzieciuch prawie, a niech spojrzy, to jakby kto drugi wpół objął, jaże ciągotki bierą i w głowie się mąci...<br />
{{tab}}Wzdrygnęła się, oblizując czerwone wargi, a przeciągając się prężąco, z lubością...<br />
{{tab}}Chłód ją nagle przejął. Dopiero spostrzegła, że jest z gołą głową, boso i prawie w koszuli, bo tylko w jakiejś podartej chuścinie na ramionach. Sczerwieniła się przywstydzona i jęła stronami przebierać się ku domowi.<br />
{{tab}}— Chłopy wracają, wiecie to? — krzykały do niej dzieuchy z opłotków, to kobiety, to dzieci nawet, a wszystkie zadyszane i ledwie zipiące z radości<br />
{{tab}}— No to co? — rzekła którejś już prawie ze złością.<br />
{{tab}}— Wracają!.. mało to? — zdumiewały się jej oziębłości.<br />
{{tab}}— Tyla z niemi, co i przez nich! Głupie! — mruczała, przykro tknięta, że to każda kiej zwariowana wyglądała swojego...<br />
{{tab}}Zajrzała do matki. Jędrzych był jeno, pierwszy raz dopiero zwlókł się z barłogu, przetrącony kulas miał jeszcze spowity w szmaty, koszyk wyplatał na progu i pogwizdywał srokom, łażącym po błotach.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_267" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/267"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/267|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/267{{!}}{{#if:267|267|Ξ}}]]|267}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Wiesz to, Jaguś?.. Wracają nasi!..<br />
{{tab}}— Dyć już kiej te sroki cały świat to jedno rozpowiada!<br />
{{tab}}— Wiesz, a Nastusia to prosto od rozumu odchodzi, że i Szymek wróci...<br />
{{tab}}— Czemuż to? — Błysnęła ślepiami srogo, po matczynemu.<br />
{{tab}}— I... nic... A to me znowuj kulas rozbolał... — zająkał chrapliwie. — Cichoj, ścierwy — rzucił patykiem w sień na rozgdakane kwoki.<br />
{{tab}}Niby to rozcierał nogę bolącą, a pokornie zaglądał w jej twarz dziwnie omroczałą.<br />
{{tab}}— Kaj to matka?<br />
{{tab}}— Na plebanję poszli... Jaguś, o Nastce to mi się ino tak wypsnęło...<br />
{{tab}}— Głupi, myśli, co o tem nikto nie wie! Pobierą się i tyla...<br />
{{tab}}— A bo to matka pozwoleństwo dadzą, kiej Nastuś ma jeno morgę?<br />
{{tab}}— Pytał się będzie, to nie pozwolą. Hale, lata już parob ma, to i rozum swój powinien mieć, by wiedzieć, co i jak...<br />
{{tab}}— A ma, Jaguś, ma, i kiej się uweźmie i pójdzie udry na udry, to i matki nie posłucha, na złość się ożeni, swój gront odbierze i na swojem postawi.<br />
{{tab}}— Pleć, kiej ci ciepło, pleć, by cię jeno matka nie posłyszeli!<br />
{{tab}}Markotność ją przejęła. Jakże! taka Nastka, a i to zabiega o chłopa, i to ma swoje radoście, a drugie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_268" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/268"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/268|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/268{{!}}{{#if:268|268|Ξ}}]]|268}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dzieuchy to samo. Wściekną się chyba dzisiaj, boć do każdego ktosik powróci, do każdej.<br />
{{tab}}— Prawda, dyć wszystkie powrócą... — Porwała ją nagła, niecierpliwa radość, że porzuciła wystraszonego Jędrzycha i skwapnie poniesła się do chałupy, szykować i robić porządki na przyjęcie, jak i drugie, i czekać gorączkowo powracających, jak i cała wieś w tej chwili.<br />
{{tab}}Zwijała się tęgo, jaże przyśpiewując z radości a z utęsknieniem i nie raz jeden wybiegała patrzeć na drogi, kaj i wszystkie wisiały oczyma.<br />
{{tab}}— Kogo to wyglądacie? — zagadnął ją ktosik niespodzianie.<br />
{{tab}}Jakby ją kto przez ciemię zdzielił, zbladła, ręce jej opadły, kieby te skrzydła przetrącone, i serce zadygotało z żałości.<br />
{{tab}}Prawda, na kogoż to czeka? przecie nikomu do niej nieśpieszno, przecie na wszystkim świecie sama jest, jako ten kołek!... — Tyle, co może Antek!... — dodała trwożnie. — Antek! — wyszeptała cichuśko, serce jej wezbrało westchnieniem i przypominki przewiały przez pamięć, kiej te mgły nikłe i kiej sen cudny, ale dawno już śniony. — Może i wróci! — dumała.<br />
{{tab}}...Choć kowal jeszcze wczoraj upewniał, że go z drugimi z kreminału nie puszczą, że na długie lata tam pozostanie.<br />
{{tab}}— A może go i puszczą! — Przywtórzyła głośniej, jakby już wychodząc myślą i oczekiwaniem naprzeciw, ale bez radości, bez uniesienia i z jakąś przyczajoną w sercu trwożną niechęcią.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_269" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/269"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/269|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/269{{!}}{{#if:269|269|Ξ}}]]|269}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A niech se wróci! co mi tam z niego! — ciepnęła się niecierpliwie.<br />
{{tab}}Stary jął cosik bełkotać...<br />
{{tab}}Zadem się odwróciła od niego z obmierzłości, nie podając jeść, choć wiedziała, że o to skamle po swojemu.<br />
{{tab}}— Byś już raz zdechł! — rozsrożyła się nagle i, aby go stracić z oczu, na ganek znowu poszła.<br />
{{tab}}Kijanki trzepały nad stawem i kajś niekaj pod drzewami czerwieniły się kobiety pierące. Suchy, leciuśki wiater ledwie co tykał wierzb zielonych, że zatrzęchły się niekiedy. Słońce co ino miało się wyłupać z za białych chmur, że już polśniewały kałuże i po gładzi stawu tańcowały złotawe migoty. Deszczowe mgły już opadły, że z szarych, kamiennych płotów wynosiły się coraz barzej na jaśnię powietrza rozkwitające sady, kieby te wielgachne snopy kwietne, wionące zapachami i pełne ptasich świegotów. Młyn turkotał ostro, a z kuźni rozlatywały się dźwiękliwe, przejmujące bicia młotów, zaś ludzkie głosy i cały ten rwetes przygotowań był jako to pszczelne brzęczenie wśród drzewin.<br />
{{tab}}— „A może go i obaczę!“ — dumała, wystawiając twarz na wiater i na te rosy, skapujące z obsychających kwiatów i liści.<br />
{{tab}}— Jaguś, nie wyjdziecie to do roboty? — wrzasnęła Jóźka z podwórza.<br />
{{tab}}Ani jej do głowy przyszło się opierać: zabrała motyczkę i zaraz poszła do kobiet. Odpadła ją moc i chęć sprzeciwu, a nawet rada poddała się {{pp|przyka|zowi}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_270" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/270"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/270|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/270{{!}}{{#if:270|270|Ξ}}]]|270}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|przyka|zowi}}, któren ją wyrywał z myśleń i niepewności. Przejmowała ją jeno dziwna tęskność, że jaże łzy nabiegały do oczu, a dusza się kajściś rwała. Tak się przypięła do roboty, że komornice ostały daleko na zajdach, ale nie ustawała, nie zważając na Jagustynkowe przycinki, ni widząc babich ślepiów, co ją obiegały cięgiem, kiej te psy przyczajone do kąśliwego chwytu.<br />
{{tab}}Tylko niekiedy prostowała się nagle, jako ta grusza, ociężała kwiatem, prostuje się na miedzy pod tknięciem wiatru, i chwieje się ździebko, i patrzy po świecie tysiącami oczu, i płacze białym, wonnym okwiatem po rozchwianych, zielonych zbożach, i może zimy srogie spomina...<br />
{{tab}}Jaguś o Antku myślała niekiedy, a częściej Jasiowe oczy jarzące i Jasiowe wargi czerwone stawały w pamięci i Jasiowy głos luby odzywał się w sercu tak słodko, jaże smutki pierzchnęły i pojaśniało w niej, że, przygiąwszy się barzej nad zagonem, czepiła się całą mocą utęsknień tych wspominków. Naturę bowiem już taką miała, kieby te wiotkie trzmieliny czy chmiele dzikie, które zawdy czepić się muszą jakiej gałęzi, lebo kole pnia wyniosłego owinąć — by rosnąć mogły i kwitnąć, i żyć — zaś oderwane podpory i sobie ostawione, na pastwę złej przygodzie łacno idą.<br />
{{tab}}A komornice, naszeptawszy się o niej dosyta, że to ciepło już się zrobiło galante, pozrzucały z głów płachty i zapaski i wzięły raźniej pogwarzać, częściej się przeciągać, na połednie tęskliwie wyglądając...<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_271" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/271"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/271|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/271{{!}}{{#if:271|271|Ξ}}]]|271}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Kozłowa, wyższaście — to obaczcie, czy chłopów nie widać na topolowej?<br />
{{tab}}— Ani widu, ani słychu! — odrzekła, próżno się na palcach wspinając.<br />
{{tab}}— Gdzieby zaś tak rychło... nie zdążą przed mrokiem... karwas drogi...<br />
{{tab}}— I pięć karczmów na rozjazdach! — zakpiła po swojemu Jagustynka.<br />
{{tab}}— Chudziaki, biedota, kaj im tam karczmy będą w głowie!<br />
{{tab}}— Wymizerowali się tylachna czasu, nacierzpieli...<br />
{{tab}}— Taka im była krzywda, że się w cieple wyspali i najedli po grdykę...<br />
{{tab}}— Juści, tyle tej dobroci zażyły, co te karmiki na pokrzywach z plewami.<br />
{{tab}}— Dyć o suchym ziemnioku a lepiej na wolności — rzekła Grzeli kobieta.<br />
{{tab}}— Dopiero to smaki taka wolność!.. no, tyla z niej biednemu, że może sobie zdychać z głodu, kaj mu się spodoba, bo sztrafu za to płacić nie każą, ni go strażnik do kreminału nie pojmie!.. — wydziwiała.<br />
{{tab}}— Prawda, moiściewy, prawda! ale co niewola to niewola!..<br />
{{tab}}— A co groch ze sperką, to nie rosół na osikowym kołku! — przedrzeźniała Jagustynka, jaże wszystkie śmiechem gruchnęły.<br />
{{tab}}Odcięła się cosik Filipka, ale mogła to utrzymać wtor z takim pyskaczem i ozornicą? Jagustynka nawydziwiała nad nią, co ino wlazło, i jęła cudeńka wygadywać o młynarzu, jako na bórg daje stęchłą kaszę, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_272" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/272"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/272|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/272{{!}}{{#if:272|272|Ξ}}]]|272}}'''<nowiki>]</nowiki></span>a za pieniądze też oszukuje na wadze. Zaś potem, już z Kozłową na spółkę używały na całej wsi, nie przepuszczając nawet dobrodziejowi, a przewłócząc każdego złemi ozorami, kieby przez te ostre ciernie...<br />
{{tab}}Grzelowa spróbowała bronić poniektórych, ale ją zakrzyczała Kozłowa:<br />
{{tab}}— Wybyście radzi bronić nawet takich, co kościoły rozbijają...<br />
{{tab}}— Bo wszystki człowiek zarówno potrzebuje obrony! — szepnęła łagodnie.<br />
{{tab}}— A już najbarzej Grzela przed waszą maglownicą...<br />
{{tab}}— Nie wam przestrzegać poczciwości, któraście Bartka Kozła kobieta!.. — rzekła twardo, prostując się wyniośle.<br />
{{tab}}Struchlały wszystkie, czekając, że skoczą sobie do kudłów, ale one jeno przewlekły po sobie srogiemi ślepiami. Dobrze — co w samą porę Witek przyleciał zwoływać na obiad i kosze zbierać, że to świątkować mieli od południa.<br />
{{tab}}Mówiły już mało wiele nawet przy obiedzie, któren Hanka kazała podać na ganku, bo słońce się już całkiem wykryło, cały świat się rozjaśnił a wszystkie dachy i drzewa kwitnące, kiej tym bieluchnym śniegiem przyprószone — pławiły się w przejrzystwm, pachnącwm powietrzu.<br />
{{tab}}Dzień się roztoczył słoneczny i cichy, wiater ździebko przegarniał po drzewinach, ale tak mięciutko, kieby te ręce matczyne gładziły pieściwie dziecińskie gębusie.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_273" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/273"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/273|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/273{{!}}{{#if:273|273|Ξ}}]]|273}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Świątko też szczere stanęło, bo już od poobiedzia nikto w pole do roboty nie wyszedł, nawet bydło zegnali z pastwisk, że jeno poniektóra biedota swoje zamorzone karmicielki wywodziła na postronkach, popaść kajś po miedzach lub nad rowami.<br />
{{tab}}A kiej słońce odtoczyło się na parę chłopa z południa, jęli się ludzie zbierać pod kościołem, wygrzewali się pod murami, przegwarzając zcicha jako ci ptakowie świergocący w klonach i lipach, co wyniosłym kręgiem jaże ku dachom kościoła sięgały gałęziami, ledwie przytrząśniętymi zielenią. Słońce przypiekało niezgorzej, jak to zwyczajnie bywa po rannym deszczu. Kobiety zestrojone świątecznie postawały kupami, a poniektóre wyglądały tęskliwie za mur, na topolową, zaś ślepy dziad siedział wraz z pieskiem we wrótniach smętarza i pobożne pieśnie wyciągał jękliwie, uszami strzygł na wsze strony i potrząsał miseczką do wchodzących.<br />
{{tab}}Wyszedł rychło i dobrodziej w komżę ubrany i stułę, z gołą głową, że mu jaże łysina błyskała w słońcu.<br />
{{tab}}Pietrek Borynów krzyż ujął, bo Jambroż nie uradziłby lecieć tyla drogi, zaś wójt, sołtys i któraś z tęższych dzieuch wynieśli chorągwie, co się jęły zaraz rozwijać na wietrze, trzepać i błyskać kolorami. Michał organistów poniósł wodę święconą i kropidło, Jambroży rozdał brackim świece, a organista z książką w ręku stanął wpodle dobrodzieja, któren dał znak, i ruszyli w cichości przez wieś okwieconą, nad stawem, jaże we wodzie cichej odbijała się cała procesja.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_274" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/274"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/274|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/274{{!}}{{#if:274|274|Ξ}}]]|274}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Sporo jeszcze kobiet i dzieci przyłączało się po drodze, zaś na ostatku młynarz z kowalem pobok księdza się dociskali.<br />
{{tab}}A na samym końcu, za wszystkimi, wlekła się Agata, często pokaszlując, i ślepy dziad kolebał się na kulach, jeno że od mostu zawrócił i pono do karczmy pociągnął.<br />
{{tab}}Dopiero za młynem zastawionym, bo i umączony młynarczyk przystał do kompanji, zapalili świece, ksiądz nadział czarną, rogatą czapeczkę, przeżegnał się i zaintonował: „Kto się w opiekę...“<br />
{{tab}}Zawtórowali z całego serca, jak kto umiał, i ruszyli wzdłuż rzeki, łąkami, kaj pełno było jeszcze kałuż, a miejscami tak grząsko, że po kostki zapadali. Osłaniając światło rękoma, rozwłóczyli się po wąskiej drożynie, kiej różaniec uwity z czerwonych, pasiastych wełniaków.<br />
{{tab}}Rzeka migotała w słońcu i wiła się pokrętnie wskroś łąk zielonych, nabitych kajś niekaj pękami żółtych i białych kwiatków.<br />
{{tab}}Chorągwie chwiały się nad głowami, niby te ptaki wielgachne żółto-czerwonymi skrzydłami, krzyż kołysał się na przedzie, a głosy rozśpiewane roznosiły się zwolna w cichem, przejrzystem powietrzu, spadając na trawy, na kępy łozin jasno-zielonych, na cierniowe krze, całe w białościach kwiatów, kieby w tych gzłach przenajświętszych.<br />
{{tab}}Woda pluskała o brzegi, gęsto upstrzone kaczeńcami, kieby do cichego wtóru pieśniom i oczom lecącym przed się, w dale jasnego nieba, w rzekę {{pp|rozmi|gotaną}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_275" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/275"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/275|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/275{{!}}{{#if:275|275|Ξ}}]]|275}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|rozmi|gotaną}} złotemi łuskami, w te wsie, widniejące na wyżniach suchych, a ledwie znaczne w modrawym powietrzu wstęgami sadów biało kwitnących.<br />
{{tab}}Ksiądz szedł z asystą tuż za krzyżem i śpiewał wraz z drugimi.<br />
{{tab}}— Coś dużo kaczek się podrywa! — szepnął, zezując na prawo.<br />
{{tab}}— Przelotne, krzyżówki — odparł młynarz, patrząc za rzekę, w niziny, zarosłe żółtą, zeszłoroczną trzciną i olchami, skąd raz wraz podrywały się ciężko całe stada.<br />
{{tab}}— I boćków coś więcej niźli zeszłego roku.<br />
{{tab}}— Mają co żreć na moich łąkach, to się z całego świata zwłóczą.<br />
{{tab}}— A ja swojego straciłem, w same święta się gdzieś zapodział.<br />
{{tab}}— Do stada się pewnie przyłączył, na przelocie.<br />
{{tab}}— Co to jest w tych uwałowanych redlinach?<br />
{{tab}}— Końskiego zęba wsadziłem całą morgę... trochę tu mokro, ale że mówią, co na suchy rok idzie, to może się uda.<br />
{{tab}}— Byle nie tak, jak mój zeszłoroczny: schylać się nie było poco.<br />
{{tab}}— Kuropatkom się udał: sporo się ich tam wywiedło — żartował cicho.<br />
{{tab}}— Juści, pan jadł kuropatwy, a moje siwki zębami dzwoniły o żłób...<br />
{{tab}}— Obrodzi się, to już księdzu dobrodziejowi z furkę jaką użyczę.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_276" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/276"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/276|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/276{{!}}{{#if:276|276|Ξ}}]]|276}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Bóg zapłać, bo i koniczyna zeszłoroczna nietęga; jeśli susze przyjdą, przepadnie! — westchnął żałośnie i zaczął znowu śpiewać.<br />
{{tab}}Dochodzili właśnie pierwszego kopca, któren był tak pokryty krzami rozkwitłych tarnin, że wynosił się kiej biała kopa, nastroszona kwiatami rozbrzęczonemi pszczelnym rojem.<br />
{{tab}}Otoczyli go kręgiem świateł rozchwianych, krzyż się wzniósł zatknięty w krzach, choręgwie się rozwinęły nisko pochylone i ludzie przyklękli kołem, jakby przed ołtarzem, na którym, w kwiatach i pszczelnym brzęku, zwiesny objawił się majestat święty!..<br />
{{tab}}Wraz też ksiądz odczytywał modlitwę od gradu i kropił wodą święconą wszystkie cztery strony świata: i drzewiny, i ziemię, i wody, i te głowy chylące się pokornie, cały ten świat rozdygotany cichą radością rostu, i mocy, i szczęścia, wszystko, co dolę swoją poczynało i co martwe jest.<br />
{{tab}}Naród zaszumiał nową pieśnią i podnosił się raźniej i weselniej.<br />
{{tab}}Ruszyli dalej, bierąc się odrazu na lewo, wpoprzek łąk, pod łagodne wzgórza. Dzieci jeno dłużej się zatrzymały, że to Gulbasiaki z Witkiem, wedle starego obyczaju, sprawiały na kopcu poniektórym chłopakom tęgą łaźnię, że podniósł się taki wrzask, jaże ksiądz im zdala wygrażał.<br />
{{tab}}A za łąkami weszli na szeroki wygon graniczny, w gąszcz smukłych jałowców, rosnących skraja, jakby na straży pól rolnych. Wygon był szeroki a kręcił tędy i owędy kiej rzeka zieloną falą traw gęsto nabitych <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_277" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/277"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/277|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/277{{!}}{{#if:277|277|Ξ}}]]|277}}'''<nowiki>]</nowiki></span>kwiatuszkami, że nawet w starych koleinach mrowiły się żółte mlecze i białe stokrotki. Kajś rozwalały się wielkie kamionki, obrosłe w ciernie, że trzeba je było potem obchodzić, a gdzie znów stojały samotnie dzikie grusze, całe we kwiatach i pszczelnym brzękiem rozśpiewane i tak bardzo cudne i święte, jako te hostje, unoszące się nad polami, jaże się klękać chciało przed niemi a całować ziemię, co je na świat wydała.<br />
{{tab}}A gdzie znowu brzózka się pochylała, przyodziana w bieluśkie gzło i cała owionięta zielonemi, rozplecionemi warkoczami, a tak czysta i drżąca w sobie, kiej ta dziewczyna do pierwszej Komunji stająca.<br />
{{tab}}Podnosili się zwolna na wyniosłość, obchodząc lipeckie pola od północy, wzdłuż młynarzowych ról, szumiących żytem.<br />
{{tab}}Ksiądz szedł za krzyżem, za nim cisnęły się kupkami dziewczyny i co młodsze kobiety, zaś w końcu, w pojedynkę albo i po parze w rządku, wlekły się staruchy z Agatą, kusztykającą daleko za wszystkiemi. Dzieci jeno plątały się na bokach, chroniąc się księżych oczu, by śmielej baraszkować.<br />
{{tab}}Aż wynieśli się na równię, kaj i cichość stanęła większa, wiater ustał zupełnie, choręgwie zwisły, a naród się rozwlókł na staje, że jako te kwiaty widniały kobiety wśród zieleni, zaś płomyki świec drżały skrami niby złotawe motyle.<br />
{{tab}}Niebo wisiało wysokie i czyste, tylko gdzie niegdzie leżała jakaś biała chmura, kieby owca na modrawych, nieobjętych polach, przez które niesło się ogromne, rozgorzałe słońce, zalewając świat ciepłem i blaskami.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_278" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/278"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/278|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/278{{!}}{{#if:278|278|Ξ}}]]|278}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Jeno pieśń się wzmogła: huknęli z całej mocy i tak rozgłośnie, jaże ptaki uciekały z drzew pobliskich; czasem kuropatka wystraszona furknęła z pod nóg, albo i zajączek wyrywał się gdziesik z pod kotyry i gnał naoślep.<br />
{{tab}}— Oziminy dobrze idą — szepnął ksiądz.<br />
{{tab}}— Ba! wczoraj już piętkę w życie znalazłem.<br />
{{tab}}— A któż to tak spaprał?.. połowa gnoju na skibach.<br />
{{tab}}— Ziemniaki którejś komornicy, jakby w krowę przyorywała.<br />
{{tab}}— Przecież brona wszystko wywlecze. Paskudziarze juchy!<br />
{{tab}}— Dyć to parobek dobrodziejów przyorywał — wtrącił cicho kowal.<br />
{{tab}}Dobrodziej się rzucił, ale zamilkł i, przyśpiewując narodowi, chodził oczyma po tym nieobjętym rozlewie pól rodnych, co pogarbione i miejscami ździebko wzdęte, jako te piersi matki karmiącej, zdały się dychać w słodkiem wzbieraniu, by co ino przypadnie do rozwartego łona, pożywić się mogło, i przytulić, i o doli srogiej zapomnieć.<br />
{{tab}}Hej! szeroko niesły się oczy, i daleko, i przestrono, że cała procesja zdała się jeno ciągiem mrówek wśród zbóż, a głosy ludzkie tyle ważyły nad polami, co te skowronkowe świergotania.<br />
{{tab}}Słońce się przetaczało ku zachodowi, że już pozłociały zboża, okwiecone drzewa rzucały cienie, zaś lipecki staw wybłyskiwał rozgorzałą szybą z obrzeży sadów, spienioną bielą kwiatów przytrząśniętych! Wieś <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_279" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/279"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/279|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/279{{!}}{{#if:279|279|Ξ}}]]|279}}'''<nowiki>]</nowiki></span>leżała niżej, jakby we dnie michy wielgachnej, a tak przysłoniona drzewami, że ino kajś niekaj dojrzał szarą stodołę; jeden kościół, co się wynosił białemi murami ponad wszystko i złotym krzyżem na niebie świecił.<br />
{{tab}}Zaś po prawej ręce idących rozlewały się równie, niby te nieprzejrzane wody szarozielone, z których wynosiły się wsie gęstemi kępami drzew okwieconych, krzyże przydrożne i drzewa samotnie rosnące. Oczy się tam niesły jak ptaki, ale nie sięgnęły w kołującym locie innych granic, kromie tych borów czerniejących dokoła.<br />
{{tab}}— Coś za cicho... aby deszcz w nocy nie przyszedł... — zaczął ksiądz.<br />
{{tab}}— Nie będzie: wytarło się na dobre i chłód zawiewa.<br />
{{tab}}— Rano lało, a teraz wody ani znaku.<br />
{{tab}}— Zwiesna przecie, to w mig przesycha — wtrącił swoje kowal.<br />
{{tab}}Dosięgli drugiego kopca, węgłowego. Wielki był kiej usypisko; powiedali, że pod nim leżą pobite na wojnie. Krzyż stał na nim niski a struchlały całkiem, przystrojony w zeszłoroczne wianuszki a obraziki, ubrane firaneczkami, zaś zboku tuliła się wypróchniała, rosochata wierzba, okrywając jego rany młodemi pędami. Strasznie tu było jakoś i pusto, że nawet wróble nie gnieździły się w dziuplach, a chociaż naokół leżały rodzajne ziemie, kopiec był prawie nagi, odarte boki żółciły się piachami, że jeno rozchodniki, kiej te liszaje czepiały się gdzie niegdzie i sterczały suche badyle dziewanny i szalejów końskich.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_280" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/280"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/280|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/280{{!}}{{#if:280|280|Ξ}}]]|280}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Od moru odprawili nabożeństwo i, przyśpieszając kroków, wzięli się jeszcze barzej na lewo, nawskroś do topolowej drogi, mierząc pod sam las, jak wiodła wąska i wyjeżdżona mocno dróżka.<br />
{{tab}}Już zwartą kupą ruszyli, tylko Agata ostała przy kopcu, kryjomo odarła szmatę z krzyża i, podążając zdala za procesją, zagrzebywała ją strzępkami po miedzach la jakiegoś zabobonu.<br />
{{tab}}Organista zaintonował litanję, ale ciągnęli ją ospale, że śpiewał ino kto niekto, w pojedynkę, bo kobiety rajcowały zcicha, rzucając jeno w potrzebnem miejscu wrzaskliwie: „Módl się za nami“ — zaś dzieciska wyparły się na wyprzódki i baraszkowały swawolnie, jaże Pietrek Borynów, obzierając się na proboszcza, mruczał zeźlony:<br />
{{tab}}— Obwiesie, juchy! zbereźniki!.. bo jak pas spuszczę!<br />
{{tab}}Ksiądz, znużony już sielnie, pot ocierał z łysiny a rozglądając się po sąsiednich rolach, pogadywał z wójtem:<br />
{{tab}}— Ho, ho! tym już groch powschodził...<br />
{{tab}}— A prawda!.. wczesny być musi, rola doprawiona i idzie kiej bór.<br />
{{tab}}— Ja siałem jeszcze na Palmową, a dopiero kły puszcza.<br />
{{tab}}— Bo u do dobrodzieja na tym dołku zimnica, a tu grunt cieplejszy.<br />
{{tab}}— I jęczmiona już im powschodziły, a równe, jakby siewnikiem posiane.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_281" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/281"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/281|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/281{{!}}{{#if:281|281|Ξ}}]]|281}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Modliczaki dobre gospodarze, na dworską modę w polu robią.<br />
{{tab}}— Tylko na naszych polach ani znaku jeszcze owsów i jęczmionów.<br />
{{tab}}— Spóźnione wszystko, deszcze też przybiły, że nieprędko się ruszą.<br />
{{tab}}— I spaprane, że niech Bóg broni! — westchnął ksiądz żałośnie.<br />
{{tab}}— Darowanemu koniowi w zęby nie zaglądają — zaśmiał się kowal.<br />
{{tab}}— Te, wisusy, uszy poobrywam, jak nie przestaniecie! — krzyknął proboszcz na chłopaków, śmigających kamieniami za stadkiem kuropatw, szorujących wpoprzek zagonów.<br />
{{tab}}Przycichły znagła rozmowy, chłopaki przywarły po bruzdach, organista znów jął beczeć, kowal zawtórował, jaże w uszach zawierciało, a cieniuśkie głosy kobiet podniesły się jękliwym chórem, że litania rozwlekła się nad polami, niby ten ciąg ptaków, zmęczonych długim lotem i już zwolna i coraz niżej opadających.<br />
{{tab}}Parli się tak wśród pól zielonych, długim i rozśpiewanym zagonem, że ludzie, pracujący na modlickich polach, a nawet i na dalszych, podnosili się od roboty, czapy zdejmując, to przyklękając na zagonach, gdzie zaś bydło zaryczało, podnosząc ciężkie, rogate łby, a kajś znowu spłoszony źrebak odbiegł maci, w cały świat gnając.<br />
{{tab}}Ze staje mieli jeszcze do trzeciego kopca i figury przy topolowej, gdy ktosik wrzasnął z całych sił:<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_282" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/282"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/282|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/282{{!}}{{#if:282|282|Ξ}}]]|282}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Chłopy jakieś z lasu wychodzą!<br />
{{tab}}— A może to nasi?<br />
{{tab}}— A nasi! nasi! — buchnęło z kupy i kilkanaścioro rzuciło się naprzód.<br />
{{tab}}— Stać! Nabożeństwo pierwsze — nakazał ostro ksiądz.<br />
{{tab}}Juści, że ostali, przedeptując z niecierpliwości. Zbili się jeno barzej w kupę, stowarzyszając jak popadło, bo każdego dziw nie podrywało z miejsca, ale ksiądz nie puścił, przyśpieszał jednak kroku.<br />
{{tab}}Wiater skądciś zawiał, że świece pogasły, chorągwie zatrzepały, i żyta, krze i ukwiecone drzewa jęły się kolebać, jakby kłaniając i do nóg się chyląc procesji. Ale naród, choć śpiewał coraz głośniej, w dyrdy już sunął i oczy wpierał w bór niedaleki, między drzewa przydrożne, kaj już wyraźnie bielały się kapoty chłopskie.<br />
{{tab}}— Nie pchajcie-że się, głupie: chłopy wam nie uciekną! — zgromił ksiądz, bo mu już następowały na pięty, tłocząc się jedna przez drugą.<br />
{{tab}}Hanka, co była szła w rzędzie z najpierwszymi gospodyniami, aż krzyknęła, dojrzawszy kapoty. Wiedziała przecie, jako tam Antka nie zobaczy, a mimo to zatrzęsła się radością i pijana zgoła nadzieja rozsadzała jej duszę, że zeszła na bok, w brózdę, i oczy wypatrywała...<br />
{{tab}}Zaś Jagusia, idąca wpodle matki, porwała się z miejsca, by lecieć, ognie ją przejęły i taki dygot, co zębów nie poredziła zewrzeć; a drugie kobiety też nie mniej się rwały ku tym wytęsknionym. Jeno poniektóre <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_283" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/283"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/283|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/283{{!}}{{#if:283|283|Ξ}}]]|283}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dzieuchy i chłopaki nie wstrzymały długo, bo naraz chlasnęły z kupy, kiej woda z cebra wstrząśniętego, i mimo wołań, pognały naprzełaj do drogi, jaże im łysty bielały.<br />
{{tab}}Procesja rychło dosięgła krzyża Borynów, za którym tuż zaraz był kopiec, na skraju ziem lipeckich i dworskiego boru.<br />
{{tab}}Chłopy już tam stojały kupą w cieniu brzóz wielgachnych, stróżujących przy krzyżu; zdala już odkrywali głowy i oczom kobiet pokazały się lube twarze mężów, ojców, braci a synów utęsknionych, twarze pochudłe, wymizerowane a pełne radości, pełne uśmiechów szczęścia.<br />
{{tab}}— Płoszki! Sikory! Mateusz! Kłąb! i Gulbas! i stary Grzela! i Filip! Mizeraki kochane! Biedota! Jezus Marja, Matko Przenajświętsza! — rwały się wołania i pokrzyki a szepty gorące i już oczy gorzały radością, już się ręce wyciągały, już tłumione płacze kwiliły i krzyk nabrzmiewał w gardzielach, już ponosiło wszystkich, ale ksiądz jednem gromkiem słowem powstrzymał i uciszył naród, a dowiódłszy pod krzyż, czytał spokojnie modlitwę „od ognia“; jeno czytał wolno, bo niechcący a cięgiem obzierał się na strony i poczciwemi oczyma chodził po twarzach wynędzniałych.<br />
{{tab}}Wszyscy też przyklęknęli w półkole i wraz z żarliwą i dziękczynną modlitwą łzy płynęły z oczu, uwieszonych na Chrystusie przybitym. Dopiero kiej zakończył i wodą skropił głowy, chylące się do ziemi, zdjął rogatą czapeczkę i wesoło a na cały głos huknął:<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_284" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/284"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/284|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/284{{!}}{{#if:284|284|Ξ}}]]|284}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Niech będzie pochwalony! Jak się macie, ludzie kochane!<br />
{{tab}}Juści, co chórem odkrzyknęli, cisnąc się do niego kiej te owce do pasterza, a w ręce całując, a za nogi obłapiając, a on ci każdego brał do serca, po głowach całował, po zbiedzonych twarzach głaskał, troskliwie pytał i z dobrem słowem odpuszczał, aż utrudzony siadł pod krzyżem, pot obcierając i te łzy poczciwe.<br />
{{tab}}A naród skotłował się kiej ten wrzątek kipiący.<br />
{{tab}}Buchnęła wrzawa, śmiechy, cmokania, płacze radosne, dziecińskie jazgoty, gorące słowa i szepty, krzyki, co jak śpiew się wydzierały z serc uszczęśliwionych, wołania tęsknic znagła zapomnianych; każda swojego na stronę odciągała i każden, kiej ten chojak, kolebał się pośród krzyków w kupie kobiet i dzieci, w radosnej wrzawie gwaru i płaczów... Dobrze ze dwa pacierze trwały powitania i byłyby się przeciągnęły do nocy, aż ksiądz się opamiętał, że pora, i dał znak.<br />
{{tab}}Ruszyli do ostatniego kopca, drogą wzdłuż lasu, niskiemi zaroślami jałowców i sośnianej młodzi.<br />
{{tab}}Ksiądz zaśpiewał: „Serdeczna matko“, a wszystkie, jak jeden człowiek, zawtórowali wielkim głosem, aż bór zajęczał i echami oddawał, wesele bowiem przepełniało duszę, taką moc dając piersiom, że śpiew zrywał się kiej burza wiośniana i chlustał nad bory słupem rozognionych uniesień...<br />
{{tab}}A że sporo narodu przybyło, to już zapchali całą drogę, szli także i borem między drzewami, szli i nad polami, że całe podlesie zaroiło się ludźmi a hukało pieśnią niebosiężną.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_285" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/285"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/285|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/285{{!}}{{#if:285|285|Ξ}}]]|285}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Jeno co rychło śpiew opadł kiej chmura, gdy już pierun ze siebie wypuści, że tylko i ze samego przodka jeszcze nutę wyciągali, mnogim zaś zrobiło się pilno zgwarzać ze swojemi. Ciąg się też porwał i rozpierzchał na strony, chałupami szli, wiela dzieci pomniejsze na ręce wzięło, drugie a co młodsze parami szli, cosik se rozpowiadając, a insze już się w gąszcz wywodzili, od ludzkich oczu, zaś dzieuchy, spłonione kiej wiśnie, przywierały do swoich chłopaków, nie bacząc na nikogo. A kiej niekiej, snadź la ulżenia sobie w kuntentnościach, śpiewem znów gruchali rozgłośnym, jaże wrony z gniazd wylatywały na pola, jaże świece gasły od pędu, a bór odhukiwał zwolna i bełkotał, kieby z tej głębokiej, nieprzejrzanej gardzieli.<br />
{{tab}}To cichość się rozpościerała, że ino tupot nóg się rozlegał i pryskały w gąszczach rozognione śmiechy, ściszone słowa lub te pacierze staruch, mamrotane jękliwemi nawrotami.<br />
{{tab}}Zachód już nadchodził, niebo się wyniesło, jakby wzdymając w rozzłoconą, szklaną banię, że jeno kilka chmur przesiąkłych czerwienią mdlało w sinych wysokościach, słońce zesunęło się na sam wrąb i nad borami zawisło, a wśród pni ogromnych, w zielonych podszyciach roztrzęsały się brzaski złotawe, zaś na polanach samotne drzewa zdały się żywym ogniem płonąć, rozgorzały wody, przytajone w gąszczach, i cały bór jakby w ogniach stanął i w krwawych dymach, że tylko miejscami, kaj wyniosłe chojary stały zwartą gęstwą i kieby chłopy wsparte o się ramionami, tam <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_286" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/286"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/286|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/286{{!}}{{#if:286|286|Ξ}}]]|286}}'''<nowiki>]</nowiki></span>czarne mroki zalegały, a i to jeszcze prześwietlone gdzie niegdzie tym dżdżem słonecznym.<br />
{{tab}}Bór pochylał się nad drogą i na pola zdał się patrzeć, wygrzewając w zachodzie czuby wielgachne, a stojał tak cichuśko, iż kucie dzięciołów trzaskało przenikliwie, kukułka gdziesik kukała zawzięcie, a z pól dochodziły ptasie świergotania.<br />
{{tab}}Droga kręciła się miejscami samą krawędzią pól, że chłopy przestawali opowiadać i, cisnąc się nad brózdą przydrożną, szli pochyleni, obejmując oczyma te niwy zielone, kaj gęsto kwitnące drzewa gorzały w zachodzie, te długie zagony, co wlekły się ku nim pokornie, te, kiej wody ździebko rozkolebane, pola ozimin, chylące się jakby pod nogi gospodarzom z chrzęstem radosnym. Żarli ci też ślepiami tę mać żywicielkę, że niejeden się żegnał, niejeden „Pochwalony“ mówił, czapę zdejmując, a zaś wszystkim zarówno dusze klękały w niemej, gorącej czci przed tą świętą i utęsknioną.<br />
{{tab}}Juści, co po tych pierwszych przywitaniach, nowe gwary się podniesły i nowe radoście rozpierały serca, jaże chciało się niejednemu huknąć po lesie, albo i przypaść do tych zagonów i zapłakać.<br />
{{tab}}Tylko Hanka poczuła się jakby za całym światem. A toć tuż przed nią, i za nią, i wszędy, chłopy szły szumno, a kiele każdego kobiety i dzieci tulą się radośnie, niby te krze wątłe, a toć gwarzą, cieszą się, w oczy sobie zaglądają, cisną się do siebie, a ona jedna przemówić nie ma do kogo! Cały naród wre ukropem radości niepowstrzymanej, a ona, choć idzie w pośrodku, tak się czuje opuszczona i nieszczęsna, jako <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_287" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/287"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/287|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/287{{!}}{{#if:287|287|Ξ}}]]|287}}'''<nowiki>]</nowiki></span>to drzewo usychające w gąszczach, na którem nawet wrona gniazda nie uwije, ni żaden ptak nie przysiądzie. Nawet mało kto ją przywitał — jakże! każdemu było pilno do swoich... co im tam ona?.. a tylachna ich wróciło... nawet Kozieł, że znowu będzie trzeba pilnować komory i chlewy zamykać... nawet i te największe buntowniki: Grzela, wójtów brat i Mateusz... Antka jeno nie puścili... może go już nigdy nie zobaczy...<br />
{{tab}}Nie, nie mogła już wytrzymać, bo te rozmysły przygniatały ją kieby kamienie, że ledwie nogi zbierała, ale szła z głową podniesioną, harda na oko i pyszna jak zawdy. Kiej zaśpiewali, śpiewała z drugiemi donośnie; kiej modlitwę ksiądz zaczynał, pierwsza powtarzała zbielałemi wargami, jeno w tych długich przerwach, gdy posłyszała wokoło ściszone od żarów szepty, wpierała ciężkie oczy w krzyż błyszczący i szła, strzegąc się jeno tych łez zdradzieckich, co jak złodzieje wymykały się niekiej z pod rozpalonych powiek... Nie poważyła się nawet pytać o Antka — jeszczeby się mogła wydać z męki przed ludźmi!... Nie, nie, tyle zniesła, to i więcej przemoże, przecierpi... udźwignie... Nakazywała sobie, czując zarazem, jak w niej łzy piekące wzbierają, jak żal za gardziel dusi, mrokiem przesłaniają się oczy i jak ta męka rośnie z minuty na minutę.<br />
{{tab}}Nie samać jedna tak biadoliła nie, boć i Jagusia czuła się nielepiej: szła ona zosobna, przemykając się lękliwie, kiej ta sarna spłoszona. I ją poniesły radoście, że pobiegła naprzeciw i prawie pierwsza chłopów <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_288" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/288"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/288|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/288{{!}}{{#if:288|288|Ξ}}]]|288}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dopadła, a nikto do niej nie wyskoczył, nikto nie przytulił, i nie całował. Jeszcze z dala dojrzała Mateuszową głowę nad insze wyniesioną, więc ku niemu rzuciły się jej oczy rozgorzałe, ku niemu porwały ją nagle dawno już zapomniane tęsknoty, że przepychała się przez ciżbę z wrzaskiem radosnym. Ale on jakby jej nie dojrzał... Nim go dosięgła, już matka wisiała mu na szyi, Nastusia wpół trzymała i młodsze dzieci wieszały się dokoła, zaś Tereska żołnierka, czerwona jak burak, rozbeczana, trzymała go za rękę, nie strzegąc się już oczu niczyich.<br />
{{tab}}Jakby ją kto wodą zimną oblał, że wypadła z kupy i w las pognała, sama nie wiedząc, co się z nią wyprawia. Jakże to, miała straszną ochotę poczuć się w gromadzie i ścisku, w tej przejmującej wrzawie powitań, chciała się cieszyć jak i drugie; przeciech, jak wszystkie, miała serce pełne żarów i gotowe do uniesień i szlochów radosnych, a oto sama iść musi, zdala od ludzi, niby ten pies oparszywiały.<br />
{{tab}}Rozdygotała się też ciężkim żalem, ledwie już łzy wstrzymując a wyrzekania, i wlekła się jako ta chmura posępna, co to leda chwila deszczem rzęsistym zapłacze.<br />
{{tab}}Parę razy próbowała uciekać do dom, ale nie poredziła: żal jej było ostawiać procesję, to i plątała się potem pomiędzy ludźmi, jak ten Łapa szukający w ciżbie swoich gospodarzy. Nie ciągnęło jej do matki ni do brata, któren przemyślnie zagubiał się w jałowcach i kole Nastusi kołował, a kto drugi też się z nią nie stowarzyszył, zajęty swojemi. Aż w końcu złość ją {{pp|za|trzęsła}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_289" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/289"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/289|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/289{{!}}{{#if:289|289|Ξ}}]]|289}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|za|trzęsła}}, że byłaby z lubością puściła kamieniem w całą kupę i w te rozradowane, śmiejące się gęby.<br />
{{tab}}Szczęściem, że już wychodzili z boru.<br />
{{tab}}Ostatni kopiec stojał na rozdrożu, skąd jedna z dróg skręcała prosto ku młynowi.<br />
{{tab}}Słońce już zachodziło i zimny wiater powiał z nizin, ksiądz przyśpieszał nabożeństwo, że to i Walek czekał na niego z bryczką.<br />
{{tab}}Śpiewali ta jeszcze coś niecoś, ale już wszystko szło na rzadki pytel, bo utrudzeni byli, zaś chłopy rozpytywały zcicha o folwarek, spalony we święta, którego rumowiska okopcone sterczały niedaleko, a przytem i na dworskich polach działy się ciekawości.<br />
{{tab}}Dziedzic ano skakał po zagonach na swojej bułance za jakiemiś ludźmi, jakby rozmierzającymi role długimi prętami, a zaś przy krzyżu, na rozwidleniu dróg i kole stogów spalonych widniały bryki żółto malowane.<br />
{{tab}}— Co to może być? — zauważył ktosik.<br />
{{tab}}— Juści co pole wymierzają, jeno że to nie omentry.<br />
{{tab}}— Kupce pewnikiem, nie wyglądają na chłopów.<br />
{{tab}}— Na Miemców patrzą.<br />
{{tab}}— Pewnie: kapoty granatowe, faje w zębach i portki na cholewach.<br />
{{tab}}— Rychtyk, podobni do Olendrów z Grynbacha.<br />
{{tab}}Szeptali, oczy wytrzeszczając ciekawie, ale jakiś głuchy niepokój zaczął przejmować gromadę, że nawet nie spostrzegli, jak kowal wyniósł się cichaczem i prawie chyłkiem, bruzdami, przebierał się ku dziedzicowi.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_290" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/290"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/290|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/290{{!}}{{#if:290|290|Ξ}}]]|290}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Podlaski folwarek kupują, czy co?<br />
{{tab}}— Już we święta powiadali, co dziedzic ogląda się za kupcami.<br />
{{tab}}— Ale niech ręka Boska broni od miemieckich somsiadów!<br />
{{tab}}Poniechali rozważań, bo skończyło się nabożeństwo i ksiądz wsiadał na bryczkę wraz z organistami.<br />
{{tab}}Naród się rozbił na kupy i zwolna pociągnął do wsi, rozwlekli się po drodze, to miedzami szli gęsiego, jak ta komu bliżej było do chałupy.<br />
{{tab}}Słońce już zaszło i mroczało nad ziemiami, na zielonkawem zaś niebie rozżarzały się zorze ogniste. Z łąk za młynem ruszały się białe opary, rozwłócząc kieby przędzę na wszystkie niziny. W cichości, jaką się przyodziewał świat, jeno bociek klekotał gdziesik rozgłośnie.<br />
{{tab}}Bo nawet głosy ludzkie pogasły i cała procesja wsiąkała zwolna w pola, że jeno gdzie niegdzie czerwieniał wełniak, lebo białe kapoty mgliły się w zapadających, modrawych cieniach.<br />
{{tab}}A pokrótce wieś jęła się napełniać i rozbrzmiewać, bo już wszystkiemi stronami a gwarnie walili, każden zaś chłop krzyżem świętym witał dawno niewidziane progi, a niejeden na ziem rymnął przed obrazami, na głos rycząc ze szczęścia.<br />
{{tab}}Ponowiły się witania, a babie i dziecińskie jazgoty, a opowiadania, przerywane wybuchami gorących całunków i śmiechów.<br />
{{tab}}Kobiety, rozognione i jakby oszalałe z wrzasku, jęły usadzać swoich nieboraków przed michami, podtykając im jadło i niewoląc ze wszystkiego serca.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_291" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/291"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/291|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/291{{!}}{{#if:291|291|Ξ}}]]|291}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Że i krzywd zapomnieli i pamięci bied, i długich miesięcy rozłąki się zbyli, bo każden z całego serca cieszył się powrotem i swojemi, które raz po raz obłapiał i do serca przyciskał, a o różności wypytywał.<br />
{{tab}}Kiedy zaś już sobie podjedli dosyta, ruszyli gospodarki oglądać i radować się dobytkiem, że choć już dobrze ściemniało, a łazili po obejściach i sadach, lewentarze poklepując, albo i tykając palcami obwisłe pod kwiatem gałęzie, kieby te kochane, dziecińskie głowiny.<br />
{{tab}}Że już i nie opowiedzieć, jakiem weselem rozgorzały Lipce.<br />
{{tab}}Tylko u jednych Borynów było zgoła inaczej.<br />
{{tab}}Dom ostał prawie pusty, Jagustynka poleciała do swoich, Jóźka też z Witkiem poniesła się, kaj ludniej było i weselej, że jedna Hanka chodziła po ciemnej izbie, pohuśtując na ręku dziecko kwilące i już puszczając wodze żalom i bolesnym, palącym łzom.<br />
{{tab}}Jeno że i w tem nie ostała dzisiaj sama jedna, bo ano Jaguś tak samo ciskała się w mrocznem obejściu, rychtyk temi samemi smutkami szarpana i tak samo tłukąc się, kiej ten ptak o klatkowe pręty.<br />
{{tab}}Tak się już bowiem spletło dziwnie.<br />
{{tab}}Jagna przyleciała jeszcze przed drugiemi, a chociaż mroczna była kiej noc i rozeźlona, rzuciła się do roboty, robiła, co ino jej wpadło pod oczy, za wszystkich; wydoiła krowy, napoiła cielaka, nawet świniom żarcie poniesła, jaże Hanka zdumiała się, ledwie wierząc własnym oczom. A ona, nie bacząc na nikogo, pracowała, jakby się chcąc zarobić i tak umęczyć, by <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_292" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/292"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/292|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/292{{!}}{{#if:292|292|Ξ}}]]|292}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zapomnieć krzywdy jakiejś i zabić w sobie smutki a żale.<br />
{{tab}}Ale cóż, choć ręce mdlały z utrudzenia i krzyż dziw nie pękał, łzy i tak cięgiem stały jej w oczach i często palącym sznurem ciekły po twarzy, a w duszy krzewił się coraz bujniejszy i sroższy smutek.<br />
{{tab}}Zapłakane oczy nic nie widziały wpodle siebie, nawet Pietrka, któren już od samego przyjścia na krok jej nie odstępował i, pomagając, zagadywał zcicha i rozżarzonemi ślepiami obejmował a przycierał się nieraz tak zbliska, jaże bezwolnie się odsuwała. Aże przyszło do tego, że kiej w stodole nabierała w opałkę sieczki, chwycił ją wpół, do sąsieka przypierał, mamrocząc cosik i do jej warg chciwie sięgając...<br />
{{tab}}Nie sprzeciwiła się, nie miarkując, do czego idzie, i dając się na jego wolę, jakby nawet rada temu, że ją jakaś moc pojena i ponosi, ale skoro ją rzucił na słomę i poczuła na twarzy jego wilgotne wargi, porwała się niby wicher i odrzuciła go precz kiej ten wiecheć, jaże bęcnął na klepisko...<br />
{{tab}}Straszna złość ją zatrzęsła.<br />
{{tab}}— Ty pokrako zapowietrzona!.. ty świniarzu!.. Poważ się jeszcze kiej mnie tknąć, to ci kulasy poprzetrącam!.. Dam ja ci jamory, jaże się juchą oblejesz!.. — krzyczała, rzucając się z grabiami.<br />
{{tab}}Ale wnet zapomniała o wszystkiem i, pokończywszy obrządki, do chałupy poszła.<br />
{{tab}}W progu natknęła się na Hankę: zajrzały sobie w oczy, przeszklone łzami a bólem ociężałe, i śpiesznie się rozbiegły.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_293" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/293"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/293|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/293{{!}}{{#if:293|293|Ξ}}]]|293}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Z obu izb drzwi stały wywarte do sieni i w obu już się paliły światła, że co chwila, jakby z niewytłumaczonego musu, spozierały zdala na siebie.<br />
{{tab}}Zaś potem, narządzając wspólnie kolację, kręciły się zbliska siebie, ale żadna nie puściła pary, żadna i słowa nie powiedziała, jeno kryjomo, kiej złodzieje, chodziły za sobą ślepiami. Juści, dobrze wiedziały, co każda dzisiaj cierpi, że często złe i mściwe oczy przyskakiwały do siebie, kiej noże ostre, a zaciśnięte nieme usta mówiły urągliwie:<br />
{{tab}}— Dobrze ci tak! dobrze!<br />
{{tab}}Ale przychodziły i takie chwile, że zaczynało im być siebie żal, że byłyby zagwarzyły przyjaźnie, że każda ino czekała zaczepki, by odrzeknąć poczciwem słowem, że nawet przystawały wpodle, zezując ku sobie wyczekująco, gdyż ustępowała zawziętość, przymierały zadawnione gniewy, a pospólna dola i opuszczenie kłoniły je ku sobie coraz bliżej... jeno co nie skłoniły, bo zawdy je cosik powstrzymywało: to płacz dziecka, to wstyd jakiś, to nagłe ocknienie w pamięci krzywd, jaże i w końcu rozniesło je daleko i zawziętość znowu w sercach zawrzała, złoście sprężyły dusze i oczy poczęły się żgać błyskawicami nienawiści.<br />
{{tab}}— Dobrze ci tak! dobrze — syczały zcicha, prażąc się ślepiami, znowu gotowe do kłótni, do bitki nawet, by całą złość wywrzeć na drugiej.<br />
{{tab}}Na szczęście, do tego nie przyszło, bo Jagusia zaraz po kolacji wyniesła się do matki.<br />
{{tab}}Wieczór był ciemny, ale cichy i ciepły; gwiazdy jeno zrzadka przebłyskiwały w płowych głębokościach; <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_294" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/294"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/294|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/294{{!}}{{#if:294|294|Ξ}}]]|294}}'''<nowiki>]</nowiki></span>na moczarach leżały białe, grube kożuchy oparów, żaby zaczynały rechotać, a niekiedy zabłąkało się jękliwe kwilenie czajek. Ziemię zaś otulały mroki, że jeno kajś wynosiły się na jaśnię nieba drzewa pospane, sady szarzały jakby wapnem skropione, a bijące zapachami niby z trybularzów rozżarzonych; wiśniowy kwiat pachniał i bzy ledwie roztlałe, pachniały zboża, wody i te ziemie przewilgocone, a każden kwiat czuć było zosobna i wszystkie razem wionęły upajającym, słodkim zapachem, jaże w głowie się kręciło.<br />
{{tab}}Wieś jeszcze nie spała, ciche pogwary trzęsły się od progów i przyźb, tonących w ciemnościach, zaś drogi, przysłonione cieniami drzew, a jeno gdzie niegdzie porznięte świetlistemi pręgami, z okien bijącemi, mrowiły się od ludzi.<br />
{{tab}}Jaguś nibyto do matki zmierzała, a jęła kręcić nad stawem, kołować, przystając coraz częściej, bo prawie co krok natykała się na jakąś parę, mocno splecioną i cicho gwarzącą.<br />
{{tab}}Spotkała i brata z Nastusią: trzymali się wpół, całując zapamiętale.<br />
{{tab}}Wlazła też niechcący na Marysię Balcerkównę z Wawrzkiem: gdziesik pod płotem, w grubym cieniu stojali, przytuleni do siebie i o Bożym świecie niewiedzący.<br />
{{tab}}Rozpoznała po głosach i drugie, że z każdego cienia nad wodą, z pod płotów, zewsząd roznosiły się szepty, dyszące słowa, upalne westchnienia, jakieś dygoty i szamotania. Cała wieś zdała się wrzeć ukropem miłowań i lubością, że nawet i te skrzaty ledwie odrosłe, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_295" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/295"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/295|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/295{{!}}{{#if:295|295|Ξ}}]]|295}}'''<nowiki>]</nowiki></span>a i to wodziły się z chłopakami, gżąc się a przeganiając po drogach.<br />
{{tab}}Obmierzło jej to nagle, że wzięła ich wymijać, kierując się prosto do matki, ale przed domem spotkała się oblicznie z Mateuszem; nie spojrzał nawet na nią, mijając kiej to drzewo; wiódł się z Tereską, trzymając ją wpół i cosik jej prawiąc... Przeszli, a ona jeszcze słyszała ich głosy i przytłumione śmiechy.<br />
{{tab}}Zawróciła nagle i już w dyrdy, jakby goniona przez wszystkie psy, uciekała do chałupy.<br />
{{tab}}A wieczór cichy, wiośniany, pachnący, nabrzmiały radością powitań, przejęty świętą cichością szczęścia, płynął niepowstrzymanie.<br />
{{tab}}Gdziesik w nocy, w rozpachnionych sadach czy na polu, fujarka zaświergoliła tęskną nutą, jakby do wtóru tym szeptom, i całunkom, i radościom.<br />
{{tab}}Zaś na moczarach żaby zarechotały wielkim chórem, niekiedy jeno przerywanym, a drugie, we stawie przymglonym kiej oko zasypiające, odpowiadały im przeciągłem, sennem, coraz cichszem hukaniem... aż dzieci, baraszkujące po drogach, jęły się z niemi przemagać i krzyczeć, przekomarzając:<br />
{{f|<poem>Reh! reh! reh!
Bocian zdechł!
Ja rada, ty rada, obie my rade!
Rade! rade! rade!..</poem>|w=85%|przed=15px|po=15px}}
{{kropki-hr}}
<br /><br />{{---|50}}<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_296" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/296"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/296|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/296{{!}}{{#if:296|296|Ξ}}]]|296}}'''<nowiki>]</nowiki></span><br>
{{c|VIII.}}<br />
{{tab}}Dzień wstawał cudny, ciepły a jędrny, niby ten chłop dobrze wyspany, któren, ledwie przecknąwszy, na równe nogi się zrywa i, szepcąc pacierze, trąc oczy a ździebko poziewając, za robotą się rozgląda.<br />
{{tab}}Słońce wschodziło pogodnie; czerwone i ogromne, zwolna wtaczało się na wysokie niebo, jakoby na to pole nieobjęte, kaj w sinych oprzędach mgieł leżały nieprzeliczone stada białych chmur.<br />
{{tab}}I wiater się już wałęsał po świecie, kieby ten gospodarz budzący wszystko na świtaniu; przegarniał zboża pomdlałe, dmuchał we mgły, że rozpierzchały się na wsze strony, targał obwisłemi gałęziami, kajś na rozstajach huknął, to chyłkiem przebrał się ku uśpionym jeszcze sadom i rymnął w gąszcze, że z wiśni posypał się ostatni okwiat i kiej śnieg trząsł się na ziemię, kiej łzy na wody stawu padał.<br />
{{tab}}Ziemia się budziła, ptaki zaśpiewały w gniazdach, drzewa też jęły szemrać niby tym pacierzem pierwszym; kwiaty się otwierały, podnosząc do słońca ciężkie, zwilgocone i senne rzęsy, a lśniące rosy sypały się gradem perlistym.<br />
{{tab}}Długi, a luby dygot zatrząsł wszystkiem, co znowu się budziło do życia, zaś gdziesik z ziemie, ze dna wszelkiego stworzenia buchnął niemy krzyk i jak głucha błyskawica przeleciał nad światem, jak kiedy człowieczą duszę w twardym śpiku zmora dusi, że targa się, stracha, zamiera, aże raptem oczy ozewrze na {{pp|słonecz|ną}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_297" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/297"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/297|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/297{{!}}{{#if:297|297|Ξ}}]]|297}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|słonecz|ną}} światłość i krzykiem szczęsnego oniemienia dzień wita i to, że między żywemi jest jeszcze, niepomna, jako to nowy dzień trudów a boleści, jak wczoraj było, jak z jutrem przyjdzie, jak zawdy będzie...<br />
{{tab}}Więc i Lipce jęły się budzić i raźno zrywać na nogi; niejedna głowa rozczochrana wyzierała, wodząc zaspanemi oczyma po świecie; kajś już się myli przed chałupami, to po wodę do stawu wypadały rozdziane jeszcze kobiety, ktosik drwa rąbał; wozy też wytaczano na drogę, dymy niekajś wykwitały z kominów, a tu i owdzie roznosiły się krzyki na leniących się wstawać.<br />
{{tab}}Rano było jeszcze, słońce ledwie co na parę chłopa wyniesło się nad wschodem i zboku, przez mrocznawe sady, bodło czerwonemi płomieniami, a już ruchano się wszędy galanto.<br />
{{tab}}Wiater się kajścić zapodział, że w lubej cichości wszystko się syciło rzeźwym, pachnącym porankiem, słońce grało we wodach i rosy skapywały z dachów sperlonemi sznurkami, jaskółki śmigały w czystem powietrzu, boćki leciały z gniazd na żer, kokoty piały po płotach, wytrzepując radośnie skrzydłami, a gęsi z gęgotliwym krzykiem wywodziły młode na staw sczerwieniony. Bydło ryczało po oborach, zaś wszędy przed progami a w opłotkach doili pośpiesznie krowy i z każdego obejścia wyganiali inwentarz na drogi, że szedł kolebiąco, rycząc przeciągle a cochając się o płoty i drzewa, zaś owce z zadartemi łbami, pobekując, cisnęły się środkiem drogi w tumanie kurzu. Spędzali wszystko na plac przed kościołem, kaj paru starszych chłopaków na koniach, trzaskając batami i klnąc {{pp|siar|czyście}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_298" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/298"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/298|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/298{{!}}{{#if:298|298|Ξ}}]]|298}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|siar|czyście}}, oganiało rozłażące się stado i wrzeszczało na opóźnionych.<br />
{{tab}}A kiej ruszyli, stłaczając się na topolowej, bo jaże pod lasem leżały wspólne pastwiska, przykryła ich kurzawa orosiała i czerwonawo mieniąca się w słońcu, że jeno belki owiec i pieskowe szczekania rwały się z ciężkich tumanów, znacząc drogę, kaj się podzieli.<br />
{{tab}}Zaś pokrótce za niemi i gęsiarki wypędzały białe, rozgęgane stada, to ktosik cielną krowę wiódł na miedzę albo konia spętanego prowadził za grzywę na ugory.<br />
{{tab}}Ale i potem niewiele się przyciszyło, że to wieś jęła się szykować na jarmarek. Było to jakoś w tydzień po powrocie chłopów z kreminału.<br />
{{tab}}Wszystko już w Lipcach wracało zwolna do dawnego, jakoby po tej burzy srogiej, co szkód narobiła niemałych, że naród, ochłonąwszy z trwogi, wyrzekając a żaląc się na dolę, imał się po ździebku pracy wetującej.<br />
{{tab}}Juści, co nie szło jeszcze, jak było iść powinno, chociaż chłopy już ujęły rządy w swoje kwarde ręce, jeszcze się bowiem lenili niecoś poranić, dopóźna nieraz wylegując się pod pierzynami; jeszczech niejeden często gęsto do karczmy zaglądał, nibyto nowin zasięgając w sprawie; jeszcze ten i ów pół dnia przewałęsał po wsi i przegadał z kumami, a zaś drugie spychali jeno co pilniejsze roboty, boć niełacno było po tylem próżnowaniu brać się na ostro — ale już co dnia przemieniało się na lepsze, co dnia puściej robiło się w karczmie i po drogach i co dnia gęściej mus chytał <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_299" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/299"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/299|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/299{{!}}{{#if:299|299|Ξ}}]]|299}}'''<nowiki>]</nowiki></span>za łby i przyginał do ziemie, do ciężkiej, znojnej pracy zaprzęgając.<br />
{{tab}}Że zaś dzisiaj akuratnie wypadał jarmarek w Tymowie, to mało kto do roboty wychodził, szykując się na niego.<br />
{{tab}}Przednówek wcześniej latoś zawitał i tak ciężki, jaże skwierczało po chałupach, więc co jeno kto miał jeszcze do przedania, śpiesznie wyprowadzał, zaś drugie szły la zgwarzenia się ze somsiady, la obaczenia świata i wypicia choćby tego kieliszka.<br />
{{tab}}Każden miał swój frasunek, a kajże się to naród pocieszy, wyżali, skrzepi, a nowin dowie, jeśli nie na jarmarku lebo na odpuście?..<br />
{{tab}}Więc skoro powypędzano inwentarze na paszę, zaczęli się zbierać, rychtować wozy, a wychodzić, kto piechty iść musiał.<br />
{{tab}}Biedota ruszyła najpierwej, bo Filipka z płaczem pognała sześć starych gęsi, oderwanych od młodzi, ledwie co porosłej, że to chłop zachorzał po powrocie i do garnka nie było co wstawić.<br />
{{tab}}Któryś też z komorników ciągnął za rogi jałowicę, co się była teraz na zwiesnę pognała... Że zaś bieda ma długie nogi a ostre pazury, to Grzela z krzywą gębą, choć na ośmiu morgach siedział, a dojną krowę poprowadził na powróśle, somsiad zaś jego, Józek Wachnik, maciorę z prosiętami popędzał.<br />
{{tab}}Ratowały się chudziaki, jak jeno mogły, bo już niejednego tak przypierało, że ostatnią koninę wyprowadził, jak to Gulbas musiał, sprocesowała go bowiem Balcerkowa za piętnaście rubli, które był kiejś {{pp|poży|czył}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_300" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/300"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/300|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/300{{!}}{{#if:300|300|Ξ}}]]|300}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|poży|czył}} na krowę, i teraz gotowym wyrokiem groziła, że wśród płaczów całej rodziny a wyrzekań i gróźb, siadł nieborak na kasztanka i przedawać go pojechał.<br />
{{tab}}Wozy się zwolna wytaczały jeden za drugim, boć i gospodarze wywozili, co któren miał, gdyż wójt o podatki wołał i karami straszył, zaś gospodynie też się wybierały ze swojem dobrem, że często gęsto kokoszki gdakały z pod zapasek lub tęgi gęsior zasyczał z wasąga, a drugie piechty idące, jajka niesły w chustach, to masło, kryjomo przed dziećmi zbierane, a poniektóre to i świąteczne wełniaki lub zbędne płótna dźwigały na plecach.<br />
{{tab}}Bieda ano popędzała, a do żniw, do nowego, było jeszcze daleko.<br />
{{tab}}Tak się wszystkim śpieszyło, że nawet msza odprawiała się dzisiaj znacznie wcześniej. Jeno parę kobiet klęczało przed ołtarzem, nie mogąc nadążyć za księdzem, bo ledwie odmówiły na Podniesienie, a już Jambroż gasił świece i kluczami podzwaniał.<br />
{{tab}}Tereska żołnierka, która z jakąś sprawą przyszła do proboszcza, trafiła rychtyk, kiej już wychodził na śniadanie. Nie śmiała go juści zaczepić, więc jeno stanęła przed sztachetami, wypatrując, kiej się na ganku pokaże. Nim się jednak zebrała przystąpić, siadł na bryczkę i przykazywał ostro ruszać do Tymowa.<br />
{{tab}}Westchnęła żałośnie, długo patrząc na topolową, kaj kurz wisiał i szarą chmurą kładł się na pola; wozy turkotały coraz dalej, a ino czerwień kobiet, ciągnących gęsiego nad drogą, mignęła niekiedy między drzewami.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_301" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/301"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/301|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/301{{!}}{{#if:301|301|Ξ}}]]|301}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Lipce ścichły pokrótce, młyn nie turkotał, kuźnia stała zamknięta i drogi docna opustoszały, bo kto ostał, dłubał cosik w obejściach i na ogrodach za chałupami.<br />
{{tab}}Tereska, sielnie sfrasowana, wróciła do domu.<br />
{{tab}}Mieszkała za kościołem, pobok Mateusza, w chałupinie o jednej izbie z półsionką, gdyż drugą przy działach brat oderznął i przeniósł na swój grunt, że kiej rozcięte w poprzek żebra sterczały przepiłowane ściany i dach, przypierające do okopconego komina.<br />
{{tab}}Dojrzała ją z proga Nastka, że to ino wąski sadek ich dzielił.<br />
{{tab}}— No cóż? co ci wyczytał? — zawołała, biegnąc ku niej.<br />
{{tab}}Tereska z przełazu opowiadała, co ją spotkało.<br />
{{tab}}— A może by organista przeczytał?.. pisane musi poredzić.<br />
{{tab}}— Juści co poredzi, ale jak tu z gołemi rękoma iść do niego?<br />
{{tab}}— Weź parę jajków.<br />
{{tab}}— Matka wszystkie ponieśli do miasta; kacze ino zostały.<br />
{{tab}}— Nie turbuj się: weźmie on i kacze.<br />
{{tab}}— Poszłabym, a czegoś się boję! Bym to wiedziała, co tu napisane! — Wyjęła z za gorsu list od męża, któren był jej wójt przywiózł wczoraj wieczorem z kancelarji. — Co tam może stoić?<br />
{{tab}}Nastka wzięła jej z rąk zaczerniony papier i, przykucnąwszy pod przełazem, rozpostarła go na kolanach i znowu z niemałym trudem próbowała odczytywać. <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_302" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/302"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/302|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/302{{!}}{{#if:302|302|Ξ}}]]|302}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Tereska przysiadła na żerdce i, wsparłszy brodę na pięściach, patrzyła z lękiem na te jakieś kreski, z których tyle jeno Nastka wysylabizowała, że pochwalony stojało na początku.<br />
{{tab}}— Nie rozbierę więcej, to darmo. Mateusz to by pewnikiem poredził.<br />
{{tab}}— Nie, nie! — poczerwieniała strasznie i cicho jęła prosić: — Nie mów mu o liście, Nastuś, nie powiadaj...<br />
{{tab}}— Żeby drukowane, to na każdej książce przeczytam, litery znam dobrze i baczę, jaka która jest, ale tutaj niczego złożyć nie poredzę: same jakieś kulasy i wykrętasy, jakby muchę uwalaną w czernidło puścił kto na papier.<br />
{{tab}}— Nie powiesz, Nastuś, co?<br />
{{tab}}— Dyć już ci wczoraj rzekłam, że nic mi do waju. Wróci twój z wojska, to i tak wszyćko musi się wydać! — rzekła, powstając.<br />
{{tab}}Tereska jakby się zachlusnęła płaczem, że ino robiła gardłem, słowa nie mogąc wydobyć.<br />
{{tab}}Nastka cosik zeźlona odeszła, kury zwołując po drodze, a Tereska, zawiązawszy w węzełek pięć jajek kaczych, powlekła się do organisty.<br />
{{tab}}Ale nieletko jej być musiało, przystawała co trocha i, kryjąc się w cienie, z bojaźnią wpatrywała się w niezrozumiałe litery listu.<br />
{{tab}}— A może go już puszczają?..<br />
{{tab}}Trwoga chwytała ją za gardło, nogi się uginały, serce się tak rozpaczliwie tłukło, że przyciskała się do drzew, zapłakanemi oczyma biegając jakby za ratunkiem.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_303" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/303"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/303|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/303{{!}}{{#if:303|303|Ξ}}]]|303}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A może ino o pieniądze pisze!<br />
{{tab}}Szła coraz wolniej; mężowy list tak jej ciężył a parzył, co cięgiem przekładała go z za gorsu do rąk i aż w róg chustki zawinęła.<br />
{{tab}}U organistów jakby nikogo nie było: drzwi stały powywierane do pustych izb, że tylko w jednej, kaj okno było przysłonione spódnicą, ktosik chrapał rozgłośnie z pod pierzyny. Z nieśmiałością przesunęła się przez sień, rozglądając się po podwórzu, tylko dziewka siedziała przed kuchnią z kierzanką między kolanami, masło wybijając, i oganiała się gałęzią przed muchami.<br />
{{tab}}— A kaj to pani?<br />
{{tab}}— Na ogrodzie, zaraz ją tu posłyszycie...<br />
{{tab}}Tereska pobok stanęła, miętosząc list w ręku i chustkę naciągając barzej na czoło, gdyż słońce wyłaziło z za budynków.<br />
{{tab}}Z księżego podwórza, płotem jeno odgrodzonego, roztrzęsały się wrzaskliwe głosy drobiu, kaczki trzepały się w kałużach, młode indyczki biadoliły kajściś pod płotem, zaś indory, gulgocąc, rozczapierzały skrzydła, podskakując zajadle ku prosiętom, wylegującym w błocie, gołębie podrywały się z przed stodoły, krążyły w powietrzu i spadały co trocha na czerwone dachy plebanji, kiej ta chmura śniegowa. Wilgotnawe a rzeźwe ciepło buchało z pól, sady rozkwitłe pławiły się w słońcu, jabłonie, obwalone kwiatem, wynosiły się z zieleni, kiej białe chmury, opylone zorzami; pszczoły z cichuśkim brzękiem leciały na pracę, kajś już i motyl zamigotał, kiej ten płatek kwiatowy, to <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_304" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/304"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/304|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/304{{!}}{{#if:304|304|Ξ}}]]|304}}'''<nowiki>]</nowiki></span>stado wróbli z niemałym wrzaskiem spadało z drzew na płoty.<br />
{{tab}}Teresce naraz łzy się puściły z oczu i ciurkiem pociekły.<br />
{{tab}}— Organista jest w domu? — spytała, twarz odwracając.<br />
{{tab}}— A kajby. Dobrodziej wyjechał, to się wyleguje, kiej ten wieprz.<br />
{{tab}}— Dobrodziej pewnie na jarmark?<br />
{{tab}}— Juści, byka mają kupować.<br />
{{tab}}— A mało to już ma różnego dobra? co?<br />
{{tab}}— Kto ma dosyć, to chciałby jeszcze więcej — mruknęła dziewka.<br />
{{tab}}Tereska zmilkła, zrobiło się jej strasznie żałośnie, że to ludzie mają wszystkiego po grdykę, a ona ledwie się pożywi, głodując często.<br />
{{tab}}— Gospodyni idą! — zawołała dziewka, ruchając mocno koziełkiem w kierzance, jaże śmietana wypryskiwała wokoło.<br />
{{tab}}— To twoja sprawka, próżniaku!.. umyślnie puściłeś konie w koniczynę! — rozległ się w sadzie jazgotliwy głos organiściny. — Nie chciało ci się na ugór pędzić. Jezus, że to na nikogo się spuścić nie można! Ze dwa pręty koniczyny spasione! Czekaj, powiem zaraz, a wuj takie ci fryko sprawi, darmozjadzie jeden, że popamiętasz.<br />
{{tab}}— Wygnałem na ugór, sam spętałem i na lince przywiązałem do kołka!<br />
{{tab}}— Nie cygań. Wuj się z tobą rozmówi, no...<br />
{{tab}}— Ja nie wygnałem, mówię ciotce.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_305" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/305"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/305|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/305{{!}}{{#if:305|305|Ξ}}]]|305}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A kto? ksiądz może? — wrzeszczała urągliwie.<br />
{{tab}}— Zgadła ciotka: ksiądz wypasł swojemi końmi — podniósł głos.<br />
{{tab}}— Wściekł się!.. przywrzyj pysk, żeby się nie rozniesło!<br />
{{tab}}— Nie przywrę, w oczy mu powiem, bo widziałem. Ciotka na mnie krzyczy, a to ksiądz wypasł. Poszedłem dodnia po konie: gniady leżał, a klacz się pasła; były tam, gdzie je zostawiłem na noc. Dosyć zostawiły śladów, można sprawdzić, jeszcze gorące. Rozpętałem je i wsiadłem na gniadego, a tu widzę, że w naszej koniczynie jakieś konie. Świtało dopiero, dostałem się przegonem pod księży ogród, żeby im drogę zastąpić, wyłażę na dróżkę Kłębową, a tu proboszcz stoi z brewjarzem, rozgląda się dokoła i raz po raz popędza je batem coraz głębiej w koniczynę, to...<br />
{{tab}}— Cicho, Michał! Słyszane to rzeczy, żeby sam ksiądz... Dawno już mówiłam, że to siano w przeszłym roku... cicho, tam jakaś kobieta stoi.<br />
{{tab}}Potoczyła się naprzód śpiesznie, właśnie i organista krzyczał z pod pierzyny na Michała.<br />
{{tab}}Tereska oddała jej węzełek z jajkami, a podejmując za nogi, prosiła nieśmiało o przeczytanie listu od męża.<br />
{{tab}}Kazała jej zaczekać.<br />
{{tab}}A dopiero w parę dobrych pacierzy zawołano ją do izby. Organista, rozmamłany całkiem, w gaciach jeno, popijając kawę, jął czytać.<br />
{{tab}}Słuchała z zamierającem sercem, bo właśnie mąż jej zapowiadał swój powrót na żniwa, razem z Kubą Jarczykiem z Wólki i z Grzelą Borynowym. List był <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_306" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/306"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/306|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/306{{!}}{{#if:306|306|Ξ}}]]|306}}'''<nowiki>]</nowiki></span>poczciwy, troskał się o nią, wypytywał o wszystko, co się dzieje w domu, przesyłał pozdrowienia znajomym i buchał radością powrotu, a wkońcu Grzela dopisywał prosząc, by zawiadomiła jego ojca o powrocie. Chudziaczek nie wiedział, co się stało z Maciejem.<br />
{{tab}}Zaś Tereskę, te ciepłe, poczciwe słowa prażyły kiej baty i do ziemi przyginały. Mocowała się, by nie poznali po niej, by zdzierżyć spokojnie tę wieść straszną, ale zdradliwe łzy same jakoś pociekły rozpalonemi paciorkami.<br />
{{tab}}— Jak się to cieszy z powrotu chłopa! — szepnęła urągliwie organiścina.<br />
{{tab}}Teresce jeszcze rzęsistszy grad posypał się z oczu. Uciekła biedota, aby krzykiem nie wybuchnąć i długo się tuliła kajś w opłotkach.<br />
{{tab}}— Co ja teraz pocznę, sierota? co? — wyrzekała z bezradną żałością.<br />
{{tab}}Juści, chłop wróci, dowie się o wszystkiem! Strach ją porwał, jako ten zły, luty wicher. Jasiek był poczciwy, ale zawzięty jak wszystkie Płoszki: krzywdy nie przepuści, jeszcze go zabije! Jezus, ratuj, Jezus! Ani pomyślała o sobie. Popłakując a szarpiąc się w sobie, znalazła się u Borynów. Hanki nie było: pojechała do miasta jeszcze wczas rano; Jagna też u matki robiła, że w chałupie była jeno Jagustynka z Józią: płótno zmoczone rozpościerały w sadzie.<br />
{{tab}}Powiedziała o Grzeli, chcąc się wynieść czem prędzej, ale stara odwiedła ją na bok i dziwnie dobrotliwie szepnęła:<br />
{{tab}}— Tereska, opamiętaj się, miejże rozum, ozorów <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_307" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/307"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/307|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/307{{!}}{{#if:307|307|Ξ}}]]|307}}'''<nowiki>]</nowiki></span>złych nie utniesz... Jasiek wróci, to się i tak dowie. Pomiarkuj, parobek na miesiąc, a mąż na całe życie! Dobrze ci radzę.<br />
{{tab}}— Co wy powiedacie? co? — bełkotała, niby nie rozumiejąc.<br />
{{tab}}— Nie udawaj głupiej, wszyscy wiedzą o was, Mateusza odpraw póki czas, to Jasiek nie uwierzy, stęsknił się do ciebie, łacno wmówisz, co ino zechcesz. Mateusz się znarowił do twojej pierzyny, ale przeciek nie przyrósł, wypędź go, póki czas. Nie bój się, Jasiek też nie ułamek... A kochanie przejdzie jako ten dzień wczorajszy, nie wstrzymasz, choćbyś życiem płaciła; kochanie to jeno suta omasta przy niedzieli; jedz co dnia, a rychło ci zmierznie i odbekiwać będziesz. Kochanie płakanie, a ślub grób — powiadają. Może i prawda, jeno że ten grób z chłopem i dzieciskami lepszy, niźli wolność w pojedynkę. Nie bucz a ratuj się, póki pora. Jak cię twój bez to kochanie sponiewiera i z chałupy wygna, kaj to pójdziesz? We świat na zatracenie i pośmiewisko! Hale, pomieniał się stryjek za siekierkę kijek! Zlecisz z woza, to biegnij potem za rozworą z wywieszonym ozorem! pod wiatr rychło dech stracisz i sił się wyzbędziesz, i rychło cię odjadą! Głupia, każden chłop ma portki, Mateusz mu czy Kuba, każden jednako przysięga, jak sięga, każden jak miód, pókiś mu miła. Pomiarkuj sobie i do głowy weź, co mówię, wujnam ci przecie i dobra la ciebie pragnę.<br />
{{tab}}Ale Tereska już nie mogła wytrzymać, uciekła w pole i, buchnąwszy gdziesik w żyto, tam dopiero popuściła żalom i płakaniom.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_308" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/308"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/308|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/308{{!}}{{#if:308|308|Ξ}}]]|308}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Darmo próbowała rozważać słowa starej, gdyż co chwila chwytał ją taki żal za Mateuszem, że z rykiem tłukła się po bróździe, jako ten poraniony zwierz.<br />
{{tab}}Dopiero jakieś niedalekie wrzaski podniesły ją na nogi.<br />
{{tab}}Jakby przed wójtową chałupą rozlegała się sroga kłótnia.<br />
{{tab}}Juści: to wójtowa z Kozłową przezywały się od ostatnich.<br />
{{tab}}Stojały naprzeciw siebie, płotami a drogą podzielone, w koszulach jeno i wełniakach, a ledwie już zipiąc ze złości, pomstowały ze wszystkiej mocy, pięściami do siebie wygrażając.<br />
{{tab}}Wójt konie zakładał do wasąga, zagadując niekiedy do chłopa z Modlicy, siedzącego w ganku, któren jaże tupał z uciechy, pokrzykując judząco na kobiety.<br />
{{tab}}Krzyki roznosiły się daleko, że kiej na dziwowisko zbiegali się ludzie: sporo już ich stojało na drodze, a z poza wszystkich płotów sąsiedzkich i węgłów wyściubiały się głowy.<br />
{{tab}}Bo też kłóciły się, że niech Bóg broni! Wójtowa, cicha zazwyczaj i zgodliwa kobieta, jakby się dzisiaj wściekła, srożyła się coraz barzej, zaś Kozłowa z rozmysłu nieco przycichała i, nie przepuszczając niczego, żgała powoluśku naśmiechliwemi słowami.<br />
{{tab}}— Jazgocz se, pani wójtowo, jazgocz, pieski cię nie przeszczekają! — wołała.<br />
{{tab}}— A bo to pierwszy raz, a bo to drugi! Niema tygodnia, by mi co z chałupy nie zginęło! Kokoszki <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_309" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/309"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/309|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/309{{!}}{{#if:309|309|Ξ}}]]|309}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nieśne, kurczęta, kaczki, a nawet stara gęś, że już nie wypowiem tych szkód na ogrodzie i w sadzie! A bodajś się struła moją krzywdą! żeby cię pokręciło! żebyś stergła pode płotem...<br />
{{tab}}— Ozdzieraj się, wrono, krzycz, to ci ulży, pani wójtowo...<br />
{{tab}}— A tom dzisiaj! — zwróciła się do Tereski, wyłażącej na drogę — a tom rano pięć kawałków płótna wyniesła na bielnik. Zachodzę po śniadaniu, aby je zmoczyć. Brakuje jednego! Szukam! Jakby pod ziemię się zapadł! Dyć kamieniami przycisnęłam, a wiatru nie było! Płótno cieniuśkie, paczesne, że kupne nie byłoby lepsze, i zginęło!<br />
{{tab}}— Kiej świni tłuszcz ci ślepie zalewa, toś nie dojrzała!..<br />
{{tab}}— Boś mi płótno ukradła! — wrzasnęła.<br />
{{tab}}— Ja ci ukradłam! Powtórz to jeszcze, powtórz!<br />
{{tab}}— A ty złodzieju jeden! Przed całym światem zaświarczę. Przyznasz się, kiej cię w dybach do kreminału popędzą.<br />
{{tab}}— Złodziejką me przezywa! Słyszyta ludzie! Do sądu podam, jak Bóg w niebie, wszyscy słyszeli. Ja ci ukradłam, masz świadki, ty torbo?..<br />
{{tab}}Wójtowa, chyciwszy jakiś kołek, na drogę wypadła i docierając kiej pies rozwścieczony, jazgotała zajadle:<br />
{{tab}}— Ja ci kijem przytwierdzę! ja ci zaświarczę! jak ci...<br />
{{tab}}— Podejdź, pani wójtowo! Tknij me jeno, świńska kumo! tknij me, ty sobacza pokrako! — zawrzeszczała, wybiegając naprzeciw.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_310" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/310"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/310|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/310{{!}}{{#if:310|310|Ξ}}]]|310}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Odepchnęła męża, któren ją powstrzymywał, i, rozkraczywszy się, pod boki się ujęła, krzycząc urągliwie:<br />
{{tab}}— Bij me, bij, a kryminał cię nie minie, pani wójtowo!..<br />
{{tab}}— Zawrzyj pysk, bym cię prędzej do kozy nie zapakował! — krzyknął wójt.<br />
{{tab}}— Psy se wściekłe zamykaj, boś od tego, babę swoją weź lepiej na postronek, by się ludzi nie czepiała! — gruchnęła, nie mogąc już wytrzymać.<br />
{{tab}}— Urzędnik do cię mówi, pomiarkuj się, kobieto! — zawołał groźnie.<br />
{{tab}}— Gdziesik mi twój urząd — rozumiesz! Groził mi będzie, widzisz go, sameś może płótno wzion la jakiej kochanicy na koszulę. Gromadzkich pieniędzy już ci nie starczyło, boś je przechlał, pijanico. Nie bój się, wiedzą, co wyrabiasz. Posiedzisz se i ty, panie urzędniku, posiedzisz!<br />
{{tab}}Ale tego już było za wiele la obojga, że kiej wilki skoczyli na nią; pierwsza wójtowa chlasnęła ją kijem przez pysk i z dzikim kwikiem w kudły się wczepiła pazurami, zaś wójt jął prać pięściami, kaj popadło.<br />
{{tab}}Bartek w ten mig skoczył na pomoc swojej.<br />
{{tab}}Zwarli się kiej psy w nierozplątaną kupę, że ani rozeznał, czyje pięście młócą kieby cepami, czyje głowy się taczają i czyje są krzyki. Przywarli się do płota i przetoczyli się znowu na drogę, kiej snopy, wichurą zakręcone, aż wkońcu, zmagając się coraz zajadlej, runęli na ziem, w piasek.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_311" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/311"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/311|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/311{{!}}{{#if:311|311|Ξ}}]]|311}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Kurz ich zakrył, iż jeno krzyki a pomstowania się rozlegały: tulali się po drodze, bijąc a wrzeszcząc wniebogłosy.<br />
{{tab}}Czasem ktosik wyrywał się z kupy, czasem i wszystkie naraz podnosiły się na nogi, a chytając w garście, co popadło, znowu bili na siebie, za łby się wodząc, za orzydle, za szpondry.<br />
{{tab}}Wrzask się rozniósł na całą wieś, wystrachane kury gdakały po sadach, psy jęły szczekać, baby podniesły lamenty, tłocząc się dokoła bezradnie, aż dopiero nadbiegłe chłopy rozerwali bijących.<br />
{{tab}}Co tam było jeszcze przekleństw, płaczów, a wygrażań, to i nie wypowiedzieć. Somsiady porozlatali się zaraz, aby ich na świadków nie podano; ale rozpowiadali wszędy, niby pod sekretem, jak wójtowie srodze zbili Kozłów.<br />
{{tab}}A nie wyszło i paru pacierzy, wójt z zapuchłym pyskiem wraz z kobietą, też niezgorzej zasinioną i podrapaną, pierwsi pojechali, skargę podawać. Zaś dopiero w jaką godzinę ruszyli Kozłowie.<br />
{{tab}}Stary Płoszka, nawet wielce chętliwie, bo za darmo, zgodził się ich powieźć do miasta, byle się jeno po przyjacielsku przysłużyć wójtowi.<br />
{{tab}}Jechali podawać skargę, więc jak się byli podnieśli z bitki, ni ździebka się nie ogarniając, tak ruszyli.<br />
{{tab}}Umyślnie też przez wieś jechali stępa, by móc rozpowiadać swoje krzywdy, a rany okazywać każdemu, kto jeno chciał patrzeć.<br />
{{tab}}Kozioł miał łeb rozwalony do kości, jaże mu krew zalewała całą twarz, szyję i piersi, widne z pod <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_312" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/312"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/312|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/312{{!}}{{#if:312|312|Ξ}}]]|312}}'''<nowiki>]</nowiki></span>porozrywanej koszuli. Niewiela go już bolało, ale co trocha, za boki się chwytał i przeraźliwie wrzeszczał:<br />
{{tab}}— Laboga, nie zdzierżę! Wszystkie ziobra mi przetrącił! Ratujta, ludzie, ratujta, bo pomrę!..<br />
{{tab}}A Magda wtórowała lamentliwie:<br />
{{tab}}— Kłonicą go prał! Cichoj, chudziaku! sponiewierał cię kiej psa, ale jest jeszcze sprawiedliwość i kara na zbójów, jest! Cichoj, mizeraku! dobrze ci on zapłaci! Na śmierć chciał go zabić, widzieli ludzie, ledwie go obronili, to zaświarczą w sądzie poczciwie! — darła się, raz po raz wybuchając strasznym rykiem, a tak była sponiewierana, że ledwie ją poznawali. Z gołym łbem jechała, włosy miała powyrywane wraz ze skórą, naderwane uszy, oczy zakrwawione i całą twarz podartą pazurami, jakby ją kto pobronował, że choć wiedzieli, co to za ziółko, a niejeden szczerze się litował.<br />
{{tab}}— Żeby tak pobić ludzi, no!<br />
{{tab}}— Wstyd i obraza boska, toć ledwie żywi jadą.<br />
{{tab}}— Niezgorzej poszlachtowani, co? I rzeźnik lepiej nie poredzi... Ale panu wójtowi przeciek wszystko wolno, nie urzędnik to, nie figura? — dorzucał urągliwie Płoszka, zwracając się do narodu.<br />
{{tab}}Stropili się tym wielce, bo choć Kozły dawno już przejechali, wieś jeszcze długo nie mogła się uspokoić.<br />
{{tab}}Tereska, która ze strachu schowała się w czas bitki, wylazła skądciś dopiero, kiej już obie strony pojechały do sądów.<br />
{{tab}}Zajrzała zaraz do Kozłów, że to Bartek pociotkiem jej wypadał z matczynej strony. W chałupie nie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_313" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/313"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/313|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/313{{!}}{{#if:313|313|Ξ}}]]|313}}'''<nowiki>]</nowiki></span>było nikogo, jeno na dworze, pod ścianą, siedziało tych troje dzieci, przywiezionych z Warszawy.<br />
{{tab}}Tuliły się do siebie, łapczywie ogryzając ziemniaki niedogotowane, a broniąc się piskiem i łyżkami od prosiąt. A tak były zabiedzone, wychudłe i obrosłe brudem, jaże litość ją wzięła. Przeniesła je do sieni, a pozawierawszy drzwi, już w dyrdy poleciała z nowinami.<br />
{{tab}}U Gołębiów jeno Nastka była.<br />
{{tab}}Mateusz jeszcze przed śniadaniem poszedł był do Stacha, Bylicowego zięcia. Właśnie wraz z nim penetrował rozwaloną chałupę, czyby się nie dała podnieść. Bylica chodził za nimi, jąkając niekiedy swoje.<br />
{{tab}}Pan Jacek zaś siedział jak zawdy na progu, papierosa kurzył i pogwizdywał na gołębie, kołujące nad trześniami.<br />
{{tab}}Słońce się już podnosiło ku południowi, ciepło było galante.<br />
{{tab}}Nagrzane powietrze mieniło się nad polami, kiej woda, zboża i sady stały jakby w słońce zapatrzone, że jeno niekiedy z trześni Bylicowych spadał okwiat, chwiejąc się na trawach, niby biały motyl.<br />
{{tab}}Dochodziło południe, kiej Mateusz skończył oglądanie, a dzióbiąc toporem jeszcze tu i owdzie po bokach, rzekł stanowczo:<br />
{{tab}}— Zetlałe docna, samo próchno, nic z tego nie postawi, to darmo...<br />
{{tab}}— Dokupiłbym niecoś nowego, możeby... — szepnął błagalnie Stacho.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_314" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/314"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/314|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/314{{!}}{{#if:314|314|Ξ}}]]|314}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Dokupcie na całą chałupę, z tego gnoju nie wybierze ni jednego bala.<br />
{{tab}}— Bójcie się Boga!<br />
{{tab}}— Dyć przyciesie jeszczeby wytrzymały, węgary jeno dać nowe... ściany też by podporami wesprzeć... klamrami ściągnąć... dyć... — jąkał stary Bylica.<br />
{{tab}}— Kiejście taki majster, to sobie stawiajcie, ja z próchna nie poredzę — rzucił gniewnie, naciągając spencerek.<br />
{{tab}}Nadeszła na to Weronka z dzieckiem na ręku i jęła wyrzekać:<br />
{{tab}}— A cóż my teraz poczniemy, co?<br />
{{tab}}— Ze dwa tysiące trzebaby na nową! — westchnął frasobliwie Stacho.<br />
{{tab}}— Hale, cheba o jednej izbie ze sionką.<br />
{{tab}}— Przecie cośbym drzewa dostał z naszego lasu... juści, żeby tylko chyla tyla... a resztę dokupię... juści... chwaciłoby... W urzędzie prosić...<br />
{{tab}}— Dadzą to teraz, kiej bór w procesie!.. przecież nawet zbieraniny wzbronili. Poczekajcie z chałupą do końca sprawy! — radził Mateusz.<br />
{{tab}}— Czekaj tatka latka, a kajże się to na zimę podziejem? kaj? — wybuchnęła Weronka i zapłakała żałośliwie.<br />
{{tab}}Pomilkli. Mateusz zbierał swoje porządki ciesielskie, Stacho drapał się w głowę, a Bylica nos wycierał za węgłem, że w tej smutnej cichości jeno Weronczyn płacz chlipał.<br />
{{tab}}Naraz pan Jacek się podniósł i głośno rzekł:<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_315" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/315"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/315|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/315{{!}}{{#if:315|315|Ξ}}]]|315}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Nie płaczcie, Weronka, drzewo się na chałupę znajdzie.<br />
{{tab}}Osłupieli, stając z rozdziawionemi gębami, aż dopiero Mateusz pierwszy się pomiarkował i śmiechem gruchnął:<br />
{{tab}}— Mądry obiecuje, a głupi się raduje! To głowy nie ma kaj przytulić, a chałupy będzie drugim rozdawał! — powiedział ostro, zpodełba patrząc na niego, ale pan Jacek już się nie ozwał, siadł znowuj na progu, zakurzył papierosa i, jak przódzi, skubiąc bródkę, po niebie wodził oczyma.<br />
{{tab}}— Poczekajta ino, a niezadługo i cały folwarczek wama przyobieca.<br />
{{tab}}Zaśmiał się Mateusz i, rzuciwszy ramionami, poszedł.<br />
{{tab}}Na lewo się wziął zaraz z miejsca, ścieżką, wiodącą pod stodołami.<br />
{{tab}}Mało ludzi robiło dzisiaj na ogrodach, bo jeno kajś niekaj czerwieniała kobieta, albo jakiś chłop naprawiał dach, to cosik majdrował we wrótniach stodół, powywieranych na pola.<br />
{{tab}}Nieśpieszno było Mateuszowi, gdyż rad przystawał, poredzajac z chłopami o wójtowej bitce, do dzieuch zęby szczerzył i wesoło zagadywał, a gdzie znów babom tak trefnie przysolił, jaże śmiech zarechotał na ogrodach, że niejedna, wzdychając, szła za nim oczyma.<br />
{{tab}}Jakże, urodny był i wyrosły kiej dąb, a jakby król wszystkich we wsi parobków, bo i mocarz po Antku Borynie pierwszy i tanecznik równy Stachowi Płoszce, a i mądrala. Że zaś przytem sprawny był do <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_316" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/316"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/316|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/316{{!}}{{#if:316|316|Ξ}}]]|316}}'''<nowiki>]</nowiki></span>każdej roboty, bo i wóz zrobił, i komin postawił, i chałupę wyrychtował, i na fleciku pięknie wygrywał, to chociaż prawie nie miał grontu i grosz się go nie utrzymał, iż szczodry był la drugich, a niejedna matka radaby z nim przepiła choćby całego cielaka, by go jeno na zięcia przysposobić, zaś niejedna dziewczyna już go przypuszczała do podufałości, rachując, co potem prędzej zaniesie na zapowiedzie.<br />
{{tab}}Ale na nic szły wszystkie zabiegi, z matkami pił, z córkami jamorował, a od ożenku wykręcał się kiej piskorz.<br />
{{tab}}— Niełacno wybrać, bo każda dobra, a jeszcze lepsze podrastają, poczekam... — powiadał swachom, rającym mu różne dzieuchy.<br />
{{tab}}A zimą zmówił się był z Tereską i żył z nią prawie na oczach wszystkiej wsi, nie bacząc na gadania ni pogrozy.<br />
{{tab}}— Wróci Jasiek, to mu ją oddam, jeszcze gorzałki postawi, żem mu kobiety pilnował — prześmiewał się z przyjacioły jakoś wkrótce po powrocie, że to już przykrzyła mu się i z wolna od niej odstawał.<br />
{{tab}}I teraz, na obiad idąc, dłuższą drogę wybrał, by se po drodze pożartować z dzieuchami a uszczypnąć, którą się da.<br />
{{tab}}I całkiem niespodzianie natknął się na Jagnę: pełła cosik na matczynym ogrodzie.<br />
{{tab}}— Jagusia! — wykrzyknął radośnie.<br />
{{tab}}Jagusia podniesła się i strzeliła nad zagonem kiej ta malwa wysmukła.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_317" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/317"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/317|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/317{{!}}{{#if:317|317|Ξ}}]]|317}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Żeś to me dojrzał? Cie, jaki prędki, już tydzień we wsi, a dopiero...<br />
{{tab}}— Dyć jeszcześ śliczniejsza! — szepnął z podziwem.<br />
{{tab}}Ugięta była do kolan, z pod czerwonej chusty, pod brodą zawiązanej, modrzały ogromne, słodkie oczy, białe zęby grały w wiśniowych wargach i cała gębusia, zarumieniona kiej jabłuszko a śliczna, jaże się prosiła o całowanie. Ujęła się hardo pod bok i biła w niego skrzącemi ślepiami z taką mocą, że dreszcze go przeszły. Obejrzał się dokoła i bliżej podszedł.<br />
{{tab}}— Od tygodnia cię szukam i wypatruję po próżnicy.<br />
{{tab}}— Cygań se psu, to ci może uwierzy. Co wieczór zęby suszy po opłotkach, co wieczór innej basuje, a teraz będzie mi co inszego wmawiał!<br />
{{tab}}— Tak mię to, Jaguś, witasz? co? tak?..<br />
{{tab}}— Jakże to mam inaczej? Może cię za kolana podjąć i dziękować, żeś se o mnie przypomniał?<br />
{{tab}}— Baczę, jakeś to me łoni przyjmowała.<br />
{{tab}}— Co było łoni, to nie teraz — odwróciła się, twarz kryjąc, a on się przysunął nagle, obejmując ją chciwemi rękoma.<br />
{{tab}}Wyrwała mu się z gniewem.<br />
{{tab}}— Poniechaj, bo mi Tereska ślepie wydrapie za ciebie!<br />
{{tab}}— Jagusia! — ledwie jęknął.<br />
{{tab}}— Do swojej żołnierki wróć se z jamorami... wysługuj się, póki tamten nie wróci. Odpasła cię w kreminale, naszkodowała się na ciebie, to jej teraz {{pp|odra|biaj}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_318" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/318"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/318|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/318{{!}}{{#if:318|318|Ξ}}]]|318}}'''<nowiki>]</nowiki></span>odrabiaj! — chlastała kiej batem, a tak wzgardliwie, że Mateusz zapomniał języka w gębie.<br />
{{tab}}Wstyd go przejął, poczerwieniał kiej burak, przygiął się i uciekł poprostu.<br />
{{tab}}A Jagnę, choć powiedziała, co czuła i z czem się już cały tydzień nosiła, żal teraz ogarnął: nie myślała, iż się ozgniewa i pójdzie sobie.<br />
{{tab}}— Głupi, przeciech ja ino tak sobie powiedziałam, przez złości! — myślała, markotnie patrząc za nim. — I żeby się zaraz ozgniewać!.. Mateusz!<br />
{{tab}}Ale nie usłyszał, śmigając przez sad jakby poszczuty.<br />
{{tab}}— Zła osa, ścierwo! — mruczał, lecąc już prosto do domu. Gniew nim miotał na przemian z podziwem. Jakże, zawdy była taka trusia, gęby ozewrzeć nie poredziła. Toć go sponiewierała kiej psa! Wstyd nim zatrząsł, że obejrzał się, czy aby kto nie słyszał jej pyskowania.<br />
{{tab}}— Tereskę mu wypomina! Głupia!.. co mu ta żołnierka?.. zabawa i tyla! A jak to ślepiami sypnęła! jak to harno pod bok się ujęła! jak to buchnęło od niej lubością!.. Jezu, i w pysk wziąć od takiej nie wstyd, bele się jeno dostać do miodu... — Cięgotki go wzięły, zwolnił kroku przed chałupą.<br />
{{tab}}— Ozgniewała się, żem o niej przepomniał... Bogać, com winowaty... i o Tereskę... — skrzywił się jak po occie. Dosyć już miał tej płaksy, zbrzydły mu te ciągłe kwiki. Nie ślubował przeciech, by się jej musiał trzymać, jak ten ogon krowy! Ma przeciech chłopa! I ksiądz gotów go jeszcze wypomnieć z ambony! <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_319" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/319"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/319|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/319{{!}}{{#if:319|319|Ξ}}]]|319}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Z taką to i człowiek flaczeje. Psiakrótka z temi babami! — srożył się w sobie.<br />
{{tab}}Obiad się dopiero dogotowywał, skrzyczał więc Nastkę za mitrężenie i zajrzał do Tereski. Właśnie krowę doiła w sadzie; podniosła na niego oczy dziwnie smutne, ledwie co obeschłe z płaczu.<br />
{{tab}}— Czegoś to buczała?<br />
{{tab}}Tłumaczyła się cicho, miłującemi oczyma ogarniając twarz jego.<br />
{{tab}}— Wymionbyś lepiej pilnowała, strzykasz ano mlekiem na wełniak!<br />
{{tab}}Kwardy był dzisiaj i przez dobroci, że łamała sobie głowę, co mu się stało, sprawując się już kiej trusia, gdyż za każdem odezwaniem złością pryskał i ślepiami toczył.<br />
{{tab}}Niby to czegoś po sadzie szukał i kole domu, a głównie przyglądał się jej kryjomo, dziwując się coraz barzej:<br />
{{tab}}— A gdzież to miałem oczy? Takie to cherlawe i wymiękłe... Ni to z pierza, ni z mięsa! Gnat rozkwaszony. Cyganicha prosto. Ni postury, ni...<br />
{{tab}}Prawda, jedne oczy to miała piękne, równe może Jagusinym, ogromne, jasne kiej niebo i czarnemi brwiami opięte, a ilekroć spotkał się z niemi, odwracał głowę i klął zcicha:<br />
{{tab}}— Wytrzeszcza ślepie niby cielak, kiej ogon podniesie!<br />
{{tab}}Niecierpliwiło go to patrzenie i w sroższy gniew wprowadzało.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_320" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/320"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/320|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/320{{!}}{{#if:320|320|Ξ}}]]|320}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Na złość na cię nie spojrzę, ślepiaj se psu w ogon! Nie przeciągniesz me.<br />
{{tab}}Razem jedli obiad, ale ni razu do niej się nie ozwał, ni nawet spojrzał w jej stronę. Nastce jeno przygadywał co trocha:<br />
{{tab}}— Piesby się nie chycił za taką kaszę: jak uwędzona!..<br />
{{tab}}— Bogać ta, ździebko jeno przypalona i kiej cię w zęby kłuje.<br />
{{tab}}— Nie przeciwiaj się! Muchami ją zmaściłaś, więcej ich niźli skwarków.<br />
{{tab}}— Już mu muchy szkodzą! jaki przebierny! nie strujesz się!<br />
{{tab}}Zaś przy kapuście wyrzekał na stare sadło.<br />
{{tab}}— Mazią od woza omaścić, toż gorszeby nie było.<br />
{{tab}}— Poliż osi, to obaczysz, ja ta nie probantka! — odpowiadała twardo.<br />
{{tab}}Czepiał się bele czego i piekłował. Że Tereska cały czas się nie odzywała, to zaraz po obiedzie wziął się i do niej, dojrzał bowiem jej krowę, cochającą się o węgieł.<br />
{{tab}}— Obrosła gnojem kiej skorupą: nie możecie to jej wycierać, co?<br />
{{tab}}— Mokro w oborze, to się wala.<br />
{{tab}}— Mokro! Są w lesie kolki, są; czekacie jeno, by wam kto nagrabił i do chałupy przyniósł. Dyć odparzy sobie kłęby w tym gnoju, zgnije! Tyla bab w chałupie, a porządku ani za grosz! — wrzeszczał, ale {{pp|Te|reska}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_321" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/321"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/321|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/321{{!}}{{#if:321|321|Ξ}}]]|321}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|Te|reska}} ustępowała mu pokornie, nie śmiejąc się już bronić, a jeno prosząc ślepiami o pomiłowanie.<br />
{{tab}}Cicha przecież była jak zawsze, uległa i pracowita, jak mrówka, nawet rada, że wziął nad nią górę i kwardo panuje. A właśnie on i bez to srożył się coraz barzej. Gniewały go jej kochające, lękliwe oczy, gniewał chód cichy, gniewała twarz pokorna, gniewało i to, że cięgiem plątała się kole niego. Miał już ochotę krzyknąć, by mu z oczu ustąpiła.<br />
{{tab}}— Żeby to morówka wziena, psiakrew! — buchnął wreszcie i, zabrawszy porządki ciesielskie, nawet nie wytchnąwszy przypołudnia, poszedł do Kłębów, kaj miał jakąś robotę przy chałupie.<br />
{{tab}}Siedzieli tam jeszcze przy michach, na dworze.<br />
{{tab}}Zakurzył papierosa, siedząc pod ścianą.<br />
{{tab}}Kłęby pogadywali o powrocie z wojska Grzeli Borynowego.<br />
{{tab}}— Wraca to już? — zapytał spokojnie.<br />
{{tab}}— Nie wiecie to? Dyć razem z Jaśkiem Tereski i Jarczakiem z Woli.<br />
{{tab}}— Na żniwa się obiecują. Tereska latała dzisia z listem do organisty, by przeczytał. Powiadał mi o tem.<br />
{{tab}}— To ci nowina! Jasiek powraca! — zawołał bezwolnie.<br />
{{tab}}Zmilkli wszyscy, jeno ślipia obleciały po sobie, a kobiety się sczerwieniły, powstrzymując śmiech. Nie pomiarkował i, jakby rad wieści, powiedział spokojnie:<br />
{{tab}}— Dobrze, co powraca; może przestaną obgadywać Tereskę.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_322" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/322"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/322|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/322{{!}}{{#if:322|322|Ξ}}]]|322}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Jaże łyżki zawisły nad michą, tak się zdumieli, a on, tocząc zuchwałymi ślepiami, dodał:<br />
{{tab}}— Wiecie, jak jej nie szczędzą. Nic mi do niej, chociaż mi powinowata z ojcowej strony, ale żeby tak na mnie padło, dobrzebym pleciuchom gęby pozatykał: zapamiętaliby! A już kobiety la drugich najgorsze: niechby najbielsza, nie przepuszczą i błotem obwalą.<br />
{{tab}}— Pewnie co tak, pewnie! — przywtórzyli, wbijając oczy w michę.<br />
{{tab}}— Byliście już u Boryny? — zagadnął niespokojnie.<br />
{{tab}}— Dyć zbieram się i zbieram, a co dnia cosik przeszkodzi.<br />
{{tab}}— Za wszystkich cierpi, a nikto o nim nie pamięta.<br />
{{tab}}— Zaglądałeś to do niego? co?<br />
{{tab}}— Hale, pójdę sam, to powiedzą, co do Jagny ciągnę.<br />
{{tab}}— Cie! uważny, kiej dziewka po przypadku — mruknęła stara Agata, siedząca pod płotem z miseczką na kolanach.<br />
{{tab}}— A bo mi już obmierzły szczekania.<br />
{{tab}}— I wilk się statkuje, kiej mu kły spróchnieją — śmiał się Kłąb.<br />
{{tab}}— Albo kiej się za barłogiem rozgląda — podpowiedział Mateusz.<br />
{{tab}}— Ho, ho, to ino patrzeć, jak do której z wódką poślesz — żartował Kłębiak.<br />
{{tab}}— Właśnie, cięgiem już deliberuję, do którejby przepić.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_323" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/323"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/323|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/323{{!}}{{#if:323|323|Ξ}}]]|323}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Prędko wybieraj, a w druchny me proś, Mateusz — pisknęła Kasia, najstarsza.<br />
{{tab}}— Cóż, kiej niełacno: wszyćkie zarówno wybrane i jedna w drugą najlepsze. Magdusia najbogatsza, ale już przez zębów i ze ślepiów jej cieknie; Ulisia, niby kwiat, jeno co ma jedno biedro grubsze i beczkę kapusty we wianie; Franka z przychowkiem; Marysia zbyt szczodra dla parobków; Jewka, choć ma całe sto złotych samą koprowiną, wałkoń, pod pierzyną cięgiem wyleguje. A wszystkieby tłusto jadły, słodko popijały i nic nie robiły. Czyste złoto takie dzieuchy! A zaś jeszcze drugie mają la mnie za krótkie pierzyny.<br />
{{tab}}Gruchnęli śmiechem, jaże się gołębie porwały z dachów.<br />
{{tab}}— Prawdę mówię. Przymierzałem u niejednej, ledwie mi do pół łyst sięgają, jakże bym to zimą wyspał? cheba w butach, co?..<br />
{{tab}}Zgromiła go Kłębowa, iż zbereżeństwa gada przy dzieuchach.<br />
{{tab}}— La śmiechu jeno mówię. Przeciek powiedają, co poczciwe żarty nie szkodzą i pod pierzyną.<br />
{{tab}}Ale dziewczyny rozczapierzyły się kiej te jendyczki.<br />
{{tab}}— Hale, jaki przebierny!.. będzie się tu przekpiwał ze wszystkich! Kiej ci w Lipcach mało, na drugich wsiach se szukaj! — jazgotały.<br />
{{tab}}— Jest ich w Lipcach, jest: przecie łacniej o dostałą pannę, niźli o całą złotówkę. Po dydku i już z ojcowym litkupem je przedają. By jeno kupce się <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_324" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/324"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/324|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/324{{!}}{{#if:324|324|Ξ}}]]|324}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nalazły! Tyle tego, jaże się wieś trzęsie od skrzeków pannowych, wszyćkie gotowe pod kozik, że co sobota w każdej chałupie już od świtania pucują się doczysta, kosy we wstęgi pletą i kokoszki po sadach gonią, by je ponieść Żydowi na gorzałkę, a od samego połednia jeno z za węgłów patrzą, czy z której strony swaty nie ciągną. Widziałem, które i z dachów zapaskami powiewały, wrzeszcząc: „Do mnie, Maciuś, do mnie!“ Zaś matki wtórzyły: „Do Kasi przódzi, Maciusiu, do Kasi! Syrek i mendel jajków przyłożę do wiana! Do Kasi!“<br />
{{tab}}Rozpowiadał uciesznie, jaże chłopaki kładły się ze śmiechu, jeno Kłębianki podniesły wrzask na niego, że stary krzyknął:<br />
{{tab}}— Cichojta! skrzeczą kiej te sroki na deszcz.<br />
{{tab}}Nie zaraz się uspokoili, więc by przerwać te przekpinki, zapytał:<br />
{{tab}}— Byłeś to, Mateusz, przy wójtowej wojnie?<br />
{{tab}}— Nie. Mówili, co Kozłom sielnie się dostało.<br />
{{tab}}— Że już lepiej nie można. Strach, jak wyglądali! Wójt se pozwolił, no!..<br />
{{tab}}— Gromadzki chleb tak go roznosi, to i bryka.<br />
{{tab}}— Głównie, co się nikogo nie boja. Któż to mu stanie naprzeciw? Drugi za taką sztukę dobrzeby zapłacił, ale jemu włos z głowy nie spadnie. Z urzędnikami się zna, to w powiecie mocen wszystko, co ino zechce...<br />
{{tab}}— Bośta barany, że dacie takiemu przewodzić nad sobą! Poniewiera i wynosi się nad wszystkie, a oni go dziw po nogach nie całują!<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_325" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/325"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/325|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/325{{!}}{{#if:325|325|Ξ}}]]|325}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Sami go wybralim nad sobą, to i uważać musim.<br />
{{tab}}— Kto go wsadził, ten i zesadzić może.<br />
{{tab}}— Dyć nie krzycz, Mateusz, jeszcze się rozniesie.<br />
{{tab}}— A doniesą mu, to będzie wiedział. Niech me ino zaczepi!<br />
{{tab}}— Maciej chory, to kto mu inszy poredzi? Każden się waguje iść na pierwszego, bo każden ledwie swoim biedom wydoli — szepnął stary, podnosząc się z ławy.<br />
{{tab}}Podnieśli się wraz i drudzy.<br />
{{tab}}Kto po jadle legł odpoczywać, kto na drogę wychodził kości przeciągnąć i pasa odpuścić, a kto, jak dzieuchy, do stawu poszły myć garnki a chłodzić się i rajcować. Mateusz zabrał się zaraz do obciesywania podpór do chałupy, zaś Kłąb fajkę zapalił i na progu przysiadł.<br />
{{tab}}— Kto jeno o drugich stoi, tego bieda wydoi! — mruknął, pykając smacznie.<br />
{{tab}}Słońce wisiało nad samą chałupą, przypołudnie zrobiło się nagrzane, ciepłem wiało od pól. Sady stojały w cichości, między drzewinami mieniło się od słońca, okwiat cichuśko słał się na trawy, pszczoły brzęczały po jabłoniach, staw polśniewał wskroś gałęzi, nawet ptactwo pomilkło. Przedpołudniowa, słodka senność siała się po świecie.<br />
{{tab}}Że Kłąb, aby nie zadrzemać, powlókł się do dołu z ziemniakami.<br />
{{tab}}Zaś potem cosik ostro pykał przygasłą fajkę i spluwał, odrzucając głową włosy, opadające mu na twarz.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_326" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/326"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/326|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/326{{!}}{{#if:326|326|Ξ}}]]|326}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Obejrzałeś, co? — zapytała żona, wychylając się ze sieni.<br />
{{tab}}— Juści... żeby tak raz w dzień warzyć, starczyłoby ziemniaków do nowych!<br />
{{tab}}— Hale, raz na dzień! Młode i zdrowe, to i źreć potrzebują.<br />
{{tab}}— Nie dociągniem. Tyla narodu. Dziesięć gąb, a brzuchy mają kiej ćwiercie. Trza będzie cosik zaradzić.<br />
{{tab}}— O jałówce myślisz, co? To ci zapowiadam, że przedać jej nie pozwolę. Rób se, co chcesz, a bydlątka nie dam. Zapamiętaj sobie.<br />
{{tab}}Zatrzepał rękoma, kiejby od osy uprzykrzonej, i gdy odeszła, jął znowu fajkę zapalać.<br />
{{tab}}— Psiachmać baba... Potrza, to i jałówka nie ołtarz!<br />
{{tab}}Słońce prażyło prosto w oczy, cienie były jeszcze maluśkie, to się jeno odwrócił plecami i pykał coraz wolniej i rzadziej. Popuścił pasa, bo mu coś ziemniaki ciążyły, słońce przypiekało, gołębie gruchały we strzesze i cichuśki szmer liści tak rozbierał, że jął się kiwać i żydy wozić po ścianie.<br />
{{tab}}— Tomaszu! Tomaszu!<br />
{{tab}}Ozwarł oczy, Agata siedziała pobok, trwożnie poglądając.<br />
{{tab}}— Ciężki macie przednówek — mówiła cicho. — Byście chcieli, to mam parę groszy, wygodziłabym waju. Na pochówek je ścibałam, ale kiejście w takiej potrzebie, pożyczę. Jałówki szkoda. Przy mnie się łoni ulęgła... z mlecznego gatunku. Może mi Pan Jezus pozwoli dożyć, to mi z nowego oddacie. Wziąć od {{pp|swo|jego}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_327" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/327"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/327|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/327{{!}}{{#if:327|327|Ξ}}]]|327}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|swo|jego}} w potrzebie nie wstyd i gospodarzowi, weźcie — wsunęła mu w rękę samemi złotówkami, cosik ze trzy ruble.<br />
{{tab}}— Schowajcie sobie! Jakoś se poredzę.<br />
{{tab}}— Weźcie, dyć jeszcze z pół rubla dołożę, weźcie — prosiła cichuśko.<br />
{{tab}}— Bóg zapłać wama. Cie, jakaście to poczciwa!<br />
{{tab}}— To już całe trzydzieści złotych bierzcie, do równa — supłała z węzełka, dodając po dziesiątce — bierzcie — skamlała, powstrzymując łzy: dusza się jej darła, jakby każdy grosik pruła sobie z wnętrzności.<br />
{{tab}}Pieniądze dziwnie kusząco lśniły w słońcu. Przymrużał oczy z lubości, grzebiąc między niemi: nowe były i czyste. Wzdychał ciężko, zmagając się ze straszną chęcią, jaże odwrócił się i szepnął:<br />
{{tab}}— Schowajcie dobrze, a to podpatrzą i jeszcze wama ukradną.<br />
{{tab}}Napraszała go jeszcze cichuśko, ale jeno tak, la zwyczaju, bo kiej się nie ozwał, jęła skwapnie zawijać i chować te swoje skarby.<br />
{{tab}}— Czemuż to nie siedzicie u nas? — zagadnął po jakimś czasie.<br />
{{tab}}— Jakże, robocie żadnej nie poredzę, nawet za gąskami nie wydążę. Darmo to źreć będę, co?.. Słabam, już z dnia na dzień końca czekam. Pewnie, co u krewniaków milej by pomrzeć, milej... choćby nawet w tej komorze po jałówce... juści, jeno gdzieżby wam taki kłopot i turbacje! Całe czterdzieści złotych mam na pochowek... by to i ze Mszą było... po gospodarsku... co?.. Pierzynębym dołożyła... Nie bójcie się, {{pp|ci|chuśko}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_328" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/328"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/328|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/328{{!}}{{#if:328|328|Ξ}}]]|328}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|ci|chuśko}} wama usnę, ni się spodziejecie... pokrótce... — jąkała nieśmiało, z bijącem sercem oczekiwania, że ją przyjmie i powie: — Ostańcie! —<br />
{{tab}}Ale się nie odezwał, jakby nie rozumiejąc tych skamłań, przeciągał się jeno, poziewał i jął się chyłkiem przebierać kole chałupy, ku stodółce, na siano...<br />
{{tab}}— Gospodarz taki... juści... jakżeby... dziadówkam ino... — Łkała w sobie cichuśkim, żalnym skrzybotem, podnosząc wypłakane oczy ku niemu.<br />
{{tab}}Powlekła się wolniuśko, kaszląc często i przysiadając co trocha nad stawem. Poszła znowu, jak co dnia, wypatrywać po wsi, kajby mogła pomrzeć po gospodarsku, przez oszukaństwa.<br />
{{tab}}I wlekła się, szukać ludzi sprawiedliwych. Snuła się po wsi, jako ta nikła pajęczyna, co leci, nie wiedząc, kaj się uczepi.<br />
{{tab}}A naród się prześmiewał i la uciechy radził biedocie, że u krewniaków ostać powinna, zaś Kłębom, niby to z przyjacielstwa, też mówili:<br />
{{tab}}— Powinowata przeciech, grosz swój ma na pochowek i długo wama w chałupie nie zagości... Kajże się to podzieje?<br />
{{tab}}Wszystko to przyszło do głowy Kłębowej, gdy mąż opowiedział jej o dzisiejszem z Agatą. Spać się już położyli, a kiej dzieci jęły chrapać, zaczęła go cicho namawiać:<br />
{{tab}}— Miejsce się znajdzie... w sionce może poleżeć... gęsi się wygna pod szopę... bele czem się przeżywi.. długo nie pociągnie... na pochowek ma... {{pp|Lu|dzieby}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_329" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/329"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/329|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/329{{!}}{{#if:329|329|Ξ}}]]|329}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|Lu|dzieby}} nie gadali... a pierzyny nie potrzaby oddawać... juści, na drodze tego nie znajdzie – tłumaczyła gorąco.<br />
{{tab}}Ale Kłąb jeno zachrapał w odpowiedzi. I dopiero nazajutrz rano rzekł:<br />
{{tab}}— Żeby Jagata była całkiem bez grosza, przyjąłbym, trudno, dopust Boży, ale tak, powiedzą, co la tych paru złotych dobrość świarczymy. Przecie już pyskują, co la nas poszła na żebry... Nie można.<br />
{{tab}}Kłębowa, że słuchała się we wszystkiem męża, to ino westchnęła żałośnie za pierzyną i poszła przynaglać dziewczyny do pośpiechu.<br />
{{tab}}Kapustę mieli ano dzisiaj sadzić.<br />
{{tab}}Dzień zrobił się był jak i wczorajszy, śliczny, słoneczny i prawdziwie majowy. Wiater jeno przyszedł baraszkujący i swywolił po polach, że zboża chlustały po zagonach, kiej wody rozkołysane. Sady się chwiały z poszumem, gęsto trzęsąc okwiatem, a pełne, ciężkie kiście bzów i czeremchy rozwiewały zapachem. Powietrze szło rzeźwe, przejęte ziemią i kwiatami. Z pod leśnych pastwisk śpiewy się niesły z wiatrem. W kuźni dzwoniły młoty. Od samego rana pełno już było na drogach gwarów i ludzi. Kobiety ciągnęły na kapuśniska, dźwigając w przetakach i koszach rozsadę, a rozpowiadając na głos o wczorajszym jarmarku i wójtowej sprawie.<br />
{{tab}}Że pokrótce, jeszcze nim rosa obeschła, na czarnych kapuśniskach, pociętych jeno brózdami, pełnemi wody, polśniewającej w słońcu, zaroiło się od czerwieni.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_330" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/330"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/330|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/330{{!}}{{#if:330|330|Ξ}}]]|330}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Kłębowa z córkami też tam pociągnęła, zaś Kłąb z Mateuszem i chłopakami wzięli się do podpierania chałupy.<br />
{{tab}}Ale skoro słońce zaczęło przypiekać, stary zdał robotę na synów i, wywoławszy Balcerka, poszli odwiedzać Borynę.<br />
{{tab}}— Piękny czas, kumie — rzekł Kłąb, przyjmując tabakę.<br />
{{tab}}— Galanty. Byle jeno za długo nie przypiekało.<br />
{{tab}}— Stronami przechodzą deszcze, toż i nas nie ominą.<br />
{{tab}}— Robactwo jaże się roi na drzewach, na suszę się ma.<br />
{{tab}}— A jarzyny spóźnione, mogłoby przypalić. Może Pan Jezus nie dopuści... Cóż ta na jarmarku? dowiedzieliście się co o koniu?<br />
{{tab}}— I... dałem starszemu trzy ruble, przyobiecał.<br />
{{tab}}— Że to przezpieczności niema żadnej!.. człowiek pod strachem cięgiem, żyje jak ten zając, a nikto nie poradzi.<br />
{{tab}}— A wójt kiej malowany — szepnął ostrożnie Balcerek.<br />
{{tab}}— Trza będzie pomyśleć o nowym — rzucił Kłąb.<br />
{{tab}}Balcerek spojrzał na niego, ale stary dodał gorąco:<br />
{{tab}}— Już wstyd przez niego na wieś idzie. Słyszeliście o wczorajszem?<br />
{{tab}}— I... bitka każdemu przytrafić się może, zwyczajnie... Drugie miarkuję: byśmy za te jego rządy nie dopłacili.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_331" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/331"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/331|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/331{{!}}{{#if:331|331|Ξ}}]]|331}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Sam się nie rozporządza: dyć i kasjer pilnuje, i pisarz, i urząd...<br />
{{tab}}— Psy mięsa pilnują! Warują, a wkońcu ty, chłopie, dopłać, bo nie dopilnowali.<br />
{{tab}}— Bogać ta inaczej! Wiecie ta co nowego?<br />
{{tab}}Balcerek jeno splunął i ręką machnął; nie chciał gadać, chłop był mrukliwy i przez babę zahukany, to i barzej strzegący języka.<br />
{{tab}}Doszli też do Borynów.<br />
{{tab}}Jóźka skrobała ziemniaki na ganku.<br />
{{tab}}— Idźcie, ojciec ta sami leżą. Hanusia na kapuśnisku, a Jagna robi u matki.<br />
{{tab}}W izbie pusto było, przez otwarte okno zaglądały kiście bzów i słońce siało się przez zieleń.<br />
{{tab}}Stary siedział na łóżku. Wychudły był, siwa broda jeżyła mu się na żółtej twarzy kiej szczeć, głowę miał jeszcze obwiązaną, ruchał cosik sinymi wargami.<br />
{{tab}}Pochwalili Boga, nie odrzekł, ni się poruszył.<br />
{{tab}}— Nie poznajecie to nas? — ozwał się Kłąb, za rękę go biorąc.<br />
{{tab}}Jakby nic nie wiedział, nasłuchiwał niby tego świegotania jaskółek, lepiących gniazda pod strzechą, lebo tego szmeru gałęzi, szorujących po ścianach i w okno niekiedy zaglądających.<br />
{{tab}}— Macieju! — rzekł znów Kłąb, wstrząsając nim ździebko.<br />
{{tab}}Chory drgnął, oczy mu się zatrzęsły, obejrzał się na nich.<br />
{{tab}}— Słyszycie? dyć Kłąb jestem, a to Balcerek, wasz kum; poznajecie, co?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_332" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/332"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/332|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/332{{!}}{{#if:332|332|Ξ}}]]|332}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Czekali, patrząc mu w oczy.<br />
{{tab}}— Sam tu, chłopy! Do mnie! Bij psubratów! bij! — krzyknął znagła ogromnym głosem, podniósł ręce jakby w obronie, i zwalił się nawznak.<br />
{{tab}}Jóźka wpadła na krzyk i jęła mu głowę obwalać mokremi szmatami, ale on już leżał cichy, a w szeroko otwartych oczach lśnił jakiś strach śmiertelny.<br />
{{tab}}Wyszli pokrótce, sfrasowani i pełni zgrozy.<br />
{{tab}}— Trup ci tam leży, a nie żywy człowiek! — rzekł Kłąb, odwracając oczy na chałupę.<br />
{{tab}}Jóźka znowu skrobała ziemniaki na ganku, dzieci bawiły się pod ścianą, a w sadzie spacerował Witkowy bociek, zaś wiater przysłaniał gałęziami okno wywarte.<br />
{{tab}}Szli czas jakiś w milczeniu zgrozy, jakby z grobu wyszli.<br />
{{tab}}— Każdemu przyjdzie na to, każdemu — szepnął łzawo Kłąb.<br />
{{tab}}— A każdemu... wola Boża, cóż, nie poredzi... Hale, mógł jeszcze pożyć jaką porę, żeby nie ten las...<br />
{{tab}}— Pewnie. Zginął, a drugie się z tego pożywią — westchnął.<br />
{{tab}}— Raz kozie śmierć... mało się to naharował?<br />
{{tab}}— I nama też może niezadługo przyjdzie za nim iść.<br />
{{tab}}Patrzeli kwardo we świat, w pola rozkołysane, bory widne, jak na dłoni, na role zieleniące, na ten dzień jasny, ciepły i zwiesnowy, i dusze im kamieniały w rezygnacji a poddaniu się woli Bożej.<br />
{{tab}}— Nie zmienić tego człowiekowi, coć mu przeznaczone, nie...<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_333" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/333"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/333|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/333{{!}}{{#if:333|333|Ξ}}]]|333}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}I z tym się rozeszli.<br />
{{tab}}Zaś drudzy, tegoż jeszcze dnia i następnych, poczęli nawiedzać chorego, jeno co tak samo nikogo nie poznawał, że wkońcu zaprzestali.<br />
{{tab}}— Jemu tylko pacierze o prędkie skonanie potrzebne — powiedział ksiądz.<br />
{{tab}}A że każden miał dosyć swoich turbacyj a biedy, to i nie dziwota, co wrychle zapomnieli o nim, zaś jeśli zdarzyło się komu spomnieć, to jakby o nieboszczyku.<br />
{{tab}}Co prawda, to i leżał se chudziaszek w takiem opuszczeniu, kieby już do grobu złożony i trawą porosły.<br />
{{tab}}Komuż ta był w pamięci?<br />
{{tab}}Bywało nieraz, iż całe dni leżał bez kropli wody, może by i pomarł prosto z głodu, gdyby nie Witkowe, dobre serce, któren porywał, co się jeno dało, i niósł gospodarzowi, a nawet krowy często poddajał kryjomo i mlekiem go poił. Chory bowiem przejmował go dziwnie frasobliwą troską, aż raz ośmielił się zapytać parobka.<br />
{{tab}}— Pietrek, prawda to, że kto przez spowiedzi zamrze, do piekła idzie?<br />
{{tab}}— Prawda. Przecie ksiądz zawdy tak mówią w kościele.<br />
{{tab}}— To i gospodarzby do piekieł poszli? — przeżegnał się trwożnie.<br />
{{tab}}— Taki człowiek jak i drugie.<br />
{{tab}}— Hale! gospodarz taki człowiek jak i drugie! hale!<br />
{{tab}}— Głupiś, kiej głąb kapuściany! — zaperzył się Pietrek, długo mu tłumacząc, ale Witek nie uwierzył: swoje on wiedział i zgoła drugie.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_334" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/334"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/334|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/334{{!}}{{#if:334|334|Ξ}}]]|334}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Tak ano przechodziły dnie w Borynowej chałupie...<br />
{{tab}}Zaś na wsi kotłowało się kiej w garnku.<br />
{{tab}}Wójtowa bitka to sprawiła, obie bowiem strony szukały świadków, przeciągając naród na swoją stronę.<br />
{{tab}}Chociaż to jeno z Kozłami była sprawa, ale wójt nie zaspał i tęgo zabiegał. Górę też wziął zaraz z miejsca, bo więcej niźli połowa wsi za nim się opowiedziała. Znali go jak zły szeląg, ale wójtem był przeciech, mógł w niejednem poredzić, ale i mógł dobrze sadła zalać za skórę, to i namową, przypochlebstwem a gorzałką przysposobił sobie świadków, jakich mu było potrza.<br />
{{tab}}Kozioł leżał ciężko chory i księdza z Panem Jezusem sprowadzili do niego. Powiedali ta różnie o tej chorobie, bąkając w sekrecie, co jeno udaje, by wójt jeszcze lepiej beknął na sądach. Ale Bóg wie, jak to tam było. Wiedziano jeno dobrze, że sama Kozłowa całe dnie latała po ludziach, pomstując a wyrzekając. Opowiadała, co już przedała maciorę z prosiętami na lekowanie męża, i prawie co dnia wylatywała umyślnie przed wójtów, krzycząc wniebogłosy, jako już Bartek umiera, Boga i ludzi sprawiedliwych wzywając na świarczenie i poratunek.<br />
{{tab}}Biedota jeno i co tkliwsze kobiety stanęli po ich stronie, a nawet jeden z pomniejszych gospodarzy, Kobus, że to człowiek był niespokojny i swarliwy. Ale reszta ni słuchać nie chciała, w żywe oczy się wypierając, jakoby co niebądź widzieli, zaś niejeden radził jeszcze, by z wójtem nie zadzierali, bo niczego nie wskórają.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_335" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/335"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/335|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/335{{!}}{{#if:335|335|Ξ}}]]|335}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Nowe z tego wychodziły historje, że to Kobus miał ozór niepowściągliwy, łacno się z pięściami ponosił, a baby też w słowach nie przebierały.<br />
{{tab}}Więc jeno wrzaski z tego szły i gniewy, bo cóż? mogli to poredzić gospodarzom i wójtowi?<br />
{{tab}}Nawet już Żyd się z nich prześmiewał i na bórg dawać nie chciał.<br />
{{tab}}A nie przeszedł i tydzień, dość już wszystkie miały tej sprawy i tych jazgotów lamentliwych, że już słuchać przestali.<br />
{{tab}}Aż tu nowa pomoc im przyszła i we wsi znowu się zakotłowało.<br />
{{tab}}Oto Płoszka zmówił się z młynarzem i wraz otwarcie a głośno stanęli po stronie Kozłów...<br />
{{tab}}Juści, szło im akuratnie o nich, co o ten śnieg łoński — swoje w tem mieli zamysły i la siebie jakieś wygody rychtowali.<br />
{{tab}}Płoszka był chłop sielnie ambitny, skryty, a we swój rozum i bogactwa dufający, zaś młynarz, wiadomo, co la grosza dałby się powiesić, kutwa i zdzierus.<br />
{{tab}}Wojna się też wnet zawiązała między stronami cicha i zawzięta, boć przy ludziach, w oczy, świarczyli sobie przyjacielstwo, witali jak i przódzi, a nawet nieraz i do karczmy pod ręce się wiedli.<br />
{{tab}}Co mądrzejsi wnet się pomiarkowali, jako tej spółce nie o sprawiedliwość chodzi, nie o krzywdy Kozłów, a o coś inszego, może i o wójtostwo.<br />
{{tab}}— Pożywił się jeden, niech się ta pożywią i drugie! — powiadali starzy, kiwając głowami.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_336" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/336"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/336|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/336{{!}}{{#if:336|336|Ξ}}]]|336}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}I tak czas schodził, że męt we wsi był coraz większy.<br />
{{tab}}Aż tu któregoś dnia gruchnęło po chałupach:<br />
{{tab}}— Niemcy w karczmie popasają!<br />
{{tab}}— Na Podlesie pewnikiem ciągną — rzekł ktoś domyślnie.<br />
{{tab}}— Niech jadą z Bogiem!... co wama do nich? — przekładał drugi.<br />
{{tab}}Ale jakaś niespokojna, trwożna ciekawość owładnęła ludźmi. Przez sady krzykali se tę nowinę, w opłotkach stawali gadać o niej, a insze zaś już do karczmy się przebierały na przewiady.<br />
{{tab}}Jakoż prawdę rzekli, pięć bryk stojało na podjeździe, a wszystkie na żelaznych osiach, na żółto i niebiesko malowane, budami płóciennymi nakryte, z pod których wyzierały kobiety i różny sprzęt gospodarski, zaś w karczmie przed szynkwasem z dziesięciu Niemców popijało.<br />
{{tab}}A tęgie były juchy, rozrosłe i brodate, w granatowe kapoty przyodziane, ze srebrnemi łańcuchami na spaśnych brzuchach, a pyski, to jaże się im świeciły od dobrego jadła. Szwargotali cosik ze Żydem.<br />
{{tab}}Chłopy całą kupą stawali pobok, o wódkę krzycząc, a patrząc i nasłuchując uważnie, ale trudno było wymiarkować choćby i jedno słowo. Dopiero Mateusz, któren z Żydami poredził szwargotać, tak cosik do nich zaszprechował, jaże karczmarz odwrócił się zdziwiony. Niemcy łysnęli jeno po sobie ślepiami, a nie odrzekli, zaś potem i Grzela, wójtów brat, powiedział im jakieś niemieckie słowo. Zadami się wykręciły do <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_337" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/337"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/337|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/337{{!}}{{#if:337|337|Ξ}}]]|337}}'''<nowiki>]</nowiki></span>chłopów, rechocąc między sobą, jakoby te świnie nad korytem.<br />
{{tab}}— To ino prać po tych świńskich pyskach! — rzekł rozgniewany Mateusz.<br />
{{tab}}— Kijemby potrza zmacać boki, a wnet by przemówiły.<br />
{{tab}}A Adam Kłębiak szepnął z zapalczywością:<br />
{{tab}}— Pchnę w kałdun tego z brzega, zwali me, to pierzta naodlew.<br />
{{tab}}Powstrzymali go, bo i Niemcy, jakby poczuwszy groźby, wzięli antał z piwem i prędko się wynieśli z karczmy.<br />
{{tab}}— Te, pludry, nie tak śpieszno, portki pogubita!<br />
{{tab}}— Świńskie pociotki! — krzyczeli za nimi chłopaki.<br />
{{tab}}Ale zaraz po ich wyjeździe Żyd wyznał przed parobkami, jako Niemcy już prawie kupiły Podlesie, że już pojechali rozmierzać kolonję, że całe piętnaście familij osiądzie na folwarku.<br />
{{tab}}— My się dusim na zagonach, a Niemcy będą na włókach rozwalali.<br />
{{tab}}— To podkup ich a nie daj! Rusz rozumem, kiej się masz za mądralę!.. — wykrzykiwał na Grzelę Stacho Płoszka.<br />
{{tab}}— Psiakrew z taką sprawą! — zaklął Mateusz, bijąc pięścią w szynkwas. — Jak się usadzą na Podlesiu, to i ciężko będzie w Lipcach wytrzymać — zapewniał, że to bywały był we świecie, a Niemców znał dobrze.<br />
{{tab}}Nie wierzyli mu zrazu, ale mimo to cała wieś się zakłopotała; jęli medytować i rozważać, coby z takiego somsiedztwa mogło wypaść złego la Lipiec?<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_338" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/338"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/338|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/338{{!}}{{#if:338|338|Ξ}}]]|338}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}A tu co dnia pastuchy i przechodzący donosili jako na Podlesiu grunta już rozmierzają, kamienie zwożą i studnię kopią.<br />
{{tab}}Że niejeden przez ciekawość pociągał za młyn ku Woli, a własnemi oczyma sprawdzał, że prawdę powiadali.<br />
{{tab}}Ale jak stoją rzeczy, niesposób się było dowiedzieć.<br />
{{tab}}Przypierali kowala, bo z Niemcami się już zwąchał i konie im podkuwał, ale wykręcał się i ni to, ni owo odpowiadał.<br />
{{tab}}Dopiero Grzela, wójtów brat, poszedł na przewiady i prawdę wyłożył.<br />
{{tab}}Było zaś tak: dziedzic był winien jednemu Niemcowi piętnaście tysięcy rubli. Oddać nie miał, a ten mu w długu chciał wziąć Podlesie i resztę gotowym groszem dopłacić. Dziedzic się niby godził, a za kupcami posyłał, bo Niemiec dawał jeno po sześćdziesiąt rubli za morgę. Dziedzic zwłóczy, jak może.<br />
{{tab}}— Ale zgodzić się musi! We dworze pełno Żydów, każden o swoje krzyczy! Powiadał mi borowy, co już krowy zajęte za podatek. Skądże to weźmie zapłacić? Wszystko na pniu przedane! Lasu przeciek teraz, dopóki z nami w procesie, ciąć mu nie pozwolą. Nie poredzi sobie inaczej i przedać musi choćby za bele co — twierdził Grzela.<br />
{{tab}}— Taka ziemia, po sto rubli za morgę nie za dużo.<br />
{{tab}}— Kupujcie, przeda i jeszcze waju w rękę pocałuje.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_339" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/339"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/339|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/339{{!}}{{#if:339|339|Ξ}}]]|339}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Hale, drogi grosz, jak go braknie!<br />
{{tab}}— Miemcy se użyją, a ty, chłopie, ślinę łykaj!<br />
{{tab}}Pogadywali, wzdychając żałośnie. Markotność ich rozbierała. Juści, żal było takiej ziemi, bo to przyległa i rodna. Każdemuby się przydało kilka morgów, każdemu. Dyć się już cisnęli na swoich zagonach kiej mrówki, dyć ledwie się już przeżywiali ode żniw do żniw. Taki kawał wybranej ziemi, w sam raz la synów i zięciów. Nową wieś by wystawili i łąki mieliby niezgorsze i woda pobok... Ale cóż, nie poredzi! Miemcy siędą, będą się panoszyć, a ty, człowieku, zdychaj.<br />
{{tab}}— Kaj się to wszystko podzieje? — wzdychali starzy, patrząc na młódź, gżącą się wieczorami po drogach, a było tego, było, jaże się ściany rozpierały! A za cóż to miał kto grunta kupować, kiej ledwie na życie starczyło?<br />
{{tab}}Głowili się niemało, nawet do księdza szli po radę. Nie poredził: z pustego nie naleje.<br />
{{tab}}— Kto nie ma grosza, nie umacza nosa. Biednemu zawdy wiater w oczy!..<br />
{{tab}}Ale i wyrzekania i biadolenia też nic nie pomogły.<br />
{{tab}}A jakby na dobitkę, upały szły coraz większe. Maj dopiero się miał ku końcowi, a przypiekało kieby w lipcu. Dnie wstawały ciche i duszne, słońce od samego wschodu wynosiło się rozpalone na czyste niebo i tak przypiekało, że już po wyżniach i na piaskach jarzyny mdlały pożółkłe, trawy docna wypalało po ugorach, strugi wysychały, ziemniaki zaś, choć zrazu niezgorzej ruszyły, ledwie okrywały ziemię chudemi łęcinami. Oziminy jeno nie ucierpiały wiela, wykłoszone, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_340" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/340"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/340|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/340{{!}}{{#if:340|340|Ξ}}]]|340}}'''<nowiki>]</nowiki></span>pięknie wyrosłe, szły jeszcze galanto wgórę, jaże chałupy się skryły i jakby do ziemi przycupnęły, dachami jeno widne nad tym borem kłosistym.<br />
{{tab}}Noce też były duszne i tak nagrzane, że już po sadach sypiali, gdyż trudno było w chałupach wytrzymać.<br />
{{tab}}Zaś przez te gorąca, przez kłopoty i żałoście, przez Płoszkowe judzenie na wójta, przez przednówek cięższy latoś, niźli po inne roki, dość, że w Lipcach nastał czas dziwnie swarliwy i niespokojny.<br />
{{tab}}Chodzili rozdygotani w sobie, upatrując jeno, kogoby żgnąć tem bolącem słowem, albo i za orzydle chycić. Każden rad stawał przeciw drugiemu, że jakby piekło zrobiło się we wsi. Co dnia bowiem, już od świtania, trzęsło się od kłótni a wyzwisk, bo co dnia przychodziło coś nowego. A to Kobusowie się pobili, jaże ksiądz musiał godzić i napominać, a to Balcerkowa z Gulbasem kudłów sobie nastrzępili o prosiaka, któren marchew spyskał, to Płoszkowa pożarła się ze sołtysem o przemienienie gąsiąt; to o dzieci szły kłótnie, to o szkody somsiedzkie, to o bele co, by się jeno przyczepiać a kłyźnić, a wrzeszczeć i wyzywać ze wszystkiej mocy — że jakby zaraza na wieś padła, tyle powstawało swarów, bijatyk i procesów.<br />
{{tab}}Nawet Jambroży prześmiewał się przed obcymi:<br />
{{tab}}— Niezgorszy przednowek latoś dał mi Pan Jezus! Umarlaków niema, nikto się nie lęgnie, nikto nie żeni, a mnie dzień w dzień ktosik gorzałkę stawia, honoruje, a na świadki prosi. Żeby tak parę roków jeszcze się kłócili, a na nicby się człowiek rozpił...<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_341" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/341"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/341|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/341{{!}}{{#if:341|341|Ξ}}]]|341}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Juści, co się źle działo w Lipcach.<br />
{{tab}}Ale cheba co w chałupie Dominikowej działo się najgorzej.<br />
{{tab}}Szymek powrócił z drugimi, Jędrzych wyzdrowiał, bieda im nie doskwierała jak indziej, to powinno było iść wszystko po dawnemu. Bogać ta poszło, kiej chłopaki odmówiły matce posłuchu! Stawiali się hardo, kłócili ząb za ząb, bić się nie pozwolili, a żadnych robót kobiecych, jak przódzi, ani tknęli.<br />
{{tab}}— Dziewkę se przyjmijcie, albo i sami róbcie — powiedali twardo.<br />
{{tab}}Paczesiowa miała żelazne ręce i duszę nieustępliwą — jakże! tyle lat wszystkim rządziła, tyle lat nikto nie śmiał się jej przeciwić, ni wpoprzek stawać. A tu kto stawał? kto się przeciw niej ważył? — własne dzieci!<br />
{{tab}}— Jezus miłosierny — wołała w zapamiętaniu i złości, przy leda okazji chwytając za kij na synów, chciała ich przemóc i zmusić do posłuchu. Nie dali się, zacięli się jak i matka i poszli na udry. To powstawały prawie co dnia takie wrzaski a gonitwy kole chałupy, jaże ludzie się zbiegali uspokajać.<br />
{{tab}}Nawet ksiądz, snadź przez nią podmówiony, wzywał ich do się, a do zgody i posłuszeństwa napominał. Wysłuchali cierpliwie, w ręce go ucałowali, a za nogi jak przystało z pokorą podjęli, ale się nie przemienili.<br />
{{tab}}— Nie dziecim, wiemy, co nama robić. Niech matka pierwsza ustąpi! — tłumaczyli się przed ludźmi. — Cała wieś się z nas prześmiewała...<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_342" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/342"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/342|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/342{{!}}{{#if:342|342|Ξ}}]]|342}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}A Dominikowa jaże pożółkła ze złości a zmartwienia, bo w żaden sposób zmóc się nie dawali, a przytem, miasto w kościele przesiadywać i po kumach, jak przódzi, musiała teraz robić kole gospodarstwa. Jagusię cięgiem przyzywała do pomocy. Ale i córka nie szczędziła jej zgryzot i wstydu. Paczesiowa trzymała wójtową stronę, nawet świarczyła przeciwko Kozłom, gdyż była przy bitce i opatrywała wójtów.<br />
{{tab}}Pietr też często wieczorami zaglądał do niej, niby to na poredy, a głównie, by Jagusię wywołać i prowadzić się z nią na ogrody.<br />
{{tab}}Na wsi się nic nie ukryje, dobrze wiedzą, z czego się kurzy i kaj, to i zgorszenie z tych grzesznych jamorów rosło coraz barzej i dobrzy ludzie już nieraz ostrzegali starą.<br />
{{tab}}Mogła to zapobiec, kiej Jagna mimo próśb i błagań robiła jakby na złość. Wolała bowiem grzech najcięższy i obmowy ludzkie, niźli przesiadywanie w tej obmierzłej chałupie mężowej. Złe ją porwało i niesło, a nikto nie był mocen powstrzymać.<br />
{{tab}}Hance to nawet szło na rękę i nawet często o tem rozpowiadała przed ludźmi.<br />
{{tab}}— Niech się zabawia, póki wójtowi nie wzbronią tracić gromadzkie. Dyć jej niczego nie żałuje i zwozi z miasta, co ino może, we złotoby ją oprawił. Niech se używają i końca patrzą. Co mi tam do nich!<br />
{{tab}}Juści, mało to ją własnych zmartwień żarło! Nie żałowała pieniędzy la adwokata, a jeszcze nie wiada było, kiej się Antkowa sprawa odbędzie i co go czeka? <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_343" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/343"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/343|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/343{{!}}{{#if:343|343|Ξ}}]]|343}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}A on tam chudziaczek schnął w kreminale i Bożego zmiłowania wyglądał. W chałupie też się zwolna rozprzęgało. Mogła ta dopilnować wszystkiego? Parobek się rozzuchwalał coraz barzej, snadź przez kowala podmawiany, że tak robił, jak mu się podobało, a nieraz, kiej do miasta pojechała, cały dzień się przewałęsał po wsi. Groziła mu potem, że niech jeno Antek powróci, a z nim się często porachuje.<br />
{{tab}}— Wróci! Jeszcze na to nie przyszło, by zbójów puszczali! — odkrzykiwał zuchwale.<br />
{{tab}}Jaże cierpła z gniewu, bić by jeno ten pysk niepoczciwy, ale poredzi mu to? Jeszcze ją sponiewiera, a któż to się za nią upomni, kto wesprze? Trza było wszystko znieść i w sobie schować na później, do sposobnej pory, bo jeszcze pójdzie i wszystko na jej ręce spadnie; już i tak ledwie mogła wydolić robocie. Zapadała przeto na zdrowiu coraz więcej. Jakże, i żelazo wkońcu rdza przeźre i kamień jeno do czasu wytrzyma, a nie dopiero słaba kobieta!<br />
{{tab}}Któregoś dnia, pod koniec maja ksiądz z organistą pojechali na odpust, zaś Jambroży tak się spił z Niemcami, które często zaglądały do karczmy, że nie było komu przedzwonić na Anioł Pański, ni kościoła otworzyć.<br />
{{tab}}Zebrali się przeto odprawiać nabożeństwo pod cmentarz, kaj pobok bramy stojała mała kapliczka z figurą Matki Boskiej. Każdego maja przystrajały ją dziewczyny w papierowe wstęgi a korony wyzłacane i polnem kwieciem obrzucały, broniąc od zupełnej ruiny, gdyż kapliczka była odwieczna, spękana i w gruz <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_344" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/344"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/344|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/344{{!}}{{#if:344|344|Ξ}}]]|344}}'''<nowiki>]</nowiki></span>się sypiąca, że nawet ptaki już się w niej nie gnieździły, a jeno niekiej, w czas słót jesiennych, pastuch jaki schronienia szukał. Smętarne drzewa, lipy staruchy, brzozy wysmukłe i te pogięte krzyże osłaniały ją nieco od burz zimowych i wichrów.<br />
{{tab}}Zeszło się sporo narodu i, jak się naprędce dało, przybrali kapliczkę w zieleń a kwiaty, ktosik śmieci wygarnął, ktosik żółtym piaskiem wysypał, że, nawtykawszy w ziemię u stóp figury świeczek i lampek zapalonych, wraz jęli klękać nabożnie.<br />
{{tab}}Kowal przyklęknął na przedzie, przed progiem, zarzuconym tulipanami a głogiem różowym, i pierwszy zaczął śpiewać.<br />
{{tab}}Było już dobrze po słońcu, mroczało, niebo na zachodzie paliło się jeszcze we złocie całe i bledziuśką zielenią przytrząśnięte, czas był cichy, obwisłe warkocze brzóz jakby się lały ku ziemi, zboża stanęły przygięte, kieby zasłuchane dźwiękliwy bełkot rzeczki i to cichuśkie strzykanie koników polnych.<br />
{{tab}}Ostatnie stada do obór ściągały; od wsi, z pól, z miedz już niedojrzanych buchały niekiedy jazgotliwe śpiewki pastusze i długie, przeciągłe poryki. Zaś naród śpiewał, wpatrzony w jasną twarz Matki, co wyciągała błogosławiące ręce nad wszystkim światem:<br />
{{f|<poem>„Dobranoc, wonna lilija,
{{tab}}{{tab}}Dobranoc!“</poem>|w=85%|przed=15px|po=15px}}
{{tab}}Zapach młodych brzóz powiał ze smętarza i wraz też słowiki jęły jakby próbować gardzieli, wyciągać rwaną nutą, wzbierać mocą, jaże wkońcu buchnęły <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_345" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/345"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/345|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/345{{!}}{{#if:345|345|Ξ}}]]|345}}'''<nowiki>]</nowiki></span>złote, spienione strugi, jaże polały się te trele perliste, te kląskania cudne i te lube, rzewliwe zawodzenia, zaś niedaleko, ze zbóż, ozwały się też pana Jackowe skrzypice, przywtarzając ludziom tak słodko, cichuśko a przejmująco, jakby to te żytnie, rdzawe kłosy dzwoniły o się, to złote niebo, lebo przyschła ziemia taką pieśnią zagrała majową.<br />
{{tab}}I już wraz śpiewali wszystkie, i naród, i ptaszkowie, i skrzypice, a kiej na to oczymgnienie ustawali, kiej słowiki tak się zaniesły, aże cichło, a struny jakby tchu nabierały, wtedy nieprzeliczony żabi chór podnosił rechotliwe głosy i grał zgodliwym skrzekiem i nukaniem przeciągłem.<br />
{{tab}}I tak już szło naprzemiany.<br />
{{tab}}Długo się owo nabożeństwo ciągnęło, jaże kowal zaczął przyśpieszać, wydzierał się mocno, nad drugiemi górując, a często wołał za siebie:<br />
{{tab}}— Pośpieszajta się, ludzie... — że to opóźniali się z nutą niektóre.<br />
{{tab}}A nawet raz huknął na Maciusia Kłębowego:<br />
{{tab}}— Nie drzyj się, jucho, boś nie za bydłem!<br />
{{tab}}Że zgodliwie już poszło, i głosy podrywały się razem, kiej te stada gołębie i krążąco, zwolna unosiły się ku niebu ciemniejącemu.<br />
{{f|<poem>„Dobranoc, wonna lilija!
{{tab}}{{tab}}Dobranoc!
Niepokalana Maryja!
{{tab}}{{tab}}Dobranoc!“</poem>|w=85%|przed=15px|po=15px}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_346" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/346"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/346|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/346{{!}}{{#if:346|346|Ξ}}]]|346}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Mrok już zgęstniał i noc ciepła i cicha świat otulała, zasie na niebie występowały gwiazdy rosą roziskrzoną, kiej się zaczęli rozchodzić.<br />
{{tab}}Dzieuchy, wpół się pobrawszy, zawodziły po drogach.<br />
{{tab}}Hanka powracała jeno z dzieckiem na ręku i srodze czegoś zadumana, gdy przysunął się kowal i wpodle szedł.<br />
{{tab}}Nie ozwała się; dopiero przed domem, widząc, iż nie ostaje, rzekła:<br />
{{tab}}— Wstąpicie to, Michał?<br />
{{tab}}— Przysiędę w ganku i powiem co wam — szepnął cicho.<br />
{{tab}}Ścierpła nieco, szykując się jakąś nową biedę posłyszeć.<br />
{{tab}}— Byliście pono u Antka? — pierwszy zaczął.<br />
{{tab}}— Byłam, ale mnie do niego nie puścili.<br />
{{tab}}— Tegom się i bojał.<br />
{{tab}}— Mówcie, co wiecie! — mróz ją przeszedł.<br />
{{tab}}— Co ja ta wiem?... tyla jeno, co mi się udało ze starszego wyciągnąć.<br />
{{tab}}— A co? — wparła się w słupek i dziecko mocniej przycisnęła do siebie.<br />
{{tab}}— Powiedział, że Antka przed sprawą nie wypuszczą.<br />
{{tab}}— Laczego! — ledwie wyjąkała, dygot ją trząsł i łamał. — Dyć... przeciek adwokat mówił, co może puszczą.<br />
{{tab}}— Hale, żeby im uciekł! Tak przez niczego nie puszczą! Wiecie, przyszedłem dzisiaj do was całkiem <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_347" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/347"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/347|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/347{{!}}{{#if:347|347|Ξ}}]]|347}}'''<nowiki>]</nowiki></span>po przyjacielsku. Co tam pomiędzy nami było, to było; obaczycie kiedyś, żem był praw... Nie wierzyliście mi... wasza wola... ale teraz wysłuchajcie, co rzeknę, a jak księdzu na spowiedzi, tak prawdę powiem... Z Antkiem jest źle! z pewnością ciężko go zasądzą, może na dziesięć lat. Słyszycie to?...<br />
{{tab}}— Słyszę, ale nic a nic nie wierzę — uspokoiła się nagle.<br />
{{tab}}— Każden nie wierzy, póki nie przymierzy; prawdę wam rzekłem.<br />
{{tab}}— Zawdy taką mówicie — zaśmiała się wzgardliwie.<br />
{{tab}}Ciepnął się i jął gorąco upewniać, jako teraz z prostego przyjacielstwa przyszedł, by poredzić. Słuchała, chodząc oczyma po obejściu, już się parę razy podnosiła niecierpliwie: krowy ano niewydojone porykiwały w oborze, gęsi były niezapędzone na noc i źrebak gonił się w opłotkach z Łapą, a chłopaki rajcowały w stodole. Nie wierzyła mu juści ani słóweczka. — Niech się wygada, może się wyda, z czem przyszedł — myślała, trzymając się na baczności.<br />
{{tab}}— Cóż poredzić? co? — odpowiadała, byle coś rzec.<br />
{{tab}}— A, rada by się nalazła — powiedział ciszej jeszcze.<br />
{{tab}}Odwróciła się do niego.<br />
{{tab}}— Dać wykup, to go puszczą jeszcze przed sprawą, a potem to już se poredzi, choćby i do tej Hameryki... nie zgonią...<br />
{{tab}}— Jezus, Marja! Do Hameryki! — krzyknęła bezwolnie.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_348" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/348"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/348|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/348{{!}}{{#if:348|348|Ξ}}]]|348}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Cichojcie, jak pod przysięgą mówię, tak dziedzic radził. „Niech ucieka — powiada — najmniej dziesięć lat... zmarnuje się chłop...“ Wczoraj mi mówił.<br />
{{tab}}— Uciekać ze wsi... od grontu... od dzieci... — Jezu... — to ino zrozumiała.<br />
{{tab}}— Dajcie jeno wykup, a resztę to już Antek postanowi, dajcie...<br />
{{tab}}— Skądże to wezmę?.. Mój Boże, w tyli świat... od wszystkiego.<br />
{{tab}}— Pięćset rubli chcą! Przecie macie te ojcowe... weźcie je na wykup... policzym się później... byle jeno ratować...<br />
{{tab}}Skoczyła na równe nogi.<br />
{{tab}}— Jako ten pies, cięgiem jedno szczekacie! — chciała odejść.<br />
{{tab}}— Ciepiecie się jak głupia — rozgniewał się. — Tak se ino powiedziałem... Hale, będzie się tu honorować o bele słowo, a tam chłop w kreminale zgnije. Powiem mu, jak to zabiegacie, by mu ulżyć.<br />
{{tab}}Przysiadła znowu, nie wiedząc już, co myśleć.<br />
{{tab}}Opowiadał szeroko o tej Jameryce, o ludziach znajomych, które tam pojechały, że listy piszą, a nawet pieniądze przysyłają la swoich. Jak tam dobrze, jaką wolę ma każden, jakie bogactwa zbierają. Antek mógłby zaraz uciekać: zna Żyda, któren już niejednego wyprowadził. Mało to już takich uciekło! Zaś Hanka mogłaby jechać potem la niepoznaki. Grzela wróci z wojska, to spłaciłby z ojcowizny, a nie, kupiec się też rychło znajdzie.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_349" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/349"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/349|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/349{{!}}{{#if:349|349|Ξ}}]]|349}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Poradźcie się księdza, obaczycie, co wama przytwierdzi moje słowa. Poznacie, żem prawy i ze szczerego serca namawiam, nie la swojej wygody. Jeno przed nikim ani pary z gęby, by się strażnicy nie zmiarkowali, zaś wtedy i za tysiące go nie puszczą, a jeszcze w kajdany zakują — zakończył poważnie.<br />
{{tab}}— Skąd wziąć na wykup! tylachna pieniędzy! — jęknęła.<br />
{{tab}}— Znam kogoś z Modlicy, kto by dał na dobry procent... znam i drugich... pieniądzeby się nalazły... Moja w tem głowa... pomógłbym.<br />
{{tab}}I długo jeszcze radził a namawiał.<br />
{{tab}}— Rozważcie, trza rychło postanowić.<br />
{{tab}}Odszedł cicho, że ani spostrzegła, kiej się zapodział w nocy.<br />
{{tab}}Późno już było, w chałupie spali, tylko Witek siedział pod ścianą, jakby stróżując gospodyni, na wsi też wszyscy legli, nawet psy nie poszczekiwały, woda jeno bulgotała i ptaki zawodziły w sadach. Księżyc się wtoczył na niebo i szedł srebrnym sierpem przez te straszne, mroczne wysokości. Białe i niskie mgły pokrywały łąki, zaś nad żytami wisiał płowy tuman kwietnej kurzawy; staw polśniewał wskroś drzew, kieby tafla lodowa... Aże dzwoniło w uszach od tej cichości a słowiczych kląskań i zawodzeń.<br />
{{tab}}Hanka siedziała wciąż na jednym miejscu, jakby przykuta.<br />
{{tab}}— Jezu, uciekać ze wsi, od grontu, od wszystkiego! — myślała jedno wkółko.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_350" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/350"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/350|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/350{{!}}{{#if:350|350|Ξ}}]]|350}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="r08"/>{{tab}}Groza ją przejęła, rosnąc z minuty na minutę, a serce ściskając strasznym żalem i przerażeniem.<br />
{{tab}}Łapa zaczął wyć na podwórzu, słowiki ścichły, zawiał wiater, że zakolebały się cienie i jękliwy, smutny szum przeleciał.<br />
{{tab}}— Kubową duszę obaczył! — szepnął Witek, żegnając się strachliwie.<br />
{{tab}}— Głupiś! — skarciła go, spać wypędzając.<br />
{{tab}}— Kiej przychodzi, do koni zagląda, obroku im dosypuje... bo to raz?..<br />
{{tab}}Nie słuchała już, cichość znowu spadła na świat, słowiki zaśpiewały, a ona siedziała kieby zmartwiała, powtarzając niekiej z męką i strachem:<br />
{{tab}}— W cały świat uciekać! Na zawsze! Jezu miłosierny! Na zawsze...<br />
<br /><br />{{---|50}}<br /><section end="r08"/>
<section begin="r09"/>{{c|IX.}}<br />
{{tab}}Jeszcze były po świątkach umajenia chałup docna nie przewiędły, kiej któregoś dnia rankiem najniespodziewaniej zjawił się Rocho.<br />
{{tab}}Jeno co dopiero po mszy i długiej rozmowie z księdzem pokazał się na wsi. Niewiela ludzi kręciło się w obejściach, że to pora była osypywania ziemniaków, lecz skoro się rozniesło, jako Rocho idzie przez wieś, wnet ci ten i ów na drogę śpieszył, witać dawno niewidzianego.<br /><section end="r09"/> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_351" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/351"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/351|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/351{{!}}{{#if:351|351|Ξ}}]]|351}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}A on zaś szedł, jak zawdy na kiju się wspierając, wolniuśko, z podniesioną głową, w tej-ci samej kapocie szarej, i tak samo z różańcami na szyi; wiater mu rozgarniał siwe włosy, a chuda twarz jaśniała dziwną dobrocią i weselem.<br />
{{tab}}Wodził oczyma po chałupach i sadach, prześmiechując się radośnie do wszyćkiego, witał się z każdym zosobna, że nawet dzieciom, co się były do niego garnęły, głowiny przygładzał poczciwie, zaś do kobiet pierwszy zagadywał, tak był rad, że wszystko zastaje po dawnemu.<br />
{{tab}}— W Częstochowie byłem na odpuście — odpowiadał, gdy napierali ciekawie, kaj się to zadziewał przez tyla czasu.<br />
{{tab}}Ale tak się szczerze cieszyli z jego powrotu, że zaraz po drodze jęli mu rozpowiadać lipeckie nowiny, a ktosik już i rady jakiejś zasięgał, zaś drugi chciał się wyżalić, odwodząc go na stronę i supląc przed nim turbacje, kiejby ten grosz na ostatnią potrzebę schowany.<br />
{{tab}}— Docna ustałem, dzień jaki odpocznę — tłumaczył się zbywająco.<br />
{{tab}}Na prześcigi jęli go zapraszać do swoich chałup.<br />
{{tab}}— Na tymczasem zakwateruję się u Macieja, jużem to Hance przyobiecał; a przyjmie mnie kto potem, do tego przystanę na dłużej.<br />
{{tab}}I żwawo ruszył do Borynów.<br />
{{tab}}Juści, co Hanka przyjęła go radośnie i z całego serca ugaszczać chciała, ale skoro jeno złożył torby i odzipnął nieco, do starego się wybrał.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_352" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/352"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/352|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/352{{!}}{{#if:352|352|Ξ}}]]|352}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A obaczcie ich, leżą w sadzie, że to gorąc w chałupie. Mleka wama bez ten czas uwarzę, a możebyście i jajków zjedli? co?<br />
{{tab}}Ale Rocho już był w sadzie i chyłkiem przebierał się pod gałęziami do chorego, któren leżał w półkoszku, wymoszczonym pierzyną, i kożuchem przyokryty. Łapa, zwinięty w kłębek, warował mu przy nogach, a Witków bociek gajdał się pociesznie między drzewami, kieby na straży.<br />
{{tab}}Sad był stary i mroczny; rozrosłe drzewiny tak przysłaniały niebo, że dołem, na murawach jeno niekajś gmerały się słoneczne pręgi, podobne złotym pająkom.<br />
{{tab}}Maciej wznak leżał. Rozruchane gałęzie z cichym poszumem chwiały się nad nim płachtą cieniów, że jeno czasem, kiej ją wiater ozdarł, słońce chlustało mu w oczy, i coraz kawał modrego nieba się odsłaniał.<br />
{{tab}}Rocho przysiadł.<br />
{{tab}}Drzewa szumiały, czasem pies warknął na muchy, a niekiedy rozświegotane jaskółki śmigały wskroś pni czarnych na pola zielone i rozkołysane.<br />
{{tab}}Chory naraz zwrócił się do niego.<br />
{{tab}}— Poznajecie mnie, Macieju, co? Poznajecie?<br />
{{tab}}Borynie leciuśki przyśmiech wionął po twarzy, oczy się zatrzepały i jął ruchać sinemi wargami, ale głosu nie dobył.<br />
{{tab}}— Jak Pan Jezus przemieni, to możecie jeszcze wyzdrowieć.<br />
{{tab}}Snadź rozumiał, gdyż potrząsł głową i, jakby niechętnie, odwrócił się od niego. Zapatrzył się znowu <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_353" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/353"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/353|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/353{{!}}{{#if:353|353|Ξ}}]]|353}}'''<nowiki>]</nowiki></span>w rozkołysane gałęzie i w te słoneczne bryzgi, zalewające mu oczy raz po raz.<br />
{{tab}}Rocho jeno westchnął, przeżegnał go i odszedł.<br />
{{tab}}— Prawda, co ojcu jakby już lepiej? — pytała Hanka.<br />
{{tab}}Długo coś miarkował, aż rzekł cichym, ważnym głosem:<br />
{{tab}}— Toć i lampa przed zagaśnięciem żywszym płomieniem wystrzeli, naostatku. Mnie się zdaje, co Maciej już dochodzi... Aż mi nawet dziwno, że jeszcze żyje; przecież na wiór wysechł...<br />
{{tab}}— Dyć jeść nic nie chce, nawet mleka niezawsze popije.<br />
{{tab}}— Musicie być gotowe, że lada dzień skończy.<br />
{{tab}}— Pewnie że tak, mój Boże, pewnie. To samo wczoraj mówił Jambroży, a nawet radził, żeby już nie czekać i trumnę obstalować.<br />
{{tab}}— Każcie zrobić, nie będzie długo czekała, nie... Jak duszy pilno ze świata, niczem jej nie powstrzyma, nawet płakaniem, boby już poniektóre całe wieki ostawały między nami — mówił smutnie, zabierając się do mleka, które mu narządziła, i popijając zwolna, wypytywał, co się tu we wsi działo.<br />
{{tab}}Powtarzała, co już był słyszał po drodze od drugich, i o swoich kłopotach jęła się skwapnie a szeroko rozwodzić.<br />
{{tab}}— Kaj to Jóźka? — przerwał jej niecierpliwie.<br />
{{tab}}— W polu, ziemniaki osypuje z komornicami i Jagustynką, zaś Pietrek pojechał do lasu: zwozi Stachowi drzewo na chałupę.<br />
{{tab}}— Buduje się to?<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_354" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/354"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/354|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/354{{!}}{{#if:354|354|Ξ}}]]|354}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Przeciek pan Jacek dał mu dziesięć chojarów.<br />
{{tab}}— Dał mu? Powiadali mi coś o tem, ale nie uwierzyłem.<br />
{{tab}}— Bo to i nie do wiary! Zrazu nikto nie powierzył. Obiecał, ale przeciech niejeden obiecuje. Obiecanka cacanka, a głupiemu radość — powiedają. A pan Jacek dał Stachowi list i kazał mu z nim iść do dziedzica. Nawet Weronka się przeciwiła, by szedł, bo, powiada, co będzie buty darł na darmo?.. jeszcze się z niego wyśmieją, że zawierzył głupiemu... Ale Stacho się uparł i poszedł. I powiada, że może w pacierz po oddaniu listu dziedzic go kazał zawołać na pokoje, poczęstował gorzałką i rzekł: „Przyjeżdżaj z wozami, to ci borowy wycechuje dziesięć sztuk budulcu...“ Dał mu Kłąb koni, dał sołtys, dałam i ja Pietrka. Dziedzic już na nich czekał w porębie i zaraz sam wybrał co najśmiglejsze z tych, co to je zimą cięli la Żydów. No i zwożą, bo dobrze trzydzieści wozów będzie z gałęziami. Stacho galantą chałupę se wyszykuje! Nie potrza mówić, jak panu Jackowi dziękował i przepraszał, bo, po prawdzie, wszyscy go mieli za dziadaka i za głupawego, że to niewiada z czego żyje i pod figurami to we zbożach grywa na skrzypicy, a czasem tak bele co i nie do składu powie, jako ten niespełna rozumu... A on taki pan, że mu sam dziedzic posłuszny!... Ktoby to przódzi dał wiarę?..<br />
{{tab}}— Nie patrzcie na człowieka, jeno na jego uczynki.<br />
{{tab}}— Ale dać tylachna drzewa, które, jak Mateusz rachuje, warto z tysiąc złotych, i to jeno za Bóg zapłać, tego jeszcze nie bywało!<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_355" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/355"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/355|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/355{{!}}{{#if:355|355|Ξ}}]]|355}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Powiadali, co zato starą chałupę bierze w dożywocie...<br />
{{tab}}— Hale, tyle warta, co ten trep rozłupany! Jużeśma nawet myśleli, czy w tej dobroci niema jakiego podejścia, jaże Weronka dobrodzieja się redziła. Skrzyczał ją, że głupia.<br />
{{tab}}— Bo i prawda. Dają — to brać i Bogu za łaskę dziękować.<br />
{{tab}}— Przeciek człowiek niezwyczajny brać darmochy i jeszcze od dziedziców! Słyszane to rzeczy! Jakże, kiej to chto chłopu dał co z dobroci? Żeby po najmniejszą poredę iść, a i to na ręce patrzą, zaś w urzędzie się przez grosza nie pokaż, bo ci jutro przyjść każą, albo za niedzielę... Przez tę Antkową sprawę dobrze poznałam, jakie to jest urządzenie na świecie, i niemało już pieniędzy wyniesłam...<br />
{{tab}}— Dobrze, coście mi Antka wspomnieli. Wstępowałem do miasta.<br />
{{tab}}— Toście go może widzieli?<br />
{{tab}}— Nie było czasu.<br />
{{tab}}— Jeździłam niedawno, nie puścili me do niego. Bóg wie, kiej go obaczę.<br />
{{tab}}— Może i prędzej, niźli miarkujecie — rzekł z uśmiechem.<br />
{{tab}}— Jezus, co wy powiadacie!<br />
{{tab}}— Prawdę! W głównym urzędzie powiedzieli mi, że Antka mogą przed sprawą puścić na wolę, jeśli kto poręczy za nim, co nie ucieknie, albo da w zastaw sądowi pięćset rubli.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_356" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/356"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/356|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/356{{!}}{{#if:356|356|Ξ}}]]|356}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Rychtyk podobnie i kowal mówił! — jęła zaraz opowiadać jego rady co do słowa.<br />
{{tab}}— Rada dobra, ale że to Michałowa, nieprzezpieczna: ma on tu coś w tym, ma... Ze sprzedaniem się nie śpieszyć: z grontu wyjeżdża się w ogiery, a powraca rakiem, na czworakach... Co inszego trzeba wynaleźć... Możeby kto poręczył?.. przewiedzieć się potrza między ludźmi... Juści, żeby pieniądze były...<br />
{{tab}}— Możeby się i nalazły — szepnęła ciszej. — Mam cosik gotowego grosza, jeno zrachować nie poredziłam, ale może by chwaciło...<br />
{{tab}}— Pokażcie, to razem przeliczymy.<br />
{{tab}}Zniknęła gdziesik w obejściu, a powróciwszy po jakimś pacierzu, przywarła drzwi na zasuwę i położyła mu węzełek na kolana.<br />
{{tab}}Były w nim papierowe pieniądze, były i srebrne, nawet było parę złotych i sześć biczów korali.<br />
{{tab}}— To po matce, dał je Jagnie, a potem snadź odebrał — szepnęła, przykucając przed ławą, na której Rocho rozliczał.<br />
{{tab}}— Czterysta trzydzieści dwa ruble i pięć złotych! Od Macieja, co?<br />
{{tab}}— Tak... juści... dał mi po świętach... — jąkała, czerwieniąc się.<br />
{{tab}}— Na zastaw nie starczy, ale moglibyście co sprzedać z inwentarza!<br />
{{tab}}— Juści, mogłabym przedać maciorę... krowę jałową teżby można, zbędna, Żyd już o nią przepytywał... to parę korczyków zboża...<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_357" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/357"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/357|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/357{{!}}{{#if:357|357|Ξ}}]]|357}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A widzicie, ziarnko do ziarnka i zbierze się miarka. Bez niczyjej pomocy Antka wykupimy. Wie to kto o waszych pieniądzach?<br />
{{tab}}— Ojciec mi dali na ratowanie Antka, przykazując, abym nikomu ni słówkiem nie pisnęła. Wama pierwszemu się zawierzam. Jakby Michał...<br />
{{tab}}— Nie rozgłoszę, bądźcie spokojni. Jak powiadomią, że pora, pojadę z wami po Antka. Uładzi się jakoś na dobre, uładzi, moi kochani — szeptał, całując ją w głowę, bo mu się do nóg rzuciła z podzięką.<br />
{{tab}}— Rodzony ociec lepszyby nie był — wołała z płaczem.<br />
{{tab}}— Wróci chłop, Panu Bogu podziękujecie. Gdzie to Jagusia?<br />
{{tab}}— Dyć jeszcze dodnia pojechała do miasta z matką i z wójtem. Powiadały co do rejenta, stara pono gront przepisuje na córkę.<br />
{{tab}}— Wszystko Jagnie? a chłopaki?<br />
{{tab}}— Przez złość do nich, że to chcą działów. Piekło tam u nich, a to dzień nie mija przez kłótni, zaś wójt broni Dominikowej, opiekunem był nad sierotami jeszcze po śmierci Dominika.<br />
{{tab}}— A ja myślałem, że co inszego, bo to mi różnie opowiadali.<br />
{{tab}}— To świętą prawdę mówili. Jagną się ano opiekują, ale tak, co mi wstyd rozpowiadać podrobnie. Stary jeszcze rzęzi, a ta jak suka... Nie powtarzałabym po kim, ale samam ich w sadzie zdybała, no...<br />
{{tab}}— Dajcie mi gdzie wypocząć — przerwał jej, powstając z ławy.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_358" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/358"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/358|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/358{{!}}{{#if:358|358|Ξ}}]]|358}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Chciała mu słać Józine łóżko, ale wolał iść do stodoły.<br />
{{tab}}— Pieniądze dobrze schowajcie — ostrzegł ją jeszcze i poszedł.<br />
{{tab}}Aż dopiero po południu się pokazał, zjadł obiad i na wieś się wybierał, kiej Hanka z wielką nieśmiałością się odezwała:<br />
{{tab}}— Byście mi to, Rochu, ołtarz pomogli przystroić...<br />
{{tab}}— Prawda, jutro Boże Ciało. Gdzież to go stawiacie?<br />
{{tab}}— Gdzie i co rok, przed gankiem. Pietrka ino patrzeć z lasu, przywiezie gaci jodłowej i świerczaków, zaś Jagustynkę z Jóźką zarno po obiedzie pchnęłam po ziela na wianki.<br />
{{tab}}— A świece, lichtarze, macie to już?<br />
{{tab}}— Jambroży przyobiecał przynieść z kościoła wczesnym rankiem.<br />
{{tab}}— U kogóż to jeszcze będą stawiali ołtarze?<br />
{{tab}}— Po naszej stronie u wójta, zaś po tamtej u młynarza i przed Płoszkami.<br />
{{tab}}— Pomogę wam, wstąpię jeno do pana Jacka i przed zmierzchem przyjdę.<br />
{{tab}}— Każcie Weronce, by zaraz z rana przyszła pomagać!<br />
{{tab}}Kiwnął głową i poszedł już prosto do Stachowej rudery.<br />
{{tab}}Pan Jacek siedział na progu, jak zawdy, {{korekta|papierrosa|papierosa}} palił, bródkę skubał i przewłóczył oczyma po ozkołysanych zbożach i za ptakami patrzył.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_359" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/359"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/359|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/359{{!}}{{#if:359|359|Ξ}}]]|359}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Zaś przed chałupą i pod trześniami leżało już parę tęgich chojarów i kupy wierzchołów i gałęzi, stary Bylica kole nich łaził, wymierzał toporzyskiem, gdzie jaki sęk odciupnął siekierą i cięgiem mruczał:<br />
{{tab}}— I tyś przyszedł na nasze podwórko... juści... galantyś widzę... Bóg ci zapłać... zaraz cię Mateusz do ostrego kantu wyrychtuje... na przyciesie zdatnyś... sucho miał będziesz, nie bój się...<br />
{{tab}}— Jakby do żywej osoby mówi — szepnął zdziwiony Rocho.<br />
{{tab}}— Siadajcie. Z radości w głowie mu się pomieszało, całe dnie tak przesiaduje przy drzewie. Słuchajcie-no.<br />
{{tab}}— A i ty wystałaś się, chudziaczko, w boru, to se teraz odpoczniesz... juści, nikto cię już nie ruszy!.. — gadał stary, gładząc miłosnemi rękoma żółtą, złuszczoną korę sosny.<br />
{{tab}}Polazł do najgrubszej, zwalonej na dróżkę, kucnął przed przekrojem i, patrząc z lubością na żółte, nabrzmiałe żywicą słoje, mamrotał:<br />
{{tab}}— Tylachnaś, a dali ci radę! co? Żydyby cię do miasta wywiezły, a tak Pan Jezus pozwolił, co u swoich ostaniesz, u gospodarzy, obrazy na tobie powieszą, ksiądz cię wodą święconą skropi, juści... co?..<br />
{{tab}}Pan Jacek jeno prześmiechał się z tego nieznacznie i, pogadawszy cosik z Rochem, wziął skrzypki pod pachę i miedzami ruszył ku borom.<br />
{{tab}}Rocho zaś potem u Weronki siedział, wysłuchując różności.<br />
{{tab}}Na świecie miało się już pod wieczór, upał {{pp|prze|chodził}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_360" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/360"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/360|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/360{{!}}{{#if:360|360|Ξ}}]]|360}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|prze|chodził}}, a nawet już od łąk przewiewały chłodnawe ciągi, wiater też niezgorzej jął dmuchać od samego południa, że żytnie pola, rdzawe od młodych kłosów, toczyły się skłębione kiej wody, raz po raz zakolebały się gwałtownie, zakręciły wirem i chlustały ku drogom i miedzom, jakby już ino, ino, wylać się miały, ale jeno tłukły płowemi grzywami o ziemię i poddawały się wtył, kiej stado źrebców, dęba stających. Wiater z różnych stron parł na nie i miotał kiejby la zabawy, że wzburzone znowu hulały po zagonach pełne gurb płowych, zielonych zatok, rdzawych smug, i chrzęstu, i trzepotów. Skowronki wydzwaniały wysoko, czasem stado wron przeciągnęło, ważąc się na wietrze i spadając odpoczywać na rozkołysanych drzewinach. Słońce już czerwieniało, opuszczając się coraz niżej, i po całym świecie, po polach rozkołysanych i po sadach trzepoczących się, niby stada na uwięzi, rozlewał się zwolna czerwonawy brzask kończącego się dnia.<br />
{{tab}}Zaś z powodu jutrzejszego święta ludzie wcześniej schodzili z pól, kobiety wiły wianki przed chałupami, dzieci znosiły naręcza tataraku, przed Płoszkami i młynarzem stożyły się brzeziny i świerki, które wkopywali, kaj miały się stawiać ołtarze, gdzie już i dzieuchy maiły ściany, drogę też miejscami równali, zasypując wyboiska, któraś też jeszcze prała nad stawem, że ino kijanka trzaskała i gęsi strachliwie gęgały.<br />
{{tab}}Rocho właśnie zbierał się wyjść od Weronki, kiej na topolowej, we srogiej kurzawie ukazał się ktosik pędzący na koniu. Wstrzymywały go nieco wozy ze Stachowem drzewem, że polem chciał objeżdżać.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_361" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/361"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/361|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/361{{!}}{{#if:361|361|Ξ}}]]|361}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Te! konia ochwacisz, kaj ci tak pilno! — krzyczeli.<br />
{{tab}}Wyminął ich jakoś i pognał do wsi z całych sił, jaże koniowi zagrała wątroba.<br />
{{tab}}— Hej! Adam, poczekaj-no! — wołał Rocho.<br />
{{tab}}Kłębiak wstrzymał się nieco i jął krzyczeć z całych sił:<br />
{{tab}}— A to nie wiecie, jakieś zabite leżą w boru! Jezus, zatkało me całkiem. Konia pasłem na smugu i jużeśmy z Gulbasiakiem jechali do dom, aż tu przed Borynowym krzyżem koń się rzucił wbok, jażem bęcnął na ziem. Patrzę: ki licho strachnęło konia? a tu jakieś ludzie w jałowcach leżą... Wołalim, a oni nic, leżą kieby pomarłe...<br />
{{tab}}— Głupi, będzie tu cudeńka rozpowiadał! — zawrzeszczeli.<br />
{{tab}}— Obaczcie sami: leżą tam! Gulbasiak też widział, jeno co ze strachu w las pognał do komornic, które susz zbierały. Nieżywe leżą.<br />
{{tab}}— W imię Ojca i Syna, to jedźże wójta powiadomić!<br />
{{tab}}— Wójt jeszcze z miasta nie przyjechali — rzekł ktosik.<br />
{{tab}}— To sołtysowi dać znać!.. kole kowala drogę poprawia z chłopakami!.. — wołali za nim, bo już ostrym galopem się puścił.<br />
{{tab}}Juści co po wsi w ten mig się rozgłosiło o pomordowanych, wrzask się czynił, zgrozy pełen, i bieganina, ludzie jaże się żegnali z przerażenia. A nim słońce zaszło, z pół wsi wyległo na drogi. Ktoś {{pp|do|brodzieja}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_362" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/362"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/362|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/362{{!}}{{#if:362|362|Ξ}}]]|362}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|do|brodzieja}} uwiadomił, że wyszedł przed plebanię rozpytywać, kupą już tam szli niemałą, rając zcicha, młodsi puścili się nieco naprzód topolową, a wszyscy z wielką niecierpliwością czekali na sołtysa, któren wozem pojechał, zabierając ze sobą Kłęba i parobków.<br />
{{tab}}Długo czekali, bo dopiero o zmierzchu powrócił, ale ku niemałemu zdumieniu wójtowemi końmi i bryką. Zły był jakiś, bo srodze klął i podcinał szkapy, ani myśląc przystawać przed ciżbą, ale ktoś konie za uzdy chycił, że musiał przystanąć i rzekł:<br />
{{tab}}— Juchy te chłopaki, wymyśliły sobie co niebądź la zabawy. Żadnych zabitych nie było w lesie, ludzie se jakieś spały pod krzakami. Złapię Kłębiaka, to ja mu dam strachania. Spotkałem po drodze wójta i zabrałem się z nim, to cała historja. Wio! maluśkie!<br />
{{tab}}— A cóżto, wójt chory, że leży kiej baran? — pytał ktoś, zaglądając do wasąga.<br />
{{tab}}— Śpik go zmorzył i tyla! — śmignął konie i już kłusem ruszył.<br />
{{tab}}— Ścierwy te wisusy, żeby taką rzecz wymyślić!<br />
{{tab}}— Gulbasiaka to sprawka, on pierwszy do psich figlów!<br />
{{tab}}— Rzemieniemby ich złoić, co mają ludzi trwożyć po próżności!<br />
{{tab}}Wyrzekali z oburzeniem, rozchodząc się zwolna po chałupach.<br />
{{tab}}Jeszcze gdzie niegdzie stojali kupkami nad stawem sczerwienionym od zórz, gdy się pokazały komornice z ciężkiemi brzemionami drzewa na plecach. Kozłowa szła na przedzie, jaże wpół zgięta pod {{pp|cię|żarem}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_363" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/363"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/363|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/363{{!}}{{#if:363|363|Ξ}}]]|363}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|cię|żarem}}, i, dojrzawszy ludzi, wsparła się brzemieniem o drzewo.<br />
{{tab}}— Sołtys waju dobrze ocyganił! — powiedziała, ledwie zipiąc z utrudzenia. — Zabitych w lesie nie było, to prawda, ale może co gorszego.<br />
{{tab}}I skoro zebrało się więcej ludzi, zwabionych jej głosem, puściła ozór:<br />
{{tab}}— Wracalim podleśną drogą ku krzyżowi, aż tu Gulbasiak leci naprzeciw i krzyczy zestrachany: „Pod jałowcami jakieś zabite leżą!“ Zabite to zabite, myślę, ale warto zawdy obejrzeć. Poszłyśmy... widzim zdala, prawda, leżą jakieś ludzie, kieby nieżywe... jeno im kulasy sterczą z pod jałowców. Filipka me ciąga, by uciekać... Grzelowa już pacierz trzepie, i mnie też mróz po plecach chodził, alem się przeżegnała, podchodzę bliżej... patrzę... a to pan wójt leży przez kapoty, a pobok Jagusia Borynowa... i śpią se w najlepsze. Spili się w mieście, gorąc był, to se chcieli wypocząć w chłodzie i pojamorować. Jaże buchała od nich gorzałka! Nie budzilim: niech świadki przyjdą, niech cała wieś obaczy, co się wyprawia! Wstyd mówić, jak była rozdziana, jaże Filipka z litości przyokryła ją zapaską. Czysta sodoma. Stara jestem, a jeszcze o takiem zgorszeniu nie słyszałam. Sołtys zaraz przyjechał i budził, Jagna w pola uciekła, zaś pana wójta ledwie na wóz wdygowali, spity był kiej świnia!<br />
{{tab}}— Jezus, tego jeszcze w Lipcach nie bywało — jęknęła któraś.<br />
{{tab}}— Żeby to parobek z dziewką, ale to gospodarz, ociec dzieciom i wójt!<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_364" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/364"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/364|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/364{{!}}{{#if:364|364|Ξ}}]]|364}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A Boryna ze śmiercią się mocuje, wody mu nie ma kto podać, a ta...<br />
{{tab}}— Ja bym ją ze wsi wyświeciła! jabym ścierwę rózgami pod kościołem siekła! — zaczęła znowu wrzeszczeć Kozłowa.<br />
{{tab}}— Zgorszenie samo krzyczy; co tu dodawać? — uspokajały ją kobiety, załamując ręce.<br />
{{tab}}— A kaj Dominikowa?<br />
{{tab}}— Z rozmysłem ją w mieście ostawili, by nie przeszkadzała...<br />
{{tab}}— Jezu, strach pomyśleć, co się wyprawia teraz na świecie!<br />
{{tab}}— Taki grzech, takie zgorszenie, dyć wstyd na całą wieś padnie!<br />
{{tab}}— Jagna się ta osławy nie boja, jutro gotowa to samo robić.<br />
{{tab}}Wyrzekali po chałupach, załamując ręce, że już z tej zgrozy i oburzenia co miętsze kobiety płakały, spodziewając się kary srogiej od Boga na wszystkich ludzi. Cała wieś się trzęsła od gadań i lamentów.<br />
{{tab}}Tylko jedne chłopaki, co się były zeszły na most, wzięły Gulbasiaka rozpytywać podrobno i prześmiewały się z całej historji.<br />
{{tab}}— To ci kokot z wójta, no! to chwat! — śmiał się Wachnik Adam.<br />
{{tab}}— Odpokutuje jeszcze za te jamory: kobieta łeb mu obedrze!<br />
{{tab}}— I z pół roku nie przypuści do siebie.<br />
{{tab}}— Po Jagusi to i nieśpieszno mu będzie do swojej.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_365" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/365"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/365|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/365{{!}}{{#if:365|365|Ξ}}]]|365}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Psiachmać, la Jagny każdenby się ważył na wszystko...<br />
{{tab}}— Jeszczeby! kobieta kiej łania, że niewiada, czy nalazłby śliczniejszą w jakim dworze: ledwie spojrzy na człowieka, a już ciągotki biorą.<br />
{{tab}}— Miód nie kobieta, niedziwno mi też, co Antek Boryna...<br />
{{tab}}— Dajta spokój, chłopaki! Gulbasiak łże jedno, Kozłowa drugie, a baby przez zazdrość jeszcze dokładają, zaś po prawdzie to niewiadomo, jak było... Na niejedną pyskują, choć najpoczciwsza — zaczął mówić Mateusz jakimś smutnym i wielce strapionym głosem, ale nie skończył, gdyż się zjawił między nimi Grzela, wójtów brat.<br />
{{tab}}— Cóż? Pietr śpią jeszcze? — pytali ciekawsi.<br />
{{tab}}— Brat mój rodzony, ale kto tak robi, psem mi jest od dzisiaj! Ale ta ścierwa wszystkiemu winowata! — wybuchnął wściekłością.<br />
{{tab}}— A nieprawda! — wrzasnął naraz Pietrek, parobek Borynów, przedzierając się z pięściami do Grzeli — któren tak szczeka, łże jak pies!<br />
{{tab}}Zdumieli się tą niespodzianą obroną, a on, wytrząchając pięściami, krzyczał:<br />
{{tab}}— Wójt jeno winien! To ona mu korale zwoziła? ona go do karczmy ciągała? ona po całych nocach w sadzie warowała, co? Dobrze wiem, jak przyniewalał i kusił! A może i jakich kropli jej zadał, by mu się nie oparła!<br />
{{tab}}— Obrońca zapowietrzony! nie ciep się tak, bo obertelek zgubisz.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_366" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/366"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/366|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/366{{!}}{{#if:366|366|Ξ}}]]|366}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Dowie się, co ją bronisz, to ci zasługi podniesie.<br />
{{tab}}— Albo jakie portki po Macieju ochfiaruje!<br />
{{tab}}Aż się pokładali ze śmiechów i przekpiwań.<br />
{{tab}}— Chłop za nią nie stanie się upomnieć, ani kto drugi, to ja bronił będę... A będę, psiakrew, i niech jeszcze usłyszę złe słowo, pięści nie pożałuję... Pyskacze juchy, kieby się to przytrafiło z którego siostrą albo kobietą, toby mordy stulili!<br />
{{tab}}— Zawrzyj i ty pysk, parobie jeden! nie twoja sprawa, pilnuj se końskich ogonów! — gruchnął na niego Stacho Płoszka.<br />
{{tab}}— I bacz, byś czego wprzódzi nie oberwał — dodał Wachnik.<br />
{{tab}}— A od gospodarzy ci zasie, kołtunie jeden! — dorzucił jeszcze któryś na odchodne.<br />
{{tab}}— Gospodarze parszywe, dziedzice ścierwy! Ja służę, ale kryjomo ćwiartek nie wynoszę do Żyda, ni z komory niczegój nie porywam! Jeszcze me nie znacie! — krzyczał za odchodzącymi śpiesznie, bo nijako się im zrobiło, że, nie odzywając się już na jego wrzaski, porozchodzili się po chałupach.<br />
{{tab}}Wieczór się już zrobił, jeno że jakiś wietrzny i dziwnie jasny, dawno bowiem było po zachodzie, a na niebie jeszcze leżały szerokie zatoki zórz krwawych, kieby mrowiska porozrywane, i wzbierały zwolna wielgachne chmurzyska. Jakiś niepokój rozwiewał się nad światem, wiater pohukiwał wysoko, że tylko co najwyższe drzewa szarpały się wierzchołkami, ptaki jakieś z wrzaskiem przeciągały niedojrzane, gęsi też {{pp|nie|wiada}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_367" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/367"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/367|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/367{{!}}{{#if:367|367|Ξ}}]]|367}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|nie|wiada}} czemu krzyczały po obejściach, a psy ujadały kiej wściekłe, wybiegając aż na pola. Zaś w chałupach też było podobnie, bo po kolacji nikto w izbach nie ostał, ni na progach siadał, jak zwyczajnie: wszyscy do sąsiadów szli, kupiąc się przed opłotkami a zcicha poredzając.<br />
{{tab}}Wieś była kiej wymarła, nie rozlegały się śmiechy ni śpiewki, jak zawdy w ciepły wieczór, bo wszystkie szeptem raili, strzegąc się dzieci i dzieuch, i wszystkich przejmowało jednakie oburzenie i zgroza.<br />
{{tab}}U Hanki też się zebrało na ganku parę kum: przyleciały się nad nią użalać i co nowego o Jagnie dowiedzieć. Poczynały z różnych stron, ale Hanka odrzekła smutnie:<br />
{{tab}}— Wstyd to i obraza Boska, ale niemałe nieszczęście.<br />
{{tab}}— Pewnie, a jutro cała parafja będzie o tym wiedziała.<br />
{{tab}}— I zaraz powiedzą, że co najgorsze, to w Lipcach się staje.<br />
{{tab}}— I na wszystkie lipeckie kobiety wstyd padnie.<br />
{{tab}}— Bo wszyćkie takie święte, że niechby je kto tak przyniewalał, to samoby zrobiły! — zaszydziła Jagustynka.<br />
{{tab}}— Cichocie, nie pora na prześmiechy! — zgromiła ją Hanka wyniośle i już ani słowem się nie ozwała.<br />
{{tab}}Jeszcze ją dusił wstyd, ale gniew, co ją zrazu chwycił na Jagnę, już się kajś zapodział, że skoro kumy się porozchodziły, zajrzała na drugą stronę, nibyto do <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_368" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/368"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/368|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/368{{!}}{{#if:368|368|Ξ}}]]|368}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Macieja, ale dojrzawszy Jagusię, śpiącą w ubraniu, przywarła drzwi i poomacku rozebrała ją starannie.<br />
{{tab}}— Niech Bóg broni takiej doli! — myślała potem z dziwną litością i jeszcze parę razy tego wieczora zaglądała do niej.<br />
{{tab}}Jagustynka musiała cosik zmiarkować, bo rzekła, jakby niechcący:<br />
{{tab}}— Jagna bez grzechu nie jest, ale wójt najwinniejszy.<br />
{{tab}}— Prawda, i jemu powinni zapłacić za wszystko, jemu! — przytwierdzała tak zajadle Hanka, jaże Pietrek spojrzał na nią dziękczynnie.<br />
{{tab}}I dobrze utrafiły, bo dopóźna w noc stary Płoszka i Kozły latały po wsi, podburzając ludzi przeciw niemu. Płoszka nawet do chałup zachodził i nibyto żartami gadał:<br />
{{tab}}— Udał się nam wójt, w całym powiecie nie najdzie większego chwata!<br />
{{tab}}A że jakoś niebardzo mu basowali, do karczmy pociągnął. Było już tam kilku pomniejszych gospodarzy, postawił im gorzałki raz i drugi, aż kiej się podcięli, swoje jął wykładać:<br />
{{tab}}— Wójt nam się sprawia? co?<br />
{{tab}}— Nie pierwszyzna mu przecież! — rzucił ostrożnie Kobus.<br />
{{tab}}— Trzymam o nim swoje i nie puszczę z gęby, trzymam! — mruczał podpity ździebko Sikora, wspierając się ciężko na szynkwasie.<br />
{{tab}}— Trzymaj se i co drugiego w zębach: nikto ci nie wydziera! — buchnął Płoszka i już cicho jął {{pp|pod|judzać}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_369" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/369"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/369|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/369{{!}}{{#if:369|369|Ξ}}]]|369}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|pod|judzać}} na wójta, prawiąc, jaki to zły przykład la ludzi daje, jaki wstyd przez niego, i różne różności.<br />
{{tab}}— Trzymam i o tobie swoje, jeno ci nie powiem — mruczał znowu Sikora.<br />
{{tab}}— Zwalić go z urzędu, to jedyna rada, zaraz mu trąba zmięknie! — prawił, stawiając nową kwaterkę. — Posadzilim go na wójtostwie, to mocnim i zesadzić! To, co dzisiaj zrobił, wstyd la całej wsi, aleć gorsze robił, z dziedzicem zawdy trzymał na szkodę gromady, szkołę chce w Lipcach stawiać, Miemców na Podlesie to on pono dziedzicowi naraił. A hula cięgiem, pije, stodołę sobie postawił, konia przykupił, mięso co tydzień jada i herbatę pija — za czyje to pieniądze? co? Juści nie za swoje, jeno za gromadzkie...<br />
{{tab}}— To trzymam, co świńtuch jest wójt, ale i tybyś swojego ryja chciał wsadzić do koryta! — przerwał mu mamrot Sikory.<br />
{{tab}}— Spił się i bele co powiada.<br />
{{tab}}— Swoje trzymam, że cię na wójta nie wybierzem!<br />
{{tab}}Odsunęli się od niego i cosik długo w noc uredzali.<br />
{{tab}}Zaś nazajutrz jeszcze rozgłośniej jęli rozgadywać całą historję, bo ksiądz zabronił stawiania ołtarza przed wójtem, jak to co rok bywało. Juści, co się wszystkiego dowiedział i zaraz rano kazał wołać Dominikową, która była dopiero o północku wróciła, i taki był zły, że organistę zwymyślał a Jambroża cybuchem przekropił.<br />
{{tab}}Ów dzień Bożego Ciała przeszedł był jak i poprzednie, wielce pogodny, jeno dziwnie duszący i cichy; najmniejszy powiew nie przewiewał nad ziemią, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_370" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/370"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/370|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/370{{!}}{{#if:370|370|Ξ}}]]|370}}'''<nowiki>]</nowiki></span>słońce zarno od wschodu jęło prażyć niemiłosiernie, że w rozpalonem i suchem powietrzu liście mdlały powiędłe i zboża się kłoniły bezwładnie, piasek parzył w nogi kiej zarzewie, zaś ze ścian ściekały żywice, żarem wytopione.<br />
{{tab}}Folgował se Pan Jezus i prażył coraz mocniej, ale naród jakby na to nie baczył, gdyż już od samego świtania rejwach się czynił na wsi i sroga krętanina: szykowali się do kościoła, a dziewczyny, które miały nosić feretrony i sypać kwiatem przed dobrodziejem na procesji, biegały kiej oparzone jedne do drugich przymierzać stroiki, a czesać się i cudeńka wygadywać między sobą, zaś starsi na gwałt stroili ołtarze; stawiali u młynarzów, przed plebanją, zamiast u wójta, i przed Borynami, że Hanka wraz z domownikami już od świtu pomagała Rochowi.<br />
{{tab}}Skończyli też prawie pierwsi, a tak pięknie przybrali, jaże się ludzie zdumieli, powiedając, co nawet piękniejszy od młynarzowego.<br />
{{tab}}I prawdę rzekli: przed gankiem stanęła kieby kapliczka, wypleciona z brzozowych gałęzi a zieleni, wykryli ją całą wełniakami, że jaże grała w oczach od kolorów, zaś w pośrodku, na podwyższeniu, stanął ołtarz, przykryty bieluśką i cienką płachtą i zastawiony świecami a kwiatami w doinkach, które Jóźka oblepiła w strzyżki ze złotego papieru.<br />
{{tab}}Wielki obraz Matki Boskiej wisiał nad ołtarzem, a pobok zawiesili mniejsze, ile się jeno zmieściło. Zaś la większej przyozdoby, nad samym ołtarzem przyczepili klatkę z kosem, którego Nastusia przyniesła: ptak <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_371" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/371"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/371|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/371{{!}}{{#if:371|371|Ξ}}]]|371}}'''<nowiki>]</nowiki></span>się wydzierał po swojemu, że mu to Witek zcicha przygwizdywał.<br />
{{tab}}A całe opłotki od drogi wysadzone były świerczyną naprzemian z brzózkami, żółtym piaskiem grubo wysypane i zarzucone tatarakiem.<br />
{{tab}}Jóźka znosiła całe naręcze modraków, ostróżek, wyczki polnej i przystrajała ściany kapliczki; opięła też niemi obrazy, lichtarze i co ino było można, że nawet ziemię przed ołtarzem potrząsnęła kwiatami; nie darowała i chałupie, gdyż całe ściany i okna ginęły pod zielenią, zaś w snopki dachu nawtykała tataraków.<br />
{{tab}}A przykładali się do roboty wszyscy zarówno, kromie jednej Jagusi, która wymknąwszy się z chałupy wczesnym rankiem, już się nie pokazała.<br />
{{tab}}Wprawdzie skończyli pierwsi, ale już słońce wynosiło się nad wieś i coraz więcej turkotało wozów, z drugich wsi jadących.<br />
{{tab}}Jęli się więc śpiesznie szykować do kościoła.<br />
{{tab}}Witek jeno ostał na straży w opłotkach, bo chmara dzieci cisnęła się oglądać ołtarz i przygwizdywać kosowi, że gałęzią odganiał, a nie mogąc poredzić, puszczał na nich swojego boćka, któren snadź przyuczony, wysuwał się czająco i groził ostrym dziobem w bose nogi, jaże z wrzaskiem rozpierzchali się co chwila.<br />
{{tab}}Sygnaturka akuratnie się ozwała, kiej cały dom wyszedł. Jóźka biegła przodem, w bieli cała, w trzewikach zasznurowanych czerwonemi tasiemkami, z książką w ręku.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_372" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/372"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/372|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/372{{!}}{{#if:372|372|Ξ}}]]|372}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Witek, jak ci się widzę? co? — pytała, obracając się przed nim na pięcie.<br />
{{tab}}— Galanto, kiej ta biała gąska! — odrzekł z podziwem.<br />
{{tab}}— Tyla się na tem rozumiesz, co twój bociek. Hanka pedzieli, co żadna we wsi tak się nie przystroi — trzepała, obciągając przykrótkie obleczenie.<br />
{{tab}}— Cie!.. a kolana ci się czerwienią przez kieckę niby gęsi z pod pierza.<br />
{{tab}}— Głupiś! Łapie w ogon se zajrzyj! Hale, boćka schowaj: ksiądz przyjdzie z procesją i jeszcze go obaczy i pozna — przestrzegała ciszej.<br />
{{tab}}— Prawda, że śwarna i przystrojona, a i gospodyni też się rozczapierza, kiej ten indor! — szeptał, wyglądając za niemi na drogę, ale wspomniawszy przestrogę, zaciągnął boćka do dołu po ziemniakach, zaś la obrony przed dziećmi Łapie przykazał warować przed ołtarzem, a sam poleciał do Macieja, leżącego w sadzie, jak co dnia.<br />
{{tab}}Na wsi już całkiem ścichło, wszystkie wozy przejechały i ludzie przeszli, drogi opustoszały, jeno niekajś w opłotkach bawiły się dzieci, psy wylegały się w słońcu i jaskółki śmigały nad stawem w rozpalonem powietrzu, zaś w kościele zaraz po sygnaturce rozpoczęło się nabożeństwo, dobrodziej wyszedł ze sumą i organy zagrały, ale snadź wnet po kazaniu uderzyły wszystkie dzwony, i huknęli takiem śpiewaniem, jaże gołębie porwały się z dachów i naród jął się wywalać wielkiemi drzwiami, a nad nim wychodziły chorągwie pochylone, światła gorejące i obrazy, {{pp|nie|sione}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_373" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/373"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/373|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/373{{!}}{{#if:373|373|Ξ}}]]|373}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|nie|sione}} przez dziewczyny w biel przybrane, zaś w końcu wynosił się czerwony baldach, a pod nim ksiądz ze złocistą monstrancją w ręku wolniuśko zstępował ze schodów.<br />
{{tab}}A kiej się jako tako ustawili do procesji, czyniąc wskroś ciżby długą ulicę, obrzeżoną zapalonemi świecami, dobrodziej znowuj zaśpiewał:<br />
{{f|<poem>„U drzwi Twoich stoję, {{Korekta|Panie!...|Panie!...“}}</poem>|w=85%|przed=15px|po=15px}}
{{tab}}A wszystek naród odgruchnął mu w jeden ogromny, niebosiężny głos:<br />
{{f|<poem>„Czekam na Twe zmiłowanie...“</poem>|w=85%|przed=15px|po=15px}}
{{tab}}I, śpiewając, ruszyli, cisnąc się we wrótniach smętarza i przepychając, gdyż zjazd był ogromny, cała parafia się stawiła, a nawet wszystkie dwory, że dziedzice prowadziły dobrodzieja i jeszcze w asyście szli pobok ze światłem, zaś baldach niesły gospodarze, jeno jakby na złość Lipczakom, same obce, z drugich wsi.<br />
{{tab}}Cała procesja wywaliła się z cieniów smętarza na plac, jaże biały i wrzący od spieki, słońce lunęło w oczy, żywym ogniem prażąc, że już się wolno posuwali wśród bicia dzwonów, śpiewów, w pachnących dymach trybularza i w kłębach kurzawy, jaka się wnet podniesła, wśród świateł i tego kwiecia, sypanego pod nogi dobrodzieja...<br />
{{tab}}Powiedli się do pierwszego z prawej strony ołtarza, do Borynów; droga się wmig zapchała, jaże płoty trzeszczały, i niejeden we staw zleciał z wysokiego brzegu, i przydrożne drzewa się trzęsły od naporu. <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_374" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/374"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/374|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/374{{!}}{{#if:374|374|Ξ}}]]|374}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Walili ciężką, rozśpiewaną ciżbą głów, kiejby tą rzeką mieniącą się od farb, zaś środkiem, niby łódź na fali, płynął czerwony baldach i chwiały się chorągwie, obrazy i święte figury całe w tiulach a kwiatach.<br />
{{tab}}Parli się w tłoku wielkim, głowa przy głowie, ledwie już dysząc z żaru i ciasnoty, ale śpiewając z całego serca, całą mocą, wszystkiemi gardzielami, że zdało się, jakoby wraz z nimi świat cały śpiewał chwałę Panu — jakoby te lipy wyniosłe, te czarne olchy, te rozgorzałe w słońcu wody, te śmigłe brzózki, te sady niskie, i pola zielone, i dalekości okiem nieobjęte, i chałupy, i wszystko, co ino było, dokładało swój wtór serdeczny, nabrzmiały radością, że pieśń ogromna rozlewała się skłębionym grzmotem w rozżarzonem powietrzu i ku blademu niebu do słońca się podnosiła.<br />
{{tab}}Aż liście trzęsły się od głosów i ostatnie kwiaty z drzew leciały.<br />
{{tab}}Przed Borynami ksiądz odczytał pierwszą Ewangelję i, odpocząwszy ździebko, powiódł naród do młynarzowego ołtarza.<br />
{{tab}}Upał się był jeszcze podniósł, że już zgoła wytrzymać było niesposób, i kurz zapierał gardziele, słońce zbielało i po jasnem niebie jęły się zaciągać białawe, długie smugi, a rozprażone powietrze trzęsło się i mieniło w oczach, kiej wrzątek — na burzę się zbierało.<br />
{{tab}}Już z dobrą godzinę ciągnęła się procesja, i choć już ustawali ze spieki, a choć i sam proboszcz spotniały był i czerwony jak burak, ale obchodzili zwolna, {{pp|po|sobnie}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_375" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/375"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/375|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/375{{!}}{{#if:375|375|Ξ}}]]|375}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|po|sobnie}} wszystkie ołtarze, przed każdym wysłuchując Ewangelje i śpiewając nowe pieśnie.<br />
{{tab}}A czasami, kiej naród, ździebko ustawszy, milknął, że ino tupot nóg się rozlegał, w onej cichości nagłej skowronki było słychać na polach, kukułka gdziesik kukała zawzięcie i jaskółki świegotały pod strzechami, zaś dzwony bimbały bezustannie; biły zwolna a długim, mocnym i gorącym głosem.<br />
{{tab}}I chociaż naród znowu śpiewał, chociaż chłopy nie żałowały gardzieli, kobiety wydzierały się cieniuśką nutą, dzieci piskały po swojemu, a małe dzwonki jazgotały i od ciężkiego tupotu dudniała wyschła ziemia — a głosy dzwonów wynosiły się nad wszystkiem, śpiewały czysto i górnie, śpiewały niebosiężnie jakimś złocistym, głębokim głosem, przejętym radością i weselem, a tak krzepko i rozgłośnie, jakby kto walił młotami we słońce, iż wszystek świat zdał się kolebać i rozdzwaniać.<br />
{{tab}}Zaś kiej skończyli przed ołtarzami, to jeszcze długo trwało nabożeństwo w kościele, długo huczały organy i rozlegały się śpiewania.<br />
{{tab}}A ledwie co wysypali się przed kościół, by nieco ochłonąć pod drzewami, grosz jaki dziadom wysupłać i zmówić się ze znajomkami, kiej pociemniało znagła, daleki grzmot zahuczał i suchy, palący wiater zakręcił, że drzewa się zatargały i kurz się podniósł na drogach.<br />
{{tab}}Ludzie z bliższych wsi jęli nagwałt wyjeżdżać.<br />
{{tab}}Ale zrazu ino drobny deszcz przekropił, gorący i rzadki, że jeszcze parniej się stało i duszniej, zaś słońce paliło niemiłosierniej, a żaby nukały ciszej <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_376" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/376"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/376|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/376{{!}}{{#if:376|376|Ξ}}]]|376}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i senniej, jeno co jakoś pomroczało, dale się przyćmiły, zahuczały znowu grzmoty i na posiniałym wschodzie jęły migotać blade, krótkie błyskawice.<br />
{{tab}}Burza szła od wschodniej strony, kieby sierpem nadciągały ciężkie, granatowe płachty chmur, opite deszczem czy gradem, krótki a hukliwy wiater wyrywał się przodem, świszcząc po czubach drzew i szarpiąc zbożami, ptactwo z wrzaskiem uciekało pod dachy, nawet psy gnały do chałup, bydło wyrywało z pól, a po drogach już się kręciły słupy kurzawy, zaś grzmoty rozlegały się coraz bliżej.<br />
{{tab}}A nie wyszło i dwóch pacierzy, kiej słońce jęło się zatapiać w rudych, paskudnych tumanach i przeświecało kiejby z za szyby przepalonej, grzmoty już zahurkotały nad wsią, i uderzył taki wicher, że dziw drzew nie powyrywał, jaże gałęzie i snopki z dachów w cały świat porwał, a pierwsze pioruny trzasnęły gdziesik w bory, całe niebo w mig posiniało niby wątroba, słońce zgasło, zawyły wichry i pioruny jęły bić jeden za drugim, grzmoty zatrzęsły ziemią i ognie błyskawic ozdzierały schmurzone niebo, oczy wyżerając blaskami.<br />
{{tab}}Domy dygotały od huków, a wszelkie stworzenie przyczaiło się w strachu.<br />
{{tab}}Na szczęście, że burza przewaliła się stronami, pioruny biły gdziesik daleko, wichura przeszła, nie poczyniwszy szkód, niebo zaczęło się już wyjaśniać, gdy przed nieszporami lunął rzęsisty deszcz i poszła taka nawałnica, że wmig położyła zboża, rzeka {{pp|wez|brała}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_377" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/377"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/377|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/377{{!}}{{#if:377|377|Ξ}}]]|377}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wez|brała}}, a ze wszystkich rowów, miedz i brózd waliła spieniona woda.<br />
{{tab}}Uspokoiło się dopiero pod sam wieczór, deszcz przeszedł i na zachód słońce się wykryło z za chmur czerwoną i promienistą kulą...<br />
{{tab}}Lipce ożyły znowu, ludzie jęli wywierać drzwi i wyłazić na świat i dychać z lubością ochłodzonem powietrzem; pachniało wszyćko po deszczu, a już najbarzej młode brzózki i te mięty po ogródkach; przemiękła ziemia jakby się rozpaliła w słońcu; gorzały kałuże po drogach, błyszczały liście i trawy, paliły się spienione wody, spływające z radosnym bełkotem do stawu.<br />
{{tab}}Leciuchny wiaterek przegarniał pochylone zboża i rzeźwość mocna i weselna biła od borów i pól i przenikała duszę, że już dzieci z wrzaskiem brodziły po rowach i roztokach, ptaki ćwierkały w gąszczach, psy ujadały, księże perliczki darły się na płotach, a wszystkie opłotki, drogi, chałupy i obejścia zadzwoniły przekrzykami i rozmowami, nawet już tam kajś kole młyna zawiodła któraś piosneczkę:<br />
{{f|<poem>Deszczyk rosi, zrosi me, zrosi me —
Moja Maryś, nocuj me, nocuj me!</poem>|w=85%|przed=15px|po=15px}}
{{tab}}Zaś od pola, wraz z rykiem stad spędzanych, darły się jazgotliwe, prędkie śpiewki pasterek:<br />
{{f|<poem>Powiedziałeś, że mnie weźmiesz
Skoro żytko, jarkę zeżniesz;
A tyś zeżon i owiesek —
Teraz szczekasz kieby piesek —
{{tab|50}}Oj dana, da dana!..</poem>|w=85%|przed=15px|po=15px}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_378" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/378"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/378|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/378{{!}}{{#if:378|378|Ξ}}]]|378}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Zaczęły też wyjeżdżać wozy ludzi, którzy ostali, przeczekując burzę, ale wiela gospodarzy ze sąsiedzkich wsi pozostało w gościnie u Lipczaków: byli to ci, co tak poczciwie zjechali pomagać kobietom. Bogatsi ugaszczali ich po domach, nie żałując jadła ni napitków, zaś biedniejsze powiedły swoich dobrodziejów na poczęstunek do Żyda, bo zawdy raźniej w kupie i w karczmie weselej.<br />
{{tab}}Chłopaki sprowadziły muzykę, że już od nieszporów roznosiło się z karczmy zawodzenie skrzypków, dudlenie basów i brzękliwy warkot bębenka.<br />
{{tab}}A i drudzy też gęsto pociągali na zabawę, gdyż od tyla czasu, bo od samych zapust, nie zbierali się na żadną ochotę.<br />
{{tab}}Narodu się naszło coniemiara, miejsc zbrakło, że sporo musiało się kuntentować siedzeniem na belkach leżących pod
karczmą, jeno co czas był piękny i na niebie świeciły złote roztoki, to się gęsto kwaterowali pod ścianą, krzykając na Żyda, by im napitki wynosił.<br />
{{tab}}Że prawie sama młódź przepełniała karczmę, zaraz też z miejsca poszli oberkiem, jaże ściany i dyle pojękiwały, a przewodził tanom ku niemałemu podziwowi Szymek Dominikowej z Nastusią. Darmo go młodszy, Jędrzych, odwodził, cicho molestując, ale nie poredził, bo parobek się sielnie rozochocił i słuchać nie chciał, gorzałkę pił i do picia Nastkę i kamratów swoich przyniewalał, zaś co urznęła muzyka, dziesiątki rzucał grajkom, Nastkę wpół ujmował i z całej mocy wrzeszczał:<br />
{{tab}}— Jeno ostro chłopcy, z kopyta, po naszemu!<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_379" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/379"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/379|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/379{{!}}{{#if:379|379|Ξ}}]]|379}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}I nosił się po izbie kiej ten rozhukany źrebiec, pokrzykując srogo i bijąc siarczyście obcasami.<br />
{{tab}}— Wiechcie jucha z butów powytrzącha! — szeptał Jambroży, robiąc łakomie grdyką ku pijącym pobok: — A wali kulasami kiej cepem: jeszcze mu się rozlecą! — dodał głośniej, bliżej się podsuwając.<br />
{{tab}}— Baczcie ino, żebyście sami czego nie stracili — mruknął Mateusz, stojący ze swoimi kamratami.<br />
{{tab}}— Gorzałki bym się z wami napił na zgodę — rzekł, śmiejąc się, Jambroży.<br />
{{tab}}— Naści, szkła jeno nie zechlaj, pijanico! — podał mu pełny kieliszek i odwrócił się plecami, bo Grzela, wójtów brat, zaczął im cosik raić zcicha; że wsparci o szynkwas słuchali uważnie, nie bacząc na tany, ni na stojącą przed nimi gorzałkę. Sześciu ich było zebranych, wszystkie najprzedniejsze we wsi parobki, same rodowe, gospodarskie syny, radzili pilno, ale że wrzask się robił coraz większy i ciasnota, to przenieśli się do żydowskiej stancji, gdyż alkierz zajmowali gospodarze ze swoimi gośćmi.<br />
{{tab}}Izba była ciasna, zapchana rozbabranymi betami, w których spały żydzięta, iż ledwie się pomieścili przy stole. Jedna łojówka kopciła się w mosiężnym świeczniku, wiszącym u pułapu. Grzela puścił flaszkę w kolejkę, przepili raz i drugi, ale jakoś nikto nie zaczynał, z czem przyszli: jaże Mateusz rzucił drwiąco:<br />
{{tab}}— Zaczynaj, Grzela, to kiej wrony na deszczu tak siedzita!<br />
{{tab}}Nie zdążył Grzela zacząć, gdy wszedł kowal i witał się, szukając, kajby przysiąść.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_380" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/380"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/380|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/380{{!}}{{#if:380|380|Ξ}}]]|380}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Smolipysk jucha, zawdy tam wzejdzie, kaj go nie posiali! — buchnął Mateusz. — W twoje ręce, Michał! — dodał zaraz, tłumiąc gniew.<br />
{{tab}}Kowal wypił i, nadrabiając miną, ozwał się żartobliwie:<br />
{{tab}}— Niełasym cudzych sekretów, a nic tu widzę po mnie...<br />
{{tab}}— Rzekłeś! Dobrze wama z Miemcami w piątki na sperce z kawą, to jeszcze lepiej będzie dzisiaj, we święto...<br />
{{tab}}— Powiadasz Płoszka bele co, jakbyś się napił... — odburknął.<br />
{{tab}}— Powiedam, co wiadomo, że co dnia z nimi hańdryczysz.<br />
{{tab}}— Kto mi robotę daje, temu robię, nie przebieram.<br />
{{tab}}— Robotę! co inszego ty z nimi obrabiasz — rzekł ciszej Wachnik.<br />
{{tab}}— Jakeś i z dziedzicem nasz las obrabiał — dodał groźnie Pryczek.<br />
{{tab}}— Widzi mi się, co na sąd trafiłem... cie! jak to wszystko wiedzą.<br />
{{tab}}— Dajta mu spokój, robi swoje bez nas, to i my weźmy się do swojego przez niego — powiedział Grzela, patrząc mu ostro w ślepie rozbiegane.<br />
{{tab}}— Kiejby was strażnik dojrzał przez okna, pomyślałby, co się zmawiacie na kogo! — nibyto drwił, ale wargi mu się ze złości trzęsły.<br />
{{tab}}— Może i tak, jeno nie na ciebie: za małaś figura, Michał.<br />
{{tab}}Nacisnął czapkę i wyszedł, trzaskając drzwiami.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_381" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/381"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/381|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/381{{!}}{{#if:381|381|Ξ}}]]|381}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Przewąchał cosik i na zwiady przyleciał.<br />
{{tab}}— Gotów teraz iść słuchać pod okno.<br />
{{tab}}— O sobie jeszcze co takiego usłyszy, że mu się odechce.<br />
{{tab}}— Cichojta-no, chłopcy! — zaczął Grzela uroczyście. — Mówiłem już wama, co Podlesie nie przedane jeszcze Miemcom, ale leda już dzień mogą pojechać do aktu, a nawet mówili, co na przyszły czwartek.<br />
{{tab}}— Dyć wiemy i trzeba na to zaradzić! — zawołał niecierpliwie Mateusz.<br />
{{tab}}— Radź, Grzela: na książce umiesz, gazetę czytujesz — to ci łacniej.<br />
{{tab}}— Bo jak Miemce kupią i zasiędą o miedzę, to będzie jak w Górkach: powietrza prosto zbraknie do dychania w Lipcach i z torbami pójdziemy, albo do Hameryki.<br />
{{tab}}— A ojce jeno się we łby skrobią, wzdychają i zaradzić nie poredzą.<br />
{{tab}}— I z gospodarek nam nie ustąpią! — rzucali jeden po drugim.<br />
{{tab}}— Wielka rzecz Miemcy! siedziały takuśko w Liszkach, a nasi ich wykupili co do jednego, że zaś w Górkach było inaczej, to same chłopy winowate: piły, procesowały się cięgiem i torby se wygrały.<br />
{{tab}}— To i z Podlesia możem wykupić i przegnać! — wołał Jędrek Boryna, stryjeczny Antka.<br />
{{tab}}— Łacno mówić: teraz niema za co kupić; chociaż tylko po sześćdziesiąt rubli morgę sprzedają, a potem to znajdziesz z jakie tysiąc złotych za to samo?..<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_382" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/382"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/382|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/382{{!}}{{#if:382|382|Ξ}}]]|382}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Żeby ojce wydzieliły kużdemu co jego, a prędzejby poredził.<br />
{{tab}}— Bo pewnie, juści! Zarazbym wiedział, co robić! — zawrzeszczeli.<br />
{{tab}}— O głupie, głupie! To starzy z całego ledwie się przeżywią, a wy na działach chcecie nazbijać pieniędzy! — przerwał im Grzela.<br />
{{tab}}Zmilkli naraz, bo juści taką prawdę rzekł, jakby obuchem zwalił w ciemię.<br />
{{tab}}— Bieda nie z tego, że ojcowie nie chcą wam popuścić gospodarek — mówił dalej — a jeno z tego, że Lipce mają ziemi za mało, że narodu cięgiem przybywa, gdyż co starczyło za dziadków la trojga, musi się teraz rozdzielać la dziesięciorga.<br />
{{tab}}— Święta prawda! Juści że tak! Juści! — szeptali sfrasowani.<br />
{{tab}}— To kupić Podlesie i podzielić! — wyrwał się któryś.<br />
{{tab}}— Kupiłbyś wieś, jeno pieniądze gdzieś! — mruknął Mateusz.<br />
{{tab}}— Czekajta jeno, może się i na to znajdzie jaka rada.<br />
{{tab}}Mateusz się naraz zerwał, buchnął pięścią w stół i zakrzyczał:<br />
{{tab}}— A czekajcie i róbcie sobie, co chcecie, mnie już dosyć i, jak się ozgniewam, to rzucę wieś i do miasta pójdę, tam lepiej ludzie żyją.<br />
{{tab}}— Twoja wola, ale drudzy muszą tutaj ostać i jakoś sobie radzić.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_383" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/383"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/383|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/383{{!}}{{#if:383|383|Ξ}}]]|383}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A bo już wytrzymać nie mogę, jaże djabli człowieka bierą: ciasnota wszędy, że chałupy dziw się nie rozwalają, tyla w nich siedzi, bieda jaże piszczy, a tu pobok leży ziemia wolna i prosi się, by ją wziąć... a nie ugryziesz, choćbyś zdychał z głodu, niema jej kupić za co i pożyczyć niema od kogo. Żeby to wciórności z takiem urządzeniem!<br />
{{tab}}Grzela opowiedział, jak to jest indziej, po drugich krajach.<br />
{{tab}}Słuchali, wzdychając żałośnie, a Mateusz mu przerwał:<br />
{{tab}}— Cóż nama z tego, że drugie dobrze mają! Pokaż głodnemu miskę pełną i schowaj, niech się nachla patrzeniem! Dobrze mają: kaj indziej to jest opieka nad narodem, nie tak, jak u nas, gdzie każden chłop rośnie se jako ta dziczka w czystem polu, że czy zmarnieje, czy też wyrośnie — co to kogo swędzi?.. bele jeno podatki płacił, w rekruty szedł i urzędom się nie przeciwił! Mierzi mi się już takie życie i do grdyki idzie.<br />
{{tab}}Grzela, wysłuchawszy cierpliwie, zaczął znowu swoje:<br />
{{tab}}— Jest tylko jeden sposób, żeby Podlesie było nasze.<br />
{{tab}}Przysunęli się jeszcze bliżej, by i słowa nie stracić, gdy naraz taki wrzask wstrząsnął całą karczmą, jaże szyby zabrzęczały i muzyka grać przestała. Poleciał tam któryś na przewiady i opowiadał potem ze śmiechem, co się stało: Dominikowa narobiła takiego piekła, przyleciała bowiem z kijem po synów, chciała <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_384" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/384"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/384|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/384{{!}}{{#if:384|384|Ξ}}]]|384}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ich bić i siłą do domu zabierać, jeno co się oparli, matkę z karczmy wypędzili, a teraz Szymek jął pić na umór, zaś Jędrzych pijany docna ryczy w kominie.<br />
{{tab}}Nie pytali o więcej, gdyż Grzela zaczął wykładać swój sposób, który był taki: z dziedzicem się pogodzić i wzamian morgi lasu zażądać po cztery morgi pola na Podlesiu!<br />
{{tab}}Zdumieli się wielce i strasznie rozradowali taką możliwością, a Grzela jeszcze powiadał, co tak samo się ugodziła jedna wieś koło Płocka, o czem był wyczytał w gazecie.<br />
{{tab}}— Dobra nasza, chłopcy! Żydzie, gorzałki! — krzyknął Płoszka we drzwi.<br />
{{tab}}— Za trzy morgi boru rychtykby nam wypadło dwanaście pola!<br />
{{tab}}— A nam z dziesięć, cała gospodarka.<br />
{{tab}}— I niechby dodał co niebądź krzaków na {{Korekta|opał|opał.}}<br />
{{tab}}— A za paśniki mógłby dać choć po mordze łąki.<br />
{{tab}}— I nieco budulcu na chałupy! — wołali jeden przez drugiego.<br />
{{tab}}— Jeszcze trochę, a będziecie chcieli, żeby wam dodał po koniu z wozem i po krowie, co? — przekpiwał Mateusz.<br />
{{tab}}— Cichocie-no!.. trzeba teraz namawiać, aby się gospodarze zebrali, poszli do dziedzica i przełożyli, czego chcą: może się i zgodzi.<br />
{{tab}}Mateusz mu przerwał:<br />
{{tab}}— Jak nie ma noża na gardle, to się nie zgodzi: jemu zaraz potrza pieniędzy, i Miemcy je dadzą, choćby jutro, niech się tylko zgodzi... A nim się nasi <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_385" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/385"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/385|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/385{{!}}{{#if:385|385|Ξ}}]]|385}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wydrapią po łbach, nim się naredzą, nim się na jedno zgodzą, nim baby przeciągną na swoją stronę, to miesiące przejdą, dziedzic ziemię przeda i plecy wypnie: będzie miał o czem czekać, jak wypadnie sprawa z borem. Grzelowy sposób jest mądry, jeno widzi mi się, trza go innym końcem stawiać do pionu.<br />
{{tab}}— To gadajże, Mateusz, radź!<br />
{{tab}}— Nie gadać, nie naradzać się, a trza zrobić tak samo jak z borem.<br />
{{tab}}— Czasem tak można, a czasem nie! — mruknął Grzela.<br />
{{tab}}— A ja ci mówię, że można, w inny ździebko sposób, a to samo wyjdzie... Do Miemców iść całą gromadą, i spokojnie im zapowiedzieć, aby się nie ważyły kupować Podlesia...<br />
{{tab}}— A takie są głupie, że zaraz się nas ulękną i posłuchają!<br />
{{tab}}— Toteż im się zapowie, że jeśli nie posłuchają i kupią, to nie pozwolim im siać, nie pozwolim się budować, nie damy krokiem się ruszyć za pola. Zobaczycie, czy się nie ulękną! Wykurzymy ich kiej lisów z jamy.<br />
{{tab}}— A juści, niby to se nie poredzą!.. jak Bóg w niebie, tak nas znowu za te pogrozy wsadzą do kreminału! — wybuchnął Grzela.<br />
{{tab}}— Zapakują, to i puszczą, wiekować tam nie będziemy, ale kiej nas wypuszczą, to la Miemców będzie jeszcze gorzej... głupie one nie są i przódzi dobrze rozważą, czy im wojna z nami pójdzie na zdrowie... <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_386" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/386"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/386|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/386{{!}}{{#if:386|386|Ξ}}]]|386}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Dziedzic też będzie inaczej śpiewał, jak mu kupców rozpędzimy, zaś nie...<br />
{{tab}}Ale już Grzela nie mógł wytrzymać, zerwał się od stołu i zaczął z całych sił odwodzić od tych zuchwałych zamysłów. Przekładał, jakie to z tego wynikną procesy, nowe straty la wszystkich, nowe marnacyje, że gotowi powsadzać ich za te ciągłe bunty na parę lat do kryminału... że to wszystko da się zrobić spokojnie ze samym dziedzicem... Zaklinał na wszystko i błagał, by nowego nieszczęścia nie ściągali na naród. Prawił ze dwa pacierze i jaże poczerwieniał, jaże całował ich posobnie, molestując i prosząc, by poniechali, ale wszystko to było na darmo, kiejby groch rzucał na ścianę, że w końcu Mateusz rzekł:<br />
{{tab}}— Prawisz, kiej w kościele, jakbyś z książki wyczytywał, a nam czego inszego potrza!<br />
{{tab}}Wraz też wszyscy zaczęli mówić, zrywać się, tłuc pięściami w stół, a wrzeszczeć z wielkiej radości:<br />
{{tab}}— Dobra nasza, na Miemców iść, rozegnać pludraków! Mateusz mądrze radzi, jego słuchamy, a któren się boja, niech pod pierzynę się chowa!<br />
{{tab}}Ani sposób już było do nich mówić, tak ich ponosiło.<br />
{{tab}}Żyd w te pore przyniósł flachę, wysłuchał i, ścierając na stole porozlewaną gorzałkę, powiedział nieśmiało:<br />
{{tab}}— Mateusz ma kiepełe: mądrą radę daje.<br />
{{tab}}— Cie! Jankiel też na Miemców, no! — zakrzyczeli zdumieni.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_387" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/387"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/387|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/387{{!}}{{#if:387|387|Ξ}}]]|387}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Bo ja wolę trzymać ze swoimi, biedy się użyje, jak i wszystkie, ale jakoś z pomocą boską żyć można... Ale gdzie przychodzą Niemcy, to już tam nie tylko biedny Żydek się nie pożywi, tam pies nie ma co jeść... Niech one zdechną, niech ich ta... tfy... choroba wytłucze!..<br />
{{tab}}— Żyd i trzyma z narodem! Słyszeliśta, co?<br />
{{tab}}Dziwowali się coraz barzej.<br />
{{tab}}— Ja jestem Żyd, ale mnie w boru nie znaleźli, ja się tutaj urodziłem, jak i wy, mój dziadek i mój ojciec też... to z kim ja mam trzymać?.. co?.. Czy to ja nie swój?.. Przecież jak wam będzie lepiej, to i mnie będzie lepiej!.. Jak wy będziecie gospodarze, to ja będę z wami handlował!.. Jak mój dziadek z waszymi, no nie?.. A coście mądrze o Niemcach myśleli, to ja całą butelkę araku postawię!.. Wasze zdrowie gospodarze podlaskie! — zawołał, przepijając do Grzeli.<br />
{{tab}}Pili gęsto, i taka radość nimi owładnęła, że dziw Żyda nie całowali po brodzie, usadzili go między sobą i wszystko znowu rozpowiedzieli, radząc się go we wszystkiem. Nawet Grzela się rozchmurzył i przystał znowu do nich, by go nie posądzili o co złego.<br />
{{tab}}Narada już niedługo trwała, bo Mateusz się podniósł i wołał:<br />
{{tab}}— Do karczmy, chłopcy, nogi wyprostować, dosyć na dzisiaj!..
Hurmą tam poszli, a Mateusz odbił zaraz jakiemuś Tereskę i puścił się z nią w tany, a za nim drugie zaczęły dziewki z kątów wyciągać, na muzykantów krzykać i w tany iść, kiej wicher.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_388" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/388"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/388|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/388{{!}}{{#if:388|388|Ξ}}]]|388}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Juści co zaraz rzęsiściej gruchnęła muzyka, bo grajki wiedziały, że z Mateuszem nie przelewki, że płaci, ale i bić gotowy.<br />
{{tab}}Roztańcowała się karczma na dobre, z czubów już się galancie kurzyło, że wrzaski, muzyka, tupoty a siarczyste pokrzyki jakby wrzątkiem przepełniały izbę i na świat się rozlewały przez powywierane drzwi a okna, zaś pod ścianami na dworze też szła niezgorsza zabawa, brząkały kieliszki, gospodarze często do się przepijali, a raili coraz głośniej i coraz bełkotliwiej.<br />
{{tab}}Noc już się zrobiła, gwiazdy bystro zaświeciły, szumiały cicho drzewiny, a z mokradeł roznosiły się żabie rechotania i huczały niekiedy głosy bąków, po sadach słowiki zawodziły, ciepło było i pachnąco. Używali se ludzie wywczasu na świeżem, chłodnem powietrzu, a raz po raz jakaś para, trzymając się wpół, wysuwała się z karczmy i w cienie szła... Zaś pod ścianą było już coraz głośniej, gadali wszyscy razem, że trudno się było połapać.<br />
{{tab}}— ...a co jeno wieprzka wypuściłam, że jeszcze i ryja nie zdążył wsadzić w ziemniaki, a ta do mnie z pyskiem.<br />
{{tab}}— Wypędzić ją ze wsi!.. Wypędzić!..<br />
{{tab}}— Baczę, co tak samo z jedną zrobili za moich młodych lat!.. Przed kościołem do krwi ukarali, krowami wywieźli za kopce i był spokój...<br />
{{tab}}— Żydzie, całą kwaterkę krzepkiej!<br />
{{tab}}— Odebrała mleko mojej siwuli, odebrała!..<br />
{{tab}}— Obrać nowego, to każdy tak samo poradzi...<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_389" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/389"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/389|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/389{{!}}{{#if:389|389|Ξ}}]]|389}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Wyrwać złe, póki większego korzenia nie zapuści...<br />
{{tab}}— Pleć zboże, póki chwasty nie zagłuszą...<br />
{{tab}}— Przepijcie-no do mnie, a cosik waju rzeknę...<br />
{{tab}}— Byka bierz za rogi, a nie popuszczaj, jaże się zwali...<br />
{{tab}}— Dwa morgi a jedna — trzy morgi; trzy morgi a jedna — cztery morgi.<br />
{{tab}}— Pij, bracie, to i rodzone nie zrobiłyby poczciwiej...<br />
{{tab}}Rwały się z mroków postrzępione rozmowy, że ani rozeznał, kto mówił i do kogo; tylko jeden grubachny głos z Jambroża górował wyraźnie nad drugiemi w różnych miejscach, przechodził bowiem cięgiem od kupy do kupy, to do karczmy zaglądał, i wszędy wygarniając po kusztyczku, pijany już był całkiem, sielnie się potaczał, ale chycił przy szynkwasie któregoś za orzydle i jął go płaczliwie molestować:<br />
{{tab}}— Ochrzciłem cię, Wojtek, i twojej kobiecie tak dzwoniłem, jaże mi kulasy popuchły: postaw kieliszek, bracie! A postawisz całą półkwaterkę, przedzwonię jej na wieczne odpoczywanie i drugą babę ci naraję... młodą, jedrną kiej rzepa! Postaw, bracie, półkwaterkę...<br />
{{tab}}Młodzież hulała zawzięcie, że cała izba wypełniła się wrzaskiem a wiewającemi kieckami i kapotami, już piesneczki przyśpiewywali przed muzyką i tańcowali coraz zapamiętalej, że nawet starsze kobiety wytrząsały się, piskliwie pokrzykując, a Jagustynka, przedarłszy się do środka, ujęła się wpół i, bijąc nogami o podłogę, wyśpiewywała chrzypliwie:<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_390" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/390"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/390|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/390{{!}}{{#if:390|390|Ξ}}]]|390}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="r09"/>{{f|<poem>Nie boję się wilka, choćby było kilka!..
Nie boję się chłopa, choćby było kopa!..
{{...}}</poem>|w=85%|przed=15px|po=15px}}
<br /><br />{{---|50}}<br /><section end="r09"/>
<section begin="r10"/>{{c|X.}}<br />
{{tab}}Owóż te dnie od Bożego Ciała do niedzieli nie przeszły letko Mateuszowi, Grzeli, ni ich kamratom; Mateusz bowiem przerwał roboty przy Stachowej chałupie, zaś drudzy też poniechali swoich zajęć, a ino całe te dnie i wieczory chodzili po chałupach w pojedynkę i podjudzali naród przeciwko Miemcom, nawołując do przepędzenia ich z Podlesia.<br />
{{tab}}Karczmarz ze swojej strony też nie żałował namów, a jak było potrza na upartych, to i poczęstunków, albo borgowań, ale szło kiej po grudzie; starsi drapali się jeno po łbach, wzdychali ciężko i, nie ważąc się na żadną stronę, oglądali się na drugich i na kobiety, które, jak jedna, ani słuchać nie chciały o wyprawie na Miemców.<br />
{{tab}}— Hale! co im do łbów strzeliło! Mało to już marnacji przez bór?.. jeszcze jednego nie odsiedziały i nowe biedy chcą na wieś sprowadzić! — wołały, a sołtysowa, cicha zazwyczaj, jaże pomietło chyciła na Grzelę.<br />
{{tab}}— Jak będziesz niewolił do nowego buntu, to cię strażnikom wydam! Nygusy, ścierwy, robić się im nie chce, toby ino spacerowały! — rozwrzeszczała się przed chałupą.<br /><section end="r10"/> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_391" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/391"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/391|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/391{{!}}{{#if:391|391|Ξ}}]]|391}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Zaś Balcerkowa gruchnęła na Mateusza:<br />
{{tab}}— Psy na was spuszczę, próżniaki! Wrzątku naszykuję!<br />
{{tab}}I wszystkie progiem zaległy przeciwko namowom, głuche na tłumaczenia i prośby, że ani sposobu było im trafić do rozumu; zawrzeszczały każdego, a niejedna już i płaczem lamentliwym buchała.<br />
{{tab}}— Nie dam mojemu iść! Kapoty się uwieszę, i choćby mi kulasy obcięli, a nie puszczę!.. Dosyć my się już nabiedowały!..<br />
{{tab}}— Ażeby was, głąby jedne, siarczyste pieruny rozniesły! — klął Mateusz. — To kiej sroki na deszcz, krzyczą i krzyczą. Dyć to ciele prędzej zrozumie ludzką mowę, niźli kobieta mądre słowo! — wyrzekał, głęboko zniechęcony.<br />
{{tab}}— Daj spokój, Grzela, nie trafisz z niemi do rozumu: trzaby każdą sprać, abo żebych twoja była, to cię wtedy może posłucha — żalił się smutnie.<br />
{{tab}}— Takie już są, że przez moc nie przerobisz: inszym trza sposobem z niemi; oto nie przeciwiać się, przytakiwać, a pomaluśku na swoją stronę pociągać.<br />
{{tab}}Tłumaczył tak Grzela, nie odstępując sprawy, bo chociaż sam był jej zrazu przeciwny, ale skoro rozważył, że inaczej nie można, całą duszą się jej oddał.<br />
{{tab}}Chłop był kwardy i nieustępliwy, a na co się jeno zawziął, dopiąć musiał, żeby tam nie wiem co przeszkadzało; to i teraz na nic nie zważał: zawierali mu drzwi przed nosem — oknami gadał; kobiety mu wygrażały — nie gniewał się, przyświarczał jeszcze, a kaj było potrza — basował, zaś niejedną o dzieci zagadywał <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_392" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/392"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/392|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/392{{!}}{{#if:392|392|Ξ}}]]|392}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i porządki wychwalał, aż wkońcu powiedział swoje, a nie udało się — szedł dalej. Całe dwa dni pełno go było na wsi, w chałupach, po ogrodach, w pola nawet szedł i, zagadując o tym i owem ludzi, swoje im prawił, zaś tym, którzy nie miarkowali odrazu, kijaszkiem rysował po ziemi podlaskie pola, pokazywał działy i cierzpliwie tłumaczył korzyści każdego. Ale mimo tych zabiegów, na darmo byłyby te wszystkie zachody, gdyby nie pomoc Rochowa. Jakoś w sobotę po południu, zmiarkowawszy, że wsi nie poruszą, wyzwali Rocha za stodoły Borynowe i zwierzyli się przed nim: bojali się, że będzie im przeciwny.<br />
{{tab}}Ale Rocho pomyślał krótko i powiada:<br />
{{tab}}— Sposób to zbójecki, ale że na inny już niema czasu, pomogę wam z chęcią.<br />
{{tab}}I zaraz poszedł na ogrody do proboszcza, siedzącego przy parobku, koszącym koniczynę, któren potem rozpowiadał, jako zrazu dobrodziej się ozgniewał na Rocha, krzyczał, zatykał uszy i słuchać nawet nie chciał, lecz potem siedli obaj na miedzy i długo se cosik uradzali. Snadź Rocho go przekonał, gdyż o zmierzchu, kiej ludzie zaczęli ściągać z pól, proboszcz poszedł na wieś, nibyto chłodu zażywał, a zaglądał w obejścia, pytał o różności, a głównie z kobietami się zmawiał i wkońcu każdemu zosobna a cicho powiadał:<br />
{{tab}}— Chłopaki dobrze chcą. Trzeba się śpieszyć, póki jeszcze czas. Zrobicie swoje, to ja już pojadę do dziedzica i będę go namawiał.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_393" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/393"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/393|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/393{{!}}{{#if:393|393|Ξ}}]]|393}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}I tyle dokazał, że kobiety się już nie przeciwiły, zaś gospodarze zaczęli wywodzić, iż skoro ksiądz zachęca, to wartoby tak zrobić.<br />
{{tab}}Jeszcze się cały wieczór naradzali, ale już rankiem w niedzielę byli wszyscy zdecydowani na jedno.<br />
{{tab}}Mieli iść po nieszporach i z Rochem na czele, że to mógł się rozmówić z Miemcami po ichnemu.<br />
{{tab}}Właśnie to był Rocho teraz przyobiecał chłopakom; odeszli, pohukując z radością; on siedział na Borynowym ganku, przesuwając ziarna różańca i cosik medytując.<br />
{{tab}}Wcześnie jeszcze było, dopiero co miski sprzątnęli po śniadaniu, że zapach żuru i okrasy wiercił nozdrza, a Pietrek przeciągał się po jadle.<br />
{{tab}}Czas się robił ciepły a nieupalny, jaskółki niby kule przecinały powietrze. Słońce podnosiło się dopiero z za chałupy, iż w cieniach polśniewały jeszcze osuszone, ciężkie trawy i z pól zawiewał chłód, pachnący zbożami.<br />
{{tab}}W chałupie cicho było, jak zazwyczaj w niedzielę, kobiety zwijały się kole porządków, dzieci, obsiadłszy miskę przed gankiem, pojadały zwolna, broniąc się łyżkami i piskiem przed Łapą, któren nagwałt rwał się do spółki, maciora stękała pod ścianą na słońcu, tak ją waliły łbami prosięta, dobierając się do mleka, to bociek rozganiał kury i gajdał się za źrebakiem, baraszkującym w podwórzu, niekiedy drzewa zaszumiały i sad się rozkolebał, zaś polem rozchodził się jeno brzęk pszczół, idących na robotę, i dzwonienia skowronków.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_394" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/394"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/394|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/394{{!}}{{#if:394|394|Ξ}}]]|394}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}I na wsi zaległa niedzielna cichość, że tylko niekiedy słychać było głosy, kura któraś zwoływała, to gdziesik nad stawem, ze śmiechami a chlupotem pucowały się chłopaki, abo kaczki zakwakały.<br />
{{tab}}Drogi leżały puste i rozmigotane w słońcu, mało kto przechodził, jeno niekaj na progach czesały się dziewczyny i ktosik zcicha grał na fujarce.<br />
{{tab}}Rocho przebierał różaniec, czasem nasłuchiwał, a głównie myślał o Jagusi, słyszał ją kręcącą się po izbie, czasem stawała za nim, niekiedy szła w podwórze, a wracając, spuszczała przed nim oczy i krwawy rumieniec oblewał jej twarz wymizerowaną, że zrobiło mu się żal.<br />
{{tab}}— Jaguś! — szepnął dobrotliwie, podnosząc na nią oczy.<br />
{{tab}}Przystanęła z zapartym oddechem, czekając, co powie, ale on, jakby nie wiedząc, co rzec, zamruczał jeno co niebądź i zamilkł.<br />
{{tab}}Na swoją stronę znowu odeszła, przysiadła w wywartym oknie i, wsparłszy się o futrynę, patrzyła żałosnemi oczyma we świat rozsłoneczniony, na te chmurki białe, co kiej gęsi błąkały się po niebie jasnem, i ciężkie westchnienia rwały się jej z piersi, a niekiedy łzy kapały z zaczerwienionych oczu i płynęły wolno po wychudzonej, mizernej twarzy. Juści, mało to przeszła przez te dnie? Dyć cała wieś szczuła na nią, kieby na psa parszywego; kobiety odwracały się plecami, kiej przechodziła, a poniektóre spluwały za nią, przyjaciółki jej nie spostrzegały, chłopy śmiały się wzgardliwie, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_395" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/395"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/395|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/395{{!}}{{#if:395|395|Ξ}}]]|395}}'''<nowiki>]</nowiki></span>a nawet wczoraj najmłodszy Gulbasiak śmignął za nią błotem i zakrzyczał:<br />
{{tab}}— Wójtowa kochanica!<br />
{{tab}}O! to jakby ją noże przeszyły i wstyd dziw nie zadusił!<br />
{{tab}}Mój Boże, a bo to była winowata?... spoił ją przeciek, że o Bożym świecie nie wiedziała... mogła się to przeciwić?... a teraz wszyscy na nią, teraz cała wieś ucieka, kiej od zapowietrzonej, a nikto w obronie nie stanie.<br />
{{tab}}Gdzież to teraz pójdzie? Drzwi przed nią pozawierają i jeszcze psami szczuć gotowi!... Nawet do matki nie ma iść po co: prawie ją wygnała, mimo próśb i płaczów... że gdyby nie Hanka, już by co złego sobie zrobiła... Juści, jedna Antkowa zaopiekowała się nią poczciwie, nie cofając ręki pomocnej i jeszcze broniąc przed ludźmi...<br />
{{tab}}A bo i niewinowata, nie, wójt winien, że ją skusił i przyniewolił do grzechu, a już najbardziej winien wszystkiemu ten stary zbuk! Pomyślała naraz o mężu. — Całe życie mi zawiązał! Panną byłabym, to nie daliby mnie ukrzywdzić, nie... I cóżem to za nim użyła? Ni życia, ni świata!...<br />
{{tab}}Rozmyślała gorączkowo, żałoście się w niej kajść zapodziały, a wstawał natomiast srogi gniew i tak ją rozprężał, jaże zaczęła biegać po izbie. — Pewnie, co wszystko złe przez niego... i z Antkiemby tego nie było... i wójtby się nie ważył... i... — skarżyła się. Żyłaby se spokojnie, jak przódzi, jak żyją wszyćkie... <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_396" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/396"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/396|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/396{{!}}{{#if:396|396|Ξ}}]]|396}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Zły go postawił na drodze i matkę skusił morgami, a teraz musi cierzpieć... musi... — ażeby cię robaki roztoczyły! —<br />
{{tab}}Wybuchnęła, zaciskając mściwie pięście i, dojrzawszy przez szczytowe okno wasąg z chorym pod drzewami, pobiegła tam gwałtownie i, nachylając się nad nim, zasyczała nienawistnie:<br />
{{tab}}— Abyś zdechł jak najprędzej, ty stary psie!..<br />
{{tab}}Chory wytrzeszczył na nią oczy i cosik zamamrotał, ale już odleciała: ulżyło jej galancie, miała się już na kim odbijać za swoje krzywdy.<br />
{{tab}}Kowal stał na ganku, gdy przechodziła zpowrotem, ale udawał, że jej nie spostrzega. Zagadał głośniej do Rocha:<br />
{{tab}}— Mateusz rozpowiada, jako ich powiedziecie na Miemców...<br />
{{tab}}— Prosili, to pójdę z nimi do sąsiadów — powiedział z naciskiem.<br />
{{tab}}— Nowe dybki sobie szykują. Rozwydrzyły się chłopy na dziedzicu i myślą, że jak znowu pójdą hurmą, z kijami a krzykiem, to Miemcy się ulękną i Podlesia nie kupią.<br />
{{tab}}Ledwie się hamował ze złości.<br />
{{tab}}— A może się i wyrzekną kupna, kto wie?...<br />
{{tab}}— A juści! gronta porozmierzali, wszystkie famjelje już się sprowadziły, studnie kopią, kamień na fundamenta zwożą...<br />
{{tab}}— Wiem dobrze, że u rejenta jeszcze aktu nie podpisali.<br />
{{tab}}— Mnie się przysięgali, jako już po {{Korekta|wszystkiem|wszystkiem.}}<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_397" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/397"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/397|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/397{{!}}{{#if:397|397|Ξ}}]]|397}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Mówię, co wiem, i gdyby dziedzic znalazł lepszych kupców...<br />
{{tab}}— To przeciek Lipce nie kupią, nikt groszem nie śmierdzi...<br />
{{tab}}— Grzela tu jakoś kalkuluje, i zdaje mi się...<br />
{{tab}}— Grzela! — przerwał gwałtownie — Grzela się pcha na pierwszego, a głupi naród bałamuci i do złego jeno prowadzi...<br />
{{tab}}— Zobaczymy, jak to wyjdzie, zobaczymy! — mówił Rocho, uśmiechając się nieco, gdyż kowal jaże wyrywał se wąsy ze złości.<br />
{{tab}}— Jacek z kancelarji! — zawołał, spostrzegając stójkę w opłotkach.<br />
{{tab}}— Dla „Anny Maćwiejówny Boryna“ papier z kancelarji! — recytował Jacek, wyciągając jakąś kopertę z torby.<br />
{{tab}}Hanka przybiegła i niespokojnie obracała papier, nie wiedząc, co z nim począć.<br />
{{tab}}— Przeczytam — rzekł Rocho.<br />
{{tab}}Kowal chciał mu zajrzeć przez ramię, ale Rocho zamknął prędko list i rzekł najspokojniej:<br />
{{tab}}— Sąd was zawiadamia, Hanka, że możecie się z Antkiem widywać raz na tydzień.<br />
{{tab}}Hanka, opatrzywszy stójkę, wróciła do izby, zaś Rocho dopiero po odejściu kowala poszedł za nią, wołając radośnie:<br />
{{tab}}— Co innego stoi napisane w papierze, nie chciałem tylko powiedzieć przy kowalu! Sąd powiadamia, byście przywieźli pięćset rubli zastawu, albo poręczenie, to Antka zaraz wypuszczą... Co to wam?..<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_398" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/398"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/398|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/398{{!}}{{#if:398|398|Ξ}}]]|398}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Nie odrzekła, głos jej odebrało, stanęła jak wryta, rumieńce pokryły twarz, potem zbladła kiej ściana, oczy się przyćmiły łzami, rozwiedła ręce i z ciężkiem westchnieniem, jak długa rymnęła na twarz przed obrazami.<br />
{{tab}}Rocho się wyniósł cichuśko, siedział na ganku i, czytając jeszcze ten papier, uśmiechał się zarówno rozradowany, zaś po jakimś czasie znowu zajrzał do izby.<br />
{{tab}}Hanka klęczała na środku, modląc się całą duszą, że dziw się jej serce nie rozpękło z radości i z onego żaru dziękczynień; krótkie, rwane westchnienia i szepty gorące zdały się całą izbę wypełniać błyskami, biły kiej słupy serdecznego ognia pod stopy Częstochowskiej, żywą krwią spływały. Umierała prawie ze szczęścia, łzy ciekły strumieniami, a wraz z nimi ściekała pamięć wszyćkich bolów dawnych, pamięć krzywd wszelkich.<br />
{{tab}}Podniesła się wreszcie i, ocierając łzy, powiedziała Rochowi:<br />
{{tab}}— Jużem teraz gotowa na nowe, bo choćby przyszło najgorsze, to już takie złe nie będzie.<br />
{{tab}}Aż się zdziwił, tak nagle się przemieniła: oczy się zaiskrzyły, krew zagrała na bladych policzkach, prostowała się, jakby jej z dziesięć lat ubyło.<br />
{{tab}}— Uwińcie się ze sprzedażą, zróbcie, co potrzeba pieniędzy, i pojedziemy po Antka, choćby jutro albo we wtorek.<br />
{{tab}}— Antek wraca! Antek wraca! — powtarzała bezwolnie.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_399" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/399"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/399|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/399{{!}}{{#if:399|399|Ξ}}]]|399}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Nie rozpowiadajcie! Powróci, to się i tak dowiedzą, zaś potem trzeba mówić, co go puścili przez zastawu: kowal nie będzie się was czepiał.<br />
{{tab}}Nauczał cicho. Obiecała uroczyście, tylko jednej Jóźce zawierzając tajemnicę, jeno co ledwie już zdzierżała tę straszną radość; chodziła kiej opita, całowała cięgiem dzieci, gadała do źrebaka, gadała do maciory, przedrzeźniała się z boćkiem, a Łapie, któren chodził za nią ze skamleniem i w oczy zaglądał, jakby cosik miarkując, szepnęła w same ucho, niby człowiekowi:<br />
{{tab}}— Cicho, głupi, gospodarz przeciek wracają!<br />
{{tab}}I śmiała się, popłakując naprzemian, Maciejowi długo o tym rozpowiadała, jaże oczy trzeszczył wystrachane i cosik mamłał językiem. Zabaczyła już o całym świecie, że Jóźka musiała przypominać, iż czas już się szykować do kościoła. Hej, ponosiło ją szczęście, ponosiło, że chciało się jej śpiewać, chciało się lecieć we świat i krzykać zbożom, co się do nóg kłaniały ze chrzęstem, drzewinom, ziemi wszystkiej:<br />
{{tab}}— Gospodarz wracają! Antek wróci!<br />
{{tab}}Jaże z onej radości Jagnę jęła zapraszać, by razem poszły, ale Jagna nie chciała, wolała pozostać.<br />
{{tab}}Nikto jej o Antku nie powiedział, ale domyśliła się łacno wszystkiego z półsłówek i z tego, co Hanka wyprawiała. Poniesła i ją ta wiadomość i rozkołysała jakąś radosną, cichą nadzieją, że, nie bacząc na nic, poleciała do matki.<br />
{{tab}}Nie wporę przyszła, trafiając akuratnie na srogą kłótnię.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_400" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/400"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/400|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/400{{!}}{{#if:400|400|Ξ}}]]|400}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Szymek bowiem zaraz po śniadaniu zasiadł pod oknem z papierosem w zębach, strzykał śliną na izbę, długo medytował, długo się ważył, spoglądając na brata, aż wkońcu rzekł:<br />
{{tab}}— A to, matko, dajcie mi pieniędzy, bo na zapowiedzie muszę zanieść. Ksiądz pedział, by przed nieszporami przyjść na pacierze.<br />
{{tab}}— Z kimże się to żenisz? — spytała z urągliwym prześmiechem.<br />
{{tab}}— Z Nastusią Gołębianką.<br />
{{tab}}Nie odezwała się, krzątając się pilnie kole garnków i komina. Jędrek podkładał drewek i, choć się ogień buzował, dmuchał w niego ze strachu, zaś Szymek, przeczekawszy z pacierz, ozwał się znowu, jeno jakoś pewniej:<br />
{{tab}}— Całe pięć rubli mi dacie, bo i zmówiny trza wyprawić...<br />
{{tab}}— Posyłałeś to już z wódką, co? — pytała tak samo.<br />
{{tab}}— Chodził Kłąb z Płoszką.<br />
{{tab}}— I przyjęła cię, co? — aż się jej broda trzęsła ze śmiechu.<br />
{{tab}}— Jakże!.. przyjęła, juści.<br />
{{tab}}— Trafiło się ślepej kurze ziarno: jeszczeby nie, taka wywłoka!<br />
{{tab}}Szymek się zmarszczył, ale czekał, co powie więcej.<br />
{{tab}}— Przynieś wody ze stawu, a ty, Jędrek, wieprzka wypuść, bo kwiczy...<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_401" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/401"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/401|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/401{{!}}{{#if:401|401|Ξ}}]]|401}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Zrobili to prawie bezwolnie, a kiej znowu Szymek rozparł się na ławce i młodszy jął majdrować cosik pod blachą, stara rozkazała twardym głosem:<br />
{{tab}}— Szymek, picie zanieś jałówce!<br />
{{tab}}— Wynieście se sami, za dziewkę służył wama nie będę! — burknął hardo, rozpierając się na ławie jeszcze szerzej.<br />
{{tab}}— Słyszałeś?! Nie doprowadzaj me do złości przy świętej niedzieli...<br />
{{tab}}— Wyście też słyszeli, com rzekł: dajcie pieniędzy, a żywo!..<br />
{{tab}}— Nie dam i żenić ci się nie przyzwolę! — buchnęła.<br />
{{tab}}— I przez waszego przyzwoleństwa się obędę!<br />
{{tab}}— Szymek, pomiarkuj się i ze mną nie zadzieraj!<br />
{{tab}}Pochylił się naraz przed nią i pokornie podjął za nogi.<br />
{{tab}}— Dyć was proszę, matko, dyć skamlę, jak ten pies!..<br />
{{tab}}Łzy mu zalały gardło.<br />
{{tab}}Jędrek też ryknął i dalejże matkę całować po ręku, obłapiać za nogi a molestować wraz z bratem.<br />
{{tab}}Odgarnęła ich od siebie ze złością.<br />
{{tab}}— Ani mi się waż przeciwić, bo cię wygonię na cztery wiatry!.. — krzyknęła, wytrząchając pięściami.<br />
{{tab}}Ale Szymek już się nie uklęknął, matczyne słowa śmignęły go kiej biczem, że zakipiał, wyprostował się hardo i rodowa Paczesiów zawziętość buchnęła mu do głowy; postąpił na izbę i rzekł strasznie spokojnie, bodąc ją rozgorzałemi ślepiami:<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_402" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/402"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/402|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/402{{!}}{{#if:402|402|Ξ}}]]|402}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Dawajcie pieniądze a prędko!.. czekał już, ni prosił nie będę!..<br />
{{tab}}— Nie dam! — wrzasnęła rozjuszona, oglądając się za czem do ręki.<br />
{{tab}}— To sam se je znajdę!<br />
{{tab}}Skoczył do skrzynki, kiej ryś, jednym szarpnięciem oderwał wieko i zaczął z niej wywalać na podłogę obleczenia. Rzuciła się z wrzaskiem do obrony, próbowała go tylko zrazu odciągnąć, ale że ani na krok nie ustępował, wczepiła mu rękę w kudły, a drugą zaczęła bić po twarzy i głowie, kopać w zajdy i krzyczeć wniebogłosy. Oganiał się jeszcze, kiej od muchy uprzykrzonej, nie przestając szukać pieniędzy, jaże dostawszy gdziesik w słabiznę, otrząchnął się z taką złością, że padła na izbę jak długa, ale w ten mig się zerwała i, chyciwszy pogrzebacz, runęła znowu na niego. Nie chciał tej bitki z matką, to się jeno obraniał jeszcze, jak mógł, usiłując jej odebrać żelazo. Wrzask napełnił izbę. Jędrek, zanosząc się od płaczu, biegał dookoła nich i skamlał żałośliwie:<br />
{{tab}}— Matulu, laboga!.. Matulu!..<br />
{{tab}}Jagna, wszedłszy właśnie na to, rzuciła się ich rozbrajać, ale na darmo, bo co Szymek się uchylił i wbok uskoczył, matka dopadała go znowu, kiej ta suka rozjuszona, i prała kaj popadło, że już rozwścieczony z bólu, oddawać zaczął. Sczepili się, kiej psy i, taczając się po izbie, tłukli się o ściany i sprzęty ze strasznym wrzaskiem.<br />
{{tab}}Ludzie już zaczęli nadbiegać ze wszystkich stron, próbując rozdzielić — cóż, kiej przypięła się do <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_403" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/403"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/403|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/403{{!}}{{#if:403|403|Ξ}}]]|403}}'''<nowiki>]</nowiki></span>niego, niby pijawka, i biła z oszalałą zapamiętałością.<br />
{{tab}}Aż trzasnął ją pięścią między oczy, chycił za boki i rzucił kiej ocipką na izbę; potoczyła się i, niby kloc, całym ciężarem padła na rozpaloną blachę, pomiędzy gary pełne wrzątku, komin się rozwalił i wszystko się zapadło...<br />
{{tab}}Juści co zaraz ją wywlekli z rumowiska, ale chociaż była strasznie poparzona, nie bacząc na ból, ni na tlące się kiecki, porywała się jeszcze na niego.<br />
{{tab}}— Wynoś mi się, wyrodku przeklęty!.. Wynoś się!.. — ryczała nieprzytomnie.<br />
{{tab}}Musieli przez moc gasić ogień na niej i przytrzymywać, by chociaż twarz spaloną obwalić zmoczonemi szmatami, alić i tak się wydzierała.<br />
{{tab}}— Żeby cię moje oczy więcej nie widziały... żeby cię...<br />
{{tab}}Szymek zaś, ledwie już dychający, zbity i okrwawiony, jeno patrzał na matkę wytrzeszczonemi ślepiami, strach go ułapił za gardziel, trząsł się cały, słowa nie mogąc wykrztusić, ni wiedząc, co się dzieje.<br />
{{tab}}A ledwie się niecoś uspokoiło, gdy naraz stara wyrwała się kobietom z rąk, skoczyła za komin do drąga z obleczeniem i, zdzierając z niego Szymkowe rzeczy, jęła je wyrzucać przez okno do sadu...<br />
{{tab}}— Precz z moich oczu! Nic tu twojego, moje wszyćko, ani jednego zagonu ci nie dam, ani łyżki strawy, choćbyś zdychał z głodu! — wrzeszczała ostatkami sił i, zmożona wreszcie przez srogie boleście, padła z rozdzierającemi jękami.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_404" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/404"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/404|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/404{{!}}{{#if:404|404|Ξ}}]]|404}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Ponieśli ją na łóżko.<br />
{{tab}}Ludzi się naszło, że zapchali izbę, w sieniach się już gnietli, a i przez okno wtykali głowy.<br />
{{tab}}Jagna już głowę traciła, nie wiedząc, co poczynać, bo stara już prosto ryczała z bólu... Jakże, toć całą twarz i szyję miała wrzątkiem oblane, ręce popieczone, włosy spalone i oczy, że ledwie widziała.<br />
{{tab}}Szymek siadł w sadku pod ścianą chałupy, brodę wsparł na pięściach i jakby zastygł, okrwawiony, w siniakach cały i w tych krzepnących już soplach krwie na twarzy, nasłuchiwał jeno matczynych jęków.<br />
{{tab}}Mateusz przyleciał wkrótce i, ciągnąc go za rękę, rzekł:<br />
{{tab}}— Chodź do mnie. Nic tu teraz po tobie...<br />
{{tab}}— Nie pódę! Gront mój po ojcach, to na swoim ostanę, nie ustąpię! — gadał z ponurą zaciętością, bezwolnie chytając się pazurami za węgieł.<br />
{{tab}}Nie pomogły prośby, ni molestowania, z miejsca się nie ruszył i zaprzestał odpowiadać.<br />
{{tab}}Mateusz przysiadł pobok, nie wiedząc, co z nim począć, zaś Jędrek, zebrawszy właśnie powyrzucane kapoty, portki i koszule, związał je w płachtę i położył przed bratem nieśmiało.<br />
{{tab}}— Pódę z tobą, Szymek, we świat, pódę! — skamlał, rzewliwie popłakując.<br />
{{tab}}— Psiachmać!.. pedziałem, nie ruszę się stąd, to się nie ruszę!.. — wrzasnął, tłukąc pięściami we ścianę, jaże Jędrzych przykucnął ze strachu.<br />
{{tab}}Zmilkli, gdyż nowe, straszne jęki rozległy się w izbie: to Jambroż opatrywał chorą, obłożył {{pp|popa|rzone}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_405" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/405"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/405|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/405{{!}}{{#if:405|405|Ξ}}]]|405}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|popa|rzone}} miejsca młodem, niesolonem masłem, przykrył jakiemiś liściami, na które znów nawalił zsiadłego mleka i wszystko owinął w mokre szmaty. Przykazawszy Jagusi, by co pacierz zlewała zimną wodą, poleciał śpiesznie do kościoła, gdyż sygnaturka zadzwoniła.<br />
{{tab}}Czas już było na sumę, ludzie walili całą drogą, wozy turkotały i sporo znajomych zaglądało po drodze do chorej, jaże Jagna drzwi musiała zawrzeć przed ciekawymi, tyle co jedna Sikorzyna z nią pozostała.<br />
{{tab}}Wkrótce i uspokoiło się całkiem. Dominikowa ucichła, od kościoła roznosiło się ciche, brzęczące granie organów i głosy śpiewań tchnęły wskroś sadów rozełkanym, pieściwym trzepotem.<br />
{{tab}}Słońce galanto przypiekało, w przypołudniowej cichości drzewa stanęły bez ruchu, jeno niekiedy zatrzęsła się jaka gałązka i zamrowiły się cienie, ptactwo pomilkło, zaś czasami ruszyły zboża i, dzwoniąc cichuśkim chrzęstem, zagrały płowemi grzywami.<br />
{{tab}}Chłopaki wciąż siedziały pod chałupą. Mateusz zcicha prawił, Szymek kiwał jeno głową, zaś Jędrzych, leżąc przed nimi, wpatrywał się w dym Mateuszowego papierosa, co jakby niebieską pajęczyną wynosił się ponad strzechę.<br />
{{tab}}Jagna wyszła z wiadrem po wodę do stawu.<br />
{{tab}}Wtedy Mateusz się podniósł, przyobiecując przyjść jeszcze po obiedzie, do kościoła zamierzał iść, ale dojrzawszy, iż Jagusia siedzi nad wodą, przystąpił do niej.<br />
{{tab}}Wiadro stało nabrane, nogi trzymała we wodzie.<br />
{{tab}}— Jagusia!.. — szepnął cicho, przystając pobok pod olszą.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_406" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/406"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/406|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/406{{!}}{{#if:406|406|Ξ}}]]|406}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Spuściła prędko wełniak na kolana i spojrzała na niego, ale miała tak przepłakane oczy i żałości a smutku pełne, że mu się serce zatłukło.<br />
{{tab}}— Co ci to, Jaguś? choraś?..<br />
{{tab}}Drzewa się zakolebały bez szumu, sypiąc na jej jasną głowę ulewę migotliwych brzasków i cieniów, kieby ten deszcz zielono-złoty.<br />
{{tab}}— Ni... jeno mi niedrujko na świecie, nie... — odwróciła oczy.<br />
{{tab}}— Bym ci co pomógł, zaradził... — rzekł serdecznie.<br />
{{tab}}— Hale? uciekłeś wtedy na ogrodach i jużeś się nie pokazał...<br />
{{tab}}— Boś me skrzywdziła!.. Śmiałem to? Jaguś... — pokorny już był i dobry.<br />
{{tab}}— Aleć potem wołałam za tobą, nie usłuchałeś...<br />
{{tab}}— Wołałaś to, Jaguś? naprawdę?!..<br />
{{tab}}— Rzekłam!... Wydrzećbym się mogła, a niktoby się nie pokwapił!.. Kto ta stoi o sieroty?.. Skrzywdzić to każden gotowy i sponiewierać!..<br />
{{tab}}Łuna oblała jej twarz, odwiodła głowę i w zakłopotaniu jęła rozgarniać wodę nogami. Mateusz też się cosik zamedytował.<br />
{{tab}}Cichość się znowu przędła; granie organów sączyło się kojącą, cichuśką smugą, staw polśniewał i koliste gurby roztaczały się od nóg Jagusinowych, kiej węże pręgowate, cienie się mrowiły po nadbrzeżnej gładzi, zaś pomiędzy nimi zaczęły już latać spojrzenia i wiązać się między sobą...<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_407" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/407"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/407|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/407{{!}}{{#if:407|407|Ξ}}]]|407}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Mateusza coraz silniej ciągnęło do niej, że wziąłby ją był na ręce kiej to dzieciątko i z nieopowiedzianą dobrością przyhołubił a uspokajał...<br />
{{tab}}— Myślałam, coś mi nieprzyjazny... — ozwała się cichuśko.<br />
{{tab}}— Nigdym ci krzyw nie był... nie baczysz to?..<br />
{{tab}}— Hale, może łoni, kiedyś... a teraz tak jak drudzy... jak... — szepnęła niebacznie.<br />
{{tab}}Rzuciło nim nagłe przypomnienie, wstał w nim gniew i zazdrość.<br />
{{tab}}— Boś... boś...<br />
{{tab}}Nie, nie poredził wyrzucić ze siebie, co go dusiło, pohamował się jeszcze, że jeno krótko i twardo powiedział:<br />
{{tab}}— Ostaj z Bogiem!..<br />
{{tab}}Musiał uciekać, aby jej wójta nie wypomnieć.<br />
{{tab}}— Uciekasz, a cóżem ci to znowu za krzywdę zrobiła?..<br />
{{tab}}Wylękła była i rozżalona.<br />
{{tab}}— Nie... nie... jeno. — mówił prędko, zaglądając w jej modre, przepłakane oczy, a żal, tkliwość i gniew nim miotały — jeno przepędź tę pokrakę od siebie, przepędź, Jaguś.. — prosił gwałtownie.<br />
{{tab}}— Abom go to przyciągała? abo go to trzymam! — krzyknęła gniewnie.<br />
{{tab}}Mateusz stanął niepewny i wielce skłopotany.<br />
{{tab}}Płacz ją chwycił, łzy jak groch sypnęły się po rozognionej twarzy.<br />
{{tab}}— Taką krzywdę mi zrobił... tak me spoił... a nikto się za mną nie upomni... nikto się nie ulituje <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_408" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/408"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/408|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/408{{!}}{{#if:408|408|Ξ}}]]|408}}'''<nowiki>]</nowiki></span>a wszyscy na mnie bij zabij! Cóżem to winowata?.. co? — skarżyła się z boleścią.<br />
{{tab}}— Ja mu, ścierwie, odpłacę! — wybuchnął, podnosząc pięście.<br />
{{tab}}— Odpłać, Mateusz! Odpłać, a ja już ci... — przywtórzyła zawzięcie.<br />
{{tab}}Już się nie odezwał, jeno poleciał ku kościołowi.<br />
{{tab}}Długo jeszcze siedziała nad stawem, rozmyślając o Mateuszu, że może się za nią ujmie, a krzywdzić nie pozwoli.<br />
{{tab}}— A może i Antek — przyszło jej naraz do głowy.<br />
{{tab}}Powróciła do domu, pełna cichych i radosnych przeczuć.<br />
{{tab}}Dzwony zaczęły bić, naród wychodził z kościoła, zaroiły się wnet drogi a rozgłośniały turkotami wozów i rozmowami, śmiechy dzwoniły w powietrzu, szli całymi kupami, postając niekiej przed opłotkami, tylko przed chałupą Dominikowej ludzie jakoś cichli, spoglądali na siebie i przechodzili z zasępionemi twarzami; nawet nikt nie zajrzał do chorej.<br />
{{tab}}Wnet ci rozgwarzyła się cała wieś, rozgwarzyły się izby a sienie i progi; po sadach też było głośno i rojno, gdyż zasiadano do obiadów pod drzewami, w cieniach a chłodzie, że wszędy było widać jedzących, skrzybot łyżek, szczęk mich, a zapachy jadła i skamlania piesków roznosiły się w skwarnej ciszy.<br />
{{tab}}Tylko u Dominikowej było głucho i pusto: nikt się nie pokwapił z odwiedzinami. Stara pojękiwała w gorączce, Jaguś nie mogła już wysiedzieć, stawała w progu, to wychodziła aż na drogę, to znowu długie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_409" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/409"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/409|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/409{{!}}{{#if:409|409|Ξ}}]]|409}}'''<nowiki>]</nowiki></span>czasy patrzała tęsknie przez okno, zaś Szymek, jak i przódzi, siedział pod chałupą, tyle co jeden Jędrek głowy nie stracił i wziął się po drugiej stronie domu do gotowania strawy.<br />
{{tab}}Dopiero w jakiś czas po obiedzie zajrzała do nich Hanka, jeno że jakaś była dziwna, rozpytywała o wszystko, turbowała się wielce o chorą, a ukradkiem, przyczajonemi oczyma chodziła za Jagną, wzdychając frasobliwie.<br />
{{tab}}Pokrótce i Mateusz przyleciał do Szymka.<br />
{{tab}}— Pójdziesz z nami do Miemców? — pytał.<br />
{{tab}}— Gront mój po ojcu, nie ustąpię z miejsca — gadał swoje chłopak.<br />
{{tab}}— Nastusia czeka na ciebie, przeciek macie ponieść na zapowiedzie.<br />
{{tab}}— Nie pójdę nikaj... gront mój po ojcach...<br />
{{tab}}— Głupie oślisko! nikto cię za ogon nie ciąga... a siedź se choćby do jutra! — rozgniewał się, a że akuratnie Jagna odprowadzała Hankę w opłotki, przyłączył się do niej, nawet nie spojrzawszy na tamtą.<br />
{{tab}}Poszli razem drogą nad stawem.<br />
{{tab}}— Rocho przyszli już z kościoła? — zagadał.<br />
{{tab}}— Przyszli; już tam i sporo chłopów czeka.<br />
{{tab}}Obejrzał się. Jagna patrzyła za nimi, więc odwracając się śpiesznie, zapytał cicho, nie patrząc w oczy:<br />
{{tab}}— Prawda to, że ksiądz z ambony kogoś wypominał?..<br />
{{tab}}— Słyszałeś, a jeszcze za język ciągniesz.<br />
{{tab}}— Przyszedłem już po kazaniu, powiedali mi o tym, ale myślałem, co jeno cyganią tak la śmiechu.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_410" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/410"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/410|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/410{{!}}{{#if:410|410|Ξ}}]]|410}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— I niejedną wypominał... jaże pięściami wytrząchał... Przykarcać głośno i na drugie kamieniami frygać to każden sprawny... jeno złemu przeszkodzić niema komu — zmartwiona była głęboko i zła — Ale wójta to ni słowem nie tknął, a on tu zawinił najbarzej — dodała ciszej.<br />
{{tab}}Mateusz zaklął siarczyście i, chociaż chciał jeszcze o coś pytać, zbrakło mu odwagi. Szli w milczeniu. Hanka czuła się głęboko dotknięta całą sprawą. — „Juści, że Jagna grzeszyła, juści, że trzeba ją było skarcić, ale żeby ją zaraz wypominać z ambony prawie po imieniu... tego już za wiele... Borynową była żoną, nie jakąś latawicą...“ — myślała rozżalona. Co pomiędzy nimi było, to ich sprawa, a drugim wara od tego.<br />
{{tab}}— Magdy ni młynarzowych dziewek to nie wypomina: wiadomo przeciek, co wyrabiają! A na dwórki z Woli też nie wygraża pięściami, zaś o dziedziczce z Głuchowa, choć cały świat wie, jak się tłucze z parobkami, głosu nie podniesie! — mówiła w najgłębszem oburzeniu.<br />
{{tab}}— To prawda, i Tereskę wypominał? co? — ledwie dosłyszała pytanie.<br />
{{tab}}— Obiedwie wypominał; wszyscy pomiarkowali, o kim gada.<br />
{{tab}}— Ktoś go musiał na nią podmówić — zaledwie zdzierżył wzburzenie.<br />
{{tab}}— Powiedali, że to Dominikowej robota, albo i Balcerkowej; jedna się mści na tobie za Szymka i Nastkę, zaś druga chciałaby cię odciągnąć do swojej Marysi.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_411" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/411"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/411|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/411{{!}}{{#if:411|411|Ξ}}]]|411}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— To tam raki zimują! Że mi to nawet do głowy nie przyszło...<br />
{{tab}}— Chłopy zawdy to jeno widzą, co mają na oczach, jak wół, widne.<br />
{{tab}}— Na darmo się trudzi Balcerkowa, na darmo!.. jeszcze co oberwać może od Tereski... A na złość Dominikowej Szymek musi się ożenić z Nastką: już ja tego dopilnuję! Ścierwy baby!<br />
{{tab}}— One swoje sprawy robią, a bez to niewinne cierpią — rzekła smutnie.<br />
{{tab}}— I tak jedni na drugich nastają, że już ciężko we wsi wytrzymać.<br />
{{tab}}— Jak Maciej był, to i miał kto załagodzić, mieli się słuchać kogo.<br />
{{tab}}— Juści, wójt tromba, głowy do niczego nie ma i wyprawia takie historje, że posłuchu mieć nie może w narodzie. Żeby choć Antek wrócił!..<br />
{{tab}}— Wróci niezadługo, wróci! Ale kto go ta posłucha? — oczy jej rozbłysły.<br />
{{tab}}— Jużeśmy o tem z Grzelą i chłopakami radzili, że jak powróci, to już my razem zrobimy we wsi porządek. Obaczycie!<br />
{{tab}}— Byłby czas: dyć wszystko się rozwodzi jak te koła bez luśni.<br />
{{tab}}Doszli wraz do chałupy; na ganku siedziała już gromada.<br />
{{tab}}Mieli ruszyć w kilkunastu gospodarzy i co przedniejszych parobków, chociaż zrazu cała wieś napierała się iść, jak wtedy na bór.<br />
{{tab}}Zebrali się, oczekując z niecierpliwością na resztę.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_412" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/412"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/412|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/412{{!}}{{#if:412|412|Ξ}}]]|412}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Wójt także powinien z nami iść! — zauważył któryś, ostrugując kij.<br />
{{tab}}— Do powiatu wezwał go naczelnik; pisarz mówił, co poto, aby zwołać zebranie i uchwalić szkołę w Lipcach i Modlicy.<br />
{{tab}}— Niech zwołują: przeciek nie uchwalim! — zaśmiał się Kłąb.<br />
{{tab}}— Byłby zaraz z tego nowy podatek z morga, jak w Dołach.<br />
{{tab}}— Pewnie; ale skoro naczelnik przykaże, to usłuchać musimy — zauważył sołtys.<br />
{{tab}}— Cóż on tu ma nam do rozkazywania? Niech se strażnikom przykazuje, by wespół ze złodziejami nie kradli.<br />
{{tab}}— Zuchwale se poczynasz, Grzela! — ostrzegał sołtys. — Już niejednego ozór dalej powiódł, niźli mu się chciało.<br />
{{tab}}— Mówił będę, bo nasze prawo znam i naczalstwa się nie bojam, jeno wam, ciemnym baranom, łydy dygoczą przed bele łachmytkiem z urzędu.<br />
{{tab}}Wrzeszczał, że stropili się taką zuchwałością i niejednemu skóra ścierpła ze strachu. Kłąb podjął:<br />
{{tab}}— Po prawdzie, taka szkoła nam na nic... Mój Jadam całe dwa roki chodził do Woli, nauczycielowi dowoziłem po korczyku ziemniaków, kobieta też masła i jajków dała mu na święta, a z tego wyszło, co na książce do nabożeństwa przeczytać nie potrafi, zaś po ruskiemu też ani me, ani be... Młodsze, co się bez zimę uczyły u Rocha, to nawet pisane rozbierą i na pańskich książkach przeczytać poredzą...<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_413" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/413"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/413|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/413{{!}}{{#if:413|413|Ξ}}]]|413}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— To Rocha ugodzić i niechby dalej nauczał; dzieciom szkoła barzej jest potrzebna niźli buty — wtrącił znów Grzela.<br />
{{tab}}Na to sołtys wsunął się w gromadę i zaczął mówić półgłosem:<br />
{{tab}}— Rocho byłby najlepszy, to wiem... moich chłopaków wyuczył... ale nie można. Urząd musiał już coś przewąchać i ma na niego oko... Starszy me spotkał w kancelarji i sielnie wypytywał o niego... Nie rzekłem mu wiela, że zeźlił się na mnie i jął wpierać, jako on dobrze wie, co Rocho dzieci naucza i książki polskie a gazety rozdaje ludziom... Trza go ostrzec, by się miał na baczności.<br />
{{tab}}— Zła sprawa! Dobry człowiek, pobożny, ale przez niego może spaść na wieś bieda... trza cosik zaradzić... a prędko — wykładał stary Płoszka.<br />
{{tab}}— Ze strachu tobyście go i wydali... co? — szepnął zjadliwie Grzela.<br />
{{tab}}— Jakby naród buntował przeciw urzędom, a na szkodę wszystkim, to każdyby zrobił to samo. Młodyś, ale ja dobrze baczę, co się działo w tę wojnę panów, jak za bele co chłopów krajali batami. Nie nasza to sprawa.<br />
{{tab}}— Wójtem chcecie zostać, a głupiście kiej but dziurawy! — dorzucił mu Grzela.<br />
{{tab}}Przerwali, bo Rocho wyszedł z izby, powiódł oczyma po ludziach, przeżegnał się i zawołał:<br />
{{tab}}— Pora już! chodźmy w imię Boże!<br />
{{tab}}Przodem ruszył, a za nim chłopy wywalili się na środek drogi, zaś ztyłu pociągnęło nieco kobiet i dzieci.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_414" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/414"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/414|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/414{{!}}{{#if:414|414|Ξ}}]]|414}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Skwar też już przeszedł, przedzwaniali właśnie na nieszpór, słońce przetaczało się ku lasom, niebo wisiało pogodne i jasne, zaś skraje były tak przejrzyste, że nawet dalsze wsie wynosiły się przed oczyma kieby na dłoni, a w zieleni borów okiem mógł rozeznać żółte pnie sosen, białe gzła brzózek i szare, wielgachne dęby.<br />
{{tab}}Kobiety zostały za młynem, a chłopi szli wolno pod wzgórze. Kurz się wzbił za nimi, że jeno niekiedy zabielała jakaś kapota.<br />
{{tab}}Szli w milczeniu. Twarze były surowe, miny zadzierzyste, a oczy wynosiły się hardo, nieustępliwie.<br />
{{tab}}Zaś la ochoty bili niekiedy o ziem dębowemi lagami, a czasem to i ktoś w garście pluł i prężył się, kiejby do skoku.<br />
{{tab}}W godnym porządku ciągnęli, jakby za procesją, bo jeżeli któremu wyrwało się jakie słowo, wnet ścichał pod karcącemi spojrzeniami: nie pora była na rajcowanie, każden się stulał w sobie i krzepą wzbierał.<br />
{{tab}}Na kopcach granicznych pod krzyżem przysiedli ździebko odpocząć, ale i teraz nikt się nie odezwał; błądzili jeno cichemi oczyma po świecie. Lipeckie chałupy ledwie widać było z za sadów, złota bania na kościelnej wieży błyszczała w słońcu, pola się zieleniły, jak okiem sięgnąć, na pastwiskach pod lasem gmerały się rozsypane stada, dym niebieską strugą wynosił się pod borem z jakiegoś ogniska i śpiewania dziecięce dzwoniły, a granie fujarek roznosiło się po całej ziemi strojnej we zwiesnę, w radość, w dziwny spokój, że <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_415" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/415"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/415|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/415{{!}}{{#if:415|415|Ξ}}]]|415}}'''<nowiki>]</nowiki></span>niejednemu wezbrało serce cichym żalem i obawą, niejeden westchnął ciężko i trwożnie zerkał na Podlesie...<br />
{{tab}}— Chodźmy, nie o plewy przecież idzie! — przynaglał Rocho, dobrze miarkując, że się ociągać poczynają.<br />
{{tab}}Skręcili prosto do zabudowań folwarcznych, starą zachwaszczoną drogą, że kiejby kwietna wstęga leżała wskroś zbóż zielonych; nędzne żyta niebieszczały od modraków, spóźnione owsy żółciły się całe od ognich, pszenice wymiękłe a przypalone czerwieniały od maków, zaś ziemniaki ledwie co wschodziły. Opuszczenie było widne na każdym kroku i niedbalstwo.<br />
{{tab}}— Prosto żydoska gospodarka, jaże patrzeć boli! — mruknął któryś.<br />
{{tab}}— Najgorszy parobek, a jeszcze lepiej w groncie robi!<br />
{{tab}}— Bo drugi, choćby i dziedzic, a nawet tej świętej ziemi nie poszanuje!<br />
{{tab}}— Doi ją i doi, kiej głodną krowę, to i nie dziwota, co zjałowiała.<br />
{{tab}}Wyszli na ugory. Okopcone i zrujnowane zręby budynków wznosiły się już niedaleko, spalony sad poczerniałymi szkieletami drzew, wyciągających się boleśnie ku niebu, otaczał czworaki dworskie o zapadłych dachach i sterczących kominach, zaś pod ścianami, w chudych cieniach pomartwiałych gałęzi, widać było gromadę ludzi. Miemcy to byli. Antał piwa stojał na kamieniach, ktosik w progu przygrywał na fleciku, a oni siedzieli, porozwalani na ławkach i trawie, w koszulach jeno, z fajami w zębach, i pili z glinianych <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_416" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/416"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/416|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/416{{!}}{{#if:416|416|Ξ}}]]|416}}'''<nowiki>]</nowiki></span>garnczków; dzieci baraszkowały kole domu, a pobok pasły się tęgie krowy i konie.<br />
{{tab}}Musieli dojrzeć idących, gdyż jęli się zrywać, przysłaniać oczy garściami, a patrzeć ku nim i cosik wrzeszczeć, ale jakiś stary Szwab zaszwargotał ostro, że wnet przysiedli ma miejsca spokojnie, pociągając z kuflów; flecik zagwizdał nutą jeszcze słodszą, skowronki dzwoniły prawie nad głowami, a ze zbóż sypało się gęste, niemilknące strzykanie świerszczów i kajś niekajś głos przepiórki się wyrywał.<br />
{{tab}}A chociaż spieczona ziemia dudniała pod chłopami, a podkówki szczękały o kamienie coraz bliżej, Niemcy się ani poruszyli, jakby nic nie słysząc, a jeno lubując się piwskiem i tą słodkością, jaką tchnęło powietrze przedwieczerza.<br />
{{tab}}A chłopy już dochodziły, coraz ciężej szli jeno i wolniej, powstrzymując sapania i kije zaciskając; serca się zatłukły, gorący dygot warem oblewał krzyże, gardziele zasychały, ale grzbiety się prężyły i ślepie rozgorzałe hardo wżerały się w Miemców, a z twarzy, kieby zastygłych, biła surowa zawziętość i nieustępliwa moc.<br />
{{tab}}— Niech będzie pochwalony! — rzekł Rocho po niemiecku, przystając, a za nim półkolem stanęła gromada, cisnąc się i przywierając ramionami.<br />
{{tab}}Niemcy chórem odpowiedzieli, nie ruszając się z miejsc. Jeno ten stary, ze siwą brodą, podniósł się i pobladły wodził oczyma po ciżbie.<br />
{{tab}}— Ze sprawą przyszliśmy do was — zaczął Rocho.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_417" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/417"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/417|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/417{{!}}{{#if:417|417|Ξ}}]]|417}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— To siadajcie, gospodarze, z Lipiec widzę jesteście, to pogadamy po sąsiedzku! Johan, Fryc, ławek dla sąsiadów.<br />
{{tab}}— Bóg zapłać, sprawa krótka, to postoimy.<br />
{{tab}}— Nie musi być krótka, kiedyście całą wsią przyszli! — zawołał po polsku.<br />
{{tab}}— Bo wszystkich zarówno obchodzi.<br />
{{tab}}— Jeszcze trzy razy tyle ostało w domu! — powiedział z naciskiem Grzela.<br />
{{tab}}— Bardzośmy wam radzi, a kiedyście przyszli pierwsi, to może piwa się z nami napijecie... na sąsiedzką zgodę... Nalejcie-no, chłopcy...<br />
{{tab}}— Wychlaj se sam! Jaki szczodry! Nie na piwo przyślim! — zakrzyczeli gorętsi.<br />
{{tab}}Rocho ich przyciszył oczyma, a stary Niemiec rzekł kwardo:<br />
{{tab}}— No, to słuchamy!<br />
{{tab}}Cichość padła, sapanie a krótkie przydechy się rozległy, Lipczaki barzej się zwarły, dreszcz przejął wszystkich, a Niemcy też stanęli, jak jeden, wynieśli się naprzeciw zwartą kupą i jęli złemi ślepiami wpierać w chłopów, za brody targać, nabzdyczać a cosik zcicha mamrotać.<br />
{{tab}}Kobiety trwożnie wyglądały oknami, dzieci kryły się po sieniach, zaś jakieś wielgachne, rude psy warczały pod ścianami, a oni z dobre „Zdrowaś“ stojali tak naprzeciw w głębokiej cichości, kieby to stado baranów, co już ślepiami krwawo toczy, przebiera kopytami, grzbiety pręży, łby przygina i leda chwila runie na się rogami, aż Rocho przerwał:<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_418" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/418"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/418|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/418{{!}}{{#if:418|418|Ξ}}]]|418}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Przyślim od całej wsi poto — mówił po polsku, głośno i wyraźnie — by was prosić po dobroci, żebyście nie kupowali Podlesia...<br />
{{tab}}— Tak! Juści! Poto! — przywtórzyli za nim, trzaskając kijami.<br />
{{tab}}Tamci zrazu osłupieli.<br />
{{tab}}— Co on gada? Czego chce? Nie rozumiemy! — bełkotali, uszom nie wierząc.<br />
{{tab}}Więc im Rocho raz jeszcze i po niemiecku powtórzył, a ledwie skończył, Mateusz ciepnął zapalczywie:<br />
{{tab}}— I byście se, pludry, poszły do wszystkich djabłów!<br />
{{tab}}Wrzask buchnął, skoczyli naraz, jakby ukropem polani, kłębiąc się a szwargocąc zajadle, trząchając kulasami, tupiąc ze złością, że już niejeden z pięściami darł się ku chłopom i wygrażał, ale stali nieporuszeni, jak mur, paląc srogiemi oczyma, ręce się im jeno trzęsły, a zęby zacinały.<br />
{{tab}}— Czyście wy wszyscy powarjowali? — wołał stary, podnosząc ręce. — Wzbraniacie nam kupować ziemię! Dlaczego? Z jakiego prawa?..<br />
{{tab}}Znowu mu Rocho wyłożył wszystko spokojnie, szeroko i jak się patrzy, ale Niemiec, poczerwieniawszy ze złości, wrzasnął:<br />
{{tab}}— Ziemia jest tego, kto za nią płaci!<br />
{{tab}}— Tak wygląda po waszemu, ale po naszemu jest inaczej, że powinna być tego, komu jest potrzebną — powiedział uroczyście.<br />
{{tab}}— A to w jaki sposób, za darmo może, po zbójecku? — kpił urągliwie.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_419" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/419"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/419|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/419{{!}}{{#if:419|419|Ξ}}]]|419}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Za te dziesięć palców, duża płata! — odpowiedział tak samo Rocho.<br />
{{tab}}— Głupie gadanie! Co tu będziemy czas tracili na żarty, Podlesie kupiliśmy, jest nasze i pozostanie, a komu się to nie podoba, niech idzie z Bogiem i omija nas zdaleka. No, czego jeszcze czekacie?..<br />
{{tab}}— Czego? By wam powiedzieć: wara od naszej ziemi! — buchnął Grzela.<br />
{{tab}}— Wynoście się sami, póki was gonić nie zaczniem.<br />
{{tab}}— Póki jeszcze prosimy po sąsiedzku! — wołali drudzy.<br />
{{tab}}— Grozicie. Do sądu podamy! Znajdziemy na was sposób, nie odsiedzieliście jeszcze za las, to wam przyłożą i razem odrobicie! — drwił stary, ale już się trząsł ze złości, a i drugie ledwie się hamowały.<br />
{{tab}}— Wszarze przeklęte!<br />
{{tab}}— Zbóje! Psy śmierdzące! — wrzeszczeli po swojemu, wijąc się w kupie, kiej przydeptane gadziny.<br />
{{tab}}— Cicho, psiekrwie, kiej naród do was mówi! — zaklął Mateusz, jeno że się nie ulękli, krzycząc coraz głośniej i całą kupą się przysuwając.<br />
{{tab}}Rocho, bojąc się bitki, ogarniał chłopów, przyciszał i do spokoju niewolił, ale mu się wyrywali, krzycząc jeden przez drugiego:<br />
{{tab}}— Zdzielże który w łeb pierwszego z brzega.<br />
{{tab}}— Juchy im ździebko wypuścić!<br />
{{tab}}— Damy się to, chłopcy? z całego narodu się wytrząsają!<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_420" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/420"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/420|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/420{{!}}{{#if:420|420|Ξ}}]]|420}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— I na swojem nie postawimy? — wołali drudzy, zachęcając się a cisnąc coraz bliżej i groźniej, aż Mateusz odgarnął Rocha na stronę i wysunął się przed Niemców, kiej wilk, błyskając zębami.<br />
{{tab}}— Słuchajta, Miemcy! — ryknął, wyciągając pięście. — Mówiliśmy do was po ludzku, poczciwie, a wy grozicie kreminałem i przekpiwacie się z nas! Dobra, ale teraz zagramy z wami inaczej! Nie chceta zgody, to wama zapowiadamy przed Bogiem i ludźmi, jak pod przysięgą, że na Podlesiu nie wysiedzicie! Przyszlim z pokojem, a wy chceta wojny! Dobra, kiej wojna, to wojna! Mata za sobą sądy, mata urzędy, mata pieniądze, a my jeno te gołe pięście... Obaczymy, czyje będzie górą! A jeszcze to wam dołożę, byście zapamiętali... jako ogień ima się słomy, ale zeźre i murowańce, a chyta się i zboża choćby na pniu... bydło też pada na paśnikach... zaś żaden człowiek nie uciecze od złej przygody... Spamiętajta, co rzekłem: wojna w dzień i w nocy, i na każdem miejscu...<br />
{{tab}}— Wojna! Wojna! i tak nam Panie Boże dopomóż! — huknęli wraz.<br />
{{tab}}Niemcy skoczyli do drągów leżących pod ścianą, kilku wyniesło fuzje, to za kamienie chwytało, kobiety podniesły wrzask.<br />
{{tab}}— Niechno który strzeli, a wszystkie wsie tu zlecą.<br />
{{tab}}— Zastrzelisz, pludro, jednego, to cię drudzy kijami zatłuką, jak psa parszywego.<br />
{{tab}}— Nie zaczynajcie, Szwaby, bo z chłopami nie zdzierżyta.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_421" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/421"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/421|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/421{{!}}{{#if:421|421|Ξ}}]]|421}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A waszego mięsa i głodny pies nie tknie.<br />
{{tab}}— Tknij me, pludro jedna, tknij! — grozili zuchwale i wyzywająco.<br />
{{tab}}Stali już zbliska, ślepiami się jeno bodąc, przestępując z nogi na nogę, trzaskając kijami a wrzeszcząc zajadle, że wymysły i pogrozy latały nad głowami, kiej kamienie, już się wyciągały pazury i niejeden aże dygotał z gotowości, gdy Rocho ogarnął swoich i odwiódł wtył, chłopy rade nierade odwracały się półbokiem i czujnie, pilnując zajdów, odchodzili, temci szydliwiej za się krzykając:<br />
{{tab}}— Ostajta z Bogiem, świńskie pomioty!<br />
{{tab}}— I czekajcie, aż wam czerwony kogut zapieje!<br />
{{tab}}— Zajrzymy tu potańcować z waszemi pannami!<br />
{{tab}}Jaże ich Rocho musiał przyciszyć, tak srodze gębowali.<br />
{{tab}}Zmierzch się już kładł na ziemiach, słońce zaszło, chłodny wiater przegarniał zboża, że kłoniły się, dzwoniąc kłosami, wilgotniały trawy od ros siwych, głosy piszczałek i dziecińskie wrzaski roznosiły się od wsi, żabie rechoty grały na bagniskach i szedł już światem cichy, pachnący wieczór.<br />
{{tab}}Chłopi wracali wolno, rozpięte kapoty powiewały, niby białe skrzydła; szli gwarnie, przystając co chwila, któryś już śpiewał, jaże bory oddawały, jensi gwizdali z uciechy, to gwarząc, obejmowali gorącemi ślepiami podleskie ziemie.<br />
{{tab}}— Gronty łacno podzielne! — rzekł stary Kłąb.<br />
{{tab}}— Juści, gospodarki możnaby wykrajać, kiej plastry miodu, jedna w drugą, i każda z łąką i {{Korekta|paśnikiem|paśnikiem.}}<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_422" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/422"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/422|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/422{{!}}{{#if:422|422|Ξ}}]]|422}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Byle jeno Miemcy ustąpiły! — westchnął sołtys.<br />
{{tab}}— Nie turbujcie się, już my w tem, że ustąpią — zapewniał Mateusz.<br />
{{tab}}— Wziąłbym tę ziemię skraja, przy drodze — szepnął Pryczek Adam.<br />
{{tab}}— A mnie by się widziały w pośrodku, te z figurą — rzekł inszy parobek.<br />
{{tab}}— Ja bym się darł o te od Woli.<br />
{{tab}}— Cie, żeby tak dostać na ogrodach po foliwarku!<br />
{{tab}}— Jaki mądrala, najlepszeby chciał!<br />
{{tab}}— Wystarczy la wszystkich po kawale — uspokajał Grzela, bo już byli się sprzeczać zaczęli.<br />
{{tab}}— Jeżeli dziedzic się zgodzi, a odda wam Podlesie, to niemała praca was czeka, niemały trud — ozwał się Rocho.<br />
{{tab}}— Wydolim! wydolim wszystkiemu! — wołali radośnie.<br />
{{tab}}— Owa! nie straszna praca na swojem!<br />
{{tab}}— Nawet wszystkim dziedzicowym ziemiombyśmy poradzili.<br />
{{tab}}— Niech jeno dadzą, a obaczycie!<br />
{{tab}}— Człowiekby się wparł w ziemię, kiej drzewo i niech mu kto poredzi, niech popróbuje wyrwać!<br />
{{tab}}Rozgwarzali się między sobą, coraz prędzej idąc, bo już od wsi zaciemniała gromada kobiet, biegnących naprzeciw.<br /><br />{{---|50}}<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_423" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/423"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/423|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/423{{!}}{{#if:423|423|Ξ}}]]|423}}'''<nowiki>]</nowiki></span><br>
<section begin="r09"/>{{c|XI.}}<br>
{{tab}}Już tak dniało, że caluśki świat pokrył się był sinawą modrością, kiej śliwa dojrzała, gdy Hanka zajechała przed chałupę, jeszcze leżącą we śpiku, ale na ostry turkot bryki dzieci wypadły z wrzaskiem i Łapa jął szczekać radośnie i wyskakiwać przed końmi.<br>
{{tab}}— A kaj Antek? — krzyczała z proga Jóźka, nadziewając przez głowę wełniak.<br>
{{tab}}— Za trzy dni dopiero go puszczą, ale powróci już niechybnie — odpowiadała spokojnie, całując dzieci, a rozdając im kukiełki.<br>
{{tab}}Witek też wyleciał ze stajni, a za nim źrebak, któren ze rżeniem jął się dobierać do klaczy, Pietrek wyciągał z wasąga sprawunki.<br>
{{tab}}— Koszą to? — pytała, siadając zaraz w progu, by dać piersi najmłodszemu.<br>
{{tab}}— W pięciu zaczęli wczoraj w połednie: Filip, Rafał i Kobus za odrobek, a Kłębów Jadam i Mateusz przynajęci.<br>
{{tab}}— Mateusz Gołąb, cie?..<br>
{{tab}}— Juści, mnie też było dziwno, ale sam chciał, powieda, jako nie chce docna zgarbacieć przy ciesiółce, to musi se grzbiet wyprostować przy kosie.<br>
{{tab}}Jagna wywarła okna po swojej stronie i na świat wyjrzała.<br>
{{tab}}— Śpią to jeszcze ociec?<br>
{{tab}}— W sadzie leżą, nie znosilim go na noc, bo w izbie strasznie gorąco.<br><section end="r09"/> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_424" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/424"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/424|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/424{{!}}{{#if:424|424|Ξ}}]]|424}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Jakże tam z matką?<br />
{{tab}}— Po dawnemu, choć może i ździebko lepiej, Jambroż lekują, przychodził wczoraj i owczarz z Woli, okadził ją, maście jakieś dał i pedział, co do dziewięciu niedziel będą zdrowi, byle jeno na światło nie wychodzili.<br />
{{tab}}— To pono najlepsze na oparzelinę! — odrzekła, zaczem, dając dziecku z drugiej piersi, wypytywała skwapliwie o wczorajsze nowiny, jeno krótko to trwało, bo biały dzień się już robił, zorze zrumieniły niebo i zagrały brzaskami w powietrzu, rosy skapywały z drzew, ptaki zaświergotały po gniazdach i na wsi już się kajś niekaj rozlegały beki owiec i porykiwania stad, wypędzanych na pastwiska, zaś ktosik zaczął naklepywać kosę, że cieniuśki, ostry brzęk rozdzwaniał się przenikliwie.<br />
{{tab}}Hanka, co jeno rozdziawszy się z drogi, pobiegła do Boryny, leżał w półkoszku pod drzewami, przykryty pierzyną i spał.<br />
{{tab}}— Wiecie! — zaszeptała, targając go za rękę — Antek za trzy dni powróci. Odstawili go do gubernji, Rocho pojechał za nim z pieniędzmi, zapłaci tam okup i razem już powrócą!<br />
{{tab}}Stary siadł raptem, przecierał oczy i jakby słuchał, ale wnet się zwalił w pościel i, zaciągnąwszy pierzynę na głowę, jakby zasnął znowu.<br />
{{tab}}Nie było z nim co gadać, i akuratnie kosiarze wchodzili w opłotki.<br />
{{tab}}— Kole kapuśników położylim wczoraj łąkę — objaśnił Filip.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_425" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/425"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/425|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/425{{!}}{{#if:425|425|Ξ}}]]|425}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A idźcie dzisiaj za rzekę, przy kopcach, Jóźka pokaże wama.<br />
{{tab}}— To ta na Kaczym dołku, karwas tego galanty.<br />
{{tab}}— I trawa po pas, jak bór, nie taka, jak wczorajsza.<br />
{{tab}}— Taka to kiepska, co?<br />
{{tab}}— Juści, wyschła prawie, jakby szczotkę kosił.<br />
{{tab}}— Rosa obeschnie, to możnaby ją już dzisiaj przetrząsnąć.<br />
{{tab}}Poszli zaraz, jeno Mateusz, zapalający coś długo papierosa u Jagusi, ruszył naostatku i jeszcze się łakomie za się oglądał, kiej ten kot, odegnany od mleka.<br />
{{tab}}I z drugich domów jęli też gęsto wychodzić na kośbę.<br />
{{tab}}Słońce właśnie co ino się pokazywało, ogromne i rozczerwienione, dzień robił się ciepły, na spiekotę znowuj się miało.<br />
{{tab}}Kosiarze ruszyli gęsiego, wyprzedzani przez Jóźkę, wlekącą tykę; kto pacierz mruczał, kto się jeszcze przeciągał i ślepie tarł ze śpiku, a kto rzucał niekiej jakieś zbędne słowo, przeszli za młyn; na łęgach leżały niskie, rzadkie mgły, kępy olch widziały się, kiej krze dymiące, rzeka przebłyskiwała niekiedy z pod sinych przesłon, oroszone trawy stały pochylone, czajki już kwiliły kajś niekaj, a żarzące się od wschodu powietrze pachniało wilgotnem kwieciem.<br />
{{tab}}Jóźka, dowiódłszy ich do kopców, odmierzyła ojcową łąkę i, zatknąwszy na granicy tykę, poleciała zpowrotem.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_426" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/426"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/426|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/426{{!}}{{#if:426|426|Ξ}}]]|426}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Pozrucali spencerki, podwinęli portki do kolan, rozstawili się pobok i, wparłszy drzewce w ziemię jęli raz po razie gładzić kosy osełkami.<br />
{{tab}}— Sielna trawa, jak kożuch, niejeden dobrze się zapoci — rzekł Mateusz, stając na pierwszego i próbując rozmachu.<br />
{{tab}}— Wysoka i gęsta, nabierą se siana, no! — rzekł drugi, stając obok.<br />
{{tab}}— Byle ino pogodnie sprzątnęli — rzekł trzeci, rozglądając się po niebie.<br />
{{tab}}— „Skoro człowiek łąkę kosi, leda baba deszcz uprosi“ — zaśmiał się czwarty.<br />
{{tab}}— Prawda to była po inne roki, ale nie latoś! — zaczynaj, Mateusz.<br />
{{tab}}Przeżegnali się wraz, Mateusz przyciągnął pasa, rozkraczył się nieco, przygiął bary, w garście splunął, nabrał dechu i szerokim rozmachem spuścił kosę, tnąc już raz za razem, a za nim drudzy, ostawając nieco naskos, by se nóg nie podciąć, czynili toż samo, wcinając się posobnie w omgloną łąkę i chlaszcząc równym, spokojnym rzutem kos; zimne ostrza jeno łyskały ze świstem i trawy kładły się ciężko, osypując ich rosą, kieby temi łzami.<br />
{{tab}}Wiater jął ździebko przegarniać trawy i czajki coraz jękliwiej krzyczały nad niemi, czasem kuropatki furknęły z pod nóg, ale oni, kołysząc się z prawej strony na lewą, cięli niestrudzenie, wpierając się w łąkę piędź za piędzią, tylko niekiedy przystawał któryś kosę naostrzyć, lebo grzbiet wyprostować i znowu siekł {{pp|za|wzięcie}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_427" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/427"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/427|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/427{{!}}{{#if:427|427|Ξ}}]]|427}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|za|wzięcie}}, ostawiając za sobą coraz dłuższe pokosy i wgniecione ślady nóg.<br />
{{tab}}Zaś nim słońce wyniesło się nad wieś, już całe łąki jaże jęczały pod kosami, wszędy kosili, wszędy błyskały sine ostrza, roznosiły się zgrzytliwe ostrzenia i wszędy bił mocny zapach traw więdnących.<br />
{{tab}}Pogoda była jakby wybrana na sianokosy, bo chociaż stara powiadka mówi: „Zacznij sianokosy, zapłaczą wnet niebiosy“, ale latoś stało się jakby naprzekór. Miasto deszczów przyszła susza.<br />
{{tab}}Dnie wstawały oblane rosami a rozpalone, kiej człowiek w gorączce, i kładły się we wieczory, zionące spiekotą, że już wysychały studnie i rzeczki, zboża żółkły, okopowizny więdły, robactwo rzuciło się na drzewa, owoc oblatywał, krowy ostawiały mleko, że to głodne wracały z wypalonych pastwisk, gdyż dziedzic jeno tym pozwalał paść w porębach, które zapłaciły po pięć rubli z ogona.<br />
{{tab}}Juści co nie wszyscy mogli wywalić tyle gotowego grosza.<br />
{{tab}}Ale i bez te różności przednowek stawał się coraz cięższy, zwłaszcza la komorników i drugiej biedoty.<br />
{{tab}}Rachowali jeno, co na św. Jan muszą przyjść deszcze i wszystko w polach jeszcze się poprawi, nawet już na tę intencję na mszę dawali, nic jednak nie pomogło, susza wciąż trwała.<br />
{{tab}}Do garnków u niejednego nie było co wstawić, ale zato nie brakowało swarów ni kłótni i wyrzekań. Może jeszcze nigdy, jak jeno zapamiętali najstarsi, nie było w Lipcach tyle spraw różnych, a to o sądy za <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_428" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/428"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/428|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/428{{!}}{{#if:428|428|Ξ}}]]|428}}'''<nowiki>]</nowiki></span>las się kłopotali, a to wójtowe sprawy kłyźniły cięgiem ludzi między sobą, a to Dominikowej spory ze synem, a to Miemcy, a to pomniejsze, sąsiedzkie spory, tyle tego było, że prawie zapominali o biedzie, żyjąc, kieby w tym kotle, w ciągłych plotach i swarach.<br />
{{tab}}Nie dziwota też, że skoro nadeszły sianokosy, odetchnęli, biedota się wnet rozbiegła po dworach za zarobkiem, a gospodarze, zatykając uszy na wszelkie nowiny, do kos przypięli się z radością.<br />
{{tab}}Nie zapomnieli jeno o Miemcach, bo co dnia ktosik leciał na Podlesie wypatrywać, co oni tam robią.<br />
{{tab}}Siedzieli jeszcze, przestali jeno kopać studnie i zwozić kamień na fundamenta, zaś kowal któregoś dnia powiedział, że Miemcy zaskarżyli dziedzica o pieniądze, a Lipce o gwałt.<br />
{{tab}}Chłopy naśmiały się z tego dowoli.<br />
{{tab}}Właśnie dzisiaj na łąkach w czasie obiadu szeroko o tem rozprawiano.<br />
{{tab}}Południe przyszło upalne, słońce stanęło nad głowami, rozpalone do białości, niebo wisiało białawym od pożogi tumanem, żar buchał, kiej z pieca straszliwego, najsłabszy wiater nie przewiał, liście zwisły pomdlałe, zamilkło ptactwo, cienie leżały chude i krótkie, niewiela chroniąc od spieki, duszno było, jeno od pokosów bił ostry zapach traw rozprażonych, zboża, sady i domy stały, jakby ogarnięte białemi płomieniami; wszystko zdawało się roztapiać w rozżarzonem powietrzu, trzęsącem się, kieby ten war na wolnym ogniu, nawet rzeka płynęła wolniej, bez szmeru, wody błyszczały roztopionem szkliwem, a tak {{pp|przej|rzyste}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_429" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/429"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/429|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/429{{!}}{{#if:429|429|Ξ}}]]|429}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|przej|rzyste}}, że każdy kiełb widniał pod włóknistą powierzchnią; każdy kamyk na dnie piaszczystem i każdy rak, gmerzący się w prześwietlonych cieniach brzegów, cichość wlekła się nad ziemiami słoneczną, usypiającą przędzą, jedne muchy, co brzęczały koło ludzi.<br />
{{tab}}Kosiarze siedzieli nad samą rzeką, pod kępą olch wyniosłych, wyjadając z dwojaków. Mateuszowi przyniesła jeść Nastka, wyrobnikom zaś Hanka z Jagustynką, przysiadłszy na trawie w słońcu i nakrywając chustami głowy, słuchały ciekawie.<br />
{{tab}}— Ja od początku zawdy mówiłem jedno, że nie dziś, to jutro Miemcy się wynieść muszą! — mówił Mateusz, wyskrzybując garnczek.<br />
{{tab}}— Ksiądz tak samo utwierdza! — przywtórzyła Hanka.<br />
{{tab}}— A tak będzie, jak się spodoba dziedzicowi — warknął kłótliwie Kobus, rozciągając się pod drzewem.<br />
{{tab}}— Jakże, to nie zlękli się waszych wrzasków i nie uciekli? — wtrąciła się po swojemu Jagustynka, ale któryś rzekł:<br />
{{tab}}— Kowal powiadał wczoraj, jako dziedzic pogodzi się z nami.<br />
{{tab}}— Jeno mi dziwno, że Michał teraz ze wsią trzyma.<br />
{{tab}}— Węszy on w tem jakąś dobrą sztuczkę la siebie — syknęła stara.<br />
{{tab}}— I młynarz też się pono wstawiał we dworze za wsią.<br />
{{tab}}— Wszystkie za nami, dobrodzieje juchy — mówił Mateusz. — Powiem wam, laczego naszą stronę <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_430" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/430"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/430|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/430{{!}}{{#if:430|430|Ξ}}]]|430}}'''<nowiki>]</nowiki></span>trzymają: kowalowi dziedzic obiecał dobrą oberchapkę za zgodę z Lipcami, młynarz się zlęknął, że Niemcy mogą postawić wiatrak na górce koło figury, zaś karczmarz też pomaga narodowi ze strachu o siebie, dobrze on wie, że kaj Miemce siądą, tam się już żaden żydek nie pożywi.<br />
{{tab}}— To i dziedzic boją się chłopów, kiej o zgodę zapobiega?..<br />
{{tab}}— A zgadliście, matko, ten się najwięcej {{korekta|boją|boją,}} zarno waju wyłożę...<br />
{{tab}}Przerwał Mateusz, gdyż od wsi pokazał się Witek pędzący.<br />
{{tab}}— Gospodyni, a to prędko chodźcie! — wrzeszczał już zdala.<br />
{{tab}}— Co się stało? ogień, czy co? — zerwała się trwożnie.<br />
{{tab}}— A to... to gospodarz czegoś krzyczą!<br />
{{tab}}Poleciała co tchu, nie rozumiejąc zgoła, co się tam stało.<br />
{{tab}}A oto co było. Maciej już od samego rana był jakiś dziwny, matyjasił, mamrotał cięgiem, zrywał się z pościeli, to szukał czegoś koło siebie, że Hanka, odchodząc na łąki, przykazała Jóźce pilniejsze na niego baczenie. Dziewczyna często zaglądała do niego, leżał spokojnie, aż dopiero w czasie obiadu zaczął wrzeszczeć wniebogłosy.<br />
{{tab}}Gdy Hanka przyleciała, jeszcze siedział na literkach i wołał:<br />
{{tab}}— Kajście mi buty zapodzieli! — dawajcie prędzej.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_431" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/431"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/431|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/431{{!}}{{#if:431|431|Ξ}}]]|431}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Zaraz przyniesą z komory, zaraz... — uspakajała wylękła, gdyż wydawał się całkiem przytomny i groźnie toczył oczami.<br />
{{tab}}— Zaspałem, psiachmać — przeziewnął szeroko. — Już biały dzień, a wy śpita. Kuba niech brony szykuje, siać pojedziem — rozkazywał.<br />
{{tab}}Stali przed nim, nie wiedząc, co począć, gdyż naraz przechylił się i leciał bezwładnie na ziemię.<br />
{{tab}}— Nie bój się, Hanuś... zemgliło me... Antek w polu, co? W polu? — powtarzał, kiej go znowu ułożyli na pierzynie.<br />
{{tab}}— Juści... od świtania... — jąkała, bojąc się {{korekta|przeciwić|przeciwić.}}<br />
{{tab}}Rozglądał się bystro i cięgiem gadał, ale co jedno słowo rzekł do rzeczy, to dziesięć całkiem płonych i znowu jął się gdziesik wyrywać, chciał się ubierać i o buty wołał, to chwytał się za głowę i tak przeraźliwie jęczał, jaże się na drogi rozchodziło. Hanka, rozumiejąc, jako na koniec już mu przychodzi, kazała go przenieść do chałupy i przed wieczorem posłała po księdza.<br />
{{tab}}Przyszedł wkrótce z Panem Jezusem, ale go jeno świętymi Olejami namaścił.<br />
{{tab}}— Więcej mu już nie potrza, lada godzina uśnie... — powiedział.<br />
{{tab}}Na odwieczór naszło się narodu, bo zdawał się konać, że Hanka już mu gromnicę wtykała, ale się jakoś uspokoił i zasnął.<br />
{{tab}}Zaś nazajutrz było tak samo, poznawał ludzi, rozmawiał przytomnie, to całe godziny leżał, kiej trup. <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_432" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/432"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/432|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/432{{!}}{{#if:432|432|Ξ}}]]|432}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Siedziała przy nim kowalowa nieodstępnie, a Jagustynka chciała go okadzać.<br />
{{tab}}— Dajcie spokój, jeszcze ogień zaprószycie.<br />
{{tab}}Burknął niespodzianie, a gdy w południe przyleciał kowal i zaglądał mu w przywarte oczy, to ozwał się znowu z dziwnym prześmiechem:<br />
{{tab}}— Nie frasuj się, Michał... już teraz wam dojdę... niezadługo dojdę...<br />
{{tab}}Odwrócił się do ściany i więcej nic nie powiedział, ale że widać było, jako słabnie i coraz barzej zapada, to go już pilnowali, a głównie Jagusia, z którą też wyprawiały się jakieś dziwności.<br />
{{tab}}Przestała raptem dbać o matkę, zdając ją całkiem na Jędrka, i kamieniem zaległa przy mężu.<br />
{{tab}}— Sama ich przypilnuję, to moje prawo! — rzekła Hance i Magdzie z taką mocą, iż się nie przeciwiły, ile co każda dosyć miała swojej roboty.<br />
{{tab}}I już się nie ruszyła z chałupy, jakiś głuchy strach trzymał ją, kieby na uwięzi, że nie poredziła odbieżyć chorego, jak przódzi.<br />
{{tab}}A cała wieś była na łąkach, sianokosy szły nieprzerwanie, od samego świtania, skoro jeno pierwsze zorze niebo zrumieniły, cały naród tam ciągnął, zaś rzędy chłopów, rozdzianych do koszuli, kiej te siodłate bociany, obsiadły łęgi, ostrzyły żeleźca i, błyskając kosami, całe dnie siekły zapamiętale, całe dnie też jeno słychać było brzęki kos nakuwanych i przyśpiewki dzieuch grabiących.<br />
{{tab}}Zielone, puszyste równie łąk roiły się od ludzi a pobrzęków i gwarów, migotały pasiaste portki, {{pp|czer|wone}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_433" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/433"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/433|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/433{{!}}{{#if:433|433|Ξ}}]]|433}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|czer|wone}} wełniaki niby makowe kwiaty, płonęły w słońcu, piesneczki się rozlegały hukliwie, dzwoniły kosy, buchały śmiechy wesołe i wszędy szła ochotna, siarczysta robota, a pod każden wieczór, kiej sczerwienione słońce kłoniło się nad bory i powietrze zawrzało krzykiem ptactwa, kiej wszystkie zboża i trawy jaże się trzęsły od muzyki świerszczów, a moczary zagrały żabiemi rechotami, kiej buchnęły zapachy, jakby cała ziemia była trybularzem, toczyły się po drogach ciężkie, opasłe wozy ze sianem, wracali ze śpiewami kosiarze, a na pożółkłych, zdeptanych wycinkach rozsiadały się gęsto kopice i stogi, kiej te kumy podufałe, przysiadając do cichej pogwary, a między niemi brodziły boćki, czajki kołowały z żałosnem kwileniem i białe mgły wpełzały od bagnisk.<br />
{{tab}}Przez otwarte okna Borynowej chałupy wciskały się te wszystkie głosy ludzi i pól, weselne głosy życia i trudu wraz z kadzielnemi woniami zbóż i łąk i słońca, jeno Jagusia była głucha na wszystko.<br />
{{tab}}W izbie cicho było i martwo, przez krze, osłaniające od żarów, siał się zielonawy, senny mrok, brzęczały muchy i Łapa, warujący przy gospodarzu, ziewnął niekiedy i szedł się połasić do Jagny, siedzącej całe godziny bez ruchu i myśli, zgoła do słupa podobnej.<br />
{{tab}}Maciej już nie mówił, nie jęczał, leżał spokojnie i tylko cięgiem włóczył oczyma; te jasne ślepie, błyszczące, kiej szklane gały, chodziły za nią z takim uporem i tak nawskroś przewiercały, kiej zimne noże.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_434" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/434"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/434|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/434{{!}}{{#if:434|434|Ξ}}]]|434}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Napróżno się odwracała, napróżno chciała zapomnieć, patrzyły z każdego kąta, w powietrzu się unosiły i świeciły jednako strasznie i tak ciągnące nieprzeparcie, że dawała się na ich wolę, patrząc w nie, kieby w przepaście nieprzejrzane.<br />
{{tab}}A niekiedy, jakby wyrywając się ze strasznego snu, błagała żałośnie:<br />
{{tab}}— Dyć tak nie patrzcie, bo mi duszę wywleczecie, nie patrzcie!<br />
{{tab}}Musiał dosłyszeć, gdyż drżał nieco, twarz mu się kurczyła w jakimś niemym krzyku, oczy patrzyły jeszcze straszniej i po sinych policzkach toczyły się ciężkiemi kroplami łzy.<br />
{{tab}}Uciekała wtedy na świat, strach ją wyganiał.<br />
{{tab}}Patrzyła z za drzew na łąki, pełne narodu i radosnej wrzawy.<br />
{{tab}}I odchodziła z płaczem.<br />
{{tab}}Szła do matki, ale ledwie głowę wetknęła do ciemnej izby, ledwie ją owiał zapach leków, cofała się pośpiesznie.<br />
{{tab}}I znowu płakała.<br />
{{tab}}To wychodziła za dom i niesła się tęskliwemi oczyma po świecie szerokim. I płakała wtedy jeszcze żalniej, smutniej i boleśniej, jako ta ptaszka z połamanemi skrzydłami, ostawiona przez stado, skarżyła się rzewliwie.<br />
{{tab}}I tak bez przemian szły dnie za dniami, Hanka wciąż była zajęta sianokosami narówni z całą wsią, dopiero trzeciego dnia została w domu od rana.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_435" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/435"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/435|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/435{{!}}{{#if:435|435|Ξ}}]]|435}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Sobota, to już dzisiaj Antek wróci z pewnością! — rzekła radośnie, szykując dom na przyjęcie męża.<br />
{{tab}}Południe już przeszło, a jego jeszcze nie było, Hanka wyglądała za kościół, aż na topolową szła patrzeć, ale pusto tam było i cicho.<br />
{{tab}}Ludzie śpieszniej zaczęli zwozić siano, gdyż miało się na odmianę, kokoty piały, słońce barzej dopiekało, stronami wisiały ciężkie gradowe chmury i wiater zrywał się kołujący.<br />
{{tab}}Wyglądali burzy z ulewą, a jeno spadł krótki, chociaż rzęsisty deszcz, wmig wypity przez spieczoną ziemię, że tyle było z niego pociechy, co się odświeżyło powietrze.<br />
{{tab}}Ale wieczór przyszedł nieco chłodniejszy, pachniało sianem i ziemią przemoczoną, po drogach leżały gęste mroki, księżyc jeszcze nie wschodził, niebo wisiało ciemne i jeno zrzadka poprzebijane gwiazdami, wskroś sadów błyskały światła chałup i kiej świętojańskie robaczki, mrowiły się we stawie; kolacje jedli wszędy przed progami, ktosik grał na fujarce i śmiechy rozdzwaniały się kajś niekaj, ptaki już zaczynały śpiewać i pola przemówiły cichem strzykaniem koników i głosami przepiórek i derkaczów.<br />
{{tab}}U Borynów tak samo jedli przed chałupą, pod oknem gwarno było i ludno, bo Hanka, że to skończyli kosić, zaprosiła wszystkich, występując ze sutą kolacją: pachniała jajecznica ze szczypiorkiem, raźno skrzybotały łyżki, a skrzekliwy głos Jagustynki rozlegał się co chwila, niecąc wybuchy śmiechu. Hanka dokładała co trochę z garów, zapraszając, by se nie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_436" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/436"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/436|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/436{{!}}{{#if:436|436|Ξ}}]]|436}}'''<nowiki>]</nowiki></span>żałowali, ale całą duszą nasłuchiwała każdego głosu z drogi, a co chwila biegła wyglądać w opłotki.<br />
{{tab}}Ani śladu Antka, natknęła się tylko raz na Tereskę, przywartą do płota i jakby na kogoś czekającą.<br />
{{tab}}Mateusz, nie mogąc się dogadać z Jagusią, mrukliwą dzisiaj i niechętną, jął się ze złości spierać z Pietrkiem, gdy Jędrek przyleciał po siostrę, że matka ją wzywa.<br />
{{tab}}Wkrótce rozeszli się wszyscy, tylko jeden Mateusz coś długo się ociągał, że dopiero w dobry pacierz poszedł.<br />
{{tab}}Po chwili Hanka wyszła, na darmo wypatrując w ciemnościach, kiej ją doszedł z nad stawu jego warkliwy, gniewny głos:<br />
{{tab}}— Czego za mną łazisz, jak ten pies... nie ucieknę ci... już dosyć nas mielą na ozorach... — i coś tam jeszcze przykrzejszego, a w odpowiedzi posypały się rozszlochane słowa i rzęsisty płacz.<br />
{{tab}}Ale Hanki to nie wzruszyło, czekała na męża, to co ją tam mogły obchodzić cudze sprawy? Jagustynka robiła wieczorne porządki, a że dziecko zaczęło coś matyjasić, wzięła je na ręce i, pohuśtując, zajrzała do chorego.<br />
{{tab}}— Antka ino co patrzeć! — zakrzyczała od proga.<br />
{{tab}}Boryna leżał zapatrzony w lampkę, dymiącą nad kominem.<br />
{{tab}}— Dzisiaj go puścili, Rocho czeka na niego — powtarzała mu w same uszy, stróżując radosnemi oczami jego źrenic, czy pomiarkował, ale snadź i ta <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_437" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/437"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/437|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/437{{!}}{{#if:437|437|Ξ}}]]|437}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nowina nie przedarła się do mózgu, gdyż ani się poruszył, ni spojrzał na nią.<br />
{{tab}}— Może już do wsi wchodzi... może już... — myślała, wybiegając co chwila przed dom, a tak była pewna jego powrotu i tak roztrzęsiona oczekiwaniem, że przytomność traciła, wybuchała śmiechem z leda powodu, rozprawiała ze sobą i potaczała się, kiej pijana. Ciemnościom powiadała o swoich nadziejach, nawet bydlątkom się zwierzyła przy udoju, by wiedziały, jako ich gospodarz wracają.<br />
{{tab}}I czekała z minuty na minutę, ale już ostatkami sił i cierpliwości.<br />
{{tab}}Noc się już czyniła, wieś kładła się spać, Jagusia, powróciwszy od matki, zaraz przyległa w pościel, cały dom wkrótce zasnął, a Hanka jeszcze późno w noc warowała przed domem, jaże wybita ze sił i srodze spłakana, pogasiwszy światła, też się położyła.<br />
{{tab}}Wszystek świat pogrążał się w głębokiej cichości odpoczywania.<br />
{{tab}}Na wsi gasły światła jedne po drugiem, jak oczy snem przywierane.<br />
{{tab}}Księżyc się wtoczył na granatowe, wysokie niebo, gwiezdnym migotem przesiane, i wznosił się coraz wyżej, leciał, kiej ptak, wlekący wskroś pustek srebrzyste skrzydła, chmury spały kajś niekaj, pozwijane w puszyste, białawe kłęby.<br />
{{tab}}Zaś na ziemiach wszelkie stworzenie, uznojone, legło w cichy i słodki sen, jeno ptak jakiś tu i owdzie śpiewał rzęsiste piosneczki, jeno wody szemrały cosik jakby przez sen, a drzewiny, pławiące się w {{pp|księżyco|wych}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_438" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/438"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/438|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/438{{!}}{{#if:438|438|Ξ}}]]|438}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|księżyco|wych}} brzaskach, zadrgały niekiedy, jakby się im dzień marzył, czasem pies warknął, albo przelatujący lelek zatrzepał skrzydłami, a niskie opary jęły zwolna i troskliwie przysłaniać pola, kieby tę mać utrudzoną.<br />
{{tab}}Z pod ledwie rozeznanych ścian i ze sadów rozchodziły się ciche dychania, ludzie spali na powietrzu, powierzając się z dufnością nocy.<br />
{{tab}}I w Borynowej izbie leżała senna cichość, świerszcz jeno strzykał pod kominem i Jagusine oddechy trzepały się, kiej skrzydła motyle.<br />
{{tab}}Noc musiała być już późna, pierwsze kury zaczęły piać, gdy naraz Boryna poruszył się na łóżku, jakby przecykając, wraz też i księżyc uderzył w szyby i chlusnął, oblewając mu twarz srebrzystym wrzątkiem światła.<br />
{{tab}}Przysiadł na łóżku i, kiwając głową a robiąc usilnie grdyką, chciał cosik powiedzieć, ale mu jeno zabulgotało w gardzieli.<br />
{{tab}}Siedział tak dość długo, rozglądając się nieprzytomnie, a niekiedy gmerząc palcami we świetle, jakby chcąc zebrać w garście ową rozmigotaną rzekę księżycowych brzasków, bijącą mu w oczy.<br />
{{tab}}— Dnieje... pora... — zamamrotał wreszcie, stając na podłodze.<br />
{{tab}}Wyjrzał oknem i jakby się budził z ciężkiego snu, zdało mu się, że to już duży dzień, że zaspał, a jakieś pilne roboty czekają na niego...<br />
{{tab}}— Pora wstawać, pora... — powtarzał, żegnając się wielekroć razy i zaczynając pacierz, rozglądał się zarazem za odzieniem, po buty sięgał, kaj zwykły były <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_439" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/439"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/439|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/439{{!}}{{#if:439|439|Ξ}}]]|439}}'''<nowiki>]</nowiki></span>stoić, ale nie nalazłszy niczego pod ręką, zapomniał o wszystkiem i błądził bezradnie rękoma dokoła siebie, pacierz mu się rwał, iż jeno poniektóre słowa mamlał bezdźwięcznie.<br />
{{tab}}Skołtuniły mu się naraz w mózgu wspominki jakichś robót, to sprawy dawne, to jakby odgłosy tego, co się dokoła niego działo przez cały czas choroby, przesiąkało to w niego w strzępach nikłych, w bladych przypomnieniach, w ruchach zatartych, jak skiby na rżyskach, i budziło się teraz nagle, kłębiło w mózgu i na świat parło, że porywał się co chwila za jakimś majakiem, lecz nim się go uczepił, już mu się rozłaził w pamięci, jako te zgniłe przędze, i dusza mu się chwiała, kiej płomień, nie mający się czem podsycić.<br />
{{tab}}Tyle jeno teraz wiedział, co się może śnić o pierwszej zwieśnie drzewom poschniętym, że pora im przecknąć z drętwicy zimowej, pora nabrane chlusty wypuścić ze siebie, pora zaszumieć z wichrami weselną pieśń życia, a nie wiedzą, że płone są ich śnienia i próżne poczynania...<br />
{{tab}}Zaczem cokolwiek robił, czynił, jako ten koń po latach chodzenia w kieracie czyni na wolności, że cięgiem się jeno wkółko obraca z przywyku.<br />
{{tab}}Maciej otworzył okno i wyjrzał na świat, zajrzał do komory i, po długim namyśle, pogrzebał w kominie, zaś potem, jak stał, boso i w koszuli, poszedł na dwór.<br />
{{tab}}Drzwi były wywarte, całą sień zalewało księżycowe światło, przed progiem spał Łapa, zwinięty <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_440" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/440"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/440|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/440{{!}}{{#if:440|440|Ξ}}]]|440}}'''<nowiki>]</nowiki></span>w kłębek, ale na szelest kroków przebudził się, zawarczał i, poznawszy swojego, poszedł za nim.<br />
{{tab}}Maciej przystanął przed domem i, skrobiąc się w ucho, ciężko się głowił, jakie go to pilne roboty czekają?..<br />
{{tab}}Pies radośnie skakał mu do piersi, pogładził go po dawnemu, rozglądając się frasobliwie po świecie.<br />
{{tab}}Widno było, jak w dzień, księżyc wynosił się już nad chałupą, że modry cień zesuwał się z białych ścian, wody stawu polśniewały, kiej lustra, wieś leżała w głębokiem milczeniu, jedne ptaszyska, co się wydzierały zapamiętale po gąszczach.<br />
{{tab}}Znagła przypomniało mu się cosik, bo poszedł śpieszno w podwórze, drzwi wszystkie stały otwarte, chłopaki chrapały pod ścianami stodoły, zajrzał do stajni, poklepując konie, jaże zarżały, potem do krów wsadził głowę, leżały rzędem, że ino im zady widniały we świetle; to z pod szopy zachciał wóz wyciągnąć, już nawet porwał za wystający dyszel, ale dojrzawszy błyszczący pług pod chlewami, do niego pośpieszył i, nie doszedłszy, całkiem zapomniał.<br />
{{tab}}Stanął w pośrodku podwórza, obracając się na wszystkie strony, bo mu się wydało, ze skądciś wołają.<br />
{{tab}}Żóraw studzienny wynosił się tuż przed nim, cień długi kładąc.<br />
{{tab}}— Czego to? — pytał, nasłuchując odpowiedzi.<br />
{{tab}}Sad, porznięty światłami, jakby zastąpił mu drogę, srebrzące się liście szemrały cosik cichuśko.<br />
{{tab}}— Kto me woła? — myślał, dotykając się drzew.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_441" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/441"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/441|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/441{{!}}{{#if:441|441|Ξ}}]]|441}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Łapa, chodzący wciąż przy nim, zaskomlał cosik, że przystanął, westchnął głęboko i rzekł wesoło:<br />
{{tab}}— Prawda, piesku, pora siać...<br />
{{tab}}Ale wmig i o tem przepomniał, rozsypywało mu się wszystko w pamięci, kiej suchy piasek w garściach, jeno że wciąż nowe wspominki popychały go znów gdzieś naprzód; motał się w one złudy, jak to wrzeciono w nić, uciekającą wiecznie, a cięgiem na jednem miejscu.<br />
{{tab}}— Juści... pora siać... — powiedział znowu i ruszył raźnie koło szopy opłotkami, wiedącemi na pole, natknął się na bróg ów nieszczęsny, spalony jeszcze zimą i już postawiony teraz na nowo.<br />
{{tab}}Chciał go zrazu wyminąć, lecz nagle odskoczył, rozwidniło mu się na mgnienie, błyskawicą rzucił się wstecz czasu, wyrywał z płota kołek i ująwszy go oburącz, kiej widły, i z nasrożoną twarzą, rzucił się na słupy, gotowy bić i zabijać, lecz nim uderzył co bądź, wypuścił kołek bezradnie.<br />
{{tab}}Za brogiem, od samej drogi a pobok ziemniaków, ciągnął się długi szmat podorówki, przystanął przed nim, wodząc zdumionemi oczyma.<br />
{{tab}}Księżyc już był w pół nieba, ziemie pławiły się w przymglonych brzaskach i leżały operlone rosami, jakby zasłuchane w milczeniu.<br />
{{tab}}Nieprzenikniona cichość biła z pól, zamglone dale łączyły ziemię z niebem, z łąk pełzały białawe tumany i wlekły się nad zbożami, kiej przędze, obtulając je niby ciepłym, wilgotnym kożuchem.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_442" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/442"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/442|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/442{{!}}{{#if:442|442|Ξ}}]]|442}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Wyrosłe, zielonawe ściany żyta pochylały się nad miedzę, pod ciężarem kłosów, zwisających, kieby te rdzawe dzioby piskląt, pszenice szły już w słup, stały hardo, lśniąc czarniawemi piórami, zaś owsy i jęczmiona, ledwie rozkrzewione, zieleniały, kiej łąki w płowych przesłonach mgieł i światła.<br />
{{tab}}Drugie kury już piały, noc była późna, pola pogrążone w głęboki sen odpoczywania, jakby dychały niekiej cichuśkim chrzęstem i jakiemś echem dziennych zabiegów i trosk — jak dycha mać, kiej przylegnie wpośród dzieciątek, dufnie śpiących na jej łonie...<br />
{{tab}}Boryna naraz przyklęknął na zagonie i jął w nastawioną koszulę nabierać ziemi, niby z tego wora zboże naszykowane do siewu, aż nagarnąwszy tyla, iż się ledwie podźwignął, przeżegnał się, spróbował rozmachu i począł obsiewać...<br />
{{tab}}Przychylił się pod ciężarem i zwolna, krok za krokiem szedł i tym błogosławiącym, półkolistym rzutem posiewał ziemię na zagonach.<br />
{{tab}}Łapa chodził za nim, a kiej ptak jaki spłoszony zerwał się z pod nóg, gonił przez chwilę i znowu powracał na służbę przy gospodarzu.<br />
{{tab}}A Boryna, zapatrzony przed się w cały ten urokliwy świat nocy zwiesnowej, szedł zagonami cicho, niby widmo, błogosławiące każdej grudce ziemi, każdemu źdźbłu, i siał — siał wciąż, siał niestrudzenie.<br />
{{tab}}Potykał się o skiby, plątał we wyrwach, niekiedy się nawet przewracał, jeno że nic o tem nie wiedział i nic nie czuł, kromie tej potrzeby głuchej a nieprzepartej, by siać.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_443" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/443"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/443|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/443{{!}}{{#if:443|443|Ξ}}]]|443}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Szedł aż do krańca pól, a gdy mu ziemi zabrakło pod ręką, nowej nabierał i siał, a gdy mu drogę zastąpiły kamionki a krze kolczaste, zawracał.<br />
{{tab}}Odchodził daleko, że już ptasie głosy się urywały i kajś w mglistych mrokach zginęła cała wieś, a obejmowało płowe, nieprzejrzane morze pól, ginął w nich, kiej ptak zabłąkany, lub kiej dusza odlatująca ze ziemie — i znowu się wyłaniał bliżej domów, w krąg ptasich świergotów powracał i w krąg zamilkłych na chwilę trudów człowieczych, jakby wynoszony znawrotem na krawędź żyjącego świata przez chrzęstliwą falę zbóż...<br />
{{tab}}— Puszczaj, Kuba, brony a letko! — wołał niekiedy niby na parobka.<br />
{{tab}}I tak przechodził czas, a on siał niezmordowanie, przystając jeno niekiedy, by odpocząć i kości rozciągnąć, i znowu się brał do tej płonej pracy, do tego trudu na nic, do tych zbędnych zabiegów.<br />
{{tab}}A potem, kiej już noc ździebko zmętniała, gwiazdy zbladły i kury zaczynały piać przed świtaniem, zwolniał w robocie, przystawał częściej i zapomniawszy nabierać ziemi, pustą garścią siał — jakby już jeno siebie samego rozsiewał do ostatka na te praojcowe role, wszystkie dni przeżyte, wszystek żywot człowieczy, któren był wziął i teraz tym niwom świętym powracał i Bogu Przedwiecznemu.<br />
{{tab}}I w oną żywota jego porę ostatnią cosik dziwnego zaczęło się dziać: niebo poszarzało, kiej zgrzebna płachta, księżyc zaszedł, wszelkie światłości pogasły, że cały świat oślepł nagle i zatonął w burych skołtunionych topielach, a coś zgoła niepojętego jakby <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_444" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/444"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/444|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/444{{!}}{{#if:444|444|Ξ}}]]|444}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wstało gdziesik i szło ciężkiemi krokami wskroś mroków, że ziemia zdała się kolebać.<br />
{{tab}}Przeciągły, złowróżbny szum powiał od borów.<br />
{{tab}}Zatrzęsły się drzewa samotne, deszcz poschniętych liści zaszemrał po kłosach, zakołysały się zboża i trawy, a z niskich rozdygotanych pól podniósł się cichy, trwożny, jękliwy głos:<br />
{{tab}}— Gospodarzu! Gospodarzu!<br />
{{tab}}Zielone pióra jęczmion trzęsły się, jakby w płaczu i gorącemi całunkami przylegały do jego nóg utrudzonych.<br />
{{tab}}— Gospodarzu! — zdały się skamleć żyta, zastępujące mu drogę, i trzęsły rosistym gradem łez. Jakieś ptaki zakrzyczały żałośnie. Wiater załkał mu nad głową. Mgły owijały go w mokrą przędzę, a głosy wciąż rosły, olbrzymiały, ze wszystkich stron biły jękliwie, nieprzerwanie:<br />
{{tab}}— Gospodarzu! Gospodarzu!<br />
{{tab}}Dosłyszał wreszcie, że, rozglądając się, wołał cicho:<br />
{{tab}}— Dyć jestem, czego? co?..<br />
{{tab}}Przygłuchło naraz dokoła, dopiero, kiej znowu ruszył posiewać ociężałą już i pustą dłonią, ziemia przemówiła w jeden chór ogromny:<br />
{{tab}}— Ostańcie! Ostańcie z nami! Ostańcie!..<br />
{{tab}}Przystanął zdumiony, zdało mu się, że wszystko ruszyło naprzeciw, pełzały trawy, płynęły rozkołysane zboża, opasywały go zagony, cały świat się podnosił i walił na niego, że strach go porwał, chciał krzyczeć, ale głosu już nie wydobył ze ściśniętej gardzieli, chciał <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_445" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/445"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/445|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/445{{!}}{{#if:445|445|Ξ}}]]|445}}'''<nowiki>]</nowiki></span>uciekać, zabrakło mu sił i ziemia chwyciła za nogi, plątały go zboża, przytrzymywały brózdy, łapały twarde skiby, wygrażały drzewa, zastępujące drogę, rwały osty, raniły kamienie, gonił zły wiater, błąkała noc i te głosy, bijące całym światem:<br />
{{tab}}— Ostańcie! Ostańcie!<br />
{{tab}}Zmartwiał naraz, wszystko przycichło i stanęło w miejscu, błyskawica otworzyła mu oczy z pomroki śmiertelnej, niebo się rozwarło przed nim, a tam w jasnościach oślepiających Bóg Ociec, siedzący na tronie ze snopów, wyciąga ku niemu ręce i rzecze dobrotliwie:<br />
{{tab}}— Pódzi-że, duszko człowiecza, do mnie. Pódzi-że, utrudzony parobku...<br />
{{tab}}Zachwiał się Boryna, roztworzył ręce, jak w czas Podniesienia:<br />
{{tab}}— Panie Boże, zapłać! — odrzekł i runął na twarz przed tym Majestatem przenajświętszym.<br />
{{tab}}Padł i pomarł, w onej łaski Pańskiej godzinie.
{{kropki-hr}}
{{tab}}Świt się nad nim uczynił, a Łapa wył długo i żałośnie...<br />
<br /><br />
{{c|KONIEC CZĘŚCI TRZECIEJ.}}
<br /><br /><br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_007" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/007"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/007|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/007{{!}}{{#if:007|007|Ξ}}]]|007}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{f|{{roz|LAT}}O.|c|po=15px}}
{{c|I.}}
{{kropki-hr}}
{{tab}}I tak się ano było zmarło Maciejowi Borynie.<br />
{{tab}}Zaś w chałupie zaspali ździebko z powodu niedzieli, jaże dopiero Łapa przebudził ich szczekaniem, bo tak ujadał, tak wył, tak ciskał się do drzwi, a kiej mu otworzyli, tak szarpał za przyodziewy i wylatywał, obzierając się, czy za nim lecą, że Hankę jakby cosik tknęło.<br />
{{tab}}— Wyjrzyj-no, Jóźka, czego ten pies chce.<br />
{{tab}}Poleciała za nim w dobrej myśli, swawoląc po drodze.<br />
{{tab}}Doprowadził ją do ojcowego trupa.<br />
{{tab}}Wrzask ci straszny podniosła, zbiegli się wnet wszyscy na pole do starego, ale już całkiem widział się być zeskrzytwiałym, leżał na twarzy, jak był padł w skonania czasie, a rozkrzyżowany, kieby w tym ostatnim dusznym i gorącym pacierzu.<br />
{{tab}}Zniesiono go do chałupy, próbując jeszcze ratować.<br />
{{tab}}Ale na darmo poszły starunki, próżne już były wszelakie pomoce i zabiegi, trup ci to był jeno, zimny trup człowieczy.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_008" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/008"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/008|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/008{{!}}{{#if:008|008|Ξ}}]]|008}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Srogi lament powstał w chałupie; Hanka rozkrzyczała się wniebogłosy, Jóźka z rykiem tłukła się o ściany, Witek buczał wraz z dziećmi, nawet Łapa wył i szczekał w opłotkach, tylko jeden Pietrek, co się był pokręcił tu i owdzie, wyjrzał na słońce i spać poszedł do stajni.<br />
{{tab}}A Maciej leżał na swoim łóżku, rozciągnięty i sztywny, z rozdziawioną i uwalaną w ziemi gębą, podobien zgoła do zeschłej na słońcu grudy ziemi, lebo pnia spróchniałego; w zesztywniałych garściach zaciskał piach; zaś oczy otwarte szeroko patrzyły z takiem zachwyceniem, a tak kajś daleko, jakoby w niebo już naścieżaj wywarte.<br />
{{tab}}Ale taka straszna groza śmierci biła od niego i taka przejmująca lutość, jaże go płachtą przykryli.<br />
{{tab}}Że zaś wmig rozniesło się po wsi, to ledwie co słońce wyniesło się chyla tyla nad chałupy, a już ludzie lecieli na przewiady; raz po raz wchodził ktosik, unosił płachty, zazierał mu w oczy, przyklękał i pacierz mówił, zaś drudzy, łamiąc rozpacznie ręce, przystawali w żałobnej cichości, docna w sobie struchleli z onej Bożej przemocy nad człowiekowym żywotem.<br />
{{tab}}Jeno te żałosne lamenty sierot nie ścichały ani na chwilę, roznosząc się na całą wieś.<br />
{{tab}}Dopiero kiej Jambroż nadszedł, wypędził wszystkich przed dom, a izbę zamknął, by wespół z Jagustynką i Jagatą, która się była przywlekła z tym ochfiarnym pacierzem, wziąć się do obrządzania umarlaka. Ochotnie on to zawdy robił i z niemałemi przekpinkami, ale dzisia było mu czegoś na sercu ciężko.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_009" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/009"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/009|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/009{{!}}{{#if:009|009|Ξ}}]]|009}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Tyla ano człowieczej szczęśliwości! — mamrotał, rozdziewając zmarłego. — Kostucha, kiej się jej spodoba, ułapi cię za grdykę, praśnie w pysk, zadrzesz giry na księżą oborę i oprzej się?<br />
{{tab}}Nawet Jagustynka była jakaś markotna, bo wyrzekła żałośnie:<br />
{{tab}}— Tyrał się jeno chudziaczek po świecie, to lepiej, co i pomarł.<br />
{{tab}}— A juści, bo mu to jaka krzywda była!<br />
{{tab}}— Ale i dobrości też nażył niewiela.<br />
{{tab}}— Któż to jej zażywa dosyta! Coby największy dziedzic, coby nawet sam król, a kłopotał, a zabiegał, a cierzpiał będzie.<br />
{{tab}}— Tyle jeno było jego, co głodu nie zaznał i chłodu.<br />
{{tab}}— Co to głód, matko. Turbacje gryzą barzej wszystkiego.<br />
{{tab}}— Prawda, czym to sama nie praktyk! A jemu Jagusia zapiekała do żywego mięsa, dzieci też nie żałowały.<br />
{{tab}}— Dzieci miał dobre i nijakiej krzywdy od nich nie zaznał — wtrąciła Jagata, przerywając głośne modły.<br />
{{tab}}— Pilnujcie lepiej pacierza. Hale, żałoście wyciąga za nieboszczyka, a uszów dobrze nadstawia na nowinki — warknęła Jagustynka.<br />
{{tab}}— Bo złe dzieci tak by się nie biadoliły. Posłuchajcie ano...<br />
{{tab}}— By się waju tylachna ostało po kim, tobyście się do siódmego potu wydzierali, nie żałując gardzieli.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_010" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/010"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/010|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/010{{!}}{{#if:010|010|Ξ}}]]|010}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Cichajta! Jagusia bieży! — przyciszył Jambroż.<br />
{{tab}}Jaguś wnet wpadła do izby i stanęła w pośrodku, kiej wryta, nie mogąc wykrztusić ani słowa.<br />
{{tab}}Właśnie byli Macieja przyodziewali w czystą koszulę.<br />
{{tab}}— Pomarli! — jęknęła wreszcie, wtapiając w niego zestrachane, nieprzytomne oczy. Strach ją chycił za gardło i serce, jakby się zakrzepło na lód, że ledwie dychać poredziła.<br />
{{tab}}— Nie wiedzieliście to? — pytał Jambroż łagodnie.<br />
{{tab}}— U matki spałam, a Witek co ino przyleciał powiedzieć. Nie żyje to naprawdę? — zapytała nagle, przystępując do niego.<br />
{{tab}}— Juści, co nie do ślubu go rychtujem a jeno do trumny.<br />
{{tab}}Nie mogła jeszcze zrozumieć, wsparła się o ścianę, gdyż się jej widziało, jakoby ją morzył ciężki śpik i zmora dusiła, a ona nie poredzi się przebudzić, jeno się kala cała w potach i w męce strachu. I co trochę wychodziła z izby i powracała, nie mogąc oderwać oczów od trupa, i co trochę zrywała się kajś uciekać a ostawała, i co trochę leciała za dom, na przełaz i nic nie widzący patrzyła po polach, albo siadała na przyźbie wpodle Jóźki, która buczała, drąc włosy i krzycząc żałośnie:<br />
{{tab}}— O mój tatulu jedyny! O mój tatulu!<br />
{{tab}}Juści, co wszystko obejście i dom pełne były tych płaczów i lamentliwych szlochań, a ona tylko jedna, chocia się w niej trzęsła każda kosteczka i {{pp|ja|kieś}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_011" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/011"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/011|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/011{{!}}{{#if:011|011|Ξ}}]]|011}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|ja|kieś}} ciężkie bolenie spierało pod piersiami, nie puściła ni jednej łzy, nie poredziła krzyczeć, a jeno chodziła błędna, świecąc oczami, zapiekłemi w zgrozie.<br />
{{tab}}Szczęściem, że Hanka wrychle się opamiętała i, chociaż jeszcze popłakujący, a już dawała baczenie na wszystko i rządziła, jak zwykle, że, kiej przylecieli kowalowie, całkiem była ostygła.<br />
{{tab}}Magda wybuchnęła płaczem, a jeno kowal rozpytywał.<br />
{{tab}}Opowiedziała po porządku, jak się to stało.<br />
{{tab}}— Dobrze, co mu Pan Jezus dał lekką śmierć! — szepnął.<br />
{{tab}}— Tylachna wycierzpiał, to mu się należała.<br />
{{tab}}— Chudziaszek, na pole jaże uciekał przed kostuchą!<br />
{{tab}}— A z wieczora zaglądałam do niego, to leżał se cicho, jak zawdy.<br />
{{tab}}— I nie przemówił co? — pytał, trąc suche oczy.<br />
{{tab}}— Ani tego słowa, ogarnęłam mu pierzynę, dałam pić i poszłam.<br />
{{tab}}— I sam wstał! Może by jeszcze nie pomarli, żeby go kto pilnował — jęknęła Magda przez głębokie szlochania.<br />
{{tab}}— Jagusia sypiała u matki, bo stara ciężko chora, zawdy tak.<br />
{{tab}}— Tak już miało być, to i tak się stało! Tyla się nachorzał, jakże, toć więcej, niźli kwartał! A komu nie do zdrowia, to lepsza prędka śmierć. Trza Panu Bogu dziękować, co się już nie morduje — wyrzekł.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_012" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/012"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/012|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/012{{!}}{{#if:012|012|Ξ}}]]|012}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Juści, a sami wiecie, co to zrazu kosztowały dochtory, co leki, a na nic poszło wszystko.<br />
{{tab}}— Bo jak kto na śmierć chory, temu nie pomogą dochtory.<br />
{{tab}}— Taki gospodarz, taki mądrala, mój Jezu! — biadoliła Magda.<br />
{{tab}}— A mnie jeno żal, co Antek nie zdążył do żywego.<br />
{{tab}}— Nie dzieciuch, to płakał nie będzie. O pochowku pilniej pomyśleć.<br />
{{tab}}— Prawda, a tu jakby na złość i Rocha niema.<br />
{{tab}}— Poredzimy se sami. Nie frasujcie się, już ja wszystko wyrychtuję.<br />
{{tab}}Odpowiadał kowal, któren chociaż twarz pokazywał frasobliwą, a w sobie cosik drugiego taił, gdyż nibyto wzdychał, nibyto żałował i łzy obcierał, a w oczy nie patrzył. Wziął się Jambrożowi pomagać i ubiery ojcowe szykować, a długo myszkował w komorze pomiędzy motkami przędzy i w rupieciach, to po kątach szukał, to jaże na górę właził, niby to po buty, które tam wisiały. Wzdychał jucha, kiej miech, pacierze trzepał głośniej, niźli Jagata, i wypominał dobroście nieboszczyka, ale oczy mu cięgiem szukały czegoś po izbie, a same ręce lazły pod poduszki, lebo we słomie łóżka chciwie bobrowały.<br />
{{tab}}Aż Jagustynka ozwała się kąśliwie:<br />
{{tab}}— Byście tam czego uschniętego nie naleźli... a najdziecie, to trzymajcież, bo waju uciecze z garści, ślizgie...<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_013" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/013"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/013|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/013{{!}}{{#if:013|013|Ξ}}]]|013}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Kogo nie piecze, temu nie uciecze! — mruknął i już szukał otwarcie, kaj jeno mógł, nawet nie bacząc na organistowego Michała, któren przyleciał zziajany po Jambroża.<br />
{{tab}}— Chodźcie do kościoła, przywieźli do chrztów czworo dzieci.<br />
{{tab}}— Niech poczekają, nie ostawię rozbabranego.<br />
{{tab}}— Wyręczę was, idźcie, Jambroży — namawiał kowal, jakby chcąc się go pozbyć.<br />
{{tab}}— Ochfiarowałem się, to i zrobię. Nieprędko trafi mi się drugi taki gospodarz. Zrób w kościele, co potrza, Michał, wyręcz mnie, a niech chrzestni ołtarz obejdą z zapalonemi świecami, to ci grosz jaki kapnie. Na organistę się uczy, a przy głupim chrzcie jeszcze usłużyć nie poredzi — ozwał się za nim wzgardliwie.<br />
{{tab}}Hanka przywiedła Mateusza, by wziął miarę na trumnę.<br />
{{tab}}— Jeno mu domowiny nie żałuj, niechta chudziak rozeprze się choćby po śmierci — powiedział Jambroż smutnie.<br />
{{tab}}— Mój Jezu, za życia to ciasno mu było i na włókach, a teraz i we czterech deskach się zmieści — szepnęła Jagustynka, zaś Jagata, przerywając pacierze, jąkała płaczliwie:<br />
{{tab}}— Gospodarzem se był, to i gospodarski pochówek miał będzie, a biedny człowiek to nawet nie wie, pod jakim płotem tę ostatnią parę puści. By ci światłość wiekuista! By ci... — zaniesła się znowu.<br />
{{tab}}A Mateusz jeno głową pokiwał, odmierzył trupa, pacierz zmówił i wyszedł, a chociaż to była niedziela, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_014" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/014"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/014|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/014{{!}}{{#if:014|014|Ξ}}]]|014}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zabrał się wnet do roboty; wszelaki porządek stolarski znajdował się w chałupie, a suche dębowe deski już zdawna na górze czekały.<br />
{{tab}}Wnet ci wyrychtował warsztat w sadzie i robił, poganiając ostro Pietrka, przysłanego mu do pomocy.<br />
{{tab}}Dzień się już był wyniósł dawno, słońce świeciło wesołe i palące, że gorąc zaraz od śniadania jął przypiekać galancie, jaże wszystkie sady i pola jakby się zwolna pogrążały w tym rozbełkotanym, białawym wrzątku rozprażonego powietrza.<br />
{{tab}}Pomdlałe drzewiny poruchiwały niekiej listkami, kieby tem skrzydłem ptak tonący w spiekocie, świąteczna cichość objęła całą wieś, jedne jaskółki, co świegoliły zajadlej, śmigając nad stawem, kiej oszalałe, zaś po drogach w szarych tumanach kurzawy jęły turkotać wozy i ludzie ze wsi pobliskich ściągali ku kościołowi, że co trochę ktosik zwalniał koni lub przystawał przed Borynami, kaj siedziała rozpłakana rodzina, pochwalił Boga i westchnął żałośnie, zazierając do środka przez wywarte drzwi a okna.<br />
{{tab}}Jambroż uwijał się i śpieszył aż do potu z obrządzaniem umarłego, już byli łóżko wynieśli do sadu i pościele porozwieszali po płotach, gdy jął wołać na Hankę, aby przyniesła jałowcowych jagód do wykadzania izby.<br />
{{tab}}Jeno nie dosłyszała i, ocierając te jakieś ostatnie łzy, co same skapywały, cięgiem już patrzyła na drogę, spodziewając się lada chwila Antka.<br />
{{tab}}Godziny jednak przechodziły, a jego nie było, wkońcu chciała już posyłać do miasta Pietrka na przewiady.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_015" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/015"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/015|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/015{{!}}{{#if:015|015|Ξ}}]]|015}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Konia jeno zmacha i niczego się nie przewie... juści — tłumaczył Bylica, któren był właśnie nadszedł z Weronką.<br />
{{tab}}— Przecie urzędy cosik wiedzą?<br />
{{tab}}— Juści... wiedzą... ale raz, co dzisia zamknięte, bo niedziela, zaś po drugie, co się przez smarowania nikaj nie dociśnie.<br />
{{tab}}— Dyć już nie wstrzymam — skarżyła się przed siostrą.<br />
{{tab}}— Jeszcze się nim nacieszycie, jeszcze się wama da we znaki — syknął kowal, poglądając na Jagusię, siedzącą pod ścianą.<br />
{{tab}}— By ci ten zły ozór skołczał — mruknęła.<br />
{{tab}}— Po dybkach ciężą kulasy, to niełacno pośpieszać — dorzucił urągliwie, zeźlony daremnem poszukiwaniem pieniędzy.<br />
{{tab}}Nie odrzekła, wyglądając znowu na drogę.<br />
{{tab}}Właśnie przedzwaniali na sumę, i Jambroż zbierał się do kościoła, przykazując Witkowi wysmarowanie sadłem Borynowych butów, gdyż się tak zeschły, co niesposób było wzuć mu je na nogi.<br />
{{tab}}Kowal wraz z Mateuszem ponieśli się kajś na wieś, a Weronka, zabrawszy ojca i Hanczyne dzieci, też poszła, w chałupie ostały się jeno same kobiety i Witek, któren ociągliwie smarował buty, sielnie je nagrzewając przed kominem, a co trochę leciał spojrzeć na gospodarza lub na Jóźkę, chlipiącą coraz ciszej.<br />
{{tab}}Na drogach ustał wszelki ruch, ludzie już przeszli do kościoła, zaś u Borynów zrobiło się całkiem cicho, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_016" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/016"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/016|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/016{{!}}{{#if:016|016|Ξ}}]]|016}}'''<nowiki>]</nowiki></span>tyle jeno, co przez wywarte drzwi a okna głos Jagaty, odmawiającej litanje za umarłego, roznosił się, kiej to ptasie ćwierkanie, wraz z kłębami jałowcowego dymu, jakim Jagustynka wykadzała izby i sienie.<br />
{{tab}}Pokrótce i nabożeństwo snadź się rozpoczęło, gdyż od kościoła jęły się rozkrążać w przypołudniowej cichości śpiewy; a organowe granie tym jakimś górnym, dalekim, a słodkim trzepotem.<br />
{{tab}}Hanka, nie mogąc sobie nikaj naleźć miejsca, poszła jaże na przełaz, by odmówić pacierze.<br />
{{tab}}— I pomarli se ano, pomarli! — rozmyślała żałośnie, przesuwając ziarna różańca, ale pacierz jeno niekiedy przychodził na wargi, boć w głowie i sercu miała jakoby ten kołtun zwity zmyśleń przeróżnych a strachań niemałych.<br />
{{tab}}— Trzydzieści dwie morgi, a paśniki, a las, a budynki, a lewentarze, tylachne gospodarstwo! — westchnęła, ogarniając z lubością szerokie pola i ten cały świat Boży.<br />
{{tab}}— Żeby tak pospłacać i ostać na wszystkiem! Być, jak ociec byli! — Pycha ją rozparła znagła, hardo spojrzała w samo słońce, prześmiechnęła się znacząco i z sercem, pełnem słodkich nadziei, jęła szeptać słowa różańca.<br />
{{tab}}— Ale od półwłóczka nie ustąpię; pół chałupy też moje, i tych krów mlecznych nie popuszczę z garści — wyrzekła nieco żalnie.<br />
{{tab}}Zamodliła się znowu na długą chwilę, powłócząc rozełzawionemi oczami po ziemiach, stojących we słońcu, kieby w tej złotawej przyodziewie; wykłoszone, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_017" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/017"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/017|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/017{{!}}{{#if:017|017|Ξ}}]]|017}}'''<nowiki>]</nowiki></span>bujne żyta gmerały rdzawemi wisiorami, czarniawe jęczmiona polśniewały, kiej ta woda głęboka, zaś jasno-zielone owsy, gęsto przerosłe żółtą ognichą, pławiły się trzepotliwie w cichem, nagrzanem powietrzu. Jakiś ptak wielgachny ważył się nad rozkwitłą koniczyną, co niby okrwawiona chusta, leżała na skłonie wyżni. Kajś niekaj boby tysiącami białych ślepiów stróżowały przy ziemniakach, a tu i owdzie na dołkach lny niebieściły się bledziuśkim kwiatem, niby te przymrużone od blasków dziecińskie oczy.<br />
{{tab}}Bardzo cudnie było na świecie, słońce ogrzewało coraz barzej, i ciepło, sycone zapachem kwiatów, co tliły się nieprzeliczone we zbożach i wszędy, zwiewało z pól taką lubą, żywiącą mocą, jaże dusze rozpierało radością i same łzy cisnęły się do oczów.<br />
{{tab}}— Świętaś ty i rodzona! Święta — wyrzekła, pochylając głowę.<br />
{{tab}}Sygnaturka zaświergotała w powietrzu, kiej ten ptaszek.<br />
{{tab}}— Za Twoją to sprawą wszyćko na świecie, mój Jezu kochany! Za Twoją! — szepnęła gorąco, bierąc się zpowrotem do pacierza.<br />
{{tab}}Kajś w pobliżu cosik zatrzeszczało, obejrzała się uważnie; pod wiśniami, o płot pleciony wsparta, stojała Jagusia, jakoś smutnie wzdychająca.<br />
{{tab}}— Że to ni minuty spokoju! — zabiadała Hanka, gdyż przypominki chlasnęły ją, kiej te parzące pokrzywy. — Prawda, dyć ona ma zapis! — przypomniała sobie. — Całe sześć morgów! Złodziejka jedna! — Aż ją w dołku sparło ze złości. Odwróciła się plecami, jeno <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_018" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/018"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/018|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/018{{!}}{{#if:018|018|Ξ}}]]|018}}'''<nowiki>]</nowiki></span>co już nie poredziła zebrać się na modlitwę, bo dawne urazy i żale opadły ją, kiej te złe, rozszczekane psy.<br />
{{tab}}Południe już przechodziło, chude cienie jęły wypełzać z pod drzew i domów, a we zbożach, co się ździebko kłoniły za słońcem, zagrały zcicha koniki polne, bąk też kajś niekaj zahuczał i przepiórki odzywały się po swojemu.<br />
{{tab}}Ale upał wzmagał się coraz barzej i prażył już niemiłosiernie.<br />
{{tab}}Suma się wnet skończyła i nad stawem jęły gęsto przysiadać kobiety do zezuwania trzewików, zaś drogi tak się zamrowiły ludźmi, wozami a gwarem, że Hanka śpiesznie powróciła do chałupy.<br />
{{tab}}Boryna już był całkiem wyrychtowany.<br />
{{tab}}Leżał w pośrodku izby, na szerokiej ławie, nakrytej płachtą i obstawionej płonącymi świecami, juści co wymyty był, wyczesany i ogolony doczysta, jeno na policzku miał długą zadrę od Jambrożowej brzytwy, zalepioną papierem. Ubier też miał wdziany co najlepszy: białą kapotę, którą se był sprawił na ślub z Jagusią, portki pasiate i buty prawie całkiem nowe.<br />
{{tab}}W spracowanych, wyschłych rękach trzymał obrazik Częstochowskiej, pod ławą stała balia z wodą, by przechładzać powietrze, zaś na glinianych pokrywach dymiły jałowcowe jagody, zapełniając izbę kieby tą mgłą modrawą, w której wynosił się straszliwy majestat śmierci.<br />
{{tab}}I leżał se tak paradnie w onej trupiej cichości Maciej Boryna, człek sprawiedliwy i mądry, chrześcijan <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_019" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/019"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/019|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/019{{!}}{{#if:019|019|Ξ}}]]|019}}'''<nowiki>]</nowiki></span>prawy, gospodarz z dziada pradziada i pierwszy bogacz we wsi.<br />
{{tab}}Pod dachem ojców przyłożył se po raz ostatni głowinę strudzoną, kiej ten ptak na wyraju, nim weźmie lot podniebny, a poniesie się tam, kaj od wiek wieka wszystkie odlatują.<br />
{{tab}}Gotowy ci już był do pożegnań znajomków a powinowatych i gotowy do onej drogi dalekiej.<br />
{{tab}}Już mu się ano dusza korzyła przed sądem Pańskim, a jeno ten jego trup lichy, ta człowiecza zewłoka, próżna żywiącego dechu, leżała, jakby prześmiechając się leciuśko, wśród świateł, dymów i modłów nieustannych.<br />
{{tab}}A ludzie szli już a szli tym ciągiem nieskończonym; kto wzdychał żałośnie, kto się bił w piersi i modlił gorąco, kto zaś medytował kiwając smutnie głową i obcierając tę ciężką, żalną łzę, że szmer pacierzy, ściszone szlochy i pogwary wzdychliwe trzęsły się, kiej te przejmujące siąpania deszczów jesiennych. A ludzie wchodzili i wychodzili bez przerwy; szli gospodarze i komornicy, szły kobiety i dzieuchy, szli starzy i młodzi, całe Lipce tłoczyły się w izbie i w sieniach, zaś do okien cisnęło się tyla dzieci i tak swywoliły, jaże Witek, nie poredząc ich rozegnać, poszczuł psem, ale Łapa go nie posłuchał, trzymał się dzisiaj Jóźki, a niekiedy biegał dokoła chałupy i wył, kiej ten głupi.<br />
{{tab}}Nad całą wsią zaciężyła ta śmierć Borynowa; dzień był przecie śliczny, rozsłoneczniony, pachnący zwiesną i luby, że nie wypowiedzieć, a dziwny smutek owiewał chałupy i dziwna cichość zaległa wszystkie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_020" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/020"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/020|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/020{{!}}{{#if:020|020|Ξ}}]]|020}}'''<nowiki>]</nowiki></span>drogi. Ludzie chodzili osowiali, markotni a srodze strapieni, każdy jeno wzdychał żałośnie, rozwodził ręce i zadumywał się nad człowieczą smutną dolą.<br />
{{tab}}Wielu, którzy żyli z nieboszczykiem w przyjacielstwie, ostało przed chałupą, kaj już poniektóre gospodynie pocieszały Hankę, Magdę i Jóźkę, poczciwie popłakując wraz z niemi, a silnie się wyżalając nad sierotami.<br />
{{tab}}Jeno do Jagusi nikto nie przystępował z tem dobrem, pocieszającem słowem, juści, co ta była niegłodna użalań się nad sobą, ale zawdy tak ją zabolało to opuszczenie, że uciekła do sadu i, zaszywszy się w gęstwę, siedziała tam całe godziny, nasłuchując jeno Mateuszowej roboty kole trumny.<br />
{{tab}}— Że to się jeszcze śmie pokazywać na oczy! — syknęła za nią wójtowa.<br />
{{tab}}— Poniechajcie! Nie pora na takie wypominki! — wyrzekła któraś.<br />
{{tab}}— I niech ją tam Pan Jezus sądzi — dodała Hanka łagodnie.<br />
{{tab}}— Wójt ta wasze docinki dobrze jej wynagrodzi! — zaśmiał się kowal. Szczęściem, że przysłali po niego od młynarza, gdyż wójtowa rozczapierzała się, kiej indyczka, gotowa zrobić kłótnię.<br />
{{tab}}Kowal jeno gruchnął rechocącym śmiechem i poleciał, a one ostały, pogadując już mało wiele o różnościach, a coraz ciszej i senniej, jakby z tych ciężkich turbacyj albo samego gorąca, co już doskwierało zgoła nie do zniesienia. Parno się przytem robiło i dziwnie duszno, nie powiał wiater by najlżejszy, że ni jeden <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_021" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/021"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/021|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/021{{!}}{{#if:021|021|Ξ}}]]|021}}'''<nowiki>]</nowiki></span>listek i ni jedno źdźbło się nie zaruchało, a chociaż przeszło już spory kawał czasu od południa, to jednak słoneczny war lał się jeszcze żywym ogniem i tak przypiekał, jaże ściany płakały żywicą i więdły pomdlałe chwasty i kwiaty.<br />
{{tab}}Ryk się naraz wydarł przeciągły i tęskliwy; jakiś chłop prowadził krowę po drugiej stronie stawu.<br />
{{tab}}— Pewnikiem do księżego byka! — ozwała się Płoszkowa, goniąc oczami krowę, szarpiącą się na postronku.<br />
{{tab}}— Młynarz do niego jeszcze lepiej ryczy, jeno co przez złość! — podjęła Jagustynka, ale żadnej już się nie chciało mówić.<br />
{{tab}}Siedziały rozczapierzone, kieby te kwoki w piasku, ledwie już dysząc z gorąca. Rozbierał je upał, cichość i ten płakliwy, nieustający głos Jagaty, modlącej się przy umarłym.<br />
{{tab}}Dopiero, kiej przedzwonili na nieszpory, rozeszły się do domów, a Hanka posłała za kowalem, by szedł z nią do proboszcza ugodzić się o pogrzeb ojcowy.<br />
{{tab}}Witek rychło powrócił, ale sam.<br />
{{tab}}— Hale, kiej się bojałem przystąpić, bo Michał se siedzą z dziedzicem u młynarza i piją arbatę — powiadał zziajany.<br />
{{tab}}— Z dziedzicem?<br />
{{tab}}— A juści, przecie go znam! Arbate se piją i placek pojadają, dobrze widziałem. A ogiery stoją w cieniu i jeno kulasami przebierają.<br />
{{tab}}Zdziwiła się temu, ale po nieszporach, nie doczekawszy się kowala, ogarnęła się świątecznie i poszła z Magdą na plebanję.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_022" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/022"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/022|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/022{{!}}{{#if:022|022|Ξ}}]]|022}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Proboszcza nie było na pokojach, choć wszystkie drzwi i okna stały powywierane; przysiadły czekać, ale po jakimś czasie dziewka powiedziała, że ksiądz w podwórzu i kazał je zawołać.<br />
{{tab}}Siedział se w cieniu pod płotem, a w pośrodku podwórza, kole niezgorszej krowiny, którą chłop trzymał krótko na postronku, kręcił się z rykiem tęgi, srokaty byk, że ledwie go parob utrzymał na łańcuchu.<br />
{{tab}}— Walek! Poczekaj jeszcze, niech nabierze większej ochoty! — krzyknął proboszcz i, wycierając spoconą łysinę, przywołał do siebie kobiety i jął wypytywać o wszystko, pocieszać i krzepić miłosiernie, a kiej go zagadnęły o pogrzeb i koszty, przerwał im ostro i niecierpliwie:<br />
{{tab}}— O tem potem. Nie zdzieram skóry z ludzi. Maciej był pierwszym we wsi gospodarzem, to i pogrzeb musi mieć nieladajaki. No, mówię, nieladajaki! — powtórzył groźnie, po swojemu.<br />
{{tab}}Za nogi jeno go obłapiły, nie śmiejąc się już w niczem przeciwić.<br />
{{tab}}— Ja wam tu dam! Widzicie ich, zbereźniki! — krzyknął na organiściaków, zazierających z poza płotów. — Cóż, jak się wam podoba mój byczek, he?<br />
{{tab}}— Śliczności! Lepszy od młynarzowego! — przytakiwała Hanka.<br />
{{tab}}— Tak mu do mojego, jak wołu do karety! Przyjrzyjcie mu się! — podprowadził je bliżej, klepiąc z lubością byka, któren rwał się już do krowy, jak wściekły. — Co za kark! A jaki grzbiet, jakie to ma piersi! Smok nie byk! — wołał, jaże przysapując z radości.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_023" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/023"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/023|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/023{{!}}{{#if:023|023|Ξ}}]]|023}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Juści, jeszczem takiego nie widziała.<br />
{{tab}}— He, prawda! Czysty holender, trzysta rubli kosztuje.<br />
{{tab}}— Tylachna pieniędzy! — dziwowały się zdumione.<br />
{{tab}}— Ani grosza mniej! Walek, puszczaj go... ostrożnie ino, bo krowa nietęga... Od jednego razu pokryje... Pewnie, że drogi, ale biorę tylko po rublu i dwadzieścia groszy postronkowego, żeby się Lipce dochowały porządnych krów. Młynarz się gniewa na mnie, ale już mi obmierzły te koty, jakie macie po jego stadniku. Trzymajże, gapo, krowę przy samym pysku, bo ci się wyrwie! — wrzasnął na chłopa. — No, to idźcie z Bogiem — zwrócił się do kobiet, widząc, że, przywstydzone, odwracały się ździebko na stronę. — A jutro eksporta do kościoła! — wołał jeszcze za niemi, biorąc się pomagać chłopu, że to krowy nie mógł utrzymać.<br />
{{tab}}— Podziękujesz ty mi za cielę, będzie, jakiegoś jeszcze nie widział. Walek, a przeprowadź go, niech się przechłodzi, chociaż co tam takiemu smokowi znaczy jedna mucha! — przechwalał.<br />
{{tab}}Kobiety zaś poszły do organisty, boć to i z nim też było trza się godzić zosobna o pogrzeb, ale, że organiścina przyjęła je kawą, przy której się nieco zagwarzyły, to było pod sam zachód, i już bydło spędzali z pastwisk, kiej powróciły do chałupy.<br />
{{tab}}Przed gankiem stojał pan Jacek z Mateuszem i, pykając fajeczkę, godził go do rznięcia drzewa na Stachową chałupę.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_024" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/024"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/024|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/024{{!}}{{#if:024|024|Ξ}}]]|024}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Mateusz jakoś nie bardzo był rad, bo się wykręcał.<br />
{{tab}}— Drzewo porznę, niewielka obrada, ale czy chałupę postawię, a bo ja wiem? Może kaj we świat pójdę... Cni mi się już we wsi... Bo ja wiem, co pocznę... — mówił, spoglądając na Jagusię, dojącą krowę pod oborą. — Z rana skończę trumnę, to się jeszcze rozmówimy — dokończył prędko i poszedł.<br />
{{tab}}A pan Jacek wszedł do nieboszczyka i mówił długi, serdeczny pacierz, obcierając rzęsiste łzy.<br />
{{tab}}— By chociaż synowie wdali się w niego — wyrzekł potem do Hanki. — Dobry to był człowiek i prawy Polak. Był z nami w powstaniu, przystał do partji dobrowolnie i gnatów nie żałował. Widziałem go przy robocie. A zmarnował się przez nas... Przekleństwo ciąży nad nami... — gadał jakby do siebie, a, chociaż nie rozumiała wszystkiego, to jednak, z wdzięczności za dobre słowa wspominek, podjęła go za nogi.<br />
{{tab}}— Dajcie spokój! Takim człowiek, jak i wy! — zakrzyczał gniewnie. — Głupia! dziedzic nie święty! — popatrzył jeszcze na Borynę, zapalił od świecy fajeczkę i wyszedł, nie odpowiadając na powitanie kowala, któren był właśnie wchodził do sieni.<br />
{{tab}}— Coś harny dzisiaj! Dziadak jucha! — rzekł za nim z przekąsem, ale że był jakiś rozradowany, to przysiadł do żony i jął szeptać. — Dobra nasza! Wiesz, Magduś, dziedzic szuka zgody ze wsią. Namawia, cobym mu pomagał. Juści, co musi się nam dobrze okroić. Jeno ani mru-mru, kobieto, o wielgie rzeczy idzie.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_025" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/025"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/025|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/025{{!}}{{#if:025|025|Ξ}}]]|025}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Zajrzał do zmarłego, pokręcił się tu i owdzie i na wieś poleciał, wyciągając chłopów do karczmy na naradę.<br />
{{tab}}Zmierzch się już był czynił, zorze ostygły, kiej te ordzewiałe blachy, przysypywane popiołem, że jeno niekajś co się ta świeciła jakaś chmurka, nabrana złocistą światłością zachodu.<br />
{{tab}}A kiej się już docna zrobił wieczór i pokończyli gospodarskie obrządki, to cała rodzina znowu się zebrała przy zmarłym. U Borynowego wezgłowia było coraz widniej od świec jarzących, Jambroż raz po raz obcinał knoty i śpiewał z książki, a za nim powtarzali wszystkie, popłakując niekiej naprzemian i biadoląc.<br />
{{tab}}Drudzy zaś, sąsiedzi, że w izbie było ciasno i zaduch, to przyklękali na dworze, pod oknami i ciągnęli tę długą i żałosną nutę litanji, jaże się widziało, co wszystek sad śpiewa.<br />
{{tab}}Noc się zwolna ściągała na świat, więc już docna przycichło, gdzie spać się kładli, po sadach bieliły się pościele i chałupy gasły jedna po drugiej, jeno co kokoty piały jakoś niespokojnie, a taka parna i duszna cichość stanęła, jakby się miało na odmianę.<br />
{{tab}}Dopóźna w noc śpiewali przy Borynie, a kiej się rozeszli, ostał jeno Jambroż i Jagata, by już czuwać do rana.<br />
{{tab}}I śpiewali zrazu rozgłośnie, ale, kiej ustał wszelki ruch i zwaliła się niezgłębiona cisza nocy, wnet jął ich morzyć śpik, tęgo wodząc za łby, że wyciągali coraz ciszej i mamrotliwiej, nie przecykając nawet wtedy, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_026" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/026"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/026|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/026{{!}}{{#if:026|026|Ξ}}]]|026}}'''<nowiki>]</nowiki></span>kiej Łapa przychodził i, zcicha skamlący, polizywał nasadlone buty nieboszczyka.<br />
{{tab}}Prawie o samym północku gęsta ćma przywaliła ziemię, pogasły gwiazdy, schmurzyło się całkiem i jakby jeszcze barzej ścichło, że tylko niekiedy zatrzęsło się jakieś drzewo i posypał się cichuśki, lękliwy szmer, albo wydarł się skądciś głos jakiś dziwny, ni to krzyk, ni to huk, ni to wołanie dalekie, i przepadał też niewiadomo kaj...<br />
{{tab}}Wieś leżała w głębokim śpiku i jakby na samem dnie ciemnicy, tylko jedna Borynowa izba świeciła blado w tej mrocznej topieli, a przez wywarte okna widniał Maciej, leżący wśród żółtych świateł, owiany dymami kadzideł, niby tym modrawym obłokiem. Jambroż z Jagatą, wsparłszy się o niego głowami, zadrzemali już na dobre, chrapiąc, jaże się rozlegało.<br />
{{tab}}Zaś ta letnia, krótka noc przechodziła szybko, jakby się jej kajś śpieszyło zdążyć, nim pierwsze kury zapieją, świece też dopalały się posobnie i gasły, niby te oczy, strudzone patrzeniem w umarłego, iż na świtaniu ostała jeno co najgrubsza, migocąc się, kiej to złote ostrze.<br />
{{tab}}Aż szary, przemglony świt, zwlókłszy się leniwie z pól, zajrzał do izby, prosto w Borynową twarz, która jakby się ździebko ożywiła, jakby się budził z ciężkiego snu i, nasłuchując tych pierwszych świergotań po gniazdach, patrzał skroś poczerniałych powiek w dalekie jeszcze zorze wschodów.<br />
{{tab}}Świt już gęstniał, roztrząsając się, kieby ta zamieć śniegowa.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_027" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/027"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/027|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/027{{!}}{{#if:027|027|Ξ}}]]|027}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Niebo zajaśniało, jak płótno na bielnikach, gdy je słońce przygrzeje, z pól powiało chłodem, staw westchnął, kolebiąc się sennie, a z pod mrocznych próchnic nocy jawiły się obrazy borów, kieby te czarne chmury, wynoszące się ze ziemi, zaś poniektóre drzewiny, samotnie stojące, puszyły się czubami w rozbielonem powietrzu, niby pęki czarnych piór; już nawet przyleciał pierwszy wiater, zatarmosił sadami i jął przedmuchiwać we śpiące pod przyźbami.<br />
{{tab}}Ale jeszcze mało kto przecknął i ozwierał oczy. W słodkim dośpiku leżało wszystko, leniąc się ździebko, jak to zwyczajnie bywa po święcie czy jarmarku.<br />
{{tab}}A wrychle i sam dzień się podniósł, jeno co jakiś mgławy i smutny, słońca jeszcze nie było, ale skowronki już przedzwaniały swoje pacierze, głośniej zabełkotały wody i poruszyły się zboża, bijąc chrzęstliwemi kłosami o miedze i drogi, już niegdzie po zagrodach rwały się tęskliwe beki owiec, kajś znowu jazgotliwie zagęgały gęsi, to koguty się wydzierały rozgłośnie, gdzie nawet wołania się rozlegały, skrzypy wrótni, końskie rżenia, ruch i skrzęt wstawań, że cała wieś się budziła, imając się zwolna pracy codziennej, jeno u Borynów wciąż było jeszcze cicho i spokojnie.<br />
{{tab}}Zaspali ano z onych smutków i ciężkich turbacyj jaże na dwór roznosiły się chrapania.<br>
{{tab}}Wiater buchał co trochę w otwarte drzwi a okna i tłukł się po izbach, świszcząc przeciągle, i na darmo rozwiewał nieboszczykowi włosy i targał światłem ostatniej świecy.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_028" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/028"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/028|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/028{{!}}{{#if:028|028|Ξ}}]]|028}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Nie poruszył się juści Boryna, nie przecknął, nie porwał się do roboty, ni drugich do niej zapędzał, leżał se martwy, cichy, na kamień już zakrzepły i na wszystko już głuchy.<br />
{{tab}}Wiatr już z niemałą mocą zawiał i rymnął w sad, że wszystko wokół jęło się chwiać, szeleścić, trząchać, kołysać i jakby zaglądać w Borynową siną twarz; patrzył w niego dzień mgławy, zaglądały rozchwiane drzewa, zaś one wysmukłe, gibkie malwy, kiej dzieuchy, chyliły się przez okna w pokłonach głębokich, a ze dworu raz po raz wpadała z brzękiem pszczoła, to motyl leciał wprost na światło, to jaskółka zbłądziła, świergocąc lękliwie, to niesły się muchy, przypełzały żuczki i wszelaki Boży stwór, a wraz z niemi spływał do izby cichy brzęk, i szum, i trzepot, i ćwierkania, kieby ten jeden głos żywej, serdecznej żałości:<br />
{{tab}}— Pomarł! Pomarł! Pomarł!<br />
{{tab}}I co jeno żyło, trzęsło się, łkało i zanosiło, jakby w przytłumionym, srogim lamencie; aż ścichło znagła i trwożnie, wiater ustał, wszystko przytaiło dech i padło na twarz, w proch ziemi, bo oto ze świtowych szarości wzeszło słońce czerwone i ogromne, wyniesło się nad świat, ogarnęło go władnem, żywiącem okiem i skryło się w skołtunione chmurzyska.<br />
{{tab}}Poszarzało na świecie, a nie wyszło i Zdrowaś, jął sypać drobny, ciepły deszcz rzęsistemi kroplami, że wnet wszystkie pola i sady rozdzwoniły się sypkim, nieustającym szmerem.<br />
{{tab}}Ochłodło znacznie, zapachniały drogi, ptaki zaczęły śpiewać z całej mocy, a w tej szarej, rozdrganej <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_029" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/029"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/029|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/029{{!}}{{#if:029|029|Ξ}}]]|029}}'''<nowiki>]</nowiki></span>kurzawie, jaka przysłoniła świat, piły spragnione zboża, piły liście pomdlałe, piły drzewa, piły wyschnięte gardziele strug i ziemie spieczone, piły długo i z lubością, dysząc, jakby z dziękczynieniem.<br />
{{tab}}— Bóg zapłać, bracie deszczu! Bóg zapłać, siostro chmuro! Bóg zapłać!<br />
{{tab}}Właśnie ten deszcz zacinający przebudził Hankę, śpiącą pod samem oknem, że się pierwsza zerwała na nogi.<br />
{{tab}}Pobiegła z krzykiem do stajni.<br />
{{tab}}— Pietrek! Wstawaj! Deszcz pada! Koniczynę trza lecieć kopić, bo na nic przemięknie! Witek, wałkoniu jeden, krowy wyganiaj! Na wsi już przepędzili! — wołała ostro, wypuszczając z chlewów gęsi, które z radosnym gęgotem leciały taplać się w kałużach.<br />
{{tab}}Zajrzała do krów i świnie wypędzała na podwórze, gdy przyleciał kowal; ułożyli, co było potrza kupić na jutrzejszą stypę, wziął pieniądze i miał zaraz jechać do miasteczka, ale już z bryczki przywołał ją i rzekł cicho:<br />
{{tab}}— Hanka, dajcie mi połowę, to ni pary nie puszczę, żeście starego podebrali. Zróbmy po dobremu.<br />
{{tab}}Rozczerwieniła się, kiej burak i krzyknęła porywczo:<br />
{{tab}}— A pyskuj sobie, choćby przed całym światem; widzisz go, sam gotów do złego, to myśli, co i drugie takie same.<br />
{{tab}}Jeno błysnął ślepiami, poskubał wąsów i zaciął konie.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_030" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/030"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/030|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/030{{!}}{{#if:030|030|Ξ}}]]|030}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Hanka zaś wzięła się ostro do roboty, tyla bowiem gospodarka czekała na nią, że trza było dobrze kulasy wyciągnąć i głowić się niemało, by wszystkiemu wydolić, to też pokrótce, jak co dnia, rozlegał się po całem obejściu jej głos rozkazujący.<br />
{{tab}}Borynie zapalili dwie nowe świece i przykryli go prześcieradłem. Jagata mamrotała przy nim pacierze, przysypując raz po raz na węgliki jagód jałowcowych.<br />
{{tab}}Jagusia przyszła od matki dopiero po śniadaniu, ale że ją strachem przejmował nieboszczyk, to się jeno błędnie kręciła po obejściu, często gęsto wyglądając na Mateusza, któren przeniósł się z robotą na klepisko; kończył już trumnę i właśnie był malował na niej biały krzyż, kiej Jagna stanęła we wrotniach stodoły.<br />
{{tab}}Milczała, spozierając trwożnie na czarne wieko.<br />
{{tab}}— Wdowaś teraz, Jaguś, wdowa! — szepnął ze współczuciem.<br />
{{tab}}— A juści — odparła łzawo i cichuśko.<br />
{{tab}}Patrzał na nią poczciwie, zmizerowana ci była i blada, kiej ten opłatek, a tak żałośliwa, jak to pokrzywdzone dzieciątko.<br />
{{tab}}— Taka to już człowiekowa dola — powiedział smutnie.<br />
{{tab}}— A wdowam! wdowam — powtórzyła, i łzy napełniły jej modre oczy, a ciężkie wzdychy dziw piersi nie rozerwały, że uciekła za chałupę i, nie bacząc na deszcz, płakała tam długo i tak rzewliwie, jaże ją sama Hanka sprowadziła do izby, próbując uspokoić a pocieszyć.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_031" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/031"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/031|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/031{{!}}{{#if:031|031|Ξ}}]]|031}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Płakaniem nie zaradzisz. Nama też nieletko, ale już tobie, sieroto, pewnikiem co barzej ciężko — mówiła z dobrością.<br />
{{tab}}— Płacz płaczem, a rok nie przejdzie i zaśpiewam jej takiego chmiela nowego, co się wścieknie — ozwała się po swojemu Jagustynka.<br />
{{tab}}— Nie pora na przekpinki — skarciła ją Hanka.<br />
{{tab}}— Powiedam szczerą prawdę, abo to nie młoda, nie urodna, nie bogata! Kijem się będzie musiała oganiać przed chłopami.<br />
{{tab}}Jagna nie odrzekła, Hanka zaś wyniesła w opłotki żarcie la prosiąt i wyglądała na drogę.<br />
{{tab}}— Co się tam stało? — myślała strapiona. — Mieli go puścić w sobotę, a tu już poniedziałek i ani widu, ani słychu.<br />
{{tab}}Ale nie było czasu na frasunki, bo musiała pomagać kopić resztę siana i wszystką koniczynę, gdyż deszcz rozpadał się już na dobre, nie przestając ani na chwilę.<br />
{{tab}}Zaś wkrótce po południu nadszedł proboszcz z organistą, przyszli braccy ze światłem i ludzi zebrało się też coś niecoś, włożyli Borynę do trumny, Mateusz zabił ją kołkami, ksiądz odprawił modlitwy, skropił wodą święconą i powieźli go, zcicha przyśpiewując, do kościoła, kaj już Jambroż bił we dzwon żałobny.<br />
{{tab}}A kiedy wrócili z eksporty, to w chałupie widziało się tak jakoś pusto i strasznie cicho, jaże Jóźka buchnęła płaczem, a Hanka ozwała się do Jagustynki, oprzątającej izbę:<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_032" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/032"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/032|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/032{{!}}{{#if:032|032|Ξ}}]]|032}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Chociaż od tyla czasu trupem był jeno, a zawdy czuć było gospodarza w chałupie.<br />
{{tab}}— Antek wróci, to i gospodarz będzie — przypochlebiała stara.<br />
{{tab}}— By jeno prędko powrócił — westchnęła tęskno.<br />
{{tab}}Ale że szare, wilgotne przesłony obtulały ziemię i deszcz padał nieustannie, to obtarła łzy, westchnęła raz i drugi i dalejże poganiać swoich.<br />
{{tab}}— A chodźcież, ludzie! Żeby pomarł i ten największy, to jak ten kamień w morze głębokie, już go nikto nie wyłowi, a ziemia nie poczeka i trza kole niej robić.<br />
{{tab}}I powiedła wszystkich na przełaz do okopywania ziemniaków, jeno Jóźka ostała pilnować dzieci, a i bez to, co była jakaś chora i nie mogła się jeszcze utulić w żałości, Łapa też przy niej warował nieodstępnie i ten Witkowy bociek, któren stojał w ganku na jednej nodze, kieby na stróży.<br />
{{tab}}Zaś deszcz nie przestawał ani na chwilę, padał drobny, gęsty i ciepły, że ustały śpiewać ptaki, a wszelaki stwór przyległ w cichości, cały świat zwolna oniemiał i jakby się zasłuchał w ten trzepot rosisty, brzękliwy i nieustanny, a jeno kajś niekaj zawrzeszczały gęsi, taplające się po sinych, spienionych kałużach.<br />
{{tab}}Dopiero o samym zachodzie wyjrzało rozognione słońce i zapaliło czerwone ognie w rosach i kałużach.<br />
{{tab}}— Pogoda na jutro pewna! — powiedali, ściągając z pól.<br />
{{tab}}— Niechby jeszcze padało, czyste złoto, nie deszcz.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_033" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/033"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/033|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/033{{!}}{{#if:033|033|Ξ}}]]|033}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Ziemniaki były już na ostatnich nogach.<br />
{{tab}}— A bo to owsów nie przypiekło!<br />
{{tab}}— Wszystkiemu pójdzie na zdrowie.<br />
{{tab}}— Żeby se tak popadał chociaż ze trzy dni — wzdychał któryś.<br />
{{tab}}Jakoż i padał tak równo, rzęsiście i spokojnie do samej nocy, że z lubością wystawali pod chałupami, na przechłodzonem, pachnącem powietrzu, zaś Gulbasiaki skrzykiwały dzieuchy i chłopaków, bych lecieć na wieś, na wyżnie, palić Sobótkowe ognie, gdyż to była wigilja św. Jana, ale co ćma była i plucha, to mało kto dał się pociągnąć, że tylko kajś niekaj co tam pod lasem rozbłysnął jakiś słaby ogieniek.<br />
{{tab}}Witek już od zmroku przyniewalał Jóźkę, aby z nim leciała na Sobótki, ale mu powiedziała żałośnie:<br />
{{tab}}— Nie polete, co mi tam zabawy, co mi tam już wszystko...<br />
{{tab}}— Dyć ino zapalim, przeskoczym ogień i przylecim — prosił gorąco.<br />
{{tab}}— Siedź w chałupie, bo powiem Hance! — zagroziła.<br />
{{tab}}Ale poleciał i powrócił dopiero po kolacji, głodny i utytłany w błocie jak nieboskie stworzenie, gdyż deszcz nie ustawał ani na chwilę i padał przez całą noc, aż dopiero przestał nazajutrz, o dużym dniu, właśnie kiedy już ludzie ciągnęli na żałobne nabożeństwo.<br />
{{tab}}Słońce się jednak nie pokazało; świat się był omglił szarawą kurzawą, w której jeszcze barzej rozzieleniły się pola i sady, a wody wlekły się, niby te <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_034" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/034"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/034|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/034{{!}}{{#if:034|034|Ξ}}]]|034}}'''<nowiki>]</nowiki></span>srebrnawe przędziwa. Powietrze było rzeźwe, chłodnawe i pachnące, rosy kapały obficie za leda powiewem, ptaki darły się, kieby oszalałe, psy ujadały wesoło, przeganiając się po drogach wraz z dziećmi, a wszelaki głos leciał górnie i radośnie, nawet ziemie, opite wodą i nabrzmiałe mocą, zdały się wrzeć niepowstrzymanym rostem.<br />
{{tab}}Zaś w kościele ksiądz odprawił żałobną wotywę i wraz z proboszczem Słupskim i organistą, zasiadłszy naprzeciw siebie w ławach przed wielkim ołtarzem, jęli wyciągać łacińskie pieśnie.<br />
{{tab}}Boryna leżał wysoko na katafalku, obstawiony w biały las świec płonących, a dokoła klęczała kornie cała wieś, zamodlona i zasłuchana w te długie, lamentliwe pieśnie, co nabrzmiewały niekiedy takim strasznym krzykiem, jaże włosy powstawały i bolesna lutość ściskała serca; to niekiedy cichły w przejmujących, żalnych jękach, aż dusze mdlały struchlałe i same łzy ciekły z oczów; albo też znowu podnosiły się jakieś cudne i niebosiężne, kieby te głosy śpiewań janielskich i wiecznej szczęśliwości, że naród wzdychał ciężko, obcierał oczy, a często gęsto i poniektóre płaczem buchały serdecznym.<br />
{{tab}}Ciągnęło się to z dobrą godzinę, a kiej skończyli, rumor powstał, podnosili się z klęczek i Jambroż jął brać świece od katafalku i rozdawać je ludziom, ksiądz też jeszcze prześpiewał przy trumnie, okadził ją, aż zrobiło się niebiesko od dymów, skropił wodą święconą, wyciągnął jakąś nutę i ruszył ku drzwiom, za krzyżem.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_035" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/035"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/035|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/035{{!}}{{#if:035|035|Ξ}}]]|035}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}A kościół aż się zatrząsł od krzyków, płaczów i szlochań, bo trumnę już brali co najpierwsi gospodarze i zanieśli na wóz, w półkoszki, wymoszczone słomą, zaś Jagustynka tajnie, by księża nie spostrzegli, wraziła pod nią bochen chleba, obwinięty w czyste płótno, Pietrek zebrał krótko lejce, zacinał batem i obzierał się niecierpliwie na księży.<br />
{{tab}}Zajęczały żałobnie dzwony, wynieśli czarne chorągwie, rozbłysnęły światła, Stacho poniósł krzyż, a księża zaśpiewali:<br />
{{tab}}— „Miserere mei Deus“.<br />
{{tab}}I straszna pieśń, pieśń śmierci załkała nad głowami smutkiem bezbrzeżnym i grozą.<br />
{{tab}}Ruszyli zwolna na topolową drogę ku smętarzowi.<br />
{{tab}}Czarna chorągiew z kościotrupem załomotała na wietrze, kiej ten ptak straszliwy, i poniesła się przodem, a za nią dopiero błyskał srebrzysty krzyż, i otwierała się długa ulica brackich z zapalonemi świecami, i szli księża w czarnych kapach.<br />
{{tab}}Trumna jechała w pośrodku, ułożona na słomie wysoko, że ją cięgiem i wszystkie mieli na oczach, a tuż za nią wlekła się rodzina, srodze zawodząc płaczem i jękami, zaś pobok i kaj gdzie kto wziął miejsce, ciżbiła się cała wieś, w niemałym smutku a cichości idąca.<br />
{{tab}}Że nawet chore i kalekie nie ostały w chałupach.<br />
{{tab}}Przemglone, szare niebo wisiało nisko, jakby wsparte na tych wielgachnych topolach, pochylonych nade drogą. Wszystko stojało bez ruchu, przygięte <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_036" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/036"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/036|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/036{{!}}{{#if:036|036|Ξ}}]]|036}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i kieby zasłuchane w te pieśnie żałobne, a kiedy powiał wiater i rozruchał pola i drzewa, to posypały się rosy, niby tym żalnym, cichym płaczem, zaś rozchwiane zboża kolebały się zwolna ciężkiemi kłosami, chyliły się coraz niżej, jakby do nóg przypadając gospodarzowi w tym kornym, ostatnim pokłonie.<br />
{{tab}}Księża pieśń rozpłynęła się kajściś w powietrzu, że sroga cichość zwaliła się na dusze, jeno dzwony jęczały wciąż, biły ponurym głosem, wołały cosik w niebo pochmurne, ku lasom i w dale zamglone, skowronki śpiewały nad polami, wóz niekiej zaskrzypiał, szarpały się chorągwie, chlupało błoto pod nogami, a te bólne, sieroce płacze kwiliły nieustannie.<br />
{{tab}}— „Miserere mei Deus“ — zaśpiewał znowu proboszcz, przywtórzył mu Słupski wraz z organistą i kowalem, któren trzymał parasol nad dobrodziejami, gdyż deszcz znowu pokrapiał.<br />
{{tab}}I śpiewali tak strasznie, tak rozpacznie i tak jękliwie, jaże łzy się cisnęły, zamierało serce, a oczy strwożone, oczy, pobłąkane w niemocy, niesły się we świat i u tego nieba chmurnego żebrały zmiłowania. Twarze bladły, dusze jęły się zwierać w męce, i luty dygot przejmował, że wzdychali coraz ciężej, a już poniektóry łzy obcierał, to szeptał pacierz posiniałemi wargami, w piersi się bił i kajał skruszony, zaś wszystkich omroczył ciężki, beznadziejny smutek i przywaliła bezgraniczna żałość, że, kiej te dymy gryzące, snuły się po nich bolesne medytacje i jęki, zakrzepłe w trwodze.<br />
{{tab}}Jezu, bądź nam, grzesznym, miłościwy! Jezu!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_037" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/037"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/037|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/037{{!}}{{#if:037|037|Ξ}}]]|037}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}O dolo człowiekowa, dolo nieustępliwa!<br />
{{tab}}A cóże są te wszystkie znojne trudy? Cóże ten żywot człowieczy, co, jako śniegi, spływa bez śladu, że o nim nawet dzieci rodzone nie przypomną?<br />
{{tab}}Żałością jeno, płakaniem jeno, cierzpieniem jeno...<br />
{{tab}}I cóże są one szczęśliwości, dobroście, nadzieje?<br />
{{tab}}Czczym dymem, próchnicą, mamidłem i zgoła niczem...<br />
{{tab}}A cóżeś to ty sam, człowieku, który się puszysz, a dmiesz, a wynosisz hardo ponad wszelkie stworzenie?<br />
{{tab}}Tym wiatrem jeno jesteś, co niewiada, skąd przychodzi, niewiada, po co się miecie, i niewiada, kaj się rozwiewa...<br />
{{tab}}I ty się masz panem wszystkiego świata, człowieku?...<br />
{{tab}}A by ci kto raje dawał — opuścić je musisz.<br />
{{tab}}By ci kto wszystkie moce dawał — śmierć ci je wydrze.<br />
{{tab}}By ci kto rozum przyznał największy — próchnem ostaniesz.<br />
{{tab}}I nie przemożesz doli, mizeroto, nie przezwyciężysz śmierci, nie...<br />
{{tab}}Boś ano bezbronny, słaby i płony, jako ten listeczek, którym wiater żenie po świecie.<br />
{{tab}}Boś ano, człowieku, w pazurach śmierci, jako ten ptaszek, z gniazda podebrany, co se piuka radośnie, trzepoce, przyśpiewuje, a nie wie, że go wnet zdradna ręka przydusi za gardziel i lubego żywota zbawi.<br />
{{tab}}O duszo, pocóż dźwigasz człowieczego trupa, poco?<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_038" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/038"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/038|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/038{{!}}{{#if:038|038|Ξ}}]]|038}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Tak ci ano czuł naród, tak ci medytował i w sobie rozważał, a patrzył smutnie po ziemiach zielonych, włóczył tęsknemi oczami po świecie i wzdychał ciężko z onych niewypowiedzianych boleń, aż twarze kamieniały i dusze się trzęsły.<br />
{{tab}}Ale i to zarówno wiedzieli, co jedyna człowiekowa dufność w Panajezusowej łasce, a jedyna ucieczka duszy w Jego świętem miłosierdziu.<br />
{{tab}}— „Secundum magnam misericordiam tuam“...<br />
{{tab}}Ciężkie, łacińskie słowa padały, kiej grudy przemarzłej ziemi, jaże bezwolnie pochylali głowy, jakby pod nieubłaganą kośbą śmierci, ale szli niepowstrzymanie; szli kwardzi a zrezygnowani, szarzy i mocni, kiej te głazy, widne na miedzach, gotowi już na wszystko a nieulękli, ugorom i zarazem tym bujnym, okwieconym polom podobni, i tym drzewom równi w sile i kruchości — drzewom, w które piorun mógł trzasnąć leda chwila i w ręce śmierci podać, a one hardo pną się ku słońcu i śpiewają głęboką, radosną pieśń życia...<br />
{{tab}}Szli wsią całą, ciżbiąc się i przepychając, ale każden tak był zatopiony w smutkach, że jakby szedł sam w pustce niezmiernej i opuszczeniu, a każden zapatrzył się gdziesik i jakby widział przez oczy, zaszklone łzami, ojców swoich, dziadów i pradziadów, niesionych tam, na smętarz, już widny przez grube pnie topoli...<br />
{{tab}}Dzwony wciąż biły, i ponura pieśń huczała coraz jękliwiej, smętarz już był niedaleko, wyrastał ze zbóż kępami drzew, krzyżów i mogił, a zdawał się otwierać, kieby ten straszny, nigdy nie zapełniony dół, w któren zwolna a niepowstrzymanie spływa cały świat, że już <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_039" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/039"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/039|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/039{{!}}{{#if:039|039|Ξ}}]]|039}}'''<nowiki>]</nowiki></span>niejednemu się widziało, jako w tem zadeszczonem powietrzu i ze stron wszystkich biją dzwony, jarzą się światła, czernieją rozwiane chorągwie i płyną śpiewania, że z każdej chałupy wynoszą trumny, że wszystkiemi drogami ciągną żałobne pochody, a każden człowiek płacze kogoś, zawodzi, a tak szlocha, jaże wszystkie niebo i ziemia wzbiera żałosnym jękiem i spływa szmerem nieustannych, gorzkich, jak piołun, łez...<br />
{{tab}}Pochód już skręcał na dróżkę ku smętarzowi, kiej go dopędził dziedzic, wysiadł z powozu i poszedł pobok trumny w srogiej ciasnocie, gdyż dróżka była wąska, gęsto brzózkami obsadzona i zboża stały ze stron obu.<br />
{{tab}}A kiej księża skończyli śpiewać, Dominikowa, trzymająca się Jagny, zgarbiona i nawpół ślepa, zawiedła po swojemu: „Kto się w opiekę“.<br />
{{tab}}Juści, co przywtórzyli skwapnie i gorąco, jakby czepiając się zestrachanemi duszami tej pieśni serdecznej.<br />
{{tab}}I już tak rozśpiewani, a pełni jakowejś dufności, weszli na smętarz.<br />
{{tab}}Co najpierwsi gospodarze dźwignęli trumnę, a nawet sam dziedzic jął wspierać w pośrodku, i ponieśli ją żółtemi drożynami, wskroś okwieconych mogił, traw i krzyżów, za kaplicę, kaj w gąszczach leszczyn i bzów czekał już grób, świeżo wybrany.<br />
{{tab}}Straszne płacze i krzyki zatargały powietrzem.<br />
{{tab}}Chorągwie i światła okoliły jamę głęboką, naród się skłębił i cisnął, spozierając trwożnie w ten dół żółtawy i pusty...<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_040" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/040"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/040|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/040{{!}}{{#if:040|040|Ξ}}]]|040}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}A kiedy prześpiewali jeszcze coś niecoś, proboszcz stanął na kupie wywalonego piachu, odwrócił się i rzekł grzmiąco:<br />
{{tab}}— Narodzie chrześcijański! Narodzie!<br />
{{tab}}Przycichło znagła, jeno dzwony jęczały z oddali, a Jóźka, opasawszy rączynami ojcową trumnę, zawodziła rzewliwie, na nic nie bacząc.<br />
{{tab}}Zaś proboszcz pociągnął nosem z tabakiery, kichnął raz i drugi, a potoczywszy załzawionemi oczami, rzekł donośnie:<br />
{{tab}}— „Bracia, a kogóż to chowacie dzisiaj, kogo?<br />
{{tab}}Macieja Borynę! — powiadacie.<br />
{{tab}}A ja wam mówię, że i pierwszego gospodarza, i poczciwego człowieka, i prawego katolika chowacie... Znałem go bowiem od lat i zaświadczam: jako żył przykładnie, Boga chwalił, spowiadał się i komunikował, a biedotę wspomagał.<br />
{{tab}}Mówię wam: wspomagał!“ — powtórzył, ciężko dychając.<br />
{{tab}}Płacze jęły kwilić dokoła i wzdychy rwały się coraz gęściej, gdy, nabrawszy powietrza, ozwał się znowu, jeno co żałośliwiej:<br />
{{tab}}— „I pomarł chudziaczek, pomarł!<br />
{{tab}}Śmierć go sobie wybrała, jako wilk wybiera ze stada najtłustszego barana, i w biały dzień na wszystkich oczach, a nikt mu nie przeszkodzi.<br />
{{tab}}Jako piorun bije w drzewo wyniosłe, że pada rozłupane, tak on padł pod srogą kosą śmierci.<br />
{{tab}}Ale pomarł nie wszystek! — jak mówi Pismo święte.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_041" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/041"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/041|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/041{{!}}{{#if:041|041|Ξ}}]]|041}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Bo oto stanął se ten wędrownik przed wrotami raju, puka i skamle żałośnie, aż św. Pietr zapyta:<br />
{{tab}}— Któżeś to i czego potrzebujesz?<br />
{{tab}}— Borynam z Lipiec i miłosierdzia Pańskiego proszę...<br />
{{tab}}— Tak ci to już braty dopiekły, żeś się zbył żywota, co?<br />
{{tab}}— Wszystko powiem — rzecze Maciej — jeno ozewrzyjcie wrotnie, św. Pietrze, by mnie ozgrzało choć ździebko Pańskie zmiłowanie, bom przemarz na lód w onej tułaczce ziemskiej.<br />
{{tab}}Św. Pietr ozwarł nieco, ale nie puszcza go jeszcze i rzecze:<br />
{{tab}}— A jeno nie łżyj, bo tu nikogo nie ocyganisz. Mów, duszo, śmiało, czemuś to uciekła ze ziemie?..<br />
{{tab}}A Maciej rymnął na kolana, że to śpiewania janielskie dosłyszał i dzwonki, jakby na podniesienie, a odrzecze z płaczem:<br />
{{tab}}— Prawdę powiem, kiej na spowiedzi; a to nie poredziłem dłużej wytrzymać na ziemi, bo tam już ludzie, jako te wilki, nastają na siebie, bo tam już jeno swary, kłótnie, a obraza Boska... Nie ludzie to, św. Pietrze, nie boskie stworzenia, a jeno te psy wściekłe i te swynie smrodliwe. I tak jest źle na świecie, że i nie wypowiedzieć wszystkiego...<br />
{{tab}}Zaginął wszelki posłuch, zaginęła poczciwość, zaginęło miłosierdzie, brat powstaje na brata, dzieci na ojców, żony na mężów, sługa na pana... nie uszanują już niczego, ni wieku, ni urzędu, ni nawet księdza...<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_042" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/042"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/042|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/042{{!}}{{#if:042|042|Ξ}}]]|042}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Zły zapanował w sercach, a pod jego przewodem rozpusta a pijaństwo, a złoście krzewią się coraz barzej.<br />
{{tab}}Wszędy łajdus na łajdusie, a łajdusem pogania.<br />
{{tab}}Wszędy jeno chytroście, oszukaństwa, srogie uciski a złodziejstwa, że, co masz, z garści nie popuść, bo ci wydrą.<br />
{{tab}}By najlepszą łąkę, a wypasą i stratują.<br />
{{tab}}By chociaż tę skibkę, a z cudzego przyorzą.<br />
{{tab}}Byś nawet kurę puścił z obejścia, przychwycą, kiej te wilki.<br />
{{tab}}Kawałka żelaza nie przepomnij ni postronka, choćby były księże, bo nie przepuszczą i ukradną.<br />
{{tab}}Gorzałkę jeno piją, rozpustę czynią i w służbie Bożej całkiem się opuszczają, pogany te pieskie i chrystobije, że drugie żydy a stokroć poczciwsze i bogobojniejsze.<br />
{{tab}}— I to w lipeckiej parafji tak się dzieje? — przerwał mu św. Pietr.<br />
{{tab}}— Indziej też nielepiej, ale już w lipeckiej najgorzej.<br />
{{tab}}A święty Pietr jął w palce trzaskać, brwie srożyć, oczami toczyć i rzekł, wytrząchając pięścią ku ziemi:<br />
{{tab}}— Takieśta to, Lipczaki? Takie! A zbóje obmierzłe, a poganiny gorsze od Niemców! A to roki macie dobre, ziemie rodzajne, a paśniki, a łąki, a boru po kawale i tak się to sprawiata!.. Chleb was ano roznosi, łajdusy jedne! Powiem ja o tem Panu Jezusowi, powiem, a on już wama cugli przykróci...<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_043" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/043"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/043|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/043{{!}}{{#if:043|043|Ξ}}]]|043}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Maciej jął swoich poczciwie bronić, ale święty Pietr rozgniewał się jeszcze barzej i kiej nie tupnie nogą a krzyknie:<br />
{{tab}}— Nie broń takich synów! A to ci jeno rzeknę: niech mi się te Judasze poprawią do trzech niedziel i pokutę czynią, a jak nie posłuchają, to tak ich przycisnę głodem, pożogą i choróbskami, że mnie popamiętają łajdusy jedne“.<br />
{{tab}}Mocno proboszcz powiadał, do serca i tak napominająco i takim gniewem Bożym groził i tak pięściami wytrząchał, że szlochy się podniesły dokoła, naród zapłakał i bił się w piersi a kajał...<br />
{{tab}}Zaś ksiądz, odsapnąwszy nieco, jął znowu mówić o nieboszczyku, jako to padł za wszystkich...<br />
{{tab}}I wołał do zgody. Wołał do sprawiedliwości. Wołał do pomiarkowania się w grzechach, bo niewiada, komu z brzega wybije ta ostatnia godzina, i przyjdzie stanąć przed strasznym sądem Pana...<br />
{{tab}}Że nawet sam dziedzic, a obcierał kułakiem oczy.<br />
{{tab}}Pokrótce jednak księża skończyli swoje i odeszli wraz z dziedzicem, a kiej spuścili w dół trumnę i jęli na nią sypać piasek, jaże zadudniało, wrzask ci, mój Jezu, buchnął, a krzyki, a takie lamenty, coby i najkwardszego skruszyło.<br />
{{tab}}Ryczała Jóźka, ryczała Magda, ryczała Hanka i stryjeczne, płakały bliskie i dalekie, powinowate i zgoła obce, a już może najrzewliwiej zanosiła się Jagusia, którą tak cosik sparło pod piersiami, jaże się prosto zapamiętała w krzyku.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_044" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/044"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/044|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/044{{!}}{{#if:044|044|Ξ}}]]|044}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Hale, teraz skowyczy, a co to wyprawiała z nieboszczykiem! — mruknęła któraś zboku, zaś Płoszkowa, obcierając oczy, dodała:<br />
{{tab}}— Tak se łaskę wypłakuje, by ją nie wygnali z chałupy.<br />
{{tab}}— Myśli, że kto głupi, a uwierzy! — powiedziała głośno organiścina.<br />
{{tab}}Ale Jagna nie wiedziała już o Bożym świecie, padła kajś w piasek i zanosiła się takim żałosnym płaczem, jakby to na nią sypały się te ciężkie, sypkie strugi ziemi, jakby to nad nią huczały te posępne głosy dzwonów, jakby to nad nią płakali...<br />
{{tab}}A dzwony wciąż biły, jakby skarżąc się niebiosom, zaś z nad świeżej mogiły te wszystkie płacze, te szlochy i biadania też się skarżyły na dolę nieubłaganą i na tę wieczną krzywdę człowieczą.<br />
{{tab}}Zaczęli się wnet rozchodzić zwolna, kto tam jeszcze gdziesik, po drodze, przyklękał, kto i ten pacierz mówił za pomarłe, kto zaś jeno się błąkał wśród mogił i smutnie deliberował, a drugie ruszali ociągliwie ku chałupom, obzierając się wyczekująco, gdyż kowal z Hanką spraszali poniektórych na ten chleb żałobny, jak to zwyczajnie bywa po pochowku.<br />
{{tab}}I kiej oklepali mogiłę, a nad nią wkopali czarny krzyż, wzięli pomiędzy siebie sieroty i pociągnęli sporą gromadą, poredzając zcicha, a wyżalając się nad niemi, a popłakując niekiedy...<br />
{{tab}}W Borynowej izbie już było wszystko urządzone do potrzeby, wzdłuż ścian ciągnęły się stoły, {{pp|obsta|wione}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_045" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/045"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/045|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/045{{!}}{{#if:045|045|Ξ}}]]|045}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|obsta|wione}} długachnemi ławami, że skoro się jeno rozsiedli, zaraz podano gorzałkę i chleby.<br />
{{tab}}Przepili godnie, w cichości a powadze, przegryźli coś niecoś i organista zaczął czytać książki sposobne, modlitwy, a potem zaśpiewali litanję za umarłego; wtórowali mu ochotnie i gorąco, przerywając jeno wtedy, kiej kowal puszczał flachę w nową kolejkę, a Jagustynka chleb roznosiła.<br />
{{tab}}Kobiety zebrały się po drugiej stronie u Hanki; piły herbatę, pojadały słodki placek i pod przewodem organiściny zaśpiewały tak rzewnie i przejmująco, jaże kury zagdakały po sadzie. I tak ano, wspominając poczciwie nieboszczyka, naród pojadał, popijał, popłakiwał i śpiewał za jego duszę pobożne pieśnie, jak przystało w taką porę i za takiego gospodarza...<br />
{{tab}}Stypa była suta, Hanka zapraszała serdecznie, nie żałując jadła ni napitku, gdyż w południe, kiej już niejeden jął się oglądać za czapą, podali kluski z mlekiem, a potem prażone mięso z kapustą i groch, szczodrze omaszczony.<br />
{{tab}}— Drudzy takiego wesela nie wyprawiają! — szepnęła Bolesławowa.<br />
{{tab}}— A mało nieboszczyk zostawił, co?<br />
{{tab}}— Mają się czem pocieszać, mają.<br />
{{tab}}— Gotowych pieniędzy też sporo chapnąć musieli...<br />
{{tab}}— Kowal wyrzeka, co były, i pono się kajś podziały.<br />
{{tab}}— Narzeka, a dobrze je musiał schować.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_046" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/046"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/046|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/046{{!}}{{#if:046|046|Ξ}}]]|046}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Pogadywały zcicha między sobą kobiety, wyskrzybując miski do czysta i strzegąc się Hanki, która nieustannie baczyła, by której czego nie zbrakło; zaś po chłopskiej stronie organista, napity już ździebko, dźwignął się nad stołem i z kieliszkiem w garści jął wypominać nieboszczyka tak górnie i z takiemi łacińskiemi przepowiadkami, że, chocia nie bardzo wyrozumieli, ale płakać się wszystkim chciało, kiej na tem kazaniu.<br />
{{tab}}Gwar się już podnosił i gęby czerwieniały, że to flacha często krążyła i szkło galanto brząkało, to już niejeden omackiem szukał kieliszka i drugą ręką kuma obejmował za szyję, bełkocząc skołczałym ozorem. Zaś poniektóry jeszcze niekiedy wyciągnął tę żałobną nutę i wypominać próbował, ale już nikto nie wtórował, ni słuchał, wszyscy bowiem gwarzyli, stowarzyszając się do upodoby, świarcząc sobie przyjacielstwa i raz wraz przepijając, a co skorsi do kieliszka wymykali się chyłkiem i wiedli ku karczmie. Tylko jeden Jambroż był dzisia zgoła niepodobny do siebie. Juści, co pił tyla, co i drugie, a może i więcej, gdyż sam się przymawiał o gorzałkę, ale siedział kajś w kącie srodze zwarzony, oczy cięgiem przecierał i ciężko wzdychał.<br />
{{tab}}Trącił go któryś i na ucieszne powiadki wyciągał.<br />
{{tab}}— Nie ruchaj mę, bom żałosny! — odburknął — pomrę wnet, pomrę... Psi po mnie jeno zawyją i baba w garnek rozbity zadzwoni — mamrotał płaczliwie. — Jakże, toż przy chrzcie Macieja byłem!.. Na jego weselu tańcowałem! Ojców jego chowałem! Dobrze pamiętam! Mój Jezu, i tylachno już różnego narodu oklepałem, tylum już przedzwaniał... A teraz pora na mnie!..<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_047" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/047"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/047|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/047{{!}}{{#if:047|047|Ξ}}]]|047}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Podniósł się nagle i wyszedł prędko do sadu; Witek potem powiedział, jako stary siedział za chałupą dopóźna i płakał...<br />
{{tab}}Juści, co się nim nikto nie zaturbował, każden bowiem miał dosyć swoich turbacyj, a przytem, już na samym zmierzchu, przyszedł najniespodzianiej ksiądz wraz z dziedzicem.<br />
{{tab}}Proboszcz pocieszał łaskawie sieroty, głaskał dzieci, a zgwarzając się z gospodyniami, chętliwie nawet popijał herbatę, którą mu Jóźka podała, zaś dziedzic, pogadawszy z tym i owym o różnościach, wziął od kowala kieliszek, przepił do wszystkich i powiedział do Hanki:<br />
{{tab}}— Jeśli komu żal Macieja, to mnie z pewnością najwięcej, bo, żeby teraz żył, to bym się ze wsią ugodził dobrowolnie. Może i dałbym, czegoście pierwej chcieli!.. — ozwał się głośniej, tocząc dokoła oczami. — Ale mam to z kim pomówić? Przez komisarza nie chcę, a ze wsi nikt pierwszy się nie zgłasza!..<br />
{{tab}}Słuchali w skupieniu, rozważając każde jego słowo.<br />
{{tab}}Mówił jeszcze coś niecoś i zagadywał, ale jak do tego muru, żaden bowiem nie dał się za ozór pociągnąć i nawet pyska nie ozwarł, jeno przytakiwali, skrobiąc się po łbach a spozierając po sobie znacząco, że, widząc, jako nie poredzi przełamać tej czujnej ostrożności, wywołał księdza i poszli, odprowadzeni całą hurmą aż w opłotki.<br />
{{tab}}Po ich odejściu jęli się dopiero dziwować a głowić wielce.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_048" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/048"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/048|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/048{{!}}{{#if:048|048|Ξ}}]]|048}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— No, no, żeby sam dziedzic przyszedł na chłopski pogrzeb.<br />
{{tab}}— Potrzebuje nas, to bakę świeci — powiedział Płoszka.<br />
{{tab}}— A czemu to nie miał przyjść z dobrego serca, co? — bronił Kłąb.<br />
{{tab}}— Lata masz, aleś rozumu nie nabrał. Kiedyż to dziedzic przyszedł do wsi z przyjacielstwem, kiedy?<br />
{{tab}}— Coś w tym być musi, że tak zgody szuka!<br />
{{tab}}— Ano co, że mu jej potrza barzej, niźli nam.<br />
{{tab}}— A my możemy se poczekać, możemy! — wołał pijany Sikora.<br />
{{tab}}— Wy możecie, ale drugie nie mogą! — wrzasnął zeźlony Grzela, wójtów brat.<br />
{{tab}}Jęli się już kłócić a przemawiać, bo jeden prawił swoje, i drugi też swego dowodził, a trzeci obu się przeciwił, zaś insi mamrotali:<br />
{{tab}}— Niech odda bór i ziemię, to zrobim zgodę.<br />
{{tab}}— Nie potrza zgody, nowe nadziały przyjdą, to i tak wszystko będzie nasze. Niech psiachmać z torbami pójdzie za krzywdę naszą.<br />
{{tab}}— Żydy go duszą, to chłopów o pomoc skomle.<br />
{{tab}}— A przódzi to ino wiedział krzyczeć: z drogi, chamie, bo batem!<br />
{{tab}}— Mówię wama, nie wierzta dziedzicowi, bo każden z nich jeno zdradę chłopskiemu narodowi gotuje — wołał któryś, barzej napity.<br />
{{tab}}— Słuchajta-no, gospodarze! — zakrzyknął naraz kowal. — Powiem wam mądre słowo: jak zgody {{pp|dzie|dzic}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_049" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/049"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/049|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/049{{!}}{{#if:049|049|Ξ}}]]|049}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|dzie|dzic}} chce, to potrza z nim tę zgodę zrobić i brać, co się da, nie czekając gruszków na wierzbie.<br />
{{tab}}Na to powstał Grzela, wójtów brat, i zawołał:<br />
{{tab}}— Święta prawda! Chodźta do karczmy, tam się naradzim.<br />
{{tab}}— A ja stawiam la całej kompanji — dodał ochotnie kowal.<br />
{{tab}}Wywiedli się pokrótce całą kupą w opłotki.<br />
{{tab}}Zmierzchało się już ździebko, bydło szło z pastwisk, i po całej wsi roznosiły się poryki, gęgoty, fujarek piskające przebierania i te dziecińskie śpiewy i wrzaski.<br />
{{tab}}A chłopi, mimo kobiecych jazgotań i sprzeciwiań, poszli całą gromadą ku karczmie, tylko jeden Sikora, co ostawał nieco za drugimi, chytał się płotów i cosik długo przy nich grdykał.<br />
{{tab}}Długo ich było słychać, tak się prowadzili szumnie, ile że to już niejeden, by sobie ulżyć, piosneczką huknął albo i krzykał z gorącości.<br />
{{tab}}Zaś u Borynów, skoro uprzątnęli po gościach i przyszedł ciemny wieczór, zrobiło się jakoś dziwnie cicho, pusto i smutnie.<br />
{{tab}}Jagusia tłukła się po swojej izbie, kiej ten ptak po klatce, i co trocha leciała do Hanki, ale, widząc, jako wszyscy chodzą osowiali a strapieni, uciekała bez jednego słowa.<br />
{{tab}}Juści, co w chałupie było jak w grobie, a kiej obrządzili gospodarstwo i zjedli kolację, to chocia śpik morzył każdego, a nikt się z izby nie kwapił ruszać. Siedzieli przed kominem, zapatrzeni w ogień i trwożnie nasłuchujący każdego szmeru.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_050" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/050"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/050|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/050{{!}}{{#if:050|050|Ξ}}]]|050}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Wieczór był cichy, tylko niekiedy wiater przegarnął i zaszumiały drzewa, czasem zatrzeszczały płoty, brzęknęły szyby, lub Łapa zawarczał, jeżąc się groźnie, a potem wlekły się długie, nieskończone, zgoła grobowe cichoście.<br />
{{tab}}Oni zaś siedzieli, rozdygotani coraz barzej, a tak strwożeni, że raz po raz ktoś się żegnał i pacierz zaczynał roztrzęsionemi wargami, bo już wszystkim się widziało, jako cosik się gdzieś rusza, że chodzi po górze, jaże belki trzeszczą, że słucha pode drzwiami, że w okna zagląda i obciera się o ściany, to jakby ktoś klamki zatargał i, ciężko stąpający, obchodził całą chałupę.<br />
{{tab}}Słuchali bledzi, z zapartym tchem, zgoła nieprzytomni.<br />
{{tab}}Naraz koń zarżał we stajni, Łapa ostro zaszczekał i rzucił się ku drzwiom; Jóźka, nie mogąc już wstrzymać, krzyknęła:<br />
{{tab}}— Ociec! Laboga, ociec! — i zapłakała strachliwie.<br />
{{tab}}Na to Jagustynka strzepnęła palcami trzy razy i rzekła ważnie:<br />
{{tab}}— Nie bucz, przeszkadzasz duszy odejść w spokoju; płacze ją ano trzymają przy ziemi. Wywrzyjcie drzwi, niech se ta wędrownica odleci na Jezusowe pola... Niech się poniesie w spokojności.<br />
{{tab}}Otwarli drzwi, w izbie przycichło i jakby zamarło, nikt się nie poruszył, tylko rozpalone oczy latały, Łapa jeno przewąchiwał kąty, skamlał niekiej, kręcił ogonem i jakby się do kogoś przyłaszał, że już teraz <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_051" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/051"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/051|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/051{{!}}{{#if:051|051|Ξ}}]]|051}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="r01"/>wszyscy czuli najgłębiej, jako to gdziesik, pomiędzy nimi błąka się dusza zmarłego.<br />
{{tab}}Aż Hanka zaśpiewała rozdygotanym, zduszonym głosem:<br />
{{f|<poem>„Wszystkie nasze dzienne sprawy!“</poem>|w=85%|przed=15px|po=15px}}
{{tab}}Przywtarzali gorąco i z niezmierną ulgą.<br /><br />{{---|50}}<br /><section end="r01"/>
<section begin="r02"/>{{c|II.}}<br />
{{tab}}Dzień był bardzo cudny, prawdziwie latowy.<br />
{{tab}}Może szła dziesiąta rano, bo już słońce wisiało wpół drogi między wschodem a południem i wynosiło się coraz bardziej palące, kiej lipeckie dzwony, ile ich jeno było, zadzwoniły rozgłośnie i ze wszystkiej mocy.<br />
{{tab}}A ten, co go to przezywali Pietrem, huczał najgłośniej i śpiewał całym gardzielem, jak kiedy to chłop, ździebko napity, drogą idzie, kolebie się ze strony na stronę i, zawodzący, całemu światu radoście swoje grubachnym głosem powiada...<br />
{{tab}}Zaś drugi, nieco pomniejszy, o którym Jambroż rozpowiedał, że go ochrzcili na Pawła, wydzierał się też nie ciszej, a jeno żarliwiej wtórował, wysoką nutę brał, przeciągał górnie a czystym głosem zawodził i, kieby się zapamiętał, tak dzwonił, jakoby ta dziewka poniektóra, kiej ją rozeprze kochanie lebo ten dzień zwiesnowy, że w pola leci, skroś zbóż się przebiera i śpiewa ze wszystkiego serca wiatrom, polom, niebu jasnemu i swojej duszy weselnej.<br /><section end="r02"/> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_052" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/052"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/052|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/052{{!}}{{#if:052|052|Ξ}}]]|052}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}A na trzeciego — sygnaturka, jako ten ptaszek, świergoliła, na darmo chcąc tamte prześpiewać, nie mogła jednak, chocia jazgotała siekającym, prędkim głosem, kieby te dziecińskie sprzeciwy. Że już dzwoniły, czyniąc galantą kapelę, bo to i bas pobekiwał i zawodziły skrzypice i ten bębenek z brzękadłami drygał wesoło, i rznęły wraz od ucha, uroczyście a rozgłośnie.<br />
{{tab}}Na odpust ci one tak radośnie zwoływały, bo to był dzień świętego Piotra i Pawła, zawdy w Lipcach uroczyście obchodzony.<br />
{{tab}}A czas się też był zrobił wybrany, cichy i wielce słoneczny, na galantą spiekę się miało, ale mimo to już od samego świtania, na placu przed kościołem handlarze zaczęli stawiać budy przeróżne, a kramy, a stoły, płóciennemi dachami nakryte.<br />
{{tab}}Zaś skoro dzwony zabimbały, skoro ich głos radosny rozlał się po świecie, to i pokrótce, na wyschniętych drogach i w tumanach kurzawy, jęły coraz częściej turkotać wozy, a i piesi też gęsto ciągnęli, że, jak jeno było sięgnąć okiem, na wszystkie strony, po drogach, ścieżkami, na miedzach, czerwieniły się kobiece przyodziewy i bielały rozwiane kapoty.<br />
{{tab}}Ciągnęli rzędami, podobnie kiej te gęsi, mieniąc się jeno w upale i wśród zbóż zielonych.<br />
{{tab}}Słońce niesło się wyżej a wyżej i płynęło kiej ptak złocisty, po modrem, czystem niebie, jarząc się coraz barzej i nagrzewając tak szczodrze, że już powietrze trzęsło się nad polami; jeszcze ta niekiej od łąk chłód luby powiał i zakolebał bielejącemi żytami, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_053" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/053"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/053|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/053{{!}}{{#if:053|053|Ξ}}]]|053}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jeszcze i owsy zachrzęściły cichutko, i potrzęsły się młode pszeniczne kłosy, zaś rozkwitłe lny spłynęły rozniebieszczoną strugą, kiej wody, ale już zwolna grążyło się wszystko w słonecznym wrzątku i cichości.<br />
{{tab}}Hej, radosny ci to był dzień i prawdziwie odpustowy. Dzwony bimbały długo i te głosy jękliwe leciały we świat tak rozgłośnie, aż chwiały się źdźbła, aż płoszyły się ptaki; ale śpiżowe serca biły wciąż, biły miarowo, mocno i górnie, wynosząc się ku słońcu tą przejmującą pieśnią i wołaniem:<br />
{{tab}}— „Zmiłuj się! Zmiłuj! Zmiłuj!“<br />
{{tab}}— „Matko przenajświętsza! Matko! Matko!“<br />
{{tab}}— „I ja proszę! I ja! I ja! I ja!“<br />
{{tab}}Śpiewały serdecznie, obwołując zarazem uroczyste święto.<br />
{{tab}}Jakoż i czuło się w powietrzu święty dzień odpustowy; święto było po chatach, przystrojonych zielenią, w dalach, przebłyskujących kieby zapalonemi świecami, w radosnych głosach i w tem cosik, czego nie wypowiedzieć, a co się unosiło nad polami, rozpierając serca lubą cichością i weselem.<br />
{{tab}}A naród śpieszył tłumnie na owe święto i walił ze wszystkich stron. Kłęby kurzawy toczyły się nieustannie nad wszystkiemi drogami, turkotały wozy, rżały konie, leciały głosy przeróżne, wiązały się głośne rozmowy, czasem ktosik wychylał się z półkoszków i krzykał do pieszych, gdzie znowu śpieszył zapóźniony dziad, jękliwie przyśpiewując, a po wozach niektórych szeptano pacierze, pozierając dokoła z niemym {{pp|podzi|wem}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_054" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/054"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/054|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/054{{!}}{{#if:054|054|Ξ}}]]|054}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|podzi|wem}}, gdyż ziemia stojała przystrojona, kieby na te gody weselne, cała we kwiatach i zieleni, i cała w ptasich śpiewaniach, w chrzęstach zbóż i brzęku pszczół, a taka cudna, nieobjęta, weselna i przenajświętsza w onej mocy żywiącej, jaże piersi zapierało.<br />
{{tab}}Drzewa po miedzach stojały, kieby na stróży, zapatrzone w słońce, a dołem, jak okiem sięgnąć, leżały pola zielone, szumiące, jak wody wzburzone, i jak wody przewalały się niekiedy ze strony na stronę, bijąc o wszystkie drogi, miedze i rowy, co migotały kiej te wstęgi, kwietne szczodrze, przeplecione puszystą bielą, żółtością i fioletem; kwitnęły już bowiem owe ostróżki przeróżne, kwitnęły powoje, patrzące z żytnich gąszczów przytajonemi, pachnącemi oczami, kwitnęły modraki, miejscami, kaj ździebko wymiękło, tak gęsto, jakby tam niebo się kładło, kwitnęły wyczki całemi kępami, a one jaskry, a mlecze i krwawe osty, a ognichy i koniczyny, a stokrotki, a rumianki dzikie, a tysiąc inszych, o których jeno sam Jezus pamięta, boć jemu tylko kwitną i tak pachną, że prosto czad bił od pól, kieby w kościele, gdy Jegomość okadza Sakramenta.<br />
{{tab}}Ten i ów pociągał nosem z lubością, a konia batem okładał i pośpieszał, gdyż słońce prażyło coraz ogniściej, jaże śpik morzył, że już niejeden srodze łbem kiwał.<br />
{{tab}}To i pokrótce Lipce napełniły się narodem po wręby.<br />
{{tab}}Jechali bowiem i jechali bez przestanku, że już wszędy, na drogach, dokoła stawu, pod płotami, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_055" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/055"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/055|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/055{{!}}{{#if:055|055|Ξ}}]]|055}}'''<nowiki>]</nowiki></span>w podwórzach i kaj jeno było można zachwycić nieco cienia, ustawiały się wozy i wyprzęgano konie, bo na placu przed kościołem była już taka gęstwa i tak wóz stajał przy wozie, że ledwie się przecisnął.<br />
{{tab}}Lipce prosto ginęły w tej nawale ludzi, wozów i koni.<br />
{{tab}}Rwetes też był coraz większy, gwary i krzyki podnosiły się nad całą wsią. Naród szumiał, kiej bór rozkolebany. Kobiety obsiadały staw moczyć nogi, wzuwać trzewiki, a ogarniać się przystojnie do kościoła, chłopi rajcowali kupami, zmawiając się ze somsiady, zaś dziewuchy i chłopaki cisnęły się łakomie do kramów i bud, a głównie do katarynki grającej, na której jakiś zwierz zamorski, czerwono przystrojony i z pyska podobny do starego Miemca, czynił takie pocieszne skoki a figle, jaże się za boki brali ze śmiechu.<br />
{{tab}}Katarynka przygrywała zawzięcie i na taką nutę, jaże niejednemu kulasy drygały, a jakby do wtóru i dziady, usadowieni we dwa rzędy, od kruchty do placu, jęły wyciągać swoje pieśni proszalne, zaś w samych wrotniach cmentarza siedział ślepy, tłusty dziad, co go to zawdy pies prowadzał, i śpiewał najżarliwiej i najcieniej wyciągał.<br />
{{tab}}Ale, skoro jeno zasygnowali na sumę, naród porzucił zabawy i, kiej wezbrany potok, lunął do kościoła i tak go napchał, jaże żebra trzeszczały, a cięgiem jeszcze przybywali nowi, gnietąc się, a nawet swarząc, ale większość musiała ostać na dworze, tuląc się pod mury i drzewa.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_056" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/056"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/056|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/056{{!}}{{#if:056|056|Ξ}}]]|056}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Przyjechało też paru księży z drugich parafij, zasiedli zaraz w konfesjonałach pod drzewami słuchać spowiedzi, nie bacząc zgoła na tłok, ni na spiekę.<br />
{{tab}}A wiater był całkiem ustał i gorąc podnosił się już nie do wytrzymania, żywy ogień lał się prosto na głowy, ale naród cierpliwie gniótł się przy konfesjonałach i roił po smętarzu, na darmo wyszukując cienia lub jakiej bądź osłony.<br />
{{tab}}Proboszcz był właśnie wychodził ze mszą, kiej dopiero Hanka z Jóźką nadeszły, ale że niesposób się było docisnąć choćby nawet do drzwi kościelnych, to stanęły na szczerem słońcu pod parkanem, rozglądając się w ciżbie, a Pochwalonym witając znajomków.<br />
{{tab}}Zaraz też huknęły organy i zaczęła się suma, przyklękli wszyscy, poprzysiadali, a jęli się żarliwie pacierzy.<br />
{{tab}}Rychtyk i południe stanęło, słońce zawisło prosto nad głowami, lejąc warem straszliwym, i wszystko jakby pomdlało z onej spieki, że ni liść nie zadrgał, ni ptak przeleciał, ni jaki bądź głos powiał z pól. Niebo wisiało w martwej cichości, kiej ta szklana tafla, rozpalona do białego, a roztrzęsione, niby wrzątek, powietrze ślepiło, wyżerając oczy. Parzyła ziemia, parzyły rozgrzane mury, że klęczeli bez ruchu, ledwie już zipiąc i jakby się zwolna gotując w tym ukropie słonecznym.<br />
{{tab}}Naród się modlił w głębokiej cichości, kto na książce, kto na różańcu, a kto jeno tem szczerem słowem Boga chwalił i wzdychem serdecznym. Uroczyste głosy organów lały się brzękliwym, rozmodlonym {{pp|pa|cierzem}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_057" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/057"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/057|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/057{{!}}{{#if:057|057|Ξ}}]]|057}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|pa|cierzem}}, a niekiedy śpiew buchał od ołtarza, czasem zajazgotały dzwonki, a czasem zahuczał grubachny głos organisty, zaś potem ciągnęły się długie, jakby oniemiałe z żaru chwile, i dymy kadzideł płynęły przez wywarte drzwi kościoła, oprzędzając w niebieskawą i wonną mgłę pochylone głowy klęczących.<br />
{{tab}}Szmer pacierzów rozdzwaniał się nikłym i sypkim chrzęstem w rozbielałej ciszy gorącego przypołudnia i grały w słońcu barwiste chusty, kapoty i wełniaki, że cały smętarz widział się, kieby przytrząśnięty kwiatami, co się chyliły kornie w onej świętej godzinie przed Panem, jakoby utajonym w tem słońcu rozgorzałem i we wszystkiej cichości świata...<br />
{{tab}}Że tylko niekiedy co tam ktoś grzbiet prostował, rozwodził ręce i wzdychał głęboko, to gdziesik zapłakało dziecko, albo kwik koński roznosił się od wozów.<br />
{{tab}}Nawet dziady pocichły, tyle jeno, co poniektóry przez śpik wyrywał się niekiej z głośniejszem Zdrowaś i o wspomożenie zaskamlał.<br />
{{tab}}A upał jeszcze się wzmagał i tak prażył, jaże pola i sady, zalane pożogą, rozżarzyły się, kiej ogień, migocąc białawemi płomieniami.<br />
{{tab}}Cichość była coraz senniejsza, że już niejeden zachrapał na dobre, niejeden kiwał się klęczący, zaś drudzy wychodzili się rzeźwić, gdyż raz po raz skrzypiały kajś studzienne żurawie.<br />
{{tab}}Dopiero w czas procesji, kiej kościół zatrząsł się od śpiewań, kiej jęły walić chorągwie, a za niemi wychodził ksiądz pod czerwonym baldachem z {{pp|monstran|cją}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_058" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/058"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/058|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/058{{!}}{{#if:058|058|Ξ}}]]|058}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|monstran|cją}} w rękach, prowadzony przez samych dziedziców, naród przecknął i ruszył wraz z procesją.<br />
{{tab}}Zadzwoniły dzwony, śpiew buchnął ze wszystkich gardzieli i bił jaże kajś ku słońcu, mocny, ogromny, serdeczny, a procesja opływała zwolna białe, rozpalone mury kościoła, kiej ta rzeka wezbrana. Czerwony baldach płynął na przedzie, cały w dymach kadzielnych, że jeno chwilami błyskała złota monstrancja, migotały rzędy świateł, rozwinięte chorągwie, niby ptactwo, łopotało nad mrowiem głów, chwiały się obrazy, przystrojone w tiule a wstęgi, i biły radośnie dzwony, i grzmiały organy, a naród śpiewał z uniesieniem, całem sercem i wszystką duszą tęskliwą wynosił się kajś, jaże w niebiosy, jaże ku temu słońcu przenajświętszemu.<br />
{{kropki-hr}}
{{tab}}Zaś po procesji, kiej znowu wzięli odprawiać nabożeństwo i kiej znowu głosy organów zahuczały przejmująco, na smętarzu zrobiło się cicho, jak przódzi, ale już nikto nie drzemał, wzmogły się jeno szepty pacierzów, rozgłośniały wzdychy, dziady już pobrzękiwały w miseczki, a tu i owdzie jęli zcicha pogwarzać.<br />
{{tab}}Dziedzice powyłazili z kościoła, na darmo szukając cienia i kaj by przysiąść, dopiero Jambroż wygnał ludzi z pod jakiegoś drzewa i naznosił im stołków, że zasiedli, poredzając między sobą.<br />
{{tab}}Był i ten z Woli, ale nie usiedział w miejscu, a jeno cięgiem się kręcił po smętarzu i, co dojrzał znajomego Lipczaka, przystawał do niego i {{pp|przyjaciel|sko}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_059" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/059"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/059|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/059{{!}}{{#if:059|059|Ξ}}]]|059}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|przyjaciel|sko}} zagadywał, że nawet Hankę zobaczył i zaraz się do niej przecisnął.<br />
{{tab}}— Wrócił to już wasz?<br />
{{tab}}— Hale, zaśby ta wrócił!<br />
{{tab}}— A podobno jeździliście po niego?<br />
{{tab}}— Juści, zarno po ojcowym pochowku pojechałam, ale powiedzieli w urzędzie, co go puszczą dopiero za tydzień, to niby we środę.<br />
{{tab}}— Jakże tam z kaucją, zapłacicie?<br />
{{tab}}— Dyć tam o to już Rocho zabiega — wyrzekła ostrożnie.<br />
{{tab}}— Jeśli nie macie pieniędzy, to ja za Antka poręczę...<br />
{{tab}}— Bóg zapłać! — schyliła mu się do nóg. — Może Rocho jakoś se poredzi, a jakby nie, to musi się szukać inszego sposobu.<br />
{{tab}}— Pamiętajcie, że jak będzie potrzeba, poręczę za niego.<br />
{{tab}}Poszedł dalej do Jagusi, siedzącej wpodle pod murem wraz z matką i wielce zamodlonej, ale nie nalazłszy sposobnego słowa, to jeno prześmiechnął się do niej i zawrócił do swoich.<br />
{{tab}}Poleciała za nim oczami, pilnie przepatrując dziedziczki, tak wystrojone, jaże dziw brał, a takie bieluśkie na gębie i tak wcięte w pasie, że Jezus! Pachniało też od nich, kieby z tego trybularza.<br />
{{tab}}Chłodziły się czemsić, co się widziało, niby te rozczapierzone ogony indycze. Paru młodych dziedziców zaglądało im w oczy i tak się cosik śmiali, jaże ludzie się tem niemało gorszyli.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_060" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/060"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/060|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/060{{!}}{{#if:060|060|Ξ}}]]|060}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Naraz kajś w końcu wsi, jakby na moście przy młynie, zaturkotały ostro wozy i kłęby kurzawy wzbiły się ponad drzewa.<br />
{{tab}}— Jakieś spóźnione — szepnął Pietrek do Hanki.<br />
{{tab}}— Świece juchy będą gasili — dorzucił ktosik.<br />
{{tab}}A drudzy jęli się przechylać przez mur ogrodzenia i ciekawie zazierać na drogi, obiegające staw.<br />
{{tab}}A pokrótce, wśród wrzaskliwych jazgotów i naszczekiwań, ukazał się cały rząd ogromnych bryk, nakrytych białemi budami.<br />
{{tab}}— To Miemcy! Miemcy z Podlesia! — wykrzyknął ktosik.<br />
{{tab}}Jakoż i prawda to była.<br />
{{tab}}Jechali w kilkanaście bryk, zaprzężonych w tęgie konie; pod płóciennemi budami widniał wszelki sprzęt domowy i siedziały kobiety i dzieci, zaś rude, opasłe Miemce z fajami w zębach szły pieszo. Wielkie psy leciały pobok, szczerząc niekiedy kły i odszczekując lipeckim, które raz wraz zajadle docierały.<br />
{{tab}}Naród rzucił się patrzeć na nich, a wielu przełaziło ogrodzenie i leciało spojrzeć z bliska.<br />
{{tab}}Miemce przejeżdżały stępa, ledwie się przeciskając przez gęstwę wozów i koni, ale żaden nawet przed kościołem nie zdjął kaszkietu, ni kogo pozdrowił. Jeno oczy się im jarzyły i brody trzęsły, jakby ze złości. Poglądali w naród hardo, kiej te zbóje.<br />
{{tab}}— Pludraki ścierwie!<br />
{{tab}}— Kobyle syny!<br />
{{tab}}— Świńskie podogonia!<br>
{{tab}}— Sobacze pociotki!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_061" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/061"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/061|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/061{{!}}{{#if:061|061|Ξ}}]]|061}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Posypały się wyzwiska, kiej kamienie.<br />
{{tab}}— A co, na czyjem stanęło, Miemce? — krzyknął ku nim Mateusz.<br />
{{tab}}— Kto kogo przeparł?<br />
{{tab}}— Strach wam chłopskiej pięści, co?<br />
{{tab}}— Poczekajta, dzisiaj odpust, zabawimy się w karczmie!<br />
{{tab}}Nie odzywali się, zacinając jeno konie i wielce śpiesząc.<br />
{{tab}}— Wolniej, pludry, bo portki pogubita.<br />
{{tab}}Jakiś chłopak śmignął na nich kamieniem, a drugie też jęły cegły rwać, by przywtórzyć, ale wporę ich przytrzymali.<br />
{{tab}}— Dajta spokój, chłopaki, niech odejdzie ta zaraza.<br />
{{tab}}— A żeby was mór nie ominął, psy heretyckie.<br />
{{tab}}A któraś z lipeckich wyciągnęła pięście i zakrzyczała za nimi:<br />
{{tab}}— By was wytracili co do jednego, kiej psy wściekłe...<br />
{{tab}}Przejechali wreszcie, ginąc na topolowej, że jeno z cieniów i kurzawy szły słabnące naszczekiwania i turkoty wozów.<br />
{{tab}}Wtedy taka radość rozparła Lipczaków, co już niesposób było się komu brać do pacierzów, bo jeno kupili się coraz gęściej kole dziedzica. A on, rad temu wielce, pogadywał wesoło, częstował tabaką i wkońcu rzekł przypochlebnie:<br />
{{tab}}— Tęgoście podkurzyli, cały rój się wyniósł.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_062" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/062"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/062|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/062{{!}}{{#if:062|062|Ξ}}]]|062}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A bo im nasze kożuchy śmierdziały — zaśmiał się któryś, a Grzela, wójtów brat, wyrzekł nibyto z frasobliwością:<br />
{{tab}}— Za delikatny naród na chłopskich somsiadów, bo niech jeno któren wzion przez łeb, to zaraz na ziem leciał...<br />
{{tab}}— Pobił się to kto z nimi? — pytał rozciekawiony dziedzic.<br />
{{tab}}— Zaśby ta pobił, Mateusz ta jednego tknął, że mu nie odrzekł na pochwalony, to zaraz juchą się oblał i dziw duszy nie zgubił.<br />
{{tab}}— Docna miętki naród, na oko chłopy, kiej dęby, a spuścisz pięść, to jakbyś w pierzynę trafił — objaśniał zcicha Mateusz.<br />
{{tab}}— I nie szczęściło się im na Podlesiu. Krowy im pono padły.<br />
{{tab}}— Prawda, nie wiedli za sobą ani jednej.<br />
{{tab}}— Kobus mogliby powiedzieć! — wyrwał się któryś z chłopaków, ale Kłąb krzyknął ostro:<br />
{{tab}}— Głupiś, kiej but! Na paskudnika pozdychały, wiadomo...<br />
{{tab}}Jaże się pokurczyli z tajonej uciechy, ale nikto już pary nie puścił, dopiero kowal, przysunąwszy się bliżej, rzekł:<br />
{{tab}}— Że się Miemce wyniesły, to już pana dziedzicowa łaska.<br />
{{tab}}— Bo wolę sprzedać swoim choćby za pół darmo — zapewniał gorąco, prawiąc różnoście, a rozpowiedając, jak to on i jego dziady i pradziady zawsze jedno trzymali z chłopami, zawsze szli razem...<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_063" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/063"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/063|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/063{{!}}{{#if:063|063|Ξ}}]]|063}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Na to Sikora prześmiechnął się i powiedział zcicha:<br />
{{tab}}— Tak mi to stary dziedzic kazali wypisać na plecach batami, że jeszcze dobrze baczę.<br />
{{tab}}Ale dziedzic jakby nie dosłyszał, powiedając właśnie, co to zażył kłopotów, aby się jeno Miemców pozbyć; juści go słuchali, przytakując politycznie, a swoje myśląc o tych jego dobrościach la chłopskiego narodu.<br />
{{tab}}— Dobrodzieje, znaku nie zrobi, choć z jajka uleje! — mamrotał Sikora, jaże go Kłąb trącał, by zaprzestał.<br />
{{tab}}I tak se społecznie basowali, kiej jakiś księżyk w białej komży i z tacą w ręku jął się ku nim przepychać.<br />
{{tab}}— Cie, widzi mi się, że to Jasio organistów — zawołał któryś.<br />
{{tab}}Juści co to był Jasio, jeno już ubrany po księżemu, i zbierał na kościół, co łaska. Witał się ze wszystkimi, pozdrawiał i sielnie kwestował; znali go bowiem i nijako było się wykręcać od ochfiary, to każden supłał z węzełków ten grosz jakiś, a często gęsto i ta złotówka zabrzęczała o miedziaki; dziedzic rzucił rubla, zaś dziedziczki sypnęły srebrem, a Jasio, spocony, czerwony ze zmęczenia i radosny wielce, zbierał niestrudzenie po całym smętarzu, nie przepuszczając nikomu i nikomu też nie żałując tego dobrego słowa, a natknąwszy się na Hankę, pozdrowił ją tak poczciwie, jaże całe czterdzieści groszy położyła; zaś kiej przystanął przed Jagusią i zabrzęknął w tacę, podniesła oczy i jakby zdrętwiała ze zdumienia, on też <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_064" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/064"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/064|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/064{{!}}{{#if:064|064|Ξ}}]]|064}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ździebko się pomięszał, rzekł ni to, ni owo i prędko poszedł dalej.<br />
{{tab}}Nawet zapomniała dać ochfiarę, a jeno patrzała za nim i patrzała, boć prosto wydał się jej, jako ten świątek, co go wymalowali w bocznym ołtarzu, takusi młody, smukły i śliczny. Jakby ją urzekł temi jarzącemi ślepiami, że próżno tarła oczy i żegnała się raz po raz, nie pomogło.<br />
{{tab}}— Organiściak jeno, a jak się to wybrał galancie.<br />
{{tab}}— Matka się też puszy, kiej ten indor.<br />
{{tab}}— Już od Wielkiej Nocy jest w tych księżych szkołach.<br />
{{tab}}— Proboszcz go sprowadził na odpust do pomocy.<br />
{{tab}}— Stary sknerzy i z ludzi zdziera, ale na niego nie żałuje.<br />
{{tab}}— Juści, bo to nie honor, jak księdzem ostanie?<br />
{{tab}}— Ale i profit miał będzie.<br />
{{tab}}Szeptali dokoła, jeno co Jaguś niczego nie słyszała, wodząc za nim oczami, kaj się tylko poruszył.<br />
{{tab}}Właśnie i suma się skończyła, jeszcze ta z ambony ksiądz wygłaszał zapowiedzie i wypominki, ale już naród zwolna odpływał i dziady podniesły jękliwe głosy, a całym chórem jęły wyciągać, skamląc proszalne pieśni.<br />
{{tab}}Hanka też ruszyła ku wyjściu, gdy przecisnęła się do niej Balcerkówna z wielką nowiną.<br />
{{tab}}— Wiecie — trzepała zaziajana — a to spadły zapowiedzie Szymka Dominikowej z Nastusią.<br />
{{tab}}— No, no, a cóż na to powiedzą Dominikowa!<br />
{{tab}}— A cóżby, udry na udry pójdzie ze {{Korekta|synem|synem.}}<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_065" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/065"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/065|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/065{{!}}{{#if:065|065|Ξ}}]]|065}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Nie poredzi, Szymek w swojem prawie i lata też ma.<br />
{{tab}}— Niezgorsze się tam zrobi piekiełko, niezgorsze — wyrzekła Jagustynka.<br />
{{tab}}— Mało to i tak swarów, mało obrazy Boskiej! — westchnęła Hanka.<br />
{{tab}}— Słyszeliście to już o wójcie? — zagadnęła Płoszkowa, niesąc pobok niej swój brzuch spaśny i tłustą, czerwoną gębę.<br />
{{tab}}— Dyć tyle miałam z pochówkiem i tylachna cięgiem nowych turbacyj, że ani wiem, co się tam na wsi wyprawia.<br />
{{tab}}— A to starszy mówił mojemu, jako w kasie brakuje dużo. Wójt już lata po ludziach i skamle o pożyczki, aby choć chyla tyla zebrać, bo leda dzień przyjedzie śledztwo...<br />
{{tab}}— Jeszcze ociec mówili, co na tem skończyć się musi.<br />
{{tab}}— Wynosił się, puszył, przewodził, a teraz zapłaci za swoje państwo!<br />
{{tab}}— To mogą mu zabrać gospodarkę?<br />
{{tab}}— A mogą, zaś kiejby nie chwaciło, to se resztę odsiedzi w kreminale — gadała Jagustynka — używał jucha, niechże teraz pokutuje.<br />
{{tab}}— Dziwno mi też było, co nawet na pogrzebie się nie pokazał.<br />
{{tab}}— Cóż mu ta Boryna, kiej on z wdową przyjacielstwo trzyma.<br />
{{tab}}Przycichły, bo tuż przed niemi jawiła się Jaguś, prowadząca matkę; stara szła przygarbiona i z {{pp|przewia|zanemi}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_066" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/066"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/066|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/066{{!}}{{#if:066|066|Ξ}}]]|066}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|przewia|zanemi}} jeszcze oczami, ale Jagustynka nie przepuściła okazji.<br />
{{tab}}— Kiedyż Szymkowe wesele? Ani się kto spodział, co dzisiaj spadną z ambony! Juści, trudno chłopakowi wzbronić, kiej mu już obmierzły dziewczyne roboty. Nastusia go teraz wyręczy... — dojadała z prześmiechem.<br />
{{tab}}Dominikowa sprostowała się nagle i twardo rzekła:<br />
{{tab}}— Prowadź, Jaguś, prędzej prowadź, bo me jeszcze ugryzie ta suka.<br />
{{tab}}I poszła śpiesznie, jakby uciekając, a Płoszkowa zaśmiała się cicho:<br />
{{tab}}— Niby to ślepa, a niezgorzej obaczyła...<br />
{{tab}}— Ślepa, ale jeszcze trafi do Szymkowych kudłów.<br />
{{tab}}— Boże, broń, by się i do drugich nie dorwała...<br />
{{tab}}Jagustynka już nie odrzekła, ścisk przy tym zapanował przed wrótniami, że Hanka się zgubiła, ostając kajś za wszystkimi, ale nawet była temu rada, gdyż obrzydły jej te niepoczciwe dogryzania, jęła też spokojnie rozdawać dziadom po dwa grosze, nie przepuszczając ani jednego, zaś temu ślepemu z psem wetknęła całą dziesiątkę i rzekła:<br />
{{tab}}— Przyjdźcie do nas na obiad, dziadku! Do Borynów!<br />
{{tab}}Dziad podniósł głowę i wytrzeszczył ślepe oczy.<br />
{{tab}}— Antkowa, widzi mi się! Bóg zapłać! Przyletę, juści co przyletę.<br />
{{tab}}Za wrótniami było już nieco luźniej, ale i tam siedziały dziady we dwa rzędy, czyniąc szeroką ulicę <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_067" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/067"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/067|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/067{{!}}{{#if:067|067|Ξ}}]]|067}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i wykrzykując na różne sposoby, a na samym końcu klęczał jakiś młody z zielonym daszkiem na oczach, przygrywał na skrzypicy i śpiewał pieśnie o królach i dawnych czasach, że całą kupą stali dokoła niego, a częsty grosz sypał mu się do czapy.<br />
{{tab}}Hanka przystanęła pod smętarzem, rozglądając się za Jóźką, i najniespodziewaniej natknęła się oczami na swego ojca.<br />
{{tab}}Siedział se w rządku między dziadami, rękę wyciągał do przechodniów i jękliwie skamlał o wspomożenie.<br />
{{tab}}Jakby ją kto pchnął nożem, ale myślała zrazu, że się jej przywidziało, przetarła oczy raz i drugi; on ci to był jednak, on!..<br />
{{tab}}— Ociec między dziadami! Jezus! — dziw, że się nie spaliła ze wstydu.<br />
{{tab}}Nasunęła chustkę barzej na czoło i przebrała się do niego ztyłu od wozów, pod któremi siedział.<br />
{{tab}}— Co wy robicie najlepszego, co? — jęknęła przykucnąwszy za nim, by się chronić od ludzkich oczów.<br />
{{tab}}— Hanuś... adyć ja... adyć...<br />
{{tab}}— Chodźcie mi zaraz do domu! Jezus, taki wstyd! Chodźcie!..<br />
{{tab}}— Nie póde... Już to sobie zdawna umyśliłem... Co wama mam ciężyć, kiej dobre ludzie wspomogą... We świat se pociągne z drugimi... święte miejsca obacze... co nowego się przewiem... Jeszcze wama spory grosz przyniese... Naści złotówkę, kup jakiego cudaka la Pietrusia... kup...<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_068" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/068"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/068|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/068{{!}}{{#if:068|068|Ξ}}]]|068}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Chyciła go ostro za kołnierz i prawie wywlekła między wozy.<br />
{{tab}}— Zaraz mi do domu. Że to wstydu nie macie!<br />
{{tab}}— Puść me, bo się ozgniewam!<br />
{{tab}}— Rzućcie te torbeczki, prędko, żeby kto nie obaczył.<br />
{{tab}}— To zrobię, co mi się jeno spodoba, juści... wstydał się bede... komu głód kumą, temu torba matką — wyrwał się naraz, wpadł pomiędzy wozy a konie i przepadł.<br />
{{tab}}Niesposób było go szukać i naleźć w takim tłoku, jaki się uczynił na placu przed kościołem.<br />
{{tab}}Słońce przypiekało, jaże się człowiek łuskał ze skóry, kurz zapierał piersi, a naród, chociaż zmęczony i zgrzany do ostatniej nitki, miętosił się radośnie i kotłował, jakoby w tym rozbełkotanym wrzątku.<br />
{{tab}}Katarynka wygrywała rozgłośnie, na całą wieś; dziady wyciągały po swojemu, dzieci gwizdały na glinianych kuraskach, naszczekiwały psy, i konie gryzły się i kwiczały, że to muchy były dzisia barzej naprzykrzone, zaś każden człowiek gadał zosobna, przekrzykiwał do znajomków, stowarzyszał się i cisnął do kramów, przy których wrzało, jak w ulu, i podnosiły się dzieuszyne piski.<br />
{{tab}}Budy ze świętościami jaże się chwiały od babiego naporu. Niemniejszy był tłok, kaj przedawali kiełbasy, wiszące na drążkach, niby te grubachne postronki. Gdzie znów kupczyli chlebem a kukiełkami. Kajś Żyd nawoływał do cukierków, zaś jeszcze indziej nawet wstęgi wiewały z pod płóciennych daszków i bicze <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_069" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/069"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/069|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/069{{!}}{{#if:069|069|Ξ}}]]|069}}'''<nowiki>]</nowiki></span>przeróżnych paciorków, a wszędy był niepomierny gniot, harmider i wrzaski, kieby w jakiej bóżnicy.<br />
{{tab}}Przeszło dobrych parę pacierzów, nim naród jął się nieco spokoić i przycichać; kto pociągał do karczmy, kto już zabierał się do domu, a drudzy, zmożeni spiekotą i utrudzeniem, rozkładali się w cieniu wozów, nad stawem, to w sadach i podwórzach, by se podjeść i odpocząć.<br />
{{tab}}Rozprażone przypołudnie tak już doskwierało, że dychać nie było czem, a pokrótce i gwarzyć nie chciało się nikomu, ni nawet ruchać, jako tym drzewom, pomdlałym w żarze, a że przytem i wieś zasiadła do misek, to się już prawie całkiem uspokoiły, jeno co tam dzieci podniesły wrzaski kajś niekaj, i konie szarpnęły się przy wozach.<br />
{{tab}}Zaś na plebanji proboszcz wyprawiał obiad la księży i dziedziców, przez wywarte okna widniały głowy, płynął gwar rozmów, i roznosiły się brzęki, śmiechy a takie zapachy, jaże niejeden ślinkę łykał z onych smaków.<br />
{{tab}}Jambroż, wystrojony odświętnie, w mentalach na piersiach, kręcił się cięgiem w sieniach, a często gęsto na ganek wybiegał z krzykiem:<br />
{{tab}}— Nie pódziesz, jucho, stąd! A to kijem cię złoję, że popamiętasz.<br />
{{tab}}Ale, nie mogąc się ognać zbereźnikom, które, jako te wróble, obsiadały sztachety, a śmielsze nawet już pod okna się przebierały, to jeno przygrażał księżym cybuchem a wyklinał.<br />
{{tab}}Nadeszła na to Hanka, przystając przy furcie.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_070" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/070"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/070|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/070{{!}}{{#if:070|070|Ξ}}]]|070}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Szukacie to kogo? — zapytał, kusztykając do niej.<br />
{{tab}}— Nie widzieliście kaj mojego ojca?<br />
{{tab}}— Bylicy! Gorąc, że niech Bóg broni, to pewnikiem śpi se kajś w cieniu... Te! jedrona pałka! — krzyknął znowu i pogonił za chłopakiem.<br />
{{tab}}A Hanka, strapiona wielce, poszła już prosto do domu i rozpowiedziała o wszystkiem siostrze, która przyszła na obiad.<br />
{{tab}}Ale Weronka jeno wzruszyła ramionami.<br />
{{tab}}— Korona mu ze łba nie spadnie, że przystał do dziadów, a co nam będzie lekciej, to lekciej. Nie takie ano skończyły pod kościołem.<br />
{{tab}}— Jezus, taki wstyd, żeby rodzony ociec na żebrach! A co Antek na to powie? Dopiero ludzie wezmą nas na ozory i powiedzą, żeśmy go wygnały po proszonemu.<br />
{{tab}}— A niechta szczekają, co im się spodoba. Pyskować na drugiego każdy poredzi, ale do pomocy nikto nieskory.<br />
{{tab}}— Ja nie dopuszczę, żeby ociec mieli dziadować.<br />
{{tab}}— To {{Korekta|ge|go}} se sprowadź do chałupy i żyw, kiejś taka honorna.<br />
{{tab}}— A sprowadzę! Już mu tej łyżki strawy żałujesz! Juści, teraz miarkuję, coś go do tego sama przyniewoliła.<br />
{{tab}}— Przelewa się to u mnie czy co? Dzieciom to pewnie odejmę od gęby, a jemu dam?<br />
{{tab}}— Należy mu się wycug od ciebie, nie baczysz?<br />
{{tab}}— Jak nie mam, to z jelit sobie nie wypruję.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_071" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/071"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/071|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/071{{!}}{{#if:071|071|Ξ}}]]|071}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A wypruj i daj, ociec pierwszy. Nieraz mi się skarżył, że go głodem morzysz i o świnie więcej dbasz, niźli o niego.<br />
{{tab}}— Prawda była, juści ojca morzę głodem, a sama to se używam, kiej dziedziczka. Tak się ano wypasłam, co mi już kiecka z bieder zlatuje, i ledwie kulasami powłóczę. Na borg jeno żyjemy.<br />
{{tab}}— Nie pleć, myślałby kto, że i prawda.<br />
{{tab}}— A prawda, żeby nie Jankiel, toby nawet tych ziemniaków ze solą zabrakło. Juści, syty głodnemu nigdy nie zawierzy! — gadała nawpół z płaczem, a coraz żałośniej, gdy wtoczył się w opłotki dziad, prowadzony przez pieska.<br />
{{tab}}— Siadajcie se pod chałupą — zwróciła się doń Hanka, krzątając się kole obiadu.<br />
{{tab}}Przysiadł na przyźbie, kule odłożył, pieska puścił na wolę i pociągał nochalem, miarkując, zali już jedzą i w której stronie.<br />
{{tab}}Właśnie byli zasiadali do obiadu pod drzewami, Hanka wyłożyła jadło na miski, że szeroko rozniesły się posmaki.<br />
{{tab}}— Kasza ze słoniną, dobra rzecz. Niech wama pójdzie na zdrowie — mruczał dziad, wietrząc zapachy i oblizując się łakomie.<br />
{{tab}}Pojadali zwolna, przedmuchując każdą łyżkę strawy; Łapa kręcił się z cichym skowytem, a dziadoski piesek ziajał z wywieszonym ozorem pod ścianą, spiekota bowiem była straszna, nawet cienie nie ochraniały, dziw się wszystko nie roztopiło, a w tej {{pp|na|grzanej}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_072" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/072"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/072|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/072{{!}}{{#if:072|072|Ξ}}]]|072}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|na|grzanej}} i sennej cichości jeno łyżki skrzybotały, a niekiedy kajś pod strzechą zaświegotała jaskółka.<br />
{{tab}}— By tak z miseczkę kwaszonego mleka la ochłody! — westchnął dziad.<br />
{{tab}}— Zarno wam przyniesę! — spokoiła go Jóźka.<br />
{{tab}}— Dużoście dzisiaj wykrzyczeli? — zapytał Pietrek, ciągnąc ospale łyżkę.<br />
{{tab}}— Zmiłuj się Panie nad grzesznymi, a nie pamiętaj im dziadowskiej krzywdy! Bogać ta wiele! któren dziada obaczy, to w niebo pilnie patrzy, albo skręca o staje. Zaś inszy wysuple ten grosz jaki, a radby wziął resztę z dziesiątki! Z głodu przyjdzie zdychać.<br />
{{tab}}— La wszystkich latoś ciężki przednówek — szepnęła Weronka.<br />
{{tab}}— Prawda, ale na gorzałkę to nikomu nie zbraknie.<br />
{{tab}}Jóźka wetknęła mu w garść michę, jął skwapliwie pojadać.<br />
{{tab}}— Powiedali na smętarzu — ozwał się znowu — co Lipce mają się dzisiaj godzić z dziedzicem, prawda to?<br />
{{tab}}— Dostaną, co im się należy, to może się i ugodzą — rzekła Hanka.<br />
{{tab}}— A Miemce się już wyniesły, wiecie? — wyrwał się Witek.<br />
{{tab}}— Żeby ich morówka zdusiła! — zaklął, wytrząsając pięścią.<br />
{{tab}}— To i was pokrzywdzili?<br />
{{tab}}— Zaszedłem do nich wczoraj z wieczora, to me psami wyszczuli. Heretyki ścierwy, psie nasienia. Pono Lipczaki tak im dopiekali, że musiały uciekać! Ze {{pp|skó|rybym}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_073" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/073"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/073|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/073{{!}}{{#if:073|073|Ξ}}]]|073}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|skó|rybym}} takich obłupiał, do żywego mięsa — pogadywał, sielnie wygarniając z miski, a skończywszy, napasł swojego pieska i jął się dźwigać z przyźby.<br />
{{tab}}— Żniwna pora, to pilno wam do roboty — zaśmiał się Pietrek.<br />
{{tab}}— A pilno; łoni było nas na odpuście sześciu wszystkiego, a dzisia ze trzy mendle się wydziera, jaże uszy puchną.<br />
{{tab}}— A przyjdźcie na noc — zapraszała Jóźka.<br />
{{tab}}— Niech ci Jezus da zdrowie, co pamiętasz o sierocie.<br />
{{tab}}— Sierota jucha, a kałdun to już ledwie udźwignie — przekpiwał Pietrek, patrząc, jak się toczył środkiem drogi, grubachny, kiej kłoda, i kijaszkiem macał przeszkody.<br />
{{tab}}Chałupa też wkrótce opustoszała, kto przyległ w cieniu, by się przespać, to już chrapał, a reszta poszła na odpust.<br />
{{tab}}Przedzwonili na nieszpór. Słońce się już galancie kłoniło ku zachodowi, upał jakby ździebko sfolżał, to chociaż jeszcze sporo wypoczywało pod chałupami, ale już coraz więcej ludzi schodziło się na plac przed kościołem, pomiędzy kramy i budy.<br />
{{tab}}Jóźka poniesła się z dzieuchami kupować obrazki, a głównie, by się napatrzyć dosyta owym wstęgom, paciorkom i drugim cudom odpustowym.<br />
{{tab}}Katarynka znowu zagrała, dziady jęły posobnie wyciągać, brzękając w miseczki, a gwary podnosiły się zwolna, przepełniając całą wieś, że huczało, jakoby w tym ulu przed wyrojem.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_074" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/074"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/074|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/074{{!}}{{#if:074|074|Ξ}}]]|074}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Każden bowiem był syty i wypoczęty, to rad się stowarzyszał, a cieszył spółecznie; kto poredzał z przyjacioły, kto jeno ślepie na wszyćko roztwierał szeroko, kto się aby cisnął, kaj się drugie cisnęły, kto i na ten kieliszek pociągał z kumami, któren zaś szedł do kościoła lebo i siedział gdziesik w cieniu, deliberując o różnościach, a wszystkich zarówno rozpierała jednaka radosna lubość odpustowania. I nie dziwota, jakże, toć każden wymodlił się i nawzdychał dowoli, napatrzył onym pozłotom, światłom, obrazom i innym świętościom; wypłakał się rzetelnie, nasłuchał organów i śpiewań, a jakby się cały wykąpał w onem święcie, duszę oczyścił a skrzepił, narodu różnego zobaczył, wspominków nazbierał i zbył się chociaż na ten dzień jeden wszelakich turbacyj!<br />
{{tab}}To i obycznie, co gospodarze najpierwsze, czy biedota, komorniki, czy proste dziadygi, a wszystko się weseliło pospólnie, czyniąc taki rozgwarzony i rozkolebany gąszcz kole kramów, że i przecisnąć się tam było niełacno. A juści, co najrozgłośniej gadały kobiety, gnietąc się jedna przez drugą do bud, aby chociaż się dotknąć i napatrzyć onych śliczności.<br />
{{tab}}Szymek był właśnie kupił Nastusi bursztyny, wstęgów i chustkę czerwoną, przystroiła się zaraz, i chodzili od kramu do kramu, trzymając się wpół, radośni wielce i jakoby pijani uciechą.<br />
{{tab}}Łaziła z nimi Jóźka, targując jeno i oglądając różnoście, porozkładane na stołach, a coraz i z żałosnym wzdychaniem przeliczała tę swoją mizerną złotówczynę.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_075" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/075"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/075|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/075{{!}}{{#if:075|075|Ξ}}]]|075}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Jagusia plątała się kajś niedaleko od nich, udając, że nie spostrzega brata. Chodziła sama, dziwnie smutna i zgnębiona. Nie cieszyły jej dzisiaj ni te rozwiane wstęgi, ni granie katarynki, ni ten ścisk i wrzaski. Szła z drugimi, porwana tłokiem i tam stawała, kaj insi stawali, tam dreptała, kaj ją pchali, nie wiedząc całkiem, poco przyszła i dokąd idzie.<br />
{{tab}}Przysunął się do niej Mateusz i szepnął pokornie:<br />
{{tab}}— Dyć mnie nie goń od siebie.<br />
{{tab}}— Hale, odpędzałam cię to kiedy?<br />
{{tab}}— Abo raz! Nie sklęłaś me to, co?<br />
{{tab}}— Niepoczciwie rzekłeś, to i musiałam. Któz me... — przymilkła nagle.<br />
{{tab}}Jasio przeciskał się zwolna przez tłumy w jej stronę.<br />
{{tab}}— I on na odpust! — szepnął Mateusz, wskazując księżyka, któren się bronił ze śmiechem, aby go nie całowali po rękach.<br />
{{tab}}— Kiej dziedzicowy syn! Jak się to wybrał! Dobrze baczę, jak to jeszcze niedawno wyrywał za krowiemi ogonami.<br />
{{tab}}— A juści! gdzieby zaś taki krowy pasał — przeczyła niemile dotknięta.<br />
{{tab}}— Rzekłem. Pamiętam, jak go to raz organista sprał, że krowy puścił w Pryczkowy owies, a sam se spał kajś pod gruszą...<br />
{{tab}}Jaguś odeszła i, chociaż nieśmiało, przepychała się ku niemu, roześmiał się do niej, ale że patrzeli w niego, kiej w tęczę, odwrócił oczy i, nakupiwszy w kramie obrazików, zaczął je rozdawać dzieuchom i temu, kto chciał.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_076" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/076"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/076|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/076{{!}}{{#if:076|076|Ξ}}]]|076}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Stanęła naprzeciw, kiej wryta, zapatrzona w niego rozgorzałemi oczami, a z warg czerwonych polał się cichy, lśniący pośmiech, słodziuśki, niby te miody.<br />
{{tab}}— Naści, Jaguś, swoją patronkę — wyrzekł, wtykając jej obrazik, ręce się ich spotkały i rozbiegły, kiej sparzone.<br />
{{tab}}Wzdrygnęła się, nie śmiejąc ust otworzyć. Mówił jeszcze cosik, ale jakby utonęła w jego oczach, i nic prawie nie pomiarkowała.<br />
{{tab}}Rozdzieliła ich gęstwa, że, schowawszy za gors obrazik, długo toczyła oczami po ludziach. Nie było go już nikaj, poszedł do kościoła, gdyż przedzwonili na nieszpór, ale ona cięgiem go miała na oczach.<br />
{{tab}}— Widzi się, kiej ten świątek! — szepnęła bezwolnie.<br />
{{tab}}— To też dzieuchy dziw ślepiów za nim nie pogubią. Głupie, nie la psa kiełbasa.<br />
{{tab}}Obejrzała się prędko, Mateusz stał pobok.<br />
{{tab}}Mruknęła ni to, ni owo, chcąc się od niego odczepić, ale szedł nieodstępnie, długo coś sobie ważył, aż zapytał:<br />
{{tab}}— Jaguś, a co matka rzekli na Szymkowe zapowiedzie?<br />
{{tab}}— A cóż, kiej chce się żenić, to niech się żeni, jego wola.<br />
{{tab}}Skrzywił się i pytał niespokojnie:<br />
{{tab}}— Odpiszą mu to jego morgi, co?<br />
{{tab}}— Ja ta wiem! Nie wyznała mi się. Niech się jej spyta.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_077" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/077"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/077|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/077{{!}}{{#if:077|077|Ξ}}]]|077}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Przystąpił do nich Szymek z Nastusią, nalazł się skądściś i Jędrzych, że przystanęli całą kupą, a pierwszy Szymek zaczął:<br />
{{tab}}— Jaguś, matki strony nie trzymaj, kiej się mnie krzywda dzieje.<br />
{{tab}}— Juści, co za tobą stoję. Ale odmieniłeś się przez te czasy, no, no... Całkiem kto drugi z ciebie! — dziwiła się, bo stojał przed nią sielnie wyelegantowany, prosty, wygolony doczysta, w kapelusie nabakier i w kapocie bieluśkiej, kieby mleko.<br />
{{tab}}— A bom się wyrwał z matczynego stojaka.<br />
{{tab}}— I lepiej ci teraz na woli? — prześmiechała się z jego hardości.<br />
{{tab}}— Wypuść ptaszka z garści, to obaczysz! Zapowiedzie słyszałaś?<br />
{{tab}}— Kiedyż ślub?<br />
{{tab}}Nastusia przygarnęła się tkliwie, obejmując go wpół.<br />
{{tab}}— A za trzy niedziele, jeszcze przed żniwami — szeptała spłoniona.<br />
{{tab}}— I choćby w karczmie wyprawię, a matki prosił nie będę.<br />
{{tab}}— Masz to już kaj zawieść kobietę?<br />
{{tab}}— A mam. Jakże, na drugą stronę do matki się wprowadzę. Szukał po ludziach komornego nie będę. Niech mi jeno mój gront odpiszą, to radę sobie dam! — przechwalał się sierdziście.<br />
{{tab}}— Pomogę mu, Jaguś, we wszyćkiem pomogę — przytwierdzał Jędrzych.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_078" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/078"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/078|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/078{{!}}{{#if:078|078|Ξ}}]]|078}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Przecie i my Nastusi we świat gołkiem nie dajemy. Tysiąc złotych dostanie gotowemi pieniędzmi — wyrzekł Mateusz.<br />
{{tab}}Kowal odciągnął go na bok, cosik mu szepnął i poleciał.<br />
{{tab}}Pogadywali jeszcze co niebądź, szczególniej Szymek roił se, jak to gospodarzem ostanie, jak se to grontu przykupi, jak się to chyci ziemi, że pokrótce obaczą, kto on taki, jaże Nastusia patrzała w niego z podziwem. Jędrzych przytwierdzał, jeno Jagusia chodziła oczami po świecie, słysząc piąte przez dziesiąte. Zarówno jej tam było jedno.<br />
{{tab}}— Jaguś, przyjdź do karczmy, będzie dzisiaj muzyka — prosił Mateusz.<br />
{{tab}}— I karczma la mnie już nie zabawa — odparła smutnie.<br />
{{tab}}Zajrzał w jej oczy przemglone, zacisnął kaszkiet i poleciał, roztrącając ludzi. Przed plebanią natknął się na Tereskę.<br />
{{tab}}— Kaj cię to niesie? — zagadnęła lękliwie.<br />
{{tab}}— Do karczmy! kowal zwołuje na narady.<br />
{{tab}}— Poszłabym z tobą.<br />
{{tab}}— Nie odganiam cię, miejsca nie zbraknie, zważ jeno, by cię nie wzieni na ozory, że tak cięgiem za mną uważasz.<br />
{{tab}}— I tak me już noszą, kiej psy tę zdechłą owcę.<br />
{{tab}}— To czemu się im dajesz! — zły już był i zniecierpliwiony.<br />
{{tab}}— Czemu? nie wiesz to, bez co? — zaskarżyła się cichuśko.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_079" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/079"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/079|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/079{{!}}{{#if:079|079|Ξ}}]]|079}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Szarpnął się i poszedł przodem, że ledwie za nim zdążyła.<br />
{{tab}}— Już buczysz, kiej to cielę! — rzucił, odwracając się nagle.<br />
{{tab}}— Nie, nie... jeno mi proch wleciał do oka.<br />
{{tab}}— Jak widzę płakanie, to jakby me kto nożem żgnął!<br />
{{tab}}Zrównał się z nią i rzekł dziwnie serdecznie:<br />
{{tab}}— Naści parę groszy, kup se co na odpuście, a potem przyjdź do karczmy, to potańcujemy.<br />
{{tab}}Spojrzała oczami, co to jakby mu do nóg leciały z podzięką.<br />
{{tab}}— Co mi ta pieniądze, takiś dobry... takiś... — szeptała rozpłomieniona.<br />
{{tab}}— A z wieczora przychodź, przódzi czasu miał nie będę.<br />
{{tab}}Obejrzał się na nią jeszcze z progu, uśmiechnął i wszedł do sieni.<br />
{{tab}}W karczmie już była ciasnota i gorąc nie do wytrzymania. W głównej izbie tłoczyło się wiela różnego narodu, przepijając a gwarząc, zaś w alkierzu zebrali się co młodsi z Lipeckich, z kowalem i Grzelą, wójtowym bratem na czele. Przyszli też i poniektórzy gospodarze, jak Płoszka, sołtys, Kłąb i Adam, stryjeczny Borynów, a nawet się wcisnął Kobus, choć go nikto nie zapraszał.<br />
{{tab}}Kiedy Mateusz wszedł, właśnie był Grzela prawił gorąco i kredą cosik pisał po stole.<br />
{{tab}}Szło o zgodę z dziedzicem, któren obiecywał za morgę lasu dać chłopom po cztery na podleskich {{pp|po|lach}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_080" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/080"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/080|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/080{{!}}{{#if:080|080|Ξ}}]]|080}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|po|lach}}, a drugie tyle ziemi puścić na spłaty; chciał nawet borgować drzewo na chałupy.<br />
{{tab}}Grzela wykładał wszystko podrobnie i kredą znaczył, jak by się to podzielili ziemią i coby wypadło na każdego.<br />
{{tab}}— Dobrze rozważcie, co mówię! — wołał — sprawa czysta, jak złoto.<br />
{{tab}}— Obiecanka cacanka, a głupiemu radość! — mruknął Płoszka.<br />
{{tab}}— Szczera prawda, nie obiecanki. U rejenta wszyćko nam odpisze. Weźta ino sobie dobrze do głowy! Tylachna ziemi la narodu. A toć każdemu w Lipcach wykroi się nowa gospodarka. Miarkujta ino sobie...<br />
{{tab}}Kowal raz jeszcze powtórzył, co mu był kazał dziedzic powiedzieć.<br />
{{tab}}Wysłuchali uważnie, ale nikto się nie ozwał, patrzeli jeno w te białe krychy na stole i głęboko deliberowali.<br />
{{tab}}— Prawda, prawda, kiej złoto, ale czy na to komisarz pozwoli? — ozwał się pierwszy sołtys, orząc frasobliwie pazurami po kudłach.<br />
{{tab}}— Musi! Jak gromada uchwali, to się urzędów o przyzwoleństwo pytała nie będzie! Zechcemy, to i on musi! — zagrzmiał Grzela.<br />
{{tab}}— Musi, nie musi, a ty się nie wydzieraj. Obacz-no który, czy aby starszy nie wącha kaj pod ścianą?<br />
{{tab}}— Dopierom go widział przed szynkwasem! — objaśniał Mateusz.<br />
{{tab}}— A kiedy to dziedzic obiecuje nam odpisać? — zagadnął któryś.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_081" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/081"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/081|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/081{{!}}{{#if:081|081|Ξ}}]]|081}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Mówił, co gotów choćby jutro. Zgodzimy się na jedno, to zaraz odpisze, zaś potem omentra rozmierzy, co komu.<br />
{{tab}}— To już po żniwach możnaby chycić się tej ziemi.<br />
{{tab}}— A na jesieni obrobić, jak się patrzy.<br />
{{tab}}— Mój Jezus, dopiero to pójdzie robota, no!<br />
{{tab}}Pogadywali gwarnie, wesoło, jeden przez drugiego. Radość już ponosiła wszystkich, oczy strzelały mocą, hardość prostowała grzbiety i same ręce się wyciągały do brania tej ziemi upragnionej.<br />
{{tab}}Niejeden już podśpiewywał z uciechy i krzykał na Żyda o gorzałkę, niejeden plótł trzy po trzy o działach, a każdemu roiły się nowe gospodarki, bogactwa i radoście. Bajdurzyli też, kiej pijani, śmiejąc się, bijąc pięściami w stoły a przytupując ogniście.<br />
{{tab}}— Dopiero to w Lipcach nastanie święto!<br />
{{tab}}— Hej, a jakie zabawy pójdą, a jakie muzyki!<br />
{{tab}}— I wiela to weselisk odprawi się w zapusty!<br />
{{tab}}— Dzieuch we wsi zabraknie!<br />
{{tab}}— To se miesckich przykupiemy, nie stać to nas!<br />
{{tab}}— Psiachmać, w same ogiery jeździł będę.<br />
{{tab}}— Cichojta no — zawołał stary Płoszka, bijąc pięścią w stół — a to krzyczą, kiej żydy w szabas! Chciałem jeno pedzieć, czy aby w tej dziedzicowej obietnicy niema jakowego podejścia? Miarkujeta, co?<br />
{{tab}}Przycichli, jakby ich kto znagła oblał zimną wodą, dopiero po chwili ozwał się sołtys:<br />
{{tab}}— Ja też nie mogę wyrozumieć, la czego taki hojny?<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_082" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/082"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/082|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/082{{!}}{{#if:082|082|Ξ}}]]|082}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Juści, w tem musi być jakieś podejście, bo żeby dawać tylachna ziemi prawie za darmo — ciągnął któryś ze starych.<br />
{{tab}}Ale na to porwał się Grzela i zakrzyczał:<br />
{{tab}}— To wam powiem, żeśta głupie barany i tyla!<br />
{{tab}}I znowu jął tłumaczyć i przekładać zapalczywie, jaże się spocił, kiej mysz, kowal też sielnie mełł ozorem i każdemu zosobna rychtował, ale stary Płoszka nie dał się przekabacić, głową jeno kiwał i prześmiechał tak kąśliwie, aż Grzela przyskoczył do niego z pięściami, ledwie już powstrzymując złość.<br />
{{tab}}— Rzeknijcie swoją prawdę, kiej nasza widzi się wam cygaństwem.<br />
{{tab}}— A rzekę! Znam dobrze to pieskie nasienie, znam i mówię waju: nie wierzta dziedzicowi, póki nie bedzie czarno na białem. Zawżdy się naszą krzywdą pasły, to i tera chcą się na nas pożywić!<br />
{{tab}}— Tak miarkujecie, no to się nie gódźcie, ale drugim nie przeszkadzajcie! — krzyknął na niego Kłąb.<br />
{{tab}}— Chodziłeś z nimi do boru, to ich stronę i tera trzymasz!<br />
{{tab}}— A chodziłem, a jak będzie potrza, to i jeszcze pódę! A trzymam nie za nim, jeno za zgodą, za sprawiedliwością, za całą wsią. Bo jeno głupi nie widzi w tem dobrego la Lipiec. Jeno głupi nie bierze, jak dają.<br />
{{tab}}— Wyśta wszystkie głupie, bo pilno wama sprzedać za obertelek całe portki. Głupie, skoro dziedzic tyle daje, to może i więcej.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_083" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/083"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/083|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/083{{!}}{{#if:083|083|Ξ}}]]|083}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Zaczęli się przemawiać coraz zapalczywiej, a że i drugie wspomagały Kłęba, to zrobił się taki gwar, jaże przyleciał Jankiel i sielną flachę gorzały postawił na stole.<br />
{{tab}}— Sza, sza, gospodarze! Niech będzie zgoda! Żeby Podlesie były nowe Lipce! żeby każdy był pan! — wołał, puszczając kieliszek kolejką.<br />
{{tab}}Juści, co wzięli pić, a jeszcze barzej się ugwarzać, wszyscy już bowiem skłaniali się do zgody, oprócz starego Płoszki.<br />
{{tab}}Kowal, któren musiał w tem mieć jakiś gruby profit, najgłośniej rozmawiał, rozwodząc się o dziedzicowej poczciwości, a raz po raz stawiał la całej kompanji to gorzałę, to piwo, to nawet arak z esencją.<br />
{{tab}}Cieszyli się tak galancie, co już niejeden jeno oczy bałuszył i ozorem ledwo ruchał, zaś Kobus, któren cały czas pary z gęby nie puścił, jął naraz chybać ludzi za orzydla i krzyczeć:<br />
{{tab}}— A komorniki to co? Psi pazur? I nam się należy ziemia! Nie dopuścim do zgody! Po sprawiedliwości być musi! Jakże, to jeden ledwie już spaśny kałdun udźwignie, a drugi ma zdychać z głodu? Porówno musi być ziemi la wszystkich! Dziedzice ścierwy! Niejeden gołym zadem łyska, a nos drze do góry, jakby cięgiem kichał! Kołtuniarze zapowietrzone! — krzyczał coraz głośniej i tak nieprzystojnie wszystkim przymawiał, jaże go wyciepnęli za drzwi, ale jeszcze przed karczmą klął i wygrażał.<br />
{{tab}}Kompanja też niezadługo zaczęła się rozchodzić do domów, jeno co łapczywsi na uciechę ostali w karczmie, kaj już pobrzękiwała muzyka.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_084" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/084"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/084|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/084{{!}}{{#if:084|084|Ξ}}]]|084}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Właśnie i wieczór się był robił, słońce zapadło za bory i całe niebo stanęło w zorzach, aż czuby zbóż i sadów jakby się pławiły w czerwieni a złocie. Zawiewał wilgotny, pieściwy wiater, żaby jęły rechotać, odzywały się przepiórki, a granie koników roztrząsało się po polach, kiej ten nieustający chrzęst dojrzałych kłosów, rozjeżdżali się już z odpustu, że jeno wozy turkotały, a kaj niekaj ktosik, dobrze napity, wyśpiewywał rozgłośnie.<br />
{{tab}}Przycichły Lipce, pusto się zrobiło przed kościołem, ale jeszcze pod chałupami siedzieli gęsto ludzie, zażywając chłodu i wczasów.<br />
{{tab}}Cichy zmierzch stawał się na świecie, mroczniały pola, dale stapiały się już z niebem, wszystko się spokoiło, śpik zwolna morzył ziemię i obtulał ją ciepłą rosą, zaś ze sadów tryskały kiej niekiej ptasie głosy, jakoby tym wieczornym pacierzem.<br />
{{tab}}Bydło wracało z pastwisk, raz po raz buchały długie, tęskliwe ryki, a rogate łby pokazywały się nad stawem, rozgorzałym ogniami zachodu, jakoby krwawem zarzewiem. Kajś pod młynem baraszkowały z wrzaskiem kąpiące się chłopaki, zaś po obejściach trzęsły się dzieuszyne piosneczki, to beki owiec, to gęsie gęgoty.<br />
{{tab}}Jeno u Borynów było cicho i pusto. Hanka poniesła się z dziećmi do którejś z kum, Pietrek się też kajś zapodział, a Jagusia nie pokazała się jeszcze od nieszporów, że tylko Jóźka zwijała się kole wieczornych obrządków.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_085" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/085"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/085|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/085{{!}}{{#if:085|085|Ξ}}]]|085}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Ślepy dziad siedział w ganku, nastawiał gęby na chłodnawy wiater, mruczał pacierz, a pilnie nasłuchiwał Witkowego boćka, któren kręcił się wpodle, rychtując przyczajonym dziobem w jego nogi.<br />
{{tab}}— Cie... Żebyś skisł, zbóju jeden! A to me kujnął! — mruczał, zbierając pod siebie kulasy, i machał wielkim różańcem, bociek odleciał parę kroków i znowu zachodził przemyślnie zboku z wyciągniętym dziobem.<br />
{{tab}}— Słyszę cię dobrze! Już ci się nie dam. Jaka to jucha zmyślna! — szeptał, ale że w podwórzu rozległo się granie, to, oganiając się kiej niekiej różańcem, zasłuchał się w muzyce z lubością.<br />
{{tab}}— Józia, a kto tak szczerze rzępoli?<br />
{{tab}}— A Witek! Wyuczył się od Pietrka i teraz cięgiem dudli, jaże uszy puchną! Witek, przestań, a załóż koniczyny źrebakom! — wrzasnęła.<br />
{{tab}}Skrzypki umilkły, zaś dziad cosik se umyślił, bo skoro Witek przyleciał pod chałupę, rzekł do niego wielce dobrotliwie:<br />
{{tab}}— Weź tę dziesiątkę, kiej tak galancie wyciągasz nutę.<br />
{{tab}}Chłopak uradował się ogromnie.<br />
{{tab}}— A zagrałbyś to i pobożne pieśnie, co?<br />
{{tab}}— Co ino posłyszę, to wygram.<br />
{{tab}}— Hale, każda liszka swój ogon chwali. A taką nutę wygrasz, co? — i beknął po swojemu, piskliwie, a zawodzący.<br />
{{tab}}Ale Witek nawet nie dosłuchał, skrzypki przyniósł, zasiadł pobok i przegrał rychtyk to samo, a {{pp|po|tem}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_086" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/086"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/086|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/086{{!}}{{#if:086|086|Ξ}}]]|086}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|po|tem}} rznął insze, jakie tylko słyszał w kościele, i tak sprawnie, jaże się dziad zdumiał.<br />
{{tab}}— Cie, na organistę byłbyś zdatny!<br />
{{tab}}— Wszyćko wygram, wszyćko, nawet i takie dworskie, i takie, co je śpiewają po karczmach — przechwalał się rozradowany, wycinając od ucha, jaże kury zagdakały na grzędach, gdy Hanka nadeszła i zaraz go przepędziła, by Jóźce pomagał.<br />
{{tab}}Docna już ściemniało na świecie, ostatnie zorze gasły, a wysokie, ciemne niebo rosiło się gwiazdami, wieś już kładła się spać, jeno od karczmy zalatywały dalekie pokrzyki i brzękliwe głosy muzyki.<br />
{{tab}}Hanka siedziała przed gankiem, karmiąc dziecko i pogadując z dziadkiem o tem i owem; cyganił jucha, jaże się kurzyło, ale nie przeciwiła mu się, myśląc swoje i tęsknie w noc poglądając.<br />
{{tab}}Jagna nie wróciła jeszcze, nie siedziała również i u matki, bo zaraz z wieczora poszła na wieś do dzieuch, jeno co nikiej nie wysiedziała, tak ją cosik ponosiło. Jakby ją kto za włosy wyciągał, że wkońcu już sama jedna łaziła po wsi. Długo patrzyła we wody pogasłe i drżące od powiewów, rozruchane ździebko cienie, we światła, co leciały z okien na gładź stawu i marły niewiada kaj i przez co! Rwało ją gdziesik, że poleciała za młyn, aż na łąki, kaj już leżały ciepłe kożuchy białych mgieł i czajki śmigały nad nią z krzykiem.<br />
{{tab}}Słuchała wód, padających z upustu w czarną gardziel rzeki, pod olchy wyniosłe i jakby śpiące, ale ten szum zdał się jej jakiemś żałosnem wołaniem i skargą, nabrzmiałą płaczem.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_087" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/087"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/087|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/087{{!}}{{#if:087|087|Ξ}}]]|087}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Uciekła i patrzała w młynarzowe okna, buchające światłem, gwarami a brzękiem talerzy.<br />
{{tab}}Tłukła się od brzega wsi do brzega, jak ta woda obłędna, co ujścia na darmo szuka i w nieprzebyte wręby bije żałośnie.<br />
{{tab}}Żarło ją cosik, czegoby i wypowiedzieć niesposób, ni to był żal, ni to tęsknica, ni to kochanie, a oczy miała pełne suchego żaru i w sercu wzbierał wrzący, straszny szloch.<br />
{{tab}}Niewiada laczego znalazła się przed plebanją, jakieś konie pod gankiem biły niecierpliwie kopytami, świeciło się tylko w jednym pokoju, grali w karty.<br />
{{tab}}Napatrzyła się dosyta i poszła opłotkami, które dzieliły Kłębową gospodarkę od proboszczowskich ogrodów. Przesuwała się lękliwie pod żywopłotem, obwisłe gałęzie wisien muskały ją po twarzy zrosiałemi listeczkami. Szła bezwolnie, nie wiedząc, kaj ją niesie, aż niski dom organistów zastąpił jej drogę.<br />
{{tab}}Wszystkie cztery okna świeciły i stały otwarte.<br />
{{tab}}Przytuliła się w cień, pod płot i zajrzała do środka.<br />
{{tab}}Organistowie wraz z dziećmi siedzieli pod wiszącą lampą, popijając herbatę, zaś Jasio chodził po pokoju i cosik rozpowiadał.<br />
{{tab}}Słyszała każde jego słowo, każdy skrzyp podłogi, nieustanne cykanie zegaru i nawet ciężkie przysapki organisty.<br />
{{tab}}A Jasio takie cudeńka prawił, że niczego nie rozumiała.<br />
{{tab}}Patrzyła jeno w niego, niby w ten obraz święty, pijąc, kiej miody najsłodsze, każdy dźwięk jego głosu. <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_088" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/088"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/088|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/088{{!}}{{#if:088|088|Ξ}}]]|088}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Chodził wciąż i co trochę ginął w głębi mieszkania i co trochę jawił się znów w kręgu światła; czasem przystawał przy oknie, że wciskała się w płot strwożona, by jej nie dojrzał, ale on jeno w niebo patrzył, pokryte gwiazdami, to cosik rzekł la uciechy, że śmiali się, a radość błyskała w twarzach, kiej to słońce. Przysiadł wreszcie pobok matki, a małe siostry jęły mu się drapać na kolana i wieszać na szyi, tulił ci je poczciwie, huśtał i łaskotał, jaże izba zatrzęsła się dziecińskiemi śmiechami.<br />
{{tab}}Zegar wybił jakąś godzinę, i organiścina rzekła, powstając:<br />
{{tab}}— Gadu, gadu, a tobie czas spać! Musisz dodnia wyjechać.<br />
{{tab}}— A muszę, mamusiu! Boże, jaki ten dzień był krótki! — westchnął żałośnie.<br />
{{tab}}A Jagusine serce jakby kto ścisnął i tak boleśnie, jaże same łzy pociekły po twarzy.<br />
{{tab}}— Ale niedługo wakacje! — ozwał się znowu — ksiądz Regens obiecał, że mnie na jakiś czas zwolni, jeśli nasz proboszcz napisze o to do niego.<br />
{{tab}}— Nie bój się, napisze, już ja go uproszę! — powiedziała matka, zabierając się do słania mu na kanapie, wprost okna. Pomagali jej wszyscy, a nawet sam organista przyniósł sporą doinkę i wsunął ją ze śmiechem pod kanapę.<br />
{{tab}}Długo się z nim żegnali na odchodnem, a już najdłużej matka, która go z płaczem tuliła do piersi a całowała.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_089" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/089"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/089|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/089{{!}}{{#if:089|089|Ξ}}]]|089}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Śpij, synu, smacznie, śpij, dzieciątko.<br />
{{tab}}— Pacierze zmówię i zaraz się kładę, mamusiu.<br />
{{tab}}Rozeszli się wreszcie.<br />
{{tab}}Jaguś widziała, jak w sąsiedniej izbie chodzili na palcach, ściszali głosy, przymykali okna i pokrótce cały dom oniemiał i migiem pogrążył się w cichości, aby jeno nie przeszkadzać Jasiowi.<br />
{{tab}}Chciała i ona do domu, już się była nawet nieco uniesła, ale ją cosik jakby przytrzymało za nogi, że nie poredziła oderwać się z miejsca, więc jeno mocniej przywarła plecami do płota, barzej się skuliła i ostała, kieby urzeczona, wpatrując się w to ostatnie wywarte i jaśniejące okno.<br />
{{tab}}Jasio poczytał nieco na grubej książce, zaś potem przyklęknął pod oknem, przeżegnał się, złożył ręce do pacierza, podniósł oczy ku niebu i zamodlił się przejmującym szeptem.<br />
{{tab}}Noc była głęboka, niezgłębiona cichość obtulała świat, gwiazdy mżyły się na wysokościach, nagrzany, pachnący zwiew pociągał z pól, a niekiedy zaszemrały liście i ptak jakiś zaśpiewał.<br />
{{tab}}A Jagusię zaczęło cosik rozbierać, serce się tłukło, kiej oszalałe, paliły ją oczy, paliły usta nabrane, i same ręce wyciągały się ku niemu, a chociaż się kurczyła w sobie, roztrząsał nią taki dziwny, niezmożony dygot, że wpierała się w płot bezwolnie i z taką mocą, jaże trzasnęła żerdka.<br />
{{tab}}Jasio wychylił głowę, popatrzył dokoła i znowu się zamodlił.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_090" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/090"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/090|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/090{{!}}{{#if:090|090|Ξ}}]]|090}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Zaś z nią działo się już coś niepojętego; takie ognie chodziły jej po kościach i oblewały warem, że dziw nie krzyczała z tej lubej męki. Zabaczyła, kaj jest, i ledwie już zipała, tak się w niej wszystko trzęsło i płonęło. Była cała w dreszczach, kiej błyskawice, kłębiły się w niej jakieś nabrzmiałe, szalone krzyki, jakieś wichry palące ją ponosiły, jakieś straszne pragnienia rozprężały i wyginały... Już chciała się czołgać tam, bliżej niego, by chociaż tknąć ustami tych jego białych rączków, by jeno klęczeć przed nim a patrzeć zbliska w te gębusie i modlić się, kiej do tego cudownego obrazu. Nie poruszyła się jednak, bo obleciał ją jakiś dziwny strach i zarazem zgroza.<br />
{{tab}}— Jezu mój, Jezu miłosierny! — wyrwał się jej z piersi cichy jęk.<br />
{{tab}}Jasio powstał, wychylił się cały i, jakby patrząc na nią, zawołał:<br />
{{tab}}— Kto tam?<br />
{{tab}}Zamarła na chwilę, przytaiła dech, serce przestało bić i jakby zdrętwiała w jakimś świętym strachu, dusza uwięzła kajś w gardle i, pełna szczęsnego niepokoju, chwiała się w oczekiwaniu.<br />
{{tab}}Ale Jasio jeno popatrzył w opłotki, a nie dojrzawszy, zamknął okno, rozebrał się prędko i światło zgasło...<br />
{{tab}}Noc padła na jej duszę, ale jeszcze długo siedziała, wpatrzona w czarne i nieme okno. Przejął ją chłód i jakby operlił srebrną rosą jej duszę wniebowziętą, gdyż wszystko, co w niej wrzało z krwie pożądliwej, przygasło, rozlewając się po niej {{pp|nieopowie|dzianą}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_091" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/091"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/091|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/091{{!}}{{#if:091|091|Ξ}}]]|091}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="r02"/>{{pk|nieopowie|dzianą}} błogością. Spłynęła na nią uroczysta, święta cichość, jakby to zadumanie kwiatów przed wschodem słońca, że rozmodliła się pacierzem szczęścia, któren nie miał słów, a jeno dziwną słodkość zachwytów, przenajświętsze zdumienie duszy, niepojętą radość budzącego się dnia zwiesnowego i przeplatał się grubemi ziarnami błogich łez, niby tym różańcem łaski Pańskiej i dziękczynienia.<br /><br />{{---|50}}<br /><section end="r02"/>
<section begin="r03"/>{{c|III.}}<br />
{{tab}}— Pójdę już, Hanuś! — prosiła Jóźka, pokładając głowę na ławkę.<br />
{{tab}}— A zadrzyj ogona, kiej cielak i leć! — zgromiła ją, odrywając oczy od różańca.<br />
{{tab}}— Kiej me tak cosik spiera w dołku i tak me mgli...<br />
{{tab}}— Nie przeszkadzaj, zaraz się skończy.<br />
{{tab}}Jakoż proboszcz już kończył cichą, żałobną mszę za duszę Boryny, zamówioną przez rodzinę w oktawę jego śmierci.<br />
{{tab}}Wszyscy też co najbliżsi siedzieli w bocznych ławkach, a tylko Jagusia z matką klęczały przed samym ołtarzem; z obcych nie było nikogo, tyla, co kajś pod chórem Jagata głośno trzepała pacierze.<br />
{{tab}}Kościół był cichy, chłodny i mroczny, jeno na środku mrowiła się wielgachna struga jarzącego światła, bo słońce biło przez wywarte drzwi, rozlewając się jaże po ambonę.<br /><section end="r03"/> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_092" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/092"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/092|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/092{{!}}{{#if:092|092|Ξ}}]]|092}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Michał organistów służył do mszy i, jak zawdy, tak trząchał dzwonkami, że w uszach brzęczało, wykrzykiwał ministranturę, a latał ślepiami za jaskółkami, której kiej niekiej śmigały po kościele, zbłąkane i trwożnie świegolące.<br />
{{tab}}Kajś od stawu rozlegały się klapiące trzaski kijanek, wróble ćwierkały za oknami, zaś ze smętarza raz po raz jakaś rozgdakana kokosz wwodziła do kruchty całe stado piukających kurczątek, aż Jambroż musiał wyganiać.<br />
{{tab}}A skoro ksiądz skończył, wyszli zaraz wszyscy na smętarz.<br />
{{tab}}Już byli kole dzwonnicy, gdy zawołał za nimi Jambroży:<br />
{{tab}}— A to poczekajcie! Dobrodziej chce wam cosik powiedzieć.<br />
{{tab}}Nie wyszło i Zdrowaś, kiej przyleciał zadyszany z brewjarzem pod pachą i, obcierając łysinę, przywitał dobrem słowem i rzekł:<br />
{{tab}}— Moiście, a to wam chciałem powiedzieć, że zrobiliście po chrześcijańsku, zamawiając mszę świętą za nieboszczyka. Ulży to jego duszy i do wiecznego zbawienia pomoże. No, mówię wam, pomoże!<br />
{{tab}}Zażył tabaki, pokichał siarczyście i, wycierając nos, zapytał:<br />
{{tab}}— Dzisiaj pewnie będziecie radzili o działach, co?<br />
{{tab}}— Juści, tak je niby we zwyczaju, co dopiero w oktawę — przytwierdzili.<br />
{{tab}}— Otóż to! Właśnie o tem chciałem z wami pomówić! Dzielcie się, ale pamiętajcie: zgodnie i {{pp|sprawie|dliwie}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_093" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/093"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/093|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/093{{!}}{{#if:093|093|Ξ}}]]|093}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|sprawie|dliwie}}. Żeby mi nie było swarów ni kłótni, bo z ambony wypomnę! Nieboszczyk w grobie się przewróci, jeśli zobaczy, że jego krwawicę rozrywacie, jak wilki barana! I, broń Boże, krzywdzić sieroty! Grzela daleko, a Jóźka jeszcze głupi skrzat! A co się komu należy, oddać święcie, co do grosza. Jak rozrządził majątkiem, tak rozrządził, ale trzeba spełnić jego wolę. Może on tam chudziaszek w tej chwili patrzy na was i myśli sobie: na ludzim ich wywiódł, gospodarkęm niezgorszą ostawił, to się przecież nie pogryzą, kiej psy, przy podziale. Mawiam ciągle z ambony: zgodą stoi wszystko na świecie, kłótnią jeszcze nikt niczego nie zbudował. No, mówię, niczego, kromie grzechu i obrazy Boskiej. A o kościele pamiętajcie. Nieboszczyk był szczodrym i czy na światło, czy na mszę, czy na inne potrzeby grosza nie żałował, i dlatego Pan Bóg mu błogosławił...<br />
{{tab}}Długo przemawiał, jaże się kobiety spłakały i jęły mu w podzięce obłapiać kolana, zaś Jóźka przypadła mu nawet z bekiem do rąk, to ją przygarnął do piersi, a pocałowawszy w głowę, rzekł z dobrością:<br />
{{tab}}— Nie bucz, głupia, Pan Bóg ma sieroty w szczególnej opiece.<br />
{{tab}}— Że i rodzony nie powiedziałby barzej do duszy — szepnęła rozrzewniona Hanka. Snadź i dobrodziej był wzruszony, bo, wytarłszy ukradkiem oczy, częstował kowala tabaką i prędko zagadał o innem.<br />
{{tab}}— A cóż, będzie zgoda z dziedzicem?<br />
{{tab}}— Będzie, już dzisiaj pojechało do niego piąciu...<br />
{{tab}}— To chwała Bogu! Już za darmo mszę świętą odprawię na intencję tej zgody!<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_094" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/094"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/094|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/094{{!}}{{#if:094|094|Ξ}}]]|094}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Widzi mi się, co wieś powinna się złożyć na wotywę z wystawieniem! Jakże, to jakby nowe nadziały i całkiem darmo!<br />
{{tab}}— Masz rozum, Michał, mówiłem o tobie dziedzicowi. No, idźcie z Bogiem, a pamiętajcie: zgodą i sprawiedliwością! Ale, Michał! — zawołał za odchodzącym — a zajrzyj ta później do mojego wolanta, prawy resor przyciera się nieco do osi...<br />
{{tab}}— To pod Łaznowskim dobrodziejem tak się zmaglował.<br />
{{tab}}Ksiądz już nie odrzekł, a oni poszli prosto ku domowi.<br />
{{tab}}Jagusia wiedła matkę naostatku, gdyż stara wlekła się z trudem, odpoczywając co chwila.<br />
{{tab}}Dzień był powszedni, robotny, to i pusto było na drogach dokoła stawu, jeno dzieci bawiły się kaj niekaj w piasku i kury grzebały w porozrzucanych łajnach. Było jeszcze wcześnie, ale już słońce niezgorzej przypiekało, szczęściem, co wiater nieco przechładzał, zawiewał bujny, iż kolebały się sady, pełne już czerwieniejących wiśni, a zboża biły o płoty, kiej wody wzburzone.<br />
{{tab}}Chałupy stały wywarte, wrótnie wszędy porozwierane, na płotach kajś niekaj wietrzyły się pościele, a wszystko, co się jeno ruchało, pracowało w polach. Jeszcze ktosik zwoził ostatnie zapóźnione pokosy siana, że zapach jaże wiercił w nozdrzach, a na obwisłych nad drogą gałęziach, pod któremi przejeżdżały kopiaste wozy, trzęsły się przygarście ździebeł, kiej te powyrywane brody żydowskie.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_095" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/095"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/095|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/095{{!}}{{#if:095|095|Ξ}}]]|095}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Szli zwolna i w cichości, deliberując o działach.<br />
{{tab}}Skądciś, jakby z pól, kaj ludzie osypywali ziemniaki, zrywała się niekiedy piosneczka i szła z wiatrem niewiada kaj, zaś pod młynem jakaś baba tak prała kijanką, jaże się rozlegało, i szumnie huczały wody, spadające na koła.<br />
{{tab}}— Młyn teraz cięgiem robi! — ozwała się pierwsza Magda.<br />
{{tab}}— Przednówek, to żniwa la młynarza!<br />
{{tab}}— Cięższy on latoś, niźli łoni. Wszędzie bieda, aż piszczy, zaś u komorników to już prosto głód — westchnęła Hanka.<br />
{{tab}}— Kozły też penetrują po wsi, jeno czekać, jak komu co grubszego ukradną — rzucił kowal.<br />
{{tab}}— Nie bajcie! Ratują się, biedoty, jak mogą, wczoraj Kozłowa przedała organiścinie kaczęta, to się ździebko wspomogła...<br />
{{tab}}— Rychło przechlają. Nie powiadam na nich nic złego, ale mi dziwno, że piórka mojego kaczora, co mi zginął w ojcowy pochowek, nalazł mój Maciuś za ich obórką — wyrzekła Magda.<br />
{{tab}}— A któż to wtenczas wzion nasze pościele? — wtrąciła Jóźka.<br />
{{tab}}— Kiejże to ich sprawa z wójtami?<br />
{{tab}}— Nieprędko, ale Płoszka ich wspiera, to już wójtom dobrze zaleją sadła za skórę.<br />
{{tab}}— Że to Płoszka lubi zawdy nos wrażać w cudze sprawy.<br />
{{tab}}— Jakże, przyjaciół se kaptuje, bo mu pachnie wójtostwo!<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_096" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/096"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/096|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/096{{!}}{{#if:096|096|Ξ}}]]|096}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Przeszedł im drogę Jankiel, ciągnący za grzywę spętanego konia, któren bił zadem i opierał się ze wszystkich sił.<br />
{{tab}}— Załóżcie mu pieprzu pod ogon, to rypnie z miejsca, kiej ogier!<br />
{{tab}}— Śmiejcie się na zdrowie! Co ja już mam z tym koniem!<br />
{{tab}}— Wypchajcie go słomą, przyprawcie mu nowy ogon i powiedźcie na jarmark, to może go kto kupi za krowę, bo na konia już niezdatny! — żartował Michał, i naraz wszyscy gruchnęli śmiechem, gdyż koń się wyrwał, skoczył do stawu i, nie zważając na Janklowe prośby i groźby, najspokojniej począł się tarzać.<br />
{{tab}}— Mądrala jucha, musi być od Cyganów!<br />
{{tab}}— Postawcie mu wiadro gorzałki, to może wyjdzie! — zaśmiała się organiścina, siedząca nad stawem przy stadzie kacząt pływających, kiej te żółciuśkie pępuszki; rozczapierzona kokosz gdakała na brzegu.<br />
{{tab}}— Śliczne stadko, to pewnie od Kozłowej? — pytała Hanka.<br />
{{tab}}— Tak, i ciągle mi jeszcze uciekają na staw. Tasiuchny! taś, taś, taś, taś! — zwoływała, rzucając na przynętę przygarściami jagły.<br />
{{tab}}Ale kaczki szorowały na drugi brzeg, że poleciała za niemi.<br />
{{tab}}— Chodźcie prędzej, kobiety — przynaglał kowal i, gdy weszli do chałupy, a Hanka zakrzątnęła się kole śniadania, jął znowu penetrować w izbach i w obejściu, nawet nie przepomniał ziemniaczanym dołom, aż Hanka powiedziała:<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_097" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/097"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/097|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/097{{!}}{{#if:097|097|Ξ}}]]|097}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Oglądacie, jakby co ubyło!<br />
{{tab}}— Nie kupuję kota we worku!<br />
{{tab}}— Lepiej wy znacie wszyćko, niźli ja sama! — wyrzekła z przekąsem, rozlewając kawę w garnuszki. — Dominikowa, Jaguś! a chodźcie do kupy! — zawołała na drugą stronę, kaj się obie zawarły.<br />
{{tab}}Obsiedli ławę i popijali, przegryzając chlebem.<br />
{{tab}}Nikto się nie odzywał, nijako było zaczynać, każden się wagował, oglądając na drugich. Hanka też była dziwnie powściągliwa, juści, co niewoliła do jadła, przylewając każdemu, ale prawie nie spuszczała oczów z kowala, któren się wiercił na miejscu, śmigał ślepiami po izbie i chrząkał raz po raz. Jagusia siedziała czegoś chmurna i wzdychliwa, oczy miała połyskliwe, jakby od niedawnego płaczu, a Dominikowa czapirzyła się, kiej kwoka, i cosik poszeptywała do niej, tylko jedna Jóźka, co ta po swojemu pletła trzy po trzy, zwijając się kole garów, pełnych perkocących ziemniaków.<br />
{{tab}}Dłużyło się już wszystkim, aż pierwszy kowal zaczął:<br />
{{tab}}— Więc jakże zrobimy z działami?<br />
{{tab}}Hanka drgnęła i, prostując się, powiedziała spokojnie, snadź po dobrym namyśle:<br />
{{tab}}— A cóż ma być! Ja tu jeno stróżuję mężowego dobra i stanowić o niczem prawa nie mam. Antek wróci, to się podzielita.<br />
{{tab}}— Kiej tam on wróci, a tak przecie ostać nie może.<br />
{{tab}}— Ale ostanie! Mogło tak być przez cały czas ojcowej choroby, to może być, póki Antek nie powróci.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_098" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/098"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/098|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/098{{!}}{{#if:098|098|Ξ}}]]|098}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Nie on jeden jest do podziału.<br />
{{tab}}— Aleć on najstarszy, to jemu się po ojcu należy objąć gospodarkę.<br />
{{tab}}— Hale, takie ma prawo jak i drugie dzieci.<br />
{{tab}}— Może weźmiecie i wy, jak się tak z Antkiem ułożyta. Kłóciła się przeciech z wami nie będę, nie moja w tem wola stanowi.<br />
{{tab}}— Jaguś! — podniesła głos Dominikowa — przypomnijże o swojem.<br />
{{tab}}— A poco, przecie dobrze pamiętają...<br />
{{tab}}Hanka poczerwieniała gwałtownie i, kopiąc Łapę, któren się nawinął pod nogi, wyrzekła przez zęby:<br />
{{tab}}— Juści, co krzywdę dobrze pamiętamy.<br />
{{tab}}— Rzekliście! Tu idzie o sześć morgów, jakie nieboszczyk zapisał Jagusi, a nie o głupie słowa!<br />
{{tab}}— Jak macie zapis, to wama nikt nie wydrze! — mruknęła gniewnie Magda, siedząca cały czas cicho z dzieckiem u piersi.<br />
{{tab}}— A mamy, w urzędzie zrobiony i przy świadkach.<br />
{{tab}}— Wszyscy czekają, to i Jagusia może.<br />
{{tab}}— Pewnie, że musi, ale co ma swojego, to zaraz zabierze, a ma przeciek krowę z cielęciem, a świnię, a gąski...<br />
{{tab}}— To wspólne i pójdzie do działów — powstał twardo kowal.<br />
{{tab}}— Do działów! Chcielibyście! Co dostała we wianie, tego jej nikt mocen odebrać! A może chcecie i kiecki a pierzyny też podzielić między siebie, co? — podnosiła głos coraz silniej.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_099" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/099"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/099|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/099{{!}}{{#if:099|099|Ξ}}]]|099}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— La śmiechu rzekłem, a wy zaraz z pazurami...<br />
{{tab}}— Juści... przeglądam ja was dobrze, juści...<br />
{{tab}}— Bo i co tu będziem po próżnicy klektać. Prawdę rzekliście, Hanka, że trza poczekać na Antka. Mnie się śpieszy do dziedzica, bo tam już na mnie czekają — wstał, a dojrzawszy ojcowy kożuch, rozwieszony w kącie na drążku, jął go ściągać.<br />
{{tab}}— W sam raz zdałby się na mnie.<br />
{{tab}}— Nie ruchajcie, niech się suszy — broniła Hanka.<br />
{{tab}}— A już te buciary oddacie. Cholewy jeno całe, a i to już raz podszywane — tłumaczył, chytrze ściągając je z drążka.<br />
{{tab}}— Niczego tknąć nie pozwolę! Weźmiecie co niebądź, a potem powiedzą, żem pół gospodarki zatraciła. Niech przódzi spis zrobią. Nawet kołka z płotu ruszyć nie dam, póki wszystkiego urząd nie opisze!<br />
{{tab}}— Spisu nie było, a już się kajś zadziały ojcowe pościele...<br />
{{tab}}— Mówiłam ci, co się stało! Zaraz po śmierci rozwiesili na płocie i ktosik w nocy ukradł. Nie było głowy baczyć na wszystko.<br />
{{tab}}— Dziwne, co tak zaraz nalazł się złodziej...<br />
{{tab}}— To niby jak? Ja wzienam, a teraz cyganię, co?<br />
{{tab}}— Cichojta, kobiety! Tylko przez kłótni, poniechaj, Magduś! Kto ukradł, niech miał będzie na śmiertelną koszulę.<br />
{{tab}}— Sama pierzyna ważyła bezmała ze trzydzieści funtów.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_100" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/100"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/100|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/100{{!}}{{#if:100|100|Ξ}}]]|100}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Mówię ci, stul pysk! — wrzasnął na żonę i wywiódł Hankę w podwórze, nibyto la obejrzenia prosiąt.<br />
{{tab}}Poszła za nim, ale dobrze się miała na baczności.<br />
{{tab}}— Chciałem wam cosik poredzić.<br />
{{tab}}Nastawiła ciekawie uszów, miarkując nieco, kole czego kręci.<br />
{{tab}}— Wiecie, a to trzeba, abyście jeszcze przed spisem którego wieczora przepędzili do mnie ze dwie krowy. Maciorę można zawierzyć stryjecznemu, a co się jeno da, pochować u ludzi... Już wam powiem kaj... O zbożu powiecie przy spisie, że dawno przedane Janklowi, on przytwierdzi ochotnie, da mu się za to jaki korczyk. Źrebkę weźmie młynarz, podpasie się na jego paśnikach. A co z porządków możnaby schować w dołach, to po żytach. Ze szczerej przyjaźni wam radzę! Wszystkie tak robią, które jeno rozum mają. Wyście harowali, kiej wół, to sprawiedliwie należy się wama więcej. Mnie ta z tego dacie co niebądź, jakąś kruszynę. I nie bojajcie się niczego, pomagał wam będę we wszystkiem. A już w tem moja głowa, byście ostali przy gruncie. Jeno mnie posłuchajcie, nikto jeszcze nie dołożył do mojej rady... Sam dziedzic, a rad me słucha. No, cóż powiecie?...<br />
{{tab}}— A jeno to, co swojego nie popuszczę, ale cudzego nie łakomam! — odrzekła zwolna, wpierając w niego wzgardliwe oczy. Zakręcił się, jakby kijem dostał przez ciemię, polatał po niej ślepiami i syknął:<br />
{{tab}}— Już bym nawet nie wspomniał, żeście niezgorzej podebrali ojca...<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_101" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/101"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/101|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/101{{!}}{{#if:101|101|Ξ}}]]|101}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A wspominajcie! powiem Antkowi, niech z wami pogada o tej radzie.<br />
{{tab}}Ledwie się wstrzymał od klątw, plunął jeno, a odchodząc prędko, krzyknął przez wywarte okno do izby:<br />
{{tab}}— Magda, miej ta oko na wszystko, by znowu czego nie wynieśli złodzieje.<br />
{{tab}}Hanka patrzyła na niego ze szydliwym prześmiechem.<br />
{{tab}}Poleciał kiej oparzony, i, natknąwszy się na wójtową, wchodzącą między opłotki, długo jej cosik prawił, wytrząchając pięściami.<br />
{{tab}}Wójtowa przyniesła jakiś urzędowy papier.<br />
{{tab}}— To la was, Hanka, stójka przyniósł z kancelarji.<br />
{{tab}}— Może o Antku! — szepnęła z trwogą, biorąc papier przez zapaskę.<br />
{{tab}}— Pono o Grzeli. Mojego niema, pojechał do powiatu, a stójka jeno powiadał, że tam stoi napisane, jakoby Grzela pomarł, czy coś...<br />
{{tab}}— Jezus Marja! — krzyknęła Jóźka.<br />
{{tab}}Magda też się zerwała na nogi.<br />
{{tab}}Wszyscy patrzyli na ten papier ze zgrozą i strachem, obracając nim bezradnie w roztrzęsionych rękach.<br />
{{tab}}— Może ty, Jaguś, poredzisz rozebrać — prosiła Hanka.<br />
{{tab}}Stanęły nad nią pełne niepokoju i trwogi, ale Jagna po długiej chwili sylabizowania odparła zniechęcona:<br />
{{tab}}— Hale, kiej to nie po naszemu pisane i nie poradzę wymiarkować.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_102" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/102"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/102|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/102{{!}}{{#if:102|102|Ξ}}]]|102}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Nie przy niej pisane! Zato co inszego potrafi najlepiej — syknęła wójtowa wyzywająco.<br />
{{tab}}— Idźcie-no swoją stroną i ludzi nie zaczepiajcie, kaj was obchodzą zdaleka, jak to śmierdzące — warknęła stara.<br />
{{tab}}Ale wójtowa, jakby rada z okazji, ciepnęła ją na odlew:<br />
{{tab}}— Przykarcać drugich to poredzicie, a czemu to nie wzbraniacie córusi, by cudzych chłopów nie zwodziła, co!<br />
{{tab}}— Dajcie-no spokój, Pietrowa! — wtrąciła się Hanka, miarkując już, na co się tutaj zanosi, ale wójtową ponosiło coraz barzej.<br />
{{tab}}— Choć raz muszę se dać folgę! Tylam się przez nią natruła, tylam przecierpiała, że swojej krzywdy nie daruję, pókim żywa!<br />
{{tab}}— A pyskuj! Pies cie ta przeszczeka! — mruknęła stara dosyć spokojnie, zaś Jaguś rozczerwieniła się kiej burak, i, chociaż palił ją wstyd, ale i jakaś mściwa zawziętość nabierała w sercu, że coraz bardziej podnosiła głowę i, jakby naprzekór, z rozmysłem wpierała w nią szydliwe oczy, a judzący prześmiech wił się na wargach.<br />
{{tab}}Wójtowa wywarła już gębę, kiej wrótnię, i, zjątrzona do żywego jej ślepiami, pomstowała, wywodząc zajadle jej przewiny.<br />
{{tab}}— Pyskujesz bele co, boś się opiła złością! — przerwała jej stara — ale twój ciężko odpowie przed Bogiem za Jagusine nieszczęście.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_103" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/103"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/103|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/103{{!}}{{#if:103|103|Ξ}}]]|103}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Juści, odpowie, bo ano zwiódł niewinowate dzieciątko! Juści, dzieciątko, co z każdym rade szuka krzaków!<br />
{{tab}}— Zawrzyjcie gębę, bo chociem ślepa, ale jeszcze zmacam drogę do waszych kudłów — groziła, zaciskając kij w garści.<br />
{{tab}}— Spróbujcie! Tknij me jeno, tknij! — wrzeszczała wyzywająco.<br />
{{tab}}— Hale, spasła się na cudzej krzywdzie i będzie się tera czepiała ludzi, kiej rzep psiego ogona.<br />
{{tab}}— W czem cię to ukrzywdziłam, w czem?<br />
{{tab}}— Jak twojego wsadzą do kreminału, to się dowiesz!<br />
{{tab}}Wójtowa skoczyła z pięściami, szczęściem, co Hanka zdążyła ją odciągnąć i ostro powstała na obie:<br />
{{tab}}— Loboga, kobiety, a toć karczmę robicie z mojej chałupy.<br />
{{tab}}Przymilkły na to oczymgnienie, sapiąc jeno a dysząc, Dominikowej jaże łzy pociekły z pod szmat, jakimi miała przewiązane oczy, i lały się ciurkiem po wynędzniałej twarzy, jeno co pierwsza się opamiętała i, przysiadłszy, westchnęła, rozwodząc ręce:<br />
{{tab}}— Jezu, bądź miłościw mnie grzesznej!<br />
{{tab}}Wójtowa wyleciała z chałupy, kiej oszalała, ale, zawróciwszy już z drogi, wraziła głowę przez okno i zaczęła wołać do Hanki:<br />
{{tab}}— Mówię ci, wypędź z chałupy te lakudre! Wygoń ją, póki jeszcze pora, abyś potem nie pożałowała! Ani godziny nie ostawiaj pod swoim dachem, bo cię stąd wygryzie ta zaraza piekielna! Radzę ci, broń się, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_104" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/104"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/104|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/104{{!}}{{#if:104|104|Ξ}}]]|104}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Hanka! przez litości bądź la niej i przez miłosierdzia! Ona jeno czeka na twojego, obaczysz, co ci ona wystroi! — przechyliła się barzej na izbę i, grożąc pięściami Jagusi, wrzeszczała ze wszystkiej złości:<br />
{{tab}}— Poczekaj, ty piekielnico jedna, poczekaj! Nie zamrę spokojnie, do świętej spowiedzi nie pójdę, póki się nie doczekam, że cię ze wsi kijami wyświecą! A do sołdatów, suko jedna! Tam twoje miejsce, świński pomiocie, tam!<br />
{{tab}}I poleciała; w izbie zrobiło się cicho, jakby w grobie.<br />
{{tab}}Dominikowa jaże się trzęsła od tajonego płaczu, Magda huśtała dziecko, Hanka zapatrzyła się w komin, srodze zamedytowana, zaś Jaguś, chociaż jeszcze miała w twarzy hardość i zły prześmiech na wargach, ale pobielała na płótno, bo ją te ostatnie słowa ugryzły w samo serce; poczuła, jakby ją naraz sto nożów przebiło, i wszystkie rany spłynęły krwią serdeczną i wszystką mocą, ostawiając jeno nieopowiedziany żal, jakiś zgoła nieczłowiekowy żal, że chciała bić głową o ścianę i krzyczeć wniebogłosy, jeno co się przemogła i, szarpiąc matkę za rękaw, zaszeptała gorączkowo:<br />
{{tab}}— Chodźmy stąd, matko! Chodźmy prędko! Uciekajmy!<br />
{{tab}}— A dobrze! całkiem już osłabłam, ale ty musisz tu wrócić i przy swojem warować do ostatka.<br />
{{tab}}— Nie ostanę tutaj. Tak mi to wszystko obmierzło, że już dłużej nie ścierpię! Bodajem była nogi połamała, nim weszłam tutaj!<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_105" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/105"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/105|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/105{{!}}{{#if:105|105|Ξ}}]]|105}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Tak ci to źle z nami było, co? — szepnęła Hanka.<br />
{{tab}}— Gorzej, niźli temu psu na łańcuchu, że i w piekle musi być lepiej.<br />
{{tab}}— Dziwne, coś wytrzymała tak długo, przeciek cię nie przywiązywali za kulasy. Mogłaś se iść! Nie bój się, za nogi cię nie ułapię i prosiła nie będę, byś ostała!..<br />
{{tab}}— A pójdę, i niech was ta zaraza wytraci, kiejśta takie!<br />
{{tab}}— Nie pomstuj, bym ci swoich krzywd nie ciepnęła we ślepie!<br />
{{tab}}— Bo już wszystkie przeciwko mnie, cała wieś, wszystkie!..<br />
{{tab}}— Żyj poczciwie, a nikto ci nie rzuci i marnego słowa!<br />
{{tab}}— Cichoj, Jaguś, dyć Hanka ci nie przeciwna. Cichoj!<br />
{{tab}}— A niechta i ona pyskuje! A niechta! Mam gdzieś te szczekania. Cóżem to takiego zrobiła? Ukradłam? Zabiłam kogo, co?<br />
{{tab}}— Masz to jeszcze śmiałość pytać, co? — wyrzekła zdumiona Hanka, stając przed nią. — Nie ciągnij mnie za język, bym ci czego nie rzekła!<br />
{{tab}}— A mówcie! A pyskujcie! zarówno mi jedno! — wrzeszczała coraz zapalczywiej, złość się w niej rozsrożyła, kiej pożar, już była gotowa na wszystko, nawet na najgorsze.<br />
{{tab}}Hance naraz łzy zalały oczy, pamięć zdrad Antkowych tak boleśnie wgryzła się w serce, że ledwie już zabełkotała:<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_106" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/106"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/106|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/106{{!}}{{#if:106|106|Ξ}}]]|106}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A coś to z moim wyprawiała, co? Jeszcze cię Pan Bóg za mnie pokarze, obaczysz!.. Spokoju mu nie dawałaś... goniłaś za nim, kiej ta rozciekana suka... kiej ta... — tchu jej zbrakło, tak się zaniesła szlochem.<br />
{{tab}}A Jaguś spięła się, niby wilk, napadnięty w barłogu, gotowy już drzeć kłami, co mu się jeno nawinie, nienawiść buchnęła jej do głowy, a mściwość sprężyła pazury, aż skoczyła na izbę i, rozwścieklona do ostatka, jęła chlastać przyduszonemi słowami, kiejby tym biczem świszczącym:<br />
{{tab}}— To ja za nim latałam, ja! Cyganisz, kiej ten pies! Wszyscy ano wiedzą, jak się przed nim {{Korekta|oganiałam|ognaniałam!}} Dyć, kiej piesek, skamlał pode drzwiami, abym mu chocia trep swój pokazała! To on me niewolił! To on me otumanił i robił z głupią, co chciał! A tera powiem ci prawdę, jeno byś jej nie pożałowała. A to me miłował, że już nie wypowiedzieć! A tyś mu obmierzła, kiej ten stary, utytłany łach, że miał już chudziak po grdykę twojego kochania, jaże mu się odbijało, kiej po starem sadle, że jeno pluł, wspominając o tobie. Nawet gotów był sobie zrobić co złego, aby cie jeno nie widzieć więcej na oczy. Chciałaś, to masz prawdę. A zapamiętaj, co ci jeszcze dołożę: jak zechcę, to żebyś mu całowała nogi, kopnie cię, a za mną poleci w cały świat! Wymiarkuj to sobie i ze mną się nie równaj, rozumiesz, co?<br />
{{tab}}Wołała zjadliwie, władna już sobą i bez lęku, a tak urodna, jak nigdy. Nawet matka słuchała jej z podziwem i strachem, tak wynosiła się inna jakaś, zgoła obca i zarazem tak jakoś straszna, zła i groźna, kiej ta chmura trzaskająca piorunami.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_107" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/107"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/107|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/107{{!}}{{#if:107|107|Ξ}}]]|107}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Zaś Hankę słowa te poraziły, jakby na śmierć; biły ją do krwie, smagały bez litości, ni miłosierdzia i rozgniatały, kiej tego mizernego robaka; waliła się, kiej drzewo podarte piorunami, bez sił już i bez pamięci. Ledwie już poredziła nabrać powietrza zbielałemi wargami, opadła na ławę, a od tego bolu to wszystko się w niej rozsypywało w miałki, a płony piasek, że nawet łzy przestały cieknąć po twarzy, spopielałej od męki, chociaż ciężki, wzburzony szloch rozrywał jej piersi. Z lękiem patrzała przed siebie, kieby w jakąś głąb, nagle rozwartą, i drżała, niby to źdźbło, które wiater żenie na zatratę...<br />
{{tab}}Jaguś już dawno przestała i poszła z matką na swoją stronę, Magda się też wyniesła, nie mogąc się z nią dogadać, nawet Jóźka poleciała nad staw za kaczętami, a ona wciąż siedziała na jednem miejscu, kiej ta zmartwiała ptaszka, której wybierą pisklęta, że ni krzyczeć, ni bronić, ni uciekać już nie poredzi, a jeno czasem zabije skrzydłem i żałośnie zapiuka...<br />
{{tab}}Aż Pan Jezus zlitował się nad nią, dając folgę umęczonej duszy, że, przecknąwszy, padła przed obrazami, buchnęła rzęsistym płaczem i ochfiarowała się iść do Częstochowy, byle to wszystko, co usłyszała, było nieprawdą!<br />
{{tab}}A do Jagusi nie czuła nawet złości, tylko brał ją strach przed nią, i żegnała się, niby przed Złem, dosłyszawszy jej głos...<br />
{{tab}}Wreszcie zabrała się do roboty i, wezwyczajone ręce robiły prawie same, gdyż myślami była kajś daleko, nawet nie wiedząc, że dzieci wyprowadziła do <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_108" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/108"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/108|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/108{{!}}{{#if:108|108|Ξ}}]]|108}}'''<nowiki>]</nowiki></span>sadu, że uprzątnęła izbę i, nałożywszy jadłem dwojaki, pędziła Jóźkę, by je prędzej poniesła w pole.<br />
{{tab}}A kiej ostała sama i uspokoiła się nieco, jęła rozważać i medytować nad każdem słowem. Mądra była kobieta i dobra, to łacno przepuściła wszystkie swoje obrazy i krzywdy, ale zadraśniętego ambitu nie poredziła zapomnieć, że raz po raz biły na nią ognie, i serce się kurczyło od męki, a po głowie latały zamysły krwawej odemsty, aż wkońcu i to przemogła, bo szepnęła:<br />
{{tab}}— Juści, że mi się z nią nie równać w urodzie, trudno! Alem mu ślubna i matka jego dzieci! — duma ją rozparła i pewność siebie. — A poleci za nią, to i powróci! Przecie się z nią nie ożeni! — pocieszała się gorzko, wyglądając na świat.<br />
{{tab}}Południe się już podnosiło, słońce zawisło nad stawem, upał się tak wzmógł, że już parzyła ziemia i rozpalone powietrze zawiewało, kieby z pieca, ludzie już wracali z pól, a od topolowej niesły się wraz z tumanami kurzawy porykiwania spędzanego bydła, gdy naraz Hankę jakby tknęło jakieś postanowienie, wsparła się o ścianę i, pomyślawszy jeszcze jakieś Zdrowaś, obtarła oczy, przeszła sień, otworzyła drzwi do Jagusinej izby i powiedziała mocno, a całkiem spokojnie:<br />
{{tab}}— Wynoś mi się zaraz z chałupy!<br />
{{tab}}Jagna uniesła się z ławy i stanęły naprzeciw, mierząc się ślepiami przez długą chwilę, jaże Hanka cofnęła się nieco od proga i powtórzyła przychrzypniętym głosem:<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_109" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/109"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/109|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/109{{!}}{{#if:109|109|Ξ}}]]|109}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Wynoś mi się w ten mig, a nie, to cię każę parobkowi wyrzucić... W ten mig! — dodała nieustępliwie.<br />
{{tab}}Stara rzuciła się do niej przekładać i tłumaczyć, ale Jaguś jeno wzruszyła ramionami:<br />
{{tab}}— Nie gadajcie do tego pomietła! Wiadomo, o co jej idzie.<br />
{{tab}}Wyjęła ze spodu skrzynki jakiś papier.<br />
{{tab}}— O zapis ci chodzi, o te morgi, a to je weź sobie i nachlaj się niemi!<br />
{{tab}}Rzekła wzgardliwie, rzucając jej w twarz papierem:<br />
{{tab}}— Udław się niemi choćby na śmierć!<br />
{{tab}}I, nie bacząc na matczyne sprzeciwy, jęła śpiesznie wiązać toboły i wynosić je w opłotki.<br />
{{tab}}Hankę zemgliło, jakby ją kto trzasnął między oczy, ale papier podniesła i zagadała z pogrozą:<br />
{{tab}}— A prędzej, bo cię psami wyszczuję! — dławiło ją zdumienie, nie mogło się jej pomieścić w głowie, że to prawda. Jakże, całe sześć morgów pola rzuciła, kiej ten pęknięty garnek! Jakże! Musi być, co ma źle w głowie! — myślała, wodząc za nią oczami.<br />
{{tab}}Jagna zaś, nie zważając na nią, już się wzięła do zdejmowania swoich obrazów, gdy Jóźka przyleciała z wrzaskiem:<br />
{{tab}}— A korale mi oddajcie, moje są, po matce, moje...<br />
{{tab}}Jagna zaczęła je odwiązywać ze szyi, ale się nagle powstrzymała.<br />
{{tab}}— Nie, nie oddam! Maciej mi dali, to już są moje!<br />
{{tab}}Jóźka poczęła piekłować, jaże Hanka musiała ją skrzyczeć, by dała spokój, bo Jaguś jakby ogłuchła na <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_110" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/110"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/110|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/110{{!}}{{#if:110|110|Ξ}}]]|110}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zaczepki, a wyniósłszy wszystko swoje, poleciała po Jędrzycha.<br />
{{tab}}Dominikowa nie przeciwiła się już niczemu, lecz i nie odpowiadała na zagadywania Hanki, ni na Jóźczyne jazgoty, dopiero kiej zabrali rzeczy na wóz podniesła się i wyrzekła, grożąc pięścią:<br />
{{tab}}— By cię nie minęło co najgorsze!<br />
{{tab}}Hanka jaże ścierpła, ale, puszczając te słowa mimo uszów, zawołała:<br />
{{tab}}— A przypędzi bydło Witek, to ci twoją krowę zagna do chałupy! a po resztę niech kto przyleci wieczorem, to się pozgania.<br />
{{tab}}Odeszły milcząco, skręciły na drogę i szły, zwolna okrążając staw, samym jego brzegiem, jaże się odbijając w wodzie.<br />
{{tab}}Hanka długo patrzała za niemi, z jakąś dziwną zgryzotą i markotnością, a że nie miała czasu na rozważania, bo najemnicy ściągali z pola, to schowała zapis do skrzynki, pod klucz, zawarła ojcową stronę i zabrała się do obiadu, całe jednak przypołudnie chodziła struta i milcząca, nawet niechętnie dając ucho przypochlebnym słówkom Jagustynki.<br />
{{tab}}— Dobrzeście zrobili! Już dawno trza ją było wygonić. Rozpuściła się, kiej dziadowski bicz, bo któż jej co zrobi, kiej stara z proboszczem zapanbrat! Drugą toby już dawno wyklął z ambony!<br />
{{tab}}— Pewnie, juści! — przytwierdzała, odsuwając się, aby już więcej nie słuchać, a gdy wszyscy rozeszli się znowu do roboty, zabrała Jóźkę i poszły pleć len, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_111" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/111"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/111|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/111{{!}}{{#if:111|111|Ξ}}]]|111}}'''<nowiki>]</nowiki></span>bo się miejscami tak często puszczała złotucha, jaże niektóre zagony żółciły się już zdaleka.<br />
{{tab}}Skwapnie się wzięła do pielenia, lecz, mimo to, męczyły ją pogrozy Dominikowej i przejmowały niemałym lękiem, a głównie jednak rozmyślała, co Antek powie na to wszystko.<br />
{{tab}}— Jak mu pokażę zapis, to się rozchmurzy. Głupia! sześć morgów, toć prawie gospodarka! — myślała, spoglądając po polach.<br />
{{tab}}— Wiecie, a docna przepomniałyśmy o tym papierze o Grzeli.<br />
{{tab}}— Prawda! Przerywaj Jóźka, a ja poletę do księdza, on przeczyta.<br />
{{tab}}Nawet rada była, że pójdzie między ludzi, a przewie się, co na to wszystko powiadają.<br />
{{tab}}Przyogarnęła się nieco w chałupie, a wyjąwszy papier z za obraza, poszła z nim na plebanję. Nie zastała jednak księdza, był w polu przy swoich najemnikach, przerywających marchew; dojrzała go już zdala, bo stojał prawie całkiem rozdziany, w portkach jeno a w słomianym kapelusie, ale bliżej nie śmiała podejść, obawiając się, że musi już wiedzieć i jeszcze gotów ją wykrzyczeć przy ludziach. Zawróciła więc do młynarza, któren właśnie był wraz z Mateuszem puszczał na próbę tartak.<br />
{{tab}}— Przed chwilą żona mi opowiadała, jakżeście to wykurzyli macochę! Ho, ho, pliszka się widzi, a ma jastrzębie pazury! — zaśmiał się, bierąc się do czytania owego papieru, ale, jeno rzucił okiem, zawołał: — Zła nowina! Grzela wasz się utopił! Jeszcze na <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_112" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/112"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/112|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/112{{!}}{{#if:112|112|Ξ}}]]|112}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Wielkanoc! Piszą, że rzeczy po nim możecie odebrać u naczelnika, w powiecie...<br />
{{tab}}— Grzela nie żyje! Laboga! Taki młody i zdrów! A to mu było dopiero na dwudziesty szósty. Miał już wrócić we żniwa. Utopił się, we wodzie! Jezu miłosierny! — jęknęła, załamując ręce, srodze bowiem strapiła ją ta wiadomość.<br />
{{tab}}— Coś letko wama idą schedy, letko! — ozwał się drwiąco Mateusz. — Teraz jeno wygońcie Jóźkę, a już wszystko będzie wasze a kowalowe...<br />
{{tab}}— Skończyłeś to z Tereską, co już o Jagusi zamyślasz? — odcięła się, jaże młynarz gruchnął śmiechem, a on coś pilnie jął majdrować kole piły.<br />
{{tab}}— Nie da się zjeść w kaszy, chwat baba — powiedział za nią młynarz.<br />
{{tab}}Wstąpiła po drodze do Magdy, która, usłyszawszy nowinę, rozpłakała się i, chlipiąc rzewliwie, mówiła przez łzy:<br />
{{tab}}— Wola boska, moi drodzy. Juści, chłop jak dąb, jak mało któren w Lipcach, o dolo człowiekowa, dolo nieszczęsna! Dziś żyjesz, a jutro gnijesz. To już Michał pojedzie po te rzeczy po nim, co mają przepaść. Chudziaszek, a tak się darł do domu!..<br />
{{tab}}— Wszystko w Boskiem ręku. A do wody to zawdy szczęścia nie miał, baczycie to, jak się topił we stawie, co go ledwie Kłąb wyratował? Snadź już mu było pisane zginąć od niej!<br />
{{tab}}Wyżaliły się, spłakały i rozeszły, boć każda miała dosyć swoich codziennych turbacyj a zabiegów, zwłaszcza Hanka.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_113" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/113"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/113|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/113{{!}}{{#if:113|113|Ξ}}]]|113}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}A po wsi wmig się rozniesły te nowiny, że, schodząc z pól o zmierzchu, już sobie o tem rozpowiadali; juści, że Grzeli sielnie żałowano, co zaś do Jagusi, wieś się rozpołowiła, wszystkie bowiem kobiety, zwłaszcza starsze, wzięły stronę Hanki, zajadle powstając na Jagusię, za którą, chociaż nieśmiało, opowiadali się chłopi, że już z tego miejscami przychodziło do swarów...<br />
{{tab}}A nim wieczór zapadł, już na wsi huczało, kiej w ulu, kumy leciały do kum na poredę, poniektóre krzykały do się przez płoty i sady, to, dojąc krowy w opłotkach, raiły z przechodzącemi. Zmierzch się czynił luby, pachnący bowiem a chłodnawy, niebo wisiało jeszcze całe w bladem złocie zachodu, z pól niesły się strzykania koników i głosy przepiórek, a po rowach i bagnach sennie hukały żaby. Dziecińskie wrzawy, śpiewki, to poryki bydła, rżenia, beki, gęgoty i turkotania wozów trzęsły się nad wsią, zaś po drogach, nad stawem i kaj się kto z kim zetknął, rajcowano zawzięcie o wypadkach, to o tem, z czem chłopi powrócą od dziedzica.<br />
{{tab}}Mateusz, wracający z tartaku, nasłuchiwał tu i owdzie, ale jeno spluwał, klął zcicha i wymijał rozgadane kumy; dopiero pyskujące przed Płoszkami tak go rozeźliły, że się już wstrzymać nie poredził i powiedział wzburzony:<br />
{{tab}}— Hanka nie miała prawa jej wyganiać, na swojem siedziała. Antkowa może za taką śtukę dobrze posiedzieć i zapłacić!<br />
{{tab}}Zakrzyczała go gruba, rozczerwieniona Płoszkowa:<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_114" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/114"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/114|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/114{{!}}{{#if:114|114|Ξ}}]]|114}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Hanka grontu jej nie zapiera, wiadomo! Ale że Antek leda dzień wróci, to czego inszego się bojała! Hale, upilnuje to domowego złodzieja! A może miała patrzeć przez sitko, co?<br />
{{tab}}— I... grał, a trawy się dzierżał, wiecie! Gadacie, co wama ślina przyniesie, ale nie ze sprawiedliwości, a jeno przez czystą zazdrość!<br />
{{tab}}Jakby wraził kij między osy, tak się wszystkie rzuciły na niego.<br />
{{tab}}— A czegoż to mamy jej zazdrościć, co? Czego? Że latawica i tłuk, że ganiacie za nią, kiej te psy, że każdyby do niej rad pod pierzynę, że wstyd i obraza Boska przez nią idzie na całą wieś, co?<br />
{{tab}}— Może i tego wam żal, pies ta was wyrozumie! Pomietły juchy, strach im słońca. A bych była, kiej Magda z karczmy, i robiła co najgorsze, tobyście jej przepuściły, ale że urodniejsza nad wszystkie, to każdaby ją zosobna utopiła w łyżce wody.<br />
{{tab}}Rozjazgotały się nad nim, jaże musiał uciekać.<br />
{{tab}}— Żeby wam, psiekrwie, poodpadały jęzory! — klął i, przechodząc mimo domu Dominikowej, zajrzał w otwarte okna. W izbie się świeciło, Jagusi jednak dojrzeć nie mógł, a wejść się wagował, więc westchnął jeno, zawracając ku swojej chałupie, ale jakoś pokrótce natknął się na Weronkę, idącą do siostry.<br />
{{tab}}— Dopiero co byłam u was. Stacho drzewo obrobił i dół wykopał, możnaby rznąć, kiedy przyjdziecie?<br />
{{tab}}— Kiedy? A może na święty nigdy! Tak mi już wieś mierznie, że cheba prasnę wszystko o ziem i pójdę, kaj mnie oczy poniesą — zakrzyczał gniewnie i poleciał.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_115" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/115"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/115|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/115{{!}}{{#if:115|115|Ξ}}]]|115}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Dobrze go cosik ugryzło, kiej się tak bzdycy! — myślała, zwracając się do Borynów.<br />
{{tab}}Hanka sprzątała już po kolacji, ale zaraz ją wzięła na bok, opowiadając wszystko, jak było. Weronka z rozmysłem pominęła Jagusiną sprawę, a tylko rzekła o Grzeli:<br />
{{tab}}— Kiej pomarł, to wam jego część przychodzi do działu.<br />
{{tab}}— Prawda, jeszcze o tem nie pomyślałam.<br />
{{tab}}— A z tem, co dziedzic musi dać za las, to po jakie półwłóczku wypadnie na każdego, troje was jeno! Mój Boże, bogatym to i cudza śmierć na profit się obraca — westchnęła żałośnie.<br />
{{tab}}— Co mi tam bogactwo! — broniła się Hanka, lecz skoro się porozchodzili spać, wzięła rachować po swojemu i skrycie się cieszyć.<br />
{{tab}}Zaś potem, klękając do pacierzów, szepnęła z rezygnacją:<br />
{{tab}}— A skoro już pomarł, to już taka była wola boska. — I szczerze westchnęła za jego duszę.<br />
{{tab}}Nazajutrz kole południa wszedł do izby {{Korekta|Jambroży|Jambroży.}}<br />
{{tab}}— Kajżeście to chodzili? — spytała, rozpalając ogień na kominie.<br />
{{tab}}— U Kozłów byłem, dziecko się im oparzyło na śmierć. Wołała mnie, ale tam już jeno trumny potrza i pochowku.<br />
{{tab}}— Któreż to?<br />
{{tab}}— A to mniejsze, co je na zwiesnę przywiezła z Warsiawy. Wpadło do grapy z ukropem i prawie się ugotowało.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_116" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/116"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/116|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/116{{!}}{{#if:116|116|Ξ}}]]|116}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Cosik nie wiedzie się jej z temi znajdami.<br />
{{tab}}— A nie wiedzie. Nie traci ona na tem, dają na pochowek! Ale nie z tem do was przyszedłem.<br />
{{tab}}Podniesła na niego niespokojne oczy.<br />
{{tab}}— Wiecie, Dominikowa pojechała z Jagusią do sądu, pono skarżyć was będzie o wygnanie córki...<br />
{{tab}}— A niech skarży, co mi ta zrobi!<br />
{{tab}}— Były z rana u spowiedzi, a potem długo radziły z dobrodziejem, nie podsłuchiwałem juści, a mówię, co me jeno doszło piąte przez dziesiąte; tak się na was skarżyły, jaże proboszcz pięścią wygrażał.<br />
{{tab}}— Ksiądz, a wsadza nos w cudze sprawy! — wyrzekła porywczo, tak jednak zgryziona tą wiadomością, że cały dzień chodziła, kiej błędna, pełna trwóg i najgorszych przypuszczeń.<br />
{{tab}}O samym mroku jakiś wóz przystanął przed opłotkami.<br />
{{tab}}Wyleciała z chałupy zestrachana i dygocąca, wójt siedział na bryce.<br />
{{tab}}— O Grzeli już wiecie! — zaczął. — No, nieszczęście i tyla! Ale mam la was i dobrą nowinę: oto dzisiaj, abo najdalej jutro powróci Antek!<br />
{{tab}}— Nie zwodzicie mnie aby? — nie śmiała już zawierzyć.<br />
{{tab}}— Wójt wama mówi, to wierzcie! w urzędzie mi powiedzieli...<br />
{{tab}}— To i dobrze, kiej wraca, największa pora! — mówiła chłodno, jakby całkiem bez radości, a wójt pomedytował cosik i pomówił wielce przyjacielsko:<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_117" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/117"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/117|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/117{{!}}{{#if:117|117|Ξ}}]]|117}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="r03"/>{{tab}}— Źleście sobie poczęli z Jagusią! Już na was wniesła skargę, mogą was pokarać za samowolę i gwałt. Nie mieliście prawa jej ruchać, siedziała na swojem. Dopiero to będzie, jak Antek wróci, a was wsadzą! Z czystego przyjacielstwa wam radzę, załagódźcie tę sprawę! Zrobię, co jeno będę mógł, aby skargę odebrały ze sądu, ale krzywdę musicie sami odrobić.<br />
{{tab}}Hanka wyprostowała się i rzekła prosto z mostu:<br />
{{tab}}— Kogóż to bronicie, pokrzywdzonej czy swojej kochanicy?<br />
{{tab}}Sypnął koniom takie baty, jaże z miejsca poniesły!<br /><br />{{---|50}}<br /><section end="r03"/>
<section begin="r04"/>{{c|IV.}}<br />
{{tab}}Ale przez takie przeróżne a ciężkie przejścia Hanka całkiem nie mogła zasnąć tej nocy, a przytem cięgiem się jej widziało, że słyszy czyjeś kroki w opłotkach, to na drodze, to nawet jakby pod samą chałupą. Nasłuchiwała z bijącem sercem, ale cały dom spał głęboko, nawet dzieci nie matyjasiły, noc była głucha, chociaż widnawa, gwiazdy zaglądały w okna, i niekiedy poszumiały drzewa, gdyż jakoś od samego północka podniósł się wiater, przedmuchując kiej niekiej.<br />
{{tab}}W izbie było duszno i gorąco, zły fetor zalatywał od kacząt, nocujących pod łóżkami, ale Hance nie chciało się otworzyć okna, śpik już ją całkiem odszedł, parzyła ją pierzyna i poduszki zdały się rozpalone, kiej blachy, że jeno przewracała się z boku na bok,<section end="r04"/> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_118" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/118"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/118|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/118{{!}}{{#if:118|118|Ξ}}]]|118}}'''<nowiki>]</nowiki></span>coraz barzej niespokojna, boć te przeróżne pomyślunki roiły się we głowie, kieby mrowisko, obłażąc ją całą gorącemi potami, a przejmując takim dygotem, że już nie mogąc zapanować nad strachem, porwała się nagle z łóżka i boso, w koszuli, a z siekierą w garści, która się jakoś sama nawinęła, poszła w podwórze.<br />
{{tab}}Wszyćko tam stojało na rozcież wywarte, ale wszędy leżała niezgłębiona cichość śpiku. Pietrek chrapał, rozciągnięty pod stajnią, konie gryzły obroki, pobrzękując łańcuchami uździenic, zaś krowy, niepowiązane na noc w oborze, porozłaziły się w podwórzu, leżały, przeżuwając i glamiąc oślinionemi gębulami, podnosząc ku niej ciężkie, rogate łby i czarne, niepojęte gały ślepiów.<br />
{{tab}}Powróciła do łóżka i, leżąc z otwartemi oczami, znowu trwożnie nasłuchiwała, gdyż przychodziły takie chwile, w których byłaby dała głowę, jako wyraźnie roznoszą się jakieś głosy i głuche, dalekie kroki.<br />
{{tab}}— A może w którejś chałupie nie śpią i poredzają! — próbowała sobie wyrozumieć, lecz skoro jeno chyla tyla poszarzały okna, podniesła się i, narzuciwszy Antkowy kożuch, wyszła przed dom.<br />
{{tab}}W ganku Witkowy bociek spał na jednej nodze i ze łbem podwiniętym pod skrzydło, zaś w opłotkach bieliły się pokulone stadka gęsi.<br />
{{tab}}Czuby drzew już się wypinały z nocy, rosa kapała obficie z wierzchołków, trzepiąc o liście i trawy, zawiewał rzeźwy, krzepiący chłód.<br />
{{tab}}Niskie, sinawe opary obtulały pola, z których jeno kajś niekaj rwały się co wyższe drzewa, buchając wgórę, niby te czarne, gęste dymy.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_119" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/119"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/119|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/119{{!}}{{#if:119|119|Ξ}}]]|119}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Staw polśniewał, jak to ślepe, wielgachne oko, zasute pomroką, olszowe wysady gwarzyły nad nim cichuśko i trwożnie, gdyż wszystko jeszcze dokoła spało, zatopione w szarym, nieprzejrzanym mącie i cichości.<br />
{{tab}}Hanka przysiadła na przyźbie i, przytuliwszy się do ściany, zadrzemała, ani się tego spodziewając, na jakie dobre parę pacierzów, bo, kiej przecknęła, noc już była zbielała docna, i na wschodzie rozpalały się czerwone zorze, jako te łuny dalekie.<br />
{{tab}}— Jak wyszli o chłodzie, to ani chybi, co ino ich patrzeć! — myślała, wyzierając na drogę, tak się czuła skrzepioną tym krótkim śpikiem, że nie wróciła już do łóżka i, aby łacniej doczekać się słońca, wyniesła dziecińskie szmaty i poszła je przeprać we stawie.<br />
{{tab}}A dzień podnosił się coraz chybciej, że pokrótce zapiał kajś pierwszy kogut, a wnet po nim jęły trzepotać skrzydłami drugie i przekrzykiwać się rozgłośniej na całą wieś, zaś potem zaśpiewały skowronki, ale jeszcze zrzadka, i z przyziemnych mroków wyłaniały się zwolna bielone ściany, płoty, a puste, orosiałe drogi.<br />
{{tab}}Hanka prała zawzięcie, gdy naraz kajś niedaleko rozległy się ciche stąpania, przywarła w miejscu, kiej trusia, pilnie przezierając dokoła, jakiś cień przedzierał się z obejścia Balcerkowej i sunął czająco pod drzewami.<br />
{{tab}}— Juści, co od Marysi, ale kto? — ważyła, nie mogąc rozpoznać, gdyż cień przepadł nagle i bez śladu. — Taka harna, taka zadufana w swoją urodę, a puszcza na noc chłopaków! ktoby się to spodział!<br />
{{tab}}Myślała zgorszona, spostrzegając znowu, że młynarczyk przemyka się z drugiego końca wsi.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_120" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/120"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/120|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/120{{!}}{{#if:120|120|Ξ}}]]|120}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Pewnikiem z karczmy, od Magdy! A to, jak wilki, tłuką się po nocy. Co się to wyprawia! — westchnęła, lecz ją samą przejęły jakieś ciągotki, gdyż raz po raz przeciągała się z lubością, ale że woda była chłodnawa, to prędko przeszło, i wzięła nucić ściszonym, a tęsknością nabranym głosem:<br />
{{f|<poem>„Kiedy ranne wstają zorze!“</poem>|w=85%|przed=15px|po=15px}}
{{tab}}Pieśń leciała nisko, po rosie, wsiąkając w zróżowione świtania.<br />
{{tab}}Pora już była wstawać, po wsi zaczęły się rozlegać brzęki otwieranych okien, klekoty trepów i przeróżne głosy.<br />
{{tab}}Hanka, jeno rozwiesiwszy przeprane szmaty na płocie, poleciała budzić swoich, ale tak byli jeszcze śpikiem zmorzeni, że, co która głowa się uniesła, to zaraz padała ciężko, niczego nie miarkując.<br />
{{tab}}Zeźliła się niemało, gdyż Pietrek krzyknął na nią zgóry:<br />
{{tab}}— Psiachmać! Pora jeszcze, do słońca spał będę! — i ani się ruszył.<br />
{{tab}}Dzieci też jęły się mazać, a Jóźka skarżyła się żałośnie:<br />
{{tab}}— Jeszcze ździebko, Hanuś! Dyć dopiero co się przyłożyłam...<br />
{{tab}}Przyciszyła dzieci, powypędzała drób z chlewów, a przeczekawszy jeszcze z pacierz, już przed samym wschodem, kiej wyniesione niebo całkiem rozgorzało, a staw sczerwienił się od zórz, narobiła takiego piekła, jaże musieli się pozwlekać z barłogów. Wsiadła też <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_121" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/121"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/121|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/121{{!}}{{#if:121|121|Ξ}}]]|121}}'''<nowiki>]</nowiki></span>z miejsca na Witka, któren łaził zaspany, cochając się o węgły i drapiąc.<br />
{{tab}}— Jak cię czem twardem zleję, to przeckniesz! Czemuś to, pokrako jedna, krów nie powiązał do żłobów! Chcesz, aby se w nocy kałduny popruły rogami?<br />
{{tab}}Odszczeknął cosik, aż skoczyła do niego, szczęściem co nie czekał, więc zajrzawszy do stajni, czepiła się do Pietrka.<br />
{{tab}}— Konie dzwonią zębami o pusty żłób, a ty się wylegujesz do wschodu!<br />
{{tab}}— Wydzieracie się, kiej sroka na deszcz. Cała wieś słyszy! — mruknął.<br />
{{tab}}— A niech słyszy! Niech wiedzą, jakiś to wałkoń i próżniak! Czekaj, wróci gospodarz, to ci da radę, obaczysz! Jóźka — zakrzyczała znów w drugiej stronie podwórza — krasula ma twarde wymiona, ciągnij mocno, byś znowu pół mleka nie ostawiła! A śpiesz z udojem, na wsi już wyganiają krowy! Witek! bierz śniadanie i wypędzaj, a pogub mi owce, jak wczoraj, to się z tobą rozprawię! — rozrządzała, zwijając się sama, jak fryga; kurom podrzuciła przygarście ziarna, świniom, kwiczącym pod chałupą, wyniesła cebratkę z żarciem, cielęciu, odsadzonemu od matki, sporządziła picie, sypnęła kaszy gotowanej kaczętom i wygnała je na staw. Witek dostał pięścią za plecy i śniadanie do torby, nie przepomniała nawet boćka, stawiając mu w ganku żeleźniak z wczorajszemi ziemniakami, że przyczajał się, klekotał, a kuł w niego i wyjadał. Była wszędy, o wszystkiem pamiętała i na wszyćko miała sposobną radę.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_122" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/122"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/122|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/122{{!}}{{#if:122|122|Ξ}}]]|122}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}A skoro Witek pognał krowy i owce, zabrała się do Pietrka, nie mogąc ścierpieć, iż się wałęsa bez roboty.<br />
{{tab}}— Wyrzuć gnój z obory! krowom w nocy gorąco, i tytłają się, kiej świnie.<br />
{{tab}}Słońce właśnie co jeno wyjrzało z dalekości, ogarniając świat czerwonem, gorącem okiem, gdy zaczęły się schodzić komornice, robiące w odrobku za ziemię pod len i ziemniaki.<br />
{{tab}}Zapędziła Jóźkę do obierania ziemniaków, dała piersi dziecku i, okrywszy się w zapaskę, rzekła:<br />
{{tab}}— Miej ta baczenie na wszystko! A jakby Antek wrócił, daj znać na kapuśniki. Chodźta, kobiety, póki rosa a chłodniej, okopiemy nieco kapusty, a od śniadania wrócim do wczorajszej roboty.<br />
{{tab}}Powiedła je poza młyn, na niskie łąki i mokradła siwe jeszcze od rosy i mgieł opadających. Torfiaste ziemie uginały się pod nogami, kiej rzemienne pasy, zaś gdzie niegdzie tak było grząsko, że musiały obchodzić; w brózdach głębokich, niby rowy, stały spleśniałe wody, pokryte zieloną rzęsą.<br />
{{tab}}Na kapuśniskach nie było jeszcze nikogo, jeno czajki kołowały nad zagonami, a boćki chodziły kiwający, pilnie bobrując. Pachniało bagnem i surowizną tataraków a trzcin, co poobsiadały kępami stare, zapadłe doły torfowe.<br />
{{tab}}— Piękny czas, ale widzi mi się, na spiekę idzie — ozwała się któraś.<br />
{{tab}}— Dobrze, co wiater przechładza.<br />
{{tab}}— Bo rano, barzej on suszy, niźli słońce.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_123" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/123"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/123|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/123{{!}}{{#if:123|123|Ξ}}]]|123}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Dawno nie pamiętają tak suchego lata! — pogadywały, stając do roboty na wyniesionych zagonach kapusty.<br />
{{tab}}— Jak to wyrosła, już się poniektóre skłębiają na główki.<br />
{{tab}}— Żeby jeno nie objadły robaczyska. Susza, to mogą się jeszcze rzucić.<br />
{{tab}}— A mogą. Na Woli obżarły już ze szczętem.<br />
{{tab}}— W Modlicy zaś wyschła docna, musiały sadzić na nowo.<br />
{{tab}}Poredzały, dziabiąc motyczkami ziemię i kopiasto obsypując grzędy, galancie wyrosłe, ale i sielnie zachwaszczone, mlecze bowiem szły w kolano, a kacze ziela i nawet osty puszczały się gęsto, kiej las.<br />
{{tab}}— Czego człowiek nie sieje, ni potrzebuje, to się bujnie rodzi — zauważyła któraś, otrzepując ze ziemi jakiś chwast wyrwany.<br />
{{tab}}— Jak każde złe! Grzechu ano nikt nie posiewa, a pełno go na świecie.<br />
{{tab}}— Bo plenny! Moiściewy! póki grzechu, póty i człowieka. Przecie powiadają: bez grzechu nie byłoby śmiechu, albo to: kiejby nie grzech, toby człowiek dawno zdechł! Potrzebny musi być nacoś, jako i ten chwast, bo oba stworzył Pan Jezus! — prawiła po swojemu Jagustynka.<br />
{{tab}}— Pan Jezusby ta stworzył złe! Juści! Człowiek to jak ta świnia, wszyćko musi swoim ryjem pomarać! — rzekła surowo Hanka, iż pomilkły.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_124" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/124"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/124|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/124{{!}}{{#if:124|124|Ξ}}]]|124}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Słońce już się było wyniesło galancie i mgły opadły do znaku, kiej dopiero ode wsi zaczęły nadchodzić kobiety.<br />
{{tab}}— Robotnice! Czekają, aż im rosa przeschnie, żeby se nie zamoczyć kulasów — szydziła Hanka.<br />
{{tab}}— Niekażdy tak łasy na robotę, jako wy!<br />
{{tab}}— Bo niekażdy tak musi harować, niekażdy! — westchnęła ciężko.<br />
{{tab}}— Wasz wróci, to se odpoczniecie.<br />
{{tab}}— Już się do Częstochowskiej ochfiarowałam na Janielską, bych jeno powrócił. Wójt obiecował go na dzisia.<br />
{{tab}}— Z urzędu wie, to musi być co i prawda. Ale latoś sporo narodu wybiera się do Częstochowy. Organiścina pono idzie i powiada, co sam proboszcz poprowadzi kompanję!<br />
{{tab}}— A któż mu to poniesie brzucho! — zaśmiała się Jagustynka. — Sam go nie udźwignie bez tylachny karwas drogi. Obiecuje, jak zawdy.<br />
{{tab}}— Byłam już parę razy z kompanją, alebym co roku chodziła — westchnęła Filipka z za wody.<br />
{{tab}}— Na próżniaczkę kużden łakomy.<br />
{{tab}}— Jezu! — ciągnęła gorąco, nie bacząc na przycinki. — A dyć to człowiek jakby szedł do nieba, tak mu jest w tej drodze lekko i dobrze. A co się napatrzy świata, a co się nasłucha, co się namodli! Jeno parę niedziel, a widzi się człowiekowi, jakoby na całe roki zbył się bied a turbacyj. Jakby się potem na nowo narodził!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_125" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/125"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/125|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/125{{!}}{{#if:125|125|Ξ}}]]|125}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Prawda, to łaska Boska tak krzepi! Juści — przytwierdzały niektóre.<br />
{{tab}}Od wsi, ścieżką nad rzeką, między szuwarami a gęstą, młodą olszyną, przemykała się ku nim jakaś dziewczyna. Hanka przysłoniła oczy od słońca, ale nie mogła rozeznać, dopiero z bliska poznała Jóźkę, która leciała, jak jeno mogła, już zdala krzycząc i wytrząchając rękami:<br />
{{tab}}— Hanuś! Antek wrócili! Hanuś!<br />
{{tab}}Hanka prasnęła motyczką i porwała się, kiej ptak do lotu, ale się wmig opamiętała, opuściła podkasany wełniak i, chocia ją ponosiło, chocia serce się tłukło, że tchu brakowało i ledwie poredziła przemówić, rzekła spokojnie, jakby nigdy nic:<br />
{{tab}}— Róbcie tu same, a na śniadanie przychodźta do chałupy.<br />
{{tab}}Odeszła zwolna, bez pośpiechu, przepytując Jóźkę o wszystko.<br />
{{tab}}Kobiety poglądały na się, docna stropione jej spokojnością.<br />
{{tab}}— Jeno la oczów ludzkich taka spokojna. Żeby się nie prześmiewali, co jej pilno do chłopa. Jabym ta nie wytrzymała! — mówiła Jagustynka.<br />
{{tab}}— Ani ja! By się jeno Antkowi nie zachciało nowych jamorów...<br />
{{tab}}— Niema już na podorędziu Jagusi, to może mu się odechce.<br />
{{tab}}— Moiście! Jak chłopu zapachnie kiecka, to za nią w cały świat gotów.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_126" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/126"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/126|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/126{{!}}{{#if:126|126|Ξ}}]]|126}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Oj prawda, bydlę się nie tak łacno narowi do szkody, jak chłop niektóry...<br />
{{tab}}Plotły, ledwie się już ruchając przy robocie, a Hanka szła wciąż jednako i jakby z rozmysłu pogadując z napotkanymi, chocia i nie wiedziała, co mówi, ni co odpowiadają, bo w głowie miała to jedno, że Antek wrócił i na nią czeka.<br />
{{tab}}— I z Rochem przyszedł? — pytała jedno wkółko.<br />
{{tab}}— A z Rochem! Dyć już wam mówiłam!<br />
{{tab}}— A jaki, co? Jaki?<br />
{{tab}}— Wiem to jaki? Przyszedł i zaraz z progu pyta: kaj Hanka? Powiedziałam i zarno w te pędy po was, no i tyla!<br />
{{tab}}— Pytał o mnie! Niech ci Pan Jezus... Niech ci... — zaniesła się radością.<br />
{{tab}}Dojrzała go już zdaleka, siedział z Rochem w ganku, a uwidziawszy ją, wyszedł naprzeciw w opłotki.<br />
{{tab}}Szła ku niemu coraz wolniej i coraz ciężej, chytając się po drodze płota, gdyż nogi się pod nią gięły, brakowało tchu, dusiły łzy i w głowie miała taki mąt, co ledwie zdoliła wyjąkać:<br />
{{tab}}— Tyżeś to! Tyżeś! — łzy zalały resztę słów, nabranych radością.<br />
{{tab}}— A ja, Hanuś! Ja! — przygarnął ją mocno do piersi, a przytulał z dobrością i z całego serca. Cisnęła się też do niego zgoła już bez pamięci, a jeno te szczęsne łzy spływały ciurkiem po twarzy zbladłej i wargi się trzęsły, dawała mu się w ramiona wszystka, kiej to utęsknione dzieciątko.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_127" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/127"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/127|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/127{{!}}{{#if:127|127|Ξ}}]]|127}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Długo nie poredziła przemówić, ale cóż to mogła rzec i jak wypowiedzieć, co się w niej działo! Dyć byłaby klękała przed nim, dyć byłaby prochy zmiatała, więc jeno niekiedy rwało się jej z piersi jakieś słowo, padając, kiej to ważne ziarno i kiej ten kwiat, pachnący weselem i oroszony krwią serdeczną, a oczy wierne i oddane, oczy pełne bezgranicznego miłowania kładły mu się pod stopy, kiej psy, zdając się na wolę jego i na jego łaskę.<br />
{{tab}}— Zmizerowałaś się, Hanuś! — szepnął, gładząc ją pieściwie po twarzy.<br />
{{tab}}— Jakże... tylam przeniesła, tylam się wyczekała...<br />
{{tab}}— Zapracowała się kobieta — ozwał się Rocho.<br />
{{tab}}— To i wy jesteście! Całkiem o was przepomniałam! — jęła go witać i całować po rękach, on zaś rzekł żartobliwie:<br />
{{tab}}— Nie dziwota. Obiecałem go wam przywieść, to go sobie macie...<br />
{{tab}}— A mam! Mam! — zawołała, stając w nagłym podziwie przed Antkiem, wybielał bowiem, wydelikatniał i taki się widział urodny, mocarny, pański, jakby zgoła kto drugi, pojąć tego nie mogła.<br />
{{tab}}— Przemieniłem się to, co tak po mnie ślepiasz?<br />
{{tab}}— Niby nie, ale całkiem jesteś jakiś zgoła inakszy.<br />
{{tab}}— Poczekaj, pójdę w pole do roboty, to zarno będę, jak przódzi.<br />
{{tab}}Skoczyła naraz do izby po najmłodsze dziecko.<br />
{{tab}}— Jeszcze go nie widziałeś! — wołała, wynosząc rozkrzyczanego chłopaka — popatrz jeno, podobny do cię, jak dwie krople.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_128" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/128"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/128|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/128{{!}}{{#if:128|128|Ξ}}]]|128}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Sielny parob! — zawinął go w róg kapoty i pohuśtywał.<br />
{{tab}}— Rocho mu na imię! Pietras, a chodźże i ty do ojca — podsadziła starszego, że jął się gramolić na ojcowe kolana bełkocąc cosik. Antek objął obydwóch z dziwną czułością.<br />
{{tab}}— Robaki kochane, kruszyny najmilsze! Jakto już Pietras wyrósł, no, i po swojemu coś rajcuje.<br />
{{tab}}— Przecie, a taki sprzeciwny, a taki zmyślny, dorwie się jeno bata, to zara trzaska i gęsi wygania — przykucnęła przy nich. — Pietras, powiedz: tata! powiedz.<br />
{{tab}}Juści, co zamamrotał i nawet jeszcze więcej cosik gwarzył po swojemu, ciągając ojca za włosy.<br />
{{tab}}— Jóźka, czemu się to na mnie boczysz? Chodźże — zauważył.<br />
{{tab}}— A bo to śmię — pisknęła wstydliwie.<br />
{{tab}}— Chodźże, głupia, chodź! — przygarnął ją tkliwie, po bratersku. — Tera już me we wszyćkiem słuchaj, kiej ojca. Nie bój się, srogi la ciebie nie będę i krzywdy od mnie nie zaznasz.<br />
{{tab}}Rozpłakała się dziewczynina żalnie, wypominając ojca i brata.<br />
{{tab}}— Jak mi wójt pedział o jego śmierci, to jakby me kto kłonicą zdzielił, jaże me zamroczyło. Taki parob kochany, taki brat najmilejszy. I kto by się to spodział. Jużem sobie układał w głowie, jak się to grontem podzielim, nawet już o kobiecie la niego myślałem — wyrzekał cicho, z głęboką boleścią, jaże Rocho, aby odwrócić smutne myśle od wszystkich, zawołał, podnosząc się z miejsca:<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_129" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/129"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/129|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/129{{!}}{{#if:129|129|Ξ}}]]|129}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Dobrze wam gadać, a mnie już kiszki marsza grają.<br />
{{tab}}— Laboga, docna przepomniałam. Jóźka, łap no te żółte kogutki. Cipuchny! cip, cip, cip! A może jajków przódzi, co? A może chleba? świeży i masło wczorajsze! Urżnij łby i sparz wrzątkiem! Wnet je wam sprawię. To gapa ze mnie, żeby zabaczyć!<br />
{{tab}}— Ostaw, Hanuś, kogutki na potem, a sporządź cosik po naszemu. Tak mi się już przejadło to miesckie jedzenie, co ochotnie siędę przed miską ziemniaków z barszczem — śmiał się wesoło. — Jeno la Rocha zgotuj co inszego.<br />
{{tab}}— Bóg zapłać. Właśnie na to samo mam smaki!<br />
{{tab}}Hanka rzuciła się szykować, ale że ziemniaki już parkotały w garnku, to jeno wyniesła z komory kiełbasę do barszczu.<br />
{{tab}}— La ciebiem ostawiła, Jantoś. To z tej maciory, coś to ją kazał zaszlachtować przed Wielkanocą.<br />
{{tab}}— No, no, niezgorsze pęto, ale da Bóg, że je zmożemy. Hale, Rochu, a kajże to nasze gościńce?<br />
{{tab}}Stary podsunął spory tobół, z którego Antek jął wyjmować różności, a podawać każdej zosobna.<br />
{{tab}}— Naści, Hanuś, to la ciebie, jak ci kaj droga wypadnie — podał jej wełnianą chustę, takusieńką, jaką miała organiścina, całkiem czarna i w czerwone i zielone kraty.<br />
{{tab}}— La mnie. Żeś to pamiętał, Jantoś — jęknęła z niezgłębioną wdzięcznością.<br />
{{tab}}— Ba, żeby nie Rocho, tobym był zabaczył, ale przypomnieli i poszlim razem wybierać i kupować.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_130" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/130"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/130|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/130{{!}}{{#if:130|130|Ξ}}]]|130}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}A sporo nakupił, gdyż dodał żonie jeszcze trzewiki i chusteczkę na głowę jedwabną, modrą w żółte kwiatuszki. Jóźce dał taką samą, jeno co zieloną, oraz fryzkę i parę sznurków paciorków z długachną wstęgą do zawiązywania, zaś la dzieci przywiózł pierników i organki, nawet miał la kowalowej, bo cosik odłożył obwiniętego w papier, a nie zapomniał Witka, ni też o parobku.<br />
{{tab}}Jaże krzyknęły z podziwu na coraz nowe cudności, oglądając je i przymierzając z taką radością, że Hance łzy kapały po zrumienionej twarzy, a Jóźka za głowę chytała się w podziwie.<br />
{{tab}}Rocho się uśmiechał, zacierając ręce, Antek zaś jeno pogwizdywał.<br />
{{tab}}— Zarobiliśta sobie na gościniec. Rocho powiadał, jak to wszyćko szło składnie w gospodarce. Dajcie no spokój, nie la dziękowań przywiezłem — wołał, broniąc się, bo rzuciły się go ściskać i całować.<br />
{{tab}}— Ani mi się kiej śniły takie cudności — szepnęła łzawo Hanka, siadając przymierzać trzewiki. — Ciasne ździebko, nogi mi nabrzmiały od bosaka, ale na zimę będą w sam raz.<br />
{{tab}}Rocho jął się rozpytywać o wieś i różne sprawy, opowiadała jeno piąte przez dziesiąte, krzątając się tak pilnie kole jadła, że pokrótce zastawiła przed nimi ziemniaków szczodrze omaszczonych tęgą michę i nie mniejszą barszczu, w którym, kieby koło, pływała kiełbasa.<br />
{{tab}}Skwapnie się przypięli do śniadania.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_131" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/131"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/131|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/131{{!}}{{#if:131|131|Ξ}}]]|131}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— To mi dopiero jadło — pokrzykiwał wesoło — kiełbasa galancie czujna. Po tem to człowiek poczuje jakąś wagę w żywocie. A to me paśli w tem kreminale, żeby ich wciorności.<br />
{{tab}}— Dopieroś to się, chudziaku, namorzył głodem.<br />
{{tab}}— Jakże, toć wkońcu już nic jeść nie mogłem.<br />
{{tab}}— Powiadali chłopy, jak tam żywią, że pono pies jeno z głodu chyciłby się takiego jadła, prawda to?<br />
{{tab}}— Juści co prawda, ale najgorsze, że trza było siedzieć zawarty. Póki było zimno, to jeszcze, ale skoro dogrzało słońce i zaleciało mi ziemią, to myślałem, co się już wścieknę. Pachniała mi wola lepiej, niźli ta kiełbasa. Jużem kraty próbował rwać, jeno co przeszkodziły.<br />
{{tab}}— Prawda, co tam biją? — spytała lękliwie.<br />
{{tab}}— A biją! Są tam bowiem i takie zbóje, które już z czystej sprawiedliwości powinny co dnia brać kije. Mnie się ta nie ważono tknąć ni palcem. Niechby jucha spróbował który, dałbym mu tabaki, no!<br />
{{tab}}— Juści, ktoby cię ta przemógł, mocarzu, kto? — przyświarczała radośnie, wpatrzona w niego i czuwająca na najlżejsze skinienie.<br />
{{tab}}Rychło się jednak uwinęli z jadłem i zaraz poszli spać do stodoły, kaj już naniesła im Hanka do sąsieka pierzyn i poduszek.<br />
{{tab}}— Bójcie się Boga, toć stopimy się na skwarki — zaśmiał się Rocho.<br />
{{tab}}Już nie odrzekła, ale, zawarłszy za nimi wrota, wtedy dopiero całkiem osłabła i uciekła na ogród do pielenia pietruszki. Rozglądała się chwilę dokoła i {{pp|buch|nęła}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_132" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/132"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/132|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/132{{!}}{{#if:132|132|Ξ}}]]|132}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|buch|nęła}} płaczem. Płakała z radości, płakała, że słońce przygrzewało ją w plecy, że zielone drzewa chwiały się nad głową, że ptaki śpiewały, że pachniało wszystko i kwitnęło i że jej było tak dobrze, tak cicho i tak błogo na duszy, jakby po tej świętej spowiedzi, abo i jeszcze lepiej.<br />
{{tab}}— Żeś to wszystko sprawił, mój Jezu! — jęknęła, podnosząc łzawe oczy ku niebu, w najczystszej, zgoła niewypowiedzianej podzięce za tyle dobra, jakie ją spotkało.<br />
{{tab}}— I że się to już przemieniło! — wzdychała zdumiona, szczęsna, prawie wniebowzięta, że już cały czas, dopóki spali, chodziła ledwie przytomna ze szczęścia. Czuwała nad nimi, kiej kokosz nad pisklętami. Wyniesła dzieci daleko w sad, by czasem nie zakrzyczały. Przepędziła z podwórza wszelką gadzinę, nie bacząc nawet, że świnie pyskają wczesne ziemniaki, a kury rozgrzebują wschodzące ogórki. Już o całym świecie przepomniała, cięgiem zazierając do śpiących.<br />
{{tab}}A dzień tak się przykro dłużył, co już nie mogła sobie poredzić. Przeszło bowiem śniadanie, przeszedł obiad, a oni wciąż spali. Porozpędzała wszystkich do roboty, ani dbając, co się tam bez niej wyrabia, stróżując jeno, a cięgiem drepcąc od stodoły do chałupy.<br />
{{tab}}Sto razy wyjmowała gościniec przymierzać, oglądać i wołać.<br />
{{tab}}— A kaj to drugi taki dobry i pamiętliwy, kaj?<br />
{{tab}}Aż wkońcu poleciała na wieś, do kobiet, a kogo jeno dostrzegła, to mu już zdala krzyczała:<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_133" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/133"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/133|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/133{{!}}{{#if:133|133|Ξ}}]]|133}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Wiecie, a to mój powrócił. Śpi se tera w stodole.<br />
{{tab}}I śmiały się jej oczy i twarz i tak wszystka tchnęła rozradowaniem i weselem, jaże kobiety się dziwowały.<br />
{{tab}}— Urzekł ją ten wisielec, czy co? Docna zgłupiała.<br />
{{tab}}— Zarno się ona pocznie wynosić a nos zadzierać, obaczycie!<br />
{{tab}}— Niech jeno Antek wróci do dawnego, to jej rura zmięknie — poredzały.<br />
{{tab}}Juści, co nie słyszała tych pogadek, ale, przyleciawszy do chałupy, wzięła się na ostro do sporządzania sutego obiadu, lecz, dosłyszawszy gęsi, krzyczące na stawie, wypadła je przyciszać kamieniami, że ledwie z tego kłótnia nie wyszła z młynarzową.<br />
{{tab}}Właśnie co ino była podwieczorek posłała ludziom na pole, gdy chłopy przyszły ze stodoły. Narządziła im obiad pod domem w cieniu i na chłodzie, podając nawet gorzałkę i piwo, zaś na dojadkę postawiła z pół sitka dobrze źrałych wisien, które była przyniesła od księżej gospodyni.<br />
{{tab}}— Obiad suty, jakby na weselu — żartował Rocho.<br />
{{tab}}— Gospodarz wrócił, małe to jeszcze wesele? — odparła, zwijając się kole nich i mało wiele sama pojedając.<br />
{{tab}}Po skończeniu Rocho zaraz poszedł na wieś, obiecując się na wieczór, zaś ona spytała nieśmiele męża:<br />
{{tab}}— Chcesz to obejrzeć gospodarkę?<br />
{{tab}}— A dobrze! Święto się już skończyło, trza się będzie brać do roboty! Mój Boże, anim się spodział, co mi tak rychło przyjdzie ojcowizna!<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_134" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/134"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/134|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/134{{!}}{{#if:134|134|Ξ}}]]|134}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Westchnął i poszedł za nią; powiodła go najpierwej do stajni, kaj parskały trzy konie, a w zagrodzie kręcił się źrebak; potem do pustej obory, zaś jeszcze potem do stodoły, do tegorocznego siana; zaglądał nawet do chlewów i pod szopę, gdzie stały różne narzędzia i porządki.<br />
{{tab}}— Bryczkę trza będzie przetoczyć na klepisko, bo się docna rozeschnie.<br />
{{tab}}— A bo to raz przykazywałam Pietrkowi? Cóż, kiej me nie słuchał.<br />
{{tab}}Zaczęła zwoływać prosięta i drób, sielnie się przechwalając dużym przychowkiem, a kiej i to obejrzał, rozpowiedała szeroko o polnych robotach, gdzie co posiane i wiela każdego zosobna, pilnie przytem naglądając mu w oczy i wyczekująco, ale on sobie wszyćko poukładał w głowie po porządku, przepytując jeno o to i owo, a dopiero wkońcu rzekł:<br />
{{tab}}— Jaże uwierzyć trudno, żeś to wszystkiemu sama uredziła!<br />
{{tab}}— La ciebie tobym i więcej zmogła — szepnęła gorąco, strasznie rada z pochwały.<br />
{{tab}}— Chwat z ciebie, Hanuś, chwat! anim się spodział, coś taka.<br />
{{tab}}— Było potrza, to juści co człowiek kulasów nie pożałował.<br />
{{tab}}Obejrzał nawet sad, pełen wiśni już przez pół czerwonych, i grzędy, kaj rosły cebule, pietruszka i kapuściane wysadki.<br />
{{tab}}Wracali już zpowrotem, gdy, przechodząc kole ojcowej strony, zajrzał do środka przez wywarte okno.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_135" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/135"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/135|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/135{{!}}{{#if:135|135|Ξ}}]]|135}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A kajże to Jagna? — latał zdumionemi oczami po pustej izbie.<br />
{{tab}}— A kaj! u matki! Wygnałam ją! — rzekła twardo, podnosząc na niego oczy.<br />
{{tab}}Ściągnął brwie, przedeliberował czas jakiś i, zapalając papierosa, rzucił spokojnie, jakby odniechcenia:<br />
{{tab}}— Dominikowa zły pies, nie przepuści nam bez precesu.<br />
{{tab}}— Już pono wczoraj latały ze skargą do sądu.<br />
{{tab}}— Od skargi do wyroku droga szeroka. Ale trza to będzie wziąć dobrze na rozum, by nam nie wystroiła jakiego figla.<br />
{{tab}}Opowiadała, z czego to wszystko poszło i jak się stało, wiele juści pomijając, nie przerywał, ni pytał, brwie jeno marszcząc i łyskając oczami; dopiero, kiej mu zapis podała, ośmiał się kąśliwie:<br />
{{tab}}— Tyle wart, co możesz z nim bieżyć za ścianę.<br />
{{tab}}— A juści, przecie to ten sam, co go jej dali ociec.<br />
{{tab}}— I stoi właśnie złamany patyk! Jakby się odpisała u rejenta, toby co znaczyło. La śmiechu go rzuciła!<br />
{{tab}}Cisnął ramionami, zabrał Pietrusia na ręce i ruszył do przełazu.<br />
{{tab}}— Obaczę pola i wrócę! — rzucił za siebie, iż ostała, chociaż dziwnie pragnęła z nim poleźć, on zaś mijając bróg, już odnowiony i pełen siana, przyglądał mu się z pod oka.<br />
{{tab}}— Mateusz go wyporządził. Samej słomy na dach wykręcili ze trzy kopy — wołała za nim, stojąc na przełazie.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_136" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/136"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/136|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/136{{!}}{{#if:136|136|Ξ}}]]|136}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A dobrze, dobrze — mruknął, nie był ta ciekaw bele czego. Przeszedł ziemniakami i puścił się miedzą.<br />
{{tab}}Latoś na polach z tej strony wsi były prawie same oziminy, i bez to niewiela ludzi spotykał po drodze, a z kim się zszedł, tego witał krótko i prędko przechodził. Zwalniał jednak coraz bardziej, gdyż Pietruś mu ciążył i jakoś dziwnie rozbierało go nagrzane, ciche powietrze. Przystawał, to siadał, nie przestając oglądać prawie każdego zagona zosobna.<br />
{{tab}}— Ho, ho! żółtocha dusi len! — wykrzyknął, stając przy zagonach, niebieskich od kwiatów, ale gęsto poprzerabianych żółciznami — kupiła siemię zapaskudzone i nie przewiała!<br />
{{tab}}Wstrzymał się potem przy jęczmieniu, który był mizerny i już przypalony, a ledwo widny z pod ostów, rumianków i szczawiów.<br />
{{tab}}— Na mokro siali! Spyskał rolę, kiej świnia! A żeby cię, jucho, pokręciło za taką uprawę! A jak to ścierwo zbronował! sam perz i kotyry!<br />
{{tab}}Splunął rozeźlony i wszedł na ogromny łan żyta, co, niby wody, spławione we słońcu, kolebały mu się do nóg, bijąc chrzęstliwemi, ciężkiemi kłosami. Rozradował się głęboko, gdyż było pięknie wyrośnięte, słomę miało grubą i kłosy, niby baty.<br />
{{tab}}— Kiej bór idzie! Ojcowego to jeszcze siania! We dworze nielepsze! — wykruszył kłos, ziarno było dorodne i pełne, ale jeszcze miękkie — za dwa tygodnie czas mu będzie pod kosę! Byle jeno grady nie zbiły.<br />
{{tab}}Ale nad pszenicą najdłużej się cieszył i napasał oczy, bo, chociaż szła nierówno, kłębami a zatokami, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_137" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/137"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/137|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/137{{!}}{{#if:137|137|Ξ}}]]|137}}'''<nowiki>]</nowiki></span>lecz z czarniawych, lśniących piór już się łuskały gęste i wielkie kłosy.<br />
{{tab}}— Sypnie niezgorzej. Trzeba jeszcze miejscami przysiec, za bujna. Na górce, a nic ją nie przypaliło! Czyste złoto idzie!<br />
{{tab}}Był coraz dalej, wspinając się zwolna pod łagodne wzgórze, na którym wyrastała czarna ściana boru. Wieś ostała za nim, jakby na samem dnie, pławiła się w sadach, a przez przerwy między chałupami polśniewał staw lub jakieś okno zagrało w słońcu.<br />
{{tab}}Kajś pod smętarzem cięli koniczynę i kosy migotały nad ziemią, niby te sine błyskawice, gdzie znów czerwieniały kobiece przyodziewy, i stada białych gęsi pasły się na wąskich ugorach, a za wsią, w zielonych polach ziemniaków ruchali się ludzie, kiej mrówki, zaś jeszcze wyżej, w nieprzejrzanych dalekościach majaczyły jakieś wsie, domy samotne, drzewa pogarbione nad drogami, wielgachne pola i widziały się jakoby potopione w modrawej i wrzącej wodzie.<br />
{{tab}}Głęboka cichość szła górą nad ziemiami, rozpalone powietrze jaże ślepiło migotem, ziejąc takim skwarem, że skroś tych białawych, roztrzęsionych płomi jeno niekiej przeleciał bociek, ważąc się ciężko na omdlałych skrzydłach, i zaziajane wrony przefrunęły.<br />
{{tab}}Skowronki śpiewały kajś niedojrzane, niebo wisiało wysokie, rozpalone i czyste, że tylko gdzie niegdzie warowała na tych niebieskich polach jakaś biała chmurka, kieby ta owca zbłąkana.<br />
{{tab}}Zaś po ziemiach baraszkował suchy i gorący wiater, przewalając się, jak pijany, czasem podrywał się <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_138" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/138"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/138|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/138{{!}}{{#if:138|138|Ξ}}]]|138}}'''<nowiki>]</nowiki></span>z prześwistem, jaże płoszyły się ptaki, albo gdziesik przyczajony buchał znagła we zboża i skłębiał je, mącił, wzburzał do dna i przepadał znowu niewiada kaj, a rozkolebane zagony długo jeszcze gędziły i cichuśko, jakby się skarżąc na wisusa.<br />
{{tab}}Antek przystanął pod lasem, na ugorze i znowu się ozgniewał.<br />
{{tab}}— Jeszcze nie podorany! Konie stoją przez roboty, gnój spala się na kupie, a ten ani się zatroszczy! Ażeby cię! — zaklął, ruszając pod borem ku krzyżowi na topolowej drodze.<br />
{{tab}}Zmęczony się czuł, w głowie mu szumiało i kurz zapierał gardziel, przysiadł pod krzyżem w cieniu brzózek, ułożył na kapocie śpiącego Pietrusia i, obcierając rzęsisty pot, zapatrzył się we świat i zamedytował.<br />
{{tab}}Słońce skłoniło się nad bory, i pierwsze lękliwe cienie wyłoniły się z pod drzew, czołgając się ku zbożom. Bór cosik gwarzył zcicha czubkami, płonącemi w słońcu, a gęste podszycia leszczyn i osik trzęsły się, jakby w zimnicy. Dzięcioły kuły zawzięcie i kajś daleko skrzeczały sroki. Czasem, między omszałymi dębami zamigotała żołna, jakby kto cisnął kłębkiem zwiniętej tęczy.<br />
{{tab}}Chłód zawiewał z omroczonych, cichych głębin, tylko kajś niekaj podartych słonecznemi pazurami.<br />
{{tab}}Zalatywało grzybami, żywicą i rozprażonym bajorem.<br />
{{tab}}Naraz jastrząb wyprysnął nad las, zatoczył krzyżem nad polami, ważył się chwilę i spadł, kiej piorun we zboża...<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_139" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/139"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/139|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/139{{!}}{{#if:139|139|Ξ}}]]|139}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Antek porwał się bronić, ale już było za późno, posypała się kurzawa piór, zbój uciekł, jękliwie zakrzyczały kuropatki, a jakiś zajączek zestrachany gnał naoślep, jeno mu bielało podogonie.<br />
{{tab}}— Jak se to wypatrzył! Rabuś jucha! — szepnął, siadając zpowrotem — cóż, kiej i jastrząb musi się pożywić, i choćby ta glista najmarniejsza. Takie już urządzenie na świecie! — medytował, okrywając Pietrusiową gębusię, gdyż pszczoły brzęczały nad nią zawzięcie, a jakiś kosmaty trzmiel buczał nieustannie.<br />
{{tab}}Spomniał sobie, jak to jeszcze niedawno wydzierał się na wolę, do tych pól, jak mu to dusza dziw nie uschła z tęsknicy!<br />
{{tab}}— Wymęczyły me, ścierwy! — zaklął, nie ruchając się już z miejsca, bo tuż przed nim, z żyta wyściubiały lękliwe głowy przepiórki, nawołując się po swojemu, ale wmig się pokryły, gdyż cała banda wróblego narodu spadła na brzozy, stoczyła się w piach, jazgocząc zapamiętale, tłukąc się a bijąc i swarząc, aż ścichły nagle, przywierając do miejsc, jastrząb znowuj zakołował i tak nisko, jaże cień leciał po zagonach.<br />
{{tab}}— Dał wam radę, pyskacze! Akuratnie bywa takusieńko z ludźmi! Więcej zrobi z niejednym pogrozą, niźli skamlaniem — rozważał.<br />
{{tab}}Pliszki się pokazały pobok, na drodze, trzęsły ogonami, szwendając się tak zbliska, iż skoro poruszył ręką, odleciały za rów.<br />
{{tab}}— Głupie! Mało co, a byłbym którą chycił la Pietrusia!<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_140" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/140"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/140|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/140{{!}}{{#if:140|140|Ξ}}]]|140}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Wrony wylazły z lasu, maszerowały koleinami, wydziobując, co się dało, ale, poczuwszy człowieka, jęły ostrożnie, z przekrzywionemi łbami zazierać w niego i obchodzić, podskakując coraz bliżej, a stopercząc obmierzłe, zbójeckie dzioby.<br />
{{tab}}— Nie pożywita się mną — rzucił grudkę, uciekły cicho, jak złodzieje.<br />
{{tab}}Zaś potem, że siedział jakby w odrętwieniu, zapatrzony we świat i całą duszą zasłuchany w jego głosy, to wszelaki stwór jął zuchwale ciągnąć na niego; mrówki łaziły mu po plecach, motyle raz po raz przysiadały we włosach, boże krówki szukały czegoś po twarzy, a zielone, spasłe liszki pięły się skwapnie na buty, to leśne ptaszki cosik mu zaświergoliły nad głową, i wiewiórka, przewijając się od boru, zadarła rudy ogon, ważąc się przez mgnienie, czyby nie chycnąć na niego, ale on ani już o czem wiedział, grążył się bowiem w czemściś, co buchało z tych ziem nieobjętych, sycąc mu duszę upojną i zgoła niewypowiedzianą słodkością.<br />
{{tab}}Zdało mu się, jakoby z tym wiatrem przewalał się po zbożach; jakby polśniewał mięciuśką, wilgotną runią traw; jakby toczył się strumieniem po wygrzanych piachach skroś łąk, przejętych zapachem sianokosów; to jakby z ptakami leciał kajś wysoko, górnie nad światem i krzykał z mocą niepojętą do słońca; to znowu jakby się stawał szumem pól, kolebaniem się borów, siłą i pędem wszelakiego rostu i wszystką potęgą tej ziemi świętej, rodzącej w śpiewaniach i weselu. I sobą się wiedział, wszyćkim się wiedząc {{pp|za|razem}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_141" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/141"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/141|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/141{{!}}{{#if:141|141|Ξ}}]]|141}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|za|razem}}, bo i tem, co się obaczy i poczuje, czego się dotknie i co się wyrozumie, ale i tem, czego niesposób nawet pomiarkować, a co jeno poniektóra dusza w godzinę śmierci przejrzy i co się w człowiekowem sercu tylko kłębi, wzbiera i ponosi ją w jakąś niewiadomą stronę i łzy słodkie wyciska i nieukojoną tęsknicą, kieby kamieniem, przywala.<br />
{{tab}}Szło to przez niego, niby chmura, że, nim co pojął, już inne następowały, już nowe i barzej jeszcze niepojęte.<br />
{{tab}}Był na jawie, a śpik sypał mu w oczy makiem i wodził kajś ponad dole i stronami zachwyceń prowadził, że już wkońcu poczuł się niby w czas podniesienia, kiej dusza gdziesik się wzniesie i płynie klęczący na jakieś janielskie ogrody, na jakieś nieba i raje pełne szczęśliwości.<br />
{{tab}}Kwardy był przeciek i do tkliwości nieskory, ale w tych dziwnych minutach gotów był paść na ziem, przywrzeć do niej gorącemi ustami i obejmować cały ten świat kochany.<br />
{{tab}}— Nic, jeno me tak powietrze rozbiera! — bronił się, trąc oczy kułakiem i srożąc brwie, ale bo to poredził się przemóc, bo to mógł zdusić w sobie kuntentność, która go przepalała?<br />
{{tab}}Na ziemi się bowiem znowu poczuł, na ojcowej i praojcowej grudzi, między swoimi, to i nie dziwota, co radowała mu się dusza, i każde bicie serca zdało się wołać na świat cały mocno i radośnie:<br />
{{tab}}— Dyć znowu jestem! Jestem i ostanę!<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_142" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/142"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/142|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/142{{!}}{{#if:142|142|Ξ}}]]|142}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Prężył się w sobie, gotów dźwignąć się na to nowe życie, którem już szedł ociec, jakim przeszły dziady i pradziady i, tak samo jak oni, pochylał bary, by wziąć ciężki trud i ponieść go nieulękle i niestrudzenie, aż póki Pietruś nie zastąpi go zkolei...<br />
{{tab}}— Tak już być musi! Młody po starym, syn po ojcu, a posobnie, a cięgiem, dopóki Twoja wola, Jezu miłosierny — dumał surowo.<br />
{{tab}}Wsparł głowę na rękach i pochylał nisko ociężałą głowę, gdyż nawiedziły go całą ciżbą przeróżne myśle i spominania, zaś jakiś głos kwardy i karcący, jak gdyby głos sumienia, jął mu prawić swoje gorzkie i bolesne prawdy, przygiął się przed nim i ukorzył wyznając się ze wszystkich przewin i grzechów...<br />
{{tab}}Ciężką mu była ta spowiedź i zgoła niełacnem pokajanie, ale przemógł hardość, zdusił w sobie ambit i pychę, patrząc w całe swoje życie nieubłaganemi oczami opamiętania; każdą sprawę swoją przezierał tera do dna, bierąc ją na rozum i na srogi sąd.<br />
{{tab}}— Głupi byłem i tyla! Na świecie musi iść swoim porządkiem! Juści, mądrze powiedzieli ociec: jak wszystkie jadą w jedną stronę, źle takiemu, któren z woza spadnie, pod koła zleci! Koni na piechotę się nie zgoni! Że to kużden człowiek musi wszyćko dochodzić swoim rozumem! Drogo niejednemu wychodzi! — myślał smutnie i cierpki prześmiech okolił mu wargi.<br />
{{tab}}Z boru zaczęły klekotać kołatki, a porykiwania ciągnących stad.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_143" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/143"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/143|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/143{{!}}{{#if:143|143|Ξ}}]]|143}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Podniósł Pietrusia i ruszył bokiem topolowej, przepuszczając stada, idące z leśnych pastwisk.<br />
{{tab}}Kurz się wznosił z pod kopyt i bił ponad topole, kiej chmura, w zaczerwienionych od zachodu tumanach chwiały się rogate, ciężkie łby i raz po raz skłębiały się owce, obganiane przez pieski, gdyż cięgiem się rwały w przydrożne zboża, pokwikiwały świnie, prażone batami, cielaki z bekiem szukały pogubionych matek; paru pastuchów jechało na koniach, a reszta szła ze stadami, trzaskając z batów, gwarząc a pokrzykując; któryś zawodził, jaże się rozlegało.<br />
{{tab}}Antek ostawał już za wszystkimi, kiej go dojrzał Witek i przyleciał całować w rękę na powitanie.<br />
{{tab}}— Niezgorzej, widzę, podrosłeś! — ozwał się łaskawie do chłopca.<br />
{{tab}}— Prawda, bo już te portki, com dostał jesienią, są mi po kolana.<br />
{{tab}}— Nie bój się, da ci nowe gospodyni, da! Mają to krowy co jeść?<br />
{{tab}}— Bogać ta mają, docna już trawę wypaliło, żeby im gospodyni nie podtykała w oborze, toby całkiem zgubiły mleko. Dajcie mi Pietrusia przewieźć go ździebko na koniu — prosił.<br />
{{tab}}— Hale, jeszcze się nie utrzyma i zleci!<br />
{{tab}}— A mało go to już woziłem na źróbce! Przecie trzymał go będę, chłopak jaże piszczy do konia. — Zabrał go i usadził na jakiejś starej szkapie, wlekącej się ze łbem opuszczonym, Pietruś chycił się rączynami grzywy, zabił gołemi piętami końskie boki, a krzykał radośnie.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_144" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/144"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/144|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/144{{!}}{{#if:144|144|Ξ}}]]|144}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Jaki to chwat! parobek mój kochany! — szepnął Antek, skręcił zaraz w pole i miedzami dobierał się drogi biegnącej za stodołami.<br />
{{tab}}Słońce tylko co zaszło, i całe niebo stanęło we złocie i bledziuśkich zieleniach, wiater ustał, zboża zwiesiły ociężałe kłosy, a po rosach leciały wsiowe wrzawy i jakieś dalekie przyśpiewki.<br />
{{tab}}Szedł zwolna, jakby ociężony spominkami, gdyż Jagusia przychodziła mu na pamięć, raz po raz widział przed sobą jej modre oczy i lśniące zęby i te czerwone, nabrane wargi, tchnące tak jakoś zbliska, jaże się wzdrygał i przystawał. Jak żywa mu stawała, przecierał oczy, odganiając ją z pamięci, ale kieby naprzekór szła pobok, biedro w biedro, jak niegdyś, i jak niegdyś, zdało się od niej buchać lubym żarem, aże krew uderzała mu do głowy.<br />
{{tab}}— A może i dobrze, co ją wypędziła z chałupy! Kiej ta zadra mi uwięzła, kiej ta boląca zadra. Ale co było, to i nie wróci — westchnął z dziwnie ściśniętem sercem. — Niesposób. — I, prostując się, rzucił ostro sam sobie:<br />
{{tab}}— Skończyło się psie wesele! — wszedł już w obejście.<br />
{{tab}}W podwórzu gwarno było i ludnie, krzątali się kole wieczornych obrządków, Jóźka krowy doiła pod oborą, wydzierając się piskliwą nutą, zaś Hanka kluski zagniatała na ganku.<br />
{{tab}}Antek przerzekł cosik do Pietrka, pojącego konie, i wszedł oglądać ojcową stronę; przyleciała za nim Hanka.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_145" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/145"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/145|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/145{{!}}{{#if:145|145|Ξ}}]]|145}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Trza będzie wyporządzić i przeniesiemy się tutaj. Jest to wapno?<br />
{{tab}}— Kupiłam jeszcze w jarmarek, zaraz jutro zawołam Stacha, to wybieli. Juści co na tej stronie będzie nam sposobniej.<br />
{{tab}}Medytował cosik, obchodząc wszystkie kąty.<br />
{{tab}}— Byłeś w polu? — spytała nieśmiało.<br />
{{tab}}— Byłem, wszyćko dobrze, Hanuś, że i sambym lepiej nie zarządził.<br />
{{tab}}Pokraśniała strasznie, rada pochwale.<br />
{{tab}}— Jeno Pietrkowi świnie pasać, a nie robić w groncie! Paparuch!<br />
{{tab}}— Abo to nie wiem! Jużem się nawet przewiadywała o nowego parobka.<br />
{{tab}}— Wezmę ja go w garście, a nie posłucha, to wygonię na cztery wiatry!<br />
{{tab}}Chciała jeszcze coś pedzieć, ale dzieci zakrzyczały, i poleciała do nich, zaś Antek ruszył w podwórze, przepatrując wszystko bacznie, a tak surowo, że, choć tylko niekiedy rzucił jakie słowo, a Pietrkowi jaże skóra cierpła, i Witek, bojąc mu się nawijać na oczy przemykał się jeno zdala, stronami...<br />
{{tab}}Jóźka doiła już trzecią krowę, śpiewając coraz rozgłośniej:<br />
{{f|<poem>„Stój, siwulo, stój!
Skopkę mleka dój“.</poem>|w=85%|przed=15px|po=15px}}
{{tab}}— A to się drzesz, jakby cię kto ze skóry obłupiał! — krzyknął na nią.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_146" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/146"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/146|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/146{{!}}{{#if:146|146|Ξ}}]]|146}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Urwała znagła, ale że była harda i nieustępliwa, to zaśpiewała dalej, jeno co już ciszej i jakby lękliwiej:<br />
{{f|<poem>„Kazała cię matka prosić,
Żebyś mleka dała dosyć,
Stój, siwulo, stój!“</poem>|w=85%|przed=15px|po=15px}}
{{tab}}— Zawarłabyś ano gębę, gospodarz w chałupie! — skarciła ją Hanka, dźwigając picie la ostatniej krowy — zaraz tu będzie posłuch — dodała.<br />
{{tab}}Odebrał jej cebratkę i, stawiając ją krowie, powiedział ze śmiechem:<br />
{{tab}}— Drzyj się, Józia, drzyj, a to szczury prędzej uciekną z chałupy...<br />
{{tab}}— A zrobię, co mi się spodoba! — warknęła harno i zaczepnie, ale, skoro odeszli, przycichła zaraz, bocząc się jeno na brata i pyrchając nosem.<br />
{{tab}}Hanka zwijała się teraz kole świń, tak skwapnie dygując ciężkie cebrzyki z żarciem, jaże jej pożałował, bo rzekł:<br />
{{tab}}— Niech chłopaki zaniesą, za ciężko, widzę, na ciebie! Poczekaj, zgodzę ci dziewkę, bo Jagustynka tyla ci pomaga, co ten pies napłacze. Kajże to ona dzisia?<br />
{{tab}}— Do dzieci poleciała, na zgodę idzie z niemi! Dziewka juści coby się zdała, jeno co tylachny koszt. Poredziłabym sama, ale, jak każesz... twoja wola... — dziw, że go w rękę nie pocałowała z wdzięczności, ale jeno dorzuciła radośnie: — I gąsków możnaby więcej przychować, a i drugiego karmika mieć na przedanie!<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_147" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/147"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/147|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/147{{!}}{{#if:147|147|Ξ}}]]|147}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Na gospodarce siedlim, to i po gospodarsku trza nam poczynać, jak to przódzi bywało, za ojców! — powiedział po długiem deliberowaniu.<br />
{{tab}}A po kolacji wyniósł się pod chałupę, gdyż zaczęli się schodzić znajomkowie a przyjacioły, witając i ciesząc się jego powrotem.<br />
{{tab}}Przyszedł Mateusz z Grzelą, wójtowym bratem, przyszedł Stacho Płoszka, Kłąb ze synem, stryjeczny Adam i drugie.<br />
{{tab}}— Wyglądalim cię, jak kania deszczu! — rzekł Grzela.<br />
{{tab}}— A cóż, trzymały me i trzymały, kiej wilki! Ani sposób było się wydrzeć!<br />
{{tab}}Zasiedli na przyźbie, w cieniu, jeden Rocho siedział pod oknem we świetle, lejącem się szeroką smugą aż w sad.<br />
{{tab}}Wieczór był cichy, nagrzany i sielnie rozgwiaździony, skroś drzew błyskały światełka chałup, staw mruczał niekiedy, jakby wzdychając, a wszędy pod ścianami przechładzali się ludzie.<br />
{{tab}}Antek rozpytywał się o różnoście, gdy Rocho mu przerwał:<br />
{{tab}}— Wiecie, naczelnik zapowiedział, że za dwa tygodnie mają się zebrać Lipce i uchwalić na szkołę!<br />
{{tab}}— Co nam do tego, niech se ojcowie radzą! — wyrwał się Płoszka, ale Grzela wsiadł na niego:<br />
{{tab}}— Łacno zwalać na ojców, a samemu wylegiwać się do góry pępem! Bez to, co żadnemu z młodych nie chce się głowy niczem poturbować, to się tak dobrze we wsi dzieje.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_148" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/148"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/148|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/148{{!}}{{#if:148|148|Ξ}}]]|148}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Odpiszą mi gront, to się kłopotał będę.<br />
{{tab}}Zaczęli się o to mocno sprzeczać, aż wtrącił się Antek:<br />
{{tab}}— Niema co, szkoła w Lipcach potrzebna, jeno na taką naczelnikową nie powinno się uchwalać ani grosika.<br />
{{tab}}Poparł go Rocho, strasząc ich a podmawiając do oporu.<br />
{{tab}}— Uchwalicie po złotówce, a potem każą wam dodać po rublu... A jak to było z uchwałą na dom la sądu, co? Dobrze się podpaśli za wasze pieniądze. Niezgorsze kałduny im porosły!<br />
{{tab}}— Już ja w tem, aby gromada nie uchwaliła — szepnął Grzela, przysiadając się do Rocha, któren go wzion na stronę i, dając jakoweś pisma i książeczki, cosik zcicha i ważnie nauczał.<br />
{{tab}}Tamci zaś pogadywali jeszcze o tem i owem, jeno co jakoś ospale i bez wielkiej chęci, nawet Mateusz był dzisia smutny, mało się odzywał, a tylko bacznie chodził oczami za Antkiem.<br />
{{tab}}Mieli się już rozchodzić, boć trza było wraz ze dniem dźwignąć się do roboty, kiej przyleciał kowal, skarżąc, że dopiero przyjechał ze dwora, i klął na wieś i na wszystkich.<br />
{{tab}}— Co to was znowu ukąsiło? — spytała Hanka, wyzierając oknem.<br />
{{tab}}— A co? wstyd powiedzieć, ale trąby są nasze chłopy i tyla! Dziedzic z nimi, jak z ludźmi, jak z gospodarzami, a te, kiej pastuchy od gęsi! Już się ugodzili z dziedzicem, już wszyscy byli za jednem, a kiej <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_149" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/149"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/149|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/149{{!}}{{#if:149|149|Ξ}}]]|149}}'''<nowiki>]</nowiki></span>przyszło się podpisywać, to jeden drapie się po łbie i mruczy: — a ja wiem! — drugi powiada: — baby się jeszcze poredzę — zaś trzeci zaczyna skamłać, aby mu jeszcze dołożyć tę przyległą łączkę. I zrób co z takimi. Dziedzic tak się zagniewał, że ani już chce słuchać o zgodzie, a nawet przykazał nie dopuszczać lipeckiego bydła na leśne paśniki, a kto wpędzi, fantować.<br />
{{tab}}Strwożyli się tą niespodzianą nowiną, klnąc winnych, a swarząc się między sobą coraz zawzięciej, gdy Mateusz ozwał się smutnie:<br />
{{tab}}— Wszyćko bez to, co naród pobłąkany i zgłupiały, kiej barany, a niema go komu przywieść do rozumu!<br />
{{tab}}— Mało to jeszcze Michał się natłumaczy każdemu?<br />
{{tab}}— Co tam Michał! Za swoim profitem gania i z dworem trzyma, to juści, co mu naród nie zawierza. Słuchają, ale za nim nie pójdą...<br />
{{tab}}Porwał się kowal, gorąco przedstawiając, jako tylko chodzi mu o dobro wsi, jako jeszcze dokłada swojego, by jeno tę zgodę przeprowadzić.<br />
{{tab}}— Żebyś w kościele przysięgał, a też ci nie uwierzą — mruknął Mateusz.<br />
{{tab}}— No, to niech kto drugi spróbuje, obaczymy, czy poredzi! — wołał.<br />
{{tab}}— Pewnie, że kto drugi musi się zabrać do tego.<br />
{{tab}}— Ale kto? Może ksiądz albo młynarz? — rozlegały się szydliwe głosy.<br />
{{tab}}— Kto? Antek Boryna! A jakby i on nie przywiódł wsi do rozumu, to już trza wypiąć plecy na cały jenteres...<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_150" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/150"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/150|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/150{{!}}{{#if:150|150|Ξ}}]]|150}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Cóż ja? Kto to me posłucha, co? — jąkał zmieszany.<br />
{{tab}}— Masz rozum, pierwszyś teraz we wsi, to cię wszystkie posłuchają.<br />
{{tab}}— Prawda! Juści! Ty jeden! My pójdziem za tobą! — mówili skwapliwie, ale kowalowi było to cosik nie na rękę, bo zakręcił się niespokojnie, skubał wąsy i zaśmiał się zjadliwie, skoro Antek powiedział:<br />
{{tab}}— Przeciek nie święci garnki lepią, mogę i ja popróbować, poredzimy se o tem którego dnia.<br />
{{tab}}Zaczęli się rozchodzić, ale jeszcze każden zosobna brał go na stronę namawiać, przyobiecując pójść za nim, zaś Kłąb mu rzekł:<br />
{{tab}}— Nad narodem zawdy musi ktoś górować, co ma rozum i moc i poczciwe baczenie.<br />
{{tab}}— A poredzi, jak potrza, i kijem ziobra zmacać! — zaśmiał się Mateusz.<br />
{{tab}}Rozeszli się, ostał jeno pod oknem Antek z kowalem, bo Rocho klęczał na ganku zatopiony w pacierzach.<br />
{{tab}}Długo deliberowali w głębokiej cichości, że słychać było jeno Hankę, krzątającą się po izbie; strzepywała pościele, obłócząc w czyste poszewki, to myła się długo, jakby na jakie wielkie święto, a potem, rozczesując włosy pod oknem, wyzierała na nich coraz niecierpliwiej, pilnie nadstawiając uszów, gdy kowal zaczął mu cicho odradzać, aby sprawy poniechał, gdyż z chłopami nie trafi do ładu, a dziedzic jest mu przeciwny.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_151" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/151"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/151|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/151{{!}}{{#if:151|151|Ξ}}]]|151}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="r04"/>{{tab}}— Nieprawda! poręczył za nim w sądzie! — rzuciła przez okno.<br />
{{tab}}— Kiej lepiej wiecie, to mówmy o czem drugiem... — zły był jak pies.<br />
{{tab}}Antek powstał, przeciągając się sennie.<br />
{{tab}}— To ci jeno rzeknę naostatku: puścili cię jeno do sprawy, prawda? zwiążesz się w cudze jenteresa, a wiesz to, jak cię zasądzą?...<br />
{{tab}}Antek przysiadł zpowrotem i tak się srodze zamedytował, że kowal, nie doczekawszy się odpowiedzi, poszedł do domu.<br />
{{tab}}Hanka kręciła się kole okna, raz po raz wyglądając na niego, nie dosłyszał, że ozwała się wkońcu lękliwie a prosząco:<br />
{{tab}}— Pódzi, Jantoś, pora spać... Utrudziłeś się dzisia niemało...<br />
{{tab}}— Idę, Hanuś, idę... — podnosił się ociężale.<br />
{{tab}}Jęła się prędko rozdziewać, szepcąc pacierz roztrzęsionemi wargami.<br />
{{tab}}— A jak me zasądzą na Syberję, to co? — myślał frasobliwie, wchodząc do izby.<br /><br />{{---|50}}<br /><section end="r04"/>
<section begin="r05"/>{{c|V.}}<br />
{{tab}}— Pietrek, przynieś no drewek — krzyknęła z przed domu Hanka, rozmamłana była całkiem i omączona przy wyrabianiu chleba.<br /><section end="r05"/> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_152" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/152"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/152|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/152{{!}}{{#if:152|152|Ξ}}]]|152}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}W szabaśniku huczał już tęgi ogień, przegarniała go raz po raz i leciała obtaczać bochny i wynosić je w ganek, na deskę, ździebko wystawioną w słońcu, by prędzej rosły. Zwijała się siarczyście, gdyż ciasto prawie już kipiało z wielkiej dzieży, przyokrytej pierzyną.<br />
{{tab}}— Jóźka, dorzuć do pieca, bo trzon jeszcze czarniawy!<br />
{{tab}}Ale Jóźki nie było, a Pietrek też się nie kwapił z posłuchem, nakładał w podwórzu gnój, oklepując czubaty wóz, by się nie roztrząsał po drodze, i spokojnie poredzał ze ślepym dziadem, któren pod stodołą wykręcał powrósła.<br />
{{tab}}Popołudniowe słońce tak jeszcze przypiekało, że ściany popuszczały żywicą, parzyła ziemia i powietrze prażyło, kiej żywym ogniem, że już ruchać się było ciężko. Muchy jeno kręciły się z brzękiem nad wozem i konie dziw nie porwały postronków i nóg nie połamały, szarpiąc się i oganiając od ukąszeń.<br />
{{tab}}Nad podwórzem wisiała senna, przygniatająca spieka, przejęta ostrym zapachem gnoju, że nawet ptaki w sadzie pocichły, kury leżały pod płotami, kieby nieżywe, a prosiaki z pojękiwaniem rozwalały się w błocie pod studnią, gdy naraz dziad zaczął srogo kichać, bowiem z obory zawiało jeszcze barzej.<br />
{{tab}}— Na zdrowie wama, dziadku!<br />
{{tab}}— Nie z trybularza wieje, nie, a chociem i tego zwyczajny, ale zawierciło w nosie gorzej tabaki.<br />
{{tab}}— Kto czego zwyczajny, to mu smakuje!<br />
{{tab}}— Głupiś, cóżto, łajno jeno wywąchuję po świecie!...<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_153" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/153"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/153|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/153{{!}}{{#if:153|153|Ξ}}]]|153}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Rzekłem, bo mi się przybaczyło, co tak mi pedział mój dziadźka we wojsku, kiej me przy uczeniu pierwszy raz sprał po pysku...<br />
{{tab}}— I wzwyczaiłeś się do tego, co? Hi! hi! hi!...<br />
{{tab}}— Hale, bogać ta, kiej rychło sprzykrzyła mi się taka nauka, że przycapiłem ścierwę w jakimś kącie i tak mu pysk wyrychtowałem, jaże spuchnął, niby bania. Już me potem nie bijał...<br />
{{tab}}— Długoś to służył?<br />
{{tab}}— A całe pięć roków! Nie było się czem wykupić, to i musiałem rużje dźwigać. Jeno zrazu, pókim był głupi, to potyrał mną, kto chciał, i biedym się najadł, ale kamraty me nauczyły, że jak czego brakowało, tośwa zworowali, abo dała jedna dzieucha, służanka, bom obiecał się z nią ożenić! A jak me przezywały od kartoszków, jak się śmiały z mojej mowy i naszego pacierza...<br />
{{tab}}— A poganiny zapowietrzone, śmiały się z pacierza.<br />
{{tab}}— Tom każdemu zosobna pomacał żebra i poniechały!<br />
{{tab}}— Cie, takiś to mocarz!<br />
{{tab}}— Mocarz, nie mocarz, ale trzem radę dam! — przechwalał się z uśmiechem.<br />
{{tab}}— Byłeś to na wojnie, co?<br />
{{tab}}— Jaże, przeciem z Turkami wojował. Pokorzylim ich docna!<br />
{{tab}}— Pietrek, kajże to drzewo? — zawołała znowu Hanka.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_154" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/154"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/154|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/154{{!}}{{#if:154|154|Ξ}}]]|154}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A tam, kaj było przódzi! — odburknął pod nosem.<br />
{{tab}}— Dyć gospodyni cię woła — upominał nasłuchujący dziad.<br />
{{tab}}— Niech woła, a juści, może jeszcze statki mył będę!<br />
{{tab}}— Głuchyś, czy co? — wrzasnęła, wybiegając przed dom.<br />
{{tab}}— W piecu palił nie będę, nie do tegom się godził — odkrzyknął.<br />
{{tab}}Wywarła na niego gębę po swojemu.<br />
{{tab}}Ale parob bardzo hardo odszczekiwał, ani myśląc posłuchać, a kiej go jakiemś słowem barzej dojena, wraził widły w gnój i zawołał ze złością:<br />
{{tab}}— Nie z Jagusią macie sprawę, nie wygonicie me krzykiem.<br />
{{tab}}— Obaczysz, co ci zrobię! Popamiętasz! — groziła, dotknięta do żywego, i już rozeźlona tak zwijała się kole chleba, jaże tuman mąki zapełnił izbę i buchał przez okna. Mamrotała jeno na zuchwalca, wynosząc chleby w ganek, to dorzucając drewek do pieca, albo i wyzierając za dziećmi. Strudzona już była z pracy i spieki, bo w izbie gorąc jaże dusił, a w sieniach, kaj się buzowało w szabaśniku, też ledwie odzipnął, że przytem i muchy, od których roiły się ściany brzęczały nieustannie i cięły wielce dokuczliwie, to prawie z płaczem oganiała się gałęzią i tak już była spocona i rozdrażniona, że robiła coraz wolniej i niecierpliwiej.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_155" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/155"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/155|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/155{{!}}{{#if:155|155|Ξ}}]]|155}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Właśnie ostatni nabier ciasta wygniatała, gdy Pietrek wyjechał z podwórza.<br />
{{tab}}— Poczekaj, dam ci podwieczorek!<br />
{{tab}}— Prrr! A zjem, niezgorzej już mi kruczy w brzuchu po obiedzie.<br />
{{tab}}— Mało to ci było?<br />
{{tab}}— I... płone jadło, to przelatuje przez żywot, kiej bez sito.<br />
{{tab}}— Płone! widzisz go! Cóżto, mięso będę ci dawała? Sama po kątach też nie chlam kiełbasy. Drugie na przednówku i tego nie mają. Obaczno, jak to żyją komornicy.<br />
{{tab}}Postawiła w ganku dzieżkę zsiadłego mleka i bochen.<br />
{{tab}}Przysiadł łakomie do jadła i zwolna się nadziewał, podrzucając niekiej glonki chleba boćkowi, któren przygrajdał się ze sadu i warował przy nim, kiej pies.<br />
{{tab}}— Chude, sama serwatka — mruczał, podjadłszy już nieco.<br />
{{tab}}— A może byś chciał samej śmietany, poczekaj.<br />
{{tab}}Zaś kiej się nałożył dosyta i brał za lejce, dorzuciła uszczypliwie:<br />
{{tab}}— Zgódź się do Jagusi, ona ci tłuściej będzie dawała.<br />
{{tab}}— Pewnie, bo, póki tu ona była gospodynią, nikto głodem nie przymierał — zaciął konie batem, wóz wsparł ramieniem i ruszył.<br />
{{tab}}Utrafił ją w słabiznę, ale, nim się zebrała odpowiedzieć, odjechał.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_156" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/156"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/156|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/156{{!}}{{#if:156|156|Ξ}}]]|156}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Jaskółki zaświegotały pod strzechą, i stado gołębi opadło z gruchaniem na ganek, a kiej je spędzała, doszedł ją ze sadu jakiś kwik, zlękła się, że świnie pyszczą po cebuli, ale na szczęście to jeno sąsiedzka maciora ryła się pod płot.<br />
{{tab}}— Wsadź jeno ryj, a spyszcz, to już ja cię przyrychtuję.<br />
{{tab}}A ledwie wzięła się znowu do roboty, kiej bociek hycnął na ganek, przyczaił się ździebko i, popatrzywszy to jednem, to drugiem okiem, jął kuć w bochny, łykając ciasto wielkiemi kawałami.<br />
{{tab}}Wypadła na niego z wrzaskiem.<br />
{{tab}}Uciekał z wyciągniętym dziobem, robiąc gwałtownie gardzielem, a kiej go już doganiała, by zdzielić drewnem, poderwał się i frunął na stodołę i długo tam stojał, klekocąc a wycierając dziób o kalenicę.<br />
{{tab}}— Czekaj, złodzieju, jeszcze ja ci kulasy poprzetrącam — groziła, obtaczając na nowo podziurawione bochenki.<br />
{{tab}}Przyleciała Jóźka, więc na niej wszystko się skrupiło.<br />
{{tab}}— Kaj się to nosisz? Cięgiem ganiasz, jak kot z pęcherzem! Powiem Antkowi, jakaś to robotna! Wygarniaj z pieca, a żywo.<br />
{{tab}}— Byłam jeno u Płoszkowej Kasi. Wszystkie w polu, a chudzinie nawet wody nie ma kto podać.<br />
{{tab}}— Cóżto jej, chora?<br />
{{tab}}— Pewnikiem ośpica, bo czerwona i rozpalona, kiej ogień.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_157" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/157"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/157|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/157{{!}}{{#if:157|157|Ξ}}]]|157}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A przynieś ze sobą chorobę, to cię dam do śpitala.<br />
{{tab}}— Juści, bom to już przy jednej chorej siadywała! Nie baczycie, jakem to przy was dulczyła, kiejście leżeli w połogu. — I już trajkotała dalej po swojemu, spędzając muchy z ciasta i bierąc się do wygarniania węgli z pieca.<br />
{{tab}}— Trza będzie ludziom ponieść podwieczorek — przerwała Hanka.<br />
{{tab}}— Zaraz poletę. Usmażyć to jajków Antkowi?<br />
{{tab}}— A usmaż, jeno słoniną nie szafuj.<br />
{{tab}}— Żałujecie to?<br />
{{tab}}— Zaśby. Ale co za tłusto, to może być i Antkowi niezdrowo.<br />
{{tab}}Dzieusze chciało się lecieć, to wmig uwinęła się z robotą i, nim Hanka zalepiła piec, zabrała troje dwojaków z mlekiem, chleby we fartuszek i poleciała.<br />
{{tab}}— Spojrzyj ta na płótno, czy wyschło, a zpowrotem pomocz, jeszcze do zachodu przeschnie — zawołała oknem, ale Jóźka już była za przełazem, jeno piosneczka leciała za nią i ze żyta mignęła kiej niekiej konopiasta głowina.<br />
{{tab}}Na podorówce pod lasem komornice rozrzucały gnój, jaki Pietrek dowoził, a przyorywał Antek.<br />
{{tab}}Że zaś ziemia gliniasta, mimo niedawnego zbronowania, była spieczona i twarda, to skiby łupały się, niby skały, a konie ciągnęły pług z takim wysiłkiem, jaże rwały się postronki.<br />
{{tab}}Antek, jakby wrośnięty w imadła, orał zawzięcie, zapomniawszy o całym świecie, czasem chlastał biczem <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_158" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/158"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/158|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/158{{!}}{{#if:158|158|Ξ}}]]|158}}'''<nowiki>]</nowiki></span>po końskich portkach, a częściej jeno cmokaniem je przynaglał, gdyż docna ustawały, robota bowiem była ciężka i znojna, ale kwardą i czujną ręką prowadził pług i rżnął skibę za skibą, kładąc posobnie szerokie, proste zagony, boć rola szła pod pszenicę.<br />
{{tab}}Wrony łaziły brózdami, wydziobując glisty, zaś gniady źrebiec, szczypiący trawę po między, rwał się raz po raz do klaczy łakomie, sięgając matczynych wymion.<br />
{{tab}}— Co mu się to przypomina, cycoń jeden — mruknął Antek, śmigając go po kulasach, że zadarł ogona i skoczył wbok, on zaś orał dalej cierpliwie, tyle jeno przerywając skwarną cichość, co się ta niekaj ozwał do kobiet, ale tak już był umęczony pracą i spiekotą, że, skoro Pietrek nadjechał, krzyknął w złości:<br />
{{tab}}— Kobiety czekają, a ty wleczesz się, kieby szmaciarz!<br />
{{tab}}— A juści, droga ciężka i koń ledwie już kulasami rucha.<br />
{{tab}}— A pocóżeś tyla czasu stojał pod lasem? Widziałem.<br />
{{tab}}— Możecie obaczyć, piaskiem, kiej kot, nie zagarniam.<br />
{{tab}}— Pyskacz ścierwa. Wio, stare, wio!<br />
{{tab}}Ale konie ustawały coraz barzej, całe już okryte pianą, a i jemu, chocia był rozdziany do białych portek i koszuli, pot też zalewał twarz i ręce mdlały od pracy, że, dojrzawszy Jóźkę, zawołał radośnie:<br />
{{tab}}— W sam czas przyszłaś, a to ostatnią parą dygujemy.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_159" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/159"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/159|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/159{{!}}{{#if:159|159|Ξ}}]]|159}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Dociągnął skibę pod bór, konie wyłożył i, rozkiełznawszy je, puścił na trawiastą, podleśną drogę, a sam rzucił się w cień na kraju lasu i, kiej wilk zgłodniały, wyjadał z dwojaków, a Jóźka jęła mu trajkotać nad uszami.<br />
{{tab}}— Ostaw me, nieciekawym twoich nowinek — warknął gniewnie, że odszczeknęła gniewnie i poleciała w las, na jagody.<br />
{{tab}}Bór stojał cichy, rozprażony, pachnący i kieby ździebko przymglały w słonecznej ulewie, że jeno niekiedy zaruchały się cichuśko zielone podszycia i z głębin buchał ciąg, przejęty żywicą, abo i jakieś pobłąkane głosy i ptasie śpiewania.<br />
{{tab}}Antek rozciągnął się na trawie i kurzył papierosa, ale jakby przez coraz głębszą mgłę widział dziedzica, skaczącego na koniu po podleskich polach, i jakichś ludzi z tykami.<br />
{{tab}}Wielgachne chojary, kieby z miedzi wykute, wynosiły się nad nim, rzucając po oczach chwiejny i morzący śpikiem cień. Już się był całkiem zapadł w cichość, gdy zaturkotał jakiś wóz.<br />
{{tab}}— Organistów parobek na tartak wozi, juści — pomyślał, unosząc ciężką głowę, i opadł zpowrotem, ale już nie zasnął, gdyż ktosik wyrzekł: Pochwalony!<br />
{{tab}}Komornice wychodziły posobnie z lasu z brzemionami drzewa na plecach, zaś wkońcu wlekła się Jagustynka, zgarbiona pod ciężarem prawie do ziemi.<br />
{{tab}}— Odpocznijcie, a to wama już oczy na wierzch wyłażą.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_160" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/160"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/160|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/160{{!}}{{#if:160|160|Ξ}}]]|160}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Przysiadła wpodle, wspierając brzemię o drzewo i ledwie zipiąc.<br />
{{tab}}— Nie la was taka robota — szepnął ze współczuciem.<br />
{{tab}}— Juści, co już całkiem opadłam ze sił.<br />
{{tab}}— Pietrek, a gęściej kupki, gęściej! — krzyknął do parobka. — Czemuż to waju nie wyręczą?<br />
{{tab}}Jeno się skrzywiła, odwracając zaczerwienione, bólne oczy.<br />
{{tab}}— Takeście jakoś zmiękli, że ani was tera poznać.<br />
{{tab}}— I krzemień puści pod młotem — jęknęła, zwieszając głowę — bieda chybciej przeźre człowieka, niźli rdza żelazo.<br />
{{tab}}— Ciężki latoś przednówek nawet la gospodarzy.<br />
{{tab}}— Kto ma jeno lebiodę z otrębami, temu nie potrza mówić o biedzie.<br />
{{tab}}— Bójcie się Boga, dyć przyjdźcież wieczorem, a znajdzie się jeszcze w chałupie jaki korczyk ziemniaków. Odrobicie we żniwa.<br />
{{tab}}Zapłakała rzewliwie, nie mogąc wykrztusić tego słowa podzięki.<br />
{{tab}}— A może ta i co więcej najdzie Hanka — dodał z dobrością.<br />
{{tab}}— Żeby nie Hanka, tobyśwa już byli pozdychali — zaszeptała łzawo. — Juści, co odrobię, kiedy jeno będzie potrza. I nie za siebie mówię. Bóg ci zapłać! Cóż ta ja, ten śmieć jeno, co się go trepem następuje, ani wiedząc o tem, i do głodu niezgorzej wezwyczajonam, ale, jak te moje robaki kochane zapiskają: babulu, jeść! a niema czem zatkać głodnych <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_161" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/161"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/161|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/161{{!}}{{#if:161|161|Ξ}}]]|161}}'''<nowiki>]</nowiki></span>brzuchów, to powiedam, cobym se te kulasy odrąbała, abo i z tego ołtarza zdarła i poniesła do Żyda, by się jeno najadły.<br />
{{tab}}— To znowuj siedzicie z dziećmi?<br />
{{tab}}— Matkam przeciek. Ostawię to samych w takiej biedzie! A latoś jakby wszystko złe zwaliło się na nich. Krowa im padła, ziemniaki zgniły, że trza było kupować do sadzenia, wiater obalił stodołę, a do tego synowa po rodach ostatnich cięgiem chorzeje i wszyćko ostało na tej Boskiej opatrzności.<br />
{{tab}}— Juści, bo Wojtkowi jeno gorzałka pachnie i pilno do karczmy.<br />
{{tab}}— Z biedy się niekiej napijał, z czystej biedy, ale jak dostał w boru robotę, to ani już zajrzy do Żyda, niech drugie zaświadczą — broniła syna gorąco. — Biedocie to kużden kieliszek policzą! Pofolgował se Jezusiczek we złości, pofolgował, no, żeby się tak zawziąć na jednego głupiego chłopa. I za co? Cóżto złego zrobił? — mamrotała, podnosząc w niebo groźne, pytające oczy.<br />
{{tab}}— Małoście to na nich pomstowali? — rzekł z naciskiem.<br />
{{tab}}— Hale, wysłuchałby to Jezus głupiego szczekania! Juści — ale dodała, jakby trwożniej i niespokojniej — kiej matka nawet wyklina dzieci, to i tak w sercu nie pragnie im krzywdy. We złości, to i ozór nie pości. Jakże...<br />
{{tab}}— Wypuścił to już Wojtek łąkę, co?<br />
{{tab}}— Młynarz przynosił na nią całe tysiąc złotych, ale ja wzbroniłam, bo, jak temu wilkowi wpadnie co <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_162" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/162"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/162|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/162{{!}}{{#if:162|162|Ξ}}]]|162}}'''<nowiki>]</nowiki></span>w pazury, to mu już sam zły nie wyrwie. A może się jeszcze trafi kto drugi z pieniędzmi?<br />
{{tab}}— Śliczna łąka, jak amen, tak pewne dwa pokosy w rok, żebym tak miał grosz zapaśny! — westchnął, oblizując się, kiej kot do mleka.<br />
{{tab}}— Już i Maciej chcieli ją kupować, że to rychtyg przylega do Jagusinego pola.<br />
{{tab}}Drgnął na to imię, lecz dopiero w jakieś Zdrowaś zapytał, niby niechcący, wlekąc oczami po polach, daleko.<br />
{{tab}}— Co się to wyrabia u Dominikowej?<br />
{{tab}}Ale przejrzała go wlot, prześmiech jeno wionął po zwiędłych wargach, rozjarzyły się oczy i, przysunąwszy się, jęła mówić bolejąco:<br />
{{tab}}— A co! Piekło tam i tyla. W chałupie kiej po pochowku, jaże mrozi od smutku, a pociechy znikąd ni poratunku! Jeno oczy wypłakują i Boskiego zmiłowania czekają! A już najbarzej Jagusia...<br />
{{tab}}I, kieby przędzę, rozsnuwała różnoście o Jagusinych smutkach, żalach i opuszczeniu. Mówiła gorąco, przypochlebiając mu się i jakby ciągnąc za język, ale milczał uparcie, gdyż znagła rozparła go taka żrąca tęsknica, jaże się cały rozdygotał.<br />
{{tab}}Szczęściem, co powróciła Jóźka, niosąc z pół zapaski czernic, nasypała mu jagód w kapelusz i, zebrawszy dwojaki, pobiegła w dyrdy ku chałupie.<br />
{{tab}}A Jagustynka, nie doczekawszy się od niego ani słowa odpowiedzi, jęła się dźwigać, stękający.<br />
{{tab}}— Poniechajcie! Pietrek, zabierz ich na wóz! — rozkazał krótko.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_163" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/163"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/163|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/163{{!}}{{#if:163|163|Ξ}}]]|163}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Chycił się znowu pługa i jakiś czas cierpliwie krajał spieczoną twardą ziemię, przyginał się w jarzmie, kiej wół, dawał się wszystek tej pracy, ale i tak nie zdusił tęsknicy.<br />
{{tab}}Już mu się dłużył dzień, że raz po raz spozierał na słońce i niecierpliwemi oczami mierzył pole; spory kawał leżał jeszcze do zaorania. Jurzył się też w sobie coraz barzej i niewiada laczego prał konie, a ostro krzykał na kobiety, by się prędzej ruchały! Tak go już cosik ponosiło, że ledwie ścierpiał, i takie myśle kłębiły się po głowie i przyćmiewały oczy, że coraz częściej pług mu się w rękach chybotał, zadzierając o kamienie, zaś pod lasem tak się był zarył pod jakiś korzeń, aż krój się oberwał.<br />
{{tab}}Nie było sposobu dalej orać, zabrał więc pług na sanice i, założywszy wałacha, pojechał do dom po nowy.<br />
{{tab}}W chałupie było pusto i wszystko leżało rozbabrane i zamączone, a Hanka kłóciła się z kimś w sadzie.<br />
{{tab}}— Paparuch! Na sprzeczki to czas ma! — mruczał, idąc w podwórze, ale tam zeźlił się barzej, gdyż i ten drugi pług, któren wyciągnął z pod szopy, zarówno był do niczego. Długo koło niego majstrował coraz niecierpliwiej, nasłuchując kłótni, bo Hanka już wykrzykiwała rozwścieklona:<br />
{{tab}}— Zapłać szkody, to ci maciorę wypuszczę, a nie, to podam do sądu! Zapłać za płótno, co mi je zwiesną podarła na bielniku, i za te spyskane ziemniaki. Mam świadków na wszystko! Widzisz ją, jaka mądra, będzie se świnie wypasała na mojem! Nie daruję swojego! A na drugi raz, to twojej maciorze i tobie kulasy {{pp|po|przetrącam}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_164" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/164"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/164|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/164{{!}}{{#if:164|164|Ξ}}]]|164}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|po|przetrącam}}! — jazgotała zajadle, że zaś i sąsiadka dłużną nie ostawała, to już kłóciły się nazabój, wytrząchając do się przez płoty zaciśniętemi pięściami.<br />
{{tab}}— Hanka! — krzyknął, zakładając se pług na ramiona.<br />
{{tab}}Przyleciała rozwrzeszczana i rozczapierzona, kiej kokosz.<br />
{{tab}}— A to wydzierasz się, jaże na całą wieś słychać!<br />
{{tab}}— Swojego bronię! Jakże, pozwolę to, by mi cudze świnie pyskały po zagonach! Tyla szkody robią, to mam być cicho? Niedoczekanie, nie daruję! — wykrzykiwała, jaże przerwał jej ostro:<br />
{{tab}}— Ogarnij się, a to wyglądasz, kiej nieboskie stworzenie!<br />
{{tab}}— Hale, do roboty będę się przybierała, kiej do kościoła, juści.<br />
{{tab}}Popatrzył na nią wzgardliwie, boć wyglądała, jakby ją kto wyciągnął z pod łóżka, i rzuciwszy ramionami, poszedł.<br />
{{tab}}Kowal był przy robocie; już zdala szczękały brzękliwe, mocne głosy młotów, a w kuźni huczał ogień i było gorąco, kiej w piekle. Michał właśnie był odkuwał z pomocnikiem jakieś grubachne sztaby, pot mu zalewał twarz umorusaną, ale kuł niestrudzenie i jakby z zajadłością.<br />
{{tab}}— Komuż to takie sielne osie?<br />
{{tab}}— Do Płoszkowego woza! Będzie woził na tartak!<br />
{{tab}}Antek przysiadł na progu, skręcając sobie papierosa.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_165" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/165"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/165|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/165{{!}}{{#if:165|165|Ξ}}]]|165}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Młoty wciąż biły zajadle, trzaskając nieustannie raz, dwa, raz, dwa, i czerwone żelazo bite ze wszystkiej mocy, robiło się powolne, kieby ciasto, ugniatali go też na swoją potrzebę, jaże cała kuźnia dygotała.<br />
{{tab}}— Nie chciałbyś to wozić? — rzekł Michał, wsadzając żelazo w ognisko i poruchając miechem.<br />
{{tab}}— A bo to me młynarz dopuści, ponoś wzion wożenie na spółkę z organistą i ze Żydami jest zapanbrat.<br />
{{tab}}— Konie masz, porządek wszystek gotowy, a parob jeno się wałęsa kole chałupy. Niezgorzej płacą — szepnął zachętliwie.<br />
{{tab}}— Juści, co przydałby się jakiś grosz na żniwo, ale cóż, młynarza przecie o pomoc prosił nie będę.<br />
{{tab}}— Trzaby ci pomówić z kupcami.<br />
{{tab}}— Abo to je znam! Byś to chciał wstawić się za mną!<br />
{{tab}}— Kiej prosisz, to pomówię, jeszcze dzisia do nich poletę.<br />
{{tab}}Antek cofnął się prędko przed kuźnię, gdyż znowuj zagrały młoty, i iskry sypnęły się deszczem ognistym i parzącym.<br />
{{tab}}— Zaraz przyjdę, obaczę jeno, jakie to drzewo zwożą.<br />
{{tab}}I na tartaku robota wrzała, kiej w ulu, traczka już szła bez przerwy, piły z głuchym zgrzytem przeżerały długachne kloce, a woda z krzykiem waliła się z kół w rzekę i, spieniona, zmordowana, gotowała się bełkotliwie w ciasnych brzegach. Z wozów zwalali chojary, ledwie okrzesane z gałęzi, aż ziemia jęczała, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_166" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/166"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/166|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/166{{!}}{{#if:166|166|Ξ}}]]|166}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zaś sześciu chłopa obciesywało je do kantu, a drugie wynosiły deski na słońce.<br />
{{tab}}Mateusz prowadził całą fabrykę, że co trochę widać go było w innej stronie, dzielnie zwijał się, rządząc i bacznie wszystkiego doglądając.<br />
{{tab}}Przywitali się przyjacielsko.<br />
{{tab}}— A kajże to Bartek? — pytał Antek, rozglądając się po ludziach.<br />
{{tab}}— Zmierziły mu się Lipce i pociągnął za wiatrem.<br />
{{tab}}— Że to poniektórych tak cięgiem telepie po świecie! Roboty widać masz na długo, tylachna drzewa!<br />
{{tab}}— A chwaci na jaki rok abo i dłużej. Jak dziedzic ugodzi się ze wszystkimi, to z pół boru wytnie i przeda.<br />
{{tab}}— Na Podlesiu znowuj dzisiaj rozmierzają ziemię.<br />
{{tab}}— Bo już co dnia zgłasza się ktosik do zgody! Barany juchy, nie chciały cię słuchać, żeby gromadą się ugodzić, to dziedzic da więcej, a tera robią w pojedynkę, cichaczem, byle prędzej.<br />
{{tab}}— Niektóren człowiek to jak ten osioł: chcesz, by ruszył naprzód, to ciągaj go za ogon! Pewnie co barany, dziedzic obrywa każdemu coś niecoś, bo zosobna się godzą.<br />
{{tab}}— Odebrałeś to już swoje gronta?<br />
{{tab}}— Jeszcze nie wyszedł czas po śmierci ojcowej i nie można robić działów, alem se już upatrzył pole.<br />
{{tab}}Za rzeką, pomiędzy olchami, mignęła jakaś twarz, zdało mu się, że to Jagusia, więc chociaż pogadywał, ale już coraz niespokojniej latał oczami po gąszczach nadrzecznych.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_167" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/167"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/167|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/167{{!}}{{#if:167|167|Ξ}}]]|167}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Taki gorąc, trza się iść wykąpać — rzekł wreszcie i poszedł wdół rzeki, niby to wybierając sposobne miejsce, ale skoro go skryły drzewa, puścił się pędem.<br />
{{tab}}Juści, że ona to była. Szła z motyczką do kapusty.<br />
{{tab}}— Jagusia! — zawołał, zrównawszy się z nią.<br />
{{tab}}Obejrzała się bacznie i, rozeznawszy głos i jego twarz, wychylającą się ze szuwarów, przystanęła trwożnie, nie wiedząc zgoła, co począć, bezradna całkiem i spłoszona.<br />
{{tab}}— Nie poznajesz me to? — szepnął gorąco, próbując przejść do niej na drugą stronę. Ale rzeka w tem miejscu była głęboka, choć wąska zaledwie na jakieś parę kroków.<br />
{{tab}}— Jakże, nie poznałabym cię to? — oglądała się lękliwie za siebie na kapuśnisko, kiej czerwieniały jakieś kobiety.<br />
{{tab}}— Kajże się to kryjesz, że ani sposobu cię uwidzieć?<br />
{{tab}}— Kaj? Wygnała me twoja z chałupy, to siedzę u matki...<br />
{{tab}}— Dyć i o tem radbym z tobą pomówił. Wyjdź, Jagno, wieczorkiem za smętarz. Powiem ci cosik, przyjdź! — prosił gorąco.<br />
{{tab}}— Hale, żeby me kto jeszcze obaczył! Dosyć mam już za dawne... — odrzekła twardo. Ale tak molestował, tak skamlał, że skruszało jej serce, zaczynało jej być żal.<br />
{{tab}}— A cóż mi to nowego powiesz? pocóż to me wołasz?<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_168" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/168"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/168|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/168{{!}}{{#if:168|168|Ξ}}]]|168}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Czym ci to już taki całkiem cudzy, Jaguś?<br />
{{tab}}— Nie cudzy, ale i nie swój! Nie w głowie mi takie rzeczy...<br />
{{tab}}— Jeno przyjdź, a nie pożałujesz. Bojasz się za smętarz, to przyjdź za księży sad, nie baczysz to kaj? Nie baczysz, Jaguś?...<br />
{{tab}}Jaże odwróciła głowę, takie pąsy na nią uderzyły.<br />
{{tab}}— Nie pleć, dyć mi wstydno... — zesromała się wielce.<br />
{{tab}}— Przyjdź, Jaguś, choćby do północka czekał będę...<br />
{{tab}}— To poczekaj... — odwróciła się nagle i poleciała na kapuśnisko.<br />
{{tab}}Patrzył za nią łakomie, i przejęły go takie luboście i takie płomia wzburzyły krew, że gotów był lecieć za nią i brać ją choćby na oczach wszystkich... Ledwie się już pohamował.<br />
{{tab}}— Nic, jeno ta spieka tak me rozebrała! — pomyślał, rozdziewając się śpiesznie do kąpieli.<br />
{{tab}}Przechłodził się galancie i jął deliberować nad sobą.<br />
{{tab}}— Że to człowiek słaby, kiej ten paździerz, bele co go poniesie...<br />
{{tab}}Wstyd mu się zrobiło, rozejrzał się, czy aby go kto z nią nie widział, i usilnie rozważał wszystko, co mu o niej powiadali.<br />
{{tab}}— Takaś to ty, jagódko, taka! — myślał ze wzgardą i jakby z żalem, ale naraz przystanął pod jakiemś drzewem i stojał z przywartemi powiekami, bo jawiła mu się na oczach w całej swojej cudności.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_169" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/169"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/169|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/169{{!}}{{#if:169|169|Ξ}}]]|169}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Cheba takiej drugiej niema na wszystkim świecie! — jęknął i strasznie zapragnął jeszcze raz ją widzieć, jeszcze raz ogarnąć ramionami, przycisnąć do serca i napić się z tych warg czerwonych, pić na umór ten miód słodki, pić do dna...<br />
{{tab}}— Jeno ten ostatni razik, Jagusiu! ten ostatni! — szeptał błagalnie, jakby do niej. Długo potem przecierał oczy, wodząc niemi po drzewach, nim się pomiarkował i poszedł do kuźni. Michał był sam i właśnie już się zabierał do pługa.<br />
{{tab}}— A strzyma twój wóz takie ciężary? — spytał.<br />
{{tab}}— Bylem jeno miał co kłaść...<br />
{{tab}}— Kiej obiecuję, to jakbyś już miał na wozie.<br />
{{tab}}Antek jął pisać kredą na drzwiach i rachować.<br />
{{tab}}— Jeszcze do żniw zarobiłbym ze trzysta złotych! — rzekł radośnie.<br />
{{tab}}— Akuratnie miałbyś na sprawę — ozwał się kowal odniechcenia.<br />
{{tab}}Antek schmurzył się nagle, i oczy zaświeciły mu ponuro.<br />
{{tab}}— Zmora ta moja sprawa, co ją wspomnę, to mi wszyćko z rąk leci, że nawet żyć się odechciewa...<br />
{{tab}}— Nie dziwota, jeno to me zastanawia, że się za nijakim poratunkiem jeszcze nie rozglądasz.<br />
{{tab}}— A cóż to poredzę?<br />
{{tab}}— Trzeba by jednak coś zrobić! Jakże, dać się to pod nóż, kiej ten cielak rzezakowi?<br />
{{tab}}— Głową muru nie przebiję! — westchnął boleśnie.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_170" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/170"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/170|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/170{{!}}{{#if:170|170|Ξ}}]]|170}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Michał kuł znowu z zajadłością, zaś Antek pogrążył się w niepokojące i strachliwe dumania, i takie myśle go nawiedzały, jaże mienił się na twarzy i zrywał się z miejsca, bezradnie latając oczami po świecie; ale szwagierek dał mu się długo trapić, szpiegując go jeno chytremi ślepiami, aż wkońcu rzekł cicho:<br />
{{tab}}— Kaźmirz z Modlicy umiał se poredzić...<br />
{{tab}}— Ten, co to uciekł do Hameryki?<br />
{{tab}}— A ten sam! Mądrala, jucha, przewąchał pismo nosem.<br />
{{tab}}— A bo mu to dowiedły, że zabił tego strażnika?<br />
{{tab}}— Nie czekał, jaże mu dowiedą! Niegłupi zgnić w kreminale...<br />
{{tab}}— Łacno mu było, kawaler.<br />
{{tab}}— Ratuje się, któren musi. Ja cię ta do niczegój nie namawiam, abyś nie pomyślał, że mam w tem cosik swojego na widoku, a jeno powiedam, jak to w przypadku robiły drugie. Jak ci się żywnie podoba, tak zrób. Wojtek Gajda z Wolicy też ano wrócił z kreminału w same świątki. Cóż, dziesięć roków toć jeszcze nie życie, można przetrzymać...<br />
{{tab}}— Dziesięć roków, Jezus kochany! — jęknął, chytając się za głowę.<br />
{{tab}}— A tyle odsiedział w ciężkich robotach, juści co karwas czasu.<br />
{{tab}}— Wszystko gotowem przenieść, bele jeno nie siedzenie. Jezus! siedziałem te parę miesięcy, a już me się dur chytał...<br />
{{tab}}— A za trzy niedziele byłbyś już za morzami, niech Jankiel powie...<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_171" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/171"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/171|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/171{{!}}{{#if:171|171|Ξ}}]]|171}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Strasznie daleko! Jak to iść, wszyćko ciepnąć, ostawić dom, dzieci, ziemię, wieś i w tyli świat, na zawdy! — Zgroza go przejęła.<br />
{{tab}}— Tyla poszło dobrowolnie i ani komu w głowie wracać do tych rajów.<br />
{{tab}}— A mnie nawet pomyśleć o tem straszno!<br />
{{tab}}— Juści, ale obacz Wojtka i posłuchaj, co rozpowiada o tym kreminale, to cię jeszcze barzej zafrasuje! Jakże, chłop ma niespełna czterdzieści roków, a docna już posiwiał i zgarbaciał, żywą krwią pluje i kulasami ledwie powłóczy. Jeno patrzeć, jak pójdzie na księżą oborę. Ale poco ci gadać, masz swój rozum, to się jego posłuchaj.<br />
{{tab}}Przycichł wporę, zmiarkowawszy, że już w nim posiał niepokój, więc resztę zostawił czasowi, skrycie się jeno ciesząc z plonów, jakie spodziewał się zebrać. Ale, skończywszy pług, ozwał się wesoło:<br />
{{tab}}— Poletę tera do kupców, a wóz gotuj na jutro, bo woził będziesz. O sprawie nie myśl, nie warto se psuć głowy, to ano będzie co będzie i co Bóg miłosierny pozwoli. Przyjdę do cię wieczorem.<br />
{{tab}}Ale Antek nie zapomniał tak zaraz; połknął te jego przyjacielskie powiadki, kiej ryba przynętę, i dławił się nią, darło mu ano wątrobę, jaże ledwie się ruchał pod grozą męczących pomyślunków.<br />
{{tab}}— Dziesięć roków! Dziesięć roków — szeptał niekiedy, drętwiejąc w strachu.<br />
{{tab}}Mrok już zapadał, ludzie ściągali z pól, w obejściu podniósł się niemały rejwach, gdyż Witek przygnał stado, a kobiety kręciły się kole udojów i obrządków, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_172" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/172"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/172|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/172{{!}}{{#if:172|172|Ξ}}]]|172}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zaś na wsi jaże się trzęsło od przedwieczornych pogwarów i wrzasków dzieci, kąpiących się we stawie.<br />
{{tab}}Antek wyciągnął wóz za stodołę, aby go przyrychtować i opatrzyć na jutro, ale wnet odechciało mu się wszystkiego, że jeno krzyknął na Pietrka, pojącego konie pod studnią:<br />
{{tab}}— Nasmaruj wóz i wyporządź, będziesz od jutra woził na tartak.<br />
{{tab}}Parob zaklął siarczyście. Nie szła mu w smak taka robota.<br />
{{tab}}— Zawrzyj gębę i rób, co ci każą! Hanuś, daj trzy miarki owsa na obrok, a koniczyny przynieś im z pola, Pietrek, niech se podjedzą...<br />
{{tab}}Hanka próbowała go rozpytywać, ale cosik jeno mruknął i, pokręciwszy się po obejściu, poszedł do Mateusza, z którym teraz żył w wielkiem przyjacielstwie.<br />
{{tab}}Mateusz tyle co jeno był wrócił z roboty i właśnie chlipał pod chałupą zsiadłe mleko la ochłody.<br />
{{tab}}Skądciś, jakby ze sadu, sączyło się ciche, żałosne płakanie.<br />
{{tab}}— Któż to tam tak skwierczy?<br />
{{tab}}— A Nastusia. Urwanie głowy mam z temi jamorami: zapowiedzie już wyszły, ślub ma być w niedzielę, a Dominikowa wczoraj zapowiedziała przez sołtysa, jako gospodarka na nią zapisana i Szymkowi nie udzieli ani zagona i do chałupy go nie puści. I święcie to zrobi, znam ja dobrze to sobacze nasienie.<br />
{{tab}}— Cóż na to Szymek?<br />
{{tab}}— A co, jak usiadł w sadzie rano, tak i dotąd tam siedzi, kiej ten słup, że nawet Nastusi nie {{pp|odpo|wiada}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_173" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/173"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/173|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/173{{!}}{{#if:173|173|Ξ}}]]|173}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|odpo|wiada}}. Już się nawet bojam, żeby mu się rozum nie popsuł.<br />
{{tab}}— Szymek! — krzyknął w sad — a pódzino do nas, przyszedł Boryna, to może ci co poredzi...<br />
{{tab}}Zjawił się po jakiejś minucie i usiadł na przyźbie, nie witając się z nikim. Juści, co chłopak docna był zmizerowany i wyschnięty, kieby ta osinowa deska; jedne oczy mu gorzały, zaś w wychudzonej twarzy taiło się jakieś twarde postanowienie.<br />
{{tab}}— I cóżeś umyślił? — pytał łagodnie Mateusz.<br />
{{tab}}— A co, że wezmę siekierę i zakatrupię ją, kiej psa!<br />
{{tab}}— Głupiś! Bajanie ostaw do karczmy.<br />
{{tab}}— Jak Bóg na niebie, tak ją zakatrupię. Cóż mi to ostaje, co? Grontu mi po ojcach zapiera, z chałupy me goni, spłaty nie daje, to cóż pocznę? Kaj się sierota podzieję, kaj? I żeby to me rodzona matka tak krzywdziła! — jęknął, ocierając rękawem łzy, ale naraz porwał się i zakrzyczał: — Nie daruję, psiachmać, swojego, żebym miał zato zgnić w kreminale, a nie daruję!<br />
{{tab}}Uspokoili go na tyla, co przymilkł i siedział chmurny, a tak nasrożony, że nawet nie odpowiadał na Nastusine łzawe szepty. Oni zaś deliberowali, jakby mu pomóc, ale cóż, kiej nic z tego nie wychodziło, nie było bowiem sposobu na Dominikową. Aż dopiero Nastka, odciągnąwszy na stronę brata, cosik mu przełożyła.<br />
{{tab}}— Kobieta i nalazła mądrą radę! — zawołał radośnie, wracając pod chałupę. — A to powieda, bych kupić od dziedzica na Podlesiu ze sześć morgów na <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_174" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/174"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/174|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/174{{!}}{{#if:174|174|Ξ}}]]|174}}'''<nowiki>]</nowiki></span>spłaty! Co, dobra rada? A matce można będzie pokazać starą panią, niech się wścieknie ze złości...<br />
{{tab}}— Rada juści dobra, jak każda rada, jeno gdzie pieniądze?...<br />
{{tab}}— Nastusia ma swoje tysiąc złotych, na zadatek chwaci...<br />
{{tab}}— A kajże to jeszcze chałupa, lewentarz, porządki, zasiewy?<br />
{{tab}}— Kaj? A tu! A tu! — wrzasnął naraz Szymek, wyskakując przed nich a trząchając zaciśniętemi garściami...<br />
{{tab}}— Tak się to mówi, ale czy uredzisz? — mruknął Antek niedowierzająco.<br />
{{tab}}— Dajcie mi jeno ziemię, a obaczycie, dajcie! — zakrzyczał z mocą.<br />
{{tab}}— To niema się co głowić a jeno iść do dziedzica i kupować!<br />
{{tab}}— Poczekaj Antek, zaraz, niech no se wszyćko w myślach ułożę...<br />
{{tab}}— Obaczycie, jak sobie radę dawał będę! — gadał prędko Szymek. — A kto u matki orał? Kto siał? Kto zbierał? Dyć jeno ja sam! A źle to w roli robiłem, co? Wałkoń to jestem, co? Niech cała wieś powie, niech matka zaświarczy! Dajcie mi jeno grunt, spomóżcie, braty rodzone, a to już wama zato do śmierci się nie odsłużę. Pomóżcie, ludzie kochane, pomóżcie! — wołał, śmiejąc się i płacząc naprzemian, zgoła jakby pijany radosną nadzieją.<br />
{{tab}}A kiej się ździebko uspokoił, zaczęli już wspólnie rozważać i deliberować nad temi zamysłami.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_175" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/175"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/175|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/175{{!}}{{#if:175|175|Ξ}}]]|175}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— By się jeno dziedzic zgodził na spłaty! — westchnęła Nastka.<br />
{{tab}}— Poręczymy z Mateuszem, to widzi mi się, co i da.<br />
{{tab}}Nastusia jaże go chciała całować po rękach za tyla dobrości.<br />
{{tab}}— Zażywałem niezgorszej biedy, to wiem, jak drugim smakuje! — rzekł cicho, powstając do odejścia, bo się już było całkiem zmroczało nad ziemiami, jeno co niebo było jeszcze jasne i zorze dopalały się na zachodzie.<br />
{{tab}}Antek stał czas jakiś nad stawem, wagując się w sobie, w którą stronę pójdzie, lecz po chwili ruszył ku domowi.<br />
{{tab}}Szedł jednak zwolna, kieby pod przymusem, przystając co trocha ze znajomymi, na drogach bowiem było pełno ludzi, wałęsających się gadzin i dzieci. Przyśpiewki trzęsły się po opłotkach, kajś zakrzyczały przepłoszone gęsi, pod młynem wrzeszczały kąpiące się chłopaki, jakieś kumy kłóciły się po drugiej stronie stawu, jakby przed Balcerkami, a przenikliwy głos piszczałki przewiercał uszy.<br />
{{tab}}Chociaż Antkowi nie było pilno i rad przystawał na drodze a z bele kim pogadywał, to wkońcu stanął przed swoją chałupą. Okna stały wywarte i oświetlone, dziecko płakało pod ścianą, zaś z podwórza rozlegał się wrzaskliwy głos Hanki, a kiej niekiej jazgotliwe odszczekiwanie Jóźki.<br />
{{tab}}Zawahał się znowu, ale kiej Łapa zaskomlał przy nim i jął wyskakiwać z radości, kopnął go w nagłym <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_176" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/176"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/176|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/176{{!}}{{#if:176|176|Ξ}}]]|176}}'''<nowiki>]</nowiki></span>gniewie i zawrócił zpowrotem na wieś. Dopadł dróżki proboszczowskiej, przemknął się kole organistów tak cicho, że go nawet psy nie poczuły, i wsunął się pod księży sad, zaraz przy szerokiej miedzy, dzielącej Kłębową ziemię od księżych.<br />
{{tab}}Nakrył go głęboki cień drzew galancie rozrośniętych.<br />
{{tab}}Księżycowy sierp zawisł już był na pociemniałem niebie, i gwiazdy jęły się rozjarzać coraz migotliwiej; wieczór czynił się rosisty a silnie nagrzany, prawdziwie latowy. Przepiórki wołały ze zbóż, od łąk dalekich leciały grubaskie pohukiwania bąków, zaś nad polami wisiała taka rozpachniona cichość, jaże w głowie się mąciło.<br />
{{tab}}Ale Jagusia jakoś nie przychodziła.<br />
{{tab}}Natomiast o jakieś pół stajania od Antka, po miedzy spacerował proboszcz w białem obleczeniu i z gołą głową, tak pogrążony w odmawianiu pacierzy, iż jakby nie widział, co jego konie, pasące się na chudym, wytartym ugorze, przeszły miedzę i łakomie wżerały się w Kłębową koniczynę, która, niby bór, czerniała wspaniale wyrośnięta i pokryta kwiatem.<br />
{{tab}}Ksiądz cięgiem chodził, mamrocąc pacierze, po gwiazdach włóczył oczami, a niekiej przystawał, pilnie nasłuchując i gdy się jeno ruszyło co niebądź kajś pod wsią, zawracał spiesznie, gderząc niby gniewnie na konie.<br />
{{tab}}— A gdzieżeś to polazł, siwy? W Kłębową koniczynę, co? Widzicie ich, jakie to łajdusy! Smakuje wam cudze, co? A batem chceta po portkach? No, mówię, batem! — pograżał wielce srogo.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_177" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/177"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/177|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/177{{!}}{{#if:177|177|Ξ}}]]|177}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Ale koniska tak smacznie chrupały, jaże księdzu zbrakło serca na wypędzenie ze szkody, więc jeno rozglądał się a prawił zcicha:<br />
{{tab}}— No żrej jeden drugi, żrej... już się za to zmówi jaki paciorek za Kłębową duszę albo i wynagrodzi czem szkodę! Nygusy, jak się to przypinają do świeżej koniczyny!<br />
{{tab}}I znowu chodził tam i znawrotem, pacierze mówił i stróżował, ani się spodziewając, jako Antek patrzy w niego, słucha i z coraz większą niespokojnością wyczekuje na Jagusię.<br />
{{tab}}Przeszło tak z parę dobrych pacierzów, gdy naraz Antkowi przyszło na myśl podejść do niego a wyznać się ze swoich frasunków.<br />
{{tab}}— Taki nauczony, to może prędzej najdzie jaką radę! — rozważał, cofając się cieniami pod stodołę, i dopiero za węgłem śmiało wyszedł na miedzę i głośno zachrząkał.<br />
{{tab}}A ksiądz posłyszawszy, że ktoś nadchodzi, zakrzyczał na konie:<br />
{{tab}}— Szkodniki paskudne! To ani z oczów spuścić, zaraz w cudze, jak te świnie! Wiśta kasztan! — I uniesłszy ubieru, wypędzał je z pośpiechem.<br />
{{tab}}— Boryna! Jak się masz? — wołał, rozpoznawszy go zbliska.<br />
{{tab}}— Dyć szukam dobrodzieja, byłem już na plebanji.<br />
{{tab}}— A wyszedłem zmówić pacierze i przypilnować konisków, bo Walek poleciał do dworu. Ale takie znarowione szkodniki, że niech Bóg broni, rady nie mogę sobie dać z niemi. Patrz, jak się Kłębowi wysypało {{pp|koni|czyny}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_178" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/178"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/178|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/178{{!}}{{#if:178|178|Ξ}}]]|178}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|koni|czyny}}, jak bór! Z mojego nasienia... Zato moją tak wymroziło, że został się tylko rumianek i osty! — westchnął żałośnie, przysiadając na kamieniu — Siadajże, to sobie pogadamy! Śliczna pora! Za jakie trzy tygodnie zadzwonią kosy! No, mówię ci!..<br />
{{tab}}Antek przysiadł wpodle i zaczął zwolna rozpowiadać, z czem był przyszedł. Proboszcz słuchał uważnie, tabakę zażywał i na konie krzyczał raz po raz, kichając przytem siarczyście.<br />
{{tab}}— A gdzie! Ślepyś, że cudze? Widzisz je, świńtuchy znarowione!..<br />
{{tab}}Antkowi szło jakoś niesporo, zająkiwał się i plątał.<br />
{{tab}}— Widzę, że ci coś ciężkiego dolega. Wyznaj się szczerze, to ci ulży, wyznaj! Przed kimże duszę wyżalisz, jak nie przed księdzem? — Pogładził go po głowie i uczęstował tabaką, że Antek, nabrawszy śmiałości, rozpowiedział mu wszystkie swoje frasunki.<br />
{{tab}}Ksiądz długo ważył jego słowa, wzdychał i wkońcu rzekł:<br />
{{tab}}— Jabym ci za borowego naznaczył pokutę kościelną: stawałeś w ojcowej obronie, a że był łajdus i luter, to niewielka stała się szkoda. Ale sądy ci nie darują. Najmniej posiedzisz ze cztery lata. I co ci tu radzić? Mój Boże, i w Ameryce ludzie żyją, i z kryminału też wracają. Ale jedno złe i drugie też nielepsze.<br />
{{tab}}Był za tem, żeby Antek uciekał choćby jutro, to znowu radził pozostać i odsiedzieć karę, a naostatku powiedział:<br />
{{tab}}— Jedno, co pewna: zdać się na Opatrzność i czekać zmiłowania Bożego.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_179" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/179"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/179|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/179{{!}}{{#if:179|179|Ξ}}]]|179}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Hale, i wezmą me w dybki, w Sybir pognają...<br />
{{tab}}— Wielu jednak powraca, sam znałem niejednego...<br />
{{tab}}— Juści, jeno co to po latach zastanę w chałupie, co? A bo to kobieta da sama radę? Zmarnuje się wszystko! — szepnął bezradnie.<br />
{{tab}}— Z duszy serca radbym ci pomógł, ale cóż ja mogę... Czekaj, mszę świętą odprawię do Przemienienia Pańskiego na twoją intencję. Zapędź mi konie do stajni, późno! No mówię ci, późno, czas spać!<br />
{{tab}}Antek tak był przejęty turbacjami, że, wyszedłszy z księżego podwórza, dopiero przypomniał sobie Jagusię i śpiesznie do niej poleciał.<br />
{{tab}}Juści, co już czekała, skulona pod stodołą.<br />
{{tab}}— Czekałam i czekałam!<br />
{{tab}}Głos miała jakby schrypnięty od rosy.<br />
{{tab}}— Mogłem się to księdzu wymówić? — Chciał ją objąć, odepchnęła go.<br />
{{tab}}— Nie figle mi ta w głowie, nie ceckania!<br />
{{tab}}— Dyć cię całkiem nie poznaję! — Czuł się dotknięty.<br />
{{tab}}— Jakąś me ostawił, takusieńką i jestem...<br />
{{tab}}— A niepodobna do się... — Przysunął się bliżej.<br />
{{tab}}— Nie zafrasowałeś się o mnie bez tyla czasu, a teraz dziwujesz?<br />
{{tab}}— Że już i barzej niesposób, ale mogłem to przylecieć do cię, co?<br />
{{tab}}— A ja ostałam jeno z trupem a ze zgryzotami! — Zatrzęsła się z zimna.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_180" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/180"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/180|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/180{{!}}{{#if:180|180|Ξ}}]]|180}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— I ani ci w głowie postało zajrzeć do mnie, co inszego miałaś w myślach!...<br />
{{tab}}— Czekałeś to me, Jantoś, czekałeś? — wyjąkała niedowierzająco.<br />
{{tab}}— I jak jeszcze! A to, kiej ten głupi, co dnia wisiałem u kraty i oczy wypatrywałem za tobą, i co dnia cię czekałem! — Nagły żal nim zatrząsł.<br />
{{tab}}— Jezu kochany! A tak me skląłeś tam za brogiem! A takiś przódzi był zły! A kiej cię brali, to aniś spojrzał na mnie, aniś przemówił... Dobrze baczę, miałeś to dobre słowo la wszystkich, nawet la psa, jeno nie la mnie! To już myślałam, że się wścieknę!<br />
{{tab}}— Nie miałem złości do cię, Jaguś, nie. Ale jak się dusza człowiekowi zapiecze w zgryzocie, toby i siebie i wszystek świat wytracił...<br />
{{tab}}Milczeli, stojąc tuż przy sobie, biedro w biedro. Księżyc świecił im prosto w twarze. Dyszeli ciężko, szarpani gryzącemi spominkami, oczy im pływały w zakrzepłych łzach żalów i udręki.<br />
{{tab}}— Nie tak to me kiedyś witałaś! — rzekł smutnie.<br />
{{tab}}Rozpłakała się nagle i rzewliwie, kiej dzieciątko.<br />
{{tab}}— Jakże cię to mam witać, jak? Małoś to me już pokrzywdził i sponiewierał, że tera ludzie patrzą na mnie, kiej na tego psa...<br />
{{tab}}— Ja cię sponiewierałem? To przeze mnie? — Gniew go przejął.<br />
{{tab}}— A przez ciebie! Przez ciebie wygnała me z chałupy ta flondra, to świńskie pomietło! Przez ciebie poszłam na pośmiech całej wsi...<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_181" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/181"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/181|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/181{{!}}{{#if:181|181|Ξ}}]]|181}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A wójta to już nie baczysz? a drugich, co? — buchnął groźnie.<br />
{{tab}}— Wszyćko bez ciebie! Wszyćko! — szeptała coraz bardziej rozżalona. — A czemuś me do się zniewolił, jak tego psa? Miałeś przecież swoją kobietę. Głupia byłam, a tyś me tak opętał, co już świata Bożego za tobą nie widziałam! I czemuś me potem ostawił samą, na pastwę?<br />
{{tab}}Ale i on porwany żalami, zasyczał przez zaciśnięte zęby:<br />
{{tab}}— To ja ci kazałem ostać moją macochą? Ja cię też pewnie niewoliłem, byś się tłukła z każdym, kto jeno chciał, co?<br />
{{tab}}— To po coś mi nie wzbronił? Byś me miłował, tobyś me nie dał na wolę, nie ostawiłbyś me samej, a jeno strzegł przed złą przygodą, jak to drugie robią! — skarżyła się boleśnie i tak pełna niezgłębionego żalu, że już nie poredził się bronić. Odpadły go wszystkie złoście a serce się rozdygotało kochaniem.<br />
{{tab}}— Cichoj, Jaguś, cichoj, dzieciątko! — szeptał z tkliwością.<br />
{{tab}}— I taka krzywda mi się stała, to i ty powstajesz na mnie, jak wszystkie, i ty, i ty! — szlochała, wspierając głowę o stodołę.<br />
{{tab}}Usadził ją przy sobie na miedzy i jął przygarniać do serca, a tulić, a głaskać po włosach i, obcierając jej, twarz zapłakaną, całował jej wargi roztrzęsione, i te oczy zalane gorzkiemi łzami, te kochane a tak przesmucone oczy. Pieścił ją, przyhołubiał i spokoił, jak jeno poredził, że już płakała coraz ciszej, {{Korekta|przyrwieącaj|przywierając}} doń <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_182" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/182"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/182|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/182{{!}}{{#if:182|182|Ξ}}]]|182}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i z taką dufnością uwiesiła mu się na szyi a kładła głowę na jego piersiach, jakby na tem matczynem sercu, kaj tak lubo jest wypłakiwać wszystkie boleście a smutki...<br />
{{tab}}Ale Antkowi już się mąciło w głowie, bo takie luboście biły od niej i tak go rozprażało jej ciepło, że coraz zajadlej całował i coraz mocniej ogarniał ją sobą...<br />
{{tab}}Zrazu ani miarkowała, do czego idzie i co się z nią wyrabia. Dopiero, kiej się już całkiem poczuła w jego mocy, i kiej jął rozgniatać jej wargi rozpalonemi całunkami, zaczęła się szarpać a prosić lękliwie, prawie z płaczem:<br />
{{tab}}— Puść me, Jantoś! Puść! Loboga, bo będę krzyczeć!<br />
{{tab}}Ale mogła się to już wydrzeć smokowi, kiej ściskał, jaże tchu brakowało, i całą przejmował war i dygotania.<br />
{{tab}}— Ostatni raz pozwól, ostatni! — skamlał, ledwie już zipiąc.<br />
{{tab}}Aż świat się z nią zakręcił, i poleciała jakby na dno jakowegoś raju, a on ją wzion, jak to kiedyś brał, zapamiętale, przez lubą moc kochania, i dawała mu się też, jak kiedyś, w słodkiej udręce niemocy, na niezmierzone szczęście, na śmierć samą...<br />
{{tab}}Jak kiedyś, mój Jezu! Jak dawniej! Jak zawdy!<br />
{{tab}}Noc stała rozgwiażdżona, księżyc wisiał wysoko w pół nieba; nagrzane, rozpachnione powietrze obtulało pola pośpione w niezgłębionej cichości; cały świat leżał bez tchu w upojnym zapomnieniu i w słodkiej pieszczocie niepamięci.<br />
{{tab}}A i w nich nie było już pomiarkowania o niczem, nic, kromie ognia i burzy, i nic, kromie wiecznie żądnej <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_183" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/183"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/183|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/183{{!}}{{#if:183|183|Ξ}}]]|183}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i wiecznie nienasyconej tęsknicy. Jak kiedy uschnięta drzewina ożeni się z pierunem i buchnie w niebo płomieniami, że już wraz giną, hucząc weselną pieśń zatraty, tak i oni przepadli w jakichś nienasyconych żarach. Ożyły w nich dawne miłoście i zwarły się, strzelając bujnym, radosnym ogniem na to jedno mgnienie zapamiętania, na tę jedną tylko minutę ostatniej radości.<br />
{{tab}}Bo kiej znowu siedli przy sobie, już im tak cosik omroczyło dusze, że spozierali na się trwożnie, ukradkiem, rozbiegając się oczami, kieby ze wstydem i żalem.<br />
{{tab}}Na darmo szukał wargami jej warg głodnych całunków, jak kiedyś: odwracała się z niechęcią.<br />
{{tab}}Na darmo szeptał przezwiska co najsłodsze: nie odpowiadała, pilnie zapatrzona w księżyc; więc burzył się w sobie i chłódł, przejęty dziwną markotnością i żalami.<br />
{{tab}}Siedzieli, nie wiedząc już, co mówić, niecierpliwiąc się jeno a wyczekując, które się pierwej ruszy i pójdzie sobie precz.<br />
{{tab}}A w Jagusi jakby już wszystko wygasło ze szczętem i rozsypało się w popiół, bo ozwała się z przytajoną złością:<br />
{{tab}}— Aleś me zniewolił, kiej ten zbój, no!<br />
{{tab}}— Nie mojaś to, Jaguś, nie moja? — Chciał ją przygarnąć, odepchnęła go gwałtownie.<br />
{{tab}}— Anim twoja, anim niczyja, rozumiesz? Niczyja!<br />
{{tab}}Rozpłakała się znowu, ale już jej nie spokoił ni utulał, lecz po jakim czasie powiedział ważnym głosem:<br />
{{tab}}— Jaguś, poszłabyś ze mną we świat?<br />
{{tab}}— Kajże to? — podniesła na niego zapłakane oczy.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_184" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/184"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/184|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/184{{!}}{{#if:184|184|Ξ}}]]|184}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A choćby do samej Hameryki! Poszłabyś za mną, Jaguś?<br />
{{tab}}— A cóż to poczniesz ze swoją kobietą?<br />
{{tab}}Zerwał się, kieby go kto biczem trzasnął.<br />
{{tab}}— Prawdę pytam! Trutkę to jej zadasz, czy co?<br />
{{tab}}Pochwycił ją wpół, przygarnął krzepko i, całując namiętnie po całej twarzy, jął prosić a molestować, by z nim jechała we świat, kajby już ostali razem i na zawsze. Sporo czasu mówił o swoich zamysłach i nadziejach, czepił się bowiem nagle tej myśle uciekania z nią, kiej pijany płota, i kiej pijany też plótł, ogarnięty gorączkowem wzburzeniem. Wysłuchała wszystkiego do końca i odrzekła z przekąsem:<br />
{{tab}}— Zniewoliłeś me do grzechu, to rozumiesz, com już docna zgłupiała i uwierzę ci w bele bzdury...<br />
{{tab}}Przysięgał na wszystko, jako świętą prawdę powieda; nie chciała już nawet słuchać i, wyrwawszy się z jego rąk, szepnęła:<br />
{{tab}}— Ani mi się śni uciekać z tobą. Poco? Abo mi to źle samej? — Obtuliła się zapaską, rozglądając się uważnie. — Późno, muszę już bieżyć!<br />
{{tab}}— Kajże ci pilno, nikto przecie z chałupy za tobą nie patrzy?<br />
{{tab}}— Ale na ciebie pora. Już tam Hanka pierzynę wietrzy a wzdycha...<br />
{{tab}}Rozżarł się na te słowa, kiej pies, i syknął urągliwie:<br />
{{tab}}— Ja ci nie wypominam, kto tam na ciebie po karczmach wyczekuje...<br />
{{tab}}— A jakbyś wiedział, co niejeden gotów czekać choćby do słońca, jakbyś wiedział! Sielnieś zadufany <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_185" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/185"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/185|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/185{{!}}{{#if:185|185|Ξ}}]]|185}}'''<nowiki>]</nowiki></span>w siebie i rozumiesz, co jeno ty jeden jesteś! — gadała, prześmiechając się zjadliwie.<br />
{{tab}}— A to leć, choćby nawet do Żyda, leć! — wykrztusił.<br />
{{tab}}Ale się nie ruszyła z miejsca; jeszcze stali przy sobie, dysząc jeno ciężko a poglądając na się rozsrożonemi ślepiami, a kieby szukając w sobie tych jakichś słów najbarzej bolących.<br />
{{tab}}— Miałeś coś pedzieć, to mi rzeknij, bo więcej już do cię nie wyjdę...<br />
{{tab}}— Nie bój się, nie będę cię wywoływał, nie...<br />
{{tab}}— Bo choćbyś mi nawet u nóg skamlał, to nie wyjdę.<br />
{{tab}}— Juści, czasu ci nie starczy, do tylu musisz co noc wychodzić...<br />
{{tab}}— A żebyś skapiał, kiej ten pies! — skoczyła w pola, naprzełaj.<br />
{{tab}}Nie pogonił jednak, ni nawet zawołał za nią, widząc, jak leciała przez zagony, kiej cień, i przepadła pod sadami; przecierał tylko oczy, kieby ze śpiku, a wzdychał markotnie.<br />
{{tab}}— Zgłupiałem już docna! Jezu, dokąd to baba może zaprowadzić.<br />
{{tab}}Było mu czegoś dziwnie wstyd, gdy wracał do chałupy; nie mógł sobie darować tego, co się stało, i srodze się tem gryzł i męczył.<br />
{{tab}}Pościel gotowa już czekała na niego w sadzie, w półkoszkach, gdyż w izbie niesposób było wyspać z powodu gorąca i much.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_186" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/186"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/186|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/186{{!}}{{#if:186|186|Ξ}}]]|186}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Ale nie zasnął; leżał wpatrzony w dalekie migoty gwiazd i, nasłuchując cichych stąpań nocy, rozważał se o Jagusi.<br />
{{tab}}— Ni z nią, ni przez niej! Ażebyś! — zaklął zcicha, i wzdychał żałośnie, i przewracał się z boku na bok, i odrzucał pierzynę, stawiając nogi na chłodnej, orosiałej trawie, ale śpik nie przychodził, i myśle o niej nie ustawały ni na to oczymgnienie.<br />
{{tab}}Któreś dziecko zapłakało w chałupie, i zamamrotała cosik Hanka; uniósł głowę, ale po chwili przycichło, i znowu opadły go deliberacje i szły przez niego, kiej te wiośniane, pachnące zwiewy, kolebiące duszę słodkiemi spominkami; ale już się im nie dał w niewolę, a nasprzeciw, rozglądał się w nich trzeźwo, że wkońcu przyszedł do tego, co sobie rzekł uroczyście, jakby na świętej spowiedzi:<br />
{{tab}}— Raz temu musi być koniec! Wstyd to i grzech! Coby to znowu ludzie pedzieli! Dyć ociec dzieciom jestem i gospodarz! Musi być koniec.<br />
{{tab}}Postanawiał, ale było mu jej żal, nieopowiedzianie żal.<br />
{{tab}}— Niech se jeno człowiek raz jeden pofolguje, a już się tak pokuma ze złem, co go i śmierć nie rozdzieli! — medytował gorzko i górnie.<br />
{{tab}}Świt się już robił, całe niebo przyodziewało się kieby w te zgrzebne gzło, ale Antek jeszcze nie spał, zaś kiej biały dzień jął mu zazierać w oczy, przyleciała go budzić Hanka. Podniósł na nią schmurzoną twarz, lecz taki dziwnie był la niej dobry, że skoro mu opowiedziała, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_187" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/187"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/187|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/187{{!}}{{#if:187|187|Ξ}}]]|187}}'''<nowiki>]</nowiki></span>z czem to wczoraj przychodził kowal późnym wieczorem, pogłaskał ją po nieuczesanych włosach.<br />
{{tab}}— Kiej się udało ze zwózką, to ci już cosik kupię na jarmarku.<br />
{{tab}}Rozradowała się taką łaską i dalejże molestować, aby też kupić oszkloną szafę na talerze, jaką miały organisty.<br />
{{tab}}— Pokrótce to se zamyślisz o dworskiej kanapie! — zaśmiał się, przyobiecując jednak, co jeno prosiła, i wstał prędko, robota bowiem czekała i trza było kark podać w jarzmo i ciągnąć, jak co dnia.<br />
{{tab}}Rozmówił się jeszcze z kowalem i zaraz po śniadaniu Pietrka wyprawił do wożenia gnoju, a sam pojechał w parę koni do lasu.<br />
{{tab}}W porębie jaże huczało od roboty; sporo narodu kręciło się przy obróbce drzewa, naciętego zimą, że kieby to nieustanne kucie dzięciołów, tak rozlegało się bicie siekier i trzeszczenie pił; zaś w bujnych trawach poręby pasły się lipeckie stada i dymiły ogniska.<br />
{{tab}}Spomniał, co się tu kiedyś wyrabiało, i pokiwał głową, widząc, jak to już zgodnie robią razem Lipczaki z Rzepecką szlachtą i drugiemi.<br />
{{tab}}— Bieda ich doprowadziła do rozumu. I potrza to było wszystkiego, co? — wyrzekł do Filipa, syna Jagustynki, okrzesującego chojary.<br />
{{tab}}— A kto temu był winowaty, jak nie dziedzic a gospodarze! — mruknął ponuro chłop, nie przestając obrąbywać gałęzi.<br />
{{tab}}— Ale może już najbarzej złoście i głupie podjudzania.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_188" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/188"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/188|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/188{{!}}{{#if:188|188|Ξ}}]]|188}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Przystanął w miejscu, kaj był zakatrupił borowego, i tak go cosik złego sparło pod piersiami, jaże zaklął:<br />
{{tab}}— Ścierwa, przez niego cała moja marnacyja! Bym poredził, tobym ci jeszcze dołożył! — splunął i wziął się do roboty.<br />
{{tab}}I już całe dnie woził na tartak, przypinając się do pracy z taką zapamiętałością, jakby się chciał zarobić na śmierć, lecz mimo tego nie zabił pamięci o Jagusi, ani o tej sprawie nieszczęsnej.<br />
{{tab}}Któregoś dnia powiedział mu Mateusz, że kupili grunt na Podlesiu, dziedzic dał na spłatę i jeszcze przyobiecał zrzynów i łat, zaś ślub Nastusi odłożyli, póki Szymek jako tako się nie zagospodaruje.<br />
{{tab}}Co go ta obchodziło cudze, mało to jeszcze miał swoich turbacyj? A do tego kowal już prawie codziennie i na różne sposoby straszył go sprawą i zwolna, ostrożnie, a wielce chytrze napomykał, że, gdyby mu było pilno potrza, to ten i ów dałby pieniędzy...<br />
{{tab}}Antek już sto razy gotów był prasnąć wszystko i uciekać, ale co spojrzał na wieś i co sobie wziął w myśle, jako pójdzie stąd na zawsze, to go taki strach ogarniał, iż wolałby kryminał, wolałby wszystko najgorsze, bele nie to.<br />
{{tab}}Ale i o kryminale myślał z rozpaczą w duszy.<br />
{{tab}}Więc z tego bojowania ze sobą zmizerował się, zgorzkniał i stał się w chałupie srogi a niewyrozumiały. Hanka w głowę zachodziła, nadaremno próbując się wywiedzieć, co mu się stało. Nawet zrazu podejrzewała, jako znowu spiknął się z Jagusią; ale co oko miała bystre, a odpasiona Jagustynka też za nimi patrzała i {{pp|dru|gie}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_189" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/189"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/189|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/189{{!}}{{#if:189|189|Ξ}}]]|189}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|dru|gie}} potwierdzali, że wyraźnie stronią od siebie i nikaj się nie schodzą, to się już uspokoiła z tej strony. Cóż z tego, że mu służyła, jak mogła najwierniej, że już jadło miał wybrane i na porę, w chałupie ochędożny porządek, że gospodarka szła jak najlepiej, kiej cięgiem był zły, chmurny, o bele co poniewierał i dobrego słowa jej nie dawał.<br />
{{tab}}A już było najciężej, kiedy chodził cichy, strapiony, smutny, kiej noc jesienna, i ani się gniewał, ani uprzykrzał, a jeno ciężko wzdychał i na całe wieczory szedł do karczmy pić ze znajomkami.<br />
{{tab}}Pytać otwarcie nie miała śmiałości, a Rocho klął się, że też nie wie o niczem, co mogło być prawdą, gdyż stary przychodził teraz jeno na noc, a całe dnie wędrował po okolicy ze swojemi książeczkami, a nauczając pobożne nabożeństwa do serca Jezusowego, którego urzędy wzbraniały odprawować po kościołach.<br />
{{tab}}Aż któregoś wieczora, kiedy siedzieli jeszcze w izbie przy miskach, bo wiater się był zerwał po zachodzie, psy całą hurmą zaszczekały nad stawem. Rocho położył łyżkę, pilnie nasłuchując.<br />
{{tab}}— Ktoś obcy! Trza wyjrzeć.<br />
{{tab}}A tyla co jeno wyszedł, powrócił blady i rzekł prędko:<br />
{{tab}}— Pałasze brzęczą na drodze! Jakby pytały, na wsi jestem!<br />
{{tab}}Skoczył w sad i zginął.<br />
{{tab}}Antek zbladł śmiertelnie i skoczył na równe nogi. Psy już docierały w opłotkach, na ganku rozległy się ciężkie stąpania.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_190" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/190"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/190|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/190{{!}}{{#if:190|190|Ξ}}]]|190}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A może to już po mnie? — jęknął w trwodze.<br />
{{tab}}Wszyscy jakby zmartwieli, ujrzawszy na progu strażników.<br />
{{tab}}Antek nie mógł się poruszyć, a jeno latał oczyma po wywartych oknach i drzwiach. Szczęściem, co Hanka całkiem przytomnie zapraszała ich siedzieć, podsuwając ławę.<br />
{{tab}}Grzecznie się przywitali, tak się zarazem przymawiając o kolację, że musiała im nasmażyć jajecznicy.<br />
{{tab}}— Kajże tak późno? — zapytał wreszcie Antek.<br />
{{tab}}— Po służbie! Dzieło u nas niemałe! — odrzekł starszy, wodząc oczami po zebranych w izbie.<br />
{{tab}}— Pewnie za złodziejami? — dorzucił Antek śmielej, wynosząc flachę z komory.<br />
{{tab}}— I za złodziejami, i za drugiem! Przepijcie do nas, gospodarzu!<br />
{{tab}}Napił się z nimi. Przypięli się do jajecznicy, jaże łyżki dzwoniły.<br />
{{tab}}Wszyscy siedzieli cichuśko, kiej te przytrwożone trusie.<br />
{{tab}}Strażnicy wymietli miskę doczysta, przepili jeszcze gorzałką, i starszy, obcierając wąsy, rzekł uroczyście:<br />
{{tab}}— Dawno was wypuścili z turmy, a?<br />
{{tab}}— Niby to pan starszy nie wiedzą!<br />
{{tab}}Rozdygotał się ździebko.<br />
{{tab}}— A gdzież to Rocho? — spytał nagle starszy.<br />
{{tab}}— Któren Rocho? — zrozumiał wmig i znacznie się uspokoił.<br />
{{tab}}— Podobno u was żyje kakoj to Rocho?<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_191" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/191"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/191|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/191{{!}}{{#if:191|191|Ξ}}]]|191}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A może pan starszy mówią o tym dziadku, co to chodzi po wsi? Prawda, dyć go Rochem wołają!<br />
{{tab}}Strażnik rzucił się niecierpliwie i rzekł groźnie:<br />
{{tab}}— Nie róbcie szutek, przecież mieszka u was, wiadomo!<br />
{{tab}}— Pewnie, co nieraz siedział u nas, ale siedział i u drugich. Proszalny dziadek, to kaj mu popadnie, tam i na noc głowę przytuli. Dziś w chałupie, indziej w obórce, a niekiedy i prosto pode płotem. Cóż to pan starszy upatrzył se na niego?<br />
{{tab}}— Tak cóżby, nic, po znajomości pytam...<br />
{{tab}}— Poczciwy człowiek, wody nikomu nie zamąci — wtrąciła Hanka.<br />
{{tab}}— Nu, my znamy, kto on taki, znamy! — mruknął znacząco, próbując różnemi sposobami wypytywać o niego. Nawet już tabaką częstował, ale wszyscy tak gadali cięgiem jedno wkółko, że, nie mogąc niczego przewąchać, podniósł się z ławy ze złością: — A ja mówię, że mieszka u was w chałupie!<br />
{{tab}}— Przecie go w kieszeń nie schowałem! — odburknął Antek.<br />
{{tab}}— Ja tu po służbie, ponimajcie, Boryna! — cisnął się groźnie starszy, ale jakoś się udobruchał, dostawszy na drogę mendel jajków i sporą osełkę świeżego masła.<br />
{{tab}}Witek poszedł za nimi trop w trop, rozpowiadając potem, jako wstępowali do sołtysa i próbowali zazierać do poniektórych okien, jeszcze oświetlonych, jeno co pieski tak naszczekiwały, że, nie poredziwszy nikaj zajrzeć kryjomo, z niczem odeszli.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_192" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/192"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/192|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/192{{!}}{{#if:192|192|Ξ}}]]|192}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Ale to zdarzenie tak jakoś dziwnie rozebrało Antka, że, skoro jeno został sam na sam z żoną, zaczął się wyznawać z utrapień.<br />
{{tab}}Słuchała z bijącem sercem, uważnie, nie przepuszczając ani jednego słowa, dopiero kiej wkońcu zapowiedział, jako im już nic nie pozostaje, jeno przedać wszystko i uciekać we świat, choćby do Hameryki, stanęła przed nim pobladła, kieby ściana.<br />
{{tab}}— Nie pódę i dzieci na zatratę nie pozwolę! — wyrzekła groźnie — nie pódę! A jak mnie przyniewolisz, to siekierą łby dzieciom porozbijam, a sama choćby do studni! Prawdę mówię, tak mi, Panie Boże, dopomóż! Zapamiętaj to sobie! — krzyczała, klękając przed obrazami, jakby do uroczystej przysięgi.<br />
{{tab}}— Cichoj! Dyć jeno tak mówię!<br />
{{tab}}Wytchnęła nieco i rzekła ciszej, ledwie już łzy powstrzymując:<br />
{{tab}}— Odsiedzisz swoje i wrócisz! Nie bój się, dam se radę... nie uronię ci ni zagona, jeszcze me nie znasz... nie popuszczę z pazurów. Pan Jezus pomoże, to i taki dopust udźwignę — płakała cicho.<br />
{{tab}}Medytował długo i wkońcu powiedział:<br />
{{tab}}— To bedzie, co Bóg da! trza poczekać na sprawę.<br />
{{tab}}Że na nic się zdały chytre kowalowe zabiegi.<br />
<br /><br />{{---|50}}<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_193" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/193"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/193|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/193{{!}}{{#if:193|193|Ξ}}]]|193}}'''<nowiki>]</nowiki></span><br>
{{c|VI.}}<br />
{{tab}}— Uwal się już raz i nie przeszkadzaj! — mruknął zgniewany Mateusz, przewracając się na drugi bok.<br />
{{tab}}Szymek przywarł na chwilę, a skoro tamten znowu zachrapał, jął się cicho przebierać ze sąsieka, gdyż mu się przywidziało, jako do stodoły, kaj spali, już się wdzierają mąty pierwszych świtań.<br />
{{tab}}Omackiem zbierał po klepisku narzędzia, jeszcze wczoraj nagotowane, i tak się śpieszył, że mu raz po raz cosik leciało z rąk z przeraźliwym brzękiem, jaże Mateusz klął przez śpik.<br />
{{tab}}Ale nad ziemiami leżały jeszcze ciemnice, jeno gwiazdy były już bladawe, na wschodniej stronie ździebko się przezierało, i pierwsze kury biły skrzydłami, krzykając zachryple.<br />
{{tab}}Szymek zebrał w taczki, co jeno miał, i, skradając się cichuśko kole chałupy, wydostał się nad staw.<br />
{{tab}}Wieś spała, kiej zabita, nawet pies nie zaszczekał, a w cichości słychać było jeno bulgotanie wody, przeciskającej się przez zapuszczone stawidła młyna.<br />
{{tab}}Na drogach, przycienionych sadami, było jeszcze tak ciemno, że ledwie kajś niekaj zamajaczyła bielona ściana, zaś staw tyla jeno przezierał z nocy, co tem lśnieniem odbijających się gwiazd.<br />
{{tab}}Ale, dochodząc matczynej chałupy, zwolnił kroku, pilnie nasłuchując, gdyż w opłotkach jakby ktosik chodził z cichym a nieustającym mamrotem.<br />
{{tab}}— Kto tam? — posłyszał naraz głos matki.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_194" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/194"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/194|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/194{{!}}{{#if:194|194|Ξ}}]]|194}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Zdrętwiał i stał z zapartym oddechem, nie śmiejąc się poruszyć, zaś stara, nie doczekawszy się odpowiedzi, znowu jęła chodzić.<br />
{{tab}}Widział ją, kieby cień snującą się pod drzewami; macała sobie drogę kijaszkiem i chodziła, odmawiając półgłosem litanję.<br />
{{tab}}— Tłuką się po nocy, kiej Marek po piekle — pomyślał, ale westchnął jakoś żałośnie i cichuśko, strachliwie przemknął się dalej. — Gryzie ich moja krzywda! Gryzie! — powtórzył z głęboką uciechą, wychodząc na szeroką, wyboistą drogę za młynem, i naraz pognał, jakby go cosik popędzało, nie bacząc już na doły ni kamienie.<br />
{{tab}}Wstrzymał się dopiero pod krzyżem, na rozstajach dróg podleskich. Za ciemno było jeszcze stawać do roboty, więc se przysiadł pod figurą, odzipnąć nieco i poczekać.<br />
{{tab}}— Złodziejska godzina, niesposób rozeznać zagona od boru — mruczał, brodząc oczyma po świecie. Pola stały jeszcze potopione w rozmrowionych ciemnościach, ale na niebie już się coraz barzej jarzyły złociste smugi świtania.<br />
{{tab}}Dłużył mu się czas, że jął się pacierza, ale co jeno tknął ręką orosiałej ziemi, to gubił słowa i spominał se z lubością, jako już idzie na swoje, na gospodarkę.<br />
{{tab}}— Mam cię i nie popuszczę — myślał hardo, radośnie i z niezmierną zapamiętałością kochania wżerał się rozgorzałemi ślepiami w skołtunione pod lasem ciemnoście, kaj już czekały na niego te sześć morgów, kupione od dziedzica.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_195" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/195"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/195|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/195{{!}}{{#if:195|195|Ξ}}]]|195}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Przygarnę ja was, sieroty kochane, i nie opuszczę, póki życia! — mamrotał, ściągając kożuch na rozmamlane piersi, bo go był chłód ździebko przejmował, i, wsparłszy się w krzyż plecami, zapatrzony w świtania, zachrapał, rychło zmożony śpikiem.<br />
{{tab}}Już pola szarzały, kiej wody szeroko rozlane, a siwe od rosy zboża trącały go rozruchanemi kłosami, gdy zerwał się na nogi.<br />
{{tab}}— Dzień, kiej wół, pora na robotę — szepnął, przeciągając koście, i klęknął pod krzyżem do pacierza; ale nie trzepał na pytel, jak to zawdy robił, bele jeno zbyć, a dużo nawzdychać, a w piersi się nagrzmocić i tyla się nażegnać, jaże kulas zdrętwieje: dzisiaj było inaczej, o wspomożenie bowiem Pańskie zabłagał rzewliwie, i tak ze wszystkiej duszy, jaże mu łzy pociekły, i, obejmując Jezusowe nóżki, zaskamlał, wpatrzony wiernemi ślepiami w Jego twarz umęczoną i świętą:<br />
{{tab}}— Dopomóż, Jezu miłosierny! Rodzona mać me ukrzywdziła, tobie się jeno oddawam, sierota! pomóż! Dyć, kiej ten ostatni, na ciężki wyrobek staję! Juści, com grzeszny, ale me spomóż, Panie miłosierny, to już na mszę dam, abo i na dwie! Świec nakupię, a jak się dorobię, to nawet baldach sprawię! — prosił i przyobiecywał, serdecznie przywierając wargami do krzyża, obszedł go na kolanach, ucałował pokornie ziemię i wstał wielce skrzepiony i dufny w siebie.<br />
{{tab}}I mocnym się poczuł, i gotowym już na wszystko i tak dobrej myśle, że, ująwszy ciężkie taczki, pchał je, kiej piórko, hardo tocząc oczami po Lipcach, leżących niżej, a całych jeszcze we mgłach, z których jeno {{pp|ko|ścielna}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_196" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/196"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/196|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/196{{!}}{{#if:196|196|Ξ}}]]|196}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|ko|ścielna}} wieża biła wysoko, grając w zorzach pozłocistym krzyżem.<br />
{{tab}}— Obaczycie! Hej! obaczycie! — krzyknął radośnie, wchodząc na swoje gronta. Leżały tuż pod lasem, jednym bokiem przywarte do pól lipeckich, ale Boże się zmiłuj, co to były za gronta! Kawał dzikiego ugoru, pełen dołów po cegielni, szutrowisk i kamionek, obrosłych cierniami. Dziewanny, psi rumianek i końskie szczawie bujnie się pleniły po wzgórkach, a kaj niekaj z trudem wynosiła się pokręcona sosenka, to kępa olch lub jałowców, zaś po dołkach i młakach sitowia i trzciny burzyły się, kiej młode bory. Słowem, ziemia była taka, co piesby nad nią zapłakał, że nawet sam dziedzic odradzał, ale chłopak się uparł.<br />
{{tab}}— W sam raz la mnie! Uredzę i takiej!<br />
{{tab}}I Mateusz go odwodził, ze strachem spoglądając na to dzikie wywieisko, kaj jeno pieski folwarczne odprawiały swoje wesela, ale Szymek cięgiem prawił swoje, a w końcu twardo powiedział:<br />
{{tab}}— Rzekłem! Każda ziemia dobra, jak się jej człowiek dołoży!<br />
{{tab}}I wziął ją, bo dziedzic sprzedał tanio, po sześćdziesiąt rubli morgę, i jeszcze przyobiecał pomoc w drzewie i różnościach.<br />
{{tab}}— Hale, cobym ta nie miał poredzić! — wykrzyknął, oblatując ją rozgorzałemi oczyma i, złożywszy taczki na miedzy, jął obchodzić swoje granice, znaczone nawtykanemi gałęziami.<br />
{{tab}}Chodził zwolna i w takiej cichej a głębokiej radości, jaże serce biło mu, kiej młotem, i gardziel zatykało. <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_197" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/197"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/197|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/197{{!}}{{#if:197|197|Ξ}}]]|197}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Chodził, układając sobie w głowie po porządku, co robić i od czego zaczynać. Przecież to miał robić la siebie, la Nastusi, la przyszłego rodu Paczesiów, to się tak był sprężył w mocy i srogiej ochocie, jako ten głodny wilk, gdy przychwyci barana i dorwie się żywego mięsa.<br />
{{tab}}I, obszedłszy całe pole, jął rozważnie wybierać miejsce pod chałupę.<br />
{{tab}}— Rychtyk najlepsze, wieś naprzeciw i bór pod bokiem, łacniej będzie o drzewo i ciszej na zimę — rozważał i, oznaczywszy kamieniami cztery węgły, ściepnął kożuch, przeżegnał się i, splunąwszy w garście, wziął się do równania ziemi a karczunków.<br />
{{tab}}Dzień się już był podniósł złocisty, od wsi leciały porykiwania stad, wypędzanych na paszę, skrzypiały żórawie, ludzie wychodzili do roboty, turkotały po drogach wozy i niesły się przeróżne głosy wraz z leciuśkim wiaterkiem, któren zaswywolił we zbożach, wszystko szło, jak co dnia, tylko Szymek, nie bacząc na nic, jakby się zapamiętał w pracy, niekiedy jeno prostował grzbiet, odzipiał, przecierał oczy, zalane potem, i znowu przypinał się do ziemi, kieby ta pijawka nienasycona, mamrocząc cięgiem wedle swego zwyczaju do każdej rzeczy, jakby do czegoś żywego.<br />
{{tab}}Jął się był właśnie wyważania wielgachnego kamienia i prawił:<br />
{{tab}}— Wyleżałeś się, odpocząłeś, to mi teraz możesz chałupę podeprzeć.<br />
{{tab}}A wycinając krze tarniny, mówił ze szydliwym prześmiechem:<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_198" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/198"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/198|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/198{{!}}{{#if:198|198|Ξ}}]]|198}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Nie broń się, głupie! myśli, co mi się oprze! Hale! ostawie cię to, byś portki ozdzierało, co?<br />
{{tab}}Zaś do kamionek odwiecznych rzekł:<br />
{{tab}}— I was ruszę, ciężko gnieść się na kupie! Bruk z waju wyrychtuję kole obory, jak u Borynów!<br />
{{tab}}A niekiedy, nabierając oddechu, ogarniał swoją ziemię miłującemi oczami a szeptał gorąco:<br />
{{tab}}— Mojaś ty! Moja! Nikt mi cię nie wydrze!<br />
{{tab}}I, współczując tej biedocie zachwaszczonej, płonej, nieurodzajnej i opuszczonej, dodawał pieszczotliwie, kieby do dzieciątka:<br />
{{tab}}— Poczekaj ździebko, sieroto, uprawię cię, napasę, wycackam, że rodzić będziesz, jak i drugie. Nie bój się, dogodzę ci, dogodzę.<br />
{{tab}}Słońce się podniesło na pola i zaświeciło mu prosto w oczy.<br />
{{tab}}— Panie Boże, zapłać! — wyrzekł, przymrużając oczy. — Na gorąc znowu idzie i suszę — dodał, bo wynosiło się srodze rozczerwienione.<br />
{{tab}}Pokrótce ozwała się i sygnaturka na kościele, a nad lipeckiemi kominami podnosiły się zwolna modrawe słupy dymów.<br />
{{tab}}— Podjadłbyś se tera, gospodarzu, co? — przyciągnął pasa — jeno ci już matka dwojaków nie przyniesą, nie — westchnął smutnie.<br />
{{tab}}I na podleskich rolach zaroiło się od ludzi, stawali, jak i on, do roboty, na co dopiero nabytych ziemiach; dojrzał Stacha Płoszkę, orzącego w parę tęgich koni.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_199" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/199"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/199|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/199{{!}}{{#if:199|199|Ξ}}]]|199}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Mój Jezu, kiedy to dasz choćby jednego — pomyślał.<br />
{{tab}}Wachnik Józef zwoził kamienie na fundamenty chałupy, Kłąb ze synami okopywał rowem swoją ziemię, a Grzela, wójtów brat, przy samym krzyzie nade drogą coś długo rozmierzał tyką.<br />
{{tab}}— Miejsce jakby wybrane pod karczmę — zauważył Szymek.<br />
{{tab}}Grzela, oznaczywszy kołkami wymierzony plac, przyszedł z pozdrowieniem.<br />
{{tab}}— Ho, ho! robisz widzę za dziesięciu! — podziw miał w oczach.<br />
{{tab}}— A bo mi to nie potrza? Cóż to mam? Jedne portki a te gołe pazury! — mruknął, nie odrywając rąk od roboty.<br />
{{tab}}Grzela poradził mu to i owo i wrócił do swojego, a po nim zachodziły i drugie, kto z dobrem słowem, kto na pogwarę, a kto jeno wykurzyć papierosa i zębów naszczerzyć, ale Szymek odpowiadał coraz niecierpliwiej, że już wkońcu ostro krzyknął na Pryczka:<br />
{{tab}}— Robiłbyś swoje i drugim nie przeszkadzał! Świątki se juchy robią!<br />
{{tab}}I ostał sam, bo go już omijali.<br />
{{tab}}Słońce podnosiło się coraz wyżej, wisiało już nad kościołem, niesło się niepowstrzymanie, zalewając świat ślepiącą jasnością i żarem, wiater się był kajś zadział, że już gorąc bez przeszkody ogarniał ziemię rozmigotaną przysłoną, w której zboża pławiły się, kieby w tym rozbełtanym, cichuśkim wrzątku.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_200" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/200"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/200|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/200{{!}}{{#if:200|200|Ξ}}]]|200}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Mnie ta rychło nie spędzisz — rzekł jakby przeciw słońcu i, dojrzawszy Nastusię ze śniadaniem, wyszedł naprzeciw, łapczywie zabierając się do dwojaków.<br />
{{tab}}Nastusia jakoś markotnie spozierała po polach.<br />
{{tab}}— A bo się to co urodzi na takich zdziarach i mokradłach!<br />
{{tab}}— Wszystko się urodzi, obaczysz, co i pszenicę miała będziesz na placki.<br />
{{tab}}— Czekaj tatka latka, jak kobyłę wilcy zjedzą.<br />
{{tab}}— Nie zjedzą, Nastuś! Gront jest, to i łacniej przeczekać, dyć całe sześć morgów nasze — prawił, pojedając z pośpiechem.<br />
{{tab}}— Juści, to ziemi pewnie ugryzie! A jak to przezimujemy?<br />
{{tab}}— Moja w tem głowa, nie turbuj się! O wszyćkiem deliberowałem i wszyćkiemu najdę zaradę! — odsunął puste dwojaki, przeciągnął koście i powiódł ją, pokazując i tłumacząc.<br />
{{tab}}— W tem miejscu stanie chałupa! — zawołał radośnie.<br />
{{tab}}— Stanie! Z błota ją pewnie ulepisz, kiej jaskółka!<br />
{{tab}}— A z drzewa i gałęzi, i z gliny, i z piasku, i z czego się jeno da, bele tylko w niej przetrzymać z jakiś roczek, póki się nie wspomożemy.<br />
{{tab}}— Sielny dwór, widzę, zamyślasz! — warknęła niechętnie.<br />
{{tab}}— Wolę w budzie, niźli u kogo na komornem.<br />
{{tab}}— Mówiła Płoszkowa, żeby się do nich sprowadzić na przezimowanie, i sama się ochfiarowała dać nam izbę, z dobrego serca.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_201" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/201"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/201|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/201{{!}}{{#if:201|201|Ξ}}]]|201}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Z dobrego serca. A juści, pewnikiem chce zrobić na złość matce, dyć się źrą ze sobą, kiej te psy. Torba zapowietrzona, nie potrzebuję jej dobrości. Nie bój się, Nastuś, wyrychtuję ci taką chałupę, że i okno będzie, i komin, i wszyćko, co ino potrza. Obaczysz, że jak ament w pacierzu, tak za trzy niedziele stanie gotowa, żebym se miał kulasy urobić, a stanie.<br />
{{tab}}— Hale, sam to pewnie postawisz!<br />
{{tab}}— Mateusz mi pomoże, przyobiecał!<br />
{{tab}}— Nie dałaby to matka jakiego wspomożenia? — powiedziała lękliwie.<br />
{{tab}}— Żebym skapiał, a prosił ich nie będę! — wykrzyknął, ale, widząc, co jeszcze barzej posmutniała, wielce się sfrasował i, kiej przysiedli pod żytem, jął jękliwie tłumaczyć:<br />
{{tab}}— A mogę to, Nastuś? Jakże, wygnała me i na ciebie pomstuje.<br />
{{tab}}— Mój Boże, żeby choć jaką krowinę dali, a to, jak te najgorsze dziadaki, przez niczego, jaże strach pomyśleć.<br />
{{tab}}— Będzie i krowa, Nastuś, będzie, jużem se jedną upatrzył.<br />
{{tab}}— Bo to ani chałupy, ani bydlątka, ani nic! — zapłakała, przytulając się do niego, obcierał jej oczy, głaskał po głowinie, ale że i jemu robiło się żałośnie, co dziw sam nie beknął, to porwał się na nogi, chycił za łopatę i krzyknął, jakby srodze zgniewany.<br />
{{tab}}— Bój się Boga, kobieto, tylachna roboty, a ty jeno wyrzekasz?<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_202" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/202"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/202|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/202{{!}}{{#if:202|202|Ξ}}]]|202}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Podniesła się, pełna ciężkich turbacyj a trosk niemałych.<br />
{{tab}}— Bo jeśli z głodu nie pomrzem, to nas wilki zjedzą na tem wywieisku.<br />
{{tab}}Rozgniewał się na dobre i, bierąc się do roboty, rzekł twardo:<br />
{{tab}}— Masz buczeć i pleść bele co, to lepiej ostań se w chałupie.<br />
{{tab}}Chciała się przygarnąć do niego i udobruchać, ale ją odepchnął.<br />
{{tab}}— Hale, pora tera na jamory, juści! — dał się jednak ugłaskać, choć się ta jeszcze sierdził na babie gadanie, że odeszła spokojna i nawet wesoła.<br />
{{tab}}— Loboga! Dyć i kobieta człowiek, a po człowieczemu nie wyrozumie. Płacze jeno a lamenty, samo z nieba nie spadnie, jak się kulasami nie wyrobi. Kieby te dzieci, to śmiech, to płacz, to złoście i wyrzekania! Loboga!<br />
{{tab}}Mamrotał, przypinając się do roboty, że wnet zapomniał o całym świecie.<br />
{{tab}}I już tak pracował dzień w dzień, o pierwszym świcie się zrywał i wracał późnym wieczorem, że często gęby nie ozwarł na nikogo przez cały dzień, jadło przynosiła mu Tereska albo kto drugi, gdyż Nastusia odrabiała przy księżych ziemniakach.<br />
{{tab}}Zrazu zaglądał do niego ten i ów, ale, że nierad był pogwarom, to jeno zdala poglądali, dziwując się jego niestrudzonej pracy.<br />
{{tab}}— Kwarda jucha! Ktoby się to był spodział — mruknął Kłąb.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_203" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/203"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/203|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/203{{!}}{{#if:203|203|Ξ}}]]|203}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A bo to nie Dominikowe nasienie! — wykrzyknął ze śmiechem ktosik drugi, ale Grzela, któren go od samego początku pilnie obserwował, rzekł:<br />
{{tab}}— Prawda, że haruje, kiej wół, ale trzaby mu ździebko ulżyć.<br />
{{tab}}— Juści, sam nie uradzi, trzaby, wart tego! — przytwierdzali, jeno co nikto się nie pokwapił na pierwszego, wyczekując, jaże sam poprosi.<br />
{{tab}}Ale Szymek nie prosił, ani mu to w głowie postało, więc też któregoś dnia srodze się zdumiał, dojrzawszy jakiś wóz, jadący ku niemu.<br />
{{tab}}Jędrzych powoził i już zdala krzyczał wesoło:<br />
{{tab}}— Pokaż, kaj mam podorywać! Dyć to ja!<br />
{{tab}}Szymek dopiero po długiej chwili uwierzył oczom.<br />
{{tab}}— Żeś się to ważył, no, spierą cię, chudziaku, obaczysz.<br />
{{tab}}— A niechta! a jak me spierą, to już całkiem do ciebie przystanę.<br />
{{tab}}— I sameś to umyślił mi pomagać?<br />
{{tab}}— A sam! Dawno chciałem, jenom się bojał, pilnowali me i zrazu Jagusia też odradzała — rozpowiadał szeroko, bierąc się do roboty, że już razem orali cały dzień, a odjeżdżając, obiecał przyjechać jeszcze i nazajutrz.<br />
{{tab}}I przyjechał równo ze słońcem, a Szymek zaraz obaczył jego poliki ździebko posinione, ale spytał się dopiero przed wieczorem.<br />
{{tab}}— Silne piekło ci zrobili?<br />
{{tab}}— I... ślepi, to im niełacno me zmacać, a sam przeciek pod pazury nie wlezę — powiadał jakoś markotnie.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_204" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/204"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/204|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/204{{!}}{{#if:204|204|Ξ}}]]|204}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A Jagna cię nie wydała?<br />
{{tab}}— Jagusia przeciek nie stoi nam na zdradzie.<br />
{{tab}}— Póki jej cosik do łba nie strzeli, kto to wyrozumie kobiety! — westchnął żałośnie i wzbronił mu więcej przyjeżdżać.<br />
{{tab}}— Sam se już dam radę, pomożesz mi później, przy siewach.<br />
{{tab}}I znowu ostał sam i robił niestrudzenie, kiej ten koń w kieracie, nie bacząc na utrudzenie ni na żar, dnie bowiem szły takie gorące, rozprażone a duszne, że ziemia pękała, wody wysychały, trawy żółkły, a zboża stały ledwie już żywe w owej piekielnej pożodze, pola robiły się puste i głuche, gdyż niesposób było wytrzymać przy robocie, prosto żywy ogień lał się z nieba i słońce wyżerało ślepie. Zbielałe, mętne niebo wisiało, kieby ta ognista, rozdrgana płachta, obtulająca wszystką ziemię taką spieką, że ni wiater się poruszył, ni zaruchały się drzewa, ni ptak zaśpiewał, lebo głos ludzki się kaj zerwał, a co dnia jednako ze wschodu na zachód wędrowało słońce, siejąc nieubłaganie ogień i posuchę.<br />
{{tab}}A i Szymek co dnia jednako stawał do roboty, nie dając się spędzić upałom, że nawet już noce przesypiał na polu, bele jeno czasu nie mitrężyć, aż go Mateusz hamował w onej zajadłości, ale mu rzekł krótko:<br />
{{tab}}— W niedzielę se odpocznę!<br />
{{tab}}Jakoż w sobotę wieczorem przyszedł do chałupy ale tak przemordowany, iż zasnął przy misce, a nazajutrz spał prawie cały dzień, bo dopiero na odwieczerzu zwlókł się był z barłogu i, przybrawszy się {{pp|od|świętnie}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_205" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/205"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/205|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/205{{!}}{{#if:205|205|Ξ}}]]|205}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|od|świętnie}}, zasiadł przed kopiastemi michami; chodziły też kole niego kobiety, kieby kole tej ważnej osoby, często dokładając i bacząc na każde skinienie, on zaś, nałożywszy się dosyta, pasa popuścił, kości rozprostował i huknął wesoło:<br />
{{tab}}— Bóg zapłać, matko! A tera chodźma się ździebko poweselić!<br />
{{tab}}I ruszył z Nastusią do karczmy, a za nimi Mateusz z Tereską.<br />
{{tab}}Żyd kłaniał mu się w pas, gorzałkę stawiał bez wołania i gospodarzem przezywał, z czego Szymek niemało się puszył i, podpiwszy se galancie, darł się między najpierwsze i swoje o wszyćkiem powiedał.<br />
{{tab}}W karczmie było ludno i muzyka przygrywała la większej ochoty, ale nikto się jeszcze nie brał do tańców, a jeno przepijali do się, biadoląc na gorąc, to na przednówek, jak to zwyczajnie w karczmie.<br />
{{tab}}Przyszły nawet Boryny z kowalami, ale powiedli się do alkierza i musi co se niezgorzej używali, bo Żyd raz po raz nosił im gorzałkę a piwo.<br />
{{tab}}— Antek patrzy dzisia w swoją kobietę, kieby gapa w gnat, że nawet człowieka nie poznaje — wyrzekał markotnie Jambroż, na darmo zazierając do alkierza, skąd się roznosiły brzękliwe, lube głosy.<br />
{{tab}}— Bo mu lepszy swój trep, niźli buciary, co na każdy kulas idą — rzekła z prześmiechem Jagustynka.<br />
{{tab}}— Ale w takich nóg se człowiek nie urazi! — dorzucił ktosik, a cała karczma gruchnęła śmiechem, rozumiejąc, co Jagusię mają na myślach.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_206" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/206"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/206|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/206{{!}}{{#if:206|206|Ξ}}]]|206}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Jeno Szymek się nie śmiał, bo, ułapiwszy Jędrzycha za szyję, całował go, a prawił dobrze już napiłym głosem:<br />
{{tab}}— Słuchać me powinieneś, pomiarkuj jeno, kto do cię mówi.<br />
{{tab}}— Dyć wiem, juści... jeno matula przykazali — jąkał płaczliwie.<br />
{{tab}}— Co tam matula! mnie się posłuch należy, gospodarz jestem.<br />
{{tab}}Muzykanty wyrżnęły chodzonego, podniósł się wrzask, rypnęły obcasy, zaskowyczały dyle, zaśpiewały piosneczki, zakręciły się pary, to i Szymek ułapił wpół Nastusię, kapotę rozpuścił, czapę zbakierował, da dana gruchnął, wysforował się na pierwszego i najgłośniej krzykał, najzapamiętalej bił w podłogę, najostrzej zawracał i toczył się bujnie, wesoło, rozgłośnie, kiej ten potok, nabrany zwiesnową mocą.<br />
{{tab}}Ale kiej przetańcował raz i drugi, dał się kobietom wywieść z karczmy i już galancie przetrzeźwiony siedział z niemi pod chałupą, przylazła też Jagustynka i tak se wraz pogadywali, bo, chociaż późno było, i Szymek zbierał się do powrotu, ale było mu jakoś niesporo, ociągał się, zwłóczył, do Nastki się przygarniał i czegoś wzdychał, jaże matka rzekła:<br />
{{tab}}— Ostań w stodole, kaj ta będziesz się tłukł po nocy.<br />
{{tab}}— Kiedy pościele ma już tam, w budzie — tłumaczyła Nastusia.<br />
{{tab}}— A to go puść pod swoją pierzynę, Nastuś — ozwała się Jagustynka.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_207" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/207"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/207|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/207{{!}}{{#if:207|207|Ξ}}]]|207}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Co wam też w głowie! Hale, jeszcze czego! — broniła się zesromana.<br />
{{tab}}— Dyć to twój chłop! Że ta ździebko przódzi, nim ksiądz poświęci, nie grzech, a chłopak haruje, kieby wół, to mu się należy nadgroda.<br />
{{tab}}— Święta prawda! Nastuś! Nastuś! — skoczył, kiej wilk, do dziewczyny, przycapił ją kajś w sadzie i, nie popuszczając z garści, całował i skamlał:<br />
{{tab}}— Wygonisz me to, Nastuś? wygonisz, najmilsza, w taką noc?<br />
{{tab}}Matka nalazła se jakąś sprawę w sieni, a Jagustynka rzekła na odchodnem:<br />
{{tab}}— Nie broń mu, Nastuś! Mało dobrego na świecie, a zdarzy się, kieby to ziarno ślepej kurze, to je z pazurów nie popuszczajta.<br />
{{tab}}Rozminęła się w opłotkach z Mateuszem, któren, dojrzawszy przez okno, co się w izbie święci, krzyknął do Szymka:<br />
{{tab}}— Na twojem miejscu już bym to dawno zrobił!<br />
{{tab}}I, pogwizdując, leciał na wieś szukać uciechy.<br />
{{tab}}Ale nazajutrz o świtaniu Szymek stanął na robotę, jak zawdy, i pracował niestrudzenie, tylko kiedy mu Nastuś przyniesła śniadanie, to łakomiej sięgał jej warg czerwonych, niźli dwojaków.<br />
{{tab}}— A zdradź me ino, to ci łeb wrzątkiem obleję — groziła, wpierając się w niego.<br />
{{tab}}— Mojaś, Nastuś... samaś mi się dała... już cię nie popuszczę — bełkotał gorąco i, zazierając jej w oczy, dodał ciszej: — chłopak musi być pierwszy.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_208" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/208"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/208|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/208{{!}}{{#if:208|208|Ξ}}]]|208}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Głupiś! Hale, jakie mu to zberezieństwa we łbie! — odepchnęła go i zapłoniona uciekła, gdyż niedaleczko ukazał się pan Jacek, fajeczkę se kurzył, skrzypki ściskał pod pachą i, pochwaliwszy Boga, rozpytywał o różnoście. Szymek rad przechwalał się z tego, co to już dokonał, i znagła oniemiał i ślepie wybałuszył, bo pan Jacek skrzypki odłożył, kapotę ściepnął i zabrał się do przerabiania gliny.<br />
{{tab}}Szymek jaże łopatę wypuścił i gębę rozdziawił.<br />
{{tab}}— Czegóż się dziwujesz, hę?<br />
{{tab}}— Jakże? to pan Jacek będą ze mną robili?<br />
{{tab}}— A będę, pomogę ci przy chałupie, myślisz, że nie poradzę? Zobaczysz.<br />
{{tab}}I robili już we dwóch, wprawdzie stary wielkiej mocy nie miał i chłopskiej robocie był niezwyczajny, ale miał takie przemyślne sposoby, że praca szła znacznie prędzej i składniej. Juści, co Szymek skwapliwie słuchał go we wszystkiem, mrucząc jeno kiej niekiej:<br />
{{tab}}— Loboga, tego jeszcze nie bywało na świecie... Żeby dziedzic...<br />
{{tab}}Pan Jacek jeno się prześmiechał i jął pogadywać o takich różnościach i takie cudeńka prawił o świecie, jaże Szymek dziw mu do nóg nie padł w podzięce a zdumieniu, jeno co nie miał śmiałości, ale wieczorem poleciał rozpowiedzieć o wszystkiem Nastusi.<br />
{{tab}}— Mówili, co głupawy, a on ci, kiej ten ksiądz, najmądrzejszy! — zakończył.<br />
{{tab}}— Drugi mądrze powieda i głupio robi! Juści, żeby miał dobry rozum, toby ci może pomagał, co? Albo pasałby Weronczyne krowy?<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_209" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/209"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/209|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/209{{!}}{{#if:209|209|Ξ}}]]|209}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Prawda, że tego ani sposób wymiarkować!<br />
{{tab}}— Nic, jeno mu się w głowie popsuło.<br />
{{tab}}— Ale też lepszego człowieka nie naleźć na świecie.<br />
{{tab}}I był mu niezmiernie wdzięczny za tę dobroć, ale, chociaż razem pracowali, z jednych dwojaków jedli, a pod jednym kożuchem sypiali, to jednak nijakoś mu się było z nim podufalej stowarzyszać.<br />
{{tab}}— Zawdyć to dziedzicowy gatunek — myślał z głębokiem uważaniem i wdzięcznością, bo przy jego pomocy chałupina rosła, kieby na drożdżach, zaś kiedy Mateusz przyszedł z pomocą, a Kłębowy Adam nawiózł z boru, co było jeno potrza, to buda stanęła taka galanta, jaże ją było widać z Lipiec. Mateusz prawie cały tydzień harował sielnie, drugich poganiając, i kiej skończyli w sobotę po południu, zieloną wiechę zatknął na kominie i poleciał do swojej roboty.<br />
{{tab}}Szymek jeszcze wybielał izbę a uprzątał wióry i śmiecie, zaś pan Jacek przybrał się, skrzypki wziął pod pachę i rzekł ze śmiechem:<br />
{{tab}}— Gniazdko gotowe, nasadźże sobie kokosz...<br />
{{tab}}— Dyć jutro ślub po nieszporach — rzucił mu się dziękować.<br />
{{tab}}— Nie robiłem za darmo! Jak mnie ze wsi wypędzą, to przyjdę do ciebie na komorne — fajeczkę zapalił i polazł w stronę lasu.<br />
{{tab}}A Szymek, chociaż wszystko pokończył, łaził jeszcze czegoś, przeciągał strudzone koście i patrzył na chałupę z niespodziewaną uciechą.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_210" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/210"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/210|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/210{{!}}{{#if:210|210|Ξ}}]]|210}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Moja! Juści, co moja! — gadał i, jakby nie wierząc oczom, dotykał ścian, obchodził dokoła i zaglądał przez okno, wciągając z lubością skisły zapach wapna i surowej gliny, że dopiero o zmierzchu ruszył do wsi szykować się na jutro.<br />
{{tab}}Juści, co już wszystkie wiedziały o ślubie, więc i Dominikowej doniesła któraś z sąsiadek, ale stara udała, iż nie miarkuje, o czym powiedają.<br />
{{tab}}Zaś nazajutrz w niedzielę już od wczesnego rana Jagusia raz po raz wymykała się z chałupy ze sporemi tobołami, cichaczem, przez ogrody, dygując je do Nastusi, lecz stara, chociaż dobrze czuła, co się wyrabia, nie przeciwiła się niczemu, łaziła jeno milcząca i tak chmurna, co Jędrzych dopiero po sumie ośmielił się do niej przystąpić.<br />
{{tab}}— A to już pójdę, matulu! — szepnął, trzymając się z daleka, ostrożnie.<br />
{{tab}}— Koniebyś lepiej wygnał na koniczysko...<br />
{{tab}}— Dzisia Szymkowe wesele, nie wiecie to...<br />
{{tab}}— Chwała Bogu, co nie twoje! — zaśmiała się urągliwie. — A spij się, to obaczysz, co ci zrobię! — pogroziła ze złością i, kiej chłopak wziął się przybierać odświętnie, powlekła się kajś na wieś.<br />
{{tab}}— A spiję się, na złość się spiję! — mamrotał, biegnąc przez wieś do Mateuszowej chałupy. Rychtyk już wychodzili do kościoła, jeno że cicho, bez śpiewań, bez krzyków i bez muzyki. Ślub się też odbył całkiem biednie, przy dwóch jeno świecach, że Nastusia rozpłakała się rzewliwie, a Szymek bzdyczył się czegoś i hardo, zaczepliwie patrzył w ludzi i po {{pp|pu|stym}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_211" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/211"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/211|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/211{{!}}{{#if:211|211|Ξ}}]]|211}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|pu|stym}} kościele. Szczęściem, co na wychodnem organista zagrał tak skocznie, jaże nogi zadrygały i stało się jakoś raźniej i weselej na duszach.<br />
{{tab}}Jaguś zaraz po ślubie wróciła do matki, a jeno później zaglądała niekiedy do weselników, bo Mateusz zagrał na skrzypicy, Pietrek Borynów przywtórzył na fleciku, a ktosik srodze przybębniał, że zatańcowali w ciasnej izbie, a poniektóre, co ochotniejsze, to prosto przed chałupą, między stołami, kaj się porozsadzali godownicy, jedząc, przepijając, a gwarząc zcicha, że to nijako było się wydzierać za dnia i po trzeźwemu.<br />
{{tab}}Szymek cięgiem łaził za żoną, w kąty ją ciągał, a tak siarczyście całował, jaże przekpiwali z niego, a Jambroż rzekł posępnie:<br />
{{tab}}— Ciesz się, człowieku, dzisia, bo jutro zapłaczesz! — i gonił ślepiami kieliszek.<br />
{{tab}}Coprawda, to i ochoty wielkiej nie było i na większą zabawę się nie zanosiło, gdyż niejedni, podjadłszy ździebko i posiedziawszy obyczajnie czas jakiś, gdy słońce zaszło i niebo stanęło w ogniach zórz, jęli się już zbierać do domów. Tylko jeden Mateusz srodze się rozochocił, grał, przyśpiewywał, dzieuchy do tańców niewolił, gorzałką częstował, a skoro się pokazała Jagusia, sielnie się z nią stowarzyszał, w oczy zazierał i zcicha, gorąco cosik prawił, nie bacząc na rozjarzone łzami oczy Tereski, stróżujące nieodstępnie.<br />
{{tab}}Jaguś nie stroniła od niego, bo ni ziębił, ni parzył, słuchała cierpliwie, zważając jeno pilnie, czy nie nadchodzą Antkowie, z którymi za nic spotkać się nie chciała. Na szczęście, nie przyszli, nie było też żadnego <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_212" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/212"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/212|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/212{{!}}{{#if:212|212|Ξ}}]]|212}}'''<nowiki>]</nowiki></span>z większych gospodarzy, chociaż zaprosinom nie odmówili, a wspomogę na wesele, jak to było zwyczajnie, przysłali, więc skoro ktosik o tem wspomniał, Jagustynka wykrzyknęła po swojemu:<br />
{{tab}}— Żeby ta smaków nagotowali, a zapachniała kufa okowitki, to by się kijem nie opędził od najpierwszych, ale na darmo nie lubią brzuchów trząchać i suchemi ozorami mleć.<br />
{{tab}}Że zaś już była ździebko napita, to dojrzawszy Jaśka Przewrotnego, jak kajś w kącie wzdychał żałośliwie, nos ucierał i ogłupiałemi oczami spozierał w Nastusię, pociągnęła go do niej la prześmiechów.<br />
{{tab}}— Potańcuj z nią, użyj se choć tyla, kiej ci matka wzbronili żeniaczki, a zabiegaj kole niej, może ci co z łaski udzieli, ma chłopa, to już jej zarówno, jeden czy więcej.<br />
{{tab}}I wygadywała takie trefności, jaże uszy więdły, zaś kiedy i Jambroż dorwał się kieliszka i jął po swojemu gębę rozpuszczać, to już oboje rej wiedli, pyskując do śmiechu, aże się trzęsły wszystkie kałduny ani się spostrzegając w onej zabawie, jak im przeszła ta krótka noc.<br />
{{tab}}Że wmig ostał z obcych jeno Jambroż sączący flachy dosucha, zaś młodzi postanowili zaraz przenieść się na swoje; Mateusz przyniewalał do pozostania w chałupie na jakiś czas, ale Szymek się uparł, konia pożyczył od Kłęba, skrzynie a pościele i statki upakował na wozie, Nastusię z paradą usadził, matce padł do nóg, szwagra ucałował, famjeljantom pokłonił się w pas, przeżegnał się, konia śmignął i ruszył, a pobok szli odprowadzający.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_213" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/213"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/213|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/213{{!}}{{#if:213|213|Ξ}}]]|213}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}I wiedli się w milczeniu, właśnie słońce co jeno było się pokazało, pola stanęły w roziskrzanych rosach i ptasich śpiewaniach, zaruchały się ciężkie kłosy i wszystkim światem buchnęła weselna radość dnia, co, jak ten święty pacierz, wionął z każdego źdźbła i unosił się wraz ku niebu jasnemu.<br />
{{tab}}Dopiero za młynem, gdy dwa boćki jęły kołować wysoko nad nimi, ozwała się matka, strzepując palcami:<br />
{{tab}}— Na psa urok! Dobra wróżba, będą się wama dzieci darzyć.<br />
{{tab}}Nastusia ździebko poczerwieniła się, a Szymek, wspierając wóz na wybojach, zagwizdał zuchwale i hardo potoczył ślepiami.<br />
{{tab}}Zaś kiej już sami ostali, Nastusia, rozejrzawszy się po swojem nowem gospodarstwie, rozpłakała się żałośnie, aż Szymek krzyknął:<br />
{{tab}}— Nie bucz, głupia! Drugie i tyla nie mają! Jeszcze ci będą zazdrościły — dodał, a że był wielce strudzony i nieco napity, uwalił się w kącie na słomie i wnet zachrapał, a ona zasiadła pod ścianą i popłakiwała, spozierając na białe ściany Lipiec, widne ze sadów.<br />
{{tab}}I nieraz jeszcze płakała na swoją biedę, jeno co już coraz rzadziej, gdyż wieś jakby się zmówiła na ich wspomożenie. Najpierwej przyszła Kłębowa z kokoszką pod pachą i stadem kurczątek w koszyku i snadź dobry zrobiła początek, bo prawie każdego dnia zaglądała do niej któraś z gospodyń, a nie z próżnemi rękami.<br />
{{tab}}— Ludzie kochane, a czemże się ja wam odsłużę — szeptała wzruszona.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_214" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/214"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/214|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/214{{!}}{{#if:214|214|Ξ}}]]|214}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="r06"/>{{tab}}— A choćby dobrem słowem — odparła Sikorzyna, dając jej kawał płótna.<br />
{{tab}}— Jak się dorobisz, to oddasz biedniejszym — dodała rozsapana Płoszkowa, wyciągając z pod zapaski niezgorszy kawał słoniny.<br />
{{tab}}I nanieśli jej tyla, że mogło starczyć na długo, a któregoś zmierzchu Jasiek przywiódł im swojego Kruczka i, uwiązawszy go pod chałupą, uciekał, jakby oparzony.<br />
{{tab}}Śmiali się niemało, rozpowiadając o tem Jagustynce, wracającej z boru, stara skrzywiła się wzgardliwie i rzekła:<br />
{{tab}}— W przypołudnie zbierał la cię, Nastuś, jagódki, ale matka mu odebrała.<br />
<br />{{---|50}}<br /><section end="r06"/>
<section begin="r07"/>{{c|VII.}}<br />
{{tab}}Pociągnęła do Borynów, niesąc czerwonych jagód la Jóźki, a że właśnie Hanka doiła krowy przed chałupą, przysiadła pobok na przyźbie, rozpowiadając szeroko, jak to Nastusię obdarzają.<br />
{{tab}}— Hale, na złość Dominikowej to robią — zakończyła.<br />
{{tab}}— Nastce to zarówno, ale trzebaby i mnie co ponieść — szepnęła Hanka.<br />
{{tab}}— Narychtujcie, to zaniesę — nastręczała się skwapnie, gdy z izby rozległ się słaby, proszący głos Jóźki:<br /><section end="r07"/> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_215" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/215"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/215|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/215{{!}}{{#if:215|215|Ξ}}]]|215}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Hanuś, dajcie jej moją maciorkę! Zamrę pewnikiem, to Nastuś zato zmówi za mnie jaki pacierz.<br />
{{tab}}Trafiło to Hance do myśli, bo zaraz kazała Witkowi wziąć prosię na postronek i pognać do Nastusi, gdyż iść samej czegoś się wagowała.<br />
{{tab}}— Witek, powiedz ino, co ta maciorka ode mnie! A niech przyleci rychło, bo ja się już ruchać nie poredzę! — zaskarżyła się boleśnie, chorzało bowiem biedactwo od tygodnia, leżała po drugiej stronie chałupy spuchnięta, w gorączce i cała obwalona krostami. Zrazu wynosili ją na dzień do sadu pod drzewa, bo skamlała o to żałośnie.<br />
{{tab}}Ale cóż, kiej się tak pogarszało, że Jagustynka wzbroniła ją wynosić na powietrze.<br />
{{tab}}— Musisz leżeć pociemku, bo w słońcu wszystkie krosty padną na wątpia.<br />
{{tab}}I leżała samotnie w przyćmionej izbie, pojękując jeno i skarżąc się cichuśko, że nie dopuszczają do niej dzieci, ni żadnej z przyjaciółek, gdyż Jagustynka, mająca ją w opiece, kijaszkiem odganiała każdego.<br />
{{tab}}A teraz, skoro ugwarzyła się z Hanką, podetknęła chorej jagód i wzięła się do wygniatania maści z czystej gryczanej mąki, zarobionej obficie świeżem, niesolonem masłem i samemi żółtkami, obwaliła nią grubo twarz i szyję Jóźki, a na to nakładła mokrych szmat, dziewczyna cierpliwie poddawała się lekom, jeno trwożnie rozpytując:<br />
{{tab}}— A nie będzie dziobów na polikach?<br />
{{tab}}— Nie zdrapuj, to przejdzie ci bez znaku, jak Nastusi.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_216" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/216"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/216|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/216{{!}}{{#if:216|216|Ξ}}]]|216}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Kiej tak swędzi, mój Jezu! To mi już lepiej przywiążcie ręce, bo nie wytrzymam! — prosiła łzawo, ledwie wstrzymując się od darcia skóry, stara wymruczała nad nią jakąś zamowę, okadziła wysuszonym rozchodnikiem i, przywiązawszy jej ręce do boków, odeszła do roboty.<br />
{{tab}}Jóźka leżała cicho, zasłuchana w brzęki much i w ten dziwny szum, co się jej cięgiem przewalał po głowie, słyszała, jak przez sen, że niekiedy ktosik z domowych zaglądał do niej i odchodził bez słowa, to się jej widziało, że ciężkie od rumianych jabłuszek gałęzie zwisają nad nią tak nisko, a ona próżno się zrywa i dosięgnąć ich nie poredzi, to znowu, że owieczki cisną się dokoła z jakimś żałosnym bekiem, ale, skoro Witek wsunął się do izby, zaraz go rozeznała.<br />
{{tab}}— Zapędziłeś maciorkę? Cóż pedziała Nastusia?<br />
{{tab}}— Taka była rada prosiakowi, że dziw go w ogon nie całowała.<br />
{{tab}}— Widzisz go, będzie się z Nastusi prześmiewał!<br />
{{tab}}— Prawdę mówię! I kazała pedzieć, co jutro do cię przyleci.<br />
{{tab}}Zaczęła się nagle rzucać na łóżku i trwożnie wołać:<br />
{{tab}}— Odpędź je, bo me zatratują, odpędź! Basiuchny! Baś! Baś!<br />
{{tab}}I jakby zasnęła, tak leżała spokojnie. Witek odszedł, ale zaglądał do niej co trochę. Spytała go niespokojnie:<br />
{{tab}}— Czy to już połednie?<br />
{{tab}}— Kole północka być musi, wszystkie śpią.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_217" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/217"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/217|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/217{{!}}{{#if:217|217|Ξ}}]]|217}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Prawda, ciemno! Wybierz wróble z pod kalenicy, piszczą, jak wypierzone!<br />
{{tab}}Jął cosik rozpowiadać o gniazdach, gdy zakrzyczała, usiłując się podnieść.<br />
{{tab}}— A gdzie siwula! Witek, nie puszczaj w szkodę, bo cię ociec spierą!<br />
{{tab}}Któregoś razu kazała mu bliżej przysiąść i szeptem rozpowiadała:<br />
{{tab}}— Hanka mi wzbrania na wesele Nastusi, ale na złość pódę i przybierę się w modry gorset i w tę kieckę, com to w niej była na odpuście. Oczy za mną wypatrzą, zobaczysz! Witek, narwij mi jabłek, niech cię ino Hanka nie przychwyci! Juści, że jeno z parobkami będę tańcowała! — przymilkła nagle i zasnęła, zaś Witek już całemi godzinami przy niej siadywał, gałęzią bronił od much i wody podawał, czuwając nad nią, kiej kokosz, bo Hanka ostawiła go w chałupie do pomocy, a bydło pasał za niego wraz ze swojem Kłębów Maciuś.<br />
{{tab}}Zrazu przykrzyło się chłopakowi za lasem i swawolą, ale tak go strasznie rozżaliła Józina choroba, że rad był jej nieba przychylić i cięgiem jeno przemyśliwał, czemby ją zabawić i przywieść do śmiechu.<br />
{{tab}}Któregoś dnia przyniósł całe stadko młodych kuropatek.<br />
{{tab}}— Józia, pogładź ptaszki, to ci zapiukają, pogładź.<br />
{{tab}}— Jakże, mam to czem — jęknęła, unosząc głowę.<br />
{{tab}}I gdy odwiązał jej ręce, wzięła trzepoczące się ptaszki w zdrętwiałe, bezsilne dłonie, cisnąc je do twarzy i oczów.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_218" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/218"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/218|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/218{{!}}{{#if:218|218|Ξ}}]]|218}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Tak się w nich dusza tłucze, tak się bojają, biedoty!<br />
{{tab}}— Sam wytropiłem i będę to puszczał — bronił się, ale je wypuścił.<br />
{{tab}}A znowu kiedyś przyniósł młodego zajączka i, trzymając go za uszy, posadził przed nią na pierzynie.<br />
{{tab}}— Trusia kochana, trusiuchna, od matuli cię wzieni, sieroto, od matuli.<br />
{{tab}}Szeptała, cisnąc go do piersi, kiej dzieciątko, a głaszcząc i upieszczając, ale zając beknął jakby rozdzierany i wyrwał się z rąk, skoczył do sieni w całe stado kur, że rozpierzchły się ze srogim wrzaskiem, buchnął na ganek i przez Łapę, drzemiącego w sieni, rymnął do sadu, pies pognał, a za niemi Witek z krzykiem niemałym, z czego uczynił się taki harmider, jaże Hanka przyleciała z podwórza, zaś Jóźka śmiała się do rozpuku.<br />
{{tab}}— Może go pies złapał, co? — pytała potem ździebko niespokojnie.<br />
{{tab}}— A juści, obaczył mu jeno podogonie, zając wpadł we zboże, jak kamień we wodę, tęgi wywijacz! Nie markoć się, Józia, przyniesę ci co drugiego.<br />
{{tab}}I znosił, co jeno mógł: to przepiórki, jakby złotem oprószone, to jeża, to oswojoną wiewiórkę, która strasznie do śmiechu skakała po izbie, to młode jaskółki, tak żałośnie piukające, że stare z krzykiem wdzierały się do izby, aż mu Jóźka kazała oddać, to insze różnoście, nie spominając już, co jabłek i gruszek nanosił tyla, ile mogli zjeść kryjomo przed starszemi, ale już ją to nie bawiło, bo często patrzała, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_219" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/219"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/219|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/219{{!}}{{#if:219|219|Ξ}}]]|219}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jakby nie miarkując, i odwracała się znużona i niechętna.<br />
{{tab}}— Nie chcę, przynieś co nowego! — matyjasiła, odwracając oczy i nawet nie patrząc na boćka, któren się grajdał po izbie, kuł po wszystkich garnkach i na darmo przyczajał się pod drzwiami na Łapę, dopiero, kiej pewnego razu przyniósł jej żywą żołnę, rozchmurzyła się nieco.<br />
{{tab}}— Jezu kochany, a to śliczności, kieby malowanie!<br />
{{tab}}— A pilnuj się, by cię w nos nie dziobnęła, zła, kiej pies.<br />
{{tab}}— Cie, nawet się nie rwie uciekać, oswojona czy co?<br />
{{tab}}— Skrzydła ma i kulasy spętane, a ślepie zalałem jej smołą.<br />
{{tab}}Bawili się ptakiem czas jakiś, ale żołna wciąż była nieruchoma i smutna, nie chciała jeść i zdechła, ku wielkiemu strapieniu całego domu.<br />
{{tab}}I tak im schodziły dnie.<br />
{{tab}}A na świecie cięgiem prażyło, zaś czem bliżej ku żniwom, tem jeszcze barzej wzmagała się spiekota, że już w dzień niesposób się było pokazać w polu, a noce też nie przynosiły ochłody, szły bowiem duszne i nagrzane, że nawet w sadach nie można było wyspać z gorąca, prosto klęska waliła się na wieś, trawy już tak wypaliło, że bydło głodne wracało z paśników i ryczało w oborach, ziemniaki więdły, zawiązały się kieby orzeszki i tak ostały, przypalone owsy ledwie odrosły od ziemi, jęczmiona pożółkły, zaś żyta schły <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_220" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/220"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/220|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/220{{!}}{{#if:220|220|Ξ}}]]|220}}'''<nowiki>]</nowiki></span>przed czasem, bielejąc płonemi kłosami. Trapili się tem niemało, ze smutnawą nadzieją spozierając w każden zachód, czy nie idzie na odmianę, ale niebo wciąż było bez chmur i całe jakby w szklanej, białawej pożodze, a słońce zachodziło czyste i by najlżejszym obłoczkiem nie przyćmione.<br />
{{tab}}Niejeden już skamlał serdecznie przed obrazami do Przemienienia Pańskiego, nic jednak nie pomagało, pola mglały coraz barzej, uwiędły, a niedojrzały owoc opadał z drzew, studnie wysychały, a nawet w stawie ubyło tyle wody, co tartak nie mógł już robić i młyn również stał zawarty na głucho, więc naród, przywiedziony do rozpaczy, złożył się na wotywę z wystawieniem, na którą zebrała się cała wieś.<br />
{{tab}}A modlili się tak gorąco i ze wszystkiego serca, co i kamieńby się ulitował.<br />
{{tab}}I snadź Pan Jezus pofolgował swemu miłosierdziu, chociaż bowiem nazajutrz zrobiło się tak gorąco, znojnie, duszno i parno, jaże ptactwo padało zemglone, krowy żałośnie ryczały po paśnikach, konie nie chciały wychodzić na świat, a ludzie, pomęczeni do ostatka, bez sił, tułali się po spiekłych sadach, bojąc się wyjrzeć, choćby do ogrodu, ale jakoś w samo przypołudnie, gdy wszystko zdało się już puszczać ostatnią parę w tym białym, rozmigotanym wrzątku, przyćmiło się nagle słońce i zmętniało, kieby weń kto rzucił przygarścią popiołu, a pokrótce zahuczało kajś wysoko, jakoby stado ptactwa wielgachnemi skrzydłami, a napęczniałe sinością chmury nadciągały ze wszystkich stron, opuszczając się coraz niżej i groźniej.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_221" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/221"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/221|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/221{{!}}{{#if:221|221|Ξ}}]]|221}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Strach wionął, wszystko przycichło i stanęło w przytajonym dygocie.<br />
{{tab}}Zahurkotały dalekie grzmoty, zerwał się krótki wiatr, po drogach wzniosły się skłębione tumany, słońce rozlało się kieby żółtko w piasku, ściemniało raptem i na niebie zaroiły się roje błyskawic, jakby kto zamigotał ognistemi postronkami, i pierwszy piorun trzasnął kajś blisko, jaże ludzie powybiegali przed chałupy.<br />
{{tab}}Naraz skotłowało się wszystko do dna, słońce zgasło, uczynił się dziki mąt i rozszalała się taka zawierucha, że w skołtunionych mrokach lały się jeno strugi oślepiających jasności, biły pioruny, grzmoty przewalały się po niebie, szumiała ulewa i jęczały wichry i drzewa.<br />
{{tab}}Pioruny już biły jeden za drugim, jaże oczy ślepiło, i spadała ulewa, że świata nie można było dojrzeć, zaś stronami poszły grady.<br />
{{tab}}Burza trwała może z godzinę, aż zboża się pokładły i drogami pociekły całe rzeki spienionej wody, a co przestało na chwilę i zaczynało się wyjaśniać, to znowu grzmiało, jakby tysiące wozów pędziło po zmarzłej grudzi, i nowy deszcz lał, jak z cebra.<br />
{{tab}}Z trwogą wyzierano na świat, tu i owdzie już pozapalano lampki, śpiewając: Pod Twoją obronę, gdzie znów powynoszono na przyźby obrazy, la obrony przed nieszczęściem, ale, dzięki Bogu, burza przechodziła, nie wyrządziwszy większych szkód, dopiero kiej się już prawie docna uspokoiło i padał deszcz coraz drobniejszy, z jakiejś ostatniej chmury, zwieszającej się nad wsią, trzasnął piorun w stodołę wójtową.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_222" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/222"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/222|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/222{{!}}{{#if:222|222|Ξ}}]]|222}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Buchnęły płomienie a dymy i wmig cała stodoła stanęła w ogniu, na wsi zerwał się strachliwy wrzask, i kto jeno mógł, leciał do pożaru, ale ani mowy było o ratowaniu, paliła się od góry do dołu, kieby ta kupa zwalonych szczap, to Antek z Mateuszem i drugie bronili jeno zawzięcie Kozłowej chałupy i inszych budynków; szczęściem, co nie brakowało wody i błota na drodze, bo już poniektóre dachy zaczynały się kurzyć, i gęsto leciały skry na najbliższe obejścia.<br />
{{tab}}Wójta doma nie było, pojechał był jeszcze rano do gminy, zaś wójtowa srodze lamentowała, biegając dokoła, kiej ta rozgdakana kokosz, więc kiedy już minęło niebezpieczeństwo i zaczynali się rozchodzić, przysunęła się do niej Kozłowa i, ująwszy się pod boki, zakrzyczała urągliwie:<br />
{{tab}}— Widzisz, dał ci Pan Jezus radę, pani wójtowa, dał! Za moją krzywdę!<br />
{{tab}}I byłoby doszło do bitki, gdyż wójtowa skoczyła do niej z pazurami, ledwie Antek zdążył je rozdzielić i tak przytem skrzyczał Kozłową, że, kiej pies kopnięty, wróciła pod swoją chałupę, warcząc jeno a doszczekując:<br />
{{tab}}— Dmij się, pani wójtowo, dmij, odbiję ja ci swoje z precentem.<br />
{{tab}}Ale nikto jej nie słuchał, stodoła się dopaliła, przywalili błotem dymiące się zgliszcza i porozchodzili się do domów, ostała jeno wójtowa, biadoląc przed Antkiem, który wysłuchał cierpliwie, co mógł, na resztę machnął ręką i poszedł.<br />
{{tab}}Burza się już przetoczyła na bory i lasy, pokazało się słońce, po modrem niebie przeciągały stada <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_223" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/223"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/223|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/223{{!}}{{#if:223|223|Ξ}}]]|223}}'''<nowiki>]</nowiki></span>białych chmur, zaśpiewały ptaki, powietrze było rzeźwe i chłodnawe, ludzie zaś wychodzili spuszczać wody i równać wyrwy.<br />
{{tab}}Antek prawie przed samą chałupą natknął się niespodzianie na Jagusię, szła z koszykiem i motyczką, pozdrowił ją skwapnie, ale spojrzała wilczemi ślepiami i przeszła bez słowa.<br />
{{tab}}— Cie, jaka harna! — mruknął rozgniewany i, spostrzegłszy Jóźkę w opłotkach, powstał na nią srogo, że łazi po wilgoci.<br />
{{tab}}Dziewczynie bowiem było o tyle lepiej, że mogła całe dnie leżeć w sadzie, krosty się już podgoiły galancie i przyschły, nie ostawiając żadnych śladów, toteż jeno ukradkiem Jagustynka smarowała ją maścią, gdyż Hanusia krzywiła się na wielki rozchód masła i jajek.<br />
{{tab}}I leżała se tak, dobrzejąc zwolna i prawie samiutka dnie całe, Witek bowiem wrócił do krów, czasem jeno przyleciała która przyjaciółka na krótką pogwarę, to Rocho posiedział jaką chwilę, to stara Jagata rozpowiedziała jedno i to samo: jako z pewnością zamrze we żniwa w Kłębowej izbie i po gospodarsku; a głównie przestawała z Łapą, nieodstępnie warującym, i z boćkiem, któren przychodził na wołanie, i z ptakami, co się były zlatywały do kruszyn chleba.<br />
{{tab}}Któregoś dnia, gdy w chałupie nie było nikogo, zajrzała do niej Jagusia, przynosząc całą garść karmelków, ale nim Jóźka zdążyła dziękować, rozległ się kajś głos Hanki, a Jagna pierzchnęła spłoszona.<br />
{{tab}}— Niech ci będzie na zdrowie! — zawołała przez płot i zniknęła.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_224" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/224"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/224|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/224{{!}}{{#if:224|224|Ξ}}]]|224}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Leciała do brata, niosąc mu cosik w zanadrzu.<br />
{{tab}}Zastała Nastusię przy krowie, chlipającej z cebratki, Szymon stawiał jakąś przybudówkę i sielnie gwizdał.<br />
{{tab}}— Macie już krowę? — zdumiała się niezmiernie.<br />
{{tab}}— A mamy! Co, nie śliczna? — mówiła z pychą Nastusia.<br />
{{tab}}— Sielna krowa, musi być z dworskich, kiedy kupiliśta?<br />
{{tab}}— Juści co krowa nasza, choć nie kupowalim! Jak ci wszystko rozpowiem, to się złapiesz za głowę i nie dasz wiary! A to wczoraj jakoś na świtaniu poczułam, że cosik tak się cocha o węgieł, jaże się buda zatrzęsła, myślę sobie: pędzą na paśniki i świnia jakaś podeszła wytrzeć się z błota. Przyłożyłam się i jeszcze nie usnęłam, a tu znowu cosik porykuje zcicha. Wychodzę, patrzę, krowa stoi, przywiązana do drzwi, kłak koniczyny leży przed nią, wymiona ma wezbrane i wyciąga do mnie gębulę. Przetarłam oczy, bo mi się zdało, że mnie jeszcze śpik mroczy, ale nie, żywa krowa stoi, porykuje i liże me po palcach. Juści, byłam pewna, że się odbiła od stada, Szymek też powiada: zaraz tu po nią przylecą! To mnie jeno korciło, że była przywiązana. Jakże, sama się przeciek na postronek nie wzięła. Ale przeszło południe i nikto po nią nie przyszedł, wydoiłam, żeby jej ulżyć, bo już mleko gubiła z cycków. Przeszedł wieczór, przeszła i noc, rozpytywałam się na wsi, pytałam nawet dworskiego pasterza, nikto nie słyszał, żeby komu krowa zginęła. Stary Kłąb powiedział, że to może być jakaś {{pp|złodziej|ska}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_225" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/225"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/225|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/225{{!}}{{#if:225|225|Ξ}}]]|225}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|złodziej|ska}} sprawa i lepiej krowę zaprowadzić do kancelarji! Żal mi juści było, ale trudno, w przypołudnie przychodzi Rocho i mówi:<br />
{{tab}}— Poczciwaś i potrzebnicka, to cię Pan Jezus krową pobłogosławił.<br />
{{tab}}— Juści, krowy pewnie z nieba spadają, nawet głupi nie uwierzy — ośmiał się na to i na odchodnem powieda:<br />
{{tab}}— Krowa wasza, nie bójcie się, nikt jej wam nie odbierze!<br />
{{tab}}Zrozumiałam, co od niego, padłam mu do nóg dziękować, ale się wyrwał.<br />
{{tab}}— A jak spotkacie pana Jacka — powieda z prześmiechem — to mu za krowę nie dziękujcie, bo was jeszcze kijem przeleje, nie lubi dziękowań!<br />
{{tab}}— To niby pan Jacek dał wam krowę!<br />
{{tab}}— Zaśby się nalazł kto drugi taki poczciwy la biednego narodu!<br />
{{tab}}— Prawda, dał przeciek Stachowi drzewa na chałupę i tyla wspomaga!<br />
{{tab}}— Święty prosto człowiek, że już co dnia pacierz za niego mówię!<br />
{{tab}}— Byle ci jeno kto nie wyprowadził bydlątka.<br />
{{tab}}— Co, mieliby mi ukraść krowę! Jezu, a dyćbym ślepie wydarła, a dyćbym w cały świat poszła za nią! Pan Jezus nie pozwoli na taką krzywdę! Do izby wprowadzę ją na noc, póki Szymek nie wystroi obórki. Jaśkowy Kruczek też dopilnuje bydlątka! Moja pociecha kochana, moja najmilejsza! — szeptała, obejmując ją za <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_226" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/226"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/226|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/226{{!}}{{#if:226|226|Ξ}}]]|226}}'''<nowiki>]</nowiki></span>szyję i całując po gębule, jaże krowa zajęczała, pies jął naszczekiwać radośnie, kury się rozgdakały zestraszone, a Szymek gwizdał coraz głośniej.<br />
{{tab}}— Widno z tego, co wam Pan Jezus błogosławi! — westchnęła Jagusia, jakby z cichym żalem, przyglądając się uważniej obojgu. Wydali się jej nie do poznania przemienieni, zwłaszcza Szymek najbarzej ją zastanawiał, dyć go znała, kiej niedojdę, któren trzech zliczyć nie poredził, w chałupie był popychadłem, i pomiatał nim, kto jeno chciał, zaś teraz jawił cię całkiem drugim, poczynał sobie przemyślnie, nosił się godnie i prawił, kieby mądrala.<br />
{{tab}}— Któreż to wasze pole? — spytała po długich rozważaniach.<br />
{{tab}}Nastusia jęła pokazywać, powiedając, gdzie będą co sieli.<br />
{{tab}}— A skądże to weźmie nasienia?<br />
{{tab}}— Szymek powiedział, co będzie, to musi być, na darmo słowa nie puści.<br />
{{tab}}— Brat mój, a słucham, kieby zgoła o obcym.<br />
{{tab}}— A taki poczciwy, taki zmyślny i taki robotny, że chyba drugiego takiego niema na świecie — wyznawała z gorącością Nastusia.<br />
{{tab}}— Pewnie — powtórzyła smutnie — czyjeż te okopcowane role?<br />
{{tab}}— Antka Boryny! Nie robią na nich, bo pono czekają działów po Macieju.<br />
{{tab}}— Będzie tego z półwłóczek, no! Wiedzie się im niezgorzej.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_227" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/227"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/227|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/227{{!}}{{#if:227|227|Ξ}}]]|227}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A niech im Pan Jezus da z dziesięć razy szczodrzej, toć Antek zaręczył u dziedzica za nasz grunt, a i w niejednem nas wspomógł.<br />
{{tab}}— Antek wziął się za Szymkiem! — aż przystanęła ze zdumienia.<br />
{{tab}}— Hanka też niegorsza od niego, dała mi maciorkę, prosię to jeszcze, ale będzie z niego pociecha, bo idzie z plennego gatunku.<br />
{{tab}}— Cudeńka prawisz, Hanka dała ci maciorkę, prosto nie do wiary.<br />
{{tab}}Wróciły pod chałupę, i Jagusia, wysupławszy z chusteczki dziesięć rubli, wetknęła je w rękę Nastusi.<br />
{{tab}}— Weź te parę groszy, nie mogłam przódzi, bo mi Żyd za gąski nie oddał.<br />
{{tab}}Dziękowali jej ze wszystkiego serca, więc im powiedziała na odchodnem:<br />
{{tab}}— Poczekajta, udobrucha się matka, to wam jeszcze coś niecoś udzieli.<br />
{{tab}}— Nie potrzebuję, niech se moją krzywdą trumnę wyścieli! — wybuchnął Szymek tak nagle i z taką zapamiętałością, że już odeszła bez słowa.<br />
{{tab}}Wracała do domu srodze zadumana, smutna i jakaś roztęskniona.<br />
{{tab}}— A ja co? ten badyl suchy, o któren nikto nie stoi — westchnęła sieroco.<br />
{{tab}}Kajś w pół drogi spotkała Mateusza, leciał do siostry, ale zawrócił z nią i uważnie słuchał rozpowiadania o Szymkach.<br />
{{tab}}— Nie wszystkim tak dobrze — powiedział jeno chmurnie.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_228" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/228"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/228|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/228{{!}}{{#if:228|228|Ξ}}]]|228}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Nie szła im rozmowa, on czegoś wzdychał, drapiąc się frasobliwie po głowie, a Jagusia zapatrzyła się na Lipce, całe w łunach zachodu.<br />
{{tab}}— Hej, duszno też na tem świecie i ciasno — rzekł jakby do siebie.<br />
{{tab}}Zajrzała mu pytająco w oczy.<br />
{{tab}}— Cóż ci to? krzywisz się, kieby po occie.<br />
{{tab}}Jął wyrzekać, jako mu się mierzi życie i wieś i wszystko, i że pewnikiem pójdzie we świat, gdzie go oczy poniosą.<br />
{{tab}}— To się ożeń, a miał będziesz odmianę — żartowała.<br />
{{tab}}— Żeby to me chciała, którą mam w myślach — zajrzał jej w oczy natarczywie, odwróciła głowę niechętna jakoś i wraz pomieszana.<br />
{{tab}}— Spytaj się jej! Każda za cię pójdzie, a niejedna już wygląda swatów.<br />
{{tab}}— A jak odmówi! Wstyd będzie i zgryzota.<br />
{{tab}}— To poślesz z wódką do inszej.<br />
{{tab}}— Ja nie z takich, upatrzyłem se jedną, to me do drugiej nie bierze.<br />
{{tab}}— Chłopu to każda jednako pachnie i z każdą radby przyjść do poufałości.<br />
{{tab}}Nie bronił się, a jeno zaczął z innej beczki.<br />
{{tab}}— Wiesz, Jaguś, a to chłopaki czekają jeno pory, żeby do cię słać z wódką.<br />
{{tab}}— Niech se sami wychlają, nie pódę za żadnego! — wyrzekła z mocą, jaże się zastanowił, a szczerze powiedziała, gdyż żaden nie widział się jej milszym nad drugiego, juści kromie Jasia, ale Jasio...<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_229" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/229"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/229|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/229{{!}}{{#if:229|229|Ξ}}]]|229}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Westchnęła ciężko, z lubością oddając się spominkom o nim, że Mateusz, nie mogąc się dogadać, zawrócił zpowrotem do siostry.<br />
{{tab}}Ona zaś, wlekąc lękliwemi oczami po świecie, pomyślała:<br />
{{tab}}— Co on tam teraz porabia, co?<br />
{{tab}}Zatargała się gwałtownie, ktosik ją objął znienacka i przyciskał.<br />
{{tab}}— Nie ucieczesz mi teraz — szeptał namiętnie wójt.<br />
{{tab}}Wyrwała mu się z pazurów rozzłoszczona:<br />
{{tab}}— Jeszcze raz me tkniecie, to wam ślepie wydrapię i takiego narobię piekła, jaże się cała wieś zleci.<br />
{{tab}}— Cichoj, Jaguś, dyć gościńca ci przywiozłem — i wtykał jej w ręce korale.<br />
{{tab}}— Wsadźcie je sobie gdzieś, stoję o wasze podarunki, co o ten patyk złamany!<br />
{{tab}}— Jagusiu, co ty wyrabiasz, co — jąkał zdumiony.<br />
{{tab}}— A to, żeście świńtuch i tyla! I ani ważcie się mnie czepiać.<br />
{{tab}}Odbiegła go rozsrożona i, kiej burza, wpadła do chałupy, matka obierała ziemniaki, a Jędrzych doił krowy w opłotkach, zabrała się więc żwawo do wieczornych obrządków, ale trzęsła się ze złości i, nie mogąc się uspokoić, skoro się jeno ściemniało, zebrała się znowu bieżyć.<br />
{{tab}}— Zajrzę do organistów — powiedziała matce.<br />
{{tab}}Często tam teraz chodziła, wysługując się im na różne sposoby, aby choć niekiedy posłyszeć jakie słowa o Jasiu.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_230" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/230"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/230|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/230{{!}}{{#if:230|230|Ξ}}]]|230}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Leciała też, spragniona o nim wieści, a z jakąś cichą nadzieją usłyszenia dzisiaj czegoś nowego.<br />
{{tab}}I pokrótce zajarzyły się w mrokach oświetlone okna Jasiowego pokoju, kaj teraz Michał pisał cosik pod wiszącą lampą, zaś organisty siedziały przed domem na chłodzie.<br />
{{tab}}— Jasio przyjeżdża jutro po południu! — przywitała ją organiścina nowiną, od której dziw trupem nie padła, nogi się pod nią ugięły, serce zakotłowało aż do utraty tchu, cała stanęła w ogniach i dygocie, że, posiedziawszy la nieznaki jakąś chwilę, uciekła, jakby goniona, aż kajś na topolową, pod las...<br />
{{tab}}— Jezus mój kochany! — buchnęła dziękczynnie, wyciągając ręce, łzy pociekły jej z oczów, i tak się w niej rozśpiewała radość, że chciało się jej śmiać, i krzyczeć, i kajś lecieć, i całować te drzewa, i tulić się do tych pól, pośpionych w księżycowej poświacie.<br />
{{tab}}— Jasio przyjeżdża, przyjeżdża — szeptała niekiedy, porywając się nagle, jak ptak, i leciała, porwana wszystką mocą oczekiwań i tęsknic, jakoby naprzeciw doli swojej i nieopowiedzianemu szczęściu.<br />
{{tab}}Był już późny wieczór, kiej się znalazła zpowrotem, w oknach było już ciemno, świeciło się tylko u Borynów, kaj się zebrało sporo narodu, i poszła do domu czekać tego jutra i śnić o Jasiowym powrocie.<br />
{{tab}}Ale na darmo się przewracała z boku na bok, więc, skoro matka zachrapała, podniesła się cichuśko i, przyokrywszy się w zapaskę, siadła pod domem czekać snu albo świtania.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_231" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/231"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/231|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/231{{!}}{{#if:231|231|Ξ}}]]|231}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}W chałupie Borynów, za stawem, świeciło się jeszcze po jednej stronie, i niekiedy szły stamtąd ściszone odgłosy rozmów.<br />
{{tab}}Wpatrzyła się zrazu w drżące na wodzie odblaski światła i zapomniała o wszystkiem, grążąc się w mgławych i rozmigotanych dumaniach, co ją oprzędły, kiej pajęczyny, i wraz poniesły w jakiś cichy podwieczór, sczerwieniony od zórz, we wszystek świat nieukojonej tęsknicy.<br />
{{tab}}Księżyc już był zaszedł, płowy mrok obtulał pola, gwiazdy świeciły wysoko i niekiej spadała któraś z taką chyżością i tak gdzieś strasznie daleko, jaże dech w piersiach zapierało i mróz przechodził kości; niekiedy nagrzany leciuśki powiew muskał pieściwie, kieby te umiłowane ręce, a czasem z pól podnosił się upalny, rozpachniony wzdych i przejmował serce, jaże się prężyła, rozwierając ramiona. To siedziała w dumaniu jeno wszystka i w czuciu niewypowiedzianej słodkości, jak pęd, któren się pręży i wzbiera w sobie... a noc stąpała przez nią cicho i ostrożnie, jakby nie chcąc płoszyć człowieczego szczęścia.<br />
{{tab}}U Borynów cięgiem się świeciło, i na drodze stróżował czujnie Witek, by ktoś nieproszony nie podsłuchał, gdyż zeszli się na cichą, przyjacielską naradę przed jutrzejszem zebraniem w kancelarji, na które wzywał wójt wszystkich gospodarzy lipeckich.<br />
{{tab}}W izbie było ciemnawo, jakiś ogarek słabo się ćmił na okapie, że jeno poniektóre głowy można było rozeznać w gęstwie, zeszło się bowiem ze dwadzieścia chłopa, wszyscy, którzy trzymali z Antkiem i Grzelą.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_232" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/232"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/232|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/232{{!}}{{#if:232|232|Ξ}}]]|232}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="r07"/>{{tab}}Rocho, siedzący kajś w mroku, tłumaczył szeroko, co by to wyszło la wsi, jeżeli się zgodzą na postawienie szkoły w Lipcach; a potem Grzela nauczał każdego zosobna, co ma powiedzieć naczelnikowi i jak głosować.<br />
{{tab}}Długo w noc radzili, boć nie obeszło się bez kłótni a sprzeciwieństw, ale wkońcu zgodzili się na jedno i, nim zaświtało, rozeszli się śpiesznie, gdyż nazajutrz trza było dość wcześnie wyruszać.<br />
{{tab}}Tylko Jagusia została jeszcze na przyźbie, jakby już docna zagubiona w dumaniach i nocy, siedziała ślepa i głucha na wszystko, szepcąc jeno niekiedy niby te gorące słowa nieskończonego pacierza:<br />
{{tab}}— Przyjedzie, przyjedzie!<br />
{{tab}}I kłoniła się bezwolnie, jakby nad jutrem, jakby chcąc dojrzeć, co la niej niesie ten świt, szarzejący nad ziemią, z lękiem a radością dając się temu, co miało się stać.<br /><br />{{---|50}}<br /><section end="r07"/>
<section begin="r08"/>{{c|VIII.}}<br />
{{tab}}Przypołudnie dochodziło, skwar czynił się coraz większy i naród już się wszystek zgromadził przed kancelarją, a naczelnika jeszcze nie było. Pisarz raz po raz wychodził na próg i, przysłoniwszy dłonią oczy, wyzierał na szeroką drogę, obsadzoną pokrzywionemi wierzbami, ale tam się jeno lśniły kałuże, ostałe po wczorajszej ulewie, toczył się zwolna jakiś zapóźniony wóz i kajś niekaj między drzewami zabielała chłopska kapota.<br /><section end="r08"/> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_233" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/233"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/233|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/233{{!}}{{#if:233|233|Ξ}}]]|233}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Gromada czekała cierpliwie, a tylko jeden wójt latał, kiej oparzony, wyglądał na drogę i coraz głośniej przynaglał chłopów, zasypujących wyrwy i doły na placu przed kancelarją.<br />
{{tab}}— Prędzej, chłopcy! Laboga, żeby jeno zdążyć, nim nadjedzie.<br />
{{tab}}— A nie popuśćcie jeno ze strachu — ozwał się z kupy jakiś głos.<br />
{{tab}}— Ruchajta się, ludzie! Ja tu po urzędzie, nie pora na przekpinki.<br />
{{tab}}— Wójcie, a to jeno Boga się bójcie — zaśmiał się któryś z Rzepeckich.<br />
{{tab}}— A któren jeszcze pysk wywrze, do kozy każę wsadzić — zakrzyczał srogo wójt i poleciał wyjrzeć ze smętarza, że to leżał na wzgórku, do którego szczytem była przywarta kancelarja.<br />
{{tab}}Wielgachne, prawieczne drzewa wynosiły się nad nią, kościelna wieża szarzała skroś gałęzi, zaś czarne ramiona krzyżów wychylały się z poza kamiennego ogrodzenia na dachy i drogę wiodącą przez wieś.<br />
{{tab}}Wójt, nie wypatrzywszy niczego, postawił przy ludziach jednego ze sołtysów, a sam wszedł do kancelarji, kaj cięgiem ktoś wchodził i wychodził, że to pisarz co trochę wywoływał któregoś z gospodarzy, zcicha przypominając zaległe podatki, niezapłaconą składkę na sąd, albo jeszcze i coś lepszego. Juści, co ta nikomu nie szły w smak takie wypominki, ale słuchali wzdychający, bo cóż było robić teraz, na ciężkim przednówku? Mogli to płacić, kiej niejednemu już i na sól nie starczyło, to mu się jeno w pas kłaniali, jaki <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_234" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/234"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/234|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/234{{!}}{{#if:234|234|Ξ}}]]|234}}'''<nowiki>]</nowiki></span>taki nawet go w rękę całował, zaś poniektóry i tę ostatnią złotówczynę w nadstawioną garść wtykał, a wszystkie jednako skamlały o poczekanie do żniw lub do najbliższego jarmarku.<br />
{{tab}}Z pisarza chytra była sztuka i przemądrzała, łupił też naród ze skóry, jaże trzeszczało, niby to wszystko obiecywał, a kogo strachał strażnikami, komu bakę w oczy świecił, z kim był zapanbrat, a od każdego cosik wycyganił, to owsa mu zbrakło, to potrza było młodych gąsek la naczelnika, to przymawiał się o słomę na powrósła, że radzi nieradzi przyobiecali, co jeno chciał, on zaś na odchodnem brał co znajomszych na stronę i radził im nibyto z przyjacielstwa:<br />
{{tab}}— A uchwalcie na szkołę, bo, jak się będziecie sprzeczali, to naczelnik może się rozgniewać i gotów wam jeszcze popsuć zgodę z dziedzicem o las — przestrzegał lipeckich ludzi.<br />
{{tab}}— Jakże to, zgodę robim z dobrej woli! — zdumiał się Płoszka.<br />
{{tab}}— Prawda, ale nie wiecie to: pan z panem zna się, a chłopu zasię.<br />
{{tab}}Płoszka odszedł, wielce sfrasowany, pisarz zaś dalej wywoływał ludzi, a coraz to z drugich wsi, każdego strasząc czem innem, a do jednego niewoląc, że wmig się o tym rozniesło między gromadą.<br />
{{tab}}A niemała kupa zebrała się narodu, zeszło się bowiem przeszło dwieście chłopa, którzy zrazu stojali wsiami, swojaki przy swojakach, że łacno rozeznał, które są z Lipiec, które z Modlicy, a które z Przyłęka lub z Rzepek, bo każda wieś znaczyła się {{pp|jen|szemi}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_235" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/235"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/235|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/235{{!}}{{#if:235|235|Ξ}}]]|235}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|jen|szemi}} ubierami, ale, skoro się jeno rozeszło, jako trzeba głosować na szkołę, gdyż tak chce sam naczelnik, jęli się mieszać, przechodzić z kupy do kupy i stowarzyszać wedle upodoby, że tylko jedna rzepecka szlachta trzymała się zosobna, zadzierzyście a hardo spozierając na chłopów, choć to biedota była taka, że, jak się z nich prześmiewali, trzech wypadało na jeden krowi ogon; reszta zaś narodu, splątana, kiej grochowiny, poroztrząsała się po placu, sporo chroniło się w cieniu smętarza i przy wozach.<br />
{{tab}}Głównie cisnęli się pod wielką karczmę, stojącą naprzeciw kancelarji w kępie drzew, jakoby w tym gaju cienistym, tam się najskwapniej ciżbiąc; bo, chociaż chłodnawy wiater niezgorzej kolebał polami, spieka jednak podnosiła się okruteczna, dogrzewało, że już niejeden ledwie zipiał i w piwie szedł szukać ochłody. Bez to i karczma była przepełniona i pod drzewami stali kupami, gwarząc zcicha i deliberując nad ową nowiną, wraz też dając pilne baczenie na kancelarję i na pisarzowe mieszkanie po drugiej stronie domu, kaj rwetes i krętanina były coraz większe.<br />
{{tab}}Od czasu do czasu pisarzowa wytykała oknem spaśną gębę i krzyczała:<br />
{{tab}}— Śpiesz się, Magda! Ażebyś kulasy połamała, tłumoku jeden!<br />
{{tab}}Dziewka przelatywała co trochę przez pokoje, jaże dudniało i brzęczały szyby, jakieś dziecko jęło się wydzierać wniebogłosy, kajś za domem gdakały wystraszone kury, a zaziajany stójka jął ganiać kurczątka, rozpierzchające się po zbożach i drodze.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_236" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/236"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/236|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/236{{!}}{{#if:236|236|Ξ}}]]|236}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Widzi mi się, co będą ugaszczali naczelnika — {{Korekta|zekł|rzekł}} któryś.<br />
{{tab}}— Pono wczoraj pisarz przywiózł cały półkoszek napitków.<br />
{{tab}}— Schlają się, jak łoni.<br />
{{tab}}— A bo to nie mogą, mało to im naród składa podatków, a przeciech nikto im na ręce nie patrzy — wyrzekł Mateusz, ale ktosik zakrzyczał:<br />
{{tab}}— Cichojta, strażniki ano przyszły.<br />
{{tab}}— Jak wilki się włóczą, że ni pomiarkować, kiedy i którędy.<br />
{{tab}}Przycichli jednak trwożnie, gdyż strażnicy zasiedli pod kancelarją, otoczeni przez kupę ludzi, między którymi był wójt, młynarz, a nieco zdala kręcił się kowal, pilnie nasłuchujący.<br />
{{tab}}— Młynarz się łasi, kieby ten głodny pies!<br />
{{tab}}— Bo, kogo się boją, ten mu najmilejszy!<br />
{{tab}}— Kiej są strażniki, to naczelnika ino patrzeć! — zawołał Grzela, wójtów brat, i odszedł na stronę, kaj stał Antek, Mateusz, Kłąb i Stacho Płoszka. Poredziwszy ze sobą, rozeszli się między ludzi, prawiąc im cosik a przekładając coś ważnego, że słuchali w wielkiej cichości, tylko niekiedy co tam ktoś westchnął, podrapał się frasobliwie albo strzygnął ślepiami ku strażnikom, kupiąc się zarazem coraz ciaśniej.<br />
{{tab}}Antek, wsparty plecami o węgieł karczmy, gadał krótko, mocno i jakoby przykazująco, zaś w drugiej kupie pod drzewami Mateusz prawił z przekpinkami, jaże ośmiał się niejeden, a w trzeciej gromadzie przy smętarzu Grzela przemawiał tak mądrze, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_237" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/237"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/237|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/237{{!}}{{#if:237|237|Ξ}}]]|237}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jakoby z otwartej książki czytał, że ciężko było wyrozumieć.<br />
{{tab}}A wszyscy trzej przyniewalali do jednego: aby nie słuchać naczelnika, ni tych, które z urzędami zawdy trzymają, i szkoły nie uchwalać.<br />
{{tab}}Naród przysłuchiwał się w skupieniu, kolebiąc się to w tę, to w drugą stronę, właśnie jako ten bór, kiej zamietliwy wiater powieje.<br />
{{tab}}Nikto głosu nie zabierał, kiwali jeno przytakująco głowami, gdyż najgłupszy rozumiał, jako z nowej szkoły tyla jeno będzie pociechy, co każą na nią płacić nowe podatki, a do tego nikomu się nie śpieszyło.<br />
{{tab}}Niepokój jednak ogarniał gromadę, przestępowali z nogi na nogę, jęli chrząkać a pokasływać, a nikt jeszcze nie wiedział, co począć.<br />
{{tab}}Prawda, mądrze prawił Grzela, prosto do serca trafiał Antek, ale i strach było się przeciwić naczelnikowi a zadzierać z urzędami.<br />
{{tab}}Jeden oglądał się na drugiego, każden się głowił zosobna, zaś wszystkie obzierali się na bogatszych, ale młynarz i co najpierwsi z drugich wsi trzymali się jakoś na uboczu, stojąc jakby z rozmysłem na oczach strażników i pisarza.<br />
{{tab}}Podszedł do nich Antek z przełożeniem, ale młynarz odburknął:<br />
{{tab}}— Kto ma rozum, ten sam wie, jak ma głosować — i odwrócił się do kowala, któren przyświarczał wszystkim, ale kręcił się niespokojnie między gromadą, przewąchując, co się święci, a do pisarza zachodził, z młynarzem pogadywał, Grzelę częstował tytuniem <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_238" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/238"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/238|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/238{{!}}{{#if:238|238|Ξ}}]]|238}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i tak się taił ze swojemi zamysłami, że do końca nie było wiadomo, za kim trzyma.<br />
{{tab}}Ale większość już się skłaniała głosować przeciw szkole, rozsypali się po placu i, nie bacząc na przypołudniowy skwar, poredzali coraz gwarniej i hardziej, gdy pisarz zawołał przez okno:<br />
{{tab}}— A pójdźno tu który!<br />
{{tab}}Nikt się jednak nie poruszył, jakby nie dosłyszeli.<br />
{{tab}}— Niechno który skoczy do dworu po ryby, mieli rano jeszcze przysłać, a jakoś nie przysyłają! Tylko prędzej! — grzmiał rozkazująco.<br />
{{tab}}— Nie przyszlim tu na posługi — ozwał się jakiś hardy głos.<br />
{{tab}}— Niech sam leci, żal mu przetrząsnąć kałduna — zaśmiał się któryś, że to pisarz miał brzucho, kiej bęben.<br />
{{tab}}Pisarz jeno zaklął, a po chwili wyszedł wójt od podwórza, przebrał się za karczmę i pognał tyłami wsi ku dworowi.<br />
{{tab}}— Dzieci pani pisarzowej przewinął i obtarł, to się ździebko przewietrzy.<br />
{{tab}}— Juści, pani pisarzowa nie lubi takich fetorów na pokojach.<br />
{{tab}}— Pokrótce to i porcenele wynosić mu każą — przekpiwali.<br />
{{tab}}— Hale, że to dziedzica jeszcze nie widać — dziwował się któryś, ale na to rzekł kowal z chytrym prześmiechem:<br />
{{tab}}— Niegłupi się pokazywać!<br />
{{tab}}Spojrzeli na niego pytająco.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_239" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/239"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/239|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/239{{!}}{{#if:239|239|Ξ}}]]|239}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Juści, kto mu każe zadzierać z naczelnikiem, a przecież za szkołą głosować nie będzie, małoby to musiał płacić na nią! Mądrala!<br />
{{tab}}— Ale ty, Michał, z nami trzymasz, co? — przytarł go natarczywie Mateusz.<br />
{{tab}}Kowal kręcił się, kiej przydeptana glista i, odmruknąwszy cosik, jął się przeciskać do młynarza, któren przystąpił do chłopów i mówił do starego Płoszki głośno, by i drugie słyszały:<br />
{{tab}}— A ja wam radzę, głosujcie, jak chcą urzędy. Szkoła potrzebna i, żeby była najgorsza, to będzie lepsza od żadnej. A o jakiej zamyślacie, nie dadzą. Trudno, głową muru nie przebodzie. Nie zechcecie uchwalić, to i bez waszego przyzwoleństwa postawią.<br />
{{tab}}— Jak nie damy pieniędzy, to za cóż postawią? — ozwał się któryś z kupy.<br />
{{tab}}— Głupiś! Sami wezmą, a nie dasz z dobrej woli, to ci ostatnią krowę sprzedadzą, i jeszcze do kozy pójdziesz za opór! Rozumiesz! To nie z dziedzicem sprawa — zwrócił się do Lipczaków — z naczelnikiem niema żartów. Mówię wam, róbcie, co każą, i dziękujcie Bogu, że nie jest gorzej.<br />
{{tab}}Przytwierdzali mu tak samo myślące, zaś stary Płoszka po długim rozważaniu wyrzekł niespodzianie:<br />
{{tab}}— Prawdę mówicie, a Rocho naród zbałamucił i do zguby popycha.<br />
{{tab}}A na to wystąpił jakiś gospodarz z Przyłęka i powiedział głośno:<br />
{{tab}}— Bo Rocho z panami trzyma i latego podjudza przeciw urzędom!<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_240" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/240"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/240|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/240{{!}}{{#if:240|240|Ξ}}]]|240}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Zakrzyczeli go ze wszystkich stron, ale chłop się nie ulęknął i, skoro się jeno przyciszyło, znowuj głos podniósł.<br />
{{tab}}— A głupie mu pomagają! rzekłem! — potoczył mądremi oczami — a komu to nie w smak, niech stanie, to mu w oczy przywtórzę, głupie! Bo nie wiedzą, iż zawdy tak było, że panowie się buntują, naród judzą, do nieszczęścia prowadzą, ale, jak przyjdzie zato płacić, to kto płaci? chłopi! A jak wam kozaków po wsiach zakwaterują, to kto będzie brał baty? kto będzie cierpiał? kogo do kreminału powleką? A jeno was, chłopów! Panowie się za wami nie upomną, nie, wyprą się wszystkiego, kiej Judasze, i jeszcze starszyznę będą ugaszczali po dworach.<br />
{{tab}}— Bo co im ta naród znaczy, tyla żeby za nich gnaty wyciągał.<br />
{{tab}}— A żeby mogli, toby jutro wrócili pańszczyznę! — podniesły się wołania.<br />
{{tab}}— Grzela powieda — zaczął znowu — niech uczą po naszemu, a nie chcą, to nie uchwalać szkoły, nie dawać ani grosza, przeciwić się, a juści, tylko parobkowi łacno krzyknąć na gospodarza: — robił nie będę, całuj me gdzieś — i uciec przed skarceniem. Ale naród nie ucieknie i za bunt kije wziąć weźmie, bo nikto drugi pleców za niego nie podstawi... To wama mówię, taniej wam wypadnie postawić szkołę, niźli przeciwić się urzędom. A że po naszemu nie nauczają, prawda, ale i tak na Rusków nas nie przerobią, boć żaden pacierza, ni między sobą nie będzie mówił inaczej, a jeno jak go matka nauczyła! Zaś naostatku <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_241" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/241"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/241|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/241{{!}}{{#if:241|241|Ξ}}]]|241}}'''<nowiki>]</nowiki></span>to wam jeszcze rzeknę: swoją ano stronę trzymajmy! A drą się między sobą panowie, nie nasza sprawa, niech się ta kłyźnią i zagryzają, takie nam braty jedne i drugie, że niechta ich morówka nie minie.<br />
{{tab}}Zwarli się kole niego gęstwą i zakrzyczeli, kiej na wściekłego psa, napróżno młynarz brał go w obronę, napróżno i poniektóre za nim się ujmowały. Grzelowe stronniki już mu zaczęły pięściami wytrząchać, że możeby i do czego gorszego doszło, ale stary Pryczek zakrzyczał:<br />
{{tab}}— Strażniki słuchają!<br />
{{tab}}Przycichło nagle, a stary wystąpił i jął prawie gniewnie:<br />
{{tab}}— Świętą prawdę powiedział, swojego dobra patrzmy! Cichojta, hale powiedziałeś swoje, to daj i drugiemu rzec swoje! Wydzierają się i myślą, co największe głowacze! Juści, żeby jeno w krzyku był rozum, to bele pyskacz miałby go więcej, niźli sam proboszcz! Prześmiewajta się, juchy, a ja wam rzeknę, jak bywało pod te roki, kiej się to panowie buntowały; dobrze baczę, jak nas tumaniły a przysięgały, że, jak Polska będzie, to i wolę nam dadzą, i gronta z lasami, i wszystko! Obiecywały, mówiły, a kto drugi dał, co tera mamy, i jeszczek musiał ich pokarać, co nie chciały w niczym ulżyć narodowi! Słuchajta panów, kiedyśta głupie, ale mnie na plewy nie weźmie, wiem ja, co znaczy ta ich Polska: że to jeno bat na nasze plecy, pańszczyzna i uciemiężenie! Jeszcze me...<br />
{{tab}}— A dajże mu ta który w pysk, niech przestanie — wyrwał się jakiś głos.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_242" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/242"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/242|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/242{{!}}{{#if:242|242|Ξ}}]]|242}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A tera — ciągnął dalej — ja taki sam pan, jak inni, prawo swoje mam, i nikt me palcem tknąć nie śmie! Tam mi Polska, kaj mi dobrze, kaj mam...<br />
{{tab}}Przerwały mu szydliwe głosy, bijące ze wszystkich stron, niby gradem:<br />
{{tab}}— Świnia też pokwikuje z kuntentności, a chwali se chliw i pełne koryto!<br />
{{tab}}— I za to przykarmianie dostanie pałą w łeb i nożem po gardzieli!<br />
{{tab}}— W jarmarek sprał go strażnik, to powieda, że nikto go tknąć nie śmie.<br />
{{tab}}— Plecie, a tyle miarkuje, co ten koński ogon!<br />
{{tab}}— Sielny pan, ma wolę, juści, wszy go same niesą po wolności!<br />
{{tab}}— Rychtyk i wiechcie z butów tak samoby nauczały!<br />
{{tab}}— Kury zmacać nie poredzi, a będzie tu występował! Gnojek jucha! Baran!<br />
{{tab}}Stary zeźlił się srodze, ale jeno powiedział:<br />
{{tab}}— Ścierwy! Już nawet siwych włosów nie poszanują!<br />
{{tab}}— A to i każdą siwą kobyłę trzaby uważać, jeno zato, co siwa, hę?<br />
{{tab}}Gruchnęły śmiechy i wraz zaczęli się odwracać, podnosząc oczy na dach kancelarji, kaj wlazł stójka i, chyciwszy się komina, patrzył wdal.<br />
{{tab}}— Józek, a zamknij gębę, bo ci jeszcze co wleci! — krzyczeli z prześmiechem, gdyż całe stado gołębi kołowało nad nim, ale on naraz zawrzeszczał:<br />
{{tab}}— Jedzie! Jedzie! Już na skręcie z Przyłęku!<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_243" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/243"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/243|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/243{{!}}{{#if:243|243|Ξ}}]]|243}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Gromada jęła się ściągać pod dom i zwierać coraz gęściej, cierpliwie spozierając na pustą jeszcze drogę.<br />
{{tab}}Rychtyk i słońce przetoczyło się ździebko na bok, za kalenicę, że z pod okapu wysuwał się coraz większy cień, w którym ustawili stół, nakryty zielono, z krzyżem w pośrodku. Rudy, pucołowaty pomocnik wynosił papiery na stół i cięgiem cosik w nosie majstrował.<br />
{{tab}}Pisarz jął się nagwałt przebierać w świąteczny ubier, a w całym domu znowu podniesły się wrzaski pisarzowej, brzęk talerzów, rumor przesuwanych sprzętów i bieganina, zaś w jakieś Zdrowaś zjawił się i wójt. Stanął w progu, czerwony, jak burak, i spocony, ledwie zipiący, ale już w łańcuchu i, powlókłszy ślepiami po gromadzie, zakrzyczał srogo:<br />
{{tab}}— Cicho tam, ludzie, dyć to nie karczma!<br />
{{tab}}— Pietrze, a chodźcie ino, cosik wama rzeknę! — zawołał do niego Kłąb.<br />
{{tab}}— Hale, niema tu żadnego Pietra, a jeno urzędnik! — odburknął wyniośle.<br />
{{tab}}Wzięli na ozory to powiedzenie, jaże się kałduny zatrzęsły z uciechy, gdy naraz wójt zakrzyczał uroczyście:<br />
{{tab}}— Rozstąpta się, ludzie! Naczelnik!<br />
{{tab}}Jakoż powóz ukazał się na drodze i, podskakując na wybojach, zakręcił przed kancelarję.<br />
{{tab}}Naczelnik podniósł rękę do czoła, chłopi pozdejmowali kapelusze, zaległo milczenie, wójt z pisarzem przypadli wysadzać go z powozu, a strażnicy stanęli przy drzwiach, wyprostowani, kieby kije.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_244" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/244"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/244|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/244{{!}}{{#if:244|244|Ξ}}]]|244}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Naczelnik dał się wysadzić i rozebrać z białego obleczenia i, odwróciwszy się, powłókł oczami po gromadzie, przygładził żółtawą bródkę, nasrożył się, kiwnął głową i wszedł do mieszkania, kaj go zapraszał pisarz, w pałąk przygięty.<br />
{{tab}}Powóz odjechał, chłopi znowu się zwarli dokoła stołu, rozumiejąc, iż zaraz rozpocznie się zebranie, ale przeszło dobre Zdrowaś, przeszedł może i cały pacierz, a naczelnik się nie pokazywał, jeno z pisarzowych pokojów roznosiły się brzęki szkła, śmiechy i jakieś smaki, wiercące w nozdrzach.<br />
{{tab}}A że mierziło się już czekanie i słońce przypiekało coraz barzej, to jaki taki jął się chyłkiem przebierać ku karczmie, aż wójt zakrzyczał:<br />
{{tab}}— Nie rozłazić się! A którego zbraknie, ten się zapisze do sztrafu...<br />
{{tab}}Juści, co się jeszcze wstrzymali, klnąc jeno coraz siarczyściej a niecierpliwie spozierając na pisarzowe okna, bo ktoś je przymknął ze środka i zasłonił.<br />
{{tab}}— Wstydzą się chlać na oczach!<br />
{{tab}}— Lepiej, bo każden jeno grdyką robi, a po próżnicy ślinkę łyka! — pogadywali.<br />
{{tab}}Z aresztu, stojącego w rząd z kancelarją, wyrwał się żałosny i długi bek, a po chwili wylazł stójka, ciągnąc na postronku sporego ciołka, któren się opierał ze wszystkiej mocy, ale naraz grzmotnął go łbem, jaże chłop rymnął na ziemię, zadarł ogona i pognał, ino się za nim zakurzyło.<br />
{{tab}}— Łapaj złodzieja! Łapaj!<br />
{{tab}}— A posyp mu soli na ogon, to się wróci!<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_245" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/245"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/245|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/245{{!}}{{#if:245|245|Ξ}}]]|245}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Jaki to zuchwały, uciekł z kozy i jeszcze ogon zadarł na pana wójta!<br />
{{tab}}Dogadywali, przekpiwając się ze stójki, któren ganiał za ciołkiem i dopiero przy pomocy sołtysów napędził go w podwórze. A jeszcze nie odzipnęli, kiej wójt przykazał wziąć się do wymiatania aresztu i sam doglądał, pilił i niemało pomagał, bojając się, bych się czasem nie zachciało tam zajrzeć naczelnikowi.<br />
{{tab}}— Wójcie, a trza wykadzić, bych nie zwąchał, co to był za aresztant.<br />
{{tab}}— Nie bójcie się, po gorzałce docna straci wiater.<br />
{{tab}}Rzucał kto niekto jakie słowo kolące, jaże wójt błyskał ślepiami a zęby zacinał, ale wkońcu zbrzydły im nawet przekpinki, a tak dokuczyło czekanie na słońcu i głód, że całą hurmą ruszyli pod drzewa, nie bacząc na wójtowe zakazy, któremu jeno Grzela powiedział:<br />
{{tab}}— Hale, naród to pewnie pies, nie przyjdzie ci do nogi, choćbyś krzyczał do wieczora! — i rad, iż zeszli ze strażnikowych oczów, jął znowu kręcić się wśród ludzi, przypominając każdemu zosobna, jak ma głosować.<br />
{{tab}}— Jeno się nie bójta! — dodawał — prawo za nami! Co uchwalimy, będzie, a czego nie chce gromada, nikto ją do tego nie przymusi.<br />
{{tab}}Ale nie zdążyli się jeszcze ludzie porozkładać w cieniach, ni przegryźć co niebądź, gdy sołtysi jęli nawoływać, a wójt przyleciał z krzykiem:<br />
{{tab}}— Naczelnik wychodzi! Chodźta prędzej! zaczynamy!<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_246" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/246"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/246|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/246{{!}}{{#if:246|246|Ξ}}]]|246}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Nawąchał się dobrego jadła, to go ponosi! Nama niepilno! Niech poczeka!<br />
{{tab}}Mamrotali gniewnie, zbierając się ociężale przed kancelarją.<br />
{{tab}}Sołtysi stanęli na czele swoich wsi, zaś wójt zasiadł za stołem, mając pobok pisarzowego pomocnika, któren, przedłubując w nosie, gwizdał na gołębie, co, zestrachane gwarem, porwały się z dachu, krążąc roztrzepotaną białą chmurą.<br />
{{tab}}— Mołczat’! — zakrzyknął naraz jeden ze strażników, prężących się u proga.<br />
{{tab}}Wszystkie oczy zwróciły się na drzwi, ale wyszedł z nich jeno pisarz z papierem w ręku i wcisnął się za stół.<br />
{{tab}}Wójt zatrząsł dzwonkiem i rzekł uroczyście:<br />
{{tab}}— Zaczynamy, ludzie kochane! Cicho tam, Modliczaki! Pan sekretarz przeczyta niby o tej szkole! A słuchajta pilnie, by każden wyrozumiał, o co idzie!<br />
{{tab}}Pisarz założył okulary i zaczął czytać zwolna i wyraźnie.<br />
{{tab}}Czytał już może z pacierz, wśród zupełnej cichości, gdy ktosik wrzasnął:<br />
{{tab}}— Kiej nie rozumiemy!<br />
{{tab}}— Czytać po naszemu! Nie rozumiemy! — zerwały się mnogie głosy.<br />
{{tab}}Strażnicy jęli się pilnie rozglądać w gromadzie.<br />
{{tab}}Pisarz się skrzywił, ale już czytał, przekładając na polskie.<br />
{{tab}}Zrobiło się cicho, słuchali w skupieniu, rozważając każde słowo i patrząc się w niego, kieby w obraz.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_247" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/247"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/247|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/247{{!}}{{#if:247|247|Ξ}}]]|247}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Pisarz ciągnął powoli:<br />
{{tab}}...jako przykazano postawić szkołę w Lipcach, któraby była i dla Modlicy, Przyłęka, Rzepek i drugich pomniejszych wsi.<br />
{{tab}}Potem długo wywodził, jaki to z tego będzie profit, jakie to dobrodziejstwo oświata, jak to urzędy jeno myślą dzień i noc, by tylko narodowi przyjść z pomocą, by go wspierać, oświecać i bronić przed złem. Zaś wkońcu wyliczał, ile potrza na plac z polem, ile na sam budynek i na całe utrzymanie szkoły, wraz z nauczycielem, i że na to wszystko trzeba będzie uchwalić dodatkowy podatek po dwadzieścia kopiejek z morgi. Umilkł, przetarł okulary i rzekł jakby do siebie:<br />
{{tab}}— Pan naczelnik powiedział, że, jak dzisiaj uchwalicie, to pozwoli zacząć budowę jeszcze w tym roku, a na przyszłą jesień dzieci już pójdą do szkoły.<br />
{{tab}}Skończył, ale nikt się nie odezwał, każden coś ważył w sobie, kuląc się jeno, jakby pod ciężarem nowego podatku, aż dopiero wójt się ozwał:<br />
{{tab}}— Słyszeliście dobrze, co pan sekretarz przeczytał?<br />
{{tab}}— Słyszelim! Juścik, przeciek niegłusim! — ozwali się tu i owdzie.<br />
{{tab}}— A któren ma przeciw temu, niech wystąpi, a swoje rzeknie.<br />
{{tab}}Jęli się trącać łokciami, wypychać naprzód, drapać, spozierać na się i na starszych, lecz nikto nie miał śmiałości wyrywać się pierwszy.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_248" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/248"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/248|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/248{{!}}{{#if:248|248|Ξ}}]]|248}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Kiej tak, uchwalmy prędko podatek i do domu! — zaproponował wójt.<br />
{{tab}}— Więc cóż, wszyscy jednogłośnie zgadzacie się? — zapytał uroczyście pisarz.<br />
{{tab}}— Nie! Nie chcemy! Nie! — wrzasnął Grzela i za nim kilkudziesięciu.<br />
{{tab}}— Nie potrza nam takiej szkoły! Nie chcemy! Dosyć już mamy podatków! Nie! — wołano już ze wszystkich stron, a coraz śmielej, głośniej i hardziej.<br />
{{tab}}Na ten wrzask wyszedł naczelnik i stanął w progu, przycichli na jego widok, a on poskubał bródkę i rzekł wielce łaskawie:<br />
{{tab}}— Jak się macie, gospodarze?<br />
{{tab}}— Bóg zapłać! — odparli pierwsi z brzega, kolebiąc się pod naporem gromady, pchającej się naprzód, aby posłuchać naczelnika, któren wsparty o futrynę, jął cosik mówić po swojemu, ale mu się cięgiem odbekiwało.<br />
{{tab}}Strażnicy skoczyli w naród i dalejże wołać:<br />
{{tab}}— Szapki dołoj! szapki!<br />
{{tab}}— Poszedł ścierwo i nie plącz się pod nogami! — zaklął ktoś na nich.<br />
{{tab}}A naczelnik, choć prawił słodziuśko, skończył nakazująco i po polsku:<br />
{{tab}}— Uchwalcie zaraz podatek, bo nie mam czasu.<br />
{{tab}}I srogo patrzył w twarze, strach przejął niejednego, tłum się zakołysał, poszły trwożne i ściszone szepty.<br />
{{tab}}— No co, głosujemy na szkołę? Mówcie, Płoszka! Jakże zrobim?... Kajże to Grzela? Przykazuje głosować! Głosujmy, ludzie, głosujmy!<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_249" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/249"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/249|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/249{{!}}{{#if:249|249|Ξ}}]]|249}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Wrzało coraz głośniej, gdy Grzela wystąpił i powiedział śmiało:<br />
{{tab}}— Na taką szkołę nie uchwalimy ani grosza.<br />
{{tab}}— Nie uchwalimy! Nie chcemy! — wsparło go ze sto krzyków.<br />
{{tab}}Naczelnik zmarszczył się groźnie.<br />
{{tab}}Wójt struchlał, a pisarzowi jaże spadły z nosa okulary, jeno Grzela się nie strwożył, wparł w niego harde ślepie, chcąc jeszcze cosik dodać, gdy stary Płoszka wystąpił i, skłoniwszy się nisko, zaczął pokornie:<br />
{{tab}}— Dopraszam się łaski wielmożnego naczelnika, co rzeknę, jako to po swojemu miarkuję: szkołę juścić uchwalić uchwalim, ale widzi się nama, co za dużo złoty i groszy dziesięć z morgi. Czasy teraz ciężkie i o grosz trudno! To jeno chciałem rzec.<br />
{{tab}}Naczelnik nie odpowiedział, zatopiony w jakowychś dumaniach, że jeno kiej niekiej kiwnął głową jakby przytakująco i oczy przecierał, więc ośmielony tem wójt siarczyście przemawiał za szkołą; po nim i jego kamraty parły do tego samego, młynarz zaś pyskował najżarliwiej, nie zważając na ostre przycinki Grzelowych stronników, aż wreszcie zgniewany Grzela zawołał:<br />
{{tab}}— Przelewamy jeno z pustego w próżne — i, upatrzywszy sposobną porę, przystąpił i śmiało spytał:<br />
{{tab}}— A niby jaka to ma być ta nowa szkoła?<br />
{{tab}}— Jak i wszystkie! — wyrzekł, otwierając oczy.<br />
{{tab}}— To my akuratnie takiej nie potrzebujemy!<br />
{{tab}}— Na swoją uchwalim i pół rubla z morgi, a na inszą ni szeląga.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_250" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/250"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/250|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/250{{!}}{{#if:250|250|Ξ}}]]|250}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Co nam taka szkoła, moje uczyły się bez trzy roki, a też ni be, ni me.<br />
{{tab}}— Ciszej, ludzie, ciszej!<br />
{{tab}}— Rozbrykały się barany, a wilk jeno patrzeć jak skoczy na stado.<br />
{{tab}}— Pyskacze juchy, nową biedę wypyskują la wszystkich.<br />
{{tab}}Pokrzykiwali jeden przez drugiego, że uczynił się srogi gwar, każden bowiem dowodził swojego i przepierał drugich, rozgrzewali się coraz barzej, rozbili się na kupy, i wszędy zawrzały spory a kłótnie, zwłaszcza Grzelowe stronniki pyskowały najgłośniej i najzawzięciej, powstając przeciw szkole. Napróżno wójt, młynarz i gospodarze z drugich wsi przekładali, prosili, a nawet i strachali Bóg wie czem, większość srożyła się coraz zuchwalej, wygadując, co jeno komu ślina przyniesła.<br />
{{tab}}Zaś naczelnik siedział, jakby nie słysząc niczego, szeptał cosik z pisarzem, dając się im wygadać dowoli, a kiej mu się widziało, co mają już dosyć płonego szczekania, kazał zadzwonić wójtowi.<br />
{{tab}}— Cicho tam! cicho! słuchać! — spokoili sołtysi.<br />
{{tab}}A nim się docna przyciszyło, rozległ się jego głos rozkazujący:<br />
{{tab}}— Szkoła być musi, rozumiecie! Słuchać i robić, co wam każą!<br />
{{tab}}Srogo przemówił, jeno co się nie ulękli, a Kłąb chlasnął naodlew:<br />
{{tab}}— Nie przykazujem nikomu chodzić na łbie, to niechże i nama pozwolą się ruchać, jak komu wyrosły kulasy.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_251" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/251"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/251|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/251{{!}}{{#if:251|251|Ξ}}]]|251}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Zawrzyjcie gębę! Cicho, psiekrwie! — klął wójt, na darmo dzwoniąc.<br />
{{tab}}— Co rzekłem, to przywtórzę, że w naszej szkole muszą się uczyć po naszemu.<br />
{{tab}}— Karpienko! Iwanow! — ryknął na strażników, stojących w pośrodku ciżby, ale chłopi wmig ich ścisnęli między sobą, a ktosik im szepnął:<br />
{{tab}}— Niech jeno któren tknie kogo... nas tu ze trzystu... miarkujcie...<br />
{{tab}}I wraz się rozstąpili, czyniąc wolne przejście, a tłocząc się za nimi przed naczelnika z głuchą, rozjuszoną wrzawą, przysapując jeno, a klnąc i wytrząchając pięściami, zaś raz po raz ktoś wyrywał się z kupy z ozorem:<br />
{{tab}}— Każde stworzenie ma swój głos, a jeno nam przykazują mieć cudzy.<br />
{{tab}}— I cięgiem przykazy, a ty, chłopie, słuchaj, płać i czapką ziemię zamiataj.<br />
{{tab}}— Pokrótce to bez pozwoleństwa nie puszczą i za stodołę.<br />
{{tab}}— Kiej takie wielmożne, to niech przykażą świniom, by zaśpiewały, kiej skowronki! — huknął Antek, zatrzęsły się śmiechy, a on wołał rozjuszony:<br />
{{tab}}— Albo niech im gęś zaryczy. Jak to zrobią, to uchwalim szkołę.<br />
{{tab}}— Każą podatki, płacim; każą rekruta, dajem, ale wara od...<br />
{{tab}}— Cichocie, Kłębie. Sam Najjaśniejszy Cysarz nadał ustawę, i tam stoi, kiej wół, co szkoły i sądy <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_252" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/252"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/252|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/252{{!}}{{#if:252|252|Ξ}}]]|252}}'''<nowiki>]</nowiki></span>mają być po polsku! Tak przykazał sam Cysarz, to jego słuchać będziem! — wrzeszczał Antek.<br />
{{tab}}— Ty kto takoj? — spytał naczelnik, wpierając w niego oczy.<br />
{{tab}}Zadrżał, ale rzekł śmiało, wskazując papiery, leżące na stole:<br />
{{tab}}— Tam stoi napisane. Nie sroka me zgubiła — dodał zuchwale.<br />
{{tab}}Naczelnik pogadał cosik z pisarzem, a ten pokrótce ogłosił: jako Antoni Boryna, pozostający pod śledztwem karnem, nie ma prawa brać udziału w zebraniu gminnem.<br />
{{tab}}Antek poczerwieniał z gniewu, lecz, nim się zebrał na słowo, naczelnik wrzasnął:<br />
{{tab}}— Poszoł won! — i wskazał go oczami strażnikom.<br />
{{tab}}— Nie uchwalajta, chłopcy! prawo za nami! nie bójta się niczego! — krzyknął zuchwale Antek.<br />
{{tab}}I odszedł wolno ku wsi, spozierając na strażników, kiej wilk na kondle, że ostawali coraz dalej.<br />
{{tab}}Ale w gromadzie zagotowało się znagła, kieby w tym kotle, wszyscy naraz zaczęli prawić, krzyczeć i sprzeczać się zajadle, że już nie dosłyszał nikogo, a jeno pojedyńcze słowa klątw, pogróz i przekpiwań latały nad głowami, kiej kamienie. Jakby ich zły opętał, tak się wydzierali zapalczywie, a nikto nie poredził wyrozumieć, skąd to przyszło i laczego?<br />
{{tab}}Spierali się o szkołę, o Antka, o wczorajszy deszcz, kto zeszłoroczne szkody przypominał sąsiadowi, kto folgę jeno dawał wątrobie, kto zaś la samego sprzeciwu się kłyźnił, że powstał taki męt, taki wrzask i {{pp|zamiesza|nie}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_253" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/253"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/253|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/253{{!}}{{#if:253|253|Ξ}}]]|253}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|zamiesza|nie}}, co się już widziało, jako leda chwila wezmą się za łby i orzydla. Próbował spokoić Grzela, próbowali drugie, nie przemogli jednak opętania. Wójt dzwonił, jaże mu drętwiały kulasy, przywołując do porządku, i takoż na darmo. Kiej te rozjuszone indory skakały sobie do oczów, ślepe już i głuche na wszystko.<br />
{{tab}}Dopiero któryś ze sołtysów jął walić kijem w pustą beczkę, stojącą pod okapem, jaże zahuczała, kiej bęben, wtedy ludzie oprzytomnieli nieco, ściszając się nawzajem.<br />
{{tab}}Naczelnik, nie mogąc się doczekać cichości, zakrzyczał zgniewany:<br />
{{tab}}— Cicho tam! Dosyć tej narady! Milczeć, kiedy ja mówię, i słuchać. Szkołę uchwalcie.<br />
{{tab}}Ścichło, jakby makiem posiał, strach padł na wszystkie, mróz przeszedł kości, że stali jakby podrętwieli, spozierając po sobie niemo i bezradnie, ani w myślach postały sprzeciwy, gdyż on stał groźnie, tocząc oczami po wylękłych twarzach.<br />
{{tab}}Przysiadł znowu, a wójt, młynarz i drugie rzucili się między ludzi, przyniewalać do posłuszeństwa i strachać.<br />
{{tab}}— Głosować za szkołą, głosować.<br />
{{tab}}— Może być źle. Słyszeliśta?<br />
{{tab}}Pisarz tymczasem sprawdzał obecnych, że co trochę ktoś odkrzykiwał:<br />
{{tab}}— Jest! Jest!<br />
{{tab}}Zaś po sprawdzeniu wójt wlazł na stołek i zakomenderował:<br />
{{tab}}— Kto za szkołą, niech przejdzie na prawą stronę i podniesie rękę.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_254" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/254"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/254|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/254{{!}}{{#if:254|254|Ξ}}]]|254}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Sporo przeszło, ale dużo więcej narodu ostało na miejscu, naczelnik się zmarszczył i przykazał, aby la sprawiedliwości głosowali imiennie.<br />
{{tab}}Strapił się tym Grzela, dobrze rozumiejąc, że, skoro każden zosobna pójdzie głosować, to nie będzie śmiał się przeciwić.<br />
{{tab}}Ale już nie było nijakiej zarady. Pomocnik zaczął wywoływać i każden szedł koleją, posobnie, a pisarz przy nazwisku znaczył kreskę, jeśli był za szkołą, lub robił krzyżyk, gdy się jej przeciwił.<br />
{{tab}}Długo się wlekło, gdyż ludzi było chmara, lecz w końcu ogłosili:<br />
{{tab}}— Dwieście głosów za szkołą, osiemdziesiąt przeciw.<br />
{{tab}}Grzelowi podnieśli wrzask.<br />
{{tab}}— Na nowo głosować! oszukali!<br />
{{tab}}— Ja mówiłem: nie, a postawił mi kreskę! — wydzierał się któryś, a za nim wielu świarczyło to samo, zaś gorętsi jęli się skrzykiwać.<br />
{{tab}}— Nie dać, podrzeć papiery, podrzeć!<br />
{{tab}}Szczęściem, co dworski powóz zajeżdżał przed kancelarję, więc ludzie, chcąc nie chcąc, musieli się poodsuwać na boki, zaś naczelnik, przeczytawszy list, jaki mu podał lokaj, oznajmił uroczyście:<br />
{{tab}}— Tak, bardzo dobrze, szkoła w Lipcach będzie.<br />
{{tab}}Juści co nikto i pary z gęby nie puścił, stali, kiej mur, patrząc w niego spokojnie.<br />
{{tab}}Podpisał jakieś papiery, wsiadł do powozu i ruszył.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_255" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/255"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/255|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/255{{!}}{{#if:255|255|Ξ}}]]|255}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Kłaniali mu się pokornie, ani spojrzał na kogo, ni kiwnął głową, a pogadawszy jeszcze ze strażnikami, skręcił na boczną drogę ku modliskiemu dworowi.<br />
{{tab}}Patrzyli za nim czas jakiś w milczeniu, aż któryś z Grzelowych rzekł:<br />
{{tab}}— Jagniątko, do rany go przyłóż, a nie spodziejesz się, jak udrze cię kłami, gorzej wilka, i weźmie pod kopyta.<br />
{{tab}}— A czemżeby to głupich trzymali, jak nie pogrozą?<br />
{{tab}}Grzela jeno westchnął, spojrzał po gromadzie i szepnął cicho:<br />
{{tab}}— Przegralim dzisia, trudno, naród jeszcze nie wezwyczajony do oporu.<br />
{{tab}}— Boja się bele czego, to i niełatwo się wezwyczai.<br />
{{tab}}— Moiściewy, a jaki to człowiek, nawet prawo ma se za nic.<br />
{{tab}}— Juści, przeciek prawo pisali la nas, a nie la siebie.<br />
{{tab}}Jakiś chłop z Przyłęka podszedł, skarżąc się przed Grzelą:<br />
{{tab}}— Chciałem z wami, ale jak me prześwidrował ślepiami, tom języka zapomniał, i pisarz zapisał, jak mu się spodobało.<br />
{{tab}}— Tyla było oszukaństwa, że możnaby zaskarżyć uchwałę.<br />
{{tab}}— Chodźta do karczmy. Niechta siarczyste zatłuką — zaklął Mateusz i, odwróciwszy się do gromady, zakrzyczał: — wiecie, ludzie, czego wama naczelnik <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_256" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/256"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/256|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/256{{!}}{{#if:256|256|Ξ}}]]|256}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="r08"/>zapomniał powiedzieć? A tego, żeśta kundle i barany. I dobrze zapłacita za posłuch, ale niech was łupią ze skóry, kiejśta głupie.<br />
{{tab}}Zaczęli się odcinać, ktoś nawet pysk wywarł na niego, lecz zmilkli, bo jakaś żydowska bryka przejeżdżała, w której siedział Jasio organistów.<br />
{{tab}}Otoczyli go Lipczaki, a Grzela rozpowiedział o wszystkiem. Jasio wysłuchał, pogadał o tem i owem i kazał jechać.<br />
{{tab}}Wszyscy zaś poszli do karczmy, i po drugim kieliszku Mateusz huknął:<br />
{{tab}}— A ja wam powiedam, że wszystkiemu winien wójt i młynarz.<br />
{{tab}}— Prawda, najwięcej namawiali a straszyli — przyświarczył Stacho Płoszka.<br />
{{tab}}— A że naczelnik groził, to jakby wiedział już o Rochu — ktoś szeptał.<br />
{{tab}}— Jak nie wie, to mu powiedzą. Znajdą się takie!<br />
{{tab}}— Kaj strażniki? — zapytał Grzela niespokojnie.<br />
{{tab}}— Poszli jakby w stronę Lipiec.<br />
{{tab}}Grzela zakręcił się po karczmie, i ani spostrzegli, jak się wyniósł i szedł ku wsi miedzami, rozglądając się pilnie dokoła.<br /><br />{{---|50}}<br /><section end="r08"/>
<section begin="r09"/>{{c|IX.}}<br />
{{tab}}Antek obzierał się za gromadą, kieby ten kot, odpędzony od miski, a rozważał, czyby nie zawrócić, lecz, widząc następujących strażników, powziął nagle<section end="r09"/> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_257" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/257"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/257|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/257{{!}}{{#if:257|257|Ξ}}]]|257}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jakąś myśl, bo wyłamał po drodze sporą gałąź i, wsparłszy się o płot, obstrugiwał, pasując do ręki a zważając na burków, którzy, chociaż szli jak mogli najpowolniej, zrównali się z nim pokrótce.<br />
{{tab}}— Kajże to pan starszy, na prześpiegi? — zagadał urągliwie.<br />
{{tab}}— Po służbie, panie gospodarzu, a może nam w jedną stronę, co?<br />
{{tab}}— Radbym z duszy, ale widzi mi się, co nam kaj indziej drogi wypadną.<br />
{{tab}}Rozejrzał się prędko, na drodze ni żywej duszy, jeno co kancelarja była jeszcze za blisko, więc ruszył z nimi, trzymając się kole płota i pilnie bacząc, by go znagła nie obskoczyli.<br />
{{tab}}Zmiarkował się starszy i dalejże pogadywać z przyjacielska i srodze wyrzekać, jako od samego rana jeszcze nic nie miał w gębie.<br />
{{tab}}— Naczelnikowi pisarz nie żałował, to pewnikiem i la pana starszego ostawił jakie ochłapy. Na wsiach przeciek smaków nie postawią; cóż, kluski a kapusta nie la takich panów — przekpiwał z rozmysłem, jaże młodszy, sielny parob, o rozlatanych ślepiach, cosik zamamrotał, ale starszy nie popuścił ni słowa.<br />
{{tab}}Antek się jeno prześmiechał, wyciągając coraz lepiej kulasy, że ledwie za nim nadążyli, nie bacząc już na wyboje ni kałuże. Wieś była pusta, jakby wymarła, i słońce tak doskwierało, że jeno niekiedy co ta ktoś wyjrzał za nimi lub kajś w cieniach zabielały dziecińskie głowiny, a tylko jedne pieski przeprowadzały ich wiernie z niemałym jazgotem i docieraniem.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_258" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/258"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/258|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/258{{!}}{{#if:258|258|Ξ}}]]|258}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Starszy zakurzył papierosa i, strzyknąwszy przez zęby, jął się użalać, jak to on nie zazna nigdy spokojnej nocy ni dnia, bo cięgiem służba i służba.<br />
{{tab}}— Pewnie, co niełacno teraz wyciągnąć choćby co niebądź od chłopów...<br />
{{tab}}Strażnik jeno zaklął, sięgając jaże do maci, ale Antek, że mu się to już zmierziły te kluczenia, ścisnął mocniej kijaszek i rzekł całkiem zaczepnie:<br />
{{tab}}— Prawdę powiem, a to z waszej służby tyla jeno jest profitu, co się po wsiach naszczekają pieski, a jaki taki zbędzie ostatniej złotówki.<br />
{{tab}}I to jeszcze starszy ścierpiał, chociaż już pozieleniał ze złości, a za pałaszem macał, ale dopiero kiej doszli ostatniej chałupy, rzucił się znagła na Antka i krzyknął kamratowi:<br />
{{tab}}— Bierz go!<br />
{{tab}}Źle się jednak wybrali, bo, nim poredzili go przytrzymać, odciepnął ich precz, kiej kondle, uskoczył wbok pod chałupę, wyszczerzył zęby, kiej wilk, i, trząchając kijem, zawrzał przyduszonym, urywanym głosem:<br />
{{tab}}— Idźcie swoją drogą... ze mną nie wygracie... nie dam się i czterem... a kły powybijam, kiej psom. Czego chcecie ode mnie?... w niczem niewinowatym... A szukacie bitki, dobrze... zamówta se jeno przódzi podwody na swoje kości... A podejdź który i tknij me jeno, spróbuj! — zakrzyczał, wygrażając kijem i gotów już choćby do zabijania.<br />
{{tab}}Strażnicy stanęli, kiej wryci, gdyż chłop był ogromny, rozwścieklony, i kij jaże mu warczał w {{pp|gar|ściach}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_259" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/259"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/259|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/259{{!}}{{#if:259|259|Ξ}}]]|259}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|gar|ściach}}, więc starszy, widząc, że to nie przelewki, spróbował wszystko obrócić w żart.<br />
{{tab}}— Ha! ha! sławno, a to się nam udała szutka! — i, trzymając się za boki, nibyto od śmiechu, zawrócił zpowrotem, ale, uszedłszy kilkanaście kroków, pogroził mu pięścią i zgoła już inaczej zawrzeszczał:<br />
{{tab}}— My się jeszcze zobaczym, panie gospodarzu, i pogadamy.<br />
{{tab}}— A niech cie ta przódzi zaraza spotka! — odkrzyknął na odlew. — Hale, strach go sparł, to się żartem wykręca, pogadam i ja z tobą, niechno cię jeno kaj zdybię na osobności — mruczał, bacząc, póki mu z oczów nie zeszli.<br />
{{tab}}— Tamten poszczuł na mnie, głupi, myślał, co me wezmą, kiej psy zająca. To za mój opór, juści, prawda mu nie w smak — rozmyślał i, doszedłszy pod dworski ogród, kawał za wsią, przysiadł w cieniu, aby odpocząć nieco, gdyż trząsł się jeszcze cały i spotniał, kiej mysz.<br />
{{tab}}Przez drewniane ogrodzenie widniał biały dwór, stojący w wyniosłym zagaju modrzewi, powywierane okna czerniały, kiej jamy, a na słupiastym ganku siedziało jakieś państwo i snadź przy jadle, bo służba cięgiem się kręciła kole nich, szczękały statki, a niekiedy długi, wesoły śmiech dochodził.<br />
{{tab}}— Takim niezgorzej! Jedzą, piją i zarówno im wszystko — myślał, dobierając się do chleba ze serem, jaki mu była Hanka wetknęła w kieszeń.<br />
{{tab}}Pojadał, wodząc oczami po wielgachnych lipach, brzeżących drogę i całych we kwiatach i pszczelnym <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_260" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/260"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/260|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/260{{!}}{{#if:260|260|Ξ}}]]|260}}'''<nowiki>]</nowiki></span>brzęku; słodki, sprażony w słońcu zapach przejmował go lubością, kajś ze sadzawki zakwakała kaczka i rozchodziło się senne nukanie żab, z gąszczów trzęsły się cichuśkie pogłoski stworzeń przeróżnych, a na polach muzyka koników podnosiła się raz po raz i przycichała, ale po jakimś czasie jęło wszystko głuchnąć, jakby zalane słonecznym ukropem. Świat oniemiał, a co jeno było żywe, przytaiło się w cieniach przed pożogą, że tylko jedne jaskółki śmigały nieustannie.<br />
{{tab}}Przypołudnie kipiało już takim warem, że oczy bolały od blasków i spieki, nawet cienie parzyły, ostatnie kałuże wyschły, a do tego od zbóż prawie dojrzałych i ze spieczonych ugorów pociągało niekiedy, jakby z wywartego pieca.<br />
{{tab}}Antek, wytchnąwszy galancie, ruszył raźno ku lasom niedalekim, ale, skoro się wysunął z cieniów na drogę, zatopioną w słońcu, jaże go ciarki przeszły, i już szedł jakby przez wrzące, białawe płomienie. Zewlókł kapotę, lecz i tak koszula mu przywierała do spotniałych boków, niby rozpalona blacha, zezuł i buciary, grzęznąc w piasku, jakby w tym gorącym popiele.<br />
{{tab}}Pokręcone brzezinki, stojące kaj niekaj, nie dawały jeszcze cienia, żyta chyliły nad drogą ciężarne kłosy i poślepłe w żarach kwiaty zwisały pomdlałe.<br />
{{tab}}Upalna cichość leżała w powietrzu, a nikaj nie dojrzał człowieka, ni ptaka, ni żadnego stworzenia i nikaj nie zadrgał listek ni trawka choćby najmarniejsza, jakby w oną godzinę Południca zwaliła się na świat i wysysała spieczonemi wargami wszystką moc ze ziemi omglałej.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_261" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/261"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/261|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/261{{!}}{{#if:261|261|Ξ}}]]|261}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Antek szedł coraz wolniej, rozmyślając o zebraniu, że raz wraz porywały go złoście, to śmiech spierał, to przejmowało zniechęcenie.<br />
{{tab}}— I poradź co z takimi! Bele strażnika się ulękną... jakby im przykazali posłuchać naczelnikowego buta, toby go słuchali. Barany juchy, barany! — myślał z politowaniem i złością. — Prawda, że każdemu źle, każden wije się, kieby nadeptany piskorz, i każden ledwie już z biedy zipie, to gdzie im się ta kłopotać o takie sprawy. Naród ciemny i zabiedzony, to nawet i nie miarkuje, co mu potrza — zafrasował się wielce za wszystkich i serdecznie zatroskał.<br />
{{tab}}— Człowiek to jak świnia, niełacno mu ryja unieść do słońca.<br />
{{tab}}Głowił się i wzdychał, a tyla mu jeno przyszło z tych rozważań i turbacyj, że poczuł, jako i jemu jest źle, a może nawet gorzej, niźli drugim.<br />
{{tab}}— Bo jeno tym dobrze, które o niczem nie mają pomyślenia!<br />
{{tab}}Machnął ręką i szedł tak srodze zadeliberowany, że omal nie wlazł na Żyda szmaciarza, siedzącego pod zbożem.<br />
{{tab}}— Ustaliście, juści, taki gorąc — ozwał się pierwszy, przystając nieco.<br />
{{tab}}— To jest piec, to jest Boskie skaranie, a nie gorąc — wybuchnął Żyd i, powstawszy, założył szleje na stary, przygarbiony kark, przypiął się do taczki, niby pijawka, pchając ją przed sobą z niezmiernym wysiłkiem, gdyż była naładowana workami gałganów i drewnianemi pudłami, a na nich stał jeszcze kosz jaj <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_262" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/262"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/262|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/262{{!}}{{#if:262|262|Ξ}}]]|262}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i klatka z kurczętami, zaś w dodatku droga była piaszczysta i srogi upał, to, chociaż się wydzierał ze sił do ostatka i szarpał, a co trochę musiał odpoczywać.<br />
{{tab}}— Nuchim, ty się spóźnisz na szabes! — upominał się płaczliwie. — Nuchim, ty pchaj, ty jesteś mocny, jak kuń! — mamrotał zachętliwie. — Nuchim, nu, raz... dwa... trzy... — i rzucał się na taczkę z krzykiem rozpaczy, pchał ją kilkanaście kroków i znowu stawał.<br />
{{tab}}Antek skinął mu głową i przeszedł, ale Żyd zawołał błagalnie:<br />
{{tab}}— Pomóżcie, panie gospodarzu, dobrze zapłacę, już nie mogę, już całkiem nie mogę — opadł na taczki, blady, kiej trup i ledwie dyszący.<br />
{{tab}}Antek zawrócił bez słowa, zwalił na taczki kapotę i buty, ujął je krzepko i pchał tak wartko, jaże koło zapiszczało i kurz się podniósł. Żyd dreptał pobok, łapiąc powietrze zadyszaną piersią, i gadał zachętliwie:<br />
{{tab}}— Tylko do lasu, tam dobra droga, już niedaleko, dam wam całą dziesiątkę.<br />
{{tab}}— Wsadź se ją w nos! Głupi, stoję to o twoją dziesiątkę! No, jakto te Żydy myślą, że wszystko na świecie jeno za pieniądze.<br />
{{tab}}— Nie gniewajcie się, to ja dam śliczne kuraski la dzieci, nie? to może nici, igły, jakie wstążki? Nie! Może być bułki, karmelki, obarzanki albo jeszcze co? Ja mam wszystko. A może pan gospodarz kupi paczkę tytuniu? A może dać kieliszek fajnej gorzałki? Ja mam dla siebie, ale po znajomości. Na moje sumienie, tylko po znajomości!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_263" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/263"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/263|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/263{{!}}{{#if:263|263|Ξ}}]]|263}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Zakasłał się, jaże mu ślepie nawierzch wylazły, a kiej Antek zwolnił nieco kroku, chycił się taczek i wlókł się, poglądając nań łzawie.<br />
{{tab}}— Będzie dobry urodzaj, żyto już spadło — zaczął z innej beczki.<br />
{{tab}}— A jak nie urodzi, też mniej płacą. Zawdy na stratę gospodarzom.<br />
{{tab}}— Piękny czas dał Pan Bóg, ziarno już suche — kruszył kłosy i pojadał.<br />
{{tab}}— Juści, tak se folguje Pan Jezus, co już jęczmiona przepadły.<br />
{{tab}}Pogadywali zwolna o tem i owem, aż zeszło na zebranie, o którem Żyd wiedział, bo rzekł, rozglądając się trwożliwie dokoła:<br />
{{tab}}— Wiecie, jeszcze zimą naczelnik zrobił kontrakt z jednym majstrem na postawienie szkoły w Lipcach. Mój zięć im faktorował.<br />
{{tab}}— Jeszcze zimą? Przed uchwałą? Co wy też powiadacie?<br />
{{tab}}— Może się miał pytać o pozwolenie? Czy to on nie dziedzic na swój powiat?<br />
{{tab}}Antek jął rozpytywać, gdyż Żyd wiedział różne ciekawe rzeczy i rad odpowiadał, zaś wkońcu rzekł pobłażliwie:<br />
{{tab}}— Tak musi być. Gospodarz żyje z tej ziemie, kupiec z handlu, dziedzic z folwarku, ksiądz z parafji, a urzędnik ze wszystkich. Tak musi być i tak jest dobrze, bo każdy potrzebuje trochę żyć. Czy nieprawda?<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_264" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/264"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/264|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/264{{!}}{{#if:264|264|Ξ}}]]|264}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Widzi mi się, co nie o to idzie, aby jeden drugiego łupił ze skóry, a jeno, by każden żył sprawiedliwie, jak Pan Bóg przykazał.<br />
{{tab}}— Co na to poradzić? każdy żyje, jak może.<br />
{{tab}}— Ja wiem, że każdy sobie rzepkę skrobie, ale i bez to jest źle.<br />
{{tab}}Żyd jeno głową pokiwał, ale swoje myślał.<br />
{{tab}}Doszli właśnie lasu i twardszej drogi, Antek odstawił taczki, kupił za całą złotówkę cukierków la dzieci, a kiej mu Żyd jął dziękować, burknął:<br />
{{tab}}— Głupiś, pomogłem ci, bo mi się tak spodobało.<br />
{{tab}}Ruszył ostro ku Lipcom, błogi chłód go ogarnął, rozłożyste drzewa tak przysłaniały drogę, że jeno środkiem widniał pas nieba, zaś po ziemi skrzyła się rozmigotana rzeka słońca. Bór był stary i wyniosły, dęby, sosny i brzozy tłoczyły się gęstą, pomieszaną ciżbą, a dołem tulił się do grubachnych pni drobny naród leszczyn, osik, jałowców i grabów, zaś miejscami świerkowe zagaje rozpychały się hardo, pnąc się chciwie ku słońcu.<br />
{{tab}}Na drodze jeszcze gęsto połyskiwały kałuże po wczorajszej burzy i walały się połamane wierzchoły i gałęzie, a kaj niekaj smukła drzewina, wyrwana z korzeniami, zalegała wpoprzek, kiej trup. Cichuśko było, rzeźwo i mroczno, pachniało pleśnią a grzybem, drzewa stojały bez ruchu, jakby zapatrzone w niebo, a przez zwarte korony jeno gdzie niegdzie przedzierało się słońce, pełzając, niby te złociste pająki, po mchach, po czerwonych jagódkach, rozsypanych, jak stężałe krople krwi, po trawach bladych.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_265" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/265"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/265|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/265{{!}}{{#if:265|265|Ξ}}]]|265}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Antka tak rozebrał chłód i głęboki spokój lasu, że, przysiadłszy kajś pod drzewem, zadrzemał się niechcący. Przebudził go dopiero koński tupot i parskanie, a dojrzawszy dziedzica, jadącego konno, podszedł do niego.<br />
{{tab}}Przywitali się zwyczajnie, po sąsiedzku.<br />
{{tab}}— Ależ to piecze, co? — zagadał dziedzic, głaszcząc niespokojną klacz.<br />
{{tab}}— A dopieka, za jaki tydzień trza będzie wychodzić z kosą.<br />
{{tab}}— Na Modlickiem kładą już żyto, aż miło.<br />
{{tab}}— Tam piachy, ale latoś wszędy żniwa rychlejsze.<br />
{{tab}}Dziedzic zapytał go o zebranie w kancelarji, a usłyszawszy wszystko, jak się odbywało, jaże oczy szeroko otworzył ze zdumienia.<br />
{{tab}}— I wyście się tak głośno, otwarcie o polską szkołę upominali?<br />
{{tab}}— Rzekłem, przeciek nie robię z gęby cholewy.<br />
{{tab}}— A żeście się to ważyli z tem wystąpić przy naczelniku, no, no!<br />
{{tab}}— W ustawie stoi o tem, jak wół, to prawo miałem.<br />
{{tab}}— Ale skąd wam przyszło do głowy upominać się o polską szkołę?<br />
{{tab}}— Skąd! Przecieśma Polaki, a nie Niemcy, czy to jakie drugie.<br />
{{tab}}— Któż to was tak namówił? — pytał ciszej, pochylając się ku niemu.<br />
{{tab}}— Dzieci też i bez nauczyciela przychodzą do rozumu — odrzekł wykrętnie.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_266" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/266"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/266|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/266{{!}}{{#if:266|266|Ξ}}]]|266}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Widzę, że Roch nie napróżno kręci się po wsiach — ciągnął tak samo.<br />
{{tab}}— A wespół z panowym stryjaszkiem, jak mogą, tak naród nauczają.<br />
{{tab}}Wtrącił z naciskiem, patrząc mu bystro w oczy, dziedzic zakręcił się jakoś niespokojnie, zagadując o czem innem, ale Antek z rozmysłem wracał do tej sprawy i do różnych chłopskich bolączek, wyrzekając cięgiem na ciemnotę i opuszczenie, w jakiem naród żyje.<br />
{{tab}}— A bo nikogo nie słuchają! Wiem przecież, jak księża pracują nad nimi, jak nawołują do pracy, ale to wszystko groch na ścianę.<br />
{{tab}}— Hale, kazaniem tyle pomoże, co umarłemu kadzidłem.<br />
{{tab}}— Więc czemże? Zmądrzałeś, widzę, w kryminale — rzucił z przekąsem, aż Antek poczerwieniał, łypnął ślepiami, ale odrzekł spokojnie:<br />
{{tab}}— A zmądrzałem, bo wiem, że wszystkiemu złemu winni panowie.<br />
{{tab}}— Duby smalone pleciesz, a cóż ci to złego zrobili?<br />
{{tab}}— A to, że za polskich czasów tyle jeno dbali o naród, żeby go batem popędzać i ciemiężyć, a sami se tak balowali, jaże i przebalowali cały naród, że tera wszystko trza zaczynać od początku, na nowo.<br />
{{tab}}Dziedzic, że to był prędki, ozgniewał się i krzyknął:<br />
{{tab}}— A wara ci, chamie jeden, do tego, co panowie robili, pilnuj lepiej gnoju i wideł, rozumiesz! A język trzymaj za zębami, by ci go nie przycięli!<br />
{{tab}}Świsnął szpicrutą i pognał, jaże w klaczy zagrała wątroba.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_267" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/267"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/267|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/267{{!}}{{#if:267|267|Ξ}}]]|267}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Antek zaś poszedł w swoją stronę, a również zły i wzburzony.<br />
{{tab}}— Psie nasienie! — mamrotał gniewnie. — Jaśnie pany, psiekrwie! Jak mu było potrza chłopskiej łaski, to z każdym się bratał. Ścierwo! Sam niewart i wszy pieczonej, a drugich przezywa od chamów! — srożył się, kopiąc ze złości muchary, stojące mu na drodze.<br />
{{tab}}Już wychodził z lasu na topolową, gdy naraz posłyszał jakby znajome głosy, rozejrzał się uważnie: pod krzyżem tuliła się w cieniu brzózek jakaś bryka zakurzona, zaś na kraju boru stał Jasio organistów z Jagusią.<br />
{{tab}}Przetarł oczy, całkiem pewny, jako mu się przywidziało, ale nie, stojali zaledwie o kilkanaście kroków od niego, zapatrzeni w siebie i dziwnie roześmiani.<br />
{{tab}}Zdziwił się niemało, nastawiając przytem uszy, ale, chociaż słyszał głosy, nie mógł jednak złożyć i wymiarkować ani jednego słowa.<br />
{{tab}}— Wracała z boru, on jechał i spotkali się — pomyślał, ale w tem oczymgnieniu ukąsiło go cosik w serce, sposępniał, i głuche, kolące podejrzenie zatargało kajś we wątpiach.<br />
{{tab}}— Nic drugiego, jeno się zmówili! — lecz, dojrzawszy Jasiowe księże obleczenie i jego twarz taką jakąś świętą, uspokoił się, odetchnąwszy z niezmierną ulgą, nie poredził se jeno wyrozumieć Jagusi, dlaczego się tak była wystroiła do boru? i czemu tak modrzały jej ślepie roziskrzone? czemu jej tak latały czerwone wargi, a biło od niej taką radością? Obiegał ją wilczemi, głodnemi ślepiami, gdy, wypinając się naprzód <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_268" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/268"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/268|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/268{{!}}{{#if:268|268|Ξ}}]]|268}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wzdętemi piersiami, podawała króbkę, z której Jasio wybierał jagody, sam jadł i jej wtykał do ust...<br />
{{tab}}— Prawie ksiądz, a chce mu się zabawiać, kiej dzieciak — szepnął z politowaniem i wartko ruszył ku domowi, miarkując sobie po słońcu, jako musiało już być kole podwieczorka.<br />
{{tab}}— Póki nie tknę tej zadry, póty i nie boli! — myślał o Jagusi. — A jak to w niego łakomie patrzała, dziw go nie zjadła. A niechta, a niechta...<br />
{{tab}}Próżno się jednak otrząchał, zadra i tak dolegała mu do żywego.<br />
{{tab}}— A ode mnie to ucieka, kieby od tej zarazy. Juści, nowe sitko na kołek, szczęściem, co z Jasiem nic nie wskóra — rozjątrzał się coraz barzej — poniektóra to jak suka, poleci za każdym, kto zagwizda.<br />
{{tab}}Leciał prędko, ale nie poredził zgubić tych gorzkich wspominków, jacyś ludzie go wymijali, ani spostrzegł kogo; uspokoił się dopiero pod wsią, gdyż dojrzał organiścinę, siedzącą nad rowem z pończochą w ręku, najmłodszy tarzał się przed nią w piasku, a stadko podskubanych gęsi szczypało trawę między topolami.<br />
{{tab}}— Aż tutaj pani zawędrowała z gęsiami? — przystanął, obcierając spotniałą twarz.<br />
{{tab}}— Wyszłam naprzeciw Jasia, tylko go patrzeć, jak nadjedzie.<br />
{{tab}}— Dyć ino co wyminąłem go pod lasem.<br />
{{tab}}— Jasia! to już jedzie? — zakrzyczała, zrywając się na nogi. — Pilusie, pilu, pilu, a gdzie szkodniki, a gdzie? — wrzasnęła, bo gęsi jakoś niespodzianie {{pp|do|padły}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_269" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/269"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/269|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/269{{!}}{{#if:269|269|Ξ}}]]|269}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|do|padły}} do żyta, stojącego nad drogą, i wzieny je zajadle młócić.<br />
{{tab}}— Bryka stała pod figurą, zaś on rozmawiał se z jakąś kobietą.<br />
{{tab}}— Pewnie spotkał znajomą i pogadują. To on tu zaraz nadjedzie. Poczciwa chłopczyna, on nawet obcego psa nie przepuści bez pogłaskania. A którąż to spotkał?<br />
{{tab}}— Nie rozeznałem dobrze, ale zdało mi się, co Jagusię — a widząc, że stara skrzywiła się jakoś niechętnie, dorzucił ze znaczącym prześmiechem: — Nie rozeznałem, bo zeszli mi z oczów kajś w zagaje... pewnikiem przed gorącem...<br />
{{tab}}— Święci Pańscy! co też wam w głowie, Jasio zadawałby się z taką...<br />
{{tab}}— Taka dobra, jak drugie, a może i lepsza!.. — rozgniewał się srodze.<br />
{{tab}}Organiścina chybciej zaruchała drutami, wpatrując się jakoś pilnie w pończochę. — A, żeby ci ozór odjęło, pleciuchu jeden — myślała, głęboko dotknięta — Jasio miałby z taką dziewą... prawie już ksiądz... — Ale się jej spomniały różne księżowskie historje, i ogarnął ją niepokój, poskrobała się drutem po głowie, postanawiając rozpytać się obszerniej, lecz Antka już nie było, natomiast na drodze, od lasu, podniósł się tuman kurzawy i toczył się ku niej coraz prędzej, a nie wyszło i Zdrowaś, już Jasio ściskał ją z całej mocy i skamlał serdecznie:<br />
{{tab}}— Mamusiu kochana! Mamusiu!<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_270" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/270"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/270|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/270{{!}}{{#if:270|270|Ξ}}]]|270}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Święci Pańscy! Ady mnie udusisz! Puść, smoku, puść! — i kiedy puścił, sama wzięła go ściskać, całować a wodzić po nim rozkochanemi oczyma.<br />
{{tab}}— A to cię wychudzili, kruszyno! Takiś blady, synaczku! Takiś mizerny!<br />
{{tab}}— Rosoły na święconej wodzie nie pasą! — śmiał się, pohuśtując brata, któren jaże piszczał z radości.<br />
{{tab}}— Nie bój się, już ja cię odpasę — szeptała, gładząc go pieściwie po twarzy.<br />
{{tab}}— To jedźmy, mamusiu, prędzej będziemy w domu.<br />
{{tab}}— A gęsi? Święci Pańscy, znowu w szkodzie!<br />
{{tab}}Skoczył wyganiać, gdyż się były dorwały żyta, łuskając kłosy, aż miło, potem brata usadził w bryce i, zapędzając przed sobą gęsi, szedł środkiem drogi, rozpowiadając o podróży.<br />
{{tab}}— Patrzno, jak się bęben umazał! — zauważyła, wskazując na małego.<br />
{{tab}}— Dobrał się do moich jagód. Jedz, Stasiu, jedz! Spotkałem w lesie Jagusię, wracała z jagód i trochę mi usypała... — zrumienił się wstydliwie.<br />
{{tab}}— Właśnie przed chwilą mówił mi Boryna, że was spotkał...<br />
{{tab}}— Nie widziałem go, musiał gdzieś bokiem przechodzić.<br />
{{tab}}— Moje dziecko, na wsi ludzie widzą przez ściany nawet i to, czego wcale nie było! — wyrzekła z naciskiem, spuszczając oczy na rozmigotane druty.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_271" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/271"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/271|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/271{{!}}{{#if:271|271|Ξ}}]]|271}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Jasio jakby nie zrozumiał, gdyż dojrzawszy stado gołębi, lecące nisko nad zbożami, śmignął za niemi kamieniem i zawołał wesoło:<br />
{{tab}}— Zaraz poznać po wypasionych brzuchach, że to proboszczowskie...<br />
{{tab}}— Cicho, Jasiu, jeszcze kto usłyszy! — skarciła go łagodnie, rozmarzając się myśleniem, jak to on zostanie kiedyś proboszczem, a ona usiędzie przy nim na stare lata, dożywać dni swoich w spokoju i szczęśliwości.<br />
{{tab}}— A kiedyż to Felek przyjedzie na wakacje?<br />
{{tab}}— To mama nie wie, że go aresztowali?<br />
{{tab}}— Święci Pańscy! Aresztowany! i cóż to zbroił? A zawsze mówiłam, a przepowiadałam, że źle skończy! Taki łajdus, w sam raz było mu iść na jakiego pisarka, ale młynarzom zachciało się zrobić z niego doktora! A tak się nim pysznili, tak nosy zadzierali, a teraz synek w kryminale, mają pociechę! — aż się trzęsła z jakiejś mściwej radości.<br />
{{tab}}— Ależ to zupełnie co innego, siedzi w cytadeli.<br />
{{tab}}— W cytadeli, a to musi być coś politycznego? — zniżyła głos.<br />
{{tab}}Jasio nie umiał odpowiedzieć, czy też nie chciał, zaś ona szepnęła trwożnie:<br />
{{tab}}— Moja kruszyno, tylko ty nie mieszaj się do niczego.<br />
{{tab}}— U nas nawet mówić nie wolno o takich rzeczach, zarazby wypędzili.<br />
{{tab}}— A widzisz! Wypędziliby cię, i nie zostałbyś księdzem! Adybym umarła ze wstydu i zgryzoty! Boże mój, zmiłuj się nad nami!<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_272" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/272"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/272|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/272{{!}}{{#if:272|272|Ξ}}]]|272}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Niech się mama o mnie nie boi.<br />
{{tab}}— Przecież rozumiesz, jak harujemy i zabiegamy, aby chociaż wam było trochę lepiej. Sam wiesz, jak ciężko, tyle nas w domu, a przychody coraz mniejsze, i żeby nie te trochę ziemi, tobyśmy przy naszym proboszczu musieli nieraz głodem przymierać. Wiesz, proboszcz się teraz sam godzi z chłopami o śluby i pogrzeby, sam, słyszane to rzeczy! powiada, że ojciec z ludzi zdzierał! Jaki mi dobrodziej z cudzej kieszeni.<br />
{{tab}}— A bo naprawdę zdzierał! — wykrztusił nieśmiało.<br />
{{tab}}— Co ty! Na ojca będziesz powstawał? na rodzonego ojca! A jeśli zdzierał, to dla kogo? Przecież nie dla siebie, a tylko dla was, dla ciebie, na twoją naukę — zaskarżyła się boleśnie.<br />
{{tab}}Jasio zaczął ją przepraszać, ale mu przerwało jakieś jazgotliwe dzwonienie, płynące gdzieś od stawu.<br />
{{tab}}— Słyszy mama? pewnie ksiądz idzie do chorego z Panem Jezusem.<br />
{{tab}}— Prędzej to dzwonią na pszczoły, żeby nie uciekły, musiały się wyroić na plebanji. Proboszcz więcej teraz pilnuje swojego byka i pasieki, niźli kościoła.<br />
{{tab}}Dochodzili właśnie smętarza, gdy naraz sypnął się na nich brzękliwy szum, że Jasio ledwie zdążył krzyknąć na furmana:<br />
{{tab}}— Pszczoły! trzymajcie konie, bo się spłoszą.<br />
{{tab}}Jakoż nad placem kościelnym huczał ogromny rój, niósł się górą, kieby rozbrzęczana chmura, kołował, upatrując sposobnego miejsca, to zniżał się, {{pp|prze|pływając}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_273" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/273"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/273|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/273{{!}}{{#if:273|273|Ξ}}]]|273}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|prze|pływając}} między drzewami, a za nim leciał ksiądz w portkach jeno i koszuli, bez kapelusza, zaziajany i nieustannie machający kropidłem, zaś Jambroż, skradając się bokami, w cieniach, przydzwaniał zajadle i wrzeszczał; obiegli plac parę razy, nie zwalniając ani na chwilę, gdyż pszczoły opadały coraz niżej, jakby zamierzając opaść na który z domów, że już dzieci pierzchały z pod ścian, ale naraz poderwały się ździebko i szły prosto na Jasiową brykę. Wrzasnęła organiścina i, zadarłszy kieckę na głowę, przycupła kajś w rowie, konie zaczęły się rwać, aż furman skoczył zakryć im ślepie, gęsi się rozleciały, a jeno Jasio stał spokojnie z zadartą głową, rój zakręcił znagła tuż nad nim i poszedł prosto na dzwonnicę.<br />
{{tab}}— Wody! — ryknął proboszcz, puszczając się w cwał za niemi, dopadł zbliska i tak je skropił, że, nie mogąc już ruchać przemiękłymi skrzydłami, zaczęły się osadzać w dzwonnicznym oknie.<br />
{{tab}}— Jambroż! drabina, sitko, a prędzej, bo uciekną! Ruszaj się, kulasie! Jak się masz, Jasiu, zrób no ognia w trybularzu, trzeba je podkurzyć, to się uspokoją! — wrzeszczał zgorączkowany, nie przestając skrapiać opadającego roju, a nie upłynęło i Zdrowaś, drabina stała pod dzwonnicą, Jambroż przydzwaniał, Jasio dymił z trybularza, niby z komina, zaś ksiądz piął się wgórę i, dosięgnąwszy pszczół, gmerał między niemi, wyszukując matki.<br />
{{tab}}— Jest! Chwała Bogu, już nie uciekną! Podkurz, Jasiu, od spodu, bo się rozłażą! — rozkazywał, zgarniając gołemi rękami pszczoły; nic się bowiem nie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_274" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/274"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/274|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/274{{!}}{{#if:274|274|Ξ}}]]|274}}'''<nowiki>]</nowiki></span>bojał, chociaż obsiadły mu głowę i łaziły po twarzy, jeno, pogadując cosik do nich, zbierał je do sitka i zbierał, gdyż rój był ogromny.<br />
{{tab}}— Uważać! burzą się, mogą ciąć! — ostrzegał, schodząc z drabiny, otoczony całą chmarą, wirującą nad nim z brzękiem i szumem, a zeszedłszy na ziemię, poniósł sito przed sobą, tak ważnie i uroczyście, kieby tę monstrancję, Jasio go okadzał, kołysząc trybularzem, Jambroż dzwonił, pokrapiając raz po raz, i w takiej ano procesji walili do pasieki za plebanją, kaj w osobnem zagrodzeniu stało kilkadziesiąt uli rozbrzęczanych, jakby w każdym się roiło.<br />
{{tab}}A kiedy ksiądz zajął się obsadzaniem pszczół, Jasio, dobrze już głodny i utrudzony, wysunął się cichaczem do domu.<br />
{{tab}}Juści, co ucieszyli się nim niezmiernie, a co tam było pisków, całowań i pytań, tego i nie wypowiedzieć, zaś skoro przeszła pierwsza radość, usadzili go za stołem, i dalejże znosić przeróżne smaki a podtykać, a molestować i zachęcać do jadła, jaże cały dom się trząsł od wrzasków i bieganiny, gdyż wszyscy naraz pragnęli mu usłużyć i być jak najbliżej. Właśnie na taki rejwach wpadł zaziajany Grzela, wójtów brat, rozpytując się niespokojnie, czy nie widzieli Rocha? Ale nikt go nie widział na oczy.<br />
{{tab}}— Nie mogę go nikaj znaleźć — wyrzekał frasobliwie i, nie wdając się w rozmowy, poleciał dalej szukać po chałupach, a zaraz po jego odejściu zawołano Jasia na plebanję. Ociągał się, zwłóczył, ale iść musiał.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_275" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/275"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/275|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/275{{!}}{{#if:275|275|Ξ}}]]|275}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Proboszcz czekał w ganku przy podwieczorku, wycałował go po ojcowsku i, usadziwszy przy sobie, rzekł wielce łaskawie:<br />
{{tab}}— Rad jestem, żeś przyjechał, będę miał z kim odmawiać brewjarz! Ale, wiesz, ile mam tegorocznych rojów? Piętnaście! A mocne, jak stare, już niektóre zarobiły miodem po ćwierć ula! Wyroiło się więcej, Ambrożemu kazałem pilnować pasieki, ale usnęła trąba, i pszczółki fiut... na bory i lasy. A jeden rój ukradł mi młynarz! No, mówię ci, że ukradł! Uciekły na jego gruszę, zabrał, jak swoje i ani chciał słuchać o oddaniu! Zły o byka, to mści się na mnie, jak może, rabuś jeden. Słyszałeś to już o Felku? Te gałgany to tną, jak osy, a sio! — zajęczał, opędzając się chusteczką od much, padających mu cięgiem na łysinę.<br />
{{tab}}— Tylko tyle, że siedzi w cytadeli.<br />
{{tab}}— Żeby się choć na tym skończyło! Doigrał się, co? A mówiłem, a przekładałem, nie słuchał osieł jeden i ma teraz bal! Stary ryfa i bufon, ale Felka szkoda, zdolna szelma, po łacinie umie ekspedite, że i biskup lepiej nie potrafi. Cóż, kiedy we łbie pstro i dalejże wybierać się z motyką na słońce... A powiedziano: jakże to... aha! czego nie wolno, nie rusz, a co zakazane, obchodź zdaleka. Pokorne cielę dwie matki ssie... tak... — ciągnął ciszej i już coraz słabiej, opędzając się przed muchami. — Zapamiętaj to sobie, Jasiu! No, mówię, zapamiętaj! — zwiesił głowę, zapadając w głęboki fotel, ale gdy Jasio powstał z krzesła, otworzył oczy i zamamrotał: — Zmęczyły mnie pszczółki! A przychodź wieczorami na brewjarz. Ale, uważaj na siebie i nie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_276" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/276"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/276|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/276{{!}}{{#if:276|276|Ξ}}]]|276}}'''<nowiki>]</nowiki></span>spoufalaj się z chłopami, bo, kto się zada z plewami, tego świnie zjedzą! No, mówię, zjedzą i basta! — przysłonił łysinę chustką i zachrapał już na dobre.<br />
{{tab}}Snadź tak samo myślał organista, albowiem kiedy parobek wyprowadzał konie na pastwisko i Jasio skoczył na jednego, stary zakrzyczał:<br />
{{tab}}— Zleź mi zaraz! Nie pasuje, żeby ksiądz jeździł naoklep i zadawał się z pastuchami!<br />
{{tab}}Strasznie chciało mu się jechać, ale zlazł, jak niepyszny i, ponieważ mrok już zapadał, poszedł za ogrody odmówić wieczorne pacierze, ale mógł się to zebrać w sobie, kiedy jakaś dzieuszyna piesneczka dzwoniła {{Korekta|gdzies|gdzieś}} niedaleko i baby rajcowały w jakimś sadzie, że każde słowo leciało po rosie, i wrzeszczały dzieci, kąpiące się w stawie, kajś znów śmiechy się zatrzęsły, to ryki krów, to księże perliczki darły się przenikliwie i cała wieś huczała przeróżnemi pogłosami, niby ten ul rozbrzęczany, że cięgiem mu się myliło, a gdy nareszcie uchwycił wątek i, przyklęknąwszy pod żytem, wtopił rozmodlone oczy w to niebo rozgwiażdżone i poniósł duszę kajś w zaświaty, buchnęły od wsi takie przeraźliwe krzyki, lamenta i przeklinania, że poleciał ku domowi, wystraszony wielce i niespokojny.<br />
{{tab}}Matka właśnie wyszła go wołać na kolację.<br />
{{tab}}— Co się tam stało? Biją się, czy co?<br />
{{tab}}— Józef Wachnik wrócił z kancelarji trochę pijany i pobił się ze swoją. Dawno się już babie należała porządna frycówka. Nie bój się, nic jej nie będzie.<br />
{{tab}}— Ależ krzyczy, jakby ją ze skóry obdzierał.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_277" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/277"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/277|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/277{{!}}{{#if:277|277|Ξ}}]]|277}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Zwyczajne babskie wrzaski, żeby ją prał kijem, toby była cicho! Odbije mu ona jutro za swoje, odbije! Chodź, kruszyno, bo kolacja przestygnie.<br />
{{tab}}Ledwie tknął jadła i, czując się wielce zdrożony, zaraz położył się spać. Ale rano, jak tylko słońce zaświeciło, już był na nogach. Obleciał pole, przyniósł koniom koniczyny, podrażnił księże indory, jaże się rozbulgotały, przywitał pieski, że dziw łańcuchów nie pozrywały z radości, sypnął ziarna gołębiom, pomógł młodszemu wypędzać krowy, narąbał drzewa za Michała, spenetrował w sadzie dojrzewające małgorzatki, pofiglował ze źrebakiem i był wszędy i wszystko witał całującemi oczami, jak przyjacioły serdeczne, jak braty rodzone, nawet te malwy, osypane kwiatem, nawet te prosięta, grzejące się na słońcu, nawet pokrzywy i chwasty, przytajone pod płotami, aż matka, biegająca za nim rozkochanemi spojrzeniami, szeptała z pobłażliwym uśmiechem:<br />
{{tab}}— Warjacie jeden! warjacie!<br />
{{tab}}A on snuł się i promieniał, jako ten dzień lipcowy, jasny, roześmiany, rozsłoneczniony, wezbrany ciepłem i ogarniający wszystek świat duszą miłującą, ale, skoro zadzwoniła sygnaturka, rzucił wszystko i poleciał do kościoła.<br />
{{tab}}Proboszcz wyszedł z wotywą, poprzedzał go Jasio w nowej komży, przybranej świeżo czerwonemi wstęgami, organy zagrały przebieraną, hukliwą nutą, z chóru podniósł się grubachny głos, od którego zadrgały światła, kilkanaście osób przyklękło przed ołtarzem — i zaczęło się nabożeństwo.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_278" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/278"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/278|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/278{{!}}{{#if:278|278|Ξ}}]]|278}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Jasio, chociaż służył do mszy, a w przerwach żarliwie się modlił, jednak dostrzegł Jagusię, klęczącą nieco zboku, i co podniósł głowę, to widział jej modre, błyszczące oczy, wlepione w siebie, i jakiś przytajony uśmiech na rozchylonych, czerwonych wargach.<br />
{{tab}}Zaraz po kościele zabrał go ksiądz na plebanję i zasadził do pisania, że dopiero po południu wyrwał się na wieś odwiedzać znajomków.<br />
{{tab}}Najpierw zaszedł do Kłębów, gdyż siedzieli najbliżej, przez dróżkę jeno, w chałupie jednak nie zastał nikogo, a tylko w sieniach, wywartych naprzestrzał, cosik zaruszało się w kącie, a jakiś głos zachrypiał:<br />
{{tab}}— Dyć to ja, Jagata! — uniesła się, rozkładając ręce ze zdumienia — Jezu, pan Jasio!<br />
{{tab}}— Leżcie spokojnie. Chorzyście, co? — pytał troskliwie i, przysunąwszy se pieniek, przysiadł blisko, ledwie rozpoznając jej twarz, wyschniętą, kiej ziemia.<br />
{{tab}}— Jeno już Pańskiego miłosierdzia czekam — głos jej zabrzmiał uroczyście.<br />
{{tab}}— Cóż to wam jest?<br />
{{tab}}— A nic, śmierć se we mnie rośnie i na żniwo czeka. Kłęby me ano przytuliły, bym se u nich pomarła, to pacierz mówię i wyglądam cierpliwie onej godziny, kiej kostucha zapuka i powie: pódzi, duszo umęczona.<br />
{{tab}}— Czemuż do izby was nie przeniosą?<br />
{{tab}}— Hale, póki nie pora, to co ta bede im zabierała miejsce... i tak cielaka musiały ze sieni wyprowadzić. Ale mi przyobiecały, że na tę ostatnią moją godzinę to me przeniosą do izby, na łóżko pod obrazy, i świecę mi zapalą... i księdza sprowadzą... a potem we {{pp|świą|teczne}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_279" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/279"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/279|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/279{{!}}{{#if:279|279|Ξ}}]]|279}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|świą|teczne}} szmaty me przyobleką i pochowek sprawią gospodarski. Juści, dałam na wszystko... a ludzie poczciwe sieroty może nie ukrzywdzą. Niedługo przeciek bede im tu zawalać, nie... i przy świadkach mi przyobiecały, przy świadkach.<br />
{{tab}}— A nie przykrzy się wam samej? — głos mu nasiąkł żałością i łzami.<br />
{{tab}}— Całkiem mi dobrze, paniczku. A mało to świata dojrzę se przez drzwi? kto przejdzie drogą, kto gdziesik zagada, kto i zajrzy, kto nawet rzuci to poczciwe słowo, że jakbym se po wsi wędrowała. A pójdą wszystkie do roboty, to kokoszki pogrzebią w śmieciach, gadzina pochrząka za ścianą, pieski zajrzą, wróble wpadną do sieni, słońce ździebko poświeci przed zachodem, a niekiej wisus jaki ciepnie pecyną, i dzionek zleci, ani się człowiek spodzieje. A nocami też do mnie przychodzą, juści... a niejedne...<br />
{{tab}}— Któż taki? kto? — zajrzał zbliska w jej otwarte, a jakby niewidzące oczy.<br />
{{tab}}— A te moje, co się im już dawno pomarło, a te powinowate i znajome. Prawdę mówię, paniczku, przychodzą... A kiedyś — szeptała z uśmiechem nieopowiedzianego szczęścia i słodyczy — to przyszła do mnie Panienka i powieda cichuśko: Leż se, Jagato, Pan Jezus cię wynagrodzi!... Sama Częstochowska, zaraz poznałam... w koronie ano była, w płaszczu, a cała we złocie i koralach. Pogładziła me po głowie i rzekła: Nie bój się, sieroto, gospodynią se będziesz, pierwszą na niebieskim dworze, panią se będziesz, dziedziczką...<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_280" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/280"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/280|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/280{{!}}{{#if:280|280|Ξ}}]]|280}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}I tak se gaworzyła starucha, kiej ta zasypiająca ptaszka, zaś Jasio, przychylony nad nią, słuchał i patrzał, kieby w jakąś nieodgadnioną głąb, kaj cosik tajnego bulgoce, i gada, i błyska, i coś takiego się dzieje, czego już zgoła człowieczy rozum nie rozbierze. Zrobiło mu się jakoś strasznie, ale nie poredził się oderwać od tej kruszyny ludzkiej, od tego zetlałego źdźbła, co, drgając, kieby ten promień, gasnący w mroku, jeszcze se śnił o dniach nowego żywota. Pierwszy raz w życiu tak zbliska zajrzał w człowieczą, nieubłaganą dolę, to i nie dziwota, że przejął go luty strach, żałość ścisnęła duszę, łzy zatopiły oczy, współczująca litość przygięła go do ziemi, a gorąca, proszalna modlitwa sama się już rwała z warg roztrzęsionych.<br />
{{tab}}Stara przecknęła się i, unosząc głowę, szepnęła w zachwycie:<br />
{{tab}}— Janioł przenajświętszy! księżyczek mój serdeczny!<br />
{{tab}}On zaś potem długo stał pod jakąś ścianą, grzejąc się w słońcu i ciesząc oczy tym dniem jasnym i życiem, jakie wrzało dokoła.<br />
{{tab}}Bo i cóż, że tam jakaś dusza człowiekowa skamlała w pazurach śmierci.<br />
{{tab}}Słońce nie przestało świecić, szumiały zboża, białe chmury przepływały wysoko, wysoko, dzieci bawiły się po drogach, rumieniły się po sadach jabłka dojrzewające, w kuźni biły młoty, jaże rozlegało się na całą wieś, ktoś wóz rychtował, ktoś kosę nakuwał, sposobiąc się do żniw, pachniał chleb, świeżo upieczony, rajcowały kobiety, chusty suszyły się po płotach, {{pp|ru|szali}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_281" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/281"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/281|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/281{{!}}{{#if:281|281|Ξ}}]]|281}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|ru|szali}} się po polach i obejściach, jak co dnia było, jak zawdy, gmerał się rój ludzki wśród trosk i zabiegów, ani nawet myśląc, kto tam pierwszy stoczy się z brzega.<br />
{{tab}}Zaśby ta komu przyszło co z tego.<br />
{{tab}}Więc i Jasio prędko się otrząsnął ze smutku i poszedł na wieś.<br />
{{tab}}Posiedział czas jakiś przy Mateuszu, któren Stachową chałupę wyciągał już do zrębu; postał nad stawem z Płoszkową, bielącą płótno; odwiedził chorą Jóźkę; nasłuchał się wyrzekań wójtowej; przyjrzał się w kuźni, jak kowal stalił kosy i nacinał ostrza sierpów; zajrzał i na ogrody, kaj pracowało najwięcej dzieuch i kobiet, a wszędy wielce byli mu radzi, witając przyjacielsko i patrząc na niego z niemałą dumą: boć lipeckie to było dziecko, więc jakby w krewieństwie ze wszystkimi.<br />
{{tab}}A dopiero na samym ostatku wstąpił do Dominikowej; stara siedziała przed domem i przędła wełnę, dziwił się temu, gdyż oczy miała przewiązane.<br />
{{tab}}— Palcami zmacam i też wiem, jaka nitka, cienka czy ogrubnia — tłumaczyła i, bardzo ucieszona z jego odwiedzin, zawołała na Jagusię, zajętą kajś w podwórzu.<br />
{{tab}}Przyleciała zaraz, nieco ino rozdziana, bo tylko we wełniaku i w koszuli, ale, dojrzawszy Jasia, przysłoniła piersi rękami i, sczerwieniwszy się, kiej wiśnia, uciekła do chałupy.<br />
{{tab}}— Jaguś, a wynieśno mleka, to może pan Jasio się przechłodzi!<br />
{{tab}}Wyniesła pokrótce pełną doinkę i garnuszek, przybrana już w chusteczkę na głowie, lecz tak jakoś zesromana, że, kiej wzięła nalewać mleko, ręce jej <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_282" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/282"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/282|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/282{{!}}{{#if:282|282|Ξ}}]]|282}}'''<nowiki>]</nowiki></span>latały, i bladła, to czerwieniła się naprzemian, nie śmiejąc podnieść oczów.<br />
{{tab}}I cały czas nie odezwała się do niego ani słowa i dopiero, kiej poszedł, odprowadziła go na drogę, patrząc za nim, póki jej z oczów nie zginął.<br />
{{tab}}Niewypowiedzianie parło ją cosik za nim i tak strasznie ponosiło, że, aby się nie dać pokusić, wpadła do sadu, chyciła się oburącz jakiegoś drzewa i, przytulając się do niego, stanęła bez tchu prawie i przytomności, nakryta, niby płaszczem, gałęziami, zwisłymi od jabłek; stała z przywartemi powiekami, z uśmiechem zatajonym w kątach warg, pełna szczęśliwości, a zarazem lęku, i pełna jakowychś łez słodkich i lubego dygotu, jak wtedy, kiej patrzała na niego przez okno, w tamtą noc wiośnianą.<br />
{{tab}}Ale i Jasia jakby ciągnęło za nią, bo, chociaż bezwolnie, a zaglądał do nich niekiedy, na krótką chwilę, i odchodził dziwnie rozradowany, a już co dnia widywał ją w kościele, klęczała zawdy przez całą mszę, a tak wielce rozmodlona i jakby wniebowzięta, że spoglądał na nią ze słodkiem wzruszeniem, opowiadając kiedyś o jej pobożności.<br />
{{tab}}Matka tylko wzruszyła ramionami.<br />
{{tab}}— Ma za co przepraszać Pana Boga, ma...<br />
{{tab}}Jasio miał duszę czystą, kieby ten najbielszy kwiat, to i nie zrozumiał przytyku, a że przychodziła do nich, że ją wszyscy w domu lubili, że widział, jaka była pobożna, to mu ani postało w głowie jakie niebądź posądzenie; zdziwił się tylko teraz, że od jego przyjazdu nie była jeszcze ani razu.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_283" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/283"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/283|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/283{{!}}{{#if:283|283|Ξ}}]]|283}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Właśnie posłałam po nią, bo mam dużo do prasowania — odrzekła matka.<br />
{{tab}}I przyszła wkrótce tak wystrojona, że Jasio aż się zdumiał.<br />
{{tab}}— Cóżto, idziecie na wesele?<br />
{{tab}}— A może przysłali do was z wódką? — zapiszczała któraś z dziewczyn.<br />
{{tab}}— Zaśby ta kto śmiał, dyćbym go przepędziła na cztery wiatry! — ośmiała się, kraśniejąc, kieby róża, że to wszyscy na nią patrzeli.<br />
{{tab}}Stara zapędziła ją zaraz do prasowania, poleciały za nią organiścianki wraz z Jasiem, i tak się im wkrótce zrobiło wesoło, tak gruchali śmiechem z bele głupstwa i wrzeszczeli, jaże organiścina musiała przykarcać:<br />
{{tab}}— Cichocie, sroki! Jasiu, idź lepiej do ogrodu, nie wypada ci tu suszyć zębów.<br />
{{tab}}To rad nierad wziął książkę i powlókł się, jak zwykle, w pole, i tam kajś daleko za wsią, na miedzach, pod gruszami, na granicznych kopcach, przesiadywał, zagłębiony w czytaniu, albo jeno se medytujący.<br />
{{tab}}Ale Jagusia dobrze już znała te samotne schroniska, dobrze wiedziała, kaj go szukać utęsknionemi oczami, kaj się nieść do niego choćby jeno tą myślą radosną; krążyła bowiem kole niego, kieby ten motyl w kręgu światła, i krążyć musiała, parło ją za nim niepowstrzymanie i wlekło tak nieprzeparcie, że się już dała bez pamięci na wolę tej jakiejś lubej mocy, dała się jakby wodom spienionym, co ją ponosiły w jakoweś wyśnione światy szczęśliwości, dała się wszystką duszą <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_284" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/284"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/284|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/284{{!}}{{#if:284|284|Ξ}}]]|284}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i sercem, ani nawet myśląc, na jaki brzeg ją wyniesą, ni na jaką dolę.<br />
{{tab}}I czy się późną nocą kładła do snu, czy się rankiem zrywała z pościeli, to zawdy jednym pacierzem dygotało jej serce:<br />
{{tab}}— Obaczę go znowu! obaczę!<br />
{{tab}}A nieraz, kiedy klęczała przed ołtarzem, i ksiądz wyszedł ze mszą, i zagrały przejmującą nutą organy, i wionęły kadzielne dymy, i roztrzęsły się gorące szepty pacierzy, i kiedy zapatrzyła się rozmodlonemi oczami w Jasia, któren, biało przybrany, smukły, śliczny, ze złożonemi rękami snuł się w tych dymach i kolorach, jakie biły z okien, to się jej widziało, co żywy janioł zestąpił z obrazu i oto płynie ku niej ze słodkim prześmiechem... idzie... że raje otwierały się w jej duszy, padała na twarz, w proch, przywierając wargami do miejsc, kaj przeszły jego stopy, i, porwana zachwyceniem, śpiewała wszystką mocą człowieczej szczęśliwości:<br />
{{tab}}— Święty! Święty! Święty!<br />
{{tab}}A nieraz i msza się skończyła, i ludzie się porozchodzili, i Jambroż już w pustym kościele przedzwaniał kluczami, a ona jeszcze klęczała, zapatrzona w puste po Jasiu miejsce, rozmodlona przenajświętszą cichością upojenia, tą radością, nabrzmiałą do bólu, temi jeno łzami, co jej same spływały z oczów, kiej ziarna pełne, ważkie i przeczyste.<br />
{{tab}}Że już dnie były dla niej, jako te ciągłe święta, jako te uroczyste odpusty w nieustannej radości nabożeństwa, jakie się cięgiem odprawiało w jej duszy, bo kiedy wyjrzała w pole, to dzwoniły jej tem samem {{pp|doj|rzałe}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_285" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/285"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/285|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/285{{!}}{{#if:285|285|Ξ}}]]|285}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|doj|rzałe}} kłosy, dzwoniła spieczona ziemia, dzwoniły sady przygięte pod ciężarem owoców, dzwoniły bory dalekie, i te wędrujące chmury i ta przenajświętsza hostja słońca, wyniesiona nad światem, a wszystko śpiewało wraz z jej duszą jeden niebosiężny hymn dziękczynienia i radości:<br />
{{tab}}— Święty! Święty! Święty!<br />
{{tab}}Hej, jaki to świat śliczny, kiej się nań patrzą rozmiłowane oczy!<br />
{{tab}}A jaki to człowiek mocen w onej świętej godzinie! Z Bogiemby się zmagał, śmierciby się nie dał, nawet doliby się przeciwił. Życie mu jednem weselem, a bratem choćby i ten stwór najmarniejszy! Przed każdym dniemby klękał w podzięce, każdej nocyby błogosławił i na każdem miejscu wszystek by się rozdawał między bliźnie, a bogaczem ostaje, a cięgiem mu jeszcze przybywa mocy, kochania i dni barzej cudnych.<br />
{{tab}}Światami dusza się jego nosi, górnie we gwiazdy patrzy zbliska, nieba zuchwale sięga, o wiecznej śni szczęśliwości, bo się jej widzi, że niema już kresu ni zapory la jej mocy i kochania.<br />
{{tab}}Tak się to i Jagusi widziało w tę porę miłowania.<br />
{{tab}}Dnie szły zwyczajne, dnie znojnych przygotowań do żniw, a ona uwijała się przy robotach, rozśpiewana, niby skowronek, niestrudzenie radosna i weselnie rozkwitła, kieby ta róża w jej ogródku, kieby te malwy, smukła i, kieby ten kwiat na Bożym zagonie, najśliczniejsza i tak ciągnąca oczy, tak wabiąca jarzącemi ślepiami, tak cięgiem roześmiana, że nawet starzy chodzili za nią oczami, zaś parobcy zaczęli się znowu <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_286" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/286"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/286|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/286{{!}}{{#if:286|286|Ξ}}]]|286}}'''<nowiki>]</nowiki></span>kole niej kręcić i wzdychający wystawać pod jej chałupą, ale odprawiała każdego.<br />
{{tab}}— Żebyś nawet wrosnął w ziemię, to i tak niczego nie wystoisz — szydziła.<br />
{{tab}}— Z kużdego się już prześmiewa! A harna, kieby dziedziczka! — skarżyli się przy Mateuszu, który jeno westchnął żałośnie, gdyż nawet on tyla jeno wskórał, co mógł niekaj o zmierzchu pogadywać z Dominikową, a patrzeć za Jagusią, zwijającą się po izbie, i słuchać jej prześpiewek. Patrzał też i nasłuchiwał tak gorąco, że odchodził coraz chmurniejszy i coraz częściej zaglądał do karczmy, a potem w chałupie wyprawiał różne brewerie. Juści, co już najbarzej dostawało się Teresce, że już chodziła ledwie żywa ze zgryzoty, to też, spotkawszy kiedyś Jagusię, odwróciła się od niej plecami i splunęła.<br />
{{tab}}Ale Jagusia, zapatrzona kajś przed się, przeszła, nawet jej nie widząc.<br />
{{tab}}Tereska rozgniewana zwróciła się do dzieuch, pierących nad stawem.<br />
{{tab}}— Widziałyście, jak się to pawi! A to przejdzie i ani już spojrzy na kogo.<br />
{{tab}}— A wystrojona, jakby na odpust.<br />
{{tab}}— Jakże, do samego połednia przesiaduje przy czesaniu.<br />
{{tab}}— I cięgiem se kupuje wstęgi a stroiki — dogadywały zawistnie, bo znów od jakiegoś czasu, niech się jeno pokazała na wsi, chodziły za nią babie spojrzenia ostre, kiej pazury, i jadowite, kieby żmije. Brały ją też na ozory przy leda sposobności, a nicowały, że <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_287" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/287"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/287|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/287{{!}}{{#if:287|287|Ξ}}]]|287}}'''<nowiki>]</nowiki></span>niech Bóg broni, nie mogły jej bowiem darować, że się stroiła, jak żadna, i że była ponad wszystkie urodniejsza, żeby już nie spominać, co wyprawiała z chłopami.<br />
{{tab}}— Wynosi się nad drugie, jaże trudno ścierpieć!<br />
{{tab}}— I przystraja się, kieby dziedziczka, i skąd to na to bierze!<br />
{{tab}}— Cie, a za cóż to wójt ma u niej łaski?<br />
{{tab}}— Powiadają, jako i Antek nie skąpi — przepowiadały se na ucho gospodynie, zebrawszy się w opłotkach Płoszkowej.<br />
{{tab}}— Antek dba tyla o nią, co pies o piątą nogę — wtrąciła Jagustynka — tam jest w przygodzie ktoś drugi! — zaśmiała się tak domyślnie, że jęły ją molestować na wszystkie świętości, ale się nie wygadała, jeno im wkońcu rzekła:<br />
{{tab}}— Ja to plotów nie roznoszę. Macie oczy, to wypatrzcie same.<br />
{{tab}}Jakoż od tej chwili sto par ślepiów jeszcze zacieklej poszło na prześpiegi trop w trop za Jagusią, kiej te gończe za zajączkiem.<br />
{{tab}}Ale Jagusia, chociaż na każdym kroku spotykała te przyczajone, stróżujące ślepie, nie domyślała się niczego; co ją tam zresztą obchodziło, kiej mogła w każdej porze obaczyć Jasia i topić się w jego oczach na śmierć.<br />
{{tab}}Na organistówkę zaglądała prawie już co dnia i zawdy w takim czasie, gdy Jasio był w domu, że nieraz, kiej zasiadał zbliska i kiej poczuła na sobie jego spojrzenie, to dziw nie omdlewała z lubości, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_288" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/288"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/288|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/288{{!}}{{#if:288|288|Ξ}}]]|288}}'''<nowiki>]</nowiki></span>oblewał ją war, nogi się trzęsły i serce łomotało, kieby młotem, zaś indziej, gdy w drugim pokoju nauczał siostry, to jaże dech przytajała, zasłuchana w jego głosie, niby w tem słodkiem dzwonieniu, aż organiścina spostrzegła:<br />
{{tab}}— Co tak pilnie nasłuchujecie?<br />
{{tab}}— Bo pan Jasio tak prawi naucznie, że niczego nie poredzę wyrozumieć!<br />
{{tab}}— Chcielibyście! — zaśmiała się pobłażliwie. — A bo to w małych szkołach się uczy — przyrzuciła z dumą, wdając się w szeroką pogawędkę o synu, lubiła ją bowiem i rada zapraszała, że to Jagusia chętna była do pomocy przy każdej robocie, a przy tem często gęsto i przynosiła co niebądź: to gruszek, to jagódek, to nawet niekiej i osełkę świeżego masła.<br />
{{tab}}Jagusia wysłuchiwała zawdy tych opowiadań z jednaką żarliwością, lecz skoro Jasio ruszył się z domu, i ona śpieszyła się nibyto do matki; strasznie bowiem lubiała naglądać za nim zdaleka i nieraz, przyczajona we zbożu lub za jakiemś drzewem, patrzała w niego długo i z taką tkliwością, że nie mogła się powstrzymać od płaczu.<br />
{{tab}}Ale już najmilsze były la niej te krótkie, nagrzane, jasne noce, że, kiej jeno matka zasnęła, wynosiła pościel do sadu i, leżąc nawznak, zapatrzona w niebo migocące przez gałęzie, zapadała w jakieś przenajsłodsze niezmierzoności marzenia. Upalne wiewy nocy muskały ją po twarzy, gwiazdy zaglądały w oczy, szeroko otwarte, nabrane zapachami głosy ciemnic, głosy pełne niepokojącego żaru i lubości, zadyszane szepty liści, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_289" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/289"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/289|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/289{{!}}{{#if:289|289|Ξ}}]]|289}}'''<nowiki>]</nowiki></span>senne, urywane szmery stworzeń, jakby stłumione westchnienia, jakby wołania, idące kajś z pod ziemi, jakby chichoty strwożone, lały się w nią dziwną muzyką i przejmowały warem, dygotem, zapierały dech i prężyły w takich ciągotkach, że staczała się na chłodne, oroszone trawy, padając ciężko, jak owoc dostały... i leżała bezwładnie, wezbrana jakąś świętą, rodną mocą, niby te pola dojrzewające, niby te gałęzie, owocem ciężarne, niby ten łan źrałej pszenicy, gotów się dać sierpom, ptakom czy wichrom, bo już na każdą dolę zarówno tęsknie czekający.<br />
{{tab}}Takie to miała Jagusia te krótkie, nagrzane, jasne noce i takie to te skwarne, rozprażone dnie lipcowe, że mijały, kieby sen słodki, cięgiem pragniony.<br />
{{tab}}Chodziła też, jak we śnie, ledwie już miarkując, kiedy był dzień, a kiedy noc.<br />
{{tab}}Dominikowa czuła, że się z nią wyrabia cosik dziwnego, ale nie mogła wyrozumieć, więc tylko się radowała jej niespodzianej i żarliwej pobożności.<br />
{{tab}}— Powiem ci, Jaguś, że kto z Bogiem, z tym Bóg! — powtarzała z dobrością.<br />
{{tab}}Jagusia jeno się uśmiechała, pełna cichej, pokornej szczęśliwości a czekania.<br />
{{tab}}I któregoś dnia całkiem niechcący natknęła się na Jasia, siedział pod kopcem granicznym z książką w ręku, nie mogła się już cofnąć i stanęła przed nim, okryta rumieńcem i mocno zesromana.<br />
{{tab}}— Cóż wy tu robicie?<br />
{{tab}}Jąkała się strwożona, czy aby się czego nie domyśla.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_290" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/290"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/290|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/290{{!}}{{#if:290|290|Ξ}}]]|290}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Siadajcie, widzę, żeście się zmęczyli.<br />
{{tab}}Wagowała się, nie wiedząc, co począć, pociągnął ją za rękę, że przysiadła pobok, śpiesznie chowając bose nogi pod wełniak.<br />
{{tab}}Ale i Jasio był zmieszany, rozglądał się jakoś bezradnie dokoła.<br />
{{tab}}Pusto było na polach, lipeckie dachy i sady wynosiły się ze zbóż, jakoby wyspy dalekie, wiater ździebko przegarniał kłosami, pachniało rozgrzaną macierzanką i żytem, jakiś ptak przeleciał nad nimi.<br />
{{tab}}— Strasznie dzisiaj gorąco! — zauważył, aby jeno zacząć.<br />
{{tab}}— I wczoraj przypiekało niezgorzej! — chycił ją za gardziel jakiś radosny lęk, że ledwie mogła przemówić.<br />
{{tab}}— Lada dzień zaczną się żniwa.<br />
{{tab}}— Pewnie... juści... — przytwierdzała, wlepiając w niego ciężkie oczy.<br />
{{tab}}Uśmiechnął się i spróbował mówić swobodnie, prawie żartem:<br />
{{tab}}— Jagusia to co dzień ładniejsza...<br />
{{tab}}— Kaj mi tam do ładności! — stanęła w ponsach, pociemniałe oczy buchnęły płomieniami, a wargi zadrgały w przytajonym prześmiechu radości.<br />
{{tab}}— I naprawdę Jagusia nie chce iść zamąż?<br />
{{tab}}— Ani mi się śni, abo mi to źle samej!<br />
{{tab}}— I żaden się wam nie podoba, co? — nabierał coraz więcej śmiałości.<br />
{{tab}}— Żaden, nie, żaden! — trzęsła głową, patrząc w niego rozmarzonemi słodko oczami. Nachylił się i zajrzał głęboko w te modre przepaście; modlitwę miała <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_291" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/291"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/291|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/291{{!}}{{#if:291|291|Ξ}}]]|291}}'''<nowiki>]</nowiki></span>w spojrzeniu, najgłębszą i najsłodszą i najdufniejszą, żarliwy krzyk serca, rwący się w czas podniesienia. Dusza się w niej trzepotała, kiej te skry słońca nad polami, kiej ptak rozśpiewany wysoko nad ziemią.<br />
{{tab}}Cofnął się jakoś dziwnie niespokojnie, przetarł oczy i wstał.<br />
{{tab}}— Muszę już iść do domu! — skinął głową na pożegnanie i poszedł szeroką miedzą ku wsi, czytając kiej niekiej książkę, to błądząc oczami, ale w jakiś czas obejrzał się i przystanął.<br />
{{tab}}Jagusia szła za nim o parę kroków.<br />
{{tab}}— Bo i mnie tędy najbliżej — tłumaczyła się jakoś spłoszona.<br />
{{tab}}— To pójdźmy razem — mruknął, niebardzo rad z towarzystwa, wlepił oczy w książkę i, zwolna idąc, czytał se półgłosem.<br />
{{tab}}— O czem to napisane? — spytała lękliwie, zazierając w karty.<br />
{{tab}}— Jak chcecie, to wam trochę poczytam.<br />
{{tab}}Że akuratnie niedaleczko miedzy stało rozłożyste drzewo, to przysiadł w cieniu i zaczął czytać, Jagusia kucnęła naprzeciw i, wsparłszy brodę na pięści, zasłuchała się całą duszą, nie spuszczając z niego oczów.<br />
{{tab}}— Jakże się wam podoba? — rzucił po chwili, unosząc głowę.<br />
{{tab}}Sczerwieniła się i, uciekając z oczami, bąknęła wstydliwie:<br />
{{tab}}— Bo ja wiem... To nie o królach historja, co?<br />
{{tab}}Jeno się skrzywił i wziął znowu czytać, ale już wolno, wyraźnie i słowo po słowie: o polach i zbożach <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_292" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/292"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/292|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/292{{!}}{{#if:292|292|Ξ}}]]|292}}'''<nowiki>]</nowiki></span>czytał, o jakimś dworze, stojącym we brzozowym gaju, jakby o dziedzicowym synu, któren do dom wrócił, i o dworskiej panience, co siedziała se z dziećmi na ogrodzie... A wszyćko było utrafione do wiersza, rychtyg, kieby w tych pobożnych śpiewaniach, jakby je kto wypominał z ambony, że nieraz chciało się jej westchnąć, przeżegnać i zapłakać, tak szło do serca.<br />
{{tab}}Ale strasznie gorąco było w tem zaciszu, kaj siedzieli, kręgiem stała gęsta ściana żyta, przepleciona modrakiem, wyczką i pachnącym powojem, że ani jeden powiew nie przechładzał, a jeno w tej upalnej cichości sypał się niekiedy chrzęst obwisłych kłosów, czasem wróble zaćwierkały wśród gałęzi, bzyknęła przelatująca pszczoła i dzwonił Jasiowy głos, wezbrany dziwną słodyczą, lecz Jagusia, chociaż wpatrzona była w niego, jakby w ten obraz najśliczniejszy, i nie straciła ani jednego słowa, kiwnęła się raz i drugi, bo ją rozbierało gorąco i morzył śpik, że ledwie już mogła wytrzymać.<br />
{{tab}}Na szczęście, przerwał czytanie i zajrzał jej głęboko w oczy.<br />
{{tab}}— Prawda, jakie śliczne, co?<br />
{{tab}}— Juści, co śliczności... jakbym tego kazania słuchała.<br />
{{tab}}Jaże oczy mu rozbłysły, a na twarz wystąpiły kolory, gdy zaczął rozpowiadać, czytając raz jeszcze te miejsca, kaj było o polach i lasach, ale mu przerwała:<br />
{{tab}}— Przeciek i dziecko wie, co w borach rosną drzewa, w rzekach jest woda i sieją na polach, to poco ta drukować o tym wszyćkiem?...<br />
{{tab}}Jasio aż się cofnął ze zdumienia.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_293" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/293"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/293|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/293{{!}}{{#if:293|293|Ξ}}]]|293}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Mnie to się jeno spodobają takie historje o królach, o smokach, albo i o strachach, co to, jak się o nich słucha, to jaże mrówki człowieka obłażą i jakby zarzewia nasuł do piersi. Jak Rocho nieraz powiedają takie historje, tobym go słuchała dzień i noc. A czy pan Jasio ma o tem książki?<br />
{{tab}}— A któżby czytał takie bajdy! — buchnął wzgardliwie, głęboko zgorszony.<br />
{{tab}}— Bajdy! Hale, przeciek Rocho czytał o tem i z drukowanego.<br />
{{tab}}— Głupstwa wam czytał i same cygaństwa!<br />
{{tab}}— Jakże, toby se ino la cygaństwa umyślali takie cudeńka?...<br />
{{tab}}— A tak, wszystko bajki a zmyślenia.<br />
{{tab}}— To nieprawda i o południcach i o smokach? — pytała coraz żałośniej.<br />
{{tab}}— Nieprawda, mówię wam przecież! — odpowiadał zniecierpliwiony.<br />
{{tab}}— To i o tem też nieprawda, jakto Pan Jezus wędrował ze świętym Piotrem, co?...<br />
{{tab}}Nie zdążył odrzec, bo nagle jakby wyrosła z pod ziemi Kozłowa i, stając przy nich, patrzała naśmiechliwemi ślepiami.<br />
{{tab}}— A to pana Jasia szukają po całej wsi — rzekła słodziuśko.<br />
{{tab}}— Cóż się tam stało?<br />
{{tab}}— Jaże trzy bryki ziandarów przyjechało na plebanję.<br />
{{tab}}Zerwał się niespokojnie i poleciał prawie w dyrdy.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_294" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/294"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/294|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/294{{!}}{{#if:294|294|Ξ}}]]|294}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="r09"/>{{tab}}Jagusia też poszła ku wsi, ale dziwnie czegoś markotna.<br />
{{tab}}— Pewnikiem przerwałam waju pacierze, co? — syknęła Kozłowa, idąc pobok.<br />
{{tab}}— Zaśby ta pacierze! Czytał mi z książki takie historje, ułożone do wiersza.<br />
{{tab}}— Cie... a ja miarkowałam całkiem co drugiego. Organiścina pchnęła me go szukać... lecę w tę stronę, rozglądam się... pusto... tknęło me cosik, by zajrzeć pod gruszkę... patrzę... siedzą se jakieś turkaweczki... gaworzą... Juści, miejsce sposobne... zdala od ludzkich oczów... juści...<br />
{{tab}}— Żeby wam ten paskudny ozór pokręciło — buchnęła, wyrywając się naprzód.<br />
{{tab}}— I będzie cie miał kto rozgrzeszyć! — krzyknęła za nią urągliwie.<br /><br />{{---|50}}<br /><section end="r09"/>
<section begin="r10"/>{{c|X.}}<br />
{{tab}}Jagusia zaraz na wstępie pomiarkowała, że na wsi dzieje się cosik ważnego, psy jakoś zajadlej naszczekiwały w obejściach, dzieci kryły się po sadach, wyzierając jeno z za drzew i płotów, ludzie już ściągali z pól, chociaż słońce było jeszcze wysoko, gdzieś znów zbierały się rajcujące cicho kobiety, a na wszystkich twarzach widniał srogi niepokój, i wszystkie oczy pełne były lęku i oczekiwań.<br />
{{tab}}— Co się to wyrabia? — spytała Balcerkówny, wyglądającej z za węgła.<br /><section end="r10"/> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_295" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/295"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/295|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/295{{!}}{{#if:295|295|Ξ}}]]|295}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Nie wiem, toć pono wojsko idzie od boru.<br />
{{tab}}— Jezus, Marja! wojsko! — nogi się pod nią ugięły ze strachu.<br />
{{tab}}— A Kłębiak co ino mówił, że kozaki ciągną od Woli — dorzuciła lecąca kajś Pryczkówna.<br />
{{tab}}Jagusia przyśpieszyła kroku, w niemałej już trwodze dopadając chałupy, matka siedziała w progu z kądzielą, a przy niej parę rozgadanych kobiet.<br />
{{tab}}— Widziałam, jak was, siedzą w ganku, a starsze u proboszcza na pokojach.<br />
{{tab}}— A po wójta posłali Michała organistów.<br />
{{tab}}— Po wójta! Moiściewy, to nie przelewki. Ho, ho, wyjdą z tego historje, wyjdą...<br />
{{tab}}— A może jeno przyjechały ściągać podatki.<br />
{{tab}}— Hale, toby jaże w tyla narodu przyjeżdżały, co? Musi być co drugiego.<br />
{{tab}}— Pewnie, ale nic dobrego z tego nie wyjdzie, obaczycie, spomnicie moje słowa.<br />
{{tab}}— To ja wam rzeknę, po co przyjechały — zaczęła Jagustynka, przystępując do nich.<br />
{{tab}}Zbiły się w kupę i, kiej gęsi, powyciągały szyje, nasłuchując z chciwością.<br />
{{tab}}— A to będą was zapisywały do wojska — zaśmiała się skrzekliwie, ale żadna nie zawtórzyła, tylko Dominikowa rzekła z przekąsem:<br />
{{tab}}— Cięgiem się was trzymają psie figle.<br />
{{tab}}— A bo z igły robita widły! Wszystkie dziw zębów nie pogubią ze strachu, a każdaby rada jakiej przygodzie. Wielka mi rzecz ziandary.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_296" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/296"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/296|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/296{{!}}{{#if:296|296|Ξ}}]]|296}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Płoszkowa wtoczyła swój spaśny kałdun w opłotki i dalejże rozpowiadać, jakto ją zaraz cosik tknęło, kiej dojrzała bryki, jakto...<br />
{{tab}}— Cichojta! Ano Grzela z wójtem lecą na plebanję.<br />
{{tab}}Poniesły oczy na drugą stronę stawu, przeprowadzając idących.<br />
{{tab}}— Cie, to i Grzelę wołają.<br />
{{tab}}Ale nie zgadły, bo Grzela puścił brata naprzód, a sam obejrzał bryki, stojące przed plebanją, wypytał furmanów, przyjrzał się żandarmom, siedzącym w ganku, i jakoś mocno zaniepokojony poleciał do Mateusza, zajętego przy Stachowej chałupie; właśnie był siedział okrakiem na zrębie, zacinając łuzy la osadzenia krokwi.<br />
{{tab}}— Nie odjechały jeszcze? — pytał, nie przestając rąbać.<br />
{{tab}}— A nie, to jeno bieda, że niewiada, poco przyjechały.<br />
{{tab}}— I w tem się cosik tai niedobrego! — zająkał stary Bylica.<br />
{{tab}}— A może o zebranie! Naczelnik się wygrażał, a strażniki już się tu i owdzie przewiadywały, kto Lipce buntuje — rzekł Mateusz, zesuwając się na ziemię.<br />
{{tab}}— Toby rychtyg wypadało, że przyjechały po mnie! — szepnął Grzela, rozglądając się niespokojnie, przybladł i ciężko robił piersiami.<br />
{{tab}}— A mnie się widzi, co prędzejby po Rocha! — zauważył Stacho.<br />
{{tab}}— Prawda, przeciek się już o niego przepytywali! Że mi to nawet w myślach nie postało! — odetchnął z ulgą, lecz, srodze zatroskany o niego, rzekł smutnie:<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_297" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/297"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/297|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/297{{!}}{{#if:297|297|Ξ}}]]|297}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Ani chybi, że jeśli mają kogo wziąć, to tylko Rocha!<br />
{{tab}}— Jakże, możemy go to dać, co? Rodzonego ojca, co? — krzyczał Mateusz.<br />
{{tab}}— Hale, niesposób się im przeciwić, ani mowy o tem...<br />
{{tab}}— Niechby się kaj schował, trza go przestrzec, juści... — jąkał Bylica.<br />
{{tab}}— A może to co drugiego, może to z wójtem sprawa... — wtrącił nieśmiało Stacho.<br />
{{tab}}— Na wszelki przypadek lecę go przestrzec! — zawołał Grzela i buchnął we zboża, przebierając się ogrodami do Borynów.<br />
{{tab}}Antek siedział w ganku, nakuwając sierpy na kowadełku, i porwał się strwożony, dowiedziawszy się, o co idzie.<br />
{{tab}}— Właśnie, co jeno przyszli. Rochu, a chodźcie-no do nas! — krzyknął.<br />
{{tab}}— Co się stało? — pytał stary, wyściubiając głowę przez okno, ale, nim mu rzekli, przyleciał, srodze zaziajany, Michał organistów.<br />
{{tab}}— Wiecie, a to do was, Antoni, walą żandarmy! Już są nad stawem...<br />
{{tab}}— To po mnie! — jęknął Rocho, zwieszając smutnie głowę.<br />
{{tab}}— Jezus, Marja! — krzyknęła Hanka, stając w progu, i uderzyła w płacz.<br />
{{tab}}— Cicho! Trza zaradzić jakoś! — szeptał Antek, tężąc myślą.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_298" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/298"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/298|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/298{{!}}{{#if:298|298|Ξ}}]]|298}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Skrzyknę wieś i nie damy was, Rochu! — srożył się Michał, wyłamując sielną gałąź i groźnie tocząc oczami.<br />
{{tab}}— Nie bajdurz! Rochu, za bróg i w żyta, prędzej ino! Przywarujcie kaj w bróździe, póki was nie zawołam. A chybko, by nie nadeszli...<br />
{{tab}}Rocho zakręcił się po izbie, cisnął jakieś papiery Jóźce, leżącej na łóżku i zaszeptał:<br />
{{tab}}— Schowaj pod siebie, a nie wydaj!<br />
{{tab}}I jak był, bez czapki a kapoty, rzucił się w sad i przepadł, jak kamień we wodzie, że jeno kajś za brogiem zaruchało się żyto.<br />
{{tab}}— Odejdź, Grzela! Hanka, do swojej roboty! Uciekaj, Michał, i ani mrumru! — rozkazywał Antek, zasiadając do przerwanej roboty, i jął znowu nacinać sierp tak równiuśko i spokojnie, jak przódzi, tylko, że co trochę podnosił ostrze pod światło, a strzygł ślepiami na wszystkie strony, gdyż naszczekiwania psów były coraz bliższe, i wnet rozległy się ciężkie stąpania, brzęki pałaszów i rozmowy...<br />
{{tab}}Zatłukło mu serce, i zadygotały ręce, ale ciął równo, akuratnie, raz za razem, nie odrywając oczów, aż dopiero kiej przed nim stanęli.<br />
{{tab}}— Rocho doma? — pytał wójt, wielce zalękniony.<br />
{{tab}}Antek obrzucił spojrzeniem całą kupę i odrzekł wolno:<br />
{{tab}}— Musi być na wsi, bo nie widziałem go od rana.<br />
{{tab}}— Otworzyć! — rozkazał grzmiąco jakiś starszy.<br />
{{tab}}— Przeciek wywarte! — odburknął Antek, dźwigając się z ławy.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_299" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/299"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/299|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/299{{!}}{{#if:299|299|Ξ}}]]|299}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Urzędnik wraz z żandarmami wszedł do chałupy, zaś strażnicy rozlecieli się pilnować sadu i obejścia.<br />
{{tab}}Na drodze zebrało się już z pół wsi, przyglądając się w milczeniu, jak przetrząsali dom, kieby kopę siana. Antek musiał im wszystko pokazywać i otwierać, a Hanka siedziała pod oknem z dzieckiem przy piersi.<br />
{{tab}}Juści, co szukali na darmo, ale tak penetrowali wszędy, nie przepuszczając zgoła niczemu, że nawet któryś zajrzał pod łóżka.<br />
{{tab}}— A siedzi tam i właśnie czeka na waju! — mruknęła.<br />
{{tab}}Starszy dojrzał na stole jakieś książeczki, przyciśnięte pasyjką, skoczył do nich, kiej ryś i jął je pilnie przeglądać.<br />
{{tab}}— Skąd je macie?<br />
{{tab}}— Musi być, co Rocho je położył, to se i leżą.<br />
{{tab}}— Borynowa niegramotna! — tłumaczył wójt.<br />
{{tab}}— Kto z was umie czytać?<br />
{{tab}}— A żadne, tak nas uczyli we szkole, że tera nikto nie rozbierze nawet na książce do nabożeństwa! — odpowiedział Antek.<br />
{{tab}}Starszy oddał książeczki drugiemu i ruszył na drugą stronę domu.<br />
{{tab}}— Cóżto, chora? — podszedł nieco do Jóźki.<br />
{{tab}}— A juści, już od paru niedziel leży na ospę.<br />
{{tab}}Urzędnik śpiesznie cofnął się do sieni.<br />
{{tab}}— To w tej izbie mieszkał? — wypytywał wójta.<br />
{{tab}}— I w tej i kaj mu popadło, zwyczajnie, jak dziad.<br />
{{tab}}Przejrzeli wszystkie kąty, szukając nawet za obrazami; Jóźka chodziła za nimi rozpalonemi oczami, a tak <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_300" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/300"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/300|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/300{{!}}{{#if:300|300|Ξ}}]]|300}}'''<nowiki>]</nowiki></span>rozdygotana ze strachu, że, gdy któryś zbliżył się do niej, zaskrzeczała nieprzytomnie:<br />
{{tab}}— Schowałam go pewnie pod siebie, co? Szukajcie!..<br />
{{tab}}A kiedy skończyli, Antek przystąpił do starszego i, kłaniając mu się w pas, zapytał pokornym głosem:<br />
{{tab}}— Dopraszam się, czy to Rocho zrobił jakie złodziejstwo?...<br />
{{tab}}Urzędnik zajrzał mu jakoś zbliska w twarz i rzekł z naciskiem:<br />
{{tab}}— A wyda się, że go ukrywasz, to już razem powędrujecie, słyszysz!..<br />
{{tab}}— Dyć słyszę, jeno nie poredzę wymiarkować, o co sprawa! — podrapał się frasobliwie, urzędnik spojrzał ostro i poniósł się na wieś.<br />
{{tab}}Chodzili jeszcze po różnych chałupach, zaglądali tu i owdzie, przepytując kogo się jeno dało, że już słońce zaszło, i drogi zapchały się stadami, pędzonemi z pastwisk, gdy odjechali, nic nie wskórawszy.<br />
{{tab}}Wieś odetchnęła, i naraz przemówili wszyscy, każden bowiem rozpowiadał, jak to szukali u Kłębów, jak u Grzeli, jak u Mateusza, i każden widział najlepiej i najmniej się bojał i najbarzej im dopiekał.<br />
{{tab}}Jaż Antek, kiedy już ostali sami, rzekł cicho do Hanki:<br />
{{tab}}— Sprawa widzę, taka, co już niesposób trzymać go w chałupie.<br />
{{tab}}— Jakże, wypędzisz go! taki święty człowiek, taki dobrodziej!<br />
{{tab}}— A żeby to wciórności! — zaklął, nie wiedząc już, co począć, szczęściem, iż pokrótce przyleciał Grzela <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_301" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/301"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/301|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/301{{!}}{{#if:301|301|Ξ}}]]|301}}'''<nowiki>]</nowiki></span>z Mateuszem i, żeby cosik pewnego uradzić, zamknęli się w stodole, gdyż do chałupy cięgiem ktoś wpadał na wywiady.<br />
{{tab}}Mrok już docna przysłonił świat, Hanka podoiła krowy i Pietrek przyjechał z boru, kiej dopiero wyszli; Antek wziął zaraz rychtować brykę, zaś Grzela z Mateuszem, la zamydlenia oczów, poszli szukać Rocha po chałupach.<br />
{{tab}}Dziwowali się temu, boć każden byłby przysiągł, jako siedzi schowany kajś u Boryny.<br />
{{tab}}— Zaraz po obiedzie gdziesik się zapodział i ani słychu! — rozgłaszali przyjaciele.<br />
{{tab}}— Ma szczęście, jużby se ano w dybkach wędrował!<br />
{{tab}}I wmig się rozniesło, jak chcieli, że Rocha już od południa niema we wsi.<br />
{{tab}}— Przewąchał i zwiał, kaj pieprz rośnie! — pogadywali radzi.<br />
{{tab}}— Niech jeno nie powraca więcej, nic ta po nim! — rzekł stary Płoszka.<br />
{{tab}}— Przeszkadza wama? A może was ukrzywdził, co? — zawarczał Mateusz.<br />
{{tab}}— A mało to narobił mątu? Mało to was nabuntował? Jeszczek przez niego cała wieś ucierpi...<br />
{{tab}}— To go złapcie i wydajcie!<br />
{{tab}}— Żebyśta mieli rozum, toby go już dawno mieli...<br />
{{tab}}Sklął go Mateusz i chciał pobić, ledwie ich rozdzielili, więc jeno mu nawytrząchał pięścią, nasobaczył i odszedł, a że już było docna pociemniało na świecie, to i naród porozchodził się po chałupach.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_302" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/302"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/302|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/302{{!}}{{#if:302|302|Ξ}}]]|302}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Na to właśnie czekał Antek, bo, skoro jeno drogi opustoszały i ludzie zasiedli przed wieczerzami, a po wsi rozwiały się zapachy smażonej słoniny, skrzyboty łyżek i ciche pogwary przy miskach, przyprowadził Rocha na Józiną stronę, nie pozwalając rozniecać ognia.<br />
{{tab}}Stary przegryzł naprędce coś niecoś, pozbierał, co miał swojego, i jął się żegnać z kobietami. Hanka padła mu do nóg, a Jóźka buchnęła skomlącym, rzewliwym płaczem.<br />
{{tab}}— Zostańcie z Bogiem, może się jeszcze zobaczymy! — szeptał łzawo, przyciskając je do piersi, a całując po głowinach, kiej ten ociec rodzony, ale, że Antek przynaglał, to, pobłogosławiwszy jeszcze dzieciom i domowi, przeżegnał się i ruszył do przełazu pod bróg.<br />
{{tab}}— Konie zaczekają u Szymka na Podlesiu, a Mateusz was powiezie.<br />
{{tab}}— Muszę jeszcze zajrzeć do kogoś na wsi... Gdzie się spotkamy?...<br />
{{tab}}— Przy figurze pod borem, zarno tam pociągniemy...<br />
{{tab}}— A dobrze, bo z Grzelą mam jeszcze dużo do pomówienia.<br />
{{tab}}I przepadł w mrokach, że nawet kroków nie było słychać.<br />
{{tab}}Antek zaprzągł konie, włożył w brykę jakąś ćwiartkę żyta i worek ziemniaków, pogadał cosik długo z Witkiem na stronie i rzekł głośno:<br />
{{tab}}— Witek, zaprowadź konie do Szymka na Podlesie i wracaj! Rozumiesz?<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_303" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/303"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/303|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/303{{!}}{{#if:303|303|Ξ}}]]|303}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Chłopak jeno błysnął ślepiami, dorwał się koni i ruszył z kopyta tak ostro, jaże Antek za nim krzyknął:<br />
{{tab}}— Wolniej, bo mi, jucho, szkapy zamordujesz!<br />
{{tab}}Tymczasem zaś Rocho przebrał się chyłkiem do Dominikowej, kaj miał jakieś rzeczy, i zamknął się w alkierzu.<br />
{{tab}}Jędrzych pilnował na drodze, Jagusia cięgiem wyzierała w opłotki, a stara, siedząc w izbie, nasłuchiwała niespokojnie.<br />
{{tab}}Wyszło dobre parę pacierzów, nim wyszedł, pogadał jeszcze na stronie z Dominikową i, zarzuciwszy toboł na plecy, chciał iść, ale Jagusia naparła się ponieść za nim choćby do boru. Nie sprzeciwiał się temu i, pożegnawszy starą, ruszyli przez sad na pola.<br />
{{tab}}Szli miedzami zwolna, ostrożnie i w milczeniu.<br />
{{tab}}Noc była widna i sielnie roziskrzona gwiazdami, pośpione ziemie leżały w cichościach, tylko kajś na wsi ujadał pies...<br />
{{tab}}Dosięgali już borów, gdy Rocho przystanął i wziął ją za rękę.<br />
{{tab}}— Jaguś! — szepnął dobrotliwie — posłuchaj mnie uważnie.<br />
{{tab}}Słuchała pilnie, rozdygotana jakiemś złem przeczuciem.<br />
{{tab}}Prawił, kieby ksiądz na spowiedzi, wypominając jej Antka, wójta i już najbarzej Jasia! Prosił i zaklinał na wszystkie świętości, by się opamiętała i zaczęła żyć inaczej!<br />
{{tab}}Odwróciła zesromaną twarz, oblały ją palące ognie wstydu, a serce spięło się męką, ale, kiej spomniał Jasia, podniesła hardo głowę.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_304" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/304"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/304|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/304{{!}}{{#if:304|304|Ξ}}]]|304}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A cóż to złego z nim wyrabiam, co?<br />
{{tab}}Jął wywodzić po swojemu, a przedstawiać łagodnie, na jakie to pokusy się dają i do jakiego to grzechu i zgorszenia może ich zły doprowadzić...<br />
{{tab}}Nie słuchała, wzdychając jeno i niesąc się myślami do Jasia, że już same wargi lśniące i nabrane krwią szeptały słodko, gorąco i zapamiętale:<br />
{{tab}}— Jasiu! Jasiu! — A rozjarzone oczy rwały się gdziesik, kieby ptaki radośnie rozśpiewane, i krążyły nad jego głową najmilejszą...<br />
{{tab}}— Dyćbym poszła za nim we wszystek świat! — wyrwało się jej bezwolnie, że Rocho zadrżał, spojrzał w jej oczy, szeroko otwarte, i zamilkł.<br />
{{tab}}Na skraju boru pod krzyżem zabielały jakby kapoty.<br />
{{tab}}— Kto tam? — wstrzymał się niespokojnie.<br />
{{tab}}— Jesteśma! Swoi!<br />
{{tab}}— Nogi mi się już plączą, że odpocznę nieco — rzekł, rozsiadając między nimi. Jagusia zwaliła toboł i przysiadła nieco zboku, pod krzyżem, w głębokim cieniu brzóz.<br />
{{tab}}— Żebyście ino nie mieli jakich nowych kłopotów...<br />
{{tab}}— I... gorsze, że ano idziecie już od nas! — powiedział Antek.<br />
{{tab}}— Być może, iż kiedyś powrócę, być może!...<br />
{{tab}}— Psiekrwie, żeby człowieka gonić, jak tego psa zepsutego! — buchnął Mateusz.<br />
{{tab}}— I za co, mój Boże, za co? — jęknął Grzela.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_305" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/305"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/305|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/305{{!}}{{#if:305|305|Ξ}}]]|305}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Że chcę prawdy i sprawiedliwości la narodu! — ozwał się uroczyście.<br />
{{tab}}— Każdemu jest na świecie źle, ale już najgorzej sprawiedliwemu.<br />
{{tab}}— Nie martw się, Grzela, przemieni się jeszcze na dobre, przemieni...<br />
{{tab}}— Tak se i miarkuję, bo ciężkoby pomyśleć, że wszystkie zabiegi na darmo.<br />
{{tab}}— Czekaj tatka latka, jak kobyłę wilcy zjedzą! — westchnął Antek, wpatrzony w cienie, kaj mu bielała Jagusina gębusia.<br />
{{tab}}— Powiadam wam, że kto chwasty wyrywa i posiewa dobrem ziarnem, ten zbierał będzie w czas żniwny!<br />
{{tab}}— A jak nie obrodzi? Przeciek i to się przygodzi, nie?<br />
{{tab}}— Tak, ale każdy sieje z wiarą, że w dwójnasób mu zaplonuje.<br />
{{tab}}— Juści, chciałby się to kto mozolić na darmo!<br />
{{tab}}Zadumali się głęboko nad temi rzeczami.<br />
{{tab}}Wiater powiał, zaszeleściły nad nimi brzozy, zaszumiał głucho bór i polami poszedł chrzęstliwy szmer zbóż. Księżyc wypłynął i leciał po niebie, jakby ulicą białych chmur, postożonych rzędami, drzewa rzuciły cienie, przesiane światłem, lelki cichym, krętym lotem przewijały się nad ich głowami, a jakiś smutek przejmował serca.<br />
{{tab}}Jagusia zapłakała cichuśko, niewiadomo laczego.<br />
{{tab}}— Co ci to, co? — pytał dobrotliwie Rocho, gładząc ją po głowie.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_306" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/306"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/306|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/306{{!}}{{#if:306|306|Ξ}}]]|306}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A bo to wiem, markotno mi jakoś...<br />
{{tab}}Ale i wszystkim było markotno, i jakaś żałość rozpierała dusze, że siedzieli osowiali, powiędłemi oczami ogarniając Rocha, któren się im teraz widział, kiej ten święty Pański. Siedział pod krzyżem, z którego ciężko obwisły Chrystus jakby błogosławił okrwawionemi ręcami jego siwej, umęczonej głowie, on zaś jął mówić głosem pełnym dufności:<br />
{{tab}}— A o mnie się nie trwóżcie, kruszynam tylko, jedno źdźbło z bujnego pola, wezmą mię i zagubią, to i cóż, kiedy takich zostanie jeszcze wiela, i każden tak samo gotów dać żywot dla sprawy... A przyjdzie pora, że jawi się ich tysiące, przyjdą z miast, przyjdą z chałup, przyjdą ze dworów i tym ciągiem nieprzerwanym położą głowy swoje, dadzą krew swoją i padną jeden za drugim, stożąc się, jak te kamienie, aż póki się z nich nie wyniesie ów święty, utęskniony kościół... A mówię wam, że stanie i trwał będzie po wiek wieków i już go żadna zła moc nie przezwycięży, bo wyrośnie z ochfiarnej krwie i miłowania...<br />
{{tab}}I opowiadał szeroko, jak to ni jedna kropla krwi, ni łza jedna, ni żaden wysiłek nie przepada na darmo, jak to ciągiem, kieby te zboża na ziemi nawożonej, rodzą się nowe brońce, nowe siły, nowe ochfiary, aż nadejdzie ów dzień święty, dzień zmartwychwstania, dzień prawdy i sprawiedliwości la całego narodu...<br />
{{tab}}Mówił gorąco, a chwilami tak górnie, że nie sposób było wyrozumieć wszystkiego, ale przejął ich święty ogień, serca sprężyły się uniesieniem i taką wiarą, mocą i pragnieniem, jaże Antek zawołał:<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_307" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/307"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/307|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/307{{!}}{{#if:307|307|Ξ}}]]|307}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Jezu... prowadźcie jeno... a choćby na śmierć pódę, pódę...<br />
{{tab}}— Wszystkie pójdziemy, a co stanie na zawadzie — stratujem!<br />
{{tab}}— A kto się nam sprzeciwi, kto nas przemoże? Niech jeno spróbuje...<br />
{{tab}}Wybuchnęli jeden po drugim, a coraz zapamiętalej, aż musiał ich przyciszać i, przysunąwszy się jeszcze bliżej, zaczął nauczać, jaki to będzie ów dzień upragniony i co im trzeba robić, aby go przyśpieszyć...<br />
{{tab}}Mówił tak ważkie i zgoła niespodziane rzeczy, że słuchali z zapartym tchem, z trwogą i radością zarazem, przyjmując każde jego słowo z dreszczem wiary serdecznej, jakoby tę komunję przenajświętszą... Niebo im bowiem otwierał, raje pokazywał, że dusze im poklękały w zachwyceniu, oczy widziały cudności niewypowiedziane, a serca się pasły janielskim, przesłodkiem śpiewaniem nadziei...<br />
{{tab}}— We waszej to mocy, aby się tak stało! — zakończył, niemało już utrudzony. Księżyc schował się za chmurę, poszarzało niebo i zmętniały pola, bór cosik zagadał zcicha, i trwożnie zachrzęściły zboża, i kajś od wsi dalekich niesły się psie naszczekiwania, oni zaś siedzieli niemi, dziwnie cisi, jeszcze zasłuchani, a jakby opici jego słowami i tak jakoś uroczyści, jakby po wielkiej przysiędze.<br />
{{tab}}— Czas mi już odejść! — rzekł, powstając, i brał każdego w ramiona, ściskał i całował na pożegnanie. Dziw się nie popłakali z żalu, on zaś przyklęknął, {{pp|od|mówił}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_308" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/308"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/308|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/308{{!}}{{#if:308|308|Ξ}}]]|308}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|od|mówił}} krótką modlitwę, padł na twarz i zapłakał, obejmując ziemię rękami, kieby tę mać, żegnaną na zawsze.<br />
{{tab}}Jagusia jaże się zaniesła szlochaniem, chłopy ukradkiem wycierali oczy.<br />
{{tab}}I zaraz się rozeszli.<br />
{{tab}}Do wsi wracał tylko Antek z Jagusią, tamci zaś przepadli kajś pod borem.<br />
{{tab}}— A nie mówże przed nikim o tem, coś słyszała! — rzekł po długiej chwili.<br />
{{tab}}— Czy to ja latam z nowinami po chałupach! — warknęła gniewnie.<br />
{{tab}}— A już niech Bóg broni, żeby się wójt dowiedział — upominał surowo.<br />
{{tab}}Nie odrzekła, przyśpieszając jeno kroku, ale nie dał się wyprzedzić, trzymał się pobok, zazierając raz po raz w jej twarz zapłakaną i gniewną...<br />
{{tab}}Księżyc znowu zaświecił i wisiał prosto nad drogą, że szli jakoby tą srebrzystą miedzą, obrzeżoną pokrętnemi cieniami drzew, naraz zadrgało mu serce, tęsknica wyciągnęła nienasycone ramiona, przysunął się ździebko, bliżej, tak blisko, że jeno sięgnąć ręką i przyciągnąć ją do siebie, ale nie sięgnął, zbrakło mu bowiem śmiałości, i powstrzymywało jej zawzięte, wzgardliwe milczenie, więc jeno rzekł z przekąsem:<br />
{{tab}}— Tak lecisz, jakbyś chciała uciec przede mną...<br />
{{tab}}— A bo prawda! Obaczy nas kto i gotowe nowe plotki.<br />
{{tab}}— Albo ci śpieszno do kogo drugiego!<br />
{{tab}}— Juści, abo mi to nie wolno! Abom to nie wdowa!<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_309" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/309"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/309|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/309{{!}}{{#if:309|309|Ξ}}]]|309}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="r10"/>{{tab}}— Widzę, co niedarmo powiadają, że kierujesz się na księżą gospodynię...<br />
{{tab}}Porwała się jak wicher, i łzy potrzęsły się jej z oczów rzęsistemi, palącemi strugami.<br /><br />{{---|50}}<br /><section end="r10"/>
<section begin="r11"/>{{c|XI.}}<br />
{{tab}}Już stronami, na piaskach i lżejszych gruntach wychodzono ze sierpem, już nawet kaj niekaj po wyżniach błyskały kosy, ale we wsiach, gdzie były mocniejsze ziemie, dopiero imano się przygotowań, i żniwa leda dzień miały się rozpoczynać.<br />
{{tab}}Więc i w Lipcach, jakoś w parę dni po ucieczce Rocha, jęto się ostro sposobić do żniwa, rychtowano nagwałt drabiny i moczono we stawie wozy co barzej rozeschnięte, oprzątano stodoły, że już stojały wywarte naprzestrzał, gdzie w cieniach sadów wykręcano powrósła, zaś prawie pod każdą chałupą brząkały rozklepywane kosy, kobiety zwijały się przy pieczeniu chlebów i sposobieniu zapasów, a z tego wszystkiego zrobiło się tylachna skrzętu i rwetesów, że wieś wyglądała jakby przed jakiemś wielkiem świętem.<br />
{{tab}}A że przytem zjechało się z drugich wsi sporo narodu, to na drogach i pod młynem wrzało, kieby na jarmarku, głównie bowiem ściągali ze zbożem do mielenia, ale, jakby na utrapienie, tak mało było wody, że robił tylko jeden ganek, a i to zaledwie się ruchając czekali jednak cierpliwie swojej kolei, boć każden chciał zemleć jeszcze na żniwa.<br /><section end="r11"/> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_310" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/310"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/310|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/310{{!}}{{#if:310|310|Ξ}}]]|310}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Niemało też cisnęło się do młynarzowego domu kupować mąkę, kasze przeróżne, a nawet i po chleb gotowy.<br />
{{tab}}Młynarz leżał chory, ale snadź nic się nie działo bez jego przyzwoleństwa, gdyż krzyknął do żony, siedzącej na dworze, pod wywartem oknem:<br />
{{tab}}— A Rzepeckim nie dawaj ani za grosz, prowadzali swoje krowy do księżego byka, to niechże im proboszcz zaborguje i co innego.<br />
{{tab}}I nie pomogły żadne prośby ni skamlania, na darmo też wstawiała się za biedniejszymi, zaciął się i żadnemu, któren ino wodził krowę na plebanję, nie pozwolił zborgować ani pół kwarty mąki.<br />
{{tab}}— Spodobał im się księży byk, to niech go sobie doją! — wykrzykiwał.<br />
{{tab}}Młynarzowa, też jakoś kwękająca, spłakana i z obwiązaną twarzą, wzruszała ramionami, ale, jak mogła, ukradkiem zborgowała niejednemu.<br />
{{tab}}Nadeszła Kłębowa, prosząc o pół ćwiartki jaglanej kaszy.<br />
{{tab}}— Płacicie zaraz, to bierzcie, ale na bórg nie dam ani ziarnka.<br />
{{tab}}Zafrasowała się wielce, bo juści, że przyszła bez pieniędzy.<br />
{{tab}}— Tomek z nim trzyma za jedno, to niechaj uprosi o kaszę.<br />
{{tab}}Obraziła się i rzekła wyzywająco:<br />
{{tab}}— Juści, co trzyma z księdzem, i trzymał będzie, ale tutaj już więcej jego noga nie postoi.<br />
{{tab}}— Mała szkoda, krótki żal! Spróbujcie mleć gdzie indziej.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_311" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/311"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/311|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/311{{!}}{{#if:311|311|Ξ}}]]|311}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Odeszła wielce skłopotana, bo w domu nie było już ani grosza, lecz, natknąwszy się na kowalową, siedzącą przed zawartą kuźnią, rozżaliła się przed nią i zapłakała na młynarza.<br />
{{tab}}Ale kowalowa ozwała się z prześmiechem:<br />
{{tab}}— To wam jeno rzeknę, co już niedługie to jego panowanie.<br />
{{tab}}— Hale, a któżto da radę takiemu bogaczowi, kto?<br />
{{tab}}— Jak mu wiatrak postawią pod bokiem, to mu i radę dadzą.<br />
{{tab}}Kłębowa jaże oczy wytrzeszczyła ze zdumienia.<br />
{{tab}}— A mój wiatrak postawi. Co ino poszedł z Mateuszem do boru, wybierać drzewo, na Podlesiu będą stawiać kole figury.<br />
{{tab}}— Cie... Michał stawia wiatrak, śmiercibym się prędzej spodziała, no, no. Ale dobrze tak temu zdzierusowi, niech mu kałdun spadnie.<br />
{{tab}}Tak jej ulżyło, że śpieszniej szła ku domowi, ale, dojrzawszy Hankę, pierącą pod chałupą, wstąpiła podzielić się tą niespodzianą nowiną.<br />
{{tab}}Antek majdrował cosik kole woza i, posłyszawszy rozmowę, rzekł:<br />
{{tab}}— Prawdę wam powiedziała Magda, kowal już kupił od dziedzica dwadzieścia morgów na Podlesiu, zaraz przy figurze, i tam wystawi wiatrak! Młynarz się wścieknie ze złości, ale niech mu rura zmięknie! Tak się już wszystkim dał we znaki, że nikto go nie pożałuje.<br />
{{tab}}— Nie wiecie to niczego o Rochu?<br />
{{tab}}— Nic a nic — odwrócił się od niej jakoś śpiesznie.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_312" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/312"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/312|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/312{{!}}{{#if:312|312|Ξ}}]]|312}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— To dziwne, trzeci dzień i niewiada, co się z nim wyrabia.<br />
{{tab}}— Przeciek nieraz już tak bywało, że poszedł kajś, a potem znowu się zjawił.<br />
{{tab}}— Któż to od was idzie do Częstochowy? — zagadnęła Hanka.<br />
{{tab}}— A idzie moja Jewka z Maciusiem. Latoś mało wiela się ze wsi wybiera.<br />
{{tab}}— I ja pójdę, właśnie przepieram na drogę co lżejsze szmaty.<br />
{{tab}}— Ale pono z drugich wsi to sporo się szykuje.<br />
{{tab}}— Sposobną porę se wybrały, na największą robotę — mruknął Antek, ale żonie się nie przeciwił, wiedząc oddawna, na jaką to intencję się ochfiarowała.<br />
{{tab}}Zaczęły se rozpowiadać różnoście, gdy wpadła Jagustynka.<br />
{{tab}}— Wiecie — wrzeszczała — a to może przed godziną przyszedł z wojska Jasiek!<br />
{{tab}}— Tereski chłop! A dyć powiadała, co wraca dopiero na kopania.<br />
{{tab}}— Co inom go widziała, galancie koło niego i okrutnie stęskniony do swoich.<br />
{{tab}}— Dobry był chłop, ale zawzięty. Tereska doma?<br />
{{tab}}— Rwie len u proboszcza i jeszcze nie wie, co ją w domu czeka.<br />
{{tab}}— Znowu zakotłuje się w Lipcach, przeciek mu zarno powiedzą!<br />
{{tab}}Antek słuchał uważnie, gdyż mocno go zajęła nowina, lecz się nie odzywał, zaś Hanka z Kłębową, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_313" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/313"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/313|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/313{{!}}{{#if:313|313|Ξ}}]]|313}}'''<nowiki>]</nowiki></span>szczerze ubolewając nad Tereską, jęły przewidywać najgorsze la niej rzeczy, aż im przerwała Jagustynka:<br />
{{tab}}— Psu na budę taka sprawiedliwość! Hale, pójdzie se taki ciołek na całe roki we świat, kobietę ostawi samą, a potem, jak się niebodze co przygodzi, to gotów ją choćby i zakatrupić! A wszystkie też bij zabij na nią! Kajże to sprawiedliwość! Chłop to se może używać, jak na psiem weselu, i nikto mu zato nie rzeknie nawet marnego słowa. Docna głupie urządzenie na świecie! Jakże, to kobieta nie żywy człowiek, to z drewna wystrugana, czy co? Ale, kiej już musi odpowiadać, to niechże i gach zarówno płaci, przeciek pospólnie grzeszyli. Czemuż to jemu tylko uciecha, a la niej samo płakanie, co?<br />
{{tab}}— Moiściewy, tak już postanowione od wiek wieka, to i ostanie! — szepnęła Kłębowa.<br />
{{tab}}— Ostanie, żeby się naród marnował, a zły cieszył, ale ja tobym postanowiła inaczej: wzion któren cudzą kobietę, to niechże se ją ostawi na zawdy, a nie zechce, bo mu już nowa lepiej zasmakowała, kijem ścierwę i do kreminału!<br />
{{tab}}Antek roześmiał się z jej zapalczywości, skoczyła ku niemu z wrzaskiem.<br />
{{tab}}— La was to ino warte śmiechu, co? Zbóje zapowietrzone, każda wam najmilejsza, póki jej nie dostanieta! A potem jeszcze się przekpiwają!<br />
{{tab}}— Wydzieracie się, jak sroka na pluchę! — rzucił niechętnie.<br />
{{tab}}Poleciała na wieś i przyszła dopiero nad wieczorem, ale srodze spłakana.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_314" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/314"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/314|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/314{{!}}{{#if:314|314|Ξ}}]]|314}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Cóż się to waju przygodziło? — spytała niespokojnie Hanka.<br />
{{tab}}— A co, napiłam się człowieczego bólu i jaże mnie zamgliło — rozpłakała się i jęła mówić przez łzy i szlochania — wiecie, a to Kozłowa wzięła Jaśka pod swoją opiekę i już mu wszyćko wyśpiewała.<br />
{{tab}}— Nie ta, to drugaby mu pedziała, takie rzeczy się nie zagubią.<br />
{{tab}}— Mówię wam, że cosik strasznego wzbiera w ich chałupie! Poleciałam do nich, nie było nikogo. Zaglądam teraz, siedzą oboje i płaczą, na stole porozkładane podarunki, jakie jej przyniósł. Jezu, jaże mróz mnie przejął, jakbym zajrzała do grobu. Nie mówią do się, jeno płaczą. Mateuszowa matka rozpowiedziała mi, jak to było, aże mi włosy powstały na głowie.<br />
{{tab}}— Nie wiecie, wspominał Mateusza? — zagadnął niespokojnie Antek.<br />
{{tab}}— Pomstuje na niego, że niech Bóg broni! Jasiek mu tego nie przepuści, nie!<br />
{{tab}}— Nie bójcie się, Mateusz go skamlał o łaskę nie będzie — odrzucił gniewnie i, nie słuchając więcej, poleciał na Podlesie przestrzec przyjaciela.<br />
{{tab}}Nalazł go dopiero u Szymków, siedział z Nastusią pod ścianą i cosik zcicha se redzili, wywołał go zaraz i, kiej odeszli spory kawał drogi, opowiedział.<br />
{{tab}}Mateusz aż się zachłysnął i zaczął kląć.<br />
{{tab}}— Ażeby to siarczyste pioruny spaliły taką nowinę!<br />
{{tab}}Wracali do wsi, Mateusz się krzywił i jakoś boleśnie i ciężko wzdychał.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_315" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/315"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/315|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/315{{!}}{{#if:315|315|Ξ}}]]|315}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Widzę, co ci markotno i żal — wtrącił ostrożnie Antek.<br />
{{tab}}— Zaśbym ta żałował, już mi kością w gardle stanęła. Co inszego mnie trapi.<br />
{{tab}}Antek się zdumiał, ale nijakoś było się rozpytywać.<br />
{{tab}}— Czasuby nie chwaciło, żebym miał każdej żałować! Wpadła mi w pazury, to i wzionem, każdyby zrobił to samo! Nie bój się, użyłem, jak pies w studni, bo, com się musiał nasłuchać beków i wyrzekań, to starczyłoby la dziesięciu. Uciekałem, to kieby cień szła za mną. Niechże i Jasiek się nią nacieszy. Nie kochanice mi w głowie, a jeno całkiem co drugiego.<br />
{{tab}}— Pewnie, że pora by ci się żenić.<br />
{{tab}}— Właśnie i Nastka mówiła mi to samo.<br />
{{tab}}— Dzieuch we wsi, jak maku, nietrudno wybrać.<br />
{{tab}}— Już mam zdawiendawna cosik upatrzonego — wyrwało mu się bezwolnie.<br />
{{tab}}— To me proś w dziewosłęby i sprawiaj wesele, choćby zaraz po żniwach.<br />
{{tab}}Nie poszło mu to w smak, bo skrzywił się i zagadał znowu o Jaśku, a wywiedziawszy się wszystkiego, jął rozpowiadać o Szymkowej gospodarce, wyznając przytem nibyto niechcący, że Jędrzych mówił Nastusi pod sekretem, jako Dominikowa ma podać do sądu o grunt Jagusi po Macieju.<br />
{{tab}}— Ociec zapisali, to jej nikto nie zapiera, juści, że samej ziemi nie oddam, ale święcie zapłace, co warta! Kłótnica, chce się jej procesów!<br />
{{tab}}— Prawda to, że Jagusia zapis oddała Hance? — pytał ostrożnie.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_316" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/316"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/316|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/316{{!}}{{#if:316|316|Ξ}}]]|316}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Cóż z tego, kiej nie odpisała się u rejenta.<br />
{{tab}}Mateusz jakoś poweselał i, nie mogąc się już powstrzymać, zatrącał w rozmowie raz po raz o Jagusię, sielnie ją sobie chwaląc.<br />
{{tab}}Antek pomiarkowawszy, o co mu chodzi, rzekł szydliwie:<br />
{{tab}}— Słyszałeś, co to znowu o niej wygadują?<br />
{{tab}}— Baby zawdy łatki jej przypinały.<br />
{{tab}}— Za Jasiem organistów lata pono, kiej suka — dodał z rozmysłem.<br />
{{tab}}— Widziałeś to? — rozczerwienił się z gniewu.<br />
{{tab}}— Na prześpiegi za nią nie chodzę, bo me ni parzy, ni ziębi, ale są, które widują co dnia, jak się schodzi w boru z Jasiem, to po miedzach...<br />
{{tab}}— Sprać jedną i drugą, toby wnet przestały plotkować.<br />
{{tab}}— Spróbuj, może się wystraszą i przestaną! — mówił zwolna, zatargała nim nagła, strasznie szarpiąca zazdrość o Jagusię, a już te myśle, że Mateusz może się z nią ożenić, kąsały go, kieby rozwścieklone psy.<br />
{{tab}}Nie odpowiadał na jego zaczepne i często przykre słowa, by się jeno nie wydać ze swoją męką, ale na rozstaniu nie poredził się już wstrzymać i rzekł ze złym prześmiechem:<br />
{{tab}}— A któren się z nią ożeni, sporo szwagrów miał będzie...<br />
{{tab}}Rozeszli się dosyć ozięble.<br />
{{tab}}Mateusz, odszedłszy parę kroków, roześmiał się cicho i pomyślał:<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_317" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/317"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/317|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/317{{!}}{{#if:317|317|Ξ}}]]|317}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Musi go trzymać zdaleka, to się na nią źli a pyskuje. A niech ta se lata za Jasiem, taki dzieciuch. Barzej ją tam ciągnie ksiądz, niźli chłopak.<br />
{{tab}}Rozmyślał pobłażliwie, bo, wywiedziawszy się od Antka co do tego zapisu po Macieju, już stanowczo umyślił się z nią ożenić. Zwolnił kroku i rozliczał se w myślach, po ile to trzaby mu spłacać Jędrzycha i Szymka, by samemu ostać na gospodarce, na całych dwudziestu morgach.<br />
{{tab}}— Stara przykra, juści, ale przeciek nie bedzie wiekowała.<br />
{{tab}}Spomniały mu się Jagusine sprawki, to go ździebko rozfrasowało.<br />
{{tab}}— Co było, to nie jest, a zechce się jej nowych figlów, to z niej rychło wytrzęsę.<br />
{{tab}}W opłotkach przed chałupą czekała na niego matka.<br />
{{tab}}— Jasiek wrócił — szeptała zatrwożona — już mu o tem powiedzieli.<br />
{{tab}}— To i lepiej, nie będzie potrza się ocyganiać.<br />
{{tab}}— Tereska przylatywała już parę razy, grozi, że się utopi... że nie...<br />
{{tab}}— Pewnie, co gotowa to zrobić, pewnie — szepnął wystraszony i tak się tem srodze zmartwił, że zasiadłszy w progu do kolacji, nie mógł jeść, a jeno nadsłuchiwał od Jaśkowego sadu, że to siedzieli tylko przez miedzę. Przejmował go coraz większy niespokój, odsunął miskę i, kurząc papierosa za papierosem, na darmo barował się z dygotem trwogi, na darmo klął siebie i wszystkie kobiety i na darmo chciał całą sprawę obrócić <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_318" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/318"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/318|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/318{{!}}{{#if:318|318|Ξ}}]]|318}}'''<nowiki>]</nowiki></span>w przekpinki, bo strach o Tereskę rozrastał się w nim coraz barzej i dręczył już nie do wytrzymania. Już parę razy się podnosił, aby iść kajś na wieś, między ludzi, ale ostawał, wyczekując niewiada na co.<br />
{{tab}}Noc się już zrobiła, gdy naraz posłyszał jakieś kroki, a nim rozeznał, z której strony nadchodzą, już Tereska wisiała mu na szyi.<br />
{{tab}}— Ratuj, Mateusz! Jezu, tak czekałam na cię, tak wyglądałam.<br />
{{tab}}Usadził ją pobok, lecz cisnęła mu się do piersi, kiej dzieciątko, i przez łzy lejące się ciurkiem, przez mękę i rozpacz szeptała:<br />
{{tab}}— Powiedziały mu o wszystkiem! Śmiercibym się była prędzej spodziała, niźli jego powrotu. Byłam u księżego lnu... przylatuje któraś i powiada... dziw trupem nie padłam... szłam, jak na śmierć... nie było cię doma... poszłam cię szukać... nie było cię we wsi... kołowałam z godzinę, ale musiałam iść... wchodzę do chałupy... a on stoi na środku, blady, kiej ściana... skoczył do mnie z pięściami...o prawdę pyta... o prawdę...<br />
{{tab}}Mateusz jaże się zatrząsł i obcierał z twarzy zimny, lodowaty pot.<br />
{{tab}}— Wyznałam się przed nim... na nic jużby się zdały cygaństwa... Topora chycił na mnie... myślałam, że już koniec, i pierwsza mu rzekłam: Zabij! ulży nam obojgu! Ale me nie tknął nawet palcem! Jeno popatrzył we mnie, przysiadł pod oknem i zapłakał!.. Jezu miłosierny, żeby me chociaż sprał, skopał, sponiewierał, lżejby mi było, lżej, a on siedzi i płacze! I cóż ja teraz pocznę, nieszczęsna, co? kaj się podzieję! Ratuj me, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_319" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/319"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/319|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/319{{!}}{{#if:319|319|Ξ}}]]|319}}'''<nowiki>]</nowiki></span>bo się rzucę do studni, albo se co złego zrobię, ratuj! — wrzasnęła, padając mu do nóg.<br />
{{tab}}— Cóż ja ci poredzę, sieroto, co? — jąkał bezradnie.<br />
{{tab}}Zerwała się nagle z dzikim warkotem gniewnego szaleństwa.<br />
{{tab}}— To pocoś me brał? pocoś me stumanił? pocoś me przywiódł do grzechu?<br />
{{tab}}— Cała wieś tu się zleci, cichoj!<br />
{{tab}}Przypadła mu znowu do piersi, objęła sobą i, pokrywając pocałunkami, zaskamlała całą mocą strachu, miłowania i rozpaczy:<br />
{{tab}}— O mój jedyny, o mój wybrany z tysiąca, zabij me, a nie odpędzaj od siebie! Miłujesz to me, co? Miłujesz? Dyć me utul ten ostatni razik, dyć me weź, ogarnij sobą i nie daj na mękę, nie daj płakania, nie daj zatracenia! Jedynego cię mam na wszyćkim świecie, jedynego... Ino me ostaw przy sobie, a służyła ci będę za tego psa wiernego, za tę ostatnią dziewkę!<br />
{{tab}}Jęczała rzewliwemi słowy, rwanemi ze samego dna udręczonej duszy.<br />
{{tab}}A Mateusz wił się jakby w kleszczach i, jak mógł, wykręcał się od stanowczej odpowiedzi, zbywając ją całunkami, a przygłaskaniem, i przytakując wszystkiemu, co jeno chciała, rozglądał się trwożniej i niecierpliwiej, gdyż mu się uwidziało, że Jasiek siedzi na przełazie.<br />
{{tab}}Ale w jakiejś minucie Tereska, przejrzawszy prawdę do dna, odepchnąła go od siebie i zakrzyczała, bijąc słowami kieby biczem:<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_320" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/320"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/320|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/320{{!}}{{#if:320|320|Ξ}}]]|320}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Cyganisz, jak pies! Zawdyś me ocyganiał! Już me teraz nie zwiedziesz! Strach ci Jaśkowego kija, to się wijesz, kiej ta przydeptana glista! A ja mu zawierzyłam, jak komu najlepszemu! Mój Boże, mój Boże! A Jasiek taki poczciwy, nawiózł mi podarunków, nigdy mi nie powiedział marnego słowa, i ja mu tak odpłaciłam. I takiemu przeniewiercy zawierzyłam, takiemu zbójowi! takiemu psu! Idź se za Jagusią! — zawrzeszczała, przyskakując do niego z pięściami — idź, i niech was pożeni hycel, pasujeta do siebie, lakudra i złodziej.<br />
{{tab}}Padła na ziemię, zanosząc się strasznym, obłąkanym płaczem.<br />
{{tab}}Mateusz stał nad nią, nie wiedząc, co począć, matka chlipała kajś pod ścianą, gdy wyszedł ze sadu Jasiek i, przystąpiwszy do żony, jął jej szeptać tkliwe, przesiąkłe łzami, a pełne dobrości słowa:<br />
{{tab}}— Chodź do dom, chodź, sieroto. Nie bój się, nie ukrzywdzę cię, masz ty już dosyć za swoje, chodź, żono...<br />
{{tab}}Wziął ją na ręce i, przeniósłszy na przełaz, krzyknął do Mateusza:<br />
{{tab}}— Pókim żyw, to ci jej krzywdy nie daruję, tak mi dopomóż, Panie Boże!<br />
{{tab}}Mateusz milczał, dusił go wstyd i zalewał mu serce taką gorzkością i taką dojmującą udręką, że poniósł się do karczmy i pił przez całą noc.<br />
{{tab}}Cała historja migiem się rozniesła po wsi, a ku niemałemu podziwowi, z wielkiem też uważaniem rozpowiadali o Jaśkowem postąpieniu.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_321" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/321"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/321|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/321{{!}}{{#if:321|321|Ξ}}]]|321}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Ze świecą nie najdzie takiego drugiego — mówiły rozrzewnione kobiety, srodze przytem powstając na Tereskę, ale Jagustynka zapalczywie broniła.<br />
{{tab}}— Tereska niewinowata! — wrzeszczała po różnych opłotkach, kaj jeno posłyszała, że bierą ją na ozory — smarkul to był jeszcze, kiej Jaśka wzieni do wojska, ostała sama jedna, nawet przez dziecka, to i nie dziwota, co bez tyla roków zacniło się jej za chłopem. Żadnaby nie przetrzymała takiego postu. A Mateusz zwietrzył, kiej pies, i dalejże bakę świecić, cudeńka prawić, na muzykę prowadzić, jaże i głupią zdurzył.<br />
{{tab}}— Ze to niema sądu na takich zwodzicieli — westchnęła któraś.<br />
{{tab}}— Łeb mu już lenieje, a za kobietami jeszcze ciągnie.<br />
{{tab}}— Kawalerska sierota, to kajże się pożywi, jak nie z cudzego — kpili parobcy.<br />
{{tab}}— Mateusz też niewinowaty, nie wiecie to, że jak suczka nie da, to i piesek nie weźmie! — zaśmiał się Stacho Płoszka, i dziw go zato nie pobiły.<br />
{{tab}}Ale wnet przestali o tem deliberować, gdyż żniwa były za pasem, dnie szły wybrane, suche i upalne, po wzgórkach żyta jakby się prosiły o kosy, a jęczmiona już dochodziły, to co dnia ktosik wychodził penetrować pola, zaś bogatsze już się oglądali za najemnikiem.<br />
{{tab}}Zaś na pierwszego ruszył organista, wywiódłszy do żniwa kilkanaście kobiet, stanęła do sierpa nawet sama organiścina, wzięły żąć i córki, a stary miał nad wszystkiem czuwające oko. Jasio przyleciał dopiero po mszy i niedługo się cieszył żniwami, bo, skoro jeno <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_322" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/322"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/322|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/322{{!}}{{#if:322|322|Ξ}}]]|322}}'''<nowiki>]</nowiki></span>podniesła się przypołudniowa spieka, wypędziła go matka, żeby se głowy nie przepalił na słońcu.<br />
{{tab}}— Poszuka se cienia u Jagusi, w to mu graj — warknęła za nim Kozłowa.<br />
{{tab}}W domu jednak było mu gorąco, nudnie i muchy tak cięły zapamiętale, że wybrał się na wieś i, przechodząc koło Kłębów, dosłyszał jakieś przyduszone jęki, rozchodzące się z wywartej narozcież chałupy.<br />
{{tab}}Jagata leżała w sieniach pod progiem, w izbie było pusto, cały bowiem dom poszedł do żniwa.<br />
{{tab}}Przeniósł ją do izby, położył na łóżko, napoił i tak cucił, jaże przyszła nieco do siebie i otworzyła załzawione oczy.<br />
{{tab}}— Dyć już kończę, paniczku — uśmiechnęła się, kiej rozbudzone dziecko.<br />
{{tab}}Chciał zaraz bieżyć po księdza, przytrzymała go za sutannę.<br />
{{tab}}— Panienka mi dzisia rzekła: „Gotuj się na jutro, duszo umęczona!“ Mam czas jeszcze, paniczku! Jutro... dzięki ci, Boże miłosierny, dzięki! — jąkała coraz słabiej, prześmiech zatlił się na jej wargach, złożyła ręce i, zapatrzona kajś, w jakoweś dalekości, zapadła jakby w głęboką duszną modlitwę, a Jasio, rozumiejąc, co już zaczęło się konanie, poleciał zwoływać Kłębów.<br />
{{tab}}Zajrzał do niej dopiero po południu, leżała w łóżku całkiem przytomna, skrzynka stała przy niej na ławie, wyjmowała z niej stygnącemi rękami wszystko, co se była nagotowała na tę porę ostatnią: czystą płachtę pod siebie i świeże obleczenie na pościelce, wodę święconą, całkiem jeszcze dobre kropidło i spory kawał <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_323" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/323"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/323|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/323{{!}}{{#if:323|323|Ξ}}]]|323}}'''<nowiki>]</nowiki></span>gromnicy i obrazek Częstochowskiej do ręki i nową koszulę, suty wełniak, czepek, bujnie ururkowany nad czołem, wraz z chustą do zawiązania i zupełnie nowe trzewiki, wszyćko śmiertelne wiano, użebrane przez całe życie, rozłożyła koło siebie, ciesząc się każdą rzeczą i chwaląc przed kobietami, zaś czepek nawet przymierzyła i, przejrzawszy się w lusterku, szepnęła wielce szczęśliwa:<br />
{{tab}}— Będzie galancie, na sielną gospodynię patrzę.<br />
{{tab}}Przykazała, bych ją w te skarby przystroili jutro, zaraz od samego rana.<br />
{{tab}}Juści, co nikto się jej nie sprzeciwił, chodzili kole niej na palcach, umilając jej te ostatnie chwile, jak jeno poredzili.<br />
{{tab}}Jasio przesiedział przy niej do zmierzchu, czytając w głos modlitwy, powtarzała za nim, zasypiając co chwila z jakimś leciuśkim pośmiechem.<br />
{{tab}}A gdy zasiadali do wieczerzy, zapragnęła jajecznicy, juści, że jeno dziobnęła raz i drugi, odsuwając jadło odrazu, i już cały wieczór leżała cichuśko, dopiero, kiedy zabierali się do spania, przywołała Tomka.<br />
{{tab}}— Nie bój się, nie będę ci zawadzała długo, nie — wyrzekła lękliwie.<br />
{{tab}}Na drugi dzień z rana przybrali ją, jak przykazała, położyli ją na Kłębowej łóżko, a na jej własnej pościeli, sama pilnowała, żeby wszystko było, jak się patrzy, sama strzepywała, drżąc, chudą pierzynę, sama nalała wody święconej na talerz i położyła na nim kropidło, a spenetrowawszy, że już jest, jak być powinno w taką godzinę u gospodarzy, poprosiła o księdza.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_324" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/324"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/324|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/324{{!}}{{#if:324|324|Ξ}}]]|324}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Przyszedł z Panem Jezusem, przygotował ją na tę drogę ostatnią i zalecił Jasiowi pozostać do końca, że to jemu samemu gdziesik się śpieszyło.<br />
{{tab}}Jasio zasiadł przy niej i czytał se pocichu z brewiarza, Kłębowie też ostali w domu, a wkrótce przyleciała Jagusia, przywarowawszy kajś w kącie cichuśko, niby trusia. W izbie jeno muchy brzęczały, gdyż ludzie snuli się bez głosu, jak cienie, trwożnie jeno spozierając na Jagatę... Leżała z różańcem w ręku, jeszcze całkiem przytomnie, żegnając się z każdym, kto ino zajrzał do chałupy, zaś poniektórym dzieciom, cisnącym się w sieniach i pod oknem, rozdawała po parę groszy:<br />
{{tab}}— Naści, a zmów paciorek za Jagatę! — szeptała z lubością.<br />
{{tab}}A potem już całe godziny nie odzywała się do nikogo.<br />
{{tab}}I leżała se godnie, po gospodarsku, na łóżku i pod obrazami, jak se była roiła przez całe życie. Leżała, pełna cichej dumy i nieopowiedzianej szczęśliwości, radosne łzy siwiły się w jej oczach. Poruchiwała cosik wargami, błogo uśmiechnięta i zapatrzona przez okno w niebo głębokie, w pola nieobjęte, gdzie już kaj niekaj błyskały z brzękiem kosy i kładły się źrałe, ciężkie żyta, w jakieś dale, widne jeno jej duszy zamierającej.<br />
{{tab}}Ale w jakiejś minucie, gdy dzień miał się już ku schyłkowi, a izbę zalały czerwone zorze zachodu, wstrząsnęła się gwałtownie, usiadła i, wyciągnąwszy ręce, zawołała mocnym, a jakoby cudzym głosem:<br />
{{tab}}— Pora już na mnie, pora.<br />
{{tab}}I padła wznak.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_325" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/325"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/325|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/325{{!}}{{#if:325|325|Ξ}}]]|325}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}W izbie zrobiło się straszno, buchnęły płacze, poprzyklękali kole łóżka, Jasio jął czytać modlitwę za konających, Kłębowa zapaliła gromnicę, umierająca powtarzała za Jasiem, ale coraz słabiej, coraz ciszej, coraz bełkotliwiej, oczy jej gasły, niby ten dzień letni, znojami utrudzony, twarz grążyła się w tuman wiecznego zmierzchu, wypuściła gromnicę i skonała.<br />
{{tab}}I pomarła se ta dziadówka, kieby najpierwsza we wsi, a Jambroż, któren akuratnie zdążył na sam koniec, zawarł jej oczy, sam Jasio zmówił za nią gorący pacierz i cała wieś przychodziła się modlić przy jej zwłokach, popłakać, a zazdrośnie się dziwować szczęśliwej śmierci i lekkiemu skonaniu.<br />
{{tab}}Tylko Jasia, skoro zajrzał w jej martwe oczy i w tę stężałą na grudę twarz, poradloną pazurami śmierci, zatrząsł taki strach, że uciekł do domu, rzucił się na łóżko, wcisnął głowę w poduszki i zapłakał.<br />
{{tab}}Poleciała wnet za nim Jagusia i, chociaż sama była pełna przerażenia i żałości, jęła go uspokajać i obcierać mu twarz zapłakaną. Przytulił się do niej, kieby do matki, kładł rozbolałą głowę na jej piersiach, obejmował ją zaszyję i, jaże się zanosząc szlochaniem, skarżył się rzewliwie:<br />
{{tab}}— Boże mój, jakie to straszne, jakie to okropne!..<br />
{{tab}}Weszła na to organiścina, zobaczyła i srogi gniew nią zatargał.<br />
{{tab}}— Co się tu dzieje! — postąpiła na środek izby i zasyczała, ledwie się już hamując — widzisz ją, jaka mi czuła opiekunka, szkoda tylko, że Jasio już niańki nie potrzebuje i sam sobie poradzi nos obetrzeć!<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_326" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/326"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/326|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/326{{!}}{{#if:326|326|Ξ}}]]|326}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="r11"/>{{tab}}Jagusia podniesła na nią zapłakane oczy i, dygocąc w zalęknieniu, jęła rozpowiadać o śmierci starej, Jasio też rzucił się skwapnie, tłumacząc matce, co mu się to przygodziło, ale organiścina, snadź już dobrze przódzi podbechtana przez kumy, wywarła na niego gębę:<br />
{{tab}}— Głupiś, jak cielę! Nie odzywaj się lepiej, byś i ty czego nie oberwał!<br />
{{tab}}Skoczyła naraz do drzwi, wywarła je narozcież i zawrzeszczała do Jagusi:<br />
{{tab}}— A ty się wynoś, i żeby tutaj nie postała więcej twoja noga, bo cię wyszczuję!<br />
{{tab}}— Cóżem to winowata, co? — jąkała, zgoła już nieprzytomna ze wstydu i boleści.<br />
{{tab}}— Poszła precz i w tej minucie, bo każę psy pospuszczać! Już ja nie będę płakała przez ciebie, jak Hanka albo wójtowa! Ja cię nauczę jamorów, małpo jedna, już ty mnie popamiętasz, tłumoku! — darła się na cały głos.<br />
{{tab}}Jagusia buchnęła płaczem, wypadła przed dom i pognała w cały świat.<br />
{{tab}}A Jasio stanął, jakby rażony piorunem.<br /><br />{{---|50}}<br /><section end="r11"/>
<section begin="r12"/>{{c|XII.}}<br />
{{tab}}Naraz porwał się za nią lecieć.<br />
{{tab}}— A to gdzie? — warknęła groźnie matka, zapierając mu sobą drzwi.<br />
{{tab}}— Dlaczego ją mama wypędziła, za co? Że była dla mnie taka poczciwa! To niesprawiedliwie, ja na to<section end="r12"/> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_327" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/327"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/327|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/327{{!}}{{#if:327|327|Ξ}}]]|327}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nie pozwolę! Cóż ona zrobiła złego? co? — wykrzykiwał gorączkowo, wydzierając się z twardych rąk matczynych.<br />
{{tab}}— Usiądź spokojnie, bo zawołam ojca... Za co? Zaraz ci powiem: masz być księdzem, to nie chcę, abyś pod moim dachem sposobił sobie kochanicę, nie chcę dożyć takiego wstydu i hańby, żeby cię ludzie wytykali palcami! Dlatego ją wypędziłam, rozumiesz teraz?<br />
{{tab}}— W imię Ojca i Syna! Co mama mówi! — jęknął w najgłębszem oburzeniu.<br />
{{tab}}— Mówię to, co wiem! Juści, wiedziałam, że ją spotykasz tu i owdzie, ale Bóg mi świadkiem, jako cię nie podejrzewałam o nic zdrożnego! Myślałam sobie zawsze, że skoro mój syn nosi kapłańską sukienkę, to splamić się jej nigdy nie poważy! Adybym cię przeklęła na wieki i wydarła ze serca, choćby wraz pęknąć miało... — Oczy jej zapłonęły taką świętą zgrozą i nieubłaganiem, że Jasio zdrętwiał ze strachu. — Dopiero Kozłowa otworzyła mi oczy, a teraz już sama zobaczyłam, do czego chciała cię przywieść ta suka...<br />
{{tab}}Rozpłakał się żałośnie i wśród szlochań i skarg na te okropne posądzenia z taką szczerością opowiedział wszystkie spotykania, że całkiem zawierzyła i, przygarnąwszy go do piersi, jęła mu obcierać łzy, a uspokajać.<br />
{{tab}}— Nie dziw się, że zlękłam się o ciebie, przecież to łajdus najgorszy we wsi...<br />
{{tab}}— Jagusia! Najgorszy we wsi! — Nie wierzył własnym uszom.<br />
{{tab}}— Wstyd mi, ale dla twojego dobra muszę ci wszystko rozpowiedzieć.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_328" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/328"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/328|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/328{{!}}{{#if:328|328|Ξ}}]]|328}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}I opowiedziała o niej przeróżne historje, nie szczędząc na dokładkę ni plotów, ani też najrozmaitszych wymysłów.<br />
{{tab}}Jasiowi włosy powstały na głowie, jaże się porwał z miejsca i zakrzyknął:<br />
{{tab}}— To nieprawda, nigdy nie uwierzę, żeby Jagusia była taka podła, nigdy...<br />
{{tab}}— Matka ci to mówi, rozumiesz? Z palca sobie tego nie wyssałam.<br />
{{tab}}— Bajki, nic więcej! Przecież to byłoby straszne! — załamał rozpaczliwie ręce.<br />
{{tab}}— A czemuż ją bronisz tak zawzięcie, co?<br />
{{tab}}— Bronię każdego niewinnego, każdego.<br />
{{tab}}— Głupiś jak baran. — Rozgniewała się, dotknięta srodze jego niewiarą.<br />
{{tab}}— Jak mama uważa. Ale jeżeli Jagusia taka najgorsza, to czemu mama pozwalała jej przychodzić do nas? — Zaperzył się zapalczywie, kiej młody kogut.<br />
{{tab}}— Nie będę się tłumaczyła przed tobą, kiedyś taki głupi, że niczego nie rozumiesz, ale ci zapowiadam: trzymaj się od niej zdaleka, bo jak was gdzie razem przydybię, to chociażby przy całej wsi, a sprawię jej taką frycówkę, że mnie popamięta z ruski miesiąc! A i tobie może się przytem co oberwać...<br />
{{tab}}Odeszła, trzaskając drzwiami ze złości.<br />
{{tab}}A Jasio, nawet nie rozumiejąc, czemu go tak obchodzi Jagusina osława, przeżuwał matczyne słowa, niby te kolczaste osty, dławił się niemi, sycąc duszę ich piołunową gorzkością.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_329" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/329"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/329|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/329{{!}}{{#if:329|329|Ξ}}]]|329}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Toś ty taka, Jaguś! Toś ty taka! — skarżył się z żałosnym wyrzutem, że gdyby się była w tej chwili zjawiła, odwróciłby się od niej ze wzgardą i gniewem. Albo to mógł spodziewać się czegoś podobnego? Że nawet w myślach nie postały mu takie straszne rzeczy. Rozważał je jednak z coraz większą udręką i już sto razy się zrywał, aby do niej bieżyć, aby stanąć do oczów i rzucić jej w twarz tę całą litanję grzechów... Niech posłyszy, co mówią o niej, i niechaj się wyprze, jeżeli może... Niech głośno powie: nieprawda! Dumał gorączkowo, ale coraz głębiej wierzył w jej niewinność i ogarniał go żal, i wstawała w nim cicha tęsknota, i budziły się jakieś słodkie, radosne przypomnienia spotykań, a jakiś słoneczny tuman niepojętej rozkoszy przysłonił mu oczy i serce dręczył, że naraz się zerwał i zaczął krzyczeć, jakby do wszystkiego świata:<br />
{{tab}}— Nieprawda! nieprawda! nieprawda!<br />
{{tab}}Ale przy kolacji uparcie patrzył w talerz, unikając matczynych oczów i, chociaż mówiono o śmierci Jagaty, nie wtrącał się do rozmowy, a jeno cięgiem matyjasił, przebierał w jadle, sprzeciwiał się siostrom, wyrzekał na gorąc w izbie i, skoro tylko sprzątnęli miski, poniósł się na plebanję — proboszcz siedział se na ganku z fają w zębach i cosik pilnie pogadywał z Jambrożem, obszedł ich zdala i, spacerując kajś pod drzewinami, frasobliwie medytował.<br />
{{tab}}— A może to i prawda! Mamaby sobie tego nie stworzyła.<br />
{{tab}}Z okien plebanji lały się smugi światła na klomb, gdzie baraszkowały pieski, warcząc na się przyjacielsko, a z ganku roznosił się grubachny głos.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_330" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/330"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/330|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/330{{!}}{{#if:330|330|Ξ}}]]|330}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A jęczmień na Świńskim dołku obejrzałeś?<br />
{{tab}}— Słoma jeszcze ździebko zielona, ale ziarno już kiej pieprz.<br />
{{tab}}— Trzaby ci jutro przewietrzyć ornaty, na nic spleśnieją. Komżę i alby zanieś Dominikowej, niech Jagusia upierze. Ale kto to był po południu z krową?<br />
{{tab}}— Któryś z Modlicy. Młynarz spotkał go na moście i próbował przeciągnąć do swojego byka, obiecywał go nawet dopuścić za darmo, ale chłop wolał naszego...<br />
{{tab}}— Ma rozum, za rubla będzie miał profit na całe życie, przynajmniej krów się dochowa. Nie wiesz, Kłęby wyprawią to pogrzeb Jagacie?<br />
{{tab}}— Przeciek ostawiła na pochowek całe dziesięć złotych.<br />
{{tab}}— Pochowa się ją z paradą, jak gospodynię. A powiedz tam brackim, że wosku im sprzedam, niech sobie tylko dokupią blichowanego. Jutro Michał obrządzi w kościele, a ty idź z ludźmi do żniwa i poganiaj, barometr jakiś niepewny, może być burza! Kiedyż to się zbiera kompanja do Częstochowy?<br />
{{tab}}— Wotywę zamówiły na czwartek, to juści zaraz po mszy ruszą...<br />
{{tab}}Jasia drażniła nieco ta rozmowa, odszedł dalej aż pod niski pleciony płot, dzielący sad od pasieki, na wąską, zarosłą dróżkę i spacerował, trącając niekiedy głową w obwisłe, ciężkie od jabłek gałęzie.<br />
{{tab}}Wieczór był nagrzany i duszny, pachniał miód i żyto skoszone kajś za ogrodami, powietrze było ciężkie, przejęte spieką, bielone pnie majaczyły w mrokach, niby gzła porozwieszane do przeschnięcia, kajś <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_331" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/331"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/331|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/331{{!}}{{#if:331|331|Ξ}}]]|331}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nad stawem naszczekiwały psy wielce swarliwie, a od Kłębów buchały niekiej żałobne, jękliwe zawodzenia.<br />
{{tab}}Jasio, strudzony wreszcie deliberacjami, zawrócił już ku domowi, gdy naraz posłyszał jakby z pasieki jakieś przyduszone, gorące szepty.<br />
{{tab}}Nie dojrzał nikogo, ale przystanął i słuchał z zapartym tchem.<br />
{{tab}}— ...byś skisł... puść me, puść, bo będę krzyczeć!.<br />
{{tab}}— ...głupia... Czego się wydzierasz? Krzywdy ci to chcę, krzywdy?...<br />
{{tab}}— ...jeszcze kto posłyszy. Laboga, dyć mi ziobra zgnieciesz... puść...<br />
{{tab}}Pietrek Borynów i księża Maryna! Rozpoznał ich po głosach i odszedł z uśmiechem, lecz po paru krokach zawrócił na dawne miejsce i nasłuchiwał z dziwnie bijącym sercem. Gęste krze ich przysłaniały i ciemnica, niesposób było rozeznać, ale coraz wyraźniej słyszał krótkie, rwane i warem kipiące słowa, buchały kiej płomienie, a niekiedy, przez długie chwile wrzały gorączkowe, dyszące oddechy i szamotania.<br />
{{tab}}— ...takusieńką, jak ma Jagusia, obaczysz... ino mi nie broń, Maryś, ino...<br />
{{tab}}— ...zarno ci zawierzę... bo ja to taka... loboga, dajże odzipnąć...<br />
{{tab}}Zaszeleściały gwałtownie krzaki, coś ciężko zwaliło się na ziem, ale po chwili zatrzęsły się, i znowu krótkie, rozpalone szepty, ściszone śmiechy i całunki.<br />
{{tab}}— ...że już i nie sipiam, a ino cięgiem o tobie, Maryś... o tobie najmilejsza...<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_332" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/332"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/332|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/332{{!}}{{#if:332|332|Ξ}}]]|332}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— ...każdej prawisz to samo... czekałam cię do północka... u drugiej byłeś...<br />
{{tab}}Jasio jakby znagła ogłuchł i zatrząsł się kieby osika. Wiater poszedł po sadzie, zaruchały się drzewa i zagwarzyły cichuśko kieby we śpiku, z pasieki zawiały takie miodne zapachy, jaże go sparło pod piersiami, a oczy zalały się łzami, przejął go jakiś dygotliwy war i cosik tak lubego jęło udręczać, że ino się raz po raz przeciągał, a wzdychał.<br />
{{tab}}— ...tyla mi do niej, co do tych gwiazdów... Jasia se tera namówiła...<br />
{{tab}}Oprzytomniał, wcisnął się w płot i nasłuchiwał coraz silniej rozdygotany.<br />
{{tab}}— ...prawda... co noc wychodzi do niego... Kozłowa przydybała ich w lesie...<br />
{{tab}}Świat się z nim zakręcił i rozciemniało mu w oczach, ledwie się już trzymał na nogach, a tam w gąszczach wciąż mlaskały drażniąco całunki, prześmiechy i szepty...<br />
{{tab}}— ...to ci łeb wrzątkiem oparzę, kieby temu psu...<br />
{{tab}}— ...ino ten razik, najmilejsza... dyć cię nie ukrzywdzę... obaczysz...<br />
{{tab}}— ...Pietruś, loboga, Pietruś...<br />
{{tab}}Jasio odskoczył i uciekał niby wiatr, rozdzierając sutannę o krzaki, wpadł do domu, czerwony jak burak, oblany potem i zgorączkowany, szczęściem nikto nie zwrócił na niego uwagi. Matka siedziała przed kominem z kądzielą i przędła śpiewając zcicha: „Wszystkie nasze dzienne sprawy“, siostry wtórowały cieniuśko wraz z Michałem, któren pucował kościelne lichtarze, ojciec już spał.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_333" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/333"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/333|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/333{{!}}{{#if:333|333|Ξ}}]]|333}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Jasio zawarł się w swoim pokoju i zabrał się do brewjarza, ale cóż, kiej chociaż uparcie powtarzał łacińskie słowa, to i tak cięgiem słyszał tamte szepty i tamte całunki, że wkońcu sparł czoło na książce i dał się już poniewoli jakowymś myślom, kieby tym wichrom palącym.<br />
{{tab}}— Więc to tak? — dumał z coraz większą zgrozą i wraz z jakimś lubym dreszczem — Więc to tak! — powtórzył naraz głośno i, chcąc się oderwać od tych obmierzłych myśleń, wziął brewjarz pod pachę i poszedł do matki.<br />
{{tab}}— Zmówię pacierz przy Jagacie — wyrzekł cicho i pokornie.<br />
{{tab}}— A idź synu, przyjdę później po ciebie. — Spojrzała bardzo miłościwie.<br />
{{tab}}W chałupie Kłębów nie było już prawie nikogo, tylko jeden Jambroż cosik tam mamrotał z książki przy zmarłej, która leżała nakryta płachtą; na poręczy łóżka tliła się gromnica zatknięta w dzbanuszek, przez wywarte okna zaglądały gałęzie, pełne jabłek, noc, roziskrzona gwiazdami, a kiej niekiej wsadzał zdumioną twarz jakiś zapóźniony przechodzień, w sieniach warczały cięgiem pieski.<br />
{{tab}}Jasio przyklęknął pod światłem i tak się był gorąco oddał pacierzom, że ani wiedział, kiej Jambroż pokusztykał do dom, Kłęby pokładły się spać kajś w sadzie i zapiały pierwsze kury, szczęściem co matka o nim nie zapomniała.<br />
{{tab}}Ale cóż, kiej śpik prawie się go nie imał, bo co jeno zaczynało go morzyć, to zjawiała się przed nim <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_334" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/334"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/334|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/334{{!}}{{#if:334|334|Ξ}}]]|334}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Jagusia niby żywa, że zrywał się z pościeli, przecierał oczy i rozglądał się wystraszony, juści, co nie było nikogo, cały dom leżał pogrążony w twardym śnie, a z drugiej izby rozlegało się ojcowe chrapanie.<br />
{{tab}}— To może ona dlatego... — Zamyślił, spominając jej gorące całunki, oczy rozjarzone i drżący głos — A ja myślałem! — Zatrząsł się ze wstydu, zeskoczył z łóżka, otworzył okno i, przysiadłszy w niem, do samego świtania medytował i kajał się z mimowolnych przewin i pokuszeń.<br />
{{tab}}Zaś rano przy mszy nie śmiał nawet podnieść oczów na ludzi, ni się rozejrzeć po kościele, ale tem goręcej modlił się za Jagusię, bo już był całkiem uwierzył w jej straszne przewiny, nie poredził tylko w sobie zbudzić do niej gniewu i odrazy.<br />
{{tab}}— Co ci jest? Wzdychałeś, że dziw nie pogasły świece! — pytał go proboszcz w zakrystji.<br />
{{tab}}— Tak mnie parzy sutanna! — zaskarżył się, odwracając prędko twarz.<br />
{{tab}}— Jak się przyzwyczaisz, to będziesz ją nosił niby drugą skórę.<br />
{{tab}}Jasio pocałował go w rękę i poszedł na śniadanie, przebierając się cieniami, nad stawem, gdyż słońce prażyło już nie do wytrzymania, i natkał się na księżą Marynę; ciągnęła za grzywę ślepego konia i zawodziła wrzaskliwie.<br />
{{tab}}Przypomnienia źgnęły go niby szydłem, i przystąpił do niej zeźlony.<br />
{{tab}}— Z czegóż to Marysia tak się cieszy? — patrzał w nią z wstydliwą ciekawością.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_335" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/335"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/335|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/335{{!}}{{#if:335|335|Ξ}}]]|335}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A bo mi wesoło! — zaśmiała się, jaże zagrały jej białe zęby, szarpnęła konia i wyśpiewywała jeszcze rozgłośniej.<br />
{{tab}}— Po wczorajszem taka wesoła! — Odwrócił się prędko, gdyż z pod ugiętej wysoko kiecki błyskały jej białe podkolania, rozłożył bezradnie ręce i wstąpił do Kłębów. Jagata leżała już z całą paradą na środku izby, przybrana w odświętne szaty, w czepcu, o sutem białem zburzeniu nad czołem, w paciorkach na szyi, w nowym wełniaku i we trzewikach, zaścibniętych na czerwone sznurowadła; twarz miała kieby odlaną z blichowanego wosku, a dziwnie rozradowaną, w zesztywniałych palcach tkwił krzywo obrazik, dwie świece paliły się pobok jej głowy, Jagustynka odganiała muchy wielką gałęzią, jałowcowy dym ciągnął się z komina i rozwłóczył po całej izbie, co trochę kto wchodził zmówić pacierz za nieboszczkę, a kilkoro dzieci plątało się pod ścianami.<br />
{{tab}}Jasio jakoś trwożnie rozglądał się po mrocznej chałupie.<br />
{{tab}}— Kłęby pojechały do miasta — zaszeptała mu Jagustynka. — Ostawiła im sporo, to muszą się wypuczyć na pochowek, krewniaczka przeciek! Eksporta dopiero będzie wieczorkiem, bo Mateusz jeszcze nie zdążył z trumną...<br />
{{tab}}Zaduch był w izbie i taką trwogą przejmowała go ta żółta, znieruchomiała w prześmiech twarz umarłej, że jeno się przeżegnał i wyszedł, spotykając się tuż przed progiem oko w oko z Jagusią, szła z matką i, ujrzawszy go, przystanęła, ale przeszedł bez słowa, nawet Boga nie pochwalił, dopiero z opłotków obejrzał <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_336" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/336"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/336|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/336{{!}}{{#if:336|336|Ξ}}]]|336}}'''<nowiki>]</nowiki></span>się na nią bezwolnie, jeszcze stojała w miejscu, wpatrzona w niego smutnemi oczami.<br />
{{tab}}W domu nie chciał jeść śniadania, wyrzekając na srogi ból głowy.<br />
{{tab}}— Przejdź się trochę, może przestanie — radziła mu matka.<br />
{{tab}}— A gdzież pójdę? Żeby mama zaraz myślała Bóg wie co!<br />
{{tab}}— Jasiu, co ty wygadujesz!<br />
{{tab}}— Przecież mama nie pozwala mi się ruszyć z domu! Przecież to mama zabroniła mi nawet rozmawiać z ludźmi! Przecież... — Mścił się wielce rozdrażniony. A skończyło się na tem, że mu obwiązała głowę szmatą, skropioną octem, ułożyła go spać w ciemnym pokoju i, przegnawszy dzieci na podwórze, czuwała nad nim kiej kokosz, póki się dobrze nie wyspał i nie podjadł, jak się patrzy.<br />
{{tab}}— A teraz idź się przejść, idź na topolową, tam większy cień i chłodniej. — Nic się nie odezwał, ale czując, że matka pilnie za nim naglądała, na złość jej poszedł całkiem w drugą stronę; włóczył się po wsi, patrzył na kowali, grzmiących młotami, zajrzał do młyna, łaził po ogrodach, skwapnie zazierając na lniska i wszędy, kaj się ino czerwieniły kobiece przyodziewy, posiedział z panem Jackiem, pasącym na jakiejś miedzy Weronczyne krowy, napił się mleka u Szymków na Podlesiu i wrócił do wsi dopiero na samym zmierzchu, nie napotkawszy nikaj Jagusi.<br />
{{tab}}Zobaczył ją dopiero nazajutrz na pogrzebie Jagaty, tak patrzała w niego przez całe nabożeństwo, jaże <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_337" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/337"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/337|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/337{{!}}{{#if:337|337|Ξ}}]]|337}}'''<nowiki>]</nowiki></span>litery skakały mu w oczach i mylił się w śpiewaniach, a kiej ciało prowadzili na smętarz, to nie bacząc na groźne spojrzenia organiściny, szła prawie pobok niego, że, nasłuchując jej żałośliwych wzdychów, topniał w sobie kieby śnieg pod tem zwiesnowem słońcem.<br />
{{tab}}Zaś kiedy trumnę spuszczali do dołu i wybuchnęły lamenty, posłyszał i jej płacz rzewliwy, ale zrozumiał, co nie po umarłej tak szlocha, a jeno z ciężkiej udręki zbolałego, pokrzywdzonego serca.<br />
{{tab}}— Muszę się z nią rozmówić — postanowił, wracając z pogrzebu, ale nie mógł się prędko wydostać na wolę, gdyż zarno z południa zaczęli się zjeżdżać do Lipiec ludzie z dalszych wsi, a nawet i z drugich parafij, na jutrzejszą pielgrzymkę do Częstochowy. Kompanja miała wyjść rankiem, zaraz po solennej wotywie, to się zwolna ściągali, napełniając drogi nad stawem wozami a gwarem, sporo też przychodziło na plebanję, że Jasio musiał siedzieć i załatwiać za proboszcza przeróżne sprawy, ale jakoś pod sam wieczór, upatrzywszy sposobną porę, wziął książkę i niepostrzeżenie wyniósł się na miedzę za stodołami, pod gruszę, kaj nieraz siadywali wraz z Jagusią.<br />
{{tab}}Juści, co ani tknął oczami książki, a cisnął ją kajś w trawę i, rozejrzawszy się po polach, skoczył w żyta i chyłkiem, prawie na czworakach, przebierał się na ogrody Dominikowej.<br />
{{tab}}Jagusia właśnie podbierała ziemniaki, ani się spodziewając, że ktosik na nią patrzy, raz po raz bowiem prostowała się ociężale i, wsparta na motyczce, powłócząc smutnemi oczami po świecie, wzdychała długo i ciężko.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_338" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/338"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/338|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/338{{!}}{{#if:338|338|Ξ}}]]|338}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Jagusia! — zawołał lękliwie.<br />
{{tab}}Pobladła na płótno i stanęła kiej wryta, zaledwie już wierząc własnym oczom, tchu jej brakło i ścisnęło pod piersiami, ale patrzała w niego kieby w to cudne zwidzenie, a słodki prześmiech zatlił się na sponsowiałych znagła wargach, rozmigotał się płomieniami i wybuchnął kiej słońce.<br />
{{tab}}Jasiowi również rozjarzyły się oczy i miody zalały serce, nie dał se jednak folgi, milczał, a jeno przysiadł na zagonie i patrzał w nią z dziwną lubością.<br />
{{tab}}— Bojałam się, co pana Jasia już nigdy nie obaczę...<br />
{{tab}}Kieby pachnący wiater zawiał z łąk i uderzył w niego, jaże pochylił głowę, tak mu ten głos rozdzwaniał się w duszy prawie niepojętą szczęśliwością.<br />
{{tab}}— A przed Kłębami, wczoraj, to pan Jasio ani spojrzał...<br />
{{tab}}Stojała przed nim spłoniona, kieby ten kierz różany, kieby ten jabłoniowy kwiat, mdlejący w skwarze tęsknicy, śliczności pełna i zgoła jakiemuś cudowi podobna.<br />
{{tab}}— A to dziw mi serce nie pękło! A to dziw me rozum nie odszedł.<br />
{{tab}}Łzy błysnęły u jej rzęs, przysłaniając niby diamentami modre nieba oczów.<br />
{{tab}}— Jagusia! — wyrwało mu się kajś z pod samego serca.<br />
{{tab}}Przyklękła w bróździe i, cisnąc mu się do kolan, wpierała w niego oczy, przepaści ogniste, oczy modre jak niebo i jak niebo niezgłębione, oczy upojne niby <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_339" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/339"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/339|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/339{{!}}{{#if:339|339|Ξ}}]]|339}}'''<nowiki>]</nowiki></span>całunki i niby przygarnięcia rąk umiłowanych, oczy poruszeń i niewinnego dzieciństwa zarazem.<br />
{{tab}}Wstrząsnął się gwałtownie i, jakby się broniąc przed czarami, zaczął ostro wymawiać wszystkie jej grzechy, wszystkie, jakie mu była powiedziała matka. Piła każde słowo, nie spuszczając z niego oczów, ale mało wiele poredziła wymiarkować, wiedziała bowiem tylko jedno, że oto siedzi przed nią ten ponad wszystko wybrany, że se cosik gaworzy, że oczy mu się jarzą, a ona klęczy se przed nim, kieby przed tym świątkiem i modli się niezgłębioną wiarą miłowania.<br />
{{tab}}— Powiedz, Jaguś, że to wszystko nieprawda? powiedz! — nalegał prosząco.<br />
{{tab}}— Nieprawda! Nieprawda! — przytwierdziła z taką szczerością, że uwierzył odrazu, uwierzyć musiał, a ona sparła się piersiami o jego kolana i, zatonąwszy mu w oczach, wyznawała się cichuśko ze swego miłowania... Jakby na świętej spowiedzi, otwarła przed nim duszę naścieżaj, rzuciła mu ją pod nogi kiej zbłąkaną ptaszkę i modlitewną, gorącą prośbą dawała się wszystka na jego zmiłowanie i na jego wolę i niewolę.<br />
{{tab}}Jasio rozdygotał się, kiej listek wstrząsany gwałtowną nawałnicą, chciał ją odepchnąć i uciekać, ale jeno szeptał omdlałym, nieprzytomnym głosem:<br />
{{tab}}— Cicho, Jaguś, tak nie można, grzech, cicho!<br />
{{tab}}Aż umilkła, całkiem wyzbyta ze sił, milczeli już oboje, unikając swoich oczów, a wraz cisnąc się do siebie tak zbliska, że słyszeli bicie serc własnych i ciche, palące dychania, było im strasznie dobrze i radośnie, obojgu łzy spływały po zbladłych twarzach, obojgu <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_340" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/340"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/340|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/340{{!}}{{#if:340|340|Ξ}}]]|340}}'''<nowiki>]</nowiki></span>śmiały się czerwone wargi, a dusze, kieby w czas podniesienia, były zatopione w jakąś najświętszą cichość i tajnie jaśniejącą gdzieś na wysokościach i unosiły się jeszcze wyżej, ponad światy.<br />
{{tab}}Słońce już zaszło i ziemia spłynęła zorzami, kieby tą rosą pozłocistą, wszystko przycichło, wszystko przytaiło dech i wszystko kieby zmartwiało w zasłuchaniu dzwonów, co zabiły na Anioł Pański, i wszystko jakby się zamodliło cichym, dziękczynnym pacierzem za świętą łaskę dnia odebranego. Poszli w pola, zasypane pyłem zórz, szli jakiemiś miedzami, pełnemi kwiatów, wskroś zbóż dojrzałych, wlekąc rękami po kłosach, zwisających im do kolan, szli w łuny zachodu wpatrzeni, w szerokie, złociste przepaście nieba i z niebem w duszach i z niebem w oczach i jakby w niebiańskich otęczach nad głowami.<br />
{{tab}}Jakby msza się w nich odprawiała, tak pełni byli świętego nabożeństwa, tak dusze im klęczały w zachwyceniu i tak im śpiewały wniebowzięte serca o łasce Pańskiej, tylko im jednym objawionej w tej godzinie żywota.<br />
{{tab}}Ni słowa nie przemówili więcej do siebie, ni jednego słowa, tylko niekiedy krzyżowały się ich spojrzenia jak błyskawice, całkiem już postępłe od własnych żarów i nic o sobie nie wiedzące.<br />
{{tab}}Nie wiedzieli również, że śpiewają jakąś pieśń, co się z nich była sama zrodziła i kieby ptak rozświergotany leciała nad omroczone pola, we wszystek świat.<br />
{{tab}}Nie wiedzieli nawet, kaj są i dokąd idą, i poco?<br />
{{tab}}Nagle i kajś zbliska runął im nad głowy twardy i suchy głos.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_341" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/341"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/341|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/341{{!}}{{#if:341|341|Ξ}}]]|341}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Jasiu, do domu!<br />
{{tab}}Wytrzeźwiał w tym oczymgnieniu; byli na topolowej, a matka stojała tuż przed nimi z groźną i nieprzebiaganą twarzą — jął cosik bąkać i pleść trzy po trzy.<br />
{{tab}}— Chodź do domu!<br />
{{tab}}Wzięła go za rękę i gniewnie pociągnęła za sobą, dał się bez oporu, z pokorą...<br />
{{tab}}Jagusia szła za nimi jakby urzeczona, gdy naraz organiścina podniesła z drogi kamień i cisnęła w nią ze straszną zawziętością.<br />
{{tab}}— Poszła precz! A do budy ty suko! — zakrzyczała wzgardliwie.<br />
{{tab}}Jagusia obejrzała się dokoła, całkiem nie miarkując, o kogo tamtej chodzi, ale gdy jej zniknęli z oczów, długo się plątała po drogach, a potem, gdy w chałupie poszli spać, siedziała pod ścianą do białego rana.<br />
{{tab}}Godziny szły za godzinami, piały kokoty, rżały konie przy wozach nad stawem, robił się świt, wieś zaczynała wstawać, brali wodę ze stawu, wypędzali bydło na pastwiska, kto już wychodził na robotę, gdzie już trajkotały kobiety, kajś dzieci popłakiwały matyjaśnie, a ona wciąż siedziała na jednem miejscu i z otwartemi oczami śniła na jawie o Jasiu — że cosik z nim rozmawia, że patrzą na się tak zbliska, jaże ją ogarniały słodkie ognie, że idą kajś i śpiewają coś takiego, czego nie poredziła sobie przypomnieć — i tak cięgiem jedno wkółko.<br />
{{tab}}Matka zbudziła ją z tych cudnych zwidzeń, a głównie Hanka, która przyszła już przyszykowana do drogi i, chociaż nieśmiało, pierwsza wyciągnęła rękę na zgodę.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_342" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/342"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/342|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/342{{!}}{{#if:342|342|Ξ}}]]|342}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Do Częstochowy idę, to mi darujcie, com ta przeciw waju zgrzeszyła...<br />
{{tab}}— Bóg zapłać za dobre słowa, ale co krzywda, to krzywda! — mruknęła stara.<br />
{{tab}}— Nie ruchajmy tego! Proszę was ze szczerego serca, byście mi odpuściły.<br />
{{tab}}— Złości już do was w sercu nie chowam — westchnęła ciężko Dominikowa.<br />
{{tab}}— Ani ja! chociem niemało przecierpiała! — wyrzekła poważnie Jagusia i, posłyszawszy sygnaturkę, poszła się przybierać do kościoła.<br />
{{tab}}— Wiecie, a to Jasio organistów idzie z kompanją — ozwała się po chwili Hanka.<br />
{{tab}}Jagusia, posłyszawszy nowinę, wypadła z chałupy napół ubrana.<br />
{{tab}}— Co ino sama organiścina mi powiedziała, jako koniecznie naparł się iść do Częstochowy! Raźniej będzie nama wędrować z księżykiem i honorniej! Ostajta z Bogiem. — Pożegnała się przyjacielsko i poszła do kościoła, rozpowiadając po drodze nowinę, juści, co się jej dziwowali, tylko Jagustynka pokręciła głową i rzekła cicho:<br />
{{tab}}— W tem coś jest! już on ta z dobrej woli nie idzie, nie...<br />
{{tab}}Ale nie pora była na dłuższe wywody, bo z pół wsi zebrało się w kościele i ksiądz już wychodził z wotywą, odprawianą na intencję pielgrzymki.<br />
{{tab}}Jasio służył do mszy, jak co dnia, jeno dzisia twarz miał cosik bledszą i dziwnie zbolałą, zaś oczy podsiniałe i jeszcze szkliste od łez, że jakoby we mgłach majaczył <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_343" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/343"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/343|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/343{{!}}{{#if:343|343|Ξ}}]]|343}}'''<nowiki>]</nowiki></span>mu cały kościół: Tereska, leżąca krzyżem przez całe nabożeństwo, wystrachane oczy Jagusi, matka, siedząca w dworskiej ławce, i te przystępujące do komunji wędrowniki — jak przez mgłę widział, przez te łzy, zaledwie powstrzymywane, przez żałość, szarpiącą mu serce, i przez ten śmiertelny smutek.<br />
{{tab}}Proboszcz od ołtarza żegnał odchodzących, a kiej się wywalili przed kościół, skropił ich wodą święconą i pobłogosławił, podnieśli zaraz chorągiew, krzyż błyszczał na czele, ktosik zaśpiewał i kompanja ruszyła w daleką drogę.<br />
{{tab}}Z Lipiec szły: Hanka, Marysia Balcerkówna, Kłębowa z córką, Grzela z krzywą gębą, Tereska z mężem, które się ochfiarowały przez całą drogę nie brać do ust nic gorącego, i parę komornic, ale wraz z ludźmi z drugich wsi zebrało się ze sto narodu.<br />
{{tab}}Odprowadzała ich cała wieś, zaś wozy, zawalone tobołami, szły na zadach. Ale mimo wczesnej godziny upał się już wzmagał, słońce ślepiło oczy i kurz podnosił się tumanami, że szli jakby w tych szarych, duszących obłokach.<br />
{{tab}}Jagusia szła z matką i z drugiemi, była strasznie zmizerowana, trzęsła się w sobie z żałości, a łykając gorzkie, sieroce łzy, patrzyła w Jasia, kieby w to słońce, juści co zdala, bo organiścina z dziećmi nie opuszczała go ani na chwilę, że nie było sposobu przemówić do niego, ni nawet stanąć mu w oczach.<br />
{{tab}}Mateusz mówił cosik do niej, to matka, to drugie, cóż, kiej tylko jedno wiedziała, że Jasio na zawsze odchodzi, że już go nigdy nie zobaczy, przenigdy.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_344" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/344"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/344|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/344{{!}}{{#if:344|344|Ξ}}]]|344}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Pod figurą na Podlesiu pożegnali kompanję, która zaraz pociągnęła dalej, wśród śpiewań oddalając się coraz barzej, aż i zginęła całkiem z oczów, a tylko kajś w rozsłonecznionych dalach, nad drogami, podnosiły się kłęby kurzawy.<br />
{{tab}}— Laczego? laczego? — jęczała, wlekąc się niby trup za powracającymi do wsi.<br />
{{tab}}— Padnę i zamrę! — myślała, czując w sobie jakby poczynanie się śmierci, szła coraz wolniej ciężej, wyzbyta ze sił skwarem, zmęczeniem i tą straszną udręką.<br />
{{tab}}— I cóż ja teraz pocznę, co? — pytała, zapatrzona w ten dzień dziwnie pusty i boleśnie ślepiący.<br />
{{tab}}Czekała z upragnieniem nocy i cichości, ale i noc nie przyniesła jej folgi ni ukoju, tłukła się do samego świtania kole chałupy, szła na drogi, poleciała nawet na Podlesie, pod figurę, kaj ostatni raz widziała Jasia, i zapiekłemi od męki oczami szukała na szerokiej, piaszczystej drodze jakby śladów jego kroków, choćby cienia po nim, choćby tej grudki ziemi, tkniętej przez niego.<br />
{{tab}}Nie było, nie było la niej nic i nikaj, nie było już zmiłowania i poratunku.<br />
{{tab}}Zabrakło jej wkońcu nawet łez, zabite smutkiem i rozpaczą oczy świeciły kiej studnie niezgłębionej boleści.<br />
{{tab}}A tylko niekiej, przy pacierzu, zrywała się ze spiekłych warg żałosna skarga.<br />
{{tab}}— I za co to wszystko, mój Boże, za co?
{{Kropki-hr}}
{{Kropki-hr}}
<br />{{---|50}}<br />
<nowiki /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_345" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/345"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/345|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/345{{!}}{{#if:345|345|Ξ}}]]|345}}'''<nowiki>]</nowiki></span><br>
{{c|XIII.}}<br />
{{tab}}U Dominikowej zrobiło się już zgoła nie do wytrzymania, Jagusia bowiem łaziła kiej nieprzytomna i o Bożym świecie nie wiedząca, Jędrzych też jeno zbywał roboty, coraz częściej przesiadując u Szymków, a w gospodarstwie czynił się taki upadek i opuszczenie, że nieraz niewydojone krowy pędzili na paśniki, świnie kwiczały z głodu i konie obgryzały drabiny, rżąc przy pustych żłobach, bo stara nie poredziła zaradzić wszystkiemu, jeszczek ona utykała o kiju, z przewiązanemi oczami, napół ślepa, to i nie dziwota, co głowa jej pękała od turbacyj.<br />
{{tab}}Bo i jakże: gnój pod pszenicę wysychał w polu, a nie miał go kto przyorać, len się już prosił o wyrywanie, ziemniaki zdałoby się jeszcze raz opleć i osypać, brakowało drew na opał, porządek gospodarski niszczał, żniwa były za pasem, roboty starczyło choćby i na dziesięć rąk, a tu szło kieby kto w nosie podłubywał. Przynajęła nawet komornicę, sama też zabiegała jak mogła i dzieci pędziła do roboty, ale Jagusia była jakby głucha na szyćkie prośby i przekładania, zaś Jędrzych na jakąś pogrozę odburknął hardo:<br />
{{tab}}— Bo ciepnę wszyćko i pójdę se we świat! Wypędziliście Szymka, to sobie tera sami róbcie! Jemu ta nie cni się za wami, chałupę ma, grosz ma, kobietę ma, krowę ma i gospodarz całą gembą. — Pyskował przemyślnie, trzymając się zdala.<br />
{{tab}}— Juści, co ten zbój poredził zaradnie wszystkiemu! — westchnęła ciężko.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_346" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/346"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/346|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/346{{!}}{{#if:346|346|Ξ}}]]|346}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A bogać że uredzi wszyćkiemu, nawet Nastusia się dziwuje!<br />
{{tab}}— Trzaby kogo przynająć, abo i zgodzić parobka... — myślała głośno.<br />
{{tab}}Jędrzych podrapał się i rzekł nieśmiało:<br />
{{tab}}— Hale, szukać obcego, kiej Szymek gotowy... żeby mu ino rzec to słowo...<br />
{{tab}}— Głupiś! Nie wyciągaj szyją, kiej do cię nie piją! — warknęła i srodze się tem zgryzła, że tak czy owak a trza będzie ustąpić i jakaś zgodę z nim zrobić.<br />
{{tab}}Jednak najbarzej martwiła się o Jagusię, na darmo bowiem próbowała się wywiedzieć, co jej jest? Jędrzych też nie wiedział, a kum nie śmiała się wypytywać, by za wiele nie dołożyły. Przez całe te trzy dni, po wyjściu kompanji do Częstochowy, błąkała się w przeróżnych domysłach kieby w tej uprzykrzonej ćmie, jaż dopiero w sobotę po południu, doprowadzona już do ostatka, wzięła sielnego kaczora pod pachę i poszła na plebanję.<br />
{{tab}}Wróciła nad wieczorem zburzona, kiej ta noc jesienna, spłakana i ciężko wzdychająca, nie odzywała się do nikogo, aż po kolacji, kiej ostała sama z Jagusią, przywarła drzwi do sieni i rzekła:<br />
{{tab}}— A wiesz, co rozpowiadają o tobie i Jasiu?<br />
{{tab}}— Nie ciekawam plotów! — odrzekła niechętnie, podnosząc zgorączkowane oczy.<br />
{{tab}}— Ciekawaś czy nie, a powinnaś wiedzieć, że przed ludźmi nic się nie uchowa! A kto cicho robi, o tym głośno mówią! A o tobie wygadują, że niech Bóg broni!<br />
{{tab}}Rozpowiedziała szeroko, czego się dowiedziała od proboszcza i organistów.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_347" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/347"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/347|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/347{{!}}{{#if:347|347|Ξ}}]]|347}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Zaraz w nocy zrobiły nad nim sąd, organista zerżnął mu skórę, ksiądz swoje cybuchem dołożył i, by ustrzec przed tobą, wyprawili go do Częstochowy. Słyszysz to? Pomiarkujże coś narobiła! — krzyknęła groźnie.<br />
{{tab}}— Jezus Marja! Biły go! Jasia biły! — zerwała się, gotowa lecieć na jego obronę, ale jeno zakrzyczała przez zaciśnięte zęby:<br />
{{tab}}— Ażeby im kulasy poodpadały, żeby ich nie oszczędziła zaraza! — I zapłakała, z zaczerwienionych oczów polały się strugi gorzkich łez, a wszystkie rany duszy spłynęły jakby tą żywą, serdeczną krwią.<br />
{{tab}}Ale Dominikowa, nie bacząc na to, jęła ją bić, niby kijem, przypominkami wszystkich przewin i grzechów, nie darowała ani jednego, wypominając, co ją tylko żarło oddawiendawna i nad czem srodze bolała.<br />
{{tab}}— To musi się już raz skończyć, rozumiesz! Tak ci już dalej żyć niesposób! — krzyczała coraz zawzięciej, chociaż palące łzy ciekły jej z pod szmat przewiązujących oczy. — Żeby cię mieli za najgorszą, żeby cię już wytykali palcami! Taki wstyd na moje stare lata, taki wstyd, mój Jezu — jęczała rozpaczliwie.<br />
{{tab}}— I wyście pono za młodu byli nielepsi! — trzasnęła ją złem słowem.<br />
{{tab}}Siara tak się zaniesła gniewem, że ledwie już wybełkotała:<br />
{{tab}}— Choćby świętemu, a nie przepuszczą!<br />
{{tab}}Nie śmiała już się więcej pastwić nad nią, zaś Jagusia wzięła się prasować jakieś fryzki na jutro; wieczór szedł wiejny, szumiały drzewa, po niebie, {{pp|za|walonem}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_348" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/348"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/348|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/348{{!}}{{#if:348|348|Ξ}}]]|348}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|za|walonem}} drobnemi chmurami, leciał księżyc, kajś na wsi śpiewały dzieuchy, a jakieś skrzypki rzępoliły drygliwą wielce nutą.<br />
{{tab}}Przed oknami rozległ się głos przechodzącej wójtowej:<br />
{{tab}}— Jak wczoraj pojechał do kancelarji, tak i przepadł...<br />
{{tab}}— Pojechał z pisarzem do powiatu, jeszcze wczoraj na noc. — Powiadał sołtys, jako wezwał ich do siebie naczelnik — odpowiadał Mateusz.<br />
{{tab}}Gdy przeszli, stara odezwała się znowu, ale już łagodniej:<br />
{{tab}}— Czemu to przepędziłaś z chałupy Mateusza?<br />
{{tab}}— Bo mi obmierzł i poco tu będzie wysiadywał! nie szukam se chłopa!<br />
{{tab}}— Czasby ci już było obejrzeć się za którym, czas! Zarazby i ludzie przestali cię napastować! Choćby i Mateusz, też nie do pogardzenia, chłop zmyślny, poczciwy...<br />
{{tab}}Długo się nad nim rozwodziła i wielce zachętliwie, ale Jagusia nie odezwała się ani słóweczkiem, zajęta robotą i swojemi strapieniami, że stara dała spokój i wzięła się do różańca. Na dworze pocichły już głosy, tylko drzewiny szarpały się z wiatrem i młyn turkotał, noc była późna, księżyc jakby całkiem zatonął w zwałach, że jeno kajś niekaj świeciły obrzeża chmur i wydzierały się snopy brzasków.<br />
{{tab}}— Jaguś, trza ci jutro do spowiedzi. Lżej ci będzie, jak zbędziesz się grzechów.<br />
{{tab}}— Co mi tam, nie pójdę!<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_349" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/349"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/349|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/349{{!}}{{#if:349|349|Ξ}}]]|349}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Nie chcesz do spowiedzi! — Aż głos jej schrypnął ze zgrozy.<br />
{{tab}}— A nie. Ksiądz do kary to skory, ale z pomocą to się nikomu nie pokwapi...<br />
{{tab}}— Cicho, żeby cię Pan Jezus nie skarał za takie grzeszne gadanie! A ja ci mówię, do spowiedzi idź, pokutuj i Boga proś, to ci się jeszcze wszystko przemieni na dobre.<br />
{{tab}}— A mało to mam pokuty, co? A cóżem to zgrzeszyła? Za co? To pewnie za moje kochanie i za moje cierpienia taka mnie spotyka nadgroda, co? Że już co najgorsze we świecie, to mnie spotkało! — skarżyła się żałośnie.<br />
{{tab}}Nie przeczuwała nawet biedula, że spadnie na nią jeszcze cosik gorsze i bardziej niespodziane i bardziej niesprawiedliwe.<br />
{{tab}}Nazajutrz bowiem, w niedzielę, przed sumą gruchnęła po wsi wieść, zgoła niepodobna do wiary, że wójta aresztowali za brak pieniędzy w kasie gminnej.<br />
{{tab}}Niesposób było zrazu uwierzyć i, chociaż prawie z każdą godziną ktosik przylatywał z nową i coraz gorszą przykładką, jeszcze nie brali tego zbytnio do serca.<br />
{{tab}}— Próżniaki wymyślą se co niebądź i roztrząsają se la zabawy! — mówili poważniejsi.<br />
{{tab}}Ale uwierzono, gdy kowal wrócił z miasta i wszystko co do słowa potwierdził, a Jankiel w południe powiedział do całej gromady:<br />
{{tab}}— Wszystko prawda! W kasie brakuje pięć tysięcy, zabierą mu zato całą gospodarkę, a jak będzie jeszcze mało, Lipce muszą za niego dopłacić!<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_350" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/350"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/350|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/350{{!}}{{#if:350|350|Ξ}}]]|350}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Wzburzyło to wszystkich, że niech Bóg broni, jakże, bieda wszędy jaże piszczy, do garnka niema co włożyć, niejeden się zapożyczył, aby jeno dociągnąć do żniw, a tu przyjdzie płacić za złodzieja! Tego było już za wiela na ludzką cierpliwość, to i nie dziwota, że cała wieś jakby się wściekła ze złości, klątwy, pogrozy i wyzwiska posypały się, kieby kamienie:<br />
{{tab}}— Ażebyś, ścierwo, skapiał, jak ten pies!<br />
{{tab}}— Nie trzymałem z nim spółki, to i płacił za niego nie będę.<br />
{{tab}}— Ani ja! Balował se, używał, a ty cierp za cudze! — pogadywali tak sfrasowani, jaże niejednemu płakać się chciało z markotności.<br />
{{tab}}— Dawno miałem oko na niego i mówiłem, do czego to idzie, przekładałem, nie słuchaliśta i tera mata bal! — dogadywał z rozmysłem stary Płoszka, pomagała mu Płoszkowa, rozpowiadając, kto jeno chciał słuchać.<br />
{{tab}}— Wiecie, Antek już wyrachował, co na wspomożenie pana wójta zapłacim po trzy ruble z morgi, ale za takiego przyjaciela nie żal i po dziesięć...<br />
{{tab}}I tak te wiadomości przygnębiły ludzi, że mało wiela poszło do kościoła, a jeno radzili, użalając się pospólnie, że pełno było w opłotkach, przed chałupami, a zwłaszcza nad stawem, napróżno się przytem głowiąc, kaj zadział tylachna pieniędzy.<br />
{{tab}}— Musieli go podebrać, niesposób, aby tyla sam jeden zmarnował.<br />
{{tab}}— Pisarzowi zawierzał, a wiadomo, jakie to ziółko!<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_351" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/351"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/351|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/351{{!}}{{#if:351|351|Ξ}}]]|351}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Szkoda człowieka, nama juści zrobił krzywdę, ale sobie najgorszą! — mówili poniektórzy co stateczniejsi, a na to wraziła między nich tłuste brzucho Płoszkowa i dalejże nibyto żałująco wyrzekać i trzeć suche ślepie:<br />
{{tab}}— A mnie żal wójtowej! Biedna kobieta, panią se była i nos zadzierała, a teraz co! Chałupę wezmą, grunt przedadzą i na komorne pójść pójdzie chudzina, na wyrobek. I żeby se chociaż użyła!<br />
{{tab}}— A mało to jeszcze wysmakowała dobrego! — wrzasnęła Kozłowa, wtórując gorąco, jeno na drugi sposób — używały se ścierwy, kieby jakie dziedzice. Co dnia jadły mięso! Wójtowa pół garczka cukru kładła se do kawy, a czysty harak pili szklankami! Widziałam, jak zwoził z miasta całe półkoszki przeróżnych przysmaków. A z czegoż to im brzuchy spęczniały, przecież nie z postu!<br />
{{tab}}Słuchali rozważnie, choć wkońcu pletła już trzy po trzy, ale dopiero organiścina trafiła wszystkim do serca, nalazła się na wsi nibyto przypadkiem i, posłuchawszy rozmów, rzekła odniechcenia:<br />
{{tab}}— Jakie, to nie wiecie, na co wójt wydał tyle pieniędzy?<br />
{{tab}}Jęli się cisnąć dokoła i pytać, niewoląc ją do odpowiedzi.<br />
{{tab}}— Stracił na Jagusię, wiadomo.<br />
{{tab}}Tego się nie spodziewano, więc jeno w zdumieniu spozierali po sobie.<br />
{{tab}}— Już cała parafja mówi o tem od wiosny! Ja wam nie rozpowiem, ale spytajcie się kogo bądź, choćby z Modlicy, a dowiecie się całej prawdy!<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_352" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/352"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/352|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/352{{!}}{{#if:352|352|Ξ}}]]|352}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}I odeszła, jakby nie chcąc się zdradzić, ale baby jej nie puściły, przyparły kajś do płota, tak molestowały, że zaczęła im rozpowiadać na niby pod sekretem: jakie to wójt przywoził dla Jagusi piesztrzonki ze szczerego złota, a jakie chustki jedwabne, a jakie płótna cieniuśkie, a jakie korale, a ile to jej nadawał gotowych pieniędzy! Juści co cyganiła, jaże się kurzyło, ale święcie uwierzyły, tylko jedna Jagustynka ozwała się gniewnie:<br />
{{tab}}— Klituś, bajduś, módl się za nami. Widziała to pani?<br />
{{tab}}— A widziałam i mogę przysięgnąć nawet w kościele, że dla niej ukradł, dla niej, a może go nawet namówiła! Ho, ho, gotowa ona na wszystko, nic dla niej niema świętego, bez wstydu już i sumienia! Jak ta rozciekana suka, lata po wsi, a roznosi jeno zgorszenie i nieszczęście! Nawet mojego Jasia zwieść chciała, chłopiec niewinny, jak dziecko, to uciekł od niej i wszystko mi opowiedział! Czy to nie zgroza, księdzu nawet nie daje spokoju! — gadała prędko, ledwie już dysząc od złości.<br />
{{tab}}Jakby iskra padła na prochy, tak buchnęły naraz wszystkie dawne urazy do Jagusi, wszystkie zazdroście i gniewy i nienawiście; jęły wypominać, co ino która miała na wątpiach, że podniósł się niewypowiedziany wrzask. Krzyczały jedna przez drugą i coraz zapamiętalej.<br />
{{tab}}— Że to taką święta ziemia nosi!<br />
{{tab}}— A przez kogo pomarł Maciej? Wspomnijcie jeno sobie!<br />
{{tab}}— Całej wsi przyjdzie pokutować za taką zapowietrzoną!<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_353" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/353"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/353|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/353{{!}}{{#if:353|353|Ξ}}]]|353}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— I nawet księdza chciała przywieść do grzechu! Jezu, bądź nam miłościwy!<br />
{{tab}}— A wiela to już było przez nią pijatyk, swarów, a obrazy Boskiej!<br />
{{tab}}— Zakała całej wsi! Już przez nią Lipce wytykają palcami!<br />
{{tab}}— Morowe powietrze niegorsze, niźli taka zaraza.<br />
{{tab}}— Póki taka jest we wsi, potąd ciągle będzie grzech, rozpusta i zło, bo dzisiaj wójt ukradł dla niej, a jutro zrobi to samo drugi!<br />
{{tab}}— Kijami zatłuc i ścierwo rzucić psom!<br />
{{tab}}— Wygnać ją ze wsi, wypędzić na bory i lasy, kiej tę zarazę!<br />
{{tab}}— Wypędzić! Jedyna rada! Wypędzić — zawrzeszczały rozsrożone, gotowe już na wszystko i z namowy organiściny pociągnęły do wójtowej<br />
{{tab}}Wyszła do nich, zapuchnięta od płaczu, a tak zbiedzona, tak nieszczęśliwa i rozlamentowana, że wzięły ją ściskać, płacząc nad nią i użalając się ze wszystkiego serca.<br />
{{tab}}Dopiero po jakimś czasie organiścina wspomniała jej o Jagusi.<br />
{{tab}}— Święta prawda! Ona wszystkiemu winowata, ona — zalamentowała rozpacznie. — Ten tłuk sobaczy, ta piekielnica! Ażebyś zdechła pod płotem za moją krzywdę, ażeby cię robaki roztoczyły za mój wstyd, za moje nieszczęście! — padła kajś na ławę, tarzając się w niewypowiedzianej męce i szlochaniu.<br />
{{tab}}Napłakały się nad nią dowoli, nabiedziły i rozeszły się do domu, bo słońce kłoniło się już ku {{pp|zacho|dowi}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_354" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/354"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/354|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/354{{!}}{{#if:354|354|Ξ}}]]|354}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|zacho|dowi}}. Ostała tylko organiścina i, zamknąwszy się z nią, cosik ważnego uradziły, gdyż jeszcze przed zmierzchem poleciały na wieś, po chałupach, rozpoczynając jakąś cichą i tajną robotę.<br />
{{tab}}Przystały do nich Płoszki, przyniewoliły jeszcze niektórych i poszli razem do proboszcza, wysłuchał wszystkiego, ale rozłożył ręce i zawołał:<br />
{{tab}}— Nie mieszam się do niczego, róbcie, co chcecie, ja nie wiem o niczem i jutro z rana jadę do Żarnowa na cały dzień!<br />
{{tab}}Wieczór uczynił się wielce swarliwy, pełen narad, sprzeczek i tajemniczych szeptów, a gdy już ciemna noc zapadła, wszyscy zmówieni zeszli się do karczmy i, ugaszczani przez organistów, jęli znowu radzić i deliberować. A zeszli się co najpierwsi gospodarze i prawie wszystkie żeniate kobiety i uradzali już dość długo, gdy Płoszkowa zakrzyczała:<br />
{{tab}}— A kajże to Antek Boryna? Cała wieś się zebrała, on pierwszy w Lipcach gospodarz, to przez niego nie można radzić, będzie nieważne.<br />
{{tab}}— Prawda, posłać po niego! Musi przyjść! Bez niego nie można! — wrzeszczeli.<br />
{{tab}}— A może będzie jej bronił, kto wie? — szepnęła któraś.<br />
{{tab}}— Śmiałby to całej wsi się przeciwić! Kiej wszystkie, to wszystkie!<br />
{{tab}}Kopnął się po niego sołtys i z łóżka musiał ściągać, bo już był spał.<br />
{{tab}}— Musicie iść i powiedzieć swoje! A nie pójdziecie, to powiedzą, co ją osłaniacie i przeciwko {{pp|gro|madzie}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_355" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/355"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/355|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/355{{!}}{{#if:355|355|Ξ}}]]|355}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|gro|madzie}} nasprzeciw idziecie! Baby wam nie darują dawnych grzechów. Chodźcież, raz trzeba z tem skończyć.<br />
{{tab}}I poszedł, chociaż z ciężkiem sercem, bo iść musiał.<br />
{{tab}}Karczma była jakby nabita, że trudno już było palec wrazić, i wrzało zcicha, gdyż organista stojał właśnie na ławie i prawił nibyto kazanie.<br />
{{tab}}— ...i drugiego sposobu niema! Wieś to jak ten dom, niech jeden złodziej wyjmie z pod niego przyciesię, niech drugi złakomi się na belki, a trzeciemu zechce się wyjąć kawał ściany, to wkońcu chałupa się zwali i na śmierć wszystkich przygniecie! Wymiarkujcie to sobie dobrze! A niechże tu każdemu będzie wolno kraść, rozbijać, krzywdzić, rozpustę czynić, to i cóż się stanie ze wsią? Powiadam wam, nie wieś to już będzie, a jeno ten chlew djabelski, a hańba i wstyd la poczciwych! Że omijać ją będą zdaleka i żegnać się na jej przypomnienie! Ale mówię wam, że prędzej czy później kara Boska na taką wieś spaść musi, jak spadła na ową Sodomę i Gomorę! Spadnie i wszystkich wytraci, bo wszyscy są zarówno winni, tak ci, którzy źle robią, jak i ci, którzy pozwalają rozrastać się złemu! Pismo święte nas poucza: jeśli zgorszy cię ręka twoja, odetnij ją; a jeśli zgrzeszyło oko, wyłup je i ciśnij psom! Jagusia, mówię wam, to gorsza od moru, gorsza od zarazy, bo sieje zgorszenie, grzeszy przeciw wszystkim przykazaniom i ściąga na wieś gniew Boży i jego straszną pomstę! Wypędźta ją póki jeszcze czas! Już się przebrała miarka jej grzechów i przyszedł czas na pokaranie! — ryczał kiej byk, jaże mu oczy wyłaziły z rozczerwienionej twarzy.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_356" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/356"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/356|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/356{{!}}{{#if:356|356|Ξ}}]]|356}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Juści! Pora! Naród mocen jest karać i mocen wynadgradzać! Wygnać ją ze wsi! Wygnać! — wrzeszczeli coraz głośniej.<br />
{{tab}}Prawił jeszcze Grzela, wójtów brat, przemawiał stary Płoszka, pyskował Gulbas, ale mało kto słuchał, bo już wszyscy wraz mówili. Organiścina cięgiem rozpowiadała, jak to było z Jasiem, wójtowa też swoje krzywdy każdemu w uszy kładła, a i drugie pofolgowały se niezgorzej, że już wrzało kiej na jarmarku.<br />
{{tab}}Tylko Antek się nie odzywał, stojał przy szynkwasie chmurny, kiej noc, z zaciętemi zębami, pobladły od męki, a przychodziły na niego takie minuty, że chciało mu się chycić ławę i prać nią te wszystkie rozwrzeszczone pyski, a obcasami tratować kiej to paskudne robactwo, i tak mu się już wszystko zmierziło, iż pił kieliszek po kieliszku, a spluwał jeno i klął cicho.<br />
{{tab}}Podszedł doń Płoszka i głośno na całą karczmę zapytał:<br />
{{tab}}— Już wszystkie zgodziły się na jedno, że Jagusię trza wygnać ze wsi. — Rzeknij i ty swoje, Antoni.<br />
{{tab}}Przycichło nagle w karczmie, wszystkie oczy wlepiły się w niego, byli prawie pewni, że się sprzeciwi, ale on odsapnął, wyprostował się i rzekł głośno:<br />
{{tab}}— W gromadzie żyję, to i z gromadą trzymam! Chceta ją wypędzić, wypędźta; a chceta se ją posadzić na ołtarzu, posadźta! Zarówno mi jedno!<br />
{{tab}}Odsunął ręką zalegających mu drogę i wyszedł, nie patrząc na nikogo.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_357" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/357"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/357|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/357{{!}}{{#if:357|357|Ξ}}]]|357}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Długo jeszcze po jego wyjściu radzili, prawie do samego świtania, a rankiem wiedzieli już wszyscy, że postanowiono wypędzić ze wsi Jagusię.<br />
{{tab}}Mało kto stawał w jej obronie, bo każdego zakrzyczeli, tylko jeden Mateusz, nie uląkłszy się nikogo, klął wszystkich w oczy i pomstował na całą wieś, że, już rozwścieklony do ostatka, poleciał szukać ratunku u Antka.<br />
{{tab}}— Wiesz o Jagusi? — blady był, kiej trup, i cały dygotał.<br />
{{tab}}— A wiem, prawo za niemi! — rzekł krótko, myjąc się pod studnią.<br />
{{tab}}— Żeby ich mór z takiem prawem! To robota organistów! Jakże, dopuścim do takiej niesprawiedliwości! Cóżto komu zawiniła? A o co ją winią, to nieprawda, czyste cygaństwo! Jezu, żeby się ważyli wyganiać człowieka, jak tego wściekłego psa. Niesposób, żeby to miało być!<br />
{{tab}}— Sprzeciwisz się to całej gromadzie?<br />
{{tab}}— Rzekłeś, jakbyś z niemi trzymał — zawarczał z groźnym wyrzutem.<br />
{{tab}}— Z nikim nie trzymam, ale i tyla mi do niej, co do tego kamienia.<br />
{{tab}}— Ratuj, Antek, poradź co niebądź. Laboga, już mi się we łbie mąci! pomiarkuj ino, cóż ona pocznie, kaj się podzieje? A psiekrwie, zbóje, wilki jedne. Siekierę chyba chycę i będę rąbał, a nie dopuszczę, nie dopuszczę!<br />
{{tab}}— Nic ci nie pomogę. Postanowili, to cóż znaczy jeden sprzeciw, nic.<br />
{{tab}}— Masz do niej złość! — zawrzeszczał niespodzianie.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_358" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/358"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/358|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/358{{!}}{{#if:358|358|Ξ}}]]|358}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Mam złość, czy nie, nic komu do tego — powiedział surowo i, wsparty o studnię, zapatrzył się kajś daleko. Bolesnym kłębem zwiły się w nim jeno przytajone, a wiecznie czujne miłowania i zazdroście, że chwiał się w sobie z pojękiem, niby drzewo targane przez wichurę.<br />
{{tab}}Obejrzał się naraz, Mateusza już nie było, a wieś wydała mu się jakaś obca i dziwnie przykra i strasznie rozwrzeszczana.<br />
{{tab}}Prawda, co i ten dzień pamiętny także był jakiś niezwyczajny. Słonce wlekło się blade i jakby {{korekta|obrzękłe|obrzękłe,}} duszno było na świecie i strasznie gorąco, niebo wisiało nisko, zawalone paskudnemi chmurzyskami, wiater zrywał się co chwila i zamiatał, a nad drogami podnosiły się kłęby kurzawy, miało się na burzę, kajś nad borami jakby się łyskało.<br />
{{tab}}Zaś między ludźmi już się srożyła sielna zawierucha, latali po wsi, kieby poszaleli, kłótnie wrzały po wszystkich chałupach, jakieś baby pobiły się nad stawem, psy ujadały bezustannie, prawie nikt nie wyszedł w pole do roboty, bydło, nie wypędzone na paszę, ryczało po oborach, nawet mszy tego dnia ksiądz nie odprawił i wyjechał równo ze świtem, zamęt podnosił się coraz większy i niespokojność rosła z minuty na minutę.<br />
{{tab}}Antek, dojrzawszy, że w organistowych opłotkach zbiera się coraz więcej narodu, wziął kosę na ramię i śpiesznie poszedł w pole, pod las.<br />
{{tab}}Przeszkadzał mu wiatr, plącząc zboże i bijąc piaskiem w oczy, ale wparł się w zagon i jął siec, spokojnie nasłuchując zarazem dalekich gwarów.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_359" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/359"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/359|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/359{{!}}{{#if:359|359|Ξ}}]]|359}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Może to już — przemknęło mu naraz przez głowę, serce zatłukło, kieby młotem, gniew nim zatargał, i rozprężył grzbiet, już miał rzucić kosę i lecieć na ratunek, ale opamiętał się jeszcze wporę,<br />
{{tab}}— Kto zawinił, niech weźmie karę. A niechta, a niechta.<br />
{{tab}}Żyta z chrzęstem kłoniły mu się do nóg i biły w niego niby rozkolebane wody, wiater rozwiewał mu włosy i suszył twarz, spotniałą z męki, oczy prawie nic nie widziały, jakby już wszystek był tam, przy Jagusi, że tylko twarde, przyuczone ręce same wodziły kosę, kładąc pokos za pokosem.<br />
{{tab}}Wiatr przyniósł od wsi jakiś długi, przeciągły krzyk.<br />
{{tab}}Rzucił kosę i przysiadł pod żytnią ścianą, jakby się wparł w ziemię, jakby się jej czepił całą mocą, zaś cały się jej ujął, jakby w żelazne pazury, i zdzierżył, i nie dał się, chociaż oczy latały nad wsią, niby oszalałe ptaki, choć serce skwierczało z trwogi, choć trząsł się i dygotał z niepokoju.<br />
{{tab}}— Wszyćko musi iść po swojemu, wszyćko. Trza orać, by siać, trza siać, by zbierać, a co jeno przeszkadza, trza wyplenić, kiej zły chwast — mówił w nim jakiś surowy, prawieczny głos, jakby tej ziemie i tych ludzkich siedlisk.<br />
{{tab}}Buntował się jeszcze, ale już słuchał coraz pokorniej.<br />
{{tab}}— Juści, że każdy ma prawo bronić się przed wilkami, każdy.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_360" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/360"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/360|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/360{{!}}{{#if:360|360|Ξ}}]]|360}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Chyciły go jakieś ostatnie żałoście i myśli, kiej lute kąśliwe wichry, owiały go mrocznym tumanem, ponosząc z miejsca.<br />
{{tab}}Porwał się na nogi, naostrzył kosę osełką, przeżegnał się, splunął w garście i jął się do roboty, waląc pokos za pokosem z taką zapamiętałością, jaże świstało płytkie ostrze kosy i pojękiwały ściany żyta.<br />
{{tab}}A tymczasem na wsi nastał straszny czas sądu i kary, że już i nie opowiedzieć, co się tam wyrabiało. Jakoby dur ogarnął Lipce, a ludzie zgoła się powściekali, bo, co jeno było rozważniejsze, pozamykało się w chałupach lub uciekło na pola, zaś reszta, pozbierana nad stawem w gromady i jakby opita złością, wrzała coraz zapalczywiej, jurząc się nawzajem krzykami, że już każden się wydzierał, każden pomstował, każden się srożył wraz, czyniąc przeraźliwy warkot, podobien dalekim i groźnym grzmotom.<br />
{{tab}}I w jakiejś minucie cała wieś ruszyła do Dominikowej, kieby ten wezbrany, szumiący potok, wiedła organiścina z wójtową, a za niemi przepychało się z rykiem całe rozjuszone stado.<br />
{{tab}}Wdarli się do chałupy, kiej burza, jaże zadygotały ściany, Dominikowa zastąpiła drogę, to ją stratowali, Jędrzych skoczył bronić i w oczymgnienie zrobili z nim to samo, wreszcie Mateusz chciał ich powstrzymać przed komorą i, chociaż prał drągiem, chociaż bronił całą mocą, ale nie wyszło i Zdrowaś, już leżał kajś pod ścianą z rozbitym łbem i nieprzytomny.<br />
{{tab}}Jagusia była zaparta w alkierzu, a kiej wyrwali drzwi, stała przytulona do ściany i nie broniła się, nie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_361" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/361"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/361|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/361{{!}}{{#if:361|361|Ξ}}]]|361}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wydała nawet głosu, blada była kiej trup, a w oczach, szeroko rozwartych, gorzało ponure płomię grozy i śmierci.<br />
{{tab}}Sto rąk wyciągnęło się po nią, sto rąk głodnemi, chciwemi pazurami chwyciło ją ze wszystkich stron, wyrwało niby kierz, płytko wrośnięty w ziemię, i powlekło w opłotki.<br />
{{tab}}— Związać ją, wyrwie się jeszcze i ucieknie — rozrządziła wójtowa.<br />
{{tab}}Na drodze stał już gotowy wóz, nałożony swińskim nawozem po wręby desek i zaprzężony we dwie czarne krowy, rzucili ją na gnój związaną, niby barana, i ruszyli wśród piekielnego zamętu; urągliwe wyzwiska, śmiechy i przekleństwa posypały się za nią kiej grad, po stokroć zabijający.<br />
{{tab}}Ale przed kościołem cały pochód przystanął.<br />
{{tab}}— Trza ją zewlec do naga i pod kruchtą wysiec rózgami! — krzyknęła Kozłowa.<br />
{{tab}}— Zawdy takie bili pod kościołem! Do pierwszej krwi, bierzta ją! — wrzeszczały.<br />
{{tab}}Na szczęście, brama smętarza była zawarta, zaś we furtce stojał Jambroż z proboszczowską strzelbą w ręku i, skoro się wstrzymali, ryknął z całej piersi:<br />
{{tab}}— Kto się poważy wejść na kościelne, zastrzelę, jak mi Bóg miły. Ubiję jak psa — groził i tak jakoś strasznie patrzał, gotując broń, jakby do strzału, że, poniechawszy zamiaru, ruszyli dalej na topolową.<br />
{{tab}}Zaczęli nawet pośpieszać, gdyż burza mogła wybuchnąć leda chwila, niebo posępniało coraz barzej, wiater bił w topole, jaże się pokładały, kurzawa zrywała się z pod nóg, zasypując oczy, i stronami hurkotały grzmoty <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_362" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/362"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/362|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/362{{!}}{{#if:362|362|Ξ}}]]|362}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Poganiaj, Pietrek, prędzej — przynaglali, rozglądając się niespokojnie po niebie, przycichli jakoś, szli bezładnie bokami drogi, bo środkiem był srogi piasek, że tylko niekiedy co tam któraś zawziętsza, dopadłszy wozu, ulżyła se, pokrzykując zajadle:<br />
{{tab}}— Ty świnio! ty tłumoku! A do sołdatów, łajdusie zapowietrzony.<br />
{{tab}}— Używałaś, to nażrej się teraz wstydu, posmakuj zgryzoty! — darły się nad nią.<br />
{{tab}}Pietrek, parobek Borynów, któren powoził, bo żaden drugi nie chciał, szedł przy wozie, smagał krowy, a skoro jeno upatrzył porę, szeptał do niej litośnie:<br />
{{tab}}— Już niedaleczko... pomsty za taką krzywdę... ścierpcie ino...<br />
{{tab}}Zaś Jagusia w postronkach, na gnoju, zbita do krwi, w porwanem odzieniu, pohańbiona na wieki, skrzywdzona ponad człowiecze wyrozumienie i nieszczęsna ponad wszystko, leżała, jakby już nie słysząc, ni czując, co się dzieje dokoła, tylko żywe łzy nieustanną strugą ciekły po jej twarzy posiniaczonej, a niekiedy wzniesła się pierś, niby w tym krzyku skamieniałym.<br />
{{tab}}— Prędzej, Pietrek! prędzej! — wołali coraz częściej, rosła w nich bowiem niecierpliwość, jakby opamiętanie, że już prawie w dyrdy dosięgli granicznych kopców pod samym lasem.<br />
{{tab}}Podnieśli deski woza i wraz z gnojem, jak to ścierwo obmierzłe, rzucili, jaże ziemia pod nią jęknęła, padła wznak i nawet się nie poruszyła.<br />
{{tab}}Dopadła jej wójtowa i, kopnąwszy nogą, zawrzeszczała:<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_363" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/363"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/363|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/363{{!}}{{#if:363|363|Ξ}}]]|363}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A wrócisz do wsi, to cię zaszczujemy psami! — podniesła jakąś grudę czy kamień i grzmotnęła w nią z całej siły — za krzywdę moich dzieci!<br />
{{tab}}— Za wstyd całej wsi! — biła ją druga.<br />
{{tab}}— Byś sczezła na wieki!<br />
{{tab}}— By cię święta ziemia wyrzuciła!<br />
{{tab}}— Byś zdechła z głodu i pragnienia!<br />
{{tab}}Biły w nią głosy, grudy ziemi, kamienie i przygarście piachu, a ona leżała, kiej kłoda, zapatrzona jeno w rozkolebane nad sobą drzewa.<br />
{{tab}}Spochmumiało nagle na świecie, zaczął padać deszcz gruby i ziarnisty.<br />
{{tab}}Pietrek z wozem cosik się zamarudził, że, już nie czekając na niego, wracali kupami, a jakoś dziwnie cicho, ale gdzieś w połowie drogi spotkali Dominikową, szła okrwawiona w potarganej odzieży, zaszlochana i z trudem macająca kijem drogę, a gdy pomiarkowała, kto ją wymija, wybuchnęła strasznym głosem:<br />
{{tab}}— Ażeby was mór! Ażeby was zaraza! Ażeby was ogień i woda nie szczędziły!<br />
{{tab}}Każden jeno głowę wtulił w ramiona i uciekał zestrachany.<br />
{{tab}}A ona wielkiemi krokami pobiegła na ratunek Jagusi.<br />
{{Kropki-hr}}
{{Kropki-hr}}
{{tab}}Burza rozsrożyła się już na dobre, niebo posiniało kiej wątroba, kurz zakotłował wielgachnemi kłębami, topole z jakiemś szlochaniem i krzykiem przyginały się do ziemi, zawyły wiatry i jęły coraz zapamiętalej walić <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_364" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/364"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/364|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/364{{!}}{{#if:364|364|Ξ}}]]|364}}'''<nowiki>]</nowiki></span>się na zboża, pierzchające we wszystkie strony, i rycząc, kiej byki zjuszone, rypnęły w lasy zwarte, rozchybotane i wniebogłosy szumiące.<br />
{{tab}}Grzmoty już szły za grzmotami, przewalając się z turkotem wskroś całego świata, jaże ziemia dygotała i chałupy się trzęsły.<br />
{{tab}}Zwite kołtuny miedziano-granitowych chmur zwiesiły nisko spęczniałe, opuchłe kałduny i coraz to któraś się rozpękła, trzasnął pierun i buchały potoki oślepiającej jasności.<br />
{{tab}}Niekiedy sypał rzadki grad, trzeszcząc po liściach i gałęziach.<br />
{{tab}}A w sinej ćmie dnia, kurzawy i gradów targały się rozpaczliwie drzewa, krzaki i zboża, jakby rwiąc się do ucieczki, ale bite wichurą ze wszystkich stron, ślepione piorunami, obłąkane hukiem, kręciły się jeno i szarpały z dzikim poświstem, a kajś zwysoka, przez chmury, ciemnicę i rozwieję przelatywały modre błyskawice, leciały niby stado wężów ognistych, leciały wyrwane skądciś i niewiadomo kaj ciskane, leciały migotliwe i zagubione, oślepiające wszystek świat, a ślepe i nieme, kiej dola człowiekowa. I trwało tak z przerwami do samego wieczora, dopiero na samym zmierzchu całkiem się uspokoiło i przyszła noc cicha, ciemna i chłodnawa.<br />
{{tab}}A nazajutrz dzień podniósł się bardzo cudny, niebo było bez chmur i modrzało kiej opłakane, ziemia polśniewała rosami, śpiewały radośnie ptaki, a wszelaki stwór pławił się z lubością w rzeźwem, pachnącem powietrzu.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_365" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/365"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/365|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/365{{!}}{{#if:365|365|Ξ}}]]|365}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Zaś w Lipcach wróciło wszystko do dawnego, ale skoro jeno słońce wyniesło się na parę chłopa, to, jakby zmówieni, wszyscy zaczęli wychodzić do żniwa, że ano z każdej chałupy ruszali całą gromadą, z każdej chałupy błyskały sierpy i kosy, z każdego obejścia wytaczały się wozy na miedze i polne drożyny.<br />
{{tab}}A kiej sygnaturka zaświegotała na kościele, już każden stojał gotowy na swoim zagonie i, posłyszawszy dzwonienie, a jak poniektórzy na co bliższych polach i przejmujące granie organów, jęli odmawiać pacierze, kto przyklękał, kto nawet modlił się na głos, kto jeno wzdychał pobożnie, nabierając przytem tchu i mocy, a każden się żegnał, w garście spluwał, nogami krzepko w zagon się wpierał, przyginał grzbiet i, żarliwie imając się sierpa czy kosy, zaczynał rznąć i kosić.<br />
{{tab}}Wielka, uroczysta cichość przejęła żniwne pola, zrobiło się jakby święte nabożeństwo znojne, nieustannej i owocnej pracy.<br />
{{tab}}Słońce podnosiło się coraz wyżej, skwar wzmagał się z godziny na godzinę, ogniste blaski zalewały pola i żniwny dzień potoczył się kiej to pszeniczne zioło i dzwonił kiej {{Korekta|zło em,|złotem,}} ciężkiem, źrałem ziarnem.<br />
{{tab}}Wieś ostała pusta i jakby wymarła, chałupy były pozawierane, bo wszystko, co jeno żyło i mogło się dźwignąć z miejsca, ruszało do żniw, że nawet dzieci, nawet stare i schorzałe, nawet pieski rwały się z postronków i ciągnęły od opustoszałych domostw za narodem.<br />
{{tab}}Że już na wszystkich polach, jak jeno było można sięgnąć okiem, w straszliwym skwarze, wśród zbóż złotawych, w rozmigotanem i ślepiącem powietrzu, od <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_366" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/366"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/366|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/366{{!}}{{#if:366|366|Ξ}}]]|366}}'''<nowiki>]</nowiki></span>świtu do późnego wieczora połyskiwały sierpy i kosy, bielały koszule, czerwieniały wełniaki, gmerali się niestrudzenie ludzie i szła cicha, wytężona robota, i nikto się już nie lenił, na somsiadów nie oglądał, o niczem drugiem nie myślał, a jeno, przygięty nad zagonem kiej wół, w pocie czoła pracował.<br />
{{tab}}Tylko jedne pola Dominikowej stojały opuszczone i jakby zapomniane; ziarno się już sypało z kłosów; zboża mdlały od suszy, a nikto się tam nawet nie pokazał, z lękliwym smutkiem odwracano od nich oczy, niejeden już wzdychał nad niemi, niejeden drapał się frasobliwie, oglądał trwożnie na drugich i potem jeszcze skwapniej przypinał się do roboty, nie pora była deliberować nad taką marnacją i upadkiem.<br />
{{tab}}Albowiem te żniwne dnie toczyły się już, kiej koła rozmigotane złocistemi szprychami słońca, i przechodziły jedne za drugiemi, a coraz szybciej, i zarówno znojne i zarówno ciężkim a radosnym trudom oddane.<br />
{{tab}}A wkrótce po paru dniach, że czas był wybrany i pogody cięgiem dopisywały, to wzięli pożęte zboża wiązać w grubachne snopy, ustawiać je na zagonach mendlami a zwolna przewozić do Lipiec.<br />
{{tab}}Że już bez przerwy toczyły się ciężkie, nastroszone wozy; toczyły się ze wszystkich pól, wszystkiemi drożynami i do wszystkich naścieżaj powywieranych stodół, jakoby sypkiem złotem nabrane fale rozlały się po drogach, podworcach i klepiskach, trzęsły się nawet nad staw, nawet u drzew nad drogami wisiały złote, słomiane brody, a wszystek świat rozpachniał się przywiędłą słomą, trawami, a miodem ziarnem.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_367" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/367"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/367|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/367{{!}}{{#if:367|367|Ξ}}]]|367}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Już gdzie niegdzie po stodołach biły cepy, śpiesznie młócące na chleb. A na przestronnych, pustoszejących polach, na złotawych rżyskach, stada gęsi bobrowały chciwie za kłosami, pasły się całe zgony owiec i krów, kaj niekaj dymiły pierwsze ognie, a już po całych dniach rozgłaszały się dzieuszyne przyśpiewki, wrzaski radosne, nawoływania, turkoty wozów i jaśniały opalone, szczęsne twarze ludzi.<br />
{{tab}}I nie położyli jeszcze żyta, to już po górkach owsy skamlały się o kosy, a jęczmiona dojrzewały prawie na oczach, a pszenice coraz złociściej rdzawiały, że nie było czasu odzipnąć, ni nawet podjeść jako tako, ale mimo tej ciężkiej pracy i takiego utrudzenia, iż niejeden zasypiał nad miską, wieczorami, kiej pościągali z pól, Lipce jaże się trzęsły od wrzawy radosnej, śmiechów, rozpowiadań, śpiewań i muzyki.<br />
{{tab}}Skończył się bowiem przednówek, stodoły były pełne, zboże sypało niezgorzej, i każden, choćby najbiedniejszy, hardo podnosił głowę, z dufnością patrzał w jutro i roił se jakoweś zdawiendawna upragnione szczęśliwości.<br />
{{tab}}Któregoś z takich żniwnych, złotych dni, kiej już zwozili jęczmiona, przechodził przez wieś ślepy dziad, wodzony przez pieska, lecz mimo spieki nikaj nie wstąpił, śpieszył się bowiem na Podlesie. Ciężko mu było dźwigać spaśny brzuch i pokręcone kulasy, to wlókł się zwolna i cięgiem pociągał nosem, uszami czujnie strzygł i, przystając przy żniwiarzach, Boga chwalił, tabaką częstował, a kiej mu jaki grosz kapnął {{pp|niespo|dzianie}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_368" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/368"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/368|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/368{{!}}{{#if:368|368|Ξ}}]]|368}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|niespo|dzianie}}, pacierze mamrotał, ale i przemyślnie, odniechcenia zagadywał o Jagusię i lipeckie sprawy.<br />
{{tab}}Niewiela się jednak wywiedział, bo go czem niebądź i niechętliwie zbywali.<br />
{{tab}}Dopiero na Podlesiu, kiej przysiadł pod figurą odzipnąć nieco, napotkał go Mateusz, rychtujący niedaleczko drzewo na kowalowy wiatrak.<br />
{{tab}}— Pokażcie mi drogę do Szymków! — prosił dziad, dźwigając się na kule.<br />
{{tab}}— Nie zażyjecie u nich wywczasu! Tam jeno płacz i zgryzota! — szepnął Mateusz.<br />
{{tab}}— Jagusia chora jeszcze? Powiadały, jako się jej cosik w głowie popsuło...<br />
{{tab}}— Nieprawda, leży jednak cięgiem i mało wiele o Bożym świecie pamięta! Kamieńby się nad nią zlitował! O ludzie, ludzie!<br />
{{tab}}— Żeby tak zatracić duszę chrześcijańską! Ale stara pono skarży całą wieś?<br />
{{tab}}— Nic nie wskóra! Wszystkie postanowiły, całą gromadą, prawo mają...<br />
{{tab}}— Straszna rzecz, gniew całego narodu, straszna! — Jaże się wstrząsł.<br />
{{tab}}— Juści, ale głupia i zła, i niesprawiedliwa! — wybuchnął Mateusz i, podprowadziwszy go pod chałupę, sam zajrzał do środka, ale rychło wyszedł, obcierając ukradkiem łzy. Nastusia przędła len pod ścianą, dziad przysiadł pobok i wyjął niebieską flaszkę.<br />
{{tab}}— Wiecie, trza tą wodą pokrapiać Jagusię trzy razy na dzień i nacierać jej ciemię, a do tygodnia jakby ręką odjął! Dały mi tę wodę zakonnice w Przyrowie.<br /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_369" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/369"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/369|[[:Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/369{{!}}{{#if:369|369|Ξ}}]]|369}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Bóg wam zapłać! Dwie niedziele już przeszło a ona cięgiem leży bez pamięci, czasami jeno rwie się kajś uciekać, lamentuje i Jasia przyzywa.<br />
{{tab}}— Jakże Dominikowa?<br />
{{tab}}— A też kiej trup, jeno przy niej {{Korekta|przesiaduje|przesiaduje.}} Nie pociągną oni długo, nie.<br />
{{tab}}— Jezu, co się marnuje narodu, Jezu! A kajże to Szymek?<br />
{{tab}}— W Lipcach siedzi, przeciek wszystko na jego głowie, bo ja muszę przy obu stróżować.<br />
{{tab}}Wetknęła mu w garść całą dziesiątkę, ale dziad wziąć nie chciał.<br />
{{tab}}— Z dobrego serca la niej przyniosłem i jeszcze jaki paciorek dołożę do Przemienienia Pańskiego! Dobra była la biednych, jak mało kto drugi na świecie, poczciwa.<br />
{{tab}}— Prawda, co miała dobre serce, prawda! A może to i bez to musi tyle przecierpieć! — szepnęła, wlekąc smutnemi oczami po świecie.<br />
{{tab}}Od Lipiec roznosiło się dzwonienie na Anioł Pański, a niekiedy dochodziły turkoty wozów, szczęki naostrzanych kos i dalekie, dalekie śpiewania, złocista kurzawa zachodu przysłaniać jęła całą wieś, i pola wszystkie, i lasy.<br />
{{tab}}Dziad podniósł się, spędził psy, poprawił torebek i, wsparłszy się na kulach, rzekł:<br />
{{tab}}— Ostańcie z Bogiem, ludzie kochane.<br />
{{c|w=85%|{{Rozstrzelony|KONIE|0.4}}C.|przed=20px|po=20px}}
{{Przypisy}}
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Władysław Stanisław Reymont}}
[[Kategoria:Chłopi (Reymont)|**]]
aqblodo2rbmd4vaapg9mvfiupquuqgb
Indeks:Poezye T. 4 (Maria Konopnicka)
102
50443
3156856
2473324
2022-08-24T19:37:19Z
Draco flavus
2058
proofread-index
text/x-wiki
{{:MediaWiki:Proofreadpage_index_template
|Tytuł=[[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV]]<br>(indeksy kolejnych tomów: [[Indeks:Poezye T. 1 (Maria Konopnicka)|I]], [[Indeks:Poezye T. 2 (Maria Konopnicka)|II]], [[Indeks:Poezye T. 3 (Maria Konopnicka)|III]], [[Indeks:Poezye T. 4 (Maria Konopnicka)|IV]], [[Indeks:Poezye T. 5 (Maria Konopnicka)|V]], [[Indeks:Poezye T. 6 (Maria Konopnicka)|VI]], [[Indeks:Poezye T. 7 (Maria Konopnicka)|VII]], [[Indeks:Poezye T. 8 (Maria Konopnicka)|VIII]], [[Indeks:Poezye T. 9 (Maria Konopnicka)|IX]], [[Indeks:Poezye T. 10 (Maria Konopnicka)|X]])
|Autor=[[Autor:Maria Konopnicka|Maria Konopnicka]]
|Tłumacz=
|Redaktor=
|Ilustracje=
|Rok=1915
|Wydawca=Gebethner i Wolff, G. Gebethner
|Miejsce wydania=
|Druk=
|Źródło=[[commons:Category:Poezye T. 4|Skany na Commons]]
|Ilustracja=[[Plik:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 009.jpg|mały]]
|Strony={{{!}} class="wikitable"
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}}
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 001.jpg|001]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 002.jpg|002]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 003.jpg|003]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 004.jpg|004]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 005.jpg|005]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 006.jpg|006]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 007.jpg|007]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 008.jpg|008]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 009.jpg|009]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 010.jpg|010]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} ITALIA
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 011.jpg|011]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 012.jpg|012]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} I. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Którzy idziemy...|Którzy idziemy...]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 013.jpg|013]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 014.jpg|014]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} Sonety włoskie
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 015.jpg|015]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 016.jpg|016]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} II. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Inwokacya|Inwokacya]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 017.jpg|017]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} III. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Incanto|Incanto]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 018.jpg|018]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} IV. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Ranek w Wenecyi|Ranek w Wenecyi]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 019.jpg|019]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} V. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Riva degli Schiavoni|Riva degli Schiavoni]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 020.jpg|020]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} VI. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/W zakrystyi na Murano|W zakrystyi na Murano]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 021.jpg|021]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} VII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/W Castel Fiorentino|W Castel Fiorentino]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 022.jpg|022]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 023.jpg|023]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} VIII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Lanca Rolanda|Lanca Rolanda]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 024.jpg|024]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} IX. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/W San Michele|W San Michele]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 025.jpg|025]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} X. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Marino Falieri|Marino Falieri]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 026.jpg|026]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XI. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/W Kartuzyi|W Kartuzyi]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 027.jpg|027]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 028.jpg|028]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} Po drodze
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 029.jpg|029]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 030.jpg|030]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Nad Ticino|Nad Ticino]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 031.jpg|031]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XIII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/W zatoce Baji|W zatoce Baji]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 032.jpg|032]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 033.jpg|033]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 034.jpg|034]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 035.jpg|035]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XIV. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Na Carignano rankiem|Na Carignano rankiem]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 036.jpg|036]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 037.jpg|037]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XV. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Na Carignano w nocy|Na Carignano w nocy]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 038.jpg|038]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 039.jpg|039]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XVI. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Nokturny rzymskie|Nokturny rzymskie]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/W »Porta Pia«|I. W »Porta Pia«]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 040.jpg|040]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/O zmierzchu|II. O zmierzchu]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 041.jpg|041]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 042.jpg|042]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 043.jpg|043]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XVII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/W starym apsydzie|W starym apsydzie]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 044.jpg|044]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 045.jpg|045]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XVIII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/W loggiach|W loggiach]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 046.jpg|046]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 047.jpg|047]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 048.jpg|048]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 049.jpg|049]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XIX. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Na Janikulum|Na Janikulum]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Jeślibym kiedy...|I. Jeślibym kiedy...]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 050.jpg|050]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Na krużganku Eremitów|II. Na krużganku Eremitów]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 051.jpg|051]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 052.jpg|052]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/W San Onofrio|III. W San Onofrio]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 053.jpg|053]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 054.jpg|054]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 055.jpg|055]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XX. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Willa Wołkońskich|Willa Wołkońskich]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 056.jpg|056]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 057.jpg|057]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 058.jpg|058]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XXI. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Zachód w Fiesole|Zachód w Fiesole]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 059.jpg|059]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 060.jpg|060]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XXII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Do wierzby w Prato|Do wierzby w Prato]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 061.jpg|061]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 062.jpg|062]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} Prace Amora
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 063.jpg|063]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 064.jpg|064]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XXIII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Z pompejańskiego fryzu|Z pompejańskiego fryzu]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 065.jpg|065]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 066.jpg|066]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 067.jpg|067]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 068.jpg|068]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 069.jpg|069]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 070.jpg|070]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 071.jpg|071]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 072.jpg|072]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} Faun
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 073.jpg|073]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 074.jpg|074]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XXIV. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Faun tańczy|Faun tańczy]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 075.jpg|075]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 076.jpg|076]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 077.jpg|077]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XXV. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Faun pijany|Faun pijany]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 078.jpg|078]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 079.jpg|079]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 080.jpg|080]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XXVI. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Faun śpiący|Faun śpiący]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 081.jpg|081]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 082.jpg|082]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} Echa florenckie
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 083.jpg|083]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 084.jpg|084]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XXVII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Poznaliśmy się|Poznaliśmy się]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 085.jpg|085]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 086.jpg|086]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XXVIII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Niechże ja teraz|Niechże ja teraz]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 087.jpg|087]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 088.jpg|088]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XXIX. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Jeszcze dotąd nie przebrzmiała|Jeszcze dotąd nie przebrzmiała]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 089.jpg|089]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 090.jpg|090]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XXX. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Ramię twe widzę|Ramię twe widzę]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 091.jpg|091]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 092.jpg|092]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XXXI. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Czy to już gwiazda|Czy to już gwiazda]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 093.jpg|093]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 094.jpg|094]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XXXII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Drzwi do cichej|Drzwi do cichej]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 095.jpg|095]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 096.jpg|096]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XXXIII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Więc ku Fiesole|Więc ku Fiesole]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 097.jpg|097]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 098.jpg|098]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XXXIV. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/A po długiem milczeniu|A po długiem milczeniu]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 099.jpg|099]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 100.jpg|100]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XXXV. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Wielka lampa|Wielka lampa]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 101.jpg|101]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 102.jpg|102]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XXXVI. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Plac widzę pusty|Plac widzę pusty]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 103.jpg|103]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 104.jpg|104]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} Madonna
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 105.jpg|105]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 106.jpg|106]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XXXVII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Cimabue|Cimabue]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 107.jpg|107]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 108.jpg|108]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 109.jpg|109]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 110.jpg|110]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 111.jpg|111]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XXXVIII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Giotto|Giotto]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 112.jpg|112]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 113.jpg|113]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XXXIX. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Vivarini|Vivarini]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 114.jpg|114]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 115.jpg|115]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 116.jpg|116]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XL. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Correggio|Correggio]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 117.jpg|117]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 118.jpg|118]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XLI. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Rafael|Rafael]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/»Sistina«|I. »Sistina«]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 119.jpg|119]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 120.jpg|120]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/»Madonna del cardellino«|II. »Madonna del cardellino«]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 121.jpg|121]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 122.jpg|122]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XLII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Luini|Luini]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 123.jpg|123]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 124.jpg|124]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XLIII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Ignotus. »Virgo nera«|Ignotus. »Virgo nera«]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 125.jpg|125]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 126.jpg|126]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 127.jpg|127]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 128.jpg|128]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XLIV. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Botticelli|Botticelli]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 129.jpg|129]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 130.jpg|130]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 131.jpg|131]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XLV. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Botticelli. Magnificat|Botticelli. Magnificat]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 132.jpg|132]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 133.jpg|133]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 134.jpg|134]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} W Sykstynie
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 135.jpg|135]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 136.jpg|136]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XLVI. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/W Sykstynie|W Sykstynie]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 137.jpg|137]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 138.jpg|138]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XLVII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Sybilla pisze|Sybilla pisze]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 139.jpg|139]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 140.jpg|140]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 141.jpg|141]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 142.jpg|142]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XLVIII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Stworzenie człowieka|Stworzenie człowieka]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 143.jpg|143]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 144.jpg|144]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 145.jpg|145]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 146.jpg|146]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 147.jpg|147]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XLIX. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Sąd|Sąd]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 148.jpg|148]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 149.jpg|149]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 150.jpg|150]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 151.jpg|151]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 152.jpg|152]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 153.jpg|153]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 154.jpg|154]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 155.jpg|155]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} L. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Miserere|Miserere]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 156.jpg|156]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 157.jpg|157]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 158.jpg|158]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 159.jpg|159]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 160.jpg|160]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} Morze
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 161.jpg|161]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 162.jpg|162]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} LI. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Adwokacya|Adwokacya]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 163.jpg|163]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} LII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Widzenie morza|Widzenie morza]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 164.jpg|164]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} LIII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Noc w Nervi|Noc w Nervi]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 165.jpg|165]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} LIV. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Bagnasco|Bagnasco]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 166.jpg|166]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} LV. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Oto łódź moja|Oto łódź moja]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 167.jpg|167]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} LVI. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Wieści morza|Wieści morza]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 168.jpg|168]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 169.jpg|169]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} LVII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Chiaia|Chiaia]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 170.jpg|170]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} LVIII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Capri|Capri]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 171.jpg|171]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} LIX. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Punta di Campanella|Punta di Campanella]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 172.jpg|172]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} LX. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/W porcie Darseny|W porcie Darseny]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 173.jpg|173]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} LXI. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Molo Lucedio|Molo Lucedio]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 174.jpg|174]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} LXII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Przed burzą|Przed burzą]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 175.jpg|175]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} LXIII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Mewy|Mewy]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 176.jpg|176]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} LXIV. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Certosa San Martino|Certosa San Martino]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 177.jpg|177]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} LXV. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/U grobu Pergolesa|U grobu Pergolesa]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 178.jpg|178]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} LXVI. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Pozzuoli|Pozzuoli]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 179.jpg|179]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 180.jpg|180]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} LXVII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Cogoletto|Cogoletto]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 181.jpg|181]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} LXVIII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Sorrento|Sorrento]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 182.jpg|182]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} LXIX. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Widzenie Korsyki|Widzenie Korsyki]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 183.jpg|183]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} LXX. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Misenum|Misenum]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 184.jpg|184]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} LXXI. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Gran Scoglio|Gran Scoglio]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 185.jpg|185]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} LXXII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/...Al mare...|...Al mare...]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 186.jpg|186]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} LXXIII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Porto Vecchio|Porto Vecchio]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 187.jpg|187]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} LXXIV. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Fiumicino|Fiumicino]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 188.jpg|188]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} LXXV. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/»Mare morto«|»Mare morto«]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 189.jpg|189]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 190.jpg|190]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} DROBIAZGI Z PODRÓŻNEJ TEKI
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 191.jpg|191]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 192.jpg|192]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} I. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Przygrywka|Przygrywka]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 193.jpg|193]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 194.jpg|194]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} Gospa Regina
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 195.jpg|195]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 196.jpg|196]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} II. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/W mojej małej, nizkiej izbie... (I)|W mojej małej, nizkiej izbie]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 197.jpg|197]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 198.jpg|198]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 199.jpg|199]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} III. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/W mojej małej, nizkiej izbie... (II)|W mojej małej, nizkiej izbie]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 200.jpg|200]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 201.jpg|201]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} IV. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Pod okienkiem mojej izby... (I)|Pod okienkiem mojej izby]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 202.jpg|202]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 203.jpg|203]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} V. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Pod okienkiem mojej izby... (II)|Pod okienkiem mojej izby]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 204.jpg|204]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 205.jpg|205]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} VI. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Pod okienkiem mojej izby... (III)|Pod okienkiem mojej izby]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 206.jpg|206]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 207.jpg|207]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 208.jpg|208]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} VII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Czy to była wizja życia|Czy to była wizja życia]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 209.jpg|209]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 210.jpg|210]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} VIII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Z mojej małej, nizkiej izby|Z mojej małej, nizkiej izby]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 211.jpg|211]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 212.jpg|212]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} IX. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Jakie głuche, puste skały|Jakie głuche, puste skały]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 213.jpg|213]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 214.jpg|214]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} X. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Huk się, rozhuk w echach niesie|Huk się, rozhuk w echach niesie]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 215.jpg|215]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 216.jpg|216]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 217.jpg|217]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 218.jpg|218]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XI. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/W mojej małej, nizkiej izbie... (III)|W mojej małej, nizkiej izbie]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 219.jpg|219]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 220.jpg|220]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 221.jpg|221]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Poszarpane wichrem chmury|Poszarpane wichrem chmury]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 222.jpg|222]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 223.jpg|223]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XIII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Cisza wielka i szeroka... (I)|Cisza wielka i szeroka]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 224.jpg|224]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 225.jpg|225]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XIV. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Cisza wielka i szeroka... (II)|Cisza wielka i szeroka]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 226.jpg|226]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 227.jpg|227]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XV. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/W mojej małej, nizkiej izbie... (IV)|W mojej małej, nizkiej izbie]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 228.jpg|228]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} Na Cherso
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 229.jpg|229]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 230.jpg|230]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XVI. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Na morzu w ciszę|Na morzu w ciszę]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 231.jpg|231]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 232.jpg|232]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XVII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Na morzu w burzę|Na morzu w burzę]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 233.jpg|233]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XVIII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Pod zorzą|Pod zorzą]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 234.jpg|234]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 235.jpg|235]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 236.jpg|236]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} Drobiazgi włoskie
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 237.jpg|237]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 238.jpg|238]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XIX. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Signa|Signa]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 239.jpg|239]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 240.jpg|240]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 241.jpg|241]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XX. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Adoracya Magów|Adoracya Magów]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 242.jpg|242]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 243.jpg|243]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 244.jpg|244]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 245.jpg|245]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 246.jpg|246]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XXI. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/»Gli uccelli«|»Gli uccelli«]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 247.jpg|247]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 248.jpg|248]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XXII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/W Parmie|W Parmie]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 249.jpg|249]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 250.jpg|250]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 251.jpg|251]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 252.jpg|252]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XXIII. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Barcajuolo|Barcajuolo]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 253.jpg|253]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 254.jpg|254]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 255.jpg|255]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 256.jpg|256]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XXIV. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Dzwonnik z Faenzy|Dzwonnik z Faenzy]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 257.jpg|257]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 258.jpg|258]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 259.jpg|259]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XXV. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Antonio|Antonio]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 260.jpg|260]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 261.jpg|261]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} XXVI. [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Bambara|Bambara]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 262.jpg|262]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 263.jpg|263]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 264.jpg|264]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Dodatek krytyczny|Dodatek krytyczny]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 265.jpg|265]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 266.jpg|266]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 267.jpg|267]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 268.jpg|268]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 269.jpg|269]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 270.jpg|270]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 271.jpg|271]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 272.jpg|272]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 273.jpg|273]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 274.jpg|274]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 275.jpg|275]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 276.jpg|276]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 277.jpg|277]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 278.jpg|278]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 279.jpg|279]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 280.jpg|280]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 281.jpg|281]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 282.jpg|282]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 283.jpg|283]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 284.jpg|284]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 285.jpg|285]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 286.jpg|286]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 287.jpg|287]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 288.jpg|288]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 289.jpg|289]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 290.jpg|290]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 291.jpg|291]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 292.jpg|292]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 293.jpg|293]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 294.jpg|294]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 295.jpg|295]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 296.jpg|296]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 297.jpg|297]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 298.jpg|298]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 299.jpg|299]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 300.jpg|300]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 301.jpg|301]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 302.jpg|302]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 303.jpg|303]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 304.jpg|304]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 305.jpg|305]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 306.jpg|306]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 307.jpg|307]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 308.jpg|308]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 309.jpg|309]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 310.jpg|310]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 311.jpg|311]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 312.jpg|312]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} [[Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom IV/Alfabetyczny spis utworów|Alfabetyczny spis utworów]]
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 313.jpg|313]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 314.jpg|314]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 315.jpg|315]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 316.jpg|316]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 317.jpg|317]]
{{!}}- valign="top"
! style="text-align:left" {{!}} Treść tomu IV
{{!}} [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 318.jpg|318]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 319.jpg|319]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 320.jpg|320]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 321.jpg|321]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 322.jpg|322]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 323.jpg|323]] [[Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 324.jpg|324]]
{{!}}}
|Spis treści=
|Uwagi=
|Postęp=ukończony
|Status dodatkowy=_empty_
|Css=
|Width=
}}
qwiowuq4ezc0syuhdqhpy9xfk61lnax
Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 075.jpg
100
58459
3156880
1912482
2022-08-24T20:11:19Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */ naprawiona strona
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{c|XXIV. FAUN TAŃCZY.<ref>Kapitol, Rzym. ''(P. a.)''.</ref>}}
<br>[[Plik:Grafika na początek utworu 1.png|25px|center]]<br>
<poem>
Kapitoliński tańczy Faun<ref>Kapitoliński Faun (t. j. Satyr) pochodzi wprawdzie z willi »Cezara Hadryana« w Tivoli, ale — nie tańczy; jestto owszem Faun, w spokoju marzący, upojony grą na fletni, której dopiero co zaprzestał (W. Helbig: Führer durch die öffentlichen Sammlungen klassischer Altertümer in Rom, Leipzig 1899, I, 358). Z treści utworu widać jasno, że poetka miała na myśli słynnego Fauna we florenckich Ufficyach, przenosząc na niego (przez nieuwagę czy zapomnienie) tylko pewne szczegóły z Fauna Kapitolińskiego (miejsce przechowania i znalezienia).</ref>,
Zaklęty w marmur boski,
Rozkoszą życia dyszy mu pierś,
Pierś naga i bez troski.
Miękką się linią grzbiet mu gnie,
Subtelne grają kości,
Uderza stopa w bachiczny rytm,
W bachiczny rytm młodości.
Na niskie czoło opadł włos,
Na wargach uśmiech leży,
Pręży się bioder napięty łuk.
Z którego Eros mierzy.
Dwa dźwięczne dyski w ręku wzniósł,
W takt je do skoku trąca,
</poem><noinclude>
<references /></noinclude>
droxkdepinpsdce6aqpp3nve4impm9d
3156894
3156880
2022-08-24T20:22:43Z
Draco flavus
2058
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Draco flavus" /></noinclude>{{c|XXIV. FAUN TAŃCZY.<ref>Kapitol, Rzym. ''(P. a.)''.</ref>}}
<br>[[Plik:Grafika na początek utworu 1.png|25px|center]]<br>
<poem>
Kapitoliński tańczy Faun<ref>Kapitoliński Faun (t. j. Satyr) pochodzi wprawdzie z willi »Cezara Hadryana« w Tivoli, ale — nie tańczy; jestto owszem Faun, w spokoju marzący, upojony grą na fletni, której dopiero co zaprzestał (W. Helbig: Führer durch die öffentlichen Sammlungen klassischer Altertümer in Rom, Leipzig 1899, I, 358). Z treści utworu widać jasno, że poetka miała na myśli słynnego Fauna we florenckich Ufficyach, przenosząc na niego (przez nieuwagę czy zapomnienie) tylko pewne szczegóły z Fauna Kapitolińskiego (miejsce przechowania i znalezienia).</ref>,
Zaklęty w marmur boski,
Rozkoszą życia dyszy mu pierś,
Pierś naga i bez troski.
Miękką się linią grzbiet mu gnie,
Subtelne grają kości,
Uderza stopa w bachiczny rytm,
W bachiczny rytm młodości.
Na niskie czoło opadł włos,
Na wargach uśmiech leży,
Pręży się bioder napięty łuk.
Z którego Eros mierzy.
Dwa dźwięczne dyski w ręku wzniósł,
W takt je do skoku trąca,
</poem><noinclude>
<references /></noinclude>
qx86czxiiaqq9rwj338yxf4gq1xkv20
Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 074.jpg
100
58460
3156864
1912483
2022-08-24T19:56:29Z
Seboloidus
27417
/* Bez treści */ naprawiona strona
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="0" user="Seboloidus" /></noinclude><noinclude></noinclude>
5levll7hgz2xihhw2iyccn0d6c4tav2
Indeks:Ogniem i mieczem (Sienkiewicz, wyd. 1901)
102
86595
3156925
2961941
2022-08-24T20:56:43Z
Draco flavus
2058
uzupełnione już skany
proofread-index
text/x-wiki
{{:MediaWiki:Proofreadpage_index_template
|Tytuł=[[Ogniem i mieczem]]
|Autor=Henryk Sienkiewicz
|Tłumacz=
|Redaktor=
|Ilustracje=
|Rok=1901
|Wydawca=Gebethner i Wolff
|Miejsce wydania=
|Druk=
|Źródło=[[commons:Category:Ogniem i mieczem (1901)|Skany na Commons]]
|Ilustracja=[[Plik:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu|mały|page=3]]
|Strony='''<big>[[Ogniem i mieczem/Tom I|Tom I]]</big>'''
<br />
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/001|001]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/002|002]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/003|003]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/004|004]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział I|Rozdział I]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/005|005]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/006|006]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/007|007]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/008|008]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/009|009]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/010|010]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/011|011]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/012|012]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/013|013]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/014|014]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/015|015]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/016|016]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/017|017]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/018|018]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/019|019]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/020|020]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział II|Rozdział II]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/021|021]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/022|022]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/023|023]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/024|024]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/025|025]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/026|026]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/027|027]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/028|028]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/029|029]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/030|030]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/031|031]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/032|032]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/033|033]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/034|034]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/035|035]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/036|036]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/037|037]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/038|038]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/039|039]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/040|040]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział III|Rozdział III]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/041|041]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/042|042]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/043|043]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/044|044]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/045|045]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/046|046]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/047|047]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/048|048]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/049|049]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/050|050]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/051|051]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/052|052]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/053|053]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/054|054]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/055|055]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/056|056]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/057|057]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/058|058]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/059|059]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/060|060]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/061|061]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/062|062]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/063|063]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/064|064]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział IV|Rozdział IV]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/065|065]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/066|066]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/067|067]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/068|068]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/069|069]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/070|070]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/071|071]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/072|072]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/073|073]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/074|074]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/075|075]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/076|076]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/077|077]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/078|078]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/079|079]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/080|080]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/081|081]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/082|082]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/083|083]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/084|084]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/085|085]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/086|086]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/087|087]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/088|088]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/089|089]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/090|090]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/091|091]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział V|Rozdział V]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/092|092]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/093|093]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/094|094]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/095|095]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/096|096]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/097|097]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/098|098]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/099|099]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/100|100]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/101|101]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/102|102]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/103|103]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/104|104]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/105|105]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/106|106]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/107|107]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/108|108]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/109|109]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/110|110]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/111|111]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/112|112]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/113|113]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/114|114]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/115|115]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/116|116]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział VI|Rozdział VI]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/117|117]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/118|118]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/119|119]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/120|120]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/121|121]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/122|122]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/123|123]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/124|124]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/125|125]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział VII|Rozdział VII]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/126|126]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/127|127]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/128|128]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/129|129]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/130|130]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/131|131]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/132|132]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/133|133]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział VIII|Rozdział VIII]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/134|134]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/135|135]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/136|136]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/137|137]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/138|138]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/139|139]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/140|140]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/141|141]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/142|142]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/143|143]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/144|144]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/145|145]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział IX|Rozdział IX]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/146|146]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/147|147]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/148|148]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/149|149]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/150|150]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/151|151]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/152|152]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/153|153]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/154|154]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/155|155]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/156|156]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/157|157]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/158|158]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział X|Rozdział X]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/159|159]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/160|160]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/161|161]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/162|162]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/163|163]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/164|164]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/165|165]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/166|166]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/167|167]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział XI|Rozdział XI]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/168|168]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/169|169]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/170|170]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/171|171]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/172|172]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/173|173]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/174|174]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/175|175]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/176|176]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/177|177]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/178|178]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/179|179]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/180|180]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/181|181]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/182|182]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/183|183]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/184|184]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/185|185]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/186|186]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/187|187]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/188|188]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/189|189]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/190|190]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział XII|Rozdział XII]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/191|191]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/192|192]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/193|193]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/194|194]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/195|195]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/196|196]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/197|197]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/198|198]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/199|199]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/200|200]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział XIII|Rozdział XIII]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/201|201]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/202|202]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/203|203]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/204|204]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/205|205]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/206|206]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/207|207]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/208|208]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział XIV|Rozdział XIV]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/209|209]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/210|210]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/211|211]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/212|212]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/213|213]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/214|214]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/215|215]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/216|216]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/217|217]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/218|218]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/219|219]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/220|220]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/221|221]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/222|222]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/223|223]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/224|224]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/225|225]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/226|226]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział XV|Rozdział XV]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/227|227]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/228|228]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/229|229]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/230|230]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/231|231]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/232|232]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/233|233]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/234|234]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/235|235]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/236|236]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/237|237]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/238|238]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/239|239]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/240|240]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/241|241]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/242|242]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/243|243]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/244|244]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/245|245]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/246|246]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/247|247]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/248|248]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/249|249]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/250|250]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/251|251]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/252|252]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/253|253]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział XVI|Rozdział XVI]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/254|254]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/255|255]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/256|256]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/257|257]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/258|258]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/259|259]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/260|260]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/261|261]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/262|262]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/263|263]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/264|264]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/265|265]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/266|266]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/267|267]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/268|268]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/269|269]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/270|270]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/271|271]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/272|272]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/273|273]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/274|274]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/275|275]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/276|276]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/277|277]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/278|278]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/279|279]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/280|280]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/281|281]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/282|282]]
<br /><br />
'''<big>[[Ogniem i mieczem/Tom II|Tom II]]</big>'''
<br />
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/002|002]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/003|003]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/004|004]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/005|005]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/006|006]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/007|007]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/008|008]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział I|Rozdział I]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/009|009]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/010|010]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/011|011]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/012|012]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/013|013]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/014|014]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/015|015]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/016|016]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/017|017]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/018|018]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/019|019]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/020|020]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/021|021]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/022|022]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/023|023]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/024|024]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/025|025]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/026|026]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/027|027]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział II|Rozdział II]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/028|028]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/029|029]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/030|030]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/031|031]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/032|032]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/033|033]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/034|034]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/035|035]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/036|036]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/037|037]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/038|038]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/039|039]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/040|040]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/041|041]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/042|042]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/043|043]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/044|044]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/045|045]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział III|Rozdział III]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/046|046]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/047|047]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/048|048]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/049|049]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/050|050]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/051|051]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/052|052]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/053|053]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/054|054]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/055|055]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/056|056]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/057|057]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/058|058]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/059|059]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział IV|Rozdział IV]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/060|060]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/061|061]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/062|062]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/063|063]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/064|064]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/065|065]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/066|066]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/067|067]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/068|068]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/069|069]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/070|070]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/071|071]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/072|072]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/073|073]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/074|074]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/075|075]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/076|076]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/077|077]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/078|078]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/079|079]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/080|080]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/081|081]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/082|082]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/083|083]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/084|084]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/085|085]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/086|086]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/087|087]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/088|088]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/089|089]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział V|Rozdział V]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/090|090]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/091|091]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/092|092]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/093|093]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/094|094]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/095|095]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/096|096]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/097|097]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/098|098]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/099|099]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/100|100]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/101|101]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/102|102]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/103|103]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/104|104]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/105|105]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/106|106]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział VI|Rozdział VI]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/107|107]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/108|108]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/109|109]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/110|110]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/111|111]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/112|112]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/113|113]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/114|114]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/115|115]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/116|116]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/117|117]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/118|118]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział VII|Rozdział VII]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/119|119]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/120|120]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/121|121]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/122|122]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/123|123]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/124|124]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/125|125]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/126|126]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/127|127]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/128|128]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/129|129]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/130|130]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział VIII|Rozdział VIII]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/131|131]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/132|132]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/133|133]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/134|134]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/135|135]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/136|136]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/137|137]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/138|138]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/139|139]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/140|140]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/141|141]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/142|142]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/143|143]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział IX|Rozdział IX]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/144|144]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/145|145]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/146|146]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/147|147]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/148|148]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/149|149]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/150|150]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/151|151]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/152|152]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/153|153]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział X|Rozdział X]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/154|154]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/155|155]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/156|156]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/157|157]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/158|158]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/159|159]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/160|160]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/161|161]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/162|162]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/163|163]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/164|164]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/165|165]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/166|166]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/167|167]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/168|168]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/169|169]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/170|170]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/171|171]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/172|172]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/173|173]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział XI|Rozdział XI]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/174|174]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/175|175]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/176|176]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/177|177]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/178|178]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/179|179]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/180|180]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/181|181]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/182|182]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/183|183]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/184|184]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/185|185]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/186|186]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/187|187]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/188|188]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/189|189]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/190|190]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/191|191]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/192|192]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/193|193]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/194|194]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/195|195]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/196|196]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/197|197]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/198|198]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/199|199]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział XII|Rozdział XII]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/200|200]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/201|201]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/202|202]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/203|203]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/204|204]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/205|205]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/206|206]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/207|207]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/208|208]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/209|209]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/210|210]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/211|211]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/212|212]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział XIII|Rozdział XIII]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/213|213]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/214|214]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/215|215]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/216|216]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/217|217]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/218|218]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/219|219]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/220|220]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/221|221]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/222|222]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział XIV|Rozdział XIV]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/223|223]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/224|224]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/225|225]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/226|226]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/227|227]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/228|228]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/229|229]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/230|230]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/231|231]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/232|232]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/233|233]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/234|234]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/235|235]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/236|236]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/237|237]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/238|238]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział XV|Rozdział XV]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/239|239]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/240|240]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/241|241]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/242|242]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/243|243]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/244|244]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/245|245]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/246|246]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/247|247]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/248|248]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/249|249]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/250|250]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/251|251]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/252|252]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/253|253]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/254|254]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/255|255]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/256|256]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/257|257]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/258|258]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/259|259]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/260|260]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział XVI|Rozdział XVI]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/261|261]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/262|262]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/263|263]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/264|264]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/265|265]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/266|266]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/267|267]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/268|268]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/269|269]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/270|270]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/271|271]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/272|272]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/273|273]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział XVII|Rozdział XVII]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/274|274]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/275|275]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/276|276]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/277|277]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/278|278]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/279|279]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/280|280]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/281|281]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/282|282]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/283|283]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/284|284]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/285|285]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/286|286]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/287|287]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/288|288]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/289|289]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/290|290]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/291|291]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/292|292]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/293|293]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/294|294]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/295|295]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/296|296]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/297|297]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/298|298]]
<br /><br />
'''<big>[[Ogniem i mieczem/Tom III|Tom III]]</big>'''
<br />
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/001|001]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/002|002]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/003|003]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/004|004]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział I|Rozdział I]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/005|005]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/006|006]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/007|007]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/008|008]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/009|009]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/010|010]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/011|011]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/012|012]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/013|013]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/014|014]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/015|015]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/016|016]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział II|Rozdział II]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/017|017]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/018|018]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/019|019]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/020|020]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/021|021]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/022|022]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/023|023]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/024|024]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/025|025]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/026|026]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział III|Rozdział III]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/027|027]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/028|028]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/029|029]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/030|030]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/031|031]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/032|032]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/033|033]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/034|034]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/035|035]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/036|036]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/037|037]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział IV|Rozdział IV]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/038|038]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/039|039]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/040|040]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/041|041]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/042|042]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/043|043]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/044|044]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/045|045]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/046|046]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/047|047]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/048|048]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/049|049]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/050|050]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/051|051]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/052|052]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/053|053]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/054|054]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/055|055]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/056|056]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/057|057]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/058|058]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/059|059]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział V|Rozdział V]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/060|060]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/061|061]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/062|062]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/063|063]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/064|064]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/065|065]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/066|066]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/067|067]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/068|068]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział VI|Rozdział VI]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/069|069]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/070|070]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/071|071]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/072|072]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/073|073]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/074|074]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/075|075]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/076|076]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/077|077]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/078|078]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/079|079]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział VII|Rozdział VII]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/080|080]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/081|081]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/082|082]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/083|083]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/084|084]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/085|085]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/086|086]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/087|087]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/088|088]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/089|089]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/090|090]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/091|091]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/092|092]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/093|093]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/094|094]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/095|095]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/096|096]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/097|097]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/098|098]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/099|099]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/100|100]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/101|101]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/102|102]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/103|103]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/104|104]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/105|105]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział VIII|Rozdział VIII]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/106|106]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/107|107]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/108|108]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/109|109]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/110|110]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/111|111]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/112|112]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/113|113]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/114|114]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/115|115]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/116|116]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/117|117]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/118|118]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/119|119]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/120|120]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/121|121]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/122|122]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/123|123]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział IX|Rozdział IX]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/124|124]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/125|125]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/126|126]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/127|127]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/128|128]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/129|129]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/130|130]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/131|131]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/132|132]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/133|133]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział X|Rozdział X]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/134|134]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/135|135]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/136|136]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/137|137]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/138|138]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/139|139]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/140|140]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/141|141]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/142|142]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/143|143]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/144|144]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/145|145]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/146|146]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/147|147]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/148|148]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/149|149]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/150|150]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/151|151]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/152|152]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/153|153]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/154|154]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział XI|Rozdział XI]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/155|155]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/156|156]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/157|157]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/158|158]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/159|159]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/160|160]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/161|161]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/162|162]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/163|163]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/164|164]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/165|165]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/166|166]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/167|167]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/168|168]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/169|169]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/170|170]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/171|171]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/172|172]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/173|173]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/174|174]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/175|175]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/176|176]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/177|177]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/178|178]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/179|179]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/180|180]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/181|181]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział XII|Rozdział XII]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/182|182]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/183|183]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/184|184]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/185|185]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/186|186]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/187|187]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/188|188]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/189|189]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział XIII|Rozdział XIII]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/190|190]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/191|191]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/192|192]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/193|193]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/194|194]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/195|195]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/196|196]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/197|197]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/198|198]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział XIV|Rozdział XIV]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/199|199]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/200|200]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/201|201]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/202|202]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/203|203]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/204|204]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/205|205]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/206|206]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/207|207]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/208|208]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/209|209]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/210|210]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/211|211]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/212|212]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/213|213]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział XV|Rozdział XV]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/214|214]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/215|215]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/216|216]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/217|217]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/218|218]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/219|219]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/220|220]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/221|221]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/222|222]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/223|223]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/224|224]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział XVI|Rozdział XVI]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/225|225]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/226|226]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/227|227]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/228|228]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/229|229]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/230|230]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/231|231]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/232|232]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/233|233]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/234|234]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/235|235]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział XVII|Rozdział XVII]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/236|236]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/237|237]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/238|238]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/239|239]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/240|240]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/241|241]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/242|242]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/243|243]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/244|244]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział XVIII|Rozdział XVIII]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/245|245]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/246|246]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/247|247]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/248|248]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/249|249]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/250|250]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/251|251]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/252|252]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/253|253]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/254|254]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/255|255]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/256|256]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/257|257]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/258|258]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/259|259]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/260|260]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/261|261]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/262|262]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/263|263]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/264|264]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział XIX|Rozdział XIX]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/265|265]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/266|266]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/267|267]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/268|268]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/269|269]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/270|270]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/271|271]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/272|272]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/273|273]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/274|274]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział XX|Rozdział XX]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/275|275]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/276|276]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/277|277]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/278|278]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/279|279]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/280|280]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/281|281]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/282|282]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/283|283]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział XXI|Rozdział XXI]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/284|284]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/285|285]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/286|286]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/287|287]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/288|288]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/289|289]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/290|290]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/291|291]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/292|292]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/293|293]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/294|294]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/295|295]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/296|296]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/297|297]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/298|298]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/299|299]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/300|300]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział XXII|Rozdział XXII]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/301|301]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/302|302]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/303|303]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/304|304]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/305|305]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/306|306]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/307|307]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/308|308]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/309|309]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/310|310]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/311|311]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/312|312]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/313|313]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/314|314]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/315|315]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/316|316]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/317|317]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/318|318]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/319|319]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/320|320]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/321|321]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/322|322]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/323|323]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/324|324]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/325|325]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/326|326]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/327|327]]
<br /><br />
'''<big>[[Ogniem i mieczem/Tom IV|Tom IV]]</big>'''
<br />
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/002|002]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/003|003]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/004|004]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/005|005]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/006|006]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/007|007]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/008|008]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom IV/Rozdział I|Rozdział I]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/009|009]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/010|010]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/011|011]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/012|012]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/013|013]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/014|014]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/015|015]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/016|016]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/017|017]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/018|018]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/019|019]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/020|020]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/021|021]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/022|022]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/023|023]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/024|024]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/025|025]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/026|026]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/027|027]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/028|028]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/029|029]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/030|030]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/031|031]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/032|032]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/033|033]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/034|034]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/035|035]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/036|036]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/037|037]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/038|038]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/039|039]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/040|040]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/041|041]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom IV/Rozdział II|Rozdział II]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/042|042]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/043|043]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/044|044]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/045|045]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/046|046]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/047|047]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/048|048]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/049|049]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/050|050]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/051|051]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/052|052]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/053|053]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/054|054]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/055|055]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/056|056]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/057|057]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/058|058]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/059|059]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/060|060]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/061|061]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/062|062]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/063|063]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/064|064]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/065|065]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/066|066]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/067|067]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/068|068]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/069|069]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/070|070]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/071|071]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/072|072]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/073|073]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/074|074]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/075|075]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/076|076]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/077|077]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/078|078]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/079|079]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/080|080]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/081|081]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/082|082]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/083|083]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/084|084]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/085|085]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/086|086]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/087|087]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/088|088]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/089|089]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/090|090]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom IV/Rozdział III|Rozdział III]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/091|091]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/092|092]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/093|093]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/094|094]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/095|095]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/096|096]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/097|097]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/098|098]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/099|099]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/100|100]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/101|101]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/102|102]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/103|103]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/104|104]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/105|105]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/106|106]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/107|107]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/108|108]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/109|109]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/110|110]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom IV/Rozdział IV|Rozdział IV]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/111|111]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/112|112]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/113|113]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/114|114]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/115|115]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/116|116]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/117|117]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/118|118]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/119|119]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/120|120]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom IV/Rozdział V|Rozdział V]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/121|121]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/122|122]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/123|123]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/124|124]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/125|125]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/126|126]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/127|127]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/128|128]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/129|129]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/130|130]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/131|131]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/132|132]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/133|133]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/134|134]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/135|135]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/136|136]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/137|137]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/138|138]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/139|139]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/140|140]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/141|141]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/142|142]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/143|143]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/144|144]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/145|145]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/146|146]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/147|147]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/148|148]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/149|149]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/150|150]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/151|151]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/152|152]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/153|153]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/154|154]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/155|155]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/156|156]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/157|157]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/158|158]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom IV/Rozdział VI|Rozdział VI]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/159|159]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/160|160]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/161|161]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/162|162]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/163|163]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/164|164]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/165|165]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/166|166]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/167|167]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/168|168]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/169|169]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/170|170]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/171|171]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/172|172]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/173|173]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/174|174]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/175|175]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/176|176]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/177|177]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/178|178]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/179|179]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/180|180]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/181|181]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/182|182]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/183|183]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/184|184]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/185|185]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/186|186]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/187|187]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/188|188]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/189|189]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom IV/Rozdział VII|Rozdział VII]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/190|190]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/191|191]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/192|192]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/193|193]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/194|194]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/195|195]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/196|196]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/197|197]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/198|198]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/199|199]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/200|200]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/201|201]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/202|202]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/203|203]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/204|204]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/205|205]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom IV/Rozdział VIII|Rozdział VIII]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/206|206]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/207|207]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/208|208]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/209|209]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/210|210]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/211|211]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/212|212]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/213|213]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/214|214]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/215|215]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/216|216]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/217|217]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/218|218]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/219|219]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/220|220]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/221|221]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/222|222]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/223|223]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/224|224]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/225|225]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/226|226]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/227|227]]
* [[Ogniem i mieczem/Tom IV/Epilog|Epilog]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/228|228]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/229|229]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/230|230]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/231|231]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/232|232]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/233|233]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/234|234]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/235|235]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/236|236]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/237|237]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/238|238]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/239|239]]
[[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/240|240]]
{{Przypisy}}
|Spis treści=
|Uwagi=brak stron 222 i 225
|Postęp=ukończony
|Status dodatkowy=_empty_
|Css=
|Width=
}}
q6sfv25xeetozzwrqe65sq7i8jz47ji
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom II.djvu/237
100
148202
3156835
1869935
2022-08-24T18:50:37Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */ naprawiona strona
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>Wspomnijcie na męczeństwo Stefana i Jakóba i wielu już braci naszéj! azali nie pragniecie cierpieć jak oni dla miłości Chrystusowéj? azali dla męki wyprzecie się Boga i uciekniecie dla żywota doczesnego? Kto nie mocen duchem, niech odchodzi w pokoju, ale synowie Boży silni będą i dostoją, a nie ulękną się....<br>
{{tab}}Zdala za domem, na pustym placu słychać było śmiechy i naigrawania się tłuszczy i uganianie i krzyki nadchodzących siepaczów — Piotr począł się modlić i wszyscy padli na kolana... głuche milczenie zaległo atrium....<br>
{{tab}}Hałas i wrzawa, które przed chwilą słyszeli, obeszły tylko domostwo, minęły drzwi i zdala niekiedy odzywając wybuchami przycichły, w dali zupełnie... wierni uczuli się ocalonemi....<br>
{{tab}}Trwali tak jeszcze na cichéj rzewnéj modlitwie chwilę, aż Piotr powstał i dał im znak błogosławiąc, że rozejść się mogą.<br>
{{tab}}Cicho rozbiegli się wszyscy, a Pudens wdziawszy togę, Candida z sobą namówił, by pójść w miasto, dowiedzieć co się stało... gdyż nie wierzyli słowom przestraszonéj niewiasty.<br>
{{tab}}Wieczór powoli w noc się zamieniał; tłumy jakieś przez opalone i zawalone gruzem, złomami kolumn, stosami cegieł, uliczki ciągnęły ku Palatynowi; z rozmów ich łatwo miarkować było można, że się śpieszyły na jakieś niezwyczajne igrzysko.<br><noinclude><references/></noinclude>
q3xl85lgh6wxhfg2sa0f3k9frf2hec4
3156847
3156835
2022-08-24T19:07:08Z
Draco flavus
2058
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Draco flavus" /></noinclude>Wspomnijcie na męczeństwo Stefana i Jakóba i wielu już braci naszéj! azali nie pragniecie cierpieć jak oni dla miłości Chrystusowéj? azali dla męki wyprzecie się Boga i uciekniecie dla żywota doczesnego? Kto nie mocen duchem, niech odchodzi w pokoju, ale synowie Boży silni będą i dostoją, a nie ulękną się....<br>
{{tab}}Zdala za domem, na pustym placu słychać było śmiechy i naigrawania się tłuszczy i uganianie i krzyki nadchodzących siepaczów — Piotr począł się modlić i wszyscy padli na kolana... głuche milczenie zaległo atrium....<br>
{{tab}}Hałas i wrzawa, które przed chwilą słyszeli, obeszły tylko domostwo, minęły drzwi i zdala niekiedy odzywając wybuchami przycichły, w dali zupełnie... wierni uczuli się ocalonemi....<br>
{{tab}}Trwali tak jeszcze na cichéj rzewnéj modlitwie chwilę, aż Piotr powstał i dał im znak błogosławiąc, że rozejść się mogą.<br>
{{tab}}Cicho rozbiegli się wszyscy, a Pudens wdziawszy togę, Candida z sobą namówił, by pójść w miasto, dowiedzieć co się stało... gdyż nie wierzyli słowom przestraszonéj niewiasty.<br>
{{tab}}Wieczór powoli w noc się zamieniał; tłumy jakieś przez opalone i zawalone gruzem, złomami kolumn, stosami cegieł, uliczki ciągnęły ku Palatynowi; z rozmów ich łatwo miarkować było można, że się śpieszyły na jakieś niezwyczajne igrzysko.<br><noinclude><references/></noinclude>
9b8ei9ikjejm3mienytj7ma46huwvzx
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom II.djvu/238
100
148204
3156838
1869936
2022-08-24T18:53:31Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */ naprawiona strona
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}Już zdala po sadach Cezara rozpalone widać było ognie, przy których lud od kilku dni koczował, a u wnijścia do bram zewsząd naciskający się gmin, rycerstwo, senatorowie z kolei wpuszczani wchodzili.....<br>
{{tab}}Z tłumów niekiedy, szczególniéj między niewolnikami, wyzwoleńcami i dwornią Cezara dawały się słyszeć okrzyki — że Neron sprawiedliwą na chrześcijan wymierzał karę.<br>
{{tab}}Ogrody Palatyńskie dziwny przedstawiały obraz.<br>
{{tab}}Stały wśród nich ocalone gmachy pałacu Cezarów, których część tylko od płomieni obronić mogli niewolnicy; ulice i przejścia między niemi tysiącami zgromadzony lud zalegał, opowiadając sobie, jak Cezar wyszukał wreszcie winowajców, których napróżno dotąd, ofiary czyniąc bogom podziemnym i księgi Sybillińskie {{Korekta|wartując|wertując}}, szukano u ołtarzów milczących Junony na Capitolu.<br>
{{tab}}Między rozkosznemi gajami laurów i cyprysów i strojnemi peristylami, które bluszcz i wino oplatały, pozapalane widać było stosy oświecające wielką przestrzeń, poprzerzynaną sadzawkami, strojną w bijące wodotryski i posągi....<br>
{{tab}}Straże pretoryanów pilnowały kupami tu spędzonych chrześcijan, bladych, ale spokojnie na modlitwie oczekujących męczeństwa....<br>
{{tab}}Kapłani pogańscy tymczasem błagalne przed<noinclude><references/></noinclude>
49qi9911og3atts4y19x2sp7872904r
3156844
3156838
2022-08-24T19:03:56Z
Draco flavus
2058
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Draco flavus" /></noinclude>{{tab}}Już zdala po sadach Cezara rozpalone widać było ognie, przy których lud od kilku dni koczował, a u wnijścia do bram zewsząd naciskający się gmin, rycerstwo, senatorowie z kolei wpuszczani wchodzili.....<br>
{{tab}}Z tłumów niekiedy, szczególniéj między niewolnikami, wyzwoleńcami i dwornią Cezara dawały się słyszeć okrzyki — że Neron sprawiedliwą na chrześcijan wymierzał karę.<br>
{{tab}}Ogrody Palatyńskie dziwny przedstawiały obraz.<br>
{{tab}}Stały wśród nich ocalone gmachy pałacu Cezarów, których część tylko od płomieni obronić mogli niewolnicy; ulice i przejścia między niemi tysiącami zgromadzony lud zalegał, opowiadając sobie, jak Cezar wyszukał wreszcie winowajców, których napróżno dotąd, ofiary czyniąc bogom podziemnym i księgi Sybillińskie {{Korekta|wartując|wertując}}, szukano u ołtarzów milczących Junony na Capitolu.<br>
{{tab}}Między rozkosznemi gajami laurów i cyprysów i strojnemi peristylami, które bluszcz i wino oplatały, pozapalane widać było stosy oświecające wielką przestrzeń, poprzerzynaną sadzawkami, strojną w bijące wodotryski i posągi....<br>
{{tab}}Straże pretoryanów pilnowały kupami tu spędzonych chrześcijan, bladych, ale spokojnie na modlitwie oczekujących męczeństwa....<br>
{{tab}}Kapłani pogańscy tymczasem błagalne przed<noinclude><references/></noinclude>
3gdjsfmlzb28qtmr835tujn8fdkbp0n
Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/229
100
185884
3156924
1705148
2022-08-24T20:55:51Z
Draco flavus
2058
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Draco flavus" /></noinclude>niewolę właśnie wówczas, gdy mu na wolności tyle prawie, ile na samem życiu zależało. Jakże tedy od zawieruchy mogły ucierpieć istoty słabsze, nieumiejące się bronić? Co tam działo się w Rozłogach z Heleną?<br />
{{tab}}Ale Helena musiała być już w Łubniach. Namiestnik widywał ją we snach, otoczoną przez twarze życzliwe, przyhołubioną przez samego księcia i księżnę Gryzeldę, podziwianą przez rycerzy — a jeno tęskną po swoim usarzu, który gdzieś przepadł na Siczy. Ale przyjdzie wreszcie chwila, że usarz wróci. Oto sam Chmielnicki przyrzekł mu wolność — a zresztą fala kozacka płynie i płynie do progów Rzeczypospolitej; gdy się rozbije, będzie koniec zmartwieniom, zgryzotom i niepokojom.<br />
{{tab}}Fale płynęły rzeczywiście. Chmielnicki, nie zwłócząc, ruszył obóz i ciągnął na spotkanie syna hetmańskiego. Siła jego już była rzeczywiście groźną, bo razem z semenami Krzeczowskiego i czambułem Tuhaj-beja wiódł blizko 25,000 wyćwiczonych i boju chciwych wojowników. O siłach Potockiego nie było pewnych wiadomości. Zbiegowie mówili, że prowadzi dwa tysiące ciężkiej jazdy i kilkanaście armatek. Bitwa w tej proporcyi sił mogła być wątpliwą, bo jeden atak straszliwej husaryi wystarczał często do zgniecenia dziesięćkroć liczniejszych zastępów. Tak Chodkiewicz, hetman litewski, w trzy tysiące husarzy starł czasu swego pod Kircholmem na proch ośmnaście tysięcy wybranej piechoty i jazdy szwedzkiej; tak pod Kłuszynem jedna chorągiew pancerna w szalonej furyi rozniosła kilka tysięcy angielskich i szkockich najemników. Chmielnicki pamiętał o tem, więc szedł, wedle słów ruskiego kronikarza, zwolna i ostrożnie: „Mnogiemi umu swojego oczyma, jako łowiec chytry, na wszystkie strony poglądając i straże<noinclude><references/></noinclude>
ipu3kcwhcbygndped99nwzhbin63t5o
Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/226
100
185886
3156920
1479949
2022-08-24T20:52:04Z
Draco flavus
2058
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Draco flavus" /></noinclude>{{tab}}To rzekłszy dziki Tuhaj roześmiał się złowrogo, po chwili zaś dodał:<br />
{{tab}}— Jednakże chętnie byłbym wziął tych „franków“.<br />
{{tab}}Tymczasem bitwa ustała zupełnie. Tuhaj-bej zawrócił konia ku obozowi, a za nim i inni.<br />
{{tab}}— No! teraz na Żółte Wody! — zawołał Chmielnicki.<br><br><br>
{{---}}
<br><br><br><noinclude><references/></noinclude>
lav6kbdah9u195nwm72mno23rvidzit
Wikiźródła:Skryptorium/Komunikaty
4
238494
3156750
3156112
2022-08-24T14:19:54Z
MNadzikiewicz (WMF)
29628
/* Rozpoczęło się głosowanie społeczności w wyborach do Rady Powierniczej w 2022 roku */ nowa sekcja
wikitext
text/x-wiki
{{Skryptorium/pulpit
|nazwa= Komunikaty
|opis= Pulpit na który przychodzą automatyczne powiadomienia z WMF i Meta.
}}
== Zaproszenie do dyskusji na temat wyborów do Rady Powierniczej ==
<section begin="announcement-content />
:''Możesz znaleźć tę wiadomość przetłumaczoną na inne języki na Meta-wiki.''
:''<div class="plainlinks">[[m:Special:MyLanguage/Wikimedia Foundation Board of Trustees/Call for feedback:2022 Board of Trustees election/Upcoming Call for Feedback about the Board of Trustees elections|{{int:interlanguage-link-mul}}]] • [https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Special:Translate&group=page-{{urlencode:Wikimedia Foundation Board of Trustees/Call for feedback:2022 Board of Trustees election/Upcoming Call for Feedback about the Board of Trustees elections}}&language=&action=page&filter= {{int:please-translate}}]</div>''
Rada Powiernicza Wikimedia Foundation informuje o zapraszeniu do wyrażenia opinii na temat nadchodzących wyborów do Rady Powierniczej w 2022 roku. Dyskusja oraz zbieranie opinii odbędą się w dniach 7 stycznia - 10 lutego 2022 roku.
Szczegóły zostaną dopracowane w tygodniu poprzedzającym dyskusję, ale potwierdziliśmy już co najmniej dwa pytania, które zostaną zadane społeczności w celu uzyskania informacji zwrotnej:
* Jaki jest najlepszy sposób na zapewnienie sprawiedliwej reprezentacji społecznościom rozwijającym się w Radzie Powierniczej?
* Jak (w jaki sposób?) kandydaci powinni (lub NIE powinni) angażować się podczas wyborów?
Prawdopodobnie do dyskusji zostanie dodane jeszcze jedno lub dwa pytania. Zespół Movement Strategy and Governance przedstawia jednak już znane pytania wcześniej, chcąc dać czas członkom społeczności i afiliantom na rozważenie i przygotowanie pomysłów na podstawione wyżej pytania przed rozpoczęciem dyskusji. Przepraszamy, że w tym momencie nie mamy jeszcze pełnej listy pytań.
Nie chcemy przytłaczać społeczności prośbami. Naszym celem jest poinformowanie Was o trwających procesach oraz zebrać oferowaną przez Was informację zwrotną.
'''Czy potrzebujecie pomocy w zorganizowaniu lokalnych spotkań/konwersacji podczas tej dyskusji?'''
Jeśli tak, to proszę o kontakt ze '''[[w:User:MNadzikiewicz (WMF)|mną]]''', zespołem [[m:Special:MyLanguage/Movement Strategy and Governance|Movement Strategy and Governance team]] na Meta-wiki, w serwisie [https://t.me/wmboardgovernancechat Telegram], lub przez email (msg[[File:At sign.svg|16x16px|link=|(_AT_)]]wikimedia.org).
Odezwijcie się, jeśli macie jakieś pytania lub wątpliwości. Zespół Movement Strategy and Governance będzie pracował w okrojonym składzie w pierwszych dniach roku. Prosimy o wybaczenie opóźnień w odpowiedziach. Zdajemy sobie również sprawę, że niektórzy członkowie społeczności i afilianci są offline podczas grudniowych świąt oraz na przełomie roku. Przepraszamy, jeśli nasza wiadomość dotarła do Was w czasie, gdy świętujecie i nie jesteście dostępni.
Z wyrazami szacunku,
[[Wikiskryba:MNadzikiewicz (WMF)|MNadzikiewicz (WMF)]] ([[Dyskusja wikiskryby:MNadzikiewicz (WMF)|dyskusja]]) w imieniu Zespołu Movement Strategy and Governance
<section end="announcement-content" />
== Wiki Loves Folklore is back! ==
<div lang="en" dir="ltr" class="mw-content-ltr">
{{int:please-translate}}
[[File:Wiki Loves Folklore Logo.svg|right|150px|frameless]]
You are humbly invited to participate in the '''[[:c:Commons:Wiki Loves Folklore 2022|Wiki Loves Folklore 2022]]''' an international photography contest organized on Wikimedia Commons to document folklore and intangible cultural heritage from different regions, including, folk creative activities and many more. It is held every year from the '''1st till the 28th''' of February.
You can help in enriching the folklore documentation on Commons from your region by taking photos, audios, videos, and [https://commons.wikimedia.org/w/index.php?title=Special:UploadWizard&campaign=wlf_2022 submitting] them in this commons contest.
You can also [[:c:Commons:Wiki Loves Folklore 2022/Organize|organize a local contest]] in your country and support us in translating the [[:c:Commons:Wiki Loves Folklore 2022/Translations|project pages]] to help us spread the word in your native language.
Feel free to contact us on our [[:c:Commons talk:Wiki Loves Folklore 2022|project Talk page]] if you need any assistance.
'''Kind regards,'''
'''Wiki loves Folklore International Team'''
--[[Wikiskryba:MediaWiki message delivery|MediaWiki message delivery]] ([[Dyskusja wikiskryby:MediaWiki message delivery|dyskusja]]) 14:15, 9 sty 2022 (CET)
</div>
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Tiven2240@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=User:Tiven2240/wlf&oldid=22560402 -->
== Badanie Życzeń Społeczności 2022 ==
[[File:Community Wishlist Survey Lamp.svg|right|200px]]
Ruszyło '''[[m:Special:MyLanguage/Community Wishlist Survey 2022|Badanie Życzeń Społeczności 2022]]'''!
Ten plebiscyt to proces, w którym społeczność wybierze, nad czym zespół [[m:Special:MyLanguage/Community Tech|Community Tech]] będzie pracował przez następny rok. Wszystkich zachęcamy do przesyłania propozycji w terminie '''23 stycznia''' lub do komentowania innych już złożonych propozycji celem ich ulepszenia.
Społeczności będą głosować na propozycje między 28 stycznia a 11 lutego.
Zespół Community Tech zajmuje się narzędziami dla zaawansowanych edytorów. Propozycje można pisać w dowolnym języku - zostaną one przetłumaczone. Dziękujemy i wyczekujemy Twoich propozycji! [[User:SGrabarczuk (WMF)|SGrabarczuk (WMF)]] ([[User talk:SGrabarczuk (WMF)|talk]]) 19:27, 10 sty 2022 (CET)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:SGrabarczuk (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=User:SGrabarczuk_(WMF)/sandbox/MM/Pl_fallback&oldid=22382401 -->
== [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/02|Tech News: 2022-02]] ==
<section begin="technews-2022-W02"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/02|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Ostatnie zmiany'''
* [[File:Octicons-tools.svg|15px|link=|Zaawansowane]] Dodano obsługę zmiennej <bdi lang="zxx" dir="ltr"><code>oauth_consumer</code></bdi> w [[mw:Special:MyLanguage/AbuseFilter|filtrach nadużyć]] służącej do identyfikowania zmian wykonanych przez określone narzędzie. [https://phabricator.wikimedia.org/T298281]
* [[File:Octicons-tools.svg|15px|link=|Zaawansowane]] Gadżety mogą teraz [[mw:Special:MyLanguage/ResourceLoader/Migration_guide_(users)#Package_Gadgets|bezpośrednio dołączać strony JSON]]. Oznacza to, że niektóre gadżety mogą być konfigurowane przez administratorów bez potrzeby posiadania uprawnień administratora interfejsu. Takim gadżetem jest na przykład Geonotice. [https://phabricator.wikimedia.org/T198758]
* [[File:Octicons-tools.svg|15px|link=|Zaawansowane]] Można określać dla gadżetów [[mw:Extension:Gadgets#Options|akcje]] podczas wykonywania których mają być dostępne. Na przykład, <bdi lang="zxx" dir="ltr"><code>|actions=edit,history</code></bdi> załaduje gadżet tylko wtedy, gdy trwa edytowanie lub na stronie historii edycji. [https://phabricator.wikimedia.org/T63007]
* [[File:Octicons-tools.svg|15px|link=|Zaawansowane]] Można teraz ładować gadżety na żądanie poprzez parametr URL <bdi lang="zxx" dir="ltr"><code>withgadget</code></bdi>. Zastąpi to [[mw:Special:MyLanguage/Snippets/Load JS and CSS by URL|wcześniej używany fragment kodu dodawany przez społeczność]], który dodawał parametry <bdi lang="zxx" dir="ltr"><code>withJS</code></bdi> lub <bdi lang="zxx" dir="ltr"><code>withCSS</code></bdi>. [https://phabricator.wikimedia.org/T29766]
* [[File:Octicons-tools.svg|15px|link=|Zaawansowane]] Na wiki z [[mw:Special:MyLanguage/Growth/Communities/How to configure the mentors' list|włączonym systemem dla wikiprzewodników]] można używać API celem pobrania listy podopiecznych [[mw:Special:MyLanguage/Growth/Mentor_dashboard|wikiprzewodnika]]. [https://phabricator.wikimedia.org/T291966]
* Nagłówek strony głównej można skonfigurować poprzez <span class="mw-content-ltr" lang="en" dir="ltr">[[MediaWiki:Mainpage-title-loggedin]]</span> dla użytkowników zalogowanych i <span class="mw-content-ltr" lang="en" dir="ltr">[[MediaWiki:Mainpage-title]]</span> dla użytkowników niezalogowanych. Należy usunąć dotychczas stosowany CSS służący do ukrywania nagłówka. [https://meta.wikimedia.org/wiki/Special:MyLanguage/Small_wiki_toolkits/Starter_kit/Main_page_customization#hide-heading] [https://phabricator.wikimedia.org/T298715]
* Cztery strony specjalne (i ich odpowiedniki API) mają teraz maksymalny czas wykonywania zapytań do bazy danych wynoszący 30 sekund. Te strony specjalne to: Ostatnie zmiany, Obserwowane, Wkład i Rejestr. Zmiana pomoże utrzymać wydajność i stabilność. Możesz zapoznać się ze [https://lists.wikimedia.org/hyperkitty/list/wikitech-l@lists.wikimedia.org/thread/IPJNO75HYAQWIGTHI5LJHTDVLVOC4LJP/ szczegółami dotyczącymi tej zmiany], a także rozwiązaniami na wypadek gdyby to wpłynęło na twoje działania. [https://phabricator.wikimedia.org/T297708]
* [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop Improvements/Features/Sticky Header|Przyklejony nagłówek]] został wprowadzony u 50% użytkowników zalogowanych na [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop Improvements/Frequently asked questions#pilot-wikis|ponad 10 wiki]]. To część projektu [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop Improvements|Desktop Improvements]]. [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop Improvements/Participate|Dowiedz się jak wziąć udział w tym projekcie]].
'''Zmiany w tym tygodniu'''
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|Element cykliczny]] [[mw:MediaWiki 1.38/wmf.17|Nowa wersja]] MediaWiki będzie instalowana na wiki testowych i MediaWiki.org od {{#time:j xg|2022-01-11|pl}}, na stronach innych niż Wikipedia i niektórych Wikipediach od {{#time:j xg|2022-01-12|pl}}, a następnie na wszystkich wiki od {{#time:j xg|2022-01-13|pl}} ([[mw:MediaWiki 1.38/Roadmap|harmonogram]]).
'''Wydarzenia'''
* Zaczyna się [[m:Special:MyLanguage/Community Wishlist Survey 2022|Badanie Życzeń Społeczności 2022]]. Wszyscy uczestnicy projektów Wikimedia mogą proponować narzędzia i ulepszenia oprogramowania. Etap zgłaszania propozycji trwa od {{#time:j xg|2022-01-10|pl}} 18:00 UTC do {{#time:j xg|2022-01-23|pl}} 18:00 UTC. [[m:Special:MyLanguage/Community_Wishlist_Survey/FAQ|Dowiedz się więcej]].
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/02|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W02"/>
02:23, 11 sty 2022 (CET)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Quiddity (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=22562156 -->
== [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/03|Tech News: 2022-03]] ==
<section begin="technews-2022-W03"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/03|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Ostatnie zmiany'''
* Podczas korzystania z [[mw:Special:MyLanguage/Extension:WikiEditor|WikiEditor]]a (edytora wikikodu 2010) będzie można zobaczyć ostrzeżenie podczas próby linkowania do strony ujednoznaczniającej. Gdy klikniesz "{{int:Disambiguator-review-link}}", zostaniesz poproszony o poprawę linku przez wskazanie bardziej precyzyjnego pojęcia. [[m:Community Wishlist Survey 2021/Warn when linking to disambiguation pages#Jan 12, 2021: Turning on the changes for all Wikis|Dowiedz się więcej]] o tym zrealizowanym życzeniu z Badania Życzeń Społeczności 2021.
* Możesz [[mw:Special:MyLanguage/Help:DiscussionTools#subscribe|automatycznie włączać subskrypcję wszystkich wątków w dyskusjach]], które rozpoczynasz lub w których się wypowiadasz z użyciem [[mw:Special:MyLanguage/Talk pages project/Feature summary|Narzędzi Dyskusji]]. Będziesz otrzymywać [[mw:Special:MyLanguage/Notifications|powiadomienia]] gdy ktoś odpowie. Dostępne jest to na większości wiki. Wejdź do swoich [[Special:Preferences#mw-prefsection-editing-discussion|Preferencji]] i włącz "{{int:discussiontools-preference-autotopicsub}}". [https://phabricator.wikimedia.org/T263819]
* Podczas tworzenia nowej strony lub sekcji można [[mw:Special:MyLanguage/Manual:Creating_pages_with_preloaded_text|wstępnie załadować pole edycyjne treścią]]. Teraz ta funkcja jest ograniczona tylko do stron z wikikodem. Dzięki temu nikt nie spowoduje nieświadomego dokonania szkodliwych zmian np. na stronach JS. Jest dyskusja [[phab:T297725|o włączeniu tej możliwości]] dla niektórych rodzajów zawartości innych niż wikikod.
'''Zmiany w tym tygodniu'''
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|Element cykliczny]] [[mw:MediaWiki 1.38/wmf.18|Nowa wersja]] MediaWiki będzie instalowana na wiki testowych i MediaWiki.org od {{#time:j xg|2022-01-18|pl}}, na stronach innych niż Wikipedia i niektórych Wikipediach od {{#time:j xg|2022-01-19|pl}}, a następnie na wszystkich wiki od {{#time:j xg|2022-01-20|pl}} ([[mw:MediaWiki 1.38/Roadmap|harmonogram]]).
'''Wydarzenia'''
* Nadal trwa [[m:Special:MyLanguage/Community Wishlist Survey 2022|Badanie Życzeń Społeczności 2022]]. Wszyscy uczestnicy projektów Wikimedia mogą proponować narzędzia i ulepszenia oprogramowania. Etap zgłaszania propozycji trwa od {{#time:j xg|2022-01-10|pl}} 18:00 UTC do {{#time:j xg|2022-01-23|pl}} 18:00 UTC. [[m:Special:MyLanguage/Community_Wishlist_Survey/FAQ|Learn more]].
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/03|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W03"/>
20:55, 17 sty 2022 (CET)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Quiddity (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=22620285 -->
== Porozmawiaj z Community Tech ==
[[File:Community Wishlist Survey Lamp.svg|150px|right]]
{{int:Hello}}
My, zespół pracujący nad [[m:Special:MyLanguage/Community Wishlist Survey|Badaniem Życzeń Społeczności]], chcielibyśmy zaprosić was na spotkanie online. Odbędzie się ono [https://www.timeanddate.com/worldclock/fixedtime.html?iso=20220119T1800 '''{{#time:j xg|2022-01-19}} ({{#time:l|2022-01-19}}) o {{#time:H:i e|18:00|pl|1}}'''] na Zoomie i potrwa godzinę. Ten zewnętrzny system nie jest objęty [[foundation:Privacy_policy|polityką prywatności WMF]]. [https://wikimedia.zoom.us/j/85804347114 '''Kliknij, aby dołączyć'''].
'''Agenda'''
* Pomyśl o swoich propozycjach i porozmawiaj z członkiem zespołu Community Tech o tym, jak można je ulepszyć.
'''Format'''
Spotkanie nie będzie nagrywane ani nadawane tylko do oglądania. Notatki bez przypisania autorstwa zostaną opublikowane na Meta-Wiki.
Będziemy odpowiadali na pytania zadane po angielsku, francusku, polsku, niemiecku lub hiszpańsku. Jeżeli chcecie zadać pytania z góry, napiszcie je na [[m:Talk:Community Wishlist Survey|stronie dyskusji Badań Życzeń Społeczności]] lub wyślijcie na adres sgrabarczuk@wikimedia.org.
Spotkanie będzie prowadziła [[m:Special:MyLanguage/User:NRodriguez (WMF)|Natalia Rodriguez]] (menedżerka zespołu [[m:Special:MyLanguage/Community Tech|Community Tech]]).
'''Link z zaproszeniem'''
* [https://wikimedia.zoom.us/j/85804347114 Dołącz przez Internet]
* ID spotkania: <span dir=ltr>85804347114</span>
* [https://wikimedia.zoom.us/u/keu6UeRT0T Zadzwoń przez telefon]
Do zobaczenia! [[User:SGrabarczuk (WMF)|SGrabarczuk (WMF)]] ([[User talk:SGrabarczuk (WMF)|dyskusja]]) 02:20, 18 sty 2022 (CET)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:SGrabarczuk (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=User:SGrabarczuk_(WMF)/sandbox/MM/Pl_fallback&oldid=22382401 -->
== Subscribe to the This Month in Education newsletter - learn from others and share your stories ==
<div lang="en" dir="ltr" class="mw-content-ltr">
Dear community members,
Greetings from the EWOC Newsletter team and the education team at Wikimedia Foundation. We are very excited to share that we on tenth years of Education Newsletter ([[m:Education/News|This Month in Education]]) invite you to join us by [[m:Global message delivery/Targets/This Month in Education|subscribing to the newsletter on your talk page]] or by [[m:Education/News/Newsroom|sharing your activities in the upcoming newsletters]]. The Wikimedia Education newsletter is a monthly newsletter that collects articles written by community members using Wikimedia projects in education around the world, and it is published by the EWOC Newsletter team in collaboration with the Education team. These stories can bring you new ideas to try, valuable insights about the success and challenges of our community members in running education programs in their context.
If your affiliate/language project is developing its own education initiatives, please remember to take advantage of this newsletter to publish your stories with the wider movement that shares your passion for education. You can submit newsletter articles in your own language or submit bilingual articles for the education newsletter. For the month of January the deadline to submit articles is on the 20th January. We look forward to reading your stories.
Older versions of this newsletter can be found in the [[outreach:Education/Newsletter/Archives|complete archive]].
More information about the newsletter can be found at [[m:Education/News/Publication Guidelines|Education/Newsletter/About]].
For more information, please contact spatnaik{{@}}wikimedia.org.
------
<div style="text-align: center;"><div style="margin-top:10px; font-size:90%; padding-left:5px; font-family:Georgia, Palatino, Palatino Linotype, Times, Times New Roman, serif;">[[m:Education/Newsletter/About|About ''This Month in Education'']] · [[m:Global message delivery/Targets/This Month in Education|Subscribe/Unsubscribe]] · [[m:MassMessage|Global message delivery]] · For the team: [[User:ZI Jony|<span style="color:#8B0000">'''ZI Jony'''</span>]] [[User talk:ZI Jony|<sup><span style="color:Green"><i>(Talk)</i></span></sup>]], {{<includeonly>subst:</includeonly>#time:l G:i, d F Y|}} (UTC)</div></div>
</div>
<!-- Wiadomość wysłana przez User:ZI Jony@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=User:ZI_Jony/MassMessage/Awareness_of_Education_Newsletter/List_of_Village_Pumps&oldid=21244129 -->
== [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/04|Tech News: 2022-04]] ==
<section begin="technews-2022-W04"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/04|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Zmiany w tym tygodniu'''
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|Element cykliczny]] [[mw:MediaWiki 1.38/wmf.19|Nowa wersja]] MediaWiki będzie instalowana na wiki testowych i MediaWiki.org od {{#time:j xg|2022-01-25|pl}}, na stronach innych niż Wikipedia i niektórych Wikipediach od {{#time:j xg|2022-01-26|pl}}, a następnie na wszystkich wiki od {{#time:j xg|2022-01-27|pl}} ([[mw:MediaWiki 1.38/Roadmap|harmonogram]]).
* [[mw:Special:MyLanguage/Extension:SyntaxHighlight|Podświetlanie składni]] wspiera kolejne języki: BDD, Elpi, LilyPond, Maxima, Rita, Savi, Sed, Sophia, Spice, .SRCINFO.
* W [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop Improvements|nowej wersji skórki Wektor]] do nagłówka strony została dodana ikona, pozwalająca na przejście do listy obserwowanych. Znajduje się obok ikon powiadomień, na górze strony. [https://phabricator.wikimedia.org/T289619]
'''Wydarzenia'''
* Możesz zobaczyć wyniki konkursu [[m:Special:MyLanguage/Coolest Tool Award|Coolest Tool Award 2021]] i dowiedzieć się więcej o 14 narzędziach, które nagrodzono w tym roku.
* Możesz [[m:Special:MyLanguage/Community_Wishlist_Survey/Help_us|tłumaczyć, promować]] albo komentować [[m:Special:MyLanguage/Community Wishlist Survey 2022/Proposals|propozycje]] w Badaniu Życzeń Społeczności. Głosowanie rozpocznie się {{#time:j xg|2022-01-28|pl}}.
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/04|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W04"/>
22:38, 24 sty 2022 (CET)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Quiddity (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=22644148 -->
== Nowe informacje o Ulepszeniach interfejsu i zaproszenie na spotkanie ==
Cześć. Chciałbym przedstawić wam nowe informacje o projekcie zwanym [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop_Improvements|Ulepszenia interfejsu]], nad którym zespół Web z Wikimedia Foundation pracuje już od kilku lat.
Celem tego projektu jest uczynienie interfejsu bardziej przyjaznym i komfortowym dla czytelników przy utrzymaniu użyteczności dla zaawansowanych użytkowników. Na projekt składa się seria poprawek różnych funkcji, które mają za zadanie ułatwić między innymi: przyswajanie treści, poruszanie się po stronie, wyszukiwanie, zmianę wersji językowych, korzystanie z zakładek strony czy z menu użytkownika.
Ulepszenia są już domyślnie widoczne dla czytelników i edytorów na 24 wiki, w tym na Wikipediach po [[:fr:|francusku]], [[:pt:|portugalsku]] i po [[:fa:|persku]].
Zmiany dotyczą tylko skórki [{{fullurl:{{FULLPAGENAMEE}}|useskin=vector}} Vector]. Użytkownicy [{{fullurl:{{FULLPAGENAMEE}}|useskin=monobook}} Monobooka] czy [{{fullurl:{{FULLPAGENAMEE}}|useskin=timeless}} Timeless] nie zauważą różnicy.
=== Funkcje włączone od czasu ostatnich wiadomości ===
* [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop_Improvements/Features/User_menu|Menu użytkownika]] - które sprawia, że nawwigacja jest bardziej intuicyjna, ponieważ uwypukla strukturę linków użytkownika i ich działanie.
* [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop_Improvements/Features/Sticky Header|Przyczepiony nagłówek]] pozwalający użytkownikom na dostęp do ważnych funkcji (logowanie/wylogowanie, edytowanie, strony dyskusji...) bez konieczności przewinięcia na samą górę strony.
Aby poznać pełną listę funkcji, które wchodzą w skład Ulepszeń interfejsu, sprawdź [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop_Improvements|stronę projektu]]. Zapraszamy też na naszą [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop_Improvements/Updates|stronę z wiadomościami]].
[[File:Table_of_contents_shown_on_English_Wikipedia_02.webm|thumb|600px|center]]
<br clear=all>
=== Jak włączyć ulepszenia ===
[[File:Desktop Improvements - how to enable globally.png|thumb|[[Special:GlobalPreferences#mw-prefsection-rendering|{{int:globalpreferences}}]]]]
* Można włączyć zmiany indywidualnie w [[Special:Preferences#mw-prefsection-rendering|zakładce widoku w preferencjach]], odznaczając pole "{{int:prefs-vector-enable-vector-1-label}}" (tak, żeby było puste). Jest też możliwość włączyć je na wszystkich wiki, korzystając z [[Special:GlobalPreferences#mw-prefsection-rendering|globalnych preferencji]].
* Jeżeli uważasz, że ulepszenia sprawdziłyby się jako domyślne dla wszystkich czytelników i edytorów tej wiki, zacznij dyskusję ze społecznością i skontaktuj się ze mną.
* Na wiki, gdzie zmiany są domyślne dla wszystkich, zalogowani użytkownicy mogą zawsze przełączyć się na starego Vectora. Umieściliśmy łatwo dostrzegalny link w menu bocznym nowego Vectora.
=== Dowiedz się więcej i dołącz do naszych wydarzeń ===
Jeżeli chcesz obserwować postępy projektu, [[mw:Special:Newsletter/28/subscribe|zasubskrybuj nasz newsletter]].
Możesz przeczytać [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop_Improvements|strony projektu]], sprawdzić [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop_Improvements/Frequently_asked_questions|FAQ]], napisać na [[mw:Talk:Reading/Web/Desktop_Improvements|stronie dyskusji projektu]] i dołączyć do spotkania online ([https://www.timeanddate.com/worldclock/fixedtime.html?iso=20220127T1500 '''{{#time:j xg|2022-01-27}} ({{#time:l|2022-01-27}}), {{#time:H:i e|15:00|pl|1}}''']).
Jak dołączyć do naszego spotkania online
* [https://wikimedia.zoom.us/j/89205402895 Dołącz przez Internet]
* ID spotkania: <span dir=ltr>89205402895</span>
* [https://wikimedia.zoom.us/u/kdPQ6k2Bcm Zadzwoń przez telefon]
{{int:Feedback-thanks-title}} [[User:SGrabarczuk (WMF)|SGrabarczuk (WMF)]] ([[User talk:SGrabarczuk (WMF)|dyskusja]]) 08:17, 25 sty 2022 (CET)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:SGrabarczuk (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=User:SGrabarczuk_(WMF)/sandbox/MM/Pl_fallback&oldid=22382401 -->
== [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/05|Tech News: 2022-05]] ==
<section begin="technews-2022-W05"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/05|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Ostatnie zmiany'''
* [[File:Octicons-tools.svg|15px|link=|alt=|Zaawansowane]] Jeśli gadżet ma obsługiwać [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/02|ogłoszony]] 3 tygodnie temu parametr <bdi lang="zxx" dir="ltr"><code>?withgadget</code></bdi>, musi teraz również zadeklarować <bdi lang="zxx" dir="ltr"><code>supportsUrlLoad</code></bdi> w swojej definicji ([[mw:Special:MyLanguage/Extension:Gadgets#supportsUrlLoad|dokumentacja]]). [https://phabricator.wikimedia.org/T29766]
'''Zmiany w tym tygodniu'''
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] [[mw:MediaWiki 1.38/wmf.20|Nowa wersja]] MediaWiki będzie instalowana na wiki testowych i MediaWiki.org od {{#time:j xg|2022-02-01|pl}}, na stronach innych niż Wikipedia i niektórych Wikipediach od {{#time:j xg|2022-02-02|pl}}, a następnie na wszystkich wiki od {{#time:j xg|2022-02-03|pl}} ([[mw:MediaWiki 1.38/Roadmap|harmonogram]]).
'''Przyszłe zmiany'''
* Zmiana [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2021/16|zapowiedziana w zeszłym roku]] została odłożona na później. Teraz jesteśmy gotowi, aby ją wprowadzić:
** Grupa użytkowników <code>oversight</code> zostanie przemianowana na <code>suppress</code>. Wynika to ze [[phab:T109327|względów technicznych]]. Zmiana nazwy dotyczy wyłącznie kwestii technicznych i nie ma wpływu na to, jak społeczność nazywa członków tej grupy. Planujemy, że przemianowanie nastąpi za trzy tygodnie. W razie jakichkolwiek obiekcji, możecie komentować na [[phab:T112147|Phabricatorze]]. Jak zwykle, nazwy grupy użytkowników mogą zostać przetłumaczone na translatewiki ([[phab:T112147|bezpośrednie linki]]) albo przez administratorów wiki.
'''Wydarzenia'''
* Możesz głosować na propozycje w [[m:Special:MyLanguage/Community Wishlist Survey 2022|Badaniu Życzeń Społeczności]] pomiędzy 28 stycznia a 11 lutego. Decyduje ono o tym, nad czym zespół [[m:Special:MyLanguage/Community Tech|Community Tech]] będzie pracować.
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/05|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W05"/>
18:42, 31 sty 2022 (CET)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Johan (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=22721804 -->
== [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/06|Tech News: 2022-06]] ==
<section begin="technews-2022-W06"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/06|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Ostatnie zmiany'''
* Na anglojęzycznej Wikipedii niedawno został wprowadzony gadżet dla trybu ciemnego. Możesz go tam włączyć albo poprosić [[m:Special:MyLanguage/Interface administrators|administratora interfejsu]] o zainstalowanie go również na swojej wiki ([[w:en:Wikipedia:Dark mode (gadget)|instrukcje i zrzut ekranu]]).
* Bywa, że podawana przez oprogramowanie liczba artykułów w kategorii nie odzwierciedla stanu faktycznego. Od teraz, na początku każdego miesiąca, elementy kategorii będą liczone od nowa, aby temu zapobiec. [https://phabricator.wikimedia.org/T299823]
'''Problemy'''
* Zeszłotygodniowa zmiana w kodzie, która poprawiała błąd w module [[mw:Special:MyLanguage/Manual:Live preview|Live Preview]] mogła spowodować problemy z niektórymi gadżetami i skryptami użytkowników. Kod, który oczekuje skórki o identyfikatorze <bdi lang="zxx" dir="ltr"><code>vector</code></bdi>, powinien również sprawdzać <bdi lang="zxx" dir="ltr"><code>vector-2022</code></bdi>. Dokładniejszy opis i przykład rozwiązania znajduje się na [[phab:T300987|Phabricatorze]].
'''Zmiany w tym tygodniu'''
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] [[mw:MediaWiki 1.38/wmf.21|Nowa wersja]] MediaWiki będzie instalowana na wiki testowych i MediaWiki.org od {{#time:j xg|2022-02-08|pl}}, na stronach innych niż Wikipedia i niektórych Wikipediach od {{#time:j xg|2022-02-09|pl}}, a następnie na wszystkich wiki od {{#time:j xg|2022-02-10|pl}} ([[mw:MediaWiki 1.38/Roadmap|harmonogram]]).
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/06|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W06"/>
22:15, 7 lut 2022 (CET)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Quiddity (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=22765948 -->
== Leadership Development Task Force: Prosimy o Wasze opinie ==
<section begin="announcement-content" />:''[[m:Special:MyLanguage/Leadership Development Task Force/Call for Feedback Announcement|Możesz znaleźć tę wiadomość przetłumaczoną na inne języki na Meta-wiki.]]''
:''<div class="plainlinks">[[m:Special:MyLanguage/Leadership Development Task Force/Call for Feedback Announcement|{{int:interlanguage-link-mul}}]] • [https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Special:Translate&group=page-{{urlencode:Leadership Development Task Force/Call for Feedback Announcement}}&language=&action=page&filter= {{int:please-translate}}]</div>''
Zespół Community Development w Wikimedia Foundation wspiera utworzenie globalnej, kierowanej przez społeczność grupy zadaniowej ds. rozwoju przywództwa (Leadership Development Task Force). Celem tej grupy jest doradzanie w zakresie rozwoju przywództwa w Ruchu Wikimedia.
Zespół poszukuje opinii na temat obowiązków grupy zadaniowej. Strona na Meta-wiki przedstawia propozycję [[m:Special:MyLanguage/Leadership Development Task Force|Leadership Development Task Force]] oraz to [[m:Special:MyLanguage/Leadership Development Task Force/Participate|w jaki sposób można się zaangażować]]. Informacje zwrotne na temat przedstawionej propozycji będą zbierane do 25 lutego 2022 roku.<section end="announcement-content" />
[[Wikiskryba:MNadzikiewicz (WMF)|MNadzikiewicz (WMF)]] ([[Dyskusja wikiskryby:MNadzikiewicz (WMF)|dyskusja]]) 11:00, 9 lut 2022 (CET)
== [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/07|Tech News: 2022-07]] ==
<section begin="technews-2022-W07"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/07|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Ostatnie zmiany'''
* [[mw:Special:MyLanguage/Manual:Purge|Wyczyszczenie pamięci podręcznej (purge)]] na stronie kategorii, która ma mniej niż 5000 elementów spowoduje przeliczenie ich od nowa. Dzięki temu użytkownicy będą w stanie naprawić sytuacje, w których licznik zawartości kategorii pokazuje błędną wartość. [https://phabricator.wikimedia.org/T85696]
'''Zmiany w tym tygodniu'''
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] [[mw:MediaWiki 1.38/wmf.22|Nowa wersja]] MediaWiki będzie instalowana na wiki testowych i MediaWiki.org od {{#time:j xg|2022-02-15|pl}}, na stronach innych niż Wikipedia i niektórych Wikipediach od {{#time:j xg|2022-02-16|pl}}, a następnie na wszystkich wiki od {{#time:j xg|2022-02-17|pl}} ([[mw:MediaWiki 1.38/Roadmap|harmonogram]]).
* [[File:Octicons-tools.svg|15px|link=|Zaawansowane]] Funkcja <code dir=ltr>rmspecials()</code> w rozszerzeniu [[mw:Special:MyLanguage/Extension:AbuseFilter|Filtr Nadużyć]] została zmodyfikowana w taki sposób, że nie usuwa już znaku spacji. Jeżeli wywołanie ma działać w taki sposób jak dawniej, funkcję <code dir=ltr>rmspecials()</code> należy objąć <code dir=ltr>rmwhitespace()</code>. Użycie funkcji można zlokalizować z użyciem wyszukiwarki na [[Special:AbuseFilter]]. [https://phabricator.wikimedia.org/T263024]
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/07|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W07"/>
20:18, 14 lut 2022 (CET)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Quiddity (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=22821788 -->
== [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/08|Tech News: 2022-08]] ==
<section begin="technews-2022-W08"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/08|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Ostatnie zmiany'''
* Formularz na [[Special:Nuke|Specjalna:Nuke]] będzie teraz pozwalał wybrać jeden ze standardowych powodów usunięcia (do edycji na <bdi lang="en" dir="ltr">[[MediaWiki:Deletereason-dropdown]]</bdi>) podczas wykonywania masowych usunięć. Było to [[m:Community Wishlist Survey 2022/Admins and patrollers/Mass-delete to offer drop-down of standard reasons, or templated reasons.|jedno z życzeń]] w Badaniu Życzeń Społeczności 2022. [https://phabricator.wikimedia.org/T25020]
* Wszystkie nowe konta na Wikipediach będą miały dostęp do [[mw:Special:MyLanguage/Growth/Feature_summary|funkcji Growth]]. Zachęcamy społeczności do aktualizacji swoich [[mw:Special:MyLanguage/Help:Growth/Tools/Account_creation|zasobów pomocy]]. Do tej pory Growth było udostępniane jedynie 80% nowych kont. Zmiany zostaną wprowadzone na wszystkich Wikipediach z wyjątkiem kilku. [https://phabricator.wikimedia.org/T301820]
* Od teraz można oznaczać obrazki, które nie powinny być wykorzystywane jako miniaturki dla artykułów, np. w dymku z podglądem strony albo w wyszukiwarce. Służy do tego kod <bdi lang="zxx" dir="ltr"><code><nowiki>class=notpageimage</nowiki></code></bdi>. Na przykład: <code><nowiki>[[Plik:Przykład.png|class=notpageimage]]</nowiki></code>. [https://phabricator.wikimedia.org/T301588]
* [[File:Octicons-tools.svg|15px|link=|alt=|Zaawansowane]] Zmieniony został kod HTML stron historii a także Specjalna:Wkład, Specjalna:Połącz_historie. Ma to na celu wsparcie dla grupowania zmian po dacie, jak w [[mw:Special:MyLanguage/Skin:Minerva_Neue|wersji mobilnej]]. Istnieje prawdopodobieństwo, że wpłynie to na działanie gadżetów i skryptów użytkownika. [[phab:T298638|Lista zmian w HTML]] jest dostępna na Phabricatorze.
'''Wydarzenia'''
* [[m:Special:MyLanguage/Community Wishlist Survey 2022/Results|Wyniki Badania Życzeń Społeczności]] zostały opublikowane. Dostępny jest również [[m:Special:MyLanguage/Community Wishlist Survey/Updates/2022 results#leaderboard|ranking zgłoszeń wraz z oceną priorytetu]].
'''Zmiany w tym tygodniu'''
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] [[mw:MediaWiki 1.38/wmf.23|Nowa wersja]] MediaWiki będzie instalowana na wiki testowych i MediaWiki.org od {{#time:j xg|2022-02-22|pl}}, na stronach innych niż Wikipedia i niektórych Wikipediach od {{#time:j xg|2022-02-23|pl}}, a następnie na wszystkich wiki od {{#time:j xg|2022-02-24|pl}} ([[mw:MediaWiki 1.38/Roadmap|harmonogram]]).
'''Przyszłe zmiany'''
* Odtwarzacz plików audio i wideo zmieni się niedługo na wszystkich wiki. Stare oprogramowanie zostanie usunięte, a [[mw:Special:MyLanguage/Extension:TimedMediaHandler/VideoJS_Player|nowe]] było dostępne od ponad czterech lat jako funkcja eksperymentalna. Niektóre odtwarzacze audio w wyniku tej zmiany staną się szersze. [https://phabricator.wikimedia.org/T100106][https://phabricator.wikimedia.org/T248418]
* [[File:Octicons-tools.svg|15px|link=|alt=|Zaawansowane]] System operacyjny Toolforge zostanie zaktualizowany. Jeśli utrzymujesz jakiekolwiek narzędzia, masz dwie opcje migracji na nowszą wersję. [[wikitech:News/Toolforge Stretch deprecation|Szczegóły, terminy i instrukcje]] są dostępne na Wikitech. [https://lists.wikimedia.org/hyperkitty/list/cloud-announce@lists.wikimedia.org/thread/EPJFISC52T7OOEFH5YYMZNL57O4VGSPR/]
* Administratorzy będą niedługo mieli opcję [[m:Special:MyLanguage/Community Wishlist Survey 2021/(Un)delete associated talk page|usuwania i odtwarzania strony dyskusji]] razem ze stroną, do której się odnosi. Funkcja będzie również dostępna poprzez API. Było to [[m:Community Wishlist Survey 2021/Admins and patrollers/(Un)delete associated talk page|życzenie z Badania Życzeń Społeczności 2021]].
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/08|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W08"/>
20:12, 21 lut 2022 (CET)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Trizek (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=22847768 -->
== Wiki Loves Folklore is extended till 15th March ==
<div lang="en" dir="ltr" class="mw-content-ltr">{{int:please-translate}}
[[File:Wiki Loves Folklore Logo.svg|right|frameless|180px]]
Greetings from Wiki Loves Folklore International Team,
We are pleased to inform you that [[:c:Commons:Wiki Loves Folklore|Wiki Loves Folklore]] an international photographic contest on Wikimedia Commons has been extended till the '''15th of March 2022'''. The scope of the contest is focused on folk culture of different regions on categories, such as, but not limited to, folk festivals, folk dances, folk music, folk activities, etc.
We would like to have your immense participation in the photographic contest to document your local Folk culture on Wikipedia. You can also help with the [[:c:Commons:Wiki Loves Folklore 2022/Translations|translation]] of project pages and share a word in your local language.
Best wishes,
'''International Team'''<br />
'''Wiki Loves Folklore'''
[[Wikiskryba:MediaWiki message delivery|MediaWiki message delivery]] ([[Dyskusja wikiskryby:MediaWiki message delivery|dyskusja]]) 05:50, 22 lut 2022 (CET)
</div>
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Rockpeterson@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Distribution_list/Global_message_delivery&oldid=22754428 -->
== Coming soon ==
<div class="plainlinks mw-content-ltr" lang="pl" dir="ltr">
=== Nadchodzące: Parę ulepszeń związanych z szablonami ===
Cześć! Od 9 marca na waszej wiki będą wprowadzane udogodnienia dotyczące szablonów:
* Znaczące ulepszenia [[Mw:Special:MyLanguage/Help:VisualEditor/User guide#Editing templates|okna dialogowego edycji szablonu]] w edytorze wizualnym ([[m:WMDE Technical Wishes/VisualEditor template dialog improvements|odświeżenie wyglądu]], [[m:WMDE Technical Wishes/Removing a template from a page using the VisualEditor|usuwanie szablonów]]);
* Ułatwienie wstawiania szablonu na stronę ([[m:WMDE Technical Wishes/Finding and inserting templates|lepsza wyszukiwarka]]) - dotyczy [[Mw:Special:MyLanguage/Help:VisualEditor/User guide#Editing templates|edytora wizualnego]], [[Mw:Special:MyLanguage/Extension:WikiEditor#/media/File:VectorEditorBasic-en.png|edytora wikikodu 2010]] i [[Mw:Special:MyLanguage/2017 wikitext editor|edytora wikikodu 2017]];
* Udogodnienia w podświetlaniu składni, realizowanym przez rozszerzenie [[Mw:Special:MyLanguage/Extension:CodeMirror|CodeMirror]] ([[m:WMDE Technical Wishes/Improved Color Scheme of Syntax Highlighting|dostępność]], [[m:WMDE Technical Wishes/Bracket Matching|podświetlanie nawiasów]]) - dostępne wyłącznie na wiki z językiem pisanym od lewej do prawej.
Wszystkie powyższe zmiany są częścią projektu „[[m:WMDE Technical Wishes/Templates|Szablony]]”, realizowanego w ramach [[m:WMDE Technical Wishes|Życzeń technicznych Wikimedia Deutschland]]. Mamy nadzieję, że pomogą wam w pracy. Chętnie wysłuchamy waszych opinii na stronach dyskusji tych projektów. </div> - [[m:User:Johanna Strodt (WMDE)|Johanna Strodt (WMDE)]] 13:38, 28 lut 2022 (CET)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Johanna Strodt (WMDE)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=WMDE_Technical_Wishes/Technical_Wishes_News_list_all_village_pumps&oldid=22907463 -->
== [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/09|Tech News: 2022-09]] ==
<section begin="technews-2022-W09"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/09|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Ostatnie zmiany'''
* Aby ułatwić filtrowanie edycji z użyciem [[mw:Special:MyLanguage/Help:Tags|znaczników]], wdrożyliśmy listy rozwijane z dostępnymi znacznikami w odpowiednich formularzach (np. na stronie historii albo wkładu użytkownika). Było to [[m:Community Wishlist Survey 2022/Miscellaneous/Improve plain-text change tag selector|jedno z życzeń]] w Badaniu Życzeń Społeczności 2022. [https://phabricator.wikimedia.org/T27909]
* Przewodnicy, korzystający z [[mw:Special:MyLanguage/Growth/Mentor_dashboard|Panelu przewodnika]] będą domyślnie widzieli w nim tylko tych podopiecznych, którzy wykonali co najmniej jedną i maksymalnie 200 edycji. Wcześniej pokazywani tam byli wszyscy użytkownicy, zarówno bez żadnego wkładu, jak i z setkami wprowadzonych zmian. Ograniczenia na liczbę edycji można regulować za pomocą opcji filtrowania zawartości panelu. Wybór filtrów będzie zapamiętywany. [https://phabricator.wikimedia.org/T301268][https://phabricator.wikimedia.org/T294460]
* [[File:Octicons-tools.svg|15px|link=|alt=|Zaawansowane]] Wewnętrzna nazwa grupy użytkowników <code>oversight</code> (rewizorzy) została zmieniona na <code>suppress</code>. Wynika to ze [[phab:T109327|względów technicznych]]. Może być konieczna aktualizacja odwołań do tej grupy np. w gadżetach, linkach do Specjalna:Użytkownicy albo w wywołaniach [[mw:Special:MyLanguage/Help:Magic_words|NUMBERINGROUP]].
'''Problemy'''
* Ostatnia zmiana w kodzie HTML stron z [[mw:Special:MyLanguage/Help:Tracking changes|listami zmian]] powodowała problemy w działaniu czytników ekranowych. Poprawka jest w drodze. [https://phabricator.wikimedia.org/T298638]
'''Zmiany w tym tygodniu'''
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] [[mw:MediaWiki 1.38/wmf.24|Nowa wersja]] MediaWiki będzie instalowana na wiki testowych i MediaWiki.org od {{#time:j xg|2022-03-01|pl}}, na stronach innych niż Wikipedia i niektórych Wikipediach od {{#time:j xg|2022-03-02|pl}}, a następnie na wszystkich wiki od {{#time:j xg|2022-03-03|pl}} ([[mw:MediaWiki 1.38/Roadmap|harmonogram]]).
'''Przyszłe zmiany'''
* Praca z szablonami będzie prostsza. [[m:WMDE_Technical_Wishes/Templates|Kilka usprawnień]] jest planowanych do wdrożenia na większości wiki 9 marca (na angielskiej Wikipedii tydzień później). Wśród ulepszeń znajdują się: dopasowywanie nawiasów, zmiany w kolorowaniu składni, w wyszukiwaniu i wstawianiu szablonów, a także drobne zmiany w edytorze wizualnym.
* Jeżeli tworzysz szablony albo jesteś administratorem interfejsu i celowo wykorzystujesz lub nadpisujesz klasy CSS, wykorzystywane w komunikatach interfejsu (te: <code dir=ltr>successbox, messagebox, errorbox, warningbox</code>), weź pod uwagę, że zostaną one (i powiązane z nimi style) usunięte z MediaWiki. Ma to na celu przeciwdziałanie problemom, kiedy te same nazwy klas są wykorzystywane na wiki. Swoje opinie możesz wyrazić na [[phab:T300314]].
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/09|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W09"/>
23:59, 28 lut 2022 (CET)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Quiddity (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=22902593 -->
== [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/10|Tech News: 2022-10]] ==
<section begin="technews-2022-W10"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/10|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Problemy'''
* Tydzień temu występował problem z tekstem interfejsu. W tym tygodniu to naprawimy. Zmiana związana jest z uproszczeniem obsługi skórek, które nie mają aktywnych odpowiedzialnych za nie osób. [https://phabricator.wikimedia.org/T301203]
'''Zmiany w tym tygodniu'''
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] [[mw:MediaWiki 1.38/wmf.25|Nowa wersja]] MediaWiki będzie instalowana na wiki testowych i MediaWiki.org od {{#time:j xg|2022-03-08|pl}}, na stronach innych niż Wikipedia i niektórych Wikipediach od {{#time:j xg|2022-03-09|pl}}, a następnie na wszystkich wiki od {{#time:j xg|2022-03-10|pl}} ([[mw:MediaWiki 1.38/Roadmap|harmonogram]]).
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/10|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W10"/>
22:16, 7 mar 2022 (CET)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Quiddity (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=22958074 -->
== Głosowanie nad ratyfikacją Wytycznych Egzekwowania Powszechnych Zasad Postępowania trwa od 7 do 21 marca 2022 roku ==
<section begin="announcement-content" />
:''[[m:Special:MyLanguage/Universal Code of Conduct/Enforcement guidelines/Vote|Możesz znaleźć tę wiadomość przetłumaczoną na inne języki na Meta-wiki.]]
:''<div class="plainlinks">[[m:Special:MyLanguage/Universal Code of Conduct/Enforcement guidelines/Vote|{{int:interlanguage-link-mul}}]] • [https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Special:Translate&group=page-{{urlencode:Universal Code of Conduct/Enforcement guidelines/Vote}}&language=&action=page&filter= {{int:please-translate}}]</div>''
Cześć wszystkim!
Proces głosowania nad ratyfikacją [[m:Special:MyLanguage/Universal Code of Conduct/Enforcement guidelines|Wytycznych Egzekwowania]] [[m:Special:MyLanguage/Universal Code of Conduct|Powszechnych Zasad Postępowania]] (PZP) jest już otwarty! '''[[m:Special:MyLanguage/Universal Code of Conduct/Enforcement guidelines/Voting|Głosowanie]]''' odbywa się za pomocą narzędzia SecurePoll i trwa od 7 marca 2022 i zakończy się 21 marca 2022. Zachęcamy [[m:Universal Code of Conduct/Enforcement guidelines/Voter information|do zapoznania się z informacjami o procesie wyborczym oraz szczegółach dotyczących kwalifikacji do głosowania]].
Powszechne Zasady Postępowania (PZP) stanowią podstawowy wyznacznik akceptowalnego zachowania dla całego Ruchu Wikimedia. Tekst Wytycznych Egzekwowania został opublikowany 24 stycznia 2022, jako propozycja zastosowania PZP w całym Ruchu. [[m:Special:MyLanguage/Universal Code of Conduct/Project|Tutaj]] możesz znaleźć więcej informacji o procesie powstawania Powszechnych Zasad Postępowania.
W razie wszelkich pytań zapraszamy do ich zadawania poniżej lub na stronie dyskusji w projekcie Meta-wiki. Można również skontaktować się z nami za pomocą adresu mailowego: ucocproject[[File:At sign.svg|16x16px|link=|(_AT_)]]wikimedia.org
Z wyrazami szacunku,
w imieniu zespółu Movement Strategy and Governance
[[Wikiskryba:MNadzikiewicz (WMF)|MNadzikiewicz (WMF)]] ([[Dyskusja wikiskryby:MNadzikiewicz (WMF)|dyskusja]]) 16:17, 8 mar 2022 (CET)<section end="announcement-content" />
== Wiki Loves Folklore 2022 ends tomorrow ==
[[File:Wiki Loves Folklore Logo.svg|right|frameless|180px]]
International photographic contest [[:c:Commons:Wiki Loves Folklore 2022| Wiki Loves Folklore 2022]] ends on 15th March 2022 23:59:59 UTC. This is the last chance of the year to upload images about local folk culture, festival, cuisine, costume, folklore etc on Wikimedia Commons. Watch out our social media handles for regular updates and declaration of Winners.
([https://www.facebook.com/WikiLovesFolklore/ Facebook] , [https://twitter.com/WikiFolklore Twitter ] , [https://www.instagram.com/wikilovesfolklore/ Instagram])
The writing competition Feminism and Folklore will run till 31st of March 2022 23:59:59 UTC. Write about your local folk tradition, women, folk festivals, folk dances, folk music, folk activities, folk games, folk cuisine, folk wear, folklore, and tradition, including ballads, folktales, fairy tales, legends, traditional song and dance, folk plays, games, seasonal events, calendar customs, folk arts, folk religion, mythology etc. on your local Wikipedia. Check if your [[:m:Feminism and Folklore 2022/Project Page|local Wikipedia is participating]]
A special competition called '''Wiki Loves Falles''' is organised in Spain and the world during 15th March 2022 till 15th April 2022 to document local folk culture and [[:en:Falles|Falles]] in Valencia, Spain. Learn more about it on [[:ca:Viquiprojecte:Falles 2022|Catalan Wikipedia project page]].
We look forward for your immense co-operation.
Thanks
Wiki Loves Folklore international Team
[[Wikiskryba:MediaWiki message delivery|MediaWiki message delivery]] ([[Dyskusja wikiskryby:MediaWiki message delivery|dyskusja]]) 15:41, 14 mar 2022 (CET)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Rockpeterson@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Distribution_list/Global_message_delivery&oldid=22754428 -->
== [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/11|Tech News: 2022-11]] ==
<section begin="technews-2022-W11"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/11|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Ostatnie zmiany'''
* Do aplikacji Wikipedia na Androida trafiła opcja [[mw:Special:MyLanguage/Wikimedia_Apps/Team/Android/Communication#Updates|przeniesienia paska narzędzi na dół ekranu]], gdzie może być go łatwiej dosięgnąć. Zaimplementowaliśmy również tryb czytania bez rozpraszania uwagi. [https://phabricator.wikimedia.org/T296753][https://phabricator.wikimedia.org/T254771]
'''Problemy'''
* Między czerwcem 2021 a styczniem 2022 na wszystkich wiki wystąpił problem ze zbieraniem pewnych danych dotyczących odsłon stron. To oznacza, że statystyki są niekompletne. Aby zbadać, które projekty i regiony zostały najbardziej dotknięte, zachowamy odpowiednie dane przez dodatkowe 30 dni. Więcej na [[m:Talk:Data_retention_guidelines#Added_exception_for_page_views_investigation|Meta-wiki]].
* 10 marca wystąpił problem z bazą danych. Spowodował on że przez 12 minut wszystkie wiki nie były dostępne dla osób zalogowanych. Anonimowi użytkownicy byli w w stanie czytać strony, ale nie mogli edytować ani uzyskać dostępu do treści spoza pamięci podręcznej. [https://wikitech.wikimedia.org/wiki/Incident_documentation/2022-03-10_MediaWiki_availability]
'''Zmiany w tym tygodniu'''
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] [[mw:MediaWiki 1.38/wmf.26|Nowa wersja]] MediaWiki będzie instalowana na wiki testowych i MediaWiki.org od {{#time:j xg|2022-03-15|pl}}, na stronach innych niż Wikipedia i niektórych Wikipediach od {{#time:j xg|2022-03-16|pl}}, a następnie na wszystkich wiki od {{#time:j xg|2022-03-17|pl}} ([[mw:MediaWiki 1.38/Roadmap|harmonogram]]).
* Po zastosowaniu [[mw:Special:MyLanguage/Help:System_message#Finding_messages_and_documentation|<bdi lang="zxx" dir="ltr"><code>uselang=qqx</code></bdi> do wyświetlenia identyfikatorów komunikatów]], pokazane zostaną wszystkie możliwe klucze dla zakładek takich jak „{{int:vector-view-history}}”. [https://phabricator.wikimedia.org/T300069]
* [[File:Octicons-tools.svg|15px|link=|alt=|Zaawansowane]] Dostęp do [[{{#special:RevisionDelete}}]] został rozszerzony o użytkowników z uprawnieniami <code dir=ltr>deletelogentry</code> i <code dir=ltr>deletedhistory</code>. Wcześniej strona ta była dostępna wyłącznie dla osób z prawem <code dir=ltr>deleterevision</code>. [https://phabricator.wikimedia.org/T301928]
* Na stronie [[{{#special:Undelete}}]] dla porównań i wersji będzie się znajdował link powrotny do listy wersji. [https://phabricator.wikimedia.org/T284114]
'''Przyszłe zmiany'''
* Fundacja Wikimedia poinformowała o strategii implementacji ukrywania adresów IP. [[m:Special:MyLanguage/IP Editing: Privacy Enhancement and Abuse Mitigation#feb25|Ogłoszenie można przeczytać tutaj]].
* Programiści [[mw:Special:MyLanguage/Wikimedia Apps/Android FAQ|aplikacji Wikipedia na Androida]] pracują nad [[mw:Special:MyLanguage/Wikimedia Apps/Team/Android/Communication|nowymi funkcjami]] dla stron dyskusji użytkowników i artykułów. [https://phabricator.wikimedia.org/T297617]
'''Wydarzenia'''
* [[mw:Wikimedia Hackathon 2022|Hackaton Wikimedia 2022]] odbędzie się w formule hybrydowej w dniach 20–22 maja 2022. Hackaton sam w sobie będzie zdalny, ale oferujemy granty na wsparcie fizycznych spotkań na całym świecie. Termin na złożenie wniosku upływa 20 marca.
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/11|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W11"/>
23:07, 14 mar 2022 (CET)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Quiddity (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=22993074 -->
== [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/12|Tech News: 2022-12]] ==
<section begin="technews-2022-W12"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/12|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Nowy plan wdrażania kodu w tym tygodniu'''
* W tym tygodniu wydamy na serwery cztery wersje MediaWiki zamiast jednej. To eksperyment którego celem ma być sprawianie mniej problemów i przyspieszenie aktualizacji funkcji. Wydania te zostaną wprowadzone na wszystkie wiki, o różnym czasie w poniedziałek, wtorek i środę. Możesz [[mw:Special:MyLanguage/Wikimedia Release Engineering Team/Trainsperiment week|przeczytać więcej]].
'''Ostatnie zmiany'''
* W [[Special:Preferences#mw-prefsection-searchoptions|Preferencjach]] można już ustawić domyślną liczbę wyświetlanych wyników wyszukiwania. To dwunaste życzenie z [[m:Special:MyLanguage/Community Wishlist Survey 2022/Results|Community Wishlist Survey 2022]]. [https://phabricator.wikimedia.org/T215716]
* [[File:Octicons-tools.svg|15px|link=|alt=|Zaawansowane]] Narzędzie Jupyter notebooks [[wikitech:PAWS|PAWS]] ma nowy interfejs. [https://phabricator.wikimedia.org/T295043]
'''Przyszłe zmiany'''
* Interaktywne mapy z rozszerzenia [[mw:Special:MyLanguage/Help:Extension:Kartographer|Kartographer]] wkrótce będą działać na wiki korzystających z rozszerzenia [[mw:Special:MyLanguage/Extension:FlaggedRevs|FlaggedRevisions]] (wersje przejrzane). [https://wikimedia.sslsurvey.de/Kartographer-Workflows-EN/ Powiedz nam], jakie usprawnienia chciałbyś zobaczyć w Kartographerze. [https://meta.wikimedia.org/wiki/WMDE_Technical_Wishes/Geoinformation]
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/12|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W12"/>
17:01, 21 mar 2022 (CET)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Trizek (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=23034693 -->
== Leadership Development Working Group: Zgłoś chęć uczestnictwa! (od 14 marca do 10 kwietnia 2022) ==
<section begin="announcement-content" />
:''[[m:Special:MyLanguage/Leadership Development Working Group/Participate/Announcement|Możesz znaleźć tę wiadomość przetłumaczoną na inne języki na Meta-wiki.]]''
:''<div class="plainlinks">[[m:Special:MyLanguage/Leadership Development Working Group/Participate/Announcement|{{int:interlanguage-link-mul}}]] • [https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Special:Translate&group=page-{{urlencode:Leadership Development Working Group/Participate/Announcement}}&language=&action=page&filter= {{int:please-translate}}]</div>''
Cześć wszystkim!
Dziękujemy wszystkim, którzy wzięli udział w dyskusji na temat inicjatywy [[m:Special:MyLanguage/Leadership Development Working Group|Leadership Development Working Group]]. [[m:Special:MyLanguage/Leadership Development Working Group/Participate#5. Summary of Call for Feedback|Podsumowanie dyskusji znajduje się na Meta-wiki]]. Uzyskane informacje zwrotne zostaną przekazane grupie roboczej. Okres składania podań o przyjęcie do grupy roboczej jest obecnie otwarty i zakończy się 10 kwietnia 2022. Prosimy [[m:Special:MyLanguage/Leadership_Development_Working_Group/Purpose_and_Structure#3._How_is_the_working_group_formed_and_structured?|o przejrzenie informacji na ten temat]] oraz o podzielenie się nimi z członkami społeczności, którzy mogą być zainteresowani. Zapraszamy również do '''[[m:Special:MyLanguage/Leadership_Development_Working_Group/Participate#1._How_to_participate|zgłoszenia się, jeśli jesteś zainteresowana/y udziałem w pracach Leadership Development Working Group]]'''.
Dziękujemy!
Zespół Community Development<br /><section end="announcement-content" />
[[Wikiskryba:MNadzikiewicz (WMF)|MNadzikiewicz (WMF)]] ([[Dyskusja wikiskryby:MNadzikiewicz (WMF)|dyskusja]]) 11:16, 23 mar 2022 (CET)
== [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/13|Tech News: 2022-13]] ==
<section begin="technews-2022-W13"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/13|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Ostatnie zmiany'''
* Dla użytkowników macOS dostępne jest nowe, proste narzędzie do wgrywania plików na Commons – [[c:Commons:Sunflower|Sunflower]].
'''Zmiany w tym tygodniu'''
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] [[mw:MediaWiki 1.39/wmf.5|Nowa wersja]] MediaWiki będzie instalowana na wiki testowych i MediaWiki.org od {{#time:j xg|2022-03-29|pl}}, na stronach innych niż Wikipedia i niektórych Wikipediach od {{#time:j xg|2022-03-30|pl}}, a następnie na wszystkich wiki od {{#time:j xg|2022-03-31|pl}} ([[mw:MediaWiki 1.39/Roadmap|harmonogram]]).
* Niektóre wiki będą w trybie tylko do odczytu przez kilka minut z powodu regularnej konserwacji bazy danych. Odbędzie się to {{#time:j xg|2022-03-29|pl}} o 7:00 UTC ([https://noc.wikimedia.org/conf/highlight.php?file=dblists/s3.dblist lista wiki, których to dotyczy]) i {{#time:j xg|2022-03-31|pl}} o 7:00 UTC ([https://noc.wikimedia.org/conf/highlight.php?file=dblists/s5.dblist lista wiki, których to dotyczy]). [https://phabricator.wikimedia.org/T301850][https://phabricator.wikimedia.org/T303798]
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/13|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W13"/>
21:54, 28 mar 2022 (CEST)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Quiddity (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=23073711 -->
== [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/14|Tech News: 2022-14]] ==
<section begin="technews-2022-W14"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/14|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Problemy'''
* Przez kilka dni w ostatnim tygodniu, edycje sugerowane nowicjuszom nie były oznaczane na [[{{#special:recentchanges}}]] odpowiednim znacznikiem. Błąd został już poprawiony. [https://phabricator.wikimedia.org/T304747]
'''Zmiany w tym tygodniu'''
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] [[mw:MediaWiki 1.39/wmf.6|Nowa wersja]] MediaWiki będzie instalowana na wiki testowych i MediaWiki.org od {{#time:j xg|2022-04-05|pl}}, na stronach innych niż Wikipedia i niektórych Wikipediach od {{#time:j xg|2022-04-06|pl}}, a następnie na wszystkich wiki od {{#time:j xg|2022-04-07|pl}} ([[mw:MediaWiki 1.39/Roadmap|harmonogram]]).
* Niektóre wiki będą przez kilka minut w trybie tylko do odczytu z powodu przełączenia bazy danych. Odbędzie się to {{#time:j xg|2022-04-07|pl}} o 7:00 UTC ([https://noc.wikimedia.org/conf/highlight.php?file=dblists/s4.dblist wiki, których to dotyczy]).
'''Przyszłe zmiany'''
* Od przyszłego tygodnia tytuły Wiadomości technicznych będą mogły być tłumaczone. Z tego powodu, po rozesłaniu ich na wiki, tytuł sekcji może wyglądać inaczej niż <code dir=ltr>Tech News: 2022-14</code>. Może to wpłynąć na działanie pewnych filtrów, które zostały ustawione przez niektóre społeczności. [https://phabricator.wikimedia.org/T302920]
* W ciągu najbliższych miesięcy funkcja [[mw:Special:MyLanguage/Help:Growth/Tools/Add a link|sugerowania linków]] (z rozszerzenia Growth) zostanie udostępniona [[phab:T304110|kolejnym Wikipediom]]. Każdego tygodnia kilka nowych wiki dostanie tę funkcję. Możesz ją przetestować już teraz na jednej z [[mw:Special:MyLanguage/Growth#deploymentstable|wiki, gdzie sugerowanie linków już działa]].
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/14|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W14"/>
23:01, 4 kwi 2022 (CEST)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Quiddity (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=23097604 -->
== Rozmowy ze społecznościami o planie rocznym Wikimedia Foundation ==
<section begin="announcement-content" />
:''[[m:Special:MyLanguage/Movement Strategy and Governance/Announcement/2022-03-31|Możesz znaleźć tę wiadomość przetłumaczoną na inne języki na Meta-wiki.]]''
:''<div class="plainlinks">[[m:Special:MyLanguage/Movement Strategy and Governance/Announcement/2022-03-31|{{int:interlanguage-link-mul}}]] • [https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Special:Translate&group=page-{{urlencode:Movement Strategy and Governance/Announcement/2022-03-31}}&language=&action=page&filter= {{int:please-translate}}]</div>''
Cześć wszystkim! Nadchodzi okazja do współdecydowania o priorytetach działań Wikimedia Foundation na kolejny rok.
W kolejnych tygodniach Zespół Movement Strategy and Governance będzie prowadzić rozmowy ze społecznościami na temat [[m:Special:MyLanguage/Wikimedia Foundation Annual Plan|Planu Rocznego Wikimedia Foundation]]. Będziemy też zachęcać członków społeczności, do uczestnictwa w tych [https://diff.wikimedia.org/calendar/month/2022-04/ rozmowach]. Spotkanie dla społeczności z naszego regionu (CEE) (tłumaczone na język polski przez [[Wikipedysta:Wojciech Pędzich|Wojciecha Pędzicha]]) [https://diff.wikimedia.org/event/annual-plan-community-conversations-cee-africa-mena/ odbędzie się 23 kwietnia o 16:00 polskiego czasu].
[[m:Special:MyLanguage/Wikimedia_Foundation_Annual_Plan#Annual_Planning_2022-23|Informacje dla społeczności są już dostępne]] w pięciu głównych językach. Wolontariusze są w trakcie tłumaczenia tych informacji na kolejne języki. Zapraszam do kontaktu oraz zadawania pytań<br /><section end="announcement-content" />
[[Wikiskryba:MNadzikiewicz (WMF)|MNadzikiewicz (WMF)]] ([[Dyskusja wikiskryby:MNadzikiewicz (WMF)|dyskusja]]) 09:59, 11 kwi 2022 (CEST)
== Wiadomości techniczne: 2022-15 ==
<section begin="technews-2022-W15"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/15|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Ostatnie zmiany'''
* Dostępna jest nowa strona do śledzenia statusu serwisów Wikimedia: <span class="mw-content-ltr" lang="en" dir="ltr">[https://www.wikimediastatus.net/ www.wikimediastatus.net]</span>. Wyświetla pięć wysokopoziomowych metryk, pozwalających sprawdzić ogólny stan i wydajność naszych serwerów. Zawiera również informacje o ważniejszych incydentach, które są pisane przez naszych inżynierów na bieżąco, w trakcie usuwania usterek. Strona jest utrzymywana niezależnie od pozostałych serwisów, u zewnętrznego dostawcy usług hostingowych, dzięki czemu dostęp do niej będzie zapewniony również w trakcie awarii. Więcej o tym projekcie [https://diff.wikimedia.org/2022/03/31/announcing-www-wikimediastatus-net/ możesz przeczytać na blogu].
* Odtwarzacz plików audio i wideo zmieni się niedługo na Wikisłownikach. Stare oprogramowanie zostanie usunięte, a [[mw:Special:MyLanguage/Extension:TimedMediaHandler/VideoJS_Player|nowe]] było dostępne od ponad czterech lat jako funkcja eksperymentalna. Niektóre odtwarzacze audio w wyniku tej zmiany staną się szersze. [https://phabricator.wikimedia.org/T100106][https://phabricator.wikimedia.org/T248418]
'''Zmiany w tym tygodniu'''
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] [[mw:MediaWiki 1.39/wmf.7|Nowa wersja]] MediaWiki będzie instalowana na wiki testowych i MediaWiki.org od {{#time:j xg|2022-04-12|pl}}, na stronach innych niż Wikipedia i niektórych Wikipediach od {{#time:j xg|2022-04-13|pl}}, a następnie na wszystkich wiki od {{#time:j xg|2022-04-14|pl}} ([[mw:MediaWiki 1.39/Roadmap|harmonogram]]).
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/15|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W15"/>
21:44, 11 kwi 2022 (CEST)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Quiddity (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=23124108 -->
== Wiadomości techniczne: 2022-16 ==
<section begin="technews-2022-W16"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/16|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Zmiany później w tym tygodniu'''
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] [[mw:MediaWiki 1.39/wmf.8|Nowa wersja]] MediaWiki będzie instalowana na wiki testowych i MediaWiki.org od {{#time:j xg|2022-04-19|pl}}, na stronach innych niż Wikipedia i niektórych Wikipediach od {{#time:j xg|2022-04-20|pl}}, a następnie na wszystkich wiki od {{#time:j xg|2022-04-21|pl}} ([[mw:MediaWiki 1.39/Roadmap|harmonogram]]).
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] Niektóre wiki będą w trybie tylko do odczytu przez kilka minut z powodu przełączenia bazy danych. Stanie się to {{#time:j xg|2022-04-19|pl}} o 7:00 UTC ([https://noc.wikimedia.org/conf/highlight.php?file=dblists/s7.dblist wiki, których to dotyczy]) i {{#time:j xg|2022-04-21|pl}} o 7:00 UTC ([https://noc.wikimedia.org/conf/highlight.php?file=dblists/s8.dblist wiki, których to dotyczy]).
* Administratorzy będą teraz mogli opcjonalnie [[m:Community Wishlist Survey 2021/(Un)delete associated talk page|usuwać i przywracać strony dyskusji]] razem powiązanymi z nimi artykułami. Punkt końcowy API z tą możliwością również jest dostępny. Było to [[m:Community Wishlist Survey 2021/Admins and patrollers/(Un)delete associated talk page|11. życzenie z Badania Życzeń Społeczności 2021]].
* Na [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop_Improvements#test-wikis|wybranych wiki]], 50% zalogowanych użytkowników zobaczy nowy [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop Improvements/Features/Table of contents|spis treści]]. Po przewinięciu w dół strony, pozostanie on w tym samym miejscu ekranu. Jest to część projektu [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop Improvements|Ulepszenia Interfejsu]]. [https://phabricator.wikimedia.org/T304169]
* [[File:Octicons-tools.svg|15px|link=|alt=|Zaawansowane]] Komunikaty tworzone przez MediaWiki nie będą już zawierały klas CSS: <code dir=ltr>successbox</code>, <code dir=ltr>errorbox</code>, <code dir=ltr>warningbox</code>. Style dla nich i <code dir=ltr>messagebox</code> zostaną usunięte z jądra MediaWiki. Wpłynie to wyłącznie na wiki, które korzystają z tych klas albo zmieniają ich style z użyciem własnego kodu CSS. Sprawdźcie, czy odwołujecie się do tych klas. Ta zmiana została już ogłoszona w wydaniu [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/09|Wiadomości technicznych z 28 lutego br.]].
'''Przyszłe zmiany'''
* Rozszerzenie [[mw:Special:MyLanguage/Extension:Kartographer|Kartographer]] będzie zgodne z [[mw:Special:MyLanguage/Extension:FlaggedRevs|Wersjami oznaczonymi]]. Mapy będą działać również na stronach z [[mw:Special:MyLanguage/Help:Pending changes|oczekującymi zmianami]]. [https://meta.wikimedia.org/wiki/WMDE_Technical_Wishes/Geoinformation#Project_descriptions] Dokumentacja Kartographera została zaktualizowana. [https://www.mediawiki.org/wiki/Special:MyLanguage/Help:Extension:Kartographer/Getting_started] [https://www.mediawiki.org/wiki/Special:MyLanguage/Help:VisualEditor/Maps] [https://www.mediawiki.org/wiki/Special:MyLanguage/Help:Extension:Kartographer]
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/16|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W16"/>
01:11, 19 kwi 2022 (CEST)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Quiddity (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=23167004 -->
== Wiadomości techniczne: 2022-17 ==
<section begin="technews-2022-W17"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/17|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Ostatnie zmiany'''
* Na [https://noc.wikimedia.org/conf/dblists/group1.dblist wielu wiki] (grupa 1) zmieniło się oprogramowanie do odtwarzania filmów i dźwięku. Stary odtwarzacz został usunięty. Niektóre umieszczone odtwarzacze mogą stać się szersze. [[mw:Special:MyLanguage/Extension:TimedMediaHandler/VideoJS_Player|Nowy odtwarzacz]] był funkcją eksperymentalną przez cztery lata. [https://phabricator.wikimedia.org/T100106][https://phabricator.wikimedia.org/T248418]
'''Zmiany w tym tygodniu'''
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] [[mw:MediaWiki 1.39/wmf.9|Nowa wersja]] MediaWiki będzie instalowana na wiki testowych i MediaWiki.org od {{#time:j xg|2022-04-26|pl}}, na stronach innych niż Wikipedia i niektórych Wikipediach od {{#time:j xg|2022-04-27|pl}}, a następnie na wszystkich wiki od {{#time:j xg|2022-04-28|pl}} ([[mw:MediaWiki 1.39/Roadmap|harmonogram]]).
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] Niektóre wiki będą przez kilka minut w trybie tylko do odczytu z powodu przełączenia bazy danych. Odbędzie się to {{#time:j xg|2022-04-26|pl}} o 7:00 UTC ([https://noc.wikimedia.org/conf/highlight.php?file=dblists/s2.dblist wiki, których to dotyczy]).
* Niektóre stare przeglądarki i systemy operacyjne nie będą już obsługiwane. Niektóre rzeczy będą wyświetlać się nieprawidłowo lub całkowicie nie działać w przeglądarkach takich jak Internet Explorer 9 lub 10, Android 4, Firefox 38 lub starsze. [https://phabricator.wikimedia.org/T306486]
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/17|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W17"/>
00:56, 26 kwi 2022 (CEST)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Quiddity (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=23187115 -->
== Porozmawiajmy o Ulepszeniach interfejsu ==
[[File:New table of contents shown on English wikipedia.png|thumb]]
Witajcie!
Czy zauważyliście, że niektóre wiki mają [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop_Improvements|inny interfejs]]? Czy jesteście ciekawi następnych kroków? Może macie pytania albo pomysły dotyczące designu lub kwestii technicznych?
Dołączcie do spotkania z zespołem pracującym nad Ulepszeniami interfejsu! Odbędzie się ono '''29 kwietnia 2022 o 15:00 i 20:00 CEST''' na Zoomie. '''[https://wikimedia.zoom.us/j/88045453898 Kliknij tu, aby dołączyć]'''. ID spotkania: 88045453898. [https://wikimedia.zoom.us/u/kcOMICmyyA Zadzwoń przez telefon].
'''Agenda'''
* Informacja o najnowszych działaniach
* Pytania i odpowiedzi, dyskusja
'''Format'''
Spotkanie nie będzie nagrywane ani nadawane do oglądania. Notatki zostaną zapisane w [https://docs.google.com/document/d/1G4tfss-JBVxyZMxGlOj5MCBhOO-0sLekquFoa2XiQb8/edit# pliku Dokumentów Google]. Spotkanie będzie prowadziła [[mw:User:OVasileva_(WMF)|Olga Vasileva]] (menedżerka produktu). Część z prezentacją będzie po angielsku.
Będziemy odpowiadali na pytania zadane po polsku i angielsku, a na drugim spotkaniu także po francusku i włosku. Jeżeli chcecie zadać pytania z góry, napiszcie je na [[mw:Talk:Reading/Web/Desktop_Improvements|stronie dyskusji]] lub wyślijcie na adres sgrabarczuk@wikimedia.org.
Na tym spotkaniu obowiązują [[foundation:Friendly_space_policy|Zasady przyjaznej przestrzeni]] i [[mw:Special:MyLanguage/Code_of_Conduct|zasady postępowania]] dotyczące przestrzeni technicznych Wikimedia. Zoom nie podlega [[foundation:Privacy_policy|polityce prywatności WMF]].
Do zobaczenia! [[User:SGrabarczuk (WMF)|SGrabarczuk (WMF)]] ([[User talk:SGrabarczuk (WMF)|dyskusja]]) 15:57, 27 kwi 2022 (CEST)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:SGrabarczuk (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=User:SGrabarczuk_(WMF)/sandbox/MM/Pl_fallback&oldid=22382401 -->
== Wybory do Rady Powierniczej 2022 – Nabór kandydatów ==
: ''[[metawiki:Special:MyLanguage/Wikimedia_Foundation_elections/2022/Announcement/Call_for_Candidates/Short|Możesz znaleźć tę wiadomość przetłumaczoną na inne języki na Meta-wiki.]]''
Nadeszły [[metawiki:Special:MyLanguage/Wikimedia_Foundation_elections/2022|wybory do Rady Powierniczej w 2022 roku]]! [[metawiki:Special:MyLanguage/Wikimedia_Foundation_elections/2022/Announcement/Call_for_Candidates|'''Więcej informacji na Meta-wiki''']].
Otwieramy nabór kandydatów do wyborów do Rady Powierniczej w 2022 roku. Rozważcie zgłoszenie swojej kandydatury na członka Rady Powierniczej.
Rada Powiernicza nadzoruje działania Fundacji Wikimedia. W skład Rady wchodzą członkowie wyłonieni w wyborach oraz osoby mianowane do Rady przez jej członków. Kadencja każdego członka trwa trzy lata. Członkowie społeczności Wikimedia w nadchodzących wyborach będą wybierać do Rady swoich przedstawicieli.
W roku 2022 członkowie ruchu Wikimedia wybiorą dwóch nowych członków. Jest to doskonała szansa na zwiększenie różnorodności wiedzy, doświadczenia i kompetencji w Radzie Powierniczej Wikimedia Foundation.
;Kim są potencjalni kandydaci? Czy jesteś potencjalnym kandydatem?
Dowiedz się więcej na stronie [[metawiki:Special:MyLanguage/Wikimedia_Foundation_elections/2022/Apply_to_be_a_Candidate|"Zgłoś się jako kandydat"]].
Dziękujemy za wsparcie.
Zespół Movement Strategy and Governance w imieniu Komisji Wyborczej
[[Wikiskryba:MNadzikiewicz (WMF)|MNadzikiewicz (WMF)]] ([[Dyskusja wikiskryby:MNadzikiewicz (WMF)|dyskusja]]) 18:08, 27 kwi 2022 (CEST)
== Coming soon: Improvements for templates ==
<div class="plainlinks mw-content-ltr" lang="pl" dir="ltr">
<!--T:11-->
[[File:Overview of changes in the VisualEditor template dialog by WMDE Technical Wishes.webm|thumb|Znaczące zmiany w oknie dialogowym Szablon.]]
Cześć, kolejne zmiany dotyczące Szablonów wkrótce na Twojej wiki:
[[mw:Special:MyLanguage/Help:VisualEditor/User guide#Editing templates|'''Okna dialogowe Szablon''' w Edytorze Wizualnym]], jak i w [[mw:Special:MyLanguage/2017 wikitext editor|Edytorze Wikitekstu 2017]] (beta) poddane zostaną '''znaczącym zmianom'''.
Zmiany te mają za zadanie pomóc użytkownikom lepiej rozumieć, jakich parametrów oczekuje szablon, jak się po nim poruszać, oraz jak dodać parametry do szablonu.
* [[metawiki:WMDE Technical Wishes/VisualEditor template dialog improvements|strona projektu]], [[metawiki:Talk:WMDE Technical Wishes/VisualEditor template dialog improvements|strona dyskusji]]
W trybie '''kolorowania składni''' (rozszerzenie [[mw:Special:MyLanguage/Extension:CodeMirror|CodeMirror]]) będzie można włączyć za pomocą ustawienia użytkownika schemat kolorów '''dostosowany dla osób ze ślepotą barw'''.
* [[metawiki:WMDE Technical Wishes/Improved Color Scheme of Syntax Highlighting#Color-blind_mode|strona projektu]], [[metawiki:Talk:WMDE Technical Wishes/Improved Color Scheme of Syntax Highlighting|strona dyskusji]]
Wprowadzenie tych zmian planujemy na 10 maja. Jest to ostatnia paczka udogodnień przez zespół [[m:WMDE Technical Wishes|WMDE Technical Wishes]] z naszego obszaru zainteresowania "[[m:WMDE Technical Wishes/Templates|Szablony]]".
Będziemy wdzięczni za podzielenie się Twoimi opiniami na naszych stronach dyskusji!
</div> -- [[m:User:Johanna Strodt (WMDE)|Johanna Strodt (WMDE)]] 13:14, 29 kwi 2022 (CEST)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Johanna Strodt (WMDE)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=WMDE_Technical_Wishes/Technical_Wishes_News_list_all_village_pumps&oldid=23222263 -->
== <span lang="en" dir="ltr" class="mw-content-ltr">Editing news 2022 #1</span> ==
<div lang="en" dir="ltr" class="mw-content-ltr">
<section begin="message"/><i>[[metawiki:VisualEditor/Newsletter/2022/April|Read this in another language]] • [[m:VisualEditor/Newsletter|Subscription list for this multilingual newsletter]]</i>
[[File:Junior Contributor New Topic Tool Completion Rate.png|thumb|New editors were more successful with this new tool.]]
The [[mw:Special:MyLanguage/Help:DiscussionTools#New discussion tool|New topic tool]] helps editors create new ==Sections== on discussion pages. New editors are more successful with this new tool. You can [[mw:Talk pages project/New topic#21 April 2022|read the report]]. Soon, the Editing team will offer this to all editors at the 20 Wikipedias that participated in the test. You will be able to turn it off at [[Special:Preferences#mw-prefsection-editing-discussion]].<section end="message"/>
</div>
[[User:Whatamidoing (WMF)|Whatamidoing (WMF)]] 20:56, 2 maj 2022 (CEST)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Quiddity (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/VisualEditor/Newsletter/Wikis_with_VE&oldid=22019984 -->
== Wiadomości techniczne: 2022-18 ==
<section begin="technews-2022-W18"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/18|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Ostatnie zmiany'''
* Na [https://noc.wikimedia.org/conf/dblists/group2.dblist pozostałych wiki] (grupa 2) zmieniło się oprogramowanie do odtwarzania filmów i dźwięku. Stary odtwarzacz został usunięty. Niektóre umieszczone odtwarzacze mogą stać się szersze. [[mw:Special:MyLanguage/Extension:TimedMediaHandler/VideoJS_Player|Nowy odtwarzacz]] był funkcją eksperymentalną przez cztery lata. [https://phabricator.wikimedia.org/T100106][https://phabricator.wikimedia.org/T248418]
'''Zmiany w tym tygodniu'''
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] [[mw:MediaWiki 1.39/wmf.10|Nowa wersja]] MediaWiki będzie instalowana na wiki testowych i MediaWiki.org od {{#time:j xg|2022-05-03|pl}}, na stronach innych niż Wikipedia i niektórych Wikipediach od {{#time:j xg|2022-05-04|pl}}, a następnie na wszystkich wiki od {{#time:j xg|2022-05-05|pl}} ([[mw:MediaWiki 1.39/Roadmap|harmonogram]]).
'''Przyszłe zmiany'''
* Programiści pracują nad obsługą stron dyskusji w [[mw:Wikimedia Apps/Team/iOS|aplikacji Wikipedii na iOS]]. Możesz [https://wikimedia.qualtrics.com/jfe/form/SV_9GBcHczQGLbQWTY wyrazić opinię]. Ankietę można wypełnić w języku angielskim, niemieckim, hebrajskim i chińskim.
* [[m:WMDE_Technical_Wishes/VisualEditor_template_dialog_improvements#Status_and_next_steps|Większość wiki]] otrzyma [[m:WMDE_Technical_Wishes/VisualEditor_template_dialog_improvements|ulepszone okienko edycji szablonów]] w edytorze wizualnym i edytorze wikikodu 2017. [https://phabricator.wikimedia.org/T296759] [https://phabricator.wikimedia.org/T306967]
* Podczas korzystania z podświetlania składni wikikodu można będzie włączyć [[m:WMDE_Technical_Wishes/Improved_Color_Scheme_of_Syntax_Highlighting#Color-blind_mode|schemat kolorów dla daltonistów]]. [https://phabricator.wikimedia.org/T306867]
* [[File:Octicons-tools.svg|15px|link=|alt=|Zaawansowane]] Niektóre identyfikatory CSS związane z komunikatami interfejsu MediaWiki zostaną usunięte. Prosimy zaawansowanych użytkowników o [[phab:T304363|przejrzenie tej listy usuwanych identyfikatorów i linków do ich wystąpień]]. To między innymi <code dir=ltr>#mw-anon-edit-warning</code>, <code dir=ltr>#mw-undelete-revision</code> i jeszcze 3 inne.
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/18|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W18"/>
21:33, 2 maj 2022 (CEST)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Quiddity (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=23232924 -->
== Wybory do Rady Powierniczej 2022 – Zaproszenie dla wolontariuszy wyborczych ==
<section begin="announcement-content" />
:''[[m:Special:MyLanguage/Movement Strategy and Governance/Election Volunteers/2022/Call for Election Volunteers|Możesz znaleźć tę wiadomość przetłumaczoną na inne języki na Meta-wiki.]]''
:''<div class="plainlinks">[[m:Special:MyLanguage/Movement Strategy and Governance/Election Volunteers/2022/Call for Election Volunteers|{{int:interlanguage-link-mul}}]] • [https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Special:Translate&group=page-{{urlencode:Movement Strategy and Governance/Election Volunteers/2022/Call for Election Volunteers}}&language=&action=page&filter= {{int:please-translate}}]</div>''
Zespół Movement Strategy and Governance poszukuje członków społeczności do pełnienia funkcji wolontariuszy wyborczych w nadchodzących wyborach do Rady Powierniczej.
Pomysł programu wolontariatu wyborczego pojawił się podczas wyborów do Rady Powierniczej Wikimedia w 2021 roku. Program ten okazał się sukcesem. Z pomocą Wolontariuszy Wyborczych udało nam się zwiększyć zasięg i udział w wyborach o 1753 wyborców w stosunku do roku 2017. Ogólna frekwencja wyniosła 10,13%, czyli o 1,1 punktu procentowego więcej. Ponad 214 wiki było reprezentowanych w wyborach.
W wyborach w 2017 roku nie uczestniczyły 74 wiki, które wzięły udział w wyborach w 2021 roku. Czy możesz pomóc jeszcze bardziej zwiększyć ich liczbę?
Wolontariusze wyborczy będą pomagać w następujących dziedzinach:
* Tłumaczenie krótkich wiadomości i informowanie społeczności o trwającym procesie wyborczym.
* ''Opcjonalnie:'' Monitorowanie kanałów społecznościowych pod kątem komentarzy i pytań społeczności
Wolontariusze wyborczy powinni:
* Utrzymywać przyjazną przestrzeń podczas rozmów i wydarzeń
* Przedstawiać społeczności wytyczne i informacje dotyczące głosowania w sposób neutralny
Czy chcesz zostać wolontariuszem wyborczym i zadbać o to, by Twoja społeczność była reprezentowana w wyborach? Zapisz się [[m:Special:MyLanguage/Movement Strategy and Governance/Election Volunteers/About|tutaj]], by otrzymywać aktualizacje. Możesz użyć [[m:Special:MyLanguage/Talk:Movement Strategy and Governance/Election Volunteers/About|strony dyskusji]], by zadawać pytania dotyczące tłumaczenia.<br /><section end="announcement-content" />
[[Wikiskryba:MNadzikiewicz (WMF)|MNadzikiewicz (WMF)]] ([[Dyskusja wikiskryby:MNadzikiewicz (WMF)|dyskusja]]) 12:36, 7 maj 2022 (CEST)
== Wiadomości techniczne: 2022-19 ==
<section begin="technews-2022-W19"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/19|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Ostatnie zmiany'''
* W [[mw:Special:MyLanguage/Wikimedia Apps/Team/Android|aplikacji Wikipedia na Androida]] można już wyświetlać kategorie. [https://phabricator.wikimedia.org/T73966]
'''Problemy'''
* W zeszłym tygodniu występował problem z autouzupełnianiem w wyszukiwarce na Wikidanych. Został już rozwiązany. [https://phabricator.wikimedia.org/T307586]
* Strony nieprzechowywane w pamięci podręcznej oraz wszystkie strony u zalogowanych użytkowników były w zeszłym tygodniu ładowane powoli albo wcale przez około 20 minut (dotyczyło to wszystkich wiki). Spowodował to problem przy przełączaniu bazy danych. [https://phabricator.wikimedia.org/T307647]
'''Zmiany nadchodzące w tym tygodniu'''
* W tym tygodniu nie będzie nowej wersji MediaWiki. [https://phabricator.wikimedia.org/T305217#7894966]
* [[m:WMDE Technical Wishes/Geoinformation#Current issues|Problem braku zgodności]] między rozszerzeniami [[mw:Special:MyLanguage/Help:Extension:Kartographer|Kartographer]] oraz [[mw:Special:MyLanguage/Help:Extension:FlaggedRevs|FlaggedRevs]] zostanie rozwiązany. Odpowiednia aktualizacja zostanie wdrożona na wszystkich wiki 10 maja. Następnie, 24 maja włączymy Kartographera na [[phab:T307348|tych pięciu wiki]], które jeszcze nie mają dostępu do rozszerzenia.
* Nowa wersja skórki [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop Improvements|Wektor]] zostanie włączona domyślnie na kilku kolejnych wiki, w tym arabskiej i katalońskiej i Wikipedii. Zalogowani użytkownicy będą w stanie wrócić do wcześniejszej wersji Wektora (2010). Możesz przeczytać więcej w [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop Improvements/Updates/2022-04 for the largest wikis|najnowszym wpisie]] o Wektorze (2022).
'''Przyszłe spotkania'''
* Najbliższe [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop Improvements/Updates/Talk to Web|otwarte spotkanie z zespołem Web]] na temat Wektora (2022) odbędzie się 17 maja. Zaplanowane są również spotkania: 7 czerwca, 21 czerwca, 5 lipca, 19 lipca.
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/19|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W19"/>
17:22, 9 maj 2022 (CEST)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Trizek (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=23256717 -->
== Wiadomości techniczne: 2022-20 ==
<section begin="technews-2022-W20"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/20|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Zmiany w tym tygodniu'''
* Funkcja [[mw:Special:MyLanguage/Help:Growth/Tools/Add a link|sugerowania linków]] zostanie włączona na kolejnych wiki: {{int:project-localized-name-cawiki/pl}}{{int:comma-separator/pl}}{{int:project-localized-name-hewiki/pl}}{{int:comma-separator/pl}}{{int:project-localized-name-hiwiki/pl}}{{int:comma-separator/pl}}{{int:project-localized-name-kowiki/pl}}{{int:comma-separator/pl}}{{int:project-localized-name-nowiki/pl}}{{int:comma-separator/pl}}{{int:project-localized-name-ptwiki/pl}}{{int:comma-separator/pl}}{{int:project-localized-name-simplewiki/pl}}{{int:comma-separator/pl}}{{int:project-localized-name-svwiki/pl}}{{int:comma-separator/pl}}{{int:project-localized-name-ukwiki/pl}}. Proces ten rozpocznie się w środę. Jest to część [[phab:T304110|stopniowego wdrażania narzędzia na większej liczbie Wikipedii]]. Społeczności mogą [[mw:Special:MyLanguage/Growth/Community configuration|samodzielnie skonfigurować tę funkcję]]. [https://phabricator.wikimedia.org/T304542]
* [[mw:Special:MyLanguage/Wikimedia Hackathon 2022|Hackaton Wikimedia 2022]] odbędzie się 20-22 maja w formule online, w języku angielskim. Przy tej okazji, odbędą się również lokalne spotkania społeczności w Ghanie, Grecji, Indiach, Niemczech, Nigerii i Stanach Zjednoczonych. Wikimedianie zainteresowani technologią mogą się spotkać i działać nad projektem z dziedziny oprogramowania oraz czegoś się nauczyć. Możecie również zorganizować sesję albo przesłać projekt, nad którym chcecie pracować.
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] [[mw:MediaWiki 1.39/wmf.12|Nowa wersja]] MediaWiki będzie instalowana na wiki testowych i MediaWiki.org od {{#time:j xg|2022-05-17|pl}}, na stronach innych niż Wikipedia i niektórych Wikipediach od {{#time:j xg|2022-05-18|pl}}, a następnie na wszystkich wiki od {{#time:j xg|2022-05-19|pl}} ([[mw:MediaWiki 1.39/Roadmap|harmonogram]]).
'''Przyszłe zmiany'''
* Edytor wizualny będzie niedługo pozwalał na edytowanie stron oznaczonych do tłumaczenia. Takie strony istnieją m.in. na Meta i Commons. [https://diff.wikimedia.org/2022/05/12/mediawiki-1-38-brings-support-for-editing-translatable-pages-with-the-visual-editor/]
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/20|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W20"/>
20:58, 16 maj 2022 (CEST)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Quiddity (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=23291515 -->
== Raport na temat komentarzy zebranych podczas głosowania nad ratyfikacją Wytycznych Egzekwowania Powszechnych Zasad Postępowania ==
Witajcie,
Zespół odpowiedzialny za Powszechne Zasady Postępowania (PZP) zakończył analizę komentarzy zebranych podczas głosowania nad ratyfikacją Wytycznych Egzekwowania Powszechnych Zasad Postępowania.
Po ukończeniu projektu Wytycznych Egzekwowania PZP w 2022 roku, Wytyczne zostały poddane głosowaniu przez globalną społeczność Wikimedian. W głosowaniu udział wzięli przedstawiciele 137 społeczności projektów Wikimedia, a 9 największych społeczności językowych pod względem wyników to języki: angielski, niemiecki, francuski, rosyjski, polski, hiszpański, chiński, japoński, włoski. Na dziesiątej pozycji uplasowała się Meta-wiki (projekt multijęzykowy).
Osoby biorące udział w głosowaniu miały możliwość skomentowania treści projektu Wytycznych. W sumie 658 głosujących zgłosiło swoje uwagi. 77% komentarzy zostało napisanych w języku angielskim. Głosujący napisali komentarze w 24 językach, najwięcej w języku angielskim (508), niemieckim (34), japońskim (28), francuskim (25) i rosyjskim (12).
Raport zostanie przesłany do ''Revision Drafting Committee'' (komitet złożony z osób, które utworzyły PZP (1. komitet) oraz Wytyczne (2. komitet)), który dopracuje Wytyczne Egzekwowania PZP w oparciu o opinie społeczności uzyskane w zakończonym niedawno głosowaniu. Publiczną wersją raportu jest [[m:Special:MyLanguage/Universal_Code_of_Conduct/Enforcement_guidelines/Voting/Report#Report_on_Voter_Feedback_from_Universal_Code_of_Conduct_(UCoC)_Enforcement_Guidelines_Ratification|'''opublikowana na Meta-wiki''']].
Jeszcze raz dziękujemy wszystkim, którzy wzięli udział w głosowaniu i dyskusjach, które mu towarzyszyły. Zapraszamy wszystkich do udziału w kolejnych nadchodzących dyskusjach i konsultacjach. Więcej informacji na temat Powszechnych Zasad Postępowania oraz Wytycznych Egzekwowania można znaleźć [[m:Special:MyLanguage/Universal Code of Conduct/Project|na Meta-wiki]].
W imieniu zespołu odpowiedzialnego za koordynację projektu Powszechnych Zasad Postępowania<br />[[Wikiskryba:MNadzikiewicz (WMF)|MNadzikiewicz (WMF)]] ([[Dyskusja wikiskryby:MNadzikiewicz (WMF)|dyskusja]]) 19:10, 22 maj 2022 (CEST)
== Wiadomości techniczne: 2022-21 ==
<section begin="technews-2022-W21"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/21|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Ostatnie zmiany'''
* Administratorzy, korzystający z wersji mobilnej strony, będą mogli przejść na Specjalna:Blokuj bezpośrednio ze strony użytkownika. [https://phabricator.wikimedia.org/T307341]
* Strona <span class="mw-content-ltr" lang="en" dir="ltr">[https://www.wiktionary.org/ www.wiktionary.org]</span> wykorzystuje teraz system samoaktualizujący. [[m:Project_portals|Portale innych projektów]] będą zmieniane w kolejnych miesiącach. [https://phabricator.wikimedia.org/T304629]
'''Problemy'''
* Zespół Growth prowadzi program opieki nad nowicjuszami. Dotychczas użytkownicy nie byli w stanie z niego zregnować. Od 19 maja 2022 nowicjusze będą mogli wyjść z programu opieki, jeśli nie chcą mieć żadnego przewodnika. [https://phabricator.wikimedia.org/T287915]
* Niektórzy użytkownicy nie mogą uzyskać dostępu do narzędzia tłumaczenia treści poprzez kliknięcie odpowiedniej pozycji w menu „Edycje”. Pracujemy nad rozwiązaniem tego problemu. Narzędzie powinno się włączać poprawnie przy wejściu bezpośrednio na stronę Specjalna:ContentTranslation. [https://phabricator.wikimedia.org/T308802]
'''Zmiany w tym tygodniu'''
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] [[mw:MediaWiki 1.39/wmf.13|Nowa wersja]] MediaWiki będzie instalowana na wiki testowych i MediaWiki.org od {{#time:j xg|2022-05-24|pl}}, na stronach innych niż Wikipedia i niektórych Wikipediach od {{#time:j xg|2022-05-25|pl}}, a następnie na wszystkich wiki od {{#time:j xg|2022-05-26|pl}} ([[mw:MediaWiki 1.39/Roadmap|harmonogram]]).
'''Przyszłe zmiany'''
* [[File:Octicons-tools.svg|15px|link=|alt=|Zaawansowane]] Osoby tworzące gadżety i skrypty użytkowników są zaproszone do podzielenia się opinią na temat [[mw:User:Jdlrobson/Extension:Gadget/Policy|propozycji zasad]], które mają na celu poprawę wsparcia ze strony programistów MediaWiki. [https://phabricator.wikimedia.org/T308686]
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/21|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W21"/>
02:21, 24 maj 2022 (CEST)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Quiddity (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=23317250 -->
== Wiadomości techniczne: 2022-22 ==
<section begin="technews-2022-W22"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/22|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Ostatnie zmiany'''
* [[File:Octicons-tools.svg|15px|link=|Zaawansowane]] W rozszerzeniu [[mw:Special:MyLanguage/Extension:AbuseFilter|Filtr Nadużyć]] dodano funkcję <code dir=ltr>ip_in_ranges()</code> do sprawdzania czy IP należy do podanych zakresów. Zalecamy, by złożyć kilkukrotne wystąpienia <code dir=ltr>ip_in_range()</code> łączone <code>|</code> w jedno wyrażenie, co wpłynie na wydajność. Aby znaleźć ich użycie, użyj wyszukiwarki na stronie [[Special:AbuseFilter|Special:AbuseFilter]]. [https://phabricator.wikimedia.org/T305017]
* Funkcja [[m:Special:MyLanguage/IP Editing: Privacy Enhancement and Abuse Mitigation/IP Info feature|IP Info]], która służy do pokazywania informacji o IPs, [[m:Special:MyLanguage/IP Editing: Privacy Enhancement and Abuse Mitigation/IP Info feature#May 24, 2022|została wdrożona]] na wszystkie wiki jako funkcja eksperymentalna. Nastąpiło to po wielotygodniowym testowaniu na test.wikipedia.org.
'''Zmiany w tym tygodniu'''
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] [[mw:MediaWiki 1.39/wmf.14|Nowa wersja]] MediaWiki będzie instalowana na wiki testowych i MediaWiki.org od {{#time:j xg|2022-05-31|pl}}, na stronach innych niż Wikipedia i niektórych Wikipediach od {{#time:j xg|2022-06-01|pl}}, a następnie na wszystkich wiki od {{#time:j xg|2022-06-02|pl}} ([[mw:MediaWiki 1.39/Roadmap|harmonogram]]).
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] Niektóre wiki będą przez kilka minut w trybie tylko do odczytu z powodu przełączenia bazy danych. Odbędzie się to {{#time:j xg|2022-05-31|pl}} o 7:00 UTC ([https://noc.wikimedia.org/conf/highlight.php?file=dblists/s5.dblist wiki, których to dotyczy]).
* Wkrótce [[mw:Special:MyLanguage/Help:DiscussionTools#New topic tool|narzędzie Nowy Temat]] zostanie wdrożone dla wszystkich użytkowników na większości wiki. Można je wyłączyć z poziomu tego narzędzia lub w [[Special:Preferences#mw-prefsection-editing-discussion|Preferencjach]]. [https://www.mediawiki.org/wiki/Special:MyLanguage/Talk_pages_project/New_discussion][https://phabricator.wikimedia.org/T287804]
* [[File:Octicons-tools.svg|15px|link=|Zaawansowane]] Wkrótce w [[:mw:Special:ApiHelp/query+usercontribs|API list=usercontribs]] będzie można też pobierać wkład [[mw:Special:MyLanguage/Help:Range blocks#Non-technical explanation|zakresów IP]]. Służyć do tego będzie parametr <code>uciprange</code>, w którym będzie można podać dowolny zakres adresów IP, pod warunkiem, że mieści się on w [[:mw:Manual:$wgRangeContributionsCIDRLimit|limicie]]. [https://phabricator.wikimedia.org/T177150]
* Zostanie wprowadzona nowa funkcja parsera: <bdi lang="zxx" dir="ltr"><code><nowiki>{{=}}</nowiki></code></bdi>. Zastąpi konieczność korzystania z szablonu o nazwie "=". Wstawiać on będzie [[w:pl:Znak równości|znak równości]]. Używa się go, aby wstawić znak równości mający się wyświetlać w wartościach parametrów szablonów. [https://phabricator.wikimedia.org/T91154]
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/22|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W22"/>
22:28, 30 maj 2022 (CEST)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Trizek (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=23340178 -->
== Wiadomości techniczne: 2022-23 ==
<section begin="technews-2022-W23"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/23|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Zmiany nadchodzące w tym tygodniu'''
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] [[mw:MediaWiki 1.39/wmf.15|Nowa wersja]] MediaWiki będzie instalowana na wiki testowych i MediaWiki.org od {{#time:j xg|2022-06-07|pl}}, na stronach innych niż Wikipedia i niektórych Wikipediach od {{#time:j xg|2022-06-08|pl}}, a następnie na wszystkich wiki od {{#time:j xg|2022-06-09|pl}} ([[mw:MediaWiki 1.39/Roadmap|harmonogram]]).
* [[File:Octicons-tools.svg|15px|link=|alt=|Zaawansowane]] Nowa funkcja <bdi lang="zxx" dir="ltr"><code>str_replace_regexp()</code></bdi> może być wykorzystywana w [[Special:AbuseFilter|filtrach nadużyć]] do zamiany fragmentów tekstu z użyciem [[w:pl:Wyrażenie regularne|wyrażeń regularnych]]. [https://phabricator.wikimedia.org/T285468]
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/23|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W23"/>
04:46, 7 cze 2022 (CEST)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Quiddity (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=23366979 -->
== Wiadomości techniczne: 2022-24 ==
<section begin="technews-2022-W24"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/24|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Ostatnie zmiany'''
* Wszystkie wiki mogą już korzystać z map dostarczanych przez rozszerzenie [[mw:Special:MyLanguage/Extension:Kartographer|Kartographer]]. Mapy działają również na stronach [[mw:Special:MyLanguage/Help:Pending changes|ze zmianami oczekującymi na przejrzenie]]. [https://meta.wikimedia.org/wiki/WMDE_Technical_Wishes/Geoinformation#Project_descriptions][https://phabricator.wikimedia.org/T307348]
'''Zmiany w tym tygodniu'''
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] [[mw:MediaWiki 1.39/wmf.16|Nowa wersja]] MediaWiki będzie instalowana na wiki testowych i MediaWiki.org od {{#time:j xg|2022-06-14|pl}}, na stronach innych niż Wikipedia i niektórych Wikipediach od {{#time:j xg|2022-06-15|pl}}, a następnie na wszystkich wiki od {{#time:j xg|2022-06-16|pl}} ([[mw:MediaWiki 1.39/Roadmap|harmonogram]]).
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] Niektóre wiki będą przez kilka minut w trybie tylko do odczytu z powodu przełączenia bazy danych. Odbędzie się to {{#time:j xg|2022-06-14|pl}} o 6:00 UTC ([https://noc.wikimedia.org/conf/highlight.php?file=dblists/s6.dblist wiki, których to dotyczy]). [https://phabricator.wikimedia.org/T300471]
* Funkcja [[mw:Special:MyLanguage/Help:Growth/Tools/Add a link|sugerowania linków]] zostanie włączona na kolejnych wiki: {{int:project-localized-name-abwiki/pl}}{{int:comma-separator/pl}}{{int:project-localized-name-acewiki/pl}}{{int:comma-separator/pl}}{{int:project-localized-name-adywiki/pl}}{{int:comma-separator/pl}}{{int:project-localized-name-afwiki/pl}}{{int:comma-separator/pl}}{{int:project-localized-name-akwiki/pl}}{{int:comma-separator/pl}}{{int:project-localized-name-alswiki/pl}}{{int:comma-separator/pl}}{{int:project-localized-name-amwiki/pl}}{{int:comma-separator/pl}}{{int:project-localized-name-anwiki/pl}}{{int:comma-separator/pl}}{{int:project-localized-name-angwiki/pl}}{{int:comma-separator/pl}}{{int:project-localized-name-arcwiki/pl}}{{int:comma-separator/pl}}{{int:project-localized-name-arzwiki/pl}}{{int:comma-separator/pl}}{{int:project-localized-name-astwiki/pl}}{{int:comma-separator/pl}}{{int:project-localized-name-atjwiki/pl}}{{int:comma-separator/pl}}{{int:project-localized-name-avwiki/pl}}{{int:comma-separator/pl}}{{int:project-localized-name-aywiki/pl}}{{int:comma-separator/pl}}{{int:project-localized-name-azwiki/pl}}{{int:comma-separator/pl}}{{int:project-localized-name-azbwiki/pl}}. Proces ten rozpocznie się w środę. Jest to część [[phab:T304110|stopniowego wdrażania narzędzia na większej liczbie Wikipedii]]. Społeczności mogą [[mw:Special:MyLanguage/Growth/Community configuration|samodzielnie skonfigurować tę funkcję]]. [https://phabricator.wikimedia.org/T304548]
* Wkrótce [[mw:Special:MyLanguage/Help:DiscussionTools#New topic tool|narzędzie Dodaj temat]] zostanie wdrożone dla wszystkich użytkowników na Commons, Wikidanych i niektórych innych wiki. Można je wyłączyć z poziomu tego narzędzia lub w [[Special:Preferences#mw-prefsection-editing-discussion|Preferencjach]]. [https://www.mediawiki.org/wiki/Special:MyLanguage/Talk_pages_project/New_discussion][https://phabricator.wikimedia.org/T287804]
'''Przyszłe spotkania'''
* Najbliższe [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop Improvements/Updates/Talk to Web|otwarte spotkanie z zespołem Web]] na temat Wektora (2022) odbędzie się dzisiaj (13 czerwca). Zaplanowane są również kolejne spotkania: 28 czerwca, 12 lipca, 26 lipca.
'''Przyszłe zmiany'''
* Do końca lipca skórka [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop Improvements|Wektor 2022]] powinna być gotowa do ustawienia jej jako domyślnej na wszystkich wiki. Dyskusje on tym, jak dostosować ją do potrzeb społeczności, rozpoczą się w najbliższych tygodniach. Każdy użytkownik nadal będzie mógł wrócić do bieżącej wersji Wektora. [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop Improvements/Updates/2022-04 for the largest wikis|Dowiedz się więcej]].
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/24|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W24"/>
18:58, 13 cze 2022 (CEST)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Quiddity (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=23389956 -->
== Nowe informacje o Ulepszeniach interfejsu ==
[[File:Table of contents shown on English Wikipedia 02.webm|thumb]]
Cześć. Chciałbym przedstawić wam nowe informacje o projekcie zwanym [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop_Improvements|Ulepszenia interfejsu]] (Vector 2022), nad którym zespół Web z Wikimedia Foundation pracuje już od kilku lat. Praca nad nim dobiega końca! 🎉
Chcielibyśmy, żeby te zmiany stały się domyślne dla wszystkich czytelników i edytorów na wszystkich wiki. <span style="background-color:#fc3;">W ciągu kilku tygodni rozpoczniemy rozmowy na większej liczbie wiki, w tym na tej. 🗓️</span> Chętnie przeczytamy Wasze sugestie!
Celem tego projektu jest uczynienie interfejsu bardziej przyjaznym i komfortowym dla czytelników przy utrzymaniu użyteczności dla zaawansowanych użytkowników. Na projekt składa się seria poprawek różnych funkcji, które mają za zadanie ułatwić między innymi: przyswajanie treści, poruszanie się po stronie, wyszukiwanie, zmianę wersji językowych, korzystanie z zakładek strony czy z menu użytkownika. Ulepszenia są już domyślnie widoczne dla czytelników i edytorów na około 30 wiki, w tym na Wikipediach po [[:fr:|francusku]], [[:pt:|portugalsku]] i po [[:fa:|persku]].
Zmiany dotyczą tylko skórki [{{fullurl:{{FULLPAGENAMEE}}|useskin=vector}} Vector]. Użytkownicy [{{fullurl:{{FULLPAGENAMEE}}|useskin=monobook}} Monobooka] czy [{{fullurl:{{FULLPAGENAMEE}}|useskin=timeless}} Timeless] nie zauważą różnicy.
; Najnowsze funkcje
* [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop_Improvements/Features/Table of contents|Spis treści]] - nasza wersja jest w zasięgu, łatwiej zrozumieć kontekst strony i poruszać się po stronie bez przewijania. W tym tygodniu będziemy ją testowali na pilotażowych wiki. Jest też dostępny dla edytorów, którzy indywidualnie włączyli sobie Vectora 2022.
* [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop_Improvements/Features/Page tools|Narzędzia strony]] - obecnie w menu bocznym (sidebarze) są dwa rodzaje linków. Są takie związane z konkretną stroną (np. [[Special:RecentChangesLinked|Zmiany w linkowanych]]) i takie związane z całą wiki (np. [[Special:RecentChanges|Ostatnie zmiany]]). Rozdzielimy te dwie grupy linków w dwa menu.
; Jak włączyć ulepszenia
[[File:Desktop Improvements - how to enable globally.png|thumb|[[Special:GlobalPreferences#mw-prefsection-rendering|{{int:globalpreferences}}]]]]
* Można włączyć zmiany indywidualnie w [[Special:Preferences#mw-prefsection-rendering|zakładce widoku w preferencjach]], zaznaczając pole "{{int:skinname-vector-2022}}". Jest też możliwość włączyć je na wszystkich wiki, korzystając z [[Special:GlobalPreferences#mw-prefsection-rendering|globalnych preferencji]].
* Na wiki, gdzie zmiany są domyślne dla wszystkich, zalogowani użytkownicy mogą zawsze przełączyć się na starego Vectora 2010. Umieściliśmy łatwo dostrzegalny link w menu bocznym Vectora 2022.
; Dowiedz się więcej i dołącz do naszych wydarzeń
Jeżeli chcesz obserwować postępy projektu, [[mw:Special:Newsletter/28/subscribe|zasubskrybuj nasz newsletter]]. Możesz przeczytać [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop_Improvements|strony naszego projektu]], sprawdzić [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop_Improvements/Frequently_asked_questions|nasze FAQ]], napisać na [[mw:Talk:Reading/Web/Desktop_Improvements|naszej stronie dyskusji]] lub [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop Improvements/Updates/Talk to Web|dołączyć do spotkania z nami online]].
Dziękujemy! [[User:SGrabarczuk (WMF)|SGrabarczuk (WMF)]] ([[User talk:SGrabarczuk (WMF)|dyskusja]]) 21:58, 20 cze 2022 (CEST)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:SGrabarczuk (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=User:SGrabarczuk_(WMF)/sandbox/MM/Pl_fallback&oldid=23431082 -->
== Wiadomości techniczne: 2022-25 ==
<section begin="technews-2022-W25"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/25|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Ostatnie zmiany'''
* [[mw:Special:MyLanguage/Wikimedia Apps/Team/Android|Aplikacja Wikipedia na Androida]] ma już możliwość edytowania całej strony za jednym razem. Opcja ta znajduje się w menu rozwijanym (ikonka trzech kropek [[File:Ic more vert 36px.svg|15px|link=|alt=]]). [https://phabricator.wikimedia.org/T103622]
* [[File:Octicons-tools.svg|15px|link=|alt=|Zaawansowane]] Niektóre ostatnie zmiany w strukturze bazy danych mogą wpłynąć na zapytania wysyłane narzędziem [[m:Research:Quarry|Quarry]]. Zapytania obejmujące tabelę <bdi lang="zxx" dir="ltr"><code>site_stats</code></bdi> na anglojęzycznej Wikipedii, Commons, i Wikidanych należy zaktualizować. [[phab:T306589|Czytaj więcej]].
* [[File:Octicons-tools.svg|15px|link=|alt=|Zaawansowane]] Dostępna jest nowa zmienna o nazwie <bdi lang="zxx" dir="ltr"><code>user_global_editcount</code></bdi> (liczba edycji we wszystkich projektach wiki) do użycia w [[Special:AbuseFilter|filtrach nadużyć]], dzięki której można pomijać działanie na edycjach użytkowników edytujących inne projekty. [https://phabricator.wikimedia.org/T130439]
'''Zmiany w tym tygodniu'''
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] [[mw:MediaWiki 1.39/wmf.17|Nowa wersja]] MediaWiki będzie instalowana na wiki testowych i MediaWiki.org od {{#time:j xg|2022-06-21|pl}}, na stronach innych niż Wikipedia i niektórych Wikipediach od {{#time:j xg|2022-06-22|pl}}, a następnie na wszystkich wiki od {{#time:j xg|2022-06-23|pl}} ([[mw:MediaWiki 1.39/Roadmap|harmonogram]]).
* Użytkownicy skórek nieresponsywnych (np. MonoBook or Vector) na urządzeniach mobilnych, mogą zauważyć lekką różnicę w domyślnym poziomie powiększenia strony. Ma to na celu optymalizację funkcji zmieniania rozmiaru i upewnienie się, że wszystkie elementy interfejsu będą widoczne na stronie (na przykład spis treści w Wektorze 2022). Jeżeli jednak zdarzy się, że podczas korzystania ze strony będzie coś działać niewłaściwie, pinguj <span class="mw-content-ltr" lang="en" dir="ltr">[[m:User:Jon (WMF)|Jon (WMF)]]</span> w dyskusjach na wiki. [https://phabricator.wikimedia.org/T306910]
'''Przyszłe zmiany'''
* Eksperymentalna funkcja [[mw:Special:MyLanguage/Help:DiscussionTools|Narzędzia Dyskusji]] zostanie zaktualizowana w lipcu. Strony dyskusji będą wyglądały inaczej. Możesz [[mw:Special:MyLanguage/Talk pages project/Usability/Prototype|podejrzeć niektóre z tych zmian]].
* [[File:Octicons-tools.svg|15px|link=|alt=|Zaawansowane]] Kod wyjściowy HTML od Parsoida nie będzie już oznaczał umieszczanych plików różnymi wartościami atrybutu <bdi lang="zxx" dir="ltr"><code>typeof</code></bdi> a będzie wpisywał <bdi lang="zxx" dir="ltr"><code>mw:File</code></bdi> dla wszystkich typów. Autorzy narzędzi powinni zmienić kod, który oczekuje tych wartości: <bdi lang="zxx" dir="ltr"><code>mw:Image</code></bdi>, <bdi lang="zxx" dir="ltr"><code>mw:Audio</code></bdi> lub <bdi lang="zxx" dir="ltr"><code>mw:Video</code></bdi>. [https://phabricator.wikimedia.org/T273505]
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/25|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W25"/>
22:18, 20 cze 2022 (CEST)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Quiddity (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=23425855 -->
== Wiadomości techniczne: 2022-26 ==
<section begin="technews-2022-W26"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/26|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Ostatnie zmiany'''
* [[File:Octicons-tools.svg|15px|link=|alt=|Zaawansowane]] API [[m:Special:MyLanguage/Wikimedia Enterprise|Wikimedia Enterprise]] jest dostępne dla darmowych kont z zapytaniami na żądanie i comiesięcznymi migawkami ([https://enterprise.wikimedia.com/docs/ dokumentacja API]). Dostęp dla społeczności poprzez [[m:Special:MyLanguage/Wikimedia Enterprise/FAQ#community-access|zrzuty bazy danych i usługi chmurowe]] pozostaje zapewniony.
* [[File:Octicons-tools.svg|15px|link=|alt=|Zaawansowane]] [[d:Special:MyLanguage/Wikidata:Wiktionary#lua|Na wszystkich wiki Wikimedia można już wykorzystywać zawartość Leksemów z Wikidanych, za pomocą Lua]]. Dyskusja na [[d:Wikidata_talk:Lexicographical_data#You_can_now_reuse_Wikidata_Lexemes_on_all_wikis|stronie dyskusji projektu]].
'''Zmiany w tym tygodniu'''
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] [[mw:MediaWiki 1.39/wmf.18|Nowa wersja]] MediaWiki będzie instalowana na wiki testowych i MediaWiki.org od {{#time:j xg|2022-06-28|pl}}, na stronach innych niż Wikipedia i niektórych Wikipediach od {{#time:j xg|2022-06-29|pl}}, a następnie na wszystkich wiki od {{#time:j xg|2022-06-30|pl}} ([[mw:MediaWiki 1.39/Roadmap|harmonogram]]).
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] Niektóre wiki będą przez kilka minut w trybie tylko do odczytu z powodu przełączenia bazy danych. Odbędzie się to {{#time:j xg|2022-06-28|pl}} o 6:00 UTC ([https://noc.wikimedia.org/conf/highlight.php?file=dblists/s7.dblist wiki, których to dotyczy]). [https://phabricator.wikimedia.org/T311033]
* Niektóre funkcje które dotyczą działalności międzywiki zostaną przełączone na kilka minut w tryb tylko do odczytu z powodu przełączenia bazy danych. Nastąpi to {{#time:j xg|2022-06-30|pl}} o 06:00 UTC. Wpłynie to na działanie Tłumaczeń, powiadomień Echo, Dyskusji Strukturyzowanych, narzędzi dla nowicjuszy Growth i kilka innych. [https://phabricator.wikimedia.org/T300472]
* Będzie możliwe sortowanie kolumn w skórce mobilnej w tabelach ustawionych jako sortowalne. [https://phabricator.wikimedia.org/T233340]
'''Spotkania'''
* Najbliższe [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop Improvements/Updates/Talk to Web|otwarte spotkanie z zespołem Web]] na temat Wektora (2022) odbędzie się jutro (28 czerwca). Zaplanowane są również kolejne spotkania: 12 lipca, 26 lipca.
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/26|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W26"/>
22:02, 27 cze 2022 (CEST)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Quiddity (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=23453785 -->
== Wiadomości techniczne: 2022-27 ==
<section begin="technews-2022-W27"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/27|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Zmiany w tym tygodniu'''
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] [[mw:MediaWiki 1.39/wmf.19|Nowa wersja]] MediaWiki będzie instalowana na wiki testowych i MediaWiki.org od {{#time:j xg|2022-07-05|pl}}, na stronach innych niż Wikipedia i niektórych Wikipediach od {{#time:j xg|2022-07-06|pl}}, a następnie na wszystkich wiki od {{#time:j xg|2022-07-07|pl}} ([[mw:MediaWiki 1.39/Roadmap|harmonogram]]).
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] Niektóre wiki będą w trybie tylko do odczytu przez kilka minut z powodu przełączenia bazy danych. Stanie się to {{#time:j xg|2022-07-05|pl}} o 7:00 UTC ([https://noc.wikimedia.org/conf/highlight.php?file=dblists/s6.dblist wiki, których to dotyczy]) i {{#time:j xg|2022-07-07|pl}} o 7:00 UTC ([https://noc.wikimedia.org/conf/highlight.php?file=dblists/s4.dblist wiki, których to dotyczy]).
* Eksperymentalna funkcja [[mw:Special:MyLanguage/Help:DiscussionTools|Narzędzia Dyskusji]] zostanie zaktualizowana w lipcu. Strony dyskusji będą wyglądały inaczej. Możesz [[mw:Special:MyLanguage/Talk pages project/Usability/Prototype|podejrzeć niektóre z tych zmian]].
* [[File:Octicons-tools.svg|15px|link=|alt=| Zaawansowane]] Ta zmiana dotyczy wyłącznie stron w przestrzeni głównej Wikiźródeł. Zmienna konfiguracyjna <bdi lang="zxx" dir="ltr"><code>proofreadpage_source_href</code></bdi> dostępna do tej pory z poziomu JavaScriptu zostanie usunięta z <bdi lang="zxx" dir="ltr"><code>[[mw:Special:MyLanguage/Manual:Interface/JavaScript#mw.config|mw.config]]</code></bdi> i zastąpiona zmienną <bdi lang="zxx" dir="ltr"><code>prpSourceIndexPage</code></bdi>. [https://phabricator.wikimedia.org/T309490]
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/27|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W27"/>
21:32, 4 lip 2022 (CEST)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Quiddity (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=23466250 -->
== Wiadomości techniczne: 2022-28 ==
<section begin="technews-2022-W28"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/28|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Ostatnie zmiany'''
* W [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop Improvements|skórce Wektor 2022]] tytuł strony będzie od teraz wyświetlany nad zakładkami takimi jak Dyskusja, Czytaj, Edytuj, Historia i Więcej. [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop Improvements/Updates#Page title/tabs switch|Więcej informacji]]. [https://phabricator.wikimedia.org/T303549]
* [[File:Octicons-tools.svg|15px|link=|alt=|Zaawansowane]] Można teraz łatwo podejrzeć ustawienia konfiguracyjne dla wybranej wiki, a także porównać z ustawieniami innej wiki. Na przykład: [https://noc.wikimedia.org/wiki.php?wiki=jawiktionary ustawienia japońskojęzycznego Wikisłownika] albo [https://noc.wikimedia.org/wiki.php?wiki=eswiki&compare=eowiki różnice pomiędzy konfiguracją Wikipedii w języku hiszpańskim i esperanto]. Społeczność każdej z wiki może [[m:Special:MyLanguage/Requesting_wiki_configuration_changes|proponować zmiany]] ustawień ich wiki. Informacje o przeznaczeniu danych ustawień można znaleźć [[mw:Special:Search|przeszukując MediaWiki.org]]. [https://phabricator.wikimedia.org/T308932]
*Zespół Anti-Harassment Tools [[m:Special:MyLanguage/IP Editing: Privacy Enhancement and Abuse Mitigation/IP Info feature#May|wdrożył ostatnio]] funkcję IP Info, dostępną jako [[Special:Preferences#mw-prefsection-betafeatures|funkcja eksperymentalna na wszystkich wiki]]. Ta funkcja umożliwia osobom pilnującym porządku dostęp do informacji o adresach IP. [[m:Special:MyLanguage/IP Editing: Privacy Enhancement and Abuse Mitigation/IP Info feature#April|Dowiedz się jak włączyć i korzystać z tego narzędzia]]. Prosimy o podzielenie się uwagami.
'''Zmiany w tym tygodniu'''
* W tym tygodniu nie będzie nowej wersji MediaWiki.
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] Niektóre wiki będą przez kilka minut w trybie tylko do odczytu z powodu przełączenia bazy danych. Odbędzie się to {{#time:j xg|2022-07-12|pl}} o 7:00 UTC ([https://noc.wikimedia.org/conf/highlight.php?file=dblists/s3.dblist wiki, których to dotyczy]).
'''Przyszłe zmiany'''
* Eksperymentalna funkcja [[mw:Special:MyLanguage/Help:DiscussionTools|Narzędzia Dyskusji]] zostanie zaktualizowana w lipcu. Strony dyskusji będą wyglądały inaczej. Możesz [[mw:Special:MyLanguage/Talk pages project/Usability/Prototype|podejrzeć niektóre z tych zmian]].
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/28|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W28"/>
21:24, 11 lip 2022 (CEST)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Quiddity (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=23502519 -->
== Wybory do Rady Powierniczej 2022 – Propozycje stwierdzeń do Kompasu Wyborczego ==
<section begin="announcement-content" />
:''[[m:Special:MyLanguage/Wikimedia Foundation elections/2022/Announcement/Propose statements for the 2022 Election Compass| Możesz znaleźć tę wiadomość przetłumaczoną na inne języki na Meta-wiki.]]''
:''<div class="plainlinks">[[m:Special:MyLanguage/Wikimedia Foundation elections/2022/Announcement/Propose statements for the 2022 Election Compass|{{int:interlanguage-link-mul}}]] • [https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Special:Translate&group=page-{{urlencode:Wikimedia Foundation elections/2022/Announcement/Propose statements for the 2022 Election Compass}}&language=&action=page&filter= {{int:please-translate}}]</div>''
Cześć wszystkim!
Członkowie społeczności są zaproszeni do [[m:Special:MyLanguage/Wikimedia_Foundation_elections/2022/Community_Voting/Election_Compass|zgłaszania propozycji stwierdzeń do wykorzystania w Kompasie Wyborczym]] w trakcie tegorocznych [[m:Special:MyLanguage/Wikimedia Foundation elections/2022|wyborów do Rady Powierniczej]].
Kompas Wyborczy to narzędzie pomagające wyborcom wybrać kandydatów, którzy najlepiej odpowiadają ich własnym przekonaniom lub poglądom. Członkowie społeczności zaproponują kandydatom stwierdzenia, na które będą musieli odpowiedzieć w skali Lickerta (zgadzam się/neutralny/nie zgadzam się). Odpowiedzi kandydatów na te stwierdzenia zostaną załadowane do narzędzia Kompas Wyborczy. Wyborcy będą korzystać z tego narzędzia, wpisując swoje odpowiedzi na dane stwierdzenia (zgadzam się/nie zgadzam się/neutralne). Wyniki pokażą kandydatów, których poglądy najlepiej odpowiadają przekonaniom wyborcy.
Oto harmonogram dla procesu Kompasu Wyborczego:
8 - 20 lipca: Członkowie społeczności proponują stwierdzenia do Kompasu Wyborczego
21-22 lipca: Komisja Wyborcza sprawdza wypowiedzi pod kątem jasności i usuwa wypowiedzi nie na temat
23 lipca - 1 sierpnia: Społeczność głosuje nad oświadczeniami
2 - 4 sierpnia: Komisja Wyborcza wybiera 15 najpopularniejszych wypowiedzi
5 - 12 sierpnia: Kandydaci dostosowują się do stwierdzeń i udzielają odpowiedzi
15 sierpnia: Otwiera się Kompas Wyborczy, który może pomóc wyborcom w podjęciu decyzji o głosowaniu
Komisja wyborcza wybierze 15 najlepszych wypowiedzi na początku sierpnia. Komisja Wyborcza będzie nadzorować proces, wspierana przez zespół Movement Strategy and Governance. MSG sprawdzi, czy pytania są jasne, czy się nie powtarzają, czy nie ma literówek itd.
Z wyrazami szacunku,
Zespół Movement Strategy and Governance
<small>''Ta wiadomość została wysłana w imieniu Komisji Wyborczej oraz Board Selection Task Force''.</small><br /><section end="announcement-content" />
[[Wikiskryba:MNadzikiewicz (WMF)|MNadzikiewicz (WMF)]] ([[Dyskusja wikiskryby:MNadzikiewicz (WMF)|dyskusja]]) 15:34, 12 lip 2022 (CEST)
== Wiadomości techniczne: 2022-29 ==
<section begin="technews-2022-W29"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/29|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Problemy'''
* Funkcjonalność „[[mw:Special:MyLanguage/Extension:NearbyPages|W pobliżu]]” w mobilnej wersji strony była niedostępna w zeszłym tygodniu. Zostanie to poprawione w tym tygodniu. [https://phabricator.wikimedia.org/T312864]
'''Zmiany w tym tygodniu'''
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] [[mw:MediaWiki 1.39/wmf.21|Nowa wersja]] MediaWiki będzie instalowana na wiki testowych i MediaWiki.org od {{#time:j xg|2022-07-19|pl}}, na stronach innych niż Wikipedia i niektórych Wikipediach od {{#time:j xg|2022-07-20|pl}}, a następnie na wszystkich wiki od {{#time:j xg|2022-07-21|pl}} ([[mw:MediaWiki 1.39/Roadmap|harmonogram]]).
'''Przyszłe zmiany'''
* [[mw:Technical_decision_making/Forum|Forum Decyzji Technicznych]] (Technical Decision Forum) poszukuje [[mw:Technical_decision_making/Community_representation|reprezentantów społeczności]]. Możesz się zgłosić na wiki lub mailowo (pod adres <span class="mw-content-ltr" lang="en" dir="ltr">TDFSupport@wikimedia.org</span>) do 12 sierpnia.
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/29|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W29"/>
00:59, 19 lip 2022 (CEST)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Quiddity (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=23517957 -->
== Wiadomości techniczne: 2022-30 ==
<section begin="technews-2022-W30"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/30|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Ostatnie zmiany'''
* Strony <span class="mw-content-ltr" lang="en" dir="ltr">[https://www.wikibooks.org/ www.wikibooks.org]</span> oraz <span class="mw-content-ltr" lang="en" dir="ltr">[https://www.wikiquote.org/ www.wikiquote.org]</span> wykorzystują teraz system samoaktualizujący. [[m:Project_portals|Portale innych projektów]] będą zmieniane w kolejnych miesiącach. [https://phabricator.wikimedia.org/T273179]
'''Problemy'''
* Tydzień temu niektóre wiki przez kilka minut były w trybie tylko do odczytu z powodu konieczności awaryjnego przełączenia ich głównej bazy danych ([https://noc.wikimedia.org/conf/highlight.php?file=dblists/s7.dblist wiki których to dotyczyło]). [https://phabricator.wikimedia.org/T313383]
'''Zmiany w tym tygodniu'''
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] [[mw:MediaWiki 1.39/wmf.22|Nowa wersja]] MediaWiki będzie instalowana na wiki testowych i MediaWiki.org od {{#time:j xg|2022-07-26|pl}}, na stronach innych niż Wikipedia i niektórych Wikipediach od {{#time:j xg|2022-07-27|pl}}, a następnie na wszystkich wiki od {{#time:j xg|2022-07-28|pl}} ([[mw:MediaWiki 1.39/Roadmap|harmonogram]]).
* Zmieni się ikonka linku zewnętrznego w skórce Wektor (starej i nowej). Nowa ikonka ma prostszy kształt i jest wyraźniejsza na ekranach o małej szczegółowości. [https://phabricator.wikimedia.org/T261391]
* Administratorzy zobaczą przycisk "{{int:changeblockip}}" oraz "{{int:unblockip}}" zamiast zawsze pokazywanego "{{int:blockip}}" gdy użytkownik jest już zablokowany. [https://phabricator.wikimedia.org/T308570]
'''Przyszłe spotkania'''
* Najbliższe [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop Improvements/Updates/Talk to Web|otwarte spotkanie z zespołem Web]] na temat Wektora (2022) odbędzie się jutro (26 lipca).
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/30|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W30"/>
21:27, 25 lip 2022 (CEST)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Quiddity (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=23545370 -->
== Zagłosuj na stwierdzenia w Kompasie Wyborczym ==
<section begin="announcement-content" />
:''[[m:Special:MyLanguage/Wikimedia Foundation elections/2022/Announcement/Vote for Election Compass Statements| Możesz znaleźć tę wiadomość przetłumaczoną na inne języki na Meta-wiki.]]''
:''<div class="plainlinks">[[m:Special:MyLanguage/Wikimedia Foundation elections/2022/Announcement/Vote for Election Compass Statements|{{int:interlanguage-link-mul}}]] • [https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Special:Translate&group=page-{{urlencode:Wikimedia Foundation elections/2022/Announcement/Vote for Election Compass Statements}}&language=&action=page&filter= {{int:please-translate}}]</div>''
Cześć wszystkim!
Głosujący w [[m:Special:MyLanguage/Wikimedia Foundation elections/2022|Wyborach do Rady Powierniczej w 2022 roku]] są zaproszeni do [[m:Special:MyLanguage/Wikimedia_Foundation_elections/2022/Community_Voting/Election_Compass/Statements|głosowania na stwierdzenia do wykorzystania w Kompasie Wyborczym]]. Możesz głosować na stwierdzenia, które chciałbyś zobaczyć w Kompasie Wyborczym na Meta-wiki.
Kompas Wyborczy to narzędzie pomagające wyborcom wybrać kandydatów, którzy najlepiej odpowiadają ich własnym przekonaniom lub poglądom. Członkowie społeczności zaproponują kandydatom stwierdzenia, na które będą musieli odpowiedzieć w skali Lickerta (zgadzam się/neutralny/nie zgadzam się). Odpowiedzi kandydatów na te stwierdzenia zostaną załadowane do narzędzia Kompas Wyborczy. Wyborcy będą korzystać z tego narzędzia, wpisując swoje odpowiedzi na dane stwierdzenia (zgadzam się/nie zgadzam się/neutralne). Wyniki pokażą kandydatów, których poglądy najlepiej odpowiadają przekonaniom wyborcy.
Oto harmonogram dla procesu Kompasu Wyborczego:
*<s>8 - 20 lipca: Członkowie społeczności proponują stwierdzenia do Kompasu Wyborczego</s>
*<s>21-22 lipca: Komisja Wyborcza sprawdza wypowiedzi pod kątem jasności i usuwa wypowiedzi nie na temat</s>
*'''25 lipca - 3 sierpnia: Społeczność głosuje nad oświadczeniami'''
*4 sierpnia: Komisja Wyborcza wybiera 15 najpopularniejszych wypowiedzi
*5 - 12 sierpnia: Kandydaci dostosowują się do stwierdzeń i udzielają odpowiedzi
*16 sierpnia: Otwiera się Kompas Wyborczy, który może pomóc wyborcom w podjęciu decyzji o głosowaniu
Komisja Wyborcza wybierze 15 najlepszych wypowiedzi na początku sierpnia
Z wyrazami szacunku,
Zespół Movement Strategy and Governance
''Ta wiadomość została wysłana w imieniu Komisji Wyborczej oraz Board Selection Task Force''.
<section end="announcement-content" />
[[Wikiskryba:MNadzikiewicz (WMF)|MNadzikiewicz (WMF)]] ([[Dyskusja wikiskryby:MNadzikiewicz (WMF)|dyskusja]]) 10:41, 1 sie 2022 (CEST)
== Wiadomości techniczne: 2022-31 ==
<section begin="technews-2022-W31"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/31|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Ostatnie zmiany'''
* [[m:Special:MyLanguage/Help:Displaying_a_formula#Phantom|Rozszerzone wsparcie dla renderowania wzorów w LaTeXu]] jest dostępne na wiki, poprzez tagi <bdi lang="zxx" dir="ltr"><code>Phantom</code></bdi>. Wypełnia to część [[m:Community_Wishlist_Survey_2022/Editing/Missing_LaTeX_capabilities_for_math_rendering|życzenia nr 59]] tegorocznego Badania Życzeń Społeczności.
'''Zmiany nadchodzące w tym tygodniu'''
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] [[mw:MediaWiki 1.39/wmf.23|Nowa wersja]] MediaWiki będzie instalowana na wiki testowych i MediaWiki.org od {{#time:j xg|2022-08-02|pl}}, na stronach innych niż Wikipedia i niektórych Wikipediach od {{#time:j xg|2022-08-03|pl}}, a następnie na wszystkich wiki od {{#time:j xg|2022-08-04|pl}} ([[mw:MediaWiki 1.39/Roadmap|harmonogram]]).
* [[mw:Special:MyLanguage/Help:Extension:WikiEditor/Realtime_Preview|Podgląd na żywo]] będzie dostępny jako Funkcja eksperymentalna na wiki w grupach [https://noc.wikimedia.org/conf/highlight.php?file=dblists%2Fgroup0.dblist zerowej]. Tę funkcję stworzono w odpowiedzi na [[m:Special:MyLanguage/Community_Wishlist_Survey_2021/Real_Time_Preview_for_Wikitext|jedno z życzeń w Badaniu Życzeń Społęczności]].
'''Przyszłe zmiany'''
* Eksperymentalna funkcja [[mw:Special:MyLanguage/Help:DiscussionTools|Narzędzia Dyskusji]] zostanie zaktualizowana w sierpniu. Strony dyskusji będą wyglądały inaczej. Możesz [[mw:Special:MyLanguage/Talk pages project/Usability/Prototype|podejrzeć niektóre z tych zmian]].
'''Przyszłe spotkania'''
* W tym tygodniu odbędą się trzy spotkania na temat [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop Improvements|Wektora (2022)]] z tłumaczeniem na żywo. We wtorek dostępne będzie tłumaczenie na język rosyjski, a w czwartek – na arabski i hiszpański. [[mw:Special:MyLanguage/Reading/Web/Desktop Improvements/Updates/Talk to Web|Zobacz, jak dołączyć]].
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/31|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W31"/>
23:21, 1 sie 2022 (CEST)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Quiddity (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=23615613 -->
== Wiadomości techniczne: 2022-32 ==
<section begin="technews-2022-W32"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/32|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Ostatnie zmiany'''
* Skrypt [[:m:Special:MyLanguage/Meta:GUS2Wiki/Script|GUS2Wiki]] kopiuje informacje ze [[{{#special:GadgetUsage}}]] na stronę wiki, dzięki czemu można przejrzeć jej historię. Jeśli wasz projekt nie jest jeszcze umieszczony w [[d:Q113143828|elemencie Wikidanych dla Project:GUS2Wiki]], możesz uruchomić GUS2Wiki samemu lub [[:m:Special:MyLanguage/Meta:GUS2Wiki/Script#Opting|poprosić o otrzymywanie aktualizacji]]. [https://phabricator.wikimedia.org/T121049]
'''Zmiany nadchodzące w tym tygodniu'''
* W tym tygodniu nie będzie nowej wersji MediaWiki.
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] Niektóre wiki będą w trybie tylko do odczytu przez kilka minut z powodu przełączenia bazy danych. Stanie się to {{#time:j xg|2022-08-09|pl}} o 7:00 UTC ([https://noc.wikimedia.org/conf/highlight.php?file=dblists/s5.dblist wiki, których to dotyczy]) i {{#time:j xg|2022-08-11|pl}} o 7:00 UTC ([https://noc.wikimedia.org/conf/highlight.php?file=dblists/s2.dblist wiki, których to dotyczy]).
'''Nadchodzące spotkania'''
* [[wmania:Special:MyLanguage/Hackathon|Hakaton Wikimanii]] odbędzie się w dniach 12–14 sierpnia. Nie przegap [[wmania:Special:MyLanguage/Hackathon/Schedule|prezentacji]], podczas której możesz dowiedzieć się więcej o projektach oraz odnaleźć wspólników. Każdy może [[phab:/project/board/6030/|zaproponować projekt]] albo [[wmania:Special:MyLanguage/Hackathon/Schedule|prowadzić sesję]]. [[wmania:Special:MyLanguage/Hackathon/Newcomers|Nowicjusze są mile widziani]]!
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/32|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W32"/>
21:49, 8 sie 2022 (CEST)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Quiddity (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=23627807 -->
== Wiadomości techniczne: 2022-33 ==
<section begin="technews-2022-W33"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/33|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Ostatnie zmiany'''
* Społeczność Wikipedii w języku perskim zdecydowała, by zablokować edytowanie spod IP w okresie od października 2021 do kwietnia 2022. Zespół Product Analytics Fundacji Wikimedia prześledził wpływ tej decyzji. [[m:Special:MyLanguage/IP Editing: Privacy Enhancement and Abuse Mitigation/IP Editing Restriction Study/Farsi Wikipedia|Raport]] jest dostępny.
'''Zmiany nadchodzące w tym tygodniu'''
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] [[mw:MediaWiki 1.39/wmf.25|Nowa wersja]] MediaWiki będzie instalowana na wiki testowych i MediaWiki.org od {{#time:j xg|2022-08-16|pl}}, na stronach innych niż Wikipedia i niektórych Wikipediach od {{#time:j xg|2022-08-17|pl}}, a następnie na wszystkich wiki od {{#time:j xg|2022-08-18|pl}} ([[mw:MediaWiki 1.39/Roadmap|harmonogram]]).
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] Niektóre wiki będą w trybie tylko do odczytu przez kilka minut z powodu przełączenia bazy danych. Stanie się to {{#time:j xg|2022-08-16|pl}} o 7:00 UTC ([https://noc.wikimedia.org/conf/highlight.php?file=dblists/s1.dblist wiki, których to dotyczy]) i {{#time:j xg|2022-08-18|pl}} o 7:00 UTC ([https://noc.wikimedia.org/conf/highlight.php?file=dblists/s8.dblist wiki, których to dotyczy]).
* [[mw:Special:MyLanguage/Help:Extension:WikiEditor/Realtime_Preview|Podgląd na żywo]] będzie dostępny jako Funkcja eksperymentalna na wiki w grupie [https://noc.wikimedia.org/conf/highlight.php?file=dblists%2Fgroup1.dblist pierwszej]. Tę funkcję stworzono w odpowiedzi na [[m:Special:MyLanguage/Community_Wishlist_Survey_2021/Real_Time_Preview_for_Wikitext|jedno z życzeń w Badaniu Życzeń Społeczności]].
'''Przyszłe zmiany'''
* Eksperymentalna funkcja [[mw:Special:MyLanguage/Help:DiscussionTools|Narzędzia Dyskusji]] zostanie zaktualizowana w sierpniu. Strony dyskusji będą wyglądały inaczej. Możesz [[mw:Special:MyLanguage/Talk pages project/Usability/Prototype|podejrzeć niektóre z tych zmian]]. [https://www.mediawiki.org/wiki/Talk_pages_project/Usability#4_August_2022][https://www.mediawiki.org/wiki/Talk_pages_project/Usability#Phase_1:_Topic_containers][https://phabricator.wikimedia.org/T312672]
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/33|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W33"/>
23:08, 15 sie 2022 (CEST)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Quiddity (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=23658001 -->
== Wiadomości techniczne: 2022-34 ==
<section begin="technews-2022-W34"/><div class="plainlinks">
Najnowsze '''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|wiadomości]]''' ze środowiska technicznego Wikimedia. Poinformuj innych użytkowników o tych zmianach. Nie wszystkie zmiany będą dotyczyć ciebie lub twojej wiki. Dostępne są [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/34|tłumaczenia]] na inne języki.
'''Ostatnie zmiany'''
* Dwa problemy z mapami [[mw:Special:MyLanguage/Help:Extension:Kartographer|Kartographera]] zostały rozwiązane. Mapy nie są już pokazywane jako puste, kiedy geolinie utworzono z użyciem edytora wizualnego. Linie składające się z punktów z QID (np. linie metra) nie wyświetlają się z pinezkami. [https://phabricator.wikimedia.org/T292613][https://phabricator.wikimedia.org/T308560]
'''Zmiany nadchodzące w tym tygodniu'''
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] [[mw:MediaWiki 1.39/wmf.26|Nowa wersja]] MediaWiki będzie instalowana na wiki testowych i MediaWiki.org od {{#time:j xg|2022-08-23|pl}}, na stronach innych niż Wikipedia i niektórych Wikipediach od {{#time:j xg|2022-08-24|pl}}, a następnie na wszystkich wiki od {{#time:j xg|2022-08-25|pl}} ([[mw:MediaWiki 1.39/Roadmap|harmonogram]]).
* [[File:Octicons-sync.svg|12px|link=|alt=|Element cykliczny]] Niektóre wiki będą przez kilka minut w trybie tylko do odczytu z powodu przełączenia bazy danych. Odbędzie się to {{#time:j xg|2022-08-25|pl}} o 7:00 UTC ([https://noc.wikimedia.org/conf/highlight.php?file=dblists/s4.dblist wiki, których to dotyczy]).
* Kolory linków (zwykłych i odwiedzonych) się zmienią. Ma to na celu uwydatnienie różnicy pomiędzy hiperłączem a zwykłym tekstem. [https://phabricator.wikimedia.org/T213778]
'''Przyszłe zmiany'''
* Nowy przycisk [{{int:discussiontools-topicsubscription-button-subscribe}}] [[mw:Talk pages project/Notifications#12 August 2022|pomaga nowicjuszom dostawać odpowiedzi]]. Zespół Editing udostępni to narzędzie wszędzie. Można je wyłączyć w [[Special:Preferences#mw-prefsection-editing-discussion|preferencjach]]. [https://phabricator.wikimedia.org/T284489]
'''''[[m:Special:MyLanguage/Tech/News|Wiadomości techniczne]]''' przygotowane przez [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/Writers|redaktorów Tech News]] i wysłane przez [[m:Special:MyLanguage/User:MediaWiki message delivery|bota]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News#contribute|Dołącz do zespołu]] • [[m:Special:MyLanguage/Tech/News/2022/34|Przetłumacz na swój język]] • [[m:Tech|Uzyskaj pomoc]] • [[m:Talk:Tech/News|Wyraź swoją opinię]] • [[m:Global message delivery/Targets/Tech ambassadors|Subskrybuj lub zrezygnuj z subskrypcji]].''
</div><section end="technews-2022-W34"/>
02:12, 23 sie 2022 (CEST)
<!-- Wiadomość wysłana przez User:Quiddity (WMF)@metawiki przy użyciu listy na https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Global_message_delivery/Targets/Tech_ambassadors&oldid=23675501 -->
== Rozpoczęło się głosowanie społeczności w wyborach do Rady Powierniczej w 2022 roku ==
<section begin="announcement-content" />
:''[[m:Special:MyLanguage/Wikimedia Foundation elections/2022/Announcement/The 2022 Board of Trustees election Community Voting period is now open| Możesz znaleźć tę wiadomość przetłumaczoną na inne języki na Meta-wiki.]]''
:''<div class="plainlinks">[[m:Special:MyLanguage/Wikimedia Foundation elections/2022/Announcement/The 2022 Board of Trustees election Community Voting period is now open|{{int:interlanguage-link-mul}}]] • [https://meta.wikimedia.org/w/index.php?title=Special:Translate&group=page-{{urlencode:Wikimedia Foundation elections/2022/Announcement/The 2022 Board of Trustees election Community Voting period is now open}}&language=&action=page&filter= {{int:please-translate}}]</div>''
Cześć wszystkim.
Głosowanie społeczności w [[m:Special:MyLanguage/Wikimedia Foundation elections/2022|wyborach do Rady Powierniczej Wikimedia Foundation w 2022 roku]] jest już otwarte. Rada Powiernicza jest ciałem decyzyjnym Wikimedia Foundation, które podejmuje najważniejsze decyzje strategiczne. Oto kilka pomocnych linków, które dostarczą Wam informacje potrzebnych do głosowania:
* Wypróbujcie [[m:Special:MyLanguage/Wikimedia Foundation elections/2022/Community_Voting/Election_Compass|Kompas Wyborczy]], pokazujący jak kandydaci wypowiadają się na 15 różnych tematów.
* Przeczytajcie [[m:Special:MyLanguage/Wikimedia Foundation elections/2022/Candidates|oświadczenia kandydatów]] i [[m:Special:MyLanguage/Wikimedia_Foundation_elections/2022/Affiliate_Organization_Participation/Candidate_Questions|odpowiedzi na pytania afiliantów]]
* [[m:Special:MyLanguage/Wikimedia Foundation elections/2022/Apply to be a Candidate|Dowiedzcie się więcej o umiejętnościach, których poszukuje Rada]] oraz [[m:Special:MyLanguage/Wikimedia Foundation elections/2022/Candidates|jak te umiejętności u kandydatów oceniło Analysis Committee]].
Jeśli jesteście gotowi do głosowania, możecie przejść do [[Special:SecurePoll/vote/Wikimedia_Foundation_Board_Elections_2022|SecurePoll]], aby zagłosować. '''Głosowanie trwa od 23 sierpnia do 6 września, 2022 23:59 UTC'''. Aby sprawdzić, czy jesteście uprawniony do głosowania, odwiedźcie [[m:Special:MyLanguage/Wikimedia_Foundation_elections/2022/Voter_eligibility_guidelines|tę stronę]].
=== Kandydaci ===
Kandydaci w tegorocznych wyborach wymienieni są poniżej, w linkach możecie znaleźć dostęp do ich prezentacji:
* '''[[m:Special:MyLanguage/Wikimedia Foundation elections/2022/Candidates/Michał Buczyński|Michał Buczyński]]''' – [[:w:User:Aegis Maelstrom|Aegis Maelstrom]]
* '''[[m:Special:MyLanguage/Wikimedia Foundation elections/2022/Candidates/Shani_Evenstein_Sigalov|Shani Evenstein Sigalov]]''' – [[:w:User:Esh77|Esh77]]
* '''[[m:Special:MyLanguage/Wikimedia Foundation elections/2022/Candidates/Tobechukwu Precious Friday (Tochiprecious)|Tobechukwu Precious Friday]]''' – [[:w:User:Tochiprecious|Tochiprecious]]
* '''[[m:Special:MyLanguage/Wikimedia Foundation elections/2022/Candidates/Kunal Mehta|Kunal Mehta]]''' – [[:w:User:Legoktm|Legoktm]]
* '''[[m:Special:MyLanguage/Wikimedia Foundation elections/2022/Candidates/Farah Jack Mustaklem|Farah Jack Mustaklem]]''' – [[:w:User:Fjmustak|Fjmustak]]
* '''[[m:Special:MyLanguage/Wikimedia Foundation elections/2022/Candidates/Mike Peel|Mike Peel]]''' – [[:w:User:Mike Peel|Mike Peel]]
Z wyrazami szacunku,
Zespół Movement Strategy and Governance
''Ta wiadomość została wysłana w imieniu Komisji Wyborczej oraz Board Selection Task Force''.<br /><section end="announcement-content" /> [[Wikiskryba:MNadzikiewicz (WMF)|MNadzikiewicz (WMF)]] ([[Dyskusja wikiskryby:MNadzikiewicz (WMF)|dyskusja]]) 16:19, 24 sie 2022 (CEST)
t7gezg5c4h7jzkmf5y22niow72y31vz
Szablon:---/opis
10
242060
3157100
2714062
2022-08-25T10:53:07Z
Fallaner
12005
lit.
wikitext
text/x-wiki
{{Podstrona dokumentacji}}
<!-- DODAWAJ KATEGORIE I INTERWIKI NA DOLE STRONY -->
== Użycie ==
Szablon powoduje wstawienie w treść dokumentu kreski tak jak widać powyżej.
== Opis parametrów ==
Szablonowi opcjonalnie można podać pierwszy parametr, którym jest długość kreski. Długość określamy w pikselach. Za liczbą oznaczającą długość nie wpisujemy ''px'', np:<br>
<nowiki>{{---|100}}</nowiki>
{{---|100}}
<br>
Można podać parametr <code>w=</code> określający grubość linii, np.:<br>
<nowiki>{{---|w=5px}}</nowiki>
{{---|w=5px}}
<br>
Można także podać parametry odstępu <code>przed=</code> lub <code>po=</code>, określające odstęp "przed" lub "po" kresce (margines górny lub dolny) wraz z jednostką (bezpiecznie stosuj jednostki px lub em):<br>
<nowiki>{{---|po=3em}}</nowiki>
{{---|po=3em}}
<nowiki>{{---|250|przed=3em|po=2em}}</nowiki>
{{---|250|przed=3em|po=2em}}
<br>
== Przykład ==
{| class=wikitable width="100%"
!wywołanie
!efekt
|-
|<nowiki>{{---}}</nowiki>
|{{---}}
|-
|<nowiki>{{---|po=3em}}</nowiki>
|{{---|po=3em}}
|-
|<nowiki>{{---|120}}</nowiki>
|{{---|120}}
|-
|<nowiki>{{---|200}}</nowiki>
|{{---|200}}
|-
|<nowiki>{{---|200|po=40px}}</nowiki>
|{{---|200|po=40px}}
|-
|<nowiki>{{---|100|przed=2em|po=3em}}</nowiki>
|{{---|100|przed=2em|po=3em}}
|}
==Zobacz też==
* Szablon {{s|***}}
* Szablon {{s|1= ===}}
* Szablon {{s|...}}
* Szablon {{s|vvv}}
{{clear}}
<includeonly>
<!-- DODAWAJ KATEGORIE I INTERWIKI PONIŻEJ TEJ LINII -->
[[Kategoria:Separatory|{{PAGENAME}}]]
</includeonly>
p1pacdhionavvgh9434xe65yzixhhd3
Szablon:PAGES NOT PROOFREAD
10
292653
3156992
3156652
2022-08-25T04:55:01Z
Phe-bot
8629
Pywikibot 7.6.0
wikitext
text/x-wiki
264017
mu7iuoonux7eaqfbo1yyq0rkdrk9xiz
Szablon:ALL PAGES
10
292654
3156993
3156653
2022-08-25T04:55:11Z
Phe-bot
8629
Pywikibot 7.6.0
wikitext
text/x-wiki
775033
sqjluzl6w2dw0b6j4k00e2yzgwnqd0p
Szablon:PR TEXTS
10
292655
3156994
3156115
2022-08-25T04:55:21Z
Phe-bot
8629
Pywikibot 7.6.0
wikitext
text/x-wiki
230954
p5lo4v6ejf6hiqlf1hju39j5kkr8cy6
Szablon:ALL TEXTS
10
292656
3156995
3156116
2022-08-25T04:55:31Z
Phe-bot
8629
Pywikibot 7.6.0
wikitext
text/x-wiki
233550
3l6lho0lq9wima0erpy8le17lcisa3p
Szablon:IndexPages/Ogniem i mieczem (Sienkiewicz, wyd. 1901)
10
303803
3156929
834809
2022-08-24T21:01:53Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>1145</pc><q4>1121</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>2</q1><q0>22</q0>
i56pwbu5cgmntlavkkcotzng6lktpf6
Szablon:IndexPages/Capreä i Roma (Kraszewski)
10
303828
3156841
834834
2022-08-24T19:01:50Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>632</pc><q4>609</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>2</q1><q0>21</q0>
8fg785mh69o5xx38svglwjfrz1yolwn
3156867
3156841
2022-08-24T20:01:52Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>632</pc><q4>609</q4><q3>2</q3><q2>0</q2><q1>0</q1><q0>21</q0>
2jdg7ymq8qqoj6cxwsy4g6zy6psn1w5
Szablon:IndexPages/Poezye T. 4 (Maria Konopnicka)
10
303889
3156869
834897
2022-08-24T20:02:03Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>324</pc><q4>295</q4><q3>0</q3><q2>1</q2><q1>0</q1><q0>28</q0>
92of93p3bgujbaqg0yxa28qxqacukdn
3156931
3156869
2022-08-24T21:02:15Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>324</pc><q4>295</q4><q3>1</q3><q2>0</q2><q1>0</q1><q0>28</q0>
6xf1cyhqltks29sbjqlf2mw4nool13c
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/147
100
338818
3156978
2904777
2022-08-24T22:08:42Z
Zetzecik
5649
.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{Numeracja stron||— 145 —|}}</noinclude>{{pk|ple|cach}} w siatce od serów, drugi zaś chłopak wlókł pobok na postronku śledzia, wystruganego z drzewa. Żur ze śledziem szły w parze, przodem, a za niemi całą hurmą reszta, grzechocąc, kołatając a wrzeszcząc, co ino gardzieli starczyło. Jasiek wiódł wszystkich, bo chociaż głupawy był i niemrawa, ale do psich figlów głowę miał i sprawność. Obeszli w procesji cały staw, i koło kościoła skręcali już na topolową drogę, kaj się to miał odbyć pochowek, gdy wtem Jasiek walnął łopatą w garnek, że rozleciał się w kawałki, a żur z onemi różnościami polał się po Witku.<br>
{{tab}}Uciecha zapanowała, że aż przysiadali na drodze, ale Witek się zeźlił i prosto z gołemi rękoma rzucił się na Jaśka, pobił się i z drugiemi; aż wyrwawszy się, poleciał z rykiem do chałupy.<br>
{{tab}}Dołożyła mu jeszcze Hanka od siebie za zniszczony całkiem spencerek i w las pognała po borowinowe gałązki i wąsy zajęcze.<br>
{{tab}}Jeszcze się z niego ześmiał Pietrek, a i Jóźka nie pożałowała, pilnie wysypując szerokie opłotki, aż do drogi, piaskiem, przywiezionym z pod cmentarza, bo tam był najżółciejszy; wysypała też cały zajazd przed gankiem i ścieżkę pod okapem, że jakby opasała chałupę w żółtą wstęgę.<br>
{{tab}}A w Borynowej izbie już się wzięli szykować święcone.<br>
{{tab}}Izba była wymyta i piaskiem wysypana, okna czyste i ściany a obrazy omiecione z pajęczyn, Jagusine zaś łóżko pięknie chustką przykryte, i Hanka z Jagusią i Dominikową, choć nie {{pp|mó|wiły}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
i1d0pfkono22gyxhvs4vmsrvutivjpr
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/148
100
338819
3156980
2904782
2022-08-24T22:11:16Z
Zetzecik
5649
.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{Numeracja stron||— 146 —|}}</noinclude>{{pk|mó|wiły}} prawie z sobą, ustawiły pod szczytowem oknem, wpodle Borynowego łóżka, duży stół, nakryty cieniuśką, {{Korekta|białną|białą}} płachtą, której wręby oblepiła Jagusia szerokim pasem czerwonych wystrzyganek. Na środku, z kraja od okna postawili wysoką pasyjkę, przybraną papierowemi kwiatami, a przed nią, na wywróconej donicy baranka z masła, tak zmyślnie przez Jagnę uczynionego, że kiej żywy się widział: oczy miał ze ziarn różańcowych wlepione, a ogon, uszy, kopytka i chorągiewkę z czerwonej, postrzępionej wełny. Dopiero zaś pierwszem kołem legły chleby pytlowe i kołacze pszenne, z masłem zagniatane i na mleku, po nich następowały placki żółciuchne, a rodzynkami kieby temi gwoździami gęsto ponabijane; były i mniejsze, Józine i dzieci, były i takie specjały z serem, i drugie jajeczne, cukrem posypane i tym maczkiem słodziuśkim, a naostatku postawili wielką michę ze zwojem kiełbas, ubranych jajkami obłupanemi, a na brytfance całą świńską nogę i galanty karwas głowizny, wszystko zaś poubierane jajkami kraszonemi, czekając jeszcze na Witka, by ponatykać zielonej borowiny i temi zajęczemi wąsami opleść stół cały.<br>
{{tab}}A tyle co skończyły, sąsiadki jęły zwolna znosić swoje na miskach, niecułkach a donicach i ustawiać je na ławie pobok stołu, gdyż ino w kilku chałupach co przedniejszych gospodarzy zbierać się ze święconem ksiądz nakazywał, że mu to czasu brakowało chodzić po wszystkich.<br>
{{tab}}Lipce miał najbliżej, to święcił naostatku, nieraz już o samym zmierzchu.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
p2ugbanf4c5wzkvimsdil7x29ybli4z
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/149
100
338899
3156984
2904784
2022-08-24T22:15:11Z
Zetzecik
5649
.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{Numeracja stron||— 147 —|}}</noinclude>{{tab}}Porozchodziły się bez dłuższej pogwary, by zdążyć jeszcze do kościoła na uroczystość poświęcenia ognia i wody, zalewając przedtem ogniska w chałupach, by je znowu rozniecić tym młodym, poświęconym ogniem.<br>
{{tab}}Poleciała na to i Jóźka, zabrawszy dzieci z sobą.<br>
{{tab}}Ale siedzieli dość długo, bo dopiero w samo południe powracały kobiety, ostrożnie przysłaniając i chroniąc świece, zapalone w kościele.<br>
{{tab}}Jóźka przyniosła wody całą flaszkę i ogień, którym zaraz Hanka rozpaliła drwa przygotowane i pierwsza też wody święconej popiła, dając kolejnie wszystkim — od chorób gardzieli pono strzegła — a potem skropiła nią inwentarz i drzewiny rodne w sadzie, że to się przyczyniało do urodzajów i dawało bydlątkom letkie lągi.<br>
{{tab}}A później, widząc, że ni Jagna, ni kowalowa nie pomyślały o starym, umyła go w ciepłej wodzie, przyczesała jego skołtunione włosy i przewlekła mu koszulę i pościele. Boryna dozwalał z sobą robić wszystko, nie poruszywszy się ani razu; leżał jak zawżdy, wpatrzony przed siebie i martwy jak zawżdy...<br>
{{tab}}Zaraz z południa zrobiło się na wsi jakby święto, jeszcze tu i owdzie doganiali grubszej roboty, ale już głównie zajęli się przyodziewkiem świątecznym, czesaniem, myciem i szorowaniem dzieci, że nie z jednej chałupy wydzierały się krzyki obronne.<br>
{{tab}}I wypatrywali niecierpliwie księdza, któren przyjechał ze dworów dopiero przed zmrokiem i zaraz zjawił się na wsi, w komżę ubrany.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4ej6x9xpgmwj119dkthl6bmi3qeqxpw
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/150
100
338901
3156986
2904798
2022-08-24T22:17:52Z
Zetzecik
5649
.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{Numeracja stron||— 148 —|}}</noinclude>{{tab}}Michał organistowy niósł za nim miednik z wodą święconą i kropidło.<br>
{{tab}}Hanka wyszła go przyjmować aż na drogę.<br>
{{tab}}Śpieszył się, wpadł prędko do chałupy, odmówił modlitwę, pokropił dary Boże i zajrzał w siną, obrosłą twarz Borynową.<br>
{{tab}}— Bez zmiany? co?<br>
{{tab}}— A juści, rana się prawie zagoiła, a im nic nie lepiej.<br>
{{tab}}Zażył tabaki, powlókł oczyma po kupiących się przy progu i w sieniach.<br>
{{tab}}— Gdzie to ten chłopiec, który mi sprzedał bociana?<br>
{{tab}}Jóźka wypchnęła z pod komina na środek zawstydzonego Witka.<br>
{{tab}}— Naści dziesiątkę, udał ci się: tak kury goni z ogrodu, że ni jedna nie zostaje!... A jutro które do mężów idą?<br>
{{tab}}— Z pół wsi się wybiera!<br>
{{tab}}— To dobrze, byle tylko zgodnie i cicho, a na rezurekcję przychodzić, o dziesiątej zacznę, mówię: o dziesiątej! A śpijcie w kościele, to Ambrożemu każę wyprowadzić! — dodał groźnie, wychodząc powoli.<br>
{{tab}}Ruszyli z nim całą gromadą, odprowadzając do młynarzów.<br>
{{tab}}A Witek, pokazując Jóźce miedzianą dziesiątkę, szepnął ze złością:<br>
{{tab}}— Niedługo będzie mój bociek księże kury płoszył, nie!...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
g9xozaf9jnfapi0ocny8p8mmp6trj39
Szablon:IndexPages/Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu
10
552476
3156741
3156663
2022-08-24T14:01:50Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>254</pc><q4>5</q4><q3>27</q3><q2>0</q2><q1>188</q1><q0>3</q0>
9xvc0h6qsh8tucpgff39uij481lc09c
3156870
3156741
2022-08-24T20:02:14Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>254</pc><q4>5</q4><q3>27</q3><q2>0</q2><q1>190</q1><q0>3</q0>
5l0sehmumkt82owgrtbcjkp11h8pq2w
3156932
3156870
2022-08-24T21:02:27Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>254</pc><q4>5</q4><q3>27</q3><q2>0</q2><q1>194</q1><q0>3</q0>
hoqqdnbqgefid7lxo9mwzkbq1f6mkzc
3156996
3156932
2022-08-25T05:01:48Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>254</pc><q4>5</q4><q3>27</q3><q2>0</q2><q1>195</q1><q0>3</q0>
oe1n7dp6hixbwm2gzs4447cdx2abead
Strona:W. M. Thackeray - Pierścień i róża.djvu/11
100
587005
3156737
1518795
2022-08-24T13:45:17Z
Svejk13
22069
korekta bwd
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anagram16" /></noinclude>{{pk|królew|ską}} koronę. I odtąd jabłko tulę w jednej dłoni, a paflahońskie berło dzierżę drugą. Bo czyżby słaba, bezbronna dziecina, ledwie od piersi mamki odstawiona, karmiona cukrem i papką na mleku, rządowi państwa tego podołała? Jakoż dźwignęłaby berło, koronę, jabłko i ojców ciężki miecz stalowy, broniący srogim władcom Krymtataryi wstępu w granice państwa Paflagonii?<br />
{{tab}}W ten sposób usiłował monarcha udowodnić (choć samo się przez się rozumie, że nierymowane wiersze niczego nigdy nie dowodzą) że najświętszym obowiązkiem jego jest: mocno w dłoni dzierżyć, co raz w nią zagarnął. I teraz wprawdzie nasuwała mu się natrętna myśl, że należałoby może zwrócić bratankowi bezprawnie zagrabione dziedzictwo, ale jego Królewska Mość w lot uspokoił sumienie nadzieją, jaką pokładał w projektowanem małżeństwie córki swej z następcą tronu Krymtataryi. Stanowczo dobro państwa wymagało pokojowego zakończenia krwawych wojen z niebezpiecznym sąsiadem. „Gdyby nawet nieboszczyk {{kor|syn|brat}} mój król Seriozo powstał z grobu, przyklasnąłby zapewne tak świetnemu związkowi i wydziedziczył tego niezdarnego Lulejkę” zamruczał pod nosem król. Zwykle wyobrażamy sobie, że najsłuszniejsze jest to, co najbardziej nam samym dogadza, więc też i król zaraz nabrał otuchy, przeczytał dzienniki, zjadł ze smakiem jaja na miękko i maślane bułeczki, a potem zadzwonił na swego ministra. Królowa zastanawiała się przez chwilę, czy nie należałoby odwiedzić chorego bratanka. Ale zaraz powiedziała sobie: „Najpierw obowiązek, potem przyjemność. Po południu wpadnę na momencik do tego biedaka, a teraz pojadę wybrać u złotnika naszyjnik i bransolety”. I tak też zrobiła.<br /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hzmekriku58n1of4357z1s6dpnaviz1
Strona:W. M. Thackeray - Pierścień i róża.djvu/28
100
587304
3156738
1573173
2022-08-24T13:48:44Z
Svejk13
22069
lit., formatowanie tekstu
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anagram16" /></noinclude>{{c|ROZDZIAŁ[[File:W. M. Thackeray - Pierścień i róża str 028.png|140px]] CZWARTY|po=15px}}
{{c|w=85%|JAK TO NIE ZAPROSZONO CZARNEJ WRÓŻKI NA CHRZEST KSIĘŻNICZKI ANGELIKI I KTO NA TEM WYSZEDŁ NAJGORZEJ|po=10px}}
{{tab}}Dwadzieścia lat przed rozpoczęciem naszej powieści — kiedy obchodzono urodziny i chrzest księżniczki Angeliki, z którą zapoznaliśmy się w pierwszym rozdziale — zdarzył się wypadek, o którym nikt nie wiedział w Paflagonji — a szkoda, bo był bardzo, a bardzo ciekawy. Król i królowa (podówczas jeszcze książę i księżna) nie zaprosili wcale Czarnej Wróżki na uroczyste chrzciny — ba! wydali nawet rozkaz odźwiernemu pałacu, aby pod żadnym warunkiem Wróżki do książęcego domu nie wpuszczał. Ów odźwierny zwał się Gburiano. Był to ogromny, nieokrzesany chłop — zły i oburkliwy. Może właśnie dlatego Ich Ks. Moście mianowały go pierwszym odźwiernym pałacu? Trzeba było widzieć Gburiana, jak odprawiał niepożądanych gości, zwłaszcza różnych dostawców dworu z niezapłaconemi rachunkami! Jak huknął swoim gburowatym głosem: „Niema nikogo w domu!” to aż ściany drżały, a ludzie {{pp|umy|kali}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
86pjarvau45pnemhzsrgv3ufdj7zmzu
Strona:W. M. Thackeray - Pierścień i róża.djvu/30
100
587306
3157052
1524679
2022-08-25T08:22:46Z
Svejk13
22069
lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anagram16" /></noinclude>widać było księcia i księżnę w otoczeniu dworu. Gburiano wiedział o tem, oświadczył jednak wróżce tonem cierpkim i opryskliwym, że „Ich Książęcych Mości niema w pałacu”. Równocześnie zagrał jej fujarką na nosie i zrobił ruch, jakby chciał Czarną Wróżkę za drzwi wypchnąć. — „Wynoś się stąd czemprędzej, stara czarownico” — wrzasnął. „Dla takich jak ty — niema Jaśnie Państwa w domu”. To powiedziawszy, wszedł do sieni i pchnął drzwi z hałasem, ale Czarna Wróżka wetknęła między zawiasy swoją laseczkę i drzwi nie chciały się domknąć. Gburiano wpadł w straszny gniew. Wybiegł na dwór i wyrzucił z siebie cały potok wściekłych i bardzo szkaradnych przekleństw. „Cóż ty sobie myślisz” — wykrzykiwał, dławiąc się z wściekłości — „że ja od tego jestem odźwiernym, żebym ciągle przy drzwiach wartować musiał. Zamknij mi zaraz drzwi! Nie chce mi się stać tutaj dłużej! słyszysz?” A na to Czarna Wróżka uczyniła tylko jeden majestatyczny ruch ręką i wyrzekła spokojnie:<br />
{{f|w=85%|<poem>Będziesz w drzwiach tych ciągle tkwił
Krzycz Gburiano — krzycz co sił
Tkwij tu! Moja każe Moc
Noc i dzień — i dzień i noc!</poem>}}
{{tab}}— Aa! aa! a to co znowu? Hee — o jej! o jej — gwałtu — puść mnie! ooo! uh uh! — darł się Gburiano jak opętany — aż naraz ucichł i... przyrósł do ściany. Grube łydki, ogromne, niezgrabne łapy i wspaniały korpus odźwiernego Ich Książęcych Mości topniały i nikły jak mgła pod podniesioną laseczką wróżki. Gburiano uczuł, że ziemia usuwa mu się z pod stóp, że całe ciało skręca mu straszliwy kurcz, że jakaś śruba wpija się w jego wnętrzności i nagle jakby piekielnym kołowrotem porwany i zwinięty, zawisł istotnie na ścianie i utkwił... w drzwiach. Ręce<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
df72ceaxgl9lx3jhrldolzx0dlkn5m7
Strona:W. M. Thackeray - Pierścień i róża.djvu/34
100
587310
3157053
1565328
2022-08-25T08:24:34Z
Svejk13
22069
lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anagram16" /></noinclude>{{pk|trzewi|czek}}. „A cóż to za szkaradny brudas!” — zawołała Gburya-Furya. — „Kto cię tu śmiał wpuścić do ogrodu, obdartusie paskudny?”<br />
{{tab}}— Daj mi tę bultę — odezwała się mała dziewczynka. — Glodno mi baldzo, baldzo glodno... glód czuję...<br />
[[File:W. M. Thackeray - Pierścień i róża str 034.png|340px|left]]
{{tab}}— „Glód” — co to jest glód?” — zapytała Angelika, dając dziewczynce ciasteczko.<br />
{{tab}}— Ach! ach, księżniczko — jakże dobrą, jak anielsko dobrą jesteś” — rzekła Gburya-Furya. — „Spójrzcie tylko Najjaśniejsi Państwo” — tu zwróciła się do króla i królowej, którzy nadeszli właśnie w towarzystwie<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4cgep2fqvog46qghjcvexwkkuce73p8
Strona:W. M. Thackeray - Pierścień i róża.djvu/35
100
587312
3157054
1524689
2022-08-25T08:26:44Z
Svejk13
22069
lit., korekta bwd
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anagram16" /></noinclude>małego księcia Lulejki. „Spójrzcie na tego uroczego aniołka, na to wcielenie dobroci. Właśnie spotkałyśmy tutaj tę brudną wstrętną ropuchę, nie wiem dlaczego straże dworskie nie ubiły na śmierć tego szkaradzieństwa, nie wiem jakim sposobem przylazło to aż tutaj — i raczcie tylko miłościwie spojrzeć, dostojni Państwo — mój mały słodki aniołek, moje cudne kochanie daje temu brudasowi swoje własne ciasteczko!”<br />
{{tab}}— Nie lubię wcale takich ciastek — rzekła Angelika.<br />
{{tab}}— To nic — niemniej jesteś prawdziwym aniołem dobroci, księżniczko — ozwała się guwernantka.<br />
{{tab}}— Rozumie się — potwierdziła Angelika. „A ty, mały brudasku, powiedz, czy nie jestem naprawdę śliczna?”<br />
{{tab}}Istotnie, księżniczka, uczesana starannie w długie wijące się loki i ubrana w najpiękniejszą w świecie sukienkę i najpiękniejszy w świecie kapelusz — wyglądała bardzo ładnie.<br />
{{tab}}„Baldźo lićna, baldźo lićna” — rzekła mała dziewczynka i poczęła zaraz radośnie dygać i tańczyć i śmiejąc się, zajadała z wielkim smakiem ciastko. Ruchy jej były lekkie i zwinne, a cała postać niezwykle milutka — kręcąc się zgrabnie wkoło, przyśpiewywała ochoczo.<br />
{{f|w=85%|<poem>„Doble ciaśko ma {{kor|loziuki|lozinki}}
„Więc wesole stloję minki!
:::::Hoc — hoc”.</poem>}}
{{tab}}Król, królowa, Angelika i Lulejka śmieli się serdecznie. A mała tanecznica, ciągle wirując, śpiewała:<br />
{{f|w=85%|<poem>„Ladnie tańczę, ladnie skacę
„O nic nigdy nie zapłacę
:::::Hoc — hoc”.</poem>}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
khqco3xmt18k70qm593tfybb8omnv28
Strona:W. M. Thackeray - Pierścień i róża.djvu/36
100
587313
3157055
1526063
2022-08-25T08:32:08Z
Svejk13
22069
lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anagram16" /></noinclude>{{tab}}Naraz zniknęła w klombie kwiatów, lecz za chwilę już była zpowrotem. Z prymul, fiołków i róż uwiła śliczny wianuszek i tańczyła z nim tak ładnie i uroczo przed królewską parą, że wszyscy byli zachwyceni maleńką znajdką, a zdumiona królowa zapytała:<br />
{{tab}}„Powiedz nam maleńka, skąd się tu wzięłaś? — gdzie twoja chatka? — jak zwie się matka twoja?<br />
{{tab}}A dziewczynka odpowiedziała zaraz:<br />
{{f|w=85%|<poem>„Ziadnej matki, ziadnej chatki
Nic nie miałam, nie mam nic!
Uciekalam — uciekalam
Nie wiem nic i nie mam nic!
:::Jedna lwica mila
:::Mlećkiem mnie kalmila —
:::Miala jeśce lwica ta
:::{{kor|Łwiątka|Lwiątka}} mile, ślicne dwa —
:::Niema lwiątek — niema nic,
:::Nie mam nic i nie wiem nic!
::::::Hoc — hoc!”</poem>}}
{{tab}}Wyśpiewując tak — maleńka nie przestała ani na chwilkę tańczyć i przytupywała nóżkami, na których widniał tylko jeden podarty trzewiczek. Wszyscy obecni ubawili się tym widokiem znakomicie. Wkońcu Angelika zwróciła się do królowej; — „Moja mamusiu — rzekła — wszystkie moje zabawki już mi się dawno znudziły, papuga, którą lubiłam, uciekła właśnie wczoraj z klatki, więc pozwól mi, mamusiu, zabrać do domu tego śmiesznego brudaska — dam jej kilka starych sukienek i... — uśmieję się z niej nieraz wyśmienicie”.<br />
{{tab}}„Wielkoduszna istota — wcielenie dobroci” westchnęła Gburya-Furya, wznosząc oczy ku niebu.<br />
{{tab}}— Ach mam kilka sukienek, których nie cierpię — mówiła Angelika — a ta mała może być moją służebną. No, mały brudasie, pójdziesz do mnie na służbę, co?<br /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
06ivve731stj2ih1wguxj9433pon8gn
Strona:W. M. Thackeray - Pierścień i róża.djvu/43
100
587321
3157056
1565336
2022-08-25T08:34:59Z
Svejk13
22069
korekta bwd
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anagram16" /></noinclude>pilności Lulejki. Wielki koniuszy nadworny nie miał dość słów pochwalnych dla odwagi i zręczności, z jaką Lulejka dosiadał i ujeżdżał najdziksze rumaki, {{kor|beletmistrz|baletmistrz}} dworski zaliczał go do najlepszych swoich uczni, Jego Ekscelencja Szambelan ogłaszał najpochlebniejsze raporty o postępach, czynionych przez księcia w trudnym kunszcie gry bilardowej, najwyższe uznanie miał dla Lujejki także Radca Dworu, Nadinspektor placów tenisowych.<br />
[[File:W. M. Thackeray - Pierścień i róża str 043.png|320px|right]]
{{tab}}Gdybyśmy tak jeszcze zapytali o zdanie kapitana gwardji królewskiej, dzielnego fechmistrza Zerwiłebskiego, dowiedzielibyśmy się z pewnością, że od śmierci straszliwego generała Kotłumbaja, dowódcy wojsk Krymtatarji, któremu rapier kapitana przeszył pierś na wylot, jeden Lulejka dotrzymywał placu kapitanowi. — „Tęgi byłby król z niego! jakiem Zerwiłebski!” — mruczał kapitan pod sumiastym wąsem i marsowe oblicze jego chmurzyło się, gdy przybywszy z raportem na dwór królewski, dojrzał smukłą, zgrabną postać księcia Lulejki, gnuśniejącego<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3pugvh76cushte9j5m70gbxrpvgeqji
Szablon:IndexPages/Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu
10
656079
3156843
3156513
2022-08-24T19:02:14Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>406</pc><q4>173</q4><q3>222</q3><q2>0</q2><q1>0</q1><q0>11</q0>
meoqnm9jaaodednepbroh6d01mpcnk7
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/169
100
699147
3156824
2096991
2022-08-24T18:15:53Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>pojazdy ani na rozpierających się w nich panów i damy. Dopiero, w pobliżu mostu, gdy w koczach, kałamaszkach i wolantach, coraz częściej łyskać doń zaczęły generalskie buliony, stosowane kapelusze, akselbanty, kokardy i poselskie szarfy — zastanowił się.<br>
{{tab}}Ani wątpić, jakaś feta czy parada musiała się gotować na Pradze, bo pojazdy coraz były wspanialsze, coraz większych personatów wiozły. Za posłami bowiem jechali tuż senatorowie, marszałkowie sejmu, szef głównego sztabu Łubieński, w pysznym, prosto z igły mundurze, Niemcewicz i chmara wysokiego autoramentu urzędników i obywatelów.<br>
{{tab}}Pułkownik dosięgnął mostu.<br>
{{tab}}Lecz tu już wypadła nań cała wstęga biało-niebieskich chorągiewek, niebieskich wyłogów i karych koni ułanów czwartego pułku. Bem osadził wierzchowca i z ukontentowaniem przyglądał się wymuskanemu, chrzęszczącemu a łopoczącemu chwacko oddziałowi.<br>
{{tab}}Gdy naraz za rwącą wstęgą, zadudniła czwórka gniadoszów, ukazując pułkownikowi, obok uroczystego woźnicy, jaskrawego krakusa-ordynansa i rąbek, wystającego z głębi powozu, nasadzonego po napoleońsku kapelusza stosowanego.<br>
{{tab}}Był to wódz naczelny. Bem przyłożył dwa palce do furażerki. Równocześnie koń pułkownika zniecierpliwiony podał się naprzód tak, że mało mu gniadosze łba nie musnęły.<br>
{{tab}}Skrzynecki atoli, który zwrócony w stronę Bema siedział, raptem coś niezwykle ciekawego z przeciwnej strony zoczył, bo wykręcił się ku prawej i nie zauważył ukłonu pułkownika.<br>
{{tab}}Bem zebrał cugle, przeczekał drugą wstęgę ułanów, kłusujących za powozem i wjechał na most. Teraz mijały go jeszcze pojazdy, jeszcze dostojnicy, ale pułkownik nie widział ich, nie zastanowił go ani strzelec prezesa Rządu narodowego, ani ożywienie, którem zadrgała ku niemu w przelocie zimna, matowa twarz Czartoryskiego.<br>
{{tab}}Za mostem, u wylotu Bednarskiej ulicy, na obojętność pułkownika zaczaiła się jakaś bryczka. Bem i jej chciał<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
q6tscl2zt4lxswlb3i0ybo5kouxbacf
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/170
100
699148
3156825
2096988
2022-08-24T18:19:40Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>z drogi ustąpić — gdy z bryczki zawołał nań znajomy głos.<br>
{{tab}}— Hej, mości pułkowniku? Jakże, to pułkownik z Pragi, gdy całe miasto na Pragę?<br>
{{tab}}Bem, jakby się ocknął. Z bryczki szczerzyły się doń rude szpikulce wąsów Sikorskiego.<br>
{{tab}}— Każdy, dokąd mu wola!<br>
{{tab}}— A nie, tak nie uchodzi! Przecież, panie Józefie, musieliście odebrać sztafetę. Wam, mości pułkowniku, przecież nadewszystko przypadało! Bez was właśnie...<br>
{{tab}}— Żałuję, nie mogę! — odparł bez zająknienia Bem i szarpnął cuglami.<br>
{{tab}}— Szkoda wielka! Mam ukłony od pani Anny! — Bywajcie! — okrutnie mi bez pułkownika przykro...<br>
{{tab}}Bem nie odwracał się. Konie sparł ostrogami, wdarł się na górę, stromo idącej, ulicy i z kopyta zawrócił na Podwale. Tu jadącemu za sobą ordynansowi rzucił cugle i poszedł do swych izdebek.<br>
{{tab}}Widok własnych kątów i chudoby niewymyślnej przypomniał Bemowi o czekającym go wymarszu i potrzebie zebrania co najniezbędniejszych manatek. I pułkownik, jakby bojąc się, aby go ta myśl nie odbiegła, bez odpasywania szpady, zabrał się gorączkowo do pakowania i układania rzeczy.<br>
{{tab}}Lecz, po ułożeniu pierwszego tobołu, ustał. Więc rozpiął kołnierza, zbył się szpady i osunął się na krzesło.<br>
{{tab}}Skronie mu pulsowały, twarz paliła. A równocześnie ogarnęło go uczucie bezwładności, niemocy. Niby sieć nieuchwytna omotała go, spętała krociami ostrych, wpijających się nitek. Gdzieś, w pobliżu, rechot zdławiony Krępowickiego mieszał mu się z dyszkantem akademika z Honoratki. Zadufana twarz Gurowskiego zdobiła się w wielki nochal Lelewela. Na ceglastem obliczu Sałackiego ukazywał mu się zadarty dowcipnie nosek pani Bażanow. Z pod czapy dobosza Michalika śmiały się doń oczy podszefa sztabu. Właściciel kamieniczki imć Brukalski stroił mu się w tabaczkowy surdut magistra administracji a książę-prezes grał ze Skrzyneckim w faraona.<br>
{{tab}}Bem tarł czoło, odpędzał te cisnące mu się do mózgu<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
j99c3j28ox1qxtexy7qwkrifxoiq4oz
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/171
100
699149
3156826
2096992
2022-08-24T18:25:20Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>głosy, widzidła osobliwe, cudacznie ze sobą splątane — napróżno.<br>
{{tab}}Do drzwi wchodowych zapukano zlekka. Pułkownik wstał z trudem i otwarł zasuwę.<br>
{{tab}}Na progu ukazał się czarny, aksamitny kołnierz i srebrne naszywki kapitana-audytora.<br>
{{tab}}— Jestem Fiszer — zaczął przybyły, chyląc swą niezwykle chudą i wysoką postać.<br>
{{tab}}— Audytor zapewne w sprawie, w sprawie...<br>
{{tab}}— Z prośbą od generał-gubernatora do pułkownika. Generał polecił mi przypomnieć o obietnicy... Czeka na pułkownika. A ponieważ ma dziś ucztę w Saskim ogrodzie, {{Korekta|pragnąłbym|pragnąłby}} zatem mieć go na podwieczorku.<br>
{{tab}}Bem usiłował się wymówić, lecz Fiszer, dowiedziawszy się, że pułkownik rusza z obozu, tem bardziej nalegać zaczął.<br>
{{tab}}— Generał byłby niepocieszony, gdybyś pułkownik nie przybył. A przytem zważ, pułkowniku, na zasługi, na wielką dla cię estymę i na to — dodał smutnie — że do zbytku za dobre, za szlachetne intencje odmowami jest pojon.<br>
{{tab}}Bem nie wahał się dłużej i gdy wreszcie dosięgnął pięknego pałacyku generała, nie żałował, bo Krukowiecki powitał go tak serdecznie, że pułkownikowi jaśniej się zrobiło na sercu.<br>
{{tab}}— A to poczciwie, a to zacnie, mości dobrodzieju! Byłem już w nielada turbacji. Prosiłem cię wszak, pułkowniku, na wieczerzę — a przepomniałem o fecie wojskowej. Cale mi tam nie pilno. Ale muszę, muszę się pokazać bodaj na moment! Proszę, pułkownika, tędy, do naszej staropolskiej świetlicy! — I pozwól, że sam zwiastować będę żonie tę radosną nowinę... Heluś — Heluś!...<br>
{{tab}}Bem ledwie rzucił okiem po wytwornym i zgoła stylowym salonie, gdy Krukowiecki już wrócił i w towarzystwie swej urodziwej jeszcze małżonki.<br>
{{tab}}Bem teraz nie lada jako baczyć musiał, aby strzymać wartkością wysłowienia, bo rubasznej szczerości a dobroci generała zawtórowała subtelność pani generałowej.<br>
{{tab}}Komplementy, słowa uznania gradem jęły łomotać<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0gdo57b5ahajvek7f78algzep4id60d
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/172
100
699150
3156827
2096993
2022-08-24T18:28:33Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>w pułkownika. Bem odwracał je, zagadywał, połykał niektóre gładko, lecz w ostatku już mu i słów brakło i konceptu i smaku do łykania.<br>
{{tab}}Pani Krukowiecka w lot Bema odgadła i zmieniła przedmiot.<br>
{{tab}}— Prawdziwie Fiszer miał szczęście, mniemaliśmy, że pułkownik może paradą zatrzymany...<br>
{{tab}}— A widzisz, że na moje wyszło! — dodał generał. — Pułkownika trzeba znać, jak ja go znam.<br>
{{tab}}— A nie, Jasiu, dlaczego! Mogło by pułkownikowi wypaść z kontenansu.<br>
{{tab}}— Nawet nie wiem nic o żadnej paradzie, hrabino generałowo... Jadąc ku Warszawie, napotkałem sznur kolasek z dygnitarzami, lecz ani rusz nie mogłem zgadnąć...<br>
{{tab}}— Jakto, mości dobrodzieju, nie wiesz pułkownik o dzisiejszem głupstwie imci pana Ledóchowskiego, senatora i ojca ojczyzny!? — A no palnął mówkę i stany obradujące uchwaliły, niby senat rzymski po przegranej bitwie pod Kannami, wystosować adres dziękczynny i panu Skrzyneckiemu go doręczyć uroczyście.<br>
{{tab}}— A więc dlatego książę Czartoryski...<br>
{{tab}}Twarz Krukowieckiego stanęła w płomieniach.<br>
{{tab}}— Co!? Czartoryski przyłączył się do delegacji!? Czartoryski?!...<br>
{{tab}}— Jasiu, nie unoś się.<br>
{{tab}}— To jest, nie jestem pewny, hrabio generale, lecz zdaje mi się, że widziałem jego barwę...<br>
{{tab}}Generał odsapnął z trudem.<br>
{{tab}}— Hm! Pewnie, dlaczegóż nie miałby być! I Barzykowski i Morawski, cała sfora tych, tych gnębicieli sprawy narodowej! Ich wygrana, że mnie nie zaprosili — ja bym ich nauczył rzymskiej historji!<br>
{{tab}}— Nie bierz, kochanie, do żywego. Ach, pułkowniku, nie uwierzysz, ile się co dnia nadręczy, nacierpi! I cóż, nie ma nawet słów pocieszenia. Zapadamy się w trzęsawiska i z własnej winy, z własnej lekkomyślności.<br>
{{tab}}— Święta prawda, pani hrabino.<br>
{{tab}}— Najszczęśliwsi są ci, którzy wierzą, którzy nie widzą, którym wystarcza, że jeszcze polskie biją tarabany.<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7kbkn0nfzfh9j0wznzyymgd3fimgqqx
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/173
100
699151
3156828
2096994
2022-08-24T18:31:44Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>Zawsze powtarzam mężowi, że wolej mu zaniechać tych wątłych honorów, wolej poddać się wyrokom Opatrzności, niż lata zdrowia i życia mieniać w rozterce na miesiące.<br>
{{tab}}Generał potrząsnął głową.<br>
{{tab}}— Piłatem się nie urodziłem i symulować go nie będę.<br>
{{tab}}— Pozwól, może byś pułkownika fajką poczęstował. A ja tymczasem wydam dyspozycje, bo jeżeli panowie zamierzacie zdążyć na fetę... Wszak i pułkownik niezawodnie...<br>
{{tab}}— Nie, pani hrabino-generałowo — ani czasu nie mam, ani inwitacji.<br>
{{tab}}— O pierwszy się nie turbuj, pułkownik, bo i ja dłużej godziny nie zabawię — a z wtórej drwij. Jedziesz ze mną. Weźmiemy nadto Fiszera i mego Ledóchowskiego, dzielnego chłopca, no i, oczywiście, nie żadnego familjanta z rzymskim senatorem.<br>
{{tab}}— I wrócicie razem na wieczerzę. Ach, jakby to było dobrze. Prawdziwie byłabym pułkownikowi wdzięczną.<br>
{{tab}}Bem wymawiał się. Ale Krukowiecki nie dał za wygranę. Powiódł go do kancelarji, usadowił wygodnie w rogu tureckiej sofy, poczęstował fajką i zakonkludował stanowczo:<br>
{{tab}}— Trzeba, abyś był na fecie.<br>
{{tab}}— Mam rozkaz wyruszenia jutro, do dnia!<br>
{{tab}}— I tembardziej dziś pokazać się winieneś! Tak!... Bierz ze mnie przykład. Myślisz, że ja sobie nie zadaję przymusu, że mi pilno stawać między, między zgrają, między tą Skrzynecczyzną, gdzie każdy, gdyby mógł, toby mnie żgnął? Lecz na lud baczę, na wojsko, na mrowie obywatelów, oficerów. Moja przytomność nie pozwala klice lada czem oczu mydlić, tumanić, łgać. Krukowiecki, mości dobrodzieju, umie rąbnąć, umie się o prawdę upomnieć i nie jednemu oślepionemu, zahukanemu do serca trafić! Ho-ho, pułkowniku, a toż by się pan Skrzynecki, uradował, gdybym ja na urazę wziął i ludowi się nie pokazał!<br>
{{tab}}— Lecz, panie generale, daleko mi, abym miał prawo śladem jego kroczyć.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lb04cezr0htwsnyf5z2ncs6nvg1uqmn
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/174
100
699206
3156829
2096995
2022-08-24T18:35:23Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Masz prawo! Kto ocalił nas od pogromu? Kto klęskę ostateczną zażegnał? Kto Igańską wygrał bitwę? Nie upieraj się, pułkowniku. Nie o chwalby idzie, nie o modestję, lecz o losy ojczyzny. Kto na siłach, kto widzi niedołęstwo, kto czynami dowiódł racji — tego święty obowiązek stawać na wyłomie, narodowi się jawić!<br>
{{tab}}— Na wyłomie, lecz nie na fecie — odrzekł cierpko Bem.<br>
{{tab}}Krukowiecki, miast się urazić, rozśmiał się dobrodusznie.<br>
{{tab}}— Cha — cha — cha! Rzekłeś, jak żołnierz, jak rycerz, ale nie jak statysta! Gdybyś miał z żołnierzami do czynienia, twoje byłoby zwycięstwo! Feta! A wiesz, pułkowniku, że dla Skrzyneckiego, dla Ostrowskiego, dla Czartoryszczyzny, Niemojowszczyzny wygrać fetę znaczy więcej niż batalję. Batalja stanowi może o sławie obcego im oficera, batalją można zgnębić Dybicza, ale nie tych, którym się wydarło dowództwo! Na fecie dopiero jedna się przyzwolenie ludu, na fecie fałszuje zasługi i urasta na odkupicielów, na wybrańców. Wiwatami, fanfarami, jadłem, trunkiem, tumultem, wrzawą niby blekotem odurza się, mości dobrodzieju, rozumy! I wodzi się ich potem od fety do fety, byle nie wywietrzały, byle się nie ocknęły! Jedno im w tych nikczemnych mataczynach bruździ, że są ludzie, których imię jest jak ''memento'', jak kongrewska raca śród nocy. Nie masz, pułkownik, inwitacji? Radbyś wyglądać aż bobrujące myszy kota same w gości zaproszą. Pominęli cię, pułkowniku, z rozmysłem!<br>
{{tab}}— Tembardziej więc...<br>
{{tab}}— Nie, mości dobrodzieju! Nie panu Skrzyneckiemu służysz, nie Rządowi narodowemu! A na Pragę, myślisz, przypadkiem cię nie wezwali? A taż twoja misja nagła, nie wiadomo po co i dokąd. Kiedy panu Skrzyneckiemu i za tydzień nie śni się ruszyć?! Wyprawiają cię, bo się chcą pułkownika pozbyć!<br>
{{tab}}— Ależ generale! — zaoponował Bem, czując, że jakiś chrobot wewnętrzny zrywa mu się w piersiach i wyciąga dłonie do słów Krukowieckiego.<br>
{{tab}}— Nie będę cię przekonywał, dowiesz się o tem sam.<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0y2s9sxbbwp9wq8j12n1qxj3pu9gg0l
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/175
100
699209
3156830
2096996
2022-08-24T18:39:03Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>Nie tyś, pułkowniku, jeden. Konsoluj się, mości dobrodzieju, że imć pan Skrzynecki cały pułk sztafet rozesłał do klijentów i popleczników, że choć, z Modlina o świcie wrócił, już wszystkich senatorów obleciał! Cha — cha! I nie bez racji w rannego ptaszka się zamienił. Ciurów, skrybów wojskowych umyślnymi wezwali na praską ceremonię — tylko nie mnie! Lecz tam moja nieobecność będzie zadość wymowną, tam, w ciżbie skrzynecczyków, kaliszanów, księcia-prezesa zauszników — szkoda było mego głosu, mej fatygi — ale w Saskim ogrodzie ja im powiem, ja im zadam! Ja ich nauczę komedjanckich deklamacyj!<br>
{{tab}}Do kancelarji wszedł audytor Fiszer i szepnął kilka słów do ucha generałowi.<br>
{{tab}}— Jest Chłędowska. Nareszcie! Daruj, pułkowniku, lecz po nowiny muszę.<br>
{{tab}}Krukowiecki ruszył żwawo w głąb pałacyku. Fiszer został z Bemem i ją zabawiać go pokazywaniem co osobliwszych sztuk broni, którą ściany kancelarji były bardzo sztucznie obwieszone.<br>
{{tab}}Pułkownik z prawdziwą lubością admirował dziwery karabel, generalskiego pradziada rotmistrzowski obuszek, złotemi fladrami misternie nażyłowany, na damasceńskich klingach chrobre zawołania, moc starej kolczugi, wschodnich kindżałów cyzelowane labirynty wykrętasów, dawnych krucic niezdarną prostotę. A że kapitan-audytor, świadom dziejów każdego zabytku i sam na takie osobliwości chciwiec zapamiętały, umiał do byle drobiazgu nawiązać i trafne napomknienie i imię wielkie, przeto Bem ani się spostrzegł, gdy tuż zabrzmiał tubalny głos Krukowieckiego.<br>
{{tab}}— A nic mi, pułkownik, nie powiedziałeś, żeś całą noc w Rządzie narodowym zmitrężył!<br>
{{tab}}Bem, zaskoczony tą uwagą, stropił się i bąknął coś o służbowem wezwaniu.<br>
{{tab}}Generał szarpnął szpakowatych bokobrodów.<br>
{{tab}}— Uuu! Coś mi tam nowego uknuli, mości dobrodzieju. Jeszcze nie wiem co — ale już swąd chwytam! Myślałem, że tylko tę rzymską orację a tymczasem... hm!..<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dr5e6pslk7k3sbyesqbpnm7vl66375o
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/176
100
699211
3156831
2096997
2022-08-24T18:42:14Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Generał zaciął się raptem i szare, wyłupiaste oczy na pułkownika postawił. Bem wytrzymał obojętnie spojrzenie Krukowieckiego.<br>
{{tab}}Odtąd niby cień jakiś zapadł między Bemem i generałem. Rozmowa niby toczyła się, niby ciągnęła, ale obojętna, zimna, rwana, ślizgająca się ogólnikami. Nawet w jadalni, choć pani generałowa starała się ożywić męża a pułkownika nadewszystko ciekawym przedmiotem zająć, przymus nie ustępował.<br>
{{tab}}Aż Fiszer, który pilnie generałowej sekundował, ozwał się niespodzianie:<br>
{{tab}}— A, przepomniałem. Czy pułkownik wie, że mam doń służbową sprawę i audytorską?<br>
{{tab}}— Sprawę?<br>
{{tab}}— Wszak w baterji pułkownika znajduje się wachmistrz: Dziurbacki?<br>
{{tab}}— Dziurbacki? — Oczywiście! Czyżby dopuścił się przestępstwa?<br>
{{tab}}— Kto wie? — kto wie! Żart na stronę — mam odebrać odeń zeznania. Idzie o wykrytą korespondencję Rożnieckiego ze Skrzyneckim.<br>
{{tab}}Bem poruszył się niespokojnie.<br>
{{tab}}— Wybacz, panie audytorze, że, nie prostując błędnego wyrażenia, powiem, iż zbyt służbowej dotykasz sprawy...<br>
{{tab}}— Lecz ponieważ jest ona od dziś tajemnicą całego miasta....<br>
{{tab}}— I nie od dziś, mości dobrodzieju — wtrącił się generał. — Cała różnica, że tym razem panu Skrzyneckiemu płazem nie ujdzie, choćby się Czartoryski na głowie postawił!<br>
{{tab}}— Tak, bo sens pisma Rożnieckiego dowodzi, że nie po raz pierwszy spotyka go zaszczyt adresowania się do wodza naczelnego.<br>
{{tab}}Pułkownika ubódł ten śmiały wywód Fiszera.<br>
{{tab}}— Nie czytałem listu Rożnieckiego — ale postrzegam, że starczy, aby ten nikczemnik dwa słowa do mnie wyprawił, abym, w oczach audytora, zdrajcą został.<br>
{{tab}}— Nie pułkowniku — odparł chłodno kapitan — byłby to dowód jednostronny dopiero.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
a8zqxodrohfn9x12xvod02w5jevyzwv
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/177
100
699212
3156833
2096998
2022-08-24T18:45:43Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Waszmość łudzisz się jeszcze Skrzyneckim! — mruknął z przekąsem generał.<br>
{{tab}}— Odróżniam jeno brak talentów od nikczemności.<br>
{{tab}}Krukowiecki poczerwieniał i rzucił się na krześle z pasją, lecz pani generałowa ujęła się za Bemem.<br>
{{tab}}— Słusznie, sprawiedliwie mówi pułkownik. Zdumiałabym się, żeby sądził inaczej.<br>
{{tab}}Generał-gubernatorowi oczy kołem stanęły. Bem spojrzał z uwielbieniem na świeżą, łagodną twarz, która, w obramowaniu bujnych, siwych włosów, wyglądała mu na zjawisko z obrazu.<br>
{{tab}}— Tak — ciągnęła pani Krukowiecka — pułkownik nie świadom jest tajników, po żołniersku patrzy na wodza, nic mu do sejmowego, rządowego krętactwa, do intryg, do knowań! Nie widzi ich, widzieć nie może.<br>
{{tab}}— Co więcej, hrabino-generałowo — podjął Bem, którego naszła raptem potrzeba mówienia — wogóle Skrzyneckiego czarno nie biorę. Niezawodnie, ulega, w stosunku do starszych od siebie, zasłużeńszych generałów, obawie, by go który nie zaćmił. Co kroku lęka się o całość należnego mu pierwszeństwa! Lecz, po za tem, usuwając na stronę kwestję zdolności wojskowych, nie wyobrażam go sobie ani złym, ani mściwym...<br>
{{tab}}— Myślisz pułkownik — zauważył pojednawczo Krukowiecki.<br>
{{tab}}— Jestem tak pewnym, jak prawdą jest, że nie mogę chełpić się względami naczelnego wodza.<br>
{{tab}}Przytłumiony odgłos bębnów rozległ się w oddali.<br>
{{tab}}— Gwardja narodowa idzie już do ogrodu, na fetę — bąknął Fiszer.<br>
{{tab}}— Niedługo czas i na panów. Chociaż może byś, Jasiu, zaniechał... Jesteś dziś tak utrudzonym...<br>
{{tab}}Krukowiecki żachnął się.<br>
{{tab}}— Ani mowy! — Ho-ho, tego by im trzeba było! — Hej sam, Maciuś! Wielki mundur! I Grześ niech zakłada!...<br>
{{tab}}Szyby coraz mocniejszem brząkaniem akompaniowały nadchodzącemu łomotaniu tarabanów.<br>
{{tab}}Pani generałowa pochyliła się ku mężowi.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
blaxith8eut1e1l09ed9nkxrf42gg4u
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/178
100
699379
3156834
2096999
2022-08-24T18:48:39Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Jednakże, kto wie, czy właśnie nie byłoby polityczniej zaniechać. Trafisz na przewagę. W razie ozwania się, mogą cię zakrzyczeć... Zimnej krwi może ci nie starczyć — jesteś wzburzony.<br>
{{tab}}— Nic to, mości dobrodzieju... Bądź spokojna. Jeszcze nie wszyscy panu Skrzyneckiemu się zaprzedali, jeszcze i Krukowiecki coś znaczy!...<br>
{{tab}}Bębny, które tuż przed pałacykiem dudnić zaczęły, umilkły raptem.<br>
{{tab}}Fiszer spojrzał ku oknu.<br>
{{tab}}— A, ósmy pułk piechoty!...<br>
{{tab}}Generał skrzywił się pogardliwie.<br>
{{tab}}— Gwardja króla Jana czwartego! — Ale, czy wiesz, pułkowniku, od czego intronizacja ma się zacząć — od rejencji! Tak, mości dobrodzieju — takiego figla zamierzają nam wypłatać!<br>
{{tab}}— Lecz, generale, byłby to zamach...<br>
{{tab}}— I ostateczne zaprzedanie nas Dybiczowi.<br>
{{tab}}— Nie sądzę, aby ważono się...<br>
{{tab}}— Przyjdzie moment, że przekonasz się pułkownik! Ho-ho! I udało by się!... powiodło!... Gdyby gubernator był malowanym, gdyby żelaznego nie miał uchwytu!<br>
{{tab}}— Jasiu!<br>
{{tab}}— A co? W bawełnę nie obwijam! Niech wiedzą, że władzą moją gubernatorską z nimi się rozprawię! Niech jeno drgną!<br>
{{tab}}Kapitan-audytor, który był poglądał wciąż ku oknu, porwał się raptem z za stoła, blady jak płótno.<br>
{{tab}}— Panie generale! — zakrzyknął. — Tu się coś dzieje — ósmy pułk zaciąga warty!!<br>
{{tab}}Krukowiecki a za nim Bem i pani generałowa skoczyli ku oknu. Lecz, zanim zdołali pojąć, co Fiszera o tak gwałtowne przyprawiło wzruszenie, już wraz z odgłosami tumultu, który wybuchnął raptem w antykamerze, wpadł do jadalni porucznik Ledóchowski z szablą w ręku.<br>
{{tab}}— Szyldwachów nam rozbroili, generale!... Napaść! spisek!...<br>
{{tab}}Krukowiecki rzucił się ku antykamerze. W tej samej chwili, we drzwiach, na tle bagnetów, ukazała się {{pp|gro|madka}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
17368kn1p0j24j7rcssvvokesaxnngo
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/179
100
699380
3156837
2097000
2022-08-24T18:51:48Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|gro|madka}} oficerów z podpułkownikiem w mundurze komendanta placu.<br>
{{tab}}Generał aż zatoczył się z pasji.<br>
{{tab}}— Co to ma znaczyć! Jak się ważycie!!<br>
{{tab}}— Przybywam z rozkazu Rządu narodowego! Oto dokument! — odrzekł zimno podpułkownik.<br>
{{tab}}Krukowiecki posiniał.<br>
{{tab}}— Aspan do mnie z rozkazami!! Do generał-gubernatora!!<br>
{{tab}}— Rząd narodowy polecił mi zawiadomić cię, generale — ciągnął spokojnie przybyły — że uznał za właściwe udzielić ci dymisji!<br>
{{tab}}Krukowieckiemu oczy wyszły na wierzch, głowę dźwignął, poruszył wargami i osunął się na krzesło.<br>
{{tab}}Przez chwilę słychać było jeno spazmatyczne sapanie generała i szelest rozkładanych przez podpułkownika papierów.<br>
{{tab}}Naraz pierś Krukowieckiego zadygotała dzikim, przeraźliwym śmiechem.<br>
{{tab}}Generałowa ujęła męża za ramię.<br>
{{tab}}— Zaklinam cię na imię Boga!<br>
{{tab}}Krukowiecki jeszcze gwałtowniejszym wybuchnął śmiechem.<br>
{{tab}}— Cha-cha-cha! Więc takiej gry im się ze mną zachciewa! — Cha-cha-cha! — Z tej beczki chcecie! Więc, mości podpułkowniku, zaraportujesz Rządowi narodowemu, że swoją dymisję otrzyma z mniejszą paradą! A teraz, waćpanowie, fora ze dwora! {{roz|Mores}} dla progów generała dywizji! — Służba! — Powóz mój niech zajeżdża! Ja się z nimi rozmówię!<br>
{{tab}}Podpułkownik wyprostował się.<br>
{{tab}}— Najpierw, zezwolisz generał, że spełnię misję. Z rozkazu naczelnego wodza siły zbrojnej narodowej i za moim akcesem, aresztuję cię, generale, i żądam oddania mi szpady!...<br>
{{tab}}Okrzyk zgrozy dobył się z piersi Fiszera i generałowej. Ledóchowskiemu oczy pozieleniały złowrogo. Bemem wzburzenie targnęło.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lf4xi6h4szwbc64k6abut383eg4g0vk
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/180
100
699383
3156839
2097001
2022-08-24T18:54:38Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Hola, podpułkowniku — ozwał się surowo — cóż to wasze za akcesy czynisz!?...<br>
{{tab}}— Jestem Kamiński, tymczasowy generał-gubernator Warszawy! Zechciej, mości pułkowniku, nie przeszkadzać mi w spełnianiu rozkazów!...<br>
{{tab}}Bem wtulił głowę w ramiona. A Krukowiecki siedział osłupiały, ogłuszony, bezwładny.<br>
{{tab}}Kamiński, zbywszy się teraz nieco urzędowego tonu, wręczoną mu przez Fiszera, szpadę generała wyprawiał przez adjutanta, wydawał rozporządzenia kapitanowi ósmego pułku, Lipskiemu, jak ma wartę nad pałacykiem trzymać, jak areszt domowy nad Krukowieckim sprawować, komu ma bronić przystępu a kogo puszczać.<br>
{{tab}}Generał podczas siedział wciąż, z głową zapartą na ręku, z oczyma utkwionemi w jakiś nieuchwytnie odległy punkt.<br>
{{tab}}Pałacyk generała powoli cisza zaległa. Odszedł Kamiński ze swoją asystą. Zniknął i Fiszer i Ledóchowski. W przylegającej do antykamery komnacie rozkwaterował się już na dobre kapitan Lipski, jeno żwawe poszmery, idące z kuchni i służbowych izb, jeno łańcuch gęsty szyldwachów, otaczających pałacyk Krukowieckiego, świadczył, iż na siedzibę tę padł grom niełaski Rządu narodowego, że ramię wodza naczelnego dosięgnęło swego nieubłaganego przeciwnika.<br>
{{tab}}Bem jeszcze precz gościł u generała. Właściwie stał w jadalni, zaparty o ścianę i poglądał niepewnie ku siedzącemu generałowi, którego pani Krukowiecka usiłowała wyrwać odrętwieniu.<br>
{{tab}}Pułkownik co moment powtarzał sobie, że należy mu się usunąć, odejść, że nie przystoi nawet być gapiem, że winien odezwać się żwawiej i odejść — lecz, gdy miał się poruszyć, ogarniało go przeświadczenie, że właśnie dopuściłby się niegodziwości. Nic mu do Krukowieckiego, nic do jego z Rządem czy Skrzyneckim porachunków — a przecież to sponiewieranie starego żołnierza zapadło Bemowi pod serce i piekło i kłóło i szarpało.<br>
{{tab}}Wielki zegar w rogu jadalni zachrobotał przeciągle, cyknął sprężyną i ją wydzwaniać siódmą.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pdo81y4mrvnwjmz7jimsmsbt8due0k9
Szablon:IndexPages/Pisma Zygmunta Krasińskiego
10
718095
3156801
3156576
2022-08-24T17:01:48Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>1470</pc><q4>1</q4><q3>8</q3><q2>0</q2><q1>478</q1><q0>42</q0>
crfpeprulbmqtyxkumvz7xncjg0hd2v
Wikiźródła:Wikiprojekt Uzupełnianie skanów
4
719610
3156840
3156644
2022-08-24T18:58:59Z
Seboloidus
27417
/* Naprawione indeksy */ + Capreä i Roma
wikitext
text/x-wiki
==Zadania wikiprojektu==
* zebranie indeksów, których skany są niekompletne lub uszkodzone; zobacz: [[:Kategoria:Brakujące lub uszkodzone skany]]
* opracowanie tych braków
* znalezienie egzemplarzy książek lub skanów już udostępnionych online, które mogłyby posłużyć do ich uzupełnienia
=== Wskazówki prakseologiczne===
# Najpierw sprawdź, czy brakujące skany nie są dostępne online, nawet jeśli indeks zawiera już skany z jakiejś biblioteki cyfrowej (być może braki zostały uzupełnione). Najwięcej skanów z polskich bibliotek cyfrowych wyszukasz na stronie [https://fbc.pionier.net.pl/ Federacji Bibliotek Cyfrowych].
# Poszukaj fizycznych egzemplarzy książki, na przykład poprzez [http://nukat.edu.pl/ NUKAT], [https://szukamksiążki.pl/SkNewWeb/start/#/ MAK+], [https://katalog.fides.org.pl/ FIDES]. Jeżeli jest to możliwe, unikaj egzemplarzy, które zostały już zdigitalizowane i są niepełne lub uszkodzone (na przykład egzemplarz z Biblioteki Narodowej został zeskanowany do Polony, gdzie skany są wybrakowane i posłużyły do utworzenia indeksu).
# Zawsze sprawdzaj opis bibliograficzny - datę wydania, wydawnictwo - powinny być identyczne. Dobrą wskazówką może być czasem liczba stron. Jednak należy być bardzo czujnym co do tzw. wariantów wydawniczych. Zdarzało się, że wydania były po cichu zmieniane (np. wymieniano część tekstu, wymieniano strony tytułowe, nazwę wydawnictwa, zmieniano ortografię). Niekoniecznie wychwytują to nawet biblioteki naukowe. "Łatając" plik źródłowy musimy być pewni, że mamy do czynienia z różnymi odbitkami '''tego samego''' składu. Jest to ważne ponieważ taki plik może być potem jeszcze przez kogoś używany. Nie należy więc mieszać dwóch nie do końca spójnych źródeł. Lepiej wtedy źródło alternatywne zamieścić na commons i podlinkować w uwagach w indeksie, zaś w naszym tekście dać jeśli to konieczne przypis wiki.
# Proces "łatania" plików na commons należy dokumentować podając w opisie co zmieniono i skąd wzięto brakujące fragmenty.
== Indeksy do uzupełnienia==
=== Braki stron, uszkodzenia ===
{| class="wikitable sortable"
!Autor
!Tytuł
!Wydanie (rok)
!Braki
!Biblioteka/sygnatura
!Priorytet
|-
|Karol May
|[[Indeks:Old Shatterhand (May)|Old Shatterhand]]
|1931 (1930)
|Uszkodzenie strony [[Strona:PL Karol May - Old Shatterhand.djvu/181|177]]
|
|2
|-
|Karol May
|[[Indeks:Kara Ben Nemzi (May)|Kara Ben Nemzi]]
|1937
|
|
|3
|-
|Franciszek Chocieszyński
|[[Indeks:Praktyczna Kucharka|Praktyczna Kucharka]]
|1884
|brak 2 stron (str. 17-18)
|w BN jest wydanie V z 1902: 1.465.017 A i 1.566.493 (różni się dość znacznie — do uzupełnienia jakiegoś słowa, fragmentu by się nadało, ale dwie strony to za dużo), KaRo nie podaje innych trafień
|2
|-
|
|[[Indeks:Rozkład jazdy pociągów 1919|Rozkład jazdy pociągów 1919]]
|1919
|brak stron 15-18
|A nuż znajdzie się ktoś, komu na tym zależy?
|2
|-
|Karol Dickens
|[[Indeks:Opowieść o dwóch miastach|Opowieść o dwóch miastach]]
|1936
|źle odbite dwie strony w tomie II: [[Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/061|233]] i [[Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/087|259]]
|oryginalny plik pochodzi z polony (BN), również egzemplarz w Książnicy Podlaskiej im. Łukasza Górnickiego w Białymstoku 821.111-311.2 P058 jest źle odbity
|2
|-
|Icek Boruch Farbarowicz (Urke-Nachalnik)
|[[Indeks:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu|Gdyby nie kobiety]]
|1938
|brak stron: 81, 82, 193, 194 niewyraźnie odbita strona [[Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/133|131]]
|BN 1.570.987 (jest to właśnie ta wersja na polonie i wikiźródłach) strony są prawdopodobnie fizycznie puste - błąd drukarski, lepiej szukać gdzie indziej
|2
|-
|-
|Jędrzej Kitowicz
|[[Indeks:Opis obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III|Opis obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III]]
|1855
|zdaje się część stron jest niecałkowicie zeskanowanych - konieczna wcześniejsza ewidencja (na Google pojawiła się nowa wersja jak się wydaje po wstępnym sprawdzeniu dobrze zeskanowana, załadowana, do końcowego sprawdzenia podczas prac)
|[[:c:Category:Opis obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III|skany w formacie djvu na Commons]]<br>Biblioteka WMSD Warszawa - sygnatury: A.15505, A.15506, A.15507, A.15508.<br>Biblioteka WSD Włocławek - sygnatury: I 3462/1, I 3462/2 (tylko t. I-II)<br>Biblioteka WSD Częstochowa - sygnatury: 0999 I, 1000 I, 1001 I, 1002 I.
|3
|-
|Paul de Kock
|[[Indeks:Paul de Kock - Dom biały|Dom biały]] t. I
|1832-1833
|Brak [[Strona:Paul de Kock - Dom biały tom I.djvu/3|strony tytułowej I. tomu]]
|UAM Biblioteka Uniwersytecka ul. Ratajczaka 338128 I /1
|3
|-
|Maria Konopnicka
|[[Indeks:Maria Konopnicka - Ludzie i rzeczy.djvu|Ludzie i rzeczy]]
|1898
|uszkodzona strona [[Strona:Maria Konopnicka - Ludzie i rzeczy.djvu/277|270]]
|
* identyczna wada jest na egzemplarzu BN ([https://polona.pl/item/ludzie-i-rzeczy-szkice-i-obrazki,MTQzNzc1Nw/140/#info:metadata polona] ), Instytutu Badań Literackich PAN ([https://polona.pl/item/ludzie-i-rzeczy-szkice-i-obrazki,MTA5Mzc3Nzg/277/#info:metadata polona] ), Muzeum Marii Konopnickiej w Źarnowcu ([https://www.pbc.rzeszow.pl/dlibra/show-content/publication/edition/6738?id=6738#dcId=1545421504624&p=1 Podkarpacka_Biblioteka_Cyfrowa] = wersja na wikicommons), Bibl. Instytutu Badań Literackich PAN F.1500 i I-2672 , Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Kielcach; Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Opolu, UMK 316221 , Uniwersytet w Białymstoku 287028, 82227, 61973 (wszystkie trzy sprawdzone), Bibl. Uniw. Łódź 908727, UG (Zbiory Specjalne - BUG Oliwa) I 313826 i I 313826 , Bibl. Uniw. Rzeszowskiego Pig. 70734 i ZS 100892, Biblioteka Śląska (lokalizacja BSK: I / P8) I 283185 ;<br><br>
* UAM Poznań 267574 I
* patrz [[File:Konopnicka Ludzie i rzeczy str 270 fragment.jpg|60px]]
|2
|-
|Ferdynand Antoni Ossendowski
|[[Indeks:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu|Huragan]]
|1933
|źle odbite strony [[Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/74|74]], [[Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/98|98]], [[Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/101|101]], [[Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/143|143]], [[Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/152|152]]
|dostępne są dwa zdaje się różne (tj. skanowane z różnych egzeplarzy) pliki online z podobnymi miejscami uszkodzonymi - uszkodzone czcionki?) BN 205.238 601.033<br><br> (szukać gdzie indziej, jeśli to błąd całego wydania to ew. uzupełnić tekstem z wydania z 1927 roku (BN 362.075)
|2
|-
|Maria Rodziewiczówna
|[[Indeks:Hrywda (Rodziewiczówna)|Hrywda]]
|1892
|Mały brak na str. [[Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/162|152]]
|dostępne w BL 012590.l.8., ew. uznać za drobny błąd drukarski i uzupełnić z wyd. II
|2
|-
|Piotr Skarga
|[[Indeks:Piotr Skarga - Żywoty Świętych - 1615|Zywoty Swiętych Stárego y Nowego Zakonu ná káżdy dzień przez cáły rok]]
|1615
|Uszkodzony Regestr D, F, G (prawdopodobnie również i inne fragmentu teksu) - zignorować
|Biblioteka Główna OFM Poznań - sygnatury: A 236, A 236/2 oraz A 245, A 245/2.<br>Biblioteka WSM SCJ Stadniki - sygnatury: D 74/1, D 74/2.
|3 / 0
|-
|Maciej Wierzbiński
|[[Indeks:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu|Pękły okowy]]
|1929
|uszkodzenia na str. [[Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/82|76]] i [[Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/101|95]]
| Biblioteka oo. Dominikanów - Poznań Magazyn główny 19595 <br><br> w Wielkopolskiej BC egzemplarz uszkodzony, Oba egzemplarze w BN 541.954 415.722 również ; Oba egz. w Biblioteka Śląska: BSK: I/P8/I 386649 i BSK: I / SLM / I 24061 ; Biblioteka Uniwersytetu Opolskiego 229496 L ; Uniwersytet Śląski CINiBA / MagCINIBAw / BG W 572477 ;
|2
|-
|
|[[Indeks:Dziennik praw Królestwa Polskiego. T. 1, nr 1-7 (1816).pdf|Dziennik praw Królestwa Polskiego. T. 1]]
|1860
|brak strony 364
|
|3
|-
|Elwira Korotyńska
|[[Indeks:Elwira Korotyńska - 100,000 powinszowań.djvu|100,000 powinszowań]]
|przed 1935
|Niewyraźnie odbite imiona (drobne fragmentny na str. [[Strona:Elwira Korotyńska - 100,000 powinszowań.djvu/103|101]] i [[Strona:Elwira Korotyńska - 100,000 powinszowań.djvu/104|102]]
|W oryginalnym egzemplarzu (BN) oraz w egz. Biblioteki Śląskiej BSK: I / BSK_MA / I 418621 te same usterki - prawdopodobnie błąd całego nakładu
|1
|-
|Arthur Conan Doyle (na okładce Cornan)
|[[Indeks:PL Doyle - Spiskowcy.pdf| Spiskowcy]]
|1902
|Brak stron [[Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/73| 71]] i [[Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/74| 72]]
|W BN egzemplarz uszkodzony (podstawa wersji elektronicznej) KaRo nie podaje innych trafień
|
|-
|J. Grabiec
|[[Indeks:J. Grabiec - Dzieje Polski Niepodległej.djvu|Dzieje Polski Niepodległej]]
|1916
|Uszkodzenie stron 257 i 258
|do uzupełnienia, gdy znajdą się chętni do przepisania (i wcześnieszej inwentaryzacji braków) - W każdym razie stan obecny umożliwia rozpoczęcie prac<br>Biblioteka Diecezjalna Sandomierz - sygnatura: 47250<br>Biblioteka WSD Włocławek - sygnatura: I 4215/1.
|3
|-
|[[Autor:Samuel Bogumił Linde|Samuel Bogumił Linde]]
|[[Indeks:Samuel Bogumił Linde - Słownik języka polskiego]]
|1807-1814
|obecny indeks (zatytułowany jak całość) obejmuje tylko pierwszy tom (do litery F)
|[https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-t-1-cz-1-a-f,MTI2MzI0NjE/6/#info:metadata polona t. I, cz. I], [https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-t-1-cz-2-g-l,MTI2MzI0NjI/6/#info:metadata I, cz. II], [https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-t-2-cz-1-m-o,MTI2MzI0NjM/6/#info:metadata t. II, cz. I], [https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-t-2-cz-2-p,MTI2MzI0NjQ/6/#info:metadata t. II, cz. II], [https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-cz-3-czyli-vol-5-r-t,MTI2MzI0NjU/6/#info:metadata t. III], [https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-t-6-u-z,MTI2MzI0NjY/ t. IV] — zmiana numeracji od t. III, który opisany jest jako V<br><br>wszystkie tomy dostępne w: Biblioteka WMSD Warszawa, Biblioteka WSD Włocławek, Biblioteka Diecezjalna Sandomierz.
|3
|-
|anonim
|[[Człowiek z blizną (Buffalo Bill)]] ([[Indeks:PL Buffalo Bill -81- Człowiek z blizną.djvu|index]])
|1939
|brak stron 7-10, istotnie uszk. ss.: 1-2; uszk. ss. nieistotne dla tekstu: 15-16
|zeszyty serii i ich zszywki czasami pojawiają się na aukcjach internetowych (np. Allegro)
|3
|-
|H. Nagiel
|[[Indeks:Henryk Nagiel - Sęp.djvu|Sęp]]
|1890
|Błąd składu brak stron [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/313|305]]
[[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/314|306]]
[[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/315|307]]
[[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/316|308]]
|Zamiast stron 305-308 powtarzają się strony 304 i 309. W wydaniu z 1889 ten sam błąd.<br>Drobne braki na stronach [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/12|4]], [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/13|5]], [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/14|6]], [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/15|7]], [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/16|8]]<br><br>British Library St. Pancras Londyn
|
|-
|Xavier de Montépin
|[[Indeks:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu|Dwie sieroty]]
|1899-1900
|Brak stron [[Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/705|289]]–[[Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/720|304]] w tomie IV
|
|
|-
|}
=== Drobne braki w skanach nieistotne dla samego tekstu ===
{| class="wikitable"
!Indeks z formalnymi brakami
!Brak
!Podobne wydawnictwo
!Odpowiednia strona
!Uwagi
!Miejsce na uwagi wikiskrybów
|-
|[[Indeks:Lenin - O związkach zawodowych.djvu|O związkach zawodowych]]
|Mało czytelna [[Strona:Lenin - O związkach zawodowych.djvu/1|strona tytułowa]]
|[[Indeks:Lenin - Wojna wojnie!.djvu|Wojna wojnie!]]
|[[Strona:Lenin - Wojna wojnie!.djvu/1|Strona tytułowa]]
|Fragment nieistotny dla teksu, widoczny w książce z tej serii.
|
|-
|[[Indeks:Humorystyczne kolendy szopki ludowej|Humorystyczne kolendy szopki]]
|Naklejka na stronie [[Strona:PL_Humorystyczne_kolendy_szopki_ludowej.djvu/8| 8]] zakrywa jedynie dane wydawnictwa
|[[Indeks:Humorystyczne kolendy szopki ludowej (2).djvu|Humorystyczne kolendy szopki ludowej]]
|[[Strona:Humorystyczne kolendy szopki ludowej (2).djvu/10|Ostatnia strona]]
|Fragment niewidoczny to dane wydawnictwa, widoczne w innym medium tego wydawnictwa.
|
|-
|[[Indeks:PL Platon - Kryton.pdf|Kryton]]
|uszkodzona [[Strona:PL Platon - Kryton.pdf/1|okładka]] i [[Strona:PL Platon - Kryton.pdf/2|tytułowa]]
|[[Indeks:PL Sofokles Elektra tł WZ (1884).djvu|Elektra]]
|[[Strona:PL Sofokles Elektra tł WZ (1884).djvu/5|okładka]] i [[Strona:PL Sofokles Elektra tł WZ (1884).djvu/7|strona tytułowa]]
|
|
|}
=== Brakujące tomy ===
* [[Indeks:PL Dumas - Pani de Monsoreau|Pani de Monsoreau]]
* [[Indeks:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu|Tajemnice Londynu]]
=== Błędy w druku ===
Systematyczne błędy w druku, problem może być ewentualnie rozwiązany przez porównanie z innym wydaniem.<br>
* Karol May – ''Przez dziki Kurdystan'' – [[Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.1.djvu/213|strona 195]] – wydanie z 1937 można ew. porównać z wydaniem z 1909 (to samo wydawnictwo). Być może wydania się nie różnią, lub różnią jedynie niuansami.<br>
* Henryk Sienkiewicz [[Indeks:Pan Wołodyjowski (Sienkiewicz)|Pan Wołodyjowski]] 1923 – uszkodzenie na str. [[Strona:PL Henryk Sienkiewicz - Pan Wołodyjowski.djvu/254|246]], również w innym egzemplarzu ten sam błąd drukarski
=== Legenda tabeli ===
* <span style="color: Green">UMK</span> - Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu
* <span style="color: Gold">UW</span> - Uniwersytet Warszawski
* <span style="color: Orange">UJ</span> - Uniwersytet Jagielloński
* UB - Uniwersytet Białostocki
* <span style="color: Maroon">BN</span> - Biblioteka Narodowa
* BPmstW – Biblioteka Publiczna m.st. Warszawy
* <span style="color: Blue">UG</span> - Uniwersytet Gdański
* UAM - Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu
* WBPKr - Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Krakowie
* <span style="color: Chartreuse">BGUKW</span> - Uniwersytet Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy
* <span style="color:fuchsia"> Ossolineum</span> - Wrocław
'''Priorytet'''
{{tab}}1. Indeks uwierzytelniony, najpilniej potrzebuje uzupełnienia<br>
{{tab}}2. Indeks przepisany (skorygowany), zaleca się jego uzupełnienie<br>
{{tab}}3. Indeks nieprzepisany w ogóle lub przepisany w części, uzupełnić w dalszej kolejności<br>
{{tab}}0. Bardzo duże prawdopodobieństwo braku innych egzemplarzy lub starodruk lub w trakcie reprografii<br>
== Naprawione indeksy ==
To, co udało się uzupełnić. Jakaś dobra dusza może ewentualnie skorygować/uwierzytelnić (zwłaszcza oznaczone tym symbolem [[File:Red exclamation mark.svg|16px|link=|alt=?]]).
<div style="-moz-column-count:3; column-count:3">
* [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu|Ostatni z Siekierzyńskich]]
* [[Indeks:M. Skłodowska-Curie - Promieniotwórczość.djvu|Promieniotwórczość]]
* [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - O pracy.djvu|O pracy]]
* [[Indeks:Poezje_Kornela_Ujejskiego|Poezje Kornela Ujejskiego]]
* [[Indeks:Stefan Napierski-Ziemia, siostra daleka.djvu|Ziemia, siostra daleka]]
* [[Indeks:Poezye oryginalne i tłomaczone|Poezye oryginalne i tłomaczone]]
* [[Indeks:Bóg wie kto (Orzeszkowa)|Bóg wie kto]]
* [[Indeks:Encyklopedja Kościelna Tom XIII.djvu|Encyklopedja Kościelna Tom XIII]]
* [[Indeks:Barbara Tryźnianka (Rodziewiczówna)|Barbara Tryźnianka]]
* [[Indeks:Zwycięstwo (Conrad)|Zwycięstwo]]
* [[Indeks:W cieniu zakwitających dziewcząt (Proust)|W poszukiwaniu utraconego czasu. W cieniu zakwitających dziewcząt]]
* [[Indeks:Władysław Staich - Św. Jacek.djvu|Św. Jacek]]
* [[Indeks:Marja Kossak-Jasnorzewska - Zalotnicy niebiescy.djvu|Zalotnicy niebiescy]]
* [[Indeks:Wacław Sieroszewski - 12 lat w kraju Jakutów.djvu|12 lat w kraju Jakutów]] (wstawiony skan rysunku na stonie [[Strona:Wacław Sieroszewski - 12 lat w kraju Jakutów.djvu/21|15]])
* [[Indeks:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu|Sosenka z wydm]]
* [[Indeks:PL Karol May - Klasztor Della Barbara.djvu|Klasztor Della Barbara]]
* [[Indeks:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom I.djvu|Dzieła Tom I]]
* [[Indeks:Karol May - Ku Mapimi.djvu|Ku Mapimi]]
* [[Indeks:Stanisław Czycz - And.djvu|And]]
* [[Indeks:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu| Na wysokiej połoninie Pasmo I]]
* [[Indeks:Kazimierz Tetmajer - W czas wojny.djvu|W czas wojny]]
* [[Indeks:Komedyantka (Reymont)|Komedyantka]]
* [[Indeks:Dziewosłęb.djvu|Dziewosłęb]]
* [[Indeks:Paweł Hulka - Twórca religii Iranu Zaratustra i jego nauka.djvu|Twórca religii Iranu Zaratustra i jego nauka]]
* [[Indeks:Jerzy Szarecki - Czapka topielca.pdf|Czapka topielca]]
* [[Indeks:Bô Yin Râ - Księga miłości.djvu|Księga miłości]]
* [[Indeks:Czterech jeźdźców Apokalipsy (Blasco Ibanez)|Czterech jeźdźców Apokalipsy]]
* [[Indeks:Znachor (Dołęga-Mostowicz)|Znachor]]
* [[Indeks:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu|Poemata]]
* [[Indeks:Maryan Gawalewicz - Poezye.djvu|Poezye]]
* [[Indeks:Karol Ruprecht (szkic biograficzny)|Karol Ruprecht]]
* [[Indeks:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu|Druga księga dżungli]]
* [[Indeks:Karol May - Pantera Południa.djvu|Pantera Południa]]
* [[Indeks:Kazimierz Wyka - Życie na niby.djvu|Życie na niby]]
* [[Indeks:Jean Tarnowski - Nasze przedstawicielstwo polityczne w Paryżu i w Petersburgu 1905-1919.pdf|Nasze przedstawicielstwo polityczne w Paryżu i Petersburgu 1905-1919]]
* [[Indeks:Na przełęczy (Stanisław Witkiewicz)|Na przełęczy]]
* [[Indeks:PL Marian Zdziechowski - Pestis perniciosissima.djvu|Pestis perniciosissima]]
* [[Indeks:Ferdynand Antoni Ossendowski - Mocni ludzie.djvu|Mocni ludzie]]
* [[Indeks:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu|Pamiętniki lekarzy]]
* [[Indeks:Twórczość Jana Kasprowicza|Twórczość Jana Kasprowicza]]
* [[Indeks:Królowa myszek - baśń fantastyczna w 2-ch aktach.djvu|Królowa myszek]]
* [[Indeks:Wybór poezyi Mieczysława Romanowskiego|Wybór poezyi]]
* [[Indeks:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu|Poezye studenta]]
* [[Indeks:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu|Okręty zbłąkane]]
* [[Indeks:Antoni Lange - Dywan wschodni.djvu|Dywan wschodni]]
* [[Indeks:Sąsiedzi (Demolder)|Sąsiedzi]]
* [[Indeks:Jan Sygański - Historya Nowego Sącza.djvu|Historya Nowego Sącza]]
* [[Indeks:Antychryst.djvu|Antychryst. Piotr i Aleksy]]
* [[Indeks:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu|Postrach gór]]
* [[Indeks:Karol May - Dżafar Mirza II.djvu|Dżafar Mirza t. II]]
* [[Indeks:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu|Siostra lotnika]]
* [[Indeks:Wacław Sieroszewski-Na kresach lasów.djvu|Na kresach lasów]]
* [[Indeks:F. Mirandola - Tropy.djvu|Tropy]]
* [[Indeks:William Shakespeare - Zimowa powieść tłum. Ehrenberg.djvu|Zimowa powieść]]
* [[Indeks:F. A. Ossendowski - Wańko z Lisowa.djvu|Wańko z Lisowa]]
* [[Indeks:Poezje Michała Bałuckiego.pdf|Poezje (M. Bałuckiego)]]
* [[Indeks:Groźny cień (Arthur Conan Doyle)|Groźny cień]]
* [[Indeks:Janusz Korczak - Mośki, Joski i Srule.djvu|Mośki, Joski i Srule]]
* [[Indeks:Życie tygodnik Rok II (1898) wybór.djvu|Życie tygodnik Rok II (1898)]]
* [[Indeks:Karol May - Walka o Meksyk.djvu|Walka o Meksyk]]
* [[Indeks:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu|Z głosów lądu i morza]]
* [[Indeks:M. Arcta Słownik Staropolski|M. Arcta Słownik Staropolski]]
* [[Indeks:M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego - Tom 1.djvu|M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego - Tom 1]]
* [[Indeks:Gustaw Le Bon-Psychologia tłumu.djvu|Psychologia tłumu]]
* [[Indeks:Pisma Henryka Sienkiewicza t.1|Pisma H. Sienkiewicza]]
* [[Indeks:Dzieła Wiliama Szekspira T. VII.djvu|Dzieła Wiliama Szekspira t. VII]]
* [[Indeks:Lagerlöf - Gösta Berling|Gösta Berling]]
* [[Indeks:James Oliver Curwood - Złote sidła.djvu|Złote sidła]]
* [[Indeks:PL_Roger_-_Pieśni_Ludu_Polskiego_w_Górnym_Szląsku.djvu|Pieśni Ludu Polskiego w Górnym Szląsku]]
* [[Indeks:Resztki życia (Józef Ignacy Kraszewski)|Resztki życia (Józef Ignacy Kraszewski)]]
* [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa a dwa cztery.djvu|Dwa a dwa cztery]]
* [[Indeks:Żywe kamienie.djvu|Żywe kamienie]]
* [[Indeks:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu|Wiera]]
* [[Indeks:PL Ossendowski - Drobnoludki.djvu|Drobnoludki]]
* [[Indeks:PL Ballady, Legendy itp.djvu|Ballady, legendy i t. p.]]
* [[Indeks:PL Kazimierowicz - Z psychologji sekty.pdf|Z psychologji sekty]]
* [[Indeks:Anioł Stróż chrześcianina katolika|Anioł Stróż chrześcianina katolika]]
* [[Indeks:Wiadomości Literackie 5 XII 1937 nr 50 (736) wybór.djvu|Wiadomości Literackie 5 XII 1937 nr 50 (736) - specjalny]]
* [[Indeks:Karol May - Dżafar Mirza I.djvu|Dżafar Mirza I]]
* [[Indeks:PL Doyle - Dolina trwogi.pdf|Dolina trwogi]]
* [[Indeks:Gomulickiego Wiktora wiersze. Zbiór nowy.djvu|Gomulicki - Wiersze nowe]]
* [[Indeks:Woyciech Zdarzyński życie i przypadki swoie opisuiący.djvu|Woyciech Zdarzyński życie i przypadki…]]
* [[Indeks:Jeremi Curtin - Odwiedziny u Henryka Sienkiewicza.djvu| Odwiedziny u Henryka Sienkiewicza]]
* [[Indeks:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu|Kroniki 1875-1878]]
* [[Indeks:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu|Pamiętniki D’Antony]]
* [[Indeks:PL Herbert George Wells - Podróż w czasie.djvu|Podróż w czasie]]
* [[Indeks:Karol May - Reïs Effendina.djvu|Reïs Effendina]]
* [[Indeks:PL Karol Dickens - Wigilja Bożego Narodzenia.djvu|Wigilja Bożego Narodzenia]]
* [[Indeks:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu|Portret Dorjana Graya]]
* [[Indeks:PL Schulz - Sanatorium pod klepsydrą.djvu|Sanatorium pod klepsydrą]]
* [[Indeks:365 obiadów za 5 złotych (Lucyna Ćwierczakiewiczowa)|365 obiadów za 5 złotych]]
* [[Indeks:Wielkie nadzieje (Dickens)|Wielkie nadzieje]]
* [[Indeks:PL_Tołstoj_-_Zmartwychwstanie.djvu|Zmartwychwstanie]]
* [[Indeks:PL Delavigne - Do Napoleona.djvu|Do Napoleona]]
* [[Indeks:Pisma pomniejsze (Marx)|Pisma pomniejsze]]
* [[Indeks:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu|Siedem grzechów głównych]]
* [[Indeks:PL May - Matuzalem.djvu|Błękitno-purpurowy Matuzalem]]
* [[Indeks:Stefan Żeromski - Wybór Nowel.djvu|Wybór nowel (Żeromski)]]
* [[Indeks:PL Sacher-Masoch - Wenus w futrze.pdf|Wenus w futrze]]
* [[Indeks:Karol May - Szut.djvu|Szut]]
* [[Indeks:Winnetou, czerwonoskóry gentleman (May)|Winnetou, czerwonoskóry gentleman]]
* [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa|Stary sługa]]
* [[Indeks:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu|Żyd wieczny tułacz]]
* [[Indeks:PL Dumas - Pani de Monsoreau|Pani de Monsoreau t. III]]
* [[Indeks:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu|Życie za życie]]
* [[Indeks:Karol May - U Haddedihnów.djvu|U Haddedihnów]]
* [[Indeks:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu|Marcin Podrzutek]]
* [[Indeks:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu|Tajemnice Londynu]]
* [[Indeks:PL Sofoklesa Tragedye (Morawski).djvu|Sofoklesa Tragedye]]
* [[Indeks:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf|Świat zaginiony t. 2]]
* [[Indeks:PL Mantegazza - Rok 3000-ny.pdf|Rok 3000‑ny]]
* [[Indeks:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf|Więzień na Marsie]]
* [[Indeks:John Galsworthy - Posiadacz.pdf|Saga rodu Forsythów t. I - Posiadacz]]
* [[Indeks:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu|Promień zielony i dziesięć godzin polowania]]
* [[Indeks:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu|Trzecia płeć]]
* [[Indeks:Sfinks lodowy (Verne)|Sfinks lodowy]]
* [[Indeks:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf|Przebudzenie. Do wynajęcia]]
* [[Indeks:J. I. Kraszewski - Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku|Wspomnienia Odessy... t.II]]
* [[Indeks:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu|Krosnowa i świat]]
* [[Indeks:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu|Prawda starowieku]]
* [[Indeks:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu|Listy z nieba]]
* [[Indeks:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu|Barwinkowy wianek]]
* [[Indeks:Katedra Notre-Dame w Paryżu (Wiktor Hugo)|Katedra Notre-Dame w Paryżu]]
* [[Indeks:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu|Z mazurskiej ziemi]]
* [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu|Pod blachą]]
* [[Indeks:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu|Wybór pism tom III]]
* [[Indeks:Ada - sceny i charaktery z życia powszedniego|Ada]]
* [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu|Niebieskie migdały]]
* [[Indeks:Karol May - Przez pustynię|Przez pustynię]]
* [[Indeks:PL Feval - Garbus.djvu|Garbus]]
* [[Indeks:William Shakespeare - Dramata Tom II tłum. Komierowski.djvu|Shakespeare Dramata t. II]]
* [[Indeks:Nierozsądne śluby (Bernatowicz)| Nierozsądne śluby]]
* [[Indeks:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu|Junosza – Wybór pism tom I]]
* [[Indeks:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu|Sprawa Clemenceau]]
* [[Indeks:Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu|Sprawiedliwość]]
* [[Indeks:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu|Więzień]]
* [[Indeks:PL Verne - Czarne Indye.pdf|Czarne Indye]]
* [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu|Na Polesiu]]
* [[Indeks:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu|Jan bez ziemi]]
* [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu|Sceny sejmowe]]
* [[Indeks:Krzyżacy (Henryk Sienkiewicz)|Krzyżacy]]
* [[Indeks:Hektor Servadac (Verne)|Hektor Servadac]]
* [[Indeks:Petöfi - Janosz Witeź.djvu|Janosz Witeź]]
* [[Indeks:Bajki (Ejsmond)|Bajki Ejsmonda]]
* [[Indeks:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf|Julian Apostata]]
* [[Indeks:Czerwony Kapturek i inne bajki (tłum. Mirandola)|Czerwony Kapturek i inne bajki]]
* [[Indeks:Giovanni Boccaccio - Dekameron|Dekameron]]
* [[Indeks:Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf|Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej]]
* [[Indeks:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu|Rilla ze Złotego Brzegu]]
* [[Indeks:Sto djabłów (Kraszewski)|Sto djabłów]]
* [[Indeks:Józef Bliziński - Nowele humoreski.djvu|Nowele humoreski]]
* [[Indeks:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu|Tryumf śmierci]]
* [[Indeks:Kantyczki (Miarka)|Kantyczki]]
* [[Indeks:PL G Flaubert Salammbo.djvu|Salammbo]]
* [[Indeks:Walerya Marrené - Augusta.djvu|Augusta]]
* [[Indeks:Ada - sceny i charaktery z życia powszedniego|Ada]]
* [[Indeks:Guzik z kamei|Guzik z kamei]]
* [[Indeks:Dombi i syn (Dickens)|Dombi i syn]]
* [[Indeks:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu|Tajemnice stolicy świata]]
* [[Indeks:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu|Ogień]]
* [[Indeks:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu|Wydrążona igła]]
* [[Indeks:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu|Przygody Stacha]]
* [[Indeks:Bohaterowie Grecji (Yemeniz)|Bohaterowie Grecji]]
* [[Indeks:Chłopi (Reymont)|Chłopi]]
* [[Indeks:PL J Bartoszewicz Historja literatury polskiej.djvu|Historia literatury polskiej]]
* [[Indeks:Norbert Bonczyk - Góra Chełmska.pdf|Góra Chełmska]]
* [[Indeks:Hrabia Monte Christo (Dumas)|Hrabia Monte Christo]]
* [[Indeks:Jerzy Andrzejewski - Miazga|Miazga]]
* [[Indeks:Macocha (Józef Ignacy Kraszewski)|Macocha]]
* [[Indeks:PL Pedro Calderon de la Barca - Książę Niezłomny.djvu|Książę Niezłomny]]
* [[Indeks:Podróż naokoło świata w 80-ciu dniach (Verne)| Podróż naokoło świata w 80-ciu dniach]]
* [[Indeks:Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf|Czerwony Błazen]]
* [[Indeks:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu|Tajemnica grobowca]]
* [[Indeks:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu|Kopciuszek]]
* [[Indeks:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu| Doktór Muchołapski]]
* [[File:Red exclamation mark.svg|16px|link=|alt=?]] [[Indeks:Karol May - W Kraju Mahdiego|W kraju Mahdiego]]
* [[Indeks:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu|Wierzyciele swatami]]
* [[Indeks:Czarne Indje (Verne)|Czarne Indje]]
* [[Indeks:Syn niedźwiednika|Syn niedźwiednika]]
* [[Indeks:Capreä i Roma (Kraszewski)|Capreä i Roma]]
</div>
== Zobacz także ==
* [[Wikiźródła:Wikiprojekt Rewitalizacja|Projekt Rewitalizacja]] - poprawa i unowocześnienie formatowania starych indeksów
* [[:Kategoria:Brakujące lub uszkodzone skany|Brakujące lub uszkodzone skany]] - kategoria grupująca poszczególne uszkodzone strony
[[Kategoria:Wikiprojekty|Uzupełnianie skanów]]
47c4sr2us95z0cl61b0eavihi7k8jp8
Szablon:IndexPages/PL Wyspiański - Meleager.djvu
10
736519
3156930
3156694
2022-08-24T21:02:04Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>84</pc><q4>0</q4><q3>20</q3><q2>0</q2><q1>51</q1><q0>13</q0>
gmxacfnghdq76i1tepjq4fuj648f1ug
Strona:PL Wyspiański - Meleager.djvu/26
100
740465
3156893
2209141
2022-08-24T20:21:41Z
Szandlerowski
26422
/* Skorygowana */ lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Szandlerowski" /></noinclude>za nią tuż przypadł Meleager i dobił zwierzę, po krótkiem szamotaniu się z rozwścieklonym potworem.<br>
{{c|CHÓR II.|przed=10px}}
Lecz oto widzę, że już chwilę czasu orszak ofiarnic, zatrzymany, stoi w połowie drogi i jakieś niezwykłe poruszenie w nim dostrzegam. Czyżby co zaszło? — Umysł mój stary nie lubi niespodzianek.<br>
{{c|OINEUS.|przed=10px}}
Nie wiem jeszcze komu przyznano nagrodę i łup skóry, zdartej ze zwierza, oraz kły ostre.<br>
{{c|PASTUCH.|przed=10px}}
Skorom zwierzę ujrzał rozciągnięte w śmiertelnej walce, zawróciłem i leciałem pędem do pałacu.<br>
{{c|CHÓR II.|przed=10px}}
Oto widocznie zaszło coś na drodze, którą królowa szła ze służebnemi, bo cały orszak zatrzymany stoi...<br>
{{c|GŁOS.|przed=10px}}
Nieszczęście, nieszczęście!<br>
{{c|CHÓR I.|przed=10px}}
Dalekoś patrzał, a tuż z krzykiem człowiek bieży po schodach wzniesień pałacowych i, prędzej niż myślałem, mogę mieć wiadomość, co się stało.<br>
{{c|OINEUS.|przed=10px}}
Cóż za człowiek niebaczny leci ze słowem złem, niezważając na mój wiek i starość, uszanowania godną, niemówiąc już o mojej królewskiej powadze — i rzuca mi zdala wyraz tak surowy, żeby<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3etwedtxfrmn0cxp8eoop740s4msk8r
Szablon:IndexPages/Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu
10
912668
3156707
3156243
2022-08-24T12:01:48Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>184</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>76</q1><q0>12</q0>
rnslzkltnyv3kszh74vkomj7mml4mqn
3156728
3156707
2022-08-24T13:01:48Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>184</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>84</q1><q0>12</q0>
o8pmvob83nlnql8j249wjx2p8j4pqwp
Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Sekcje
2
1026189
3156884
3144685
2022-08-24T20:14:29Z
Draco flavus
2058
/* Początek i koniec rozdziału na tej samej stronie w środku innego tekstu */
wikitext
text/x-wiki
==Uwagi techniczne==
W przykładach w tym dokumencie używany jest fikcyjny tekst ''Serce nie sługa'', strony dokumentu 3 to strona tytułowa, 124, 125, 126, 127, 485, 486 to dalsze strony książki. Parametry szablonów przy prezentacji (jednak nie w konkretnych przykładach) są dla wyróżnienia specjalnie oznaczane {{ParametrPomoc|Przykład}} .
==Użycie sekcji na Wikiźródłach==
Typowe dla Wikipedii sekcje mają formę nagłówka (<nowiki>== </nowiki>{{ParametrPomoc|Nagłówek}}<nowiki> ==</nowiki>). Na Wikiźródłach tego typu sekcje są tworzone jedynie na stronach dyskusji, pomocy itp. Przy opracowywaniu tekstu używamy jednak innych znaczników sekcji bez wydzielania nagłówków.
Używamy ich głównie w przestrzeni '''Strona:'''. Sekcja obejmuje fragment tekstu na jednej stronie. Na kolejnych stronach można otwierać (i oczywiście należy wtedy zamknąć) sekcję o tej samej nazwie. Można je potem transkludować<ref>Mechanizm transkluzji polega na prezentowaniu zawartości strony internetowej na innej stronie. Treść jest włączana dynamicznie, czyli tak, że wszelkie zmiany na stronie transkludowanej są widoczne na stronie docelowej (transkludującej).</ref> do przestrzeni głównej wspólnie, niemniej jednak na poziomie strony każda taka sekcja jest samodzielna.
==Zaznaczenie granic sekcji==
Na stronie fragmenty tekstu zaznaczamy przy pomocy znaczników <section begin={{ParametrPomoc|nazwa}} /> i <section end={{ParametrPomoc|nazwa}} />
Nawet jeżeli większość znaków w nazwie sekcji działa poprawnie, dobrą praktyką jest ograniczenie się do liter, cyfr i podkreślenia.
Wielkość liter jest istotna, choć z drugiej strony należy unikać stosowania nazw bardzo zbliżonych by uniknąć pomyłki.
Używanie cudzysłowów wokół nazw sekcji jest często zbędne. Konieczne jest na pewno, gdy w nazwie występuje spacja. Wielu użytkowników standardowo obejmuje cudzysłowami nazwy sekcji.
„Dobre” nazwy sekcji są krótkie (ponieważ długie nazwy niepotrzebnie przeszkadzają przy czytaniu kodu, nie zawierają spacji (z wyżej wymienionego powodu), nie zawierają znaków specjalnych, są jednoznaczne i sugerują czego dotyczą.
Przykłady: pios1, piosenka_1, tyt_gora, tyt_dol, r_03 (''dla '''r'''ozdziału trzeciego''), ks_1 (''dla '''ks'''ięgi pierwszej''), nagl, naglowek, 124g ('''''g'''órna część strony '''124''''') itp. Jak zawsze w takich wypadkach istotna jest spójność i logika przyjętego systemu.
==Przenoszenie wyrazów a nieciągła sekcja==
W przypadku przenoszenia wyrazów gdy sekcja kończy się lub zaczyna w środku przenoszonego wyrazu należy używać szablonu {{s|pp}}/{{s|pk}} nie zaś zwykłego dywizu. Tak jak to widać w przykładzie poniżej między stronami 124 i 125.
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!
!Pierwsza strona
!Druga strona
|-
!{{Tak}}
| ... Najpierw delikatnie zmoczyła rąbek <nowiki>{{pp|suk|na}}<section end=r_03 /></nowiki>
| <nowiki>{{pk|suk|na}}</nowiki> w misce z wodą i delikatnie dotknęła a następnie ...
|-
!{{Nie}}
| ... Najpierw delikatnie zmoczyła rąbek suk-<nowiki><section end=r_03 /></nowiki>
| w misce z wodą i delikatnie dotknęła a następnie ...
|}
Innym sposobem (mniej czytelnym), byłoby wyrzucenie łącznika poza granicę sekcji.
Opisując problem ogólniej, gdy używamy sekcji nieciągłej, lub tekst transkludujemy „sklejając” kilka sekcji musimy sami zadbać, by fragmenty się ze sobą właściwie połączyły. Nie jest na przykład automatycznie dodawany odstęp, podział akapitu itp.
==Transkluzja przy pomocy <nowiki>{{#lst:...}} i {{#section:...}}</nowiki>==
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Kod z zaznaczonymi graficznie sekcjami
|style="line-height: 250%;"|Jak {{f*|style=text-decoration:underline wavy blue|<nowiki><section begin=A/>użycie sekcji <section end=A /></nowiki>}} może ułatwić pracę z tekstem. Oto kilka uwag. {{f*|style=text-decoration:underline wavy red|<nowiki><section begin=B/>W danym tekście możemy wydzielić </nowiki>{{f*|style=text-decoration:overline wavy orange|<nowiki><section begin=C/>fragment tekstu<section end=C/></nowiki>}}<nowiki>, który </nowiki>{{f*|style=text-decoration:overline wavy olive|<nowiki><section begin=D/>ujmujemy w znaczniki<section end=B/></nowiki>}}}}{{f*|style=text-decoration:overline wavy olive|<nowiki> (całą sekcję).<section end=D/></nowiki>}} Sekcja to mogą być również {{f*|style=text-decoration:underline wavy green|<nowiki><section begin=E/>fragmenty tekstu<section end=E/></nowiki>}} które są{{f*|style=text-decoration:underline wavy green|<nowiki><section begin=E/> przedzielone innym tekstem<section end=E/></nowiki>}}. Tekst {{f*|style=text-decoration:underline wavy maroon|<nowiki><section begin=F/>objęty znacznikami sekcji<section end=F/></nowiki>}} może być zastąpiony. Użycie sekcji pozwala w szczególności powtarzający się tekst wykorzystywać wielokrotnie. {{f*|style=text-decoration:underline wavy fuchsia|<nowiki><section begin=G/><section end=G/></nowiki>}} Wszelkie zmiany mogą być robione w jednym miejscu.
|
|-
!Tekst z zaznaczonymi graficznie sekcjami
|style="line-height: 250%;"|Jak {{f*|style=text-decoration:underline wavy blue|użycie sekcji }} może ułatwić pracę z tekstem. Oto kilka uwag. {{f*|style=text-decoration:underline wavy red|W danym tekście możemy wydzielić {{f*|style=text-decoration:overline wavy orange|fragment tekstu}}, który {{f*|style=text-decoration:overline wavy olive|ujmujemy w znaczniki}}}}{{f*|style=text-decoration:overline wavy olive| (całą sekcję).}} Sekcja to mogą być również {{f*|style=text-decoration:underline wavy green|fragmenty tekstu}} które są{{f*|style=text-decoration:underline wavy green| przedzielone innym tekstem}}. Tekst {{f*|style=text-decoration:underline wavy maroon|objęty znacznikami sekcji}} może być zastąpiony. Użycie sekcji pozwala w szczególności powtarzający się tekst wykorzystywać wielokrotnie. {{f*|style=text-decoration:underline wavy fuchsia|•}} Wszelkie zmiany mogą być robione w jednym miejscu.
|
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}}<nowiki> |A}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|A}}
|transkludowana jest jedna sekcja
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|B}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|B}}
|transkludowana jest sekcja zawierająca inne sekcje
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|C}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|C}}
|transkludowana jest wewnętrzna sekcja
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|D}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|D}}
|transkludowana jest sekcja wychodząca poza granice innej
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|E}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|E}}
|transkludowana jest sekcja składająca się z kilku fragmentów
|-
! <nowiki>{{#lstx:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|F|wyodrębniony jako sekcja}}</nowiki>
|{{#lstx:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|F|wyodrębniony jako sekcja}}
|transkludowana jest cała strona, dana sekcja jest zastępowana innym tekstem
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|A|G}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|A|G}}
|transkludowana jest cała strona, od sekcji '''A''' do sekcji '''G'''; sekcja może również nie zawierać tekstu
|}
Synonimy <nowiki>{{#lst:....}} to inaczej {{#section:....}}</nowiki>. Ta druga forma jest częściej używana na polskich Wikiźródłach. Pierwsza forma kodu jest „międzynarodowa” (tj. generyczna i działa na wszystkich wiki.<br>
Synonimem <nowiki>{{#lstx:....}} jest {{#section-x:....}}</nowiki>.
==Transkluzja do przestrzeni głównej przy pomocy <nowiki><pages ...></nowiki>==
Obszerny podręcznik [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Transkluzja przy pomocy tagu pages|Transkluzja przy pomocy tagu pages]] przedstawia opisywane konstrukcje znacznie dokładniej.
===fromsection–tosection===
Do transkluzji do przestrzeni głównej używa się tagu
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Kod
|<pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|nr_strony_początkowej}} to={{ParametrPomoc|numer_strony_końcowej}} fromsection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_początkowej}} tosection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_końcowej}} />
|}
Tutaj kluczowe są dla nas parametry '''fromsection''' i '''tosection'''.
Transkludowany jest tekst od strony {{ParametrPomoc|nr_strony_początkowej}} poczynając od {{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_początkowej}} do strony {{ParametrPomoc|nr_strony_końcowej}} do sekcji {{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_końcowej}} .
{{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_początkowej}} i {{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_końcowej}} mogą być tożsame, np. ta sama nazwa nawiązująca do numeru rozdziału. Generalnie istotne jest jedynie by nazwa sekcji nie powtarzała się w sposób niezamierzony na tej samej stronie.
Ściśle rzecz biorąc, jest transkludowany tekst od pierwszego otwarcia sekcji na pierwszej stronie z zakresu stron do pierwszego zamknięcia sekcji na ostatniej stronie.
===onlysection===
Jeżeli jednak potrzebujemy fragmentu pojedynczej strony najlepsza jest konstrukcja:<br>
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Kod
|<pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} include={{ParametrPomoc|nr_strony}} onlysection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} />
|}
Podobnie gdy chcemy transkludować sekcję (również nieciągłą) z kilku stron:
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Kod
|<pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|nr_strony_początkowej}} to={{ParametrPomoc|nr_strony_końcowej}} onlysection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} />
|}
Ten ostatni kod jest bardzo wygodny np. do wydzielenia tekstu w jednym języku z wielojęzycznego dokumentu.
===Stare a nowe indeksy===
Nie wchodząc tutaj w dokładniejsze opisy (można je znaleźć w poradniku [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Indeksy|Indeksy]]) należy wspomnieć, że mamy na naszych Wikiźródłach dwa typy indeksów (tzw. stare i nowe). Indeksy nowego typu nazywają się zawsze dokładnie tak, jak plik, który jest ich podstawą (źródłem) (nazwa kończy się więc na '''.djvu''' lub '''.pdf'''). Przy przenoszeniu do przestrzeni głównej należy w parametrach '''from''' i '''to''' użyć numeru strony (a więc liczby). W indeksach starego typu konieczne jest podanie nazwy strony więc na przykład '''"PL J Nowak Serca nie sługa.pdf/127"''' lub '''"PL J Serce nie sługa 127.jpg"'''
==Typowe sposoby wykorzystania==
===Transkluzja fragmentu strony do przestrzeni głównej===
====Początek lub/i koniec rozdziału na środku strony====
Dość często zdarza się, że granica rozdziałów wypada na środku strony. Typowym rozwiązaniem jest utworzenie sekcji dzielących stronę na dwie części – górną i dolną, tj. do granicy rozdziału i poniżej.
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Strony
|pierwsza np. 124
|kolejne strony np. 125, 126
|ostatnia np. 127
|-
!Wygląd strony
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_1.png|320px]]|table}}
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_2.png|320px]]|table}}
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_3.png|320px]]|table}}
|-
!Uwagi
|podział na sekcje na granicy rozdziałów. Sekcje otwierane i zamykane na początku i końcu strony.
|Na stronach bez podziału na rozdziały sekcje są zbędne.
|podział na sekcje na granicy rozdziałów. Sekcje otwierane i zamykane na początku i końcu strony.
|-
!Schemat kodu na stronie
|style=font-size:80%|{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=r_02 /></nowiki>}} <nowiki>{{pk|nie|znacznie}} rzucił okiem na dziewczynę. Stała ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... do Kazimierza. Ten jednak bez słowa wyszedł z pokoju.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section end=r_02 /></nowiki>}} {{f*|kol=green|<nowiki><section begin=r_03 /></nowiki>}}<nowiki> {{c|w=130%|'''III. Toaleta pani Łęskiej'''}}{{tab}}Ciotka rano wstała nieco podrażniona. Wezwała do siebie garderobianą i zrobiła...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... podeszła i zaczęła pomagać pani w porannych przygotowaniach. Najpierw delikatnie zmoczyła rąbek {{pp|suk|na}}</nowiki> {{f*|kol=green|<nowiki><section end=r_03 /></nowiki>}}
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|suk|na}} w misce z wodą i delikatnie dotknęła a następnie przetarła skórę ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... którą pani Łęska starannie ukrywa, a której treści ona nie zna i zapewne nigdy nie pozna.<br></nowiki>
|style=font-size:80%|{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=r_03 /></nowiki>}} <nowiki>{{tab}}Westchnęła ciężko. Dlaczego jest ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... kuchni wydać codzienne dyspozycje.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=r_03 /></nowiki>}} {{f*|kol=red|<nowiki><section begin=r_04 /></nowiki>}}<nowiki> {{c|w=130%|'''IV. Interesa pana Rejenta'''}}{{tab}}Pan Kazimierz miał dziś pełen...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... już sobie za stary na poszukiwanie kobiety. Nie zawsze tak {{pp|by|wało}}</nowiki> {{f*|kol=red|<nowiki><section end=r_04 /></nowiki>}}
|-
!Alternatywny schemat kodu na stronie
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|nie|znacznie}} rzucił okiem na dziewczynę. Stała ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... do Kazimierza. Ten jednak bez słowa wyszedł z pokoju.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=r_02 /><section end=r_02 /></nowiki>}} {{f*|kol=green|<nowiki><section begin=r_03 /><section end=r_03 /></nowiki>}}<nowiki> {{c|w=130%|'''III. Toaleta pani Łęskiej'''}}{{tab}}Ciotka rano wstała nieco podrażniona. Wezwała do siebie garderobianą i zrobiła...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... podeszła i zaczęła pomagać pani w porannych przygotowaniach. Najpierw delikatnie zmoczyła rąbek {{pp|suk|na}}</nowiki>
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|suk|na}} w misce z wodą i delikatnie dotknęła a następnie przetarła skórę ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... którą pani Łęska starannie ukrywa, a której treści ona nie zna i zapewne nigdy nie pozna.<br></nowiki>
|style=font-size:80%|<nowiki>{{tab}}Westchnęła ciężko. Dlaczego jest ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... kuchni wydać codzienne dyspozycje.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=r_03 /><section end=r_03 /></nowiki>}} {{f*|kol=red|<nowiki><section begin=r_04 /><section end=r_04 /></nowiki>}}<nowiki> {{c|w=130%|'''IV. Interesa pana Rejenta'''}}{{tab}}Pan Kazimierz miał dziś pełen...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... już sobie za stary na poszukiwanie kobiety. Nie zawsze tak {{pp|by|wało}}</nowiki>
|-
!Kod transkludujący
|colspan="3"|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=124 to=127 fromsection=r_03 tosection=r_03 /></nowiki><ref><nowiki><pages index="Serce nie sługa" from="Serce_nie_sługa.djvu/124" to="Serce_nie_sługa.djvu/127" fromsection=r_03 tosection=r_03 /></nowiki> (dla indeksów starego typu)</ref>
|}
Części te są transkludowane do przestrzeni głównej metodą wskazaną powyżej.
Alternatywnie można pójść jeszcze dalej i oznaczać granice rozdziałów jakąś jednolitą sekcją.
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Strony
|pierwsza np. 124
|kolejne strony np. 125, 126
|ostatnia np. 127
|-
!Uwagi
|Pusta sekcja na granicy rozdziałów.
|Na stronach bez podziału na rozdziały sekcje są zbędne.
|Pusta sekcja na granicy rozdziałów.
|-
!Schemat kodu na stronie
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|nie|znacznie}} rzucił okiem na dziewczynę. Stała ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... do Kazimierza. Ten jednak bez słowa wyszedł z pokoju.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=granica /><section end=granica /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''III. Toaleta pani Łęskiej'''}}{{tab}}Ciotka rano wstała nieco podrażniona. Wezwała do siebie garderobianą i zrobiła...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... podeszła i zaczęła pomagać pani w porannych przygotowaniach. Najpierw delikatnie zmoczyła rąbek {{pp|suk|na}}</nowiki>
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|suk|na}} w misce z wodą i delikatnie dotknęła a następnie przetarła skórę ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... którą pani Łęska starannie ukrywa, a której treści ona nie zna i zapewne nigdy nie pozna.<br></nowiki>
|style=font-size:80%|<nowiki>{{tab}}Westchnęła ciężko. Dlaczego jest ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... kuchni wydać codzienne dyspozycje.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=granica /><section end=granica /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''IV. Interesa pana Rejenta'''}}{{tab}}Pan Kazimierz miał dziś pełen...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... już sobie za stary na poszukiwanie kobiety. Nie zawsze tak {{pp|by|wało}}</nowiki>
|-
!Kod transkludujący
|colspan="3"|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=124 to=127 fromsection=granica tosection=granica /></nowiki><ref><nowiki><pages index="Serce nie sługa" from="Serce_nie_sługa.djvu/124" to="Serce_nie_sługa.djvu/127" fromsection=granica tosection=granica /></nowiki> (dla indeksów starego typu)</ref>
|}
Inne rozdziały mogą być zbudowane tak samo i byłyby transkludowane na przykład kodem:<br>
<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=117 to=124 fromsection=granica tosection=granica /></nowiki><br>
<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=127 to=135 fromsection=granica tosection=granica /></nowiki><br>
====Początek i koniec rozdziału na tej samej stronie w środku innego tekstu====
<br><br>
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Wygląd strony (np. nr 146)
!Kod strony
!Kod transkludujący
|-
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_4.png|320px]]|table}}
|style=font-size:80%|{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=r_06 /></nowiki>}} <nowiki>{{pk|szyb|ko}} wyszedł z pokoju i zamknął ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... poganiając woźnicę odjechał.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section end=r_06 /></nowiki>}} {{f*|kol=green|<nowiki><section begin=r_07 /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''VII. Spotkanie'''}}{{tab}}Mrok zapadał już powoli, gdy...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... ich serca biły jednym rytmem.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=r_07 /></nowiki>}} {{f*|kol=red|<nowiki><section begin=r_08 /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''VIII. Rano'''}}{{tab}}Następnego dnia gdy garderobiana...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... sobie oczekiwać po takim obrocie spraw.</nowiki>{{f*|kol=red|<nowiki><section end=r_08 /></nowiki>}}
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=146 onlysection=r_07 /></nowiki><ref name=stare/><br>
|}
<br><br>
Alternatywnie można ten efekt uzyskać przez wstawienie dwóch pustych sekcji:
<br><br>
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Wygląd strony (np. nr 146)
!Kod strony
!Kod transkludujący
|-
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_4.png|320px]]|table}}
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|szyb|ko}} wyszedł z pokoju i zamknął ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... poganiając woźnicę odjechał.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=granica1 /><section end=granica1 /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''VII. Spotkanie'''}}{{tab}}Mrok zapadał już powoli, gdy...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... ich serca biły jednym rytmem.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=granica2 /><section end=granica2 /></nowiki>}} {{f*|kol=red|<nowiki><section begin=r_08 /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''VIII. Rano'''}}{{tab}}Następnego dnia gdy garderobiana...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... sobie oczekiwać po takim obrocie spraw.</nowiki>
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=146 fromsection=granica1 tosection=granica2 /></nowiki><ref name=stare/><br>
|}
====Strona tytułowa====
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!width=50%|Wygląd strony (np. nr 3)
!width=50%|Kod strony
|-
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_0.png|320px]]|table}}
|style=font-size:80%|{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=Tyt_G /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=300%|przed=1.5em|SERCE NIE SŁUGA}}
{{c|w=150%|przed=1em|POWIEŚĆ Z ZAŚCIANKA}}</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>{{c|w=200%|JANA KOWALSKIEGO}}{{c|──────────────|przed=8em}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section end=Tyt_G /></nowiki>}} {{f*|kol=green|<nowiki><section begin=TT /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|TOM I}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=TT /></nowiki>}} {{f*|kol=red|<nowiki><section begin=Tyt_D /></nowiki>}} <nowiki>{{c|──────────────}}{{c|w=170%|przed=6em|WARSZAWA|roz}}</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>{{c|──────}}{{c|w=130%|1858|po=2em}}</nowiki>{{f*|kol=red|<nowiki><section end=Tyt_D /></nowiki>}}
|-
!
!
|-
!Kod transkludujący stronę
!Efekt
|-
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=3 onlysection=Tyt_G /></nowiki><ref name=stare>W przypadku indeksów nowego typu konstrukcja z parametrem '''include''' jest krótsza i lepiej oddaje ideę dlatego można ją uznać za preferowaną, w przypadku indeksów starego typu trzeba '''include'''=X zastąpić konstrukcją '''from'''=X '''to'''=X (ta sama strona początkowa i końcowa)</ref><br>
<nowiki>{{c|w=130%|[[{{ROOTPAGENAME}}/Tom I|TOM I]] • [[{{ROOTPAGENAME}}/Tom II|TOM II]] • [[{{ROOTPAGENAME}}/Tom III|TOM III]] }}</nowiki><br>
<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=3 onlysection=Tyt_D /></nowiki><ref name=stare/>
|{{f|w=45%|width=35em|align=justify|prawy=auto|lewy=auto|style=padding:4em; border: 1px solid black|{{c|w=300%|przed=1.5em|SERCE NIE SŁUGA}}{{c|w=150%|przed=1em|POWIEŚĆ Z ZAŚCIANKA}}{{c|w=100%|PRZEZ|przed=2em}}{{c|w=200%|JANA KOWALSKIEGO}}{{c|──────────────|przed=8em}}{{c|w=130%|{{f*|kol=blue|TOM I}} • {{f*|kol=blue|TOM II}} • {{f*|kol=blue|TOM III}}}}{{c|──────────────}}{{c|w=170%|przed=6em|W A R S Z A W A}}{{c|w=130%|NAKŁADEM JANA KAMIŃSKIEGO}}{{c|──────}}{{c|w=130%|1858|po=2em}}}}
|}
<br><br>
====Spisy treści====
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Strony
|strona 485
|strona 486
|-
!Wygląd strony
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_5.png|320px]]|table}}
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_6.png|320px]]|table}}
|-
!Uwagi
|colspan="2"|sekcje obejmują fragmenty tekstu, pierwsza obejmuje nagłówek, następna (podzielona na fragmenty) spis ksiąg, kolejne obejmują rozdziały w poszczególnych księgach
|-
!Schemat kodu na stronie
|style=font-size:80%|{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=ST_Tyt /></nowiki>}}<nowiki>{{c|w=130%|przed=6.5em|po=3.5em|SPIS TREŚCI TOMU I}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section end=ST_Tyt /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga I|'''KSIĘGA I. LATA DZIECIĘCE'''|page=7}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=red|<nowiki><section begin=ST_k1 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga I/I|I. Rodzice|page=9}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga I/II|II. Narodziny|page=27}}</nowiki><br>
{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga I/VI|VI. Spadek|page=59}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=red|<nowiki><section end=ST_k1 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga II|'''KSIĘGA II. DWÓR W WIERZBINIE'''|page=63}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=orange|<nowiki><section begin=ST_k2 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga II/I|I. Susza|page=65}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga II/II|II. Dworek pana Kazimierza|page=90}}</nowiki><br>
{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga II/IX|IX. Zaręczyny|page=187}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=orange|<nowiki><section end=ST_k2 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III|'''KSIĘGA III. MAŁŻEŃSTWO'''|page=191}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=maroon|<nowiki><section begin=ST_k3 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III/I|I. Wesele|page=193}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III/II|II. Podróż do Paryża|page=197}}</nowiki><br>
{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga II/V|V. Rzym|page=213}}</nowiki>{{f*|kol=maroon|<nowiki><section end=ST_k3 /></nowiki>}}
|style=font-size:80%|{{f*|kol=maroon|<nowiki><section begin=ST_k3 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III/VI|VI. W drodze do Neapolu|page=220}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III/VII|VII. Neapol|page=227}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III/VI|VIII. Powrót do ojczyzny|page=230}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=maroon|<nowiki><section end=ST_k3 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga IV|'''KSIĘGA IV. SPALONY DWÓR'''|page=239}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=orange|<nowiki><section begin=ST_k4 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga IV/I|I. Zgliszcza|page=241}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga IV/II|II. Garderobiana|page=247}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga IV/III|III. Pola|page=259}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=orange|<nowiki><section end=ST_k4 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga V|'''KSIĘGA V. DWÓR W RZECICHACH'''|page=263}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=DeepPink|<nowiki><section begin=ST_k5 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga V/I|I. Przeprowadzka|page=265}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga V/II|II. Zakupy|page=290}}</nowiki><br>
{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga V/IX|IX. Nieoczekiwany podarunek|page=398}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=DeepPink|<nowiki><section end=ST_k5 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga VI|'''KSIĘGA VI. NOWE ZOBOWIĄZANIA'''|page=407}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=chocolate|<nowiki><section begin=ST_k6 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga VI/I|I. Podróż do siostrzenicy|page=409}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga VI/II|II. Mikołajek|page=422}}</nowiki><br>
{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga VI/V|V. Zmiany|page=472}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=chocolate|<nowiki><section end=ST_k6 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=CadetBlue|<nowiki><section begin=ST_Ozd /></nowiki>}}<nowiki>{{c|przed=3em|po=2em|───▊───}}</nowiki>{{f*|kol=CadetBlue|<nowiki><section end=ST_Ozd /></nowiki>}}
|-
!rowspan="3"|Kod transkludujący i efekt
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=485 onlysection=ST_Tyt /></nowiki><ref name=stare/><br><nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=485 to=486 onlysection=ST_ks /></nowiki><br><nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=485 onlysection=ST_Ozd /></nowiki><ref name=stare/>
|style=font-size:80%|{{f|maxwidth=30em|lewy=auto|prawy=auto|{{c|w=130%|przed=6.5em|po=3.5em|SPIS TREŚCI TOMU I}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA I. LATA DZIECIĘCE}}'''|page=7}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA II. DWÓR W WIERZBINIE}}'''|page=63}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA III. MAŁŻEŃSTWO}}'''|page=191}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA IV. SPALONY DWÓR}}'''|page=239}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA V. DWÓR W RZECICHACH}}'''|page=263}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA VI. NOWE ZOBOWIĄZANIA}}'''|page=407}}{{c|przed=3em|po=2em|───▊───}} }}
|-
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=485 onlysection=ST_k1 /></nowiki><ref name=stare/>
|style=font-size:80%|{{f|maxwidth=30em|lewy=auto|prawy=auto|{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|I. Rodzice}}|page=9}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|II. Narodziny}}|page=27}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|III. Szkoła}}|page=30}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|IV. Wesele brata}}|page=35}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|V. Śmierć rodziców}}|page=47}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|VI. Spadek}}|page=59}}<br><br>}}
|-
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=485 to=486 onlysection=ST_k3 /></nowiki>
|style=font-size:80%|{{f|maxwidth=30em|lewy=auto|prawy=auto|{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|I. Wesele}}|page=193}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|II. Podróż do Paryża}}|page=197}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|III. W Marsylii}}|page=202}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|IV. W drodze do Rzymu}}|page=209}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|V. Rzym}}|page=213}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|VI. W drodze do Neapolu}}|page=220}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|VII. Neapol}}|page=227}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|VIII. Powrót do ojczyzny}}|page=230}}<br><br>}}
|}
===Użycie całej strony powtórnie===
Zdarza się czasem, że niektóre strony (w przestrzeni '''Strona:''') są dokładnymi kopiami innych. Ponieważ ewentualne zmiany musiałyby być nanoszone na wszystkich stronach, wskazane jest by takich stron nie tworzyć osobno lecz raczej transkludować jedną z nich:
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Kod
|{{tab}}<nowiki>{{Strona:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}}<nowiki>}}</nowiki>
|}
===Powtórne wykorzystanie fragmentów strony===
====Dwie podobne strony różniące się tylko niewielkim fragmentem====
Załóżmy, że mamy stronę tytułową pierwszego tomu, na jej podstawie chcemy sporządzić stronę tytułową drugiego tomu. Moglibyśmy po prostu skopiować kod i nanieść poprawki, ale musimy wtedy dbać, by wszystkie zmiany w kodzie nanosić na wszystkich takich stronach. Bardziej eleganckim rozwiązaniem jest transkluzja i zmiana tylko tego fragmentu, którym się strony różnią.
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!width=50%|Kod strony
!width=50%|Wygląd strony
|-
|style=font-size:80%|{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=Tyt_G /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=300%|przed=1.5em|SERCE NIE SŁUGA}}
{{c|w=150%|przed=1em|POWIEŚĆ Z ZAŚCIANKA}}</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>{{c|w=200%|JANA KOWALSKIEGO}}{{c|──────────────|przed=8em}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section end=Tyt_G /></nowiki>}} {{f*|kol=green|<nowiki><section begin=TT /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|TOM I}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=TT /></nowiki>}} {{f*|kol=red|<nowiki><section begin=Tyt_D /></nowiki>}} <nowiki>{{c|──────────────}}{{c|w=170%|przed=6em|WARSZAWA|roz}}</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>{{c|──────}}{{c|w=130%|1858|po=2em}}</nowiki>{{f*|kol=red|<nowiki><section end=Tyt_D /></nowiki>}}
|{{f|w=45%|width=35em|align=justify|prawy=auto|lewy=auto|style=padding:4em; border: 1px solid black|{{c|w=300%|przed=1.5em|SERCE NIE SŁUGA}}{{c|w=150%|przed=1em|POWIEŚĆ Z ZAŚCIANKA}}{{c|w=100%|PRZEZ|przed=2em}}{{c|w=200%|JANA KOWALSKIEGO}}{{c|──────────────|przed=8em}}{{c|w=130%|TOM I}}{{c|──────────────}}{{c|w=170%|przed=6em|W A R S Z A W A}}{{c|w=130%|NAKŁADEM JANA KAMIŃSKIEGO}}{{c|──────}}{{c|w=130%|1858|po=2em}}}}
|-
!
!
|-
!Kod transkludujący stronę
!Efekt
|-
|style=font-size:80%|<nowiki>{{#lstx:Strona:Serce_nie_sługa.djvu/3|TT|{{c|w=130%|TOM II}}}}</nowiki><br>'''lub:'''<ref>Pierwsza wersja wydaje się lepsza, ponieważ jaśniej podaje intencję redaktora i jest przy tym krótsza</ref><br><nowiki>{{#lst:Strona:Serce_nie_sługa.djvu/3|Tyt_G}}</nowiki><br><nowiki>{{c|w=130%|TOM II}}</nowiki><br><nowiki>{{#lst:Strona:Serce_nie_sługa.djvu/3|Tyt_D}}</nowiki>
|{{f|w=45%|width=35em|align=justify|prawy=auto|lewy=auto|style=padding:4em; border: 1px solid black|{{c|w=300%|przed=1.5em|SERCE NIE SŁUGA}}{{c|w=150%|przed=1em|POWIEŚĆ Z ZAŚCIANKA}}{{c|w=100%|PRZEZ|przed=2em}}{{c|w=200%|JANA KOWALSKIEGO}}{{c|──────────────|przed=8em}}{{c|w=130%|TOM II}}{{c|──────────────}}{{c|w=170%|przed=6em|W A R S Z A W A}}{{c|w=130%|NAKŁADEM JANA KAMIŃSKIEGO}}{{c|──────}}{{c|w=130%|1858|po=2em}}}}
|}
====Zamiana przypisów końcowych na zwykłe====
Sposób implementacji przypisów końcowych jest omówiony w poradniku [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Przypisy|Przypisy]].
==Uwagi na marginesie==
===Ograniczenia w stosowaniu sekcji w szablonach===
Znaczniki sekcji wewnątrz szablonów po transkluzji czy substytucji są ignorowane. Inaczej to ujmując, nie można za pomocą szablonu wstawić znaczników granic sekcji (<nowiki><section ... /></nowiki>).<ref>Ujmując to kolokwialnie: znaczniki (<nowiki><section ... /></nowiki>) nie „przetrwają” transkluzji, „w locie” zostaną usunięte.</ref>
===Granice sekcji a znaczniki <nowiki><poem>, <ref>, <score></nowiki>===
Znaczniki <nowiki><poem>, <score> i (zasadniczo rzecz biorąc <ref>)</nowiki> powinny być otwierane wewnątrz <nowiki><section /></nowiki> nie na odwrót. W przypadku <nowiki><ref></nowiki> w razie potrzeby wydzielenia fragmentu przypisu należy zastosować {{s|Szablon:ZałączSekcja}} (patrz też poradnik [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Przypisy|Przypisy]]).
===<nowiki>{{#tag:section ...}}</nowiki>===
<nowiki><section...></nowiki> nie może być zastąpione przez <nowiki>{{#tag:section ...}}</nowiki>. Konstrukcja <nowiki>{{#tag:section ...}}</nowiki> nie działa.
===Szablon iwpages===
Szablon {{s|iwpages}} jest używany wyjątkowo do transkluzji tekstu z tej samej wiki (czyli Wikiźródeł) lub innej. Umożliwia w szczególności wybór sekcji. Transkluzja odbywa się w przeglądarce internetowej użytkownika. Wykorzystujemy czasem ten mechanizm przy tworzeniu bardzo dużych stron w przestrzeni głównej (patrz poradnik [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Tworzenie stron powyżej limitu transkluzji|Tworzenie stron powyżej limitu transkluzji]]).
===Kilka słów o substytucji===
Zasadniczo rzecz biorąc substutucja jest również możliwa przy pomocy kodu: <br>
<nowiki>{{subst:#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}}<nowiki> | </nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}}<nowiki>}}</nowiki> lub analogicznej konstrukcji. Fragment tekstu zostanie wtedy „na sztywno” włączony do strony docelowej. Jakakolwiek zmiana na jednej ze stron, nie będzie widoczna na drugiej.
===<nowiki>{{#lsth:...}} lub {{#section-h:...}}</nowiki>===
Konstrukcje <nowiki>{#lst:...}}/{{#section:...}} oraz {{#lstx:...}}/{{#section-x:...}}</nowiki> działają zarówno z automatycznie tworzonym sekcjami (czyli typu <nowiki>== </nowiki>{{ParametrPomoc|Nagłówek}}<nowiki> ==</nowiki>) (czyli tak jak w tym dokumencie, jak i z sekcjami tworzonymi przy pomocy znaczników <nowiki><section begin=... /> ... <section end=... /></nowiki> (czyli tak, jak zazwyczaj korzystamy z sekcji na Wikiźródłach.
Korzystanie z <nowiki>{{#lsth:...}} lub {{#section-h:...}}</nowiki> wykorzystuje '''jedynie''' sekcje tworzone automatycznie (czyli typu <nowiki>== </nowiki>{{ParametrPomoc|Nagłówek}}<nowiki> ==</nowiki>).
<nowiki>{{#lsth:</nowiki> {{ParametrPomoc|strona}} | {{ParametrPomoc|Nagłówek1}} <nowiki>}}</nowiki> transkluduje zawartość o {{ParametrPomoc|Nagłówku 1}}
<nowiki>{{#lsth:</nowiki> {{ParametrPomoc|strona}} | {{ParametrPomoc|Nagłówek1}} | {{ParametrPomoc|Nagłówek2}} <nowiki>}}</nowiki> transkluduje zawartość rozdziału o {{ParametrPomoc|Nagłówku 1}}, nagłówek i zawartość rozdziału o {{ParametrPomoc|Nagłówku 2}}
{{Przypisy}}
mdvsi045aqcrnjp7c710akrfcerg578
3156886
3156884
2022-08-24T20:15:38Z
Draco flavus
2058
/* Początek i koniec rozdziału na tej samej stronie w środku innego tekstu */
wikitext
text/x-wiki
==Uwagi techniczne==
W przykładach w tym dokumencie używany jest fikcyjny tekst ''Serce nie sługa'', strony dokumentu 3 to strona tytułowa, 124, 125, 126, 127, 485, 486 to dalsze strony książki. Parametry szablonów przy prezentacji (jednak nie w konkretnych przykładach) są dla wyróżnienia specjalnie oznaczane {{ParametrPomoc|Przykład}} .
==Użycie sekcji na Wikiźródłach==
Typowe dla Wikipedii sekcje mają formę nagłówka (<nowiki>== </nowiki>{{ParametrPomoc|Nagłówek}}<nowiki> ==</nowiki>). Na Wikiźródłach tego typu sekcje są tworzone jedynie na stronach dyskusji, pomocy itp. Przy opracowywaniu tekstu używamy jednak innych znaczników sekcji bez wydzielania nagłówków.
Używamy ich głównie w przestrzeni '''Strona:'''. Sekcja obejmuje fragment tekstu na jednej stronie. Na kolejnych stronach można otwierać (i oczywiście należy wtedy zamknąć) sekcję o tej samej nazwie. Można je potem transkludować<ref>Mechanizm transkluzji polega na prezentowaniu zawartości strony internetowej na innej stronie. Treść jest włączana dynamicznie, czyli tak, że wszelkie zmiany na stronie transkludowanej są widoczne na stronie docelowej (transkludującej).</ref> do przestrzeni głównej wspólnie, niemniej jednak na poziomie strony każda taka sekcja jest samodzielna.
==Zaznaczenie granic sekcji==
Na stronie fragmenty tekstu zaznaczamy przy pomocy znaczników <section begin={{ParametrPomoc|nazwa}} /> i <section end={{ParametrPomoc|nazwa}} />
Nawet jeżeli większość znaków w nazwie sekcji działa poprawnie, dobrą praktyką jest ograniczenie się do liter, cyfr i podkreślenia.
Wielkość liter jest istotna, choć z drugiej strony należy unikać stosowania nazw bardzo zbliżonych by uniknąć pomyłki.
Używanie cudzysłowów wokół nazw sekcji jest często zbędne. Konieczne jest na pewno, gdy w nazwie występuje spacja. Wielu użytkowników standardowo obejmuje cudzysłowami nazwy sekcji.
„Dobre” nazwy sekcji są krótkie (ponieważ długie nazwy niepotrzebnie przeszkadzają przy czytaniu kodu, nie zawierają spacji (z wyżej wymienionego powodu), nie zawierają znaków specjalnych, są jednoznaczne i sugerują czego dotyczą.
Przykłady: pios1, piosenka_1, tyt_gora, tyt_dol, r_03 (''dla '''r'''ozdziału trzeciego''), ks_1 (''dla '''ks'''ięgi pierwszej''), nagl, naglowek, 124g ('''''g'''órna część strony '''124''''') itp. Jak zawsze w takich wypadkach istotna jest spójność i logika przyjętego systemu.
==Przenoszenie wyrazów a nieciągła sekcja==
W przypadku przenoszenia wyrazów gdy sekcja kończy się lub zaczyna w środku przenoszonego wyrazu należy używać szablonu {{s|pp}}/{{s|pk}} nie zaś zwykłego dywizu. Tak jak to widać w przykładzie poniżej między stronami 124 i 125.
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!
!Pierwsza strona
!Druga strona
|-
!{{Tak}}
| ... Najpierw delikatnie zmoczyła rąbek <nowiki>{{pp|suk|na}}<section end=r_03 /></nowiki>
| <nowiki>{{pk|suk|na}}</nowiki> w misce z wodą i delikatnie dotknęła a następnie ...
|-
!{{Nie}}
| ... Najpierw delikatnie zmoczyła rąbek suk-<nowiki><section end=r_03 /></nowiki>
| w misce z wodą i delikatnie dotknęła a następnie ...
|}
Innym sposobem (mniej czytelnym), byłoby wyrzucenie łącznika poza granicę sekcji.
Opisując problem ogólniej, gdy używamy sekcji nieciągłej, lub tekst transkludujemy „sklejając” kilka sekcji musimy sami zadbać, by fragmenty się ze sobą właściwie połączyły. Nie jest na przykład automatycznie dodawany odstęp, podział akapitu itp.
==Transkluzja przy pomocy <nowiki>{{#lst:...}} i {{#section:...}}</nowiki>==
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Kod z zaznaczonymi graficznie sekcjami
|style="line-height: 250%;"|Jak {{f*|style=text-decoration:underline wavy blue|<nowiki><section begin=A/>użycie sekcji <section end=A /></nowiki>}} może ułatwić pracę z tekstem. Oto kilka uwag. {{f*|style=text-decoration:underline wavy red|<nowiki><section begin=B/>W danym tekście możemy wydzielić </nowiki>{{f*|style=text-decoration:overline wavy orange|<nowiki><section begin=C/>fragment tekstu<section end=C/></nowiki>}}<nowiki>, który </nowiki>{{f*|style=text-decoration:overline wavy olive|<nowiki><section begin=D/>ujmujemy w znaczniki<section end=B/></nowiki>}}}}{{f*|style=text-decoration:overline wavy olive|<nowiki> (całą sekcję).<section end=D/></nowiki>}} Sekcja to mogą być również {{f*|style=text-decoration:underline wavy green|<nowiki><section begin=E/>fragmenty tekstu<section end=E/></nowiki>}} które są{{f*|style=text-decoration:underline wavy green|<nowiki><section begin=E/> przedzielone innym tekstem<section end=E/></nowiki>}}. Tekst {{f*|style=text-decoration:underline wavy maroon|<nowiki><section begin=F/>objęty znacznikami sekcji<section end=F/></nowiki>}} może być zastąpiony. Użycie sekcji pozwala w szczególności powtarzający się tekst wykorzystywać wielokrotnie. {{f*|style=text-decoration:underline wavy fuchsia|<nowiki><section begin=G/><section end=G/></nowiki>}} Wszelkie zmiany mogą być robione w jednym miejscu.
|
|-
!Tekst z zaznaczonymi graficznie sekcjami
|style="line-height: 250%;"|Jak {{f*|style=text-decoration:underline wavy blue|użycie sekcji }} może ułatwić pracę z tekstem. Oto kilka uwag. {{f*|style=text-decoration:underline wavy red|W danym tekście możemy wydzielić {{f*|style=text-decoration:overline wavy orange|fragment tekstu}}, który {{f*|style=text-decoration:overline wavy olive|ujmujemy w znaczniki}}}}{{f*|style=text-decoration:overline wavy olive| (całą sekcję).}} Sekcja to mogą być również {{f*|style=text-decoration:underline wavy green|fragmenty tekstu}} które są{{f*|style=text-decoration:underline wavy green| przedzielone innym tekstem}}. Tekst {{f*|style=text-decoration:underline wavy maroon|objęty znacznikami sekcji}} może być zastąpiony. Użycie sekcji pozwala w szczególności powtarzający się tekst wykorzystywać wielokrotnie. {{f*|style=text-decoration:underline wavy fuchsia|•}} Wszelkie zmiany mogą być robione w jednym miejscu.
|
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}}<nowiki> |A}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|A}}
|transkludowana jest jedna sekcja
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|B}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|B}}
|transkludowana jest sekcja zawierająca inne sekcje
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|C}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|C}}
|transkludowana jest wewnętrzna sekcja
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|D}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|D}}
|transkludowana jest sekcja wychodząca poza granice innej
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|E}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|E}}
|transkludowana jest sekcja składająca się z kilku fragmentów
|-
! <nowiki>{{#lstx:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|F|wyodrębniony jako sekcja}}</nowiki>
|{{#lstx:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|F|wyodrębniony jako sekcja}}
|transkludowana jest cała strona, dana sekcja jest zastępowana innym tekstem
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|A|G}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|A|G}}
|transkludowana jest cała strona, od sekcji '''A''' do sekcji '''G'''; sekcja może również nie zawierać tekstu
|}
Synonimy <nowiki>{{#lst:....}} to inaczej {{#section:....}}</nowiki>. Ta druga forma jest częściej używana na polskich Wikiźródłach. Pierwsza forma kodu jest „międzynarodowa” (tj. generyczna i działa na wszystkich wiki.<br>
Synonimem <nowiki>{{#lstx:....}} jest {{#section-x:....}}</nowiki>.
==Transkluzja do przestrzeni głównej przy pomocy <nowiki><pages ...></nowiki>==
Obszerny podręcznik [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Transkluzja przy pomocy tagu pages|Transkluzja przy pomocy tagu pages]] przedstawia opisywane konstrukcje znacznie dokładniej.
===fromsection–tosection===
Do transkluzji do przestrzeni głównej używa się tagu
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Kod
|<pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|nr_strony_początkowej}} to={{ParametrPomoc|numer_strony_końcowej}} fromsection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_początkowej}} tosection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_końcowej}} />
|}
Tutaj kluczowe są dla nas parametry '''fromsection''' i '''tosection'''.
Transkludowany jest tekst od strony {{ParametrPomoc|nr_strony_początkowej}} poczynając od {{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_początkowej}} do strony {{ParametrPomoc|nr_strony_końcowej}} do sekcji {{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_końcowej}} .
{{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_początkowej}} i {{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_końcowej}} mogą być tożsame, np. ta sama nazwa nawiązująca do numeru rozdziału. Generalnie istotne jest jedynie by nazwa sekcji nie powtarzała się w sposób niezamierzony na tej samej stronie.
Ściśle rzecz biorąc, jest transkludowany tekst od pierwszego otwarcia sekcji na pierwszej stronie z zakresu stron do pierwszego zamknięcia sekcji na ostatniej stronie.
===onlysection===
Jeżeli jednak potrzebujemy fragmentu pojedynczej strony najlepsza jest konstrukcja:<br>
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Kod
|<pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} include={{ParametrPomoc|nr_strony}} onlysection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} />
|}
Podobnie gdy chcemy transkludować sekcję (również nieciągłą) z kilku stron:
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Kod
|<pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|nr_strony_początkowej}} to={{ParametrPomoc|nr_strony_końcowej}} onlysection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} />
|}
Ten ostatni kod jest bardzo wygodny np. do wydzielenia tekstu w jednym języku z wielojęzycznego dokumentu.
===Stare a nowe indeksy===
Nie wchodząc tutaj w dokładniejsze opisy (można je znaleźć w poradniku [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Indeksy|Indeksy]]) należy wspomnieć, że mamy na naszych Wikiźródłach dwa typy indeksów (tzw. stare i nowe). Indeksy nowego typu nazywają się zawsze dokładnie tak, jak plik, który jest ich podstawą (źródłem) (nazwa kończy się więc na '''.djvu''' lub '''.pdf'''). Przy przenoszeniu do przestrzeni głównej należy w parametrach '''from''' i '''to''' użyć numeru strony (a więc liczby). W indeksach starego typu konieczne jest podanie nazwy strony więc na przykład '''"PL J Nowak Serca nie sługa.pdf/127"''' lub '''"PL J Serce nie sługa 127.jpg"'''
==Typowe sposoby wykorzystania==
===Transkluzja fragmentu strony do przestrzeni głównej===
====Początek lub/i koniec rozdziału na środku strony====
Dość często zdarza się, że granica rozdziałów wypada na środku strony. Typowym rozwiązaniem jest utworzenie sekcji dzielących stronę na dwie części – górną i dolną, tj. do granicy rozdziału i poniżej.
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Strony
|pierwsza np. 124
|kolejne strony np. 125, 126
|ostatnia np. 127
|-
!Wygląd strony
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_1.png|320px]]|table}}
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_2.png|320px]]|table}}
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_3.png|320px]]|table}}
|-
!Uwagi
|podział na sekcje na granicy rozdziałów. Sekcje otwierane i zamykane na początku i końcu strony.
|Na stronach bez podziału na rozdziały sekcje są zbędne.
|podział na sekcje na granicy rozdziałów. Sekcje otwierane i zamykane na początku i końcu strony.
|-
!Schemat kodu na stronie
|style=font-size:80%|{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=r_02 /></nowiki>}} <nowiki>{{pk|nie|znacznie}} rzucił okiem na dziewczynę. Stała ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... do Kazimierza. Ten jednak bez słowa wyszedł z pokoju.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section end=r_02 /></nowiki>}} {{f*|kol=green|<nowiki><section begin=r_03 /></nowiki>}}<nowiki> {{c|w=130%|'''III. Toaleta pani Łęskiej'''}}{{tab}}Ciotka rano wstała nieco podrażniona. Wezwała do siebie garderobianą i zrobiła...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... podeszła i zaczęła pomagać pani w porannych przygotowaniach. Najpierw delikatnie zmoczyła rąbek {{pp|suk|na}}</nowiki> {{f*|kol=green|<nowiki><section end=r_03 /></nowiki>}}
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|suk|na}} w misce z wodą i delikatnie dotknęła a następnie przetarła skórę ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... którą pani Łęska starannie ukrywa, a której treści ona nie zna i zapewne nigdy nie pozna.<br></nowiki>
|style=font-size:80%|{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=r_03 /></nowiki>}} <nowiki>{{tab}}Westchnęła ciężko. Dlaczego jest ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... kuchni wydać codzienne dyspozycje.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=r_03 /></nowiki>}} {{f*|kol=red|<nowiki><section begin=r_04 /></nowiki>}}<nowiki> {{c|w=130%|'''IV. Interesa pana Rejenta'''}}{{tab}}Pan Kazimierz miał dziś pełen...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... już sobie za stary na poszukiwanie kobiety. Nie zawsze tak {{pp|by|wało}}</nowiki> {{f*|kol=red|<nowiki><section end=r_04 /></nowiki>}}
|-
!Alternatywny schemat kodu na stronie
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|nie|znacznie}} rzucił okiem na dziewczynę. Stała ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... do Kazimierza. Ten jednak bez słowa wyszedł z pokoju.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=r_02 /><section end=r_02 /></nowiki>}} {{f*|kol=green|<nowiki><section begin=r_03 /><section end=r_03 /></nowiki>}}<nowiki> {{c|w=130%|'''III. Toaleta pani Łęskiej'''}}{{tab}}Ciotka rano wstała nieco podrażniona. Wezwała do siebie garderobianą i zrobiła...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... podeszła i zaczęła pomagać pani w porannych przygotowaniach. Najpierw delikatnie zmoczyła rąbek {{pp|suk|na}}</nowiki>
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|suk|na}} w misce z wodą i delikatnie dotknęła a następnie przetarła skórę ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... którą pani Łęska starannie ukrywa, a której treści ona nie zna i zapewne nigdy nie pozna.<br></nowiki>
|style=font-size:80%|<nowiki>{{tab}}Westchnęła ciężko. Dlaczego jest ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... kuchni wydać codzienne dyspozycje.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=r_03 /><section end=r_03 /></nowiki>}} {{f*|kol=red|<nowiki><section begin=r_04 /><section end=r_04 /></nowiki>}}<nowiki> {{c|w=130%|'''IV. Interesa pana Rejenta'''}}{{tab}}Pan Kazimierz miał dziś pełen...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... już sobie za stary na poszukiwanie kobiety. Nie zawsze tak {{pp|by|wało}}</nowiki>
|-
!Kod transkludujący
|colspan="3"|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=124 to=127 fromsection=r_03 tosection=r_03 /></nowiki><ref><nowiki><pages index="Serce nie sługa" from="Serce_nie_sługa.djvu/124" to="Serce_nie_sługa.djvu/127" fromsection=r_03 tosection=r_03 /></nowiki> (dla indeksów starego typu)</ref>
|}
Części te są transkludowane do przestrzeni głównej metodą wskazaną powyżej.
Alternatywnie można pójść jeszcze dalej i oznaczać granice rozdziałów jakąś jednolitą sekcją.
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Strony
|pierwsza np. 124
|kolejne strony np. 125, 126
|ostatnia np. 127
|-
!Uwagi
|Pusta sekcja na granicy rozdziałów.
|Na stronach bez podziału na rozdziały sekcje są zbędne.
|Pusta sekcja na granicy rozdziałów.
|-
!Schemat kodu na stronie
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|nie|znacznie}} rzucił okiem na dziewczynę. Stała ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... do Kazimierza. Ten jednak bez słowa wyszedł z pokoju.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=granica /><section end=granica /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''III. Toaleta pani Łęskiej'''}}{{tab}}Ciotka rano wstała nieco podrażniona. Wezwała do siebie garderobianą i zrobiła...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... podeszła i zaczęła pomagać pani w porannych przygotowaniach. Najpierw delikatnie zmoczyła rąbek {{pp|suk|na}}</nowiki>
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|suk|na}} w misce z wodą i delikatnie dotknęła a następnie przetarła skórę ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... którą pani Łęska starannie ukrywa, a której treści ona nie zna i zapewne nigdy nie pozna.<br></nowiki>
|style=font-size:80%|<nowiki>{{tab}}Westchnęła ciężko. Dlaczego jest ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... kuchni wydać codzienne dyspozycje.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=granica /><section end=granica /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''IV. Interesa pana Rejenta'''}}{{tab}}Pan Kazimierz miał dziś pełen...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... już sobie za stary na poszukiwanie kobiety. Nie zawsze tak {{pp|by|wało}}</nowiki>
|-
!Kod transkludujący
|colspan="3"|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=124 to=127 fromsection=granica tosection=granica /></nowiki><ref><nowiki><pages index="Serce nie sługa" from="Serce_nie_sługa.djvu/124" to="Serce_nie_sługa.djvu/127" fromsection=granica tosection=granica /></nowiki> (dla indeksów starego typu)</ref>
|}
Inne rozdziały mogą być zbudowane tak samo i byłyby transkludowane na przykład kodem:<br>
<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=117 to=124 fromsection=granica tosection=granica /></nowiki><br>
<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=127 to=135 fromsection=granica tosection=granica /></nowiki><br>
====Początek i koniec rozdziału na tej samej stronie w środku innego tekstu====
<br><br>
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Wygląd strony (np. nr 146)
!Kod strony
!Kod transkludujący
|-
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_4.png|320px]]|table}}
|style=font-size:80%|{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=r_06 /></nowiki>}} <nowiki>{{pk|szyb|ko}} wyszedł z pokoju i zamknął ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... poganiając woźnicę odjechał.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section end=r_06 /></nowiki>}} {{f*|kol=green|<nowiki><section begin=r_07 /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''VII. Spotkanie'''}}{{tab}}Mrok zapadał już powoli, gdy...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... ich serca biły jednym rytmem.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=r_07 /></nowiki>}} {{f*|kol=red|<nowiki><section begin=r_08 /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''VIII. Rano'''}}{{tab}}Następnego dnia gdy garderobiana...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... sobie oczekiwać po takim obrocie spraw.</nowiki>{{f*|kol=red|<nowiki><section end=r_08 /></nowiki>}}
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=146 onlysection=r_07 /></nowiki><ref name=stare/><br>
|}
<br><br>
Alternatywnie można ten efekt uzyskać przez wstawienie dwóch pustych sekcji:
<br><br>
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Wygląd strony (np. nr 146)
!Kod strony
!Kod transkludujący
|-
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_4.png|320px]]|table}}
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|szyb|ko}} wyszedł z pokoju i zamknął ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... poganiając woźnicę odjechał.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=granica1 /><section end=granica1 /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''VII. Spotkanie'''}}{{tab}}Mrok zapadał już powoli, gdy...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... ich serca biły jednym rytmem.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=granica2 /><section end=granica2 /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''VIII. Rano'''}}{{tab}}Następnego dnia gdy garderobiana...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... sobie oczekiwać po takim obrocie spraw.</nowiki>
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=146 fromsection=granica1 tosection=granica2 /></nowiki><ref name=stare/><br>
|}
====Strona tytułowa====
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!width=50%|Wygląd strony (np. nr 3)
!width=50%|Kod strony
|-
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_0.png|320px]]|table}}
|style=font-size:80%|{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=Tyt_G /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=300%|przed=1.5em|SERCE NIE SŁUGA}}
{{c|w=150%|przed=1em|POWIEŚĆ Z ZAŚCIANKA}}</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>{{c|w=200%|JANA KOWALSKIEGO}}{{c|──────────────|przed=8em}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section end=Tyt_G /></nowiki>}} {{f*|kol=green|<nowiki><section begin=TT /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|TOM I}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=TT /></nowiki>}} {{f*|kol=red|<nowiki><section begin=Tyt_D /></nowiki>}} <nowiki>{{c|──────────────}}{{c|w=170%|przed=6em|WARSZAWA|roz}}</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>{{c|──────}}{{c|w=130%|1858|po=2em}}</nowiki>{{f*|kol=red|<nowiki><section end=Tyt_D /></nowiki>}}
|-
!
!
|-
!Kod transkludujący stronę
!Efekt
|-
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=3 onlysection=Tyt_G /></nowiki><ref name=stare>W przypadku indeksów nowego typu konstrukcja z parametrem '''include''' jest krótsza i lepiej oddaje ideę dlatego można ją uznać za preferowaną, w przypadku indeksów starego typu trzeba '''include'''=X zastąpić konstrukcją '''from'''=X '''to'''=X (ta sama strona początkowa i końcowa)</ref><br>
<nowiki>{{c|w=130%|[[{{ROOTPAGENAME}}/Tom I|TOM I]] • [[{{ROOTPAGENAME}}/Tom II|TOM II]] • [[{{ROOTPAGENAME}}/Tom III|TOM III]] }}</nowiki><br>
<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=3 onlysection=Tyt_D /></nowiki><ref name=stare/>
|{{f|w=45%|width=35em|align=justify|prawy=auto|lewy=auto|style=padding:4em; border: 1px solid black|{{c|w=300%|przed=1.5em|SERCE NIE SŁUGA}}{{c|w=150%|przed=1em|POWIEŚĆ Z ZAŚCIANKA}}{{c|w=100%|PRZEZ|przed=2em}}{{c|w=200%|JANA KOWALSKIEGO}}{{c|──────────────|przed=8em}}{{c|w=130%|{{f*|kol=blue|TOM I}} • {{f*|kol=blue|TOM II}} • {{f*|kol=blue|TOM III}}}}{{c|──────────────}}{{c|w=170%|przed=6em|W A R S Z A W A}}{{c|w=130%|NAKŁADEM JANA KAMIŃSKIEGO}}{{c|──────}}{{c|w=130%|1858|po=2em}}}}
|}
<br><br>
====Spisy treści====
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Strony
|strona 485
|strona 486
|-
!Wygląd strony
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_5.png|320px]]|table}}
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_6.png|320px]]|table}}
|-
!Uwagi
|colspan="2"|sekcje obejmują fragmenty tekstu, pierwsza obejmuje nagłówek, następna (podzielona na fragmenty) spis ksiąg, kolejne obejmują rozdziały w poszczególnych księgach
|-
!Schemat kodu na stronie
|style=font-size:80%|{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=ST_Tyt /></nowiki>}}<nowiki>{{c|w=130%|przed=6.5em|po=3.5em|SPIS TREŚCI TOMU I}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section end=ST_Tyt /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga I|'''KSIĘGA I. LATA DZIECIĘCE'''|page=7}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=red|<nowiki><section begin=ST_k1 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga I/I|I. Rodzice|page=9}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga I/II|II. Narodziny|page=27}}</nowiki><br>
{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga I/VI|VI. Spadek|page=59}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=red|<nowiki><section end=ST_k1 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga II|'''KSIĘGA II. DWÓR W WIERZBINIE'''|page=63}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=orange|<nowiki><section begin=ST_k2 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga II/I|I. Susza|page=65}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga II/II|II. Dworek pana Kazimierza|page=90}}</nowiki><br>
{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga II/IX|IX. Zaręczyny|page=187}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=orange|<nowiki><section end=ST_k2 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III|'''KSIĘGA III. MAŁŻEŃSTWO'''|page=191}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=maroon|<nowiki><section begin=ST_k3 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III/I|I. Wesele|page=193}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III/II|II. Podróż do Paryża|page=197}}</nowiki><br>
{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga II/V|V. Rzym|page=213}}</nowiki>{{f*|kol=maroon|<nowiki><section end=ST_k3 /></nowiki>}}
|style=font-size:80%|{{f*|kol=maroon|<nowiki><section begin=ST_k3 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III/VI|VI. W drodze do Neapolu|page=220}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III/VII|VII. Neapol|page=227}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III/VI|VIII. Powrót do ojczyzny|page=230}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=maroon|<nowiki><section end=ST_k3 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga IV|'''KSIĘGA IV. SPALONY DWÓR'''|page=239}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=orange|<nowiki><section begin=ST_k4 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga IV/I|I. Zgliszcza|page=241}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga IV/II|II. Garderobiana|page=247}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga IV/III|III. Pola|page=259}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=orange|<nowiki><section end=ST_k4 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga V|'''KSIĘGA V. DWÓR W RZECICHACH'''|page=263}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=DeepPink|<nowiki><section begin=ST_k5 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga V/I|I. Przeprowadzka|page=265}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga V/II|II. Zakupy|page=290}}</nowiki><br>
{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga V/IX|IX. Nieoczekiwany podarunek|page=398}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=DeepPink|<nowiki><section end=ST_k5 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga VI|'''KSIĘGA VI. NOWE ZOBOWIĄZANIA'''|page=407}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=chocolate|<nowiki><section begin=ST_k6 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga VI/I|I. Podróż do siostrzenicy|page=409}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga VI/II|II. Mikołajek|page=422}}</nowiki><br>
{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga VI/V|V. Zmiany|page=472}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=chocolate|<nowiki><section end=ST_k6 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=CadetBlue|<nowiki><section begin=ST_Ozd /></nowiki>}}<nowiki>{{c|przed=3em|po=2em|───▊───}}</nowiki>{{f*|kol=CadetBlue|<nowiki><section end=ST_Ozd /></nowiki>}}
|-
!rowspan="3"|Kod transkludujący i efekt
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=485 onlysection=ST_Tyt /></nowiki><ref name=stare/><br><nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=485 to=486 onlysection=ST_ks /></nowiki><br><nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=485 onlysection=ST_Ozd /></nowiki><ref name=stare/>
|style=font-size:80%|{{f|maxwidth=30em|lewy=auto|prawy=auto|{{c|w=130%|przed=6.5em|po=3.5em|SPIS TREŚCI TOMU I}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA I. LATA DZIECIĘCE}}'''|page=7}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA II. DWÓR W WIERZBINIE}}'''|page=63}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA III. MAŁŻEŃSTWO}}'''|page=191}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA IV. SPALONY DWÓR}}'''|page=239}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA V. DWÓR W RZECICHACH}}'''|page=263}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA VI. NOWE ZOBOWIĄZANIA}}'''|page=407}}{{c|przed=3em|po=2em|───▊───}} }}
|-
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=485 onlysection=ST_k1 /></nowiki><ref name=stare/>
|style=font-size:80%|{{f|maxwidth=30em|lewy=auto|prawy=auto|{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|I. Rodzice}}|page=9}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|II. Narodziny}}|page=27}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|III. Szkoła}}|page=30}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|IV. Wesele brata}}|page=35}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|V. Śmierć rodziców}}|page=47}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|VI. Spadek}}|page=59}}<br><br>}}
|-
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=485 to=486 onlysection=ST_k3 /></nowiki>
|style=font-size:80%|{{f|maxwidth=30em|lewy=auto|prawy=auto|{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|I. Wesele}}|page=193}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|II. Podróż do Paryża}}|page=197}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|III. W Marsylii}}|page=202}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|IV. W drodze do Rzymu}}|page=209}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|V. Rzym}}|page=213}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|VI. W drodze do Neapolu}}|page=220}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|VII. Neapol}}|page=227}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|VIII. Powrót do ojczyzny}}|page=230}}<br><br>}}
|}
===Użycie całej strony powtórnie===
Zdarza się czasem, że niektóre strony (w przestrzeni '''Strona:''') są dokładnymi kopiami innych. Ponieważ ewentualne zmiany musiałyby być nanoszone na wszystkich stronach, wskazane jest by takich stron nie tworzyć osobno lecz raczej transkludować jedną z nich:
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Kod
|{{tab}}<nowiki>{{Strona:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}}<nowiki>}}</nowiki>
|}
===Powtórne wykorzystanie fragmentów strony===
====Dwie podobne strony różniące się tylko niewielkim fragmentem====
Załóżmy, że mamy stronę tytułową pierwszego tomu, na jej podstawie chcemy sporządzić stronę tytułową drugiego tomu. Moglibyśmy po prostu skopiować kod i nanieść poprawki, ale musimy wtedy dbać, by wszystkie zmiany w kodzie nanosić na wszystkich takich stronach. Bardziej eleganckim rozwiązaniem jest transkluzja i zmiana tylko tego fragmentu, którym się strony różnią.
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!width=50%|Kod strony
!width=50%|Wygląd strony
|-
|style=font-size:80%|{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=Tyt_G /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=300%|przed=1.5em|SERCE NIE SŁUGA}}
{{c|w=150%|przed=1em|POWIEŚĆ Z ZAŚCIANKA}}</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>{{c|w=200%|JANA KOWALSKIEGO}}{{c|──────────────|przed=8em}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section end=Tyt_G /></nowiki>}} {{f*|kol=green|<nowiki><section begin=TT /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|TOM I}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=TT /></nowiki>}} {{f*|kol=red|<nowiki><section begin=Tyt_D /></nowiki>}} <nowiki>{{c|──────────────}}{{c|w=170%|przed=6em|WARSZAWA|roz}}</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>{{c|──────}}{{c|w=130%|1858|po=2em}}</nowiki>{{f*|kol=red|<nowiki><section end=Tyt_D /></nowiki>}}
|{{f|w=45%|width=35em|align=justify|prawy=auto|lewy=auto|style=padding:4em; border: 1px solid black|{{c|w=300%|przed=1.5em|SERCE NIE SŁUGA}}{{c|w=150%|przed=1em|POWIEŚĆ Z ZAŚCIANKA}}{{c|w=100%|PRZEZ|przed=2em}}{{c|w=200%|JANA KOWALSKIEGO}}{{c|──────────────|przed=8em}}{{c|w=130%|TOM I}}{{c|──────────────}}{{c|w=170%|przed=6em|W A R S Z A W A}}{{c|w=130%|NAKŁADEM JANA KAMIŃSKIEGO}}{{c|──────}}{{c|w=130%|1858|po=2em}}}}
|-
!
!
|-
!Kod transkludujący stronę
!Efekt
|-
|style=font-size:80%|<nowiki>{{#lstx:Strona:Serce_nie_sługa.djvu/3|TT|{{c|w=130%|TOM II}}}}</nowiki><br>'''lub:'''<ref>Pierwsza wersja wydaje się lepsza, ponieważ jaśniej podaje intencję redaktora i jest przy tym krótsza</ref><br><nowiki>{{#lst:Strona:Serce_nie_sługa.djvu/3|Tyt_G}}</nowiki><br><nowiki>{{c|w=130%|TOM II}}</nowiki><br><nowiki>{{#lst:Strona:Serce_nie_sługa.djvu/3|Tyt_D}}</nowiki>
|{{f|w=45%|width=35em|align=justify|prawy=auto|lewy=auto|style=padding:4em; border: 1px solid black|{{c|w=300%|przed=1.5em|SERCE NIE SŁUGA}}{{c|w=150%|przed=1em|POWIEŚĆ Z ZAŚCIANKA}}{{c|w=100%|PRZEZ|przed=2em}}{{c|w=200%|JANA KOWALSKIEGO}}{{c|──────────────|przed=8em}}{{c|w=130%|TOM II}}{{c|──────────────}}{{c|w=170%|przed=6em|W A R S Z A W A}}{{c|w=130%|NAKŁADEM JANA KAMIŃSKIEGO}}{{c|──────}}{{c|w=130%|1858|po=2em}}}}
|}
====Zamiana przypisów końcowych na zwykłe====
Sposób implementacji przypisów końcowych jest omówiony w poradniku [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Przypisy|Przypisy]].
==Uwagi na marginesie==
===Ograniczenia w stosowaniu sekcji w szablonach===
Znaczniki sekcji wewnątrz szablonów po transkluzji czy substytucji są ignorowane. Inaczej to ujmując, nie można za pomocą szablonu wstawić znaczników granic sekcji (<nowiki><section ... /></nowiki>).<ref>Ujmując to kolokwialnie: znaczniki (<nowiki><section ... /></nowiki>) nie „przetrwają” transkluzji, „w locie” zostaną usunięte.</ref>
===Granice sekcji a znaczniki <nowiki><poem>, <ref>, <score></nowiki>===
Znaczniki <nowiki><poem>, <score> i (zasadniczo rzecz biorąc <ref>)</nowiki> powinny być otwierane wewnątrz <nowiki><section /></nowiki> nie na odwrót. W przypadku <nowiki><ref></nowiki> w razie potrzeby wydzielenia fragmentu przypisu należy zastosować {{s|Szablon:ZałączSekcja}} (patrz też poradnik [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Przypisy|Przypisy]]).
===<nowiki>{{#tag:section ...}}</nowiki>===
<nowiki><section...></nowiki> nie może być zastąpione przez <nowiki>{{#tag:section ...}}</nowiki>. Konstrukcja <nowiki>{{#tag:section ...}}</nowiki> nie działa.
===Szablon iwpages===
Szablon {{s|iwpages}} jest używany wyjątkowo do transkluzji tekstu z tej samej wiki (czyli Wikiźródeł) lub innej. Umożliwia w szczególności wybór sekcji. Transkluzja odbywa się w przeglądarce internetowej użytkownika. Wykorzystujemy czasem ten mechanizm przy tworzeniu bardzo dużych stron w przestrzeni głównej (patrz poradnik [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Tworzenie stron powyżej limitu transkluzji|Tworzenie stron powyżej limitu transkluzji]]).
===Kilka słów o substytucji===
Zasadniczo rzecz biorąc substutucja jest również możliwa przy pomocy kodu: <br>
<nowiki>{{subst:#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}}<nowiki> | </nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}}<nowiki>}}</nowiki> lub analogicznej konstrukcji. Fragment tekstu zostanie wtedy „na sztywno” włączony do strony docelowej. Jakakolwiek zmiana na jednej ze stron, nie będzie widoczna na drugiej.
===<nowiki>{{#lsth:...}} lub {{#section-h:...}}</nowiki>===
Konstrukcje <nowiki>{#lst:...}}/{{#section:...}} oraz {{#lstx:...}}/{{#section-x:...}}</nowiki> działają zarówno z automatycznie tworzonym sekcjami (czyli typu <nowiki>== </nowiki>{{ParametrPomoc|Nagłówek}}<nowiki> ==</nowiki>) (czyli tak jak w tym dokumencie, jak i z sekcjami tworzonymi przy pomocy znaczników <nowiki><section begin=... /> ... <section end=... /></nowiki> (czyli tak, jak zazwyczaj korzystamy z sekcji na Wikiźródłach.
Korzystanie z <nowiki>{{#lsth:...}} lub {{#section-h:...}}</nowiki> wykorzystuje '''jedynie''' sekcje tworzone automatycznie (czyli typu <nowiki>== </nowiki>{{ParametrPomoc|Nagłówek}}<nowiki> ==</nowiki>).
<nowiki>{{#lsth:</nowiki> {{ParametrPomoc|strona}} | {{ParametrPomoc|Nagłówek1}} <nowiki>}}</nowiki> transkluduje zawartość o {{ParametrPomoc|Nagłówku 1}}
<nowiki>{{#lsth:</nowiki> {{ParametrPomoc|strona}} | {{ParametrPomoc|Nagłówek1}} | {{ParametrPomoc|Nagłówek2}} <nowiki>}}</nowiki> transkluduje zawartość rozdziału o {{ParametrPomoc|Nagłówku 1}}, nagłówek i zawartość rozdziału o {{ParametrPomoc|Nagłówku 2}}
{{Przypisy}}
00mmtxoqbagerd6obqm1whbzloh9zud
3156889
3156886
2022-08-24T20:19:01Z
Draco flavus
2058
/* Początek lub/i koniec rozdziału na środku strony */
wikitext
text/x-wiki
==Uwagi techniczne==
W przykładach w tym dokumencie używany jest fikcyjny tekst ''Serce nie sługa'', strony dokumentu 3 to strona tytułowa, 124, 125, 126, 127, 485, 486 to dalsze strony książki. Parametry szablonów przy prezentacji (jednak nie w konkretnych przykładach) są dla wyróżnienia specjalnie oznaczane {{ParametrPomoc|Przykład}} .
==Użycie sekcji na Wikiźródłach==
Typowe dla Wikipedii sekcje mają formę nagłówka (<nowiki>== </nowiki>{{ParametrPomoc|Nagłówek}}<nowiki> ==</nowiki>). Na Wikiźródłach tego typu sekcje są tworzone jedynie na stronach dyskusji, pomocy itp. Przy opracowywaniu tekstu używamy jednak innych znaczników sekcji bez wydzielania nagłówków.
Używamy ich głównie w przestrzeni '''Strona:'''. Sekcja obejmuje fragment tekstu na jednej stronie. Na kolejnych stronach można otwierać (i oczywiście należy wtedy zamknąć) sekcję o tej samej nazwie. Można je potem transkludować<ref>Mechanizm transkluzji polega na prezentowaniu zawartości strony internetowej na innej stronie. Treść jest włączana dynamicznie, czyli tak, że wszelkie zmiany na stronie transkludowanej są widoczne na stronie docelowej (transkludującej).</ref> do przestrzeni głównej wspólnie, niemniej jednak na poziomie strony każda taka sekcja jest samodzielna.
==Zaznaczenie granic sekcji==
Na stronie fragmenty tekstu zaznaczamy przy pomocy znaczników <section begin={{ParametrPomoc|nazwa}} /> i <section end={{ParametrPomoc|nazwa}} />
Nawet jeżeli większość znaków w nazwie sekcji działa poprawnie, dobrą praktyką jest ograniczenie się do liter, cyfr i podkreślenia.
Wielkość liter jest istotna, choć z drugiej strony należy unikać stosowania nazw bardzo zbliżonych by uniknąć pomyłki.
Używanie cudzysłowów wokół nazw sekcji jest często zbędne. Konieczne jest na pewno, gdy w nazwie występuje spacja. Wielu użytkowników standardowo obejmuje cudzysłowami nazwy sekcji.
„Dobre” nazwy sekcji są krótkie (ponieważ długie nazwy niepotrzebnie przeszkadzają przy czytaniu kodu, nie zawierają spacji (z wyżej wymienionego powodu), nie zawierają znaków specjalnych, są jednoznaczne i sugerują czego dotyczą.
Przykłady: pios1, piosenka_1, tyt_gora, tyt_dol, r_03 (''dla '''r'''ozdziału trzeciego''), ks_1 (''dla '''ks'''ięgi pierwszej''), nagl, naglowek, 124g ('''''g'''órna część strony '''124''''') itp. Jak zawsze w takich wypadkach istotna jest spójność i logika przyjętego systemu.
==Przenoszenie wyrazów a nieciągła sekcja==
W przypadku przenoszenia wyrazów gdy sekcja kończy się lub zaczyna w środku przenoszonego wyrazu należy używać szablonu {{s|pp}}/{{s|pk}} nie zaś zwykłego dywizu. Tak jak to widać w przykładzie poniżej między stronami 124 i 125.
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!
!Pierwsza strona
!Druga strona
|-
!{{Tak}}
| ... Najpierw delikatnie zmoczyła rąbek <nowiki>{{pp|suk|na}}<section end=r_03 /></nowiki>
| <nowiki>{{pk|suk|na}}</nowiki> w misce z wodą i delikatnie dotknęła a następnie ...
|-
!{{Nie}}
| ... Najpierw delikatnie zmoczyła rąbek suk-<nowiki><section end=r_03 /></nowiki>
| w misce z wodą i delikatnie dotknęła a następnie ...
|}
Innym sposobem (mniej czytelnym), byłoby wyrzucenie łącznika poza granicę sekcji.
Opisując problem ogólniej, gdy używamy sekcji nieciągłej, lub tekst transkludujemy „sklejając” kilka sekcji musimy sami zadbać, by fragmenty się ze sobą właściwie połączyły. Nie jest na przykład automatycznie dodawany odstęp, podział akapitu itp.
==Transkluzja przy pomocy <nowiki>{{#lst:...}} i {{#section:...}}</nowiki>==
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Kod z zaznaczonymi graficznie sekcjami
|style="line-height: 250%;"|Jak {{f*|style=text-decoration:underline wavy blue|<nowiki><section begin=A/>użycie sekcji <section end=A /></nowiki>}} może ułatwić pracę z tekstem. Oto kilka uwag. {{f*|style=text-decoration:underline wavy red|<nowiki><section begin=B/>W danym tekście możemy wydzielić </nowiki>{{f*|style=text-decoration:overline wavy orange|<nowiki><section begin=C/>fragment tekstu<section end=C/></nowiki>}}<nowiki>, który </nowiki>{{f*|style=text-decoration:overline wavy olive|<nowiki><section begin=D/>ujmujemy w znaczniki<section end=B/></nowiki>}}}}{{f*|style=text-decoration:overline wavy olive|<nowiki> (całą sekcję).<section end=D/></nowiki>}} Sekcja to mogą być również {{f*|style=text-decoration:underline wavy green|<nowiki><section begin=E/>fragmenty tekstu<section end=E/></nowiki>}} które są{{f*|style=text-decoration:underline wavy green|<nowiki><section begin=E/> przedzielone innym tekstem<section end=E/></nowiki>}}. Tekst {{f*|style=text-decoration:underline wavy maroon|<nowiki><section begin=F/>objęty znacznikami sekcji<section end=F/></nowiki>}} może być zastąpiony. Użycie sekcji pozwala w szczególności powtarzający się tekst wykorzystywać wielokrotnie. {{f*|style=text-decoration:underline wavy fuchsia|<nowiki><section begin=G/><section end=G/></nowiki>}} Wszelkie zmiany mogą być robione w jednym miejscu.
|
|-
!Tekst z zaznaczonymi graficznie sekcjami
|style="line-height: 250%;"|Jak {{f*|style=text-decoration:underline wavy blue|użycie sekcji }} może ułatwić pracę z tekstem. Oto kilka uwag. {{f*|style=text-decoration:underline wavy red|W danym tekście możemy wydzielić {{f*|style=text-decoration:overline wavy orange|fragment tekstu}}, który {{f*|style=text-decoration:overline wavy olive|ujmujemy w znaczniki}}}}{{f*|style=text-decoration:overline wavy olive| (całą sekcję).}} Sekcja to mogą być również {{f*|style=text-decoration:underline wavy green|fragmenty tekstu}} które są{{f*|style=text-decoration:underline wavy green| przedzielone innym tekstem}}. Tekst {{f*|style=text-decoration:underline wavy maroon|objęty znacznikami sekcji}} może być zastąpiony. Użycie sekcji pozwala w szczególności powtarzający się tekst wykorzystywać wielokrotnie. {{f*|style=text-decoration:underline wavy fuchsia|•}} Wszelkie zmiany mogą być robione w jednym miejscu.
|
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}}<nowiki> |A}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|A}}
|transkludowana jest jedna sekcja
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|B}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|B}}
|transkludowana jest sekcja zawierająca inne sekcje
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|C}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|C}}
|transkludowana jest wewnętrzna sekcja
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|D}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|D}}
|transkludowana jest sekcja wychodząca poza granice innej
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|E}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|E}}
|transkludowana jest sekcja składająca się z kilku fragmentów
|-
! <nowiki>{{#lstx:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|F|wyodrębniony jako sekcja}}</nowiki>
|{{#lstx:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|F|wyodrębniony jako sekcja}}
|transkludowana jest cała strona, dana sekcja jest zastępowana innym tekstem
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|A|G}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|A|G}}
|transkludowana jest cała strona, od sekcji '''A''' do sekcji '''G'''; sekcja może również nie zawierać tekstu
|}
Synonimy <nowiki>{{#lst:....}} to inaczej {{#section:....}}</nowiki>. Ta druga forma jest częściej używana na polskich Wikiźródłach. Pierwsza forma kodu jest „międzynarodowa” (tj. generyczna i działa na wszystkich wiki.<br>
Synonimem <nowiki>{{#lstx:....}} jest {{#section-x:....}}</nowiki>.
==Transkluzja do przestrzeni głównej przy pomocy <nowiki><pages ...></nowiki>==
Obszerny podręcznik [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Transkluzja przy pomocy tagu pages|Transkluzja przy pomocy tagu pages]] przedstawia opisywane konstrukcje znacznie dokładniej.
===fromsection–tosection===
Do transkluzji do przestrzeni głównej używa się tagu
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Kod
|<pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|nr_strony_początkowej}} to={{ParametrPomoc|numer_strony_końcowej}} fromsection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_początkowej}} tosection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_końcowej}} />
|}
Tutaj kluczowe są dla nas parametry '''fromsection''' i '''tosection'''.
Transkludowany jest tekst od strony {{ParametrPomoc|nr_strony_początkowej}} poczynając od {{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_początkowej}} do strony {{ParametrPomoc|nr_strony_końcowej}} do sekcji {{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_końcowej}} .
{{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_początkowej}} i {{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_końcowej}} mogą być tożsame, np. ta sama nazwa nawiązująca do numeru rozdziału. Generalnie istotne jest jedynie by nazwa sekcji nie powtarzała się w sposób niezamierzony na tej samej stronie.
Ściśle rzecz biorąc, jest transkludowany tekst od pierwszego otwarcia sekcji na pierwszej stronie z zakresu stron do pierwszego zamknięcia sekcji na ostatniej stronie.
===onlysection===
Jeżeli jednak potrzebujemy fragmentu pojedynczej strony najlepsza jest konstrukcja:<br>
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Kod
|<pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} include={{ParametrPomoc|nr_strony}} onlysection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} />
|}
Podobnie gdy chcemy transkludować sekcję (również nieciągłą) z kilku stron:
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Kod
|<pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|nr_strony_początkowej}} to={{ParametrPomoc|nr_strony_końcowej}} onlysection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} />
|}
Ten ostatni kod jest bardzo wygodny np. do wydzielenia tekstu w jednym języku z wielojęzycznego dokumentu.
===Stare a nowe indeksy===
Nie wchodząc tutaj w dokładniejsze opisy (można je znaleźć w poradniku [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Indeksy|Indeksy]]) należy wspomnieć, że mamy na naszych Wikiźródłach dwa typy indeksów (tzw. stare i nowe). Indeksy nowego typu nazywają się zawsze dokładnie tak, jak plik, który jest ich podstawą (źródłem) (nazwa kończy się więc na '''.djvu''' lub '''.pdf'''). Przy przenoszeniu do przestrzeni głównej należy w parametrach '''from''' i '''to''' użyć numeru strony (a więc liczby). W indeksach starego typu konieczne jest podanie nazwy strony więc na przykład '''"PL J Nowak Serca nie sługa.pdf/127"''' lub '''"PL J Serce nie sługa 127.jpg"'''
==Typowe sposoby wykorzystania==
===Transkluzja fragmentu strony do przestrzeni głównej===
====Początek lub/i koniec rozdziału na środku strony====
Dość często zdarza się, że granica rozdziałów wypada na środku strony. Typowym rozwiązaniem jest utworzenie sekcji dzielących stronę na dwie części – górną i dolną, tj. do granicy rozdziału i poniżej.
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Strony
|pierwsza np. 124
|kolejne strony np. 125, 126
|ostatnia np. 127
|-
!Wygląd strony
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_1.png|320px]]|table}}
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_2.png|320px]]|table}}
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_3.png|320px]]|table}}
|-
!Uwagi
|podział na sekcje na granicy rozdziałów. Sekcje otwierane i zamykane na początku i końcu strony.
|Na stronach bez podziału na rozdziały sekcje są zbędne.
|podział na sekcje na granicy rozdziałów. Sekcje otwierane i zamykane na początku i końcu strony.
|-
!Schemat kodu na stronie
|style=font-size:80%|{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=r_02 /></nowiki>}} <nowiki>{{pk|nie|znacznie}} rzucił okiem na dziewczynę. Stała ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... do Kazimierza. Ten jednak bez słowa wyszedł z pokoju.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section end=r_02 /></nowiki>}} {{f*|kol=green|<nowiki><section begin=r_03 /></nowiki>}}<nowiki> {{c|w=130%|'''III. Toaleta pani Łęskiej'''}}{{tab}}Ciotka rano wstała nieco podrażniona. Wezwała do siebie garderobianą i zrobiła...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... podeszła i zaczęła pomagać pani w porannych przygotowaniach. Najpierw delikatnie zmoczyła rąbek {{pp|suk|na}}</nowiki> {{f*|kol=green|<nowiki><section end=r_03 /></nowiki>}}
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|suk|na}} w misce z wodą i delikatnie dotknęła a następnie przetarła skórę ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... którą pani Łęska starannie ukrywa, a której treści ona nie zna i zapewne nigdy nie pozna.<br></nowiki>
|style=font-size:80%|{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=r_03 /></nowiki>}} <nowiki>{{tab}}Westchnęła ciężko. Dlaczego jest ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... kuchni wydać codzienne dyspozycje.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=r_03 /></nowiki>}} {{f*|kol=red|<nowiki><section begin=r_04 /></nowiki>}}<nowiki> {{c|w=130%|'''IV. Interesa pana Rejenta'''}}{{tab}}Pan Kazimierz miał dziś pełen...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... już sobie za stary na poszukiwanie kobiety. Nie zawsze tak {{pp|by|wało}}</nowiki> {{f*|kol=red|<nowiki><section end=r_04 /></nowiki>}}
|-
!Alternatywny schemat kodu na stronie
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|nie|znacznie}} rzucił okiem na dziewczynę. Stała ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... do Kazimierza. Ten jednak bez słowa wyszedł z pokoju.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=r_02 /><section end=r_02 /></nowiki>}} {{f*|kol=green|<nowiki><section begin=r_03 /><section end=r_03 /></nowiki>}}<nowiki> {{c|w=130%|'''III. Toaleta pani Łęskiej'''}}{{tab}}Ciotka rano wstała nieco podrażniona. Wezwała do siebie garderobianą i zrobiła...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... podeszła i zaczęła pomagać pani w porannych przygotowaniach. Najpierw delikatnie zmoczyła rąbek {{pp|suk|na}}</nowiki>
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|suk|na}} w misce z wodą i delikatnie dotknęła a następnie przetarła skórę ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... którą pani Łęska starannie ukrywa, a której treści ona nie zna i zapewne nigdy nie pozna.<br></nowiki>
|style=font-size:80%|<nowiki>{{tab}}Westchnęła ciężko. Dlaczego jest ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... kuchni wydać codzienne dyspozycje.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=r_03 /><section end=r_03 /></nowiki>}} {{f*|kol=red|<nowiki><section begin=r_04 /><section end=r_04 /></nowiki>}}<nowiki> {{c|w=130%|'''IV. Interesa pana Rejenta'''}}{{tab}}Pan Kazimierz miał dziś pełen...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... już sobie za stary na poszukiwanie kobiety. Nie zawsze tak {{pp|by|wało}}</nowiki>
|-
!Kod transkludujący
|colspan="3"|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=124 to=127 fromsection=r_03 tosection=r_03 /></nowiki><ref><nowiki><pages index="Serce nie sługa" from="Serce_nie_sługa.djvu/124" to="Serce_nie_sługa.djvu/127" fromsection=r_03 tosection=r_03 /></nowiki> (dla indeksów starego typu)</ref>
|}
Części te są transkludowane do przestrzeni głównej metodą wskazaną powyżej.
Alternatywnie można pójść jeszcze dalej i oznaczać granice rozdziałów jakąś jednolitą sekcją.
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Strony
|pierwsza np. 124
|kolejne strony np. 125, 126
|ostatnia np. 127
|-
!Uwagi
|Pusta sekcja na granicy rozdziałów.
|Na stronach bez podziału na rozdziały sekcje są zbędne.
|Pusta sekcja na granicy rozdziałów.
|-
!Schemat kodu na stronie
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|nie|znacznie}} rzucił okiem na dziewczynę. Stała ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... do Kazimierza. Ten jednak bez słowa wyszedł z pokoju.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=granica /><section end=granica /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''III. Toaleta pani Łęskiej'''}}{{tab}}Ciotka rano wstała nieco podrażniona. Wezwała do siebie garderobianą i zrobiła...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... podeszła i zaczęła pomagać pani w porannych przygotowaniach. Najpierw delikatnie zmoczyła rąbek {{pp|suk|na}}</nowiki>
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|suk|na}} w misce z wodą i delikatnie dotknęła a następnie przetarła skórę ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... którą pani Łęska starannie ukrywa, a której treści ona nie zna i zapewne nigdy nie pozna.<br></nowiki>
|style=font-size:80%|<nowiki>{{tab}}Westchnęła ciężko. Dlaczego jest ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... kuchni wydać codzienne dyspozycje.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=granica /><section end=granica /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''IV. Interesa pana Rejenta'''}}{{tab}}Pan Kazimierz miał dziś pełen...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... już sobie za stary na poszukiwanie kobiety. Nie zawsze tak {{pp|by|wało}}</nowiki>
|-
!Kod transkludujący
|colspan="3"|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=124 to=127 fromsection=granica tosection=granica /></nowiki><ref><nowiki><pages index="Serce nie sługa" from="Serce_nie_sługa.djvu/124" to="Serce_nie_sługa.djvu/127" fromsection=granica tosection=granica /></nowiki> (dla indeksów starego typu)</ref>
|}
Inne rozdziały mogą być zbudowane tak samo i byłyby transkludowane na przykład kodem:<br>
<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=117 to=124 fromsection=granica tosection=granica /></nowiki><br>
<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=127 to=135 fromsection=granica tosection=granica /></nowiki><br>
Zamiast nazwy granica można również dawać jakąś krótką prostą nazwę (np. '''X'''). Nazwa ta '''może''' się powtarzać w obrębie jednego tekstu, byle nie występowała dwa razy na tej samej stronie.
====Początek i koniec rozdziału na tej samej stronie w środku innego tekstu====
<br><br>
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Wygląd strony (np. nr 146)
!Kod strony
!Kod transkludujący
|-
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_4.png|320px]]|table}}
|style=font-size:80%|{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=r_06 /></nowiki>}} <nowiki>{{pk|szyb|ko}} wyszedł z pokoju i zamknął ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... poganiając woźnicę odjechał.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section end=r_06 /></nowiki>}} {{f*|kol=green|<nowiki><section begin=r_07 /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''VII. Spotkanie'''}}{{tab}}Mrok zapadał już powoli, gdy...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... ich serca biły jednym rytmem.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=r_07 /></nowiki>}} {{f*|kol=red|<nowiki><section begin=r_08 /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''VIII. Rano'''}}{{tab}}Następnego dnia gdy garderobiana...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... sobie oczekiwać po takim obrocie spraw.</nowiki>{{f*|kol=red|<nowiki><section end=r_08 /></nowiki>}}
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=146 onlysection=r_07 /></nowiki><ref name=stare/><br>
|}
<br><br>
Alternatywnie można ten efekt uzyskać przez wstawienie dwóch pustych sekcji:
<br><br>
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Wygląd strony (np. nr 146)
!Kod strony
!Kod transkludujący
|-
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_4.png|320px]]|table}}
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|szyb|ko}} wyszedł z pokoju i zamknął ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... poganiając woźnicę odjechał.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=granica1 /><section end=granica1 /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''VII. Spotkanie'''}}{{tab}}Mrok zapadał już powoli, gdy...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... ich serca biły jednym rytmem.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=granica2 /><section end=granica2 /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''VIII. Rano'''}}{{tab}}Następnego dnia gdy garderobiana...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... sobie oczekiwać po takim obrocie spraw.</nowiki>
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=146 fromsection=granica1 tosection=granica2 /></nowiki><ref name=stare/><br>
|}
====Strona tytułowa====
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!width=50%|Wygląd strony (np. nr 3)
!width=50%|Kod strony
|-
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_0.png|320px]]|table}}
|style=font-size:80%|{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=Tyt_G /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=300%|przed=1.5em|SERCE NIE SŁUGA}}
{{c|w=150%|przed=1em|POWIEŚĆ Z ZAŚCIANKA}}</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>{{c|w=200%|JANA KOWALSKIEGO}}{{c|──────────────|przed=8em}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section end=Tyt_G /></nowiki>}} {{f*|kol=green|<nowiki><section begin=TT /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|TOM I}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=TT /></nowiki>}} {{f*|kol=red|<nowiki><section begin=Tyt_D /></nowiki>}} <nowiki>{{c|──────────────}}{{c|w=170%|przed=6em|WARSZAWA|roz}}</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>{{c|──────}}{{c|w=130%|1858|po=2em}}</nowiki>{{f*|kol=red|<nowiki><section end=Tyt_D /></nowiki>}}
|-
!
!
|-
!Kod transkludujący stronę
!Efekt
|-
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=3 onlysection=Tyt_G /></nowiki><ref name=stare>W przypadku indeksów nowego typu konstrukcja z parametrem '''include''' jest krótsza i lepiej oddaje ideę dlatego można ją uznać za preferowaną, w przypadku indeksów starego typu trzeba '''include'''=X zastąpić konstrukcją '''from'''=X '''to'''=X (ta sama strona początkowa i końcowa)</ref><br>
<nowiki>{{c|w=130%|[[{{ROOTPAGENAME}}/Tom I|TOM I]] • [[{{ROOTPAGENAME}}/Tom II|TOM II]] • [[{{ROOTPAGENAME}}/Tom III|TOM III]] }}</nowiki><br>
<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=3 onlysection=Tyt_D /></nowiki><ref name=stare/>
|{{f|w=45%|width=35em|align=justify|prawy=auto|lewy=auto|style=padding:4em; border: 1px solid black|{{c|w=300%|przed=1.5em|SERCE NIE SŁUGA}}{{c|w=150%|przed=1em|POWIEŚĆ Z ZAŚCIANKA}}{{c|w=100%|PRZEZ|przed=2em}}{{c|w=200%|JANA KOWALSKIEGO}}{{c|──────────────|przed=8em}}{{c|w=130%|{{f*|kol=blue|TOM I}} • {{f*|kol=blue|TOM II}} • {{f*|kol=blue|TOM III}}}}{{c|──────────────}}{{c|w=170%|przed=6em|W A R S Z A W A}}{{c|w=130%|NAKŁADEM JANA KAMIŃSKIEGO}}{{c|──────}}{{c|w=130%|1858|po=2em}}}}
|}
<br><br>
====Spisy treści====
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Strony
|strona 485
|strona 486
|-
!Wygląd strony
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_5.png|320px]]|table}}
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_6.png|320px]]|table}}
|-
!Uwagi
|colspan="2"|sekcje obejmują fragmenty tekstu, pierwsza obejmuje nagłówek, następna (podzielona na fragmenty) spis ksiąg, kolejne obejmują rozdziały w poszczególnych księgach
|-
!Schemat kodu na stronie
|style=font-size:80%|{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=ST_Tyt /></nowiki>}}<nowiki>{{c|w=130%|przed=6.5em|po=3.5em|SPIS TREŚCI TOMU I}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section end=ST_Tyt /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga I|'''KSIĘGA I. LATA DZIECIĘCE'''|page=7}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=red|<nowiki><section begin=ST_k1 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga I/I|I. Rodzice|page=9}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga I/II|II. Narodziny|page=27}}</nowiki><br>
{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga I/VI|VI. Spadek|page=59}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=red|<nowiki><section end=ST_k1 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga II|'''KSIĘGA II. DWÓR W WIERZBINIE'''|page=63}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=orange|<nowiki><section begin=ST_k2 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga II/I|I. Susza|page=65}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga II/II|II. Dworek pana Kazimierza|page=90}}</nowiki><br>
{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga II/IX|IX. Zaręczyny|page=187}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=orange|<nowiki><section end=ST_k2 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III|'''KSIĘGA III. MAŁŻEŃSTWO'''|page=191}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=maroon|<nowiki><section begin=ST_k3 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III/I|I. Wesele|page=193}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III/II|II. Podróż do Paryża|page=197}}</nowiki><br>
{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga II/V|V. Rzym|page=213}}</nowiki>{{f*|kol=maroon|<nowiki><section end=ST_k3 /></nowiki>}}
|style=font-size:80%|{{f*|kol=maroon|<nowiki><section begin=ST_k3 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III/VI|VI. W drodze do Neapolu|page=220}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III/VII|VII. Neapol|page=227}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III/VI|VIII. Powrót do ojczyzny|page=230}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=maroon|<nowiki><section end=ST_k3 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga IV|'''KSIĘGA IV. SPALONY DWÓR'''|page=239}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=orange|<nowiki><section begin=ST_k4 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga IV/I|I. Zgliszcza|page=241}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga IV/II|II. Garderobiana|page=247}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga IV/III|III. Pola|page=259}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=orange|<nowiki><section end=ST_k4 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga V|'''KSIĘGA V. DWÓR W RZECICHACH'''|page=263}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=DeepPink|<nowiki><section begin=ST_k5 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga V/I|I. Przeprowadzka|page=265}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga V/II|II. Zakupy|page=290}}</nowiki><br>
{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga V/IX|IX. Nieoczekiwany podarunek|page=398}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=DeepPink|<nowiki><section end=ST_k5 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga VI|'''KSIĘGA VI. NOWE ZOBOWIĄZANIA'''|page=407}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=chocolate|<nowiki><section begin=ST_k6 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga VI/I|I. Podróż do siostrzenicy|page=409}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga VI/II|II. Mikołajek|page=422}}</nowiki><br>
{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga VI/V|V. Zmiany|page=472}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=chocolate|<nowiki><section end=ST_k6 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=CadetBlue|<nowiki><section begin=ST_Ozd /></nowiki>}}<nowiki>{{c|przed=3em|po=2em|───▊───}}</nowiki>{{f*|kol=CadetBlue|<nowiki><section end=ST_Ozd /></nowiki>}}
|-
!rowspan="3"|Kod transkludujący i efekt
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=485 onlysection=ST_Tyt /></nowiki><ref name=stare/><br><nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=485 to=486 onlysection=ST_ks /></nowiki><br><nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=485 onlysection=ST_Ozd /></nowiki><ref name=stare/>
|style=font-size:80%|{{f|maxwidth=30em|lewy=auto|prawy=auto|{{c|w=130%|przed=6.5em|po=3.5em|SPIS TREŚCI TOMU I}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA I. LATA DZIECIĘCE}}'''|page=7}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA II. DWÓR W WIERZBINIE}}'''|page=63}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA III. MAŁŻEŃSTWO}}'''|page=191}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA IV. SPALONY DWÓR}}'''|page=239}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA V. DWÓR W RZECICHACH}}'''|page=263}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA VI. NOWE ZOBOWIĄZANIA}}'''|page=407}}{{c|przed=3em|po=2em|───▊───}} }}
|-
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=485 onlysection=ST_k1 /></nowiki><ref name=stare/>
|style=font-size:80%|{{f|maxwidth=30em|lewy=auto|prawy=auto|{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|I. Rodzice}}|page=9}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|II. Narodziny}}|page=27}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|III. Szkoła}}|page=30}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|IV. Wesele brata}}|page=35}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|V. Śmierć rodziców}}|page=47}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|VI. Spadek}}|page=59}}<br><br>}}
|-
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=485 to=486 onlysection=ST_k3 /></nowiki>
|style=font-size:80%|{{f|maxwidth=30em|lewy=auto|prawy=auto|{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|I. Wesele}}|page=193}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|II. Podróż do Paryża}}|page=197}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|III. W Marsylii}}|page=202}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|IV. W drodze do Rzymu}}|page=209}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|V. Rzym}}|page=213}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|VI. W drodze do Neapolu}}|page=220}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|VII. Neapol}}|page=227}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|VIII. Powrót do ojczyzny}}|page=230}}<br><br>}}
|}
===Użycie całej strony powtórnie===
Zdarza się czasem, że niektóre strony (w przestrzeni '''Strona:''') są dokładnymi kopiami innych. Ponieważ ewentualne zmiany musiałyby być nanoszone na wszystkich stronach, wskazane jest by takich stron nie tworzyć osobno lecz raczej transkludować jedną z nich:
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Kod
|{{tab}}<nowiki>{{Strona:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}}<nowiki>}}</nowiki>
|}
===Powtórne wykorzystanie fragmentów strony===
====Dwie podobne strony różniące się tylko niewielkim fragmentem====
Załóżmy, że mamy stronę tytułową pierwszego tomu, na jej podstawie chcemy sporządzić stronę tytułową drugiego tomu. Moglibyśmy po prostu skopiować kod i nanieść poprawki, ale musimy wtedy dbać, by wszystkie zmiany w kodzie nanosić na wszystkich takich stronach. Bardziej eleganckim rozwiązaniem jest transkluzja i zmiana tylko tego fragmentu, którym się strony różnią.
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!width=50%|Kod strony
!width=50%|Wygląd strony
|-
|style=font-size:80%|{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=Tyt_G /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=300%|przed=1.5em|SERCE NIE SŁUGA}}
{{c|w=150%|przed=1em|POWIEŚĆ Z ZAŚCIANKA}}</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>{{c|w=200%|JANA KOWALSKIEGO}}{{c|──────────────|przed=8em}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section end=Tyt_G /></nowiki>}} {{f*|kol=green|<nowiki><section begin=TT /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|TOM I}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=TT /></nowiki>}} {{f*|kol=red|<nowiki><section begin=Tyt_D /></nowiki>}} <nowiki>{{c|──────────────}}{{c|w=170%|przed=6em|WARSZAWA|roz}}</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>{{c|──────}}{{c|w=130%|1858|po=2em}}</nowiki>{{f*|kol=red|<nowiki><section end=Tyt_D /></nowiki>}}
|{{f|w=45%|width=35em|align=justify|prawy=auto|lewy=auto|style=padding:4em; border: 1px solid black|{{c|w=300%|przed=1.5em|SERCE NIE SŁUGA}}{{c|w=150%|przed=1em|POWIEŚĆ Z ZAŚCIANKA}}{{c|w=100%|PRZEZ|przed=2em}}{{c|w=200%|JANA KOWALSKIEGO}}{{c|──────────────|przed=8em}}{{c|w=130%|TOM I}}{{c|──────────────}}{{c|w=170%|przed=6em|W A R S Z A W A}}{{c|w=130%|NAKŁADEM JANA KAMIŃSKIEGO}}{{c|──────}}{{c|w=130%|1858|po=2em}}}}
|-
!
!
|-
!Kod transkludujący stronę
!Efekt
|-
|style=font-size:80%|<nowiki>{{#lstx:Strona:Serce_nie_sługa.djvu/3|TT|{{c|w=130%|TOM II}}}}</nowiki><br>'''lub:'''<ref>Pierwsza wersja wydaje się lepsza, ponieważ jaśniej podaje intencję redaktora i jest przy tym krótsza</ref><br><nowiki>{{#lst:Strona:Serce_nie_sługa.djvu/3|Tyt_G}}</nowiki><br><nowiki>{{c|w=130%|TOM II}}</nowiki><br><nowiki>{{#lst:Strona:Serce_nie_sługa.djvu/3|Tyt_D}}</nowiki>
|{{f|w=45%|width=35em|align=justify|prawy=auto|lewy=auto|style=padding:4em; border: 1px solid black|{{c|w=300%|przed=1.5em|SERCE NIE SŁUGA}}{{c|w=150%|przed=1em|POWIEŚĆ Z ZAŚCIANKA}}{{c|w=100%|PRZEZ|przed=2em}}{{c|w=200%|JANA KOWALSKIEGO}}{{c|──────────────|przed=8em}}{{c|w=130%|TOM II}}{{c|──────────────}}{{c|w=170%|przed=6em|W A R S Z A W A}}{{c|w=130%|NAKŁADEM JANA KAMIŃSKIEGO}}{{c|──────}}{{c|w=130%|1858|po=2em}}}}
|}
====Zamiana przypisów końcowych na zwykłe====
Sposób implementacji przypisów końcowych jest omówiony w poradniku [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Przypisy|Przypisy]].
==Uwagi na marginesie==
===Ograniczenia w stosowaniu sekcji w szablonach===
Znaczniki sekcji wewnątrz szablonów po transkluzji czy substytucji są ignorowane. Inaczej to ujmując, nie można za pomocą szablonu wstawić znaczników granic sekcji (<nowiki><section ... /></nowiki>).<ref>Ujmując to kolokwialnie: znaczniki (<nowiki><section ... /></nowiki>) nie „przetrwają” transkluzji, „w locie” zostaną usunięte.</ref>
===Granice sekcji a znaczniki <nowiki><poem>, <ref>, <score></nowiki>===
Znaczniki <nowiki><poem>, <score> i (zasadniczo rzecz biorąc <ref>)</nowiki> powinny być otwierane wewnątrz <nowiki><section /></nowiki> nie na odwrót. W przypadku <nowiki><ref></nowiki> w razie potrzeby wydzielenia fragmentu przypisu należy zastosować {{s|Szablon:ZałączSekcja}} (patrz też poradnik [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Przypisy|Przypisy]]).
===<nowiki>{{#tag:section ...}}</nowiki>===
<nowiki><section...></nowiki> nie może być zastąpione przez <nowiki>{{#tag:section ...}}</nowiki>. Konstrukcja <nowiki>{{#tag:section ...}}</nowiki> nie działa.
===Szablon iwpages===
Szablon {{s|iwpages}} jest używany wyjątkowo do transkluzji tekstu z tej samej wiki (czyli Wikiźródeł) lub innej. Umożliwia w szczególności wybór sekcji. Transkluzja odbywa się w przeglądarce internetowej użytkownika. Wykorzystujemy czasem ten mechanizm przy tworzeniu bardzo dużych stron w przestrzeni głównej (patrz poradnik [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Tworzenie stron powyżej limitu transkluzji|Tworzenie stron powyżej limitu transkluzji]]).
===Kilka słów o substytucji===
Zasadniczo rzecz biorąc substutucja jest również możliwa przy pomocy kodu: <br>
<nowiki>{{subst:#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}}<nowiki> | </nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}}<nowiki>}}</nowiki> lub analogicznej konstrukcji. Fragment tekstu zostanie wtedy „na sztywno” włączony do strony docelowej. Jakakolwiek zmiana na jednej ze stron, nie będzie widoczna na drugiej.
===<nowiki>{{#lsth:...}} lub {{#section-h:...}}</nowiki>===
Konstrukcje <nowiki>{#lst:...}}/{{#section:...}} oraz {{#lstx:...}}/{{#section-x:...}}</nowiki> działają zarówno z automatycznie tworzonym sekcjami (czyli typu <nowiki>== </nowiki>{{ParametrPomoc|Nagłówek}}<nowiki> ==</nowiki>) (czyli tak jak w tym dokumencie, jak i z sekcjami tworzonymi przy pomocy znaczników <nowiki><section begin=... /> ... <section end=... /></nowiki> (czyli tak, jak zazwyczaj korzystamy z sekcji na Wikiźródłach.
Korzystanie z <nowiki>{{#lsth:...}} lub {{#section-h:...}}</nowiki> wykorzystuje '''jedynie''' sekcje tworzone automatycznie (czyli typu <nowiki>== </nowiki>{{ParametrPomoc|Nagłówek}}<nowiki> ==</nowiki>).
<nowiki>{{#lsth:</nowiki> {{ParametrPomoc|strona}} | {{ParametrPomoc|Nagłówek1}} <nowiki>}}</nowiki> transkluduje zawartość o {{ParametrPomoc|Nagłówku 1}}
<nowiki>{{#lsth:</nowiki> {{ParametrPomoc|strona}} | {{ParametrPomoc|Nagłówek1}} | {{ParametrPomoc|Nagłówek2}} <nowiki>}}</nowiki> transkluduje zawartość rozdziału o {{ParametrPomoc|Nagłówku 1}}, nagłówek i zawartość rozdziału o {{ParametrPomoc|Nagłówku 2}}
{{Przypisy}}
2u7fgxw7o2lwfdbvfecd9byh31dtvxa
3157041
3156889
2022-08-25T07:31:21Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
==Uwagi techniczne==
W przykładach w tym dokumencie używany jest fikcyjny tekst ''Serce nie sługa'', strony dokumentu 3 to strona tytułowa, 124, 125, 126, 127, 485, 486 to dalsze strony książki. Parametry szablonów przy prezentacji (jednak nie w konkretnych przykładach) są dla wyróżnienia specjalnie oznaczane {{ParametrPomoc|Przykład}} .
==Użycie sekcji na Wikiźródłach==
Typowe dla Wikipedii sekcje mają formę nagłówka (<nowiki>== </nowiki>{{ParametrPomoc|Nagłówek}}<nowiki> ==</nowiki>). Na Wikiźródłach tego typu sekcje są tworzone jedynie na stronach dyskusji, pomocy itp. Przy opracowywaniu tekstu używamy jednak innych znaczników sekcji bez wydzielania nagłówków.
Używamy ich głównie w przestrzeni '''Strona:'''. Sekcja obejmuje fragment tekstu na jednej stronie. Na kolejnych stronach można otwierać (i oczywiście należy wtedy zamknąć) sekcję o tej samej nazwie. Można je potem transkludować<ref>Mechanizm transkluzji polega na prezentowaniu zawartości strony internetowej na innej stronie. Treść jest włączana dynamicznie, czyli tak, że wszelkie zmiany na stronie transkludowanej są widoczne na stronie docelowej (transkludującej).</ref> do przestrzeni głównej wspólnie, niemniej jednak na poziomie strony każda taka sekcja jest samodzielna.
==Zaznaczenie granic sekcji==
Na stronie fragmenty tekstu zaznaczamy przy pomocy znaczników <section begin={{ParametrPomoc|nazwa}} /> i <section end={{ParametrPomoc|nazwa}} />
Nawet jeżeli większość znaków w nazwie sekcji działa poprawnie, dobrą praktyką jest ograniczenie się do liter, cyfr i podkreślenia.
Wielkość liter jest istotna, choć z drugiej strony należy unikać stosowania nazw bardzo zbliżonych by uniknąć pomyłki.
Używanie cudzysłowów wokół nazw sekcji jest często zbędne. Konieczne jest na pewno, gdy w nazwie występuje spacja. Wielu użytkowników standardowo obejmuje cudzysłowami nazwy sekcji.
„Dobre” nazwy sekcji są krótkie (ponieważ długie nazwy niepotrzebnie przeszkadzają przy czytaniu kodu, nie zawierają spacji (z wyżej wymienionego powodu), nie zawierają znaków specjalnych, są jednoznaczne i sugerują czego dotyczą.
Przykłady: pios1, piosenka_1, tyt_gora, tyt_dol, r_03 (''dla '''r'''ozdziału trzeciego''), ks_1 (''dla '''ks'''ięgi pierwszej''), nagl, naglowek, 124g ('''''g'''órna część strony '''124''''') itp. Jak zawsze w takich wypadkach istotna jest spójność i logika przyjętego systemu.
==Przenoszenie wyrazów a nieciągła sekcja==
W przypadku przenoszenia wyrazów gdy sekcja kończy się lub zaczyna w środku przenoszonego wyrazu należy używać szablonu {{s|pp}}/{{s|pk}} nie zaś zwykłego dywizu. Tak jak to widać w przykładzie poniżej między stronami 124 i 125.
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!
!Pierwsza strona
!Druga strona
|-
!{{Tak}}
| ... Najpierw delikatnie zmoczyła rąbek <nowiki>{{pp|suk|na}}<section end=r_03 /></nowiki>
| <nowiki>{{pk|suk|na}}</nowiki> w misce z wodą i delikatnie dotknęła a następnie ...
|-
!{{Nie}}
| ... Najpierw delikatnie zmoczyła rąbek suk-<nowiki><section end=r_03 /></nowiki>
| w misce z wodą i delikatnie dotknęła a następnie ...
|}
Innym sposobem (mniej czytelnym), byłoby wyrzucenie łącznika poza granicę sekcji.
Opisując problem ogólniej, gdy używamy sekcji nieciągłej, lub tekst transkludujemy „sklejając” kilka sekcji musimy sami zadbać, by fragmenty się ze sobą właściwie połączyły. Nie jest na przykład automatycznie dodawany odstęp, podział akapitu itp.
==Transkluzja przy pomocy <nowiki>{{#lst:...}} i {{#section:...}}</nowiki>==
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Kod z zaznaczonymi graficznie sekcjami
|style="line-height: 250%;"|Jak {{f*|style=text-decoration:underline wavy blue|<nowiki><section begin=A/>użycie sekcji <section end=A /></nowiki>}} może ułatwić pracę z tekstem. Oto kilka uwag. {{f*|style=text-decoration:underline wavy red|<nowiki><section begin=B/>W danym tekście możemy wydzielić </nowiki>{{f*|style=text-decoration:overline wavy orange|<nowiki><section begin=C/>fragment tekstu<section end=C/></nowiki>}}<nowiki>, który </nowiki>{{f*|style=text-decoration:overline wavy olive|<nowiki><section begin=D/>ujmujemy w znaczniki<section end=B/></nowiki>}}}}{{f*|style=text-decoration:overline wavy olive|<nowiki> (całą sekcję).<section end=D/></nowiki>}} Sekcja to mogą być również {{f*|style=text-decoration:underline wavy green|<nowiki><section begin=E/>fragmenty tekstu<section end=E/></nowiki>}} które są{{f*|style=text-decoration:underline wavy green|<nowiki><section begin=E/> przedzielone innym tekstem<section end=E/></nowiki>}}. Tekst {{f*|style=text-decoration:underline wavy maroon|<nowiki><section begin=F/>objęty znacznikami sekcji<section end=F/></nowiki>}} może być zastąpiony. Użycie sekcji pozwala w szczególności powtarzający się tekst wykorzystywać wielokrotnie. {{f*|style=text-decoration:underline wavy fuchsia|<nowiki><section begin=G/><section end=G/></nowiki>}} Wszelkie zmiany mogą być robione w jednym miejscu.
|
|-
!Tekst z zaznaczonymi graficznie sekcjami
|style="line-height: 250%;"|Jak {{f*|style=text-decoration:underline wavy blue|użycie sekcji }} może ułatwić pracę z tekstem. Oto kilka uwag. {{f*|style=text-decoration:underline wavy red|W danym tekście możemy wydzielić {{f*|style=text-decoration:overline wavy orange|fragment tekstu}}, który {{f*|style=text-decoration:overline wavy olive|ujmujemy w znaczniki}}}}{{f*|style=text-decoration:overline wavy olive| (całą sekcję).}} Sekcja to mogą być również {{f*|style=text-decoration:underline wavy green|fragmenty tekstu}} które są{{f*|style=text-decoration:underline wavy green| przedzielone innym tekstem}}. Tekst {{f*|style=text-decoration:underline wavy maroon|objęty znacznikami sekcji}} może być zastąpiony. Użycie sekcji pozwala w szczególności powtarzający się tekst wykorzystywać wielokrotnie. {{f*|style=text-decoration:underline wavy fuchsia|•}} Wszelkie zmiany mogą być robione w jednym miejscu.
|
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}}<nowiki> |A}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|A}}
|transkludowana jest jedna sekcja
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|B}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|B}}
|transkludowana jest sekcja zawierająca inne sekcje
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|C}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|C}}
|transkludowana jest wewnętrzna sekcja
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|D}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|D}}
|transkludowana jest sekcja wychodząca poza granice innej
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|E}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|E}}
|transkludowana jest sekcja składająca się z kilku fragmentów
|-
! <nowiki>{{#lstx:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|F|wyodrębniony jako sekcja}}</nowiki>
|{{#lstx:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|F|wyodrębniony jako sekcja}}
|transkludowana jest cała strona, dana sekcja jest zastępowana innym tekstem
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|A|G}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|A|G}}
|transkludowana jest cała strona, od sekcji '''A''' do sekcji '''G'''; sekcja może również nie zawierać tekstu
|}
Synonimy <nowiki>{{#lst:....}} to inaczej {{#section:....}}</nowiki>. Ta druga forma jest częściej używana na polskich Wikiźródłach. Pierwsza forma kodu jest „międzynarodowa” (tj. generyczna i działa na wszystkich wiki.<br>
Synonimem <nowiki>{{#lstx:....}} jest {{#section-x:....}}</nowiki>.
==Transkluzja do przestrzeni głównej przy pomocy <nowiki><pages ...></nowiki>==
Obszerny podręcznik [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Transkluzja przy pomocy tagu pages|Transkluzja przy pomocy tagu pages]] przedstawia opisywane konstrukcje znacznie dokładniej.
===fromsection–tosection===
Do transkluzji do przestrzeni głównej używa się tagu
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Kod
|<pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|nr_strony_początkowej}} to={{ParametrPomoc|numer_strony_końcowej}} fromsection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_początkowej}} tosection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_końcowej}} />
|}
Tutaj kluczowe są dla nas parametry '''fromsection''' i '''tosection'''.
Transkludowany jest tekst od strony {{ParametrPomoc|nr_strony_początkowej}} poczynając od {{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_początkowej}} do strony {{ParametrPomoc|nr_strony_końcowej}} do sekcji {{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_końcowej}} .
{{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_początkowej}} i {{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_końcowej}} mogą być tożsame, np. ta sama nazwa nawiązująca do numeru rozdziału. Generalnie istotne jest jedynie by nazwa sekcji nie powtarzała się w sposób niezamierzony na tej samej stronie.
Ściśle rzecz biorąc, jest transkludowany tekst od pierwszego otwarcia sekcji na pierwszej stronie z zakresu stron do pierwszego zamknięcia sekcji na ostatniej stronie.
===onlysection===
Jeżeli jednak potrzebujemy fragmentu pojedynczej strony najlepsza jest konstrukcja:<br>
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Kod
|<pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} include={{ParametrPomoc|nr_strony}} onlysection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} />
|}
Podobnie gdy chcemy transkludować sekcję (również nieciągłą) z kilku stron:
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Kod
|<pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|nr_strony_początkowej}} to={{ParametrPomoc|nr_strony_końcowej}} onlysection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} />
|}
Ten ostatni kod jest bardzo wygodny np. do wydzielenia tekstu w jednym języku z wielojęzycznego dokumentu.
===Stare a nowe indeksy===
Nie wchodząc tutaj w dokładniejsze opisy (można je znaleźć w poradniku [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Indeksy|Indeksy]]) należy wspomnieć, że mamy na naszych Wikiźródłach dwa typy indeksów (tzw. stare i nowe). Indeksy nowego typu nazywają się zawsze dokładnie tak, jak plik, który jest ich podstawą (źródłem) (nazwa kończy się więc na '''.djvu''' lub '''.pdf'''). Przy przenoszeniu do przestrzeni głównej należy w parametrach '''from''' i '''to''' użyć numeru strony (a więc liczby). W indeksach starego typu konieczne jest podanie nazwy strony więc na przykład '''"PL J Nowak Serca nie sługa.pdf/127"''' lub '''"PL J Serce nie sługa 127.jpg"'''
==Typowe sposoby wykorzystania==
===Transkluzja fragmentu strony do przestrzeni głównej===
====Początek lub/i koniec rozdziału na środku strony====
Dość często zdarza się, że granica rozdziałów wypada na środku strony. Typowym rozwiązaniem jest utworzenie sekcji dzielących stronę na dwie części – górną i dolną, tj. do granicy rozdziału i poniżej.
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Strony
|pierwsza np. 124
|kolejne strony np. 125, 126
|ostatnia np. 127
|-
!Wygląd strony
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_1.png|320px]]|table}}
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_2.png|320px]]|table}}
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_3.png|320px]]|table}}
|-
!Uwagi
|podział na sekcje na granicy rozdziałów. Sekcje otwierane i zamykane na początku i końcu strony.
|Na stronach bez podziału na rozdziały sekcje są zbędne.
|podział na sekcje na granicy rozdziałów. Sekcje otwierane i zamykane na początku i końcu strony.
|-
!Schemat kodu na stronie
|style=font-size:80%|{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=r_02 /></nowiki>}} <nowiki>{{pk|nie|znacznie}} rzucił okiem na dziewczynę. Stała ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... do Kazimierza. Ten jednak bez słowa wyszedł z pokoju.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section end=r_02 /></nowiki>}} {{f*|kol=green|<nowiki><section begin=r_03 /></nowiki>}}<nowiki> {{c|w=130%|'''III. Toaleta pani Łęskiej'''}}{{tab}}Ciotka rano wstała nieco podrażniona. Wezwała do siebie garderobianą i zrobiła...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... podeszła i zaczęła pomagać pani w porannych przygotowaniach. Najpierw delikatnie zmoczyła rąbek {{pp|suk|na}}</nowiki> {{f*|kol=green|<nowiki><section end=r_03 /></nowiki>}}
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|suk|na}} w misce z wodą i delikatnie dotknęła a następnie przetarła skórę ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... którą pani Łęska starannie ukrywa, a której treści ona nie zna i zapewne nigdy nie pozna.<br></nowiki>
|style=font-size:80%|{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=r_03 /></nowiki>}} <nowiki>{{tab}}Westchnęła ciężko. Dlaczego jest ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... kuchni wydać codzienne dyspozycje.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=r_03 /></nowiki>}} {{f*|kol=red|<nowiki><section begin=r_04 /></nowiki>}}<nowiki> {{c|w=130%|'''IV. Interesa pana Rejenta'''}}{{tab}}Pan Kazimierz miał dziś pełen...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... już sobie za stary na poszukiwanie kobiety. Nie zawsze tak {{pp|by|wało}}</nowiki> {{f*|kol=red|<nowiki><section end=r_04 /></nowiki>}}
|-
!Alternatywny schemat kodu na stronie
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|nie|znacznie}} rzucił okiem na dziewczynę. Stała ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... do Kazimierza. Ten jednak bez słowa wyszedł z pokoju.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=r_02 /><section end=r_02 /></nowiki>}} {{f*|kol=green|<nowiki><section begin=r_03 /><section end=r_03 /></nowiki>}}<nowiki> {{c|w=130%|'''III. Toaleta pani Łęskiej'''}}{{tab}}Ciotka rano wstała nieco podrażniona. Wezwała do siebie garderobianą i zrobiła...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... podeszła i zaczęła pomagać pani w porannych przygotowaniach. Najpierw delikatnie zmoczyła rąbek {{pp|suk|na}}</nowiki>
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|suk|na}} w misce z wodą i delikatnie dotknęła a następnie przetarła skórę ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... którą pani Łęska starannie ukrywa, a której treści ona nie zna i zapewne nigdy nie pozna.<br></nowiki>
|style=font-size:80%|<nowiki>{{tab}}Westchnęła ciężko. Dlaczego jest ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... kuchni wydać codzienne dyspozycje.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=r_03 /><section end=r_03 /></nowiki>}} {{f*|kol=red|<nowiki><section begin=r_04 /><section end=r_04 /></nowiki>}}<nowiki> {{c|w=130%|'''IV. Interesa pana Rejenta'''}}{{tab}}Pan Kazimierz miał dziś pełen...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... już sobie za stary na poszukiwanie kobiety. Nie zawsze tak {{pp|by|wało}}</nowiki>
|-
!Kod transkludujący
|colspan="3"|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=124 to=127 fromsection=r_03 tosection=r_03 /></nowiki><ref><nowiki><pages index="Serce nie sługa" from="Serce_nie_sługa.djvu/124" to="Serce_nie_sługa.djvu/127" fromsection=r_03 tosection=r_03 /></nowiki> (dla indeksów starego typu)</ref>
|}
Części te są transkludowane do przestrzeni głównej metodą wskazaną powyżej.
Alternatywnie można pójść jeszcze dalej i oznaczać granice rozdziałów jakąś jednolitą sekcją.
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Strony
|pierwsza np. 124
|kolejne strony np. 125, 126
|ostatnia np. 127
|-
!Uwagi
|Pusta sekcja na granicy rozdziałów.
|Na stronach bez podziału na rozdziały sekcje są zbędne.
|Pusta sekcja na granicy rozdziałów.
|-
!Schemat kodu na stronie
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|nie|znacznie}} rzucił okiem na dziewczynę. Stała ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... do Kazimierza. Ten jednak bez słowa wyszedł z pokoju.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=granica /><section end=granica /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''III. Toaleta pani Łęskiej'''}}{{tab}}Ciotka rano wstała nieco podrażniona. Wezwała do siebie garderobianą i zrobiła...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... podeszła i zaczęła pomagać pani w porannych przygotowaniach. Najpierw delikatnie zmoczyła rąbek {{pp|suk|na}}</nowiki>
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|suk|na}} w misce z wodą i delikatnie dotknęła a następnie przetarła skórę ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... którą pani Łęska starannie ukrywa, a której treści ona nie zna i zapewne nigdy nie pozna.<br></nowiki>
|style=font-size:80%|<nowiki>{{tab}}Westchnęła ciężko. Dlaczego jest ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... kuchni wydać codzienne dyspozycje.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=granica /><section end=granica /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''IV. Interesa pana Rejenta'''}}{{tab}}Pan Kazimierz miał dziś pełen...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... już sobie za stary na poszukiwanie kobiety. Nie zawsze tak {{pp|by|wało}}</nowiki>
|-
!Kod transkludujący
|colspan="3"|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=124 to=127 fromsection=granica tosection=granica /></nowiki><ref><nowiki><pages index="Serce nie sługa" from="Serce_nie_sługa.djvu/124" to="Serce_nie_sługa.djvu/127" fromsection=granica tosection=granica /></nowiki> (dla indeksów starego typu)</ref>
|}
Inne rozdziały mogą być zbudowane tak samo i byłyby transkludowane na przykład kodem:<br>
<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=117 to=124 fromsection=granica tosection=granica /></nowiki><br>
<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=127 to=135 fromsection=granica tosection=granica /></nowiki><br>
Zamiast nazwy granica można również dawać jakąś krótką prostą nazwę (np. '''X'''). Nazwa ta '''może''' się powtarzać w obrębie jednego tekstu, byle nie występowała dwa razy na tej samej stronie.
====Początek i koniec rozdziału na tej samej stronie w środku innego tekstu====
<br><br>
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Wygląd strony (np. nr 146)
!Kod strony
!Kod transkludujący
|-
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_4.png|320px]]|table}}
|style=font-size:80%|{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=r_06 /></nowiki>}} <nowiki>{{pk|szyb|ko}} wyszedł z pokoju i zamknął ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... poganiając woźnicę odjechał.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section end=r_06 /></nowiki>}} {{f*|kol=green|<nowiki><section begin=r_07 /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''VII. Spotkanie'''}}{{tab}}Mrok zapadał już powoli, gdy...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... ich serca biły jednym rytmem.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=r_07 /></nowiki>}} {{f*|kol=red|<nowiki><section begin=r_08 /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''VIII. Rano'''}}{{tab}}Następnego dnia gdy garderobiana...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... sobie oczekiwać po takim obrocie spraw.</nowiki>{{f*|kol=red|<nowiki><section end=r_08 /></nowiki>}}
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=146 onlysection=r_07 /></nowiki><ref name=stare/><br>
|}
<br><br>
Alternatywnie można ten efekt uzyskać przez wstawienie dwóch pustych sekcji:
<br><br>
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Wygląd strony (np. nr 146)
!Kod strony
!Kod transkludujący
|-
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_4.png|320px]]|table}}
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|szyb|ko}} wyszedł z pokoju i zamknął ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... poganiając woźnicę odjechał.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=granica1 /><section end=granica1 /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''VII. Spotkanie'''}}{{tab}}Mrok zapadał już powoli, gdy...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... ich serca biły jednym rytmem.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=granica2 /><section end=granica2 /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''VIII. Rano'''}}{{tab}}Następnego dnia gdy garderobiana...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... sobie oczekiwać po takim obrocie spraw.</nowiki>
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=146 fromsection=granica1 tosection=granica2 /></nowiki><ref name=stare/><br>
|}
====Strona tytułowa====
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!width=50%|Wygląd strony (np. nr 3)
!width=50%|Kod strony
|-
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_0.png|320px]]|table}}
|style=font-size:80%|{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=Tyt_G /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=300%|przed=1.5em|SERCE NIE SŁUGA}}
{{c|w=150%|przed=1em|POWIEŚĆ Z ZAŚCIANKA}}</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>{{c|w=200%|JANA KOWALSKIEGO}}{{c|──────────────|przed=8em}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section end=Tyt_G /></nowiki>}} {{f*|kol=green|<nowiki><section begin=TT /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|TOM I}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=TT /></nowiki>}} {{f*|kol=red|<nowiki><section begin=Tyt_D /></nowiki>}} <nowiki>{{c|──────────────}}{{c|w=170%|przed=6em|WARSZAWA|roz}}</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>{{c|──────}}{{c|w=130%|1858|po=2em}}</nowiki>{{f*|kol=red|<nowiki><section end=Tyt_D /></nowiki>}}
|-
!
!
|-
!Kod transkludujący stronę
!Efekt
|-
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=3 onlysection=Tyt_G /></nowiki><ref name=stare>W przypadku indeksów nowego typu konstrukcja z parametrem '''include''' jest krótsza i lepiej oddaje ideę dlatego można ją uznać za preferowaną, w przypadku indeksów starego typu trzeba '''include'''={{ParametrPomoc|999}} zastąpić konstrukcją '''from'''={{ParametrPomoc|999}} '''to'''={{ParametrPomoc|999}} (ta sama strona początkowa i końcowa)</ref><br>
<nowiki>{{c|w=130%|[[{{ROOTPAGENAME}}/Tom I|TOM I]] • [[{{ROOTPAGENAME}}/Tom II|TOM II]] • [[{{ROOTPAGENAME}}/Tom III|TOM III]] }}</nowiki><br>
<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=3 onlysection=Tyt_D /></nowiki><ref name=stare/>
|{{f|w=45%|width=35em|align=justify|prawy=auto|lewy=auto|style=padding:4em; border: 1px solid black|{{c|w=300%|przed=1.5em|SERCE NIE SŁUGA}}{{c|w=150%|przed=1em|POWIEŚĆ Z ZAŚCIANKA}}{{c|w=100%|PRZEZ|przed=2em}}{{c|w=200%|JANA KOWALSKIEGO}}{{c|──────────────|przed=8em}}{{c|w=130%|{{f*|kol=blue|TOM I}} • {{f*|kol=blue|TOM II}} • {{f*|kol=blue|TOM III}}}}{{c|──────────────}}{{c|w=170%|przed=6em|W A R S Z A W A}}{{c|w=130%|NAKŁADEM JANA KAMIŃSKIEGO}}{{c|──────}}{{c|w=130%|1858|po=2em}}}}
|}
<br><br>
====Spisy treści====
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Strony
|strona 485
|strona 486
|-
!Wygląd strony
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_5.png|320px]]|table}}
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_6.png|320px]]|table}}
|-
!Uwagi
|colspan="2"|sekcje obejmują fragmenty tekstu, pierwsza obejmuje nagłówek, następna (podzielona na fragmenty) spis ksiąg, kolejne obejmują rozdziały w poszczególnych księgach
|-
!Schemat kodu na stronie
|style=font-size:80%|{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=ST_Tyt /></nowiki>}}<nowiki>{{c|w=130%|przed=6.5em|po=3.5em|SPIS TREŚCI TOMU I}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section end=ST_Tyt /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga I|'''KSIĘGA I. LATA DZIECIĘCE'''|page=7}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=red|<nowiki><section begin=ST_k1 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga I/I|I. Rodzice|page=9}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga I/II|II. Narodziny|page=27}}</nowiki><br>
{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga I/VI|VI. Spadek|page=59}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=red|<nowiki><section end=ST_k1 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga II|'''KSIĘGA II. DWÓR W WIERZBINIE'''|page=63}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=orange|<nowiki><section begin=ST_k2 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga II/I|I. Susza|page=65}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga II/II|II. Dworek pana Kazimierza|page=90}}</nowiki><br>
{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga II/IX|IX. Zaręczyny|page=187}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=orange|<nowiki><section end=ST_k2 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III|'''KSIĘGA III. MAŁŻEŃSTWO'''|page=191}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=maroon|<nowiki><section begin=ST_k3 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III/I|I. Wesele|page=193}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III/II|II. Podróż do Paryża|page=197}}</nowiki><br>
{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga II/V|V. Rzym|page=213}}</nowiki>{{f*|kol=maroon|<nowiki><section end=ST_k3 /></nowiki>}}
|style=font-size:80%|{{f*|kol=maroon|<nowiki><section begin=ST_k3 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III/VI|VI. W drodze do Neapolu|page=220}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III/VII|VII. Neapol|page=227}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III/VI|VIII. Powrót do ojczyzny|page=230}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=maroon|<nowiki><section end=ST_k3 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga IV|'''KSIĘGA IV. SPALONY DWÓR'''|page=239}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=orange|<nowiki><section begin=ST_k4 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga IV/I|I. Zgliszcza|page=241}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga IV/II|II. Garderobiana|page=247}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga IV/III|III. Pola|page=259}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=orange|<nowiki><section end=ST_k4 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga V|'''KSIĘGA V. DWÓR W RZECICHACH'''|page=263}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=DeepPink|<nowiki><section begin=ST_k5 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga V/I|I. Przeprowadzka|page=265}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga V/II|II. Zakupy|page=290}}</nowiki><br>
{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga V/IX|IX. Nieoczekiwany podarunek|page=398}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=DeepPink|<nowiki><section end=ST_k5 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga VI|'''KSIĘGA VI. NOWE ZOBOWIĄZANIA'''|page=407}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=chocolate|<nowiki><section begin=ST_k6 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga VI/I|I. Podróż do siostrzenicy|page=409}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga VI/II|II. Mikołajek|page=422}}</nowiki><br>
{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga VI/V|V. Zmiany|page=472}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=chocolate|<nowiki><section end=ST_k6 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=CadetBlue|<nowiki><section begin=ST_Ozd /></nowiki>}}<nowiki>{{c|przed=3em|po=2em|───▊───}}</nowiki>{{f*|kol=CadetBlue|<nowiki><section end=ST_Ozd /></nowiki>}}
|-
!rowspan="3"|Kod transkludujący i efekt
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=485 onlysection=ST_Tyt /></nowiki><ref name=stare/><br><nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=485 to=486 onlysection=ST_ks /></nowiki><br><nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=485 onlysection=ST_Ozd /></nowiki><ref name=stare/>
|style=font-size:80%|{{f|maxwidth=30em|lewy=auto|prawy=auto|{{c|w=130%|przed=6.5em|po=3.5em|SPIS TREŚCI TOMU I}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA I. LATA DZIECIĘCE}}'''|page=7}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA II. DWÓR W WIERZBINIE}}'''|page=63}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA III. MAŁŻEŃSTWO}}'''|page=191}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA IV. SPALONY DWÓR}}'''|page=239}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA V. DWÓR W RZECICHACH}}'''|page=263}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA VI. NOWE ZOBOWIĄZANIA}}'''|page=407}}{{c|przed=3em|po=2em|───▊───}} }}
|-
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=485 onlysection=ST_k1 /></nowiki><ref name=stare/>
|style=font-size:80%|{{f|maxwidth=30em|lewy=auto|prawy=auto|{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|I. Rodzice}}|page=9}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|II. Narodziny}}|page=27}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|III. Szkoła}}|page=30}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|IV. Wesele brata}}|page=35}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|V. Śmierć rodziców}}|page=47}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|VI. Spadek}}|page=59}}<br><br>}}
|-
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=485 to=486 onlysection=ST_k3 /></nowiki>
|style=font-size:80%|{{f|maxwidth=30em|lewy=auto|prawy=auto|{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|I. Wesele}}|page=193}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|II. Podróż do Paryża}}|page=197}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|III. W Marsylii}}|page=202}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|IV. W drodze do Rzymu}}|page=209}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|V. Rzym}}|page=213}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|VI. W drodze do Neapolu}}|page=220}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|VII. Neapol}}|page=227}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|VIII. Powrót do ojczyzny}}|page=230}}<br><br>}}
|}
===Użycie całej strony powtórnie===
Zdarza się czasem, że niektóre strony (w przestrzeni '''Strona:''') są dokładnymi kopiami innych. Ponieważ ewentualne zmiany musiałyby być nanoszone na wszystkich stronach, wskazane jest by takich stron nie tworzyć osobno lecz raczej transkludować jedną z nich:
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Kod
|{{tab}}<nowiki>{{Strona:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}}<nowiki>}}</nowiki>
|}
===Powtórne wykorzystanie fragmentów strony===
====Dwie podobne strony różniące się tylko niewielkim fragmentem====
Załóżmy, że mamy stronę tytułową pierwszego tomu, na jej podstawie chcemy sporządzić stronę tytułową drugiego tomu. Moglibyśmy po prostu skopiować kod i nanieść poprawki, ale musimy wtedy dbać, by wszystkie zmiany w kodzie nanosić na wszystkich takich stronach. Bardziej eleganckim rozwiązaniem jest transkluzja i zmiana tylko tego fragmentu, którym się strony różnią.
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!width=50%|Kod strony
!width=50%|Wygląd strony
|-
|style=font-size:80%|{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=Tyt_G /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=300%|przed=1.5em|SERCE NIE SŁUGA}}
{{c|w=150%|przed=1em|POWIEŚĆ Z ZAŚCIANKA}}</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>{{c|w=200%|JANA KOWALSKIEGO}}{{c|──────────────|przed=8em}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section end=Tyt_G /></nowiki>}} {{f*|kol=green|<nowiki><section begin=TT /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|TOM I}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=TT /></nowiki>}} {{f*|kol=red|<nowiki><section begin=Tyt_D /></nowiki>}} <nowiki>{{c|──────────────}}{{c|w=170%|przed=6em|WARSZAWA|roz}}</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>{{c|──────}}{{c|w=130%|1858|po=2em}}</nowiki>{{f*|kol=red|<nowiki><section end=Tyt_D /></nowiki>}}
|{{f|w=45%|width=35em|align=justify|prawy=auto|lewy=auto|style=padding:4em; border: 1px solid black|{{c|w=300%|przed=1.5em|SERCE NIE SŁUGA}}{{c|w=150%|przed=1em|POWIEŚĆ Z ZAŚCIANKA}}{{c|w=100%|PRZEZ|przed=2em}}{{c|w=200%|JANA KOWALSKIEGO}}{{c|──────────────|przed=8em}}{{c|w=130%|TOM I}}{{c|──────────────}}{{c|w=170%|przed=6em|W A R S Z A W A}}{{c|w=130%|NAKŁADEM JANA KAMIŃSKIEGO}}{{c|──────}}{{c|w=130%|1858|po=2em}}}}
|-
!
!
|-
!Kod transkludujący stronę
!Efekt
|-
|style=font-size:80%|<nowiki>{{#lstx:Strona:Serce_nie_sługa.djvu/3|TT|{{c|w=130%|TOM II}}}}</nowiki><br>'''lub:'''<ref>Pierwsza wersja wydaje się lepsza, ponieważ jaśniej podaje intencję redaktora i jest przy tym krótsza</ref><br><nowiki>{{#lst:Strona:Serce_nie_sługa.djvu/3|Tyt_G}}</nowiki><br><nowiki>{{c|w=130%|TOM II}}</nowiki><br><nowiki>{{#lst:Strona:Serce_nie_sługa.djvu/3|Tyt_D}}</nowiki>
|{{f|w=45%|width=35em|align=justify|prawy=auto|lewy=auto|style=padding:4em; border: 1px solid black|{{c|w=300%|przed=1.5em|SERCE NIE SŁUGA}}{{c|w=150%|przed=1em|POWIEŚĆ Z ZAŚCIANKA}}{{c|w=100%|PRZEZ|przed=2em}}{{c|w=200%|JANA KOWALSKIEGO}}{{c|──────────────|przed=8em}}{{c|w=130%|TOM II}}{{c|──────────────}}{{c|w=170%|przed=6em|W A R S Z A W A}}{{c|w=130%|NAKŁADEM JANA KAMIŃSKIEGO}}{{c|──────}}{{c|w=130%|1858|po=2em}}}}
|}
====Zamiana przypisów końcowych na zwykłe====
Sposób implementacji przypisów końcowych jest omówiony w poradniku [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Przypisy|Przypisy]].
==Uwagi na marginesie==
===Ograniczenia w stosowaniu sekcji w szablonach===
Znaczniki sekcji wewnątrz szablonów po transkluzji czy substytucji są ignorowane. Inaczej to ujmując, nie można za pomocą szablonu wstawić znaczników granic sekcji (<nowiki><section ... /></nowiki>).<ref>Ujmując to kolokwialnie: znaczniki (<nowiki><section ... /></nowiki>) nie „przetrwają” transkluzji, „w locie” zostaną usunięte.</ref>
===Granice sekcji a znaczniki <nowiki><poem>, <ref>, <score></nowiki>===
Znaczniki <nowiki><poem>, <score> i (zasadniczo rzecz biorąc <ref>)</nowiki> powinny być otwierane wewnątrz <nowiki><section /></nowiki> nie na odwrót. W przypadku <nowiki><ref></nowiki> w razie potrzeby wydzielenia fragmentu przypisu należy zastosować {{s|Szablon:ZałączSekcja}} (patrz też poradnik [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Przypisy|Przypisy]]).
===<nowiki>{{#tag:section ...}}</nowiki>===
<nowiki><section...></nowiki> nie może być zastąpione przez <nowiki>{{#tag:section ...}}</nowiki>. Konstrukcja <nowiki>{{#tag:section ...}}</nowiki> nie działa.
===Szablon iwpages===
Szablon {{s|iwpages}} jest używany wyjątkowo do transkluzji tekstu z tej samej wiki (czyli Wikiźródeł) lub innej. Umożliwia w szczególności wybór sekcji. Transkluzja odbywa się w przeglądarce internetowej użytkownika. Wykorzystujemy czasem ten mechanizm przy tworzeniu bardzo dużych stron w przestrzeni głównej (patrz poradnik [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Tworzenie stron powyżej limitu transkluzji|Tworzenie stron powyżej limitu transkluzji]]).
===Kilka słów o substytucji===
Zasadniczo rzecz biorąc substutucja jest również możliwa przy pomocy kodu: <br>
<nowiki>{{subst:#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}}<nowiki> | </nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}}<nowiki>}}</nowiki> lub analogicznej konstrukcji. Fragment tekstu zostanie wtedy „na sztywno” włączony do strony docelowej. Jakakolwiek zmiana na jednej ze stron, nie będzie widoczna na drugiej.
===<nowiki>{{#lsth:...}} lub {{#section-h:...}}</nowiki>===
Konstrukcje <nowiki>{#lst:...}}/{{#section:...}} oraz {{#lstx:...}}/{{#section-x:...}}</nowiki> działają zarówno z automatycznie tworzonym sekcjami (czyli typu <nowiki>== </nowiki>{{ParametrPomoc|Nagłówek}}<nowiki> ==</nowiki>) (czyli tak jak w tym dokumencie, jak i z sekcjami tworzonymi przy pomocy znaczników <nowiki><section begin=... /> ... <section end=... /></nowiki> (czyli tak, jak zazwyczaj korzystamy z sekcji na Wikiźródłach.
Korzystanie z <nowiki>{{#lsth:...}} lub {{#section-h:...}}</nowiki> wykorzystuje '''jedynie''' sekcje tworzone automatycznie (czyli typu <nowiki>== </nowiki>{{ParametrPomoc|Nagłówek}}<nowiki> ==</nowiki>).
<nowiki>{{#lsth:</nowiki> {{ParametrPomoc|strona}} | {{ParametrPomoc|Nagłówek1}} <nowiki>}}</nowiki> transkluduje zawartość o {{ParametrPomoc|Nagłówku 1}}
<nowiki>{{#lsth:</nowiki> {{ParametrPomoc|strona}} | {{ParametrPomoc|Nagłówek1}} | {{ParametrPomoc|Nagłówek2}} <nowiki>}}</nowiki> transkluduje zawartość rozdziału o {{ParametrPomoc|Nagłówku 1}}, nagłówek i zawartość rozdziału o {{ParametrPomoc|Nagłówku 2}}
{{Przypisy}}
prn5fmp7yz7zvgveux52njqlkqusdfh
3157042
3157041
2022-08-25T07:32:11Z
Draco flavus
2058
/* Uwagi techniczne */
wikitext
text/x-wiki
==Uwagi techniczne==
W przykładach w tym dokumencie używany jest fikcyjny tekst ''Serce nie sługa'', strony dokumentu 3 to strona tytułowa, 124, 125, 126, 127, 485, 486, 999 to dalsze strony książki. Parametry szablonów przy prezentacji (jednak nie w konkretnych przykładach) są dla wyróżnienia specjalnie oznaczane {{ParametrPomoc|Przykład}} .
==Użycie sekcji na Wikiźródłach==
Typowe dla Wikipedii sekcje mają formę nagłówka (<nowiki>== </nowiki>{{ParametrPomoc|Nagłówek}}<nowiki> ==</nowiki>). Na Wikiźródłach tego typu sekcje są tworzone jedynie na stronach dyskusji, pomocy itp. Przy opracowywaniu tekstu używamy jednak innych znaczników sekcji bez wydzielania nagłówków.
Używamy ich głównie w przestrzeni '''Strona:'''. Sekcja obejmuje fragment tekstu na jednej stronie. Na kolejnych stronach można otwierać (i oczywiście należy wtedy zamknąć) sekcję o tej samej nazwie. Można je potem transkludować<ref>Mechanizm transkluzji polega na prezentowaniu zawartości strony internetowej na innej stronie. Treść jest włączana dynamicznie, czyli tak, że wszelkie zmiany na stronie transkludowanej są widoczne na stronie docelowej (transkludującej).</ref> do przestrzeni głównej wspólnie, niemniej jednak na poziomie strony każda taka sekcja jest samodzielna.
==Zaznaczenie granic sekcji==
Na stronie fragmenty tekstu zaznaczamy przy pomocy znaczników <section begin={{ParametrPomoc|nazwa}} /> i <section end={{ParametrPomoc|nazwa}} />
Nawet jeżeli większość znaków w nazwie sekcji działa poprawnie, dobrą praktyką jest ograniczenie się do liter, cyfr i podkreślenia.
Wielkość liter jest istotna, choć z drugiej strony należy unikać stosowania nazw bardzo zbliżonych by uniknąć pomyłki.
Używanie cudzysłowów wokół nazw sekcji jest często zbędne. Konieczne jest na pewno, gdy w nazwie występuje spacja. Wielu użytkowników standardowo obejmuje cudzysłowami nazwy sekcji.
„Dobre” nazwy sekcji są krótkie (ponieważ długie nazwy niepotrzebnie przeszkadzają przy czytaniu kodu, nie zawierają spacji (z wyżej wymienionego powodu), nie zawierają znaków specjalnych, są jednoznaczne i sugerują czego dotyczą.
Przykłady: pios1, piosenka_1, tyt_gora, tyt_dol, r_03 (''dla '''r'''ozdziału trzeciego''), ks_1 (''dla '''ks'''ięgi pierwszej''), nagl, naglowek, 124g ('''''g'''órna część strony '''124''''') itp. Jak zawsze w takich wypadkach istotna jest spójność i logika przyjętego systemu.
==Przenoszenie wyrazów a nieciągła sekcja==
W przypadku przenoszenia wyrazów gdy sekcja kończy się lub zaczyna w środku przenoszonego wyrazu należy używać szablonu {{s|pp}}/{{s|pk}} nie zaś zwykłego dywizu. Tak jak to widać w przykładzie poniżej między stronami 124 i 125.
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!
!Pierwsza strona
!Druga strona
|-
!{{Tak}}
| ... Najpierw delikatnie zmoczyła rąbek <nowiki>{{pp|suk|na}}<section end=r_03 /></nowiki>
| <nowiki>{{pk|suk|na}}</nowiki> w misce z wodą i delikatnie dotknęła a następnie ...
|-
!{{Nie}}
| ... Najpierw delikatnie zmoczyła rąbek suk-<nowiki><section end=r_03 /></nowiki>
| w misce z wodą i delikatnie dotknęła a następnie ...
|}
Innym sposobem (mniej czytelnym), byłoby wyrzucenie łącznika poza granicę sekcji.
Opisując problem ogólniej, gdy używamy sekcji nieciągłej, lub tekst transkludujemy „sklejając” kilka sekcji musimy sami zadbać, by fragmenty się ze sobą właściwie połączyły. Nie jest na przykład automatycznie dodawany odstęp, podział akapitu itp.
==Transkluzja przy pomocy <nowiki>{{#lst:...}} i {{#section:...}}</nowiki>==
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Kod z zaznaczonymi graficznie sekcjami
|style="line-height: 250%;"|Jak {{f*|style=text-decoration:underline wavy blue|<nowiki><section begin=A/>użycie sekcji <section end=A /></nowiki>}} może ułatwić pracę z tekstem. Oto kilka uwag. {{f*|style=text-decoration:underline wavy red|<nowiki><section begin=B/>W danym tekście możemy wydzielić </nowiki>{{f*|style=text-decoration:overline wavy orange|<nowiki><section begin=C/>fragment tekstu<section end=C/></nowiki>}}<nowiki>, który </nowiki>{{f*|style=text-decoration:overline wavy olive|<nowiki><section begin=D/>ujmujemy w znaczniki<section end=B/></nowiki>}}}}{{f*|style=text-decoration:overline wavy olive|<nowiki> (całą sekcję).<section end=D/></nowiki>}} Sekcja to mogą być również {{f*|style=text-decoration:underline wavy green|<nowiki><section begin=E/>fragmenty tekstu<section end=E/></nowiki>}} które są{{f*|style=text-decoration:underline wavy green|<nowiki><section begin=E/> przedzielone innym tekstem<section end=E/></nowiki>}}. Tekst {{f*|style=text-decoration:underline wavy maroon|<nowiki><section begin=F/>objęty znacznikami sekcji<section end=F/></nowiki>}} może być zastąpiony. Użycie sekcji pozwala w szczególności powtarzający się tekst wykorzystywać wielokrotnie. {{f*|style=text-decoration:underline wavy fuchsia|<nowiki><section begin=G/><section end=G/></nowiki>}} Wszelkie zmiany mogą być robione w jednym miejscu.
|
|-
!Tekst z zaznaczonymi graficznie sekcjami
|style="line-height: 250%;"|Jak {{f*|style=text-decoration:underline wavy blue|użycie sekcji }} może ułatwić pracę z tekstem. Oto kilka uwag. {{f*|style=text-decoration:underline wavy red|W danym tekście możemy wydzielić {{f*|style=text-decoration:overline wavy orange|fragment tekstu}}, który {{f*|style=text-decoration:overline wavy olive|ujmujemy w znaczniki}}}}{{f*|style=text-decoration:overline wavy olive| (całą sekcję).}} Sekcja to mogą być również {{f*|style=text-decoration:underline wavy green|fragmenty tekstu}} które są{{f*|style=text-decoration:underline wavy green| przedzielone innym tekstem}}. Tekst {{f*|style=text-decoration:underline wavy maroon|objęty znacznikami sekcji}} może być zastąpiony. Użycie sekcji pozwala w szczególności powtarzający się tekst wykorzystywać wielokrotnie. {{f*|style=text-decoration:underline wavy fuchsia|•}} Wszelkie zmiany mogą być robione w jednym miejscu.
|
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}}<nowiki> |A}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|A}}
|transkludowana jest jedna sekcja
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|B}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|B}}
|transkludowana jest sekcja zawierająca inne sekcje
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|C}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|C}}
|transkludowana jest wewnętrzna sekcja
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|D}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|D}}
|transkludowana jest sekcja wychodząca poza granice innej
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|E}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|E}}
|transkludowana jest sekcja składająca się z kilku fragmentów
|-
! <nowiki>{{#lstx:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|F|wyodrębniony jako sekcja}}</nowiki>
|{{#lstx:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|F|wyodrębniony jako sekcja}}
|transkludowana jest cała strona, dana sekcja jest zastępowana innym tekstem
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|A|G}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|A|G}}
|transkludowana jest cała strona, od sekcji '''A''' do sekcji '''G'''; sekcja może również nie zawierać tekstu
|}
Synonimy <nowiki>{{#lst:....}} to inaczej {{#section:....}}</nowiki>. Ta druga forma jest częściej używana na polskich Wikiźródłach. Pierwsza forma kodu jest „międzynarodowa” (tj. generyczna i działa na wszystkich wiki.<br>
Synonimem <nowiki>{{#lstx:....}} jest {{#section-x:....}}</nowiki>.
==Transkluzja do przestrzeni głównej przy pomocy <nowiki><pages ...></nowiki>==
Obszerny podręcznik [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Transkluzja przy pomocy tagu pages|Transkluzja przy pomocy tagu pages]] przedstawia opisywane konstrukcje znacznie dokładniej.
===fromsection–tosection===
Do transkluzji do przestrzeni głównej używa się tagu
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Kod
|<pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|nr_strony_początkowej}} to={{ParametrPomoc|numer_strony_końcowej}} fromsection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_początkowej}} tosection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_końcowej}} />
|}
Tutaj kluczowe są dla nas parametry '''fromsection''' i '''tosection'''.
Transkludowany jest tekst od strony {{ParametrPomoc|nr_strony_początkowej}} poczynając od {{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_początkowej}} do strony {{ParametrPomoc|nr_strony_końcowej}} do sekcji {{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_końcowej}} .
{{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_początkowej}} i {{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_końcowej}} mogą być tożsame, np. ta sama nazwa nawiązująca do numeru rozdziału. Generalnie istotne jest jedynie by nazwa sekcji nie powtarzała się w sposób niezamierzony na tej samej stronie.
Ściśle rzecz biorąc, jest transkludowany tekst od pierwszego otwarcia sekcji na pierwszej stronie z zakresu stron do pierwszego zamknięcia sekcji na ostatniej stronie.
===onlysection===
Jeżeli jednak potrzebujemy fragmentu pojedynczej strony najlepsza jest konstrukcja:<br>
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Kod
|<pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} include={{ParametrPomoc|nr_strony}} onlysection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} />
|}
Podobnie gdy chcemy transkludować sekcję (również nieciągłą) z kilku stron:
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Kod
|<pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|nr_strony_początkowej}} to={{ParametrPomoc|nr_strony_końcowej}} onlysection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} />
|}
Ten ostatni kod jest bardzo wygodny np. do wydzielenia tekstu w jednym języku z wielojęzycznego dokumentu.
===Stare a nowe indeksy===
Nie wchodząc tutaj w dokładniejsze opisy (można je znaleźć w poradniku [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Indeksy|Indeksy]]) należy wspomnieć, że mamy na naszych Wikiźródłach dwa typy indeksów (tzw. stare i nowe). Indeksy nowego typu nazywają się zawsze dokładnie tak, jak plik, który jest ich podstawą (źródłem) (nazwa kończy się więc na '''.djvu''' lub '''.pdf'''). Przy przenoszeniu do przestrzeni głównej należy w parametrach '''from''' i '''to''' użyć numeru strony (a więc liczby). W indeksach starego typu konieczne jest podanie nazwy strony więc na przykład '''"PL J Nowak Serca nie sługa.pdf/127"''' lub '''"PL J Serce nie sługa 127.jpg"'''
==Typowe sposoby wykorzystania==
===Transkluzja fragmentu strony do przestrzeni głównej===
====Początek lub/i koniec rozdziału na środku strony====
Dość często zdarza się, że granica rozdziałów wypada na środku strony. Typowym rozwiązaniem jest utworzenie sekcji dzielących stronę na dwie części – górną i dolną, tj. do granicy rozdziału i poniżej.
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Strony
|pierwsza np. 124
|kolejne strony np. 125, 126
|ostatnia np. 127
|-
!Wygląd strony
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_1.png|320px]]|table}}
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_2.png|320px]]|table}}
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_3.png|320px]]|table}}
|-
!Uwagi
|podział na sekcje na granicy rozdziałów. Sekcje otwierane i zamykane na początku i końcu strony.
|Na stronach bez podziału na rozdziały sekcje są zbędne.
|podział na sekcje na granicy rozdziałów. Sekcje otwierane i zamykane na początku i końcu strony.
|-
!Schemat kodu na stronie
|style=font-size:80%|{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=r_02 /></nowiki>}} <nowiki>{{pk|nie|znacznie}} rzucił okiem na dziewczynę. Stała ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... do Kazimierza. Ten jednak bez słowa wyszedł z pokoju.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section end=r_02 /></nowiki>}} {{f*|kol=green|<nowiki><section begin=r_03 /></nowiki>}}<nowiki> {{c|w=130%|'''III. Toaleta pani Łęskiej'''}}{{tab}}Ciotka rano wstała nieco podrażniona. Wezwała do siebie garderobianą i zrobiła...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... podeszła i zaczęła pomagać pani w porannych przygotowaniach. Najpierw delikatnie zmoczyła rąbek {{pp|suk|na}}</nowiki> {{f*|kol=green|<nowiki><section end=r_03 /></nowiki>}}
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|suk|na}} w misce z wodą i delikatnie dotknęła a następnie przetarła skórę ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... którą pani Łęska starannie ukrywa, a której treści ona nie zna i zapewne nigdy nie pozna.<br></nowiki>
|style=font-size:80%|{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=r_03 /></nowiki>}} <nowiki>{{tab}}Westchnęła ciężko. Dlaczego jest ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... kuchni wydać codzienne dyspozycje.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=r_03 /></nowiki>}} {{f*|kol=red|<nowiki><section begin=r_04 /></nowiki>}}<nowiki> {{c|w=130%|'''IV. Interesa pana Rejenta'''}}{{tab}}Pan Kazimierz miał dziś pełen...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... już sobie za stary na poszukiwanie kobiety. Nie zawsze tak {{pp|by|wało}}</nowiki> {{f*|kol=red|<nowiki><section end=r_04 /></nowiki>}}
|-
!Alternatywny schemat kodu na stronie
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|nie|znacznie}} rzucił okiem na dziewczynę. Stała ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... do Kazimierza. Ten jednak bez słowa wyszedł z pokoju.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=r_02 /><section end=r_02 /></nowiki>}} {{f*|kol=green|<nowiki><section begin=r_03 /><section end=r_03 /></nowiki>}}<nowiki> {{c|w=130%|'''III. Toaleta pani Łęskiej'''}}{{tab}}Ciotka rano wstała nieco podrażniona. Wezwała do siebie garderobianą i zrobiła...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... podeszła i zaczęła pomagać pani w porannych przygotowaniach. Najpierw delikatnie zmoczyła rąbek {{pp|suk|na}}</nowiki>
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|suk|na}} w misce z wodą i delikatnie dotknęła a następnie przetarła skórę ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... którą pani Łęska starannie ukrywa, a której treści ona nie zna i zapewne nigdy nie pozna.<br></nowiki>
|style=font-size:80%|<nowiki>{{tab}}Westchnęła ciężko. Dlaczego jest ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... kuchni wydać codzienne dyspozycje.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=r_03 /><section end=r_03 /></nowiki>}} {{f*|kol=red|<nowiki><section begin=r_04 /><section end=r_04 /></nowiki>}}<nowiki> {{c|w=130%|'''IV. Interesa pana Rejenta'''}}{{tab}}Pan Kazimierz miał dziś pełen...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... już sobie za stary na poszukiwanie kobiety. Nie zawsze tak {{pp|by|wało}}</nowiki>
|-
!Kod transkludujący
|colspan="3"|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=124 to=127 fromsection=r_03 tosection=r_03 /></nowiki><ref><nowiki><pages index="Serce nie sługa" from="Serce_nie_sługa.djvu/124" to="Serce_nie_sługa.djvu/127" fromsection=r_03 tosection=r_03 /></nowiki> (dla indeksów starego typu)</ref>
|}
Części te są transkludowane do przestrzeni głównej metodą wskazaną powyżej.
Alternatywnie można pójść jeszcze dalej i oznaczać granice rozdziałów jakąś jednolitą sekcją.
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Strony
|pierwsza np. 124
|kolejne strony np. 125, 126
|ostatnia np. 127
|-
!Uwagi
|Pusta sekcja na granicy rozdziałów.
|Na stronach bez podziału na rozdziały sekcje są zbędne.
|Pusta sekcja na granicy rozdziałów.
|-
!Schemat kodu na stronie
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|nie|znacznie}} rzucił okiem na dziewczynę. Stała ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... do Kazimierza. Ten jednak bez słowa wyszedł z pokoju.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=granica /><section end=granica /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''III. Toaleta pani Łęskiej'''}}{{tab}}Ciotka rano wstała nieco podrażniona. Wezwała do siebie garderobianą i zrobiła...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... podeszła i zaczęła pomagać pani w porannych przygotowaniach. Najpierw delikatnie zmoczyła rąbek {{pp|suk|na}}</nowiki>
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|suk|na}} w misce z wodą i delikatnie dotknęła a następnie przetarła skórę ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... którą pani Łęska starannie ukrywa, a której treści ona nie zna i zapewne nigdy nie pozna.<br></nowiki>
|style=font-size:80%|<nowiki>{{tab}}Westchnęła ciężko. Dlaczego jest ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... kuchni wydać codzienne dyspozycje.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=granica /><section end=granica /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''IV. Interesa pana Rejenta'''}}{{tab}}Pan Kazimierz miał dziś pełen...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... już sobie za stary na poszukiwanie kobiety. Nie zawsze tak {{pp|by|wało}}</nowiki>
|-
!Kod transkludujący
|colspan="3"|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=124 to=127 fromsection=granica tosection=granica /></nowiki><ref><nowiki><pages index="Serce nie sługa" from="Serce_nie_sługa.djvu/124" to="Serce_nie_sługa.djvu/127" fromsection=granica tosection=granica /></nowiki> (dla indeksów starego typu)</ref>
|}
Inne rozdziały mogą być zbudowane tak samo i byłyby transkludowane na przykład kodem:<br>
<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=117 to=124 fromsection=granica tosection=granica /></nowiki><br>
<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=127 to=135 fromsection=granica tosection=granica /></nowiki><br>
Zamiast nazwy granica można również dawać jakąś krótką prostą nazwę (np. '''X'''). Nazwa ta '''może''' się powtarzać w obrębie jednego tekstu, byle nie występowała dwa razy na tej samej stronie.
====Początek i koniec rozdziału na tej samej stronie w środku innego tekstu====
<br><br>
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Wygląd strony (np. nr 146)
!Kod strony
!Kod transkludujący
|-
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_4.png|320px]]|table}}
|style=font-size:80%|{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=r_06 /></nowiki>}} <nowiki>{{pk|szyb|ko}} wyszedł z pokoju i zamknął ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... poganiając woźnicę odjechał.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section end=r_06 /></nowiki>}} {{f*|kol=green|<nowiki><section begin=r_07 /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''VII. Spotkanie'''}}{{tab}}Mrok zapadał już powoli, gdy...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... ich serca biły jednym rytmem.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=r_07 /></nowiki>}} {{f*|kol=red|<nowiki><section begin=r_08 /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''VIII. Rano'''}}{{tab}}Następnego dnia gdy garderobiana...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... sobie oczekiwać po takim obrocie spraw.</nowiki>{{f*|kol=red|<nowiki><section end=r_08 /></nowiki>}}
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=146 onlysection=r_07 /></nowiki><ref name=stare/><br>
|}
<br><br>
Alternatywnie można ten efekt uzyskać przez wstawienie dwóch pustych sekcji:
<br><br>
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Wygląd strony (np. nr 146)
!Kod strony
!Kod transkludujący
|-
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_4.png|320px]]|table}}
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|szyb|ko}} wyszedł z pokoju i zamknął ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... poganiając woźnicę odjechał.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=granica1 /><section end=granica1 /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''VII. Spotkanie'''}}{{tab}}Mrok zapadał już powoli, gdy...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... ich serca biły jednym rytmem.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=granica2 /><section end=granica2 /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''VIII. Rano'''}}{{tab}}Następnego dnia gdy garderobiana...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... sobie oczekiwać po takim obrocie spraw.</nowiki>
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=146 fromsection=granica1 tosection=granica2 /></nowiki><ref name=stare/><br>
|}
====Strona tytułowa====
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!width=50%|Wygląd strony (np. nr 3)
!width=50%|Kod strony
|-
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_0.png|320px]]|table}}
|style=font-size:80%|{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=Tyt_G /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=300%|przed=1.5em|SERCE NIE SŁUGA}}
{{c|w=150%|przed=1em|POWIEŚĆ Z ZAŚCIANKA}}</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>{{c|w=200%|JANA KOWALSKIEGO}}{{c|──────────────|przed=8em}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section end=Tyt_G /></nowiki>}} {{f*|kol=green|<nowiki><section begin=TT /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|TOM I}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=TT /></nowiki>}} {{f*|kol=red|<nowiki><section begin=Tyt_D /></nowiki>}} <nowiki>{{c|──────────────}}{{c|w=170%|przed=6em|WARSZAWA|roz}}</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>{{c|──────}}{{c|w=130%|1858|po=2em}}</nowiki>{{f*|kol=red|<nowiki><section end=Tyt_D /></nowiki>}}
|-
!
!
|-
!Kod transkludujący stronę
!Efekt
|-
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=3 onlysection=Tyt_G /></nowiki><ref name=stare>W przypadku indeksów nowego typu konstrukcja z parametrem '''include''' jest krótsza i lepiej oddaje ideę dlatego można ją uznać za preferowaną, w przypadku indeksów starego typu trzeba '''include'''={{ParametrPomoc|999}} zastąpić konstrukcją '''from'''={{ParametrPomoc|999}} '''to'''={{ParametrPomoc|999}} (ta sama strona początkowa i końcowa)</ref><br>
<nowiki>{{c|w=130%|[[{{ROOTPAGENAME}}/Tom I|TOM I]] • [[{{ROOTPAGENAME}}/Tom II|TOM II]] • [[{{ROOTPAGENAME}}/Tom III|TOM III]] }}</nowiki><br>
<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=3 onlysection=Tyt_D /></nowiki><ref name=stare/>
|{{f|w=45%|width=35em|align=justify|prawy=auto|lewy=auto|style=padding:4em; border: 1px solid black|{{c|w=300%|przed=1.5em|SERCE NIE SŁUGA}}{{c|w=150%|przed=1em|POWIEŚĆ Z ZAŚCIANKA}}{{c|w=100%|PRZEZ|przed=2em}}{{c|w=200%|JANA KOWALSKIEGO}}{{c|──────────────|przed=8em}}{{c|w=130%|{{f*|kol=blue|TOM I}} • {{f*|kol=blue|TOM II}} • {{f*|kol=blue|TOM III}}}}{{c|──────────────}}{{c|w=170%|przed=6em|W A R S Z A W A}}{{c|w=130%|NAKŁADEM JANA KAMIŃSKIEGO}}{{c|──────}}{{c|w=130%|1858|po=2em}}}}
|}
<br><br>
====Spisy treści====
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Strony
|strona 485
|strona 486
|-
!Wygląd strony
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_5.png|320px]]|table}}
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_6.png|320px]]|table}}
|-
!Uwagi
|colspan="2"|sekcje obejmują fragmenty tekstu, pierwsza obejmuje nagłówek, następna (podzielona na fragmenty) spis ksiąg, kolejne obejmują rozdziały w poszczególnych księgach
|-
!Schemat kodu na stronie
|style=font-size:80%|{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=ST_Tyt /></nowiki>}}<nowiki>{{c|w=130%|przed=6.5em|po=3.5em|SPIS TREŚCI TOMU I}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section end=ST_Tyt /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga I|'''KSIĘGA I. LATA DZIECIĘCE'''|page=7}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=red|<nowiki><section begin=ST_k1 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga I/I|I. Rodzice|page=9}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga I/II|II. Narodziny|page=27}}</nowiki><br>
{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga I/VI|VI. Spadek|page=59}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=red|<nowiki><section end=ST_k1 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga II|'''KSIĘGA II. DWÓR W WIERZBINIE'''|page=63}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=orange|<nowiki><section begin=ST_k2 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga II/I|I. Susza|page=65}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga II/II|II. Dworek pana Kazimierza|page=90}}</nowiki><br>
{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga II/IX|IX. Zaręczyny|page=187}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=orange|<nowiki><section end=ST_k2 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III|'''KSIĘGA III. MAŁŻEŃSTWO'''|page=191}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=maroon|<nowiki><section begin=ST_k3 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III/I|I. Wesele|page=193}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III/II|II. Podróż do Paryża|page=197}}</nowiki><br>
{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga II/V|V. Rzym|page=213}}</nowiki>{{f*|kol=maroon|<nowiki><section end=ST_k3 /></nowiki>}}
|style=font-size:80%|{{f*|kol=maroon|<nowiki><section begin=ST_k3 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III/VI|VI. W drodze do Neapolu|page=220}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III/VII|VII. Neapol|page=227}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III/VI|VIII. Powrót do ojczyzny|page=230}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=maroon|<nowiki><section end=ST_k3 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga IV|'''KSIĘGA IV. SPALONY DWÓR'''|page=239}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=orange|<nowiki><section begin=ST_k4 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga IV/I|I. Zgliszcza|page=241}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga IV/II|II. Garderobiana|page=247}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga IV/III|III. Pola|page=259}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=orange|<nowiki><section end=ST_k4 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga V|'''KSIĘGA V. DWÓR W RZECICHACH'''|page=263}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=DeepPink|<nowiki><section begin=ST_k5 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga V/I|I. Przeprowadzka|page=265}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga V/II|II. Zakupy|page=290}}</nowiki><br>
{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga V/IX|IX. Nieoczekiwany podarunek|page=398}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=DeepPink|<nowiki><section end=ST_k5 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga VI|'''KSIĘGA VI. NOWE ZOBOWIĄZANIA'''|page=407}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=chocolate|<nowiki><section begin=ST_k6 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga VI/I|I. Podróż do siostrzenicy|page=409}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga VI/II|II. Mikołajek|page=422}}</nowiki><br>
{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga VI/V|V. Zmiany|page=472}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=chocolate|<nowiki><section end=ST_k6 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=CadetBlue|<nowiki><section begin=ST_Ozd /></nowiki>}}<nowiki>{{c|przed=3em|po=2em|───▊───}}</nowiki>{{f*|kol=CadetBlue|<nowiki><section end=ST_Ozd /></nowiki>}}
|-
!rowspan="3"|Kod transkludujący i efekt
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=485 onlysection=ST_Tyt /></nowiki><ref name=stare/><br><nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=485 to=486 onlysection=ST_ks /></nowiki><br><nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=485 onlysection=ST_Ozd /></nowiki><ref name=stare/>
|style=font-size:80%|{{f|maxwidth=30em|lewy=auto|prawy=auto|{{c|w=130%|przed=6.5em|po=3.5em|SPIS TREŚCI TOMU I}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA I. LATA DZIECIĘCE}}'''|page=7}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA II. DWÓR W WIERZBINIE}}'''|page=63}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA III. MAŁŻEŃSTWO}}'''|page=191}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA IV. SPALONY DWÓR}}'''|page=239}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA V. DWÓR W RZECICHACH}}'''|page=263}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA VI. NOWE ZOBOWIĄZANIA}}'''|page=407}}{{c|przed=3em|po=2em|───▊───}} }}
|-
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=485 onlysection=ST_k1 /></nowiki><ref name=stare/>
|style=font-size:80%|{{f|maxwidth=30em|lewy=auto|prawy=auto|{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|I. Rodzice}}|page=9}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|II. Narodziny}}|page=27}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|III. Szkoła}}|page=30}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|IV. Wesele brata}}|page=35}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|V. Śmierć rodziców}}|page=47}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|VI. Spadek}}|page=59}}<br><br>}}
|-
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=485 to=486 onlysection=ST_k3 /></nowiki>
|style=font-size:80%|{{f|maxwidth=30em|lewy=auto|prawy=auto|{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|I. Wesele}}|page=193}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|II. Podróż do Paryża}}|page=197}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|III. W Marsylii}}|page=202}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|IV. W drodze do Rzymu}}|page=209}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|V. Rzym}}|page=213}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|VI. W drodze do Neapolu}}|page=220}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|VII. Neapol}}|page=227}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|VIII. Powrót do ojczyzny}}|page=230}}<br><br>}}
|}
===Użycie całej strony powtórnie===
Zdarza się czasem, że niektóre strony (w przestrzeni '''Strona:''') są dokładnymi kopiami innych. Ponieważ ewentualne zmiany musiałyby być nanoszone na wszystkich stronach, wskazane jest by takich stron nie tworzyć osobno lecz raczej transkludować jedną z nich:
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Kod
|{{tab}}<nowiki>{{Strona:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}}<nowiki>}}</nowiki>
|}
===Powtórne wykorzystanie fragmentów strony===
====Dwie podobne strony różniące się tylko niewielkim fragmentem====
Załóżmy, że mamy stronę tytułową pierwszego tomu, na jej podstawie chcemy sporządzić stronę tytułową drugiego tomu. Moglibyśmy po prostu skopiować kod i nanieść poprawki, ale musimy wtedy dbać, by wszystkie zmiany w kodzie nanosić na wszystkich takich stronach. Bardziej eleganckim rozwiązaniem jest transkluzja i zmiana tylko tego fragmentu, którym się strony różnią.
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!width=50%|Kod strony
!width=50%|Wygląd strony
|-
|style=font-size:80%|{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=Tyt_G /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=300%|przed=1.5em|SERCE NIE SŁUGA}}
{{c|w=150%|przed=1em|POWIEŚĆ Z ZAŚCIANKA}}</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>{{c|w=200%|JANA KOWALSKIEGO}}{{c|──────────────|przed=8em}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section end=Tyt_G /></nowiki>}} {{f*|kol=green|<nowiki><section begin=TT /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|TOM I}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=TT /></nowiki>}} {{f*|kol=red|<nowiki><section begin=Tyt_D /></nowiki>}} <nowiki>{{c|──────────────}}{{c|w=170%|przed=6em|WARSZAWA|roz}}</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>{{c|──────}}{{c|w=130%|1858|po=2em}}</nowiki>{{f*|kol=red|<nowiki><section end=Tyt_D /></nowiki>}}
|{{f|w=45%|width=35em|align=justify|prawy=auto|lewy=auto|style=padding:4em; border: 1px solid black|{{c|w=300%|przed=1.5em|SERCE NIE SŁUGA}}{{c|w=150%|przed=1em|POWIEŚĆ Z ZAŚCIANKA}}{{c|w=100%|PRZEZ|przed=2em}}{{c|w=200%|JANA KOWALSKIEGO}}{{c|──────────────|przed=8em}}{{c|w=130%|TOM I}}{{c|──────────────}}{{c|w=170%|przed=6em|W A R S Z A W A}}{{c|w=130%|NAKŁADEM JANA KAMIŃSKIEGO}}{{c|──────}}{{c|w=130%|1858|po=2em}}}}
|-
!
!
|-
!Kod transkludujący stronę
!Efekt
|-
|style=font-size:80%|<nowiki>{{#lstx:Strona:Serce_nie_sługa.djvu/3|TT|{{c|w=130%|TOM II}}}}</nowiki><br>'''lub:'''<ref>Pierwsza wersja wydaje się lepsza, ponieważ jaśniej podaje intencję redaktora i jest przy tym krótsza</ref><br><nowiki>{{#lst:Strona:Serce_nie_sługa.djvu/3|Tyt_G}}</nowiki><br><nowiki>{{c|w=130%|TOM II}}</nowiki><br><nowiki>{{#lst:Strona:Serce_nie_sługa.djvu/3|Tyt_D}}</nowiki>
|{{f|w=45%|width=35em|align=justify|prawy=auto|lewy=auto|style=padding:4em; border: 1px solid black|{{c|w=300%|przed=1.5em|SERCE NIE SŁUGA}}{{c|w=150%|przed=1em|POWIEŚĆ Z ZAŚCIANKA}}{{c|w=100%|PRZEZ|przed=2em}}{{c|w=200%|JANA KOWALSKIEGO}}{{c|──────────────|przed=8em}}{{c|w=130%|TOM II}}{{c|──────────────}}{{c|w=170%|przed=6em|W A R S Z A W A}}{{c|w=130%|NAKŁADEM JANA KAMIŃSKIEGO}}{{c|──────}}{{c|w=130%|1858|po=2em}}}}
|}
====Zamiana przypisów końcowych na zwykłe====
Sposób implementacji przypisów końcowych jest omówiony w poradniku [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Przypisy|Przypisy]].
==Uwagi na marginesie==
===Ograniczenia w stosowaniu sekcji w szablonach===
Znaczniki sekcji wewnątrz szablonów po transkluzji czy substytucji są ignorowane. Inaczej to ujmując, nie można za pomocą szablonu wstawić znaczników granic sekcji (<nowiki><section ... /></nowiki>).<ref>Ujmując to kolokwialnie: znaczniki (<nowiki><section ... /></nowiki>) nie „przetrwają” transkluzji, „w locie” zostaną usunięte.</ref>
===Granice sekcji a znaczniki <nowiki><poem>, <ref>, <score></nowiki>===
Znaczniki <nowiki><poem>, <score> i (zasadniczo rzecz biorąc <ref>)</nowiki> powinny być otwierane wewnątrz <nowiki><section /></nowiki> nie na odwrót. W przypadku <nowiki><ref></nowiki> w razie potrzeby wydzielenia fragmentu przypisu należy zastosować {{s|Szablon:ZałączSekcja}} (patrz też poradnik [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Przypisy|Przypisy]]).
===<nowiki>{{#tag:section ...}}</nowiki>===
<nowiki><section...></nowiki> nie może być zastąpione przez <nowiki>{{#tag:section ...}}</nowiki>. Konstrukcja <nowiki>{{#tag:section ...}}</nowiki> nie działa.
===Szablon iwpages===
Szablon {{s|iwpages}} jest używany wyjątkowo do transkluzji tekstu z tej samej wiki (czyli Wikiźródeł) lub innej. Umożliwia w szczególności wybór sekcji. Transkluzja odbywa się w przeglądarce internetowej użytkownika. Wykorzystujemy czasem ten mechanizm przy tworzeniu bardzo dużych stron w przestrzeni głównej (patrz poradnik [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Tworzenie stron powyżej limitu transkluzji|Tworzenie stron powyżej limitu transkluzji]]).
===Kilka słów o substytucji===
Zasadniczo rzecz biorąc substutucja jest również możliwa przy pomocy kodu: <br>
<nowiki>{{subst:#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}}<nowiki> | </nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}}<nowiki>}}</nowiki> lub analogicznej konstrukcji. Fragment tekstu zostanie wtedy „na sztywno” włączony do strony docelowej. Jakakolwiek zmiana na jednej ze stron, nie będzie widoczna na drugiej.
===<nowiki>{{#lsth:...}} lub {{#section-h:...}}</nowiki>===
Konstrukcje <nowiki>{#lst:...}}/{{#section:...}} oraz {{#lstx:...}}/{{#section-x:...}}</nowiki> działają zarówno z automatycznie tworzonym sekcjami (czyli typu <nowiki>== </nowiki>{{ParametrPomoc|Nagłówek}}<nowiki> ==</nowiki>) (czyli tak jak w tym dokumencie, jak i z sekcjami tworzonymi przy pomocy znaczników <nowiki><section begin=... /> ... <section end=... /></nowiki> (czyli tak, jak zazwyczaj korzystamy z sekcji na Wikiźródłach.
Korzystanie z <nowiki>{{#lsth:...}} lub {{#section-h:...}}</nowiki> wykorzystuje '''jedynie''' sekcje tworzone automatycznie (czyli typu <nowiki>== </nowiki>{{ParametrPomoc|Nagłówek}}<nowiki> ==</nowiki>).
<nowiki>{{#lsth:</nowiki> {{ParametrPomoc|strona}} | {{ParametrPomoc|Nagłówek1}} <nowiki>}}</nowiki> transkluduje zawartość o {{ParametrPomoc|Nagłówku 1}}
<nowiki>{{#lsth:</nowiki> {{ParametrPomoc|strona}} | {{ParametrPomoc|Nagłówek1}} | {{ParametrPomoc|Nagłówek2}} <nowiki>}}</nowiki> transkluduje zawartość rozdziału o {{ParametrPomoc|Nagłówku 1}}, nagłówek i zawartość rozdziału o {{ParametrPomoc|Nagłówku 2}}
{{Przypisy}}
jge8784t61s0r3lupmolceaggrfpbba
3157043
3157042
2022-08-25T07:33:02Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
==Uwagi techniczne==
W przykładach w tym dokumencie używany jest fikcyjny tekst ''Serce nie sługa'', strony dokumentu 3 to strona tytułowa, 124, 125, 126, 127, 485, 486, 999 to dalsze strony książki. Parametry szablonów przy prezentacji (jednak nie w konkretnych przykładach) są dla wyróżnienia specjalnie oznaczane {{ParametrPomoc|Przykład}} .
==Użycie sekcji na Wikiźródłach==
Typowe dla Wikipedii sekcje mają formę nagłówka (<nowiki>== </nowiki>{{ParametrPomoc|Nagłówek}}<nowiki> ==</nowiki>). Na Wikiźródłach tego typu sekcje są tworzone jedynie na stronach dyskusji, pomocy itp. Przy opracowywaniu tekstu używamy jednak innych znaczników sekcji bez wydzielania nagłówków.
Używamy ich głównie w przestrzeni '''Strona:'''. Sekcja obejmuje fragment tekstu na jednej stronie. Na kolejnych stronach można otwierać (i oczywiście należy wtedy zamknąć) sekcję o tej samej nazwie. Można je potem transkludować<ref>Mechanizm transkluzji polega na prezentowaniu zawartości strony internetowej na innej stronie. Treść jest włączana dynamicznie, czyli tak, że wszelkie zmiany na stronie transkludowanej są widoczne na stronie docelowej (transkludującej).</ref> do przestrzeni głównej wspólnie, niemniej jednak na poziomie strony każda taka sekcja jest samodzielna.
==Zaznaczenie granic sekcji==
Na stronie fragmenty tekstu zaznaczamy przy pomocy znaczników <section begin={{ParametrPomoc|nazwa}} /> i <section end={{ParametrPomoc|nazwa}} />
Nawet jeżeli większość znaków w nazwie sekcji działa poprawnie, dobrą praktyką jest ograniczenie się do liter, cyfr i podkreślenia.
Wielkość liter jest istotna, choć z drugiej strony należy unikać stosowania nazw bardzo zbliżonych by uniknąć pomyłki.
Używanie cudzysłowów wokół nazw sekcji jest często zbędne. Konieczne jest na pewno, gdy w nazwie występuje spacja. Wielu użytkowników standardowo obejmuje cudzysłowami nazwy sekcji.
„Dobre” nazwy sekcji są krótkie (ponieważ długie nazwy niepotrzebnie przeszkadzają przy czytaniu kodu, nie zawierają spacji (z wyżej wymienionego powodu), nie zawierają znaków specjalnych, są jednoznaczne i sugerują czego dotyczą.
Przykłady: pios1, piosenka_1, tyt_gora, tyt_dol, r_03 (''dla '''r'''ozdziału trzeciego''), ks_1 (''dla '''ks'''ięgi pierwszej''), nagl, naglowek, 124g ('''''g'''órna część strony '''124''''') itp. Jak zawsze w takich wypadkach istotna jest spójność i logika przyjętego systemu.
==Przenoszenie wyrazów a nieciągła sekcja==
W przypadku przenoszenia wyrazów gdy sekcja kończy się lub zaczyna w środku przenoszonego wyrazu należy używać szablonu {{s|pp}}/{{s|pk}} nie zaś zwykłego dywizu. Tak jak to widać w przykładzie poniżej między stronami 124 i 125.
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!
!Pierwsza strona
!Druga strona
|-
!{{Tak}}
| ... Najpierw delikatnie zmoczyła rąbek <nowiki>{{pp|suk|na}}<section end=r_03 /></nowiki>
| <nowiki>{{pk|suk|na}}</nowiki> w misce z wodą i delikatnie dotknęła a następnie ...
|-
!{{Nie}}
| ... Najpierw delikatnie zmoczyła rąbek suk-<nowiki><section end=r_03 /></nowiki>
| w misce z wodą i delikatnie dotknęła a następnie ...
|}
Innym sposobem (mniej czytelnym), byłoby wyrzucenie łącznika poza granicę sekcji.
Opisując problem ogólniej, gdy używamy sekcji nieciągłej, lub tekst transkludujemy „sklejając” kilka sekcji musimy sami zadbać, by fragmenty się ze sobą właściwie połączyły. Nie jest na przykład automatycznie dodawany odstęp, podział akapitu itp.
==Transkluzja przy pomocy <nowiki>{{#lst:...}} i {{#section:...}}</nowiki>==
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Kod z zaznaczonymi graficznie sekcjami
|style="line-height: 250%;"|Jak {{f*|style=text-decoration:underline wavy blue|<nowiki><section begin=A/>użycie sekcji <section end=A /></nowiki>}} może ułatwić pracę z tekstem. Oto kilka uwag. {{f*|style=text-decoration:underline wavy red|<nowiki><section begin=B/>W danym tekście możemy wydzielić </nowiki>{{f*|style=text-decoration:overline wavy orange|<nowiki><section begin=C/>fragment tekstu<section end=C/></nowiki>}}<nowiki>, który </nowiki>{{f*|style=text-decoration:overline wavy olive|<nowiki><section begin=D/>ujmujemy w znaczniki<section end=B/></nowiki>}}}}{{f*|style=text-decoration:overline wavy olive|<nowiki> (całą sekcję).<section end=D/></nowiki>}} Sekcja to mogą być również {{f*|style=text-decoration:underline wavy green|<nowiki><section begin=E/>fragmenty tekstu<section end=E/></nowiki>}} które są{{f*|style=text-decoration:underline wavy green|<nowiki><section begin=E/> przedzielone innym tekstem<section end=E/></nowiki>}}. Tekst {{f*|style=text-decoration:underline wavy maroon|<nowiki><section begin=F/>objęty znacznikami sekcji<section end=F/></nowiki>}} może być zastąpiony. Użycie sekcji pozwala w szczególności powtarzający się tekst wykorzystywać wielokrotnie. {{f*|style=text-decoration:underline wavy fuchsia|<nowiki><section begin=G/><section end=G/></nowiki>}} Wszelkie zmiany mogą być robione w jednym miejscu.
|
|-
!Tekst z zaznaczonymi graficznie sekcjami
|style="line-height: 250%;"|Jak {{f*|style=text-decoration:underline wavy blue|użycie sekcji }} może ułatwić pracę z tekstem. Oto kilka uwag. {{f*|style=text-decoration:underline wavy red|W danym tekście możemy wydzielić {{f*|style=text-decoration:overline wavy orange|fragment tekstu}}, który {{f*|style=text-decoration:overline wavy olive|ujmujemy w znaczniki}}}}{{f*|style=text-decoration:overline wavy olive| (całą sekcję).}} Sekcja to mogą być również {{f*|style=text-decoration:underline wavy green|fragmenty tekstu}} które są{{f*|style=text-decoration:underline wavy green| przedzielone innym tekstem}}. Tekst {{f*|style=text-decoration:underline wavy maroon|objęty znacznikami sekcji}} może być zastąpiony. Użycie sekcji pozwala w szczególności powtarzający się tekst wykorzystywać wielokrotnie. {{f*|style=text-decoration:underline wavy fuchsia|•}} Wszelkie zmiany mogą być robione w jednym miejscu.
|
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}}<nowiki> |A}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|A}}
|transkludowana jest jedna sekcja
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|B}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|B}}
|transkludowana jest sekcja zawierająca inne sekcje
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|C}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|C}}
|transkludowana jest wewnętrzna sekcja
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|D}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|D}}
|transkludowana jest sekcja wychodząca poza granice innej
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|E}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|E}}
|transkludowana jest sekcja składająca się z kilku fragmentów
|-
! <nowiki>{{#lstx:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|F|wyodrębniony jako sekcja}}</nowiki>
|{{#lstx:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|F|wyodrębniony jako sekcja}}
|transkludowana jest cała strona, dana sekcja jest zastępowana innym tekstem
|-
! <nowiki>{{#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}} <nowiki>|A|G}}</nowiki>
|{{#lst:Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis136|A|G}}
|transkludowana jest cała strona, od sekcji '''A''' do sekcji '''G'''; sekcja może również nie zawierać tekstu
|}
Synonimy <nowiki>{{#lst:....}} to inaczej {{#section:....}}</nowiki>. Ta druga forma jest częściej używana na polskich Wikiźródłach. Pierwsza forma kodu jest „międzynarodowa” (tj. generyczna i działa na wszystkich wiki.<br>
Synonimem <nowiki>{{#lstx:....}} jest {{#section-x:....}}</nowiki>.
==Transkluzja do przestrzeni głównej przy pomocy <nowiki><pages ...></nowiki>==
Obszerny podręcznik [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Transkluzja przy pomocy tagu pages|Transkluzja przy pomocy tagu pages]] przedstawia opisywane konstrukcje znacznie dokładniej.
===fromsection–tosection===
Do transkluzji do przestrzeni głównej używa się tagu
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Kod
|<pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|nr_strony_początkowej}} to={{ParametrPomoc|numer_strony_końcowej}} fromsection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_początkowej}} tosection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_końcowej}} />
|}
Tutaj kluczowe są dla nas parametry '''fromsection''' i '''tosection'''.
Transkludowany jest tekst od strony {{ParametrPomoc|nr_strony_początkowej}} poczynając od {{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_początkowej}} do strony {{ParametrPomoc|nr_strony_końcowej}} do sekcji {{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_końcowej}} .
{{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_początkowej}} i {{ParametrPomoc|nazwa_sekcji_końcowej}} mogą być tożsame, np. ta sama nazwa nawiązująca do numeru rozdziału. Generalnie istotne jest jedynie by nazwa sekcji nie powtarzała się w sposób niezamierzony na tej samej stronie.
Ściśle rzecz biorąc, jest transkludowany tekst od pierwszego otwarcia sekcji na pierwszej stronie z zakresu stron do pierwszego zamknięcia sekcji na ostatniej stronie.
===onlysection===
Jeżeli jednak potrzebujemy fragmentu pojedynczej strony najlepsza jest konstrukcja:<br>
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Kod
|<pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} include={{ParametrPomoc|nr_strony}} onlysection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} />
|}
Podobnie gdy chcemy transkludować sekcję (również nieciągłą) z kilku stron:
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Kod
|<pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|nr_strony_początkowej}} to={{ParametrPomoc|nr_strony_końcowej}} onlysection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} />
|}
Ten ostatni kod jest bardzo wygodny np. do wydzielenia tekstu w jednym języku z wielojęzycznego dokumentu.
===Stare a nowe indeksy===
Nie wchodząc tutaj w dokładniejsze opisy (można je znaleźć w poradniku [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Indeksy|Indeksy]]) należy wspomnieć, że mamy na naszych Wikiźródłach dwa typy indeksów (tzw. stare i nowe). Indeksy nowego typu nazywają się zawsze dokładnie tak, jak plik, który jest ich podstawą (źródłem) (nazwa kończy się więc na '''.djvu''' lub '''.pdf'''). Przy przenoszeniu do przestrzeni głównej należy w parametrach '''from''' i '''to''' użyć numeru strony (a więc liczby). W indeksach starego typu konieczne jest podanie nazwy strony więc na przykład '''"PL J Nowak Serca nie sługa.pdf/127"''' lub '''"PL J Serce nie sługa 127.jpg"'''
==Typowe sposoby wykorzystania==
===Transkluzja fragmentu strony do przestrzeni głównej===
====Początek lub/i koniec rozdziału na środku strony====
Dość często zdarza się, że granica rozdziałów wypada na środku strony. Typowym rozwiązaniem jest utworzenie sekcji dzielących stronę na dwie części – górną i dolną, tj. do granicy rozdziału i poniżej.
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Strony
|pierwsza np. 124
|kolejne strony np. 125, 126
|ostatnia np. 127
|-
!Wygląd strony
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_1.png|320px]]|table}}
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_2.png|320px]]|table}}
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_3.png|320px]]|table}}
|-
!Uwagi
|podział na sekcje na granicy rozdziałów. Sekcje otwierane i zamykane na początku i końcu strony.
|Na stronach bez podziału na rozdziały sekcje są zbędne.
|podział na sekcje na granicy rozdziałów. Sekcje otwierane i zamykane na początku i końcu strony.
|-
!Schemat kodu na stronie
|style=font-size:80%|{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=r_02 /></nowiki>}} <nowiki>{{pk|nie|znacznie}} rzucił okiem na dziewczynę. Stała ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... do Kazimierza. Ten jednak bez słowa wyszedł z pokoju.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section end=r_02 /></nowiki>}} {{f*|kol=green|<nowiki><section begin=r_03 /></nowiki>}}<nowiki> {{c|w=130%|'''III. Toaleta pani Łęskiej'''}}{{tab}}Ciotka rano wstała nieco podrażniona. Wezwała do siebie garderobianą i zrobiła...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... podeszła i zaczęła pomagać pani w porannych przygotowaniach. Najpierw delikatnie zmoczyła rąbek {{pp|suk|na}}</nowiki> {{f*|kol=green|<nowiki><section end=r_03 /></nowiki>}}
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|suk|na}} w misce z wodą i delikatnie dotknęła a następnie przetarła skórę ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... którą pani Łęska starannie ukrywa, a której treści ona nie zna i zapewne nigdy nie pozna.<br></nowiki>
|style=font-size:80%|{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=r_03 /></nowiki>}} <nowiki>{{tab}}Westchnęła ciężko. Dlaczego jest ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... kuchni wydać codzienne dyspozycje.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=r_03 /></nowiki>}} {{f*|kol=red|<nowiki><section begin=r_04 /></nowiki>}}<nowiki> {{c|w=130%|'''IV. Interesa pana Rejenta'''}}{{tab}}Pan Kazimierz miał dziś pełen...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... już sobie za stary na poszukiwanie kobiety. Nie zawsze tak {{pp|by|wało}}</nowiki> {{f*|kol=red|<nowiki><section end=r_04 /></nowiki>}}
|-
!Alternatywny schemat kodu na stronie
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|nie|znacznie}} rzucił okiem na dziewczynę. Stała ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... do Kazimierza. Ten jednak bez słowa wyszedł z pokoju.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=r_02 /><section end=r_02 /></nowiki>}} {{f*|kol=green|<nowiki><section begin=r_03 /><section end=r_03 /></nowiki>}}<nowiki> {{c|w=130%|'''III. Toaleta pani Łęskiej'''}}{{tab}}Ciotka rano wstała nieco podrażniona. Wezwała do siebie garderobianą i zrobiła...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... podeszła i zaczęła pomagać pani w porannych przygotowaniach. Najpierw delikatnie zmoczyła rąbek {{pp|suk|na}}</nowiki>
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|suk|na}} w misce z wodą i delikatnie dotknęła a następnie przetarła skórę ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... którą pani Łęska starannie ukrywa, a której treści ona nie zna i zapewne nigdy nie pozna.<br></nowiki>
|style=font-size:80%|<nowiki>{{tab}}Westchnęła ciężko. Dlaczego jest ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... kuchni wydać codzienne dyspozycje.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=r_03 /><section end=r_03 /></nowiki>}} {{f*|kol=red|<nowiki><section begin=r_04 /><section end=r_04 /></nowiki>}}<nowiki> {{c|w=130%|'''IV. Interesa pana Rejenta'''}}{{tab}}Pan Kazimierz miał dziś pełen...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... już sobie za stary na poszukiwanie kobiety. Nie zawsze tak {{pp|by|wało}}</nowiki>
|-
!Kod transkludujący
|colspan="3"|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=124 to=127 fromsection=r_03 tosection=r_03 /></nowiki><ref><nowiki><pages index="Serce nie sługa" from="Serce_nie_sługa.djvu/124" to="Serce_nie_sługa.djvu/127" fromsection=r_03 tosection=r_03 /></nowiki> (dla indeksów starego typu)</ref>
|}
Części te są transkludowane do przestrzeni głównej metodą wskazaną powyżej.
Alternatywnie można pójść jeszcze dalej i oznaczać granice rozdziałów jakąś jednolitą sekcją.
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Strony
|pierwsza np. 124
|kolejne strony np. 125, 126
|ostatnia np. 127
|-
!Uwagi
|Pusta sekcja na granicy rozdziałów.
|Na stronach bez podziału na rozdziały sekcje są zbędne.
|Pusta sekcja na granicy rozdziałów.
|-
!Schemat kodu na stronie
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|nie|znacznie}} rzucił okiem na dziewczynę. Stała ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... do Kazimierza. Ten jednak bez słowa wyszedł z pokoju.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=granica /><section end=granica /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''III. Toaleta pani Łęskiej'''}}{{tab}}Ciotka rano wstała nieco podrażniona. Wezwała do siebie garderobianą i zrobiła...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... podeszła i zaczęła pomagać pani w porannych przygotowaniach. Najpierw delikatnie zmoczyła rąbek {{pp|suk|na}}</nowiki>
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|suk|na}} w misce z wodą i delikatnie dotknęła a następnie przetarła skórę ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... którą pani Łęska starannie ukrywa, a której treści ona nie zna i zapewne nigdy nie pozna.<br></nowiki>
|style=font-size:80%|<nowiki>{{tab}}Westchnęła ciężko. Dlaczego jest ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... kuchni wydać codzienne dyspozycje.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=granica /><section end=granica /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''IV. Interesa pana Rejenta'''}}{{tab}}Pan Kazimierz miał dziś pełen...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... już sobie za stary na poszukiwanie kobiety. Nie zawsze tak {{pp|by|wało}}</nowiki>
|-
!Kod transkludujący
|colspan="3"|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=124 to=127 fromsection=granica tosection=granica /></nowiki><ref><nowiki><pages index="Serce nie sługa" from="Serce_nie_sługa.djvu/124" to="Serce_nie_sługa.djvu/127" fromsection=granica tosection=granica /></nowiki> (dla indeksów starego typu)</ref>
|}
Inne rozdziały mogą być zbudowane tak samo i byłyby transkludowane na przykład kodem:<br>
<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=117 to=124 fromsection=granica tosection=granica /></nowiki><br>
<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=127 to=135 fromsection=granica tosection=granica /></nowiki><br>
Zamiast nazwy granica można również dawać jakąś krótką prostą nazwę (np. '''X'''). Nazwa ta '''może''' się powtarzać w obrębie jednego tekstu, byle nie występowała dwa razy na tej samej stronie.
====Początek i koniec rozdziału na tej samej stronie w środku innego tekstu====
<br><br>
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Wygląd strony (np. nr 146)
!Kod strony
!Kod transkludujący
|-
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_4.png|320px]]|table}}
|style=font-size:80%|{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=r_06 /></nowiki>}} <nowiki>{{pk|szyb|ko}} wyszedł z pokoju i zamknął ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... poganiając woźnicę odjechał.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section end=r_06 /></nowiki>}} {{f*|kol=green|<nowiki><section begin=r_07 /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''VII. Spotkanie'''}}{{tab}}Mrok zapadał już powoli, gdy...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... ich serca biły jednym rytmem.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=r_07 /></nowiki>}} {{f*|kol=red|<nowiki><section begin=r_08 /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''VIII. Rano'''}}{{tab}}Następnego dnia gdy garderobiana...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... sobie oczekiwać po takim obrocie spraw.</nowiki>{{f*|kol=red|<nowiki><section end=r_08 /></nowiki>}}
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=146 onlysection=r_07 /></nowiki><ref name=stare/><br>
|}
<br><br>
Alternatywnie można ten efekt uzyskać przez wstawienie dwóch pustych sekcji:
<br><br>
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Wygląd strony (np. nr 146)
!Kod strony
!Kod transkludujący
|-
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_4.png|320px]]|table}}
|style=font-size:80%|<nowiki>{{pk|szyb|ko}} wyszedł z pokoju i zamknął ...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... poganiając woźnicę odjechał.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=granica1 /><section end=granica1 /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''VII. Spotkanie'''}}{{tab}}Mrok zapadał już powoli, gdy...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... ich serca biły jednym rytmem.<br><br><br>{{---}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=granica2 /><section end=granica2 /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|'''VIII. Rano'''}}{{tab}}Następnego dnia gdy garderobiana...</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>... sobie oczekiwać po takim obrocie spraw.</nowiki>
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=146 fromsection=granica1 tosection=granica2 /></nowiki><ref name=stare/><br>
|}
====Strona tytułowa====
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!width=50%|Wygląd strony (np. nr 3)
!width=50%|Kod strony
|-
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_0.png|320px]]|table}}
|style=font-size:80%|{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=Tyt_G /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=300%|przed=1.5em|SERCE NIE SŁUGA}}
{{c|w=150%|przed=1em|POWIEŚĆ Z ZAŚCIANKA}}</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>{{c|w=200%|JANA KOWALSKIEGO}}{{c|──────────────|przed=8em}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section end=Tyt_G /></nowiki>}} {{f*|kol=green|<nowiki><section begin=TT /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|TOM I}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=TT /></nowiki>}} {{f*|kol=red|<nowiki><section begin=Tyt_D /></nowiki>}} <nowiki>{{c|──────────────}}{{c|w=170%|przed=6em|WARSZAWA|roz}}</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>{{c|──────}}{{c|w=130%|1858|po=2em}}</nowiki>{{f*|kol=red|<nowiki><section end=Tyt_D /></nowiki>}}
|-
!
!
|-
!Kod transkludujący stronę
!Efekt
|-
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=3 onlysection=Tyt_G /></nowiki><ref name=stare>W przypadku indeksów nowego typu konstrukcja z parametrem '''include''' jest krótsza i lepiej oddaje ideę dlatego można ją uznać za preferowaną, w przypadku indeksów starego typu trzeba '''include'''=999 zastąpić konstrukcją '''from'''=999 '''to'''=999 (ta sama strona początkowa i końcowa)</ref><br>
<nowiki>{{c|w=130%|[[{{ROOTPAGENAME}}/Tom I|TOM I]] • [[{{ROOTPAGENAME}}/Tom II|TOM II]] • [[{{ROOTPAGENAME}}/Tom III|TOM III]] }}</nowiki><br>
<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=3 onlysection=Tyt_D /></nowiki><ref name=stare/>
|{{f|w=45%|width=35em|align=justify|prawy=auto|lewy=auto|style=padding:4em; border: 1px solid black|{{c|w=300%|przed=1.5em|SERCE NIE SŁUGA}}{{c|w=150%|przed=1em|POWIEŚĆ Z ZAŚCIANKA}}{{c|w=100%|PRZEZ|przed=2em}}{{c|w=200%|JANA KOWALSKIEGO}}{{c|──────────────|przed=8em}}{{c|w=130%|{{f*|kol=blue|TOM I}} • {{f*|kol=blue|TOM II}} • {{f*|kol=blue|TOM III}}}}{{c|──────────────}}{{c|w=170%|przed=6em|W A R S Z A W A}}{{c|w=130%|NAKŁADEM JANA KAMIŃSKIEGO}}{{c|──────}}{{c|w=130%|1858|po=2em}}}}
|}
<br><br>
====Spisy treści====
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Strony
|strona 485
|strona 486
|-
!Wygląd strony
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_5.png|320px]]|table}}
|align=center|{{f|style=border: black solid 1px|[[Plik:Sections_expample_page_6.png|320px]]|table}}
|-
!Uwagi
|colspan="2"|sekcje obejmują fragmenty tekstu, pierwsza obejmuje nagłówek, następna (podzielona na fragmenty) spis ksiąg, kolejne obejmują rozdziały w poszczególnych księgach
|-
!Schemat kodu na stronie
|style=font-size:80%|{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=ST_Tyt /></nowiki>}}<nowiki>{{c|w=130%|przed=6.5em|po=3.5em|SPIS TREŚCI TOMU I}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section end=ST_Tyt /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga I|'''KSIĘGA I. LATA DZIECIĘCE'''|page=7}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=red|<nowiki><section begin=ST_k1 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga I/I|I. Rodzice|page=9}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga I/II|II. Narodziny|page=27}}</nowiki><br>
{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga I/VI|VI. Spadek|page=59}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=red|<nowiki><section end=ST_k1 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga II|'''KSIĘGA II. DWÓR W WIERZBINIE'''|page=63}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=orange|<nowiki><section begin=ST_k2 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga II/I|I. Susza|page=65}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga II/II|II. Dworek pana Kazimierza|page=90}}</nowiki><br>
{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga II/IX|IX. Zaręczyny|page=187}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=orange|<nowiki><section end=ST_k2 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III|'''KSIĘGA III. MAŁŻEŃSTWO'''|page=191}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=maroon|<nowiki><section begin=ST_k3 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III/I|I. Wesele|page=193}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III/II|II. Podróż do Paryża|page=197}}</nowiki><br>
{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga II/V|V. Rzym|page=213}}</nowiki>{{f*|kol=maroon|<nowiki><section end=ST_k3 /></nowiki>}}
|style=font-size:80%|{{f*|kol=maroon|<nowiki><section begin=ST_k3 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III/VI|VI. W drodze do Neapolu|page=220}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III/VII|VII. Neapol|page=227}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga III/VI|VIII. Powrót do ojczyzny|page=230}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=maroon|<nowiki><section end=ST_k3 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga IV|'''KSIĘGA IV. SPALONY DWÓR'''|page=239}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=orange|<nowiki><section begin=ST_k4 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga IV/I|I. Zgliszcza|page=241}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga IV/II|II. Garderobiana|page=247}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga IV/III|III. Pola|page=259}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=orange|<nowiki><section end=ST_k4 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga V|'''KSIĘGA V. DWÓR W RZECICHACH'''|page=263}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=DeepPink|<nowiki><section begin=ST_k5 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga V/I|I. Przeprowadzka|page=265}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga V/II|II. Zakupy|page=290}}</nowiki><br>
{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga V/IX|IX. Nieoczekiwany podarunek|page=398}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=DeepPink|<nowiki><section end=ST_k5 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=green|<nowiki><section begin=ST_ks /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga VI|'''KSIĘGA VI. NOWE ZOBOWIĄZANIA'''|page=407}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=ST_ks /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=chocolate|<nowiki><section begin=ST_k6 /></nowiki>}}<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga VI/I|I. Podróż do siostrzenicy|page=409}}</nowiki><br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga VI/II|II. Mikołajek|page=422}}</nowiki><br>
{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br>
<nowiki>{{SpisPozycja|tyt=[[Serce nie sługa/Księga VI/V|V. Zmiany|page=472}}<br><br></nowiki>{{f*|kol=chocolate|<nowiki><section end=ST_k6 /></nowiki>}}<br>
{{f*|kol=CadetBlue|<nowiki><section begin=ST_Ozd /></nowiki>}}<nowiki>{{c|przed=3em|po=2em|───▊───}}</nowiki>{{f*|kol=CadetBlue|<nowiki><section end=ST_Ozd /></nowiki>}}
|-
!rowspan="3"|Kod transkludujący i efekt
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=485 onlysection=ST_Tyt /></nowiki><ref name=stare/><br><nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=485 to=486 onlysection=ST_ks /></nowiki><br><nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=485 onlysection=ST_Ozd /></nowiki><ref name=stare/>
|style=font-size:80%|{{f|maxwidth=30em|lewy=auto|prawy=auto|{{c|w=130%|przed=6.5em|po=3.5em|SPIS TREŚCI TOMU I}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA I. LATA DZIECIĘCE}}'''|page=7}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA II. DWÓR W WIERZBINIE}}'''|page=63}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA III. MAŁŻEŃSTWO}}'''|page=191}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA IV. SPALONY DWÓR}}'''|page=239}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA V. DWÓR W RZECICHACH}}'''|page=263}}{{SpisPozycja|tyt='''{{f*|kol=blue|KSIĘGA VI. NOWE ZOBOWIĄZANIA}}'''|page=407}}{{c|przed=3em|po=2em|───▊───}} }}
|-
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" include=485 onlysection=ST_k1 /></nowiki><ref name=stare/>
|style=font-size:80%|{{f|maxwidth=30em|lewy=auto|prawy=auto|{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|I. Rodzice}}|page=9}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|II. Narodziny}}|page=27}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|III. Szkoła}}|page=30}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|IV. Wesele brata}}|page=35}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|V. Śmierć rodziców}}|page=47}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|VI. Spadek}}|page=59}}<br><br>}}
|-
|style=font-size:80%|<nowiki><pages index="Serce nie sługa.djvu" from=485 to=486 onlysection=ST_k3 /></nowiki>
|style=font-size:80%|{{f|maxwidth=30em|lewy=auto|prawy=auto|{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|I. Wesele}}|page=193}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|II. Podróż do Paryża}}|page=197}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|III. W Marsylii}}|page=202}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|IV. W drodze do Rzymu}}|page=209}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|V. Rzym}}|page=213}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|VI. W drodze do Neapolu}}|page=220}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|VII. Neapol}}|page=227}}{{SpisPozycja|tyt={{f*|kol=blue|VIII. Powrót do ojczyzny}}|page=230}}<br><br>}}
|}
===Użycie całej strony powtórnie===
Zdarza się czasem, że niektóre strony (w przestrzeni '''Strona:''') są dokładnymi kopiami innych. Ponieważ ewentualne zmiany musiałyby być nanoszone na wszystkich stronach, wskazane jest by takich stron nie tworzyć osobno lecz raczej transkludować jedną z nich:
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!Kod
|{{tab}}<nowiki>{{Strona:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}}<nowiki>}}</nowiki>
|}
===Powtórne wykorzystanie fragmentów strony===
====Dwie podobne strony różniące się tylko niewielkim fragmentem====
Załóżmy, że mamy stronę tytułową pierwszego tomu, na jej podstawie chcemy sporządzić stronę tytułową drugiego tomu. Moglibyśmy po prostu skopiować kod i nanieść poprawki, ale musimy wtedy dbać, by wszystkie zmiany w kodzie nanosić na wszystkich takich stronach. Bardziej eleganckim rozwiązaniem jest transkluzja i zmiana tylko tego fragmentu, którym się strony różnią.
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!width=50%|Kod strony
!width=50%|Wygląd strony
|-
|style=font-size:80%|{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section begin=Tyt_G /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=300%|przed=1.5em|SERCE NIE SŁUGA}}
{{c|w=150%|przed=1em|POWIEŚĆ Z ZAŚCIANKA}}</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>{{c|w=200%|JANA KOWALSKIEGO}}{{c|──────────────|przed=8em}}</nowiki>{{f*|kol=fuchsia|<nowiki><section end=Tyt_G /></nowiki>}} {{f*|kol=green|<nowiki><section begin=TT /></nowiki>}} <nowiki>{{c|w=130%|TOM I}}</nowiki>{{f*|kol=green|<nowiki><section end=TT /></nowiki>}} {{f*|kol=red|<nowiki><section begin=Tyt_D /></nowiki>}} <nowiki>{{c|──────────────}}{{c|w=170%|przed=6em|WARSZAWA|roz}}</nowiki><br>{{tab}}{{f*|w=200%|⋮}}<br><nowiki>{{c|──────}}{{c|w=130%|1858|po=2em}}</nowiki>{{f*|kol=red|<nowiki><section end=Tyt_D /></nowiki>}}
|{{f|w=45%|width=35em|align=justify|prawy=auto|lewy=auto|style=padding:4em; border: 1px solid black|{{c|w=300%|przed=1.5em|SERCE NIE SŁUGA}}{{c|w=150%|przed=1em|POWIEŚĆ Z ZAŚCIANKA}}{{c|w=100%|PRZEZ|przed=2em}}{{c|w=200%|JANA KOWALSKIEGO}}{{c|──────────────|przed=8em}}{{c|w=130%|TOM I}}{{c|──────────────}}{{c|w=170%|przed=6em|W A R S Z A W A}}{{c|w=130%|NAKŁADEM JANA KAMIŃSKIEGO}}{{c|──────}}{{c|w=130%|1858|po=2em}}}}
|-
!
!
|-
!Kod transkludujący stronę
!Efekt
|-
|style=font-size:80%|<nowiki>{{#lstx:Strona:Serce_nie_sługa.djvu/3|TT|{{c|w=130%|TOM II}}}}</nowiki><br>'''lub:'''<ref>Pierwsza wersja wydaje się lepsza, ponieważ jaśniej podaje intencję redaktora i jest przy tym krótsza</ref><br><nowiki>{{#lst:Strona:Serce_nie_sługa.djvu/3|Tyt_G}}</nowiki><br><nowiki>{{c|w=130%|TOM II}}</nowiki><br><nowiki>{{#lst:Strona:Serce_nie_sługa.djvu/3|Tyt_D}}</nowiki>
|{{f|w=45%|width=35em|align=justify|prawy=auto|lewy=auto|style=padding:4em; border: 1px solid black|{{c|w=300%|przed=1.5em|SERCE NIE SŁUGA}}{{c|w=150%|przed=1em|POWIEŚĆ Z ZAŚCIANKA}}{{c|w=100%|PRZEZ|przed=2em}}{{c|w=200%|JANA KOWALSKIEGO}}{{c|──────────────|przed=8em}}{{c|w=130%|TOM II}}{{c|──────────────}}{{c|w=170%|przed=6em|W A R S Z A W A}}{{c|w=130%|NAKŁADEM JANA KAMIŃSKIEGO}}{{c|──────}}{{c|w=130%|1858|po=2em}}}}
|}
====Zamiana przypisów końcowych na zwykłe====
Sposób implementacji przypisów końcowych jest omówiony w poradniku [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Przypisy|Przypisy]].
==Uwagi na marginesie==
===Ograniczenia w stosowaniu sekcji w szablonach===
Znaczniki sekcji wewnątrz szablonów po transkluzji czy substytucji są ignorowane. Inaczej to ujmując, nie można za pomocą szablonu wstawić znaczników granic sekcji (<nowiki><section ... /></nowiki>).<ref>Ujmując to kolokwialnie: znaczniki (<nowiki><section ... /></nowiki>) nie „przetrwają” transkluzji, „w locie” zostaną usunięte.</ref>
===Granice sekcji a znaczniki <nowiki><poem>, <ref>, <score></nowiki>===
Znaczniki <nowiki><poem>, <score> i (zasadniczo rzecz biorąc <ref>)</nowiki> powinny być otwierane wewnątrz <nowiki><section /></nowiki> nie na odwrót. W przypadku <nowiki><ref></nowiki> w razie potrzeby wydzielenia fragmentu przypisu należy zastosować {{s|Szablon:ZałączSekcja}} (patrz też poradnik [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Przypisy|Przypisy]]).
===<nowiki>{{#tag:section ...}}</nowiki>===
<nowiki><section...></nowiki> nie może być zastąpione przez <nowiki>{{#tag:section ...}}</nowiki>. Konstrukcja <nowiki>{{#tag:section ...}}</nowiki> nie działa.
===Szablon iwpages===
Szablon {{s|iwpages}} jest używany wyjątkowo do transkluzji tekstu z tej samej wiki (czyli Wikiźródeł) lub innej. Umożliwia w szczególności wybór sekcji. Transkluzja odbywa się w przeglądarce internetowej użytkownika. Wykorzystujemy czasem ten mechanizm przy tworzeniu bardzo dużych stron w przestrzeni głównej (patrz poradnik [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Tworzenie stron powyżej limitu transkluzji|Tworzenie stron powyżej limitu transkluzji]]).
===Kilka słów o substytucji===
Zasadniczo rzecz biorąc substutucja jest również możliwa przy pomocy kodu: <br>
<nowiki>{{subst:#lst:</nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_strony}}<nowiki> | </nowiki>{{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}}<nowiki>}}</nowiki> lub analogicznej konstrukcji. Fragment tekstu zostanie wtedy „na sztywno” włączony do strony docelowej. Jakakolwiek zmiana na jednej ze stron, nie będzie widoczna na drugiej.
===<nowiki>{{#lsth:...}} lub {{#section-h:...}}</nowiki>===
Konstrukcje <nowiki>{#lst:...}}/{{#section:...}} oraz {{#lstx:...}}/{{#section-x:...}}</nowiki> działają zarówno z automatycznie tworzonym sekcjami (czyli typu <nowiki>== </nowiki>{{ParametrPomoc|Nagłówek}}<nowiki> ==</nowiki>) (czyli tak jak w tym dokumencie, jak i z sekcjami tworzonymi przy pomocy znaczników <nowiki><section begin=... /> ... <section end=... /></nowiki> (czyli tak, jak zazwyczaj korzystamy z sekcji na Wikiźródłach.
Korzystanie z <nowiki>{{#lsth:...}} lub {{#section-h:...}}</nowiki> wykorzystuje '''jedynie''' sekcje tworzone automatycznie (czyli typu <nowiki>== </nowiki>{{ParametrPomoc|Nagłówek}}<nowiki> ==</nowiki>).
<nowiki>{{#lsth:</nowiki> {{ParametrPomoc|strona}} | {{ParametrPomoc|Nagłówek1}} <nowiki>}}</nowiki> transkluduje zawartość o {{ParametrPomoc|Nagłówku 1}}
<nowiki>{{#lsth:</nowiki> {{ParametrPomoc|strona}} | {{ParametrPomoc|Nagłówek1}} | {{ParametrPomoc|Nagłówek2}} <nowiki>}}</nowiki> transkluduje zawartość rozdziału o {{ParametrPomoc|Nagłówku 1}}, nagłówek i zawartość rozdziału o {{ParametrPomoc|Nagłówku 2}}
{{Przypisy}}
guu3fo67zay92s6utd9wa8fj1p58ula
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/51
100
1066306
3156933
3151524
2022-08-24T21:08:28Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Jak to było, proszę napisać.<br>
{{tab}}W kilku słowach skreśliłem przebieg sprawy.<br>
{{tab}}— Proszę przeczytać.<br>
{{tab}}Spełniłem życzenie.<br>
{{tab}}— Uhu, — chrząknął właściciel okularów i westchnął jakby z żalem.<br>
{{tab}}— Widzi pan, cała bieda polega na tym, że prelegent takiego nazwiska nie istnieje wcale.<br>
{{tab}}— Czy istnieje, tego nie wiem, ale odczyt jego był zapowiedziany — odparłem.<br>
{{tab}}— Pan — literat?<br>
{{tab}}I tu nastąpiła towarzyska rozmowa o literaturze, o tym gdzie pisuję, ile mniej więcej zarabiam, informacye co do tytułów moich prac i wyrazy uznania dla talentu.<br>
{{tab}}— No, a wracając do tej przykrej sprawy, to być może istotnie pan wypadkowo znalazł się na konferencyi P. P. S.? — zagadnął mnie znienacka, podnosząc osłonięte szkłami oczy.<br>
{{tab}}— Poszedłem na odczyt, o konferencyi pierwszy raz słyszę od pana...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gvm2vmufc1qw3y163tmezpbpxw9lzpj
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/52
100
1066307
3156934
3094763
2022-08-24T21:10:36Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— A jednak to była konferencya, są rozmaite dowody... No to proszę napisać — dyktował:<br>
{{tab}}— O tym, że była tam konferencya nic nie wiedziałem.<br>
{{tab}}Teraz z kolei ja pilnie patrzałem na czarne okulary i postanowiłem zmienić redakcyę:<br>
{{tab}}— O tym, jakoby tam miała się odbyć konferencya, nic nie wiem.<br>
{{tab}}Proszę podpisać — a gdym to uskutecznił, filar odebrał mi papier, rzucił okiem i rzekł nadspodziewanie oschle, jakby urażony:<br>
{{tab}}— Stupajtie!<br>
{{tab}}Skruszony, żem mimowoli wyrządził przykrość tak uprzejmemu człowiekowi, wróciłem na kanapkę, gdzie zastałem sympatycznego bruneta tak dalece zajętego rozmową z rewirowym, że mnie nie zauważył. Przypominał rewirowemu szczegóły głośnej ucieczki jednego z politycznych, z przed kilku laty — inżyniera M., którego zagarnięto na Przemysłowej.<br>
{{tab}}— Ten pan go dobrze zna — zwrócił się nagle do mnie.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lskjrnep4tx9ht9wgiz1ktil7vybb53
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/53
100
1066308
3156935
3094882
2022-08-24T21:11:56Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Ja? skąd?<br>
{{tab}}— No, no, — śmiał się — i po co go było puszczać na swoje zebranie — nieostrożność... Zresztą może być, że pan z nim bliżej nie jest, on bowiem działał podówczas w Łodzi, a pan w Warszawie. I że to się panu chce z takiem zdrowiem...<br>
{{tab}}— Racya — przerwałem — my wszyscy nie mamy zdrowia włóczyć się po tych waszych norach i żebyś pan miał rozum, to byś nas wypuścił, pozbylibyśmy się wzajemnego kłopotu.<br>
{{tab}}— To nie odemnie zależy — rozłożył ręce brunet.<br>
{{tab}}— Ale od pana zależało nasze aresztowanie.<br>
{{tab}}— Trudno było nie aresztować, zauważył wesoło i wyszedł, natomiast przystąpił Siergiejew i odprowadził mnie do celi.<br>
{{tab}}Towarzysze moi nie spali, musiałem im opowiedzieć całą przeprawę dokładnie; od aptekarza dowiedziałem się, że badania odbywają się zawsze w nocy, że wskutek tego<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rhqqd8pi7wtwdvpoof3bl2266fsb4e1
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/54
100
1066309
3156936
3094959
2022-08-24T21:13:34Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude><section begin="s54g"/>nawet szef ratusza, oberpolicmajster, musiał zmienić tryb życia: przyjmuje do trzeciej, potym śpi i rozpoczyna swe funkcye o północy.<br>
{{tab}}Słysząc to zrobiłem uwagę, że jednak pomimo panowania starego stylu, zegar ratusza idzie według czasu amerykańskiego.<br>
{{tab}}— Nie — zagadało głucho koło pieca: tylko noc jest dyskretna, oskarżony senny, a po ciemku wygodniej nie tylko wyciągać, ale starym stylem wypruwać wyznania.<br>
{{tab}}Umilkliśmy z zabobonnem uczuciem, jak gdyby się odezwał głos ściany więziennej...<br>
{{tab}}Wzdrygnąłem się: stanęła mi w oczach krwawa skrzepła plama.<br>
<br><br><section end="s54g"/><section begin="s54d"/>
[[Plik:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne - inicjał D.jpg|alt="D"|110px|left]]{{Ukryty|D}}zień więzienny trwa od szóstej rano do szóstej wieczór, potem oficyalnie następuje noc, więzień według regulaminu winien spać, a jako taki nie może wyjść z celi, czegokolwiek żądać, bo śpi przecie. Jedna<section end="s54d"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8jkidlrappr4n8xt0kewspm15a4ob75
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/55
100
1066310
3156937
3094964
2022-08-24T21:16:47Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>władza jest w stanie naruszyć ten stan, obudzić i gdzie należy dostawić: do wydziału śledczego, do fortów, do cytadeli, na plac egzekucyi.<br>
{{tab}}Czasem jednak, gdy przyjdzie do kancelaryi tak zwana „grafini“, ukochana przez więźniów p. A. L. lub zajmujący się ratowaniem aresztowanych adwokat, nawet po szóstej wywołują na dół dla przyjęcia przesyłek z domu, prowizyi dla ogółu, to jest komuny.<br>
{{tab}}Jeżeli w życiu celkowem zetknięcie się z martwym przedmiotem dlatego jedynie, że z wolności przybył jest przyjemnością, to cóż mówić o krótkiem choćby skomunikowaniu się z żywą, sympatyczną istotą. Uścisk świeżej od mrozu ręki, drobne w normalnym trybie nic nie znaczące wieści z domu, ze świata, z miasta wystarczają, by zapomnieć na chwilę o kratach, o dozorcach, o widomej obecności stojących nad karkiem czujnych asystentów.<br>
{{tab}}Ma się wrażenie, że się jest u życzliwych<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
446w1kbey09tnc9l4tpgf3wop4wv0az
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/56
100
1066311
3156939
3095096
2022-08-24T21:18:24Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude><section begin="s56g"/>osób na wizycie, człowiek żartuje, śmieje się i wraca wesoły do numeru, gdzie zazdroszczącym towarzyszom musi za karę opowiedzieć wszystko od ''a'' do ''z'', nie opuszczając najdrobniejszego szczegółu.<br>
{{tab}}Mnie się te miłe spotkania zdarzały dość często, prócz tego, któregoś dnia znowu łyknąłem świeżego powietrza, udając się do fotografii, gdzie bezpłatnie zostałem zdjęty w dwóch pozach en face i z profilu.<br>
{{tab}}Zakład fotograficzny mieści się nad biurem policyjnym wydziału śledczego, który w żargonie więziennym nazywa się {{roz|szlachtuzem}} lub {{roz*|maglem.}} Nadstawiłem ciekawie uszu, ale w rezultacie było cicho: Szlachtuz nie maglował nikogo!<br>
<br><br><section end="s56g"/><section begin="s56d"/>
[[Plik:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne - inicjał G.jpg|alt="G"|110px|left]]{{Ukryty|G}}dy się siedzi w sekretnej, mniej się ceni zmysł wzroku niż słuchu, który dostarcza celi najwięcej wrażeń z zewnątrz.<br>
{{tab}}Brzęczą raźniej sanki — znaczy śnieg się trzyma, ruch uliczny cichnie,<section end="s56d"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
54elzx59ife20m1bta1a9x3140oqlsp
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/57
100
1066312
3156940
3095189
2022-08-24T21:20:47Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>zatrzaskują bramy — 11 godzina, wreszcie szczypie w uszy — mróz widocznie ściska. Rozlegają się liczne stąpania — zgrzyt zamków — przybyli nowi więźniowie. Uszy są wciąż {{Korekta|czujnie|czujne}} i zajęte, a w dzień można powiedzieć, że puchną od wrzasku i wymyślań dozorców, którzy ciągle łają na korytarzach w najnieprzyzwoitszy sposób. Dozorcy ratuszowi są znakomicie dopasowani do całego tła tego najgorszego z warszawskich aresztów: niechlujni, obszarpani, ordynarni z ustawicznym na ustach „...twoja mat’“, które w najrozmaitszych odmianach wplatają tak często, że to zdaje się być treścią istotną ich mowy, a reszta słowem wtrąconem.<br>
{{tab}}Nawet w stosunkach z nami, gdy starali się wyrażać wytworniej, co moment wyrywały się im te trzy słodkie słówka, któremi niemal stale rozbrzmiewa korytarz.<br>
{{tab}}Na wieczór robi się ciszej, ale pod noc znów podnosi się rejwach — wywożenie, przywożenie, wywoływania, połajanki — krzyki, dzwonek telefonu warczy bez przerwy.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9qasd7pdx1brnh48vl21nbzbmqjtd7r
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/58
100
1066313
3156941
3095275
2022-08-24T21:22:17Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Potym następuje względny spokój: telefon odzywa się rzadziej, strażnik ciszej stąpa, zaczynają się bardziej tajemnicze manipulacye.<br>
{{tab}}W jamę ratuszową spływają z cyrkułów nie tylko zbrodnie, wykroczenia, męty, ale i bezdomne nieszczęścia, które tu się traktuje na równi z występkiem, a nawet gorzej, są to bowiem istoty zupełnie bezradne, absolutnie bezbronne, za któremi nikt się nie ujmie, skarg nawet nie wysłucha.<br>
{{tab}}Sprząta je się z ulic jak śmiecie i wrzuca do ogólnego śmietnika, by zgniły.<br>
{{tab}}Na naszym korytarzu w przeciwległych celach gnojono kilka waryatek z gatunku tych, jakie się zdarza spotykać na ulicach Warszawy, gdzie się kręcą jakby czegoś szukały, zaczepiają przechodniów, póki je wreszcie stójkowy nie zaczepi.<br>
{{tab}}Musiało im coś dolegać: głód, a może ostre szturmy obłędu, dość że nieraz waliły z furyą w drzwi, targały blachy, krzyczały przeraźliwie. Wówczas śpieszył w ich stronę,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dbp5dwcvmv6d3lpo6iiqa1rkybjv6za
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/59
100
1066314
3156942
3095357
2022-08-24T21:23:53Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude><section begin="s59g"/>miotając zdaleka obelżywe przezwiska rozdrażniony strażnik.<br>
{{tab}}Rozlegał się trzask zamka, a potem nieludzki ryk, dziki wrzask szaleństwa, który uśmierzał się szybko, przechodząc w żałosne skamłanie, zanoszący się płacz, a w rezultacie w ciszę...<br>
{{tab}}Słychać było, jak pogromca wychodzi z hałasem i zamyka drzwi sekretnej już niemej, uspokojonej kompletnie.<br>
{{tab}}A czasem wieczorem z dobrej woli, nie wołany, dążył ku tym celom któryś z dozorców, zbliżał się bez gniewu, prawie się skradał, otwierał drzwi ostrożnie i bawił dość długo. Co się tam działo nie było widać, ani też słychać, może skrzywdzone przepraszał.<br>
<br><br><section end="s59g"/><section begin="s59d"/>
[[Plik:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne - inicjał C.jpg|alt="C"|110px|left]]{{Ukryty|C}}iasne, zakratowane okno nasze zasłania kosz, który kradnie resztkę światła. O drugiej w celi zmierzch, o trzeciej zmrok, a lampę dają o szóstej. Długo się<section end="s59d"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rliz0zhd2txf65z1uwrrtnf87zwsm1n
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/60
100
1066315
3156943
3096143
2022-08-24T21:25:23Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>sączy bezczynna, przedwieczorna godzina, w której gasną zazwyczaj rozmowy, ciała zalegają tapczany, a osamotnione dusze „idą na wolność“ w kraj marzeń, do {{korekta|swoich..|swoich...}}<br>
{{tab}}I często ktoś, choć nie wolno, półgłosem nuci piosenkę. Autor nieznany, i wydaje się ona jak gdyby wiekową robotą szarego muru, melodyą spleśniałych kątów, tęskna w motywie, a butna w słowach:<br>
{{f|<poem>
„Ej, co mi tam, choć grozi wróg,
Chociaż nim wściekłość miota,
Nie znamy w życiu żadnych trwóg,
Swoboda, bracia, to nasz Bóg,
Użyjmy więc żywota!...
Bo krótki dla nas życia blask
Wolności ani chwili,
Kto nie chce uznać obcych łask
Więziennych zamków słyszy trzask —
Żegnajcie, bracia mili....
Ej co mi tam, że z poza krat
Wyglądam jasno, śmiały,
Użyłem w życiu młodych lat:
Świat budowałem, nowy świat
Oddany duszą całą!
Ej, towarzysze, co mi tam!
Los hojnie nas obdziela:</poem>|w=85%|przed=20px}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ms8jv8tdbrpxgc0l410pog1xxkyzpwm
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/61
100
1066316
3156946
3096159
2022-08-24T21:27:36Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{f|<poem>Na przyszłość daje orać nam,
Więc z za więzienia groźnych bram
Uderzmy w pieśń wesela!
Ej co mi tam! popędzą w dal
Na śniegi i na lody,
Nikt nie powstrzyma życia fal,
Mnie towarzyszy tylko żal
Za pracą dla swobody!
Ej co mi tam! pod głowę miech
Dokoła wichrów wycie
Nie ujrzym już ojczystych strzech
Przestępstwem jest wolności grzech,
Że wstaliśmy o świcie!
Za nami pójdą brat i syn,
Aż wzruszą się miliony
I na grobowcach dawnych win
Ofiarnych duchów błyśnie czyn
I sztandar nasz skrwawiony!“
</poem>|w=85%|po=20px}}
{{tab}}Śpiew ten nie zamąca, ale jakby potęguje ciszę, słania się po korytarzach, jak jej widmo, — szerząc milczenie. Wstrzymuje w kroku monotonne stąpanie strażnika, pierś w półoddechu i miękką, niby jedwab, wilgotną jak zwoje tego sztandaru, mgłą zadumy i podniosłej ciszy otula zasłuchane głowy.<br>
{{tab}}Życie w ciągłem zamknięciu było do tego<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0vazmlzd89wjw4oq8e50wrvizq868nn
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/62
100
1066317
3156950
3096163
2022-08-24T21:29:58Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>stopnia jednostajne, że nie widzę potrzeby zatrzymywać się nad niem dłużej.<br>
{{tab}}Bardzo szybko opowiedzieliśmy sobie nawzajem wszystko, cośmy mieli na zbyciu i czekaliśmy na nowy materyał z zewnątrz, który przybywał w skąpych dozach.<br>
{{tab}}Kilkakrotnie udało nam się zdobyć świeżą gazetę, którąśmy łapczywie wertowali od deski do deski. Z notatki jednego z najpoważniejszych dzienników o naszym aresztowaniu dowiedzieliśmy się, że stanowimy klub anarchistów-komunistów, który wraz z bandytami zebrał się na Przemysłowej. Z powodu wiadomości o rozwiązaniu niemieckiego Reichstagu po dłuższej dyspucie zrobiłem z lekarzem zakład, co do rezultatu przyszłych wyborów i jak się później okazało wygrałem.<br>
{{tab}}Czytając program widowisk, udawaliśmy, że się wybieramy do teatru, niepokoiliśmy się, czy aby Siergiejew dostanie bilety i pocieszaliśmy się, że zdąży, bo ma kasę w pobliżu. Sprzeczaliśmy się, do której knajpy<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7rbvfh7fo7nje8vsvczcbbx2jud8ell
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/63
100
1066318
3156954
3096168
2022-08-24T21:31:31Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>po teatrze wstąpimy, przyczym każdy wynosił zalety swojej. Potym syci wrażeń szliśmy spać, starając się zbudzić jak najpóźniej. Któregoś poranku zostaliśmy zaalarmowani rzeczą wprost niezwykłą: kryminalni myli na gwałt kurytarze, lano kubłami wodę, miotły i szczotki zanurzały się w archeologiczne warstwy brudu.<br>
{{tab}}— Nie, w tym musi coś być! — zauważył doświadczony aptekarz.<br>
{{tab}}Jakoż istotnie męcząca zagadka wyjaśniła się wkrótce: około południa przybył prokurator.<br>
{{tab}}Pomiędzy innemi odwiedził i naszą celę w asystencyi księdza, który dokazywał wprost cudów zręczności, usiłując stać w pozycyi wojskowej t. j. wyciągnąć w strunkę połcie sadła przed przedstawicielem wysokiej władzy i w dodatku co moment salutować.<br>
{{tab}}Na stereotypowe zapytanie, czy nie mam jakiego „zajawlenia“, oświadczyłem, że jestem chory i fatalne warunki ratusza pogarszają mój stan z dniem każdym.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rrc1szx6fwo1biwv2sef2izzg0fh9p1
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/64
100
1066319
3156955
3096169
2022-08-24T21:32:48Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Właśnie, wiem o tem — odparł prokurator i obiecał, że będę możliwie szybko przetranslokowany do cytadeli, Mokotowa, lub, o ile się uda, na Pawiak.<br>
{{tab}}Gdy prokurator opuścił więzienie, miotły poszły momentalnie w kąt i w niedomytym kurytarzu — pozostały kałuże wody i błota.<br>
{{tab}}W kilka dni wieczorem zjawił się strażnik i oznajmił, że mam z rzeczami natychmiast stawić się na dół.<br>
{{tab}}Spakowałem pospiesznie manatki, pożegnałem towarzyszy, i objuczony tobołem pościeli jak wielbłąd, ruszyłem do kancelaryi.<br>
{{tab}}Tu, jak zwykle spisywano nowych lokatorów, przyczym znać było, że przypływ jest obfitszy niż odpływ, stała ich bowiem spora gromadka, podczas gdy ubywałem tylko ja, trzej kryminalni i cztery polityczne niewiasty.<br>
{{tab}}Czekaliśmy dość długo na konwój, wreszcie się zjawił.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4246wn5thvocfmejjcysg8c4nrp76qm
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/69
100
1066321
3156959
3096173
2022-08-24T21:36:53Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>[[Plik:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne - 0069.jpg|450px|center]]
<br>
[[Plik:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne - inicjał P.jpg|alt="P"|110px|left]]{{Ukryty|P}}odjechaliśmy do Bristolu od ulicy Dzielnej, gdzieśmy wysiedli — a karetka odwiozła panie do sąsiedniej Serbii.<br>
{{tab}}Gdy stójkowy zadzwonił, w żelaznych wrotach odchyliła się klapa, i wyjrzała w baszłyku głowa „Szwajcara“, który wpuścił nas przez furtkę na podwórze. Wzdłuż gmachu spacerowała z karabinami na ramieniu warta, przy wejściu usłużni numerowi odebrali pakunki i umieścili nas w niewiększym od hotelowej windy zasieku, zamykanym sztachetą; przez nią mieliśmy sposobność oglądać, jak troskliwie przetrząsają nasze rzeczy, gniotą poduszkę, mną w palcach fałdy kołdry. Po manatkach zabrano się do nas.<br>
{{tab}}Na pierwszy ogień poszli kryminalni, których obszczypywano jak gęsi, rozbierając prawie do naga; jednemu odwiązano<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
p307dgwyoo10dp09qbbdxtrbndv8v3i
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/70
100
1066322
3156960
3096175
2022-08-24T21:40:38Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>bandaż z brzucha i skonfiskowano jako nazbyt długi.<br>
{{tab}}Widząc, co mnie czeka, drżałem wewnętrznie, bo jeżeli odzienie nasze stanowi niejako drugą skórę, której obmacywanie boli do żywego, to tykanie ciała pali, jak piętnowanie.<br>
{{tab}}Czułem się jak przed dotkliwie bolesną operacyą, a chcąc ją skrócić, gdy przyszła na mnie kolej zdjąłem futro, kurtkę oddając strażnikowi, by nie rewidował ubrania na mnie, wywróciłem pośpiesznie wszystkie kieszenie, składając na stoliku posiadane przedmioty.<br>
{{tab}}Nie wiem, czy memu zachowaniu się, czy tytułowi politycznego mam przypisać względność dozorcy, który oszczędził mi ścisłej osobistej rewizji i pozwolił przejść do kancelaryi, gdzie odpowiedni urzędnik opisał nas według zwykłego obrządku.<br>
{{tab}}Kryminalnych odprowadzono na górę, mnie wskazano „drugi oddział“ na parterze.<br>
{{tab}}Wejście do korytarza oddziału zamykały<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pc6flksssc6d3yiruayuip58jngr1qq
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/71
100
1066323
3156961
3096176
2022-08-24T21:42:01Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>ażurowe podwoje, za któremi widniał sterczący nieruchomo bagnet szyldwacha; gdym się zbliżył, kraty się uchyliły i przyjął mnie strażnik uzbrojony w rewolwer wielkiego kalibru.<br>
{{tab}}Po obu stronach kurytarza czerniały gęsto w równych odstępach szeregi drzwi z wypisanemi kredą literami: P (polityczny), K (kryminalny). P. przeważało olbrzymio. Gdym wszedł, ktoś krzyknął z judasza: — kto przybywa?<br>
{{tab}}Wymieniłem nazwisko.<br>
{{tab}}— Literat?<br>
{{tab}}Potwierdziłem.<br>
{{tab}}— Ciszej — przestrzegł mnie po polsku i uprzejmie strażnik — ta jest wolna — zimna, ale innej niema — usprawiedliwiał się, otwierając drzwiczki.<br>
{{tab}}Znalazłem się w wysokiej kiszce, nakrytej półokrągłem sklepieniem, wybielonej jednostajnie, nie wyłączając wysoko położonego okienka, które mróz zawlókł całkowicie.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jnbststzn1s7ijbnwjuu7qn2o3aqade
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/72
100
1066324
3156962
3096179
2022-08-24T21:43:36Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Cela posiadała ze trzy kroki szerokości, ze sześć długości. Jedną ścianę zajmowała {{roz*|ligemata,}} stolik i ławeczka połączone ze sobą w jednolitą całość, na przeciwległej widniał przybity wieszak z trzema haczykami. Ligemata przeznaczona do spania przedstawiała płótno, przytwierdzone dwoma kółkami z jednej strony do ściany, z drugiej w ten sam sposób do czarnego małego stolika z blatem wpuszczonym w mur; podobna niżej umocowana deseczka stanowiła krzesło. Siadając potrąciłem małą blaszaną miskę, leżącą pod spodem i doznałem wrażenia, że budzę pierwszy dźwięk w panującej dokoła ciszy, która po ratuszowym rwetesie wydawała mi się niezwykle głęboką, niby otchłań smutku.<br>
{{tab}}Zapaliłem ogarek, papierosa i, patrząc w sine zwoje dymu, pytałem, czy ten rozwiewny towarzysz będzie jedynym powiernikiem snutych tu marzeń?...<br>
{{tab}}Płomień pełgał, od czego na białej ścianie wibrował wątły, drobny cień, jakoby {{pp|dygo|tanie}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
km12d9h6k1jzq1rxto1sqswz2k0cm49
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/73
100
1066325
3156963
3096180
2022-08-24T21:46:02Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|dygo|tanie}} strzępów myśli pozostałych w celi po innych ludziach.<br>
{{tab}}Drgające smużki zdawały się dobywać z tej właśnie szczeliny muru, gdzie był wprawiony stolik, który akurat wystarczał na oparcie łokci, podtrzymujących samotną głowę...<br>
{{tab}}Świeca szybko topniała, czas było rozbierać się i iść na ligematę, która okazała się niezbyt wygodnym pomysłem: pod ciężarem ciała płótno spuszcza się nizko ku podłodze, skąd ciągnie zimno, leży się przytym w pałąkowatej pozycyi, jak w hamaku, a że jest wązka, przykrycie wciąż się zsuwa.<br>
{{tab}}By nie marznąć w plecy podłożyłem na spód futro, owinąłem się szczelnie w kołdrę i drzemałem.<br>
{{tab}}Ocucił mnie łoskot drzwi, wszedł szybko drab wysoki, rzucił światłem latarki na mnie, potym na okno i znikł momentalnie.<br>
{{tab}}Był to ront, tak zwana {{roz*|powierka,}} która się odbywa co wieczór około dziesiątej, w asystencyi wyższej władzy, by sprawdzić<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
s3ej0iwvrcjz75kln1jivgdswjsgw4x
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/74
100
1066327
3156964
3096181
2022-08-24T21:47:12Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude><section begin="s74g"/>czy który z więźniów się nie ulotnił i czy kraty całe.<br>
{{tab}}Gdy minął, w korytarzu znów zaległa martwa cisza, a cela wypełniła się ciemnością nieruchomą jak wystygła lawa.<br>
<br><br><section end="s74g"/><section begin="s74d"/>
[[Plik:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne - inicjał P.jpg|alt="P"|110px|left]]{{Ukryty|P}}awiak jest więzieniem śledczem z systemem celkowym, który jednak z powodu nawału więźniów oraz ustępstw wywalczonych przez politycznych faktycznie nie istniał.<br>
{{tab}}W ciągu dnia cel nie zamykano i można było bez przeszkody komunikować się w obrębie swego oddziału.<br>
{{tab}}Oddziałów jest sześć, po dwa na każdym piętrze.<br>
{{tab}}Na trzecim koncentrowali się kryminalni, w pozostałych siedzieli polityczni przeważnie oskarżeni o należenie do P. P. S., przedstawicieli innych partyi było niewielu.<br>
{{tab}}W ten sposób znaczna większość ludności<section end="s74d"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
b0whuppr38e9u7qqtplgguvkoqal7yw
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/75
100
1066333
3156965
3096183
2022-08-24T21:48:39Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>Pawiaka przedstawiała się wcale sympatycznie, a i samo urządzenie więzienia przewyższało ratusz pod każdym względem, prócz ogrzewania.<br>
{{tab}}W ratuszu panował system niepalenia — tu instalacya „centralnego ogrzewania“ polegała na tym, że istotnie w środkowej części gmachu, gdzie się mieszczą: kancelarye, siedlisko władzy i siedlisko administracyi było ciepło, a na peryferyi im dalej, tym silniej szczękano zębami.<br>
{{tab}}Personal służby t. j. strażników więziennych jest grzeczny i przyzwoity, a pod względem stosunku do więźniów rozpada się na trzy kategorye: życzliwych, obojętnych i, używając określenia miejscowego „drani“. Życzliwi są skłonni do wyświadczenia różnych przysług politycznym, nieraz z narażeniem własnym, gdyż często bywają rewidowani przy wchodzeniu i wychodzeniu przez własnych kolegów, czy nie noszą listów, gazet, napoi wyskokowych — wogóle owoców zakazanych.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
95r4gg70ppe7j2joik7p73b3waj6chu
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/76
100
1066334
3156966
3096184
2022-08-24T21:50:33Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Neutralni trzymają się granic służbowych przepisów. Dranie — starają się z własnej inicyatywy ograniczać swobodę więźnia, na wykroczeniu go przyłapać, ściągnąć nań karę, o ile się da, samemu dokuczyć.<br>
{{tab}}Byli to ludzie złośliwi z natury, ze skłonnościami dręczycieli — mali tyrani, upajający się dozą pozyskanej władzy. Jeden z nich jednak, białorus srożył się z innych motywów, mianowicie z głębokiej wiary w opatrzność boską, bez której zrządzenia włos z głowy nie spada. Wychodząc z tej zasady dowodził, że skoro kto się dostał do więzienia, to niewątpliwie na los ten zasłużył i byłoby ciężkim grzechem wyrok Nieba odmieniać lub łagodzić. Fanatycznej tej wiary nie były zdolne zachwiać żadne argumenty, białorus wyłaził ze skóry, by sprawiedliwości boskiej nie działa się krzywda.<br>
{{tab}}Z wyższej władzy: naczelnik i jeden z jego pomocników, obaj oficerowie, byli to zwyczajni służbiści z pewną dozą ogłady towarzyskiej, drugi pomocnik bez rangi wojskowej<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
k3qoe4utnscp54rf46h3pqn1kfhxr5u
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/77
100
1066335
3156967
3096185
2022-08-24T21:52:57Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>zdradzał wyraźnie, że pochodzi nie z Wersalu, a z arsenału — poza tym kręcił się jeszcze jako praktykant młody polaczek, smarkacz, który rad brzękał szabelką, rozśmieszał marsem i silił się bezskutecznie wzbudzić szacunek dla nowiutkich swych szlifów. Prócz administracyi więziennej opiekowała się nami jeszcze władza wojenna i żandarmerya.<br>
{{tab}}{{roz|Fijołki}} asystowały przy widzeniach i spacerach, wojsko pełniło funkcye szyldwachów i stanowiło pogotowie zbrojne na wypadek zaburzeń.<br>
{{tab}}Trzy rządy żyły dość zgodnie, jakkolwiek pilnowały się nawzajem.<br>
{{tab}}Ta okoliczność przy zatargach z więźniami stanowiła dla każdej z władz wygodny pretekst do wykręcania się, jak to mówią sianem. Nieraz słyszało się w odpowiedzi na żądanie: — My byśmy chętnie przystali, ale wszak prócz nas są tu jeszcze „inni“.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ixyysvlb3kbk4u6et418celqpi2md5g
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/78
100
1066336
3156968
3096186
2022-08-24T21:54:17Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}„Inni“ tłumaczyli się mniej więcej w ten sam sposób.<br>
{{tab}}A przyciśnięci jednocześnie do muru mieli jeszcze w odwodzie prokuratora, ochranę i t. d.<br>
{{tab}}Jednym słowem wytwarzała się komiczna sytuacya, w której wszyscy tchną jak najlepszemi chęciami, ale żadna nic zrobić nie może.<br>
{{tab}}Solidarne jednak i energiczne wystąpienia nieraz sprowadzały upust życzliwości.<br>
<br>
{{tab}}Więzienie jako komórka wyodrębniona z reszty świata wytwarza pewne swoje obyczaje, formy pożycia, zaczątki własnej władzy.<br>
{{tab}}Formą współżycia więźniów jest komuna, do której należą wszyscy polityczni, ale faktycznie korzystają z niej tylko pozbawieni pomocy z domu. Otrzymujący pomoc żyją na własny rachunek i nie mają obowiązku dokładać do komuny; w każdym wypadku decyduje o tym ich dobra wola. Jak {{pp|wi|dzimy}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bc20bkfgjeibvjz7xh2oubr1kaxcff8
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/79
100
1066337
3156969
3096189
2022-08-24T21:55:55Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|wi|dzimy}} więc, konfiskaty prywatnych własności, środków spożywczych nie ma, choć ogół jest nastrojony socyalistycznie. Podziałem dóbr komuny, dostarczanych głównie przez stowarzyszenie opieki nad więźniami, zajmują się obieralni starości i ich pomocnicy tak zwani komunardzi. Poza tym starości występują jako pośrednicy pomiędzy administracyą i oddziałem, którego są oficyalnymi przedstawicielami na zewnątrz.<br>
{{tab}}W stosunkach wewnętrznych starosta jest jednostką mniej lub więcej wpływową, o czym decydują jego zalety osobiste, z których najpotrzebniejszą na tym stanowisku jest takt.<br>
{{tab}}Rola starosty jest dość trudna i kłopotliwa; wszystkie wewnętrzne zatargi, nieporozumienia, interesy oddziału — opierają w pierwszej instancyi o niego.<br>
{{tab}}W celi ma wiecznie pełno. Przy tym jedni traktują go jako li tylko wykonawcę życzeń ogółu, inni jako władzę, skąd wynikają rozmaite kolizye, które przy {{pp|nieokre|śloności}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jc2wvr9ucl3heuxgrsbudi13k60dw9r
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/80
100
1066338
3156970
3096190
2022-08-24T21:58:23Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|nieokre|śloności}} swych funkcyi, musi rozstrzygać sam na zasadzie własnej intuicyi.<br>
{{tab}}Do komuny należą niektórzy z więźniów niewłaściwie zaliczonych przez władzę w poczet kryminalnych.<br>
{{tab}}O przyjęciu do swego grona tego rodzaju kandydatów po rozpatrzeniu sprawy opiniuje ogół większością głosów i w razie przychylnej decyzyi formalnie kryminalny odzyskuje tytuł i prawa towarzysza.<br>
{{tab}}W praktycznem życiu towarzyszy daje się zauważyć ustawicznie tarcie starych nałogów duszy z nową ideowością, przyczym zdarza się, że z doskonale teoretycznie wyprawionej socyalistycznej skóry wyłazi nagle egoistyczne serce sobka i naodwrót.<br>
{{tab}}Zwłaszcza szczególnie sympatycznie przedstawiają się towarzysze ze wsi: rzemieślnicy i chłopi.<br>
{{tab}}Ziarno nowej nauki na tej dziewiczej glebie rozkrzewia się w naturalnie piękne, silnie pociągające świeżością wzory, idealne te natury odnoszą się do głębiej {{pp|odczuwa|nego}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bwg76oszvnlzsido8vbloumc6vldr2c
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/81
100
1066346
3156971
3096191
2022-08-24T21:59:50Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|odczuwa|nego}} niż poznanego ideału w sposób jakiś podniośle nabożny, niby do objawienia, do słów ewangelii.<br>
{{tab}}Są oni jakoby ci prostacy z czasów pierwotnych chrześcijaństwa, wolno obcujący z Synem cieśli, by pod gołem niebem, na wodach, w gajach i na wzgórzach marzyć o królestwie jego na ziemi...<br>
{{tab}}Robotnicy miejscy — to już formujące się wyznanie, bardzo żywe jeszcze, organizujące się dopiero, zdolne do przekształceń i rozwoju. Za to inteligencya stanowi jakby kościół, często wykończony na czysto z zupełnie wyrobionym rytuałem, kodeksem ścisłych dogmatów nieraz, niestety, już suchych i martwych bezpowrotnie.<br>
{{tab}}To też o ile śród pierwszych trafiają się towarzysze od stóp do głowy, wśród ostatnich spotyka się socyalistów jedynie z głowy.<br>
{{tab}}Oczywiście wyjątki są wszędzie.<br>
<br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4r7d7acjjyow6z90x7a5z0du08gemop
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/82
100
1066347
3156973
3096207
2022-08-24T22:04:08Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>[[Plik:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne - inicjał N.jpg|alt="N"|110px|left]]{{Ukryty|}}a parterze popasałem niedługo; skoro tylko otworzył się wakans w szpitalu, przeniosłem się na pierwsze piętro.<br>
{{tab}}Szpital przedstawia amfiladę czterech pokoi, odciętych od trzeciego i czwartego oddziału.<br>
{{tab}}Dwa pierwsze przechodnie przeznaczone są dla kryminalnych, następne dla politycznych, razem dwadzieścia cztery łóżka i tyleż małych stolików; krzeseł niema. Jedzenie w szpitalu lżej chorzy otrzymują takie same, jak w celach t. j. cokolwiek lepsze niż w ratuszu.<br>
{{tab}}Bardziej osłabieni z polecenia doktora otrzymują tak zwaną „trzecią porcyę“, która różni się od zwykłej (zwanej piątą) tym, że do „sztuczki“ dodają łyżkę kaszy i kubek marnego mleka.<br>
{{tab}}Dobrodziejstwem jest możność posiadania na Pawiaku własnych maszynek do gotowania, co pozwala mieć herbatę w każdej porze.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2q4bxmdwp9nrlk8sx11v5st44azo4cp
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/83
100
1066348
3156974
3096209
2022-08-24T22:06:41Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Leczenie się w szpitalu jest właściwie farsą; doktór ma do rozporządzenia nader szczupłą ilość najtańszych środków aptecznych, a co najważniejsze nie jest w stanie ani na jotę zmienić warunków więziennych, które bardzo często są główną przyczyną choroby; gabinet przyjęć, salę operacyjną i opatrunkową stanowi mały pokoik apteczny, rolę głównego asystenta spełnia porządkowy szpitala, złodziej recydywista, bardzo zresztą sympatyczny, pan Władek, — maszynki więźniów służą do desynfekcyi narzędzi — jednem słowem urządzenie pierwotne.<br>
{{tab}}Brak naczyń do jedzenia, łyżek, szklanek, zakaz posiadania widelcy i noży — znakomicie współdziała wzajemnemu zarażaniu się.<br>
{{tab}}Na obie sale t. j. 12-stu chorych mieliśmy cztery łyżki, dwa widelce i przemycony nóż, który stanowił własność pokoiku, gdzie zamieszkałem. Nóż ten ciągle się ulatniał tak, że dopiero grzmiący głos poczciwego {{roz*|słonia:}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
kfbuvp8nsx9mgb9tdtok4g7ghiwmge5
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/84
100
1066349
3156977
3096211
2022-08-24T22:08:33Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>obywatele, nóż do domu — sprowadzał go napowrót...<br>
{{tab}}Słoń — rzeźbiarz z zawodu, gospodarował nam świetnie, wstawał pierwszy, by nastawić herbatę, przygrzewał obiady, kombinował rozmaite potrawy, a w wolnych chwilach lepił śliczne ramki z chleba. Żałowaliśmy go szczerze, gdy wyniósł się na oddział. Jego następca, bojowiec-Zygmunt znakomicie podobno strzelał, ale talentem kulinarnym nie odznaczał się wcale.<br>
{{tab}}Pomimo wszystkie wady szpitala, więźniowie doń się garną, ma on bowiem jedną olbrzymią atrakcyę mianowicie, choć zakratowane, ale normalnej wielkości i normalnie umieszczone okna, z których widać kawał nieba, plac, podwórze, bramę i skrawek Dzielnej ulicy. Do tych okien tęskni się w celi, dla nich symuluje się nieraz chorobę, dzięki im szpital staje się jakby okiem całego więzienia i jednocześnie ustami. Ze szpitala widzi się, kto wchodzi, kto wychodzi, kogo przywieźli, ile kobiet z {{tns|{{roz|{{pp|wałów|kami}}}}}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
f3b8modfu4uvvjthwiicdxxmc9jnzst
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/85
100
1066350
3156979
3096212
2022-08-24T22:10:08Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{roz|{{tns|{{pk|wałów|kami}}|wałówkami}}}} wystaje pod bramą, i jest się przez nie widzianymi; stąd też najłatwiej porozumiewać się z wolnością — na migi, przez zastosowanie alfabetu do pukania, z tą różnicą, że poziomym ruchem ręki oznacza się szereg, a pionowym litery. Przy pewnej wprawie można się rozmawiać dość szybko. Heniek naprzykład godzinami romansował ze swą narzeczoną; jej rączka trzepotała się na trotuarze ulicy, jego dłoń latała w oknie. Ze szpitala także odbywa się wysyłanie poczty — wyrzucanie „grypsów“ t. j. kartek w gałkach chleba.<br>
{{tab}}Ponieważ mur jest wysoki, odległość dość znaczna, a w oknach kraty, by gałka wyleciała na ulicę, rzut musi być pewny i silny, to też dobrzy grypsiarze są w wielkiej cenie. Gryps sfuszerowany pada w obrębie więzienia i często dostaje się do kancelaryi, co, jakkolwiek najczęściej niema w nim nic kompromitującego, nie należy do przyjemności.<br>
{{tab}}Jeden taki przykry wypadek zgubił {{pp|czło|wieka}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9200wnm654fd68ifj84ydw4pkt0v9qj
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/86
100
1066351
3156981
3096213
2022-08-24T22:11:30Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|czło|wieka}}. Stało się to przed moim przyjściem do kozy, ale trafiłem jeszcze na bardzo świeżą tradycyę o tym zdarzeniu. W szpitalu siedział Pozner, żyd, robotnik, oskarżony o zamach na stójkowego; został aresztowany, w dwa tygodnie po wypadku na zasadzie bardzo wątpliwych poszlak, i był istotnie absolutnie niewinny; w dniu zamachu pracował w fabryce, miał więc licznych świadków dla udowodnienia swojego alibi. Swoją drogą nerwowy chłopak niepokoił się strasznie swym losem, obawiał się grożącej odpowiedzialności i dręczony złymi przeczuciami każdemu opowiadał o przebiegu sprawy, pytając o zdanie, a jednocześnie przy każdej sposobności wyrzucał rodzicom błagalne grypsy, by powołali na świadków kolegów z warsztatu. Znudzeni jego opowiadaniami towarzysze — często zeń kpili, dowodząc, że sprawa jest poważna i pójdzie na taśmę.<br>
{{tab}}Żyd gryzł się, i w parę miesięcy poprostu się postarzał, posiwiał, chodził jak błędny,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
o4kr8e95qyn5f77e0phshm2qa8i2hql
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/87
100
1066352
3156982
3096214
2022-08-24T22:13:14Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>a gdy go wywożono na sąd, ściskał kurczowo towarzyszy i płakał jak dziecko.<br>
{{tab}}Wszyscy świadkowie przysięgli jednogłośnie, ale przejęty „gryps“ z prośbą, by świadczyli, przeważył skłonną szalę.. Pozner dostał postronek.<br>
{{tab}}„Tu właśnie“ dodał opowiadający towarzysz, wskazując łóżko, leżało biedne żydzisko; Zygmunt, wyście powinni spać na nim, jako kandydat.<br>
{{tab}}— Ja przynajmniej będę wiedział za co, a wy pójdziecie w dybkach za jakąś głupią bibułę, a, jeżeli jeszcze wykryje się ten „proszek do zębów“, to może się i spotkamy na huśtawce, odciął się Zygmunt.<br>
{{tab}}I zaczęły się różne żarty, przekomarzania się na ten temat.<br>
<br>
{{tab}}Do szpitala przybyłem akurat na wilię, którą obchodzono w więzieniu uroczyście.<br>
{{tab}}Zapasów z miasta dostarczono w bród, a na czwarty oddział udało się przeszwarcować dwie „matki drutu“ t. j. dwa gąsiory<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
duqfj7fw1w8h2z6ulcnv6pwmuj6x44n
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/88
100
1066353
3156983
3096215
2022-08-24T22:15:02Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>nieszkodliwie zabarwionej wody życia. Z tego myśmy otrzymali sporą porcyę. Oczywiście natychmiast jeden z więźniów dostał strasznych kurczy żołądka, które tu się leczy miętą. Krople spożyła butelka, i wyśmienita miętówka zjawiła się na stole złożonym ze stolików nakrytych prześcieradłem.<br>
{{tab}}Przy tradycyjnym opłatku życzono sobie łatwego skonania, wygodnych kajdanków, pomyślnej podróży na północ, szybkiego uwolnienia, co komu w perspektywie wypadało. Po wilii śpiewano kolendy rewolucyjne, a gdy się repertuar wyczerpał, zaczęły się rozmaite popisy; sztuki magiczne, gimnastyka, tańce, „polki ojra“ przy dźwięku dziecinnych organków — rozmaite kawały, tryskające werwą i humorem.<br>
{{tab}}W tak szczerze wesołym, rozbawionym, rozdokazywanym towarzystwie nie zdarzyło mi się być dawno — trudno było wprost uwierzyć, że większość, to ludzie z ciężkimi sprawami, ludzie w niedalekiej przeszłości poranieni, pokłuci, pobici, — a w blizkim<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ght4qc5nu0vsy0ldtq3jjls1n9kuwqp
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/89
100
1066354
3156985
3096216
2022-08-24T22:16:35Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>terminie wyjęci z pod prawa skazańcy. Jeden z najweselszych miał już wyrok na cztery lata rot aresztanckich i przedstawiał się z tego powodu towarzyszom tancerkom, jako „rotmistrz“.<br>
{{tab}}Wkrótce się przekonałem, że ten żartobliwy stosunek do grożącej odpowiedzialności nie był wynikiem wyjątkowego hulaszczego nastroju. W normalnym czasie nie działo się inaczej.<br>
{{tab}}Humorystyczne tytuły: „porządkowy od stójkowych“, „inkasent sum rządowych“, „poborca monopolowy“ stosuje się do oskarżonych o odpowiednie przestępstwa, przy lada sposobności.<br>
{{tab}}W więzieniu wytwarza się jakaś specyalna atmosfera, usposabiająca do lekceważenia spraw, uchodzących w zwykłym trybie życia za poważne i pełne grozy.<br>
{{tab}}Tu kilka lat twierdzy — to fraszki, niegodne uwagi — posielenje nie imponuje nikomu — katorga również nic wielkiego, jedynie kara śmierci zastanawia i mocno<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
iuuuc3m4h85eff1sxk7gef5pkx74i3p
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/90
100
1066355
3156987
3096217
2022-08-24T22:19:47Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>intryguje. Taśma, postronek, „huśtawka“ bywają nietylko przedmiotem żartów, ale i żywych rozpraw, wszyscy są ciekawi, jak się to właściwie odbywa, zbierają skrzętnie wiadomości, usiłując przedrzeć się za kulisy, którymi jest otaczana procedura legalnego morderstwa i osoba kata. Według ogólnego mniemania, miejscem egzekucyi są t. zw. Iwanowskie wrota, gdzie wystające ku Wiśle mury cytadeli tworzą zamknięty placyk. W murach jest głęboka wnęka, w której stoi stała szubienica: na dwóch podporach poprzeczna belka z wkręconym kółkiem. Za wrota wchodzą tylko wyżsi przedstawiciele władzy i skazaniec. Asystujące wojsko zostaje na zewnątrz. Egzekucye odbywają się przed świtem, przy ustawicznym warku {{Rozstrzelony|bębnó}}w, który zawiadamia siedzących w twierdzy więźniów, co się dzieje w tej chwili z ich towarzyszem. Kat czatuje we wnęce. W jej cieniu na mgnienie oka spotyka się z tajemniczą osobą związany skazaniec i poznaje nareszcie, kim jest ten<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rmo2tbltbuhwbzjag0c30tj3wwjtpqg
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/91
100
1066388
3156988
3096218
2022-08-24T22:21:37Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>człowiek. Znajomość trwa jednak niedługo. Jeden z ludzi stojących na stopniach szybko zarzuca stryk na szyję drugiego człowieka, usuwa schodki i szukające oparcia powieszone ciało kopie nogami powietrze, drga, aż się bezwładnie zakołysze. Uduszonego trupa z posiniałą twarzą wyrzucają wraz z postronkiem w zawczasu wygrzebany dół, posypują wapnem, warstwą ziemi i wszyscy rozchodzą się do domów, by w gronie rodzin odespać wczesny ranek.<br>
{{tab}}Kat podobno bierze 50 rubli od sztuki, zarabia więc dobrze w sezonach ożywionych.<br>
{{tab}}O osobie kata krążą najrozmaitsze pogłoski: jedni twierdzą, że jest nim znany prowokator, inni podejrzewają kogoś z administracyi więziennej, mówią też, że ma to być specyalista sprowadzony z Berlina. Wszystkie te jednak domysły są oparte na mało wiarygodnych plotkach. Kata, prócz trupów pogrzebanych w Iwanowskich wrotach nikt z więźniów nie zna.<br>
{{tab}}Piekielna nienawiść do tego nieznanego — <noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ebg3yr5dnaie53f51o929onxvyfryc6
Wikiźródła:GUS2Wiki
4
1079277
3156710
3153095
2022-08-24T12:16:04Z
Alexis Jazz
27772
Updating gadget usage statistics from [[Special:GadgetUsage]] ([[phab:T121049]])
wikitext
text/x-wiki
{{#ifexist:Project:GUS2Wiki/top|{{/top}}|This page provides a historical record of [[Special:GadgetUsage]] through its page history. To get the data in CSV format, see wikitext. To customize this message or add categories, create [[/top]].}}
Poniższe dane są kopią z pamięci podręcznej. Ostatnia aktualizacja odbyła się o 2022-08-22T16:13:48Z. W pamięci podręcznej {{PLURAL:5000|znajduje|znajdują|znajduje}} się maksymalnie {{PLURAL:5000|jeden wynik|5000 wyniki|5000 wyników}}.
{| class="sortable wikitable"
! Gadżet !! data-sort-type="number" | Liczba użytkowników !! data-sort-type="number" | Użytkownicy aktywni
|-
|GoogleOCR || 33 || 11
|-
|HotCat || 106 || 17
|-
|LegacyToolbar2006 || data-sort-value="Infinity" | Domyślny || data-sort-value="Infinity" | Domyślny
|-
|Navigation popups || 63 || 4
|-
|OCR || 157 || 24
|-
|QuickEdit || 45 || 6
|-
|QuickHistory || 30 || 6
|-
|Typo-pl || data-sort-value="Infinity" | Domyślny || data-sort-value="Infinity" | Domyślny
|-
|Typo-pl-poem || 46 || 11
|-
|block || 12 || 2
|-
|colored-new-in-rc || 55 || 8
|-
|colored-nicknames || 78 || 6
|-
|delete || 20 || 3
|-
|disFixer || 21 || 5
|-
|disable-animations || 17 || 2
|-
|dynamic-ips || 66 || 6
|-
|edit-summaries || data-sort-value="Infinity" | Domyślny || data-sort-value="Infinity" | Domyślny
|-
|edithysteria || 62 || 10
|-
|edittools || 33 || 4
|-
|enhanced-search || data-sort-value="Infinity" | Domyślny || data-sort-value="Infinity" | Domyślny
|-
|hide-block || 4 || 2
|-
|hide-rollback || 22 || 5
|-
|hideSidebar || 86 || 15
|-
|indexGen || 62 || 10
|-
|insert-section || 62 || 16
|-
|iw-links || 40 || 7
|-
|iw-links-aut || 16 || 5
|-
|mark-disambigs || 31 || 5
|-
|mark-proofread || 31 || 6
|-
|newHelp || 33 || 4
|-
|oldreviewedpages || 19 || 2
|-
|page-file-description || data-sort-value="Infinity" | Domyślny || data-sort-value="Infinity" | Domyślny
|-
|page-numbers || data-sort-value="Infinity" | Domyślny || data-sort-value="Infinity" | Domyślny
|-
|pagepurgetab || 29 || 10
|-
|proofread-history || 67 || 13
|-
|proofsect-to-main || 22 || 10
|-
|protect || 10 || 1
|-
|quickeditcounter || 94 || 9
|-
|replylinks || 59 || 7
|-
|revisiondelete || 6 || 1
|-
|searchbox || 91 || 15
|-
|shortcuts || 77 || 12
|-
|sk || data-sort-value="Infinity" | Domyślny || data-sort-value="Infinity" | Domyślny
|}
* [[Specjalna:Użycie gadżetów]]
* [[m:Meta:GUS2Wiki/Script|GUS2Wiki]]
<!-- data in CSV format:
GoogleOCR,33,11
HotCat,106,17
LegacyToolbar2006,default,default
Navigation popups,63,4
OCR,157,24
QuickEdit,45,6
QuickHistory,30,6
Typo-pl,default,default
Typo-pl-poem,46,11
block,12,2
colored-new-in-rc,55,8
colored-nicknames,78,6
delete,20,3
disFixer,21,5
disable-animations,17,2
dynamic-ips,66,6
edit-summaries,default,default
edithysteria,62,10
edittools,33,4
enhanced-search,default,default
hide-block,4,2
hide-rollback,22,5
hideSidebar,86,15
indexGen,62,10
insert-section,62,16
iw-links,40,7
iw-links-aut,16,5
mark-disambigs,31,5
mark-proofread,31,6
newHelp,33,4
oldreviewedpages,19,2
page-file-description,default,default
page-numbers,default,default
pagepurgetab,29,10
proofread-history,67,13
proofsect-to-main,22,10
protect,10,1
quickeditcounter,94,9
replylinks,59,7
revisiondelete,6,1
searchbox,91,15
shortcuts,77,12
sk,default,default
-->
c365vyrdhbmpos6rs1p1u5m2sbrc6hj
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/892
100
1079740
3156759
3138037
2022-08-24T16:10:34Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|112}}</noinclude>ciu westchnęła podumawszy, że oszczędność brata, dziwne dać może wyobrażenie o ich położeniu. Uratowała ją kupcowa z dołu pani Pieprzykiewiczowa, dobra kobiecina, która za to szczególniéj lubiła Anielę, że w chwilach, gdy się nie miała komu wygadać, zawsze w niéj posłuszne znajdowała ucho.<br>
{{tab}}Pieprzykiewiczowa była okrągła, biała, malutka kobiecina, dotknięta słabością dosyć pospolitą, wymagającą nieustannego paplania. Zawsze na pozór uśmiechnięta i w dobrym humorze, lubiła ukąśliwe ploteczki i z wesołą miną najkwaśniejsze opowiadała historje, rozciągle, dramatycznie, ze stosowną mimiką, a potrzeba ta gawędziarstwa tak nad nią panowała, że dniem i nocą kogoś do słuchania potrzebowała. Aniela zaś miała rzadki talent dobrego, intelligentnego słuchania, mówiła mało, w porę, kiwała głową i uśmiechała się, udawała najniewinniéj przez grzeczność, że ją każda rzecz niezmiernie obchodziła i okazywała zawsze największą grzeczność za zwierzenia Pieprzykiewiczowéj, Miała téż u niéj łaskę nie wyczerpaną. Nazajutrz, dosyć za-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
doxr0kf69kfauy0yyb2bug07ysf9xib
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/893
100
1079741
3156760
3138038
2022-08-24T16:11:08Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|113}}</noinclude>frasowana zeszła p. Aniela do sklepu na dół i odciągnęła na bok do alkierzyka kupcowę.<br>
{{tab}}— Moja pani, — rzekła, — nie zwykłam nigdy jak wiesz, prosić o nic, i kłopotać nikogo, ale dziś jestem zmuszoną doprawdy uciec się do dobroci sąsiadki.<br>
{{tab}}— No! i cóż to takiego? — zapytała kupcowa ciekawie.<br>
{{tab}}— A! to z powodu mojego brata!<br>
{{tab}}— No cóż? — dodała pierwsza przybliżając się ciekawie, — no cóż?<br>
{{tab}}— Wystaw sobie, moja droga pani, — rzekła Aniela, — w jaki mnie to on kłopot wprawił.... pierwszy raz w życiu, niewiedzieć na co i dla czego zachciało mu się gościa na obiad zaprosić.<br>
{{tab}}I zarumieniła się niewiedzieć czemu panna Aniela, w sposób nader wiele dający do myślenia, kupcowa, która się zwykła była domyślać zawsze więcéj niż należało, tą razą uśmiechnęła się znacząco. Rumieniec siostry dał jéj odgadnąć projekta brata.<br>
{{tab}}— No! i cóż tam tak strasznego! — zaśmia-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cee1uldmcukf8zzf6tqt3vuriinidwt
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/894
100
1079742
3156761
3138039
2022-08-24T16:11:40Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|114}}</noinclude>ła się Pieprzykiewiczowa — otóż jest czego desperować!<br>
{{tab}}— Ale ja to wiem, tylko że u nas, jak pani wiadomo, nigdy nie bywają goście.... chciałabym rady pani zasięgnąć.<br>
{{tab}}— Bardzo głowy nie łamać! co Bóg dał na stół postawić i kwita.<br>
{{tab}}— I przyznam się pani, — gorzéj rumieniąc się jeszcze odezwała się Aniela, — że ten poczciwy Michał taki jest skąpy.<br>
{{tab}}— Dopiero to postrzegła! — zaśmiała się kupcowa.... — a! ha! ha! nie śmiałam ci nigdy mówić o tém, ale doprawdy... toż to przecie człowiek zamożny, wiedzą sąsiedzi na czem kto siedzi, mógłby trochę więcéj na dom wydawać, to czego ma sobie żałować?<br>
{{tab}}— Ale to jego natura, — przerwała siostra.<br>
{{tab}}— No tak, ja mu oszczędności nie ganię, a widzisz sama moja droga, że tu czasem bywa tego i nadto.<br>
{{tab}}— Tak! tak!<br>
{{tab}}Rumieniec drugi kazał zwątpić pani Pieprzykiewiczowéj, czy pierwszego znaczenie odgadła.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
k4g69chdsd5hovx6j3nkyruyzs4w2ge
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/895
100
1079743
3156762
3138040
2022-08-24T16:12:48Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|115}}</noinclude>{{tab}}— Wszak to moja droga pani, — spowiadała się Aniela po cichu... — braknie nam tysiąca rzeczy, do porządnego nakrycia nawet... przywykliśmy we dwoje tak się obchodzić.<br>
{{tab}}— Cóżbyś chciała! — zapytała kupcowa, — może na to poradziemy.<br>
{{tab}}— Wszystkiego mi braknie... — mówiła Aniela smutnie, — a dopożyczyć znowu, to każda rzecz będzie inna, jakoś nie ładnie.<br>
{{tab}}— Wieleż was tam będzie?<br>
{{tab}}— A troje.<br>
{{tab}}— Nie straszna rzecz, — zaśmiała się tłuściuchna sąsiadka, ja ci to ułatwię wszystko, ale musiemy panu Michałowi figla spłatać... powiesz mu żeś kupiła.<br>
{{tab}}— A! toby się strasznie zmartwił.<br>
{{tab}}— Nie zachoruje przecie... a nastraszyć go nie zawadzi. I tak uradziwszy się z sobą sąsiadki rozeszły się w najlepszém porozumieniu.<br>
{{tab}}Dzień uroczysty zbliżał się wreszcie, obiad był naznaczony na godzinę pierwszą punktualnie, a od rana panna Aniela tak zajęta, tak była zafrasowana, jakby dwanaście osób przyj-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gfc36qw7rygza36g75q57p27mpclm2q
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/896
100
1079744
3156763
3138042
2022-08-24T16:13:28Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|116}}</noinclude>mować miała. Brata nie było w domu, nie mógł więc widziéć ani przygotowań, ani kłopotu, który kosztowały, ale o dwunastéj godzinie, gdy przyszło się ubierać i odstąpić dozoru kuchni, p.Aniela tak uznojona powróciła do swojego pokoiku, że jéj prawie do stroju sił brakło. Prędko to jednak odeszło, bo piękna Warszawianka wcale nie była powietrzną i melancholijną dziewicą, zdrowa i silna, niezepsuta marzeniami, choć jéj nawet serce biło, umiała powstrzymać zbyt rozkołysane uczucia. Te zaś tylko jakiś niespokój {{korekta|zciekawością|z ciekawością}} zmięszany trochę duszą jéj miotał. A do ubrania téż nie potrzebowała wielkich zachodów, świeża była i ładna, lada co przy czystym stroju, było jéj do twarzy i wierzyła mocno, że wdzięku sobie dodać nie może, kto go nie ma. Jednakże, powiedzmy prawdę, namyślała się nad suknią, trochę wahała w uczesaniu obfitych włosów, i spojrzawszy na ręce westchnęła, że tak były zapracowane, ale rękawiczek nie włożyła, bo jéj się to zdawało jakiemś oszukaństwem, pokrywać ślady poczciwéj pracy.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
glsj5qbcbu00f5zzuvkifbbhunozjll
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/897
100
1079745
3156764
3138043
2022-08-24T16:13:59Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|117}}</noinclude>{{tab}}Dwunasta wybiła już była oddawna, panna Aniela wyszła do pokoju obejrzéć nakrycie do stołu, i uśmiechnęła się prawie złośliwie, myśląc co na to powie brat Michał. Stół bowiem zwykle bardzo skromny i niepozorny, dzięki pani Pieprzykiewiczowéj, która obiecywała sobie dużo o tém mówić przed ludźmi, jakiego spłatała figla skąpemu księgarzowi, jaśniał przyborem nie widzianym w cichém mieszkanku Drzemlików.<br>
{{tab}}Obrus biały hollenderski, pożyczyła kupcowa jeszcze swój wyprawmy, na nim zamiast kilku talerzów fajansowych stała porcelana wzięta ze sklepu wcale nie brzydka, karafki białe, solniczki ze szkła zielonego i sztucce platerowane jak nowe.<br>
{{tab}}Wszystko to razem wyglądało bardzo wytwornie i świeżo. P. Aniela mogła się wcale nie wstydzić. Drzemlik przyniósł był wczoraj butelkę wina od Kijasa, która dobrze dopełniała obrazu stojąc naprzeciw drugiéj z piwem bawarskiém.<br>
{{tab}}W pokoikach było czysto i umiecione, parę bukietów niespodziewanych przerywały je-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
s1rat7m6hywzt5m06ailrlnow06lsjg
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/898
100
1079746
3156765
3138045
2022-08-24T16:14:36Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|118}}</noinclude>dnostajność i smutny pozór nie ożywionego niczém i zdradzającego skąpca mieszkania.<br>
{{tab}}O trzy kwadranse na pierwszą, w kuchni wszystko było gotowe, w pięć minut po oznaczonéj godzinie kroki na wschodach słyszéć się dały, a panna Aniela cóś porządkując niby, starała się ukryć mimowolny niepokój, który ją przejął, gdy drzwi się otworzyły.... i wszedł sam jeden Teoś.<br>
{{tab}}Jak się to stało, że gospodarza uprzedził, należy do owych fatalnych zrządzeń Opatrzności i losu, których wytłumaczyć niepodobna — ale gdy się ujrzał sam jeden w obec nieznajoméj, dosyć go to zafrasowało, panna Aniela odwróciła się zarumieniona, spojrzała, znalazła go bardzo miłym i ładnym chłopcem i wielki ciężar spadł jéj z piersi.<br>
{{tab}}— P. Michał Drzemlik?<br>
{{tab}}— Mój brat natychmiast przyjdzie... zapewne p. Muszyński?<br>
{{tab}}— Tak jest, zmuszony jestem sam się pani przedstawić.<br>
{{tab}}— O! to nic nie szkodzi! proszę siadać.... tylko patrzéć a brat mój nadejdzie.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6rxson6h6sphatd1nlawwkbrsbtslj8
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/899
100
1079747
3156766
3138046
2022-08-24T16:15:34Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|119}}</noinclude>{{tab}}P. Aniela wydała mu się dość pospolitą, choć ładną dziewczyną, poznał tylko z pierwszych jéj wyrazów, brak ukształcenia i prostotę poczciwą, gospodarską, kobiety, która nie miała pretensji do tonów i świata.<br>
{{tab}}Spojrzeli na siebie ukradkiem, Anieli podobał się on bardzo, Teosiowi taka kobieta do serca trafić nie mogła.... miał ideał w sercu, a to była rumiana rzeczywistość.<br>
{{tab}}Rozmowa nie kleiła się, choć rozpoczęła, jak zawsze od tych przedmiotów pospolitych, z których można zajść gdzie się podoba, w jedną stronę aż do romansu, w drugą aż do teologji.<br>
{{tab}}Poglądali na siebie skłopotani, gdy pan Drzemlik, kto wié czy nie umyślnie opóźniwszy się, nareszcie wsunął się do pokoju. Ale w chwili, gdy już miał wesoło się tłumaczyć i przywitać, nakrycie stołowe tak przepyszne i marnotrawstwem tchnące, wstrzymało go na progu niespodzianym widokiem, — pobladł, osłupiał prawie, spojrzał na siostrę, i stanął wryty.<br>
{{tab}}P. Aniela zaczęła mu, choć się domyślała<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
day9o0sj52dgz62ambjzey8losc92cp
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/900
100
1079748
3156767
3138047
2022-08-24T16:16:01Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|120}}</noinclude>wrażenia, wymawiać opóźnienie, ale humor Drzemlika był zepsuty strachem... myśl dziwna nabycia tylu skorup wzruszała go do głębi.... zasępił się; nie mogąc nareszcie wytrzymać, podawszy rękę Teosiowi, odwiódł siostrę na bok.<br>
{{tab}}— Co to jest? — zapytał, — jakie to nakrycie?<br>
{{tab}}— Kupione, — odparła uśmiechając się siostra, — późniéj ci powiem.... teraz nie pora.<br>
{{tab}}Drzemlik tak odprawiony odszedł, ale na czole jego znać było nie małą troskę.<br>
{{tab}}— Otóż tobie obiad! — mówił w duszy, — ślicznie mi będzie kosztował! obchodziliśmy się kilkanaście lat farfurhami temi, a tu nagle porcelany się jéjmościance zachciało!<br>
{{tab}}Zapach jednak zupy, która podana razem z wyjętą z niéj sztuką mięsa, cokolwiek orzeźwił Drzemlika, wypity kieliszek wina i szklanka piwa, natchnęły go rezygnacją, pomyślał:<br>
{{tab}}— Dziéj się wola Boża, — co się stało to się stało.... a drugi raz nie dam jéj robić saméj sprawunków.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ddyhge0yfjnxif1j0zis3w6m6rwmqzm
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/901
100
1079818
3156768
3138158
2022-08-24T16:17:41Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|121}}</noinclude>{{tab}}Po piwie powrócił do pierwotnéj swéj myśli zbliżenia Teosia do Anieli, i zajął się ułatwieniem im rozmowy, sam zaś pozostał chmurny.<br>
{{tab}}— Zawszeby to dobrze było, — mówił w sobie, boby z Muszyńskim, jako z szwagrem łatwiéj się obejść, w familji ceremonji nie ma.... a dotąd jakoś mi z nim zawsze nie łatwo, imponuje mi.<br>
{{tab}}Poglądał pan Michał na siostrę i Teosia, czy się ku sobie nie zbliżą, czy nie odgadną jego zamiarów, czy się nie domyślą dla czego ich tak zręcznie zapoznał, ale Aniela rumieniła się tylko ciągle, a Teoś był chłodny, dowcipny, swobodny, i tak jakoś pańsko wyglądał wśród nich, że przy nim ci, co mu się mieli wydawać wielką rzeczą, zupełnie zmaleli. Obiad udał się dosyć, tylko pieczyste było przypalone, Teoś jednak zaraz po nim, pod pozorem jakimś wziął za kapelusz i umknął w miasto. Brat z siostrą pozostali sami. Porcelana i zastawa stołu, ciężyły na sercu Drzemlikowi; ledwie wyszedł za drzwi Teoś, chwycił się z krzesła.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4dabz15xmgw41yv9v3rhydtgpd6w0tk
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/902
100
1079819
3156770
3138159
2022-08-24T16:18:15Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|122}}</noinclude>{{tab}}— Aleś ty oszalała z kupowaniem.... — zawołał do siostry.<br>
{{tab}}P. Aniela rozśmiała się, zwodzić go dłużéj nie mogła.<br>
{{tab}}— Kochany bracie, nie kupiłam, pożyczyła Pieprzykiewiczowa....<br>
{{tab}}— No, a strachu miałem dosyć! ale jeśli tak, to i lepiéj.... zaimponowaliśmy mu trochę. Jakże ci się podobał?<br>
{{tab}}Aniela zarumieniła się.<br>
{{tab}}— Dla czego ty się mnie o to pytasz?<br>
{{tab}}— No — tak.... mów prawdę, zechcesz to go będziesz miała.<br>
{{tab}}Siostra smutnie spuściła głowę.<br>
{{tab}}— Nie, — rzekła, — nie chcę.... Taki człowiek jak on, nie może ożenić się ze mną, mówićbym z nim nie umiała, mogłabym kochać na to tylko, by cierpieć, nie mogąc ani go zrozumiéć, ani zaspokoić.<br>
{{tab}}Drzemlik się rozśmiał.<br>
{{tab}}— Jakążeś to książkę ostatnią czytała? — spytał, — co to za romanse? Ty doskonale rozumiész gospodarstwo, jesteś przystojna i pracowita i poczciwa, a czego on hołysz mo-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ali0wbjtr7a3e9s8ko3eqwtcw8fcs4c
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/903
100
1079820
3156771
3138160
2022-08-24T16:23:14Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|123}}</noinclude>że pragnąć więcéj? Człowiek dobry, będzie ci z nim jak w raju, a mówię ci, że byleś chciała to ci go dam.<br>
{{tab}}P. Aniela jeszcze raz potrzęsła głową.<br>
{{tab}}— On nie dla mnie, ani ja dla niego, nie jestem już młodą dzieweczką..... rozumiem świat i ludzi, mój Michale; twarz tego człowieka mówi o innych przeznaczeniach.... ja umrę sobie starą panną.... nie mówmy o tém.<br>
{{tab}}— Podobał jéj się szalenie, — rzekł w duchu Drzemlik zacierając ręce, — wszystko idzie dobrze, ukartujemy małżeństwo, bo ani wątpić, że ona mu w oko wpadła; tylko się będzie obawiał nawet myśléć o tém, potrzeba go ośmielić.... Spojrzawszy na siostrę, wziął za kapelusz..<br>
{{tab}}Pójdziesz może z Pieprzykiewiczową na przechadzkę, bo ja mam trochę interesów.<br>
{{tab}}I na tém skończył się ów sławny obiad u p. Michała.<br>
{{tab}}P. Michał miał w istocie interes do miasta.<br>
{{tab}}Dawniéj jeszcze za młodych czasów spotykał w kilku miejscach przypadkowo p. Adolfinę Jordanowę, i znał ją dosyć z bliska. Mo-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
483g0dvmc6c0j2qkgrl0791kifoppn3
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/904
100
1079821
3156772
3138161
2022-08-24T16:23:41Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|124}}</noinclude>że być bardzo, że wdowa, któréj charakter dosyć się zgadzał z usposobieniami Drzemlika, miała nań osobiste projekta, ale te rozbiły się o chłodne, ostrożne i obrachowane obejście księgarza, który wówczas wcale się żenić nie myślał.<br>
{{tab}}Nie pogorszyło to jednak ich stosunków i kiedy niekiedy spotykając się z sobą, mile się sobie uśmiechali.<br>
{{tab}}Na kilka dni przed niedzielą, idąc Senatorską ulicą, naprzeciw teatru, zetknął się Drzemlik z Jordanową. Było to na trotuarze, a że dużo płynęło ludzi, zagadali coś do siebie grzecznie. Od słowa do słowa, Drzemlik począł ją przeprowadzać ku Wierzbowéj.<br>
{{tab}}— No i cóż tam pani dobrodziejko? jak zdrowie?<br>
{{tab}}— Chwała Bogu dobrze.... a pańskie?<br>
{{tab}}— O! ja... nigdy jak żyję nie chorowałem... oprócz w dzieciństwie na odrę. Cóż pani porabia?<br>
{{tab}}— Ja? a no, nic — nie skarżę się, mój dobrodzieju, teraz zwłaszcza, gdy nie tak jestem samotna jak dawniéj.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
h6e7thgibfrzb054iqo0sh7tjtarn1p
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/905
100
1079822
3156773
3138162
2022-08-24T16:24:09Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|125}}</noinclude>{{tab}}— Cóż to? zmiana losu może.<br>
{{tab}}— Ale nie! szczęśliwy traf dał mi kuzynkę w domu. Bardzo dobre dziecko powiadam panu....<br>
{{tab}}— Oh! kuzynkę.<br>
{{tab}}— Wystaw sobie młode, ładne i takie poczciwe stworzenie, a do tego i skoligacone i nie ubogie.<br>
{{tab}}— Oh! oh! — powtórzył Drzemlik.<br>
{{tab}}— A WPanu się oczy śmieją? co? — przerwała Jordanowa, — ale nie imaginuj sobie lada co! to dziewczę jak anioł, skromne i wychowane jak królewna. Gra, śpiewa.... rozumna! strach! a! co to za dobrodziejstwo Boże, że ona mi się dostała.<br>
{{tab}}Drzemlik mocno się zaciekawił.<br>
{{tab}}— No! i posażna? — spytał.<br>
{{tab}}— A! ma najmniéj piędziesiąt tysięcy.<br>
{{tab}}P. Michał pokiwał głową.<br>
{{tab}}— Pozwoli mi pani kiedy przyjść do siebie? — zapytał.<br>
{{tab}}— Już, już! słyszysz starego niegodziwca, już mu się w głowie pali! a! no, przyjdź, zobacz i odejdziesz z niczém, ręczę ci.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
an7kpfuxhcjs3zpeh7bvivw3wqabelm
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/906
100
1079823
3156776
3138163
2022-08-24T16:31:15Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|126}}</noinclude>{{tab}}Żartowali tak jeszcze, ale w końcu Drzemlik pomyślał sobie, że nie byłoby od rzeczy pójść w odwiedziny do pani Jordanowéj. Otóż téj niedzieli właśnie umyślił to dokonać.<br>
{{tab}}Ulica Wilcza jest wprawdzie dosyć od środka miasta daleko, ale w tę stronę ku alejom, w pogodne wieczory lata, wybiera się pół Warszawy w cienistą ulicę, wiodącą ku Łazienkom, do Botanicznego ogrodu, do Szwajcarskiéj doliny, do ogrodu belwederskiego, do Wilanowa. Wspaniałe zaprzęgi potentatów i skromne dorożki rodzin, których utrzymanie mniéj kosztuje często, niż brodaty furman i angielskie rumaki pierwszych, wszystko to ciągnie w cieni, zieloność, chłód, których w mieście więcéj się pożąda, które się bardziéj cenić umie, bo się ich używać nie może.... Dla wielu jest ta przechadzka jakby snem villegiatury, dla innych przypomnieniem dalekiéj wioski, drzemiącéj gdzieś w lasach i łąkach zielonych, dla innych to prosta ''exhibition'' mienia, koni, przepychu i znudzonéj twarzy, dla któréj świat już nie ma czémby ją rozweselił.<br>
{{tab}}P. Michał Drzemlik jednak zwykle nie cha-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2xlabip7flyrta4sixroe4fn00dq26u
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/907
100
1079824
3156777
3138164
2022-08-24T16:31:45Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|127}}</noinclude>dzał na tę przechadzkę, bo patrzéć nie lubił, a pokazywać nie miał co, należał on do tych skromnych ludzi, co wolą szklankę piwa w ogródku Foxalu, lub nie daléj jak na Długiéj ulicy.<br>
{{tab}}Téj właśnie niedzieli pani Jordanowa po nieszporach powróciwszy z Manią do domu, zgodziła się na jéj myśl, aby pić herbatę w ogródku. Czas był piękny, pora ciepła, a w aleje jechało świata tyle, że gdyby nie świeżo spadły deszcz, kurzawa by nań spojrzéć nie dozwalała.... Szczęściem orzeźwiająca nawałnica zastąpiła go błotem, i oczyściła powietrze, które wonią zielonych młodych liści całe było przejęte.<br>
{{tab}}W ogródku, który dawniéj był najmowany, póki się Jordanowa nie przekonała, że więcéj z tego miała szkody i niepokoju niż korzyści, były ławki i stół, pozostały szczątek dawnéj świetności, i tu Kachnie kazano przynieść herbatę.<br>
{{tab}}— To dziwna rzecz, — mówiła w duchu do siebie Jordanowa, spoglądając na Manię siedzącą z oczyma wlepionemi w ulicę, jak<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
tiozr5e3zlxa2mb08npscp8cb25682a
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/908
100
1079825
3156779
3138165
2022-08-24T16:32:17Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|128}}</noinclude>gdyby kogo oczekiwała; takie to słabiutkie, pokorne, ciche, a począwszy od Żurka do Kachny, i psy podwórzowe, i mnie nawet zawojowała.... I czém? dalipan trudno odgadnąć, bo żeby się choć o to starała?<br>
{{tab}}Mania w istocie tą siłą wewnętrzną dobroci porobiła podboje, siłą, która sama o sobie nie wie i nie poczuwa się że nią jest.... Tęskne dziecię może w téj chwili patrzało w ulicę, myśląc o Teosiu.... gdy.... jak to się często zdarza sercu co kocha.... myśl okazała się przeczuciem, Teoś z drugiéj strony wszedł do ogródka. Mania usłyszawszy chód i postrzegłszy go, przelękła się nieco, ale mu potém podała rękę serdecznie, rada że go zobaczyła.<br>
{{tab}}P. Jordanowa, któréj Teoś bardzo się podobał, choć ze smutkiem widziała go zajętym taką dziecinną i nie mogącą go ocenić dzieweczką, przywitawszy się z nim, cofnęła się nieco aby loki poprawić.... bardzo jéj bowiem chodziło o to, aby przy nim nie staro wyglądała.<br>
{{tab}}Od pierwszego wejrzenia mówiła sobie, ale bardzo po cichu:<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
b5k1qupr9tek9uepcounw1lrr6rtnn2
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/909
100
1079826
3156781
3138166
2022-08-24T16:32:50Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|129}}</noinclude>{{tab}}— Ot, gdyby ten mnie chciał, jeszczebym może zdecydowała się pójść za mąż, ale te młode trzpioty! gdzie to z nich który umie szukać serca!<br>
{{tab}}Mania nic powiedziéć nie mogła, podała mu rękę w milczeniu i spojrzeli sobie w oczy, a wzrok ich był całą, długą i pełną znaczenia rozmową. Łza nawet nie dojrzała i połkniona, przyszła ją zwilżyć na chwilę, i uciekła nazad do serca.<br>
{{tab}}— Jakże tu pani jest? — spytał Teoś, korzystając z chwilowego oddalenia gospodyni.<br>
{{tab}}— Mnie? o! doprawdy dobrze, — odparła dzieweczka śmiało, — trochę tęskno po przeszłości, bo do każdéj, choć najgorszéj, przywiązuje się człowiek, trochę niespokojnie o przyszłość, bo nie mamy nigdy dość rezygnacji, by ją przyjąć taką jak Bóg da.... ale koniec końcem cicho, dobrze.... czytam, myślę, śmieję się nawet swawoląc z psami w ogródku, gram trochę i marzę! a możnaź pragnąć więcéj?<br>
{{tab}}— Tak! to prawda, — odparł Teoś zadumany, — byłoby świętokradztwem zerwać nić<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gjk1esitrjqze7nbq76b4430qf84qbg
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/910
100
1079827
3156782
3138167
2022-08-24T16:33:20Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|130}}</noinclude>takiego złotego życia nadziei i marzeń. Nie jestże to lepsze, jak wszystko miéć i znużyć się wszystkiém? Ale.... i zamilkł.<br>
{{tab}}— No, cóż za ale?....<br>
{{tab}}Teosiowi słów zabrakło, zdało mu się, że za daleko posunął; przed chwilą mężny rycerz, nagle stracił całą odwagę, myśl mu przyszła, że nie powinien był wtajemniczać dziecięcia w gorycze życia nieuchronne i zwrócił rozmowę.<br>
{{tab}}— Pan jesteś tak tajemniczy.<br>
{{tab}}— Nic a nic, jestem niegrzeczny i zbyt natrętny, — odparł Teoś; — dobrze pani? to mi powinno wystarczyć.<br>
{{tab}}— No? a panu?<br>
{{tab}}— A mnie?.... znasz pani to życie?<br>
{{tab}}— O! nic a nic.<br>
{{tab}}— Chcesz je pani poznać?<br>
{{tab}}— Bardzo.<br>
{{tab}}— Więc posłuchaj chwilę, jakie to bywają życia.... Otóż, dla chleba, nic, tylko dla biednego chleba kawałka, żeby go piłą i siekierą nie zarabiać, co czyni człowiek? Sprzedaje się na tyle a tyle godzin.... cały. Z rana o ósméj<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
oztet49eu4t84p0s084oldixcdbu9sf
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/911
100
1079889
3157032
3138484
2022-08-25T07:13:16Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|131}}</noinclude>masz mnie pani za stolikiem, w oczekiwaniu gości, którzy nie przybywają, otoczonego książkami, których czytać nie mogę lub nie chcę, tyle ich tam jest, a tak niedorzecznych, że na wieki od czytania odpada ochota. Więc siedzę, oczy wlepione w półkę, cisza, z ulicy gwar dolata. Ktoś wchodzi, spyta, zamyka drzwi, znowu milczenie i oczekiwanie. Siedzę, siedzę i siedzę kamieniem przy drodze, któremu się ruszyć nie wolno; czasem ptaszek przyleci, muśnie skrzydłem i odlata, czasem zwierz przyjdzie, powącha i odchodzi, czasem zbliży się człowiek, popatrzy i idzie daléj, a kamień mchem nudy porosły, zawsze na swojém miejscu, bo mu się ruszyć nie wolno.<br>
{{tab}}Wtém szelest sukni zdradził powrót p. Jordanowéj, któréj loki i bardzo nieznaczne poprawki w malowaniu twarzy, dowodziły troskliwości o podobanie się gościowi. Usta jéj nawet uśmiechały się dziwnie słodko. Teoś musiał choć na chwilę ku niéj się zwrócić.<br>
{{tab}}Tuż za nią w niedzielném ubraniu szła gruba Kachna, mrucząc nieco na to, że fantazja im przyszła pić herbatę w ogródku, ale spoj-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fudk8r50bi9074l92giux5gdi7fqxqy
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/912
100
1079890
3157058
3138487
2022-08-25T09:46:44Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|132}}</noinclude>rzawszy w oczy Mani, mimowolnie się do niéj uśmiechnęła.<br>
{{tab}}— Panieneczce tu lepiéj na wietrze i wilgoci? — spytała.<br>
{{tab}}— Na świeżém powietrzu? Kasiu, a! tak miło!<br>
{{tab}}— No! to dobrze!<br>
{{tab}}I z ochotą poczęła chodzić około stolika.<br>
{{tab}}Żurek także wlókł się nie rad temu ogródkowi, bo tu nie miał kanapy i poduszki, a wilgotnéj ziemi nie lubił; lecz i jego, pozwoliwszy mu się na rogu sukni położyć, udobruchała Mania.<br>
{{tab}}Wtém gdy się do herbaty przygotowują, z domu słychać chód męzki. Narębski wyrwawszy się od żony i córki, przybiegł do swego dziecka z twarzą rozpromienioną weselem. Niósł w ręku dwa bukieciki, jeden dla niéj, drugi przez grzeczność dla Jordanowéj, i oddawszy je, pospieszył przysiąść się przy swéj ukochanéj, a zobaczywszy koło niéj Teosia, widocznie jeszcze się bardziéj rozweselił. Ścisnął rękę Muszyńskiego, jakby mu chciał wyrazić serdeczną wdzięczność za pamięć o sie-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
kwxl1nv6ulwzoi9o2u63fstxet7gbnq
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/913
100
1079891
3157059
3138491
2022-08-25T10:10:50Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|133}}</noinclude>rocie, i wpatrzył się milcząco w lice dziecięcia, szukając na niém śladów życia, piętna wrażeń, spowiedzi z przeżytych dni kilku, przez które ją nie widział.<br>
{{tab}}Mania była wesołą, oczy jéj błyszczały spokojem. Narębski był szczęśliwy szczęściem dziecięcia, które mu się uśmiechało może swobodniéj niż niegdyś w domu, pod naciskiem wzroku p. Samueli i szyderstwy Elwiry.<br>
{{tab}}Wprawdzie wszystko co otaczało Manię, nabawiało go niepokojem dla niéj, ale z tego lica taką tchnącego niewinnością, nic zastraszającego wyczytać nie mógł, i cieszyło go, że Teoś znowu zbliżył się do niéj, że jego marzenie ziścić się może miało.<br>
{{tab}}Wtém, gdy w najlepsze około okrągłego rozsiedli się stolika, Żurek, który zwykł był leżéć spokojnie, podniósł głowę, pociągnął nosem w stronę domu, nastawił uszy i z cicha burczyć począł.<br>
{{tab}}— A! nieszczęście! jeszcze ktoś przybywa! — zawołała p. Jordanowa, domyślając się Pluty, ku któremu Żurek czuł partykularną<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
p4mpc2c2x844rbo87g7padf14wbbbz6
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/914
100
1079892
3157060
3138493
2022-08-25T10:13:15Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|134}}</noinclude>i niepokonaną nienawiść, tak, że raz nawet probował, czy go za nogę ukąsić nie potrafi.<br>
{{tab}}Zamiast obcego spodziewanego gościa, weszła Kachna ruszając ramionami, z marsem na twarzy i fartuch trzymając przy ustach, zbliżyła się do wdowy.<br>
{{tab}}— A to znowu jakiś pan przyjechał, — rzekła, — ale ja nie wiem co, czy on taki głupi, z pozwoleniem, czy co jemu; pokazywałam mu drogę kędy iść, powiada: Proszę oznajmić. Ja jemu mówię, cóż ja będę oznajmywać, niech pan idzie do ogródka i po wszystkiem; a on — swoje: Proszę oznajmić. Tak ja do niego: No to cóż? on się śmieje i powiada: oznajmić starego pani znajomego barona Dunder czy Plunder, ja tam nie wiem.<br>
{{tab}}P. Jordanowa o mało nie zemdlała, tak srogie na niéj wrażenie zrobiło to przekręcone nazwisko. Narębski się nieco zmarszczył. Teoś wstał z ławki jak oparzony, ale Mania naiwnie się rozśmiała tylko.<br>
{{tab}}Żurek ciągle pomrukiwał, a nawet szczekać zaczynał.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6v6fkgsojtqrkq8cphn83j9k72lk35v
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/915
100
1079893
3157061
3138495
2022-08-25T10:13:44Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|135}}</noinclude>{{tab}}— Czy on tu bywa, baron? — zapytał Narębski.<br>
{{tab}}— Ale ja nie wiem jaki baron? ja nie znam żadnego barona, — odparła Jordanowa, — pierwsze słyszę.<br>
{{tab}}— A cóż ja jemu oznajmię? — zawołała Kachna, — bo ja tak stać nie mogę, on téż czeka, a tam woda zbiegnie.<br>
{{tab}}— No! to proś go!<br>
{{tab}}— Żeby szedł?<br>
{{tab}}— Proś go tu! — dodał Narębski niespokojny.<br>
{{tab}}Rzecz się tak miała. W starym piecu.... wiecie przysłowie? Baron nie był jeszcze w zupełności starym piecem, ale djabeł czasem przedwcześnie palić zaczyna. Uwierzycież, iż się tak rozmarzył Manią, tak rozgorączkował dumaniami o niebiesko-okiéj dzieweczce, iż gdy zniknęła mu z domu Narębskich, wysłał za nią szpiegi, starał dowiedziéć co się z nią stało, doszedł w czyje wpadła ręce i długo walcząc z sobą, nareszcie osobiście stawić się u wdowy postanowił.<br>
{{tab}}Była to nie mała z jego strony ofiara, iść<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
resfsifefop1za1vf6agzi6bsknocbv
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/916
100
1079894
3157067
3138499
2022-08-25T10:18:58Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|136}}</noinclude>dobrowolnie, wspomnienie chwil szału młodych zmienić na pomarszczonéj rzeczywistości dotknięcie — po dwudziestu latach zajrzéć w oczy takiéj pani Jordanowéj, aby kilku chwil pamiątkę uczynić zgryzotą ciężką i w oczach téj, co najlepiéj lata jego policzyć mogła, udawać znowu młodzika, upokorzyć się przy niéj aż do zalecanek, stawić w charakterze rozkochanego szpaka.<br>
{{tab}}Ale baron był pod władzą tego diabła, co to w starych pali, oprzéć mu się nie mógł, nie umiał, spuścił głowę i pojechał, bo inaczéj do Mani zbliżyć się było niepodobna.<br>
{{tab}}Jakież było jego zadziwienie, gdy spodziewając się zastać Jordanowę samą, wchodząc, postrzegł zaraz Narębskiego, Muszyńskiego nieznajomego sobie, i w końcu to widmo przeszłości, tę niegdyś tak powabną Adolfinę, przemienioną w straszliwie malowaną lalkę. Przypomniawszy sobie swe dla niéj zapały, baron pobladł, ale to był człowiek przyzwoity, pan siebie i gdzie trzeba umiał nadrobić dobrym humorem. Owszem dowiedzioném było, że gdy się najwięcéj złościł, najszumniéj<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qocmvd6pc9qnbccbg0axqo6ud461tnc
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/917
100
1079895
3157068
3138503
2022-08-25T10:19:22Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|137}}</noinclude>dowcipował. I tą razą przymrużywszy oczy, posuwistym krokiem przyszedł do Adolfiny, któraby była zbladła, gdyby nie warstwa różu, czyniąca ją niezwalczoną — uścisnął jéj rączkę drżącą, pobiegł do Mani zafrasowany, powitał ją, a ujrzawszy dopiero Narębskiego, z gwałtownym namiętnéj przyjaźni wybuchem, rzucił mu się w objęcia.<br>
{{tab}}Żurek tymczasem skorzystał i chwycił go za kamasz z największą złością, czego baron zdawał się równie nie uważać, jak przytomności Teosia.<br>
{{tab}}Ławka, na któréj potém usiadł, nie była dosyć mocno w ziemi ugruntowaną, i gdyby nie laska, którą się podparł, nie okazując po sobie iż mógł był upaść, możeby się z nią razem potoczył.<br>
{{tab}}— Jakżem szczęśliwy, że tu pana znajduję! rzekł do Narębskiego, choć w duszy jego i gościa i drugiego przeklinał, — sto lat jakeśmy się nie widzieli, nie łaskaw jesteś na mnie!<br>
{{tab}}— Tyle zajęcia.<br>
{{tab}}— Aleć obiad zawsze gdzieś zjeść potrze-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3lywrkvgr06p0hkd6ms6t191ujqmq3v
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/918
100
1079896
3157069
3138505
2022-08-25T10:19:49Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|138}}</noinclude>ba! — rzekł baron, — wiesz, że byłbym najszczęśliwszy.<br>
{{tab}}To zajęcie Narębskim, nie przeszkodziło mu obejrzéć z pod okularów swéj dawnéj kochanki, nieznajomego intruza, psów, ogródka i tła całego obrazu. Znalazł to wszystko tak jak sobie wyobrażał, może uboższém jeszcze niż sądził, panią Adolfinę nie do poznania skarykaturowaną, Manię piękniejszą niż kiedy, Muszyńskiego nieznośnie młodym, głupio przystojnym i z fizjognomją w drażniący sposób przyjemną.<br>
{{tab}}— To już jakiś młokos, co mi ma minę kochanka! — rzekł w sobie, — ale to głupstwo.<br>
{{tab}}Chciał na osobności widziéć się z wdową, ale od razu postrzegł, że to było niepodobieństwem, dostrzegł przybory do herbaty i dreszcz po nim przebiegł, aby nie był pić jéj zmuszonym; wynieść się znowu tak nagle, nie nasyciwszy się widokiem Mani, która na nim odmłodzającéj wody czyniła wrażenie, było nieprzyzwoicie i niepodobna.<br>
{{tab}}Usiadł więc torturowany, ale uśmiechający się wesoło, jak wszyscy ludzie dobrego towa-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
s2i2fn6ka81l4sorc1g9tdacr2q2crw
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/919
100
1079897
3157071
3138510
2022-08-25T10:20:53Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|139}}</noinclude>rzystwa, udając tém większe szczęście, im gorzéj ich boli.<br>
{{tab}}— Jakże tu pani ślicznie, po wiejsku, w zaciszu i zieloności mieszkasz! — odezwał się, — prawdziwy raj! miluchno! cudownie!<br>
{{tab}}Adolfina biorąc to za dobrą monetę, uśmiechnęła się.<br>
{{tab}}— ''Mais c’est adorablement châmpetre'', — dodał baron do Narębskiego.<br>
{{tab}}— Miły dosyć kątek, a powietrze zdrowe, odparł p. Feliks.<br>
{{tab}}— A już to co powietrze, co się tycze powietrza, — odezwała się gospodyni, — gdyby nie czasem z sąsiedztwa, jak wiatr z zachodu zawieje i niewiedziéć co przyniesie, to nie ma w alejach lepszego powietrza.<br>
{{tab}}Baron się rozśmiał patrząc na Narębskiego, Mania zaczerwieniła się. Muszyński spuścił oczy.<br>
{{tab}}Rozmowa miała się zwrócić, gdy Kachna wbiegła znowu, ale tym razem z zaczerwienioną twarzą, mrugając na panią zniecierpliwiona.<br>
{{tab}}Żurek znowu burczał, Adolfina spojrzała na<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
q3ro9pin0ag8rmpyhvqfxv8f7xkr4pf
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/920
100
1079898
3157072
3138513
2022-08-25T10:21:33Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|140}}</noinclude>nią przestraszona, obawiała się czy nie przyszła fantazja komissarzowi za zaległe klassyczne, przysłać exekucji w niedzielę, i zawstydzić ją w chwili, gdy najświetniejszém cieszyła się towarzystwem.<br>
{{tab}}Miała bowiem pani Adolfina ten starodawny zwyczaj, że w ogóle podatków żadnych nie opłacała, chyba zmuszona; zawsze spodziewała się manifestu, darowania zaległości, lub jakiegoś szczęśliwego wypadku, który mógł ją wyzwolić od uiszczenia należności.<br>
{{tab}}Zbliżyła się więc z bijącém sercem do Kachny.<br>
{{tab}}— A niech ich djabli wezmą z temi gośćmi, — odezwała się do niéj, mało głos uśmierzając donośny, służąca, — toż to jeszcze jeden przyszedł.<br>
{{tab}}— Ale któż? kto? — spytała Jordanowa.<br>
{{tab}}— A! licho jego wie! zezowaty, ale porządnie odziany, mówi, te się nazywa Zymlik czy Cymlich, może z interessem.<br>
{{tab}}— Cóż robić! to go tu proś, ale jeżeli z interesem, to do pokoju.<br>
{{tab}}Kachna odeszła i wróciła.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2edrkaqss3x9nmwg2y6iq6wrjtu1agk
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/921
100
1079900
3157073
3138514
2022-08-25T10:22:06Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|141}}</noinclude>{{tab}}— A cóż będzie z herbatą? — dodała, — pani o tém nie myśli? u nas i imbryczka na tyle osób nie ma, i szklanek wszystkiego trzy, a jedna szczerbata, łyżeczek ino dwie z tą żółtą.... Gdzie ich tu wszystkich napoić, to lepiéjby się wstrzymać!<br>
{{tab}}P. Jordanowa, która wśród kłopotu ani pomyślała o herbacie, mruknęła tylko: — To już sobie rób co chcesz, i odeszła na ławeczkę.<br>
{{tab}}— Otóż tak! rób co chcesz! jéj to wszystko jedno! — poczęła mruczeć Kachna wracając, — ona sobie siądzie i króluje, a ty głową obracaj i radź, a potém bura. Naszło ich bez miary, to się i obejdą bez herbaty.<br>
{{tab}}Drzemlik stał i oczekiwał niecierpliwy.<br>
{{tab}}— A cóż? — spytał.<br>
{{tab}}— No cóż ma być? — odparła Kachna, — czy WPan z interesem.<br>
{{tab}}— Nie.<br>
{{tab}}— To idźcie do ogrodu, tam już jest dosyć kompanji.<br>
{{tab}}I odwróciła się od niego.<br>
{{tab}}Drzemlik posunął się odważnie, ale gdy z daleka ujrzał barona siedzącego na ławce u<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
15of5ls0jmju6gagjqlsz5ahjddszii
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/922
100
1079902
3157074
3138519
2022-08-25T10:23:31Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|142}}</noinclude>Adolfiny, barona, którego z daleka zwykł był widziéć tylko przesuwającego się w powozie przez miasto, jako ideał bogactwa, wpływów i potęgi, gdy daléj ujrzał swojego Teosia przy nim, osłupiał i mało się nie cofnął.<br>
{{tab}}Teoś siedział, mówił, obracał się jak gdyby przy nim nie było barona, jak gdyby baron był równym mu człowiekiem.... Teoś tu go uprzedził!<br>
{{tab}}Adolfina ujrzawszy Drzemlika, uśmiechnęła się mimo biedy, przyszło jéj na myśl co mu mówiła, dorozumiała się po co tu przybył, a że i przybycia innych, mianowicie Dundera, łatwo odgadnąć było przyczynę, jakoś jéj to pochlebiło i śmieszném się zdało. Spojrzała na Manię znacząco, ale dziewczę tak było szczęśliwe z przybycia ojca i Teosia. że nic zrozumiéć, nic widziéć nie mogło.<br>
{{tab}}Trzeba wiedziéć, że Drzemlikowi nic tak nie imponowało jak bogactwo, w obec miljonowego człowieka czuł się istotą zgniecioną, nie śmiał podnieść głosu, był upokorzony i najnieszczęśliwszy z ludzi — poznawszy Dundera, stracił całkiem fantazją.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
h8scwss6tj6e49ggy8yx6lepa2uc8lv
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/923
100
1079903
3157076
3138524
2022-08-25T10:23:58Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|143}}</noinclude>{{tab}}Wahał się nawet czy nie wypadałoby mu wrócić, aby tuk wielkiemu panu nie przerywać interesów lub wypoczynku; w końcu ośmielił się, wszedł w koło zaczarowane, dosyć niezręcznie przywitał z wdową, ukłonił Teosiowi, i nizko głową uchylił przed symbolem cielca złotego, pojmując, że Izraelici na puszczy wcale byli nie głupi, gdy mu się kłaniali.<br>
{{tab}}Ale gdy po tych preliminarjach przyszło usiąść, gdy los zdarzył, że w trzech ćwierciach musiał tylko zwrócić się do barona, a jedną część pleców mu ukazać, Drzemlik stracił do reszty panowanie nad sobą i gwałtownie zapragnął się ztąd wynieść. Ale już było niepodobna. Rozmowę począł uśmiechem a skończył utarciem nosa, oczy wlepił w Manię, i chociaż ta wydała mu się bardzo ładną, natychmiast zawyrokował, że to nie było dla niego stworzone.<br>
{{tab}}— E! — rzekł w duchu, — co śliczne to śliczne, ale mnie nie takiéj żony potrzeba, to państwo jakieś, a gdzieby to prało i gotowało? albo piechotą chodziło!<br>
{{tab}}Mylił się bardzo, ale wyobraźnia jego ideał<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2r5rnaw1k0mpugt2inftpyilmxqanzl
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/924
100
1079904
3157077
3138529
2022-08-25T10:24:22Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|144}}</noinclude>kobiety malowała mu w cale innéj postaci, — dorodny, silny, wesoły, śmiały, a stworzony do ciężkiéj roboty, aby on, p. Michał mógł się za to nie kłopotać niczem.<br>
{{tab}}— Jabym to jeszcze musiał chuchać na tego gagacika! — zawołał w duchu, — a brońże mnie Boże od takiéj żony.<br>
{{tab}}Siedział więc wcale nie interessowany, ale srodze zawadzał baronowi, który i tak już nierad był jednemu obcemu, cóż dopiero dwom? a do tego Drzemlik wcale dystyngowanie nie wyglądał, baron podejrzywał go o przedawanie bułek lub świec łojowych.<br>
{{tab}}Zabierało się więc ze wszech miar na rozproszenie tak nie harmonijnego towarzystwa, gdy powóz zahuczał przed bramą ulicy Wilczéj i Kachna wkrótce wpadła zupełnie przerażona, ogromnemi migami pokazując pani, że się cóś strasznego i nadzwyczajnego stało.<br>
{{tab}}Są takie dnie fortunne czy nieszczęśliwe, nie wiem, w których na dom niespodzianie spada lawina gości; gospodarz radby im z serca, ale są to aerolity, które z góry lecą każdy z innéj strony, i przygniatają cię zbiorowi-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
g027g17t9cs83kexfni4pgifevt8k92
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/925
100
1079905
3157078
3138537
2022-08-25T10:24:57Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|145}}</noinclude>skiem żywiołów nie dających się połączyć. Każdy z innego końca świata, każdy z myślą, obyczajem, językiem różnym, ani ich zbliżyć, ani pogodzić. Niecierpliwość porywa, tracisz głowę, towarzystwo się rozpada, a ty wychodzisz z niego jak po gorącej łaźni, obraziwszy jednych, {{Korekta|niezawodoliwszy|niezadowoliwszy}} drugich, skwaszony i zgryziony, choć Bogu ducha winien.<br>
{{tab}}Takim to dniem dla nieszczęśliwéj pani Adolfiny była owa niedziela; gdy Kachna weszła, poczuła, że ją spotka jeszcze jakiś kłopot niespodziewany.<br>
{{tab}}Tajemniczo tą rażą zbliżyła się zwiastunka.<br>
{{tab}}— Pani, — rzekła, — jak Boga mego kocham, jakaś jejmość, aż strach, kareta z latarniami, kamerdyner gdyby który z tych panów, przyjechała i chce cię widziéć. Czeka w powozie.<br>
{{tab}}— A! cóż ja zrobię? — zawołała zafrasowana Jordanowa, — poczekaj, proś ją do pokoju, albo nie, ale cóż to jest takiego? chyba omyłka.<br>
{{tab}}— Już to nie omyłka, — rzekła Kachna, — kiedy ten kamerdyner z bakombardami, wy-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lawsz4ms62pusklsqmkqlw2kb43s24z
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/926
100
1079906
3157080
3138544
2022-08-25T10:26:54Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|146}}</noinclude>raźnie mówił pani Jordanowa, i mówił: powiedz jéj, że Jednerałowa jedna chce się z nią widzieć.<br>
{{tab}}— Mówisz! Jenerałowa!<br>
{{tab}}— Jak Boga kocham!<br>
{{tab}}Adolfina pobladła.<br>
{{tab}}— Ale czegóż ona chce?<br>
{{tab}}— A! któż to może wiedziéć, dosyć co Jednarałowa!<br>
{{tab}}Co tu było począć, widząc te szepty, słysząc te tajemnicze narady, Narębski wstał pierwszy, baron za nim.<br>
{{tab}}— Proszę pani, — rzeki, — nie kłopotać się nami, ja z tymi panami zostanę na świeżém powietrzu, a może jest jaki interes, niech pani o nas zapomni.<br>
{{tab}}— ''Très bien dit!'' — uczuł się w obowiązku pochwalenia baron, — zostaw nas pani w cieniu tych ślicznych drzew, poczekamy na nią.<br>
{{tab}}Prawdą a Bogiem, baron chciał wszystkich przesiedziéć, aby mieć kwadrans rozmowy sam na sam z wdową. Drzemlik, który niewiedział co począć, ukłonił się towarzystwu, uśmiechnął kwaśno do wdowy, zakręcił i po-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0qqq3xsd1yi44hcpozduzd2u5v4fl8z
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/927
100
1079907
3157082
3138553
2022-08-25T10:27:19Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|147}}</noinclude>czął wychodzić, ale zapomniawszy którędy wszedł, takie na nim uczynił baron wrażenie, ścigany przez nielitościwego Żurka odwoływanego napróżno przez Manię, ledwie po bezskutecznych usiłowaniach zdobycia płotu, dostał się do furtki w dziedziniec i zniknął. Tu jednak wstrzymało go nowe a niespodziane zjawisko: kobieta przepyszna w rodzaju Marji Medicis, w aksamitnéj sukni, cała zakwefiona, istna królowa, posuwała się jak widmo przeszłości z powagą wielką przez brudnawe ścieżki ku drzwiczkom domku, które za małemi na jéj wielkość się zdawały.<br>
{{tab}}— Patrzajcież! — rzekł w duchu Drzemlik, — toż to z téj Adolfiny wielka figura! Baron u niéj! i ta kobieta!<br>
{{tab}}Kobieta w istocie miała tak majestatyczną postać, że przy niéj domek wdowy wydawał się chatką, szła posuwając się nieznacznie, wyprostowana, poważna, straszna jak tajemnica, otoczona aureolą jakąś władzy i potęgi.<br>
{{tab}}Była to jednak wprost tylko znajoma nam Jenerałowa, która w potrzebie umiała się stać taką niepoścignioną królową, że przed nią<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
64iiq9up7kniaix0xnty54fv3meitwx
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/928
100
1079908
3157083
3138559
2022-08-25T10:27:40Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|148}}</noinclude>truchleli śmiertelni. Rysów jéj nie dojrzał Drzemlik, ale się ich domyślił, spuszczona ręka w delikatną objęta rękawiczkę, maleńka, zgrabna, utoczona; ubiór, chód, zdradzały kobietę i wielkiego świata i wielkiéj piękności.<br>
{{tab}}Mignęła mu jak cień, a p. Michał szczęśliwy, że się wyrwał, nie odetchnął aż pod Św. Aleksandrem.<br>
{{tab}}Jenerałowa w ciągu swojego życia, przez różne drzwi do różnych zaglądała i bardzo niekiedy skromnych chatek, ale teraz zdawało się, że nie potrafi nawet wnijść do {{Korekta|lichego.|lichego}} domku Jordanowéj. Musiała się schylać wszędzie i przesuwać bokiem, tak wiele zajmowała miejsca, twarz jéj nieruchomo zimna, nie okazywała wrażenia, ale jednak wyraz jakiéjś dumy malował się w niéj, może umyślnie przybrany.<br>
{{tab}}Jordanowa czekała na nią w tém co się u niéj zwało salonem; okna tego pokoju wychodziły na ogród, a z nich doskonale rozeznać było można towarzystwo w nim znajdujące się. P. Palmer wchodząc zaraz obejrzała się i wzdrygnęła poznając barona i Narębskie-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qomey7ke7475npdh7mnqok5flu0z0i6
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/929
100
1079909
3157084
3138565
2022-08-25T10:28:02Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|149}}</noinclude>go, chciała się nawet cofnąć, ale baczniejsze wpatrzenie się w stojącą przed nią Adolfinę, jeszcze okrutniéj ją wzruszyło. Tym razem twarz martwa zadrgała konwulsyjnie, a choć powstrzymana wysiłkiem woli ostatecznym, okryła się bladością śmiertelną.<br>
{{tab}}Ze swojéj strony Jordanowa, z razu ciekawie przyglądająca się nowemu gościowi, zaczęła coraz szerzéj otwierać oczy i usta. Widocznie dwie kobiety te, nie pierwszy raz spotkały się w życiu.<br>
{{tab}}Jordanowa nawet mniéj wytrzymała, posunęła się nawet kilka kroków z wyraźną chętką przemówienia czegoś, ale na pół drogi strach ją porwał, nie wierzyła własnéj pamięci i oczom — stanęła.<br>
{{tab}}— Pani jesteś gospodynią domu? — rzucając do koła oczyma, odezwała się chłodno Jenerałowa.<br>
{{tab}}— A! ten głos! ten głos! to ona! to dalibóg...<br>
{{tab}}— Co pani jest? — przerwała p. Palmer.<br>
{{tab}}— Jakto? nie poznajesz mnie?<br>
{{tab}}— Ja? panią? zdaje mi się, że pierwszy raz w życiu mam honor ją widziéć.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
kyy9fc01nc50km03mw2lz9ilrtg0txt
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/930
100
1079910
3157085
3138569
2022-08-25T10:28:37Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|150}}</noinclude>{{tab}}— Czyż to może być! a to osobliwsze podobieństwo.<br>
{{tab}}— Podobieństwo? — i zamilkła Jenerałowa spoglądając w ogródek, — ale po chwili odezwała się.<br>
{{tab}}— Miałabym z panią kilka słów do pomówienia, ale dziś pani masz gości, może jutro, może inną razą.<br>
{{tab}}I niespokojnie rzuciwszy raz jeszcze okiem przez okno, pani Palmer chciała odejść.<br>
{{tab}}— Aleć to podobieństwo!! to dziwne podobieństwo! — odezwała się raz jeszcze gospodyni, będąca pod wrażeniem jakiegoś przypomnienia.<br>
{{tab}}Jenerałowa nie zdawała się na to wcale uważać.<br>
{{tab}}— Może więc jutro? — dodała.<br>
{{tab}}— Ale i owszem, kiedy pani zechce, a może jabym sama przyszła?<br>
{{tab}}— O! nie! nie! — szybko przerwała pierwsza, — ja będę jutro u pani, — nie przeszkadzam.<br>
{{tab}}{{korekta|— Jenerałowa|Jenerałowa}} cofała się już, p. Adolfina przyskoczyła do niéj.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
t5oyrnvrvh7zrva3cq9hpiyl1cdv3m2
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/931
100
1079911
3157087
3138588
2022-08-25T10:32:27Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|151}}</noinclude>{{tab}}— To ja jutro po obiedzie czekam.<br>
{{tab}}Wielka pani kiwnęła tylko głową i z jakimś dziwnym pośpiechem zaczęła się cofać coraz żywiéj, bojąc się zapewne spotkać z Narębskim lub baronem. Adolfina odprowadziła ją aż do powozu i gdy ten już się oddalił, stała długo zamyślona, zapomniawszy o reszcie gości.<br>
{{tab}}— Jużciż to ona być nie może! — mówiła w sobie — nie! nie! zkądżeby Julka! jak? ale nie! nie mogła ani wyjść na taką panią, ani się tak odmienić, ale doprawdy to dziwne podobieństwo! Nawet ten pieprzyk na szyi!<br>
{{tab}}Kareta już była na Nowym {{Korekta|Swiecie|Świecie}}, a Adolfina myślała jeszcze, nareszcie powoli wróciła do gości, ale przywykła wszystko mówić co myślała, nie mogła w sobie wytrzymać podziwu i mruczała ciągle:<br>
{{tab}}— Aleć to podobieństwo! nawet ten pieprzyk na szyi!<br>
{{tab}}{{korekta|— Tymczasem|Tymczasem}} goście obsiedli w koło Manię, która nie wiedziała czy ojca czy Teosia serdeczniéj przyjmować, naturalnie baron, który natarczywie starał się wcisnąć w łaski<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
br13nvfxt9m8mu81jtlpkq4ee20ual3
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/932
100
1079912
3157088
3138591
2022-08-25T10:33:09Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|152}}</noinclude>i w promyk oczów dziewczęcia, wiele na tém stracił. Chociaż nie okazywał tego po sobie, ale go srodze obeszło, że taka figura jak on, taki człowiek!! tak znakomita indywidualność, którą wszędzie gdzie czczą pieniądz i siłę przyjmowano z nieskończonemi pokłonami, tu wychodziła na prostego śmiertelnika.<br>
{{tab}}Ale namiętność rodząca się, namiętność starego i siwiejącego się człowieka, jest upartą. Baron widząc, że się nim nie zajmują, że Mania uśmiecha się i szepcze Narębskiemu na ucho, lub okiem przytrzymuje Teosia, usunął się i spostrzegłszy zakłopotaną Adolfinę, począł z nią rozmowę, nieznacznie ją na bok odprowadzając.<br>
{{tab}}— ''Chère Adolfine'', — rzekł po wstępie małoznaczącym, — już my się to nie od roku znamy, ''Allons'' — to były jednak dobre czasy!?...<br>
{{tab}}Adolfina milczała zmieszana.<br>
{{tab}}— Wierz mi, gdyby nie to głupie posądzenie o zgubione przezemnie wexle, byłbym z tobą inaczéj skończył. Co się stało to się stało, nie miéj mi tego za {{korekta|złe,|złe.}} Ale, szczerze, jakże ty stoisz teraz w interessach?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
oolkblh5cmqlygywq9tahq2r3tuia2c
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/933
100
1079913
3157089
3138594
2022-08-25T10:42:14Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|153}}</noinclude>{{tab}}— O! nie tak wcale jak się ludziom zdaje. No, prawda, mam tam cóś po nieboszczyku mężu.<br>
{{tab}}— A! istotnie był mąż?<br>
{{tab}}— I zostawił mi trochę... ale miałam proces i ten niegodziwy adwokat...<br>
{{tab}}— Odarli cię, to naturalnie, ''ce qui vient par la flute s’en va par le tambour''.<br>
{{tab}}— Zawsze mam jeszcze tyle, że żyć mogę.<br>
{{tab}}— Otóż, krótko i węzłowato, — dodał baron, łatając się tłumaczeniem francuzczyzny na polskie, ''nie idę do tego czterema drogami'', mogę ci być użytecznym...<br>
{{tab}}Adolfina się {{korekta|zaczerwiniła|zaczerwieniła}}, nie wiedząc co mu odpowiedziéć.<br>
{{tab}}— Kocham tę twoją Manią.<br>
{{tab}}Na te słowa stara zalotnica odwróciła się żywo.<br>
{{tab}}— Co? co? — spytała.<br>
{{tab}}— A no! rzecz naturalna, — rzekł baron, — podobała mi się, szalenie mi się podobała!!<br>
{{tab}}Jordanowa zamilkła.<br>
{{tab}}— Mówmy otwarcie, jakie są twoje warunki!<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0q0mct2jer6aq30y85dozh05nzw628v
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/934
100
1079914
3157090
3138597
2022-08-25T10:42:35Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|154}}</noinclude>{{tab}}Wspomnieliśmy wyżéj o zmianie jaką wpływ Maryni uczynił na umyśle i sercu opiekunki, najlepszym dowodem było oburzenie, które wywołały te słowa. Stanęła i wpatrując się w barona z uśmiechem zimnym, odpowiedziała mu:<br>
{{tab}}— Czyś pan oszalał? a za kogóż mnie to masz? to przecie jest dziecko jak aniołek.<br>
{{tab}}— I dla tego tak ponętne! — zawołał stary, — pokrywając uśmiechem nieukontentowanie.<br>
{{tab}}— Ale ani myśl o tém! — rzekła Adolfina.<br>
{{tab}}— Czemu? — spytał Dunder, przecież wstydu jéj nie zrobię, ofiarując...<br>
{{tab}}Tu się zaciął.<br>
{{tab}}— Cóż jéj pan możesz ofiarować? chyba, ożenić się z nią! a i tak! o ile ją znam, niewiele byłoby nadziei!!<br>
{{tab}}Baron zagryzł usta.<br>
{{tab}}— Zostaw to mnie, — rzekł, — sprawa między nami, ciebie proszę o neutralność tylko i byś mi nie przeszkadzała, a że możesz mieć z powodu moich natrętnych odwiedzin wydatki, weź to proszę.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8fox1frv5vqae4fsmgiohvh0i695d9g
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/935
100
1079915
3157091
3138599
2022-08-25T10:42:58Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|155}}</noinclude>{{tab}}To mówiąc wsunął bardzo zręcznie papierek, którego Adolfina odmówić nie śmiała, w duchu mówiąc sobie, że to była resztka starego niedopłaconego długu.<br>
{{tab}}Zwrócili się ku towarzystwu i baron zmierzał do Mani, gdy Narębski, któremu szło o to, aby Teoś mógł się z nią rozmówić swobodnie, natarczywie porwał barona. Zebrało mu się nawet na tyle energji, że go mimo woli kilka razy przewlókł z sobą po ogródku udając pilną sprawę, aby do Mani nie dopuścić.<br>
{{tab}}Baron był delikatny i choć klął, ale zniósł tę nieprzyjemność cierpliwie, jako człowiek nadto dobrze wychowany, by pokazał jak go to gryzło.<br>
{{tab}}Teoś chodził z Manią po ogródku, zrywali kwiatki i liście, spoglądali w aleje, rozmowa dla słuchacza z boku byłaby obojętną, ale dla nich! co się tam kryło tajemnic! ile w krótkim przeciągu czasu powiedzieli sobie rzeczy, jak się zbliżyli, jak silnie zawiązał się znowu łączący ich węzeł!!! jak dobrze wiedzieli oboje, że im żyć bez siebie na świecie będzie niepodobna! jak zrozumieli dobrze nareszcie, że los<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jeimtj7lknq2wp1c6l8mvd6bqyw15i4
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/936
100
1079916
3157092
3138601
2022-08-25T10:43:19Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|156}}</noinclude>co ich zbliżył nie uczynił tego bez myśli, bez celu w przyszłości.<br>
{{tab}}Gdy baron nadszedł uśmiechnięty z Narębskim, nie mieli już nic do wypowiedzenia więcéj, Mania trzymała kwiatek, który on jéj podał przypadkiem, on wąchał różę, którą zerwała przed chwilą, milczeli i patrzeli sobie w oczy.<br>
{{tab}}Ale Dunder miał tę szczęśliwą zarozumiałość bogacza, który o sobie nie zwątpi nawet w obec młodości i miłości, i zbliżył się do Mani z pewnością siebie, ze śmiałością niezrównaną.<br>
{{tab}}Rozmowy ich powtarzać nie widzimy potrzeby, to pewna, że siadłszy do powozu baron westchnął, zadumał się i mimowolnie z ust mu się wyrwało:<br>
{{tab}}— Miałżebym ustąpić i zostać zwyciężony? ''Allons donc'' to do niczego niepodobne! to być nie może! to nie będzie!<br>
{{tab}}P. Mateusz Kirkuć nałogowo był nawykł do swego pana i towarzysza, można więc miarkować, że gdy on tego dnia, którego Plutę nieszczęście spotkało w piwnicy, nie po-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8xjy747vk2tii3omn4mo7m3drkq4x34
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/937
100
1079917
3157093
3138604
2022-08-25T10:43:44Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|157}}</noinclude>wrócił wcale do domu, choć to był fakt nie bezprzykładny, p. Mateusz wszakże trochę się począł niespokoić. Czekał go do północy nie gasząc świecy i korzystając z nieobecności zemścił się na tytuniu kapitana i jego butelce. Kirkuć był tak uczciwy nieposzlakowanie, że w obec Pluty nigdy się nawet do jego zapasów nie skradał, głębokie dla własności czując poszanowanie, jednakże pod niebytność prawego posiadacza przychodziły mu idee komunistyczne i do szafki z wódką i tytuniem miał nawet klucz w kieszeni, ale mu przyznać należy, że pomiernie tego daru używał i Pluta nigdy się nie spostrzegł, że z nim Kirkuć był w bezimiennéj spółce.<br>
{{tab}}Świeca nareszcie stopniała, Kirkuć usnął i nie przebudził się aż o białym dniu, spojrzał na łóżko, kapitana nie było.<br>
{{tab}}— Musi być cóś ważnego, — rzekł, — albo ktoś ze wsi z trzosem nabitym, albo jaka pijatyka gorąca. A tym czasem wypadłoby się wódki napić.<br>
{{tab}}Poszedł więc p. Mateusz do arki, w któréj najdroższe flaszki spoczywały, otworzył ją<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ir8srznwitpx6jwajd2ltxj5agqotu9
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/938
100
1079918
3157094
3138608
2022-08-25T10:44:07Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|158}}</noinclude>i uraczył się śniadaniem, poczem zaczął rozmyślać już z rozświeconą myślą czy iść na miasto, czy czekać na pana i dobrodzieja.<br>
{{tab}}— Po co ja na niego będę czekał? — rzekł w duchu, — wróci czy nie wróci, mogę się przejść i pójść z Justysią pogawędzić, wódka usposabia do kawy, napiję się jéj pod gwiazdką, ale z rumem.<br>
{{tab}}Jak rzekł tak się stało, nietylko kawy się napił, ale i śniadanie przekąsił i do wieczora się zadurzył, nie czując żadnéj sumienia zgryzoty, dopiero gdy zmierzchać zaczęło, Kirkucia tknęło cóś, że należało wrócić do domowych larów i penatów, aby się dowiedziéć co się z kapitanem dzieje.<br>
{{tab}}Bywało tak nieraz, że Pluta półtora dnia strawił ''extra muros'' nie dając znać o sobie, w ogóle jednak, gdy na przydłuższą wybierał się wyprawę, oznajmywał o tém Kirkuciowi i zawsze się choć na chwilę wprzód do kwatery dowiedział. Gdy więc przybywszy do domu Kirkuć przekonał się, że Kapitan nie wrócił, srodze go tknęło.<br>
{{tab}}— A toby szkoda była doprawdy, gdyby<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3m4czh9d3g49yh037obs5pg75ail7cp
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/939
100
1079919
3157095
3138611
2022-08-25T10:44:29Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|159}}</noinclude>go gdzie djabli wzięli! — rzekł do siebie, wyrażając się tém dobitniéj im gwałtowniéj czuł stratę, którą przeczuwał, — ale to być nie może, — dodał, — on sobie wszędzie da radę, chybaby go apopleksja tknęła! no toby w Kurjerku była wiadomość i tuby go przynieśli. E! musiał się zapić albo zagrać, poczekajmy.<br>
{{tab}}Czekał tedy cierpliwie Kirkuć przez wieczór i noc, bezsenne oczekiwania swe zwilżając kiedy niekiedy orzeźwiającym likworem z flaszy kapitana, i rachując na to, że po tak długiéj niebytności, w trunku ilości różnicy nie dostrzeże.<br>
{{tab}}Noc zeszła na przerywanym śnie niespokoju pełnym, a jutrzenka wznowiła trwogę.<br>
{{tab}}— O! o! to już nie może być bez kozery, — rzekł sobie Kirkuć, — trzebaby się pójść dowiedziéć o niego, ale gdzie? ale gdzie? bo szukajże wiatru w polu? Kto go może zgadnąć? krzyczał on na mnie, że nałogowo w jedno miejsce ciągnę, a gdyby miał ten rozum i nazwyczaił się do jednego kąta... ot, wiedziałbym gdzie mu iść w pomoc, bo to nie jest bez kozery.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dgg5uu8hy2gqr6b8032rr5cl8y08b2n
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/940
100
1079920
3157097
3138616
2022-08-25T10:51:39Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|160}}</noinclude>{{tab}}Kirkuciowi różne straszne przychodziły myśli i wzdychał niespokojny dopuszczając złamanie nogi, gorączkę, apopleksją, spór i walkę, ale, jak to zwykle bywa, nie trafił na to nieszczęście, które się istotnie panu kapitanowi przydarzyło; czemu zresztą nie był winien, bo dosyć trudno było tak dziwne rozwiązanie odgadnąć.<br>
{{tab}}— Gdyby go djabli wzięli ze wszystkiem, rozumował Kirkuć wychodząc w miasto, — no, toby już w mieście wiedziano, policja by się zgłosiła do mieszkania, sąd by nawet szafkę z wódką mógł opieczętować, bo wódka należy do sukcesji; ale równie też gdyby była bójka, rany, gwałt, pobicie, jużby o tém mówiono.... licho wié co to znaczy, ale zawsze jest obowiązkiem moim szukać... Tak! no, ale jeśli go djabli wzięli przypadkiem — gdzie cichaczem? — zapytał siebie Kirkuć stając nagle w bramie hotelu i zawracając do mieszkania nazad; potrzebaby na wypadek ocalić co z sukcesji, z któréj i mnie się cóś będzie należało!<br>
{{tab}}— No tak! — rzekł Kirkuć, — choćby kapitan wrócił to mu się wytłumaczę.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9jmg8efv1lnajhfhr7vf0rlu8ogsfox
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/941
100
1079921
3157098
3138618
2022-08-25T10:52:03Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|161}}</noinclude>{{tab}}Kirkuć więc powrócił nazad do mieszkania i splondrowal kąty jego poszukując kassy jego i kosztowności, które chciał zabezpieczyć od zbyt troskliwych policyjnych pieczęci. Kluczów nie miał, ale ciążące na nim obowiązki skłoniły go do poodbijania zamków. Głównie uwagę jego zwracała stara, odrapana szkatułeczka a raczéj skrzyneczka czeczotkowa, któréj kapitan nigdy nie rzucał i z szczególniejszą pilnował troskliwością. Kirkuć myślał, że znajdzie w niéj pieniądze, ale oderwawszy zawiaski, zdumiał się wielce, było tam kilka listów zmiętych i stara miniatura.<br>
{{tab}}— Dalibóg to siostra Julka! — zakrzyknął Kirkuć.<br>
{{tab}}W istocie była to w lepszych czasach zachowana miniatura pięknéj pani Palmer, w stroju dosyć zaniedbanym, z gołąbkiem w rękach, z wieńcem we włosach, w muślinowych obsłonkach, ale tak podobna, a tak wdzięczna.<br>
{{tab}}Cała zachowała się ślicznie, tylko jeden rożek kości słoniowéj jakimś przypadkiem, czy częstem dotykaniem starty i zbrukany widocznie! Miałżeby ją kapitan tak zapalczywie<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
1rb6z0flubw2z354itc51h3xi9u38xj
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/942
100
1079922
3157099
3138620
2022-08-25T10:52:56Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|162}}</noinclude>całować. Z drugiéj strony obrazka dopisano sławne owe Franciszka I:<br>
{{f|
<poem>Souvent femme varie
Bien fol qui s’y fie.</poem>|w=90%}}
{{tab}}— E! to chyba nie Julka, — rzekł nie mocny w francuzczyznie Kirkuć, — to jakaś Quisyfija! coś pogańskiego! może jaka bogini, ale dziwnież do niéj podobna! nawet ma pieprzyk na szyi!<br>
{{tab}}W téj tak starannie strzeżonéj szkatułce nie było nic więcéj.<br>
{{tab}}Pieniądze znalazł dopiero Kirkuć przepatrując garderobę, zręcznie i z dowcipem w brudną chustkę zawinięte i wetknięte w szufladę komody miedzy różne stare rupiecie. Summa była nawet dosyć znaczna i p. Mateusz osądził, że najlepszém dla niéj schowaniem będzie jego kieszeń. Niespodziewając się już nic więcéj, bo przy groszu były niektóre jeszcze kosztowniejsze klejnociki, świeżo ponabywane w różnych ekspedycjach przez kapitana, Kirkuć pozamykał znowu i poszedł w miasto.<br>
{{tab}}Ale tak mało znał stosunki i obyczaje kapitana, który z wyjątkiem rzadkich w domu<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0dlghwr8w65hgsjrx320m5av5zkxfgo
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/943
100
1079923
3157101
3138621
2022-08-25T10:53:21Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|163}}</noinclude>przyjęć, życie wiódł pełne tajemnic, że oprócz głównych traktjerów, kawiarni, winiarni i gastronomij, nie wiedział gdzie iść za nim. Gdziekolwiek zaszedł, zbywano go ruszeniem ramion, tak, że w końcu znużony Kirkuć widział się zmuszonym pójść do policji, gdzie się nic nie dopytał, ale złożył raport o zniknieniu przyjaciela. Że właśnie w tym czasie parę ciał wyrzuciła Wisła, Kirkuć został wezwany do poznawania w nich kapitana Pluty, ale to mu taką robiło przykrość, że unikając dalszych tego rodzaju ekspedycji, główną kwaterę obrał sobie pod Gwiazdką i tam całe dnie przepędzał, usiłując skłonić Justysię, aby nim się interesa familijne obojga urządzą, porzuciła bawarją, a przeniosła się pod jego opiekę; na co ona jednak śmiejąc się do rozpuku, zgodzić się nie chciała.<br>
{{tab}}Pieniądze odziedziczone po kapitanie trochę ciążyły p. Mateuszowi, który nie przywykły był do depozytów, a że tam w nich cóś było i jego własności, począł od windykowania naprzód jéj, potém tytułem pożyczki brał z sukcesji, obiecując to oddać ze swéj pensji.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hpzeyh9htflwdjsgfbaq2nt4hv0vx6d
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/944
100
1079924
3157102
3138625
2022-08-25T10:53:47Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|164}}</noinclude>{{tab}}Życie było szczęśliwe i błogie, jak nigdy, gdyby go nie zatruwała idea powrotu Pluty, zawsze grożąca, ale powoli, gdy dzień za dniem nie zjawiał się, Kirkuć wmówił w siebie, że musiał być porwań żywcem, nie do nieba wszakże, i że ostatecznie djabli go sobie wzięli.<br>
{{tab}}Skutkiem tych uwag zdrowych, począł Kirkuć rozumować, że Pluta prawdopodobnie bliższego nad niego sukcesora miéć nie mógł.<br>
{{tab}}— Kochał się w mojéj siostrze! to czysta rzecz, że komuż jeśli nie mnie powinno się to dostać, co miał?<br>
{{tab}}Rozporządził więc częścią garderoby, wódką, cygarami i innemi drobnostkami, a kapitału postanowił użyć na zabezpieczenie sobie spokojnego życia na jakiś przeciąg czasu. Oddał więc znaczniejszą część jego do schowania pannie Justynie, która zbiegiem szczególnych okoliczności, wraz z markierem sąsiedniego billardu, wybrała się w podróż do Kurlandji, zapomniawszy Kirkuciowi zwrócić depozytu. Nagły wyjazd w interesach familijnych, bardzo pilnych, poniekąd to usprawiedliwiał.<br>
{{tab}}Kirkuć uczuł mocno to roztargnięcie Justy-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2g2mtnej9nmhh1ktzh9nfzkp0ede98c
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/945
100
1079925
3157103
3138626
2022-08-25T10:54:39Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|165}}</noinclude>si, a może nie szło mu tyle o podły kruszec, ile o śliczne jéj oczy i buzię różową. Został tedy p. Mateusz z dosyć szczupłym zapasem i obowiązany był, aby ją próżno móle nie jadły, sprzedać garderobę i sprzęt kapitana, z ostatkiem chroniąc się do skromnego zajazdu przy ulicy Gęsiéj, gdzie najął skromny przytułek za czterdzieści groszy dziennie.<br>
{{tab}}Życie jego, które czas jakiś biegło strumieniem złotym i purpurowym rozkoszy, teraz smutniejszy przybrało pozór. Szczęściem przypomniał sobie siostrę i otucha wstąpiła w serce jego; pospieszył do drzwi jéj zakołatać.<br>
{{tab}}Bzurski przyjął go, z góry nań spojrzawszy i odmówił zameldowania.<br>
{{tab}}— Proszę mi powiedziéć czego Wasan chcesz? — spytał dumnie, — pani Jenerałowa nie zwykła lada kogo przyjmować?<br>
{{tab}}Kirkuć był pstro, ale dosyć jeszcze przyzwoicie ubrany.<br>
{{tab}}— Bądź pan łaskaw oznajmić pani tylko moje nazwisko, Mateusz Kirkuć, Kirkuć, a już pani Jenerałowa będzie wiedziała o co chodzi.<br>
{{tab}}Bzurski nie bez mruczenia i oporu, pluną-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
t2707h1s014xbqb9ek0jg1t9ucmmb1r
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/946
100
1079926
3157104
3138628
2022-08-25T10:55:06Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|166}}</noinclude>wszy w sposób, który można było sobie tłómaczyć bardzo różnie, poszedł, zabawił chwilę i powrócił, dodając, że jenerałowa nie może przyjąć p. Kirkucia, a życzy mu, aby się udał do p. Oktawa Pobrackiego, który się jéj interesami zajmuje i ma swój dom przy ulicy Żelaznéj.<br>
{{tab}}Tak odprawiony p. Mateusz powlókł się na ulicę Żelazną i za czwartym razem otrzymał od służącego jak Cerber pilnującego pokoju swojego pana, obietnicę, że w piątek o godzinie pół do pierwszéj otrzymać może audjencją.<br>
{{tab}}W piątek p. Kirkuć przyszedł o saméj dwunastéj, przypomniano mu, że oznaczona godzina jeszcze nie wybiła, a że nie było gdzie czekać chyba w dziedzińcu, zaszedł na chwilkę do sąsiedniéj bawarji, z powodu napisu uderzającego:<br>
{{c|Piwo owsiane;}}
dawno bowiem nie pił tego rodzaju, niegdyś wielce popularnego dla tego, że wyrywaniem korków czyniło złudzenie i przypomnienie szampana. Tu napiwszy się, zagawędził nieco o różnych gatunkach piw i gdy tę zajmującą<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
035vo9lf4aiw23wfazjuximkyc02xyn
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/947
100
1079927
3157105
3138630
2022-08-25T10:55:28Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|167}}</noinclude>skończył rozprawę, a do p. Pobrackiego drzwi powrócił, było już trzy kwadranse na pierwszą i audjencja musiała być odłożoną do wtorku. Widząc, że nie przelewki, we wtorek stał Kirkuć podedrzwiami i dostał się do gabinetu prawnika.<br>
{{tab}}Miejsce to było nacechowane tą dystynkcją jaką się odznaczała jego osoba. Był to pokój dosyć obszerny, czysty, jasny i bardzo po prostu, ale smakownie przybrany. W pośrodku wielkie bióro mahoniowe z systematycznie ułożonemi na niém papierami, kałamarzem, pieczęciami i wszelkim do pisania przyborem. Na górnéj jego półce piękny hebanowy krucyfiks oznaczał zarazem orthodoksją prawnika i poszanowanie jakie klienci winni byli dla miejsca.<br>
{{tab}}Daléj była szafa z przepysznie oprawnemi księgami, gdzie biblja stała obok kanonów, pandektów, kodeksu Napoleona i mnóstwa praw wszelkiéj barwy. Na szczycie bibljoteczki téj był biust Solona i Napoleona I. Nie liczę foteli i kanapek zieloną skórą pokrytych, dodam tylko portret gospodarza w pysznych ra-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
79mll5nxe1yzsxv5mbltctm859mibhv
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/948
100
1079928
3157106
3138632
2022-08-25T10:55:53Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|168}}</noinclude>mach, wystawionego z księgami, piórami, w zadumaniu nad popiersiem Lykurga, jakby nowe miał tworzyć prawa, i piękny obraz Chrystusa u słupa.<br>
{{tab}}P. Pobracki, który zwykł był przyjmować stojąc i nie prosząc siedziéć, ukazał mu się oparty jedną ręką o bióro, z drugą założoną za surdut szczelnie zapięty, w postawie w jakiéj na teatrze zwykli artyści z prowincji przedstawiać książąt i ministrów. Nic mu nie brakło prócz gwiazdy na szerokiéj piersi.<br>
{{tab}}Kirkuć mnąc oburącz kapelusz, z uśmiechem zbliżył się do Pobrackiego, którego Pluta jak sobie przypominamy dosyć lekko traktował, chcąc od razu uchwycić ton poufały, ale surowe oblicze prawnika, olimpijskie brwi zmarszczenie zmieszało go.<br>
{{tab}}— Mateusz Kirkuć! — wybąknął kłaniając się.<br>
{{tab}}— Pan masz interes jaki?<br>
{{tab}}— Pani jenerałowa Palmer mnie tu skierowała.<br>
{{tab}}— A tak! jakieś dalekie pokrewieństwo.<br>
{{tab}}— Rodzony brat panie dobrodzieju...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
nl8utbtdr6pqi03mc9dbm51ob1ad8wz
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/949
100
1079929
3157107
3138634
2022-08-25T10:56:14Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|169}}</noinclude>{{tab}}Pobracki się uśmiechnął.<br>
{{tab}}— Słyszałem już o tém, ale cóż pan chcesz?<br>
{{tab}}— Pan wie, że kapitan Pluta, mój dobry przyjaciel i opiekun, znikł i wpadł jak w wodę, rzeczywiście, nie można wiedziéć co się z nim stało; ja tedy, skutkiem tego nieszczęścia, zostałem o kiju.<br>
{{tab}}— Ale cóż to obchodzi jenerałową, proszę pana? — podchwycił Pobracki.<br>
{{tab}}— Ja tylko żądam mojéj pensyjki.<br>
{{tab}}— Jakiéj? — spytał Pobracki.<br>
{{tab}}— Téj, o którąśmy się umówili....<br>
{{tab}}— Umówili! umowa była czasowa, siłą i przemocą wymożona! cóż to za umowa! Pan sam wiész, że to była prosta chwilowa łaska jenerałowéj, która do niczego ją nie obowiązuje.<br>
{{tab}}— A cóż ja pocznę?<br>
{{tab}}— A co inni ludzie robią? — odrzekł surowo prawnik, — idą i pracują, a nie są ciężarem rodzinie. Upadam do nóg.<br>
{{tab}}Kirkuć przestraszony zatrzymał się.<br>
{{tab}}— Ale na miłość Bożą, proszę, ja z głodu umrzéć mogę, panie dobrodzieju.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3ibpeap9kobtxa3cmwkqzg1nay0ym7v
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/950
100
1079931
3157108
3138636
2022-08-25T10:56:39Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|170}}</noinclude>{{tab}}— Chcesz pan na wieś jechać? — spytał Pobracki.<br>
{{tab}}Kirkuć, którego już nic do miasta nie wiązało, westchnął i łza mu się w oku zakręciła.<br>
{{tab}}— Oj! nie ma Pluty, — rzekł po cichu, — nie ma Pluty! ha! pojadę na wieś, bylem miał utrzymanie przyzwoite, bo co się tycze pracy, proszę pana, — dodał z dumą, — mam tyle szlachetności charakteru, że mnie do niéj nawet ostatnia nędza skłonić nie może, to darmo. Szlachetne imie, które noszę, nie dopuszcza....<br>
{{tab}}— Wybierz się pan, — przerwał Pobracki, i jutro rano pojedziesz w Lubelskie.<br>
{{tab}}Na tém audjencja zamkniętą została.<br>
{{tab}}Smutny i znękany, jak gdy go pierwszy raz Pluta spotkał w Garwolinie, p. Mateusz wyszedł, ocierając łzy z oczów, z domku przy ulicy Żelaznéj. Spojrzał do koła po czerwieniejących szyldach bawarji, po tym bruku wykoszlawionym, który tylekroć jego krok niepewny w stanowczych życia chwilach, tak dobrze tłumaczył swą nierównością, po ulubionéj Warszawie, którą miał pożegnać, by się<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hcknd6hh306ewcc5erz2p1prfn69j8q
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/951
100
1079932
3157109
3138649
2022-08-25T11:06:56Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|171}}</noinclude>zagrzebać w lichéj gdzieś oficynie przy opustoszałym dworze, i serce uciśnione ozwało się zeń westchnieniem ogromném.<br>
{{tab}}— Bądźże zdrowa Warszawko kochanie, — rzekł, — i wszystkie marności światowe, które zawsze prędzéj późniéj opuścić potrzeba. O! Pluto! Pluto! po cóżeś się narażał na niebezpieczeństwo, aby mnie osierocić!!<br>
{{tab}}Skołatany wszedł do swojego zajazdu, w chwili, gdy w nim imie jego odbijało się właśnie, kilka razy głośno powtórzone w dziedzińcu. Odarty jakiś mężczyzna, mający pozór stróża kamienicznego, dopytywał się o p. Mateusza Kirkucia.<br>
{{tab}}— Co to jest? co to jest? Kirkuć to ja! — zawołał nadbiegając.<br>
{{tab}}— To właśnie kartka do wielmożnego pana, — rzekł stróż, i podał świstek papieru jakby wydarty z książki, na którym stało coś wielkiemi literami wypisane.<br>
{{tab}}Kirkuć z daleka poznał podpis kapitana i rzucił się na kartkę z chciwością, ale rozmyśliwszy się i dawszy dziesięć groszy na piwo, wziął ją czytać do swojéj stancyjki na górę.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0jyk9o11f7o0t0qvkicczqteqa63noa
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/952
100
1079933
3157110
3138650
2022-08-25T11:07:30Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|172}}</noinclude>{{tab}}Już odchodził gdy posłaniec go wstrzymał.<br>
{{tab}}— Gdzie znowu dziesięć groszy! — rzekł, — to i złoty mało, ledwie się dopytałem o pana.<br>
{{tab}}— A zkądże kartkę wziąłeś?....<br>
{{tab}}— A to cała historja! — odparł stróż, — chodźmyno gdzie do izby, to ja panu opowiem.<br>
{{tab}}Poszli tedy i tu dopiero otarłszy z potu uznojone czoło, stróż po cichu rozpoczął powieść swoją.<br>
{{tab}}— Było to tak, proszę pana, ja jestem stróżem, już blisko rok na św. Marcin, u p. Wierzbickiego na Starém Mieście, obok kamienicy p. Wydyma. Otóż ja tam na tyłach kamienicy czasem zamiatam, względem tego, że niektórzy niesforni lokatorowie wyrzucają śmiecie przez okna, szczególnie kucharki, co się lenią wyjść nawet na dziedziniec do śmietnika. O! bo to już te kucharki, to powiadam panu! tylko wisiéć....<br>
{{tab}}— Ale cóż? przerwał niecierpliwie Kirkuć.<br>
{{tab}}— No, otóż zaraz powiem. Gdy ja wczoraj zamiatałem, patrzę, nieopodal od domu Wydyma leży na ziemi kartka, a że papier to zawsze może być co ważnego, podjąłem. A tuż<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
imuter8eg25tbwmonoi2irebh3yhjvf
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/953
100
1079934
3157111
3138651
2022-08-25T11:07:58Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|173}}</noinclude>i mały Wierzbicki, co do klas chodzi, przylatuje, czyta i mówi: — O! ho! to ważny interes! oddaj kartkę podług podpisu, to ci się dobrze dostanie na piwo. Myślę sobie: może i prawda, idę do hotelu pytać o pana, mówią, iż rzeczywiście był taki a taki pan, ale się wyniósł. Gdzie, jak, dopieroż ja pytać, i aż tu przyszedłem.<br>
{{tab}}Kirkuć dobył złotówkę, odprawił stróża, który jeszczeby był więcéj pragnął i siadł czytać.<br>
{{tab}}Jeżeli w pisaniu nie był mocny p. Mateusz, to w czytaniu z pisanego doświadczał niekiedy nieprzełamanych trudności; w dodatku kartka była szkaradnie pisana, jakby węglem, i w części zamazana, ale wziąwszy się do niéj usilnie, Kirkuć wyczytał nieco, domyślając się ubyłych głosek, tego co następuje:<br>
{{tab}}„Mateuszu, przyjacielu! w tobie jednym pokładam nadzieję, spełniła się nademną najokropniejsza zemsta i zdrada, zbrodnia okropna. Siedzę zamknięty siłą, gwałtem, przemocą w lochu ciemnym, nie przez sąd, nie przez urząd skazany, ale podłéj zemsty spra-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
izv2011clck4e7m6g826uosd37lp9dq
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/954
100
1079935
3157112
3138652
2022-08-25T11:08:38Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|174}}</noinclude>wą. Ratuj mnie! Kartkę tę wyrzucam przez okno lochu, do którego z niebezpieczeństwem życia ledwie wdrapać się mogę, nie wiem nawet nazwiska domu, leży na starém mieście. Właściciel dawny wojskowy, o jednéj nodze. Uwiadom rząd, rób co tylko można, bo z głodu i nędzy zdycham.... Jeżeli ci Bóg miły, porusz wszystko, pieniądze znajdziesz w szufladzie....“<br>
{{tab}}Gdyby był Pluta o pieniądzach nie wspominał? Kirkuć nadszedłszy na to, stanął, zamyślił się i daléj nie czytając, zadumał.<br>
{{tab}}— O! to jakaś brzydka historja! — rzekł, — zemsta! loch! a nuż i mnie się dostanie, czy ja mam obowiązek koniecznie się w to mięszać! A potém, nuż się upomni o pieniądze!<br>
{{tab}}Z drugiéj strony, myśl o wygnaniu na wieś, nadzieja, że powrót Pluty mógł mu dopomódz do dalszego pobytu w kochaném miasteczku, rzuciły go w rozmysły i niepewność.<br>
{{tab}}Chciał wielce dopomódz kapitanowi, ale miarkował, że ta potęga, która go rzuciła do lochu, mogła i jego dosięgnąć, a więzienia bardziéj się jeszcze lękał, niż wygnania na<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ggs2lefhipou94mtu3jnca4znfgxd2z
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/955
100
1079936
3157113
3138655
2022-08-25T11:09:03Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|175}}</noinclude>wieś; mógłże on słaby Kirkuć, zaczepiać tę tajemniczą władzę? Wreszcie, gdyby uwolnił Plotę, a ten się u niego upomniał o grosz, który jenerałówna tak nieopatrznie do Kurlandji z sobą wywiozła?<br>
{{tab}}Kirkuć myśląc o tém, rozczulił się i niemal rozpłakał, brak mu było opieki kapitana, ale i powrotu jego się lękał, schował papiér do kieszeni mocno przejęty i wzruszony, ale nic nie postanowił jeszcze. Zadzwonił o butelkę piwa i dobywszy jéj, mocno potrząsając głową nad znikomością rzeczy ludzkich, długi do siebie samego wystosował monolog, przerywany zaglądaniem do szklanki.<br>
{{tab}}— Cóż ja mizerny temu człowiekowi dopomódz mogę? — mówił zakładając ręce, — ja? zaczepię biedę i sam tylko wpadnę gdzieś do lochu. Już ci, co tak głęboko taką Matedorę jak on zapakować umieli, nie muszą to być ludzie bezsilni i lada co! Nie mnie to ważyć się z niemi i zaczepiać taką potęgę!!<br>
{{tab}}Rozmyśl się kochanku, poradź się serca, niech cię przyjaźń nie unosi i serce nie prowadzi do skręcenia karku! To są jakieś wiel-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
sc3vdq6orl6rv5vwgft951j9g4cxetl
Indeks:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu
102
1079985
3156823
3143642
2022-08-24T18:12:33Z
Alenutka
11363
proofread-index
text/x-wiki
{{:MediaWiki:Proofreadpage_index_template
|Tytuł=[[Wiedza tajemna]]
|Autor=Stanisław Antoni Wotowski
|Tłumacz=
|Redaktor=
|Ilustracje=
|Rok=1939
|Wydawca=„Współpraca”
|Miejsce wydania=Warszawa
|Druk=„Współpraca”
|Źródło=[[commons:File:{{PAGENAME}}|Skany na Commons]]
|Ilustracja=[[File:{{PAGENAME}}|mały|page=3]]
|Strony=<pagelist />
|Spis treści=
|Uwagi=
|Postęp=do uwierzytelnienia
|Status dodatkowy=nie zawiera dodatkowych
|Css=
|Width=
}}
1u6m4ih2m0vg3pj2gvxn1yhopbeby4n
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/229
100
1079993
3156822
3140303
2022-08-24T18:12:06Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|trój|kąt}} i ujmuje się oburącz za każdy z końców, trzymając szpicem, zwróconym do siebie. Gdy, z podobnie trzymaną różdżką, postępować będziemy na terenie, w którym znajdują się zakopane skarby, metale etc. — różdżka zadrży i nachyli ku ziemi, wskazując poszukiwane miejsca. Istotnie, w paru wypadkach, podobne próby osiągnęły pomyślny rezultat — co przypisać należy nie właściwości różdżki — a medialności eksperymentatorów.<br>
{{tab}}'''Zabobon o ręce wisielca''' (main de gloire) — polega na tem, iż w średniowieczu wielu zbrodniarzy wierzyło, że jeśli uciąć wisielcowi rękę, wysuszyć ją, zabrać z sobą na miejsce przestępstwa i tam w tę rękę wstawić świecę — staną się oni niewidzialni dla każdego, co niespodzianie do komnaty wejdzie. Jednocześnie — domowników ogarnie sen, tak silny, iż śmiało i bezpiecznie rozgrabią dom cały i wyjdą niepostrzeżenie.<br>
{{tab}}W ten sposób zeznawali złodzieje w średniowiecznych procesach a przyłapani, tłomaczyli niepowodzenie, iż właśnie nie zabrali z sobą „ręki {{kor|wisieca|wisielca}}“.<br>
{{tab}}'''Zanoni''' — nazwa romansu Lytton Bulwera, przedstawiającego sekreta {{Korekta|różokrzyżówców|różokrzyżowców}}. Patrz. poprz. rozdz.<br>
<br><br>
{{c|KONIEC|roz=0.4em}}
<br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
tindmeo3kzg1i4gt8n17schk6e32qdp
Szablon:IndexPages/Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu
10
1079994
3156842
3143669
2022-08-24T19:02:03Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>234</pc><q4>2</q4><q3>226</q3><q2>0</q2><q1>0</q1><q0>6</q0>
4tr0ekfgipyj6c87xpih4ku28ynpmah
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/221
100
1080439
3156814
3140287
2022-08-24T17:48:13Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|her|metycznie}} do szklanej kolby i spal stosownym ogniem, na popiół. Następnie postaw naczynie z popiołem spalonego ptaka w nawóz koński i trzymaj dopóty, dopóki nie ujrzysz pewnej śluzy. Śluz ten wlej {{Korekta|i starannie|starannie}} do przyrządzonej skorupy jajka i podłóż pod ptaka, by na nim siedział, jak zwykle. Spalony ptaszek pojawi się z powrotem.<br>
{{tab}}W ten sposób, sądzi Teofrast, można produkować wszelakiego rodzaju stworzenia, nie wyłączając żywych ludzi. Tegoż zdania jest hr. Digby, który udowadnia, że spaliwszy raka na popiół, można go stworzyć powtórnie. Szczegółowy opis odnajdujemy w Maurera „Amphiteatrum magiae universae“. Pisze, iż czynił to z rybkami.<br>
{{tab}}'''Peryspryt''' — zobacz ciało astralne.<br>
{{tab}}'''Perfumy, wonności''' — przyciągają duchy, powiada Kornelius Agrypa, jak magnes żelazo przyciąga. Dlatego, podczas ceremonii magicznych palone są wonności i kadzidła.<br>
{{tab}}'''Pieniądz fruwający''' — wedle podania, miał posiadać tą właściwość, iż nie pozostawał u tego komu był dany, ale powracał do swego pierwotnego pana. Oczywiście pochodzenie monety nosiło charakter czartowski.<br>
'''{{Korekta|Planszetka|{{tab}}Planszetka}}''' — deseczka, podobna do ekierki, z tą różnicą, że w ostry koniec ma wprawiony ołówek, który za położeniem ręki na {{Korekta|leseczce|deseczce}}, posuwa się sam po papierze, kreśląc zrazu litery, później wyrazy i zdania.<br>
{{tab}}'''„Postępek prawa czartowskiego przeciw narodowi ludzkiemu“''' — polska książka o czarownictwie z 1570 r.<br>
{{tab}}'''Pomady''' — lub maście czarowników. Przed udaniem się na sabat nacierali nimi ciało. Maście te nie są czczym wymysłem: istniały i zawierały silne narkotyki. Oczywiście natarty nimi, doznawał {{Korekta|wizji|wizji,}} sądził, że fruwa w powietrzu, {{Korekta|uciestniczy|uczestniczy}} w czartowskich zebraniach etc.<br>
{{tab}}'''Python''' — węże w starożytności, poświęcone Apollinowi, które okręcały się dokoła ramion wróżek, podczas ich przepowiedni.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dvza2cxrjwjnhinigq81asuvxegvb37
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/222
100
1080440
3156815
3140288
2022-08-24T17:52:45Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}'''Psyche''' — oznacza w ogóle wewnętrzną istotę człowieka; specjalnie zaś psyche odpowiada terminowi — anima — dusza.<br>
{{tab}}'''Ptaki''' — istnieje cały system wróżby z lotu ptaków.<br>
{{tab}}'''Psychiczne {{Korekta|obiawy|objawy}}''' — zjawiska mediumiczne, czysto duchowej natury np. jasnowidzenie.<br>
{{tab}}'''Psychograf''' — przyrząd, za pomocą którego niewidzialne istoty podsuwają litery, jakich potrzebują do wyrazów, dla porozumiewania się z uczestnikami seansów.<br>
{{tab}}'''Psychometria''' — dar właściwy niektórym ludziom poznawania, za pomocą tylko dotknięcia, przeszłości najprzeróżniejszych przedmiotów, natury płynów, skuteczności lekarstw etc. Np. jeśli ktoś wieczorem oglądał sprzęt należący do zabitego a w nocy przeżyje wizję morderstwa — będzie to {{Korekta|obiaw|objaw}} psychometryczny.<br>
{{tab}}'''Phrenelogia lub frenelogia''' — nauka o charakterze, przyszłości i przeszłości, na zasadzie kształtów czaszki. Pomieniona nauka skrystalizowaną została przez Jana Józefa Galla i Szpurtzheima.<br>
{{tab}}'''Psychofonia''' — wyrażenie myśli przez ducha za pomocą medium rewelacyjnego.<br>
{{tab}}'''Przenoszenie myśli''' — zobacz telepatia.<br>
{{tab}}'''Próba''' — poddawanie czarownic różnym eksperymentom, celem ustalenia stosunku z czartem np. pławienie, nakłówanie igłami etc.<br>
{{c|'''R.'''|przed=1em|po=1em}}
'''{{Korekta|Rabdomancja|{{tab}}Rabdomancja}}''' — patrz zaczarowana różdżka.<br>
{{tab}}'''Reinkarnacja''' — ponowne wcielenia się dusz, dopóki nie dojdą do całkowitej doskonałości. Ostatnio tę teorię skrystalizował Allan Kardan. Por. metampsychoza.<br>
{{tab}}'''Ręka {{Korekta|wicielca|wisielca}}''' — zobacz zabobon o ręce wisielca.<br>
{{tab}}'''Rośliny magiczne''' — czyli specjalne rośliny, posiadające właściwości niezwykłe. Np. heliotrop, werwena,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ndmmmcn45cqiy8y13vlu0js0pdayvs0
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/223
100
1080441
3156816
3140291
2022-08-24T17:55:11Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>melissa, lilia, belladona etc. Każda ma swój charakter, więc heliotrop — powoduje szczerość, werwena — miłość, melissa — wzmacnia, belladona — daje odwagę etc.<br>
{{tab}}'''Rombus''' — rysunek magiczny, używany podczas ewokacji.<br>
{{tab}}'''Ropucha''' — gad wielokrotnie używany w operacjach czarnej magii. Por. „[[Magja i czary|Magia i Czary]]“.<br>
'''{{Korekta|Różdżka|{{tab}}Różdżka}} czarodziejska''' — patrz zaczarowana różdżka.<br>
{{c|'''S.'''|przed=1em|po=1em}}
{{tab}}'''Sabat''' — patrz pop. rozdz.<br>
{{tab}}'''Salamandra''' — duch elementarny ognia — wedle kabalistów.<br>
{{tab}}'''Samael''' — wedle kabalistów — duch zły, władca {{Korekta|ciemnoci|ciemności}}. Posiada on cztery małżonki: Nahemah, Lilith, Mochlath i Aggarath.<br>
{{tab}}'''Serafin''' — patrz archanioł.<br>
{{tab}}'''Sybilla''' — słynna wróżka starożytności.<br>
{{tab}}'''Senzytywność''' — podatność pewnych osób do wywoływania {{Korekta|obiawów|objawów}} mediumicznych.<br>
{{tab}}'''Siła żywotna''' (vis vitalis) — siła utrzymująca w organizmie życie i wszystkie jego funkcje.<br>
{{tab}}'''Sobowtór''' — astralna, lub eteryczna postać człowieka, pojawiająca się samoistnie i niezależnie od postaci fizycznej, na dowolnej odległości. Por. rozdwajanie osobności.<br>
{{tab}}'''Somnambulizm''' — uśpienie władz fizycznych przy jednoczesnym spotęgowaniu władz duchowych. Np. śpiący, posługując się t. zw. wzrokiem wewnętrznym, może wszystko najskrytsze przenikać.<br>
{{tab}}'''Spontaniczne pismo''' — pismo bezpośrednie t. j. powstające pod wpływem mediów, na papierze, w dwóch złożonych tabliczkach, nawet na kartce w zamkniętej szkatułce — produkowane przez istności niewidzialne.<br>
{{tab}}'''Spirytualizm''' — pogląd filozoficzny, uznający wyłącznie tylko istnienie istot duchowych, cały zaś świat {{pp|ma|terialny}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3g8ou4q6rf0coi099l1n990glf3pe3x
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/224
100
1080442
3156817
3140294
2022-08-24T17:58:55Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|ma|terialny}}, poczytujących za złudzenie. Spirytualizm, jako słowo, używał się niejednokrotnie w Anglii i Ameryce w znaczeniu identycznym ze spirytyzmem.<br>
{{tab}}'''Satyr''' — postać z mitologii starożytnej — pół człowiek pół kozioł, odznaczający się wielkim zamiłowaniem do porywania i uwodzenia niewiast.<br>
{{tab}}'''Sekrety''' — środki tajemne uleczenia, zawarte w naiwnych, niby to okultystycznych książkach, będących szczytem idiotyzmu, jak np. różne „szóste i siódme księgi Mojżesza“ — napisane przez analfabetów i wydrwigroszy. Jak drogo wielu prostaków, kupujących podobne idiotyzmy, zapłaciło za taką lekturę! Więc, aby uleczyć się z zapalenia zębów należy nosić włos czarnego kota przy sobie! Na ból głowy wystarczy — trzykrotnie obrócić się na pięcie w stronę zachodu! Aby sprowadzić do swego pokoju samotną dziewicę — trzeba pukać w stół etc.<br>
'''{{Korekta|Stygmaty|{{tab}}Stygmaty}}''' czartowskie — pewne znaki, po których nieomylnie demonolodzy rozpoznawali, że dany osobnik utrzymuje stosunki z diabłem. Do podobnych stygmatów należą różne plamy na ciele, skazy oczu, również takie znaki: nieczułość na ból np. przypiekanie żelazem, brak łez podczas tortury, nietonięcie w wodzie etc.<br>
{{tab}}'''Spirytyzm''' — nadanie praktykom nekromacji charakteru jakiejś {{Korekta|religijne|religijnej}} sekty. Ostatnio w połowie XIX w. Allan Kardec — sprecyzował spirytyzm, w religijno-filozoficzny system, opierający się głównie na reinkarnacji.<br>
{{tab}}'''Sztylet magiczny''' — sztylet używany podczas ewokacji i służący za obronę przeciw złym duchom. Sztylet ma być ze stali, zarówno rączka, jak ostrze i poświęcony wedle specjalnego rytuału. Używano go w walce z larwami i istnościami {{Korekta|nższego|niższego}} rzędu, w wypadkach „domów nawiedzanych“. Por. [[Magja i czary|Magia i Czary]].<br>
{{tab}}'''Szatan''' — zobacz diabeł.<br>
{{tab}}'''Succub''' — demon złośliwy, przybierający na siebie kształty pięknej kobiety, celem cielesnego obcowania z mężczyzną. Patrz incub.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lxccjf4zyd6oqjfuac26kx8n49d9v7u
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/225
100
1080443
3156818
3140298
2022-08-24T18:01:38Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}'''Sylf''' — duch elementarny powietrza, nie złośliwy.<br>
{{tab}}'''Sugestia''' — podawanie myślowe medium, naszych chęci, woli, uczuć etc. — co też medium, bez rozkazu ustnego — wykonywuje.<br>
{{c|'''T.'''|przed=1em|po=1em}}
{{tab}}'''Talizman''' — przedmiot posiadający tę właściwość magiczną, iż przez jego noszenie, przyciągamy siły, mogące nam zapewnić szczęście, powodzenie, miłość etc. Talizmany są specjalnie wyrabiane i poświęcane, wedle rytuału. Por. amulet.<br>
{{tab}}'''Tarot''' — pierwsza, według okultystów, księga napisana na ziemi. W gruncie rzeczy jest to gra, składająca się z 78 kart, podzielonych na 22 wielkie arkana, odpowiednio do liter hebrajskiego alfabetu. Do Europy przywiezioną została przez cyganów, którzy z tych kart wróżyli. Por. „[[Magja i czary|Magja i czary]]“.<br>
{{tab}}'''Taumaturgia''' — czynienie rzeczy, przechodzących określone granice natury. Tu więc odnosić się będą t. zw. cuda, uleczanie nieuleczalnie chorych, wskrzeszanie umarłych etc.<br>
{{tab}}'''Teraphim''' — tak nazywano wyrocznię u starożytnych hebrajczyków.<br>
{{tab}}'''Telepatia''' — oddziaływanie z odległości na umysł i wolę drugiego człowieka. Por. przenoszenie myśli.<br>
{{tab}}'''Test medium''' — oznacza medium udawadniające t. j. takie, przez które istności zaświata nadają, nietylko powierzchowne, lecz i psychiczne podobieństwo materializowanym przez się postaciom, znanych nam za życia nieboszczyków.<br>
'''{{Korekta|Teurgia|{{tab}}Teurgia}}''' — biała magia.<br>
{{tab}}'''Trans''' — głęboki sen magnetyczny, podczas którego medium jest zupełnie nieświadome swego stanu. Od całkowitego transu należy odróżnić pół trans — kiedy medium jest na pół uśpione i wówczas w słowach jego {{pp|mo|gą}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
sk0ad479jjhib1gg6zvmwc7c1g8v4uo
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/226
100
1080444
3156819
3140299
2022-08-24T18:04:43Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|mo|gą}} przebijać się własne myśli, pomięszane z rewelacjami z zaświatów.<br>
{{tab}}'''{{Korekta|Transcedentalność|Transcendentalność}}''' — nadzmysłowość.<br>
{{tab}}'''Transfiguracja''' — czasowa przemiana rysów twarzy, przekształcenie, przeobrażenie. W okultystycznym sensie, transfiguracja następuje, gdy ciałem danego osobnika owłada jakaś istność zaświatowa. Por. opętanie.<br>
{{tab}}'''Typtologia''' — rozmowa z „duchami“, za pomocą pukań nóżek seansowego stołu.<br>
{{tab}}'''Thesaurus magicus''' — księga magiczna, wydana w Krakowie w 1637 r.<br>
{{c|'''U.'''|przed=1em|po=1em}}
{{tab}}'''Upas''' — nazwa jednej z najniebezpieczniejszych trucizn, niejednokrotnie używanej przez czarowników i wiedźmy do trunków i maści.<br>
{{tab}}'''Uryna''' — jedna z najwstrętniejszych praktyk, polegająca na dołączaniu tej cieczy przez czarowników i wiedźmy, do najprzeróżniejszych napoi i lekarstw. Opierało się to na zabobonie niezwykłych właściwości cieczy, pochodzącej od młodych chłopców i dziewic i w ten sposób leczono np. reumatyzmy... Winszujemy!<br>
{{tab}}'''Uzrocz''' lub okołoduch, tłomaczenie z francuskiego wyrazu „perisprit“, oznaczającego, jak już nadmieniłem, to samo, co „ciało astralne“. Spirytyści, specjalnie, wierzą, że uzrocz stale towarzyszy duchowi i nie ulega zniszczeniu, nawet po śmierci człowieka.<br>
{{tab}}'''Urania''' — nazwa jednej z planet, wywierającej wpływ na losy człowieka.<br>
{{tab}}'''Urzeczenie''' — zobacz wolta magiczna.<br>
{{c|'''W.'''|przed=1em|po=1em}}
{{tab}}'''Wampir''' — posiada w okultyzmie podwójne znaczenie: 1) oznacza t. zw. larwy, pragnące zaspokoić swe {{pp|żą|dze}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cpol1fpsit7axu5bmjjrty2sgwkltsy
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/227
100
1080445
3156820
3140300
2022-08-24T18:07:32Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|żą|dze}} poziome i ciągnące siły od ludzi żywych, korzystając z ich złych namiętności. 2) wampiryzm w ścisłym tego słowa znaczeniu — fenomen, — mający, jakoby na tem polegać, iż po śmierci niektórych jednostek, ich ciało astralne nie oddziela się od fizycznego w grobie, a żyje w nim dalej, starając się siły żywotne podtrzymać w ten sposób, iż wysysa krew z żywych i nią karmi trupa. Dowodem tego miałyby być wypadki, gdy po rozkopaniu grobu, w parę {{Korekta|miesiący|miesięcy}} po śmierci, odnajdywano nieboszczyka, nie w stanie rozkładu, a świetnie wyglądającego i zaróżowionego. Wtedy wbijano mu pal w piersi. Ożywał na chwilę, wydał straszliwy jęk i umierał po raz wtóry... bezpowrotnie. Od komentarzy wstrzymuję się.<br>
{{tab}}'''Wilkołak''' — zobacz lykantropia.<br>
{{tab}}'''Wolta''' — magiczna, albo oczarowanie, urzeczenie, polega na specjalnych praktykach czarnej magii, mających za cel szkodzić komuś, albo zmusić do czegoś.<br>
{{tab}}'''Woskowe figurki''' — były właśnie używane, celem wolt magicznych. Lepiono figurkę, możliwie podobną do tego, kogo wyobrażać miała. Podobieństwo nie było warunkiem nieodzownym — musiała natomiast koniecznie zawierać coś, pochodzącego od jednej osoby, więc: włos, paznokieć, część ubrania.<br>
{{tab}}Jeśli przy pomocy takiej kukły pragnęło się pozyskać miłość — należało ją ściskać, obejmować, pieścić, całować — jeśli służyła do celów nienawiści — dręczyć, nakłuwać szpilkami, topić nad ogniem — a wówczas ten, którego reprezentowała, chorował, nikł w oczach i umierał.<br>
{{tab}}Ostatnio z podobnymi figurami czynił doświadczenia de {{Korekta|Rochas,|Rochas.}} Por. „[[Magja i czary|Magia i czary]]“.<br>
{{tab}}'''Wizja''' — widzenie niezwykłe.<br>
'''{{Korekta|Wizjoner|{{tab}}Wizjoner}}''' — człowiek obdarzony zdolnością widzenia tego, co dzieje się w zaświatach.<br>
'''{{Korekta|Widmo|{{tab}}Widmo}}''' — duch, zjawa, widzenie niezwykłe.<br>
'''{{Korekta|Wzrok|{{tab}}Wzrok}} podwójny''' — zdolność niektórych jednostek {{pp|widze|nia}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pp21g3pioykladzbr5uq3b5xk8s17fz
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/228
100
1080447
3156821
3140302
2022-08-24T18:10:04Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|widze|nia}} na odległość, czytania przez zamknięte koperty etc. Por. jasnowidzenie i wydzielanie ciała astralnego.<br>
{{tab}}'''Węzły''' — zabobon, polegający na tem, że jeśli zawiąże się węzły na chustce, sznurze etc., wymawiając odpowiednie zaklęcia, można przeszkodzić wrogowi w wykonaniu jakiejś czynności. O ile więc np. ukochana wyjdzie zamąż za kogoś innego — wiążąc trzy węzły, można uniemożliwić mu spełnianie obowiązków małżeńskich.<br>
{{tab}}'''Wąż''' — jest jednym z symbolów hermetyzmu i magii wyższej. Przeważnie, przedstawiają nam go, w kształcie — zwiniętego w koło i trzymającego w paszczy ogon własny. Oznacza to kabalistycznie tajemnice i zawarty krąg czynności. Między innymi Cagliostro używał rysunku węża, jako symbolu i pomieszczał na swoich pieczęciach.<br>
{{tab}}'''{{Korekta|Wdzielanie|Wydzielanie}} ciała astralnego''' — patrz. „Ciało astralne“ i „[[Magja i czary|Magia i czary]]“.<br>
{{c|'''V.'''|przed=1em|po=1em}}
{{tab}}'''Vaudoux''' — straszliwa sekta, czcząca węża i oddająca jednocześnie hołd szatanowi. Składa krwawe ofiary; porywa w tym celu dzieci i kobiety. Początkowo istniała tylko śród murzynów Afryki, obecnie, podobno, ohydne obrządki mają mieć miejsce w Europie np. we Francji.<br>
{{tab}}'''Vitzli putzli''' — krwawy bóg Meksykańczyków, któremu przynoszone były krwawe ofiary.<br>
{{c|'''Z.'''|przed=1em|po=1em}}
{{tab}}'''Zaczarowana różdżka''' — albo różdżka czarodziejska — nie należy łączyć z laską magiczną. Laska magiczna służy do ceremonii magicznych — zaś różdżka czarodziejska do poszukiwania skarbów, ukrytych w ziemi. W tym celu ścina się rozdwojoną gałąź olszyny, lub orzechowego drzewa tak, aby oba ramiona gałęzi utworzyły {{pp|trój|kąt}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lzttic91c37jl47x554q8vy3lxr0p8i
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/241
100
1080903
3156848
3141875
2022-08-24T19:09:30Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>uschłe, odarte z wiecznie zielonych szpilek, które wieńczą same tylko ich wierzchołki i wydają się jakby cierniowa korona na czole biednych wygnańców.<br>
{{tab}}Przeprawiwszy się przez Dubrawisko, znużeni i spragnieni wypoczęliśmy na ogromnych granitowych złomach przy obfitém źródle w dzikiéj dolinie ''Pańszczycy''. Wszystkie źródła tatrzańskie nie tylko że mają wodę wyborną i zimną, ale orzeźwiającą i wzmacniającą zarazem, byle tylko nie pić jéj zbyt wiele, bo to szkodliwém być może. Ileż to razy w naszych wędrówkach zmęczeni przykrą drogą, znużeni upałem i prawie już bezsilni, padaliśmy przy źródle, a po paru szklankach wody, wracały siły, ustępowało utrudzenie i po krótkim wypoczynku, ruszaliśmy w drogę rzeźwo, ochoczo, jakbyśmy dopiero z domu wychodzili.<br>
{{tab}}Kto zwiedzał zachodnią część Tatrów, t. j. dolinę Kościeliską, Miętusię, Mało-Łąkę, Strążyska, ten zna góry nasze jedynie ze strony romantycznéj, sielankowéj. Są tu wprawdzie szczyty do bardzo znacznéj dochodzące wysokości, ale kształty ich są łagodnie zaokrąglone, bujna trawa i gęste porosty okrywają te góry do samych wierzchołków. Doliny u ich stóp czarują wdziękiem i krasą, a skaliste ściany wznoszące się nieraz zupełnie prostopadle, dodają im malowniczego uroku. Wszystko tu rozkoszne, lube, wypieszczone ręką przyrody która z macierzyńską hojnością wyposażyła te miejsca całém bogactwem najrozmaitszych ozdób.<br>
{{tab}}Wschodnia strona Tatrów całkiem odmienny przedstawia widok. Jak pierwszéj wybitnym charakterem wdzięk malowniczy, tak drugiéj olbrzymi majestat i dzika wspaniałość główne stanowi piętno. Tutajto strzelają w obłoki granitowe iglice, ostre, urwiste, strasznie poszarpane, z odwiecznym śniegiem w szczelinach, z głębokiemi przepaściami dokoła. Prostopadłemi a chropowemi ścianami, lub kamienistemi upłazami, spadają te<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jrxtfydd3rztble0hgjjudgf18fdqrf
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/242
100
1080904
3156849
3141877
2022-08-24T19:13:35Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>turnie w doliny dzikie, odarte z wszelkiego łagodniejszego powabu. Dno tych dolin zalegają stosy granitowych złomów, świadki gwałtownych wstrząśnień naszéj ziemi. A wśród tych zwalisk tytanicznego grodu, zwierciedlą się niezgłębione jeziora, spokojne, milczące, niby stróże tych miast i zamków zaklętych, które w swém zimném zamknęły łonie. Roślinność tu niezmiernie uboga; lichy kosodrzew, różnobarwne porosty, miejscami gruba trawa, oto cała tych stref podniebnych ozdoba. Nie ozwie się tu hukanie pasterzy, nie zadźwięczą dzwonki trzód, nie słychać beczenia owiec, ryku krów i psów szczekania; głucha, posępna cisza zalega te niedostępne doliny. Przerywa ją tylko huk wodospadów podobny do oddalonego grzmotu, lub szum potoków burzących się w skalistém łożysku. Czasem po granitowych rypach przemknie lekka, swobodna, wesoła mieszkanka tego olbrzymiego grodu, dzika koza; czasem doleci przeraźliwy gwizd świstaka, lub ozwie się urywany, krótki głos maleńkiéj ptaszyny (siwarnik), niby tęskna piosenka wygnańca, ze zbolałéj wyrywająca się piersi. I znowu cicho, głucho, posępno. Ale i te okolice na pozór odarte z wszelkiego wdzięku, mają swoję piękność, swoję poezyją, swój powab właściwy. Piękność to dzika, surowa, ale jak wspaniała, jak silne czyniąca wrażenie!<br>
{{tab}}Do rzędu okolic których rys ogólny tutaj skreśliłam, należy także dolina Pańszczycy. Trudno zaiste wyobrazić sobie straszniejszą ruinę. Dolinę tę wązką, długą, ciągnącą się z północno-wschodniéj, ku południowo-zachodniéj stronie, okala pasmo skał wyniosłych i dzikich. Na lewo wznosi się Wielka Koszysta (7047 st.) od góry do dołu poorana w bruzdy, któremi w czasie nawalnych deszczów spływają potoki, staczając na dolinę ogromne kamienie. Na przeciwnéj stronie t. j. na prawo, sterczy piramidalna Żółta turnia (6631 st.), {{Korekta|tak,|tak}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8zq4uvsg34ekj51svooudqjn9air2ik
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/243
100
1080905
3156850
3141878
2022-08-24T19:16:06Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>nazwana od żółtego porostu okrywającego strome i urwiste jéj ściany. Zamyka dolinę olbrzymi, w ostre zęby poszarpany Granat (7090 st.). W Tatrach nowotarskich nie widziałam nic równie dzikiego i zgrozą przejmującego jak ta opoka straszliwą jakąś siłą wyparta z łona ziemi i zdająca się nosić jeszcze ślady ognia, który ją na twardy wypalił granit. Granat spada w dolinę Pańszczycy kamienistym upłazem, wyżéj jednak piętrzy się zupełnie prostopadle. Ściana jego chropowata, czarna, podarta w głębokie rozpadliny, nie umajona nigdzie najmniejszym kosmykiem trawy lub mchu, świeci tylko smugami zlodowaciałego śniegu.<br>
{{tab}}Dno doliny ''Pańszczycy'' pogarbione wzgórzami, zawalają ogromne bryły granitowe. Przeprawa przez te zwaliska niezmiernie mozolna. Postępując zwolna z kamienia na kamień, przychodzimy niebawem nad brzeg niewielkiego jeziorka zwanego ''Zielonym stawem'', którego widok powiększa jeszcze wrażenie zgrozy jakiéj doznajemy patrząc na te olbrzymie gruzy, świadczące o okropnéj katastrofie jaka tu niegdyś zajść musiała. Woda jeziorka zielona, przejrzysta, brzegi zawalone ogromnemi złomami granitu czerwonéj barwy. Nie jestto ów wonny, purpurowy porost strojący tak pięknie brzegi niektórych potoków tatrzańskich, ale raczéj rdzawy osad który pozostawia woda rozlewająca się szeroko po wielkich deszczach. Potwierdza ten mój domysł ta okoliczność, że czerwone kamienie opasują w koło jezioro jakby wstęga jednakowéj wszędzie szerokości; przy brzegu, gdzie woda płytsza, widać takieżsame kamienie na dnie; zresztą wszędzie na dolinie zalegają szare głazy, obleczone żółtym, białawym lub zielonawym porostem, czerwonych zaś nigdzie się nie napotyka. Z Zielonego stawu wypływa dość znaczny potok, lecz wkrótce ginie pod ogromnemi bryłami i tylko huk przytłumiony zdradza bystry pęd ukrytéj wody. Wielkie płaty śniegu<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
808qm017g5z2l0dk3kot18mxlvw8ai7
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/244
100
1080906
3156851
3141879
2022-08-24T19:18:41Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>który zapewne nigdy nie topnieje, rozpościerają się po brzegach stawu i skalistych urwiskach.<br>
{{tab}}Nieskończenie długą wydawała nam się droga przez dolinę Pańszczycy, bo téżto przeprawa rzeczywiście trudząca. Wspominaliśmy sobie owo osławione przejście około Pięciu Stawów, które teraz zdawałoby nam się miłą przechadzką, raz dla tego, że bez porównania krótsze, a powtóre że były tam miejscami ścieżki wcale wygodne, tu zaś jednego kroku nie można postawić na równéj ziemi lecz ciągle przestępować trzeba z kamienia na kamień, co dla nas nie mających zręczności góralskiéj, bardzo było trudzącém. Ujrzeliśmy nakoniec zbliska cel naszéj podróży, owo siodełko łączące Granat z Koszystą i Wołoszynem, którego stąd jeszcze nie widać. Kres podróży naszéj był już nie daleki, ale ileżto trudów kosztować miało dojście do niego!<br>
{{tab}}Pomiędzy dwiema skalistemi ścianami t. j. Koszystą i Granatem, widać kilkanaście stóp szeroki, kilkaset wysoki, stromy, kamienisty upłaz. Oto droga na Krzyżne, droga mozolna i bardzo przykra, bo tak drobny zwir, jak i większe kamienie stanowiące to niemal prostopadłe usypisko, upłożą się i usuwają pod nogami i rękami któremi tutaj koniecznie dopomagać sobie potrzeba. Tu nawet pomoc przewodnika nie na wiele się przyda, bo i on nie może stanąć pewnie i silnéj podać ręki; każdy więc sam sobie zostawiony, radzi sobie jak umie.<br>
{{tab}}Wdzierając się pod górę z utrudzeniem które dech zapierało i gorącym potem oblewało czoło, nie mogliśmy przecież wstrzymać się od wykrzyku podziwu na widok prześlicznego kwiecia strojącego te martwe zwaliska. Niezapominajki błękitne i różowe, złote kwiaty kozłowca niezwyczajnie piękne i bujne, splecione w krasne wianki, emaliową świetnością barwy, cudnie odbijały na tém kamienistém usypisku. Tuż przy śniegu,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
40wxubov6426eavw54eoyss5bq12mtk
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/245
100
1080907
3156852
3141880
2022-08-24T19:21:17Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>kwitnął właśnie jaskier ''(ranunculus glacialis)'', roślina okazalsza niż inne tym wysokim strefom właściwe, z bogatym liściem, z pośród którego wystrzelają piękne, białe kwiaty na dość wysokich szypułkach. Inna odmiana tegoż jaskru, ma koniuszki listeczków kwiatowych ubarwione jasno-amarantowo. Wązkie smugi trawnika majowéj zieloności, rozścielają się także miejscami wśród tych granitowych złomów. Co za dziwna igraszka przyrody! Tu, na grobie wszelkiego życia, na zimnym, nagim głazie, tak piękne kwiaty, tak bujna roślinność! Czy to wieniec grobowy, znak tkliwéj pamięci i miłości matki przyrody? Nie wiem czemu to przypisać, że widok tych kwiateczków tęskne jakieś i rzewne budził we mnie uczucie, chociaż ich oczka wdzięczyły się i uśmiechały wesoło.<br>
{{tab}}Już od paru godzin wdzieramy się pod górę, groźne, dzikie turnie obstępują nas zbliska; przed nami piętrzy się jeszcze wysoko wał kamienisty, a nigdzie żadnéj przerwy, żadnego na dal widoku; nic nie zapowiada owego cudnego obrazu jaki wkrótce ma się odsłonić przed spragnioném okiem i być sowitą nagrodą całego mozołu, albo może zawieść wszystkie nadzieje, jeżeli mgła zaległa na szczytach. Jeden z towarzyszów wyprawy, wyszedł pierwszy na górę i doniósł że pogoda zupełna. Ta pewność dodała nam odwagi, podwoiliśmy ustające siły. Ks. Proboszcz stanął drugi u celu, a za nim i ja dostałam się na Krzyżne! Spojrzałam przed siebie i wykrzyk podziwu skonał na ustach; stałam przez chwilę w niemém zdumieniu, bez myśli, bez ruchu, nie mogąc przyjść do siebie po tém silném, a tak nagłém wrażeniu. Pierwszém uczuciem jakie się wysnuło z chaosu powstałego w méj duszy, było uczucie żalu na myśl że rodzice i siostra jeszcze z mozołem dobijają się celu. Łzy stanęły mi w oczach, odwróciłam się natychmiast od czarodziejskiego obrazu, nie<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dr6p44qzmbzqgegy490j7ua3pwcljnh
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/246
100
1080908
3156853
3141881
2022-08-24T19:23:50Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>rozpatrując się w nim daléj, bo nie chciałam, nie umiałam używać sama takiéj rozkoszy, podczas kiedy biedni rodzice każdy krok okupują wysileniem. Ale otóż i oni są już na miejscu, nie tyle nawet zmęczeni jak sobie wystawiałam, a nie mniéj uradowani najcudniejszym widokiem który przewyższył wszystkie oczekiwania i w jednéj chwili zatarł pamięć przebytych trudów.<br>
{{tab}}Ależ bo co to za widok! Najwyższa, najwspanialsza część Tatrów od Spiża do Liptowa, roztacza się przed nami szerokiém pasmem. Piętrzą się olbrzymie szczyty to ostre jak iglice, rozpływające się prawie w błękicie, to w najrozmaitsze poszczerbione zęby, niby tytanicznych murów zwaliska, niby baszty i wieże obrócone w ruinę. Sterczą one tuż przed nami, majestatyczne, groźne, a zdumieni ich ogromem, nie wiemy doprawdy co więcéj podziwiać, czy wspaniałość i rozmaitość kształtów, czy cudną rzeźbę granitowych opok jaśniejących w najświetniejszym blasku południowego słońca. W pośród tych potężnych turni, otwierają się głębokie, dzikie i przepaściste doliny, poprzedzielane urwistemi grzbietami. Na dnie ich widać snujące się potoki lub jeziora, których powierzchnia ciemno sina, połyskuje od słońca niby magiczne zwierciadło. Śnieg zalegający szerokiemi smugami tak ściany dolin jak i urwiste boki turni, podnosi jeszcze dziką piękność tego widoku. A gdy oko, szukające zawsze nowości i rozmaitości, wybiegnie po za ten dziwny, cudowny, olbrzymi świat górski, wtedy płynie swobodnie po szerokich rozległych równinach, na których patrząc z téj wysokości, znikają zupełnie grzbiety Bieskidów i jedna tylko Babia Góra rysuje się kształtnie niby niewielki pagórek. Po za nią, po nad nią, piętrzą się odległe góry w pobliżu Myślenic i Krakowa, przyćmione błękitnawą mgłą oddalenia.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
d88p85kbmzg7khyfaanjtuo6eg0d4kk
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/247
100
1080909
3156854
3141886
2022-08-24T19:31:29Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Aby znającym Tatry dać jakiekolwiek wyobrażenie o rozległości widoku z Krzyżnego, wyliczę szczyty i doliny w tym porządku jak nam się przedstawiają. Najprzód jednak należy opisać dokładnie ów punkt tak niepozorny, a tak szczęśliwie położony, iż zdaniem znawców pod względem widoku, niema prawie równego w Tatrach. Nie wielka, trawą zasłana równinka, zwana ''Krzyżne'' (6846 st. a zatém przeszło o 300 st. wyższe od Zawratu), jestto, jak już nadmieniłam poprzednio, przełęcz łącząca trzy grzbiety skaliste t. j. Granat od zachodu, Wołoszyn sterczący ku południo-wschodowi i Wielka Koszysta w stronie północo-wschodniéj. Pomiędzy temi olbrzymiemi ścianami, w zawrotnéj {{Korekta|głębi-otwierają|głębi, otwierają}} się u stóp naszych rozległe doliny. I tak: w stronie północno-zachodniéj, widzimy ową dziką dolinę Pańszczycy, objętą w potężne ramiona Granatu, Żółtéj Turni i Koszystéj. Pomiędzy Koszystą a Wołoszynem, leży dolina Waksmundzka. Skaliste jéj ściany pokrywa kosodrzew, dno przerznięte krętym potokiem, ubarwia zieloność, co czyni tę dolinę nierównie powabniejszą niż Pańszczyca. Zapuściwszy wźrok daléj w kierunku doliny Waksmundzkiéj, t. j. ku wschodowi, widzimy rozległe lasy u podnóża Tatrów około Bukowiny i Białki, która niby wąż srebrną połyskujący łuską, wysnuwa się z łona gór i w niezliczonych zakrętach wije się po rozległym obszarze nowotarskiéj doliny. U stóp Krzyżnego legła także dolina Roztoki, ciągnąca się pomiędzy urwistą ścianą Wołoszyna a wyniosłym grzbietem zwanym Opalone. W niezmiernéj głębi wije się na dnie doliny szalona Roztoka jakby wąziuchna wstążeczka, a na południowym jéj brzegu widać czepiającą się po urwiskach ową ścieżkę dobrze nam znaną z wędrówki do Siklawéj wody. Widać tu i ten wodospad, ale z tak znacznéj wysokości, traci on zupełnie swą wspaniałość i niktby się nie domyślił że te połyskujące pręgi na skalistym<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jbqocird9iplag0gyime5zfvtuinado
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/248
100
1080910
3156855
3141889
2022-08-24T19:35:38Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>wale, dzielącym dolinę Roztoki od doliny Pięciu stawów, są owém pyszném zjawiskiem przyrody. Przy wschodnim wietrze ma tu być słychać głuchy huk wodospadu, my nie słyszeliśmy go wcale.<br>
{{tab}}Obok doliny Roztoki, otwiera się o wiele płytsza, bo nierównie wyżéj położona, rozległa, wspaniała, samą dzikością swoją piękna dolina Pięciu Stawów. Panują nad nią urwiste opoki ''Granat'', ''Kotelnica'', ''Miedziane'', oraz ''Swistówka'', gdzie widna ścieżka prowadząca do Morskiego Oka. Na téj płaszczyźnie zawalonéj bryłami granitu, zwierciedli się ''Wielki Staw'' z którego wypływa Siklawa, i dwa mniejsze jeziorka, tesame około których przechodzimy udając się do Morskiego Oka. Dwa wyżéj położone stawy, kryją się w zakręcie doliny za turnie Granatu. Oto najbliższe otoczenie Krzyżnego.<br>
{{tab}}Podniósłszy wźrok wyżéj, siągnąwszy nim nieco daléj, widzimy najprzód w stronie zachodniéj groźną twierdzę Liptowa, zupełnie prostopadłą, skalistą masę ''Hrubego Wiérchu'', nad którego grzbietem strasznie porozrywanym, ''Krywań'' wznosi dumnie swe czoło. Daléj ku południowi wystrzelają urwiste turnie liptowskie ''Szczerbska'' i ''Niekcyrka'', a tuż za nimi ''Szpiglas'', ''Mięguszowska'', ''Rysy'' i inne turnie, których szczyty przeglądają się w niezgłębionych toniach Morskiego Oka. Widać stąd, ale do pewnéj tylko głębokości, kotlinę, na dnie któréj leży to czarodziejskie Tatrów zwierciadło; widać po części i dolinę Białki. Posuwając wźrok dalej w kierunku wschodnim, zwraca uwagę naszę wyniosły szczyt zwany ''Gankiem'', a tuż za nim wspaniała, piramidalna turnia ''Wysoka''. Jestto najpiękniejsza, najmajestatyczniejsza z gór widzianych z Krzyżnego. Za Wysoką wznoszą się dzikie turnie nad ''Żabiemi stawami'', leżącemi w przepaścistéj dolinie, którą zalegają wielkie masy śniegu. Teraz następuje gromada olbrzymich spizkich szczytów jakoto: ''Staroleśna'', ''Królewski Nos'', szczyt ''<nowiki/>{{pp|Gier|lachowski}}''<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
n9tdq3p12mdly4x88t7weutt9b3zd92
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/249
100
1080911
3156857
3141895
2022-08-24T19:39:47Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>''{{pk|Gier|lachowski}}'', najwyższy w Tatrach, ma bowiem 8414 st., gdy tymczasem wysokość ''Łomnicy'' wynosi 8342. Bardzo wspaniale występuje także szczyt ''Lodowy'' (8324 st.) olbrzymia, piramidalna turnia, któréj boki zalegają ogromne płaty śniegu, usprawiedliwiające nazwę dawaną temu wierchowi tak od naszych górali, jakotéż od Niemców spizkich ''Eisthalerspitze''. ''Lodowy'' szczyt ogromem swoim zasłania ''Łomnicę'', tak że jéj nie widać nie tylko z Krzyżnego, ale nawet z najwyższych szczytów w Tatrach nowotarskich, lubo usłużni przewodnicy, dogadzając ciekawości podróżnych, zwykli ją pokazywać z każdego wynioślejszego miejsca. Za ''Lodowym'' sterczą tak zwane ''Baranie rogi'' (7302 st.) i ''Szeroka Jaworzyńska'' (6924 st.); daléj, nie tak już wyniosłe i ostre szczyty ''Murań'' i ''Hawrań'', stanowiące ostatnie strażnice Tatrów na wschodzie.<br>
{{tab}}W pośród turni spizkich otwierają się także głębokie doliny; szczególniéj zwraca uwagę bardzo obszerna i długa, skalistemi ścianami zamknięta dolina ''Staroleśna'', którą widać w całéj rozległości. Daléj dzika dolina pod ''Lodowym'' szczytem, także ''Jaworowa'', ''Kołowa'', ''Koperszady'', ''Gałajdówka'' i inne których dna nie widać, lecz tylko skaliste boki do większéj lub mniejszéj głębokości.<br>
{{tab}}Widok tego wspaniałego łańcucha śnieżnych szczytów tak jest zdumiewającym, że z trudnością przychodzi oderwać od niego zachwycone oko i zwrócić je w przeciwną stronę, gdzie także piękna przedstawia się okolica. Wspaniały Giewont panuje stąd nad całą grupą zachodnią, która zajmuje nas już nie ogromem i dzikością, lecz raczéj wdziękiem i malowniczą pięknością polan, lasów, skał fantastycznych, wierchów odzianych zielonością, a wszystko razem stanowi obraz pełen rozmaitości i życia.<br>
{{tab}}Więcéj niż godzina zeszła nam na Krzyżném; nikt z nas po tak trudzącéj podróży nie czuł nawet potrzeby wypoczynku i prócz krótkiéj chwili użytéj na<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
417tbkkm45weoeferhzjwrq9ivoey6f
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/250
100
1080912
3156858
3141899
2022-08-24T19:42:10Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>posiłek, nie siedzieliśmy wcale. Tu miałam nowy dowód, że piękne okolice, a szczególniéj górskie, nie powszednieją, nie tracą uroku po pierwszém widzeniu, lecz zawsze czynią głębokie wrażenie na tym co ich piękność uczuć i ocenić umie. Ks. Proboszcz który nieraz już zwiedził Tatry we wszystkich kierunkach, był niemal na każdym szczycie, w każdéj dolinie, wyszedłszy na Krzyżne także nie pierwszy raz, może więcéj od nas był zajętym i zachwyconym przecudnym stąd widokiem. I nie tylko że sam nie spoczął na chwilę, ale nikomu spocząć nie pozwolił, wyszukując miejsca, skąd widok najpiękniejszy, skąd lepiéj widać tę lub ową turnię, tę lub ową dolinę. Jeżeli góry spowszednieć mogą, to najwięcéj zapewne spowszedniałyby temu, kto na nie patrzy ciągle przez lat kilkanaście.<br>
{{tab}}Była godzina czwarta z południa, a zatém czas naglił do powrotu, chociaż żal było nad wszelki wyraz żegnać się z tak zachwycającym widokiem, a żegnać zapewne na zawsze. Nie było rady, trzeba gwałt zadać oczom i oderwać je od cudnéj Tatrów panoramy. Nad wszelkie spodziewanie spuszczanie się z Krzyżnego nie było tak trudném jak się zdawało; wkrótce téż bez żadnego przypadku stanęliśmy w dolinie Pańszczycy. Idąc zwolna po pod Koszystą, ujrzeliśmy na jéj krawędzi dzikiego kozła. Stał on nieporuszony na urwisku skały, przyglądając nam się ciekawie. Jędrzéj i Szymek wówczas zapaleni myśliwi, pożerali go chciwém okiem, świstali, wołali na niego, ale piękne zwierze czując się bezpieczném, podnosiło dumnie głowę i patrzyło śmiało na nas jak na drobne robaczki pełzające u stóp jego warowni.<br>
{{tab}}Z niemałém utrudzeniem, ale daleko spieszniéj niż pierwéj, przebyliśmy dolinę Pańszczycy i Dubrawisko, zmrok bowiem już zapadał a do domu było jeszcze daleko. Na Królowéj, zaskoczyła nas noc {{pp|zu|pełna}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
iob8iwo29apg3dr48noqsd2sk7au4qv
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/251
100
1080913
3156859
3141900
2022-08-24T19:48:21Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|zu|pełna}}, noc bez księżyca rozjaśniona jedynie światłem gwiazd migocących na sklepieniu nieba, które od poziomu zasłaniały bałwany chmur czarnych. Na Krzyżném i w dolinie Pańszczycy, była w powietrzu prawie zupełna cisza. Ale teraz znowu zerwał się wiatr tak mocny, że nawet w szałasach nie palono ognia. Ponura ciemność panowała na polanie, psy owczarskie ujadały na nas {{Korekta|wtrzymywane|wstrzymywane}} przez pasterzy, którzy po głosach poznali zapóźnionych podróżnych. W nocy niepodobna było zapuszczać się zwykłą drogą przez las, ale wypadało zejść do doliny Jaworzynki. Lecz i ta droga wcale nam się nie uśmiechała w ciemności, a zwłaszcza przy wietrze, który w dolinie Jaworzynki dochodzi czasem do takiéj gwałtowności, że strąca kamienie które jak grad spadają w przepaść. Szczęściem dla nas nie był on dzisiaj tak silnym, a lubo utrudniał bardzo schodzenie, dzięki przezorności i doświadczeniu naszych przewodników, przebyliśmy tę przykrą drogę bez żadnego przypadku.<br>
{{tab}}Z prawdziwą wdzięcznością wspominam o tych poczciwych ludziach, którzy dopomagali nam jak mogli na téj drodze zasłanéj ostrym, usuwającym się pod nogami zwirem, gdzie wśród nocnych ciemności, a do tego mając tuż obok przepaść głęboką, jednego kroku nie można było postawić śmiało i pewnie. Widząc ile się trudzą prowadząc nas, chcieliśmy iść sami w miejscach bezpieczniejszych. „Nie, nie, odrzekł jeden z nich, tylko się nie starajcie o nas, mnie to daleko więcéj męczy jak widzę że się ktoś morduje.“ Czyżbyśmy się spodziewali w prostym góralu tak delikatnego czucia?<br>
{{tab}}Stanąwszy na dolinie Jaworzynki, zdawało nam się że po najmiększym stąpamy kobiercu i pomimo wielkiego {{Korekta|znurzenia|znużenia}}, dość spiesznie zdążaliśmy do Kuźnic, skąd dochodził nas już zdala szum wody i kół warczenie. W Kuźnicach gdzieniegdzie jeszcze błyszczały światła w oknach, ale nie było już żadnego ruchu. Mała<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
526nziwbwsdj7x30wzs6jayhsue2zjs
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/252
100
1080914
3156860
3141901
2022-08-24T19:49:32Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>nasza gromadka przesuwała się w milczeniu jak nocne cienie piękną drogą do wsi wiodącą. Wiatr zrywał się chwilami z taką gwałtownością, że woda porwana jego pędem z kół młyna stojącego przy drodze, oblała nas niespodzianie niby deszcz ulewny. Tumany piasku wzbijały się w górę, a grube drzewa połamane świadczyły, że we wsi wicher był jeszcze nierównie silniejszym niż w górach.<br>
{{tab}}O północy stanęliśmy szczęśliwie w domu z wielką radością poczciwéj naszéj gaździny bardzo o nas niespokojnéj.<br>
{{tab}}Wycieczka którą tu opisałam, jest rzeczywiście bardzo trudzącą; gdyby jednak Krzyżne weszło w poczet miejsc uznanych za godne zwiedzenia, górale trudniący się przewodnictwem obmyśliliby zapewne drogę dogodniejszą.<br>
<br>
{{vvv}}
<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
t7c6xcv5vkt5gwirzshrybyy27j16dd
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/253
100
1081202
3156861
3142649
2022-08-24T19:51:35Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /><br><br><br></noinclude>{{c|'''Tatry od Kiezmarku, Szmeks i Pięć Stawów węgierskich.'''|w=120%}}
{{---|40|przed=1.5em|po=1.5em}}
{{f|lewy=auto|prawy=0em|w=90%|
<poem>{{tab|40}}{{roz|......|0.3}}Łomnica
Świeci polskiéj ziemi do dnia
Nad Tatrami jak pochodnia,
A na pełni jak gromnica{{roz|....|0.3}}</poem>
{{f|''W. P.''|align=right|prawy=3em}}
|table|po=1.5em}}
{{tab}}Poznawszy Tatry nowotarskie, zwiedziwszy kolejno najpiękniejsze, a nam dostępne doliny i szczyty w tém paśmie, życzyliśmy sobie dla uzupełnienia obrazu, zobaczyć Tatry od strony Węgier, skąd, jak niejednokrotnie zdarzyło nam się słyszeć i czytać, wyglądają nierównie wspanialéj. Łomnica szczególniéj zaostrzała ciekawość naszę. Łomnica! Któż o niéj nie słyszał? Ten nawet kto nie zna z nazwiska żadnego ze szczytów tatrzańskich, wie że ona najwyższą polskiéj ziemi strażnicą. A lubo najnowsze pomiary przyznały berło wyższości szczytowi Gierlachowskiemu, mimo to z poważnego czoła Łomnicy nie spadła wieńcząca je {{Korekta|od od|od}} wieków korona, bo pod względem wspaniałości, Gierlach nie wytrzyma z nią porównania i ona pozostanie nadal Tatrów królową.<br>
{{tab}}Jak każdy przyjeżdżający dla zwiedzenia tych gór, tak i my najprzód pytaliśmy o Łomnicę, ją chcielibyśmy byli zobaczyć z każdego wierchu. Ale położenie<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6botbgg4bf37fxoja5n5xkos58w92bf
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/254
100
1081207
3156863
3142658
2022-08-24T19:55:44Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>téj wspaniałéj turni jest takie, że nie można jéj widzieć z najwyższych nawet szczytów nowotarskich i dopiero ze Spiża od Kiezmarku przedstawia się ona w całéj okazałości. W pobliżu Kiezmarku, na południowo-wschodnim stoku Tatrów, u podnoża Łomnicy, leży ''Szmeks'', miejsce zabawy i letniego pobytu Węgrów, główna kwatera podróżnych udających się dla zwiedzenia Łomnicy i innych spizkich szczytów. Nasłuchawszy się opowiadań o piękności ''Szmeksu'', i kwaśnych źródłach tamtejszych, mieliśmy niezmyśloną ochotę poznać zarazem to urocze miejsce.<br>
{{tab}}Ze Zakopanego rachują do Kiezmarku 8 mil drogi, a ztamtąd do ''Szmeksu'' jeszcze trzy mile; na długim jednak dniu, wyjechawszy o świcie, można choć późnym wieczorem stanąć na miejscu. Gdy więc ustaliła się pogoda, wybraliśmy się w tę podróż dnia 13 Sierpnia. Droga do Bukowiny już nam znana z poprzednich obrazków. W miarę jak się oddalamy od Zakopanego, łańcuch Tatrów niby kolumna wojska w coraz dłuższą rozwija się liniją. Zniżają się zachodnie wierchy tego pasma, a natomiast występują coraz wspanialéj spizkie turnie, które mieliśmy okrążyć i dziś jeszcze stanąć u ich stóp od strony południowo-wschodniéj.<br>
{{tab}}Widok z Bukowiny już także {{Korekta|opisałem|opisałam}}, tu tylko dodam, że po tylu latach, po tylu widzianych już potém pięknościach, w mych oczach nie stracił on nic ze swéj wspaniałości, a wspomnienie wrażeń jakich tu doznałam w pierwszéj naszéj wycieczce, nowym urokiem oblokło ten obraz cudny. Będąc tu po raz pierwszy, patrzyłam na Tatry jakby na gród zaklęty, którego ogrom zdumiewał, tajemniczość nęciła, a dziwy rozpowiadane o niebezpieczeństwach grożących temu kto się zapuści w ten labirynt dzikich dolin i niezgłębionych przepaści zawalonych śniegiem i lodem, podniesione siłą wyobraźni, pomimowolnym przejmowały<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
o57fjfufmyqxxvfbaxq0ye4ks3ap26n
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/255
100
1081208
3156866
3142659
2022-08-24T20:00:12Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>mię dreszczem. Z nieopisanym zapałem, ale obok tego z jakąś obawą wstępowałam w te piękne doliny, a na szczyty wznoszące się dumnie do koła, nieśmiały wźrok podnosiłam, uważając je za niedostępne dla mnie. Takato jest moc uprzedzeń, taka nieufność we własne siły, która nieraz w życiu odstręcza nas od wzniosłych przedsięwzięć i cel życia wytknięty nam przez Boga wielki, szczytny, nieba dosięgający, jak ów olbrzym tatrzański, każe uważać za niedościgły. Oby! tak jak się stało ze mną w moich górskich wędrówkach, mógł się każdy przekonać w pielgrzymce życia, że chęć szczera i wytrwałość, zdolne przełamać wszelkie przeszkody; że trudności które z daleka zdają się nieprzezwyciężonemi, maleją i nikną w miarę jak z nimi walczymy. Oby wszystko co prawdziwie wielkie, piękne, Bogu chwałę a bliźnim szczęście przynoszące, pociągało ku sobie dusze i serca, pobudzając do ofiar i poświęceń szlachetnych!<br>
{{tab}}Z wielkim moim żalem nie jechaliśmy na Łysą polanę, i nieznaną mi wówczas ''Jaworzynę spizką'', którędy byłoby bliżéj i piękniéj, ale spuściliśmy się z góry bukowińskiéj ku Białce. Kapryśna to i swawolna rzeka, zepsute, rozpieszczone Morskiego Oka dziecię. Czasem płynie spokojnie w swojém łożysku, a szum jéj dolatuje zdala niby melodyja wesołéj, półgłosem nuconéj piosenki; ale gdy wzbierze, niktby jéj nie poznał. Szmaragdowe wody zmienione w brudny kał, nie znają hamulca, nie ulękną się żadnéj przeszkody, nic oprzeć się nie zdoła ich szalonemu pędowi. Jeżeli napotkają wzgórze, póty biją gwałtownym nurtem o kamieniste ściany, póty je podmywają, póki nareszcie wzgórze nie rozsypie się w gruzy i napastnicy wolnego nie otworzy przejścia. Jeżeli zawadza bryła granitu, Białka unosi ją na falach i wszelkie przełamawszy zapory, rozlewa się szeroko po pastwiskach i polach, które po {{pp|ustą|pieniu}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
c1i8wailvws07i0pz5pgeesvtnu34fm
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/256
100
1081209
3156872
3142660
2022-08-24T20:03:40Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|ustą|pieniu}} wody, przedstawiają straszny obraz zniszczenia. Wielkie przestrzenie kamieńców po obu brzegach, to nieme świadki spustoszenia jakie tu szerzy rozhukany żywioł. Dziś Białka płynęła cicho i skromnie tak, że przejechaliśmy ją w bród bez innéj przeszkody, prócz ogromnych kamieni któremi dno jéj zasłane.<br>
{{tab}}A więc jesteśmy już na Spiżu, Białka bowiem jak nam wiadomo, stanowi tutaj granicę pomiędzy Galicyą a Węgrami. Wieś ''Jurgów'' przez którą najprzód przejeżdżamy, porządnie jest zabudowaną; domy duże, z pięknego drzewa stawiane, ziemia żyźniejsza niż w Bukowinie a nawet w Zakopaném. Prócz owsa, sieją tu dosyć żyta które wcale pięknie się udaje; konopie nieznane wcale na ''Podhalu'' naszém, rozrastają się bujnie na zagonach; lnu jednak sieją więcéj, widać że jest właściwszy tutejszym gruntom. Okolica nie miała zrazu nic zajmującego prócz widoku na Tatry spizkie, które występowały coraz majestatyczniéj, przyćmione lekką zasłoną mgły, a raczéj srężogi która zazwyczaj pokazuje się przy dniu pogodnym a upalnym. Niebawem olbrzymie to pasmo zaczęło się zwijać i skracać, cofnął się gdzieś w głąb szczyt Lodowy, a naprzód wystąpiła jedna turnia, a raczéj grupa skalista bardzo wspaniała i piękna, znana pod nazwą ''Murania''. Z jednego pnia że się tak wyrażę, wyrastają trzy szczyty t. j. ''Murań'' od zachodu, (5945) daléj ''Hawrań Wielki'' (6185) i ''Mały''. Ogromną tę skalistą masę odziewają do znacznéj wysokości najpiękniejsze lasy, po większéj części bukowe. Oko przywykłe do {{Korekta|ciemnèj|ciemnéj}} barwy świerków, mile uderza świeża i jasna zieloność powiewnych listków buczyny, wśród których wychylają się tu i owdzie koralowe jarzębiny grona.<br>
{{tab}}Te bukowe lasy nadają całkiem odmienną fizyjognomiję malowniczéj okolicy u stóp Murania. W mglistéj oddali sterczą groźnie i nadzwyczaj wspaniale,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9z21mnvhx3lxsajjl7shpx2lnffsn8i
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/257
100
1081210
3156875
3142667
2022-08-24T20:07:44Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>szczyty Granatu, Koszystéj i Wołoszyna, a pomiędzy ich granitowemi ścianami widać dzikie, śniegiem zawalone doliny Roztoki, Pięciu Stawów i głęboką Morskiego Oka kotlinę. Nad brzegiem szumnéj Białki około któréj prowadzi droga, widać rozległe polany, na nich rozrzucone szałasy, mnóstwo ludu zajętego zbiorem siana i liczne stada bydła pasącego się na skoszonych miejscach. Górale ze wsi spizkich ''Jurgowa'', ''Czarnéj hory'', ''Zdżaru'', ''Rzepisk'', ''Pod-Spadów'' i innych, na pierwszy rzut oka nie różnią się niczém od naszych Podhalan; mowa ich i ubiór mężczyzn ten sam co u tamtych. W ubiorze kobiet widziałam korzystną różnicę. Głowę ich osłania dość duża chusteczka biała rąbkowa, tiulowa lub muślinowa, mocno krochmalna, związana pod brodą w ten sposób, że odstaje naokoło twarzy tworząc dość obszerny okrąg. Twarze Śpiszanek o delikatnych rysach i bladéj cerze, bardzo pięknie, idealnie prawie wyglądają w téj śnieżnéj i przejrzystéj obsłonie. Koszula na ramionach suto wyszywana czerwoną taśmą, gorset wycięty na przodzie w głębokie i śpiczaste zęby, lamowany galonem lub kolorową taśmą; u korali wisi mnóstwo medalików, bąbelków i innych świecących ozdób. Kiedy tak strojnie były ubrane przy robocie w dzień powszedni, ubiór ich świętalny musi być rzeczywiście bardzo piękny i malowniczy.<br>
{{tab}}Polany wśród których przejeżdżaliśmy zachwycając się okolicą tak czarującą, że chyba we śnie można wymarzyć coś równie pięknego, należą do wsi ''Pod-Spady''. U samych stóp Murania stoi porządna leśniczówka, tartak i karczma. Tu wypadł nam popas. Jadąc daléj ciągle jeszcze po pod ścianą Murania, zapuściliśmy się w głęboki las drogą dość bystro prowadzącą w górę, a wyjechawszy niebawem na otwarte miejsce, spuściliśmy się znowu na obszerną, ale nie tak już malowniczą dolinę. Bok jéj prawy stanowi {{pp|ska|liste}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gcqrvnkdiqsrw8b0sog02s4hb791hvo
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/258
100
1081211
3156879
3142672
2022-08-24T20:10:25Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|ska|liste}} ramię Murania zwane ''Średnicą''. Piękne polany z mnóstwem szałasów, ścielą się wśród lasów już tutaj przeważnie świerkowych, lubo tu i owdzie widać jeszcze buki, jarzębinę, a nawet całkiem prawie nieznane w polskich Tatrach sosny. Na wspomnionéj poprzednio dolinie, leży dość nędzna, ale bardzo rozległa wieś ''Zdżar'' po madziarsku ''Zdjar'', którato nazwa wypisana jest na wysokim słupie pomalowanym węgierskiemi barwami t. j. czerwoną i zieloną. W końcu wsi stoi mały murowany kościołek.<br>
{{tab}}Niebawem dolina się zwęża, po obu stronach podnoszą się wysokie góry ponurym lasem odziane; dziko tu, posępnie, nic nie przerywa jednostajności głębokiego lasu, wśród którego jedziemy zrazu ciągle na dół, potém zaś równiną, drogą szeroką i dobrze ujeżdżoną; tędy bowiem {{Korekta|cięgną|ciągną}} liczne karawany naszych Podhalan po zboże do Kiezmarku. Na kraju tego lasu stoi karczemka zwana ''Szarpaniec''; ztąd droga, dzieląc się na trzy ramiona, biegnie równiną po większéj części wśród pól licho uprawnych, do miasteczka ''Białéj'' i Kiezmarku.<br>
{{tab}}Tu muszę nawiasem wspomnieć jakiemu przypadkowi zawdzięczamy niespodziewane poznanie Białéj. Nasz furman, parobek, czyli jak tu nazywają ''pachołek'' pewnego zamożnego gazdy, który nam wynajął konie do Szmeksu, jeździł już kilka razy do Kiezmarku, a zatém miał doskonale znać drogę. Pokazało się jednak inaczéj: gdyśmy przyjechali na rozstajne drogi, zaczął się wahać nie wiedząc którą obrać; a chociaż pasterze zapytani przez nas wskazywali drogę na prawo, uparł się i pojechał na lewo. Wkrótce ukazały się z za drzew wieże i dachy miasta. Góral pokazuje z tryumfem że to Kiezmark i przechwala się jak dobrze zrobił nie słuchając pasterzy, bo bylibyśmy pobłądzili. Na {{pp|wstę|pie}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ev7h3y5feyt1985f71pog5l08zk9zmw
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/259
100
1081212
3156883
3142673
2022-08-24T20:13:32Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|wstę|pie}} do miasta stoją słupy z napisem: ''Bela''. Widoczna zatém że jesteśmy nie w Kiezmarku, ale w ''Białéj''.<br>
{{tab}}Miasteczko ''Biała'', po węgiersku ''Bela'', jest osadą niemiecką z XIII wieku. Po strasznym napadzie Tatarów, król węgierski Bela IV sprowadził tu Niemców, i od jego to imienia ta osada nazwaną została Bela. Dawniéj miasteczko to prowadziło znaczny handel winem i żelazem; obecnie przemysł ogranicza się na rolnictwie, hodowaniu bydła, płóciennictwie i rozmaitych rzemiosłach na małą skalę prowadzonych. ''Biała'' ma pozór bardzo starożytny, prawie średniowieczny. Po ulicach i w rynku stoją staroświeckie kamienice z wysokiemi, śpiczastemi dachami, z ganeczkami i wystawkami dziwnego kształtu, dziwacznie pomalowane. Znaki rozmaitych rzemieślników, na każdym widzieć można domu. Są tu dwa kościoły: protestancki dość wielki z wysoką wieżą i katolicki maleńki. Widać że katolików musi być mało. Na rynku i ulicach pusto, przed niektóremi tylko domami siedzą Niemcy, zajęci jakąś robotą, w kapeluszach z wielkiemi skrzydłami i sukiennych granatowych kaftanach. Kobiety noszą ciemno szafirowe spódnice, takież kaftany, a na głowach białe, płócienne czepki. Ubiór to bardzo brzydki.<br>
{{tab}}Jakkolwiek zaraz na wstępie poznaliśmy żeśmy zbłądzili, sądząc jednak że może przez Białę dojedziemy do Kiezmarku, rozglądaliśmy się ciekawie po miasteczku, nie pytając nikogo o drogę, tém bardziéj że nasz furman bynajmniéj nie zakłopotany, jechał daléj a daléj, nie pytając także nikogo i milcząc według swego zwyczaju. Ale gdyśmy spostrzegli że wyjeżdżamy z miasta wązką, polną dróżyną, zrobiliśmy uwagę, że niepodobna aby ta droga prowadziła do Kiezmarku. Zapytaliśmy więc pierwszego lepszego mieszczanina. Ten w pół po słowacku, w pół łamaną i dziwną jakąś niemczyzną, powiedział nam żeśmy źle pojechali i {{pp|po|słał}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
eu957j4qj4ahvt1s9f3yy7lmw07q7uk
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/260
100
1081213
3156887
3142674
2022-08-24T20:16:45Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|po|słał}} z nami swego ''klapca'' (chłopca) żeby nam pokazał drogę. Znowu więc wróciliśmy się na rynek i boczną ulicą wyjechaliśmy na bity gościniec ku Kiezmarkowi wiodący.<br>
{{tab}}W zakłopotaniu naszém pobłądzeniem, nie wiele zwracaliśmy uwagi na okolicę; a jednak było co widzieć do koła. Przed nami równina spizka gęsto zasiana wsiami, na prawo Tatry, wznoszące się okazałą, prostopadłą grupą. Szczyt górujący nad innemi w samym środku, to ''Łomnica'', a obok niéj inny nieco niższy, to wierch ''Kiezmarski''. Zachodzące słońce nie oblewało purpurą tatrzańskich olbrzymów, jak to bywa na północnéj, t. j. polskiéj stronie, ale świetna zorza gorzała gdzieś za nimi, a na tém tle rysowały się ostro czarne, groźne wierchy niby obwiedzione złocistym brzeżkiem; z poza turni wystrzelały daleko sięgające promienie białawego światła. Zmrok zapadł, mgła wieczorna przyćmiła okolicę; wjechaliśmy do ''Kiezmarku''.<br>
{{tab}}''Kiezmark'' położony nad Popradem, znanym jest w historyi jako miejsce zjazdów Jagiełły z cesarzem Ferdynandem w r. 1410 i 1423. W dziesięć lat późniéj 1433 w czasie wojen husyckich, 20,000 Taborytów wraz z Polakami którzy przyjęli naukę Husa, wtargnąwszy na Spiż i szerząc wszędzie zniszczenie, zdobyli Kiezmark, złupili i spalili. W wojnach cesarza Ferdynanda z Janem Zapolskim, wiele także ucierpiał Kiezmark należący wówczas do Hieronima Łaskiego, któremu Zapolski nadał hrabstwo Spizkie. Od rodziny Łaskich przeszedł Kiezmark w posiadanie Tökölich; mieli oni tu obronny zamek, co do wspaniałości i bogactw nie mający podobno równego sobie na Węgrzech. Stefan Tököli słynął jako najmożniejszy pan w północnych Węgrzech. Podejrzany o spisek, schronił się na Orawę gdzie wkrótce umarł. Wojska cesarskie zajęły Kiezmark, który w r. 1682 odzyskał syn Stefana Emeryk, {{pp|pod|burzywszy}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
obqj41rfac76jfpfuu9u1900vwbe058
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/261
100
1081214
3156892
3142677
2022-08-24T20:21:38Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|pod|burzywszy}} powstanie w Siedmiogrodzie i wezwawszy na pomoc Francuzów. Wyniósł on się na godność księcia, ale klęska jego sprzymierzeńców Turków pod Wiedniem 1683 r., wpłynęła nieszczęśliwie na dalsze jego losy i spowodowała upadek. Mieszczanie kiezmarscy nienawidzący Tökölich, chcąc się raz na zawsze uwolnić od nieprawych panów, przy zdarzonéj sposobności kupili zamek w r. 1702, posprzedawali wszystko co można było spieniężyć, resztę zaś zniszczyli. Zewnętrzne mury zamku stojącego w północnéj stronie miasta, są jeszcze całe, lecz wnętrze w zupełnéj prawie ruinie.<br>
{{tab}}Kiezmark był od dawna miastem przemysłowém: kwitnął tu niegdyś handel winem, obecnie idzie ztąd bardzo wiele płótna do Pesztu i Debreczyna. W tém schludném miasteczku liczącém kilka tysięcy mieszkańców, po większéj części Niemców lub zniemczonych Słowaków, jest wielu rozmaitych rzemieślników: szyldy krawców, szewców, siodlarzy, garbarzy, farbierzy, mydlarzy, zegarmistrzów, mosiężników i innych, widać nad drzwiami domów i kamienic, które nie tylko okalają rynek, ale i przy główniejszych stoją ulicach. Na rynku wznosi się ratusz z wysoką wieżą, który niegdyś stanowił część zamku Tökölich. Katolickich kościołów jest dwa, protestancki jeden, lubo daleko większa część mieszkańców jest tego ostatniego wyznania.<br>
{{tab}}Nie mając ochoty jechać nocą do ''Szmeksu'', lubo księżyc pięknie przyświecał, zanocowaliśmy w Kiezmarku. Nazajutrz wyjechaliśmy o świcie, bitym gościńcem wiodącym pod Tatry do ''Szmeksu'' o dwie czy trzy mile odległego, bo prawdziwéj odległości nikt mi nie umiał powiedzieć. Dziś dopiero mogłam lepiéj poznać okolicę Kiezmarku, a szczególniéj przypatrzyć się temu wspaniałemu obrazowi który był głównym celem naszéj przejażdżki. Właśnie słońce wschodziło, a czém zachód dla naszych Tatrów, tém jest wschód słońca dla {{pp|spiz|kich}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ju9zsmqyn46wfsydzs1rzyk0gmmf09l
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/262
100
1081215
3156899
3142686
2022-08-24T20:26:21Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|spiz|kich}}. Cała okolica drzemała jeszcze w półsennym zmroku, gdy sam wierzchołek Łomnicy, zarumienił się purpurowém światłem. Zwolna niby ognista lawa spływały po skalistéj ścianie jaśniejące smugi, rozlewając się coraz szerzéj. Wkrótce zapłonęły i inne szczyty, a w téj powodzi jasności odznaczały się ostremi cieniami głębie przepaści, widać było {{Korekta|wyrażnie|wyraźnie}} stopniowanie roślinności: od ciemnych lasów gorejących dziwném, złotawém światłem, szarzejący pas kosodrzewiny, stanowił przejście do litéj opoki, któréj rzeźba uwydatniała się przecudnie na ostrych szczytach. Ale jakkolwiek Tatry spizkie o wschodzie słońca przedstawiały widok tak czarodziejski, że nic nie zdoła zatrzeć go w mojéj pamięci, jednakże muszę tu wyznać, że zawiodły one całkiem moje oczekiwania. Wznoszą się one rzeczywiście wprost z równiny, bez żadnych prawie przedgórzy, opasane u spodu lasami ciemniejącemi na lekkiéj pochyłości. Nie jestto pasmo, ale rzecby można piękna, okazała grupa, a raczéj trzy oddzielne grupy spodem połączone z sobą. Sam środek zajmuje najwyższa ze wszystkich ''Łomnica'' (8342) a obok niéj wierch ''Kiezmarski'' (8082) cokolwiek niższy i nie tak wysmukły. Po obu stronach tych olbrzymów, wznoszą się w oddzielnych grupach znacznie niższe góry, na prawo szczyt ''Sławkowski (Schlagendorfer spitze)'' (7860) z za którego wyziera niby mur poszarpany, grzbiet ''Gierlacha, (Gerlsdorfer, {{Korekta|Kesselspitze|Kesselspitze)}}'' (8414) wydający się stąd tak niepozornie, że nawet nie zwraca uwagi. Po prawéj stronie wznosi się podobna grupa gór odzianych lasami, ponad któremi wystrzelają skaliste wierzchołki.<br>
{{tab}}Mnóstwo takich ostrych, granitowych zębów wystercza z poza téj głównéj grupy. Są to szczyty najwyższych tatrzańskich turni jak: ''Biała Turnia (Weisse See spitze)'' (7190) ''Głupi wierch (Törichter Gern)'' (6530) ''Zielona Turnia (Grüne See spitze)'' (8013). ''Ratzenberg'',<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cwmg5az0dlyexannn9j6so64hvwj263
3156990
3156899
2022-08-25T04:08:15Z
Seboloidus
27417
lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|spiz|kich}}. Cała okolica drzemała jeszcze w półsennym zmroku, gdy sam wierzchołek Łomnicy, zarumienił się purpurowém światłem. Zwolna niby ognista lawa spływały po skalistéj ścianie jaśniejące smugi, rozlewając się coraz szerzéj. Wkrótce zapłonęły i inne szczyty, a w téj powodzi jasności odznaczały się ostremi cieniami głębie przepaści, widać było {{Korekta|wyrażnie|wyraźnie}} stopniowanie roślinności: od ciemnych lasów gorejących dziwném, złotawém światłem, szarzejący pas kosodrzewiny, stanowił przejście do litéj opoki, któréj rzeźba uwydatniała się przecudnie na ostrych szczytach. Ale jakkolwiek Tatry spizkie o wschodzie słońca przedstawiały widok tak czarodziejski, że nic nie zdoła zatrzeć go w mojéj pamięci, jednakże muszę tu wyznać, że zawiodły one całkiem moje oczekiwania. Wznoszą się one rzeczywiście wprost z równiny, bez żadnych prawie przedgórzy, opasane u spodu lasami ciemniejącemi na lekkiéj pochyłości. Nie jestto pasmo, ale rzecby można piękna, okazała grupa, a raczéj trzy oddzielne grupy spodem połączone z sobą. Sam środek zajmuje najwyższa ze wszystkich ''Łomnica'' (8342) a obok niéj wiérch ''Kiezmarski'' (8082) cokolwiek niższy i nie tak wysmukły. Po obu stronach tych olbrzymów, wznoszą się w oddzielnych grupach znacznie niższe góry, na prawo szczyt ''Sławkowski (Schlagendorfer spitze)'' (7860) z za którego wyziera niby mur poszarpany, grzbiet ''Gierlacha, (Gerlsdorfer, {{Korekta|Kesselspitze|Kesselspitze)}}'' (8414) wydający się stąd tak niepozornie, że nawet nie zwraca uwagi. Po prawéj stronie wznosi się podobna grupa gór odzianych lasami, ponad któremi wystrzelają skaliste wierzchołki.<br>
{{tab}}Mnóstwo takich ostrych, granitowych zębów wystercza z poza téj głównéj grupy. Są to szczyty najwyższych tatrzańskich turni jak: ''Biała Turnia (Weisse See spitze)'' (7190) ''Głupi wierch (Törichter Gern)'' (6530) ''Zielona Turnia (Grüne See spitze)'' (8013). ''Ratzenberg'',<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hyrzd0l063b01e3vami1dgq61xw7hq4
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/263
100
1081216
3156902
3142687
2022-08-24T20:30:49Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>(6508). Szczyt ''Batyżowiecki (Botzdorfer spitze)'' (8051) ''Baranie rogi (Karfunkelturm)'' (7303) i t. d. Nie znając atoli ich nazwisk, niktby się tego nie domyślił, bo wszystkie cofnione w głąb, zasłania i przyćmiewa niejako ogromem swoim ''Łomnica''. Ona jedna wygląda majestatycznie, ona prawdziwie królową.<br>
{{tab}}Niema tu owych malowniczych przedgórzy, owych pięknych naszych ''regli''; nie widać roskosznych dolin i polan, tych niepoliczonych szczytów, téj rozmaitości barw i kształtów. Jedném słowem Tatry od Kiezmarku, to wspaniała facyjata gotyckiéj katedry, budowy pełnéj majestatu, ale w zupełném odosobnieniu stojącéj. Widziane z północnéj strony, np. z Bukowiny lub Głodówki, to istny gród olbrzymów po którym błądzi zdumione oko nie wiedząc gdzie ma spocząć, co pierwéj podziwiać; czy te niebotyczne wieże, czy okazałe kopuły świątyń, czy zębem czasu poszczerbione mury i baszty warowni, czy wspaniałe pałace i niepożyte wiekiem pomniki; czy nareszcie wźrok zapuścić w głębie przepaści i dolin, gdzie zima drzemie bezpiecznie w swym białym płaszczu, który tak pięknie srebrzy się w blasku słońca. I téj ostatniéj ozdoby nie dostaje Tatrom spizkim; zaledwie w paru miejscach bieleją płaty śniegu, zresztą wszystkie szczyty i grzbiety zupełnie nagie, odarte z téj pięknéj, właściwéj górom śnieżnéj szaty. Układ spizkiéj grupy tak jest symetryczny, że w kilka chwil już ją znamy, już potrafimy zrobić jéj zarys, gdy tymczasem Tatry od strony Galicyi przedstawiają takie bogactwo, taką rozmaitość i fantastyczność kształtów, że widząc je kilkanaście razy, więcéj powiem, mieszkając pod niemi i patrząc na nie ciągle, jeszcze nie możemy powiedzieć, że je znamy dokładnie, jeszcze uderzać nas będą majestatem i ogromem swoim.<br>
{{tab}}Równina spizka, jak już mówiłam, jest zasiana miasteczkami i wsiami, wyglądającemi także jak miasteczka.<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fx9r2n0qre362c4bsusuqc3c8ak11cl
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/264
100
1081217
3156905
3142690
2022-08-24T20:34:44Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>W każdéj bowiem wsi są dwa kościoły murowane, obok siebie stojące, katolicki i protestancki; lubo to ostatnie wyznanie przeważa zwłaszcza w okolicach Kiezmarku. Ksiądz katolicki bywa zazwyczaj jeden na trzy kościoły, w których kolejno odbywa nabożeństwo. Wsie tutejsze mają domy murowane, lub na podmurowaniu stawiane, wszystkie bielone, schludnie i porządnie wyglądają. Mieszkańcy, zniemczeni Słowacy lub Niemcy, prócz rolnictwa trudnią się rzemiosłami, bo rozmaite szyldy widać nade drzwiami domów. Prócz ziemniaków i owsa, uprawiają tu dosyć żyta i jęczmienia, które jednak dość licho wyglądały. Byłato właśnie pora żniwa, mnóstwo ludu pracowało w polu. Uderzyło mię to, że mężczyźni ubrani w granatowe kaftany i kapelusze z wielkiemi, w górę podniesionemi skrzydłami, wszyscy mieli zapasane fartuchy z grubego płótna, co wyglądało dziwnie i śmiesznie. Kobiety w czarnych krótkich spódniczkach, w kaftanach lub gorsetach z bardzo krótkiemi stanami, z szerokiemi rękawami od koszul podwinionemi wysoko poza łokieć, i w białych czepcach na głowach, niezgrabnie wyglądały.<br>
{{tab}}Miasteczka i wsie spizkie, mają w Tatrach swoje pastwiska i ztąd nazwiska szczytów i dolin gdzie są położone te hale, odpowiadają nazwom wsi do których należą. I tak: są miasta: ''Kiezmark'', ''Biała (Bela)'', ''Felka''; wsie: ''Łomnica (Lomnitz)'', ''Gierlachówce (Gerlsdorf)'', ''Sławków Wielki (Gros Szlagendorf)'', ''Batyżowce (Botzdorf)'', ''Mięguszowce (Mengsdorf)'' i t. d.<br>
{{tab}}Jadąc do ''Szmeksu'' widzieliśmy nad brzegiem Popradu miasteczko ''Poprad (Deutsehendorf)'' a daléj ''Felkę''; bliżéj zaś Tatrów wsie: ''Nową'' i ''Starą Leśną (Neu- und Alt-Walddorf)'', ''Spizką Sobotę (Georgenberg)'', ''Folwarki (Forberg)'' i t. d.<br>
{{tab}}Na drodze z Kiezmarku, napotkaliśmy najprzód wieś ''Hunsdorf'', która to nazwa ma pochodzić od {{pp|Hun|nów}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7pyb6drco8wj2af0xx4ff5tbnc4k498
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/265
100
1081218
3156908
3142693
2022-08-24T20:37:48Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|Hun|nów}} z któremi Rzymianie stoczyć tutaj mieli wielką bitwę w r. 441, co zdają się potwierdzać znajdowane przy uprawie pól tutejszych, broń, moneta i inne zabytki starożytne, tak rzymskie, jak i do Hunnów należące. Przejeżdżaliśmy następnie przez wsie ''Łomnicę'' i ''Mühlenbach''. Widząc zwracającą się w bok drogę a nie ufając już naszemu furmanowi, pytaliśmy pierwszego lepszego przechodnia czy dobrze jedziemy do ''Szmeksu''? Niemiec idący w tężsamą stronę, postąpił kilka kroków obok naszego wozu, wskazał ręką przed siebie mówiąc: że tędy droga, ale zarazem nadstawił kapelusz prosząc o wynagrodzenie za tę przysługę. Oto uczynność niemiecka.<br>
{{tab}}Wygodna i szeroka droga wznosząc się coraz bystrzéj pod górę, zapuściła się w piękny las świerkowy. Wkrótce na tle ciemnéj zieleni ukazał się czerwony dach szwajcarskiego domku, zwolna jeden po drugim wysuwało się z lasu coraz więcéj takich domków. To ''Szmeks''. Przy odgłosie cygańskiéj muzyki, która grywa dla przyjemności bawiących tutaj gości, wjechaliśmy do téj malowniczéj osady. Rozgościwszy się w porządnéj i obszernéj stancyi zajezdnego domu, poszliśmy na obejrzenie ''Szmeksu''.<br>
{{tab}}''Szmeks'', ulubione miejsce letniego pobytu a poniekąd i kuracyi Węgrów, zwany przez nich ''łaźnią tatrzańską'' (Tatra Füred) leży na północno-wschodnim krańcu Tatrów (3201 st. n. p. m.), na pochyłości góry ''Bierbrunn''. Szczawy tutejsze nie mające żadnych własności leczniczych, są wyborne dopicia. Woda ta zimna jak lód ma smak tak przyjemny i jest tak orzeźwiającą, że jéj się odpić nie można. Z bliższych okolic przyjeżdżają po nią i zabierają w beczki. Są tu łazienki urządzone do odbywania wodnéj kuracyi; daléj oberża, t. j. piękny dom piętrowy o dwunastu oknach; prócz tego kilkanaście ślicznych i gustownych domków<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gd5tlrlbkk5541k7cwfgpkilcgapr81
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/266
100
1081219
3156911
3142694
2022-08-24T20:44:00Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>szwajcarskich, rozrzuconych w malowniczym nieładzie, a służących za mieszkanie {{Korekta|gościom|gościom.}} W obszernym i pięknym domu zbudowanym także w szwajcarskim guście a stojącym na wstępie do ''Szmeksu'', jest wspólna sala jadalna, a oprócz tego sala zebrań towarzyskich, gdzie się odbywają bale, koncerta i tym podobne zabawy. Z ganku i wystawy tego domu, jest bardzo rozległy widok na spizkie Podhale. Przede drzwiami jest jedno z kwaśnych źródeł pięknie ocembrowane. Patrząc na te klomby drzew i bujnych krzewów liściastych, na te prześliczne trawniki i grzędy najpiękniejszych ogrodowych kwiatów, możnaby zapomnieć, że się znajdujemy u podnoża tatrzańskich olbrzymów, ale gdy podniesiemy wźrok w górę, widzimy poważne głowy tych sędziwych patryjarchów. Łomnica, szczyt Sławkowski i Gierlachowski, Królewski Nos, to najbliższe ''Szmeksu'' {{Korekta|sąsiady,.|sąsiady,}} spoglądające na tę osadę co niby kwiat nadobny u ich stóp rozkwita. Tak główna, szeroka droga jak i wszystkie ulice i ścieżki, są wysypane twardo ubitym piaskiem, czy jakąś téj okolicy właściwą ziemią czerwonawéj barwy. W czasie suszy niema tu wcale pyłu, po deszczu zaś żadnego błota. Ścieżki te wiją się wśród domów i kwiatowych klombów, zapuszczają się w las, plączą się i krzyżują w różnych kierunkach, tworząc najprzyjemniejsze dzikie przechadzki, przyozdobione w różnych miejscach altankami, ławeczkami, mostkami itp. Sztuka zrobiła tu wiele, a nie przekształcając natury, uwydatniła tylko jéj piękności i uczyniła je dostępniejszemi.<br>
{{tab}}Jakkolwiek w ''Szmeksie'' zbiera się bardzo liczne towarzystwo i przebywają nieraz węgierscy magnaci, jednakże jak słyszałam nie przesadzają się bynajmniéj w wystawności i elegancyi. Niema tu nudnéj etykiety, a następnie komerażów, niechęci i wzajemnego niezadowolenia które tak nużącym i niemiłym czynią pobyt<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
k9t97nxxwwzbl7o76ffh3wz65xqn78r
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/267
100
1081220
3156914
3142698
2022-08-24T20:46:51Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>w niektórych naszych kąpielach, a zwłaszcza w Szczawnicy. Panuje tutaj zupełna swoboda, któréj każdy używa pojąc się czystém powietrzem górskiém i korzystając z przyjemności dobranego towarzystwa. Przyjemne spędzenie letniéj pory i wzmocnienie zdrowia, jest głównym celem bawiących w ''Szmeksie''.<br>
{{tab}}Nie wiem do kogo ''Szmeks'' należy; od roku 1833 dzierżawcą jego był Reiner Niemiec, rodem ze Spizkiéj Soboty. Jemu to winien ''Szmeks'' urządzenie, rozwinienie i upięknienie swoje, gdyż przedtém było tu zaledwie parę domów. Późniéj Reiner zajmował się tylko polowaniem z bawiącemi tutaj Węgrami, cały zaś zarząd prowadziła żona bardzo obrotna, gospodarna i miła kobieta. W porównaniu z innemi miejscami kąpielowemi, ''Szmeks'' tak pod względem mieszkania jak utrzymania, jest nadzwyczaj tanim. Po śmierci Reinerowéj przed trzema czy czterema laty, dzierżawa ''Szmeksu'' przeszła w inne ręce, ale jak słyszałam nic się tam nie zmieniło.<br>
{{tab}}Mówiłam już że Tatry spizkie nie mają przedgórzy, niema tu więc owych dolin i polan, które tak się uśmiechają, bawiącemu w Zakopaném i dostarczają miłéj a nie trudzącéj przechadzki tym nawet, którzy nie mogą się odważyć na dalsze wyprawy w góry. Ze ''Szmeksu'' wyruszają zwykle konno na zwiedzenie doliny ''Felki'' u stóp Gierlacha, na Łomnicę, na szczyt Sławkowski, wreszcie do doliny ''Wielkiego'' lub ''Małego Kolbachu''. W téj ostatniéj, u stóp Łomnicy, leży Pięć Stawów węgierskich; po drodze zaś można widzieć słynne wodospady Kolbachu.<br>
{{tab}}Chcąc przecież zajrzeć w głąb Tatrów spizkich, umyśliliśmy odbyć nazajutrz tę wycieczkę i w tym celu według miejscowego zwyczaju, udaliśmy się do p. Reinerowéj prosząc o przewodnika i prowiant na drogę. Obszedłszy przechadzki które niepostrzeżenie gubią się<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
s6j5s3edr2wcdvhjqv4exhkbsrjl84s
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/268
100
1081221
3156917
3142702
2022-08-24T20:49:39Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>w pięknym lesie, wypoczywaliśmy wieczorem siedząc na dużych kamieniach ustawionych niby krzesła i ławki około ogromnéj, naturalnéj płyty granitu, która zastępowała miejsce stołu. Nie zapomnę nigdy tego wieczoru. Dokoła nas kwiaty wydające woń upajającą, nad nami ciemniejący błękit, a na nim rysował się ostremi liniami wspaniały szczyt Łomnicki, wynurzający się z ciemnych lasów. Leciuchna mgła śnieżnéj białości, otulała do połowy tę poważną i piękną turnię, a ścieląc się ponad lasy, opadała coraz niżéj. Wkrótce Łomnica zajaśniała w księżycowym blasku. Szmeks i Łomnica w powodzi księżycowego światła, to obraz z tysiąca i jednéj nocy.<br>
{{tab}}Gdyśmy powrócili do naszéj kwatery, doleciały nas dźwięki muzyki; byłto ognisty, namiętny ''Czardasz''. Mieszkanie nasze było w pobliżu domu w którym znajduje się sala zabawy, gdzie właśnie bal się odbywał. Byliśmy niezmiernie ciekawi tego narodowego węgierskiego tańca, ale znając wymagania zwykłéj etykiety, nie sądziliśmy, żeby można wejść na salę inaczéj jak w balowym stroju. Poprzestaliśmy zatém na przysłuchiwaniu się muzyce. Po niewczasie dopiero dowiedzieliśmy się, że w Szmeksie i pod tym względem zupełna panuje swoboda: każdy przychodzi na salę w codzienném ubraniu, i nasze więc skromne suknie byłyby tam uszły. Układaliśmy sobie, że następnego wieczora przypatrzymy się czardaszowi, ale jakby na przekór zamiast balu był koncert.<br>
{{tab}}Nazajutrz przypadał dzień 15ty sierpnia, dzień uroczysty Wniebowzięcia N. P. Wybierając się do Szmeksu, wiedzieliśmy że tam jest kaplica gdzie się odprawia msza św. Ale spotkał nas zawód: kaplica jest wprawdzie, ale ksiądz nie mieszka stale, czasem tylko trafi się jako gość i wtedy bywa msza św. Wczoraj właśnie wyjechał ksiądz bawiący tu jakiś czas. Tak<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
kauw9ke7r0fgvy53swj4s5adpkxrv3p
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/269
100
1081222
3156921
3142704
2022-08-24T20:52:34Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>więc w dzień ten uroczysty myślą tylko mogliśmy być przytomni najświętszéj ofierze, jednocząc się z tłumami wiernych, które napełniają świątynie nasze i modły swoje składają u stóp Téj, któréj tryumf kościół dziś głosi. Mieliśmy przytém podziwiać cuda boskiéj potęgi, cuda téj przyrody, która jest arcydziełem Jego wszechmocnéj ręki, a taki widok w duszach wierzących rozbudza zawsze religijne uczucia, usposabia je i nastraja do wzniosłéj modlitwy.<br>
{{tab}}Gdyśmy wyruszyli w drogę, niebo przyćmione było mgłą, która zasłaniała szczyt Łomnicy i inne wynioślejsze wierchy; ale byłato mgła lekka i biała przerywająca się i rozpływająca w powietrzu w miarę jak słońce wznosiło się wyżéj; nie budziła więc najmniejszéj wątpliwości co do pogody. Minąwszy oberżę, stojącą o ile pamiętam najwyżéj ze wszystkich domów mieszkalnych w Szmeksie, zapuściliśmy się w las ścieżkami wijącemi się wśród gęstych zarośli borówek. Idąc zwolna, ale ciągle pod górę, przyszliśmy do źródła pięknie ocembrowanego kamieniami, które dawniéj nosiło nazwę ''Prisnitza'', późniéj zaś nazwaném zostało źródłem ''Reinera'' i ''Elżbiety''. Około tego źródła i daléj jeszcze po bokach pięknie utrzymanych ścieżek, widać mnóstwo najrozmaitszych drzew liściastych, strojnych świeżą zielonością. Taką przyjemną drogą dochodzimy do miejsca zwanego ''Kämmchen'' (4048 st.). Jestto dość obszerna polanka, zkąd najpiękniejszy przedstawia się widok. Na lewo wyziera w dali wspaniały, szeroki szczyt ''Gierlachowski'', a bliżéj nas wierch ''Sławkowski''. Przed nami piętrzą się nadzwyczaj urwiste, zupełnie prostopadłe i dzikie opoki, grzbiet strasznie poszarpany, zwany ''Mittelgratt'', lub ''Kalbachergratt'' (7808 st.).<br>
{{tab}}Pomiędzy tymto grzbietem a szczytem ''Sławkowskim'', otwiera się szeroka i długa dolina ''Wielkiego Kolbachu''. Dno jéj zalegają masy śniegu, a w głębi leży<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
nsfq1v46mcdwpha3lkkjsi290h3raab
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/270
100
1081223
3156926
3142705
2022-08-24T20:56:50Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>kilka jeziór. ''Mittelgratt'' oddziela dolinę ''Wielkiego'', od doliny ''Małego Kolbachu'', położonéj znacznie wyżéj od tamtéj, pomiędzy owym urwistym grzbietem, a olbrzymią ścianą ''Łomnicy''. ''Łomnica!'' ach jak ona pięknie ztąd się przedstawia! Stoi tuż przed nami; szczyt jéj wznosi się majestatycznie obstawiony ''piórami'', jak nazywają nasi górale. Są to istne wieżyczki granitowe, równie jak sam szczyt przecudnie rzeźbione. Nie trzeba zbyt bujnéj wyobraźni, aby w tych wysmukłych, skalistych iglicach, dopatrzeć podobieństwa do pysznéj, gotyckiéj budowy, któréj szczyt stanowi sam wierzchołek Łomnicy. Jeżeli Łomnica od Kiezmarku jest wspaniałym olbrzymem, ztąd widziana, jest majestatyczną i niezrównanéj piękności królową.<br>
{{tab}}Wkrótce głuchy huk zapowiedział nam bliskość ''Wodospadu Wielkiego Kolbachu'' (Grosser Kolbachwasserfall). Jestto jeden z najpiękniejszych wodospadów tatrzańskich, wprawdzie nie ze względu wysokości spadku, jak raczéj wielkiéj obfitości wody. Powstaje on w miejscu połączenia nadzwyczaj bystrego potoku nadpływającego z doliny Wielkiego Kolbachu, z innym, spływającym z doliny Małego Kolbachu. Widać tu olbrzymie zwaliska skał granitowych, potężne bryły nagromadzone jedne na drugie w strasznym nieładzie niby ruiny mostów lub wodociągów wzniesionych przed wieki ręką Tytanów, a potém okropną jakąś katastrofą obróconych w gruzy. Z tychto granitowych progów z wierzchu prześlicznie ustrojonych mchem, krzewami, a nawet kwieciem, rzuca się dwoma ramionami ogromna masa spienionéj wody; burzy się, kłębi, wre, kipi, przewalając się i spadając w najrozmaitszych podskokach, a promienie słońca odbijając się w rozpryskujących się kroplach, tworzą piękną tęczę o bardzo żywych barwach.<br>
{{tab}}Nie daleko ztąd, lecz znacznie wyżéj, napotykamy drugi wodospad, powstający ze spadku potoku {{pp|płyną|cego}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
culdpebuqenq0qyj477tnfe7ucbo595
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/57
100
1085418
3156775
3152920
2022-08-24T16:30:42Z
Maire
377
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Maire" /></noinclude><br>
{{c|'''VI'''|po=20px}}
{{c|'''Szwejk przerywa zaczarowane kolo i dostaje się znowu do domu.'''}}
<br>
{{tab}}Budowlę dyrekcji policji przewiewał chłód obcego autorytetu, który ustalał, jak dalece ludność entuzjazmuje się wojną. Prócz garści ludzi, którzy się nie wyparli, że są synami narodu mającego przelewać krew za sprawy zgoła mu obce, dyrekcja policji była kolekcją biurokratycznych drapieżników, którzy za jedyne narzędzie obrony państwa uważali więzienie i szubienicę.<br>
{{tab}}Z ofiarami swymi ludzie ci obchodzili się z jadowitą uprzejmością, czyhając bacznie na każde ich słowo.<br>
{{tab}}— Bardzo mi przykro — rzekł jeden z tych czarnożółtych drapieżników, gdy przyprowadzono doń Szwejka — że pan znowu dostał się w nasze ręce. Myśleliśmy, że się pan poprawi, ale spotkał nas zawód.<br>
{{tab}}Szwejk bez słowa potakiwał głową i miał minę tak niewinną, że czarnożółta bestia spojrzała na niego z dużym zaciekawieniem i rzekła z naciskiem:<br>
{{tab}}— Nie rób pan takiej idiotycznej miny:<br>
{{tab}}Ale natychmiast przeszła znowuż w ton wielkiej uprzejmości i mówiła dalej:<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
o43v4vef697rymaztyfx6zog3fd7ue8
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/58
100
1085419
3156780
3152921
2022-08-24T16:32:30Z
Maire
377
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Maire" /></noinclude>{{tab}}— Dla nas jest rzeczą bardzo niemiłą trzymać pana w areszcie i mogę pana zapewnić, że zdaniem moim wina pańska nie jest taka wielka, bo przy małej pańskiej inteligencji nie można wątpić, że został pan oszukany. Niech pan mi powie, panie Szwejk, kto też pana namawia, aby pan wyprawiał takie głupstwa?<br>
{{tab}}Szwejk zakaszlał i ozwał się:<br>
{{tab}}— Ja, proszę pana, o żadnych głupstwach nic nie wiem.<br>
{{tab}}— A czyż to nie jest głupstwo, panie Szwejk — wywodził urzędnik, obłudnym tonem ojcowskim — gdy pan, według opowiadania policjanta, który pana tutaj przyprowadził, spowodowałeś zbiegowisko przed manifestem o wojnie, wywieszonym na rogu ulicy, i gdy podburzałeś lud wołaniem: „Niech żyje cesarz Franciszek Józef! Ta wojna jest wygrana!?“<br>
{{tab}}— Nie mogę próżnować — zadeklarował Szwejk, spoglądając swymi zacnymi oczami w oczy inkwizytora. — Oburzyło mnie to, gdy widziałem, że wszyscy czytają ten manifest o wojnie, a nikt nie okazuje radości. Nikt nie wiwatuje, nikt nie woła hura, w ogóle, nic, panie radco. To tak, jakby ich to wcale nie obchodziło. Więc ja, stary wojak z dziewięćdziesiątego pierwszego regimentu, nie mogłem już na to patrzeć, krzyknąłem, co się należało, i myślę, że gdyby pan był na moim miejscu, to byłby pan postąpił tak samo, jak ja. Jak jest wojna, to musi być wygrana i trzeba wołać wiwat na cześć najjaśniejszego pana, tego mnie nikt uczyć nie potrzebuje.<br>
{{tab}}Przeświadczony i skruszony, czarnożółty drapieżnik nie zniósł spojrzenia niewinnego baranka Szwejka, opuścił więc oczy na urzędowe akty i rzekł:<br>
{{tab}}— Uznaję całkowicie pański zapał, ale powinien się on przejawiać w innych okolicznościach. Sam pan wie dobrze, że prowadził pana policjant, więc taki wybuch patriotyzmu musiał wywrzeć na publiczności wrażenie raczej ironiczne niż poważne.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fvl9m7rntwjovd28c44tuux2ubbe74s
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/59
100
1085420
3156783
3152923
2022-08-24T16:33:58Z
Maire
377
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Maire" /></noinclude>{{tab}}— Gdy kogoś prowadzi policjant — odpowiedział Szwejk — to taki moment życia jest ciężki. Ale gdy człowiek nawet w takim momencie nie zapomina o tym, co należy robić po wypowiedzeniu wojny, to ja sądzę, że taki człowiek nie jest zły.<br>
{{tab}}Czarnożółta bestia zawarczała i jeszcze raz spojrzała Szwejkowi w oczy.<br>
{{tab}}Szwejk odpowiedział niewinnym, miękkim, skromnym i tkliwym ciepłem swego spojrzenia.<br>
{{tab}}Przez chwilę ci dwaj patrzyli sobie w oczy wytrwale.<br>
{{tab}}— Pal pana diabli, panie Szwejk — rzekła wreszcie gęba urzędowa — ale jeśli dostanie się tu pan jeszcze raz, to w ogóle nie będę pana o nic pytał, ale odeślę pana bez jednego słowa do wojennego sądu na Hradczany. Zrozumiał pan?<br>
{{tab}}Nim się pan radca opatrzył, Szwejk podszedł ku niemu, pocałował go w rękę i rzekł:<br>
{{tab}}— Bóg zapłać za wszystko. Gdyby pan potrzebował czasem jakiego rasowego pieska, to niech pan się zwróci do mnie. Ja handluję psami.<br>
{{tab}}W taki sposób Szwejk znalazł się znowu na wolności i na drodze do domu.<br>
{{tab}}Zaczął się zastanawiać, czy po drodze nie należałoby wstąpić naprzód do gospody „Pod kielichem“. Skończyło się na tym, że otworzył drzwi, którymi wyszedł był swego czasu w towarzystwie detektywa Bretschneidera.<br>
{{tab}}W szynkowni panowała grobowa cisza. Siedziało tam kilku gości, a wśród nich kościelny z kościoła św. Apolinarego. Wszyscy mieli miny ponure. Za szynkwasem siedziała gospodyni Paliwcowa i tępo spoglądała na kurki od piwa.<br>
{{tab}}— Otom i ja — rzekł Szwejk wesoło. — Proszę o szklankę piwa. A gdzież to pan Paliwec? Czy też już w domu?<br>
{{tab}}Zamiast odpowiedzi Paliwcowa zaczęła płakać. Całe nieszczęście swoje akcentowała w sposób osobliwy na każdym słowie, gdy mówiła:<br>
{{tab}}— Dostał... dziesięć... lat... przed... tygodniem<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
sli3rk7m3uj2p1zyk4buu9lar3x9c5e
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/60
100
1085421
3156784
3152925
2022-08-24T16:38:39Z
Maire
377
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Maire" /></noinclude>{{tab}}— No, to już sobie tydzień odsiedział — rzekł Szwejk.<br>
{{tab}}— On był taki ostrożny — płakała Paliwcowa — sam to ciągle o sobie powtarzał.<br>
{{tab}}Goście w szynkowni uparcie milczeli, jakby po izbie błądził duch Paliwca i napominał ich do jeszcze większej ostrożności.<br>
{{tab}}— Ostrożność to matka mądrości — rzekł Szwejk, zasiadając do stołu nad szklanką piwa. W pianie tego piwa były dziurki od łez pani Paliwcowej, która płakała, podając Szwejkowi piwo. Dzisiejsze czasy są takie, że zmuszają człowieka do ostrożności.<br>
{{tab}}— Wczoraj mieliśmy dwa pogrzeby — zmieniał temat rozmowy kościelny z kościoła św. Apolinarego.<br>
{{tab}}— Widać ktoś umarł — rzekł drugi gość, a trzeci dodał pytanie:<br>
{{tab}}— Czy te pogrzeby były z katafalkiem?<br>
{{tab}}— Chciałbym wiedzieć — rzekł Szwejk — jakie teraz w czasie wojny będą pogrzeby wojenne.<br>
{{tab}}Goście wstawali, płacili, co się od nich należało, i bez słowa wychodzili. Tylko Szwejk został sam na sam z Paliwcową.<br>
{{tab}}— Nawet nie byłbym pomyślał, żeby niewinnego człowieka skazywali na dziesięć lat — rzekł Szwejk. — Że jednego niewinnego skazali na pięć lat, o tym już słyszałem, ale na dziesięć, to trochę za dużo.<br>
{{tab}}— Bo mój chłop się przyznał — płakała Paliwcowa — do tego, co tutaj mówił o tych muchach i o tym obrazie, i powtórzył to w dyrekcji policji i w sądzie. Byłam w sądzie na sprawie jako świadek, ale cóż ja tam mogłam świadczyć, kiedy mi powiedzieli, że jestem w stosunku pokrewieństwa i że mogę się zrzec świadczenia. Ja się tak wystraszyłam tego stosunku pokrewieństwa, żeby z tego nie było jeszcze czego gorszego, i zrzekłam się świadczenia, a mój biedny stary tak na mnie spojrzał, że do samej śmierci nie zapomnę tego spojrzenia. A potem po wyroku, kiedy go odprowadzali, krzyknął tam na<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jbj1gszvfti9e98j89kffzzw6mlqe6v
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/61
100
1085422
3156785
3152926
2022-08-24T16:39:50Z
Maire
377
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Maire" /></noinclude>korytarzu: — Niech żyje wolna myśl! — Bo z tego wszystkiego całkiem zgłupiał.<br>
{{tab}}— A pan Bretschneider już tu nie bywa? — pytał Szwejk.<br>
{{tab}}— Był tu parę razy — odpowiedziała pani gospodyni — wypił piwo, albo dwa, pytał, kto tu bywa, i przysłuchiwał się, jak goście rozmawiają o footbalu. A jego podrzucało, jakby miał dostać ataku furii i wielkiej choroby. Przez ten cały czas nabrał tylko jednego tapicera z ulicy Przecznej.<br>
{{tab}}— To rzecz wprawy — rzekł Szwejk. — Czy ten tapicer był głupi człowiek?<br>
{{tab}}— Taki jak mój mąż, mniej więcej — odpowiedziała z płaczem. — Pytał się go czy strzelałby do Serbów. A on odpowiedział, że nie umie strzelać, że był razu pewnego w strzelnicy i postrzelał tam całą {{roz*|koronę.}} Potem słyszeliśmy wszyscy, jak pan Bretschneider rzekł, zapisując sobie w notatniku: — Patrzcie państwo, znowuż taka ładna zdrada stanu — i zabrał z sobą tego tapicera z Przecznej ulicy, który już nie wrócił.<br>
{{tab}}— Dużo jest takich, co już nie powrócą — mówił Szwejk. — Proszę o rum.<br>
{{tab}}Właśnie zamawiał sobie Szwejk drugą porcję rumu, gdy do szynkowni wszedł cywilny policjant Bretschneider. Rzuciwszy pobieżne spojrzenie na Szwejka, kazał sobie podać piwa i czekał, co powie Szwejk.<br>
{{tab}}A Szwejk, zdjąwszy z wieszaka jakąś gazetę i przeglądając ostatnią stronicę ogłoszeń odezwał się:<br>
{{tab}}— Patrzcie państwo, niejaki pan Czimpera w Straszkowie, numer piąty, poczta Raczynie — wieś, sprzedaje gospodarkę z trzynastoma morgami własnego pola. Szkoła i kolej na miejscu.<br>
{{tab}}Bretschneider nerwowo bębnił palcami i zwracając się do Szwejka, rzekł:<br>
{{tab}}— Dziwię się, że pana takie gospodarstwo zajmuje, panie Szwejk.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0c7uywqpxgsbdp9gn2qbtnm418k3a0z
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/62
100
1085423
3156786
3152927
2022-08-24T16:41:09Z
Maire
377
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Maire" /></noinclude>{{tab}}— Ach, to pan — rzekł Szwejk wyciągając rękę na przywitanie. — Nie poznałem pana od razu, bo mam bardzo słabą pamięć. Ostatnio widzieliśmy się bodaj że w kancelarii przyjemczej dyrekcji policji, prawda? Co pan porabiał w tym czasie? Czy zachodzi pan tu często?<br>
{{tab}}— Dzisiaj przyszedłem tu, żeby się spotkać z panem — rzekł Bretschneider. — W dyrekcji policji powiedziano mi, że pan sprzedaje psy. Potrzebuję ładnego ratlerka albo szpica, czy coś w tym rodzaju.<br>
{{tab}}— Mogę panu służyć psami każdego gatunku — odpowiedział Szwejk. — Życzy pan sobie zwierzę rasowe czy też zwyczajne?<br>
{{tab}}— Sądzę — odpowiedział Bretschneider — że lepiej od razu wziąć rasowe zwierzę.<br>
{{tab}}— No, a psa policyjnego nie życzyłby pan sobie? — zapytał Szwejk. — Takiego, mianowicie, który natychmiast wszystko wytropi i naprowadzi na ślad zbrodni? Ma takiego psa jeden rzeźnik we Wrszowicach, a ten pies wozi wózek, bo, jak to się mówi, minął się ze swoim powołaniem.<br>
{{tab}}— Chciałbym jednak szpica — ze spokojnym uporem mówił Bretschneider. — Szpica, który by nie kąsał.<br>
{{tab}}— A więc życzy pan sobie szpica bez zębów? — zapytał Szwejk. — Wiem o takim szpicu. Ma go pewien właściciel gospody w Dejwicach.<br>
{{tab}}— No, to już lepiej ratlerka — ozwał się zakłopotany pan Bretschneider, którego wiadomości o psach były bardzo nikłe i gdyby nie rozkaz dyrekcji policji, to nigdy nie byłby się psami interesował.<br>
{{tab}}Ale rozkaz był jasny i wyraźny: zapoznać się bliżej ze Szwejkiem, korzystając z jego handlu psami, a w tym celu miał prawo dobrać sobie pomocników i rozporządzać pewnymi sumami na kupno psów.<br>
{{tab}}— Ratlery są większe i mniejsze — rzekł Szwejk. — Wiem o dwóch małych i o trzech większych. Wszystkich<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0y1u253oeut6hdfx492fffzn66dofcw
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/63
100
1085424
3156787
3152929
2022-08-24T16:43:35Z
Maire
377
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Maire" /></noinclude>pięcioro można sobie położyć na kolanach. Mogę ich panu polecić jak najgoręcej.<br>
{{tab}}— Taki ratler bardzo by mi się podobał — zdecydował się Bretschneider. — A ile też kosztuje taki piesek?<br>
{{tab}}— To zależy od wielkości — odpowiedział Szwejk. — Wielkość gra tu ważną rolę. Bo ratlerek to nie cielę. U ratlerków odwrotnie: im mniejszy, tym droższy.<br>
{{tab}}— Ja bym reflektował na większego, który by stróżował — odpowiedział Bretschneider w obawie, aby nie obciążył nadmiernie sekretnego funduszu policji państwowej.<br>
{{tab}}— Dobrze — rzekł Szwejk — większego ratlerka mogę panu sprzedać za pięćdziesiąt koron, a jeszcze większego za czterdzieści pięć, ale zapomnieliśmy o jednej rzeczy: czy to mają być szczenięta czy też stare psy i czy chodzi o psy czy o suki.<br>
{{tab}}— Mnie wszystko jedno — odpowiedział Bretschneider, który zetknął się tu nagle z nieznanymi mu dotychczas zagadnieniami. — Niech pan mi się wystara o pieska, a ja jutro wieczorem o siódmej przyjdę po niego. Będzie?<br>
{{tab}}— Niech pan przyjdzie — sucho odpowiedział Szwejk. — Pies będzie, ale w takim razie jestem zmuszony prosić o zaliczkę trzydziestu koron.<br>
{{tab}}— Rzecz prosta — rzekł Bretschneider wyliczając Szwejkowi pieniądze. — A teraz zafundujemy sobie po ćwiartce wina na mój rachunek.<br>
{{tab}}Kiedy pili już po piątej ćwiartce, Bretschneider wezwał Szwejka, żeby się go nie obawiał, bo dzisiaj nie ma służby i każdy śmiało może z nim rozmawiać o polityce.<br>
{{tab}}Szwejk zadeklarował, że w szynku nigdy o polityce nie rozmawia, bo cała polityka to zabawka dla małych dzieci.<br>
{{tab}}Bretschneider, przeciwnie, ujawniał wielce rewolucyjne poglądy i mówił, że każde słabe państwo skazane jest na zagładę. Przy sposobności zapytał Szwejka, jakie są jego poglądy w tej materii<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9sqjrmub1f9xrkoofcdycuvb3t73q3d
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/64
100
1085425
3156788
3152930
2022-08-24T16:44:57Z
Maire
377
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Maire" /></noinclude>{{tab}}Szwejk zameldował mu, że jeszcze nigdy nie miał nic do czynienia z państwem, ale że kiedyś miał pod opieką słabe szczenię bernardyna, które karmił sucharami wojskowymi, i też zdechło.<br>
{{tab}}Przy szóstej ćwiartce Bretschneider wypowiedział się za anarchizmem i pytał Szwejka, do jakiej organizacji przystać najlepiej.<br>
{{tab}}Szwejk odpowiedział, że razu pewnego jakiś anarchista kupił u niego psa leonbergera za sto koron i ostatniej raty mu nie dopłacił.<br>
{{tab}}Przy siódmej ćwiartce Bretschneider mówił o rewolucji i występował ostro przeciwko mobilizacji, na co Szwejk odpowiedział mu szeptem, pochylając się nad jego uchem:<br>
{{tab}}— Akurat przyszedł do lokalu jakiś gość, więc uważaj pan, żeby nic nie słyszał, bo mógłby pan z tego mieć przykrości. Widzi pan przecie, że Paliwcowa już płacze.<br>
{{tab}}Pani Paliwcowa naprawdę płakała, siedząc w krześle przy szynkwasie.<br>
{{tab}}— Czemu pani płacze, pani gospodyni? — zapytał Bretschneider. — Po trzech miesiącach wygramy wojnę, będzie amnestia, mąż pani wróci do domu i zrobimy sobie fundę.<br>
{{tab}}— Czy może jest pan zdania, że tej wojny nie wygramy? — zwrócił się do Szwejka.<br>
{{tab}}— Kto by tam ciągle wałkował takie rzeczy? — rzekł Szwejk. — Wygrać musimy i basta, ale teraz idę do domu, bo już czas na mnie.<br>
{{tab}}Szwejk zapłacił, co był winien, i powrócił do swojej starej posługaczki, pani Müllerowej, która się bardzo wystraszyła, gdy spostrzegła, że człowiekiem, który otwiera kluczem drzwi, jest pan Szwejk.<br>
{{tab}}— Myślałam, proszę pana, że pan powróci dopiero za lat kilka — rzekła ze zwykłą swoją szczerością. — Ja tymczasem z żalu za panem wzięłam sobie na kwaterę portiera z nocnej kawiarni, bo u nas była już trzy razy rewizja, a gdy nic nie<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
sghiuyoi2tjxltppv76gev0kbjdumja
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/65
100
1085426
3156790
3152933
2022-08-24T16:46:07Z
Maire
377
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Maire" /></noinclude>mogli znaleźć, powiedzieli, że pan jest zgubiony, bo widać, jaki pan wyrafinowany, skoro pan tak dobrze wszystko ukrył.<br>
{{tab}}Szwejk zauważył natychmiast, że nieznany obcy człowiek urządził się w jego mieszkaniu jak najwygodniej. Spał na jego łóżku i okazał się nawet tak dalece szlachetnym, że zadowolił się połową łóżka, a na drugiej połowie umieścił jakieś długowłose stworzenie, które spało, objąwszy go przez wdzięczność za szyję. Zaś przed łóżkiem leżały w nieładzie części garderoby męskiej i damskiej. Z tego chaosu można było łatwo wywnioskować, że portier nocnej kawiarni powrócił do domu w dobrym usposobieniu.<br>
{{tab}}— Panie — rzekł Szwejk potrząsając intruzem — niech pan się nie spóźni na obiad. Byłoby mi bardzo przykro, gdyby pan na mnie narzekał, że wyrzuciłem pana dopiero wtedy, jak już nigdzie nie było można dostać czegoś do zjedzenia.<br>
{{tab}}Portier nocnej kawiarni był bardzo zaspany, więc trwało dość długo, zanim pojął, że właściciel łóżka powrócił do domu i ma do tego łóżka pretensje.<br>
{{tab}}Obyczajem wszystkich portierów nocnych kawiarń i ten pan wyraził się, że spierze każdego, kto go będzie budził i próbował spać dalej.<br>
{{tab}}Szwejk pozbierał tymczasem części jego garderoby, przyniósł mu je do łóżka i potrząsając śpiochem energicznie, rzekł:<br>
{{tab}}— Jeśli pan się nie ubierze, to spróbuję wyrzucić pana na ulicę tak, jak pan leży w łóżku. Dla pana będzie wielkim przywilejem, jeśli wyleci pan stąd ubrany.<br>
{{tab}}— Chciałem spać do godziny ósmej wieczorem — odezwał się portier wdziewając spodnie. — Płacę tu za łóżko dwie korony dziennie tej pani i mam prawo przyprowadzać tu sobie panienki z kawiarni. Wstawaj, Mańka.<br>
{{tab}}Gdy zapinał kołnierzyk i zawiązywał krawat, opamiętał się już tak dalece, że zaczął zapewniać Szwejka, iż nocna kawiarnia „Mimoza“ jest jednym z najprzyzwoitszych nocnych<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hjsh2srgdxu8fzjpe14gulwrekl1ia2
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/66
100
1085427
3156791
3152937
2022-08-24T16:47:10Z
Maire
377
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Maire" /></noinclude>lokali, do którego mają dostęp jedynie te damy, które mają książeczki policyjne w zupełnym porządku. Zaprosił też Szwejka, aby zechciał odwiedzić jego kawiarnię.<br>
{{tab}}Natomiast towarzyszka jego nie była zadowolona z takiego obrotu rzeczy i zaczęła wymyślać Szwejkowi, używając bardzo przyzwoitych wyrazów, z których najprzyzwoitszy był:<br>
{{tab}}— Ty smyku arcykapłański!<br>
{{tab}}Po odejściu intruzów zabrał się Szwejk do zrobienia porządku ze swoją gospodynią, ale nie znalazł po niej żadnego śladu, prócz kawałka papieru, na którym były ołówkiem nagryzmolone słowa pani Müllerowej, wypowiadającej się zazwyczaj z wielką łatwością. Tym razem chodziło o żałosną przygodę z odnajęciem pana Szwejkowego łóżka portierowi nocnej kawiarni.<br>
{{tab}}— Niech mi pan wielmożny wybaczy, że mnie pan już nigdy nie zobaczy, albowiem wyskoczę oknem.<br>
{{tab}}— Łgarstwo — rzekł Szwejk i czekał.<br>
{{tab}}Po upływie pół godziny pani Müllerowa wsunęła się na palcach do kuchni, nieszczęśliwa i skruszona, a na jej zgnębionej twarzy widać było, iż oczekuje od Szwejka słowa pociechy.<br>
{{tab}}— Jak pani chcesz skakać oknem — rzekł Szwejk — to idź pani do pokoju, okno otworzyłem. Skakanie z okna kuchennego odradzam pani, ponieważ spadniesz pani do ogródka, krzaki się pogniotą i trzeba będzie za nie płacić. Z okna w pokoju spadniesz pani na trotuar, a jeśli dobrze pójdzie, to i skręcisz pani kark. Ale jeśli masz pani pecha, to połamiesz pani tylko wszystkie żebra, ręce i nogi, będzie tylko wydatek na doktora i na szpital.<br>
{{tab}}Pani Müllerowa wybuchnęła płaczem, oddaliła się po cichu do pokoju, zamknęła okno, a gdy wróciła, rzekła:<br>
{{tab}}— Jest taki przeciąg, a to niedobrze przy pańskim reumatyzmie.<br>
{{tab}}Potem poszła zasłać łóżko, z niezwykłą troskliwością do<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rg5x8cbmu4zr7sqq9l4bcnhpv1ctcz9
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/67
100
1085428
3156792
3152939
2022-08-24T16:49:12Z
Maire
377
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Maire" /></noinclude>prowadziła wszystko do porządku i wróciwszy do Szwejka, który siedział w kuchni, mówiła roniąc łzy.<br>
{{tab}}— Te dwa szczenięta, proszę pana, cośmy mieli na podwórku, zdechły. A ten bernardyn uciekł, jak tu robili rewizję.<br>
{{tab}}— A, na miły Bóg! — Biedny pies może się ładnie wsypać, bo teraz z pewnością szukać go będzie policja.<br>
{{tab}}— Ugryzł jednego pana komisarza policji, gdy go przy rewizji ten pan wyciągał spod łóżka — mówiła dalej pani Müllerowa. — Naprzód jeden z tych panów rzekł, że ktoś siedzi pod łóżkiem, więc wezwali tego bernardyna w imieniu prawa, żeby wylazł spod łóżka, a ponieważ nie usłuchał, więc go wyciągnęli. A on ich chciał pożreć, a potem rzucił się do drzwi i więcej nie wrócił. I mnie też przesłuchiwali, kto do nas chodzi i czy nie dostajemy jakich pieniędzy z obcych krajów, a potem robili uwagi, że jestem głupia, gdy im powiedziałam, że z obcych krajów przychodzą teraz pieniądze bardzo rzadko, że ostatnio przyszły pieniądze od pana dyrektora z Brna, niby ta zaliczka sześćdziesiąt koron na kota angorskiego, którego Pan ogłaszał w „Narodni Polityce“, a zamiast którego posłał mu pan w skrzynce od daktyli ślepe szczenię foxterriera. Potem rozmawiali ze mną bardzo grzecznie i polecili mi tego portiera z nocnej kawiarni, żebym się sama w mieszkaniu nie bała. O, tego portiera, którego pan raczył wyrzucić...<br>
{{tab}}— Ja już mam z urzędami takiego pecha, pani Müllerowo. Teraz zobaczy pani, ilu tych panów będzie przychodziło kupować psy — westchnął Szwejk.<br>
{{tab}}Nie wiem, czy ci panowie, którzy po powrocie przeglądali archiwum policji, zdołali odszyfrować pozycje sekretne funduszu policji państwowej, wśród których znajdowały się takie: B... 40 K, F... 50 K, L... 80 K itd., ale mylili się stanowczo, jeśli przypuszczali, że B., F., L., to początkowe litery nazwisk takich panów, którzy za 40, 50 i 80 koron sprzedawali naród czeski czarnożółtemu orłu.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qqyjg0xuwjxj2alq76ylf49tmpjmy57
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/68
100
1085429
3156793
3152941
2022-08-24T16:52:02Z
Maire
377
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Maire" /></noinclude>{{tab}}„B“ znaczyło bernardyn, „F“ — foxterrier, a „L“ {{Korekta|leonberger|— leonberger}}. Wszystkie te psy sprowadzał Bretschneider od Szwejka do dyrekcji policji. Były to pokraczne kundle nie mające nic wspólnego z jakimikolwiek rasowymi psami, za jakie je Szwejk sprzedawał.<br>
{{tab}}Bernardyn był mieszańcem jakiegoś partackiego pudla i bardzo byle jakiego burka, których jest pełno na ulicach, foxterrier miał uszy jamnika, był duży jak pies rzeźnicki, a nogi miał takie pałąkowate, jakby właśnie przebył angielską chorobę. Leonberger łbem przypominał kudłaty łeb stajennego pinczera, ogon miał ucięty, był niski jak jamnik, {{Korekta|z|a}} zadek miał taki goły, jak słynne amerykańskie pieski — naguski.<br>
{{tab}}Potem poszedł do Szwejka detektyw Kalous i kupił jakiegoś wystraszonego potworka przypominającego hienę cętkowaną, z grzywą szkockiego owczarka, a w pozycjach sekretnego funduszu znalazła się notatka: D... 90 K.<br>
{{tab}}Ten potworek musiał reprezentować doga...<br>
{{tab}}Ale nawet Kalousowi nie udało się usłyszeć czegoś od Szwejka. Zyskał on akurat tyle, co i Bretschneider. Najzręczniejsze dyskursy polityczne umiał Szwejk przeprowadzić na temat leczenia nosacizny u szczeniąt, a najchytrzej i najpodstępniej zastawiane sidła miały tylko ten jeden skutek, że Bretschneider nabywał od Szwejka coraz pokraczniejsze kundle, pokrzyżowane wprost fantastycznie.<br>
{{tab}}I na tym skończyła się kariera sławnego detektywa Bretschneidera. Kiedy w mieszkaniu swoim miał już siedem takich kundli pokracznych, zamknął się razem z nimi w pokoju i tak długo nie dawał im nic jeść, dopóki go nie pożarły.<br>
{{tab}}Miał tyle honoru, że skarbowi zaoszczędził kosztów swego pogrzebu.<br>
{{tab}}W jego służbowych papierach w dyrekcji policji w rubryce „Awanse służbowe“ znalazła się taka uwaga, pełna tragizmu: „Pożarty przez własne psy“.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
75va617jlx8l1gf27x4ugbooqzqu5k9
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/69
100
1085430
3156794
3152942
2022-08-24T16:52:24Z
Maire
377
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Maire" /></noinclude>{{tab}}Gdy Szwejk dowiedział się o tym tragicznym wydarzeniu, rzekł tylko:<br>
{{tab}}— Jak takiego Bretschneidera złożą do kupy na sądzie ostatecznym?<br>
<br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0z6fj0wvqwj1o0tx3ksu225xlq8ddg3
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/70
100
1085431
3156795
3152943
2022-08-24T16:53:10Z
Maire
377
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Maire" /></noinclude><br>
{{c|'''VII'''|w=120%}}
{{c|'''Szwejk rusza na wojnę.'''}}
<br>
{{tab}}W czasach, gdy lasy nad Rabą w Galicji widziały uciekające przez Rabę wojska austriackie, a dalej na południu austriackie dywizje jedna po drugiej dostawały w skórę, co im się zresztą dawno i rzetelnie należało, przypomniało sobie austriackie ministerstwo wojny o Szwejku i wezwało go, aby pośpieszył wyciągać mocarstwo z bryndzy.<br>
{{tab}}Gdy Szwejkowi przynieśli wezwanie, że za tydzień ma się stawić na Strzelecką Wyspę do superrewizji wojskowej, leżał akurat w łóżku, dotknięty atakiem reumatyzmu.<br>
{{tab}}Pani Müllerowa była w kuchni i gotowała mu kawę.<br>
{{tab}}— Pani Müllerowo — ozwał się w pokoju cichy głos Szwejka — pani Müllerowo, proszę do mnie na chwilkę.<br>
{{tab}}Gdy posługaczka stanęła przy łóżku, rzekł Szwejk znowuż takim cichym głosem:<br>
{{tab}}— Niech pani siada, pani Müllerowo.<br>
{{tab}}W głosie jego drgało coś tajemniczego i uroczystego.<br>
{{tab}}Gdy pani Müllerowa usiadła, Szwejk wyprostował się na łóżku i rzekł:<br>
{{tab}}— Idę na wojnę.<br>
{{tab}}— Przenajświętsza Panienko! — zawołała pani Müllerowa. — Co pan tam będzie robił?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7oyz7zb5n7znfc8a3ptyqcttkn7znnd
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/71
100
1085432
3156796
3152946
2022-08-24T16:56:25Z
Maire
377
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Maire" /></noinclude>{{tab}}— Walczyć będę — grobowym głosem odpowiedział Szwejk. — Z Austrią klapa. U góry włażą nam już do Krakowa, a na dole pchają się do Węgier. Młócą nas jakby żyto jakie, gdzie spojrzeć, lanie, i dlatego wołają mnie na wojnę. Przecież czytałem pani wczoraj gazetę, jako drogą ojczyznę naszą spowiły niejakie chmury.<br>
{{tab}}— Ale przecież pan się ruszać nie może.<br>
{{tab}}— To nic nie szkodzi, pani Müllerowo, pojadę na wojnę w wózku. Zna pani tego cukiernika na rogu, toż on ma taki wózek. Woził w nim przed laty swego chromego i złośliwego dziadunia na świeże powietrze. Na tym wózku, pani Müllerowo, zawiezie mnie pani na wojnę.<br>
{{tab}}Pani Müllerowa wybuchnęła płaczem.<br>
{{tab}}— Proszę pana, czy nie każe pan przyprowadzić doktora?<br>
{{tab}}— Nie trzeba. Prócz tych moich nóg, to ja jestem całkiem zdrowy kanonenfutter, a w takich czasach, gdy z Austrią jest tak kiepsko, każdy kaleka musi być na swoim miejscu. Proszę spokojnie gotować kawę.<br>
{{tab}}Podczas zaś, gdy pani Müllerowa, zapłakana i wzruszona, zlewała kawę, dobry wojak Szwejk śpiewał sobie w łóżku:<br>
{{f|<poem>
Jenerał Windischgrätz i wojenne pany
Od samego wschodu słońca wojowały.
Hop, hop, hop!
Wojnę rozpoczęli i tak zawołali:
Pomóż nam Chrystus Pan z Przenajświętszą Panną.
Hop, hop, hop!</poem>|w=90%}}
{{tab}}Wystraszona pani Müllerowa pod wrażeniem straszliwego śpiewu wojennego zapomniała o kawie i drżąc na całym ciele przysłuchiwała się, jak dobry wojak Szwejk, siedząc w łóżku, dalej wyśpiewywał:<br>
{{f|<poem>
Z Panienką Maryją i te cztery mosty,
Hej postaw, Piemoncie, mocniejsze forposty!
Hop, hop, hop!</poem>|w=90%}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3vpsskqqwsg633uimute9n3cyik2496
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/72
100
1085433
3156798
3152948
2022-08-24T16:57:39Z
Maire
377
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Maire" /></noinclude>{{f|<poem>
Była bitwa, była, tam pod Solferino,
Aż tam krew żołnierska potokami płynie,
Hop, hop, hop!
Krwi aż po kolana, trupów co niemiara,
Bo tam krzepko wojowała nasza wiara,
Hop, hop, hop!
Hej, ty dzielna wiaro, nie lękaj się nędzy,
Bo za tobą wiozą pełen wóz pieniędzy,
Hop, hop, hop!</poem>|w=90%}}
{{tab}}— Ola Boga, proszę pana — ozwał się w kuchni głos żałosny, ale Szwejk kończył akurat swoją pieśń wojenną i nie dał sobie przerywać.<br>
{{f|<poem>
Pełen wóz pieniędzy, w powozie dziewczęta —
Nie masz świetniejszego nad nasz regimentu,
Hop, hop, hop!</poem>|w=90%}}
{{tab}}Pani Müllerowa dopadła drzwi i pobiegła po lekarza. Powróciła za godzinkę, kiedy Szwejk właśnie podrzemywał.<br>
{{tab}}Zbudził go ze snu grubawy pan, który przez chwilę trzymał dłoń na jego czole i mówił:<br>
{{tab}}— Niech pan się nie boi, ja jestem doktór Pawek z Winohrad. Daj pan rękę. Ten termometr proszę włożyć pod pachę... Dobrze. Pokaż pan język — jeszcze — schowaj pan język. Na co umarł pański ojciec? Na co matka?<br>
{{tab}}W chwili więc, gdy Wiedeń życzył sobie, aby wszystkie narody Austro-Węgier składały najświetniejsze przykłady wierności i uległości, doktór Pawek zapisywał Szwejkowi brom, aby zmniejszyć jego zapał patriotyczny, i zalecał statecznemu i dzielnemu wojakowi Szwejkowi, aby nie myślał o wojnie.<br>
{{tab}}— Niech pan leży spokojnie i nie denerwuje się, a ja jutro znowu przyjdę.<br>
{{tab}}Gdy przyszedł nazajutrz, pytał w kuchni panią Müllerową, jak się ma chory.<br>
{{tab}}— Coraz gorzej, panie doktorze — odpowiedziała z prawdziwym smutkiem. — W nocy śpiewał, z przeproszeniem, hymn austriacki.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
34ecfe8qpzn73jfo8lok21rldvr2482
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/73
100
1085434
3156799
3152949
2022-08-24T16:59:25Z
Maire
377
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Maire" /></noinclude>{{tab}}Doktór Pawek uważał, że na ten nowy wybuch lojalności pacjenta trzeba zareagować zwiększeniem dawki bromu.<br>
{{tab}}Na trzeci dzień meldowała mu pani Müllerowa, że Szwejk ma się jeszcze gorzej.<br>
{{tab}}— Po obiedzie, panie doktorze, posłał po mapę widowni wojny, a w nocy majaczyło mu się, że Austria wygra tę wojnę.<br>
{{tab}}— A czy bierze proszki według przepisu?<br>
{{tab}}— Jeszcze nawet nie posłał po nie.<br>
{{tab}}Doktór Pawek wybuchnął gniewem, nie szczędząc pacjentowi ostrych wyrzutów, i zanim odszedł, zapewnił Szwejka, że nigdy do niego nie przyjdzie i nie będzie leczył człowieka, który nie przyjmuje jego lekarskiej pomocy i bromu.<br>
{{tab}}Pozostawały już tylko dwa dni do terminu, w którym Szwejk miał stanąć przed komisją poborową.<br>
{{tab}}Tymczasem Szwejk poczynił należyte przygotowania. Naprzód wysłał panią Müllerową, aby mu kupiła czapkę wojskową, a następnie polecił jej, aby od cukiernika na rogu wypożyczyła wózek, na którym cukiernik woził swego chromego i złego dziadunia na świeże powietrze. Potem przypomniał sobie, że potrzebne mu są kule. Na szczęście cukiernik miał jeszcze i kule jako rodzinną pamiątkę po swoim dziaduniu.<br>
{{tab}}Brakło już tylko rekruckiego bukiecika. Postarała się oń pani Müllerowa, która w ciągu tych kilku dni nadzwyczajnie schudła i gdzie się ruszyła, tam płakała.<br>
{{tab}}I oto pewnego pamiętnego dnia na ulicach praskich ukazał się żywy dowód wzruszającej lojalności.<br>
{{tab}}Stara niewiasta popychała wózek, na którym siedział człowiek w czapce wojskowej z wyglansowanym „bączkiem“.
Człowiek ten wymachiwał kulami, a na jego surducie jaśniał rekrucki bukiecik.<br>
{{tab}}A mąż ów, nie przestając wymachiwać kulami, wołał po praskich ulicach:<br>
{{tab}}— Na Białogród! Na Białogród!<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hfssda646hqrdxoez5fnu5pqzr2shyw
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/74
100
1085435
3156800
3152951
2022-08-24T17:00:50Z
Maire
377
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Maire" /></noinclude>{{tab}}Za nim kroczył tłum ludzi, który z małej gromadki rozrastał się coraz bardziej i szedł za Szwejkiem wiernie do samego domu, z którego ten wyruszył na wojnę.<br>
{{tab}}Szwejk zdołał zauważyć, że niektórzy policjanci, stojący na rogach ulic, salutowali go.<br>
{{tab}}Na placu Wacławskim tłum otaczający wózek Szwejka wzrósł do kilkuset głów, a na rogu ulicy Krakowskiej tłum ten obił jakiegoś bursza, który idąc w czapeczce knajpianej wołał do Szwejka:<br>
{{tab}}— {{roz*|Heil! Nieder mit den Serben!}}<br>
{{tab}}Na rogu ulicy Vodićki na tłum wpadła policja konna i rozpędziła go.<br>
{{tab}}Gdy Szwejk przedstawił rewirowemu inspektorowi czarno na białym, że dzisiaj musi stanąć przed komisją poborową, inspektor był trochę rozczarowany, a chcąc zapobiec awanturze, wysłał dwóch konnych policjantów, aby towarzyszyli Szwejkowi aż na Strzelecką Wyspę.<br>
{{tab}}O całym tym wydarzeniu ukazał się w „Praskiej Gazecie Urzędowej!“ taki artykuł:<br>
{{f|lewy=10%|
{{c|PATRIOTYZM KALEKI.|po=10px}}
{{tab}}Wczoraj przed południem przechodnie na ulicach praskich byli świadkami sceny, która wymownie świadczy o tym, że w tej wielkiej i poważnej dobie także i synowie narodu naszego składają najświetniejsze przykłady wierności i uległości dla tronu i dla sędziwego monarchy. Wydaje nam się, jakby powróciły czasy starożytnych Greków i Rzymian, kiedy to Mucius Scaevola podążył do boju, zapomniawszy o swej spalonej ręce. Najświętsze uczucia i interesy były wczoraj zademonstrowane przez kalekę o kulach, którego stara matuchna wiozła na wózku dla chorych. Ten syn narodu czeskiego z dobrej woli, nie bacząc na swoje cierpienie, zgłosił się do wojska, aby życie swoje i mienie oddać za cesarza. A jeśli wołanie jego: „Na Białogród!“ znalazło takie żywe echo na ulicach praskich, jest to tylko dowodem, że prażanie są żywymi wzorami miłości ojczyzny i domu monarszego.|w=90%}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lz935k7hgd9dr7zuppuqyas9gxljvc8
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/75
100
1085436
3156802
3152953
2022-08-24T17:02:20Z
Maire
377
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Maire" /></noinclude>{{tab}}Mniej więcej tak samo pisał „Prager Tageblatt“, kończąc artykuł swój słowami, iż kalece-ochotnikowi towarzyszył zastęp Niemców, którzy własnymi rękoma osłaniali go przed zlinczowaniem przez czeskich agentów sławetnej koalicji.<br>
{{tab}}„Bohemia“ zamieściła tę wiadomość, żądając, aby kaleka-patriota został nagrodzony, i dodała, że dla niego przyjmować będzie od niemieckich obywateli ofiary, które składać należy w administracji pisma.<br>
{{tab}}Podług tych trzech pism ziemia czeska nie mogła była wydać obywatela szlachetniejszego niż był Szwejk, ale w komisji poborowej byli zgoła odmiennego zdania.<br>
{{tab}}Osobliwie nie zgadzał się z głosami pism główny lekarz wojskowy, Bautze. Był to mąż nieubłagany, który we wszystkim dopatrywał się próby oszukańczego uchylenia się od wojny, frontu, kuli i szrapnela.<br>
{{tab}}Znane jest jego zdanie:<br>
{{tab}}— {{roz*|Das ganze tschechische Volk ist eine Simulantenbande!}}<br>
{{tab}}W ciągu dziesięciu tygodni swej działalności śród jedenastu tysięcy cywilów zdemaskował dziesięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt i dziewięć symulantów i byłby zdemaskował także i jedenastotysięcznego, gdyby tego biedaka nie był ruszył paraliż akurat w chwili, gdy Bautze ryknął na niego: — {{roz*|Kehrt euch!}}<br>
{{tab}}— Zabrać tego symulanta! — rozkazał, stwierdziwszy, że nie żyje.<br>
{{tab}}Przed nim tedy stawał owego pamiętnego dnia Szwejk, tak jak inni całkiem nagi, skromnie osłaniając nagość swoją kulami, na których się opierał.<br>
{{tab}}— {{roz|Das ist wirklich ein besonderes Feigenblatt}} — rzekł Bautze. — Takich listków figowych w raju nie było.<br>
{{tab}}— Superarbitrowany z powodu idiotyzmu — zauważył wachmistrz, zaglądając do papierów urzędowych.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4jwgr1lnl3esj2bz8a451bjw1xm6cjb
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/76
100
1085437
3156803
3152954
2022-08-24T17:03:16Z
Maire
377
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Maire" /></noinclude>{{tab}}— I co panu jeszcze brakuje? — zapytał Bautze.<br>
{{tab}}— Posłusznie melduję, że mam reumatyzm, ale najjaśniejszemu panu będę służył do ostatniej kropli krwi — rzekł Szwejk. — Mam obrzękłe kolana.<br>
{{tab}}Bautze spojrzał na dobrego wojaka Szwejka straszliwym spojrzeniem i ryknął:<br>
{{tab}}— {{roz*|Sie sind ein Simulant!}} — a zwracając się do wachmistrza, z lodowatym spokojem dodał:<br>
{{tab}}— {{roz*|Den Kerl sogleich einsperren!}}<br>
{{tab}}Dwaj żołnierze z bagnetami odprowadzili Szwejka do więzienia garnizonowego.<br>
{{tab}}Szwejk szedł wspierając się na kulach i z przerażeniem spostrzegał, że jego reumatyzm znikać zaczyna.<br>
{{tab}}Pani Müllerowa, która czekała na Szwejka na moście przy wózku, zapłakała, ujrzawszy Szwejka idącego pod bagnetami żołnierzy i oddaliła się od wózka, aby już nigdy do niego nie powrócić.<br>
{{tab}}Zaś dobry wojak Szwejk kroczył skromnie w asyście uzbrojonych obrońców państwa.<br>
{{tab}}Bagnety błyszczały w promieniach słońca, a na Małej Stronie obrócił się Szwejk przed pomnikiem Radetzkiego i zwracając się do tłumu, który mu towarzyszył, zawołał:<br>
{{tab}}— Na Białogród! Na Białogród!<br>
{{tab}}A marszałek Radetzky w zadumie spoglądał ze swego cokołu za oddalającym się dobrym wojakiem Szwejkiem, ozdobionym na surducie rekruckim bukiecikiem, kulejącym i wspartym na starych kulach, podczas gdy jakiś poważny pan pouczał ludzi przechodzących obok, że prowadzą „desentera“.<br>
<br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
03stt2426mzmvvtrqezz8w87s4r8h3p
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/77
100
1085440
3156804
3153171
2022-08-24T17:04:19Z
Maire
377
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Maire" /></noinclude><br>
{{c|'''VIII'''|po=20px}}
{{c|'''Szwejk symulantem.'''}}
<br>
{{tab}}W owych wielkich czasach lekarze wojskowi czynili wszystko, co tylko mogli, aby z symulantów wypędzić szatana sabotażu i powrócić ich na łono armii.<br>
{{tab}}Zaprowadzono kilka stopni tortur symulantów i ludzi podejrzanych o symulowanie, do jakich należeli: suchotnicy, reumatycy, ludzie dotknięci przepukliną, chorobą nerek, tyfusem, cukrzycą, zapaleniem płuc i innymi chorobami.<br>
{{tab}}Tortury, którym symulanci byli poddawani, tworzyły pewien system, a stopnie mąk przedstawiały się tak:<br>
{{tab}}1. Dieta bezwzględna, rano i wieczorem po filiżance herbaty w ciągu trzech dni, przy czym wszystkim, bez względu, na co się kto skarżył, dawano aspirynę na poty.<br>
{{tab}}2. Żeby ludzie nie myśleli, że wojna to miód, dawano im obfite porcje chininy, co się nazywało „lizaniem chininy“.<br>
{{tab}}3. Płukanie żołądka dwa razy dziennie litrem ciepłej wody.<br>
{{tab}}4. Irygator z wodą mydlaną i gliceryną.<br>
{{tab}}5. Zawijanie w prześcieradło umaczane w zimnej wodzie. Byli tacy dzielni ludzie, którzy przecierpieli wszystkie pięć stopni mąk i zostali wywiezieni w prostej trumnie na cmentarz wojskowy. Ale nie brakło też takich małodusznych, którzy gdy doszli do irygatora, meldowali, iż już czują się dobrze<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
l5g3c5bzag1p86hc9lsxl6y829q8wdj
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/78
100
1085441
3156806
3153172
2022-08-24T17:09:58Z
Maire
377
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Maire" /></noinclude>i że nie życzą sobie niczego innego, tylko odejść z najbliższym marszbatalionem do okopów.<br>
{{tab}}W garnizonowym więzieniu umieścili Szwejka w baraku szpitalnym, właśnie między takimi małodusznymi symulantami.<br>
{{tab}}{{korekta|Ja|— Ja}} już nie wytrzymam — rzekł jego sąsiad, gdy go przyprowadzili z gabinetu lekarskiego, gdzie już po raz drugi wypłukano mu żołądek.<br>
{{tab}}Człowiek ten symulował krótkowzroczność.<br>
{{tab}}— Jutro pojadę do pułku — decydował się drugi sąsiad ze strony lewej, który akurat dostał był irygator a symulował, że jest głuchy jak pień.<br>
{{tab}}Na łóżku przy drzwiach umierał jakiś suchotnik, zawinięty w prześcieradło umaczane w zimnej wodzie.<br>
{{tab}}— Już trzeci w tym tygodniu — rzekł sąsiad z prawej strony. — A tobie co dolega?<br>
{{tab}}— Ja mam reumatyzm — odpowiedział Szwejk, co spowodowało wybuch wesołego śmiechu dookoła. Śmiał się nawet umierający suchotnik.<br>
{{tab}}— Z reumatyzmem nie pchaj się między nas — poważnie napominał Szwejka grubawy mężczyzna. — Reumatyzm znaczy u nas akurat tyle, co odciski. Ja mam anemię, brak mi połowy żołądka i pięciu żeber, a nikt mi nie wierzy. Był tu nawet jeden głuchoniemy, przez dwa tygodnie zawijali go co pół godziny w mokre prześcieradło maczane w zimnej wodzie, co dzień dawali mu irygator i płukali mu żołądek. Wszyscy sanitariusze byli przekonani, że już sprawę wygrał i że pójdzie do domu, a tu pan doktór przepisał mu coś na wymioty. Mało go te wymioty nie porozrywały i wtedy biedak stał się małoduszny. — Nie mogę — powiada — nadal udawać głuchoniemego. Odzyskałem mowę i słuch. — Wszyscy mu przymawiali, żeby się nie zgubił, ale on swoje, że słyszy i mówi, jak wszyscy ludzie. No i podczas wizyty zameldował się jako zdrowy.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
63ru2zdc4ldrwcwl6af7bhh5tgya6n9
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/79
100
1085442
3156807
3153173
2022-08-24T17:15:34Z
Maire
377
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Maire" /></noinclude>{{tab}}— Trzymał się dość długo — zauważył człowiek, udający, że ma jedną nogę krótszą o cały decymetr. — Nie tak długo trzymał się ten, co to udawał, że go trafił szlag. Dość mu było trzech proszków chininy, jednego irygatora i jednodniowego postu. Przyznał się i zanim doszło do płukania żołądka, po paraliżu nie zostało śladu. Najdłużej trzymał się ten, co był pokąsany przez wściekłego psa. Gryzł, wył i trzeba przyznać, że swoją rzecz robił znakomicie, ale w żaden sposób nie mógł się zdobyć na pianę koło ust. Pomagaliśmy mu, jak tylko mogliśmy. Łaskotaliśmy go czasem przez całą godzinę przed wizytą, aż dostawał kurczów i siniał, ale piany przy ustach zmajstrować nie umieliśmy i nie zmajstrowaliśmy. Było to okropne. Gdy pewnego dnia o porannej wizycie poddawał się, było nam go żal. Stanął przy łóżku, wyprostowany jak świeca, zasalutował i rzekł: — Posłusznie melduję, panie oberarzt, że ten pies, co mnie pokąsał, pewno nie był wściekły. — Doktór spojrzał na niego tak jakoś dziwnie, że pokąsany może się trząść na całym ciele i mówił dalej: — Posłusznie melduję, że mnie żaden pies w ogóle nie pokąsał, tylko ja sam ugryzłem się w rękę. — Po tym przyznaniu oddali go pod śledztwo za to, że chciał sobie odgryźć rękę, żeby nie musiał iść na wojnę.<br>
{{tab}}— Wszystkie te choroby, w których potrzebna jest piana na ustach — mówił grubawy symulant — symuluje się bardzo ciężko. Jak na ten przykład epilepsja. Był tu jeden taki z padaczką i mawiał, że jeden atak mniej czy więcej, to mu wszystko jedno, więc miewał tych ataków do dziesięciu na dzień. Wił się w kurczach, zacinał pięści, wywalał oczy, że wyłaziły mu całkiem na wierzch, tłukł sobą o ziemię, wywalał język, jednym słowem powiem wam, była to wielka choroba pierwszej klasy, taka wspaniała i rzetelna. Nagle zrobiły mu się Wrzody, dwa na karku, dwa na plecach i było po epilepsji, po zwijaniu się w kurczach, kiedy nie mógł głową poruszać, ani leżeć, ani siedzieć. Dostał gorączki i w tej gorączce przy wizycie wszystko na siebie wygadał. I mieliśmy krzyż pański<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0wbvkyc64oeu3o2mcfeqkhwf3c3i7tx
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/315
100
1085528
3156810
3155534
2022-08-24T17:23:17Z
Wydarty
17971
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{c|TAJEMNICA TYTANA.|w=130%}}
{{---|220}}
{{c|{{Kapitaliki|{{Rozstrzelony|Część drug}}a.}}|w=120%|przed=20px|po=8px}}
{{c|(''Ciąg dalszy'').|po=8px}}
{{---|30}}<section begin="X" /><section end="X" />
{{c|'''XVIII.'''|przed=20px|po=12px}}
{{c|'''{{Rozstrzelony|Groźb}}a.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}Bez uniżania się!... bez pokory!... — wykrzyknął Piotr — podnieś się pan, panie Andrzeju!... klęka się tylko przed Bogiem!... Wreszcie — dodał wpatrując się w Maugirona wzrokiem pełnym strasznej wzgardy — tracisz pan darmo słowa i prośby!.. Już dosyć długo słuchem pana i krew mi z gniewu do mózgu uderza!.. Ten człowiek nie ma serca!... pan go uważasz za swojego przyjaciela nieprawdaż?...<br>
{{tab}}— Zdawało mi się, że nim jest — szepnął Andrzej.<br>
{{tab}}— Ale już teraz wierzysz że tak nie jest!?... No tem lepiej!... sto razy lepiej!... — odpowiedział podmajstrzy,. — Gdyby dla uratowania ci życia panie Andrzeju, trzeba było poświęcić kwadrans swego życia albo dać jednego talara ze swoich pieniędzy, pan Maugiron nie dałby ani jednego ani drugiego!... Może kłamię, powiedz pan sam, panie Maugiron!... powiedz pan sam!... jeśli masz na to dosyć zdolności!...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
tbs6dx0duokub9eas335vqka7ex8kyz
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/625
100
1085535
3156922
3155535
2022-08-24T20:52:51Z
Wydarty
17971
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>dier, który zginął wraz ze swoją córką na wyspach Azorskich, ale Andrzej de Villers, wskutek testamentu Filipa Verdier, został panem tej ogromnej fortuny, którą oddał swojej ukochanej, nadając jej swoje nazwisko...<br>
{{tab}}Młodzi małżonkowie, gdyż młodzi są jeszcze dotąd oboje; kochają się po dziesięciu latach, jak w pierwszych dniach miodowego miesiąca, mają dwoje prześlicznych dzieci i używają szczęścia, które zdaje się będzie trwałem.<br>
{{tab}}Piotr Landry mieszka przy nich, i zapomniał zupełnie, że kiedyś tyle wycierpiał...<br>
{{tab}}Motyl wyrósł, i jest zaufanym Andrzeja de Villers, który mu daje tantjemę od swoich zysków.<br>
{{tab}}Może z czasem i on zostanie milionerem...<br>
{{tab}}Maugiron jest w Breście na galerach, których jest ozdobą.<br>
{{tab}}Wyrok, na lat dwadzieścia ciężkich robót w kajdanach, jest jedyną rzeczą na świecie, na którą zapracował, i która mu się słusznie należała.<br><br><section begin="X" /><section end="X" />
{{c|{{Rozstrzelony|KONIE}}C.|w=90%}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
juk8e9gxrg6fbftvxclb58cq5dbgp92
Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis160
2
1086046
3156832
3156702
2022-08-24T18:45:32Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
Różne poziomy realności
{|class="wikitable"
|książka
|[[Żyto w dżungli]]
|
|xx002000737
|-
|cykl
|[[Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare]]
|
|
|-
|pozycja w cyklu całym
|[[Winnetou w Afryce]]<br>[[Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare/Tom II]]
|różne podejście (tytuł lub tom)
|zz2003982806<br>zz2004950156
|-
|pozycja w cyklu niepełnym
|[[Kobieta trzydziestoletnia (tłum. Boy-Żeleński)]]
|
|xx003138221
|-
|opowiadanie z książki
|[[Kamizelka]]
|
|
|-
|powieść w odcinkach
|[[Kiwony]]
|
|
|-
|artykuł z jednego numeru czasopisma
|[[Lublin w dni pogrzebu Klemensa Junoszy]]
|
|
|-
|artykuł z kilku numerów czasopisma
|[[Historya o kilku emerytach i jednym fortepianie]]
|
|
|-
|dodatek do czasopisma (ileś numerów)
|[[Panna do towarzystwa]]
|
|
|-
|luźny cykl
|Listy z ustronia
|
|
|-
|wybór np. z rocznika
|[[Życie dwutygodnik Rok III (1899) wybór]]
|
|
|-
|nadbitka
|[[Istota prawna relegacji obywatela rzymskiego]]
|
|xx002152358
|-
|dokument życia społecznego
|[[Postanowienie w sprawie katastrofy pod Otłoczynem/całość]]
|
|
|-
|akt prawny
|[[Dekret Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego z dnia 15 sierpnia 1944 r. o rozwiązaniu policji państwowej (tzw. granatowej policji)]]
|
|
|-
|prace magisterskie, doktorskie itp.
|[[Wstępna charakterystyka bakteriofaga Serratia φOS10]]
|
|
|-
|pdf-y
|
|
|
|-
|rękopis
|[[1942-1943-1944]]<br>[[Ethos społeczny literatury polskiej; Literatura i hodowla; Rozterki Polaków]]
|
|
|-
|broszura
|[[Pieśń dzieci]]<br>[[Odwiedziny u Henryka Sienkiewicza]]
|
|—<br>xx002759463
|-
|pojedynczy numer czasopisma
|[[Dziennik Dolnośląski nr 79A]]
|
|
|-
|}
ccdevsv5l3u85bxtmpe4of7gxkgl2i0
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/623
100
1086162
3157086
3156178
2022-08-25T10:31:15Z
Wydarty
17971
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Nie oskarżaj pan mojego ojca!... — wyrzekła — pan wiesz dobrze, że ja znam prawdziwego winowajcę, i teraz mogę go wymienić, jeżeli tego będzie potrzeba dla uratowania mojego ojca...<br>
{{tab}}— Wymienić winowajcę... po co?... nie trzeba?... — szepnął Jakób Lambert — on sam wymierzy sobie sprawiedliwość...<br>
{{tab}}Podniósł się wolno, z trudnością, jak starzec złamany wiekiem, którego już siły opuszczają.<br>
{{tab}}Jedne z drzwi salonu prowadziły do jego sypialnego pokoju. Wyszedł temi drzwiami i zamknął je za sobą.<br>
{{tab}}Partya stanowczo przegrana! — myślał Maugiron — nie pozostaje mi nic jak dać nura!... Szkoda!... Gdybym jednak jeszcze zdołał... Sprobójmy!...<br>
{{tab}}Ukłonił się na prawo i lewo, a przechodząc koło stołu na którym leżały papiery, wsunął bardzo zręcznie do kieszeni pudełeczko z czekiem.<br>
{{tab}}Nikt nie zauważył tej kradzieży.<br>
{{tab}}Piotr Landry oddany cały swojej córce, Andrzej de Villers swemu szczęściu, nie myśleli wcale przeszkadzać wyjściu z salonu tego łotra, który z miną swobodną, skierował się ku głównym drzwiom.<br>
{{tab}}Już dochodził do nich, gdy w tem otworzyły się one znów gwałtownie, i ukazał się w nich komisarz policyi, ten sam, którego mamy zaszczyt już znać.<br>
{{tab}}Za nim dostrzedz było można agentów policyi, a za nimi żołnierzy z bronią. Ze dwadzieścia bagnetów zabłysło na korytarzu.<br>
{{tab}}— W imieniu prawa — wyrzekł komisarz, kładąc rękę na ramieniu Maugirona — aresztuję pana...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2a59r0yc7rlffjhn5uwxd1rq13vylvu
Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/200
100
1086210
3156742
3156349
2022-08-24T14:02:19Z
Piotr433
11344
ujednolicenie formatowania tekstu
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>{{c|ROZDZIAŁ I.|w=120%|przed=30px|po=10px}}
{{c|'''Księżna-Kopciuszek.'''|w=120%}}
{{tab}}Wzmagający się hałas sprowadził widocznie ze stanowiska odźwiernego księcia, któremu powierzono straż bocznego wejścia: furtka stała otwarta pośród ciemnej nocy, i Serafina wymknęła się niepostrzeżona. A kiedy, jak cień lekka, bez szelestu przesuwała się pomiędzy drzewami, zstępując coraz niżej po tarasach, — od strony miasta zbliżał się tłum groźny, ryczący niby fala, a głuche i ciężkie stąpania miarowym szmerem napełniały powietrze. Zdala przypominało to pochód konnicy. Brzęk tłuczonych latarni kiedy niekiedy ostrym trzaskiem wyróżniał się od wrzawy głosów, a nad tem wszystkiem, jak echo przeciągłe, rozlegało się długim, dzikim krzykiem nienawistne imię Serafiny. Od strony koszar ozwała się trąbka, padł strzał, krzyk tłumu dosięgnął potęgi, i szturmująca masa ze wściekłością żywiołu rzuciła się na pałac.<br>
{{tab}}Ścigana odgłosami tej burzy, księżna biegła przez ogród, niby ptak spłoszony, zaledwie stopą dotykając ziemi. Minęła park, z trudnością rozpoznając drogę przy blasku gwiazd, wśród sieci ścieżek i alei, i znalazła się pod schronieniem<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9wzubrhm9oj7t46gxihuo2z7bwtqhd7
Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/143
100
1086255
3156758
3156517
2022-08-24T16:07:44Z
JKW
14394
/* Przepisana */ formatowanie tekstu
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="JKW" /></noinclude>{{pk|je|den}} zostałem — nie wiem czemu, bo jakiejże chwały człowiek dorwać się może w boju ze zwierzęciem, nie wiem czemu, ale wstyd mi było uciekać. Ojce moi nigdy czy z łowów czy z pola bitew nie uciekali. Strzelbę rzuciłem — nóż wyrywam z pochwy — a już kudłaty król boru siedzi mi na piersiach — jak człowiek chciał mnie opasać rękoma — pazury w żywe mięso mi ciśnie. Natychmiast go pchnąłem w pierś i w pierś go pchnąłem raz drugi. Za trzeciem się dopiero obalił — padłem z nim razem ale on już leżał podemną, bez ducha! potem strzelcom w oczy plunąłem i darowałem im skórę zakłutego — na pamiątkę podłości.
{{c|''Aligier.''}}
{{tab}}Pan cię obronił — za ocalenie podziękowałżeś Panu?
{{c|''Młodzieniec.''}}
{{tab}}Może nie słowami, ale całem serca czuciem, kiedym się zerwał, otrząsł i rad że żyję, wzniósł ręce do nieba!
{{c|''Aligier.''}}
{{tab}}Są chwile, w których Pan więcej nie żąda od nas!
{{c|''Młodzieniec.''}}
{{tab}}Dziwna! anim o tyle nie opadł na siłach — takim rzeźki jak z rana. — Uważaj Aligier jak prędko schodzimy — już mieszkania ludzi niedalekie być muszą, kiedy to dziewczę tędy przechodzi. Hej! dobry wieczór śliczna! — czy nie słyszysz? czy się boisz? zatrzymaj że się i daj mi konwalije, które trzymasz w dłoni!
{{c|''Dziewczynka ''{{f*|w=80%| (przechodząc).}}|przed=1em}}
{{tab}}Nie dam ich tobie, ale tamtemu —
{{c|''Młodzieniec.''}}
{{tab}}A to dla czego?<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gyzlzpoqsf0njswvh24bhm4eycs5l9u
Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/83
100
1086318
3156711
2022-08-24T12:18:22Z
WM
536
przepisana
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>cały labirynt domków administracyjnych, obór, stajen, a także chat malajskich zajętych przez liczną służbę.<br>
{{tab}}Podróżni nasi odpoczywali w gościnnym domu Holendra przez kilka dni. Wstawali zwykle przed w schodem słońca i pili kawę, poczem pan Messman wychodził i doglądał swej służby, koni, sług, aż do godziny siódmej kiedy podawano obfite śniadanie, składające się z ryżu, mięsa, ryb i owoców. Śniadanie to zjadano na chłodnej werandzie. Następnie pan Messman przebierał się w czyste, białe ubranie płócienne i jechał małą bryczką do miasta, gdzie miał biuro, w którem pracowało kilku pisarzy chińskich — pan Messman bowiem, zajmował się też handlem, zwłaszcza kawą i opjum. Był człowiekiem zamożnym i oprócz plantacji kawy miał też swoją własną „prau“, która docierała do wschodnich wysp niedaleko Nowej Gwinei, skąd przywoziła masę perłową i szyldkret. Koło godziny pierwszej wracał do domu. Wówczas podawano znowu kawę, ciastka, ewentualnie owoce lub jakieś jarzyny. Z powodu gorąca przebierano się przeważnie w szerokie szarawary i koszule, zaś chodzono boso. Pan Messman kładł się trochę spać, potem aż do czwartej po południu czytał. Następowała herbata, po której kiedy robiło się chłodniej gospodarz szedł na przechadzkę i oglądał swoją plantację.<br>
{{tab}}Składała się ona z pól na których uprawiano kawę i z wielkiego sadu. Niedaleko plantacji znajdowała się mała wioska, zamieszkała przez Malajczyków z Timoru a także służbę makassarską. Jedna rodzina doglądała bydła i zaopatrywała dom w mleko. Inne znowu rodziny doglądały koni, które spędzano tam każdego popołudnia i karmiono. Znowu inna rodzina miała obowiązek zaopatrywania w siano koni swego pana z Makassaru. W ten sposób praca była podzielona.<br>
{{tab}}Po kilku dniach odpoczynku pan Ciliński zaczął się widocznie nudzić. To ze strzelbą, to znów z puszką na<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hu0mmvmaxnw0ioq15210oryefx0pu9h
Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/84
100
1086319
3156712
2022-08-24T12:28:20Z
WM
536
przepisana
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>owady i z siatką robił krótsze i dłuższe wycieczki w okolicę, wracał jednak z nich niezadowolony i bez humoru.<br>
{{tab}}— Nie mamy tu co robić — skarżył się swemu młodemu towarzyszowi — wygodnie się nam tu żyje, ale nie potośmy tu przyjechali. Trzeba nam koniecznie wybrać się w dżungle, zaś o ile wiem, dżungla stąd daleko.<br>
{{tab}}Uprzejmy Holender zauważył, że gościowi jego czegoś nie dostaje, a tedy pewnego wieczoru wprost go spytał w czem właściwie może mu jeszcze być pomocnym. Dowiedziawszy się, że na plantacji niema ani odpowiedniej ilości owadów, motyli i ptaków, ani też okazy nie są zbyt zajmujące, zaproponował panu Cilińskiemu, aby udał się wraz z nim do radży Goa, którego terytorja znajdują się niedaleko i który niewątpliwie pozwoli mu na nich polować i zbierać owady.<br>
{{tab}}— Przywiozę panu list od gubernatora i razem pojedziemy do radży — mówił Holender — radża jest moim przyjacielem. Jest to człowiek spokojny, dość inteligentny i niemłody już. Zaznaczam, że nie jest bynajmniej interesowny.<br>
{{tab}}Tak pewnego dnia udali się powozikiem pana Messmana we trzech do radży, którego zastali siedzącego na stołkach przed drzwiami i przyglądającego się budowie domu. Jego majestat był nagi do pasa, zaś na chudych, długich nogach miał zwykłe, krótkie majtki i rozchylający się sarong. Przyniesiono dwa krzesła dla Europejczyków, ale wszyscy wójtowie otaczający właśnie „króla“ i wszyscy krajowcy siedzieli na ziemi. Pan Messman wyjął list gubernatora, zapieczętowany w żółtej kopercie i podał go komuś z orszaku radży. Służący upadłszy radży do stóp, wręczył list swemu władcy, ten otworzył go i przeczytał a potem pokazał go panu Messmanowi, który nietylko doskonale mówił w języku makassarskim ale nawet doskonale w nim czytał. Radża niezwłocznie pozwolił panu<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ebb7y8eqfb7htoitcdlzokrdcpknekr
Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/85
100
1086320
3156713
2022-08-24T12:33:29Z
WM
536
przepisana
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>Cilińskiemu polować na swem terytorjum, gdzie i jak mu się chciało, prosząc tylko aby go uwiadomił jeśli zechce gdzie osiąść na dłuższy czas, aby w tym wypadku mógł mu pomóc. Następnie podano nieco wina, stare jakieś ciastka i ohydną kawę.<br>
{{tab}}— Słusznie się u nas mówi, że szewc zwykle bez butów chodzi narzekał pan Ciliński, który dobrą kawę namiętnie lubiał — nie zdarzyło mi się jeszcze, aby mi dano dobrą kawę w krajach, gdzie kawa rośnie.<br>
{{tab}}Korzystając z pozwolenia radży pan Ciliński rozpoczął wraz z Tadziem szereg wędrówek po kraju. Tu i ówdzie istotnie widziano mnóstwo pięknych ptaków, cudownie upierzonych, a których pan Ciliński w swych zbiorach nie miał. Wogóle było ogromnie zabawną a i miłą zarazem rzeczą, towarzyszyć temu uczonemu w tych ekskursjach i przyglądać się z jakim zapałem i z jaką emocją zbliża się do jakichś krzaków, dziur wypełnionych wodą, czy skał.<br>
{{tab}}— Nigdy nie zapomnę tych przerozkosznych godzin, spędzonych na włóczędze nad wyschłymi łożyskami rzek i strumieni! — zachwycał się uczony, ledwo czasem dysząc ze zmęczenia i ocierając chustką pot z czoła zalewający mu oczy. — Ty mój bracie masz wprawdzie temperament myśliwski, ale nie w tym stopniu co ja. Ty lubisz biegać za swą zdobyczą, dopaść jej, wytropić, zastrzelić. Ale nawet sprawy sobie nie zdajesz, czy to co zabiłeś ma jakąś wartość. Ja poluję z całą świadomością i zgóry wiem czy na danym terenie mogę co znaleźć, czy nie. Dlatego ty nie rozumiesz tej tremy, z jaką ja podchodzę do tych pełnych wody dziur, skał, lub obalonych przez burzę drzew, a ocienionych jeszcze wspaniałą zielenią. Powiadam ci, aż mi czasami tchu brak w piersiach, ręce mi się trzęsą, a nieraz mi się zdarzało, że kiedy znalazłem jakiś nadzwyczaj rzadki okaz, tańczyłem z radości, jak czerwonoskóry.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jv2n3yfb6o6zfvcuvnt2fceb47ucmik
Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/86
100
1086321
3156714
2022-08-24T12:38:45Z
WM
536
przepisana
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>{{tab}}Jednakże i ten teren w krótkim czasie wyczerpał się, a raczej nie dał się należycie eksploatować. Dlatego pan Ciliński postanowił sprowadzić się na jakiś czas gdzieś na wieś w dżungli. W tym celu należało znowu złożyć wizytę radży, którego tym razem zastali przy walce kogutów. Ujrzawszy gości w towarzystwie pana Messmana, radża natychmiast opuścił tak ulubiony przez Malajczyków sport i poprowadził białych do swego nowego domu. Był to dom szeroki, dobrze zbudowany i wysoki, z bambusową podłogą i oknami, w których o dziwo były nawet szyby. Największą część domu stanowiła wielka hala podparta drewnianymi słupami. Niedaleko okna siedziała sama królowa, na niziutkim stołeczku i żuła zwyczajem krajowców sirih i betel, spluwając do małej mosiężnej spluwaczki stojącej u jej nóg. Radża usiadł naprzeciwko swej żony na podobnem, niskiem krzesełku, przy którem również stała spluwaczka i pudełko ze wszystkiem co jest potrzebne do żucia betelu. Trzy krzesła przyniesiono znowu dla Europejczyków a dokoła radży ustawiły się córki jego, za niemi zaś niewolnice.<br>
{{tab}}Tadzio znajdował się pierwszy raz w tak świetnem i arystokratycznem towarzystwie. Jednakże przyglądając się wzniosłym damom z orszaku jego majestatu doznał uczucia zawodu i rozczarowania. Te córki monarsze, te różne piękności wschodnie, opisywane z takim zapałem przez poetów, opowiadających niesłychane cuda o ich oczach, czarnych warkoczach i malutkich stopkach, o niesłychanie wykwintnych strojach i klejnotach wyglądały prawie biedne a przedewszystkiem brudne i były najwyraźniej zaniedbane. W każdym razie nie było w nich nic królewskiego. Jedyna rzecz, która mogła mu imponować, to była spokojna i pełna godności poza radży i jego sposób postępowania, istotnie niepozbawiony pewnego majestatu. Widziało się też, że orszak jego szanuje go. Nikt nie śmiał stanąć w jego<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bmgicl8rxy3xrxi1v9nj5qnv0afnf0d
Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/87
100
1086322
3156715
2022-08-24T12:44:24Z
WM
536
przepisana
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>obecności, a podczas gdy on siedział na krześle, wszyscy inni klęczeli na matach.<br>
{{tab}}— Malajczycy nadzwyczaj przestrzegają tego zwyczaju, aby wobec radży nikt nie sięgał głową wyżej niego! — tłumaczył później pan Messman Tadziowi — tu najwyższe krzesło jest też pierwszem miejscem, a dochodzi to do tego stopnia, że kiedy swego czasu radży Lombocku darowano karetę, biedny „król“ choć bardzo się nią cieszył, nigdy jej nie mógł używać, ponieważ niepodobieństwem malajskiej etykiety było, aby woźnica mógł siedzieć wyżej od niego. Skutkiem tego kareta stała zwykle w stodole i służyła tylko na pokaz.<br>
{{tab}}Radża nie robił żadnych trudności i wyznaczył pan u Cilińskiemu na mieszkanie pewną wieś, w której pozwolił wybrać sobie dom, jaki zechce. Niezmordowany pan Ciliński natychmiast wraz z Tadziem i tłumaczem do tej wsi pośpieszył. Wójt wsi przyjął go z szacunkiem, niemal z nabożeństwem wysłuchał rozkazu i polecenia radży, z pokorą przyjmując je do wiadomości, ale za całą odpowiedź rzekł:<br>
{{tab}}— Ea nanti (poczekaj chwilkę).<br>
{{tab}}Rozesłano na kilka stron paru ludzi, zaś „chwilka“ trwała długie trzy godziny.<br>
{{tab}}Pan Ciliński czekał jakiś czas cierpliwie, ale wiedząc już z własnego doświadczenia do czego prowadzi takie „ea nanti“ postanowił postąpić energicznie. Wobec tego zawołał do siebie wójta i oświadczył mu wyraźnie, że jeśli natychmiast nie dostanie odpowiedniego domu, w tej chwili zwróci się do radży, jeśli zaś dom się znajdzie, właściciel jego otrzyma piękny miesięczny czynsz, w wysokości kilku rupji srebrnych. To oświadczenie zrobiło pewien efekt. I dwóch jakichś tam ławników malajskich, poprowadziło pana Cilińskiego do wsi i pokazało mu kilka domów, które by mógł odnająć. Były to jednak chałupy napół rozwalone do tego stopnia, że nawet człowiek tak skromny<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5hzgkiwk3zvtwerlqnqdrk861gibx6m
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/277
100
1086323
3156716
2022-08-24T12:47:41Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>wszyscy!... nie ma niebezpieczeństwa aby odmówiono przyjęcia papieru, który nosi jego podpis!... A podczas jego nieobecności, pani prowadzi dom?... Nie traci on nic na tem!.. i owszem!...<br>
{{tab}}— Ach! — odpowiedziała Lucyna uśmiechając się — to co ja robię nie na wiele się przyda... cała zasługa należy się panu do Villers naszemu kassyerowi.<br>
{{tab}}— Pan do Villers... zacny młody człowiek... nie zdziwiłoby mnie to wcale żebym go kiedy zobaczył naczelnikiem jakiego poważnego domu handlowego...<br>
{{tab}}Pani Blanchet zaczęła kaszlać, jakby to co usłyszała dławiło ją.<br>
{{tab}}Inkasent kończył:<br>
{{tab}}— A ojciec pani, kiedy wraca?<br>
{{tab}}— Czekam go dziś właśnie.<br>
{{tab}}Rozmowa ta została przerwaną przez straszny krzyk, który się rozległ wewnątrz pawilonu.<br>
{{tab}}Lucyna bardzo zbladła i wyjąkała:<br>
{{tab}}— Mój Boże co się stało?<br>
{{tab}}Pani Blanchet i inkasent banku, podnieśli głowy z wyrażeniem żywego podziwienia i ciekawości...<br>
{{tab}}Maugiron stał obojętny na pozór, ale powieki jego poruszały się gwałtownie na spuszczonych oczach, zdradzając tym sposobem wewnętrzny niepokój, nad którym nie był w stanie zupełnie zapanować, pomimo zwykłej nad sobą siły i władzy.<br>
{{tab}}Piotr podmajstrzy, opuściwszy robotników, których w pewnem oddaleniu doglądał, pobiegł do pawilonu.<br>
{{tab}}W tej chwili, Andrzej de Villers wyszedł na dwór<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
nvt4o2l7c21dcu89qol69np9ktob2a0
Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/88
100
1086324
3156717
2022-08-24T12:48:53Z
WM
536
przepisana
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>jak nasz uczony zamieszkać by w nim nie mógł i nie chciał. Wtedy rzekł z miną niezmiernie stanowczą:<br>
{{tab}}— Te domy nie są dla mnie. Ja teraz odchodzę. Jutro przyjadę tutaj ze swoją służbą i mam mieć dom zupełnie porządny, a znajdujący się jak najbliżej dżungli. Dom ten ma być jutro już opróżniony tak z mieszkańców jak i z ich sprzętów.<br>
{{tab}}To rzekłszy odszedł.<br>
{{tab}}Na drugi dzień nie miał czasu sam udać się do wsi, ponieważ nie zdążył jeszcze wszystkich rzeczy zapakować! Zatem z częścią tylko rzeczy wysłał do wsi dwóch młodych chłopców najętych do posług w Makassarze, z rozkazem aby natychmiast zajęli odpowiedni dom i doprowadzili go do jakiego takiego porządku. Chłopcy wrócili wieczorem i oświadczyli, że wprawdzie dom jakiego pan Ciliński sobie tyczył im pokazano, że jednakże mieszkańcy się jeszcze z niego nie wyprowadzili, sprzętów żadnych z niego nie wyniesiono a kiedy oni chcieli się w tym domu jakoś zagospodarować omal nie doszło do awantury.<br>
{{tab}}Trzeba było samemu załatwić sprawę. I pan Ciliński wziął się do tego z właściwą sobie w tych wypadkach stanowczością. Nie przyjechał tu przecie na wakacje. Przyjechał w interesie wiedzy, której oddany był całą duszą i dla której zdolny był do wszystkich możliwych i niemożliwych ofiar. Takie przeszkody drażniły go tylko, ponieważ wiedział dobrze, że ludzie najzupełniej nie oceniają doniosłości jego pracy i trudu. A choć Malejczykom nie można się było dziwić, dotknięty w swej dumie profesor niełatwo ustępował. Jak tylko przybyli do wsi czem prędzej udał się do wyznaczonego sobie domu i tam zająwszy postawę bardzo stanowczą, natychmiast mieszkańców usunął, rzeczy kazał wynieść, sam zaś rozstawił swoje skrzynie, pudła, słoje, flaszki, rozwiesił strzelby i siatki na owady i motyle i w przeciągu godziny najkompletniej się urządził.<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
s7vj84ehflzft3dh1x5ogs4qt8tbbb5
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/278
100
1086325
3156718
2022-08-24T12:49:16Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>blady, z twarzą zmieniona, łamiąc ręce, i krzyknął głosem ochrypłym, zdławionym, zaledwie zrozumiałym:<br>
{{tab}}— Okradzeni!... jesteśmy okradzeni!...<br>
{{tab}}Jakoby za pomocą iskry elektrycznej, wieść ta straszna przebiegła z jednego na drugi koniec zakładu, i wszyscy robotnicy, opuszczając również swoją robotę, potworzyli grupy dla zamienienia zdań swoich o tem dziwnem zdarzeniu, o którem się dowiedzieli tak niespodziewanie.<br>
{{tab}}Lucyna się podniosła z miejsca, i postąpiła naprzód chwiejnym krokiem.<br>
{{tab}}— Mój Boże! — wyjąkała z wyrazem bolesnej trwogi — mój Boże, co powie ojciec?... Ach! jesteśmy zgubieni!...<br>
{{tab}}Andrzej, jak piorunem rażony, padł na kamienną ławkę, jaka się znajdowała przed pawilonem. Usta jego powtarzały machinalnie:<br>
{{tab}}— Ukradzeni!... jesteśmy okradzeni!...<br>
{{tab}}— Uspokój się pani, błagam! — zawołał żywo Maugiron do Lucyny — jest to straszne nieszczęście bez wątpienia... ale może da się ono naprawić...<br>
{{tab}}— Ach! panie — odpowiedziała młoda panienka w uniesieniu spowodowanem gwałtownością wzruszenia, wypowiadając bezwiednie całą myśl swoją. — Jestem spokojna... jestem silna... ale ja myślę o ojcu... i boję się...<br>
{{tab}}Pobiegła prędko w stronę biura, a za nią poszli, Maugiron, pani Blanchet i inkasent banku.<br>
{{tab}}Podmajstrzy mruczał przez zęby:<br>
{{tab}}— Jakiem to ja miał racyę wczoraj wieczór! Węszyłem jakieś nieszczęście... nie myliłem się!... To dla te-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qa1ze98f90v8irfef9dcffzka9do5td
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/279
100
1086326
3156719
2022-08-24T12:50:36Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>go Pluton zdechł!... nędznicy otruli go!... Ale kiedy przyszli?... gubię się w domysłach!... całą noc stróżowałem!... Musieli chyba skorzystać z tej chwili, kiedy chciałem się schronie przed deszczem, jakbym był z masła albo z cukru!... Ach do pioruna, nie daruję sobie tego nigdy!...<br>
{{tab}}Andrzej, ciągle siedząc na kamiennej ławce, podobny był do trupa, tak jego bladość była zielonawą, tak bardzo był złamany i zgnębiony.<br>
{{tab}}— Na Boga pana zaklinam panie Andrzeju, uspokój się pan!... — zawołała Lucyna stanowczo — to nie czas upadać na duchu; trzeba działać! Kiedy, pan przypuszczasz, ta kradzież spełnioną została?... podejrzewasz pan kogo?...<br>
{{tab}}— Młody człowiek podniósł się, jakby pod wpływem prądu galwanicznego.<br>
{{tab}}— Mój Boże — powiedział — co ja mogę pani powiedzieć?... nie domyślam się nic... nie podejrzewam nikogo. Otwierając kassę przed chwilą, spostrzegłem z rozpaczą, że zbrodnia została spełnioną, i że siedemdziesiąt tysięcy franków, które zawierała, zniknęły... Nie wiem nic więcej, nic, tylko to, że jestem nędznikiem, ponieważ pozwoliłem ukraść pieniądze, które mi były powierzone!... pieniądze, za które odpowiedzialność na mnie ciążyła!<br>
{{tab}}— Mówisz pan żeś spostrzegł kradzież otwierając kassę? — powtórzyła Lucyna — ale jakże to się stało, żeś pan tego nie spostrzegł wcześniej? z samego rana?...<br>
{{tab}}— Żaden nadzwyczajny znak nie zdradzał tego!...<br>
{{tab}}— Kasa więc nie była wyłamana?<br>
{{tab}}— Nie pani, żadne włamanie nie miało miejsca; zamek jest nienaruszony.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
t4w5vcv6wlg2tft1d58ar81v3enhla1
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/280
100
1086327
3156720
2022-08-24T12:52:09Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— A drzwi pawilonu?...<br>
{{tab}}— Nienaruszone jak drzwi kassy ogniotrwałej.<br>
{{tab}}— A zatem złodzieje posługiwali się podrobionemi kluczami?...<br>
{{tab}}— To niezawodne...<br>
{{tab}}— Jakim sposobem mogli je dostać?...<br>
{{tab}}— Nie wiem, i gubię się w domysłach... napróżnobym szukał, mój umysł błąka się... zdaje mi się, że oszaleję.<br>
{{tab}}— Czyż to możliwe, to co pan opowiada! — powiedziała prawie głośno pani Blanchet. — Czyż do prawdy podobne, chociaż jest to dowód bujnej wyobraźni, która zaszczyt przynosi twórczości umysłu pana kasyera!<br>
{{tab}}Andrzej de Villers utkwił wzrok przerażony w twarzy tłustej kobiety.<br>
{{tab}}— Ach! pani — jąkał — boję się zrozumieć panią!... Coś się ośmieliła powiedzieć, wielki Boże?... co się ośmielasz podejrzewać?...<br>
{{tab}}— Nic nic podejrzewam!... o, nic zupełnie panie kasyerze — odpowiedziała pani Blanchet, z miną i uśmiechem najironiczniejszym.
— Ja tylko pozwalam sobie zrobić uwagę że pan musi mieć sen bardzo twardy, i ucho trochę tępe, aby nie słyszeć nic, wcale nic, ani wejścia panów złodziei, ani ich gospodarowania nocną porą w biurze, otwarcia kasy ogniotrwałej, wyjścia ich spokojnego, gdy unosząc z sobą sumę powierzoną pańskiej pieczy, zamykali za sobą starannie wszystkie drzwi!...<br>
{{tab}}Andrzej złożył obydwie ręce, i wykrzyknął z rozpaczą:<br>
{{tab}}— Ach!... mój Boże!... więc mnie podejrzewają!...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5t1ey4gkrtt7pckb7nazli83m8twy4e
Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/89
100
1086328
3156721
2022-08-24T12:53:41Z
WM
536
przepisana
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>Wiedząc jednakże, że nie będzie mu przyjemnie mieszkać wśród ludzi, którzy niewątpliwie muszą do niego żywić urazę posłał po właściciela domu jednego z makassarskich chłopców i zawezwał go do siebie wraz z kilku członkami rodziny na konferencję, zwaną po malajsku Biczara.<br>
{{tab}}Właściciel domu, wysoki, chudy, lecz niegłupi włościanin przyszedł z kilku swymi synami i jeszcze kimś tam z rodziny. Pan Ciliński przyjął ich na werandzie swego domu, posadził na matach, a następnie poczęstował tytoniem i kiedy już wszyscy zapalili rozpoczął wykład zapomocą tłumacza. Oto on wiecznie mieszkać tutaj nie będzie, a zato, że mieszka ofiaruje pięć pięknych, srebrnych rupij, prócz tego wieś będzie mogła u niego zarobić, bo on przecie potrzebuje jaj, kur, ryb, owoców, za co będzie dobrze płacił. Zważyć też należy, że nawet dla małych dzieci, otwiera się nowe źródło do zarobku. Oto każde dziecko może zbierać w wolnych od zajęć chwilach, owady, motyle, małe ptaszki, małe żabki, chrząszcze, a jeśli mu to przyniesie dostanie jeden lub dwa miedziaki. W ten sposób obie strony mogą być przecie zupełnie zadowolone.<br>
{{tab}}Istotnie wysłuchawszy kwiecistej przemowy pana profesora, obrażeni pogodzili się z nim, inkasowali zgóry za cały miesiąc pięć rupij i odeszli życząc mu zdrowia i powodzenia w pracach. Do tych nie trzeba było pana Cilińskiego zachęcać.<br>
{{tab}}Teraz miał Tadzio sposobność przyjrzeć się zbliska życiu Malajczyków na wsi. Pracowały przedewszystkiem kobiety, które przygotowywały ryż do dziennego użytku, znosiły ze wszystkich stron do domu drzewo na opał, wodę, wreszcie myły, kopały w ogrodach, lub też tkały albo przędły. Mężczyźni hodowali sirih, a także pracowali w ogrodach warzywnych. Zajęcia mieli niewiele, ich prace rolnicze polegały na tem, że raz na rok zaorywali niewielki kawałek gruntu, zapomocą drewnianych soch, ciągniętych<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hxb3p6t368mmq9kan4wrxv9pxn5h955
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/281
100
1086329
3156722
2022-08-24T12:53:58Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Nie panie de Villers — odpowiedziała stanowczo Lucyna — nikt pana nie obwinia, nikt tu nie myśli robić panu niezasłużonego zarzutu... Dziwię się tylko i to bardzo słusznie, żeś pan wcale nie słyszał w nocy, tego hałasu jaki musiał przy tej kradzieży powstać i to niedaleko od pana!...<br>
{{tab}}— A może — rzekła znów pani Blanchet, nie mówiąc już ale sycząc jak żmija, kiedy ma ugryść — może pan kassyer tej nocy nie był w swoim pokoju... i to mi się wydaje najprawdopodobniejsze...<br>
{{tab}}Lucyna patrzyła się na Andrzeja z niepokojem, prawie ze strachem.<br>
{{tab}}Podmajstrzy zrobił ruch gwałtowny, którym nakazywał młodemu człowiekowi milczenie. Ale już pan de Villers, przez swoją niezwyciężoną szczerość i prawdomówność wykrzyknął:<br>
{{tab}}Niestety, tak jest, byłem nieobecny tej nocy, to prawda!... i będę to sobie wieki całe wyrzucał, wieki całe będę bolał nad tem, ponieważ moja nieobecność ośmieliła złodziei, i uczyniła możliwem spełnienie ich niecnych zamiarów!...<br>
{{tab}}Lucyna podniosła rękę do serca: duże koło sinawe podkrążyło jej oczy, odbijając od matowej bladości twarzy, która przybrała wyraz rozdzierającej boleści. Zdawało się, jakby ją spotkał drugi cios straszniejszy jeszcze od pierwszego.<br>
{{tab}}Wrażenie jakie wywarło to wyznanie na młodej panience, nie uszło uwagi podmajstrzego, który chciał naprawić złe, a przynajmniej je zmniejszyć.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
j5fr3aemc8ir0fkck7w7a67t7rj3pum
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/282
100
1086330
3156723
2022-08-24T12:55:48Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Jesteś zbyt wspaniałomyślnym panie Andrzeju! — zawołał żywo. — Bierzesz pan na siebie cały ciężar, nie chcąc ściągać nagany na biednego starego robotnika, jakim ja jestem... ale ja tego nic zniosę!... Pan Andrzej nie ma sobie nic do wyrzucenia w tom wszystkiem, panno Lucyno!... zupełnie nic, słyszy pani!... ja jestem winien...<br>
{{tab}}Wszystkie spojrzenia, a nawet i oczy samego kasyera, zatrzymały się na podmajstrzym z wyrazem chciwej ciekawości i głębokiego podziwienia. Piotr mówił dalej:<br>
{{tab}}— Ja wiedziałem, że pan Andrzej miał spędzić noc po za domem, nie dla zabawy, jak to robią młodzi ludzie, bo on nigdy nie myśli o przyjemnościach, ja za to ręczę, ale dla ważnego interesu... interesu od którego jego przyszłość zawisła i od którego nikt nie byłby śmiał go odwodzić!... On mnie o tem uprzedził... prosił mnie abym czuwał za niego, abym nie stracił z oka ani na minutę drzwi pawilonu; liczył na moje słowo, myślał, że może na mnie liczyć, a ja niegodziwy zawiodłem go!... Niedługo mnie tu nie było, to prawda, ale dosyć jednakże aby dać łotrom czas na spełnienie przestępstwa!.. Oto cała prawda, panno Lucyno... której pan de Villers nie powiedział, i pani widzi teraz dobrze, że tylko ja jeden jestem winny...<br>
{{tab}}Mówiąc to, stary robotnik pochylił się nad Andrzejem i szepnął mu do ucha:<br>
{{tab}}— Nie przecz mi pani... widzisz że to ją uspokaja!...<br>
{{tab}}Lucyna, rzeczywiście, podobną, była do kwiatu zwiędłego od strasznego upału, a który kilka kropli wody orzeźwiło.<br>
{{tab}}Andrzej nie miał odwagi zaprzeczyć wzniosłemu<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
q20polhi4qqi5br3y3wqo5a67wblm73
Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/90
100
1086331
3156724
2022-08-24T12:57:23Z
WM
536
przepisana
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>przez bawoły. Orka szła naprzód niesłychanie powoli i trwało to długo. Od czasu do czasu wieśniacy naprawiali wiecznie zapadające się domy, lub też robili maty, sieci, kosze i inne narzędzia domowe. Przeważnie jednak leniuchowali przez cały dzień.<br>
{{tab}}Mimo, iż ludność nie była bynajmniej nieżyczliwa przybyszom, nie żyło się im tam bardzo przyjemnie. W całej wsi znajdowało się ledwie parę osób, które mówiły parę słów po malajsku. Zaś dialekt makassarski tak się różnił od malajskiego, że nawet profesor, który wschodniemi językami zajmował się dla celów naukowych niewiele rozumiał. Prócz tego we wsi prawdopodobnie nigdy jeszcze nie widziano Europejczyka. Kiedy Tadzio lub pan Ciliński przechodził przez wieś, tak między ludźmi jak i między bydłem powstawała panika. Gdziekolwiek się ruszyli, wszędzie psy szczekały, dzieci piszczały, kobiety uciekały, a mężczyźni stali z przerażonemi minami, jak gdyby mieli przed sobą dwóch ludożerców.<br>
{{tab}}— Jak Boga kocham nawet konie juczne na gościńcach uciekają, kiedy mnie zobaczą i pędzą w dżungle! — skarżył się profesor. A co się tyczy tych obrzydliwych, haniebnych bestyj, tych bawołów, to ja nigdy się nie mogę pokazać w ich bliskości, nie dlatego, abym ich sam się bał, ale ze względu na publiczne bezpieczeństwo. To bydło wyciąga naprzód zdumione łby, a potem ni stąd ni zowąd rozbiega się jak opętane na wszystkie, strony i leci jakby je djabli ścigali, wszystko rozbijając i roznosząc po drodze. Ile razy spotkam gdzie taką hordę, to muszę sam uciekać do dżungli i tam siedzieć, póki bawoły nie przejdą, inaczej niezawodnie musiałoby dojść do katastrofy.<br>
{{tab}}Do katastrofy wprawdzie nie doszło, ale istotnie doszło do tego, że kiedy pan Ciliński wracał ze swej ekskursji nad wieczorem, trzeba było wszystkie bawoły spędzać do<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
acvkgz94et90jv558l40t3j522faa7n
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/283
100
1086332
3156725
2022-08-24T12:57:44Z
Wydarty
17971
licencja
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>kłamstwu Piotra; ujął rękę zacnego człowieka i uścisnął ją w milczeniu.<br>
{{tab}}Pani Blanchet przygryzła wargi i mruczała na wpół głośno z przekąsem.<br>
{{tab}}— No! jeśli pan Piotr, podmajstrzy tego zakładu odpowiada za pana kasyera, to nie ma o czem mówić! Pan kasyer jest tak jasny jak światło słoneczne... tak czysty jak woda strumyka!... Zatem dajmy wszystkiemu pokój, bo wszystko już w porządku!... Niestety, nie zwraca to pieniędzy ukradzionych, a to cośmy się dowiedzieli dobrze jest wiedzieć!...<br>
{{tab}}Potem dodała, ale już w duchu, dla siebie samej:<br>
{{tab}}— Zobaczemy co pan Verdier powie na to wszystko, jak przyjedzie za chwilę, i czy będzie bardzo kontent z kasyera, co lata po nocy, po nieprzyzwoitych miejscach, w wigilię wypłaty, i kiedy kassa jest pełną pieniędzy!...<br>
{{tab}}Była chwila milczenia. Lucyna je przerwała.<br>
{{tab}}— Nieszczęście jakie nas spotkało — rzekła — jest bazwątpienia bardzo wielkie, ale żale nie naprawią nic... Na teraz trzeba jaknajprędzej radzić... Przedewszystkiem firma Verdier nie może na tem cierpieć ani na chwilę. — Panie Stefanie, czy pan dużo ma jeszcze kursów do zrobienia?<br>
{{tab}}— Ani jednego więcej, pani — odpowiedział inkasent — tu właśnie miałem skończyć już na dziś moją bieganinę...<br>
{{tab}}— W tej chwili poślę po powóz — odpowiedziała młoda panienka — czy będziesz pan łaskaw towarzyszyć mi do bankiera mojego ojca?... mieszka na ulicy {{pp|Notre-|Dame}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lk43t42aa4tqtxdwwg1iy99yt56tsd8
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/284
100
1086333
3156726
2022-08-24T12:59:06Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{pk|Notre-|Dame}} des Victoires dwa kroki od banku... będziesz pan wynagrodzony natychmiast...<br>
{{tab}}— Zrobię wszystko czem pani tylko dopomódz będę w stanie...<br>
{{tab}}— Nie wątpiłam, panie Stefanie, i dziękuję panu... Jedzmy... A panu, panie de Villers... radzę, bądź mężczyzną i miej odwagę, jesteś pan blady jak trup... Gdyby mój ojciec ujrzał pana w tej chwili, nie potrzebowałby długo się namyślać aby odgadnąć, że stała się jakaś katastrofa!... Piotrze — dodała zwracając się do podmajstrzego — czy wiadomość o kradzieży już się rozeszła po zakładzie?...<br>
{{tab}}— Musiała się rozejść, panno Lucyno — odpowiedział podmajstrzy — spojrzyj pani tylko na wszystkich robotników... trzymają się zdaleka przez uszanowanie, a patrzą się ciekawie, co świadczy iż wiedzą o wypadku...<br>
{{tab}}— Kiedy tak, to proś odemnie tych poczciwych ludzi, aby zachowali milczenie w tym względzie, jeżeli mój ojciec przyjedzie podczas mojej nieobecności... to będzie dla niego cios bardzo wielki, ale może wyda mu się mniej strasznym, gdy mu go ja zadam!...<br>
{{tab}}— Nikt nie piśnie słówka, panno Lucyno, za to ja ręczę i może pani na to liczyć...<br>
{{tab}}Młoda panienka zwróciła się do wdowy po poruczniku straży ogniowej, i rzekła do niej:<br>
{{tab}}— A pani zalecam również milczenie, moja dobra pani Blanchet...<br>
{{tab}}Tłusta kobieta skrzywiła usta niby do uśmiechu, ukłoniła się etykietalnie i dała dwuznaczną odpowiedź, którą Lucyna w myśl swoich życzeń zrozumiała:<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6r30ljl242jy0wsdc8fue6oy18ud53c
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/285
100
1086334
3156727
2022-08-24T13:00:53Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Zdaje mi się, że znam moje obowiązki, panno Verdier, i dla własnego honoru i własnej sławy, staram się zawsze spełniać je z gorliwością i godnością!...<br>
{{tab}}Od chwili odkrycia kradzieży, Maugiron — jak nasi czytelnicy sami zauważyć mogli, zachowywał się jaknajobojętnięj i prawie zupełnie nie mięszał się do rozmowy.<br>
{{tab}}— Nikt w świecie, pani — rzekł w tej chwili — nie bierze żywiej niż ja, nie współczuje w opłakanem nieszczęściu, które spotkało dom ten, a którego pani jesteś ofiarą... ale ostatecznie, ponieważ mogę mówić o tem z zimną krwią, łatwiej niż wszyscy ci co mnie otaczają, proszę pani o pozwolenie udzielenia jej rady...<br>
{{tab}}— Pewno rada będzie dobra! — wykrzyknęła pani Blanchet — będzie wyborna!... doskonała!... słuchamy pana, panie Maugiron!... słuchamy pana z otwartemi usty!...<br>
{{tab}}— Mów pan, proszę pana — odrzekła Lucyna — jestem gotową jaknajchętniej skorzystać z tego co nam pan doradzi...<br>
{{tab}}— A więc, pani — odpowiedział młody człowiek — trzeba koniecznie i to jaknajprędzej dać znać komisarzowi policyi o kradzieży tej nocy dokonanej, tak aby policya rozpoczęła poszukiwania mogące doprowadzić do dobrego rezultatu...<br>
{{tab}}— Pan ma racyę, panie!... zupełną racyę!...<br>
{{tab}}— Byłoby prócz tego bardzo na miejscu, zdaje mi się, obejść bez zwłoki zakład, zbadać wszystko, i wynaleść najmniejsze wskazówki, zdolne naprowadzić sprawiedliwość na ślad złoczyńców...<br>
{{tab}}— Tak... tak — zawołała Lucyna — trzeba!... Jakto może być, żeśmy o tem nie pomyśleli!... Panie de Vil-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
d8nlvcd45pia1ay3d9pk36ka9yieffj
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/287
100
1086335
3156729
2022-08-24T13:02:51Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>nie!... jego obecność działa mi na nerwy!... lubię tylko istoty dystyngowane, a on jest pospolity jak podpłomyk owsiany!...<br>
{{tab}}Podczas tego monologu „damy do towarzystwa“ Maugiron zwrócił się do Andrzeja z temi słowy:<br>
{{tab}}— Mój kochany panie, jestem na twoje usługi, gotów rozpocząć śledztwo w każdej chwili... Ale co ci jest? — dodał. — Dla czegóż tak wielkie zgnębienie!?... W podobnych okolicznościach nie można poddawać się cierpieniu i trosce... trzeba energii!... cóż u diabła!.. przecież jesteś mężczyzną!...<br>
{{tab}}Andrzej opuścił ręce z gestem zniechęcenia.<br>
{{tab}}— Eh!... Tak! — zawołał — pan mi radzisz abym miał energię!... siłę...<br>
{{tab}}— Rozumie się!...<br>
{{tab}}— Czy ja je mieć mogę?...<br>
{{tab}}— Dlaczegóżby nie?...<br>
{{tab}}— Andrzej wzruszył ramionami.<br>
{{tab}}— Słuchaj pan — odpowiedział — wyglądasz pan w tej chwili z tą radą, jak doktór, który radzi choremu: — „radzę panu abyś był zdrów!...”<br>
{{tab}}— Rada byłaby dobra!... — odpowiedział Maugiron z uśmiechem.<br>
{{tab}}— Tak... ale na nieszczęście, chory nie mógłby pójść za nią... czy pan nie rozumiesz mojego położenia?...<br>
{{tab}}— Ja je doskonale rozumiem, i znajduję je o wiele mniej strasznem, niż je pan sobie sam przedstawia...<br>
{{tab}}— Jakto! więc pan nie słyszałeś, przed chwilą, nie godnego zarzutu, jaki mi w twarz rzucono?...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8fqt1zd45l0mz4ulpruq1tfcagqzcxv
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/288
100
1086336
3156730
2022-08-24T13:05:12Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Czy pan mówi na seryo?... nie rozumiem tego doprawdy, komuby się śniło, przywiązywać wagę do słów starej, zwaryowanej baby, jak pani Blanchet?... sama nie wie co mówi!... pańska uczciwość jest nieposzlakowana, wszyscy to wiedzą, i nikt upewniam pana, nie pozwoliłby sobie jej podejrzewać...<br>
{{tab}}— Ci co mnie znają, nie będą wątpili o mnie... wierzę w to... spodziewam się tego... ale inni!...<br>
{{tab}}— O kim pan mówisz?...<br>
{{tab}}— O tłumie!... o obcych!... o obojętnych!... o wszystkich!... plama hańby, plama niezatarta, niezmazana, odtąd przywiązaną będzie do mego nazwiska...<br>
{{tab}}— Plama hańby niezmazana!... — powtarzał Maugiron ze zdziwieniem, które wydawało się szczerem.<br>
{{tab}}— Jakżeby mogło być inaczej? — kończył {{Korekta|Andrzej|Andrzej.}} — Pytam się pana samego, cobyś pan myślał o kasyerze, wypędzonym przez pryncypała, na drugi dzień po kradzieży, gdybyś nie znał tego kasyera... Powiedziałbyś pan sobie: „Zlitowano się nad nim i nie oddano go w ręce sprawiedliwości!... albo może brakowało przeciw niemu dowodów... ale na pewno to jest złodziej!...”<br>
{{tab}}— Gdyby się tyczyło odprawionego kasyera — odpowiedział Maugiron — może rzeczywiście niektóre osoby, zbyt porywcze w sądach, mogłyby sformułować tak surowe zdanie swoje... Ale cóż panu pozwala przypuszczać, że pan Verdier może pomyśleć o popełnieniu względem pana tak wielkiej niesprawiedliwości?...<br>
{{tab}}Andrzej wybuchnął gorzkim śmiechem, którego aż przykro było słuchać.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
skvj8yme1gq3vlre81f7uzc6mmmly2t
Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/209
100
1086337
3156731
2022-08-24T13:08:05Z
Piotr433
11344
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>tam drwa ułożone. Kierując się drogowskazami takimi, wyszła nakoniec na małą polankę, którą jej w pierwszej chwili zasłonił słup dymu. Za chwilę jednak ujrzała w kaskadach spadający potoczek i chatę na brzegu. Przed chatą siedział drwal z twarzą surową, ogorzałą od słońca, i ręce założywszy z tyłu, patrzał na niebo.<br>
{{tab}}Serafina zbliżała się prosto ku niemu, z oczyma pałającemi jak gwiazdy, cudownie piękna w nieładzie książęcego stroju, w łachmanach szat kosztownych. Gwiazdy dyamentów jaśniały w jej uszach, rozdarty stanik i lekka koronka nie osłaniały jej szyi i ramion, suknia w strzępach spływała z jej smukłej postaci. O wschodzie słońca podobne zjawisko w gęstwinie lasu nie było rzeczą naturalną, nic też dziwnego, że surowy prostak cofnął się przed niem z zabobonną trwogą.<br>
{{tab}}Lecz Serafina przemówiła głosem spokojnym:<br>
{{tab}}— Jestem znużoną i zziębłą, pozwól mi odpocząć w swej chacie.<br>
{{tab}}Drwal nic nie odpowiedział; trwoga i pomieszanie malowały się na jego twarzy.<br>
{{tab}}— Zapłacę wam — dodała młoda kobieta niebacznie, a choć pożałowała natychmiast wyrazów, spostrzegłszy iskrę chciwości w spojrzeniu wieśniaka, nie czas było ich cofać. Zresztą, w jej usposobieniu przeszkody i niebezpieczeństwa podniecały tylko energię, — więc nie czekając dłużej na odpowiedź, minęła gospodarza i weszła do chaty.<br>
{{tab}}Wstał i wszedł za nią prawie machinalnie, wciąż jeszcze pogrążony w zabobonnej trwodze.<br>
{{tab}}Wnętrze chaty przedstawiało widok posępny i twardy, ale na kamieniu, który służył za ognisko, stos suchych drzazeg i świeżych gałęzi płonął wesoło, napełniając izbę migotliwym blaskiem żywego płomienia. Dla Serafiny było to wystarczającem, nie widziała nic więcej i z dreszczem rozkoszy umieściła się najbliżej ogniska, wyciągając do niego ręce,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
l98xldbjpptzxxjjfiyfa2v8ogeg0cc
Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/210
100
1086338
3156732
2022-08-24T13:14:08Z
Piotr433
11344
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>grzejąc mokre stopy, zachwycając oko grą jasnych płomieni albo fajerwerkami strzelających iskier.<br>
{{tab}}Drwal, milcząc, patrzał na nią, posępne spojrzenie przesuwał po kosztownych, choć zniszczonych sukniach, nagiej szyi, rozdartej koronce, klejnotach... Ale nic nie mówił.<br>
{{tab}}— Daj mi co jeść — rzekła księżna. — Przynieś mi tu, do ogniska.<br>
{{tab}}Spojrzał jej w twarz, a potem bez jednego słowa postawił przy niej na ziemi dzban lichego wina, położył kawał chleba, sera i garść surowej cebuli. Chleb był kwaśny i twardy, ser suchy jak kamień, a surowa cebula nie może być także policzoną między książęce potrawy. Lecz Serafina jadła to, co jej podano, odważnie i stanowczo. Głód zaspokoiła i piła z dzbanka kwaśne, ciepłe wino. Nie widziała jeszcze dotychczas tak nędznego pożywienia, nie piła z nikim jeszcze z jednej szklanki, lecz kobieta w okolicznościach niezwykłych często więcej miewa stanowczości i odwagi od najdzielniejszego mężczyzny.<br>
{{tab}}A przez ten czas drwal nie odwracał od niej wzroku, w którym coraz wyraźniej czytać można było walkę chciwości z zabobonną trwogą.<br>
{{tab}}Serafina w tym wzroku czytała myśl jego i zrozumiała, że czas się oddalić.<br>
{{tab}}Podniosła się, i podając mu florena, rzekła:<br>
{{tab}}— Wszak to wystarczy?<br>
{{tab}}W oczach wieśniaka błysnęło coś dziko, odzyskał nagle mowę.<br>
{{tab}}— Więcej mi się należy — rzekł grubo i szorstko.<br>
{{tab}}— Nic więcej nie mam — odparła spokojnie i przeszła obok niego, nie podnosząc głowy, nie odwracając się, aby nań spojrzeć.<br>
{{tab}}A przecież w duszy miała strach śmiertelny, bo spostrzegła ruch ręki, którym pragnął ją zatrzymać, i ukośne spojrzenie, rzucone znienacka na siekierę u progu.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5dsstydg8h8dqzfjb9rtaoy20hmtzr1
Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/211
100
1086339
3156733
2022-08-24T13:27:56Z
Piotr433
11344
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>{{tab}}Szła jednak prosto, krokiem równym i spokojnym, zieloną ścieżką ku stronie zachodniej, dopóki pierwszy zakręt nie skrył jej przed okiem groźnego gospodarza. Tu odetchnęła: wydawało się jej, że chciwe oko śledzić jej dalej nie może, i pośpiesznie zwróciwszy w gęstwinę na prawo, biegła co tchu, bez drogi, pomiędzy drzewami, dopóki nie uczuła się zarazem bezpieczną i wyczerpaną.<br>
{{tab}}Słońce podniosło się już dość wysoko, i przez zielone igły złociste promienie przenikały gęstwinę, rzucając czerwone, ogniste plamy na żywiczną korę pni starych i zielone, błyszczące od rosy kobierce mchu i murawy. Silna woń żywiczna napełniła powietrze cudownym balsamem; na pniach sosnowych krople ogniste stały błyszczące, wonne, rozgrzane od słońca. Wiatr zrywał się chwilami i kołysał zlekka blaski i cienie w jakimś tańcu napowietrznym, szybszym niż ruch jaskółki, — i ucichał znowu, czy uciekał gdzieś dalej.<br>
{{tab}}Serafina szła naprzód, nie zatrzymując się wcale, schodząc po pochyłościach, lub wstępując na nie, idąc w słońcu lub w cieniu; czasem stromą ścieżką przesuwała się pomiędzy skałami, pełznąc po ziemi, niby żmija lub jaszczurka, to przedzierała się bez żadnej drogi przez gąszcz drzew młodych, to w jasnej, odkrytej dolinie kąpała się w blaskach słońca, to ze szczytu wzgórza ogarniała spojrzeniem sąsiednie pagórki, i horyzont szeroki, i kręgi rozlegle, które pod jasnem niebem zataczały ptaki.<br>
{{tab}}Niekiedy spostrzegała w dali chatę nizką, albo leśną osadę, pośród drzew ukrytą, lecz wtedy śpiesznie zwracała swe kroki w stronę przeciwną. To znowu biała smuga mgły przezroczystej i szmer jednostajny wskazywały bieg potoku u stóp jej, w pobliżu; tu i owdzie przejrzyste i chłodne źródełka biły z pośród kamieni, cienką, srebrną nitką sącząc się po zielonym mchu i nizkiej trawie. W dolinkach całe sieci tych potoczków łączyły się, zlewały i szumiały głośno, spadając po kamieniach, albo rozlewając się miniaturowem,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4uhz8f7zazflk21kz48aeob37pri36i
Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/212
100
1086340
3156734
2022-08-24T13:34:43Z
Piotr433
11344
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>zielono-błękitnem jeziorkiem, albo z wierzchołka skały spadając szeroką, w mgłę stubarwną rozpryskującą się kaskadą.<br>
{{tab}}Serafina, mijając te cuda natury, widziane po raz pierwszy, poiła się niemi z pełnym zachwytu podziwem. Tyle wrażeń niezwykłych, nowych i nieznanych odświeżało jej duszę, niby nowe życie, karmiło wszystkie zmysły subtelną rozkoszą, roztaczało przed nią niezbadane światy. A nad pięknością dziewiczą tej ziemi niebo bez chmurki i słońce złociste.<br>
{{tab}}Kraina piękna!<br>
{{tab}}Znużona wreszcie drogą, pośpiesznie przebytą, zatrzymać się musiała nad wodą, szeroko, chociaż płytko rozlaną na obszernej łące. Duże kamienie, niby wyspy karłów, leżały na tem niezwykłem jeziorze, krzaki zielone ocieniały brzegi, dno mech zaściełał i korzenie sosen, odbijających w tem jasnem zwierciadle swe zielone konary. Serafina lekko pochyliła się także nad powierzchnią i ze zdziwieniem patrzała w swój obraz. To była ona!.. to zjawisko blade, o wielkich, ogniem błyszczących źrenicach i stroju fantastycznym z książęcych łachmanów... To była ona!<br>
{{tab}}Wiatr lekki, drobną falą marszcząc wód powierzchnię, zmieniał jej rysy; uśmiechnęła się do tego widoku, i obraz, fantastycznie ożywiony ruchem lekko wzburzonej fali, przesłał jej nawzajem uśmiech dobrotliwy i pełen wyrazu.<br>
{{tab}}Długo tak stała, kąpiąc się w promieniach słońca i litując nad sobą, nad nieładem stroju, nagością ramion, podrapanych w biegu, poranionych w upadku; była powalaną, brudną i obdartą i nie miała możności, a nawet nadziei doprowadzenia wkrótce do porządku braków swej toalety!<br>
{{tab}}Z uśmiechem i westchnieniem zapragnęła wreszcie skorzystać z naturalnego zwierciadła i zatrzeć chociaż trochę na swej fizyognomii ślady nocnej przeprawy. Umyła twarz i ręce, wyjęła z uszu brylantowe kolce i zawinęła je w cienką chusteczkę, poprawiła cokolwiek nieład swojej sukni i rozpuściła włosy, które osłoniły ciemnym i gęstym płaszczem jej<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lh52z92yele4unc1ibjf2ujj3w71uq9
Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/216
100
1086341
3156735
2022-08-24T13:38:29Z
Piotr433
11344
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>różę, jeszcze niezupełnie rozwiniętą z pączka — i poruszył się na swoim kamieniu.<br>
{{tab}}— Słowo honoru, anibym uwierzył, że jest tak ładną... — szepnął półgłosem do siebie. — I pomyśleć, że mi nie wolno wspominać o niej ani słowa!<br>
{{tab}}Odetchnął głębiej z wyrazem niezadowolenia i lekko dotknął księżny swoją laską.<br>
{{tab}}Ocknęła się natychmiast i z lekkim okrzykiem, z błędnem spojrzeniem usiadła na ziemi.<br>
{{tab}}Nieznajomy skinął głową w sposób nieokreślony.<br>
{{tab}}— Sądzę, że Wasza Książęca Mość spała przyjemnie? — zapytał z powagą.<br>
{{tab}}Dźwięk głuchy, nieokreślony był całą odpowiedzią księżny.<br>
{{tab}}— Uspokój się, pani, przedewszystkiem — zauważył obcy, własnym przykładem dając jej wzór doskonałej zimnej krwi i panowania nad sobą. — Powóz mój nadjedzie wkrótce, i zdaje się, iż będę miał rzadką przyjemność porwania i uwiezienia panującej księżny.<br>
{{tab}}— Sir John! — zawołała Serafina.<br>
{{tab}}— Na rozkazy Waszej Książęcej Mości.<br>
{{tab}}Zerwała się ruchem szybkim i stanęła przed nim.<br>
{{tab}}— Czy jedziesz pan z Mittwalden? — zapytała.<br>
{{tab}}— Wyjechałem stamtąd dziś rano, i sądzę, iż jestem jedynym człowiekiem, który mniej od ciebie, księżno, może mieć nadzieję powrotu do tego miasta.<br>
{{tab}}— Baron... — zaczęła Serafina szybko, ale umilkła nagle.<br>
{{tab}}— Pani... przyznaję ci zupełną słuszność — byłaś nową Judytą; jednakże... przypuszczam, iż po upływie tych kilku godzin miło ci będzie usłyszeć, że twa ofiara żyje. Przed wyjazdem dowiadywałem się o jego zdrowie. Powiedziano mi, iż ma się nieźle, ale cierpi bardzo. Tak, tak... w drugim pokoju słychać jego jęki.<br>
{{tab}}— A książę? Co mówią o nim? Czy wiedzą cokolwiek?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cw5g626d0384c434hestiyzdujc07xi
Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/217
100
1086342
3156736
2022-08-24T13:43:56Z
Piotr433
11344
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>{{tab}}— Słyszałem, — odparł tonem obojętnym, ale z dziwnym wyrazem — iż pod tym względem ty, księżno, sama wiesz najwięcej.<br>
{{tab}}Serafina drgnęła widocznie.<br>
{{tab}}— Czy zechcesz pan być tak wspaniałomyślnym, aby mi na czas jakiś użyczyć powozu? — zapytała z żywem wzruszeniem. — Potrzebuję być w Felsenburgu w sprawie najwyższej wagi. Czy zawieziesz mię tam, sir Johnie?<br>
{{tab}}— Niema rzeczy, której mógłbym odmówić ci, pani — odparł stary gentleman, tym razem z zupełną powagą. — Cokolwiek mogę uczynić dla ciebie, uczynię z całą przyjemnością. Powóz mój, który nadjedzie za chwilę, jest na rozkazy twoje... Ale — dodał po chwili dawnym lekkim tonem — co to znaczy, że nie pytasz mię pani o pałac?<br>
{{tab}}— A cóż on mię obchodzi? — zawołała księżna. — Zdaje się, że go spalono.<br>
{{tab}}— „Zdaje się!“ To wspaniałe! — zawołał baronet. — Strata czterdziestu kosztownych toalet nie wzrusza cię, pani, wcale? W istocie, księżno, podziwiam siłę twego charakteru. A państwo? W chwili, kiedy opuszczałem stolicę, ogłaszano stan oblężenia. Nowy rząd już się utworzył tymczasowo, a imiona dwóch przynajmniej urzędników nie są pani obce: jeden z nich — Sabra, zdaje się, iż miał szczęście należeć do twej służby osobistej... lokaj, jeśli się nie mylę? Jest tam i przyjaciel nasz stary, kanclerz Greisengesang, choć zajmuje podrzędniejsze nieco stanowisko. Ale trudno się dziwić: w podobnych przewrotach pierwsi stają się zwykle ostatnimi, a ostatni pierwszymi — jak mówi Pismo Święte.<br>
{{tab}}— Sir John, — przerwała księżna z wyrazem szczerości — nie wątpię, że to mówisz w najlepszym zamiarze, ale mnie już te sprawy nie obchodzą wcale.<br>
{{tab}}Baronet spojrzał na nią ze zdziwieniem, a nie wiedząc na razie, co ma odpowiedzieć, rad był, iż ukazanie się powozu na nowy przedmiot skierowało ich uwagę. Zaproponował, aby pośpieszyli naprzeciwko, co też uczynili oboje<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bwohp4sv4vy791r9u3jeq2va1w69tlc
Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/218
100
1086343
3156739
2022-08-24T13:49:52Z
Piotr433
11344
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>niezwłocznie. Z prawdziwie dworską uprzejmością Anglik pomógł wsiąść księżnie, a następnie zajął sam miejsce obok. Konie ruszyły. Teraz, niby gospodarz uprzejmy, wyjmować zaczął z kryjówek i skrytek, w które wygodny i obszerny powóz hojnie był zaopatrzony, — wyjmować zaczął przeróżne zapasy: owoce, mięso zimne, ciasto, butelkę wina, całą zastawę stołu, zdolną zadowolić smak wybredniejszy. Z ojcowską powagą i dobrotliwym a szczerym uśmiechem grał swoją rolę: zapraszał, zachęcał, usługiwał, podawał, i ulegając może prawom gościnności, pozbył się na tę chwilę śladu złośliwej ironii w całem obejściu. Życzliwość jego zdawała się tak naturalną, iż wzruszyła Serafinę, która zapragnęła wyrazić mu swą wdzięczność.<br>
{{tab}}— Wiem, — rzekła — iż w gruncie rzeczy nie cierpisz mię, baronecie; powiedz mi zatem, dlaczego jesteś dziś tak prawdziwie dobrym dla mnie?<br>
{{tab}}— Szanowna pani, — odparł, nie przecząc jej wcale — jestem wielkim i szczerym przyjacielem twego męża, a do pewnego stopnia jego wielbicielem.<br>
{{tab}}— Pan?! — zawołała. — A mnie powiedziano, że napisałeś o nas straszne rzeczy, o mnie i o Ottonie.<br>
{{tab}}— W istocie, tą dziwną drogą nastąpiło nasze zbliżenie — odrzekł spokojnie Anglik. — Napisałem rzeczywiście „straszne rzeczy” (jeśli to jest wyraz właściwy), dotyczące szczególnie twojej osoby, pani. Mąż twój je czytał i — zwrócił mi wolność, dał pasport, powóz zaopatrzony we wszystko, czego w podróży potrzebować można, a następnie z prawdziwie młodzieńczym zapałem wyzwał mię na pojedynek. Znając cokolwiek jego domowe stosunki, przyznaję, iż byłem pokonany tą szlachetnością, tą prawością bez granic. „Nie lękaj się — rzekł do mnie: — jeśli mię zabijesz, nikt tego nie zauważy tak prędko...” Zdaje się, że ty, księżno, podzielasz to zdanie? Lecz oddalam się od przedmiotu. Otóż starałem się mu wytlómaczyć, że nie mogę przyjąć jego propozycyi i że się bić nie będę. „Choćbym<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
i51aesaq3xrztv67rti8dnmx874osct
Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/219
100
1086344
3156740
2022-08-24T13:54:43Z
Piotr433
11344
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>cię spoliczkował?” — zapytał mię wtedy. Znakomite! I nie mogę pomieścić tego w pamiętniku! Jednem słowem, byłem pokonany; podarłem swój skandaliczny rękopis i otworzyłem serce dla człowieka, którego można sądzić, lecz niepodobna nie kochać. Księciu zatem zawdzięczasz pani, że umilkłem.<br>
{{tab}}Serafina milczała także krótką chwilę. Nigdy nie dbała o to, ażeby być zrozumianą przez tłum, przez ludzi, którymi gardziła; nie czuła tak, jak Otton, tej ciągłej potrzeby pochwał, uznania, hołdów i zachęty; do obranego celu szła prosto i dumnie, z czołem wzniesionem. Lecz przed tym człowiekiem, po tem, co jej powiedział, przed przyjacielem męża — gotową była, pragnęła zniżyć się do wyjaśnień.<br>
{{tab}}— Co myślisz pan o mnie? — spytała nagle.<br>
{{tab}}— To już pani powiedziałem — odparł sir John uprzejmie: — myślę, że powinnaś jeszcze wypić szklaneczkę wina.<br>
{{tab}}— To odpowiedź niegodna pana, baronocie — rzekła stanowczym tonem; — wszak nie masz zwyczaju lękać się wypowiadania swych myśli? Nazywasz się przyjacielem mego męża, więc w imię tej przyjaźni proszę cię i żądam: mów pan otwarcie!<br>
{{tab}}— Podziwiam twą odwagę, księżno — rzekł baronet; — po za tem jednak, przyznaję, odgadłaś słusznie, iż mało między nami jest sympatyi. Zbyt różnimy się usposobieniem i upodobaniami.<br>
{{tab}}— Czy masz na myśli skandal, baronecie? Czy istotnie był skandal?<br>
{{tab}}— Dostateczny, księżno.<br>
{{tab}}— I pan wierzyłeś temu?<br>
{{tab}}— O pani!.. co za pytanie!<br>
{{tab}}— Dziękuję ci za tę odpowiedź, sir Johnie! — zawołała gorąco Serafina. — A teraz ci przysięgam na honor, na duszę, na wszystko, co jest świętem, że wbrew wszelkim skandalom i opinii całego świata, byłam i jestem uczciwą kobietą.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qqn2qoelu7iytkg1o41cppt9hsjy6j0
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/289
100
1086345
3156743
2022-08-24T14:04:20Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Pan wątpisz! — wykrzyknął po chwili — widać to od razu, żeś pan nigdy nie żył w pobliżu pana Verdier, i że pan go nie znasz zupełnie...<br>
{{tab}}— Wypędzi mnie za drzwi z gniewem, z wściekłością, z wymysłami i groźbą!... podniesie rękę na mnie... może mnie uderzy... może mnie zabije... Niczego się spodziewać od niego nie można, wierz mi pan!... ani litości... ani przebaczenia!...<br>
{{tab}}— To prawda — szeptał podmajstrzy, który stał nieruchomy o kilka kroków, od dwóch młodych ludzi i słyszał ich rozmowę, — ani litości, ani przebaczenia... nic!...<br>
{{tab}}— Ale — wyrzekł Maugiron — coś pan zrobił aby zasłużyć na tak straszny gniew?... jesteś niewinny.<br>
{{tab}}— Jestem winny w obec niego, i w jego oczach...<br>
{{tab}}— Czego?...<br>
{{tab}}— Kradzieży jego pieniędzy...<br>
{{tab}}— Czy mogłeś jej przeszkodzić?...<br>
{{tab}}— Może, bo nakoniec, gdybym był tu, złodzieje możeby nie spełnili zbrodni... nie obudziwszy mnie... przynajmniej można tak przypuszczać... ale mnie tu nie było.<br>
{{tab}}— Zkądże się on dowie o tem!?...<br>
{{tab}}Andrzej wzruszył ramionami...<br>
{{tab}}— Gdyby nawet nie było nikogo, prócz pani Blanchet, aby mu to powiedziała, będzie wiedział w godzinę po przyjeździe...<br>
{{tab}}— Czy nie można nakazać milczenia, tej złej kobiecie?...<br>
{{tab}}— Próżne marzenia, byłoby to samo co w biegu powstrzymać kulę armatnią!...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2wzfvk7jucqwja1hzb6axi5m3oh23iq
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/290
100
1086346
3156744
2022-08-24T14:06:04Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Ależ ostatecznie, kto ma za sobą sprawiedliwość i prawdę, ten musi przecież znaleść środki pokonania człowieka... i jeżeli pan Verdier nie jest warjat...<br>
{{tab}}— On warjatem nie jest — przerwał Andrzej — jest to nawet do pewnego stopnia człowiek sprawiedliwy, a jednakże nie będzie chciał wysłuchać mnie... nie będzie i chciał niczego słuchać!... nic go nie wzruszy!... zresztą wypędzając mnie, znieważając, uderzając mnie w twarz, będzie w swojem prawie!... Jego pieniądze były powierzone mnie, jego pieniądze zniknęły, a jego pieniądze, dla niego, to więcej niż jego krew, niż życie, więcej niż córka!... Przebaczyłby może, gdyby mu kto wykradł córkę!.. nie przebaczy... nie daruje nigdy skradzionych pieniędzy!..<br>
{{tab}}— To prawda — powiedział podmajstrzy głuchym głosem.<br>
{{tab}}— Widzisz pan dobrze, że jestem zgubiony, bez ratunku!... — kończył pan de Villers, z coraz większą boleścią i rozpaczą — widzisz pan dobrze, że wszystko dla mnie skończone!... Zegnam was moje sny i moje marzenia!... wszystko się zawala!... wszystko upada!... nie pozostaje mi nic więcej jak umrzeć, i to zrobię niezadługo!...<br>
{{tab}}Maugiron wziął za ręce Andrzeja, uścisnął je w swoich z rozrzewnieniem, i rzekł głosem wzruszonym:<br>
{{tab}}— Spokoju, odwagi w imię nieba mój przyjacielu!... twoje nieszczęście rozdziera mi serce, i powtarzam ci, że pomimo wszystkiego co się stało i co słyszę, nie chcę wierzyć aby położenie było tak rozpaczliwem, jak je przedstawiasz!...<br>
{{tab}}Andrzej nie odpowiedział nic, na te puste i tuzinko-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
k3x1j02dyji3y9os9opjgqqkcyjsszq
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/291
100
1086347
3156745
2022-08-24T14:07:38Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>we pożałowania, Opuścił głowę na piersi, a łzy płynęły mu z oczów...<br>
{{tab}}Maugiron patrzył na niego z pod oka, ironicznie, a wzrok jego mówił jasno:<br>
{{tab}}— Biedny chłopiec!... natura słaba!... ciało bez duszy!...<br>
{{tab}}Podmajstrzy zbliżył się w tej chwili do młodego kasyera, trącił go lekko i bojaźliwie w ramię, aby zwrócić jego uwagę, i odprowadzając go kilka kroków, rozmawiał z nim po cichu, przez dwie lub trzy minuty, z wielkiem ożywieniem.<br>
{{tab}}Andrzej słuchał go z uwagą, i podczas gdy stary robotnik przedstawiał mu coś i tłomaczył, lekki rumieniec zabarwił jego bladą twarz.<br>
{{tab}}— Macie racyę Piotrze — szeptał, skoro podmajstrzy powiedział wszystko co miał do powiedzenia — dziękuję ci za dobrą radę, jeżeli jest dla mnie ratunek, to tylko ten jeden....<br>
{{tab}}Potem zbliżył się do Maugirona.<br>
{{tab}}— Widzę z wielką radością, że pan jesteś spokojniejszy — wyrzekł ten ostatni. — Zaczynasz pan pewnie rozumieć, mój drogi przyjacielu, że nie ma na świecie tak złego położenia, z któregoby siłą woli nie dało się wydobyć...<br>
{{tab}}— Drogi panie Maugiron — rozpoczął de Villers głosem niepewnym, i z widocznem wzruszeniem — nazwałeś mnie swoim przyjacielem?...<br>
{{tab}}— Tak, zaiste!... i mam nadzieję długo jeszcze tak pana nazywać!...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cvh8gs7rwxyrwltsui1f3bwtejmcrtz
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/292
100
1086348
3156746
2022-08-24T14:08:53Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Ten tytuł przyjaciela, w pańskich ustach, jestże czem innem, jak słowem słodkiem, lub bez głębszego znaczenia?... czy miałem szczęście, rzeczywiście zyskać pańską przyjaźń prawdziwą?...<br>
{{tab}}Maugiron spojrzał na kasyera wzrokiem zdziwionym.<br>
{{tab}}— Myślę, że chyba nie wątpisz pan o tem! — odpowiedział — nie być tego pewnym, byłoby niesprawiedliwością względem mnie!... Ale dla czego zadajesz mi to pytanie?...<br>
{{tab}}— Bo nie mam innej nadziei, prócz w panu, i jeżeli jesteś naprawdę moim przyjacielem, od pana zależy wyrwanie mnie z przepaści na której skraju stoję...<br>
{{tab}}— Mówisz pan zagadkowo — jąkał Maugiron z pewnym przymusem — nie odgaduję jeszcze co pan chcesz powiedzieć, ale bądź przekonanym, że jeżeli tylko twój ratunek zależy odemnie, jak to z twych słów wynikać się zdaje, możesz się naprzód uważać za wybawionego z niebezpieczeństwa... Zobaczmy!... cóż trzeba zrobić?... czy pan chcesz, abym ja się podjął uwiadomić pana Verdier o strasznej nowinie, i abym ja wytrzymał pierwszy ogień i zniósł pierwszy jego gniew?...<br>
{{tab}}Andrzej wstrząsnął głową.<br>
{{tab}}— Nie, nie — rzekł — nie w ten sposób możesz mi pan przyjść z pomocą...<br>
{{tab}}— Mów że pan więc... czego pan wymagasz odemnie?...<br>
{{tab}}— Pójdę prosto do celu — odpowiedział kasyer — błagam pana, wysłuchaj mnie nie przeszkadzając... Powiedziałem panu, że pan Verdier nie daruje mi nigdy straty swoich pieniędzy... A zatem, te pieniądze trzeba<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
k7r08fqv019svhzx8ofbix00zb4fmzl
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/293
100
1086349
3156747
2022-08-24T14:10:30Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>mu oddać, i zdaje mi się, że na to znalazłem sposób... pan byłeś łaskaw obiecać mi miejsce, którego pensya i dochody dochodziłyby do poważnej cyfry, dwudziestu pięciu a nawet trzydziestu tysięcy franków rocznie...<br>
{{tab}}Towarzystwo, które pan reprezentujesz, posiada znaczne kapitały... Zrób tak abym dostał naprzód, jako zaliczkę, sumę potrzebną na zaspokojenie pana Verdier, a ja zobowiążę się pełnić obowiązki głównego sekretarza, nie biorąc ani centima tak długo, aż zwrócę panu daną mi zaliczkę... Zrób to panie Maugiron... zrób, a w ten sposób tylko, możesz ocalić mi honor... i uratować życie!...<br>
{{tab}}Elegancki młody człowiek słuchał Andrzeja nie przerywając mu, ponieważ prosił go o to, ale od pewnej chwili, fizyognomia jego wielce ruchliwa, przybrała wyraz ponury i zakłopotany.<br>
{{tab}}— Mój drogi przyjacielu — wykrzyknął — doprowadzasz mnie do rozpaczy!...<br>
{{tab}}— Ja... doprowadzam pana do rozpaczy! — powtarzał osłupiały kasyer.<br>
{{tab}}— Tak jest niestety... gdyż w chwili, w której cię widzę tak już smutnym, przygnębionym, zniechęconym, muszę ci powiedzieć złą nowinę...<br>
{{tab}}— O, mów pan!... mów bez obawy! — powiedział Andrzej gorzko — cóż mnie obchodzić może nieszczęście, jedno mniej lub więcej?...<br>
{{tab}}— Znasz pan moje usposobienie względem ciebie, drogi przyjacielu — odpowiedział Maugiron — i mogłeś się przekonać tej nocy, że panowie de Montaigle, de Ribeaucourt i de Grandval, nie byli mniej ci przychylni niż ja...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fmsiuztcu3l65b9bn0j4eo2jxap8gx9
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/294
100
1086350
3156749
2022-08-24T14:12:34Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Tak, tak, widziałem to — szeptał kasyer... — Widziałem ich... i nie wątpię...<br>
{{tab}}— Osądź więc sam, kochany panie Andrzeju, jak wielkiej doznałem przykrości... osądź jak wielki był mój zawód i moje niezadowolenie, skoro wróciwszy do siebie, w pół godziny najwyżej po opuszczeniu cię, odebrałem list od prezesa rady zarządzającej naszego towarzystwa... Ten pan, którego zresztą trzeba sobie względy zaskarbiać, mimo wszystko; gdyż jest bardzo bogaty i ma bardzo obszerne i wielkie stosunki, zawiadomił mnie, że dał swojemu synowcowi miejsce, na którem obciąłem widzieć pana!..<br>
{{tab}}Andrzej podniósł oczy w niebo; konwulsyjne drżenie przeszło po całem jego ciele; załamał ręce powtarzając głucho:<br>
{{tab}}— Żadnej nadziei!.... Żadnej już nadziei!...<br>
{{tab}}— Do tysiąca diabłów — szepnął sam do siebie podmajstrzy, wzgardliwie wzruszając ramionami — to nie było trudne do przewidzenia; byłbym postawił w zakład rękę moją, byłbym sobie dał głowę uciąć, że wszystkie te obietnice skończą się na tem!...<br>
{{tab}}— Mam nadzieję, że z tego powodu nie odbierzesz mi panie Andrzeju przyjaźni twej, która mi jest bardzo drogą — kończył żywo Maugiron — byłoby wielce nie — sprawiedliwem i bardzo okrutnem z twej strony, mieć do mnie żal, za fakt wynikły po za obrębem mojej woli i mocy, a który mnie samemu gorącą boleść sprawił!...<br>
{{tab}}Andrzej podniósł głowę. Miał na policzkach ponsowe plamy, oczy jego były suche i palące.<br>
{{tab}}— Mieć do pana żal? — powtarzał — i za co, mój Boże; niemam żalu do nikogo, nie obwiniam nikogo... Fa-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hoyoc59gb4p24oj94apyb6bgzwk0svx
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/316
100
1086351
3156751
2022-08-24T15:11:49Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Zaiste — odpowiedział elegancki młody człowiek, z szyderczym uśmiechem — zakrawa to na żart zbyt donośny. Gdyby się przyszło zrujnować dla przyjemności każdego kassyera. któremu zrabowano kassę?... to doprawdy role dobroczyńcy byłyby niemożliwe, a tytuł za drogi!... Największy majątek nie wystarczyłby na to!...<br>
{{tab}}— Panie Andrzeju — kończył Piotr — ja pana uprzedzałem, nie chciałeś mi pan wierzyć; moje przeczucia nie myliły mnie jednakże, co pan pewnie dziś sam widzisz dobrze!... Ja nigdy nie ufałem temu panu, nigdy!... O, ja mam węch jak pies gończy z tą tylko różnicą, że pies węszy zwierzynę, a ja wietrzę łajdaków!... ten jest łotr ostatniego gatunku, ciągle to panu mówiłem i powtarzam!... Ten interes, który miał z naszym domem zawrzeć, a którego nigdy nie kończył, to kłamstwo!... a wielka protekcya, którą panu ofiarował... kłamstwo!... to miejsce, którego kazał się spodziewać... kłamstwo!... Wyciągnął pana w nocy po za dom, to pewno miał w tem cel, chciał pana skompromitować... pana zgubić... sprawić aby pana oddalono, aby mieć wolne pole, i sięgnąć śmiałą ręką po majątek panny Lucyny Verdier!... Ach! ja odgadywałem dobrze jego plany... wczoraj chciałem go wypędzić!... wdano się między nas!... zmuszono mnie do przeproszenia go!... powinienem był posunąć się do ostateczności, pomimo wszystkiego i pomimo wszystkich! Miał nóż w swojej lasce byłby mnie zabił! mniejsza o to? zamknąłby sobie drzwi zakładu zabijając mnie... Mogłem dać życie bez żalu za taki rezultat!...<br>
{{tab}}To co poprzedza nie było powiedziane jednym ciągiem tak jak to napisaliśmy.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0v3xsq7zblo6hu3hrj66bn1vdn3ae4c
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/317
100
1086352
3156752
2022-08-24T15:13:13Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Andrzej próbował, uspokoić podmajstrzego, i powstrzymać potok słów obelżywych ale na próżno.<br>
{{tab}}Piotr nawet nie zdawał się spostrzegać zamiarów i błagań młodego człowieka. Głos jego z początku przygłuszony, podnosił się po trochu, a w końcu mówił już głosem tak donośnym, że robotnicy, zbiegając się jeden po drugim z najdalszych części zakładu, zbliżali się po woli i formowali koło, które się z każdą chwilą bardziej zacieśniało.<br>
{{tab}}Podmajstrzy kończył.<br>
{{tab}}— Nigdy jednak nie jest za późno naprawić złe; to co miałem zrobić wczoraj, zrobię dziś... Jestem tu niczem, wiem o tem, ale jestem uczciwym człowiekiem, mam prawo działać jak uczciwy człowiek i działam!... Ja pana wypędzam panie Maugiron... czy słyszysz pan, i zabraniam ci przekroczyć kiedykolwiek próg tego domu!...<br>
{{tab}}Maugiron, z głową podniesioną, z rękoma skrzyżowanemi na piersi, słuchał tych słów z miną najspokojniejszą. Jego wzrok utkwiony był w podmajstrzym z wyrazem jaki miewa żmija przed ugryzieniem; uśmiech sardoniczny wykrzywił jego usta.<br>
{{tab}}— Wszystko to jest bardzo pięknie — rzekł tonem drwiącym — i powinienem się poddać pokornie potężnej woli pana Piotra!... Gdybym jednak tego nie zrobił?... gdybym się uparł zostać tu, mimo jego stanowczych rozkazów?... cóżby się wtedy stało?...<br>
{{tab}}— To czegobyś nie zrobił z dobrej woli, zrobiłbyś pod przymusom!... — odpowiedział groźnie podmajstrzy...<br>
{{tab}}— Wytłumacz się jaśniej zacny człowieku!...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0q1444pymt94kk6567xdd3hmwbyqn9q
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/318
100
1086353
3156753
2022-08-24T15:15:23Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Umiałbym zmusić pana do pokazania nam podeszew od swoich, butów...<br>
{{tab}}— Ty!...<br>
{{tab}}— Tak, ja!... do pioruna!...<br>
{{tab}}— W jaki sposób, jeżeli łaska?...<br>
{{tab}}— Biorąc pana za kołnierz od ubrania, ciągnąc tak aż na ulicę i zamykając drzwi za tobą!... Sprowadziłeś nieszczęście do tego domu... wyjdzie ono może razem z tobą!...<br>
{{tab}}— Mówiłeś zdaje się, iżbyś użył gwałtu względem mnie!... — odpowiedział Maugiron z nieporuszoną zimną krwią.<br>
{{tab}}— Mówiłem tak, do wszystkich diabłów... i zrobię jak powiedziałem!...<br>
{{tab}}— A jeżeli się oprę?...<br>
{{tab}}— Jeżeli się będziesz opierał, tem gorzej dla ciebie, moje ręce są jak kleszcze stalowe!... Zadusiłbym cię bez wyrzutów, i każdy przyzna że twoja w tem własna wina!...<br>
{{tab}}— Spróbuj trochę, jeżeli masz ochotę!.. byłbym ciekawy jak się do tego bierzesz!...<br>
{{tab}}Podmajstrzy syknął strasznym gniewem... Wszystka krew uderzyła mu do głowy i żyły mocno nabrzmiały w skroniach... Już miał się rzucić na swego przeciwnika... Już pan Andrzej de Villers, przerażony i zrozpaczony, przygotowywał się chwycić go za ramiona, aby uniemożliwić jego ruchy... Gdy w tem okazało się że to wszystko nie było potrzebne.<br>
{{tab}}Maugiron wyciągnął rękę ku staremu robotnikowi, i rzekł tonem rozkazującym:<br>
{{tab}}— Nie zbliżaj się do mnie!... Piotrze Landry!...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0vf13wogfuo7hac0zog7bx9zouvp0qp
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/319
100
1086354
3156754
2022-08-24T15:17:13Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Wrażenie tych prostych i jakby magicznych słów było gwałtowne. Można by powiedzieć, że podmajstrzy słysząc te słowa został rażony w piersi całym prądem silnej bateryi elektrycznej. Z purpurowego jakim był, stał się w jednej sekundzie bladym jak śmierć, cofnął się krokiem w. tył i zachwiał tak, że Andrzej podbiegł szybko aby go podtrzymać.<br>
{{tab}}— Jesteś otoczony zacnymi ludźmi, uczciwemi robotnikami, którzyby się byli rzucili między ciebie i mnie, i którzy zapewne nie byliby pozwolili mnie zamordować! — kończył Maugiron — ale przywykłeś już do mordu i gwałtowności, a to ci nieszczęście przynosi!... Zabiłeś już jednego człowieka, nie zapominaj o tem... drugi winien tylko życie szybkości z jaką go wyrwano z twoich rąk!... Sdy kryminalne znają cię dobrze... Połowę życia przebyłeś w więzieniu!... Pod dozorem policyi pozostawałeś długie czasy!... Strzeż się Piotrze Landry!... strzeż się!... Jak ci się to jeszcze raz zdarzy, pójdziesz na galery, po galerach pozostaje rusztowanie!...<br>
{{tab}}Maugiron umilkł i powiódł wzrokiem wokoło siebie.<br>
{{tab}}To cośmy widzieli w wielkim salonie pod „kasztanami w Bercy” powtórzyło się tu w tej chwili.<br>
{{tab}}Głuchy szmer przebiegł w szeregach robotników zebranych około aktorów tej sceny, i większa ich część instynktownie, usunęła się od człowieka, który został im wskazany jako zbójca, jako recydywista.<br>
{{tab}}— Nie wierzcie w to coście usłyszeli!... — wykrzyknął Andrzej z całą gwałtownością pierwszego szlachetnego uniesienia — nie obwiniam wcale pana Maugiron o kłamstwo, ale on się myli albo jest przez kogoś w błąd wpro-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
emk0m5sunhydhv6zwm39obaez4qoc05
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/320
100
1086355
3156755
2022-08-24T15:18:42Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>wadzony, to widoczne!... Piotr jest niezdolny do popełnienia zbrodni, zaręczam wam!... Odpowiadam za niego, moi przyjaciele... odpowiadam za niego jak za samego siebie!...<br>
{{tab}}Wiemy już, że podmajstrzy, chociaż był przedstawicielem surowej karności, używał jednak w zakładzie tak wielkiego szacunku, wielce podobnego do popularności, z drugiej strony zaś, łagodność i uprzejmość młodego kasyera jednała mu żywe sympatye.<br>
{{tab}}Jego głos podniesiony w obronie Piotra, wywołał natychmiastową reakcyę; oskarżenie wydało się potwornem; robotnicy zbliżyli się i jeden z nich wykrzykując, zwrócił się do Maugirona:<br>
{{tab}}— To tak nie idzie, mój śliczny panie; opowiedziałeś nam pan jakieś cudowne rzeczy, ale ta historya może być prostym wymysłem bujnej wyobraźni, ufryzowanej pańskiej głowy, a my nie jesteśmy wcale obowiązani wierzyć panu na słowo!...<br>
{{tab}}Łatwo oskarżać ludzi, ale oskarżać ich fałszywie, to nikczemne!... Przekonaj nas pan, że oskarżając starego robotnika, powiedziałeś prawdę, jeżeli nie, to my ci sprawiemy taką kąpiel w Sekwanie, na jaką zasłużyłeś.<br>
{{tab}}Maugiron miał na ustach ten sam uśmiech szyderczy, który wydawał się zwykłym, ich wyrazem.<br>
{{tab}}— Chcecie dowodów? — zapytał.<br>
{{tab}}— Tak, chcemy — odpowiedział robotnik, który przed chwilą tak ostro przeciw niemu wystąpił.<br>
{{tab}}— Nie będę potrzebował iść po nie daleko — odpowiedział Maugiron — spojrzyjcie tylko na człowieka, którego próbujecie bronić!... Jego postawa odpowiada za<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
brs92jv8occ30hxlwd5th0igyjywgn6
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/321
100
1086356
3156756
2022-08-24T15:20:27Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>mnie... spytajcie go się... spytajcie, czy rzeczy wiście nazywa się Piotr Landry?... spytajcie czyja skłamałem i czym go spotwarzył?... Do niego się odwołuję, i naprzód przyjmuję za prawdę to co on wam powie...<br>
{{tab}}Żaden głos nie podniósł się, ale wszystkich oczy, a nawet Andrzeja, pytająco się do podmajstrzego zwróciły.<br>
{{tab}}Nieszczęśliwy Piotr wyglądał istotnie jak piorunem rażony. Zgnębiona jego postawa i wyraz rozpaczy na twarzy, rozdzierały serce.<br>
{{tab}}Ożywił się i wstrząsnął gwałtownie, pod wpływem tych magnetycznych spojrzeń, które zdawały się chcieć przetrząsnąć jego sumienie, i zajrzeć aż do głębi duszy. Podniósł głowę. Jakiś nieokreślony wyraz malował się na jego twarzy. Była to mieszanina silnego postanowienia, rozpaczy i zuchwałości.<br>
{{tab}}— A więc; tak! — krzyknął głosem ochrypłym i zmienionym — tak, ja jestem Piotr Landry: jestem zbójca, jestem skazaniec... spłaciłem mój dług sprawiedliwości ludzkiej, a może i Boskiej!... Właściciel tego domu, pan Verdier, znał moją przeszłość... nie miał mnie za nędznika, to pewna, ponieważ obdarzył mnie swojem zaufaniem i zachowywał moją tajemnicę. Od dwóch lat mieszkam w zakładzie, i wy wiecie sami czy się zachowywałem jak uczciwy człowiek i dobry robotnik... Dziś ten podły łotr spycha mnie napowrót na dno przepaści, z której sądziłem iż na zawsze wyszedłem!... Moje życie było tu... teraz ono skończyło się, bo wy oświadczycie zaraz wszyscy, że stały lokator więzienia, nie może być waszym towarzyszem i że trzeba wybrać pomiędzy wami a mną!... Wybór nie może być wątpliwy — to moja śmierć!... Ale zanim umrę, przy-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8hyprtddlpjbotzp9wxggq41bumagws
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/322
100
1086357
3156757
2022-08-24T15:24:34Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>sięgam, jak się nazywam Piotr Landry, tak prawdę mówię, że zemszczę się na tym człowieku!...<br>
{{tab}}I podmajstrzy przechodząc między grupami robotników, którzy się usuwali aby go przepuścić, oddalił się spiesznie.<br>
{{tab}}— Słyszeliście więc! — krzyknął Maugiron — biorę was za świadków, wszystkich, że mi groził zemstą!... Bezpieczeństwo moje wymaga tego... muszę iść do komisarza policyjnego, niech przyjmie moje zeznanie!... Dla Piotra Landry nie będzie to nowiną... może gdzie czatować na mnie na rogu ulicy i pchnąć mnie nożem!...<br>
{{tab}}Nikt nie odpowiedział. Robotnicy się rozeszli rozmawiając z ożywieniem, a Andrzej rzekł zimno do Maugiriona:<br>
{{tab}}— Nie wiem, czy się nie mylę panie, ale zdaje mi się, że pan popełnił zły czyn...<br>
{{tab}}Maugiron wzruszył ramionami.<br>
{{tab}}— Ach!... panu się tak zdaje, panie kasyerze?... zapytał.<br>
{{tab}}— Tak panie...<br>
{{tab}}— Każdy może mieć swoje zdanie, i nic dziwnego, że moje zdanie nie zgadza się z pańskiem... Więc podług pana powinienem się dać zamordować!?...<br>
{{tab}}— Ależ panie, w to niebezpieczeństwo o którem mówisz, sam pewno nie wierzysz!...<br>
{{tab}}— Przeciwnie... ja w nie wierzę. Piotr Landry byłby się rzucił na mnie, gdybym go w sam czas nie powstrzymał, zdzierając maskę...<br>
{{tab}}— Są tu inne maski, panie, z pod których okazałyby się twarze niebezpieczniejsze niż twarz tego nieszczęśli-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jgk6xtwcak3s1z3lqc3k6i8ubze38x6
Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/144
100
1086358
3156769
2022-08-24T16:18:14Z
JKW
14394
/* Przepisana */ n
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="JKW" /></noinclude>{{c|''Dziewczynka.''}}
{{tab}}Bo całkiem wygląda jak ten biały Anioł co stoi po prawej stronie Bogarodzicy nad naszym wielkim ołtarzem — ale ty z innych stron zapewnie, tyś nigdy nie był w kościele naszym, tyś nie widział tego Anioła — {{f*|(do Aligiera).|w=80%}} Dobry wieczór — proszę cię weź te kwiatki panie!
{{c|''Aligier.''}}
{{tab}}Dzięki ci, dziecię — bądź szczęśliwem, dziecię!
{{c|''Młodzieniec.''}}
{{tab}}A zatem ja brzydki panienko?
{{c|''Dziewczynka.''}}
{{tab}}I ty piękny, lecz nie tak jak Anioł!
{{c|(Przechodzi).|w=80%}}
{{tab}}Daj mi połowę tych kwiatów, zachowam je na pamiątkę, że proste dziewczę uczuło to samo co ja, kiedym pierwszy raz w życiu cię ujrzał — prawdę mówi, prawdę — i nie tylko lica twoje urodziwsze ale i duch twój wznioślejszy od mego. Aligier, czy pamiętasz tę pierwszą chwilę naszego spotkania? Ona mi stoi w oczach gdyby teraźniejsza —
{{c|''Aligier.''}}
{{tab}}I mnie również, bo od tej chwili stałem się przyjacielem twoim —
{{c|''Młodzieniec.''}}
{{tab}}Ot! widzę ten stary budynek, w którego salach tysiąc rówienników moich siedzi, a nauczyciele z katedr mówią do nas. Widzę te w węża załamane wschody — i zakręt ten — i wschód ten sam kamienny, na którym mi się sam objawiłeś — nie prawdaż, harde było ze mnie chłopię, choć niedorosłe i wątłe na siłach. Szedłem właśnie z domu, przechodziłem wśród nich wszystkich z dumą na czole, świadom, że mnie {{pp|nie|nawidzą}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rmp4k6i7ftb90wqle8mp6waj3pvmi9m
Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/145
100
1086359
3156774
2022-08-24T16:24:34Z
JKW
14394
/* Przepisana */ n
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="JKW" /></noinclude>{{pk|nie|nawidzą}} — lecz czemu, nieświadom! Ścisnęli się kołem i coraz mi ciaśniej! krzyczą „panicz, panicz,“ jakby hańbą być miało, że wskazać mogę, gdzie za ojczyznę gardło dał niejeden z ojców moich i w jakim leży pochowan kościele. Boże! w piersiach dziecinnych pierwszy raz wtedy piekło się urodziło — poręczy żelaznych się uchwyciłem — oni ciągną mnie na dół, za ręce, za nogi, za płaszcza zwoje. Byłbym może pod ich stopy runął, ale tyś się ukazał — schodziłeś z góry taki sam blady, taki sam wysmukły jak dzisiaj, tylko że z okiem w płomieniach. Nikt cię nie znał — widywali cię tylko czasem i pamiętali wyraz twego czoła — krzyknąłeś — oni odpadli odemnie. Daj rękę, Aligier, ja nigdy tej chwili, nigdy nie zapomnę.
{{c|''Aligier.''}}
{{tab}}O nie możesz, Henryku, ale słów, którem wtedy wyrzekł, pierwszych słów moich do ciebie nigdy nie zapomnij!
{{c|''Młodzieniec.''}}
{{tab}}Tak — czuję jeszcze twój uścisk — słyszę jeszcze głos twój: „Oni niesprawiedliwi. Ty bądź więcej niż sprawiedliwy — przebacz im duchu i kochaj ich w czynach“ potem zeszliśmy razem, a tyś przechodząc wśród nich spokojnym czasami powtarzał głosem, „hańba wam.“
{{c|''Aligier.''}}
{{tab}}I od dnia tego nierozdzielni byliśmy —
{{c|''Młodzieniec.''}}
{{tab}}I będziem do śmierci — bo od dnia tego wiem, żeś wyższy odemnie i za to kocham ciebie.
{{c|''Aligier.''}}
{{tab}}Do śmierci mówisz?
{{c|''Młodzieniec.''}}
{{tab}}Tak —<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
sqn0p992dp4jihzkgde9h9exjyivfcv
Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/146
100
1086360
3156778
2022-08-24T16:31:47Z
JKW
14394
/* Przepisana */ n
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="JKW" /></noinclude>{{c|''Aligier.''}}
{{tab}}Ja umrę przed tobą —
{{c|''Młodzieniec.''}}
{{tab}}Nie szpeć takiem przeczuciem tej cichej godziny. Raczej okiem całem pijmy to światło złagodniałe — piersią całą to letnie powietrze, woniami róż dzikich natchnione! patrz! te ostatnie promienie na śniegu gór, ta gwiazda wschodząca nad szczytem skał, to uśmiech Boga nad nami — a ty zemną, a ty przy mnie — czegóż więcej nam trzeba?
{{c|''Aligier.''}}
{{tab}}Jeszcze raz ci mówię: Ja umrę przed toba. —
{{c|''Młodzieniec.''}}
{{tab}}Nie dobryś — przecież już ojciec mi umarł — i matka i siostra śpią w trumnie — i wielu z tych między któremi wzrosłem odeszło na wieki — groby ich marzą o mnie w biednej, dalekiej Ojczyznie. Sam jeden żyję ostatni z rodu mego — a tybyś miał opuścić mnie także, pójść tam gdzie lepiej, nie zostać się zemną! nie — nie, Aligier!
{{c|''Aligier.''}}
{{tab}}Zaród śmierci czuję w tych piersiach — ale czyż żywych tylko umiesz kochać a umarłych nie? Duch mój wszak nie umrze w tobie choć postać moja odleci? Z serca do serca przeskrzydla się myśl! — czegom pragnął, o com się modlił, ty wykonasz — a pragnąłem byś był mężem wśród ludzi — wśród duchów niebieskich Aniołem! Kiedy już na te góry, na to niebo, na ten wieczór patrząc, radbyś czas w biegu zatrzymać i wołasz: „Piękny, piękny,“ Henryku! pomyśl jakim cudem na tym świecie dusza, na którą patrząc każdy wołać musi: „Ty piękną jesteś.“ Braciom twoim daj szczęście takie. Bądź wśród nich arcydziełem!<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ewbr2kyssxz1gdb4c97ihcxggh9dzx3
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/325
100
1086361
3156808
2022-08-24T17:22:24Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Idź pan więc... dopełnij zguby tego nieszczęśliwego, ale może przyjdzie dzień, w którym ludzie będą dla pana tak bez litości, jak pan dziś jesteś bez litości dla niego!...<br>
{{tab}}— Znam pana upodobanie do prognostyków — wykrzyknął śmiejąc się Maugiron — i winszuję go panu szczerze... tylko może brak mu podstaw nieco!...<br>
{{tab}}Potem dodał, idąc już ku bramie wchodowej:<br>
{{tab}}— Po wizycie mojej u komisarza, powrócę... zapewne wtedy panna Lucyna będzie już w domu, i szanowny pański pryncypał, pan Achiles Verdier, wróci z podróży... Będę miał przyjemność zabrać z nim znajomość...<br>
{{tab}}Andrzej zostawszy sam, rzekł do siebie:<br>
{{tab}}— Oto dzień nieszczęść... każdemu się jakaś ich część dostanie!...
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" />
{{c|'''XIX.''|po=12px}}
{{c|'''{{Rozstrzelony|Powró}}t.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}Wszystko było prawdą; Maugiron rzeczywiście udał się do komisarza policyi...<br>
{{tab}}Młody człowiek chciał osiągnąć podwójny cel robiąc ten krok: pierwszy, mniej ważny, był aby się zemścić na podmajstrzym, który go po dwakroć obraził; drugi, i najgłówniejszy, by nadrobić czelnością, odwracając od siebie w ten sposób uwagę reprezentanta władzy właśnie na drugi dzień po nocnej kradzieży, której był podżegaczem i wspólnikiem.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ifskxqmr0t9azgs6sj6mu6yiy29tm8u
3156876
3156808
2022-08-24T20:07:55Z
Wydarty
17971
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Idź pan więc... dopełnij zguby tego nieszczęśliwego, ale może przyjdzie dzień, w którym ludzie będą dla pana tak bez litości, jak pan dziś jesteś bez litości dla niego!...<br>
{{tab}}— Znam pana upodobanie do prognostyków — wykrzyknął śmiejąc się Maugiron — i winszuję go panu szczerze... tylko może brak mu podstaw nieco!...<br>
{{tab}}Potem dodał, idąc już ku bramie wchodowej:<br>
{{tab}}— Po wizycie mojej u komisarza, powrócę... zapewne wtedy panna Lucyna będzie już w domu, i szanowny pański pryncypał, pan Achiles Verdier, wróci z podróży... Będę miał przyjemność zabrać z nim znajomość...<br>
{{tab}}Andrzej zostawszy sam, rzekł do siebie:<br>
{{tab}}— Oto dzień nieszczęść... każdemu się jakaś ich część dostanie!...
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" />
{{c|'''XIX.'''|po=12px}}
{{c|'''{{Rozstrzelony|Powró}}t.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}Wszystko było prawdą; Maugiron rzeczywiście udał się do komisarza policyi...<br>
{{tab}}Młody człowiek chciał osiągnąć podwójny cel robiąc ten krok: pierwszy, mniej ważny, był aby się zemścić na podmajstrzym, który go po dwakroć obraził; drugi, i najgłówniejszy, by nadrobić czelnością, odwracając od siebie w ten sposób uwagę reprezentanta władzy właśnie na drugi dzień po nocnej kradzieży, której był podżegaczem i wspólnikiem.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ir5nz3qhmxsa5xio3s9fl9kk5jly2sz
Tajemnica Tytana/Część druga/XVIII
0
1086362
3156809
2022-08-24T17:22:53Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=315 to=325 fromsection="X" tosection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
rbwoqnr6zuvrewdkj4bd6gd25dtkubr
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/333
100
1086363
3156811
2022-08-24T17:26:16Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Ręce, wystawione bezprzestannie na działanie powietrza i słońca, stały się czerwono-brunatne jakby ręce hodowcy wina w południowej Burgundyi.<br>
{{tab}}Kostium Achilesa Verdier składał się z szerokich spodni, z grubego popielatego płótna, zwanego drylichem, z którego robią spodnie do roboty, dla żołnierzy jazdy, ze starej marynarki z ordynaryjnego zielonego aksamitu wytartego i bielejącego na wszystkich szwach i zgięciach, na łokciach i przy ręku, przez używanie w ciągu długich lat i nakoniec z czapki sukiennej, okrytej warstwą kurzu i tłuszczu, tak grubą i tak silnie w sukno wbitą, że żadna w święcie szczotka nie byłaby w stanie wydobyć jej z tamtąd choćby tylko na tyle aby poznać było można jakiego pierwotnie koloru było to nakrycie głowy. Daszek skórzany u czapki niegdyś lakierowany, był wytarty i wykrzywiony strasznie. Trzewiki ciężkie o grubych podeszwach przymocowanych dużemi gwoździami, dawały miljonowemu Achilesowi Verdier pozór zewnętrzny biedaka o swą osobę bardzo mało się troszczącego...
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" />
{{c|'''XX.'''|po=12px}}
{{c|'''Pierwsze słowo tajemnicy.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}Zapewne, w żadnej epoce fizyognomia Achilesa Verdier nie wyrażała uczuć szlachetnych i wspaniałomyślnych, otaczających jakąś aureolą twarze na których świecą, ale w każdym razie wzrok rozkazujący i oblicze charakterystyczne śmiało zarysowane, cechowały człowieka, który<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ihw8yh3pnh7p7azjldin96jesrklbss
Tajemnica Tytana/Część druga/XIX
0
1086364
3156812
2022-08-24T17:26:44Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=325 to=333 fromsection="X" tosection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
1mctt83txp7c8gy39gfwxpw6ncrof7x
Strona:PL Biblia Krolowej Zofii.djvu/194
100
1086365
3156813
2022-08-24T17:30:23Z
Fallaner
12005
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>uzitkow y pirvich urod, y polozisz ge na wyeko, y przydzesz na to myescze, ktores gest pan bog twoy vibral, aby tamo bilo weszwano ymy{{ø}} gego, a przist{{ø}}py{{ø}}* ku kaplanovi, genze gest w tich dnyoch, a rzeczesz gemu: {{roz|Prziznaway}}{{ø}} sy{{ø}} dzysz przed panem bogem twym, zesz<ref>Miało być: {{roz|że}}m!</ref> wszedl w zemy{{ø}}, za ny{{ø}}szto gest przisy{{ø}}gl otczom nasim, abi y{{ø}} dal nam. Y przymye kapľan {{f*|''(!)''|w=85%}} wyeko z r{{ø}}ki gego, y postavi przed oltarzem pana boga twego, y b{{ø}}dzesz movicz przed vidzenim pana boga twego: Sirsky przecziwyal sy{{ø}} gest otczu memu, genze biil* sst{{ø}}pil do Egipta, a tu przichodnyem byl w maley liczbi{{f*|''(e)''|w=85%}}, y rosplodzil sy{{ø}} {{f*|''[w]''|w=85%}} wyeliky rod y w moczni, nyeskonaney wyelikosci. Y n{{ø}}dzili s{{ø}} nasz Egipsci, a przeciwyay{{ø}}cz sy{{ø}} nam, wskladay{{ø}}cz na nasz przecz{{ø}}ska brzemyona. y volalissmi ku panu bogu otczow naszich, y ussliszal gest nasz, a wesrzawszi na nasze pokori y usyle y n{{ø}}dze, a viwyodl nasz z Egipta w r{{ø}}cze sylney, y roscz{{ø}}gnonim ramyenyem, y {{f*|''[w]''|w=85%}} vyelikyem strachu, w dzivyech y znamyonach, y viwyodl nasz na toto myescze, a dal nam zemy{{ø}} mlekyem a myodem czek{{ø}}cz{{ø}}. A przeto nynye offyeruy{{ø}} tobye pirwe urodi zemye, ktorosto gest pan bog dal mnye. Y postawasz y{{ø}} przed obliczim pana boga twego, a pokloniw sy{{ø}} panu bogu twemu, karmicz sy{{ø}} b{{ø}}dzesz wszistkim dobrim, ktoreszto gest pan bog twoy dal tobye y domu twemu, ty, y sługa kosczolovi, y przichodzen, genze s tob{{ø}} gest. A gdisz vipelnisz dzesy{{ø}}tek wszitkich twich uzitkow, ľata dzesy{{ø}}cinnego trzeczego, dasz sludze kosczolovemu y przichodz{{ø}}cemu, syrocze y wdowye, aby gedli myedzi twimi wroty y nasziczili sy{{ø}}. y bydzesz movicz {{f*|''[w]''|w=85%}} widzenyu pana boga twego: Przinoslem, czosz gest poswy{{ø}}czonego z domu mego, a dalem to sludze kosczolovemu y przichodnyovi y syrocze y wdowye, iakosz mi przikazal. Nye omyeskalem przikazanya twego, anym zapomnyal twego przikazanya. Nye ukusylem tego w zalosci mey, anym tego odkladal w ktorey nyecistocze, anym tego stravil w nyecistey rzeczi. Posluszenem bil glosu pana boga mego, a wszistko ucinil, czosz mi przikazal. Wesrzi na my{{ø}} panye s swy{{ø}}tiney twey swy{{ø}}tey y z viszokosci nyebyeskyego przebitka, a pozegnay ludu twemu Israhelskemu, y zemy<math>||</math><ref name="K83" group="lower-alpha">Karta kodeksu nr 83</ref> y{{ø}}szto nam dal zemy{{ø}} mlekyem y myodem czek{{ø}}cz{{ø}}. Iakosz przisy{{ø}}gl otczom nasim, dzysz pan bog twoy przisyogl tobye, aby czinil gego przikazanya tato y s{{ø}}dy, a ostrzegal y pełnil ze wszego syercza twego y wszitkey dusze twey. Pana ges {{f*|''(jeś)''|w=85%}} wibral dzysz, aby byl tobye w bog, a ty aby chodzil po drogach gego, ostrzegay{{ø}} duchownich obyczayow gego a przikazanya gego y s{{ø}}dow, y posslusen bil rzeczi gego. Owa, pan vibral cz{{ø}} dzysz, aby byl gemu lud wlostni, iakosz gest movil tobye, aby ostrzegal wszego przikazanya gego. y uczini cz{{ø}} visszego wszech narodow, ktoresto gest stworzil na chwa-<noinclude><div class="reflist" style="list-style-type: lower-alpha;">
<references group="lower-alpha"/>
</div>
<references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ecfsy7yvnnhlzfogs52maxf36rzhhas
Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/220
100
1086366
3156862
2022-08-24T19:51:58Z
Piotr433
11344
/* Przepisana */ int.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>{{tab}}— Nie wiem jeszcze, czy zgadzamy się, księżno, w pojmowaniu tego wyrazu: uczciwość — zauważył sir John spokojnie.<br>
{{tab}}— Ach! — zawołała z lekkiem drżeniem w głosie — względem Ottona byłam niegodziwą, sama wiem o tem i nie to miałam na myśli. Pragnę tylko, abyś pan wiedział, pan, przyjaciel mego męża, chcę, abyś mię zrozumiał: mogę mu spojrzeć w oczy zawsze czystem okiem.<br>
{{tab}}— Być może, księżno; nie chcę o tem sądzić, nie mam żadnego prawa.<br>
{{tab}}— Pan nie chcesz mi wierzyć! — zawołała gwałtownie. — Masz mię za żonę występną? Sądzisz, że ten człowiek był moim kochankiem!<br>
{{tab}}— Pani, — odparł baronet chłodno i spokojnie — rozdzierając pamiętnik, dałem słowo mężowi twemu, iż waszemi sprawami zajmować się już nie będę; przyjmij więc po raz ostatni szczere zapewnienie, że nie pragnę cię sądzić.<br>
{{tab}}— Bo nie chcesz rozgrzeszyć. Bozumiem cię, baronecie. Ale on — on przebaczy, on będzie mi wierzył — on zna mię lepiej!<br>
{{tab}}Sir John uśmiechnął się zlekka, dyskretnie.<br>
{{tab}}— Moje cierpienie bawi pana? — zapytała z nietajoną goryczą.<br>
{{tab}}— Nie cierpienie, księżno, lecz twoja pewność siebie. Mężczyzna nie miałby tyle {{Korekta|odwagi|odwagi,}} tyle wiary w siłę swoich argumentów... Jest to może zresztą bardzo naturalne, i nie wątpię, że słuszne; jednak — jeżeli mówimy poważnie, jeżeli żądasz, księżno, ażebym był szczerym — oto co myślę i czuję w tej chwili: nie mam dla ciebie szczerego współczucia, ani nawet litości. To, co nazywasz cierpieniem, jest tylko nieuniknioną konsekwencyą twych własnych czynów, karą zasłużoną. Byłaś tak doskonałą egoistką w szczęściu, iż w złej doli powinnaś mieć odwagę i siłę pożywania owoców tych, jakie posiałaś. Gdybyś wcześniej myślała niekiedy o mężu, nie zaś wyłącznie i zawsze o sobie — nie byłabyś dziś samą, opuszczoną, bezsilną, ze śladami krwi na ciele, bezbronną,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qv4jqertia8jwg6wf1dafba0g8smqnj
Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/221
100
1086367
3156865
2022-08-24T19:56:52Z
Piotr433
11344
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>skazaną na słuchanie słów gorzkich z ust starego dziwaka i prawd dotkliwszych może, niżeli złorzeczenia.<br>
{{tab}}— Dziękuję panu — rzekła drżącym głosem Serafina. — Masz zupełną słuszność. Proszę, każ zatrzymać powóz.<br>
{{tab}}— Nie, moje dziecko, nie zostawię cię samej na drodze, póki nie będziesz zupełnie spokojną i panią siebie.<br>
{{tab}}Nastąpiło milczenie; powóz toczył się po drodze, wśród skał i lasów. Po niejakim czasie Serafina odezwała się spokojnie:<br>
{{tab}}— Sądzę, iż jestem teraz panią siebie, i wymagam od pana, jak od człowieka honoru, abyś mi pozwolił wysiąść.<br>
{{tab}}— Nie przyznaję słuszności żądaniu twemu, księżno, i proszę cię usilnie, racz korzystać z powozu, który jest na twe usługi.<br>
{{tab}}— Sir Johnie, — rzekła Serafina dumnie — gdybym wiedziała, że na pierwszym kroku śmierć mię czeka na drodze, wysiadłabym bez wahania. Nie mam do ciebie urazy, dziękuję ci za szczerość. Wiem tylko teraz jasno, co ludzie myślą o mnie. Ale oddychać tem samem powietrzem, co ktoś, kto ma o mnie podobną opinię, o!...<br>
{{tab}}Głosu jej zabrakło.<br>
{{tab}}Sir, John zatrzymał powóz, wysiadł pierwszy i chciał jej pomódz, ale nie przyjęła jego ręki.<br>
{{tab}}Droga w tem miejscu przestała płynąć po równinie i wspięła się do wysokości, z której dokładnie można było objąć okiem urwisty kant północnej granicy Grunewaldu. Serafina znalazła się na nagiej prawie, wysokiej skale, uwieńczonej kilku nędznemi sosnami, które szał wichrów pogiął i poskręcał. U stóp jej, nizko, błękitniała przestrzeń, zlewająca się w dali na zachodzie z błękitem nieba; przed nią bita droga pięła się coraz wyżej, spadała w doliny i wznosiła się znowu aż do wysokości, na której w oddaleniu widzieć można było samotną, panującą swojem stanowiskiem nad okolicą, wieżę Felsenburga.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
j70h8dfozifdstk0hk18dn86n97ov1h
Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/222
100
1086368
3156868
2022-08-24T20:01:56Z
Piotr433
11344
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>{{tab}}Baronet ręką wskazał ją Serafinie.<br>
{{tab}}— Oto cel twej podróży, Felsenburg, księżno! Żałuję, bardzo, iż nie mogę być ci dłużej użytecznym. Przyjmij życzenie szczęśliwej podróży.<br>
{{tab}}Wsiadł znowu do powozu, dał znak, konie ruszyły, i wkrótce ekwipaż jego zniknął z oczu księżny.<br>
{{tab}}Serafina, zostawszy samą na szczycie skały, stała przez długą chwilę nieruchoma, patrząc przed siebie, ale nic nie widząc. Sir John już zniknął z jej myśli bez śladu; nienawidziła go: to wystarczało, by przestał istnieć dla niej; było to cechą jej stanowczej natury, iż czego nienawidziła, albo czem gardziła, przybierało natychmiast rozmiary tak drobne, tak niegodne uwagi, iż zajmować jej dłużej nie mogło.<br>
{{tab}}Inne zresztą wrażenia opanowały jej umysł zupełnie: wspomnienie ostatniego widzenia się z Ottonem stanęło przed nią żywo i plastycznie, ze szczegółami intonacyi głosu, wyrazu twarzy... I cała rozmowa, której mu dotychczas jeszcze przebaczyć nie mogła, ukazała się nagle w innem oświetleniu. Więc tak... On przyszedł do niej pod świeżem wrażeniem odebranej zniewagi, wzburzony i drżący, wprost od sir Johna, z którym stoczył walkę o nią, o cześć jej. Teraz rozumiała. Jakże inne znaczenie nadawała teraz jego wyrazom! O, tak, on ją kochał!.. To było odwagą i męstwem z jego strony, nie słabością.<br>
{{tab}}A ona? Czy była zdolną kochać?.. Mogła wątpić o tem, niestety!..<br>
{{tab}}I hamując łzy, które cisnęły się jej do oczu, stała się nagle jednem gorącem pragnieniem ujrzenia znów Ottona, aby mu wyjaśnić wszystko, by na kolanach błagać go o przebaczenie i zwrócić mu przynajmniej wolność osobistą, której go tak okrutnie pozbawiła.<br>
{{tab}}I pod wpływem tych uczuć, pokrzepiona, silna, szybko ruszyła w drogę, zstępując w doliny, wdzierając się na wzgórza, krążąc i zbaczając od głównego kierunku razem z sze-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
s7q6tliiakzvijo8m7zk303bnnx652z
Wikiskryba:Maniues
2
1086369
3156871
2022-08-24T20:02:34Z
Maniues
29968
—
wikitext
text/x-wiki
== Witaj na mojej stronie ==
Dzień dobry!
Mam na imię Marcin, choć przedstawiam się nickiem Maniues.
W projekcie Wikiźródła aktualnie mam zamiar zająć się digitalizacją piosenek typu:
- piosenki ludowe (najczęściej PD)
- piosenki ludowe w formie unowocześnionej (licencja CC lub PD)
- inne piosenki udostępnione na licencji wolnej kultury lub PD
Zamierzam też tłumaczyć zagraniczne piosenki ludowe.
Oczywiście mam zamiar też pracować nad innymi treściami.
Aktualnie pracuję nad piosenkami:
- Aktualnie ukryte, abym mógł na spokojnie, bez ingerencji innych rozpocząć pracę.
Oczywiście w ramach rozwoju pracy nad stroną piosenki, w tym po pojawieniu się piosenek w brudnopisie, będą linkowane do publicznego wglądu.
'''Proszę o niemodyfikowanie tej strony, gdyż jest to moja osobista strona. Polecam stronę dyskusji, aby zgłosić błąd.'''
lmjzyvj7y5mq0rdbtuea0zs9gprt3aa
3156956
3156871
2022-08-24T21:35:23Z
Maniues
29968
wikitext
text/x-wiki
== Witaj na mojej stronie ==
Witaj!
Mam na imię Marcin, choć przedstawiam się nickiem Maniues.
W projekcie Wikiźródła aktualnie mam zamiar zająć się digitalizacją piosenek typu:
- piosenki ludowe (najczęściej PD)
- piosenki ludowe w formie unowocześnionej (licencja CC lub PD)
- inne piosenki udostępnione na licencji wolnej kultury lub PD
Zamierzam też tłumaczyć zagraniczne piosenki ludowe.
Oczywiście mam zamiar też pracować nad innymi treściami.
Aktualnie pracuję nad piosenkami:
- Czarny chleb i czarna kawa: [[Wikiskryba:Maniues/Czarny chleb i czarna kawa]]
- Czerwone Jagody: [[Wikiskryba:Maniues/Czerwone Jagody]]
Każdy kto ma doświadczenie w tworzeniu stron tego typu, proszę by swoje sugestie dodawał w dyskusji albo bezpośrednio je tam włączał. Proszę, jednak o nieprzenoszenie bez mojej wiedzy tych stron do ogólnych stron poza brudnopisem. W ten sposób chcę zadbać o to, że z mojej strony cały tekst jest kompletny, a informacje prawnoautorskie zgodne z moją wiedzą.
'''Proszę o niemodyfikowanie tej strony, gdyż jest to moja osobista strona. Polecam stronę dyskusji, aby zgłosić błąd.'''
aau2d2awchq6pkpakow25phau5lkvq9
3156957
3156956
2022-08-24T21:35:48Z
Maniues
29968
wikitext
text/x-wiki
== Witaj na mojej stronie ==
Witaj!
Mam na imię Marcin, choć przedstawiam się nickiem Maniues.
W projekcie Wikiźródła aktualnie mam zamiar zająć się digitalizacją piosenek typu:
- piosenki ludowe (najczęściej PD)
- piosenki ludowe w formie unowocześnionej (licencja CC lub PD)
- inne piosenki udostępnione na licencji wolnej kultury lub PD
Zamierzam też tłumaczyć zagraniczne piosenki ludowe.
Oczywiście mam zamiar też pracować nad innymi treściami.
Aktualnie pracuję nad piosenkami:
- Czarny chleb i czarna kawa: [[Wikiskryba:Maniues/Czarny chleb i czarna kawa]]<br>
- Czerwone Jagody: [[Wikiskryba:Maniues/Czerwone Jagody]]<br>
Każdy kto ma doświadczenie w tworzeniu stron tego typu, proszę by swoje sugestie dodawał w dyskusji albo bezpośrednio je tam włączał.
Proszę, jednak o nieprzenoszenie bez mojej wiedzy tych stron do ogólnych stron poza brudnopisem. W ten sposób chcę zadbać o to, że z mojej strony cały tekst jest kompletny, a informacje prawnoautorskie zgodne z moją wiedzą.
'''Proszę o niemodyfikowanie tej strony, gdyż jest to moja osobista strona. Polecam stronę dyskusji, aby zgłosić błąd.'''
p3q6nsqqny225mfksamhanqnzccqg0q
3156976
3156957
2022-08-24T22:07:17Z
Maniues
29968
wikitext
text/x-wiki
== Witaj na mojej stronie ==
Witaj!
Mam na imię Marcin, choć przedstawiam się nickiem Maniues.
W projekcie Wikiźródła aktualnie mam zamiar zająć się digitalizacją piosenek typu:
- piosenki ludowe (najczęściej PD)
- piosenki ludowe w formie unowocześnionej (licencja CC lub PD)
- inne piosenki udostępnione na licencji wolnej kultury lub PD
Zamierzam też tłumaczyć zagraniczne piosenki ludowe.
Oczywiście mam zamiar też pracować nad innymi treściami.
Aktualnie pracuję nad piosenkami:
- Czarny chleb i czarna kawa: [[Wikiskryba:Maniues/Czarny chleb i czarna kawa]]<br>
- Czerwone Jagody: [[Wikiskryba:Maniues/Czerwone Jagody]]<br>
- Bij bolszewika: [[Wikiskryba:Maniues/Bij_bolszewika]]<br>
Każdy kto ma doświadczenie w tworzeniu stron tego typu, proszę by swoje sugestie dodawał w dyskusji albo bezpośrednio je tam włączał.
Proszę, jednak o nieprzenoszenie bez mojej wiedzy tych stron do ogólnych stron poza brudnopisem. W ten sposób chcę zadbać o to, że z mojej strony cały tekst jest kompletny, a informacje prawnoautorskie zgodne z moją wiedzą.
'''Proszę o niemodyfikowanie tej strony, gdyż jest to moja osobista strona. Polecam stronę dyskusji, aby zgłosić błąd.'''
927g7r73ea80of9ealsiimvpe5xz58x
3157066
3156976
2022-08-25T10:18:54Z
Maniues
29968
wikitext
text/x-wiki
== Witaj na mojej stronie ==
Witaj!
Mam na imię Marcin, choć przedstawiam się nickiem Maniues.
W projekcie Wikiźródła aktualnie mam zamiar zająć się digitalizacją piosenek typu:
- piosenki ludowe (najczęściej PD)
- piosenki ludowe w formie unowocześnionej (licencja CC lub PD)
- inne piosenki udostępnione na licencji wolnej kultury lub PD
Zamierzam też tłumaczyć zagraniczne piosenki ludowe.
Oczywiście mam zamiar też pracować nad innymi treściami.
Aktualnie pracuję nad piosenkami:
- Czarny chleb i czarna kawa: [[Wikiskryba:Maniues/Czarny chleb i czarna kawa]]<br>
- Czerwone Jagody: [[Wikiskryba:Maniues/Czerwone Jagody]]<br>
- Bij bolszewika: [[Wikiskryba:Maniues/Bij_bolszewika]]<br>
- Żurawiejki: [[Wikiskryba:Maniues/Żurawiejki na pułki kawalerii]]<br>
Każdy kto ma doświadczenie w tworzeniu stron tego typu, proszę by swoje sugestie dodawał w dyskusji albo bezpośrednio je tam włączał.
Proszę, jednak o nieprzenoszenie bez mojej wiedzy tych stron do ogólnych stron poza brudnopisem. W ten sposób chcę zadbać o to, że z mojej strony cały tekst jest kompletny, a informacje prawnoautorskie zgodne z moją wiedzą.
'''Proszę o niemodyfikowanie tej strony, gdyż jest to moja osobista strona. Polecam stronę dyskusji, aby zgłosić błąd.'''
51ywnnz1yghqmhba5pqpkqhc3tow87w
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/345
100
1086370
3156873
2022-08-24T20:06:35Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Mówiłem że znajdę jakiś pretekst przepędzenia tej nocy w mojej kajucie, na pokładzie Tytana...<br>
{{tab}}— Wyborna myśl!...<br>
{{tab}}— Przyjdź pan o jedenastej punkt, noc będzie ciemna, port pusty; będziemy sami i będziemy mogli rozmawiać bez obawy podsłuchania...
Dobrze?... Czas i miejsce podobają się panu!?...<br>
{{tab}}— Podobają się bardzo!... Zdaje mi się nawet, że niepodobnaby było znznaleść coś odpowiedniejszego...<br>
{{tab}}— A zatem rzecz ułożona?...<br>
{{tab}}— Licz pan na moją punktualność...<br>
{{tab}}— Do wieczora więc, panie Maugiron...<br>
{{tab}}— Do wieczora, kochany panie Verdier, stawię się punkt o jedenastej... a tymczasem do widzenia!... Na te kilka godzin życzę « szczęścia i rozkoszy!...<br>
{{tab}}Maugiron ukłonił się elegancko właścicielowi zakładu, wyszedł za bramę, wsiadł do powozu, i wkrótce zniknął z oczu panu Achilesowi Verdier, uniesiony wyciągniętym kłusem swego ślicznego rumaka.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" />
{{c|'''XXI.'''|po=12px}}
{{c|'''Sumienie pani Blanchet.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}Dopóki się znajdował w towarzystwie Maugirona, pan Verdier, dzięki wielkiej sile swego charakteru, zdołał zapanować nad sobą, i ukryć swój przestrach i wzruszenie, ale skoro tylko znalazł się sam, nastąpiła gwałtowna reak-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
my5n4slwqrw834klyy2az1f2h0lq1gz
Tajemnica Tytana/Część druga/XX
0
1086371
3156874
2022-08-24T20:07:20Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=333 to=345 fromsection="X" tosection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
l22lzx2lshg0abg3pjmhh3u4qmwhpzr
Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/223
100
1086372
3156877
2022-08-24T20:08:59Z
Piotr433
11344
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>roką szosą, dla złagodzenia stromych pochyłości, tracąc z oczu cel główny i widząc go znowu w sinej dali, samotny, dziki i odosobniony.<br>
{{---|przed=20px}}
{{c|ROZDZIAŁ II.|w=120%|przed=20px|po=5px}}
{{c|'''O pewnej cnocie chrześcijańskiej.'''|w=120%|po=20px}}
{{tab}}Wchodząc do ruchomego swojego więzienia, Otton zauważył, iż nie było puste: w kącie karety, skulona i drobna, siedziała jakaś postać. Światła wewnątrz nie było, a zresztą towarzysz tej przymusowej drogi miał twarz ukrytą w podniesionym kołnierzu podróżnego płaszcza, iż niepodobna było nic odgadnąć z tej sylwetki człowieka.<br>
{{tab}}Pułkownik Gordon usiadł na przedniem siedzeniu, zatrzasnął drzwiczki, i w tej samej chwili konie ruszyły z miejsca szybkim kłusem.<br>
{{tab}}Dość długą chwilę trwało zupełne milczenie. Gordon przerwał je pierwszy.<br>
{{tab}}— Doprawdy, panowie, jeśli mamy czas przepędzać w podobny sposób, lepiej było zostać w domu. Na taki zawód, słowo daję, nie liczyłem. Nie wątpię, iż moja rola wydaje się wam niegodną zazdrości, więcej powiem: przykrzejszą, niżli wasza własna; lecz z drugiej strony — rozważcie, panowie, iż jest w tem pewna korzyść, że macie przed sobą człowieka wykształconego, z pewnem wyrobionem zdaniem, który próbował pióra nie bez powodzenia, i którego rozmowa — śmiem sobie pochlebiać — oprzeć się może na gruncie poważnym. W żołnierskiem życiu podobna sposobność, jaka mi się zdarzyła, dzięki waszemu nieszczęściu, nie jest do pogardzenia; przyznaję, iż obiecywałem sobie bardzo wiele; więc błagam was, panowie, nie burzcie mych rozkosznych złudzeń! Mówiłem sobie: wprowadzam<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qzzmae43t30td1yjy3jx2mmxoxpgib5
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/359
100
1086373
3156878
2022-08-24T20:09:45Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{c|'''XXII.'''|po=12px}}
{{c|'''Książka kassowa.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}Opuściliśmy Lucynę w chwili gdy pan Verdier zajęty rozmową z Maugironem kazał młodej dziewczynie aby go uwolniła od natrętnych i niewczesnych oznak czułości pani Blanchet.<br>
{{tab}}Lucyna odprowadziwszy wdowę po poruczniku straży ogniowej aż do głównego gmachu frontowego, wyszła tylnemi drzwiami w zamiarze wyszukania podmajstrzego Piotra w zakładzie.<br>
{{tab}}Piotr Landry złamany rozpaczą, poszedł do domku drewnianego, który zajmował od tylu lat obok budy Plutona w tej chwili już próżnej.<br>
{{tab}}Tam to znalazła go młoda panienka. Siedział kryjąc twarz w dłoniach i łkając dobitnie.<br>
{{tab}}— Piotrze, mój przyjacielu, odwagi!... — rzekła najsłodszym głosem — mężczyzna nie powinien tak płakać!...<br>
{{tab}}Przykro mi to bardzo i boleśnie, że cię widzę w stanie tak zupełnego zrozpaczenia!...<br>
{{tab}}Starzec podniósł głowę. W oczach jego wśród łez gorących, które płynęły po jego policzkach zabłysł wyraz głębokiej czułości.<br>
{{tab}}— Ach! pani, gdybyś wiedziała... — szeptał.<br>
{{tab}}— Wiem co się stało przed chwilą w obecności wszystkich naszych robotników...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
j8ay67p0mdfodgphgxql985vj6tcvcu
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/358
100
1086374
3156881
2022-08-24T20:11:57Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Mów pani!... — wykrzyknął gwałtownie ex-kapitan „Atalanty“ — mówże pani!...<br>
{{tab}}— A zatem... ponieważ chcesz pan koniecznie wiedzieć moje zdanie, więc powiem... Złodzieje, którzy nie robią żadnego hałasu i którzy nie pozostawiają po sobie śladów, może nie istnieją wcale i może nigdy nie egzystowali; byłabym daleką od przypuszczenia, że pan de Villers umyślnie tej nocy poszedł sobie szukać niby awanturki na mieście, aby oddalić od siebie podejrzenia obwinienia o występek, którego w rzeczywistości jest sprawcą...<br>
{{tab}}— Tak... tak... tak jest!... tak musi być wistocie!... — ryknął pan Verdier głosem dzikim, zrywając się z fotela, na którym siedział — pani mi otworzyłaś oczy i prawda świeci mi teraz jasno jak słońce... Ach! nędznik!... on chce zostać mężem mojej córki i kradnie pieniądze w mojej kassie!... Biada mu!...<br>
{{tab}}Blady ze wzruszenia i wściekłości otworzył drzwi i wybiegł na schody. Za nim w oddaleniu biegła pani Blanchet, która mu na wszystkie tony powtarzała, z prawdziwem teraz przerażeniem.<br>
{{tab}}— Nie zabijaj go pan!... w imię nieba, nie zabijaj! go pan!... dosyć będzie oddać go w ręce sprawiedliwości!
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
df9vglt5qrqqcllb76g2hp9qtqwr23y
Tajemnica Tytana/Część druga/XXI
0
1086375
3156882
2022-08-24T20:12:54Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=345 to=358 fromsection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
irxa8qaef9wggbl8kj58bcj9ioaungm
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/367
100
1086376
3156885
2022-08-24T20:15:27Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{c|'''XXIII.'''|po=12px}}
{{c|'''{{Rozstrzelony|Obwinieni}}e.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}Andrzej spuścił głowę na piersi i milczał.<br>
{{tab}}— Gdzieś pan był? — powtarzał pan. Verdier głosem silnym i groźnym.<br>
{{tab}}— Miej pan litość — jąkał młody człowiek — nie potępiaj mnie!... Uchybiłem najświętszym obowiązkom, wiem o tem, ale wyrzuty na jakie zasługuję, i których możesz kazać mi wysłuchać, są niczem w obec tych, jakie mi czyni moje własne sumienie!...<br>
{{tab}}— A zatem, nie byłeś pan wcale w swoim pokoju?<br>
{{tab}}— Nie, panie...<br>
{{tab}}— O jakiej godzinie wyszedłeś pan?<br>
{{tab}}— O dziewiątej wieczorem...<br>
{{tab}}— O której pan wróciłeś?<br>
{{tab}}— Nadedniem...<br>
{{tab}}— Gdzie przepędziłeś pan noc?<br>
{{tab}}— W restauracyi „Braci Provençaux“...<br>
{{tab}}{{Korekta|— Pan|Pan}} Verdier uderzył silnie pięścią w biurko.<br>
{{tab}}— Na jakiejś orgii! — wykrzyknął z gorzką ironią — na jakiejś uczcie szalonej, której koszta, pozwoliła panu opłacić wysoka pensya jaką odemnie pobierasz!...<br>
{{tab}}Andrzej zarumienił się silnie.<br>
{{tab}}— Nie, panie — odpowiedział żywo — wina moja jest sama przez się tak wielka niestety, że powiększać jej<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
k49vi2f170gixiawzqs7crsmeckdyun
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/366
100
1086377
3156888
2022-08-24T20:18:43Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>przybliżyła się aż do biurka, i starała się ująć jedną z rąk pana Verdier:<br>
{{tab}}Odepchnął ją opryskliwie.<br>
{{tab}}— Ojcze — wyszeptała — nie bądź surowym dla mnie, mój ojcze, błagani cię... Wyraz twej twarzy mniej przestrasza... odpychasz mnie od siebie jak obcą... jak nieprzyjaciółkę... miej litość nad nami... wszystko ci wyznam.<br>
{{tab}}Na ustach pana Verdier ukazał się straszny uśmiech ironii i wzgardy.<br>
{{tab}}— Powiecie mi — rzekł — ze zostałem okradziony tej nocy?... już o tem wiem, i znajduję, ze zapóźno, mi o tem wy powiadacie!...<br>
{{tab}}Lucyna chciała mówić.<br>
{{tab}}— Cicho bądź!... — rozkazał pan Verdier ciebie zwracam się w tej chwili!... Jak przyjdzie na ciebie kolej, wtedy będzie czas abyś mi odpowiadała...<br>
{{tab}}Obrócił się do Andrzeja de Villers i pytał:<br>
{{tab}}— Czy kasyer panie de Villers, jest zdaniem pańskim naturalnym stróżem sum powierzonym jego uczciwości?<br>
{{tab}}— Jest, panie...<br>
{{tab}}— Czy jest odpowiedzialnym za te sumy?<br>
{{tab}}— To nie ulega żadnej wątpliwości...<br>
{{tab}}— Czy jest obowiązany, pod utratą honoru, czuwaj dzień i noc nad pieniędzmi, które się znajdują w jego! ręku?...<br>
{{tab}}— Jest obowiązany...<br>
{{tab}}— Pańska kasa zawierała wczoraj wieczór, siedemdziesiąt tysięcy frantów. Gdzieś pan był tej nocy, panie de Villers, podczas kiedy złodzieje zabierali tę wielką sumę?...
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3syw6y3eniw5c3payzbgebe2f0y6jkf
Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/224
100
1086378
3156890
2022-08-24T20:19:13Z
Piotr433
11344
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>w ciszę i samotność kwiat dworu — prawda, bez płci pięknej, ale trudno — w każdym razie mam uczonego doktora.<br>
{{tab}}— Gotthold!? — zawołał Otton z najwyższem zdumieniem.<br>
{{tab}}— Tak jest — rzekł doktor gorzko. — Zdaje się, iż musimy podróżować razem. Wasza Książęca Mość na to nie był przygotowanym?<br>
{{tab}}— Co to ma znaczyć? — spytał Otton zdziwiony. — Czyś doszedł do przekonania, że z mego rozkazu jesteś aresztowany?<br>
{{tab}}— Wniosek jest zupełnie prosty.<br>
{{tab}}— Pułkowniku, — rzekł książę — bądź łaskaw wyjaśnić tę sprawę doktorowi Hohenstockwitz!<br>
{{tab}}— Obaj panowie jesteście aresztowani na podstawie tego samego rozkazu, własnoręcznego rozkazu księżny Serafiny, datowanego przedwczoraj w południe, potwierdzonego pieczęcią i podpisem pierwszego ministra, barona Gondremarka. Jak widzicie, panowie, odsłaniam przed wami tajemnicę więzienia.<br>
{{tab}}— Przebacz mi, Ottonie... przebacz niesprawiedliwe moje podejrzenia — prosił żałośnie Gotthold.<br>
{{tab}}— Nie wiem, czy zdobędę się na to, Gottboldzie. Nie wiem, czy będę mógł.<br>
{{tab}}— A ja — przerwał Gordon — jestem pewien, iż Wasza Książęca Mość uczyni to wspaniałomyślnie. Niech mi jednak będzie wolno wtrącić w tej sprawie słówko. W ojczyźnie mojej religia, którą wyznajemy, naucza, iż „łaska” różnemi drogami zstępuje w duszę ludzką; otóż chcę zaproponować panom jedną drogę.<br>
{{tab}}To powiedziawszy, zapalił latarkę, umieszczoną w rogu karety, a następnie ostrożnie wyjął z pod siedzenia mały koszyczek miłej powierzchowności, z którego wysuwała się ciekawie szyjka najpowabniejszej pod słońcem butelki.<br>
{{tab}}— Tu spem reducis!.. — zawołał wesoło. — Panie doktorze, proszę dokończyć tego ustępu. Panowie, — ciągnął dalej —<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cyahtaujcjhbkpoh1hu7htgaoyyfqex
Tajemnica Tytana/Część druga/XXII
0
1086379
3156891
2022-08-24T20:19:18Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=359 to=366 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
1exguwzksg8kdg80reydr3xbpi3mj01
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/380
100
1086380
3156895
2022-08-24T20:23:04Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{c|'''XXIV.'''|po=12px}}
{{c|'''Ojciec i córka.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}Piotr Landry odprowadził Andrzeja do chatki, w której przyszła mu myśl go ukryć, potem wrócił jaknajśpieszniej na swoje stanowisko pod oknem pawilonu.<br>
{{tab}}Nieobecność podmajstrzego i rozmowa jego z młodym człowiekiem trwały zaledwie kilka minut, a z miejsca gdzie się ulokował, mógł, jeżeli już nie widzieć to, przynajmniej słyszeć wszystko co się działo w pawilonie.<br>
{{tab}}Po gwałtownem zamknięciu drzwi za Andrzejem, właściciel zakładu, nie zauważywszy nawet obecności Lucyny, powrócił do biurka i usiadł przy niem.<br>
{{tab}}Straszne postanowienie czytać można było na jego pomarszczonem czole i w zblakłych źrenicach jogo błyszczących oczów. Pozornie był zupełnie spokojnym, ale pod tym kłamanym spokojem, cokolwiek tylko przenikliwsze oko dojrzeć mogło łatwo burzę strasznego gniewu.<br>
{{tab}}Wziął duży arkusz papieru, umoczył pióro w atramencie, i po napisaniu daty na czele stronnicy, nakreślił nieco niżej te trzy wyrazy:
{{c|„''Panie Prokuratorze cesarski''...“}}
{{tab}}Ale ręka mu drżała tak silnie, że jego pismo, zwykle regularne i śmiałe, było zupełnie nieczytelne.<br>
{{tab}}Zgniótł arkusz, rzucił go daleko od siebie i wziął dru-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lngckfifazhwmanzuwhk4w43gz2tizk
Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/225
100
1086381
3156896
2022-08-24T20:25:28Z
Piotr433
11344
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>w przekonaniu własnem czuję się i uważam do pewnego stopnia za gospodarza domu, mającego zaszczyt przyjmować najdostojniejszych gości: sądzę jednak, panowie, iż pojmujecie obaj całą trudność i draźliwość mojej roli, i jako ludzie delikatni, więcej nawet: subtelni, nie zechcecie mi jej utrudniać, odmawiając zaszczytu uznania się za moich gości. Nie wątpiąc o tem ani na jedną sekundę, ośmielam się wznieść zdrowie księcia!<br>
{{tab}}— Na honor, pułkowniku, przekonywam się w tej chwili, — odparł uprzejmie Otton — iż los dał nam przynajmniej najweselszego gospodarza. Wznoszę nawzajem zdrowie pułkownika Gordona!<br>
{{tab}}I po raz wtóry wypróżnili szklanki. W tej samej chwili turkot kół oznajmił, iż kareta wjechała na bity gościniec i z podwójną szybkością podążać zaczęła do celu.<br>
{{tab}}Nie psuło to humoru podróżnym. Wesołość zagościła trwale między nimi. Wewnątrz karety — ciepło, jasno, gwarno, brzęk szkła, śmiech, przezdrowia, ożywiona rozmowa, migotliwy blask lampy, nocny powiew wiatru, niosący zapach rosy, wilgoci i lasu. Przez otwarte okna, przy blasku gwiazd, widać przesuwające się wzdłuż drogi plamy pól jasnych, mglistych i ciemnych, balsamicznych lasów; turkot kół, uderzenia podków o grunt twardy i tętent koni, w pewnem oddaleniu biegnących za karetą, mieszały się z gwarem wesołych głosów ludzkich. Wino ożywiło barwą rumieńca nawet bladą twarz Gottholda, kieliszki krążyły żywo i wesoło, zmieniały się toasty, życzenia, grzeczne i uprzejme słówka.<br>
{{tab}}Po pewnym czasie jednak gwar zaczął przycichać, coraz częściej i dłużej po głośnym wybuchu następowało milczenie i spokój, przerywany śmiechem lub szeptem poufnym.<br>
{{tab}}— Ottonie, — przerwał Gotthold jedną z tych chwil — wiem teraz, że nie mam prawa prosić cię o przebaczenie. Nie proszę o nie. Ja na twojem miejscu nie umiałbym przebaczyć!<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
euag2wvga3yhrht7g73qorczft0t0oo
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/379
100
1086382
3156897
2022-08-24T20:25:38Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>kać... Jest nią poprostu nędzna chatka z drzewa, która mi służy za budę...<br>
{{tab}}— Jakto!... tu, w środku zakładu — powiedział Andrzej — prawie pod samem okiem człowieka, który mnie wypędza i oskarża!... I ty przypuszczasz?...<br>
{{tab}}— Ależ na Boga!... właśnie dla tego miejsce to jest tak pewne!... komużby u diabła mogło przyjść na myśl, że tam schowany pan jesteś?... Przyniosę panu dziś wieczór kolacyą, i opowiem ci co się dziać będzie dalej... Tak najlepiej...<br>
{{tab}}— Czy nie zapominasz Piotrze, że ty sam, może będziesz zmuszony opuścić ten dom?...<br>
{{tab}}— W tej chwili niema żadnego niebezpieczeństwa...<br>
{{tab}}Pan Verdier dziś wcale co innego ma w głowie, jak słuchać niepoczciwych skarg robotników przeciw mnie... Oni sami, widząc jego twarz tak groźnie chmurną nie będą go zaczepiali, za to panu ręczę... Później być może... nie odpowiadam za nic.. Ale jutro będzie dzień... a pan zna tak dobrze, jak i ja stare przysłowie: „Na każdy dzień jego własna nędza wystarcza!“ Wierz mi pan, panie Andrzeju, przyjmij moją ofiarę...<br>
{{tab}}— Przyjmuję... — odpowiedział młody człowiek.<br>
{{tab}}— Chwała Bogu!... Chodźmyż zaraz... ot tędy, droga w cieniu ukryta, suńmy!... Nikt nas nie będzie widział...
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3uaxl71uzl4wmy8j8l2kdmvvr434y4a
Tajemnica Tytana/Część druga/XXIII
0
1086383
3156898
2022-08-24T20:26:06Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=367 to=379 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
2pb6cmt5k21cculnb9v1tfjn2xchy5n
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/389
100
1086384
3156900
2022-08-24T20:29:15Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>ja czuwam!... Strzeż ty się teraz panie Verdier, bo za chwilę będzie walka między nami dwoma!...<br>
{{tab}}Młoda dziewczyna była bez ruchu jakby nieżywa...<br>
{{tab}}Podmajstrzy niosąc ten lekki ciężar, udał się prędko do głównego gmachu, do mieszkania Lucyny...<br>
{{tab}}Przeszedł schody, które prowadziły na pierwsze piętro i wszedł do pokoju Lucyny, przywołując ze wszystkich sił panią Blanchet.<br>
{{tab}}Wdowa, po poruczniku straży ogniowej przybiegła.<br>
{{tab}}Prawdopodobne skutki jej niecnej denuncyacyi niepokoiły ją wielce. Na widok młodej dziewczyny zemdlonej, zaczęła krzyczeć rozpaczliwie i zarzuciła pytaniami Piotra Landry.<br>
{{tab}}— Nie mnie się pani pytaj — odpowiedział opryskliwie podmajstrzy. — Pytaj się, pani pana swego, pana Verdier... on pani odpowie, jeżeli będzie chciał...<br>
{{tab}}I nie dodawszy ani jednego słowa pomimo nalegań wdowy, wybiegł z pawilonu.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" />
{{c|'''XXV.'''|po=12px}}
{{c|'''{{Rozstrzelony|Dwaj ojcowi}}e.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}Achiles Verdier, pozostawszy sam, przeszedł z najgwałtowniejszego gniewu w zupełny spokój.<br>
{{tab}}Wrócił aby zająć swoje miejsce przy {{Korekta|biórku|biurku}}, dokończył prędko list zaczęty i po odczytaniu go z uwagą, uśmiechał się złośliwie, zadowolony ze swego dzieła.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
aueyhnmv98e4nm4djtw3b1mfjtffuzc
Tajemnica Tytana/Część druga/XXIV
0
1086385
3156901
2022-08-24T20:29:50Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=380 to=389 tosection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
iqaeqyymg1vm99uf885qxajwxk9obnr
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/401
100
1086386
3156903
2022-08-24T20:32:14Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>kładzie i czuwać każdej nocy nad spoczynkiem i bezpieczeństwem Lucyny.<br>
{{tab}}Resztę wiemy...<br>
{{tab}}Teraz kiedyśmy uregulowali w ten sposób rachunki z przeszłością wróćmy do opowiadania i kończmy dla użytku czytelników naszych burzliwą rozmowę tych dwóch ludzi.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" />
{{c|'''XXVI.'''|po=12px}}
{{c|'''Trudne położenie.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}— To prawda panie — szeptał Piotr Landry, odpowiadając na ostatnie słowa swojego pryncypała — byłeś pan dobry dla mnie, i byłbym ostatnim z ludzi, byłbym bezczelny i niegodnie niewdzięczny, gdybym się żalił na postępowanie pańskie względem siebie, ponieważ winien ci jestem jedyne szczęście jakiego się mogłem na tej ziemi spodziewać!<br>
{{tab}}— Czy nie dotrzymałem wszystkich moich obietnic co do Lucyny?.. — mówił dalej pan Verdier głosem cichym. — Wszakże dzieciństwo jej było otoczone wszelką troskliwością?...<br>
{{tab}}— To prawda panie...<br>
{{tab}}— Wszakże dałem jej świetne wykształcenie?...<br>
{{tab}}— I to prawda panie...<br>
{{tab}}— Teraz widzisz sam, że pracuję dzień i noc, aby powiększyć majątek, który ma do niej kiedyś należeć?...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
400q6v8s7cm4yli23lkdzlu0bp8ujt9
Tajemnica Tytana/Część druga/XXV
0
1086387
3156904
2022-08-24T20:32:58Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=389 to=401 fromsection="X" tosection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
6i3qoyhw6bpxenfgtoodz48m3k34iyh
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/411
100
1086388
3156906
2022-08-24T20:35:59Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>udał się do izdebki, w której ukrył kassyera a przez drogę mówił sam do siebie:<br>
{{tab}}— Wszystko idzie dobrze!... Pan Verdier wie już, że ten młodzieniec kocha Lucynę i że Lucyna nie patrzy na niego niechętnym okiem, i pomimo to zgadza się, aby Andrzej zajął napowrót swoje miejsce... Sądząc z tego zdaje mi się, że jak tylko znajdziemy złodzieja... wszystko się dobrze skończy!<br>
{{tab}}{{Korekta|— Idąc|Idąc}} powtarzał sobie: Wszystko dobrze idzie, wszystko dobrze się skończy.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" />
{{c|'''XXVII.'''|po=12px}}
{{c|'''Wdowa'''|w=110%|po=12px}}
„''Kajuta Tytan''a.“
{{tab}}„Tytan“, już powiedzieliśmy był to wielki statek towarowy, najpiękniejszy pewnie z tych wszystkich, które Sekwaną i kanałem dochodziły do Paryża.<br>
{{tab}}Pan Verdier kazał go zbudować zaraz tego samego roku jak tylko objął w posiadanie zakłady i zdawał się mieć do niego żywe przywiązanie; używał go do wszystkich swoich podróży; tak był o niego starowny i troskliwy jak o jaką żywą istotę, tak często go odwiedzał i odświeżał, że statek po piętnastu latach, wydawał się tak nowy, jakby w chwili spuszczenia na morze.<br>
{{tab}}Wieczorem togo dnia kiedy się stały wypadki, które opowiedzieliśmy, dwóch robotników spacerowało wzdłuż<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
q5nverd5we9qtqpqu5q91zlrjpeai5l
Tajemnica Tytana/Część druga/XXVI
0
1086389
3156907
2022-08-24T20:36:29Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=401 to=411 fromsection="X" tosection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
qxoa2t0iu2qa44kf9e26pyprwgr3d5w
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/424
100
1086390
3156909
2022-08-24T20:41:17Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— I na to się zgadzam... papiery nic nie mówią... Ale natomiast ja, ja który do pana mówię, wiem rzeczy o których ani słowa nie mówią papiery.<br>
{{tab}}— I cóż pan wiesz takiego...<br>
{{tab}}— Wiem wszystko to, co się działo na skalistym i stromym cyplu wysp Azorskich w dzień rozbicia, się „Atalanty“...
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" />
{{c|'''XXVIII.'''|po=12px}}
{{c|'''{{Rozstrzelony|Dwóch łotró}}w.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}— To niepodobna!... — krzyknął były kapitan.<br>
{{tab}}— Niepodobna? — powtórzył Maugiron, wybuchając głośnym śmiechem — a to dla czego niepodobna!?...<br>
{{tab}}— Z najprostszej i niezbitej racyi...<br>
{{tab}}— Jakiej że to?...<br>
{{tab}}— Ja tylko jeden z moją córką wyszliśmy cało z katastrofy, o której pan mówisz... Wszyscy ludzie załogi zginęli w moich oczach, pochłonięci przez falę...<br>
{{tab}}— Dam panu natychmiast dowód, że tak nie jest!...<br>
{{tab}}— Jakiż to będzie dowód?...<br>
{{tab}}— Opowiadając panu pewne okoliczności katastrofy, które nie mogłyby być znane nikomu, jak tylko naocznemu świadkowi...<br>
{{tab}}— Mów więc pan... ale mów prędko!...<br>
{{tab}}— Jak widzę, zaczynasz się pan zainteresowywać!... Nieprawdaż?... Mogłem się był założyć, że tak będzie...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
n6voirddl6evolsudserzbpums0eh94
Tajemnica Tytana/Część druga/XXVII
0
1086391
3156910
2022-08-24T20:41:43Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=411 to=424 fromsection="X" tosection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
86iuy8xehj04uuur1tdo45mdswego7w
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/434
100
1086392
3156912
2022-08-24T20:44:02Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Ja na to mówię, że jesteś silniejszy odemnie odpowiedział Jakób Lambert; — ale ja jestem spokojny... w pańskim interesie leży, aby mnie nie zgubić i z pewnością ułożemy się ze sobą po przyjacielsku... Nieprawdaż!...
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" />
{{c|'''XXIX.'''|po=12px}}
{{c|'''Jedna z tajemnic Tytana.
'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}Błysk tryumfującej radości rozjaśnił twarz Maugirona...<br>
{{tab}}— To wybornie! — zawołał — zaczynasz pan być rozsądniejszym; jeżeli tak pójdzie dalej nie będziemy mieli trudności w ułożeniu się... Ja właśnie zupełnie tak myślę jak pan...<br>
{{tab}}— Mamy do zawarcia interes handlowy rzekł Jakób Lambert — pan posiadłeś tajemnicę, od której zależy mój majątek, mój honor i moja wolność... Pana życzeniem bardzo zresztą naturalnem, jest posiadanie tej tajemnicy jaknajlepiej wyzyskać... Pan chcesz sprzedać... ja potrzebuję kupić... sprawa więc żądnej poważnej trudności nie przedstawia...<br>
{{tab}}— Jest to bardzo rozumnie pomyślane i bardzo jasno sformowane!... — zawołał Maugiron, śmiejąc się.<br>
{{tab}}— Jakież są pańskie wymagania? — mówił dalej ex-kapitan — jestem człowiek łatwy w interesach i szybko się decydujący, mianowicie wtedy gdy interes jest zna-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
p4kjs9hz7jattdk5q6k5k5w0w6rj6y8
Tajemnica Tytana/Część druga/XXVIII
0
1086393
3156913
2022-08-24T20:44:28Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=424 to=434 fromsection="X" tosection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
mr3iz0euk3j08atbk1ck767hdabj3iw
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/442
100
1086394
3156915
2022-08-24T20:48:51Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>— To jego własna będzie wina!... — mruknął — zaiste, jest tu wypadek obrony osobistej!...<br>
{{tab}}W tymże samym momencie uchwycił guzik mosiężny, który się zdawał być przeznaczonym do otwierania szuflady u stolika i nacisnął go silnie.<br>
{{tab}}Trzask złowrogi dał się słyszeć w tej chwili, podłoga zapadła się i znikła z szybkością, właśnie w tem miejscu, gdzie siedział Maugiron, i młody człowiek zniknął w czarnych wodach Sekwany, wydając okropny krzyk.<br>
{{tab}}Głuchy jęk, i odgłos upadającego ciała, odpowiedziały na ten krzyk tuż za uchem Jakóba Lamberta.<br>
{{tab}}Ex-kapitan Atalanty, zadrżał na całem ciele, odwrócił się szybko i zobaczył, przy drzwiach na pół otwatych Lucynę leżącą na ziemi bez zmysłów...
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" />
{{c|'''XXX.'''|po=12px}}
{{c|'''{{Rozstrzelony|Wieczór Lucyn}}y.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}Podczas kilku sekund, Jakób Lambert, dla którego od tej chwili zatrzymamy to miano — oniemiał i stał nieporuszony, jakby skamieniały z przerażenia...<br>
{{tab}}Po raz drugi od dzisiejszego rana, wszystko się zapadało w około niego!... jakieś tchnienie burzące unicestwiało jego plany tak znakomicie dotąd prowadzone...<br>
{{tab}}Nagłe pojawienie się, albo raczej zmartwychwstanie „Strączka”, chłopca okrętowego, zadało mu pierwszy cios,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
h6hkr8u5gr8pcc7dqznefteef8uskw1
Tajemnica Tytana/Część druga/XXIX
0
1086395
3156916
2022-08-24T20:49:15Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=434 to=442 fromsection="X" tosection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
sgucnlz512xfzqwcq5ng1xpr6g8iwmf
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/451
100
1086396
3156918
2022-08-24T20:51:24Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Już teraz port jest pusty zupełnie, panienko — rzekł — ani psa, ani kota; ani na prawo, ani na lewo. Może pani przejść...<br>
{{tab}}Młoda panienka przeszła prędko przestrzeń, dzielącą mur, otaczający dokoła zakład jej ojca, od bulwaru Sekwanny.<br>
{{tab}}Przeszła przez kładkę, przebiegła ciasną ścieżkę, pomiędzy stosami desek ułożonemi na pokładzie i nakoniec zeszła po schodach, które prowadziły do kajuty „Tytana”.<br>
{{tab}}Tymczasem Piotr Landry przechadzał się wolno wzdłuż portu, jak żołnierz na warcie...
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" />
{{c|'''XXXI.'''|po=12px}}
{{c|'''Jakób Lambert i Lucyna.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}Schodząc tak ze schodów, Lucyna czuła, że serce jej bije coraz gwałtowniej.<br>
{{tab}}— Jak mnie też ojciec przyjmie? — myślała sobie. — Aby tylko to postąpienie moje, nie wydało mu się szaleństwem, i żeby rozgniewał się na mnie!... Byłabym może lepiej zrobiła, gdybym była poszła za radą Piotra Landry i zaczekała do jutra...<br>
{{tab}}Młodej dziewczynie przyszła na jedną chwilę myśl, wrócić się od drzwi kajuty, ale jak wiemy, nie brakowało jej ani siły woli, ani energii; więc po bardzo krótkiem wahaniu, postanowiła skończyć to co zamierzyła...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mh8wo6iirftmajdf71182dfaeyzfai7
Tajemnica Tytana/Część druga/XXX
0
1086397
3156919
2022-08-24T20:51:51Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=442 to=451 fromsection="X" tosection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
mh5caqqgioa4xwr78jtv7jjzlm05824
Wikiskryba:Maniues/Czarny chleb i czarna kawa
2
1086398
3156923
2022-08-24T20:55:08Z
Maniues
29968
Pierwsza wersja testowa
wikitext
text/x-wiki
{{Nagłówek|tytuł=Czarny chleb i czarna kawa (klip 2015r)|autor=Jerzy Filas (Jerzy Warzyński)|autor1=Hetman|adnotacje=Wersja z nagrania zespołu Hetman z 2015. roku.}}
{{Dane tekstu
| autor = Jerzy Filas (Jerzy Warzyński), Hetman
| tytuł = Czarny chleb i czarna kawa
| źródło = https://www.youtube.com/watch?v=JtvJU4HlK8U
| commons = File:HETMAN - ' Czarny chleb i czarna kawa ' klip 2015r-JtvJU4HlK8U.webm
}}
<poem>Kiedy oczy swe otwarłem,
Jakiś żal ogarnął mnie,
łzy po sercu popłynęły,
zrozumiałem wtedy że:</poem>
<br>
<poem>Zapach muru, widok kraty,
Wietrze ponieś moją pieśń,
Pieśń goryczy, pieśń rozpaczy,
Matko moja, jest mi źle!
</poem>
<br>
<poem>Chciałem krzyczeć, lecz nie mogłem,
Chciałem śpiewać, brak mi tchu,
Serce moje mi wydarli,
Serca mego nie ma już.
</poem>
<br>
<poem>Chciałem tylko mówić prawdę,
Lecz zamknięto usta mi,
Chciałem komuś podać ręce,
Teraz ręce są we krwi.
</poem>
<br>
<poem>
<small>REFREN</small>
Czarny chleb i czarna kawa,
Opętani samotnością,
Myślą swą szukają szczęścia,
Które zwie się wolnością.
</poem>
<br>
<poem>Czemu świat zieje żarem,
A miłosci tło jest fałszem,
Chciałbym zasnąć, lecz nie mogę,
Chciałbym zasnąć, lecz na zawsze
</poem>
<br>
<poem>Gdy nadejdzie chwila błoga,
I powstrzyma oddech mój,
Ktoś wyniesie moje ciało,
A na celi będzie znów:
</poem>
<br>
<poem>
<small>REFREN</small>
Czarny chleb i czarna kawa...
</poem>
[[Plik:HETMAN - ' Czarny chleb i czarna kawa ' klip 2015r-JtvJU4HlK8U.webm|mały|Nagranie]]
{{Cc-by-3.0-audio|plik=HETMAN - ' Czarny chleb i czarna kawa ' klip 2015r-JtvJU4HlK8U.webm}}
{{Cc-by-3.0-tekst}}
0jvoqygu4w7ggy0q5fenvcqlb5d3d8b
3156944
3156923
2022-08-24T21:26:22Z
Maniues
29968
Poprawa
wikitext
text/x-wiki
{{Nagłówek|tytuł=Czarny chleb i czarna kawa (klip 2015r)|autor=Jerzy Filas (Jerzy Warzyński)|autor1=Hetman|adnotacje=Wersja z nagrania zespołu Hetman z 2015. roku.}}
{{Dane tekstu
| autor = Jerzy Filas (Jerzy Warzyński), Hetman
| tytuł = Czarny chleb i czarna kawa
| rok wydania = 2015
| źródło = https://www.youtube.com/watch?v=JtvJU4HlK8U
| nagranie = HETMAN - ' Czarny chleb i czarna kawa ' klip 2015r-JtvJU4HlK8U.webm
| nagranie opis = Informacje o autorach i wystepujących w klipie na [[commons:HETMAN - ' Czarny chleb i czarna kawa ' klip 2015r-JtvJU4HlK8U.webm|Commons]]
| wikipedia = Czarny chleb i czarna kawa
}}
<poem>Kiedy oczy swe otwarłem,
Jakiś żal ogarnął mnie,
łzy po sercu popłynęły,
zrozumiałem wtedy że:</poem>
<br>
<poem>Zapach muru, widok kraty,
Wietrze ponieś moją pieśń,
Pieśń goryczy, pieśń rozpaczy,
Matko moja, jest mi źle!
</poem>
<br>
<poem>Chciałem krzyczeć, lecz nie mogłem,
Chciałem śpiewać, brak mi tchu,
Serce moje mi wydarli,
Serca mego nie ma już.
</poem>
<br>
<poem>Chciałem tylko mówić prawdę,
Lecz zamknięto usta mi,
Chciałem komuś podać ręce,
Teraz ręce są we krwi.
</poem>
<br>
<poem>
<small>REFREN</small>
Czarny chleb i czarna kawa,
Opętani samotnością,
Myślą swą szukają szczęścia,
Które zwie się wolnością.
</poem>
<br>
<poem>Czemu świat zieje żarem,
A miłosci tło jest fałszem,
Chciałbym zasnąć, lecz nie mogę,
Chciałbym zasnąć, lecz na zawsze
</poem>
<br>
<poem>Gdy nadejdzie chwila błoga,
I powstrzyma oddech mój,
Ktoś wyniesie moje ciało,
A na celi będzie znów:
</poem>
<br>
<poem>
<small>REFREN</small>
Czarny chleb i czarna kawa...
</poem>
{{Cc-by-3.0-audio|plik=HETMAN - ' Czarny chleb i czarna kawa ' klip 2015r-JtvJU4HlK8U.webm}}
{{Cc-by-3.0-tekst}}
fs48gyff4o5n96ymxri1vpjosibyiat
3156947
3156944
2022-08-24T21:28:04Z
Maniues
29968
wikitext
text/x-wiki
{{Nagłówek|tytuł=Czarny chleb i czarna kawa (klip 2015r)|autor=Jerzy Filas (Jerzy Warzyński)|autor1=Hetman|adnotacje=Wersja z nagrania zespołu Hetman z 2015. roku.}}
{{Dane tekstu
| autor = Jerzy Filas (Jerzy Warzyński), Hetman
| tytuł = Czarny chleb i czarna kawa
| rok wydania = 2015
| źródło = https://www.youtube.com/watch?v=JtvJU4HlK8U
| nagranie = HETMAN - ' Czarny chleb i czarna kawa ' klip 2015r-JtvJU4HlK8U.webm
| nagranie opis = Informacje o autorach i występujących w klipie na [[commons:HETMAN - ' Czarny chleb i czarna kawa ' klip 2015r-JtvJU4HlK8U.webm|Commons]]
| wikipedia = Czarny chleb i czarna kawa
}}
<poem>Kiedy oczy swe otwarłem,
Jakiś żal ogarnął mnie,
łzy po sercu popłynęły,
zrozumiałem wtedy że:</poem>
<br>
<poem>Zapach muru, widok kraty,
Wietrze ponieś moją pieśń,
Pieśń goryczy, pieśń rozpaczy,
Matko moja, jest mi źle!
</poem>
<br>
<poem>Chciałem krzyczeć, lecz nie mogłem,
Chciałem śpiewać, brak mi tchu,
Serce moje mi wydarli,
Serca mego nie ma już.
</poem>
<br>
<poem>Chciałem tylko mówić prawdę,
Lecz zamknięto usta mi,
Chciałem komuś podać ręce,
Teraz ręce są we krwi.
</poem>
<br>
<poem>
<small>REFREN</small>
Czarny chleb i czarna kawa,
Opętani samotnością,
Myślą swą szukają szczęścia,
Które zwie się wolnością.
</poem>
<br>
<poem>Czemu świat zieje żarem,
A miłosci tło jest fałszem,
Chciałbym zasnąć, lecz nie mogę,
Chciałbym zasnąć, lecz na zawsze
</poem>
<br>
<poem>Gdy nadejdzie chwila błoga,
I powstrzyma oddech mój,
Ktoś wyniesie moje ciało,
A na celi będzie znów:
</poem>
<br>
<poem>
<small>REFREN</small>
Czarny chleb i czarna kawa...
</poem>
{{Cc-by-3.0-audio|plik=HETMAN - ' Czarny chleb i czarna kawa ' klip 2015r-JtvJU4HlK8U.webm}}
{{Cc-by-3.0-tekst}}
myl6vr47lt2hw2t8hdzr5jw0knkss8z
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/323
100
1086399
3156927
2022-08-24T20:57:55Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>wego, gdyby jaka śmiała ręka zuchwale podtrzymujące je, sznurki zerwała.<br>
{{tab}}Maugiron spojrzał Andrzejowi prosto w oczy.<br>
{{tab}}— Czy przypadkiem pańskie słowa nie mają intencyi dotykać osobistości, panie de Villers? — pytał.<br>
{{tab}}— Może tego zamiaru nie miałem — odpowiedział żywo młody człowiek — ale jeżeli się panu podoba dopatrywać go, nie pozwolę sobie zadać mu kłamu...<br>
{{tab}}Oczy Maugirona zapałały silnym blaskiem, ale światło to przygasło prawie w tejże chwili, a podający się za dyrektora towarzystwa kolonizacyi młodzieniec, zaczął się śmiać w sposób szyderczy.<br>
{{tab}}— Kłótnia z panem — szeptał — to byłaby niedorzeczność... wreszcie umiem być pobłażliwym!... Masz pan nerwy rozdrażnione, kochany panie... To ta sprawa siedemdziesięciu tysięcy franków drażni pana!... Zresztą jest to bardzo naturalne, i współczuję z całego serca twemu małemu zmartwieniu!... Uspokój się pan, radź sobie jak możesz, przyjdź do siebie, a ponieważ moje towarzystwo zdaje ci się mało być przyjemnem, nie będę pana nudził więcej... Zegnam pana i idę ztąd zaraz do komisarza policyi...<br>
{{tab}}— Do komisarza?... — powtórzył Andrzej.<br>
{{tab}}— Naturalnie...<br>
{{tab}}— Zanieść skargę przeciw Piotrowi Landry?...<br>
{{tab}}— Ma się rozumieć!...<br>
{{tab}}— O! panie Maugiron, nie zrobisz pan tego!...<br>
{{tab}}— Dlaczogóżbym nie miał zrobić!?...<br>
{{tab}}— Uczucie ludzkości wstrzyma pana...<br>
{{tab}}— Nie zupełnie rozumiem co pan chcesz powiedzieć, przyznaję...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7z3puvheuq5i56soy2f7dn81umfanr1
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/324
100
1086400
3156928
2022-08-24T21:01:19Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Pomyśl pan o następstwach tej skargi!... Piotr Landry nie spełnił na osobie pana żadnego czynu.<br>
{{tab}}— Chęci mu po temu nie brakowało!... Wreszcie groził mi... i to wystarcza, mam trzydziestu świadków... wszyscy wasi robotnicy zeznają co widzieli i co słyszeli...<br>
{{tab}}— Niestety... skarga pańska aż nadto dobrze będzie przyjęta! położeniu tego nieszczęśliwego, takie zeznanie bezwątpienia zwróci przeciw niemu całą surowość prawa...<br>
{{tab}}— Tu nie idzie o surowość, ale o zapobieżenie zbrodni!... Ten człowiek ma instynkta mordu i zdrady!... Prawo i policya winny mi opiekę skuteczną, i tej protekcyi wymagam... Nie mam wcale ochoty nosić stalowego gorsetu pod koszulą, jak nasi pradziadowie, ani też narazić się na pchnięcie nożem, pomiędzy piąte a szóste żebro!... O bezpieczeństwo osobiste mi idzie!...<br>
{{tab}}— Jeżeli pana obawy są słuszne, pomówię z Piotrem Landry, przyrzekam panu...<br>
{{tab}}— Bardzo dziękuję — odpowiedział Maugiron śmiejąc się — ale pozwól mi pan wierzyć, że skuteczniej wpłynie na tego szaleńca, rozmowa z komisarzem policyi, niż pańskie perswazye.<br>
{{tab}}— Ja panu ręczę za niego.<br>
{{tab}}— Ach! kochany panie co za nierozwaga... nie trzeba ręczy za nic i za nikogo!... Czybyś wczoraj nie był ręczył, że siedemdziesiąt tysięcy franków znajduje się w twojej kasie i że nie będą skradzione tej nocy?...<br>
{{tab}}— Tak więc, jesteś pan niewzruszony?...<br>
{{tab}}— Jak żelazo...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
04283k6qnojgao5dh4s015koy2p5ehd
Wikiskryba:Maniues/Czerwone Jagody
2
1086401
3156938
2022-08-24T21:18:17Z
Maniues
29968
—
wikitext
text/x-wiki
{{Nagłówek|tytuł=Czerwone Jagody|autor=Rafael Rakowsky|autor1=Tradycyjna Ludowa|adnotacje=Tekst pochodzi z nagrania autorstwa Guzowianki}}
{{Dane tekstu
| autor = Rafael Rakowsky/Tradycyjna Ludowa
| tytuł = Czerwone Jagody
| źródło = https://www.youtube.com/watch?v=MZ7lmNOiNSM
| wydawca = PR Studio
| muzyka = Muzyka tradycyja (traditional folk music); Aranżacja (music arrangement) Wioleta Fijałkowska
| opis = Tradycyjna muzyka ludowa odświeżona przez zespół Guzowianki
| nagranie = Guzowianki - Czerwone Jagody (OFFICIAL VIDEO) FOLK MUSIC.webm
| nagranie opis = Szczegółowe informacje o autorach nagrania na [[commons:Guzowianki - Czerwone Jagody (OFFICIAL VIDEO) FOLK MUSIC.webm|Commons]]
}}
<poem>
Czerwone jagody,
Spadają do wody,
Powiadają ludzie,
Że nie mam urody.
</poem><br>
<poem>
Urodo, urodo,
Gdybym ja cię miała,
Dostałabym chłopca,
Jakiego bym chciała. (x2)
</poem><br>
<poem>
Choć urody nie mam,
Ale czyste serce,
Za pana nie pójdę,
Byle kogo nie chcę.
</poem><br>
<poem>
Za pana nie pójdę,
Sama się szanuję,
Niechże mnie byle kto,
W rączkę nie całuję. x2
</poem><br>
<poem>
Raz mi matuś rzekła,
Córuś, moja droga,
Przecież masz majątek,
Na co Ci uroda?
</poem><br>
<poem>
Majątku nie mają,
A mają urodę,
Tam się chłopcy schodzą,
Jak po żywą wodę. (x2)
</poem><br>
<poem>
Mamusiu tatusiu,
Jam córeczka wasza,
Kupcie mi korale,
Do samego pasa.
</poem><br>
<poem>
Do samego pasa,
Do samiutkiej ziemi,
Jam córeczka wasza,
Tylko do jesieni. (x2)
</poem><br>
<poem>
Alusiu, Alusiu,
Tyś córeczka moja,
Nie wyjdziesz na pewno,
Za takiego gnoja.
</poem><br>
<poem>
Za takiego gnoja,
Co nie ma korali,
Gołodupiec z niego,
Stodoła się wali. (x2)
</poem><br>
<poem>
Teściuniu, teściuniu,
Choć mam gołe nogi,
Serduszko mam pełne,
Szlachcic, lecz ubogi.
</poem><br>
<poem>
W sakwie ja mam pusto,
Lecz serduszko pełne,
Będziem żyli długo,
Córę kochał będę. (x2)
</poem><br>
<poem>
La La La La La La La
La La La La La La La
La La La La La La La
La La La La La La La
</poem><br>
<poem>
Czerwone jagody,
Spadają do wody,
Powiadają ludzie,
Że nie mam urody.
</poem><br>
<poem>
Urodo, urodo,
Chociaż cię nie miałam,
Dała Bozia chłopca,
Jakiego ja chciałam. (x4)
</poem><br>
{{Cc-by-3.0-audio}}
{{Cc-by-3.0-tekst}}
sws2m9afs7sh5iznmzyzvvci4lxtwc5
3156945
3156938
2022-08-24T21:27:15Z
Maniues
29968
wikitext
text/x-wiki
{{Nagłówek|tytuł=Czerwone Jagody|autor=Rafael Rakowsky|autor1=Tradycyjna Ludowa|adnotacje=Tekst pochodzi z nagrania autorstwa Guzowianki}}
{{Dane tekstu
| autor = Rafael Rakowsky/Tradycyjna Ludowa
| tytuł = Czerwone Jagody
| źródło = https://www.youtube.com/watch?v=MZ7lmNOiNSM
| wydawca = PR Studio
| muzyka = Muzyka tradycyja (traditional folk music); Aranżacja (music arrangement) Wioleta Fijałkowska
| opis = Tradycyjna muzyka ludowa odświeżona przez zespół Guzowianki
| nagranie = Guzowianki - Czerwone Jagody (OFFICIAL VIDEO) FOLK MUSIC.webm
| nagranie opis = Informacje o autorach i występujących w klipie na [[commons:Guzowianki - Czerwone Jagody (OFFICIAL VIDEO) FOLK MUSIC.webm|Commons]]
}}
<poem>
Czerwone jagody,
Spadają do wody,
Powiadają ludzie,
Że nie mam urody.
</poem><br>
<poem>
Urodo, urodo,
Gdybym ja cię miała,
Dostałabym chłopca,
Jakiego bym chciała. (x2)
</poem><br>
<poem>
Choć urody nie mam,
Ale czyste serce,
Za pana nie pójdę,
Byle kogo nie chcę.
</poem><br>
<poem>
Za pana nie pójdę,
Sama się szanuję,
Niechże mnie byle kto,
W rączkę nie całuję. x2
</poem><br>
<poem>
Raz mi matuś rzekła,
Córuś, moja droga,
Przecież masz majątek,
Na co Ci uroda?
</poem><br>
<poem>
Majątku nie mają,
A mają urodę,
Tam się chłopcy schodzą,
Jak po żywą wodę. (x2)
</poem><br>
<poem>
Mamusiu tatusiu,
Jam córeczka wasza,
Kupcie mi korale,
Do samego pasa.
</poem><br>
<poem>
Do samego pasa,
Do samiutkiej ziemi,
Jam córeczka wasza,
Tylko do jesieni. (x2)
</poem><br>
<poem>
Alusiu, Alusiu,
Tyś córeczka moja,
Nie wyjdziesz na pewno,
Za takiego gnoja.
</poem><br>
<poem>
Za takiego gnoja,
Co nie ma korali,
Gołodupiec z niego,
Stodoła się wali. (x2)
</poem><br>
<poem>
Teściuniu, teściuniu,
Choć mam gołe nogi,
Serduszko mam pełne,
Szlachcic, lecz ubogi.
</poem><br>
<poem>
W sakwie ja mam pusto,
Lecz serduszko pełne,
Będziem żyli długo,
Córę kochał będę. (x2)
</poem><br>
<poem>
La La La La La La La
La La La La La La La
La La La La La La La
La La La La La La La
</poem><br>
<poem>
Czerwone jagody,
Spadają do wody,
Powiadają ludzie,
Że nie mam urody.
</poem><br>
<poem>
Urodo, urodo,
Chociaż cię nie miałam,
Dała Bozia chłopca,
Jakiego ja chciałam. (x4)
</poem><br>
{{Cc-by-3.0-audio}}
{{Cc-by-3.0-tekst}}
sjjxkasi1toqqngx90i2wunlvtxeo3p
3156958
3156945
2022-08-24T21:36:34Z
Maniues
29968
wikitext
text/x-wiki
{{Nagłówek|tytuł=Czerwone Jagody|autor=Rafael Rakowsky|autor1=Tradycyjna Ludowa|adnotacje=Tekst pochodzi z nagrania autorstwa Guzowianki}}
{{Dane tekstu
| autor = Rafael Rakowsky/Tradycyjna Ludowa
| tytuł = Czerwone Jagody
| źródło = https://www.youtube.com/watch?v=MZ7lmNOiNSM
| wydawca = PR Studio
| muzyka = Muzyka tradycyja (traditional folk music); Aranżacja (music arrangement) Wioleta Fijałkowska
| opis = Tradycyjna pieśń ludowa odświeżona przez zespół Guzowianki
| nagranie = Guzowianki - Czerwone Jagody (OFFICIAL VIDEO) FOLK MUSIC.webm
| nagranie opis = Informacje o autorach i występujących w klipie na [[commons:Guzowianki - Czerwone Jagody (OFFICIAL VIDEO) FOLK MUSIC.webm|Commons]]
}}
<poem>
Czerwone jagody,
Spadają do wody,
Powiadają ludzie,
Że nie mam urody.
</poem><br>
<poem>
Urodo, urodo,
Gdybym ja cię miała,
Dostałabym chłopca,
Jakiego bym chciała. (x2)
</poem><br>
<poem>
Choć urody nie mam,
Ale czyste serce,
Za pana nie pójdę,
Byle kogo nie chcę.
</poem><br>
<poem>
Za pana nie pójdę,
Sama się szanuję,
Niechże mnie byle kto,
W rączkę nie całuję. x2
</poem><br>
<poem>
Raz mi matuś rzekła,
Córuś, moja droga,
Przecież masz majątek,
Na co Ci uroda?
</poem><br>
<poem>
Majątku nie mają,
A mają urodę,
Tam się chłopcy schodzą,
Jak po żywą wodę. (x2)
</poem><br>
<poem>
Mamusiu tatusiu,
Jam córeczka wasza,
Kupcie mi korale,
Do samego pasa.
</poem><br>
<poem>
Do samego pasa,
Do samiutkiej ziemi,
Jam córeczka wasza,
Tylko do jesieni. (x2)
</poem><br>
<poem>
Alusiu, Alusiu,
Tyś córeczka moja,
Nie wyjdziesz na pewno,
Za takiego gnoja.
</poem><br>
<poem>
Za takiego gnoja,
Co nie ma korali,
Gołodupiec z niego,
Stodoła się wali. (x2)
</poem><br>
<poem>
Teściuniu, teściuniu,
Choć mam gołe nogi,
Serduszko mam pełne,
Szlachcic, lecz ubogi.
</poem><br>
<poem>
W sakwie ja mam pusto,
Lecz serduszko pełne,
Będziem żyli długo,
Córę kochał będę. (x2)
</poem><br>
<poem>
La La La La La La La
La La La La La La La
La La La La La La La
La La La La La La La
</poem><br>
<poem>
Czerwone jagody,
Spadają do wody,
Powiadają ludzie,
Że nie mam urody.
</poem><br>
<poem>
Urodo, urodo,
Chociaż cię nie miałam,
Dała Bozia chłopca,
Jakiego ja chciałam. (x4)
</poem><br>
{{Cc-by-3.0-audio}}
{{Cc-by-3.0-tekst}}
hta7p6862xvclgyq7kxhp3y98ez71aj
Indeks:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf
102
1086402
3156948
2022-08-24T21:28:55Z
Fallaner
12005
nowa strona
proofread-index
text/x-wiki
{{:MediaWiki:Proofreadpage_index_template
|Tytuł=[[Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego]]
|Autor=anonimowy
|Tłumacz=
|Redaktor=
|Ilustracje=
|Rok=1843
|Wydawca=Franz Piller u. Comp. Buch-Kunst-und-Musikalienhandlung.
|Miejsce wydania=Lwów
|Druk=nakładem Franc. Pillera i Spółki
|Źródło=[[commons:file:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf|Skany na Commons]]
|Ilustracja=[[Plik:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf|page=1|mały]]
|Strony=<pagelist />
|Spis treści=
|Uwagi=
|Postęp=do przepisania
|Status dodatkowy=brak ilustracji
|Css=
|Width=
}}
0sbblkw17ciq8c4mjj6qngxl7yyjvl5
Strona:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf/2
100
1086403
3156949
2022-08-24T21:29:45Z
Fallaner
12005
/* Bez treści */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="0" user="Fallaner" /></noinclude>{{Skan zawiera reklamę}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
aa70n8fdiqc0hj9hg6owwrhhz4i09pc
Strona:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf/3
100
1086404
3156951
2022-08-24T21:30:00Z
Fallaner
12005
/* Bez treści */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="0" user="Fallaner" /></noinclude><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
poiprtcr5rb4qnaxz7s8t3akdbz1re3
Strona:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf/52
100
1086405
3156952
2022-08-24T21:30:40Z
Fallaner
12005
/* Bez treści */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="0" user="Fallaner" /></noinclude><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
poiprtcr5rb4qnaxz7s8t3akdbz1re3
Strona:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf/51
100
1086406
3156953
2022-08-24T21:31:10Z
Fallaner
12005
/* Bez treści */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="0" user="Fallaner" /></noinclude>{{Skan zawiera reklamę}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
aa70n8fdiqc0hj9hg6owwrhhz4i09pc
Szablon:IndexPages/PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf
10
1086407
3156972
2022-08-24T22:01:53Z
AkBot
6868
robot tworzy informacje o statusie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>52</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>0</q1><q0>4</q0>
36c8ri63vkit6e3q3qaa2qmqw9xmu02
Wikiskryba:Maniues/Bij bolszewika
2
1086408
3156975
2022-08-24T22:06:41Z
Maniues
29968
—
wikitext
text/x-wiki
{{Nagłówek|tytuł=Bij bolszewika|autor=Autor nieznany}}
{{Dane tekstu
| autor = Nieznany
| tytuł = Bij bolszewika
| rok powstania = (prawdopodobnie) okres II WŚ 1939-1945
| opis = Pieśń partyzancka zachęcająca do walki z Armią Czerwoną
}}
<poem>
Bij bolszewika w każdej go postaci,
bo to jest Twój największy dzisiaj wróg.
To przecież on kościami Twoich braci
brukował sieć swych niezliczonych dróg.
</poem><br>
<poem>
To przecież on na Sybir gnał Twe dzieci,
a z jęków ich wesołą składał pieśń.
To przecież on dziś naszych ojców gniecie
i każe im komuny jarzmo nieść.
</poem><br>
<poem>
To przecież on w katyńskim ciemnym lesie
wbił w polską pierś znienacka ostry nóż,
mordując tam najlepszych polskich synów
jak podły zbir, nikczemny zdrajca, tchórz.
</poem><br>
<poem>
To przecież on jak bóstwo czci Stalina,
kapłanom Twym nie szczędząc srogich mąk.
To przecież on z kościołów zrobił kina
i depcze krzyż, czerwoną gwiazdę czcząc.
</poem><br>
<poem>
To przecież on nie wierzyć w Boga zmusza,
tumaniąc nas potęgą krasnych szmat,
by człowieczeństwo w sercu Twoim zgasło,
byś Ty nie wiedział co to znaczy brat.
</poem><br>
<poem>
To przecież on zrabował Twoje mienie,
i krew serdeczną sączy z naszych ran.
On przecież psa niż Ciebie więcej ceni,
boś Polak jest więc wróg i polski pan.
</poem><br>
<poem>
To przecież on braterstwa głosząc hasła
do więzień pcha młodzieży naszej kwiat,
by człowieczeństwo w sercu Twoim zgasło,
byś Ty nie wiedział co to znaczy brat.
</poem><br>
<poem>
Zasłonę więc zrzuć z oczu miły bracie,
niech zagrzmi znów praojców złoty róg.
Bij bolszewika w każdej go postaci,
bo to jest Twój największy dzisiaj wróg.
</poem><br>
{{MixPD|Anonimowy}}
{{Przypisy}}
Źródła informacji:
https://www.education-forum.com/pl/poland_culture/posts/155
https://www.polskatradycja.pl/piesni/wojskowe/bij-bolszewika.html
}
cwbb37athvab0oh07ttlq7g3v8af7ya
Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/226
100
1086409
3156991
2022-08-25T04:32:04Z
Piotr433
11344
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>{{tab}}— Tak się to mówi — odparł z cichem westchnieniem książę. — Przebaczyłem ci zresztą, chociaż słowa twoje i podejrzenia utkwiły mi w sercu. I nie w mojej mocy usunąć je stamtąd. Czy tylko twoje?.. Daremnem byłoby wobec rozkazu, który spełniasz, pułkowniku, ukrywać i osłaniać domowe rozterki. Nie ja wydałem je na pastwę tłumu. A więc, panowie, czy zdaniem waszem mogę przebaczyć własnej żonie? Przebaczam jej, jednakże... przebaczenie nie jest jeszcze zapomnieniem. I wina przebaczona nie zawsze być może usuniętą bez śladu. Przebaczyłem jej, prawda, nie myślę o zemście, ale nie w mojej mocy, aby ta kobieta pozostała dla mnie tem samem, czem była.<br>
{{tab}}— Wasza Książęca Mość zechce pozwolić mi wtrącić słówko — podjął pułkownik. — Wszak się nie mylę, sądząc, iż mam do czynienia z chrześcijanami? A na zasadzie tej Boskiej nauki, którą wszyscy wyznajemy, czyż każdy z nas nie jest słabym i nędznym grzesznikiem?<br>
{{tab}}— Mów za siebie, pułkowniku! — przerwał gorąco Gotthold. — Co do mnie, dzięki kropli szlachetnego wina, które wróciło sprężystość mej myśli, nie poddaję się podobnemu wyrokowi. Odrzucam twą zasadę, pułkowniku.<br>
{{tab}}— Jakto? — zapytał Gordon. — A więc czujesz się doktorze, bez winy? A jednakże przed chwilą prosiłeś o przebaczenie? Prosiłeś towarzysza własnej twej niedoli, nie Boga, Pana światów!<br>
{{tab}}— Na to nie mam odpowiedzi... poddaję się — rzekł doktor. — Widzę, iż dysputa jest niebezpieczną z panem; masz cały zapas argumentów, z którymi walczyć trudno.<br>
{{tab}}— Pochlebiasz mi, doktorze! Chociaż — w swoim czasie — byłem istotnie dosyć mocno uzbrojony w uniwersytecie w Aberdeen. Ale powracając do kwestyi przebaczania win, ja rozstrzygam ją w ten sposób: czystość zasady, słabość natury ludzkiej. I w tem zawiera się wszystko. Co do was, panowie, zbyt wysoko cenię zasługi wasze, abym mógł stawić was w szeregu ludzi, potrzebujących przebaczenia.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0jl3gz40rjg53atmnw0ge02838tzey8
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/458
100
1086410
3156998
2022-08-25T06:20:10Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>wiedział tez samo, ale ojca swego tyś zbyt pospiesznie osadziła, zbyt prędko skazała... Czy ty wiesz wszystko!... Jednem słowem czy wiesz... A może, człowiek ten, który zginął, uczynił koniecznym ten straszny czyn... a może to wyrok Boga dotknął go za pośrednictwem ręki mojej!... To są owe czarne ciemności, które chcę rozjaśnić przed tobą.. A teraz powiedz, czy jesteś usposobiona wysłuchać mnie?...<br>
{{tab}}— Słucham, mój ojcze... — wyszeptała Lucyna.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" />
{{c|'''XXXII.'''|po=12px}}
{{c|'''Usprawiedliwienie'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}— Czegóż więcej żądam od ciebie jak słuchania mnie — wyrzekł Jakób Lambert poważnie — powinnaś mnie wysłuchać bez uprzedzenia, bezstronnie, w całej prostocie twojego serca!... Jednem słowem nie trzeba, aby każde moje słowo, napotykało zwątpienie i podejrzenie z twojej strony... Bardzo często w przeszłości, Lucyno, znajdowałaś mnie zimnym dla ciebie... ten chłód był tylko pozornym... ja cię kocham serdecznie, głęboko, i czuję dobrze że nie mógłbym żyć dłużej, gdybym stracił przywiązanie i szacunek mojej córki, i gdyby moja córka uważała mnie za winnego tak potwornej zbrodni... Dla tego właśnie chcę przedstawić tobie jaką jest wina moja, i dla tego pragnę usprawiedliwić się przed tobą...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ps7oefs8bop1ddkphsvcp3419v93amy
Tajemnica Tytana/Część druga/XXXI
0
1086411
3157000
2022-08-25T06:20:57Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=451 to=458 fromsection="X" tosection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
rmi8uj9dmapkeu7dfhk01jiy1j3iskx
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/468
100
1086412
3157003
2022-08-25T06:27:24Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Nagroda — przerwała Lucyna — nie zasługuję na żadną i nie potrzebuję żadnej!... nie pragnę nic... nie proszę o nic...<br>
{{tab}}— Tej, którą ci ofiarować zamyślam nie odmówisz pewnie — odpowiedział kapitan z uśmiechem. — Będzie nią dobra wiadomość jakiej chcę ci udzielić... będzie nią zlecenie wymiaru sprawiedliwości w mojem imieniu, którem to zleceniem chcę cię obarczyć...
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" />
{{c|'''XXXIII.'''|po=12px}}
{{c|'''{{Rozstrzelony|Dobry ojcie}}c...'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}— Dobra wiadomość!?... Wymiar sprawiedliwości?... wynagrodzenie?... — powtarzała młoda dziewczyna z łatwiejszem do zrozumienia, niż do opisania podziwieniem, z którem łączyła się jakaś nieokreślona nadzieja.<br>
{{tab}}— Tak — odpowiedział Jakób Lambert — czy mnie nie rozumiesz, moje dziecię?...<br>
{{tab}}— Nie śmiem domyślać się...<br>
{{tab}}— Nie śmiesz przyznać przynajmniej, i to moja win!... Moja surowość, moja oziębłość dawna dla ciebie, uczyniły cię pokorną, cichą i bojaźliwą względem mnie... Ale na przyszłość nic chcę żeby tak było!... Jestem zupełnie pewny, moja droga córko, że serce twoje, i inteligencya twoja, pochwyciły już moją myśl... Chcę pomówić z tobą o Andrzeju de Villers...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0mq3hg2cuwa5avz2hiudrmw1oinjai9
Tajemnica Tytana/Część druga/XXXII
0
1086413
3157004
2022-08-25T06:27:49Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=458 to=468 fromsection="X" tosection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
mjwzgm8pahscde8df1bbal8vk11cql6
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/479
100
1086414
3157005
2022-08-25T06:31:04Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{c|'''XXXIV.'''|po=12px}}
{{c|'''Jakób Lambert uszczęśliwia.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}Powoli, jednakże, uniesienia podmajstrzego zmniejszały się, objawy wdzięczności jego, za dobrodziejstwa pana Verdier Lucynie i Andrzejowi de Villers okazywane, stały się spokojniejsze; nareszcie zgodził się powstać, ku wielkiemu zadowoleniu Jakóba Lambert, którego te gwałtowne manifestacye męczyły nadmiernie.<br>
{{tab}}Rozmowa na chwilę przerwana przez ten patetyczny epizod, mogła wrócić się do normalnego biegu.<br>
{{tab}}— Mój Piotrze, czyś spełnił polecenia jakie ci dałem przed godziną, do pana de Villers? — spytał ex-kapitan podmajstrzego.<br>
{{tab}}— Tak panie — odpowiedział ten ostatni — ale to co pan kazał mu powiedzieć, nie podobne było do tego o czem się w tej chwili dowiedziałem... Powtórzyłem pana własne słowa, „że pan de Villers może tymczasowo objąć napowrót swoje obowiązki, i że nie potrzebuje się obawiać natychmiastowej denuncyacyi i śledztwa, i dany mu jest tydzień czasu dla udowodnienia swojej niewinności...<br>
{{tab}}— Cóż on na to?...<br>
{{tab}}— A cóż miał mówić biedny chłopiec, odpowiedział, że jest bardzo wdzięczny pryncypałowi, za to, że mu daje możność usprawiedliwienia się, ale że nie obejmie swoich obowiązków dopóty, dopóki wszystkie wątpliwości rozpro-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lv963u2uuckkrlxn9j6cil2x5ed0vex
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/478
100
1086415
3157007
2022-08-25T06:33:00Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Aż do dziś, i aż do tej godziny nie znałem pana, źle sądziłem, byłem niesprawiedliwy względem ciebie!... Dziś uznaję, i głosić będę wszędzie, że pan jesteś najlepszym, najwspaniałomyślniejszym z ludzi... Masz pan rzeczywiście serce ojcowskie!... jesteś godnym takiej córki jaką jest panna Lucyna, i zasługujesz w zupełności na jej szacunek i cześć!... Co do mnie, panie Verdier, nie przesadzam ważności mojej... jestem nędzny robak na ziemi, ale jeżeli kiedykolwiek będziesz pan potrzebował aby ten robak dał się zdeptać dla pana, powiedz tylko jedno słowo, daj znak, a ja ci nie poskąpię posłuszeństwa ani poświęcenia mego!...<br>
{{tab}}Wymawiając słowa powyższe głosem wzruszonym, Piotr Landry pochwycił obie ręce Jakóba Lambert, przycisnął je gorąco do piersi i ust, okrył je pocałunkami, i łzami.<br>
{{tab}}— Uspokójcie się Piotrze... uspokójcie się... proszę was! — odpowiedział ex-kapitan nie bez pewnego zniecierpliwienia.<br>
{{tab}}Lucyna bardzo wzruszona i rozrzewniona, a jeszcze więcej zdziwiona może, przypatrywała się spokojnie tej scenie, która przez swą przesadę i nienaturalność, stawała się dla niej niezrozumiałą.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
21jtaw9mp1aati4g98prhlh1y6a6r3i
Tajemnica Tytana/Część druga/XXXIII
0
1086416
3157010
2022-08-25T06:33:58Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=468 to=478 fromsection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
jjui2qfz2021ytanopiik1o4dfelqnb
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/494
100
1086417
3157013
2022-08-25T06:38:00Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{c|'''XXXV.'''|po=12px}}
{{c|'''Opowiadanie Plantapota.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}Nie będziemy próbowali opisywać naszym czytelnikom sceny, jaka nastąpiła po ostatnich słowach Jakóba Lamberta.<br>
{{tab}}Są wzruszenia tak wielkie, są radości tak głębokie, że je można zrozumieć, ale opisać; nie podobna w obec takich wzruszeń i takich radości powieściopisarz winien przyznać się do swojej nieudolności i złożyć pióro, gdyż z pewnością przy największym wysiłku pozostanie bardzo dalekim od rzeczywistości i da czytelnikowi bladą tylko kopię obrazu bez siły i wyrazu...<br>
{{tab}}Lucyna zapomniała o strasznym dramacie, którego była jedynym świadkiem; zapomniała o okropnej tajemnicy. którą poprzysięgła zachować... oddała się cała swojemu szczęściu i wdzięczności dla tego, którego za swego ojca uważała, i miłości swojej dla Andrzeja de Villers...<br>
{{tab}}Upojenie i szał młodego człowieka łatwo odgadnie każdy i komentować go niepotrzeba.<br>
{{tab}}Jego sytuacya moralna podobną była wielce do sytuacyi skazanego, który przekonany, że dąży do piekieł niezmierzonych boleści, ujrzał nagle przed sobą otwarte drzwi raju szczęśliwości...<br>
{{tab}}Piotr Landry, po raz pierwszy od śmierci swojej drogiej żony, doznawał niczem niezamąconego szczęścia. Nie żałował poświęcenia spełnionego kiedyś z niewymownym<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5d66z7tx4omb1rzbp498kfgf9nxo1jp
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/493
100
1086418
3157014
2022-08-25T06:40:32Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Ba!... znamy się na tem!... wiemy co to są przysięgi zakochanych!.<br>
{{tab}}— Być może!... ale ja mojej przysięgi nie złamię choćbym ją miał życiem przypłacić!<br>
{{tab}}— Tak się to mówi, a inaczej się robi! Nigdy!...<br>
{{tab}}— I, zrobiwszy inaczej — dodał Jakób Lambert, niby nie zważając że mu Andrzej przerywa — przyznaje się człowiek przed sobą w duchu, że był warjatem, i że jest teraz bardzo szczęśliwym...<br>
{{tab}}— Nie nalegaj pan, bardzo proszę... Naleganie to robi mi wiele przykrości i wielką boleść mi sprawia...<br>
{{tab}}— Co to wszystko pomoże!?... Ja jestem mędrszy od ciebie mój chłopcze kochany... pragnę szczęścia twojego i zmuszę cię do tego abyś był szczęśliwym...<br>
{{tab}}— Wątpię, panie — odpowiedział Andrzej surowo...<br>
{{tab}}— Zobaczemy... Wreszcie pozwalam panu zasięgnąć co do tego rady swojej matki...<br>
{{tab}}— Moja matka nie będzie mi nigdy radziła, abym za dał gwałt memu sercu i zaślubił kobietę kochając inną...<br>
{{tab}}— Już niech ona sama odpowie panu... Jedź zatem do Brestu pierwszym pociągiem, i poproś pani de Villers o przyzwolenie na twoje małżeństwo...<br>
{{tab}}Jakób Lambert przerwał sobie na jedną sekundę, potem, biorąc latarnię z ręki Piotra i zwracając światło na promieniejącą i piękną twarz Lucyny, rumieniącej się i spuszczającej oczy, kończył rozpoczęte zdanie...<br>
{{tab}}— Z panną LucynąVerdior, moją córkę...
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qi0h0ru723cvo8m14sddfxkb4kmwo7r
Tajemnica Tytana/Część druga/XXXIV
0
1086419
3157015
2022-08-25T06:41:07Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=479 to=493 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
s5ubhvupcn3lnc0tk8exr6f5jhfb6cq
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/508
100
1086420
3157016
2022-08-25T06:44:28Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>wyciągnąłem wniosek, że dzięki Bogu człowiek ten był żyjący...<br>
{{tab}}Lucyna spojrzała na Jakóba Lamberta. Był siny i zdawało się, że zaledwie trzyma się na nogach.<br>
{{tab}}Jednakże spytał po chwili, wysilając się na spokój.<br>
{{tab}}— Czy poznano tego człowieka?... Czy to był kto z naszego cyrkułu?...<br>
{{tab}}Piotr Landry już otworzył usta do odpowiedzi, gdy nieprzewidziana okoliczność przeszkodziła mu.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" />
{{c|'''XXXVI.'''|po=12px}}
{{c|'''Zmartwychwstały.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}Od kilku chwil słychać było wyraźnie łatwy do rozpoznania turkot powozu, zbliżającego się szybko po bruku nad brzegiem portu. Powóz ten, zatrzymał się przed drzwiami zakładu, a na jego widok Jakób Lambert przerażony, cofnął się kilka kroków w tył jakby przed widmem uciekając, a Lucyna zbladła jak trup wydając głuchy krzyk.<br>
{{tab}}Człowiek zamordowany przez ex-kapitana Atalanty, człowiek, którego Lucyna widziała znikającym i pochłoniętym pod „Tytanem“, wszedł ze szkiełkiem w oku, cygarem w ustach i laseczką w ręku, z elegancyą i zwykłą sobie swobodą.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mm8kh0trqrcbmxpdeu93g1p2lk9tvhc
Tajemnica Tytana/Część druga/XXXV
0
1086421
3157017
2022-08-25T06:45:08Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=493 to=508 tosection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
lmop8ndmxm306rix88fwxm1lw90qtcp
3157018
3157017
2022-08-25T06:45:23Z
Wydarty
17971
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=494 to=508 tosection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
t12kvra5s5093q4cp4731qnzld1kigm
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/517
100
1086422
3157019
2022-08-25T06:50:12Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Sprzedaję ci wolność za dwa miliony... A może wolisz galery?... rzeknij pan słowo... bióro komisarza jest bardzo blisko ztąd... za dziesięć minut będziesz uwięzionym...<br>
{{tab}}— Jakób Lambert schylił głowę. Czuł że jest zwyciężony, poskromiony; że jest niewolnikiem okutym w łańcuchy, że panem jego absolutnym jest Maugiron, którego każde słowo jest dla niego rozkazem.<br>
{{tab}}— Decyduj się pan!... — wyrzekł młody człowiek — chcę mieć odpowiedź natychmiast!...
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" />
{{c|'''XXXVII.'''|po=12px}}
{{c|'''{{Rozstrzelony|Komisarz policy}}i.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}— Przystaję — odpowiedział Jakób Lambert głosem głuchym.<br>
{{tab}}— Dasz mi pan dwa miljony?...<br>
{{tab}}— Dam.... wiele panu potrzeba będzie czasu do zebrania tej sumy?!...
— Ośm dni...<br>
{{tab}}— Niech będzie... za tydzień!... A dziś, dasz mi pan do rąk oblig na tęż sumę, zobowiązanie prawne, i termalne płatne po upływie tygodnia?...<br>
{{tab}}— Dam...<br>
{{tab}}— Doskonale więc... Zgodziliśmy się co do pierwszego punktu, i winszuję panu tego. Nie pozostaje nam, jak tylko traktować punkt drugi...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bu91ispdzx5nczssp88vqnlhfpzn9qc
Tajemnica Tytana/Część druga/XXXVI
0
1086423
3157020
2022-08-25T06:50:51Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=508 to=517 fromsection="X" tosection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
g74nkrt820q5e7yvlywk6mvzc06x1n5
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/525
100
1086424
3157021
2022-08-25T06:54:01Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Kiedy niepokój zniknął, pozostała mu tylko żywa niecierpliwość dowiedzenia się, w jakim przedmiocie komisarz policyi miał go badać, i co do tego napróżno suszył sobie głowę... nie mogąc się niczego domyśleć...<br>
{{tab}}— Panie komisarzu — rzeki z ukłonem — niech pan zaczyna... jestem na pańskie rozkazy...<br>
{{tab}}— Panie komisarzu — spytał dyskretnie Jakób Lambert — może my, córka moja i ja oddalić się mamy?...<br>
{{tab}}— O nie, wcale nie potrzeba, panie Verdier — odpowiedział urzędnik — słowa jakie wymieniemy z panem Maugironem, mogą być słyszane przez wszystkich...
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" />
{{c|'''XXXVIII.'''|po=12px}}
{{c|'''{{Rozstrzelony|Oskarżeni}}e.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}Bezpośrednio po odpowiedzi na zapytanie Jakóba Lambert, rozpoczęło się badanie.<br>
{{tab}}— Panie Maugiron, spytał komisarz, nocy ubiegłej usiłowano... na szczęście bezskutecznie... zamordować pana?<br>
{{tab}}— Tak, panie — odpowiedział młody człowiek.<br>
{{tab}}— Jaka mogła być wtedy godzina?...<br>
{{tab}}— Około północy...<br>
{{tab}}— Zbrodnicza ręka wepchnęła pana do Sekwany?...<br>
{{tab}}— Tak, panie...<br>
{{tab}}— W jakiem miejscu?...<br>
{{tab}}— Prawie wprost togo miejsca, na którem się obecnie znajdujemy...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
54ot1f6222h8nvdecnai6eyiwpqcsg5
Tajemnica Tytana/Część druga/XXXVII
0
1086425
3157022
2022-08-25T06:54:37Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=517 to=525 fromsection="X" tosection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
2u6m97xl69mdg1umy1w8pzkuxk0ri04
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/537
100
1086426
3157023
2022-08-25T06:58:04Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— A to zawzięta sztuka ten Piotr Landry! Wczoraj się dopiero zaklinał, że się zemści na tym furfancie, i ot!... już!... Zbyt prędko dotrzymał słowa!... nigdybym tego nie pomyślał o nim!...
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" />
{{c|'''XXXIX.'''|po=12px}}
{{c|'''Lucyna i Motyl.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}Maugiron, zostawszy sam spacerował wolno po dziedzińcu, ścinając bezwiednie i machinalnie swoją laseczką najpiękniejsze kwiaty na bordiurze otaczającej klomb przed domem pięknie ułożony, nie zdając sobie nawet sprawy, z bezmyślnej czynności jakiej się oddawał.<br>
{{tab}}W pięć minut Jakób Lambert ukazał się na progu głównego mieszkania, zszedł po schodach ganku.<br>
{{tab}}Młody człowiek zbliżył się do niego pytając:<br>
{{tab}}— A cóż, jakże się ma moja prześliczna narzeczona?<br>
{{tab}}— Źle!... — odpowiedział sucho ex-kapitan. — Rozpacza... płacze.<br>
{{tab}}— Miała podobno dla owego Piotra Landry bardzo żywe uczucie?!...<br>
{{tab}}Jakób Lambert skinął głową potwierdzająco...<br>
{{tab}}— E!... — odpowiedział Maugiron — to przejdzie... wszystko przechodzi na tym bożym świecie!... Jak stary dziwak zacznie ciągnąć za sobą kulę u nogi w porcie Talonu lub Bestu, to przestanie zajmować jej myśli!...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ald0w01rd4jimz3i2arb7i7b9v1nt61
Tajemnica Tytana/Część druga/XXXVIII
0
1086427
3157024
2022-08-25T06:58:33Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=525 to=537 fromsection="X" tosection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
45gk2wg7np3kha71ztub47xquwxvcu8
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/551
100
1086428
3157025
2022-08-25T07:02:40Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— A pamiętaj!... Tajemnica!... Niech się nikt nie domyśli nawet cośmy mówili między sobą!...<br>
{{tab}}— Co do tego niech panienka będzie spokojna, prędzej by mi można wydrzeć ozór niżbym jedno słowo wygadał! ...
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" />
{{c|'''XL.'''|po=12px}}
{{c|'''{{Rozstrzelony|Więzie}}ń'''|w=110%|po=12px}}
Na drugi dzień, rano, Motyl przyszedł do Lucyny.<br>
{{tab}}— A cóż?!.. — spytała żywo młoda dziewczyna.<br>
{{tab}}— O! panienko — odpowiedział chłopiec — mam dużo rzeczy do powiedzenia panience...<br>
{{tab}}I zaraz, nie dając się prosić, zaczął opowiadanie, nie było rozwlekłe, streściemy go jednak w kilku wierszach.<br>
{{tab}}Ulicznik paryski ma w sobie coś z natury łasicy; jak ona, umie się wszędzie wśliznąć.<br>
{{tab}}Motyl znalazł jakiś pretekst, mniejsza o to jaki; wciśnięcia się do biura komisarza policyi, który aresztował Piotra Landry i zajmował się jego sprawą i tara zawiązał rozmowę z skromnym pomocnikiem sekretarza tegoż urzędnika.<br>
{{tab}}Dowiedział się przez niego, w którem więzieniu podmajstrzy został tymczasem zamknięty, a prócz tego zyskał doskonało wskazówki jako przedsięwziąść kroki aby być dopuszczonym do więźnia.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
97zi7a8sh415a9ijqe62iwtkg1kliwi
3157029
3157025
2022-08-25T07:08:19Z
Wydarty
17971
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— A pamiętaj!... Tajemnica!... Niech się nikt nie domyśli nawet cośmy mówili między sobą!...<br>
{{tab}}— Co do tego niech panienka będzie spokojna, prędzej by mi można wydrzeć ozór niżbym jedno słowo wygadał! ...
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" />
{{c|'''XL.'''|po=12px}}
{{c|'''{{Rozstrzelony|Więzie}}ń'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}Na drugi dzień, rano, Motyl przyszedł do Lucyny.<br>
{{tab}}— A cóż?!.. — spytała żywo młoda dziewczyna.<br>
{{tab}}— O! panienko — odpowiedział chłopiec — mam dużo rzeczy do powiedzenia panience...<br>
{{tab}}I zaraz, nie dając się prosić, zaczął opowiadanie, nie było rozwlekłe, streściemy go jednak w kilku wierszach.<br>
{{tab}}Ulicznik paryski ma w sobie coś z natury łasicy; jak ona, umie się wszędzie wśliznąć.<br>
{{tab}}Motyl znalazł jakiś pretekst, mniejsza o to jaki; wciśnięcia się do biura komisarza policyi, który aresztował Piotra Landry i zajmował się jego sprawą i tara zawiązał rozmowę z skromnym pomocnikiem sekretarza tegoż urzędnika.<br>
{{tab}}Dowiedział się przez niego, w którem więzieniu podmajstrzy został tymczasem zamknięty, a prócz tego zyskał doskonało wskazówki jako przedsięwziąść kroki aby być dopuszczonym do więźnia.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7ze0qwfdqbucgln0r79am0td4114bvq
Tajemnica Tytana/Część druga/XXXIX
0
1086429
3157026
2022-08-25T07:03:10Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=537 to=551 fromsection="X" tosection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
c7i4lw3iowb8whpambig1f3r0j5w048
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/559
100
1086430
3157027
2022-08-25T07:07:34Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— „Jak się masz mały Motylu!... Ho! ho!... jakoś widzę do góry głowę nosisz!... pycha cię nadyma... czy co!?... udajesz że nie poznajesz starych przyjaciół!... to wcale nie pięknie z twojej strony!...”<br>
{{tab}}— Spojrzałem tedy uważniej na tego faceta, i poznałem go nareszcie. Był to niejaki Saturnin, niezły sobie chłopiec, ale robotnik nie osobliwy!... Pracował on w zakładzie przez dwa lata, może go i panienka pamięta, a potem sobie poszedł... bo mu się robić nie chciało... i żyje sobie... jak sam mówi... z własnych funduszów...<br>
{{tab}}Nie czułem się wcale usposobionym do rozmowy, z kimkolwiek... odpowiedziałem więc bardzo grzecznie Saturmnowi, „dzień dobry” i chciałem co prędzej sunąć tu do panienki, ale on mnie nie puścił, a widząc, że mam ochotę dać nogę, wziął mnie pod rękę bez ceremonii i rzekł:<br>
{{tab}}— „Chwilkę cierpliwości, mój maleńki!... nie uciekaj tak prędko!... Przecież cię nie zjem... jestem twój przyjaciel, a nie żaden Turek! — i dodał ciszej — chcę z tobą pomówić o Piotrze Landry.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" />
{{c|'''XLI.'''|po=12px}}
{{c|'''{{Rozstrzelony|Saturni}}n.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}— Chciał z tobą pomówić o Piotrze Landry! — zawołała Lucyna.<br>
{{tab}}— Tak, panienko...<br>
{{tab}}— I cóż on ci mógł mieć do powiedzenia, o naszym nieszczęśliwym przyjacielu?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
1s2i6lh7dw2swdld1urxzxukah3he8e
Tajemnica Tytana/Część druga/XL
0
1086431
3157028
2022-08-25T07:08:01Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=551 to=559 fromsection="X" tosection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
ee81ptgsa07gb2hn4ny6ao0kzj3uhh5
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/568
100
1086432
3157030
2022-08-25T07:11:23Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{c|'''XLII.'''|po=12px}}
{{c|'''Wielki komedyant.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}Straszne męczarnie, które od ostatniej rozmowy z Maugironem, torturowały Jakóba Lambert; niepokoje okropne, które mu nie dawały spoczynku we dnie, i w nocy: trwoga, która go dreszczem przejmowała bezustannie, to o majątek swój, to o swoją wolność, a może nawet o życie, zbieliły prqwie zupełnie jego włosy i brodę, na których zaledwie dotychczas, tylko gdzieniegdzie siwy włos się ukazywał.<br>
{{tab}}Szeroka sina kresa, zarysowała się wokoło wklęsłych oczu i zaczerwienionych powiek; głębokie fałdy, podobne do szram, rozciągały się od nozdrzy i tworzyły jakby czarną opaskę dokoła zsiniałych ust; nakoniec policzki mu zapadły, zwiędły i pomarszczyły się... Twarz jego stała się podobną do maski, niemal bydlęcej, jaką widzimy zamiast twarzy, na starożytnych biustach Tybera.<br>
{{tab}}Jakób Lambert podniósł głowę, utkwił w Lucynie oczy ponure, których źrenice zblakłe, wydawały się w tej chwili jeszcze bledsze jak zwykle.<br>
{{tab}}— Chciałaś mnie widzieć, moje dziecko — rzekł wolno, z łagodną melancholią, ale bez tej serdeczności ojcowskiej, tak jak to słyszeliśmy w ich poprzednich rozmowach.<br>
{{tab}}— Tak, mój ojcze — odpowiedziała Lucyna.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
q57155cmc78uqff4z1q6zwg8soy59o0
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/567
100
1086433
3157031
2022-08-25T07:12:56Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>ukazał się na progu, trzymając w jednej ręce lampę, a w drugiej bilet, który podniósł z podłogi i odczytywał.<br>
{{tab}}Był on w tej chwili podobny do lunatyka, w stanie magnetycznego snu; jego wzrok bez wyrazu, błądził bezmyślnie, i nie spoczywał na niczem.<br>
{{tab}}Przeszedł obok Lucyny, prawie jej dotknął nie widząc, i szedł w głąb korytarza, lecz młoda panienka zatrzymała go, szepcząc głosem słabym i drżącym:<br>
{{tab}}— Mój ojcze!...<br>
{{tab}}Jakób Lambert zadrżał cały i odwrócił się szybko.<br>
{{tab}}— Ach! to ty! — rzekł tonem surowym.<br>
{{tab}}— Tak, mój ojcze...<br>
{{tab}}— Co tu robiłaś?...<br>
{{tab}}— Czekałam na odpowiedź...<br>
{{tab}}— Właśnie ci ją niosłem...<br>
{{tab}}— Mój ojcze, czy zgadzasz się mnie wysłuchać?...<br>
{{tab}}— Dobrze... możesz wejść, jestem gotów...<br>
{{tab}}Wymawiając te słowa, puścił przed sobą Lucynę, a skoro przeszła próg, zamknął drzwi za nią i spuścił rygiel. Potem podszedł do dużego biurka, które zajmowało największą ścianę w pokoju, i na tem biurku postawił lampę obok otwartego pudełka z pistoletami, następnie usiadł, i przez kilka sekund siedział tak nieruchomy i milczący.<br>
{{tab}}Lucyna patrzyła na niego ze zdziwieniem, i prawie ze strachem. Nie widziała go od czterech dni, a te cztery dni wystarczyły, aby się postarzał o kilka lat...
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9rdigt9lbizjio3njzshfta26ydp9m0
Tajemnica Tytana/Część druga/XLI
0
1086434
3157033
2022-08-25T07:13:31Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=559 to=567 fromsection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
aovvr2gdd4bjs4bhshwqsopnm8b8i2g
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/581
100
1086435
3157034
2022-08-25T07:18:07Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Nie cofnę się, mój ojcze — odpowiedziała Lucyna tonem stanowczym.<br>
{{tab}}Nachyliła czoło do ust Jakóba Lamberta, i nie dodawszy ani słowa wyszła z pokoju, w którym się odbyła scena, powyżej opisana, i poszła do siebie.<br>
{{tab}}Były kapitan Atalanty zamknął za nią drzwi, i zacierając ręce, podczas, kiedy błyski ponurej radości rozjaśniły jego twarz, rzekł sam do siebie:<br>
{{tab}}— Wygrałem!... Zwyciężyłem łatwiej niż się spodziewałem!... Przyznać istotnie trzeba... że ta scena samobójstwa, o którem mi się nie śniło, pomyślana była wybornie i odegrana po mistrzowsku!... Nie ma co mówić... Chybiłem powołanie!... Na scenie sławą bym się okrył!.. Jestem wielkim aktorem!...
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" />
{{c|'''XLIII.'''|po=12px}}
{{c|'''Niespodziewany list.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}Lucyna powiedziała istotną prawdę, zapewniając Jakóba Lamberta, że nie cofnie się przed poświęceniem. Była gotową oddać na ofiarę serce swojo i siebie, ale nic w tem znaczeniu, jakie, wymówione przez nią słowa wskazywać się zdawały.<br>
{{tab}}Chciała uratować za jaką bądź cenę człowieka, którego uważała za swojego ojca, ale sama myśl należenia do Maugirona, zostania żoną tego nędznika, wstrętem ją przej-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cb5hp9kgj2ktn2xp4ygwbic8og0zrd6
Tajemnica Tytana/Część druga/XLII
0
1086436
3157035
2022-08-25T07:18:44Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=568 to=581 tosection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
badouevxcf6m081t56cmwsaobsoo6k9
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/589
100
1086437
3157036
2022-08-25T07:22:13Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>pachnieć!... Na co to żądanie widzenia się ze mną, tak ni ztąd ni z owąd wynikłe!... Prosi o nie, albo raczej żąda go w sposób prawie rozkazujący?...<br>
{{tab}}Maugiron zastanowił się, podniósł list, odczytał go powtórnie i mówił dalej sam do siebie:<br>
{{tab}}— Dla czego mianowicie pisze, że pójdzie jutro wieczór do zakładu mego teścia!... jeżeli go nie przyjmę dziś?... Czyż on co wie?... I co wie mianowicie!?... Kryje się w tem wszystkiem jakaś tajemnica, a ze wszystkich niebezpieczeństw tego świata, tajemnica jest dla mnie niebezpieczeństwem najbardziej niepokojącem.<br>
{{tab}}Myśląc tak i mówiąc sam do siebie, młody człowiek podniósł oczy na zegar, którego wskazówki oznaczały godzinę dziesiątą bez pięciu minut.<br>
{{tab}}— Za chwilę, wszystkie moje wątpliwości będą wyświetlone — rzekł wstając z kanapy.<br>
{{tab}}Wdział na siebie coś w rodzaju surduta z niebieskiej flaneli, który w mieszkaniu swojem nosił zamiast szlafroka; wsunął dwa małe pistolety w kieszenie tegoż surduta; zapalił ślepą latarkę i wychodząc z domu drzwiami tylnemi, przeszedł ogród i udał się do kiosku.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
enqtuoo9nlgqx7v9behzr3a6najnwgb
Tajemnica Tytana/Część druga/XLIII
0
1086438
3157037
2022-08-25T07:22:45Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=581 to=589 fromsection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
ifrnbrzbsfo22hhoatx0oe4y2jb95t9
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/590
100
1086439
3157038
2022-08-25T07:25:50Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{c|'''XLIV.'''|po=12px}}
{{c|'''Wiewiór wraca na scenę.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}Dziesiąta godzina wybiła w chwili, gdy Maugiron wszedł do jedynego pokoju, znajdującego się w tym małym malowniczym pawilonie, którego przeznaczenie już znamy.<br>
{{tab}}Zaledwie zapalił świece w dwuramiennym świeczniku umieszczonym na konsoli, gdy usłyszał pukanie do zewnętrznych drzwi, w sposób umówiony...<br>
{{tab}}Otworzył je natychmiast, i spotkał się oko w oko z dawnym naszym znajomym Ravenouilletem, noszącym też miano Wiewióra.<br>
{{tab}}Twarz tego pospolitego bandyty, wyrażała pewność siebie, która mu nie była właściwą, a której przyczyny bezwątpienia szukać należało w obfitych libacyach, jakie tę wizytę poprzedzić musiały.<br>
{{tab}}Wiewiór w istocie pochłonął przed chwilą przestraszającą ilość absyntu, umyślnie dla dodania sobie odwagi i animuszu, których mu zawsze brakowało gdy się znajdował w obec Maugirona. Oczy jego błyszczały niezwykłym blaskiem, a jego miękki kapelusz, zuchowato nałożony na prawe ucho, nadawały mu minę prostego pijaka, awanturnika z rodzaju tych, którzy w szynkowniach, ich stałem miejscem pobytu będących, chętnie tłuką naczynia na głowach nieostrożnych gości.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
64ktfijpiw4labe76aeshcwd09j7jqz
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/599
100
1086440
3157039
2022-08-25T07:28:58Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>siebie czekać kilka minut... {{Korekta|Będzię|Będzie}} to dowód, że ja sam czekać muszę, aby dostać dla ciebie pieniądze...<br>
{{tab}}— Bądź spokojny, prześwietny Groźny... Załatwiaj swoje interesa i nie troszcz się o mnie!... Będzie mi tu doskonale w towarzystwie twojej starej Madery i kilku cygar, które prawdę powiedzieć trzeba, są wyborne.<br>
{{tab}}Dziwny uśmiech, o którym już wspominaliśmy okazał się znów na ustach Maugirona.<br>
{{tab}}— A więc rzecz skończona — rzekł — do jutra zatem!...<br>
{{tab}}Dwaj bandyci zamienili z sobą serdeczny uścisk ręki i Wiewiór wyszedł z kiosku, którego drzwi zamknęły się szybko za nim.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" />
{{c|'''XLV.'''|po=12px}}
{{c|'''{{Rozstrzelony|Wspólnic}}y.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}Wnętrze kiosku było bardzo żywo oświetlone, jak to wiemy, przez dwie świece w kandelabrze.<br>
{{tab}}Wiewiór znalazł się w położeniu człowieka zupełnie niewidomego, gdy go wychodzącego ze światła głębokie otoczyły ciemności.<br>
{{tab}}Zrobił dwa czy trzy kroki po omacku, i orjentował się jak mógł, aby znaleść wązkie drzwiczki pozostawione w parkanie, gdy w tem ciężka jakaś ręka spadla mu z nienacka na ramię; zo strachu aż zadrżał gwałtownie.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ck34de3eg1muera7ttblzn01xcghnbx
Tajemnica Tytana/Część druga/XLIV
0
1086441
3157040
2022-08-25T07:29:35Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=590 to=599 tosection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
1vnkx1dfxspoubruc5a11c0dg0tj89w
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/606
100
1086442
3157044
2022-08-25T07:33:17Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{c|'''XLVI.'''|po=12px}}
{{c|'''{{Rozstrzelony|Oczekiwani}}e.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}Godzina dziewiąta wybiła na wszystkich zegarach Paryża. Mężczyzna jakiś dorosły i kilkonastoletni wyrostek chodzili obok siebie krokiem wolnym tam i napo wrót nieopodal od więzienia, w którem zamknięty był Piotr Landry.<br>
{{tab}}Mężczyzną był Saturnin, chłopcem Motyl.<br>
{{tab}}Latarnia gazowa rozpościerała gwiaździste swe światło na około tych dwu, przechadzających się ludzi, którzy wskutek tego, znajdowali się w pełnem świetle.<br>
{{tab}}Żołnierz, z bronią na ramieniu chodził przed bramą więzienia.<br>
{{tab}}Wtem Saturnin zatrzymał się, i podniósłszy głowę, spojrzał gniewnie na latarnię, której światło stokrotnie powiększało silne reflektory i mruknął:<br>
{{tab}}— Diabelskie kopcidło!... Za chwilę będzie nam szelma, wściekle niewygodne, jak się z nami połączą przyjaciele nasi!...<br>
{{tab}}— Razi was to światło? — spytał Motyl.<br>
{{tab}}— Tak mnie razi, mój chłopcze, że nie możesz sobie tego nawet wyobrazić!...<br>
{{tab}}— Kiedy tak, to ja na komendę, w dwóch tempach i trzech ruchach... zatkam ślepie potworowi, aby nam nie błyszczał!... Co dobrze!?... nie trudna rzecz!...<br>
{{tab}}— Ty, Motylu?...<br>
{{tab}}— Ja, w mojej własnej osobie.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
1q2nqkic5nkmn0zmivp2yu6dyndbnub
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/605
100
1086443
3157045
2022-08-25T07:35:56Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>uchylić drzwi. Drżącą ręką usunął je i rzucił wewnątrz okiem.<br>
{{tab}}Ten jeden rzut oka wystarczył mu, aby dojrzał rozciągniętego trupa twarzą do ziemi.<br>
{{tab}}Cofnął się, i gwałtownym ruchem zatrzasnął drzwi za sobą. Dwa razy zakręcił klucz w zamku i szybkim krokiem powrócił do siebie.<br>
{{tab}}Idąc, szeptał sam do siebie.<br>
{{tab}}— Któżby mógł powiedzieć, kto pomyśleć, że ja tu jestem winien?... że to ja zabiłem tęgo człowieka!... Ja mu nic złego nie zrobiłem... nic nie chciałem złego... sam się ukarał!... Wszystko się składa jaknajlepiej, i teraz nie mam się już czego obawiać!...<br>
{{tab}}Takiem rozumowaniem, uspokoiwszy swoje sumienie. Jeżeli je miał, Maugiron usunął z myśli wspomnienie tego smutnego wypadku, i nie myślał już o niczem więcej jak tylko o uroczystym akcie jaki miał nastąpić tegoż wieczoru do ustalenia swego przyszłego losu, na podstawach silnych i niewzruszonych.<br>
{{tab}}O godzinie ósmej, ubrany z najwyższą elegancyą, w strój, któremu najmniejszego zarzutu zrobić nie było można, wsiadł do karety i kazał się zawieść do zakładu.<br>
{{tab}}O godzinie punkt dziesiątej miało nastąpić odczytanie i podpisanie kontraktu.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0m6m0vt3wi2w3fvpgj3c84zxnb04meg
Tajemnica Tytana/Część druga/XLV
0
1086444
3157046
2022-08-25T07:36:42Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=599 to=605 fromsection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
gh4mb7n3u61p6eo0frx7bbcttwlabjj
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/615
100
1086445
3157047
2022-08-25T07:41:08Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{c|'''XLVII.'''|po=12px}}
{{c|'''Intercyza przedślubna.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}Piotr Landry, tylko pozornie wyrzekł się zamiaru ujrzenia Lucyny, jeszcze tego wieczora. Całotygodniowe rozłączenie, spotęgowało nadmiarę jego czułość ojcowską. Nie byłby się cofnął przed żadnem niebezpieczeństwem, byłby gotów nawet życie zaryzykować, dla tego tylko aby popatrzeć przez chwilę na słodką twarzyczkę swojej ukochanej córki, i usłyszeć jej srebrny głosik...<br>
{{tab}}To też, zaledwie Motyl wybiegł z Tytana, Piotr Landry zamiast rzucić się na posłanie i w śnie pokrzepiającym szukać zapomnienia przebytych cierpień, wstał, zmienił ubranie, włożył perukę, zakrył twarz fałszywą brodą, opuścił bezpieczną swoją kryjówkę i wyszedł na nadbrzeżną ulicę.<br>
{{tab}}Za chwilę stanął naprzeciw domu pana Verdier.<br>
{{tab}}Piotr Landry, posiadał klucz od furtki, którego nie oddał w chwili gdy go aresztowano.<br>
{{tab}}Plan jego był prosty, i powinien był, podług wszelkiego prawdopodobieństwa udać się zupełnie, jeżeli jakie nadzwyczajne okoliczności nie staną mu na zawadzie. Spodziewał się wejść do zakładu, nie zwróciwszy niczyjej uwagi, przesuwając się pod murem aż do samego pawilonu, a gdy już się tam dostanie, nie wątpił wcale, że los sam nastręczy mu sposobność zobaczenia Lucyny. Zdziwił się więc niopomału, i przykrego bardzo doznał zawodu, gdy zobaczył w dziedzińcu z pół tuzina powozów i karet, oraz<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7k4png6vy4ztrdzdbof5085t6k4y9lh
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/614
100
1086446
3157048
2022-08-25T07:43:11Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— A {{Korekta|coż|cóż}}?... — spytała...<br>
{{tab}}— Ocalony! — odpowiedział.<br>
{{tab}}Te krótkie tylko słowa zamienili między sobą.<br>
{{tab}}Oczy młodej panienki w jednej chwili żywym zapałały blaskiem, który jednak zgasł natychmiast. Usta jej wyszeptały cichą modlitwę dziękczynną; potem wróciła do salonu i rzekła do Jakóba Lambert:<br>
{{tab}}— Jak zechcesz mój ojcze, jestem gotowa...<br>
{{tab}}Były kapitan Atalanty czekał tylko tych słów, i Bóg jeden tylko wie z jaką na nie czekał niecierpliwością!... Zdawało mu się jakby mu olbrzymi ciężar spadł z serca; twarz jego rozjaśniła się i przybrała wyraz niezwykłego zadowolenia. Zwracając się do notaryusza rzekł:<br>
{{tab}}— Panie notaryuszu, jesteśmy na pańskie rozkazy, bądź pan łaskaw, proszę bardzo zacząć czytać intercyzę...<br>
{{tab}}— Nareszcie! — szepnęli zaproszeni.<br>
{{tab}}Maugiron podniósł głowę z miną tryumfującą i powtórzył za innemi:<br>
{{tab}}— Nareszcie!...<br>
{{tab}}Notaryusz usiadł przy małym stoliku, pomiędzy dwoma kandelabrami pięcioramiennemi i rozłożył wielki portfel w czerwony safian oprawny, w którym była dotąd zamkniętą intercyza przedślubna.<br>
{{tab}}Jakób Lambert położył na stole, obok tego portfelu, pudełeczko z czarnej skóry, zawierające w sobie czek na dwa miliony franków płatny w Banku Państwa...
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fv5jlzo47ickfuz9y8sgkj83eg4h6dc
Tajemnica Tytana/Część druga/XLVI
0
1086447
3157049
2022-08-25T07:44:45Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=606 to=614 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
pdqudml0l8ub636qbxkq4x6mutsamsz
Tajemnica Tytana/Część druga/XLVII
0
1086448
3157050
2022-08-25T07:45:45Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=615 to=625 tosection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
n0q2jt0fb4966ja45q9em7nv1nx4qug
3157051
3157050
2022-08-25T07:46:29Z
Wydarty
17971
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
|następny =
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=615 to=625 tosection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
gabz8lv90r9pucota5z2vx4n6k03tbf
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/326
100
1086449
3157062
2022-08-25T10:15:29Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Użyteczność i prawdopodobne rezultaty tej szatańskiej przebiegłości, odgadnąć łatwo i nie zdaje nam się żeby było potrzebnem {{Korekta|blizsze|bliższe}} wywodzić szczegóły w tym przedmiocie i tłomaczyć je naszym czytelnikom. Urzędnik mogąc sądzić tylko z pozorów, przyjął Maugirona bardzo dobrze, odebrał skargę, ubolewał nad tem, że jeszcze zdarzają się w Paryżu objawy takich dzikości, między klasami robotniczemi pod koniec dziewiętnastego stulecia, i zapewnił, że wezwie Piotra Landry do swojej kancelaryi zaraz na drugi dzień, i na pierwszy raz skarci go, zanim do surowszych środków wziąć się będzie zmuszony.<br>
{{tab}}W kilka minut po odejściu Maugirona powozik, którego konie były całe okryte białą pianą, zatrzymał się przed zakładem.<br>
{{tab}}Lucyna Verdier zeń wysiadła.<br>
{{tab}}Andrzej de Villers, nieruchomy i zatopiony w smutnych dumaniach, był jeszcze na tem samem miejscu gdzieśmy go pozostawili, na końcu poprzedniego rozdziału.<br>
{{tab}}Młoda dziewczyna zbliżyła się żywo do niego.<br>
{{tab}}— Panie Andrzeju — spytała się — czy mój ojciec przyjechał?...<br>
{{tab}}— Nie, pani — odpowiedział kasyer.<br>
{{tab}}— Tem lepiej, bo ja najgoręcej pragnę aby się dziś nie dowiedział o niczem, a {{Korekta|opuźnienie|opóźnienie}} się jego pozwoli nam zapanować nad sobą i przybrać wyraz twarzy obojętny... Co do pana, panie Andrzeju, przyjdzie to panu z trudnością, gdyż jak widzę, jesteś jeszcze bledszy i więcej przygnębiony niż w chwili kiedy się z panem rozsta-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9723a55j2sd3g1962tjvd573emxtxrw
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/327
100
1086450
3157063
2022-08-25T10:17:01Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Pani znajduje? — jąkał młody człowiek, nie wiedząc co mówi.<br>
{{tab}}— Tak jest, i to źle... załatwiłam co było najpilniejszego.
Bankier mojego ojca dał pieniądze natychmiast, i oto weksle podpisane i akceptowane przez nasz dom... Wszystko jest zapłacone, i katastrofa tej nocy redukuje się tylko do straty materyalnej, znacznej to prawda, ale która nie prowadzi do ruiny naszego domu, ani też nie przyniesie uszczerbku naszemu kredytowi....Jutro wybiorę godzinę i wyznam wszystko. Mój ojciec jest dosyć bogaty, aby znieść podobną stratę, i dzięki niebu jest dosyć sprawiedliwy aby pana nie czynić długo odpowiedzialnym za nieszczęście, co do którego jesteś zupełnie niewinny... Wiem dobrze że z razu, gniew jego będzie straszny, ale ja ukoję pierwszy wybuch, to zapewniam pana że się wkrótce uspokoi... Nakoniec, aby wszystko jednem słowem wyrazić, mam nadzieję, panie Andrzeju, że pan będzie mógł zatrzymać nadal swoje stanowisko wpośród nas.<br>
{{tab}}Młody człowiek spuścił smutnie głowę.<br>
{{tab}}— Czy pan nie dzielisz mojego przekonania?... — spytała Lucyna.<br>
{{tab}}— Niestety, nie, pani!<br>
{{tab}}— Dla czego?... Wątpisz pan, aby mój ojciec był sprawiedliwy?...<br>
{{tab}}— Nie pozwoliłbym sobie wątpić — odpowiedział kasyer — ale na nieszczęście pan Verdier będzie w swojem prawie jeśli mi będzie czynił wyrzuty, które ja sobie sam z goryczą najgłębszą od dzisiejszego dnia robię... Jestem winien!... powinienem się był zastanowić nad odpowiedzialnością, jaką ściągam na siebie, i nie opuszczać tej<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
i75jjqt72hhxp66b2m84ka6j12jyfk3
Wikiskryba:Maniues/Żurawiejki na pułki kawalerii
2
1086451
3157064
2022-08-25T10:18:21Z
Maniues
29968
—
wikitext
text/x-wiki
{{Nagłówek|tytuł=Żurawiejki na pułki kawalerii|autor=Autorzy nieznani}}
{{Dane tekstu
| autor = Autorzy nieznani
| tytuł = Żurawiejki na pułki kawalerii
| źródło = artykuł "Żurawiejka" w Wikipedii, inne wersje powszechnie znane
| wikipedia = Żurawiejka
}}
{{Wulgaryzmy}}
{{Dawny|okolicach lat 20. XX wieku}}
== Wstęp ==
<poem>
Kto tradycji nie szanuje,
Niech nas w dupę pocałuje.
</poem>
== Refren ==
<poem>
Lance do boju, szable w dłoń
Bolszewika goń, goń, goń!
Lance do boju, szable w dłoń
Bolszewika goń, goń, goń!
</poem><br>
== 1 Pułk Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego ==
<poem>
Zawsze dumny z szefa swego,
To szwoleżer Piłsudskiego.
</poem><br>
<poem>
Więcej panów niż frajerów,
To jest pierwszy szwoleżerów.
</poem><br>
<poem>
Trochę panów i malarzy,
To jest pierwszy pułk koniarzy.
</poem><br>
<poem>
Ciesz się dzielny szwoleżerze,<ref>Inna wersja: Ciesz się bracie szwoleżerze</ref>
Masz protekcję w Belwederze.
</poem><br>
<poem>
Z adiutantów i lekarzy
Ma Warszawa pułk gówniarzy
</poem><br>
<poem>
Siedzą sobie tak w Warszawie
Przy kieliszku i przy kawie
</poem>
== 2 Pułk Ułanów Grochowskich ==
<poem>
Przy kieliszku koić troski,
Zwykł ułanów pułk grochowski[7].
</poem><br>
<poem>
Lampas z gaci, płaszcz z gałganów
To jest drugi pułk ułanów
</poem><br>
<poem>
Pomną sotnie Budionnego
Pułk ułanów Dwernickiego
</poem><br>
== 5 Pułk Ułanów Zasławskich ==
<poem>
Kto zegarki w polu zbiera?
To jest piąty pułk Hallera
</poem><br>
<poem>
Wycierają wszystkie kąty
To ułanów jest pułk piąty
</poem><br>
<poem>
W krwawej szarży pod Zasławiem
Pułk zasłużył się Warszawie
</poem><br>
<poem>
Krwawo podły wróg odczuje
Gdy Zasławczyk nań szarżuje
</poem><br>
<poem>
Tępi chamów jak cholera
Pułk ułanów od Hallera
</poem><br>
<poem>
A kto hadów poniewiera
To jest piąty pułk Hallera
</poem><br>
== 10 Pułk Ułanów Litewskich ==
<poem>
Z Litwy borów, pól i łanów,
to dziesiąty pułk ułanów.
</poem><br>
<poem>
A rozkazów kto nie słucha,
to dziesiąty pułk Obucha.
</poem><br>
<poem>
Jedzie ułan z dziesiątego,
wyją psy na widok jego.
</poem><br>
<poem>
W Dniepru wodach konie poi,
pułk dziesiąty – pomni moi.
</poem><br>
<poem>
O dziesiątym nic nie wiemy,
Więc go chwalić nie będziemy.
</poem><br>
== 15 Pułk Ułanów Poznańskich ==
<poem>
A kto wroga krwią zbroczony?<ref>Inna wersja: Kto bolszewicką krwią zbroczony?</ref>
To piętnasty pułk czerwony.
</poem><br>
<poem>
Skąd piętnasty jest czerwony?
Bolszewików krwią zbroczony.
</poem><br>
<poem>
Ostróg brzęk w Poznaniu dzwoni,
To z piętnastki są czerwoni.
</poem><br>
<poem>
Lepiej zginąć na dnie sracza,
Niźli służyć u Kiedacza.
</poem><br>
<poem>
Wciąż gotowi do kochania,
To ułani są z Poznania.
</poem><br>
<poem>
Pusta kieszeń, a gest pański,
To piętnasty pułk ułański.
</poem><br>
== 16 Pułk Ułanów Wielkopolskich ==
<poem>
Piją z beczki, nie pijani
To bydgoscy są ułani
</poem><br>
<poem>
Wśród taborów sieje grozę,
To szesnasty pułk aus Posen.
</poem><br>
<poem>
Gdzie nas wiodło? Aż na Litwę,
Znacie dobrze naszą sitwę.
</poem><br>
<poem>
Ten co psuje szyk ułański,
To szesnasty pułk poznański.
</poem><br>
<poem>
Lampas z gaci, koc z gałganów,
To szesnasty pułk ułanów.
</poem><br>
<poem>
Eleganccy, wszędzie znani,
To bydgoscy są ułani.
</poem><br>
<poem>
Zawsze łasy na niewiasty,
To ułanów pułk szesnasty.
</poem><br>
== 17 Pułk Ułanów Wielkopolskich ==
<poem>
Czy to świta, czy to dnieje,
Siedemnasty zawsze wieje.
</poem><br>
<poem>
Czy noc ciemna, czy też dnieje,
Siedemnasty zawsze wieje.
</poem><br>
<poem>
Czy to świta, czy to dnieje,
Siedemnasty dobrze grzeje.
</poem><br>
<poem>
Zbiorowisko wielkich panów,
Siedemnasty pułk ułanów.
</poem><br>
<poem>
Środowisko wielkich panów,
Siedemnasty pułk ułanów.
</poem><br>
<poem>
Na pół chamski, na pół pański,
Siedemnasty pułk ułański.
</poem><br>
<poem>
Trochę panów, trochę chamów,
Siedemnasty to ułanów.
</poem><br>
<poem>
Trochę chłopów, trochę panów,
Siedemnasty pułk ułanów.
</poem><br>
<poem>
Trochę panów, trochę chamów –
Siedemnasty pułk ułanów.
</poem><br>
<poem>
Jaśniepański i ziemiański,
Siedemnasty pułk ułański.
</poem><br>
<poem>
Wielkopolski, jaśniepański,
Siedemnasty pułk ułański.
</poem><br>
<poem>
Siedemnasty, jak to snadnie,
Bije wroga gdzie popadnie.
</poem><br>
== 18 Pułk Ułanów Pomorskich ==
<poem>
Pełen manier ładnych dworskich,
Osiemnasty pułk pomorski.
</poem><br>
<poem>
Wiać przez morze na Pomorze
Osiemnasty zawsze może
</poem><br>
<poem>
Mają dupy jak z mosiądza
To ułani są z Grudziądza
</poem><br>
<poem>
Osiemnasty spod Libawy,
Przywiózł panny dla zabawy.
</poem><br>
<poem>
Czy śnieg pada, czy deszcz leje
Osiemnasty zawsze wieje.
</poem><br>
== 19 Pułk Ułanów Wołyńskich ==
<poem>
Dziewiętnasty to hołota,
Bo na konie siada z płota.
</poem><br>
<poem>
Słynny z mordów i pożarów,
Dziewiętnasty pułk batiarów.
</poem><br>
<poem>
Swoich grabi, cudzych łupi
Dziewiętnasty nie jest głupi.
</poem><br>
<poem>
Dziewiętnasty tym się chwali:
Na postojach wioski pali.
</poem><br>
<poem>
Gwałci panny, gwałci wdowy
Dziewiętnasty pułk morowy.
</poem><br>
<poem>
Same łotry i wisielce,
To są Jaworskiego strzelce.
</poem><br>
<poem>
Bić, mordować - nic nowego,
Dla ułanów Jaworskiego.
</poem><br>
<poem>
Wroga gnębić, wódkę pić,
Jaworczykiem trzeba być.
</poem><br>
== 22 Pułk Ułanów Podkarpackich ==
<poem>
Śmierdzą naftą, robią długi,
To jest Pułk „Dwudziesty drugi”.
</poem><br>
<poem>
Tańczą świetnie i namiętnie,
Panny ich całują chętnie.
</poem><br>
<poem>
Piją wino robią długi
To jest Pułk „Dwudziesty drugi”.
</poem><br>
== 23 Pułk Ułanów Grodzieńskich ==
<poem>
W boju krepkij, w miru sławnyj
„Dwadcat trietij” – prawosławnyj.
</poem><br>
<poem>
Wodku piju, samyj gławnyj
„Dwadcat trietyj” – prawosławnyj.
</poem><br>
<poem>
Kto przykładem w boju świeci?
To jest pułk dwudziesty trzeci!
</poem><br>
<poem>
Są naiwni jak te dzieci
Ułański dwudziesty trzeci!
</poem><br>
== 24 Pułk Ułanów ==
<poem>
Gubi lance gówno warty,
To jest Pułk Dwudziesty Czwarty!
</poem><br>
<poem>
Piją wina pełne dzbanki,
kochają ich Lublinianki.
</poem><br>
<poem>
Piją wódę, grają w karty.
To jest Pułk Dwudziesty Czwarty.
</poem><br>
<poem>
Prawda to od wieków znana:
nie masz pana nad ułana!
</poem><br>
<poem>
Już nie konny. Motorowy.
Zawsze dzielny i morowy.
</poem><br>
<poem>
Zamiast koni – koń parowy.
Kochają nas Białogłowy
</poem><br>
== Inne wersje ==
=== Refren ===
<poem>
Lance do boju, szable w dłoń
Bolszewika goń, goń, goń
Żuraw, żuraw, żurawia
Żurawiejka ty maja!
</poem><br>
----
<br><poem>
Lance do boju, szable w dłoń
Bolszewika goń, goń, goń
Żura, żura, żura ma
Żurawiejka ty moja!
</poem><br>
----
<br><poem>
Lance do boju, szable w dłoń
Bolszewika goń, goń, goń!
Lance do boju, szable w dłoń
Bolszewika goń!
</poem><br>
{{MixPD|Anonimowy}}
qx9fpktyfckjqiblcrd22ai9o6ea9tn
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/328
100
1086452
3157065
2022-08-25T10:18:48Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>nocy stanowiska pod żadnym pozorem!... Tym sposobem byłbym może przeszkodził w spełnieniu zbrodni, albo przynajmniej dałbym się był zabić broniąc pieniędzy jakie mi były powierzone!...<br>
{{tab}}Andrzej milczał przez kilka sekund, potem dodał:<br>
{{tab}}— To jeszcze nie wszystko, panno Lucyno, od pani wyjazdu zdarzyło się drugie nieszczęście, innej natury niż pierwsze, ale nie mniej niemożliwe do naprawienia...<br>
{{tab}}Młoda dziewczyna zadrżała.<br>
{{tab}}— Drugie nieszczęście... — powtórzyła. — Oh! mój Boże co mi pan powiesz!?...<br>
{{tab}}Andrzej znał całe przywiązanie Lucyny do podmajstrzego, zawahał się przed wypowiedzeniem, ale w oczach panny Verdier malowało się takie cierpienie, że nie chciał już przewlekać go dłużej.<br>
{{tab}}— Rzecz dotyczy Piotra — szeptał.<br>
{{tab}}Lucyna zbladła. Pan de Villers szybko opowiedział scenę, jaka się odbyła pomiędzy podmajstrzym i Maugironem, i zawiadomił ją o denuncyacyi tego ostatniego.<br>
{{tab}}— To niepodobna — krzyknęła młoda dziewczyna, po wysłuchaniu opowiadania aż do końca. Była mocno wzruszoną, łzy oczy jej napełniały. — To niepodobna!... Piotr nie mógł być mordercą... on nie mógł być skazanymi... nie wierzę temu!... nie wierzę nigdy!...<br>
{{tab}}— Rzecz jednakże jest aż nadto pewną, pani — rzekł kassyer.<br>
{{tab}}— Jakto!?... więc i pan go obwiniasz?...<br>
{{tab}}— Niech mnie Bóg uchowa... daleki jestem od obwinienia go, kocham go, a co więcej szanuję, ale nie ma sposobu zaprzeczyć jego własnym słowom?...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
am85ab31mf6501cgu6o2yar5genhq2b
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/329
100
1086453
3157070
2022-08-25T10:20:48Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— On się więc przyznał?...<br>
{{tab}}— Tak... dodał nawet że pan Verdier, ojciec pani, zna jego przeszłość...
<br>
{{tab}}— Widzi więc pan — zawołała Lucyna gorąco — mój ojciec, znał jego mniemany występek, nie wypędził go z zakładu i pozwalał mu zbliżać się do mnie bezustannie, okazywać mi swoje przywiązanie... A zatem nie gardził nim...<br>
{{tab}}— To jest oczywiste i niezaprzeczone — odpowiedział pan de Villers.<br>
{{tab}}Młoda dziewczyna wyrzekła.<br>
{{tab}}— Dziś więc jeszcze... za chwilę... zobaczę się z Piotrem...
Pomówię z nim... spytam go się o całą prawdę, i jestem z góry pewna, że jeżeli spełnił kiedyś czyn, który się wydaje złym: fatalne okoliczności o których nie wiemy i nie możemy wiedzieć są więcej czynu tego sprawcami niż on sam.<br>
{{tab}}— Ja także myślę tak samo jak pani, ale na nieszczęście, czy Piotr jest zbrodniarzem czy niewinnym, następstwa jego skazania będą też same...<br>
{{tab}}— O jakich następstwach pan mówi?...<br>
{{tab}}— Będzie musiał opuścić zakład...<br>
{{tab}}— Pod żadnym pozorem... Przecież mój ojciec zatrzyma go, ja ręczę...<br>
{{tab}}— Pan Verdier nie będzie panem w działaniu... będzie miał ręce związane.<br>
{{tab}}— Jakto?... co pan chce przez to powiedzieć?...<br>
{{tab}}— Ja mówię, że jeżeli pan Verdier oprze się zatrzymać swojego podmajstrzego, robotnicy usuną się jednomyślnie...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
f4iseki5mvakhespqi2bzo7kxgo3k6u
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/330
100
1086454
3157075
2022-08-25T10:23:34Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Mój Boże!... cóż im zrobił biedny Piotr, aby był tak przez nich potępiony!...<br>
{{tab}}— On im nic nie zrobił, pani, i ci zacni ludzie, dziś rano jeszcze, mieli dla niego wiele miłości i szacunku...<br>
{{tab}}— A obecnie?...<br>
{{tab}}— Obecnie odmawiają bez żadnej wątpliwości pracowania razem ze skazanym, z więźniem, z wypuszczonym z rąk sprawiedliwości, z recydywistą, jak oni mówią...<br>
{{tab}}— Ale jeżeli ten skazany, zasługuje sto razy więcej na litość niż na potępienie?...<br>
{{tab}}— Nie wiem coby się wtedy stało gdyby wiedzieli, ale oni nie wiedzą i nic nie powinni wiedzieć, panno Lucyno...<br>
{{tab}}— Dobrze więc! — krzyknęła młoda dziewczyna z uczuciem — ja ich objaśnię!... ja im przedstawię winę Piotra, jak sama będę wiedziała, z jego własnych ust najmniejsze szczegóły, które się tego dotyczą!... Zobaczemy czy mnie nie usłuchają, czy mi nie uwierzą i czy, skoro ja ich błagać będę pozostaną głuchymi na moje prośby!... Ach! więc to ten człowiek, ten pan Mougiron!... Teraz kiedy wiem ile {{Korekta|rzobił|zrobił}} złego jednem słowem, zdaje mi się, że go nienawidzę z całej mojej duszy!..<br>
{{tab}}Lucyna podniosła chustkę do swoich łzami zwilżonych oczów i dodała:<br>
{{tab}}— Wracam do siebie... Czy pan nie będzie tyle łaskaw, panie Andrzeju, iść poszukać tego biednego Piotra, który się pewnie czuje najnieszczęśliwszym z ludzi, i przyprowadzić mi go... ja chcę go wyspowiadać natychmiast... trzeba jak tylko można {{Korekta|najprędziej|najprędzej}} wywieść go z położenia tak boleśnego jak to w jakiem się znajduje.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pqw32y5zapyrxr6rngig1soxt17iwhb
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/331
100
1086455
3157079
2022-08-25T10:25:40Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Idę, pani...<br>
{{tab}}Andrzej zrobił kilka kroków ku zakładowi, ale się wstrzymał zaraz.
Usłyszano krzyki rozlegające się nad portem, i robotnicy jeden za drugim biegnąc ku bramie zakładu, rzucili się na nadbrzeżną ulicę ciskając w górę czapki i kapelusze.<br>
{{tab}}— Co się tam dzieje — szeptała Lucyna.<br>
{{tab}}— Ojciec pani wraca na swoim statku „Tytan...“ — odpowiedział pan de Villers.<br>
{{tab}}— Mój ojciec... — powtórzyła Lucyna — ach! kiedy tak, to nie mogę się już niczem zajmować, w tej chwili tylko jego przyjęciem.
Trzeba odłożyć na później rozmowę z Piotrem... Mój Boże, drżę cała... aby tylko jakie słowo niedyskretne, wymówione wypadkiem, nie zdradziło tego co się stało tej nocy... gdyby mój ojciec dowiedział się z innych ust jak moich, coby to się działo... drżę na samą myśl...<br>
{{tab}}— W tym względzie bądź pani bez obawy... ręczę pani za wszystkich naszych robotników... wreszcie żaden z nich mówić nie będzie, nie pytany, a pani wie, że pan Verdier nie jest rozmowny... a potem jakżeby mu mogło przyjść pytać o to czego się nie {{Korekta|do myśla|domyśla}}?<br>
{{tab}}Andrzej wcale się nie mylił objaśniając Lucynę co do przyczyny zgiełku o jakim kilka wierszy wyżej mówiliśmy.<br>
{{tab}}„Tytan,“ duży i mocny statek, obładowany drzewem budulcowem bardzo znacznej wartości, przybijał właśnie do portu, a marynarze zajęci byli przymocowaniem go w forcie wprost zakładu, zupełnie w tem samem miejscu jakie wczoraj zajmował próżny statek, w którem wi-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
t156jojjbq3zqjd5hvyqlah31qnaoph
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/332
100
1086456
3157081
2022-08-25T10:27:18Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>dzieliśmy Wiewióra i Goberta, kryjących się na chwilę wcześniej przed wyjściem Andrzeja z pawilonu na owe zgubne ''rendez-vous'' dane mu przez Maugirona.<br>
{{tab}}Właściciel Tytana, Achiles Verdier stał milczący w tyle, z rękami skrzyżowanemi na piersi, przyglądając się robotnikom wzrokiem ponurym.<br>
{{tab}}Skoro tylko przymocowanie statku zostało dokonane, wyskoczył on na port nie czekając aby mu rzucono zaimprowizowany z desek chodnik i zaledwie odpowiadając na powinszowania szczęśliwego powrotu robotników, przeszedł próg bramy zakładu.<br>
{{tab}}Kapitan Tytana miał około piędziesięciu lat w chwili gdy go na nowo przedstawiamy naszym czytelnikom, którzy stracili go z oczów na lat piętnaście. Ten przeciąg lat piętnastu sprowadził ogromne zmiany w jego twarzy, w jego postawie, w całej jego osobie.<br>
{{tab}}Trudno było odnaleść w nim śladów człowieka wykształconego, dobrze wychowanego, o wzięciu arystokratycznem, któreśmy poznali niegdyś.<br>
{{tab}}Siatka niezliczonych zmarszczek głębokich, pokrywała jego brunatną i pargaminową skórę twarzy zawsze jeszcze pięknej, ale którą prawie w trzech częściach przykrywała broda zapuszczona i ostra w dotknięciu.<br>
{{tab}}Włosy, bardzo gęste jak niegdyś, spadały na policzki w kosmykach okrytych pyłem, które zaczynały trochę dopiero siwieć na skroniach.<br>
{{tab}}Członki zachowały tąż samą giętkość i żywość ruchów jakie miały przed laty, ale w skutek zmęczenia może po długiej podróży, okazywało się już pewno pochylenie i zaokrąglenie łopatek.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4dd9fcjkpqp3kupz8d0rih0n94uy24n
Strona:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf/4
100
1086457
3157096
2022-08-25T10:46:49Z
Fallaner
12005
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{Separator linia|200px|3px|przed=1em|po=0.5em}}
{{c|Drukiem i drzeworytem|w=85%}}
{{c|{{roz|Blaziusa Höfel w Wiedni}}u.|po=1em}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
b0aagb1mpb7sr8bc83z86stjjvaxhye